Strona 14 z 32

: 13 sie 2016, 17:43
autor: Tejfe

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Jantar lubił wędrować i sprawiało mu to niezmierną przyjemność. Nawet dzisiaj, kiedy pogoda była chłodna i chyba zbierało się na deszcz. Zawsze kiedy nie męczył go jakieś obowiązki starał się wykorzystywać swój wolny czas najlepiej jak umiał. A wędrowanie po Wolnych nie było chyba marnotrawstwem? I tak idąc, zawędrował, aż do podnóża Błękitnej Skały i stanął jak wryty, kiedy jego oczom ukazał się ten nieszczęsny widok. Przemoczony samiec, młodszy od niego i taki zabiedzony. Jakie straszne rany widniały na jego ciele. Jantarowi zrobiło się go okropnie szkoda i poczuł wielką chęć pomocy temu nieszczęśnikowi. Podszedł bliżej z żałością patrząc na zranioną szyję i niemalże zniszczony ogon. Jeszcze taki brudny od tej krwi, zmieszanej z wodą. Zmarszczył, niespokojny czoło. –Rycerskim Kolcem się zwę i widzę, iż tragedia jakaś okrutna Ciebie dopadła. W sposób jakiż pomocy udzielić Ci mógłbym?– spytał pośpiesznie, bardzo żałując, że nie ma z nim Zgniłej, która zna się na leczeniu. Teraz, korzystając z czasu jaki samczyk ma na udzielnie odpowiedzi, zebrał kilka gałęzi i trawy, przeklinając to, że wczoraj padało i ułożył to w stosik. Chciał wyczarować ogień, ale choć bardzo się starał- nie mógł. Za to poczuł ostry ból z tyłu głowy, który teraz będzie mu towarzyszyć dopóki sam nie uda się do Uzdrowicielki. Westchnął i wziął grubszy kawałek drewienka, pazurem wywiercił w nim dziurę, a pod spód położył najsuchszą trawę. Wsadził patyk w dziurę i zaczął kręcić. Był to prowizoryczny sposób na stworzenie ognia i zanim rzeczywiście zacznie się palić, trochę minie. Dobrze, że jest smokiem i może w to włożyć więcej siły, niż inne zwierzę. W czasie tej "pracy" przypatrywał się zaniepokojony samcowi, mając nadzieję, że ten da radę mu odpowiedzieć.

: 13 sie 2016, 17:43
autor: Tejfe
Jantar lubił wędrować i sprawiało mu to niezmierną przyjemność. Nawet dzisiaj, kiedy pogoda była chłodna i chyba zbierało się na deszcz. Zawsze kiedy nie męczył go jakieś obowiązki starał się wykorzystywać swój wolny czas najlepiej jak umiał. A wędrowanie po Wolnych nie było chyba marnotrawstwem? I tak idąc, zawędrował, aż do podnóża Błękitnej Skały i stanął jak wryty, kiedy jego oczom ukazał się ten nieszczęsny widok. Przemoczony samiec, młodszy od niego i taki zabiedzony. Jakie straszne rany widniały na jego ciele. Jantarowi zrobiło się go okropnie szkoda i poczuł wielką chęć pomocy temu nieszczęśnikowi. Podszedł bliżej z żałością patrząc na zranioną szyję i niemalże zniszczony ogon. Jeszcze taki brudny od tej krwi, zmieszanej z wodą. Zmarszczył, niespokojny czoło. –Rycerskim Kolcem się zwę i widzę, iż tragedia jakaś okrutna Ciebie dopadła. W sposób jakiż pomocy udzielić Ci mógłbym?– spytał pośpiesznie, bardzo żałując, że nie ma z nim Zgniłej, która zna się na leczeniu. Teraz, korzystając z czasu jaki samczyk ma na udzielnie odpowiedzi, zebrał kilka gałęzi i trawy, przeklinając to, że wczoraj padało i ułożył to w stosik. Chciał wyczarować ogień, ale choć bardzo się starał- nie mógł. Za to poczuł ostry ból z tyłu głowy, który teraz będzie mu towarzyszyć dopóki sam nie uda się do Uzdrowicielki. Westchnął i wziął grubszy kawałek drewienka, pazurem wywiercił w nim dziurę, a pod spód położył najsuchszą trawę. Wsadził patyk w dziurę i zaczął kręcić. Był to prowizoryczny sposób na stworzenie ognia i zanim rzeczywiście zacznie się palić, trochę minie. Dobrze, że jest smokiem i może w to włożyć więcej siły, niż inne zwierzę. W czasie tej "pracy" przypatrywał się zaniepokojony samcowi, mając nadzieję, że ten da radę mu odpowiedzieć.

