Strona 14 z 34

: 15 lut 2016, 23:21
autor: Lisi Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Wrzos... całkiem ładne imię. Trudno powiedzieć czy ten fioletowy kwiat podpasowuje się pod tą specyficzną, pisklęca urodę, ale z pewnością brzmi nieźle!
Lis kiwnął swojej rozmówczyni głową. Generalnie świetnie mu się trafiło z tą nauką! Nawet nie wyczuwał nic szczególnego w tym, że uczył go pisklak, bo zaraz on pokaże małej co potrafi!
Nie ma sprawy! – Odpowiedział szczerząc wesoło zębiska. Przebywanie z pisklakami robiło z niego pisklaka, ale dzieki przynajmniej dobrze się dogadują!

Młody cofnął się nieco od samiczki i przechylił łeb, uważnie przypatrując się jej pozie. Już kiedyś takiego przerabiał... pozycja właściwie dokładnie taka sama jak do biegu.
Rudy stanął w delikatnym rozkroku i przycisnął skrzydła do pleców. Ustawił łeb i ogon w jednej linii, po czym ugiął łapy. Szyję wyciągnął do przodu nieco ją opuszczając, zaś ogon, wedle wskazówki, uniósł do góry wyżej, jak gdyby unosił w pozycji startowej do biegu. Na koniec jeszcze nieco poprawił się z ugięciem łap schodząc najniżej, jak tylko potrafił, by nie dotknąć brzuchem śniegu.
Coś takiego, nie? – zwrócił się do swojej małej nauczycielki.

: 16 lut 2016, 0:01
autor: Brak Słów
Popatrzyła na niego uważnie, ściągając mięśnie pyska tak, że zmniejszył się on do zaciekawionego przecinka. Lekko popchnęła łapką jego biodro, delikatnie, żeby tylko sprawdzić, jak się zachowa wobec tego jego ciało.
Możesz się jeszcze trochę rozluźnić. Spiąć się trzeba przy wyskoku, to zaraz. Popraw się najpierw, żebyś nie miał też takiej kłody za zadkiem – zaśmiała się, zerkając na jego ogon.
Odeszła kawałek, po czym usiadła, zerkając nań przychylnym spojrzeniem. Odczekała moment, aż jej duży uczeń poprawi się troszkę, po czym kontynuowała.
Teraz możesz skoczyć! Żebyś skoczył do góry musisz odbić przednie a po chwili tylne łapki w górę, żeby się dosadzić do bardziej pionowej pozycji. Ale wiesz, nie za mocno! Jakbyś skakał prosto w niebo to będzie problem z ładnym lądowaniem. No to, ten... Potem wyciągasz się cały do góry i łapy kulisz. W powietrzu łuczek i łapy przednie do ziemi, potem tylne. No, jak spróbujesz to poczujesz! – oznajmiła.
Gestykulowała cały czas łapą, próbując się wysłowić. Miała okropny problem z opisywaniem tego, co siedziało jej w łebku.
A! Nie zapomnij wylądować miękko, pozwól sobie ciut opaść, ale nie walnij w ziemię. Bo na twardo sobie można krzywdę zrobić! – ostrzegła jeszcze na koniec z błyszczącymi ślepiami.

: 19 lut 2016, 17:53
autor: Lisi Kolec
Rudy zmarszczył nos i posłusznie wykonał polecenia Wrzosu. Jego ogon opadł nieznacznie, a mięśnie od razu się rozluźniły. To właśnie wysoko uniesiona ruda kita była przyczyna spięcia całego ciała. Lis jeszcze odrobinę poprawił ułożenie łap, korzystając z tego, że już nie musi się na nich tak mocno opiera i zerknął na małą.
Starał się nie śmiać, choć było to niezwykle trudne w tym przypadku. Wrzos była bezradna wobec potoku słów, które pojawiły się w jej głowie. Ale mimo wszystko jej zdania jakoś brzmiały!
Hymmm... myślę, że wiem o co ci chodzi. – Dodał, choć prawdopodobnie wcale nie był przekonany, czy rzeczywiście wszystko jest jasne. Zmarszczył lekko czoło przypominając sobie, jak mniej więcej skok wygląda i na co trzeba zwrócić uwagę.
Młody skierował spojrzenie z powrotem przed siebie. Nie zastanawiał się jakoś specjalnie długo, jaką część ciała należy zaangażować w skok, ale za to przed samym wyskokiem kilkukrotnie poprawił swoją pozycję. Łeb wycelował pod kątem, w kierunku nieba – tuż przed wybiciem ugiął mocniej przednie łapy, by móc mocniej wypchnąć się do góry. W pogotowiu przygotowane były również tylne łapy, dzięki którym podczas skoku uzyska odpowiednią wysokość.
Jego ciało wystrzeliło w górę, przednie łapy lekko się podkuliły, łeb maksymalnie wyciągnął się do góry, skrzydła cały czas trzymały się na swoim miejscu. Tylne łapy straciły kontakt z podłożem wybijając całe ciało do góry. Ogon ani na moment nie zetknął się z ziemią – Lis wykorzystał go jako dodatkowy "napęd", poprzez szybkie machnięcie.
W pewnym momencie wyskoku, jego ciało zaczęło powoli przechodzić w kształt łuku. W tym tez momencie przednie łapy zaczęły wyciągać się w kierunku ziemi, łeb skierował się w dół, tylne łapy przykurczyły się, a ogon biegł swobodnie za ciałem, w niczym nie przeszkadzając. Tuż przed lądowaniem – mniej więcej tak jak podczas lotu – uniósł łeb tak, aby ustawił się równolegle względem ziemi, nadstawił przednie łapy w taki sposób, by bez problemu mogły się zetknąć z ziemią, dosłownie chwilę po tym dokładając łapy tylne. Ogon pozostał uniesiony w górze, tak, aby podczas lądowania nie łupnął w ziemię.

