Strona 14 z 42

: 07 cze 2015, 23:49
autor: Słodki Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Teraz spróbuj skoczyć machając jednocześnie skrzydłami. Jesi ci nie wyjdzie, to się spróbuj rozpędzić i wyskoczyć z tamtej półeczki. – pokazałem mu małą "wyskocznie". Teraz to będzie akcja – Wierzę w ciebie Rudzielcu – mój głos przepełniony był motywacją i wiarą w sukces.

: 10 cze 2015, 23:39
autor: Absurd Istnienia
Rudy podniósł skrzydła, rozłożył je na pełną szerokość, ugiął łapy i mocno się z nich wybił równocześnie zamachnął się ciężko skrzydłami. Gdy był już w powietrzu jeszcze raz i po raz kolejny. Trawa rozwiewała się pod wpływem niezgrabnych ruchów skrzydeł. Smok wzniósł się jakieś dwa ogony wyżej. Łapy miał przyciągnięte pod tułów. Aktualnie utrzymywał się w dość niewygodnej pionowej pozycji, wznosząco-opadającej, bo jego zawiśnięcia w powietrzu nie można było nawet uznać za zawiśnięcie, ani tym bardziej porównywać z kolibrem. Samiec wzniósł się jeszcze wyżej i podniósł zad, tak by jego ciało było poziomo względem ziemi. Rudy czuł niemałą ekscytacje pierwszym lotem oraz wiatr wiejący mu w ślepia.

: 11 cze 2015, 23:02
autor: Słodki Kolec
Brawo Rudy, wierzyłem, że ci się uda – pochwaliłem i myślałem co by dalej mu zadać. Oddaliłem się od niego na odległość 15 skrzydeł i ciągle się oddalałem – Teraz do mnie przyleć. Ułóż głowę i ogon w jednej linii. Ogon i skrzydła działają jak ster. To juz chyba wszytko z teorii, teraz tylko praktyka. – powiedziałem to w taki sposób aby go zmotywować na maksa

: 22 cze 2015, 0:33
autor: Absurd Istnienia
Hah, łatwo było Shiro tak mówić. Rudy wciąż wisiał w jednym miejscu, ciężko machając skrzydłami. Przyglądał się jak pasiak odlatuje, jak zagarnia powietrze do tyłu i pod siebie, i jak jego błony się wyginają, co się dzieje z jego ciałem, jaką ma pozycje. Co prawda oczekiwał trochę więcej instrukcji. No ale czego mógł oczekiwać od kogoś w jego wieku? To jasne, że nie będzie mistrzem w nauczaniu. Jego na szczęście nikt nie prosił o nauki.

Rudy ustabilizował swoją równoległą do ziemi pozycje. Podciągnął łapy pod tułów, wyrównał machanie skrzydłami, by nie było takie chaotyczne, rozłożył sterówki na ogonie oraz wyciągnął szyję do przodu. Zamachnął się skrzydłami tak by zagarnąć powietrze za i pod siebie. Były to koliste, zamaszyste ruchy. Pióra nadymały się za każdym razem tworząc wypukłość, by następnie się wyrównać i spłaszczyć uwalniając powietrze. Najpierw leciał dość wolno, lecz z czasem zwiększał częstotliwość machnięć by przyspieszyć. I nawet się udało! Jego zwykle nastroszone pióra na głowie, teraz były oklapnięte, a smok zaczął czuć ciężar swoich jeszcze niezbyt wyrośniętych rogów. Wiatr uderzał go w pysk, nie było to w sumie takie złe, chociaż trochę irytujące. Oczy miał przykryte drugą, przeźroczystą, gadzią powieką. Ogon swobodnie unosił się na falach powietrza, a sterówki trzepotały pod jego naporem. Rudy czuł, że czasami unosi się wyżej, czasami niżej, wtedy kiedy wyżej było jakoś cieplej, a gdy niżej zimniej. Ciekawa zależność. Samiec leciał za Shiro, jednak wodnik był od niego dużo szybszy i zwinniejszy w tym co robił. Płomiennopióry był gdzieś w połowie drogi do pasiaka. Na jego pysku można było ujrzeć delikatny uśmiech.

