Strona 14 z 27

: 28 maja 2019, 20:29
autor: Wieczna Perła

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

  Cmentarz. Nie wiedziała, że jest tu jakiś. No i że jest na Wspólnych. Myślała, że nie ma formy upamiętnienia zmarłego inaczej, niż poprzez pogrzeb zależny od Stada, a tu nagle się okazuje, że takie miejsce istnieje. Nie wywarło to na niej ani negatywnego, ani pozytywnego wrażenia. Ot, jest i tyle. Jednak mimo to czuła lekki... niepokój. Takie miejsca, gdzie inni zapisują słowa upamiętniające zmarłych, wzbudza mimowolnie swego rodzaju nastrój. Nie można też zapominać, że była już stara i za niedługi czas odejdzie. Nie wiedziała jednak kiedy, ale nie straciła mimo wszystko swej sprawności, więc może trochę sobie poczeka.
  Zbliżyła się do kurhanu Ognia. Pierwsze, co jej się rzuciło, to wiele imion. Zapomnianych, niewspominanych imion. Imion, które zostały tu wykute po to, aby o nich pamiętać. To smutne. Samotne Słowo, Okruch Słodyczy, Ocean Ognia i wiele, wiele więcej imion. Okraszone wierszami pełnymi patosu, smutku, wesołości, pamięci. To też smutne. Inne smoki napisały to wszystko, aby upamiętnić zmarłych, których nikt już nie pamięta. Pewnie autorów większości też niewielu obecnie kojarzy.
  Zaraz potem zbliżyła się do kurhanu, który nie należał najwyraźniej do nikogo. Mimo wszystko był zapisany. Składały się na niego trzy kamienie. Każdy z nich był o czymś innym. Jeden to wiersz, drugi lista zaginionych smoków, a trzeci był poświęcony wojownikom. Widać tu kawał historii i... kolejny potok imion. Teraz już nie miały one znaczenia, były tylko pamiątką po dawnych czasach. Miała nadzieję, że jej imię nie zaginie. Że zostanie po niej chociaż tyle. Jak nie pamięć, to imię. Te słowa, którymi postanowiła się przestawiać i określać na resztę życia.
  Coś nią drgnęło, aby podejść do kurhanu zaginionych smoków. Powoli, ostrożnie i starannie wypisała na nim jedno imię. "Nocny Kolec"   Nic więcej nie dodała, ściskając perłę. Ona wróci... Zawsze wraca...

: 30 maja 2019, 1:52
autor: Grabieżca Fal
Po trzykroć przeklęte głazy. Wbijały swoje tępe pazury w nieskalane niebo. Miały przyciągać wzrok, stanowić łatwy punkt odniesienia dla żywych.
Dlaczego więc po raz trzeci trafiała w to samo miejsce, za późno dostrzegając zwaliste kurhany na swej drodze? To musiała być sprawka tej rusałki, spotkanej w rzece. Morien powinna wiedzieć lepiej, a nie dawać się nabrać jakiejś rozchichotanej flądrze.
Aep Barra powoli dopuszczała do siebie myśl, że niemądrze było wyjść na poszukiwania Świątyni bez uprzedniego zapytania się Sylmare, gdzie dokładnie ten przybytek się znajduje i jak wygląda. Bo jakoś wątpiła, że miejsce honorowania zmarłych służy jednocześnie do oddawania czci tutejszym bóstwom. Czy duszkom. To akurat mało się dla niej liczyło.
A może jednak nie miała racji? Może przychodzili się tu modlić... Ktoś tu teraz był. I wyglądał na pogrążonego w myślach.
Złoty pancerz przyciągał wzrok. Błysk na łuskach, ten szczególny blask tak dobrze kojarzący się z obietnicą bogactwa. Morien postanowiła uznać to za dobry omen, niwelujący zły – czyli kolejną, trzecią wizyta w miejscu pochówków w tak krotkim czasie.
Chociaż nie było tego po niej widać, czuła się tu nieswojo. Chowanie w ziemi było karą dla zdrajców. Wyrzucano ich ciała na brzeg, wystarczająco daleko by nie dosięgły ich kraby. Nie było dla nich powrotu do fal, w ich szumiące objęcia. Gleba była samotnością i cuchnącym, powolnym rozkładem. Wiecznym znakiem hańby.
Szła od Samnaru, z każdym krokiem zostawiając za sobą parę kropelek wody. Jej łuski, wyleczone przez Cienistą Uzdrowicielkę, znów były mocne i gładkie, pozbawione grzyba. Seledyn opalizował w jasnym świetle południa, żółte kropki i kreski zaburzały jego panowanie nad ciałem morskiej. Niebieska błona zdobiąca łeb była prześwietlona, łagodząc jej kolor i rzucając krzywy półcień na pysk Morien.
"Urodziłem się sam, umarłem sam, chociaż nigdy sam nie byłem." – Nie musiała zbytnio podnosić głosu, by być usłyszaną. Były tu we dwie – ona i złotołuskie cudo.
Wyłoniła się zza lśniącego, czarnego obelisku – feeria barw, zaczynając od ciemnopomarańczowych ślepi do umoczonej w błękicie ogonowej płetwy. Mimo widocznych pod skórą mięśni, miała lekki krok. Zrelaksowany. Pasujący do tego jasnego, późnowiosennego dnia. Nie zdradzający jej frustracji kolejnym zgubieniem się w tej samej okolicy.
To dość pocieszające, prawda? Zdecydowanie milsze, niż te łzawe deklaracje o tęsknocie i przedwczesności śmierci. – Dodała mimochodem, sadowiąc się blisko kamienia i poniekąd zaslaniając złotołuskiej widok. Od kurhanu bił przyjemny chłód – ta strona nie zdążyła się jeszcze nagrzać – i dawał on przyjemnie sporą plamę cienia, co skrzętnie wykorzystała Morien. Ha, Cienista w cieniu... Szalone, może jednak to stado wybrane na chybił-trafił miało z nią coś wspólnego?
Dyskretnie odetchnęła, wciągając z nim zapach samicy. Nagrzane słońcem łuski, lekko drażniący zapach dymu i łagodzący go zapach wymieszanych ziół. Może... może subtelna woń ptasiego pierza? To było dość niecodzienne. Albo tamta po prostu jadła ptactwo na śniadanie.