: 20 lut 2016, 7:57
autor: Brak Słów
Kiwnęła mu z zadowoleniem widząc, jak się trochę rozluźnia. Dobrze! Ciągle było po nim widać, że spina tylko te mięśnie, które mu były potrzebne. Reszta drgnęła dostrzegalnie pod skórą w rozluźnieniu.
A potem Lis wyskoczył. Mała obserwowała go uważnie, z poważną miną, jakby od tego zależało co najmniej pół jej życia. Patrzyła, jak smok kontroluje łapy, jak wygina kręgosłup, jak ląduje... Mlasnęła sobie cicho pod nosem, krzywiąc się, ale szybko potrząsnęła łebkiem, żeby posłać Lisiemu uśmiech. Nie było to wywołane niesmakiem, a raczej poczuciem, jakby to jej własne łapy gruchnęły o ziemię. Widać było, że to twarde lądowanie.
Hej, hej! – zawołała, podchodząc. – Nic sobie nie zrobiłeś? Trochę za twardo te łapy. Mówiłam, żebyś sobie pozwolił trochę opaść na ugiętych łapach, bo tak to... no... można i nawet kostkę skręcić – powiedziała, patrząc na ciemne łapki samca, jakby szukała w nich ów skręceń.
Odciągnęła się od tego szybko, aby rzucić wzrokiem po łączce. Znalazła jakąś skałkę, nie za wysoką, sięgającą Lisowi może do połowy szyi. Jej szczyt był obły, lekko błyszczący od śniegowych drobin. Podbiegła do niej, aby mu ją pokazać.
O, wskocz na nią! Tu musisz wymierzyć siłę, żeby w nią nie uderzyć ani nie przeskoczyć, tylko na niej stanąć. Przyda się tu balansować ogonem i rozstawić łapy na jej cztery brzegi, żeby utrzymać na niej równowagę. No i... Hm. No i zeskocz. Teraz tylko pamiętaj o miękkim lądowaniu! O, i jeszcze odepchnij się raczej do przodu, niż do góry, bo nie chcesz sobie dodawać wysokości – dodała, znów się plącząc w tłumaczeniu.

: 27 lut 2016, 1:08
autor: Lisi Kolec
Lis rzeczywiście poczuł lekkie mrowienie w łapach. Lądowanie, w przypadku lotu, wygląda jednak nieco inaczej – tutaj z całym impetem opadł na łapy... warto je pewnie nieco ugiąć po wylądowaniu.
Nie, nie... Nic mi nie jest... – Mruknął do samiczki kręcąc przecząco głową.
Po tym jak Wrzos odwróciła od niego wzrok, ruszył powoli za nią, rozprostowując przy tym palce u łap. Mrowienie ustało, ale no... warto następnym razem uważać. Podniósł wzrok do góry, by określić położenie pisklaka, lecz, ku jego zdziwieniu, nagle znalazła się całkiem spory kawałek dalej. Otworzył szerzej oczyska, po czym natychmiast je zmrużył, oślepiony bielą śniegu. Potrząsnął energicznie łbem i podbiegł do pisklaka.
No to co tym razem? – Powiedział. Nie musiał czekać długo na odpowiedź, co z reszta wcale go nie zaskoczyło. Mimo iż mała z trudem sklecała zdania, całkiem dobrze szło jej objaśnianie poszczególnych zadań.
Młody kiwnął samiczce łbem, uśmiechając się krzywo, na myśl o twardym lądowaniu. Tym razem nie chciałby popełnić tego błędu...
Spojrzał na skałkę – nie była zbyt wysoka. Mógł swobodnie zobaczyć, czy nie znajdzie za nią żadnej nadprogramowej niespodzianki. Ale czego miałby się spodziewać? Przecież nie uczy go Kruczopióry...
Lis przerzucił ciężar ciała na tylne łapy, przednie opierając na kamieniu. Była to swego rodzaju przymiarka, tak dla pewności. Skoro już mniej więcej wiemy co i jak, to czas się ustawić! Rudy stanął z powrotem na wszystkich czterech łapach i cofnął się kawałek do tyłu. Skałka była niska, więc wskoczenie na nią nie wymagało zbyt dużo siły.
Czas na przyjęcie pozycji! Łapy ugięte, skrzydła przy ciele, łeb i ogon w jednej linii, szyja wyciągnięta do przodu. Ruda kita uniosła się nieco do góry, jednak tym razem od razu na odpowiednią wysokość.
Rudofutry spojrzał na skałkę – aby na nią wskoczyć, będzie musiał wybić się nieco bardziej... płasko? No coś w tym stylu... Młody przeniósł ciężar ciała na tylne łapy i powiercił się chwilę w miejscu w ramach przygotowania się do skoku. Teraz był skierowany w kierunku skały w taki sposób, by po delikatnym łuku wylądować na jej szczycie.
Wybił się delikatnie z przednich łap, podkurczając je delikatnie, jednak nie tak bardzo jak wcześniej – w końcu za chwilę będą potrzebne. Zaraz po nich odbiły się tylne łapy, po czym siła tego odbicia przeszła na tułów. Sylwetka rozciągnęła się nieco do przodu, po tym jak wszystkie kończyny straciły kontakt z podłożem. Ogon lekko opadł ku ziemi, jednak zgrabnie, nie dotykając jej. Skok był krótki, tak więc chwile po wybiciu przednie łapy zaczęły się rozprostowywać, aby opaść – tym razem delikatniej – na powierzchni skałki. Tylne łapy natychmiast nadgoniły przód, sprawiając, że smok zgiął się z powrotem w łuk. Najpierw przednie łapy dotknęły skałki – oczywiście lekko się przy tym uginając – a następnie dostawione zostały tylne łapy. Nieco nim zachwiało, ale na szczęście nie udało mu się zlecieć. Gdy w końcu złapał równowagę, ustawił się nieco wygodniej – tak jak należy podczas wykonywania skoku. Niemal natychmiast wybił się, by zeskoczyć ze skałki i zgodnie z radą – nie mierzył wysoko.
Najpierw łapy przednie, potem tylne. Z lekkim odepchnięciem ogona smok wybił się w powietrze i rozciągając nieco sylwetkę w locie. Przeleciał kawałek, zanim wylądował na ziemi. Tak jak przy poprzednim lądowaniu przednie łapy rozprostowały się i wyciągnęły do porzodu, przygotowując się na kontakt z podłożem. Tym razem jednak tylne łapy dużo szybciej nadgoniły przednie – przy skoku z wysokości lepiej jest rozłożyć ciężar na cztery łapy. Ugięcie łap przy lądowaniu pozwoliło mu zniwelować nieco siłę, z jaką uderza w ziemię. I tak oto nagle pojawił się po drugiej stronie kamienia. Wszystko zdawało się być strasznie intuicyjne – jakby powtarzał schematy, z których wcześniej nie potrafił wykorzystać, przez to, że nie były odpowiednio poukładane.
Rudy uniósł wyżej łeb, wyciągając szyję tak, by zobaczyć małą Wrzos.
Było dobrze? – Zakrzyknął.

