Strona 14 z 32
: 12 paź 2017, 23:02
autor: Ostatnie Ogniwo
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Uważnie obserwowałem całej sytuacji. Cały czas czekałem na werdykt tego zdarzenia. Każdy coś mówił, zapanował chaos. Zorza pokłóciła się z Epi. Ferida się zgodziła, ale znowu coś poszło nie tak.
~
Odkąd byłem mały szukałem choć odrobiny trochę zaufania, ale ani razu tego nie doświadczyłem. Nigdy mi nie zaufałaś. Teoretycznie nadal jestem twoim synem, ale ty pewnie wolisz, żeby mnie tu nie było, nie wiem czy chcę takiej matki, która nie okazuje zaufania swojemu synowi ~ tą wiadomość usłyszała Opoka, tylko Opoka. Potem mój wzrok przeniósł się na Wzburzonego. Ile można było na niego czekać. Już myślałem, że nigdy nie przyjdzie.
~
Coś długo ci to zajęło, lada moment i byłaby tu niezwykła jatka ~ powiedziałem mentalnie do wodnego uśmiechając się do niego. Następnie wzrokiem wróciłem do Zmory spoglądając na nią.
~
Czyli wszyscy są zadowoleni, ale Zmoro ja też bym chciał iść jako eskorta Feridy, wiem że pewnie nic się nie stanie, ale chcę mieć pewność, że dotarła bezpiecznie do bariery. Nie będę nic kombinował, bo walka z tobą i Gonitwą to byłoby samobójstwo z mojej strony. Będę po prostu szedł ~ umysł Zmory wypełnił się tą wiadomością. Mi pozostało jedynie czekać na dalszy rozwój wydarzeń.
: 14 paź 2017, 10:08
autor: Gonitwa Myśli
Zmrużyła delikatnie ślepia, słysząc o niejakiej Księżycowej Łunie. Zabiła Krwistego... a wiec adept stał tu tylko za zasługą Aterala. Popatrzyła krótko po nim i po Opoce, badawczo, ale nic poza tym. Wnioski wyciągnie potem.
Kiwnęła tylko łbem w zgodzie na jej rolę jako jako przewodnika w przeprowadzeniu Feridy wzdłuż granicy. Natomiast gdy samotniczka i odrzuciła tą propozycję, zasłaniając się brakiem poczucia bezpieczeństwa, uśmiechnęła się drwiąco, może z niejakim znudzeniem.
– Nie mam żadnego powodu ani chęci, by czynić ci krzywdę – odezwała się, tonem zabarwionym ponurym rozbawieniem. Póki wyrok śmierci na samotniku był odroczony, to nie miała zamiaru unosić niepotrzebnie pazurów. Szczególnie, że Ferida zdawała się ważna dla Zorzy... bardzo ważna, jeśli siostra stawiała ją na równi z domniemaną córką.
Szafirowe ślepie smoczycy rozbłysło zainteresowaniem, ale i delikatną dezaprobatą, gdy wojowniczka obserwowała Zorzę. Łowczyni użyła dosyć mocnych słów, i oby ich nie pożałowała...
Brązowa zastrzygła uchem, obracając łeb w stronę samczego głosu. Zmarszczyła pysk z mieszaniną obrzydzenia, zażenowania i zmęczenia, widząc sylwetkę czarodzieja. No tak. Widocznie przeliczyła się sądząc, że Woda nie miała zamiaru wściubiać nosa tam, gdzie popadnie, siejąc chaos i niechęć. Mąciwody, nigdy się nie nauczą.
Wywróciła ślepiami, nawet nie zamierzając słuchać czarodzieja. Niech się produkuje, i tak pewnie nie powie niczego, co nie zostało już zasugerowane.
Rozluźniła się minimalnie, kierując wzrok na Opokę, oczekując jej decyzji.
: 22 paź 2017, 23:16
autor: Zmierzch Gwiazd
Jakoś niespecjalnie obchodziła ją kłótnia dwóch cienistych, czyli Miedzianej i Zorzy. Robiły tutaj tylko niepotrzebne zbiegowisko, nic nie wnosząc do sprawy. Zamiast tego kłóciły się, odwlekając tylko to, co było już pewne. Dziwiła się, że Zmora jeszcze nie zrobiła z nimi porządku.
Spojrzała się w bok. Ten cholerny głos. W całym swoim życiu zdecydowanie słyszała go już zbyt często. Tak oto ponownie Woda musi wściubić nos w nie swój sprawy, pchając się tam, gdzie ich nie potrzeba. No proszę, a Płomień mówił, że to Cień się rozpycha... Cóż, najtrudniej jest zobaczyć to, co ma się tuż przed nosem, prawda?
– Właśnie dlatego idzie z nią Gonitwa, nie ja. Ona jako jedyna z całej naszej gromadki nie ma nic do Feridy. Dlatego to ona z nią pójdzie.
Spojrzała się rozbawiona na Feridę. Jako samotnik nie miała prawa kwestionować decyzji któregokolwiek z przywódców. Jej zdanie mało się liczyło.
– Nie obchodzi mnie, komu ufasz a komu nie. Idzie z tobą Gonitwa i koniec. Sęk w tym, że nie ufam Krwistemu na tyle, aby puścić go z tobą i Zmorą. Już dał nam pokaż, jak bardzo jest przeciwny temu wszystkiemu. Jaką mam gwarancję, że nie zacznie kombinować? Żadnej. Musiałabym wysłać za nim kolejnego smoka, a to byłby niepotrzebne. Masz jakieś jeszcze wątpliwości?