: 14 sie 2016, 19:42
autor: Samiec
// o jeden post za dużo xD

Samiec spojrzał na obcego z ukosa, mrużąc zmęczone ślepia aż do całkowitego przymknięcia. Czuł się źle nie tylko z powodu ran, ale swojej zależności od nieznajomego, niemalże powierzaniu mu swojego życia. Tamten mógł dowolnie wykorzystać samca i chociaż ten z dużym prawdopodobieństwem broniłyby się zaciekle, nie miałby wystarczająco sił, żeby odeprzeć w pełni zdrowego, prawdopodobne że nawet bardziej wiekowego smoka.
Łapy pod morskim ugięły się na moment, ale wyprostowały i zesztywniały się zaraz, kiedy obcy podszedł bliżej. Wszystkie mięśnie wyraźnie napięły się, jakby smok był gotów do jakiegoś nagłego zrywu, gdyby okazał się potrzebny, zaś pół czujne ślepia śledziły każdy nieznajomy ruch.
~Samiec nie miał sił by godnie przywitać smoka Lądu. Wyruszył na polowanie ale nieumyślnie wkroczył na terytorium morskiej bestii, która zaatakowała go i z nieznanego mu powodu, porzuciła żeby ten obudził się na brzegu. Głód doskwierał mu od jakiegoś czasu, potrzebował go zagłuszyć, żeby móc się zregenerować~ samiec nie miał siły by mówić na głos, ale był jeszcze przytomny mentalnie, dlatego wysłał nieznajomemu impuls, tym razem żywiąc szczere nadzieje, że nie okaże się to problemem. Głos w przekazie był dosyć niski, ale bardzo przyjazny, w dodatku brzmiał na wypoczęty. Przebijała się w nim jakaś troska, może odrobina strachu, ale gdyby ktoś miał wsadzić wypowiedziane słowa w usta morskiego, przy jego stanie wyglądałoby to nienaturalnie.
Samiec zdołał usiąść wyprostowany, ale oddychał ciężko przez otwarty szeroko pysk, machając dodatkowo grzebieniami po bokach szyi, jakby próbował się nimi ochłodzić. Przednie łapy trzymał blisko siebie, ze szponami wbitymi mocno w grunt.
Na to co robił obcy, na jego wygląd i sposób wypowiadania się z pewnością zwróciły uwagę, ale nie miał na to sił. Spoglądał tępo na drewno i łapy nieznajomego, a także na jego pysk.

: 14 sie 2016, 21:20
autor: Tejfe
//internet mi ostatnio szwankuje i klilkałam po kilka razy, by się wysłało. xD

Niestety impuls magiczny okazał się i tym razem problemem, gdyż choroba na, którą niedawno zachorował Jantar zabraniała mu używać magii, a i odbieranie jej od innych było dla niego wyzwaniem, gdyż po prostu rozsadzała go czaszka. Nie wiedział czemu tak jest, nie znał się na uzdrowicielstwie, ale było mu z tym źle. Tym bardziej, że był to jego pierwszy ból głowy w życiu. Smoki przecież często nie chorują. Plusem jednak tej nieszczęsnej sytuacji, że wpadł na rannego smoka było to, że bardziej poświęcał się jego cierpieniu, które było tysiąc razy gorsze, niż jego. Nie mógł patrzeć na te straszne rany. Chociaż Jantar nie mógł całkowicie odebrać połączenia myśli zabiedzonego samca, doszły do niego strzępki informacji. Wśród nich pojawiło się słowo "głód". Jantar zaprzestał wzniecanie ognia, bo szło mu to mozolnie, a zamiast tego zdjął przewieszonego przez plecy lisa, którego złapał w trakcie drogi i o, którym całkowicie zapomniał. Szybko i sprawnie zdjął z niego skórę, a gołe ciało podał pytająco samczykowi (1/4). Może zje sam?– pomyślał, głośno przełykając ślinę. Miał nadzieję, że nie będzie musiał mu w tym pomagać. Chcąc zająć czymś łapy, zajął się oczyszczaniem lisiej skóry.