: 23 cze 2015, 18:03
autor: Słodki Kolec
Popatrzyłem za siebie i ujrzałem jak rudzielec mnie dogania. Zrobiłem tedy ostry skręt w prawo, tak ostry że prawi doszło do przeciągnięcia. Poleciałem za samca i się zatrzymałem.
Teraz skręć. – wydałem polecenie – Jeśli dobrze patrzyłeś jak a to robię to powinieneś dać sobie rade. Tylko zrób to nie tak ostro jak ja, a jeśli się nie przyjrzałeś to przeżuć środek ciężkości na stronę, w którą chcesz skręcić. Przechylając się w bok.

: 23 cze 2015, 20:42
autor: Absurd Istnienia
Rudy w wciąż leciał prosto, ale Shiro nagle skręcił i zawisł za nim, szeroko rozkładając skrzydła i utrzymując się w jednym miejscu. Płomiennopióry obserwował jego poczynania kątem oka. Cóż instrukcje pasiaka nie mówiły za wiele. Skręt Shiro wydawał się jakiś zbyt szybki jak naukę. No cóż, połączył jego skręt z tym co się robi w czasie biegu. Pewnie jakoś wyjdzie.
Rudy skręcił głowę w lewo, wyginając szyje w łuk. Nie był tak ostry, żeby zawrócić do tyłu, a tylko po to by zmienić kierunek. W następnej kolejności wygięła się reszta ciała Prawe skrzydło wyprostował na pełną szerokość i podniósł do góry, najbardziej wygięły się lotki. Lewe zgiął, przez co ta strona ciała trochę opadła. Ogon powędrował bardziej w prawo dla równowagi. Sterówki były ułożone pod takim samym kątem jak "linia" łącząca prawe i lewe skrzydło. Wszystko to sprawiło, że smok zmienił kąt lotu. Leciał chwile prosto, by nagle zmienić pozycje. Opuścił zad, tak by być w pionie i szeroko rozłożył swoje pierzaste skrzydła. Uderzył w nie silny wiatr, co spowodowało cofnięcie się Rudego o kilka ogonów. W czasie tego zawieszenia silnie machnął prawym skrzydłem, dzięki czemu obrócił się w lewo. Znów machał ciężko skrzydłami w górę i w dół, utrzymując się mniej więcej w jednym miejscu. Dzięki temu zabiegowi był skierowany pyskiem do Shiro, kilka skrzydeł od niego.

: 23 cze 2015, 20:57
autor: Słodki Kolec
Dobrze ci to poszło. – powiedziałem do przyjaciela z uśmiechem na białym pysku – Pewnie poczułeś podczas lotu,że czasem leciało ci się lepiej, a czasem gorzej? Pewnie tak. To były tak zwane kominy termalne. Ciepłe powietrze, które pozwalają na szybowanie, czyli swobodny lot bez machania skrzydłami. Twoim zadaniem jest znaleźć taki komin i w nim chwilę poszybować jak tam ten orzeł – pokazałem łapka drapieżnika w oddali – Tamten komin się nie liczy. A jak go znajdziesz to chwilę pomyśl gdzie one występują i mi o tym powiesz? to będzie twoje przedostatnie zadanie.