Rozmowa przeciągała się. A miało pójść szybko i gładko. Jeszcze tylko żeby jakiś Ognisty przyszedł i znowu będzie spotkanie czterech stad.
– Nie mam przeciwwskazań. Obojętnie którędy, po prostu zakończmy już to wszystko. Skoro chcecie, idźcie przez granicę. Skład mamy już omówiony, drogę też, to chyba możemy zaczynać?
Spojrzała na Gonitwę, dając jej tym samym przyzwolenie. Następnie spojrzała surowo na Krwistego. Gestem łba wskazała w kierunku terenów Ziemi.
~ Odkąd pamiętam, nigdy nie szanowałeš ani mnie, ani kogokolwiek. Na jakiej podstawie mam ci ufać? Myślisz że twoje wybryki są godne zaufania? Idziesz ze mną do Obozu, a o tym, czy Ferida doszła bezpieczniej dowiesz się z pierwszego źródła, od Gonitwy, gdy tylko wróci. Koniec dyskusji.
: 30 paź 2017, 19:12
autor: Cień Kruka
Przybycie smoka z Wody nagle odwróciło szalę sił. A w każdym razie tak wydało się Feridzie, która jego spokój utożsamiła z siłą. Samiec był spokojny, jakby ruszył na spacer po łące – nijak się to miało do podszytej jadem beznamiętności Keezheekoni, krzyczącej jak poparzona Miedzianej, przesyconym groźbą, pozornie lekceważącym zachowaniem Gonitwy, czy wyraźnie zdenerwowanej (znerwicowanej?) Opoki. Wydawał się panować całkowicie nad sytuacją, wiedzieć dokładnie, jak wszystko powinno się potoczyć.
A ona? Była zdesperowana, wystraszona i ciężko ranna. Płomienie ledwie zdążyły strawić ważną dla niej smoczycę. Czy to takie znowu dziwne, że nagle poczuła przypływ sympatii do obcego smoka, który promieniował taką pewnością siebie, jakby mógł powalić wszystkich wrogów jednym ruchem szpona?
I kolejna zła wiadomość, wyłowiona z morza przytłaczających ją już głosów – Opoka wciąż sprzeciwiała się pójściu z Krwistym. Gonitwa, wcale nie taka neutralna, wciąż w składzie. Jak wierzyć w neutralność smoczycy, która tak otwarcie pokazała, po czyjej jest stronie? Może się nie znały, może nie miały do siebie nic personalnie. Jednak Gonitwa bez wątpienia wspierała Keezheekoni. To czyniło z niej wroga.
Uniosła wzrok na czarodzieja Wody, ostrożnie, pytająco. Jakby w samym spojrzeniu chciała zawrzeć pytanie, którego nie odważyła się zadać nawet mentalnie.
Westchnęła cicho, wstając. Ostrożnie oparła się na chorej łapie, czyniąc krok naprzód, trochę w stronę granicy, a trochę w stronę Wodnego.
I tak nie miała wyboru. Pozostało jej tylko ufać, że samiec nie pozwoli jej skrzywdzić.
Rozejrzała się po smokach i powoli kiwnęła głową.
Była gotowa.
: 02 lis 2017, 0:21
autor: Znamię Burzy
W jego ślepiach błyskały raz za razem iskierki, gdy Upiorna wygłaszała swą mowę o... o nim. Kąciki ust uniosły się wręcz niezauważalnie do góry. Dawno nie czuł takiej satysfakcji.
Czy w końcu oni wszyscy nie byli przede wszystkim Wolnymi? Podział na stada ugruntował się w ich myśleniu na pierwszym miejscu, jednak przede wszystkim byli garstką smoków, która żyła na terenach wolnych od uciśnienia Równinnych. I to, jak będzie owy świat wyglądał, było interesem ich wszystkich. Zamykając się w granicach swojego stada, nie patrząc na inne, można doprowadzić do ogromnej katastrofy.
Która właśnie zaczynała raczkować, kroczyć w ich stronę. Szeptała, objawiała się im wszystkim. Ale byli ślepi. Czy Wolni potrzebowali krzyku, aby obudzić się z letargu?
Czy ktoś jeszcze pamiętał, z jakiej przyczyny miała miejsce wojna, a także zebranie na Szczerbatej? Zaczęło się od przyzwolenia na to, co niegodne, na to, co złe.
A on nie mógł dać przyzwolenia na bezsensowne morderstwo. Czyli to, co dotykało skraju niemoralności. Mają stać się tacy, jak równinni?
Niektórzy już tacy byli.
Reakcje smoków wokół były równie cudowne. Widział ten brak możliwości manewru. Ten brak sił. Bo jak stawić czoła prawdzie? Wywołać kolejną wojnę?
– Tak samo jak ty nie miałaś żadnego prawa, aby wejść na nasze tereny – wzruszył ponownie barkami. Jego słowa nie wyrażały zbyt wielu emocji, po prostu zawisły w przestrzeni. Czy pragnął tego, aby Opoka została zrzucona z stanowiska? Chciał jedynie, aby smoki mogły poznać prawdę. Aby on mógł poznać prawdę, co z kolei nie było mu wtedy dane od 10 księżyców. 10 księżyców niewiedzy, w jakiej w ogóle sytuacji się znajdują. Co dzieje się z przywódczynią Ziemi. Czy w ogóle żyje. Chciał uświadomić smokom, co działo się w ich stadzie.
Błędem był sposób, w jaki to zrobił. Wtedy nieświadomie pozwolił, aby pierwszy raz wśród Wolnych zatryumfował Fałsz. Zostali wykorzystani, a następnie zdradzeni. Nie, zdradzeni zostali zapewne już kilka księżyców wcześniej.