: 17 sie 2016, 12:58
autor: Samiec
Samiec nie słyszał jeszcze o chorobach mogących blokować maddarę, ale miał wrażenie, że z odbiorem tego przekazu, również może być coś nie tak. Nie mógł jednak wiedzieć czy nieznajomy wysłuchał większość, czy może zupełnie nic, więc pozostało mu czekać na jakikolwiek odzew. Nie usłyszał go, ale dostrzegł że samiec porzuca poprzednią, dziwną czynność i zabiera się za skórowanie zwierzęcia. Morski nie zauważył go wcześniej, jak zresztą większości szczegółów w aparycji zielonego. Kiedy nieznanego gatunku stwór wylądował przed nim, wszystkie zmysły morskiego skupiły się na istocie, a on dopadł do niej niczym wściekłe, wygłodniałe od księżyców zwierzę. Miał dosyć cienkie zęby, więc przyzwyczajone głównie do ryb, ale pobudzony samiec nie miał problemów z rozszarpaniem niewielkiego ciała. Nawet nie wiedział skąd w nim tyle furii przelanej w spożywanie głupiego posiłku, ale nie mógł się powstrzymać. Zagarnął ciało do siebie i przygarbił się, siadając półprofilem do smoka i oddzielając od niego mięso, jedną łapą. Nie spodziewał się ataku z jego strony albo próby zabrania mu tego co przed chwilą dał, ale instynkt podpowiadał mu, że musi zachować czujność.
Cokolwiek zjadł, niemalże nie poczuł smaku. Teraz był zbryzgany krwią nie tylko na szyi i ogonie, ale też pysku. Nabrał powietrza z wysiłkiem, jakby się dławił, a potem spojrzał na zmasakrowane resztki.
Pierwszy raz jadł coś takiego i nawet nie zdążył się tym nacieszyć. Poruszył grzebieniami po bokach szyi i odwrócił łeb do swojego dobroczyńcy. Ah... no i usiadł też normalnie, porzucając wcześniejszą "posiłkową wrogość".
Shhhnkk– wyrzucił, a potem zakaszlał. Coś strzyknęło mu w ogonie, jakby w odpowiedzi. Nie był przyzwyczajony do bólu. Do interakcji w zasadzie też nie, więc wlepił złote przymrużone ślepia w nieznajomego, jakby oczekiwał jeszcze jakiejś reakcji z jego strony.

: 23 sie 2016, 19:22
autor: Tejfe
///Przepraszam, zapomniałam. :oops: Przypomnij mi następnym razem, gdybym się spóźniała.

Całe szczęście pomylił się kiedy myślał, że nieznany mu, chory samiec nie będzie w stanie sam zjeść swojego posiłku. Ten mimo przerażających ran i w ogóle koszmarnego stanu w jakim się znajdował obecnie, rzucił się na nie niczym wygłodniałe zwierzę, bo przecież nim właśnie był i pożarł je, nim Jantar skończył skórować skórę. Nie była to mistrzowsko wykonana skora, bo do tego musiałby ją jeszcze wiele razy uelastyczniać i robić inne cuda-wianki, ale na innej mu nie zależało. Chciał po prostu szybko zrobić coś co mogłoby ogrzać rannego smoka. Leżący nie wydawał się teraz idealnym rozmówcą i towarzyszem i przyszły łowca Wody bał się jak ten zareaguje na jego dotyk. Mimo wszystko spróbował. Ostrożnie i delikatnie podszedł do smoka, który wyglądał jak jeden z jego rodziny, pewnie dlatego, że był smokiem całkowicie morskim i okrył go niedużą, ale wystarczającą by zakryć jakąś część jego boku lisią skórą. Naciągnął ją wcześniej, by się poszerzyła. –Pomóc Ci bardzo chciałbym.– powiedział uprzejmie, przeklinając swoją niemożność wezwania teraz jakiegoś uzdrowiciela. A może... Mógłby go do jakiegoś zanieść? –Do Uzdrowiciela mógłbym zaprowadzić Ciebie, lub też przyprowadzić go.– zaproponował niepewnie, zniesmaczony swoją bezużytecznością.

: 02 wrz 2016, 21:53
autor: Samiec
Samiec bacznie obserwował nieznajomego, dysząc ciężko, chociaż raczej nie z powodu ran, a zbyt szybkiego wtłoczenia pożywienia. Musiał teraz uspokoić oddech, ale przedtem nieco uzupełnić niedobór tlenu. Oddychanie na Lądzie było dziwne i go drażniło, ale nie miał do wyboru nic innego, jak po prostu się przyzwyczaić.
Kiedy samiec z czerwonymi glonami na łbie ruszył, żeby wyraźnie zmniejszyć dystans pomiędzy nimi, ranny drgnął odruchowo, szpony wbijając w ziemię oraz wyszczerzając wrogo zęby. Nie zrobił jednak nic poza tym, a nawet szybko zdołał się opanować, kiedy zorientował się z jakiego powodu smok się do niego zbliża. Morski naprężył największy grzebień, tak że czerwień na krańcach jego błony zaiskrzyła wyraziście, podobnie jak i na mniejszych, które gwałtownie się poruszyły. Wyraz pyska samca znacznie się ocieplił, chociaż grymas bólu nadal był na nim bardzo wyraźny –Nie chcę, poradzę sobie– odpowiedział niezbyt przyjemnym tonem i cofnął się gwałtownie, kiedy smok skończył już go okrywać. Wyglądało na to, że mu to dał, podobnie jak jedzenie, więc samiec nie wymagał od niego niczego więcej. Zresztą i tak jedyne o czym teraz myślał to odpoczynek. Wstał i obrzucił zielonego analitycznym spojrzeniem, jakby dopiero teraz go zobaczył, a potem zaczął się oddalać, zostawiając za sobą stróżkę krwi. Jeśli obcy go nie powstrzymywał, morski zapewne usunął się z jego pola widzenia.