: 29 lut 2016, 20:23
autor: Brak Słów
Wrzos pobiegła na bok kamienia, tak, by nie przeszkadzać czasem Lisiemu w jego ruchach. A nuż zahaczyłby piórem o jej róg – draka gotowa! Przysiadła na chwilkę w lekkim oddaleniu od kamienia, patrząc na skok adepta z prostopadłej perspektywy. Jego ruchy zdawały jej się dość dobre, choć wciąż brakowało tu jakiejś dozy zgrabności. Może to przez śliskość kamieni – Lis nie wyciągnął przecież pazurków, by się lepiej przytrzymać oblodzonej skały.
Wrzos odpowiedziała mu na pytanie szelmowskim uśmiechem i zaakompaniowała to uniesieniem łapki w poziomie i obracaniem jej z lewa na prawo gestem oznaczającym czasem "średnio", czasem "mogło być lepiej", a czasem "może być". Rozwiała wątpliwości pogodnymi słowami:
Może być!
W jednym, popisowym skoku, który zaczęła prawie z siadu, dopadła bliżej niego. W locie obróciła się lekko, aby przy lądowaniu obić się w zabawnym geście ramieniem o jego ramię. Odpadając od niego, by nie nazbyt długo naruszać i jego, i swoją osobistą przestrzeń, wskazała mu ruchem łba kolejną skałę, zaraz przed nimi. A może, zamiast kolejną, to poprzednią, bo i była to skała, z której Wrzos zeskoczyła saltem.
Zrób jak ja wcześniej! – nakazała. – Trzeba przy wyskoku odbić się zadkiem mocno do góry, a przodu jakby w ogóle nie podnosić albo tylko trochę. Musisz się przegiąć do dołu łbem i jakby się w tą stronę pociągnąć. I pomóż sobie mocnym machnięciem ogona! O no i musisz złapać równowagę po obrocie na tyle wcześnie, żeby się nie zacząć kręcić za dużo. Bo padniesz na pysk – powiedziała, na koniec podśmiewając się lekko.

: 12 mar 2016, 22:20
autor: Lisi Kolec
Lis zmierzył pisklaka wzrokiem i przybliżył z ciekawością łeb.
Masz na myśli coś w stylu... salta? – To brzmiało jak spore wyzwanie, ale co to dla niego! W powietrzu i takie rzeczy robić potrafi!
No to zobaczmy... – Powiedział pod nosem i podszedł nieco bliżej całkiem wysokiej skałki. Najpierw przydałoby się na nią wskoczyć!
Bez zastanowienia przyjął wyuczona postawę, tym razem mocno przechylając swój ciężar ciała na tylne łapy. Skok w na taka skałkę wymaga jednak trochę więcej siły przy wybiciu. Wzrok skierował nieco nad skałkę i bez zbędnych ceregieli wybił się delikatnie z przednich łap. Większość siły pochodziło jednak od tylnych łap, które natychmiast wyrzuciły go w górę. Wcześniej uniesiony ogon dodał mu nieco więcej impetu. Tym razem przednie łapy były wyciągnięte jak najdalej do przodu, by móc jak najszybciej złapać się skałki, w razie, gdyby skok okazał się zbyt słaby. Na szczęście takiego problemu nie było, tak więc, gdy młody poczuł, że zaraz pokona skalną poprzeczkę, wystawił pazury, by swobodnie wylądować na szczycie. Skok byłby idealny, gdyby nie to, że prawa z tylnych łap omsknęła się delikatnie na koniec, gwałtownie ściągając go w dół. Reakcja Lisa była szybka – pazury zaczepiły się na nierównej powierzchni skałki, a druga tylna łapa dźwignęła ciało tak, by wszystkie cztery kończyny znalazły się na górze.