– Idźmy więc – dokończył tylko, po czym zwrócił swój wzrok w kierunku granicy. Feridę czekała długa droga. Nie przez Wolne Stada, bo ta zajmie im... chwilę. Nieznaczną chwilę, w porównaniu do trosk, które przeżywać będzie... na wolności.
// zt chyba?
: 02 lis 2017, 10:14
autor: Zmora Opętanych
___Och, ale w którym momencie ona zaczęła krzyczeć? Nigdy w życiu tego tak naprawdę nie zrobiła. Zawsze przemawiała głosem do bólu spokojnym, jakby była ponad to wszystko. Zagrywki śmiertelników... Tak, wiedziała, kim jest naprawdę i czuła się lepsza, ale nie okazywała tego w bezpośredni sposób. Nie skomentowała ostatnich słów czarodzieja Wody, posyłając mu tylko krótkie spojrzenie. W liliowych ślepiach zatańczyły iskierki rozbawienia, które po trwającym uderzenie serca spektaklu zniknęły za ciemną kurtyną.
___Spojrzała na Miedzianą i Zorzę. Nie przemówiła w ich umysłach, ale przekaz miał być jasny. Samice miały już wracać na ziemie Cienia, sprawa została zakończona. Nie, jakby ta dwójka w ogóle była w tym wszystkim potrzebna. Zrobiły jedynie niepotrzebne zamieszanie, podobnie jak Krwisty.
___W końcu ruszyła za Feridą i Znamieniem, a także z Gonitwą, zerkając na nią przelotnie. Szła jak zwykle, gładko sunąc po podłożu, z falującym ogonem ciągnącym się za resztą ciała. Była za młodą samotniczką, niezbyt blisko. Była tu tylko po to by mieć pewność, że ta faktycznie dotrze do miejsca przeznaczenia. I nie spróbuje tutaj nigdy wrócić.
: 04 lis 2017, 23:07
autor: Cień Kruka
A więc nadszedł czas... Nie mogła dłużej stać w miejscu, dłużej przeciągać. Posłała Krwistemu smutne spojrzenie, po czym ruszyła – ku barierze, groźnej, niebezpiecznej. Ku nieznanemu.
Starała się iść tak, by u boku mieć Wodnego, a Keezheekoni jak najdalej. Nie ufała jej. I żadna deklaracja nie mogła zmienić tego, co myślała o przywódczyni. Nie zdziwiłaby się wcale, gdyby cienista nagle zaatakowała.
Niemal bezwiednie, bez udziału świadomości, mechanicznie stawiała łapę za łapą. Nie spieszyła się. Oszczędzała siły, starała się jak najmniej obciążać uszkodzoną kończynę. W końcu dystans, jaki musiała przebyć, nie był mały. Tutaj przynajmniej w razie czego nie była sama. Ale jeszcze kilka kroków, parę oddechów i dotrą do bariery – a tam nikt już jej nie pomoże.
I pozostawało tylko mieć nadzieję, że przed zachodem słońca zdoła dotrzeć do bezpiecznego schronienia.
zt
: 31 mar 2018, 23:50
autor: Delirium Obłąkanych
___Patrzyła na boginkę natury bez większego zainteresowania. To, że zima nie chciała opuścić wolnych stad... Nie wywoływało w samicy żadnych emocji. Ona kochała śnieg, pochodziła z dzikiej północy. To, że tutejsze smoki nie potrafiły funkcjonować w takich warunkach jedynie utwierdzało ją w przekonaniu, że te smoki nie potrafią sobie z niczym same radzić. Bez tych durnych bogów i bożków wyginęliby już dawno. Niczym muchy.
___Nagły wybuch magii rozjuszył wywernę, która rozwarła pełen kwasu pysk i zasyczała opętańczo, przyjmując bojową pozę. Czarne źrenice zwęziły się do granic możliwości, wpatrując się w słabnącą boginkę. Jej słowa nie miały znaczenia. Chimeryczna była smokiem w dużej mierze dzikim, który nie panował nad większością odruchów, instynktów. To, co dla innych było stosunkowo normalne, jej umysł i ciało traktowały jako potencjalne zagrożenie i nakazywały natychmiastowe wyostrzenie czujności.
___Zajęło jej trochę czasu, zanim się uspokoiła. Nadal jednak miała spięte mięśnie, co wyglądało dziwnie u smoka będącego niemalże na skraju śmierci głodowej. Szkielet obciągnięty skórą patrzył z nieufnością na tajemniczego kwiatka. Biały. Delikatny. Więcej nie mogła powiedzieć, nie znała się na kwiatach. Nie była łowcą, nie była swoją matką, która wiedziała wszystko o naturze. W końcu... Całe życie spędzała wędrując przez lasy, równiny, góry.
___Przekrzywiła głowę to w prawo, to w lewo. Valar Morghulis, Valar Morghulis... Wywerna nagle poczuła ból w okolicach serca. Przełknęła ciężko ślinę, wypuściła powoli powietrze z płuc. Miała ochotę po prostu zmiażdżyć kwiat swoją łapą, by go uciszyć. Już prawie uniosła prawe skrzydło, ale powstrzymała się. Historia. Ostatnie polowanie. Polowanie. Matka.