: 14 wrz 2016, 19:37
autor: Tejfe
///Nie było mnie, więc wybacz, że nie odpisywałam.

Jantar drgnął gwałtownie na wyszczerzone zęby Niewidocznego. Rzadko kiedy obcował z wrogością, chyba że tą u dzikich zwierząt. Ale przecież ten był teraz jak dzikie zwierzę. Przypomniała mu się jedna taka przygoda podczas swojej Podróży z szalonym niedźwiedziem, ale odrzucił myśli o niej. Nie czas i miejsce na to. Mimo wrogości podał rannemu okrycie, a ten po chwili zrobił coś, co go zaskoczyło. Jakąś resztką sił, które mu zostały wstał powiedział parę słów, zabrał skórę i odszedł. Ranny, wycieńczony, oddalał się. Wprawiło to chętnego do dzielenia wszystkim i wszystkiemu pomocy Jantara w niemały szok. Patrzył na ciągnącą się za nim strugę krwi i poczuł jak wzbiera się w nim żal. Nie zapłakał, bo rzadko kiedy płakał, nawet bardzo czymś poruszony. Stał więc i ze współczuciem patrzył na nieznanego mu smoka, który należał do jego stada. Miał nadzieję, że już sobie poradzi. Nie będzie się wtrącał w tą sprawę, skoro tamten ewidentnie mu tego zabronił. Posiedział tu jeszcze chwilę, uspokajając tragiczny ból łba promieniującym aż do szyi i później, sam opuścił to miejsce przy Błękitnej Skale.

: 20 paź 2016, 17:44
autor: Kreatywny Kolec
Dzień był wyjątkowo wietrzny i Nurt bez problemu zawisł na wielkich skrzydłach w powietrzu. Unosił się dosyć wysoko jakieś sześć skoków w górę ale nie była to maksymalna wysokość jaką smoki mogły osiągnąć, jakoś ostatnio nie było czasu na potrenowanie latania. Ważne że potrafił szybować i utrzymać się w górze, póki co nie widział potrzeby nauczenia się powietrznych akrobacji chociaż dużo o nich słyszał. Wykorzystując silne podmuchy powietrza zaczął krążyć nad doliną, daleko w dole zostały resztki połowy szkieletu sarny

: 21 paź 2016, 17:21
autor: Jeździec Apokalipsy
Jeździec ostatnimi czasy naprawdę dużo spacerowała. Często były to długie wędrówki, polegające na zwiedzeniu okolicznych miejsc jak i spędzenie czasu na głębokie rozmyślanie. Apokalipsa stawała się marzycielką, którą być nie powinna.
Podczas powolnego ruchu, wciąż zachowywała grację gdy szła. Jej ruchy były gibkie, a oczy przenikliwie wpatrywały we wszystko co się ruszało. Jej wzrok przykuł smok latający na niebie. Drzewna jednak nie zamierzała zakłócać jego spokoju, tylko od czasu do czasu zerkała na nieznajomego.
Kiara zaczęła się zastanawiać kiedy to stała się tak okropnie leniwa, aby nawet nie skorzystać z okazji lotu. Czyżby naprawdę było z nią tak źle?
Smoczyca uniosła łeb do góry z dumą. Osiągnęła to co chciała, miała wręcz wszystko.
Wciąż jednak miała nie zrealizowany jeden cel, a była nim arena, a dokładniej walka z prorokiem.
Obydwoje doskonale znali się na wojaczce, obydwoje chcieli wygrać. On chciał zachować tytuł, a wojowniczka pragnęła go zdobyć.
Szaro błękitne oczy smoczycy raz jeszcze spoczęły na ognistym.