: 24 cze 2015, 15:09
autor: Absurd Istnienia
Kominy termalne? Nigdy o czymś takim nie słyszał, a wydawało się to bardzo pomocne, więc z zainteresowaniem słuchał Shiro.
Przechylił ciało do przodu, ustawiając się w pozycji poziomej, machnął skrzydłami by polecieć do przodu. Podniósł łeb i silniej uderzył skrzydłami w dół, by wznieść się. Wczuwał się w swoje ciało próbując wychwycić zmiany temperatury. Zgiął prawe skrzydło i uniósł lewe, skierował głowę w prawo. Wciąż szukał, gdy w pewnym momencie poczuł ciepło. Wyprostował skrzydła łapiąc w nie prąd wnoszący. Szeroką spiralą, wzlatywał coraz wyżej i nie musiał wkładać w to takiego wysiłku. Skrzydła miał rozłożone na całą rozpiętość, lecz prawe było niżej a lewe wyżej. Nie musiał już tak często machać skrzydłami, robił to gdy czuł, że musi wyrównać kierunek lub "pomóc" powietrzu go unosić. W pewnym momencie zaczęło się robić zimno, a chmury wydawały się większe niż kiedykolwiek. Temperatura na górze się wyrównała i nie było opcji innego wznoszenia się niż o sile własnych skrzydeł. A gdyby... użyć maddary? Podgrzać powietrze wokół siebie? Stworzyć wiatr? Na pewno kiedyś tego spróbuje! Rudy aktualnie krążył szerokie koła na szczycie komina, delektując się tym uczuciem. Spojrzał w dół. Jego bystre oczy wyłapały, że wiele skrzydeł pod nim znajduje się skała oświetlona promieniami słońca. Na pewno była porządnie nagrzana. Czyżby o to chodziło? Tam gdzie ziemia się bardziej nagrzeje, grzeje się również powietrze, tworząc ciepły prąd? Zapewne.
Shiro znajdował się dość daleko i najwyraźniej nisko. Rudy ułożył swoje skrzydła na jednej linii, przez co wyleciał z komina. Kierował się w stronę pasiaka. Pióra łapały powietrze, a Ognik powoli opadał. Doleciał do Wodnika, ale wciąż był sporo skrzydeł nad nim. Przechylił w dół lewe skrzydło, tak że kilka razy okrążył przyjaciela. Głowę i przód ciała miał skierowaną w dół, przez co wciąż opadał. Gdy był już na tej samej wysokości co Shiro, podleciał do niego i zawisł przed nim. Uśmiechnął się delikatnie.
– I jak? – zapytał wesoło. Och miał jeszcze odpowiedzieć na jakieś pytanie. – Te kominy, które unoszą w czasie lotu, to ciepłe powietrze. Pod tym na którym ja się unosiłem, był nagrzana skała, więc pojawiają się w miejscach gdzie ziemia jest gorąca. – powiedział. Był trochę zdyszany, ale czuć było radość w jego głosie.

: 25 cze 2015, 23:24
autor: Słodki Kolec
Pokiwałem pyszczkiem na znak że dobrze wykonał zadane mu zadnie.
Twoim ostatnim zadaniem będzie lądowanie awaryjne. Wykorzystuje się je gdy zaczniesz spadać, albo musisz szybko znaleźć się na ziemi. Najpierw ci pokarze jak to się robi potem wytłumaczę, a na sam koniec ty to zrobisz. Ok? – wzleciałem na wysokość 30 skrzydeł. Popatrzyłem na rudzielca i złożyłem skrzydła. Leciałem szybko w dół. Gdy bylem z 3 skrzydła od rudego to obróciłem się tracąc pęd, jednocześnie rozłożyłem jedno skrzydło w połowie obrotu potem drugie. Zamachałem kilka razy skrzydłami aby podlecieć przed samca – Patrzyłeś uważnie? Jesli nie to objaśniam. Lecisz z złożonymi skrzydłami. Jakies 3 do 5 skrzydeł przed celem robisz obrót. Najpierw jedno skrzydło potem drugie. Nigdy oba na raz. Jesli ci życie miłe nie walnij łepetyną o zol i uważaj to może ci wyrwać skrzydła z stawów. – zakończyłem swoją lekcję bardzo optymistycznie i wylądowałem na ziemi patrząc na rudzielca.

: 03 lip 2015, 23:36
autor: Absurd Istnienia
Lądowanie, o czyli to już koniec będzie? To dobrze. Uważnie przyglądał się Shiro. Cóż jego wypowiedź na koniec była bardzo optymistyczna.
Rudy zamachnął się skrzydłami i poleciał do góry, chciał mieć dłuży czas na ogarnięcie tego. Na odpowiedniej wysokości Płomiennopióry przechylił się w dół i złożył skrzydła. Czuł jak powietrze napiera mu na pysk, słyszał głośny świst, spadał coraz szybciej. Będąc 4 skrzydła od ziemi przekrzywił się i tak ułożył sterówki by zacząć się kręcić w lewo, równocześnie rozłożył prawe skrzydło, a później lewe. Nadęły się od powietrza. Rudy zamachnął się nimi by całkowicie zwolnić i ustawić się w dogodniejszej pozycji. Później spokojnie przeleciał, tą niedużą odległość do ziemi. Wyciągnął przednie łapy. Dotknęły ziemi chwile później i też tylne. Ognik musiał uspokoić oddech. Spojrzał pytająco na Shiro.