___Chwyciła grządkę z kwiatem, dosyć gwałtownie, wyrywając go z ziemi i po prostu kładąc go sobie między barkami. Nie mogła go przytrzymać. Urok nieposiadania przednich łap. Poczuła się głupio, ale nie powiedziała nic. Po prostu ruszyła w kierunku Szklistego Zagajnika, omijając resztę smoków z lekkim podirytowaniem widocznym w ruchach. Ruchach, które były niemalże identyczne do tych płynnych, miękkich... Była tak podobna do Matki, a jednocześnie tak bardzo od niej inna.
___– Ostatnie polowanie. – Wymruczała cicho sama do siebie, idąc ostrożnie w kierunku, do którego prowadziło ją przeczucie. W oddali widziała białe liście tajemniczego drzewa. Gdy na nie patrzyła, przypominała sobie coś. Fragmenty opowieści pewnej nocy. Liliowe ślepia Zmory, pozbawione uczuć, zimne. Już wtedy była cieniem samej siebie, czuła, że jej okres więzienia wśród śmiertelnych dobiega końca. Wtedy Aenkryntith tego nie rozumiała. Była zbyt młoda, by zrozumieć.
___– Co to za historia, Białolistny? – Zapytała, zerkając subtelnie za siebie, na kwiata usadzonego między barkami. Głos miała lekko zachrypnięty, sykliwy. Brązowe, chore ślepia tymczasem badały otoczenie. Od bardzo, bardzo dawna nikogo tutaj nie było. Odciski łap i ślady po ogonach niemal zniknęły, były niezwykle delikatne. Ale było ich dużo. Tutaj... Musiało się coś kiedyś wydarzyć.
: 01 kwie 2018, 21:53
autor: Mistrz Gry.
___Gdy smoczyca posadziła sobie kwiatka na barkach ten natychmiast się rozgadał:
– Niezgłębiona, Niezgłębiona, Zmora, Zmora, Zmora! Gdy zgasła zielona gwiazda, która świeciła dla niej jasnym blaskiem, tutaj odnalazła inną, inną, inną. Zapach lasu, brązowe futro, niebieskie ślepie, ślepie, ślepie! Krew i wanilia, rosa i żywica! Ta ją przeżyła, w swojej puszczy się ukryła. Znajdziesz ją tam, gdzie skała wyszczerbiona, smoczą krwią skropiona! – mówił największy i najbardziej wyrośnięty kwiat, a mniejsze powtarzały za nim, co sprawiało, że jego wypowiedzi były pogmatwane i trudne do zrozumienia. – Keezheekoni, Keezheekoni, tutaj swoją zgubę stworzyła, gdy polowanie zarządziła, iła, iła! Wygnanie, zdrada, zdrada, zdrada. Skazana za Barierę uciekła, udając się prosto do piekła, piekła, piekła. Stamtąd wróciła i Upiorowi kres położyła, żyła, żyła, tam gdzie mnie dobra matka stworzyła! Róży nie ogarnęły Cienie, Cienie, Cienie! Ten kwiat silniejszy jest od ciebie, ciebie, ciebie! O, tutaj, tutaj, tutaj! – adeptka mogła dostrzec fragment odsłoniętej, czarnej ziemi pośród morza bieli, obok jednego z korzeni charakterystycznego drzewa. – Połóż mnie tutaj, tutaj! Pięknie ci się odwdzięczymy i pomocą posłużymy, ymy, ymy! – smoczyca poczuła mrowienie na plecach, jak gdyby przebiśnieg niecierpliwił się i chciał jak najszybciej znaleźć się na ziemi.
$
: 02 kwie 2018, 0:05
autor: Delirium Obłąkanych
___Sposób mówienia tajemniczego kwiatu doprowadzał samicę do bólu głowy, ale słuchała. Słuchała, bo kwiat opowiadał o Matce. Matce zrodzonej z krwi tak splugawionej, że okrzyknięto ją Najszczystszą. Ta, która po wypełnieniu swojej misji odebrała sobie życie, opuściła ciało śmiertelnika i wróciła do Otchłani. A teraz? Stała u boku Przeklętej Matrony. Wolne Stada nie były już problemem Upiornego Rytuału.
___– Isdnir. – Skonstatowała, przypominając sobie opowieści Zmory. Brązowe futro, jedno oko. To musiała być ona, przywódczyni Leśnych, pachnących żywicą i porannym deszczem. Chimeryczna słuchała jednak dalej. I znowu traciła nad sobą kontrolę, co wyrażała nerwowym potrząsaniem długim ogonem.
___– Bredzisz, Białolistny. Twoja wiedza jest zaiste imponująca, ale sekrety Otchłani są zbyt pilnie strzeżone, byś mógł poznać skrytą w nich prawdę. – Odpowiedziała jedynie warkliwym głosem. Tak, darowanie życia tępej młódce było złym wyborem. Przez ten błąd nadal żyła, nadal oddychała, chociaż nie miała do tego prawa. Zmora najwyraźniej jednak nie musiała naprawiać już tego błędu. Sygnał od Przeklętej był jasny – mogła wrócić do domu. Dlatego odebrała sobie życie podczas tamtej kluczowej walki.
___I właśnie tak się kończy bawienie się w pie@*^one miłosierdzie i dawanie drugich szans.
___Aenkryntithz wyraźną niechęcią podeszła do wskazanego miejsca, zdejmując kwiat ze swojego grzbietu. Położyła go niezbyt delikatnie na czarnym podłożu przy korzeniu Białego Drzewka, cofając się następnie o krok.
___– Służ więc pomocą, odwdzięcz się, Białolistny. – Albo wyrwę ciebie z tej ziemi i zamienię w popiół. Te słowa cisnęły jej się na pysk, ale ostatecznie zostawiła je dla siebie, uśmiechając się niemal niezauważalnie, niepokojąco.