: 10 gru 2016, 21:47
autor: Kreatywny Kolec
Kreatywny tak sobie latał i latał, czekał na jakiś mocniejszy podmuch wiatru i dostawał go po jakimś czasie. Takie nagłe przyspieszenie wiatru, dawało mu do myślenia że czas najwyższy potrenować trochę swoje umiejętności lotnicze. Na razie ograniczały się one do wzbicia się w góre, nie uderzenia po chwili w ziemię oraz wylądowaniu. Miał duże ale wąskie skrzydła, więc dlaczego niemiałby w pełni z nich korzystać? Spojrzał w dół i ujrzał tam smoka, był torchę za wysoko aby ocenić dokładnie jego wygląd więc...Ostrożnie zniżył się, lotem szybowym zbliżając się do ziemi. Wylądował kilka ogonów od smoczycy, dosyć miękko ale i tak nie było to perfekcyjne lądownie. Zawsze gdzieś coś go zabolało, najczęściej w jakiejś łapie. Złożył skrzydła i odwrócił głowę w stornę smoczycy, przyjrzał się jej uważnie i wywnioskował trzy rzeczy. Pierwsza że ma bardzo ciekawą aparycję, druga to to, żę musi uwiecznić jej podobiznę na swojej skale a trzecia, że jest z Cienia jako że nauczył się już rozpozawać smoki z czterech stad po ich woni. Na razie nic nie mówił, przypatrywał się tylko bo wiedział że różne smoki chodzą po świecie i nie wiadomo jaka ta tutaj jest.

: 26 gru 2016, 1:01
autor: Zawierzony Kolec
//event "Świąteczne Dzwoneczki", temat zajęty dla renifera: Pyszałek – prowadząca: Chaos

Placeholder

: 26 gru 2016, 20:39
autor: Deszczowa Kołysanka
//event
Pyszałek wylądował na Łączce Przy Skale i pozwolił, aby Onyks zszedł z jego grzbietu.

-I jak ci się podobało? Fajnie się tak lata? No pewnie że fajnie!
Zagadnął, zbliżając łebek do pyszczka pisklątka. Następnie podniósł wzrok, patrząc w niebo. Poczekał aż Kruczopióry wyląduje na ziemi, wiedziony w to miejsce jego magią i uśmiechnął się.
-Jest Was dwójka, a każdy dzwoneczek był przeznaczony tylko dla jednego smoka, tak powiedział Mikołaj.

W jego głosie brzmiała lekka duma. Dlaczego?

-Ale JA, potrafię tak zaczarować dzwoneczek, żebyście oboje mogli na tym skorzystać. Śmiało możecie mi zaufać. I żaden inny renifer tego nie umie.
No właśnie... Dlatego. Tak, to zdecydowanie brzmiało jak typowa przechwałka, ale Pyszałek był pewny w tym co mówi, mimo tonu chwalipięty.
-Będziecie się musieli postarać, bo rzucimy czar wszyscy razem. Ale najpierw...

Zwierzak rozejrzał się wokoło.
-Najpierw ten dzwoneczek trzeba znaleźć. Nasłuchujcie brzdąkania i do dzieła!

-> proszę ładnie o opis tego jak smoki przybyły do tematu i co zrobiły po przybyciu ^^

: 26 gru 2016, 21:08
autor: Kruczopióry
Och, jak wspaniale! Kruczopióry nawet nie musiał zamykać ślepi, aby uważniej nasłuchiwać dźwięku dzwoneczka... bo przecież nie miał ślepi! Odstąpił wiec na kilka kroków od renifera, czynią to ostrożnie, aby się nei potknąć, jedncoześnie słuchaj go uważnie, aby zapamiętać instrukcje.

Tylko...

– A kto to jest Mikołaj? To ten głos, których do nas mówił na Skałach Pokoju? – zapytał z nieskrywaną ciekawością Kruczopióry, gdy padło nieznane mu imię. Obrót temu nawet widział takiego jednego otyłego smoka w czapce... ale tamten przedstawił się jako Dziadek Mróz.

Gdy zaś otrzymał (bądź też nie) odpowiedź na swoje pytanie, odsunął się od Pyszałka – może i lekko zadufanego w sobie, ale czy dobra wola nie usprawiedliwiała zadufania...? – nasłuchując dzwoneczka. Wyprostował szyję, wznosząc łeb do góry, wstrzymał oddech, aby nie zagłuszał innych dźwięków, po czym starał się w powietrzu wyłapać dźwięczny ton. Nasłuchiwał w ciszy, całkowicie nieruchomiejąc – ogon gładko położył na ziemi i tkwił tak, aż odpowiedni odgłos nie napełnił jego uszu.

No właśnie... ale czy się doczekał?