No to co, teraz pora na popis! Lis odetchnął głęboko, by przygotować się mentalnie do wykonania tego skomplikowanego manewru. W tym przypadku, wypadało by wyskoczyć płasko, a nawet nieco w górę, a nie od razu w dół, tak jak poprzednio.
Lis poprzebierał nerwowo łapami i zerknął w dół, by upewnić się, czy wysokość jest odpowiednia. Było całkiem dobrze, ale raczej przydało by się mieć mały zapas wysokości, by nie upaść na plecy, czy połamać sobie świeżo wyhodowane rogi.
Mam nadzieję, że uda mi się to zrobić bez jakiejś zbędnej kontuzji... – Krzyknął, odwróciwszy łeb w stronę Wrzosu.
Rudy zerknął jeszcze raz w dół... To dziwne – nie bał się wysokości, bo w końcu latać już umiał, ale mimo wszystko coś nim trzęsło... Potrząsnął łbem, by odgonić złe myśli i westchnął. Raz baranowi śmierć, czy jakoś tak...
Lis odchylił się mocno do tyłu i skierował łeb delikatnie w górę. Ustawił się w taki sposób, by móc natychmiast, bez szwanku, obrócić się w powietrzu, zanim dotknie ziemi... Nie brzmi to zbyt łatwo! Jeszcze z raz czy dwa poprawił swoją pozycję, a jeśli liczyć przesuwanie łap o szpon w te i wewte – to z dziesięć razy.
Gdy w końcu zdecydował się na ryzykowny ruch, pozwolił swojemu ciału działać instynktownie. Wybił się delikatnie do przodu, jednak od razu skręcając się w taki sposób, by wykonać obrót. Jego przednie łapy wybiły go do góry w przód, zaś tylne zadbały o to, by tyłek gwałtownie uniósł mu się do góry. Ogon świsnął, przecinając z impetem powietrze. Zgranie tych wszystkich ruchów, pozwoliło mu na delikatne wybicie się do góry z jednoczesnym zainicjowaniem obrotu. Natychmiast się skulił – począwszy od wygięcia szyi w łuk, poprzez podkurczenie łap zarówno, przednich, jak i tylnych, a kończąc na podkuleniu ogona w taki sposób, by jak najszybciej zatoczyć ciałem pełne koło.
Trudno było wychwycić moment, w którym należy rozprostować ciało – był to mniej więcej moment, w którym podkulony łeb zobaczył świat z powrotem... nogami do dołu? W każdym razie, ważny był w tym momencie refleks.
Lis, gdy tylko znalazł się w tej właśnie pozycji rozprostował szyję i wyciągnął przednie łapy w dół. Jego ciało zgięło się w łuk zaraz po tym, jak ogon został gwałtownie rozprostowany, czy też wręcz wyrzucony do góry. Tylne łapy również odkleiły się od smoczego brzucha i skierowały się prostopadle do ziemi.
Mimo wszystko nie udało mu się całkowicie wyhamować ruchu obrotowego. Przednie łapy, nie przygotowane na tak gwałtowne zetknięcie z podłożem, po ugięciu pojechały delikatnie do przodu wytrącając Lisa z równowagi. Rudy po dostawieniu tylnych łap zaliczył krótki ślizg, który zakończył się wylądowaniem na brzuchu... Dobre i to!

: 14 mar 2016, 21:13
autor: Brak Słów
Gdy jej oczy biegały tak za samczykiem, jej mina była dość obojętna. I już, już, wszystko pięknie, już ostatni ruch, dobre wyczucie obrotu i... bam.
Wrzos wybuchła śmiechem. Szybko się jednak opanowała, tłumiąc dźwięk do cichego, szerokiego uśmiechu.
Lisie, wszystko ok? Nie obiłeś się po łokciach? – spytała, podchodząc doń żwawo i rzucając ślepkami na jego kończyny. – Powinieneś lepiej nadstawić pazurków. No, wiesz, tak żeby ci nie pojechały dalej. A jak chcesz wylądować mniej... ładnie, ale się nie poślizgnąć, to możesz tak jakby jedną łapkę postawić trochę bardziej z przodu, a jedną trochę bardziej z tyłu – mówiła, znów próbując wypchnąć z siebie słowa gestami łapy. – Ale dobrze, dobrze było! – dokończyła.

: 14 mar 2016, 21:32
autor: Lisi Kolec
Rudy odwzajemnił śmiech pisklaka. Zmarszczył drapieżnie czoło i zerknął na swoje przednie łapy. Nic mu się nie stało, też nie poobijał się zbytnio... było zabawnie!
Dźwignął się z powrotem na łapy otrzepując energicznie ciało z białego puchu. Ruszył z miejsca, a idąc, zatoczył niewielki łuk, by wkrótce znaleźć się twarzą w twarz z samiczką.
A tak właściwie... to czy nasza akrobatka potrafi używać... – Młody zerknął w tył i odsunął się kilka kroków, by po krótkiej przerwie móc zaprezentować przedmiot sprawy. Rozłożył energicznie pierzaste skrzydła – wprowadziło to niemałe zamieszanie wśród śniegowych płatków.
...tego? – Dokończył z zawadiackim uśmieszkiem.

: 17 mar 2016, 17:20
autor: Brak Słów
Gdy tak zamachnął się przed nią swoimi wielkimi, pierzastymi skrzydłami, Wrzos podskoczyła w miejscu. Nie z przestrachu, nie z zaskoczenia. Było to bliższe czemuś na kształt ekscytacji. Jej stan potwierdził też z lekka rozdziawiony w uśmiechu pyszczek.
Nie potrafi! – zakomunikowała lekko uniesionym głosem.
Oznajmiając to, jednocześnie rozłożyła szeroko swoje skrzydła, naśladując przy tym Lisiego. Przez jej zgoła niewielki, charakterystyczny dla jej rasy rozmiar, a i dużo młodszy wiek, drobne skrzydła nie wywołały takiego samego efektu, jak grafitowe pióra Wodnego adepta. Zamiast tego dało się czuć tylko lekki powiew ruszonego nimi powietrza.
Od czego mam zacząć? – spytała niecierpliwie, przestępując w miejscu z łapki na łapkę.

: 17 mar 2016, 21:28
autor: Lisi Kolec
Reakcja samiczki była całkiem zabawna... czy on też kiedyś tak ekscytował się każdą, choćby najmniejszą rzeczą? Pewnie tak! Rudy puścił młodej oczko, gdy ta zaprezentowała swoje błoniaste skrzydła. Teraz mógł zobaczyć, jak bardzo szczuplutkie jest to stworzonko.
No dobra, zaczniemy od krótkiego ćwiczenia! – Teraz nadeszła jego kolej, na bycie nauczycielem – był z tego powodu całkiem podekscytowany... i zdenerwowany.
Lis zmarszczył nos i rozejrzał się, by sprawdzić, czy aby na pewno to jest dobre miejsce do nauki. Wrzos stała w odpowiedniej odległości od skałki... po bokach również nie było zbyt dużej ilości przeszkód... no niech będzie!
Musisz opanować podstawowe ruchy skrzydłami, zanim dojdziemy do... ten no... startowania. – Powiedział, skierowawszy wzrok z powrotem na pisklę.
hymm... wzlatywania! To zdecydowanie lepsze słowo! yyy... w każdym razie, będzie to wyglądało mniej więcej tak...
Lis uniósł skrzydła do góry. Rozłożył je tym razem bardzo szeroko, odginając ich końcówki lekko w kierunku nieba. Jego pazury delikatnie zatopiły się w śnieżnej pokrywie.
Teraz się przyjrzyj... – Dodał po chwili.
Zamachnął się skrzydłami. Końcówki skrzydeł momentalnie odgięły się w dół, tworząc w ten sposób "pułapkę" na powietrze. Podmuch został zagarnięty w kierunku ziemi – gdyby się nie trzymał, mógłby stracić równowagę.
Bardzo ważne jest to, by w odpowiedni sposób "obracać" skrzydło, więc pracuj barkami! No i oczywiście twoim celem jest "zagarnięcie" powietrza pod siebie. – Podsumował uśmiechając się do samiczki. Złożył skrzydła, układając je luźno na plecach.
Pamiętaj, żeby w pewnym momencie zagiąć końcówki skrzydeł do środka – powtórz kilka razy, aż poczujesz, że coś próbuje cię oderwać od ziemi!