: 05 kwie 2018, 10:51
autor: Mistrz Gry.
___Przebiśnieg zakołysał się lekko, a jego dźwięczny głos rozbrzmiał ponownie:
– Czarna paszcza, czarne słowa, Otchłani obietnica dopełniona, ona, ona. – z kwiatu odpadł jeden, śnieżnobiały płatek, który wylądował przed smoczycą. – Weź mój płatek, schowaj dobrze, gdyby przeciwnik cię dosięgnął naprawimy szkody, szkody, szkody! Gdy ranę twoją ujrzymy, uzdrowiciela zastąpimy! Valar dohaeris, is, is, is… – roślinka zabujała się po raz ostatni, a echo wypowiedzianych przez nią słów jeszcze przez chwilę unosiło się w uszach smoczycy. Wyglądała teraz całkiem zwyczajnie, w żaden sposób nie zdradzając tego, że przez chwilą potrafiła mówić i to nie jednym językiem.
Chimeryczna Łuska:
+ płatek przebiśniegu
//mechaniczny opis płatków i zasad ich używania znajduje się w ostatnim poście wezwania Alalei
$
: 02 lip 2018, 16:56
autor: Milknący Szept
Platynowa, filigranowa samica wylądowała niedaleko Białego Drzewka. Było jaśniejsze od niej, zdradzając metaliczny połysk drobnych, gładkich łusek. Niemal pozbawione chlorofilu rosło powoli, ale spokojnie. Rek podeszła do niego, zakładając skrzydła na grzbiet tak, że najdłuższe lotki wąskich skrzydeł krzyżowały się nad zadem na wzór jaskółczego ogona. Niedawno wykluło się jej pisklę. Wiedziała, że teraz zabawia je Athair i było bezpieczne w obozie. Ona zaś spotkała się z paroma smokami, sprawdzając czy wszystko jest w porządku i dawnym zwyczajem obleciała część Wspólnych aby sprawdzić, czy nikt nie potrzebuje jakiejś pomocy. Lub potrzebował. Nic takiego nie dostrzegła. Wyłącznie smoki tu i tam. Dlatego teraz po prostu rozsiadła się jak platynowy posąg u korzeni małego drzewa, rozkoszując się ciszą i spokojem. Wyglądała na nieco zmęczoną, ale też zadowoloną z życia. Jej wzrok był lekki i wodził tu i tam. Jej pierś falowała nieco. Erycal dał jej nowe zdolności życiowe. Jej krew nie stanowiła już takiego problemu, choć całodzienna aktywność zmuszała ją do odpoczynku. Jak teraz. A jednak nie była rozdrażniona. Była szczęśliwa. Położyła się, układając swoje ciało w kuleczkę, niczym młody żbik. Łeb oparła na mieniącym się trzema barwami skrzydle i owinęła prostym w budowie, cienkim dość ogonem. Nieco przysypiała, jednak wciąż patrzyła na niebo jasne jak jej własne oczy.
: 11 lip 2018, 1:57
autor: Rudzik Płowy
Wśród smoków, które przewijały się na Ziemi Niczyjej był też pewien Ddaerwedd, Dziecko Ziemi. Nie wiedząc czemu, uwielbiał spędzać tutaj czas. Zdawać by się mogło, że bardziej, niż na swoich własnych terenach. Niebotyczny sam przed sobą przyznał, że tak mały skrawek terenów jest wyjątkowo bogaty w różnorodny krajobraz i anomalie natury, które miały nieraz tu miejsce. Oraz obiekty, takie, jak Świątynia, dom Saevherne czy Carn, kurhan Ddraige, które odeszły, by zjednoczyć się ze swoimi przodkami i tam wieść razem życie wieczne w zgodzie, szczęściu i pokoju, pozbawieni trosk, kłótni i problemów.
Ah, według niego życie po śmierci zapowiadało się naprawdę miło. Nawet smoki, które popełniły wiele złego w świecie śmiertelników dostawały spokój i ciszę, pozbawiane były negatywnych emocji gdy tylko dusza opuściła ich ciało. Był zdania, że świat, w którym jest życie, może być wykreowany zarówno na Raj, jak i miejsce wiecznego cierpienia, a wszystko to zależy od tego, jak dany Ddraig żyje. Nie potrafił jednak zrozumieć działań destruktywnych, tak, by tworzone było Cierpienie. Wierzył, że celem każdego życia jest szczęście. Gdzie zatem ono było w bólu i cierpieniu?
Zamyślony nad tym błądził tak nieopodal Białego Drzewka, stawiając leniwie krok za krokiem w towarzystwie małej, niebieskiej sikorki. Ptaszyna nie była mu... kompanem, jak tutejszy Ddraig by to nazwał. Była ona pozbawiona tej niewidzialnej klatki, która więziła zwierzęta, by nieodłącznie stały się częścią smoka, z którym są połączone. To, swoją drogą, było absurdalne dla Niebotycznego. Dlaczego ktokolwiek chciałby się zgodzić na coś takiego? Na spętanie zwierzęcia wbrew jego woli, by było towarzyszem? Dlaczego coś takiego miało miejsce, skoro coś niemal identycznego można było osiągnąć z nieco większym wysiłkiem, zyskując szczere zaufanie i swobodę u swojego pupila, zwyczajnie go oswajając? Pokazując, że te wielkie, skrzydlate gady nie są zagrożeniem, a czymś, co zapewnia schronienie, opiekę oraz niekiedy żywność?