Jeśli tak, zdecydował się podążać za dźwiękiem – bardzo powoli i ostrożnie. Łapy stawiał delikatnie i miękko, aby nie zagłuszały dzwoneczka, ale też po to, aby nie natknąć się na jakiś wystający korzeń czy cokolwiek, z czym zderzenie mogłoby być dla ślepca bolesne. Nadstawiał uszu, obracając łbem na wszystkie strony, aby na pewno nie pomylić kierunku, potem zaś zwyczajnie kroczył... i kroczył... Na szczęście Pyszałek zawiódł ich akurat na łąkę, gdyż na przykład w jaskini mogłoby być dlań zdecydowanie trudniej.

Ale może się przeliczył...? Kto to wie...?

: 26 gru 2016, 21:13
autor: Żar Zmierzchu
To było... niesamowite, wręcz mistyczne! Pisklak przebył całą drogę na bezpiecznym grzbiecie biegającego mięs... to jest renifera i nie mógł się nadziwić galopowi w powietrzu! Zdumienie nawet przysłoniło ukłucie żalu iż sam nie potrafił jeszcze latać, a ten kopytny nie potrzebował skrzydeł by przemierzać przestworza.
– Tak! Tak! Jesteś wspaniałym lotnikiem! – wykrzyknął uradowany Onyks zsuwając się po grzbiecie stworzenia, po czym delikatnie stanął na ziemi. Obejrzał się za siebie. Ojciec trafił w to miejsce mimo ślepoty, tak jak Pyszałek obiecywał. Dysponował niezwykłą maddarą, dziw nad dziwy! I jeszcze jest w stanie zaczarować dzwoneczek by oba smoki mogły na tym skorzystać! Pisklak nienauczony jeszcze subtelności mediacji bez żadnych zastrzeżeń uwierzył w przechwałkę przewodnika.
Naprawdę żaden inny renifer tego nie umie? – zdumiał się, po czym wyszczerzył kiełki w szerokim uśmiechu. Uradowany obrócił się wokół, ogon wzburzył chmurę białego puchu zalegającego ziemię, po czym z tupnięciem wrócił do siadu – Musisz być ich przywódcą, skoro jesteś najlepszy!
Po czym powstał, przechodząc do właściwej części poszukiwań. Odszedł wgłąb łączki na kilka ogonów od opiekuna i przewodnika, po czym przystanął na tylnych łapach. Ogon położył płasko na ziemi dla lepszej stabilności i wyciągnął łebek w górę. Zamknął oczy, wyłączając niepotrzebny teraz wzrok i nadstawił uszu mając nadzieję na złapanie chociaż cichego dzwonienia obiektu poszukiwań, a gdy takowy dotrze do młodzika, podąży za nim.

: 27 gru 2016, 19:26
autor: Deszczowa Kołysanka

Pyszałek uśmiechnął się dumnie, słysząc pochwałę. Och.. Jak wspaniale być tak chwalonym. Z kolei po pytaniu Kruczopiórego, na jego pyszczku najpierw odmalowało się zdziwienie, a moment później odpowiedział z tonem głosu, jakby teraz sobie dopiero o czymś przypomniał.
-Ahaa... Faktycznie, przecież w zeszłym roku wysłaliśmy tu kogoś innego... Bardzo dużo różnych osób nam pomaga, to dlatego pewnie nie znacie Mikołaja. To taki starszy, bardzo miły pan, Co roku.. U Was to się chyba mówi, co obrót, razem z nim latamy po całym świecie i rozdajemy świąteczne upominki. To strasznie trudne, w jedną noc odwiedzić tyle różnych miejsc. Jeśli chcecie, to opowiem wam jeszcze więcej.
Pyszałek uśmiechnął się dumnie, po czym zwrócił się do Onyksa, który wziął go za przywódcę. Bardzo mu się to spodobało, ale niestety nie mógł udawać przywódcy...
-Nie.. Przywódcą jest właśnie Mikołaj, a ten, który był na Skałach Pokoju to Rudolf. Ma czerwony nos, którym oświetla nam drogę nocą, dlatego lata w roli lidera zaprzęgu.
W jego głosie brzmiała lekka nutka smutku, bo przecież to on powinien latać pierwszy. Chociaż z drugiej strony.. Musiałby się nauczyć tych wszystkich tras przelotowych...
-A jeśli chodzi o dzwoneczki, to tak, to prawda.
Ponownie przybrał dumny ton.
-Sama Mikołajowa mnie tego nauczyła. I umiem jeszcze więcej. Na przykład...
Renifer zastanowił się moment i tupnął nóżką, spod której posypały się iskierki, a po chwili przed Onyksem zmaterializowała się pluszowa miniaturka niedźwiadka. Była bardzo mięciutka i zupełnie odporna na ogień i kwas. Misio wyglądał naprawdę słodko, a w dodatku miał pomarańczową kokardkę zawiązaną na szyi.
-Normalnie, robieniem takich prezentów zajmują się Elfy i Skrzaty z Północy, ale ja też potrafię.
Teraz, kiedy żadne z pytań nie pozostało już bez odpowiedzi, zamilkł i pozwolił smokom nasłuchiwać. Ciszę na łące przerywał co jakiś czas świergot jakiegoś ptaka, lub szum powiewów wiatru. Dopiero po dłuższej chwili, jakby z oddali, uszy smoków dobiegł delikatny dźwięk, wyraźnie odbiegający od reszty. Kiedy Ogniści skierowali się w tamtą stronę, brzdąkanie przesunęło się lekko na lewo. I znowu, po podejściu, uciekło na prawo. Hmmm... Dzwoneczek to był na pewno, ale jak tu się do niego dostać, kiedy właśnie chciał nawiać? Albo może po prostu się bawił...