: 03 lip 2015, 23:53
autor: Słodki Kolec
Wreszcie koniec. To teraz głównie mi po łepetynie latało. Ale wracając do ognika. Bardzo ładnie to zrobił i se skrzydełek nie połamał.
Ładnie ci poszło. – położyłem się na niskiej gałęzi drzewa i popatrzyłem na rudzopiórego.– Koniec nauki towarzyszu.Czas odpocząć. Chcesz o czym porozmawiać czy cos? – zapytałem z grzeczności

/raport lot I

: 04 lip 2015, 11:09
autor: Absurd Istnienia
Rudy uśmiechnął się do Shiro. Podszedł do niego.
– Dość długo tu siedzimy. Więc, może już wracajmy do naszych obozów. – powiedział, przekręcając łeb. – Och no i dziękuję za naukę! – dodał jeszcze. Teraz tylko czekał na odpowiedź Shiro.

: 04 lip 2015, 12:04
autor: Słodki Kolec
Zaśmiałem się głośno niczym stary kapitan drakkaru.
Mnie też było miło uczyć ciebie przyjacielu rudy. – znowu sie zaśmiałem. Popatrzyłem na nieboskłon. Ściemniało się – Zaczyna się ściemniać przyjacielu. Czas sie rozstać – odwróciłem się, rozprostowałem skrzydła. Rzuciłem krótkie – "Do zobaczenia przyjacielu." – i poleciałem w stronę obozu wody

: 04 lip 2015, 16:24
autor: Absurd Istnienia
Rudy westchnął obserwując odlatującego Shiro. Zaśmiał się do siebie i spojrzał w bezchmurne niebo. Rozłożył pierzaste skrzydła i wystartował do góry. Teraz droga do obozu będzie dużo szybsza. Płomiennopióry, czuł się bezpieczny wśród chmur, nic nie mogło mu zagrozić. Noooo, oczywiście pomijając wiele czynników które mogą zakończyć się rychłą śmiercią.

: 22 lip 2015, 13:42
autor: Chybiona Łuska
Znowu była poza obozem. Nie wyglądała zbyt szczęśliwie. Jesień chyba faktycznie mnie nienawidzi, pisklęta też porządnie do siebie zraziłam. Jak wszystkich, których do tej pory spotkałam. Aach, jak to zrobić? Jak to wypośrodkować? Myślała, idąc wzdłuż rzeki. Dostrzegła wodospad, zeszła na dół po kamieniach i zaczęła przyglądać się miejscu, w którym woda z hukiem rozbijała się o taflę rzeczki. Było tu dość sporo miejsca, uznała, że zatrzyma się na odpoczynek. Wędrowała cały dzień, a robiło się już popołudnie.
Podeszła do strumienia i napiła się z niego. Całe jej ciało pokrywały blizny. Były wszędzie. Zwłaszcza na skrzydłach. Kiedyś musiały wyglądać jak sitko. Za księżyc bliznowata tkanka wygładzi się i pokryje łuską, a to wszystko za sprawą Życiowej uzdrowicielki. Inaczej mogłoby to się nie zagoić. Albo i sama zielona by nie wytrzymała. Pokryta była zieloną łuską, pojedyncze na całym jej ciele były wypłowiałe, szarawe lub wpadały w błękit. Była też stosunkowo niska jak na dorosłego smoka, ale dobrze zbudowana. Tkanka mięśniowa już zmyliła kilka smoków co do płci smoczycy. Dobrze, że ma taki, a nie inny łeb. Była klonem swojego brata, a zarazem jego przeciwieństwem. Łaciata była na odwrót, odcień zieleni na całym ciele był niemal tylko jeden, była trochę masywniejsza, chociaż była niższa...