To czyniło sikorkę beztroską. Łopocząc niezdarnie swoimi skrzydełkami, znalazła zabawę w doganianiu swojego smoczego przyjaciela na ziemi, próbując zrównać z nim krok – oraz przy okazji poszukać czegoś, co mogłoby zapełnić chwilowo mały, ptasi brzuszek.
Przez swoją nieuwagę, sikorka niemal wpadła na wielką łapę Niebotycznego, który nagle się zatrzymał. Ptaszyna wystraszyła się tego niespodziewanego ruchu i odleciała ledwie 3 szpony dalej, by móc z bezpiecznej odległości poddać analizie to, co się właśnie stało. Spojrzała na masywny łeb smoka, który zdawał się patrzeć... w stronę perłowej smoczycy, która spoczywała kilkanaście kroków od niego. Mysikrólik ją pamiętał. To ona była tą, która padła ofiarą niełaski dwóch mistycznych stworzeń niedaleko stąd, na Skałach Pokoju. Lecz teraz... puścił w niepamięć te negatywne wspomnienia, a na pysku wymalował się uśmiech serdeczności wobec Aenyewedd, którą zapamiętał. Nie zwlekając długo, Dziecko Ziemi ruszyło w stronę spoczywającej istoty, by zaprosić ją do rozmowy, na którą wcześniej nie mieli okazji.
Szklana Melodia mogła po chwili usłyszeć coraz głośniejszy szelest trawy przez zbliżające się do niej kroki, aż w końcu usłyszała i słowa, które padły z pyska starszego smoka.
– Ah, jakaż niebywale miła jest to niespodzianka... Ceádmil, najdroższa Aenyewedd. Nie mam pewności, czy... Twoja pamięć pozwala Ci na przypomnienie sobie o mojej osobie... Zwą mnie Niebotyczny Kolec, jestem... Dzieckiem Ziemi. – ukłonił się serdecznie Mysikrólik, decydując się na ponowne przedstawienie się samicy.
– Czy... byłoby to problemem, gdybym zechciał zająć Ci czas... rozmową? Lub też ciszą, jeżeli takie Twe pragnienie, droga... Szklana Melodio. – zapytał niepewnie, podczas, gdy sikorka właśnie przyhasała wesoło do jego tylnej łapy, szczegółowo analizując białą postać, która leżała na trawie skąpana w świetle Feainn.
: 21 lip 2018, 18:35
autor: Milknący Szept
Nieco przysypiała, gdy kroki uderzyły do ośrodka jej przytomności. Zbudziła się szybko i w pełni, jak drapieżnik wyrwany ze snu. Wszak była... smokiem. Piastunką. Zawsze musiała być czujna. Mimo zmęczenia, mimo osłabienia. Podniosła głowę i dostrzegła jasnołuskiego górskiego. Przynajmniej w części. Potencjalne zagrożenie zniknęło. Błękitny wzrok pełen chłodnej kalkulacji w ułamku mrugnięcia stał się na powrót łagodny i przyjazny, a ciało, napięte lekko przy podniesieniu szyi, rozluźniło się.
– Oczywiście, pamiętam cię Niebotyczny Kolcu. – Odrzekła od razu. – Choć moje wspomnienia są rozmazane niemal do końca spotkania, pamiętam ciebie i twój głos. – Zapewniła raz jeszcze, rozbudowując swoją wcześniejszą wypowiedź. Sama ukłoniła mu się wdzięcznie, ruchem lekkim, płynnym, acz wyrazistym. Mimo to nie podnosiła się z ziemi. Wyrwana z drzemki wciąż leżała na trawie w pozie kociaka.
– Będę wdzięczna, jeśli dotrzymasz mi towarzystwa. Gdy Złota Twarz zachodzi poza horyzont, zdaje się prosić by nie spoglądać nań w samotności. – Uśmiechnęła się, sknieniem na trawę zapraszając samca do wspólnego odpoczynku. – Dzisiejszy dzień był długim. Dla mnie – niezwykle długim. Naqimia wstawiła się dla mnie u Erycala, pobłogosławili mnie, a jej dotyk był medium pomiędzy naszym światem a eterem bóstw. Od tego czasu częściej zdarza mi się widzieć pełna wędrówkę Słońca. – Uśmiechnęła się sympatycznie. Nie unosiła się, pozostając spokojna i niemal statyczna. Widać jednak było w jej oczach radość i powściągliwie skrywane spełnienie.
Dostrzegła wtenczas sikorkę u tylnej łapy smoka. Nigdy nie słyszała o nałożeniu więzi ptakom. Ich młodość była zbyt krótka, nawet gdy niektóre gatunki były liczne. Z drugiej strony Niebotyczny wydawał się być wyjątkowy. Nie dotknęła go ideologia Stad i wydawało się, że prędzej to on na nią wpłynie niż sam zmieni sposób wystawiania się. Jego kultura musiała być w nim równie silna jak ta Zapomnianego Rytmu.
– Jest piękna. Nieczęsto widuję smoki dość spokojne by trzymała się ich tak mała zwierzyna. Musi być niezwykle odważna. – Uśmiechnęła się, spoglądając na sikorkę. Rogi Rek rozwidlały się niczym gałązki. Średniej wielkości, łagodnie kręte. Jedyne wypustki kostne jej ciała. – Zechciałbyś opowiedzieć mi o niej? – Zapytała ciepło. Kim musiał być ten smok by wzbudzać poczucie bezpieczeństwa tak delikatnych gatunków.