: 27 gru 2016, 19:50
autor: Żar Zmierzchu
– Eeee... łał – młodzik tylko tyle wykrztusił z siebie słysząc opowieści o corocznej pomocy, jak i o tym że w zaprzęgu tego Mikołaja znajdował się leszcze lepszy lotnik piastujący miejsce przywódcy. A potem Pyszałek stworzył dziw
– O, ty też tkasz maddarę! –
zawołał zdumiony. Przecież jak do tej pory spotkał się tylko ze smokami zdolnymi tworzyć i splatać dar Naranlei. Uradowany podniósł miękki twór i przytulił do piersi. Był bardzo miękki, przypominał futerko zwierząt plątających się po lesie. O tak, tego skarbu będzie sobie bardzo pilnował. Lecz póki co potrzebne mu były wszystkie cztery łapy, gdyż jego uszu nadszedł dźwięk dzwoneczka. Przełożył prezent do pyska, chwycił go delikatnie ząbkami za kokardę. Ten etap poszukiwań nieco zdezorientował Onyksa. Gdy podchodził w jedną stronę to dźwięk rozlegał się z drugiej. Czy ta ozdóbka którą ma znaleźć jest przytroczona do szyi jakiegoś zwierzątka, tak jak jego? Odruchowo trącił pazurkiem dzwoneczek na pasemku opinającym łuskowaty kark. Wtedy wpadł na pomysł.
– Tato, zajdź ten dźwięk z lewej strony, a ja pójdę w prawo – zaproponował patrząc przez ramię na ojca i Pyszałka chcąc się upewnić że podjęli pomysł.

: 28 gru 2016, 2:06
autor: Kruczopióry
– Dobrze. Spróbuję – odpowiedział ślepiec, choć... hmmm, no właśnie, jak tu zajść z lewej strony, nie widząc nic ani nie mając poczucia dystansu? – Podpowiadaj mi, gdybym się za bardzo oddalał – dodał jeszcze... i cóż, ruszył.

Intuicja nakazywała zrobić coś w rodzaju łuku, aby "zamknąć" w nim cel, wiedział jednak, że taki łuk może się okazać trudny do wykonania. Bądź co bądź, postanowił spróbować; jeszcze raz nadstawił uszu i skręcił w lewo, zaczynając się kierować przed siebie. Niezmiennie kroczył powoli i ostrożnie, łapy podnosił wysoko, aby na nic nie wpaść, cały czas nasłuchiwał, czasem przystając i wstrzymując oddech, coby dźwięk dzwoneczka mu nie umknął. Gdy zdało mu się, iż znalazł się w połowie drogi – a przynajmniej tak podpowiadały jego uszy, najwyżej Onyks trochę pomoże! – zaczął nieznacznie skręcać z powrotem w prawo, oczywiście zbliżając do dzwoneczka. Cały czas mając słuch wyczulony na maksimum, pilnował się, aby właśnie z prawej strony dochodziło go źródło brzęczenia, wiedział bowiem, iż tylko w ten sposób weźmie cel z Onyksem "w kleszcze". Musiał zresztą przyznać, że jego pisklak wymyślił bardzo ciekawą strategię...

Tak, kto by nie marzył o takim zdolnym synu...?