: 22 lip 2015, 14:44
autor: Oddech Pustyni
Grafik Piaskowej był wyjątkowo nierówny, a to przez to, że nie potrafiła określić do czego tak naprawdę dąży. Dziwne, że przeważnie odpoczywała i nie przejmowała się niemalże niczym, a nagle brało ją na przemyślenia dotyczące sensu życia. W takim trybie często wracała do wspomnień związanych z ojcem, a jednocześnie tęsknoty za prawdziwą pustynią. Nie lubiła tego, ponieważ wiedziała, że gdyby naprawdę wyleciała za barierę, raczej już by nie wróciła, "pochłonięta" przez miejsce w którym spędziła swoje pierwsze księżyce. Żeby tego uniknąć Pustynia wybierała się na przechadzki. Skutecznie pomagały jej oderwać się od niezdrowych rozmyślań, ale jednocześnie dokładały jej sporo roboty. Nie żeby tego nie lubiła, gdyby smoki miały konkretne zajęcia, Ognistą można by bez problemu przezwać pracoholiczką; ale odbijało się to na jej organizmie, który wołał o sen częściej niż u pisklęcia. Czyli tak jak zwykle na wpół śpiąca wylazła ze swojej groty, żegnając jedną ze swoich uczennic, a potem podążyła gdzieś w kierunku Wspólnych. Gdzieś, bo nie miała pojęcia w jakie miejsce zamierza się udać. Pomimo, że nie wyglądała, potrafiła być diabelnie spontaniczna.
Kiedy dotarła w pobliże małego wodospadu, dostrzegła smoka, a raczej smoczycę, która czerpała z orzeźwiającej wody. Nawet jeżeli upały nie szkodziły Ognistej, widok ten sprawił, że zrobiła się spragniona i bez większego namysłu zaczęła podchodzić do nieznajomej. Prawda jest taka, że zrobiłaby to tak czy siak, bo uwielbiała towarzystwo, ale woda była dodatkową motywacją.
Żeby jednak nie naruszać prywatności zielonej smoczycy, Pustynia zatrzymała się przed nią jakieś półtora ogona i odezwała –Witaj, jestem Oddech Pustyni– skinęła jej łbem na powitanie. Dopiero z tej odległości dostrzegła, że samica jest bardzo podobna do pewnego smoka, a i nawet jej zapach wydawał się nieco do niego podobny. Czyżby rodzeństwo? Teraz jednak nie miało to znaczenia.
Nie będzie ci ph-przeszkadzało, jeżeli się tu zat-zatrzymam?– zapytała beznamiętnym tonem, jak ulał pasującym do jej nijakiego wyrazu pyska.

: 22 lip 2015, 15:28
autor: Chybiona Łuska
Podniosła łeb, słysząc bicie skrzydłami nad sobą. Rozejrzała się i w niewielkiej odległości zobaczyła smoczycę, której sylwetka trochę upodabniała się do sylwetki zielonej. Wojowniczka! Rzuciła w myśli, uradowana tym zbiegiem okoliczności. Kiedy tamta wylądowała, ziekona odwróciła się do niej przodem, bynajmniej jej nie ignorując. Jak, jak... jak zapytać o coś takiego? Zapytała siebie, nie do końca potrafiąc odnaleźć się w wielkim świecie. Tak, jak wuj... Nie. Nie powiesz przecież „Wuju, wuju! Pokaż jak to się robi!” Zganiła siebie w myśli.
Dziwny zapach. Palony. Pomyślała i przypatrzyła się smoczycy. –
Chybiona Łuska. – Powiedziała lekko warkotliwym tonem, zupełnie tak, jakby siliła się na uprzejmość. Oddech mogła zobaczyć przeciwieństwo wcześniej poznanego bliźniaka. Lodowate oczy smoczycy patrzyły przenikliwie, a pysk nie wyrażał zbyt wielkich emocji, poza rzecz jasna skupieniem, jakby wszędzie szukała zagrożenia. Potem smoczyca pokręciła głową i cofnęła się o krok, jakby chciała pustynnej zrobić miejsce nad wodopojem. Ciekawe, dlaczego się jąka. Pomyślała zielona, ale nie dlatego, że czuła wyższość jak smokami, mającymi jakieś ubytki w sobie. Raczej im współczuła i chciała poznać historię.
Jesteś wojowniczką, prawda? – Zagaiła po chwili zielona, lekko mrużąc oczy, jakby podejrzliwie. Wewnątrz niej jednak toczyła się dyskusja jak zapytać o to, czego smoczyca potrzebowała. – Zechciałabyś mnie nauczyć kunsztu? – Zapytała trochę cichszym tonem, przez co mniej warkotliwym i o ton mniej nieprzyjaznym. Ale to musiało głupio brzmieć. Znam ją od... kilku uderzeń serca. Wzrok jednak zachowała poważny. Czaiło się w nim coś, co kazało myśleć, że zielona nie odpuszcza przez byle co.