: 20 mar 2016, 10:20
autor: Brak Słów
Popatrzyła na niego chwilę, analizując z kolei wszystko co mówi i robi. Nic nie mówiła. Wprawiła się już w obserwowaniu ruchów swoich nauczycieli, więc nie miała z tym większego problemu. Tylko jej ślepia były przy tym zabawnie okrągłe, jakby ją ktoś wystraszył – a ona tylko chciała ujrzeć każdy szczegół!
Stanęła więc na ziemi pewniej, lekko rozstawiając łapki na boki. Mocno ścisnęła mięśnie przy swych paliczkach, aby pazury wszystkich łap wbiły się w ziemię i pozwoliły stabilniej machnąć skrzydłami bez miotania na boki przez ruchy powietrza.
Wyprostowała grzbiet, a potem przeszła do samych tylko ruchów skrzydłami. Jej na wpół złożone skrzydła zostały wzniesione w górę, aby rozprostować się prawie do pionu, na tyle, na ile jej budowa stawów pozwalała. W tym ruchu grzbiet skrzydła będący jej ramieniem i dłonią kierowała w górę, aby łatwiej cięły powietrze.
Wtedy takimi rozpostartymi błonami, w lekko zwolnionym tempie, zaczęła zmierzać do dołu, ustawiając skrzydła poziomo i lekko zginając końcówki ich palców, aby powietrze niezbyt jej spod nich uciekało. Uczuła, jak powietrze je rozdyma, ale ruszała na nimi na tyle tylko, aby uczuć opór, ale nie unieść się przypadkiem.
Na koniec, gdy już skrzydła dotarły poniżej poziomu jej barków, w jednym szybkim ruchu podciągnęła je na powrót do siebie, jakby się szykowała, by je znów rozłożyć. Ale nie rozłożyła, bo i miała machnąć tylko raz, czyż nie?
Spojrzała na Lisa, pytającym wzrokiem prosząc o werdykt.

: 20 mar 2016, 23:35
autor: Lisi Kolec
Lis odruchowo cofnął się o pół kroku widząc, jak młoda rozpościera skrzydła. Wodził wzrokiem za jej ruchami, choć szczególną skupił na ruchach barkami. Lis uśmiechnął się mimowolnie widząc spojrzenie samiczki.
Całkiem nieźle – jedyne nad czym trzeba jeszcze popracować zanim wzlecimy to... sterowanie podczas lotu!– Lis puścił do niej oczko, po czym błyskawicznie ustawił się bokiem. Skrzydła rozpostarł – pióra niemalże dotykały czubka nosa Wrzosu.
Ruch, który teraz poznałaś pozwoliłby Ci jedynie na lot pionowo do góry... Jednak jak lecieć do przodu I jednocześnie do góry?
Aby zademonstrować cały ruch przełożył ciężar ciała na tylne łapy. Jego skrzydła odchyliły się do góry, a następnie, z lekkim odchyleniem od pionu, zagarnęły powietrze przed smoka.
Jeśli chcesz się wznieść, wdmuchujesz skrzydłami powietrze pod przednią część ciała, czyniąc ją "lżejszą", analogicznie w przypadku obniżania lotu – skrzydłami nakierowujesz powietrze za siebie, sprawiając że... tyłek staje się lżejszy. – Rudy zaśmiał się pod koniec i cofnął się o parę kroków do tyłu, by odtorować samiczce drogę.
Myślę, że wiesz wystarczająco, by spróbować oderwać się od ziemi – ustaw się przed linią...– W tym momencie przed Wrzosem pojawiła się zielona linia startowa. – ... a następnie weź rozbieg i mocno machaj skrzydłami...
Lis zmarszczył na chwilę czoło w zamyśleniu. Miał wrażenie, że zapomniał o czymś ważnym... Od razu na myśl nasunęła mu się jego nauka lotu. Coś istotnego... coś co bardzo się przydaje.... ach tak!
No tak... jednak nie wszystko – wiesz jak manewrować skrzydłami, jednak nie masz pojęcia co robić z ciałem...– Rudy przeciągnął nieco ostatnią sylabę, dając sobie czas, na ułożenie wszystkich słów w jedną, zgrabną całość.
Gdy znajdziesz się w powietrzu, musisz postarać się przybrać jak najbardziej opływowy kształt. Przednie łapy podkurczasz do tułowia, zaś tylne starasz się trzymać zawsze w jednej linii z ogonem, a ogon, w linii prostej z kręgosłupem i łbem. Ruchy ciała, tak jak w przypadku biegu i skoku, stanowią o tym, w którą stronę będziesz się poruszać. Jednak skręcać nauczymy się już w powietrzu – próbuj! – Zakrzyknął na koniec z entuzjazmem i ruchem łba wskazał przestrzeń przed białołuską.