: 19 paź 2018, 17:20
autor: Dar Tdary
Nadal lekko osłabiony przez niefortunne badania naukowe musiał odcierpieć swoje. Po pierwsze... nie nadużywał wiadomości mentalnych, po drugie zaprzestał leczenia chorych co nieco o irytowało. Dzięki rannym i chorym uczył się więcej, rozumiał więcej i stawał się silniejszy. To jakby odrzucać możliwość darmowego posiłku! Do kroćset turzych odchodów, mógł jednak winić tylko i wyłącznie siebie. Westchnął ciężko i siadł w pobliżu Białego Drzewa. Czemu ciągle mżyło? Tak jakby niebo się na nich obraziło albo coś... Ziewnął przeciągle po czym odchrząknął i ryknął w kierunku terenów Wody. Normalnie o jedzenie poprosiłby matkę lub przyjaciółkę, ale musiał sprawdzić jak się czuje ten nietypowy gad. Niby pogodny, ale chyba miał coś do używania maddary. Musiał więc w swoim wezwaniu zawrzeć nutę głodu jakkolwiek to było możliwe, by Smok nie musiał biegać dwa razy do groty i z powrotem.
Lothric siadł obok swojego towarzysza i wydawało się, że płakał chociaż było to fizycznie nie możliwe. Płakała jednak jego dusza bo który żywiołak ognia chciał siedzieć na deszczu?! Ciągle sycząca od wilgoci sierść i dymiące nieznacznie ciało aż nadto podkreślały jak fatalnie się czuł. Nie mógł jednak zostawić Yishenga samego! Jeszcze by sobie smok jeden nie poradził w obronie czy coś. [/u]
: 19 paź 2018, 17:29
autor: Płynący Kolec
Smok usłyszał wezwanie i zareagował na nie bez wahania. W chatce jeszcze oczyścił porcję melonów (2/4), dodał do nich brzoskwinie (1/4) i nektarynki (1/4). Każdy z owoców pozbawił oczywiście pestek i pokroił na nieduże, mieszczące się nawet w niewielkim pysku kawałki. Porcję ułożył w misce, która, odkąd udało mu się ją ulepić, stała się wybawieniem i wielką pomocą przy karmieniu smoków. Na wierzchu porcji, która przemieniła się w pożywną sałatkę owocową, umieścił kilka listków ciekawej hybrydy stworzonej przez ludzi – cytrynowej mięty.
Z tak przygotowanym posiłkiem ruszył na spotkanie z głodującym. Słuch i orientację przestrzenną miał coraz lepszą, więc trafił w miarę szybko. Uśmiechnął się, wyczuwając woń głodnego, zbliżając się do niego. Gdy wzrok i słuch powiedziały mu, że jest już na wyciągnięcie łapy, wyciągnął ją, podając misę z sałatką Ziemnemu.
– Witaj. – zamruczał przyjaźnie – Smacznego.
: 19 paź 2018, 17:46
autor: Dar Tdary
Na bogów czemu jeszcze nikt mu nie pomógł z tym wzrokiem?! Samiec zmarszczył brwi widząc nadchodzącego powoli Smoka którego przecież sam nie uleczył. Jeden poślizg i już nikt nie chciał się biedakiem zająć? W sumie kiedy chciał podleczyć go drugi raz to ten nie chciał. Czemu jednak... przecież potrzebował ślepi jeśli chciał efektywnie szukać pożywienia.
-Smoku przyjdź proszę do mnie za dwa księżyce, obiecuję że tym razem będziesz widzieć. Zrobisz to dla mnie?
rzucił pod nosem starając się nie brzmieć jakby mu zależało. Niestety jednak po raz kolejny odezwało się jego serducho o które tak bardzo dbała Zaranna. Powierzchniowy gbur miał w sobie całkiem sporo chęci niesienia pomocy. To, że potem mógł czuć się sam ze sobą lepiej to już inna historia.
Widząc ilość owoców zdziwił się nieznacznie, ale z chęcią wyciągnął po nie łapę. W dodatku Smok sam ulepił miskę, no proszę. On też miał wiele misek, dzięki smoczej magii i ogniowi Lothrica mógł wypalać je jednak z nieco lepszych materiałów.
Zjadł powoli 4/4 owoców, najpierw rozkoszując się słodkimi nektarynkami, następnie dodając do nich brzoskwiń. Sok pociekł mu z pyska niczym krew, słodka i bardzo sycąca. Zaskakujące jak owoce dobrze zapełniały brzuch. Melony zostawił na koniec skropione sokiem ze zjedzonych nektarynek oraz mieszanką cytryny z miętą. Mięta jako dodatek do dania? Lothric zmarszczył natomiast nos nie rozumiejąc jak można zajadać się czymś innym niż borówki i mięso.
-Dzięki Smoku i pamiętaj co powiedziałem.
rzucił i oddalił się powoli.
/zt
: 20 paź 2018, 5:32
autor: Płynący Kolec
Smok jedynie pokręcił lekko łbem.
– Uwierz, przyjacielu, tak jest łatwiej. Czasami niewiedza to błogosławieństwo, a ja już nie muszę oglądać okrucieństwa waszego świata.
Waszego. Pogodził się już z myślą, że to nie będzie nigdy jego świat, jego dom. To obce, straszliwe miejsce stało się jednak dużo łatwiejsze do zniesienia, odkąd utracił wzrok, a jego sad się rozwinął. Minęły czasy ucieczek przed potworami, których nawet nie umiał nazwać. Pożegnał się bezpowrotnie z widokami, które wypalały się piętnem na psychice. Tak było lepiej... Teraz nie zamieniłby się za nic w świecie, nie cofnąłby czasu, ślepotę odczytując jako dar, nie problem. Odkąd stracił wzrok, z dnia na dzień czuł więcej, więcej słyszał. Ten świat miał wiele barw, które ukryte były przed widzącymi, a wiatr szeptał sekrety, które tylko pozbawiony jednego zmysłu Smok mógł zrozumieć.