: 22 lip 2015, 16:36
autor: Oddech Pustyni
Chociaż zachowanie zielonej różniło się od jej brata, nie oznaczało, że Pustynia potraktuje ją mniej lub bardziej przyjaźnie. Chciała być miła dla każdego, a że nie znała się na dawkowaniu emocji, była jednakowa i tak samo traktowała swoich rozmówców. Zauważyła lekkie drżenie w głosie towarzyszki, nie dlatego, że szczególnie się przysłuchiwała, ale ponieważ doszła do wprawy przy odbieraniu jakości czyjegoś tonu. Lubiła słuchać głosu, tego jak się załamywał, podnosił albo zniżał, ale chociaż bezbłędnie odróżniała każdą niedoskonałość, zawahanie czy też charakterystycznie przedłużone słowo, nie potrafiła przypisać temu żadnego znaczenia. Od tak, śmiech traktowała jak warczenie, a warczenie było zaś dziwnym dźwiękiem, który ulatywał ze smoczych gardzieli przed atakiem. Adeptka odsunęła się kawałek, wyraźnie przyzwalając Ognistej na podejście. Smoczyca nie wahała się długo, ale nie zbliżyła nadto do towarzyszki, żeby nie naruszać jej, ani, co najważniejsze, swojej przestrzeni.
Jestem– powiedziała spokojnie, a jej towarzyszka zadała kolejne pytanie. Prośba o naukę wypłynęła zdecydowanie szybciej niż zazwyczaj, ale Pustynnej to nie przeszkadzało. Lubiła bezpośredniość –Oczywiście– dorzuciła i zanurzyła łeb w wodzie, żeby się napić. Nie trwało to długo, bo po prostu klapnęła szczękami o taflę wody i łyknęła to co wpłynęło do środka. Uniosła łeb i spojrzała na Chybioną. Miała tyle ran, że z pewnością miała już styczność z walką –Ale muszę się zorientować co już wiesz, czyli th-trochę teorii. Wybacz jeżeli zapytam cie o coś oczywistego, ale są to rzeczy które zawsze warto rozf-rozwijać. Powiedz mi więc, jakie znasz czułe punkty, czym możesz atak-atakować oraz jakie znasz rodzaje obrony– chyba wszystkie najważniejsze pytania z teorii, najprostsze a jednak najczęściej się do nich wraca.

: 22 lip 2015, 20:19
autor: Chybiona Łuska
Zielona zdecydowanie nadmiernie wykorzystywała cierpliwość smoków, z którymi rozmawiała. Była bezpośrednia, nieprzyjemna, często kpiła... Ale nie była taką, za jaką się podawała. Była po prostu zagubiona. Nie potrafiła działać bez brata i pozbawiona jego towarzystwa nie wiedziała co ze sobą zrobić. Zwykle on zajmował się porozumiewaniem z innymi, rozumiał ją niemal bez słów, dlatego potrafił zadbać o jej potrzeby, wyciągnąć do rodzinki, kiedy miała gorszy dzień, pocieszyć, czy rozweselić. Przede wszystkim tylko przy nim zachowywała się zgodnie ze swoją naturą.
Uśmiechnęła się w duchu, kiedy Oddech potaknęła na prośbę. Będę twoim dłużnikiem. Uznała w myśli i przysłuchała się kolejnym słowom wojowniczki. Pytania faktycznie były dosyć banalne, ale tak mogła zyskać sobie szacunek, czy... no, że zielona coś pojmuje. Skinęła łbem, a potem zaczęła mówić jak o najzwyklejszej na świecie rzeczy. –
Oczy, chrapy, pierś, podbrzusze, błony skrzydeł, szyja są najdelikatniejsze i największe obrażenia można zadać w nie celując. Uszkadzając łapy lub ramiona skrzydeł i ogon można pozbawić przeciwnika możliwości pogoni, czy skutecznej obrony. Atakować można smoczym oddechem, zębami, kłami, w zasadzie całym ciałem. Uderzenie łapą i ogonem też może zaboleć. Albo łokciem skrzydła. Co do obrony to uniki, w tym na przykład odskoki, również blokada dla silniejszych wojowników. I pozostaje kontratak, chociaż to raczej nazywa się brakiem obrony. – Zakończyła normalnym głosem, może nieco warkotliwym, ale wskazującym na to, że zielona pojmuje temat i wie o co chodzi.