: 25 mar 2016, 21:46
autor: Brak Słów
Przy każdej dramatycznej pauzie Lisiego Wrzos robiła ten specyficzny ruch łbem, który się robi, gdy ktoś rzuci niespodziewany komentarz. Ogólnie pisklak wyglądał na bardzo wciągniętego w pokazową scenę nauki latania, traktując ją jak nie tylko źródło informacji, ale i przy okazji nawet ciekawą opowieść. Nie jest to coś, co by się opowiadało młodszym do snu – ale Wrzosowi i tak wydało się niezwykle ciekawe!
Kiedy Lis dreptał tak i raz po raz odwracał się w różnych kierunkach, Wrzos chodziła za nim, na wpół świadomie go naśladując. Dopiero kiedy pojawiła się przed nią zielona kreska, zorientowała się w swoim ustawieniu i uświadomiła sobie, że trzeba o nie zadbać. Wtedy to dopiero się ustawiła bokiem do rudego, już gnąc łapki do biegu...
Co? – rzuciła ciekawsko, z automatu, słysząc liskowe "no tak".
Kiedy nadeszło wytłumaczenie, pospiesznie kiwnęła na nie łebkiem, nie tracąc czasu na słowne potwierdzenia. Po prostu odwróciła się do startu i... wystartowała.
Pobiegła truchtem, nie za szybko, ale też nie za wolno – zdecydowanie prędzej od swojego zwyczajowego truchciku. Utrzymując swoją pozę biegacza, poczyniła tylko jedną różnicę – rozłożyła skrzydła. Wpierw po prostu przestała je przyciskać do żeber, jak to zwykle robiła, aby bujały się luźno w połowicznym złożeniu. A potem na poważnie już rozpostarła ramiona na boki, trochę w górę, rozczapierzając wszystkie palce aby napiąć błonę. Tak rozłożone skrzydełka poprowadziła energicznym ruchem w dół, prowadząc je od ramienia, tak, aby powietrze kierowało się do dołu, ale też trochę do tyłu i nie uciekało jej spod powierzchni lotnej. Złożyła je do boków, uniosła na wpół złożone – i jeszcze raz!
Nim się obejrzała, straciła grunt pod łapami. Zamiast paniki dostała potężny zastrzyk adrenaliny, który zdusił jej strach i dodatkowo podpowiadał, co robić.
Opuszczony w biegu łeb wyciągnęła mocniej do przodu, aby razem z tułowiem i ogonem utworzył jej mniej-więcej prostą linię. W końcu miała być jak strzała! Łapy też w tym celu schowała, gdy tylko po jednym z wierzgnięć uczuła, że już nawet nie muska o śnieg. Wszystkie cztery kończyny przytuliły się ciasno do jej brzucha, tak, jak to robiła przy pływaniu "krokodylem".
Ruchy skrzydeł, gdy już nabrały rytmu i wyrównały się instynktownie dzięki drobnym manewrom ogona i dostosowaniu napięcia mięśni do każdego momentu wymachu, stały się dla niej prawie naturalne. Trochę przestała o nich myśleć – zdziwiło ją tylko, jak te ruchy wymogły na niej, by oddychała do taktu. Skrzydła w górze – wdech! Skrzydła w dole – wydech! I leciała tak sobie, powoli acz systematycznie zwiększając wysokość lotu.

: 26 mar 2016, 14:25
autor: Lisi Kolec
Lis przymrużył oczy śledząc sylwetkę młodej. Gdy dostrzegł jak rozpościera skrzydła, jego mięśnie momentalnie napięły się. Ruszył z miejsca i po dosłownie dwóch mocniejszych susach i jednym wyskoku odrywał się zgrabnie od ziemi. Kilkoma mocniejszymi machnięciami skrzydeł wzniósł się wysoko nad ziemię, a następnie łapiąc powietrze w skrzydła począł szybować w kierunku białej samiczki.
~
No, no! Powiem ci, że bardzo ładnie! Poszło ci nawet lepiej, niż mi za pierwszym razem! ~ Wysłał tą entuzjastyczną wiadomość na drodze mentalnej – nie ma większego powodu, by teraz zdzierać sobie gardło! Obserwując samiczkę z góry badał, jak sobie radzi z wiatrem.
~
Całkiem dobrze balansujesz ciałem. Jednak warto by było sprawdzić jak radzisz sobie przy skrętach! Pamiętaj o przechylaniu ciała – gdy chcesz ominąć coś z lewej opuszczach prawe skrzydło, a unosisz lewe, a z prawej... analogicznie. No i przede wszystkim patrz przed siebie iii... ~ Lis nie bez powodu przeciągnął ostatnią sylabę. Na drodze smoczycy zaczęły tworzyć się przeróżne przeszkody. W odległości dwóch ogonów przed Wrzosem pojawił się lewitujący, całkiem masywny pniak, ustawiony lekko na ukos, tak aby zmusić pisklaka do ominięcia go z lewej strony. Następną przeszkodą był głaz o całkiem pokaźnych rozmiarach, kolejną – wiszące w powietrzu ogromne, lodowe sople. Zaraz za nimi pojawiła się ścieżka stworzona z zielonego pyłku. Z początku biegła prosto, tak, by samiczka zdążyła odgadnąć co należy zrobić, a następnie gwałtownie skręcała w prawo. Tenże gwałtowny skręt tworzył półkole – bo oprócz jako takiego skręcania trzeba poćwiczyć zawracanie!
~
... orientuj się!