: 28 gru 2016, 19:27
autor: Deszczowa Kołysanka
Renifer uśmiechnął się, zadowolony z tego że prezent spodobał się Onyksowi.
-Maddarę? To pewnie wasz odpowiednik Świątecznej Magii, prawda? W takim razie tak.
No cóż... Pyszałek mieszkał daleko i co prawda starał się nauczyć tutejszych określeń, to nie wszystkie dokładnie pamiętał.
Tymczasem, smoki rozpoczęły poszukiwania. Już na samym ich początku, zwierzak potrząsnął łebkiem, a z jego rogów posypały się iskierki, które udając się w kierunku starszego smoka, poczęły otaczać wszystkie ewentualne przeszkody i usuwać mu je z drogi. Pomysł podejścia dzwoneczka z dwóch stron okazał się całkiem dobry. Smoki, wkładając dużą uwagę w to co robią, wkrótce były już blisko błyskotki która... Latała. Dokładnie rzecz biorąc – lewitowała w powietrzu, miotana podmuchami wiatrów w różne strony. Dzwoneczek był srebrny i miał złotą kokardkę przyozdobioną jakimiś listeczkami.
-O jest!
W głosie Pyszałka brzmiała radość. Tupnął kopytkiem i posłał błyszczący pyłek prosto w kierunku skarbu, aby ten już nie uciekł. Podbiegł bliżej do smoków i przystanął.
-Teraz, musimy go zaczarować. Stańcie wokoło dzwonka i powtarzajcie za mną:
Przywołuję Magię Świąt,
Niechaj płynie czarem łąk,
czarem śniegu, czarem nocy,
niech z dzwoneczkiem się połączy.

Pyszałek podniósł łebek do góry i spojrzał w niebo, z dumą. Zaklęcie zapewne mogło brzmieć nieco infantylnie, ale zostało wypowiedziane z tak dużą wiarą w jego spełnienie, że aż zachęcało do pójścia w ślady magicznego zwierzaka i powtórzenia. Więc... Czy Ogniści spróbują wypowiedzieć wierszyk?

: 29 gru 2016, 0:13
autor: Kruczopióry
Śpiew...? Czarodziej uśmiechnął się szeroko – czy bowiem śpiew nie był jego specjalnością? Śpiew tak piękny i tak wspaniały, iż nawet w walce unieruchamiał przeciwników...? Teraz zaś śpiew o mocy podwójnej – nie musząc bowiem myśleć o obserwacji ani om ataku, mógł włożyć weń cała swoją moc, całą swoją magię i wirtuozerię. Tym chętniej zaś zamierzał to uczynić, iż jednym ze słuchaczy będzie Onyks – Onyks, któremu jeszcze... nie pokazywał swojej wybitnej umiejętności. Ustawił się więc przodem do miejsca, z którego, jak mu się zdawało, dobiegał dźwięk, przysiadł zadem na ziemi, owinąwszy ogon wokół ciała, nabrał głęboko powietrza w płuca i...
Przywołuję Magię Świąt,
Niechaj płynie czarem łąk,
Czarem śniegu, czarem nocy,
Niech z dzwoneczkiem się połączy.
Był w tym absolutnym ekspertem, jednym z najlepszych ekspertów Wolnych Stad – teraz zaś przystąpił do zadania z pełnym zaangażowaniem, ha! Chyba nawet Pyszałek nie śpiewa tak pięknie, aby pysznić się przy Kruczopiórym swym głosem, czyż nie?

: 29 gru 2016, 22:34
autor: Żar Zmierzchu
Ha, fortel się powiódł! Jednak młodzik aż przystanął na moment widząc ozdóbkę, która unosiła się w powietrzu niesiona magią św... znaczy maddarą. Spodziewał się jakiegoś małego zwierzątka z dzwoneczkiem przytroczonym do szyi podobnym do tego który zdobił młodzika. Z uwagą przyglądał się przewodnikowi, reniferowi Pyszałkowi który zaczął deklamować wierszyk. Słowa były proste do zapamiętania. Nabrał powietrza w płuca, gotów powtórzyć gdy... ojciec zaśpiewał. Nigdy wcześniej nie słyszał takiego sposobu wypowiadania słów, siedział naprzeciwko opiekuna i pomocnika Mikołaja z dzwoneczkiem między nimi, wsłuchując się niczym zaczarowany. Każde słowo zdawało się być natchnione maddarą, gdyż sprawiało że słuchacz nie chciał przerywać, nie ważne co by się działo. Aż w końcu przyszła pora na Onyksa. Nie umiał śpiewać, jednak wypowie je najpiękniej jak potrafi:

Przywołuję Magię Świąt,
Niechaj płynie czarem łąk,
czarem śniegu, czarem nocy,
niech z dzwoneczkiem się połączy.


Ciekawe co teraz się stanie? Czy piękna ozdóbka powieli się tak by nie tylko młodzik, ale i jego opiekun dostali po jednym? Czy może nie podzieli się, ale jego świąteczną magię poczują obaj?