: 22 lip 2015, 23:18
autor: Oddech Pustyni
Skinęła łbem na znak, że samica mówi poprawnie. Nie wymieniła w prawdzie jeszcze kilku rzeczy, ale ogólnie sporo wiedziała na ten temat. Zresztą czego się spodziewać po smoku w takim wieku. Nie mogła przecież żyć nie polując albo nie stykając się z jakimś zbłąkanym drapieżnikiem. Zawsze coś się napatoczyło, czasem może nawet inne smoki. Walka była jednak czymś co zawsze dało się doszlifować.
Wrażliwy jest jes-jeszcze kark, albo nie tyle wrażliwy co ważny. Jeżeli już tam złapiesz, smok ph-praktycznie nie może się bronić, a ty masz szanse na zdobycie spoh-sporej przewagi. Uszkodzenie łap jest przydatne, ale żeby skonkretyzować, tam gdzie się zginają, czy to nad samą łapą, czy f łokc-łokciu, najłatwiej je uszkodzić. Tam łuska jest drobniejsza, żeby nie uth-utrudniać ruchu. Taka znajduje się też w pachwinach, pod pachami oraz na smoczych wah-wargach– a przynajmniej niektórych smoczych wargach. Ognista nie mogła się poszczycić plastyczną mimiką pyska, ale przynajmniej z głowy miała męczenie się z rozerwaną tkanką nad zębami –Z pewnością wiesz czym jest um-umiejętność wiodąca, czyli ta w kh-której najlepiej się czujesz. Walcząc musisz pamiętać, że powinnaś korzystać głównie z niej, żeby zwiększać swoje szanse na pof-powodzenie– teorii nie było wiele, a przynajmniej nie przy kimś kto nie wymagał wielu podpowiedzi. Pustynia cofnęła się o kilka kroków –Mamy tutaj ciekawe miejsce do walki– rozejrzała się. Niezbyt równy grunt i możliwość poślizgnięcia się na kamieniach. Bardzo ciekawie –Powiedz mi jeszcze, wiesz czym jest pozycja gotowości, czyli po co jest i jak się ją ps-przybiera?

: 23 lip 2015, 19:56
autor: Chybiona Łuska
Musiała coś wiedzieć, aby przeżyć. Gdyby Dzień nie wpadł pod barierę, pewnie zginąłby po utracie pamięci. Pomyślała. Nadal będę cię chronić. Będę silniejsza, braciszku. Obiecała sobie. Słuchała nauczycielki z uwagą. Niby wiedziała to, co ona mówi, jednak nie zwracała na to wcześniej szczególnej uwagi. Dobrze zapamiętać. Uznała, po czym skinęła głową na brzmienie słów dotyczących umiejętności wiodących, czy raczej przystosowania smoka do walki. W przypadku Chybiącej, była to po prostu siła. Cieszyła się, że będzie mogła stoczyć walkę z bardziej doświadczonym smokiem tej samej profesji, ba, odnogi rangi. Chciała podłapać sposób poruszania się smoczycy, zrozumieć, w jaki sposób wyprowadza ciosy. Również się rozejrzała. Wykorzystanie otoczenia będzie ważne. Czy mogłabym... próbować zepchnąć ją bliżej wody, aby wytrącić ją z równowagi? Jestem bliżej. Muszę uważać. Skinęła, potwierdzając słowa pustynnej.
Kiedy ta zadała pytanie, poszła kilka kroków wzdłuż strumienia, by zatrzymać się przed wojowniczką, w odległości jakoś pół ogona. Zaczęła mówić, gdy zaczęła iść i skończyła, zanim doszła na miejsce. –
Dzięki niej łatwiej zachować równowagę podczas walki. Sprawia też, że nie odsłaniamy niepotrzebnie pewnych miejsc. – Nie rozwodziła się na ten temat. Był dla niej bardzo sensowny. Potem przybrała pozycję gotowości. Łapy w delikatnym rozkroku, nieco ugięte, z pazurami delikatnie wbijającymi się w podłoże, dla przyczepności, z ogonem na wysokości zadu, lekko rozluźnionym, by mógł swobodnie wykonywać swoją pracę podczas biegów i zakrętów. Łeb odrobinę pochyliła, bo zwykle nosiła go wysoko. Jej chrapy zmieniły nieco położenie, tak, że linia pyska była nieco bardziej prostopadła do podłoża niż wcześniej. W ten sposób nie odkryła gardzieli, a lekkie pochylenie samej głowy ociupinkę zasłaniało długą szyję, a przynajmniej jej spodnią część. Skrzydła przywarła do boków. Niezbyt ciasno, by to nie utrudniało jej manewrowania, ale też nie pozawalała im biegać na boki. Mogłoby to się źle skończyć, gdyby pozwoliła szczękom pustynnej zacisnąć się na ich ramieniu, albo o coś zahaczyła.