: 26 mar 2016, 16:30
autor: Brak Słów
Mimo, że nie patrzyła na swego nauczyciela, a jedynie przed siebie, jej uśmiech zdradzał, iż słuchała Lisich pochwał. Wyglądała na wielce zadowoloną z powodu jego wiadomości, która płynąc jej do łba płynęła dalej w świadomość, miło łechtając ego i wypełniając dumą.
Ale nie skupiała się na tym miłym uczuciu w piersi. Równo zataczała skrzydłami w powietrzu dwie pochyłe w przód, symetryczne względem siebie elipsy. I słuchała go, oczywiście – było to automatyczne. Już się tak nauczyła słuchać, gdy miała ledwie kilka księżyców, że gdy miała jednego nauczyciela i jedno zadanie – całe jej skupienie owijało się wokół tego konkretnego tematu.
Polecenia brzmiały sensownie. Nie spodziewała się jednak, że wypróbuje je tak wcześnie. I to jeszcze okraszone "orientuj się" – przywołując jej obraz Karrenthara zionącego ogniem w jej brązowy pyszczek. Poczuła się, jakby nadchodził atak.
Jako, że wciąż patrzyła przed siebie, szybko wyłapała wzrokiem przeszkodę. Zauważyła też, że owy pniak chylił się czubkiem w lewo, sprawiając, że skręt w lewo był niemożliwy. Bo i wtedy musiałaby podnieść skrzydło od tej strony – i co? Nadziałaby się nań prostopadle!
Pozostał jej więc równoległy do pnia przechył, by przelecieć tuż nad nim. Po jednym mocniejszym uderzeniu skrzydeł w dół uniosła się nieznacznie wyżej, po czym od razu przechyliła ciało. Prawe skrzydło powędrowało niżej, nieco pod poziom barku, ale wciąż w pełni rozpostarte – jakby je zatrzymała w pół wymachu. Ramię skrzydła przechyliło się też lekko do dołu, aby powietrze ciągle zostawało wciągane pod skrzydło, ale też i nad nie – jakby chciała z tej strony z lekka zwolnić.
Lewe skrzydło z kolei pozostało w pozycji zupełnie przeciwnej, bo choć zupełnie rozczapierzone, to pozostawało sporo powyżej poziomu barków, a i jego grzbiet zagarniał powietrze całkowicie pod siebie. Całe jej ciało podążyło za tym manewrem, a świat przechylił się w jej ślepiach, gdy tak opuszczał się jej prawy bok.
Jej niepewność w powietrzu zdradzał głównie ogon, który dla utrzymania równego lotu wykonywał czasami dość gwałtowne, korygujące ruchy – a i jej łapki czasami nie mogły się powstrzymać od drgnięcia, jakby chciały wesprzeć Wrzos o niewidzialną podporę, nieprzyzwyczajone do bycia nieużywanymi. Samiczka starała się je jednak trzymać bardzo blisko tułowia, gdyż takie wcześniej dostała polecenie.
Gdy już przeleciała nad pniakiem i zrozumiała, jak skręcać, zaczęło w niej kiełkować nowe ziarenko samozadowolenia. Ale nie podlała go, widząc, jak wyrasta przed nią cały szereg kolejnych przeszkód... Wiedziała już, co robić.
Nie zdążyła nawet wyprostować przed głazem lotu – mogła tylko się ratować, odbijając w przeciwnym kierunku. Machnęła równo oboma skrzydłami, aby utrzymać wysokość, po czym obniżyła na wpół złożone lewe skrzydełko, gdy prawe już wisiało wysoko w momencie przygotowania do wymachu. Cały manewr trwał uderzenie serca – przemknęła blisko głazu i już wiosłowała kończynami lotnymi na powrót, by się wyprostować i odzyskać pełną kontrolę. Pracowała głównie ogonem, ale kręgosłup grzbietu też zdawał się raz po raz przemieszczać nieznacznie, jak to robią smoki balansujące na gałązkach.
A potem były sople. Przeraziła się trochę ich ogromem i materiałem, z jakiego były, bo półprzezroczysty lód zawsze mylił oczy i mieszał w głowie. Tu zaczęła szybować przez zupełne rozpostarcie skrzydeł równo na boki, tworząc największą możliwą powierzchnię lotną. A to ledwie przygotowanie! Chciała się powstrzymać od wznoszących wymachów, aby przy soplach opadać trochę przy ich pokonywaniu, bo im niżej, tym były cieńsze, dając smoczycy więcej miejsca do manewrów.
Wleciała między pierwsze dwa sople z mocnym przechyłem w lewo. Była zmuszona w pewnych momentach lekko podwijać palce skrzydeł, by nie zahaczyć o żaden z tworów Lisa. Coraz kolejne sople wymagały na niej coraz dziwniejszych, gwałtownych przechyłów o różnym łuku i sile – tak, że młoda mogła się poczuć, jak sowa w gęstym lesie. Ale jakoś jej to nie cieszyło, a i ruchy miała dość niepewne i drgała czasami przez obawę straty kontroli, więc gdy minęła ostatni sopel i mogła wyrównać spokojnie lot i machnąć skrzydłami parę razy, poczuła dużą ulgę.
Wleciała na ścieżkę. W mig pojęła, po co była – przecież zielone pyłki same z siebie nie są zielone ani nie ustawiają się w linię! Spokojnym, równym lotem leciała kilka szponów ponad ścieżką, ślepiami już wypatrując w niej dalszych zmian. O, zakręt!
Prawe skrzydło opadło niżej a lewe uniosło synchronicznie, dużo pewniejszym ruchem, niż wcześniej przy soplach. Teraz już nie było przeszkód, na które by się mogła wpakować! Widząc, jak gwałtownie biegnie skręt, wygięła swoje przechylone ciało w łuk zgodny z jego krzywizną. Mniej-więcej w jego środku wypadło jej, że teraz, aby utrzymać rytm i wysokość, powinna uderzyć skrzydłami – a że coś jej podpowiedziało, że to jej jeszcze pomoże skręcić, machnęła nimi pod skosem, którym leciała, jakby dalej odpychając się w prawo. Kończyny szybko powróciły do poprzedniego ułożenia, a wraz z prostowaniem ścieżki zaczęły też wracać do poziomego ustawienia. Ogon jej na chwilę odpadł w prawo, by zniwelować pęd pchający ją dalej w tym kierunku, po czym szybko wrócił na swoje miejsce równo za nią.