Tak było dobrze.
Uśmiechnął się, słysząc podziękowanie. Zabrał miskę, oczywiście. Przyda mu się jeszcze nie raz. Pożegnał się i ruszył w swoją stronę, dzięki nosowi wiedząc doskonale, gdzie się kierować.
zt
: 20 paź 2018, 19:44
autor: Ścigający Barwy
Żołądek Kalejdoskopowego doskwierał z głody, że jakoby prawie wyrywał się z jego ciała. Gdyby mu się to udało to adept z pewnością miałby na głowie bardzo żarłocznego kompana. Przybiegł na Szklisty zagajnik i skierował się w okolice Białego drzewka. Minął swój ulubiony zwyczaj oglądania okolicy i zachwycania się nią. Czuł, że nie jest to najlepszy moment na to. Przystanął i ryknął głośno w stronę stada Wody. Samiec nie był pewny co było głośniejsze, odgłos z jego paszczy, czy wtórujący mu burkot z brzucha. W każdym razie, nie miał on nic przeciwko w wołaniu o pomoc żywieniową smoków z poza Ziemi. Kalejdoskopowy był bardzo ciekawy któż przyjdzie na jego wezwanie. Czekając zamknął ślepia i wczuł się w okoliczne zapachy. Wśród różnych woni znalazł charakterystyczny tytoń... Dar musiał tu być jakiś czas temu. Galnir zachichotał na myśl, że brat również zdecydował się stołować u kogoś z poza stada tym razem.
: 21 paź 2018, 5:51
autor: Płynący Kolec
Smok usłyszał kolejne wezwanie. Dziwne aż, jak wiele ich ostatnio do niego docierało. Czyżby inni nareszcie docenili zdrowe wartości owoców? A może powód był o wiele mroczniejszy – wymordowali już wszystko, co mogli i dlatego głodują? Od dawna nie natknął się na groźniejsze drapieżniki, a ślady saren czy ptaków były rzadkie, dużo rzadsze niż wcześniej...
Najwyższy czas, by smoki się przebudziły. Zobaczyły, co ich okrucieństwo i zachłanność robi z tym światem.
Otrzymawszy wezwanie jednak nie poświęcał czasu na siedzenie i rozmyślanie. Rozmyślał, przygotowując posiłek – świeże kawałki melonów (1/4) i brzoskwiń (1/4) pociął drobno i zawinął w płaskorost (2/4), odkupiony jakiś czas temu od smoka z terenów Ziemi. Obsypał to hojnie czosnkiem niedźwiedzim, który, jak zauważył, dobrze robił tej miękkiej, smakowitej po upieczeniu roślinie. Całość upiekł, a następnie zapakował do swojej ulubionej (bo jedynej) miski i nakrył dużymi liśćmi rabarbaru, aby ciepło nie uciekło zbyt szybko. Z tak przygotowanym posiłkiem ruszył na wezwanie.
Słuch i pamięć przestrzenna coraz bardziej mu się rozwijały, bez trudu więc namierzył głodującego. Co ciekawe, w tym samym miejscu, w którym ledwie wczoraj nakarmił innego Ziemnego. Podszedł doń na wyciągnięcie łapy, po czym ją wyciągnął, trzymając w niej miskę smakowicie pachnącego posiłku.
– Słowo daję, otworzę tu karczmę. – mruknął do siebie, po czym uśmiechnął się do nieznanego samca – Witaj. Przyniosłem zapiekany płaskorost z dna waszego jeziora, faszerowany owocami. Smacznego.
Gdy ten przyjął misę, rolnik cofnął się, dając mu przestrzeń na spałaszowanie obiadu i po cichu zastanawiając się, jak często zdarza się tu smokom jadać ciepłe posiłki. To był wynalazek ludzki... Jednak jakże przydatny, ważny i zdrowy! Kto wie, może małymi krokami da się tu wprowadzić odrobinę cywilizacji?
1/4 melonów
1/4 brzoskwiń
2/4 mięsa (płaszczka)
: 22 paź 2018, 17:36
autor: Ścigający Barwy
Jednak prośby Galnira zostały wysłuchane. Przybyła odsiecz głodowa w postaci czarnego smoka, którego łuski zdobiły czerwone detale oraz złota obręcz okalająca jego szyję. Jej różnokolorowe zdobienia bardzo przypominały adeptowi o Kalejdoskopie, który stoi w grocie jego mamy... Jedyna pamiątka po ojcu. – Witaj, witaj. Dzięki ci wielkie, że uraczyłeś mnie pożywieniem. Umarłbym tu z głodu chyba... W sumie całkiem dobre miejsce na zaśnięcie na wieki. – młody zachichotał mówiąc to. – Tak przy okazji nazywam się Kalejdoskopowy Kolec, jestem adeptem z Ziemi. – przedstawił się i spojrzał na misę. Kalejdoskopowy lekko zaskoczony, że tym razem nie będzie raczył się mięsem, spróbował posiłku przygotowanego przez Smoczego Kolca. Gryz... drugi gryz... trzeci gryz... buh... i nagle jedzenie zaczęło znikać w dzikim tempie. Moment nawet nie minął, a misa opustoszała. W podziękowaniu skinął wyraźnie łbem, po czym zaczął się przyglądać złotej ozdobie drugiego smoka. Ciekawiło go jej pochodzenie.