: 26 mar 2016, 20:38
autor: Lisi Kolec
Lis z niemałą satysfakcją patrzył, jak smoczyca omija jego przeszkody. Szło jej całkiem nieźle, choć manewrowała głównie skrzydłami, co znacznie zwiększało promień skrętu. No i właśnie! Jak poradzi sobie z ostrym zakrętem? Tutaj nie wypadło już tak dobrze – ale to nic! Może po prostu niezbyt dosadnie powiedział o manewrowaniu ciałem podczas lotu, a w tym przypadku właśnie to było najważniejsze. Wrzos zrobiła owszem półkole, jednak nie podążając po zielonej linii, a gdzieś obok niej. Dodatkowo, dodatkowe machnięcie w trakcie nieco wytrąciło ją z równowagi podczas, przez co straciła wysokość.
Lis również zawrócił, a pod koniec swojego manewru lekko przykurczył skrzydła do ciała, by szybciej obniżyć lot. W taki też sposób znalazł się tuż obok samiczki.
~
Slalom poszedł ci bardzo sprawnie. Jedyna rzecz nad którą musimy jeszcze popracować to ten nieszczęsny zwrot!
Mocniejszymi machnięciami skrzydeł wyprzedził białołuską samiczkę – teraz znajdował się półtora ogona przed nią.
~
Tym razem spróbujemy nieco... ostrzej. Musisz wyjątkowo zadbać o odpowiednie wygięcie całego ciała na każdym etapie skrętu. Najpierw "zaglądamy" łbem za zakręt, następnie wyginamy tułów, w tym samym momencie odchylając skrzydła, no i wreszcie odginamy ogon. Pod koniec naszego manewru, w tej samej kolejności, prostujemy ciało... Ot cała filozofia! ~ Wysłał mentalną instrukcję, wciąż lecą przed smoczycą. Dopiero po chwili, upewniwszy się, że Wrzos wszystko zakodowała, wykonał ostry skręt w lewo.
Wzorcowo wykonał wszystkie ruchy po kolei – prawdopodobnie nawet zbyt dokładnie, jeśli można tak powiedzieć. Odchylił łeb, wygiął szyję. Jednak dopiero gdy uniósł prawe skrzydło, lewe w tym czasie opuszczając, uzyskał najlepszy efekt. Jego ciało gwałtownie się przechyliło, a tułów wygiął w łuk.
Pod koniec jego łeb zaczął się prostować, wracając równocześnie do orientacji poziomej. Lewe skrzydło powoli rozprostowywało się, zaś prawe opadło, wyrównując lot. Cały manewr zakończył wyprostowany jak strzała – teraz kolej na Wrzos!

: 06 kwie 2016, 22:33
autor: Słodki Kolec
Wiosna... Wreszcie przyszła i przegoniła złe zimnie. Brr jak ja nie lubie zimna.
W te piękną pogodę ruszyłem na tereny wspólne. Musiałem troche odświeżyć pamięć o tych kawałkach niczyjej gleby jak i rozprostować łapki.
Po drodze nikogo ciekawego nie spotkałem. Nawet żadnej przekąski co można by na ruszt wrzucić. Biednie...
Łąki szczęścia. Jak dawno nie byli sie w tych rejonach... Ach te wspomnienia. Zaparkowałem zad pod jednym drzewem w okolicy. Kwitnącą wiśnią... Siedziałem i patrzyłem w nieba czekając na znak od losu ze to już...

: 10 maja 2016, 14:30
autor: Kreatywny Kolec
Po raz kolejny zapuścił się bardzo daleko od taty, nawet czuł się z tym dobrze. Niech Nixlun się przyzwyczaja że dorasta i chce być samodzielny. Usiadł sobie na zielonej trawie i patrzył w górę, jakoś tak pierwszą myślą która wpadła mu do głowy było "Skąd jestem?"
Ciekawe kim była jego prawdziwa rodzina, czy naprawdę jego tata nie ma partnerki a partnera? Wszystko było jeszcze dziwne, nie rozumiał paru rzeczy bo nie miał jakoś okazji zapytać się o parę spraw swojego taty. Tak czy inaczej postanowił tak sobie siedzieć i korzystać z chwili wolności.

: 12 maja 2016, 10:58
autor: Szkarłatny Księżyc
Szkarłatny ostatnimi czasy sporo podróżował o łapach. Spacerował, milczał, nie robił zbyt wiele. Nieświadomie odcinał się od rodziny, teraz skupiając się na nauce młodzieży. Kiedy tego nie robił, to po prostu wędrował, myślał i oglądał nowe, wcześniej nie poznane przez siebie miejsca. Kiedy tylko był w stanie, niemal od razu dostrzegł szkraba. Wiedział, że tereny wspólne nie były miejscem dla samotnych młodych smoków. Nawet jeśli Szkarłat był tylko pięć księżyców starszy od niego. Samiec często czuł się niepotrzebnie odpowiedzialny za inne smoki. Nawet, jeśli były bardziej zaradne od niego. Nie bez powodu podszedł bliżej Viziona, stanął obok i spoglądając nieco z góry, rzekł.
– Co tu robisz? – jego chłodny głos oraz brązowe łuski samca przyozdobione szkarłatnymi krezami nie były cechami, które działały na jego korzyść. Wydawał się być zły pomimo faktu, że taki nie był. Był zupełnie neutralny i co sprawniejsze oko mogło to wyłapać. Jak Vizion odbierze samca?

: 12 maja 2016, 21:25
autor: Kreatywny Kolec
Vizion wyczuł jakiś totalnie obcy zapach, odwrócił się i zauważył obcego smoka który nie wiadomo po co do niego podchodzi. Wstał i cofnął się kawałek, spojrzał na niego dziwnie i przechylił łeb w prawo
– Nie wiem... chyba poznaję świat poza terenem Cienia – odpowiedział żwawo. Wciągnął jeszcze raz delikatnie zapach samca chcąc zorientować się z jakiego jest stada. Już chyba wiedział, ten tutaj był ze stada Wody; nie wiedział za dużo o tym stadzie. Po prostu było i żyło własnym życiem mając sojusz z Życiem. Nixlun mu o tym mówił
– Jak ci na imię? Dlaczego do mnie podszedłeś? Jesteś ze stada Wody?
Miał jeszcze w sobie dużo z pisklaka chociażby masa pytań jaka wylewała się z jego pyska
– Ja jestem Vizion