: 31 maja 2019, 0:26
autor: Wieczna Perła
  Zastrzygła uchem, nie odwracając się. Fio już wcześniej poinformował ognistą o gościu, podając też wygląd i zapach. Kolejna osoba z Cienia? Co jest? Przyciąga ich jakoś czy jak? Do tego ta bardzo różniła się od poprzednich – ci inni mieli ciemne barwy. Ta tutaj nie dość, że miała zupełnie inny ogon – jak u Wronki – to jeszcze jaskrawa paleta była sprzeczna z typowymi kolorami cienia, jakie znała.
  Chociaż nie o nią tu chodzi, a o odpowiedź na jej pytanie. Czy te słowa były pocieszające? Po części. Początek przygnębiał, następny zwrot raczej nie zaskakuje. Chociaż ostatnia część... można to różnie rozumieć. Albo nie czuł samotności, albo wokół niego byli inni. Drugi wariant jest o tyle gorszy, że nie wskazuje jakoś silnie na nawiązanie znajomości. Może i nie był tu sam jako przedstawiciel gatunku,ale psychicznie nie miał nikogo bliskiego. To drugie było dla niej bardzo smutne i nadawało całokształtowi innego znaczenia. Chociaż czy było milsze? Również nie do końca. Nie musiał umierać sam, ktoś mógł być przy nim. Nie musiał rodzić się sam, tylko przy rodzicu lub rodzeństwie. Przynajmniej ona tak to rozumiała. Chociaż ciężko jej stwierdzić, które z tego było jakkolwiek lepsze.
  Wtem cienista usiadła przed kamieniem. Wtedy też mogła lepiej, i własnymi oczyma, zobaczyć jej pysk. Najbardziej ją zainteresowały te złote linie wokół oczu. Nie wiedziała, że natura potrafi robić coś tak imponującego. Nie układały się w jakiś jej znany wzór. Mimo wszystko, to może pochodzić z daleka i w jej kręgach te linie mogą mieć znaczenie. Jednak, czy to aby nie przypadkowe, symetryczne ślady? Po co od razu przypisuje temu jakąś wartość? Bo widzi pierwszy raz coś podobnego z bliska? Możliwe.
   – Trudno powiedzieć – zaczęła po chwili milczenia. – Samotne narodziny nie są jakkolwiek lepsze od tych wszystkich słów tu zapisanych. Podobnie ze śmiercią. Do tego zawsze taki smok zawsze może być samotny, mimo towarzystwa innych. Wystarczy nie stworzyć więzi z kimkolwiek. Słowa o tęsknocie są o tyle pocieszające, że ktoś o nich pamięta

: 11 cze 2019, 23:54
autor: Grabieżca Fal
Przez chwilę każda smoczyca oglądała pysk drugiej w milczeniu. I podobne myśli krążyły w ich łbach. Uwagę Morien przykuło znamię pośrodku czoła złotołuskiej – charakterystyczna biała łza, naznaczona czarnym śladem. Nie wyglądała na namalowaną, światło odbijało się od łusek w sposób naturalny. Łza, i to na czole... Niewinność i czystość bieli i symbolu, nieznacznie skażone wszechobecnym brudem chaosu. Czy tak to tutaj odczytywali? Czy też było to po prostu niemające znaczenia znamię...
Prawda. Wyklucie się w towarzystwie zwykle bywa lepsze dla pisklęcia. – Nieznacznie pochyliła łeb, przyznając smoczycy rację. – Tęskni tylko smok, który je pisze. Bardziej podoba mi się podejście Szlachetnego Czynu. Podziękował mi, za przeczytanie o nim. – Drobne, długie kły błysnęły w szybkim uśmiechu. Przesunęła wzrok na pierś smoczycy – tamta nadal trzymała zaciśniętą pięść w górze, jakby coś chroniąc.
Wiesz może, jak daleko stąd znajduje się Świątynia? – Przeniosła wzrok z powrotem na złote ślepia. Upał dawał się jej we znaki – musiała brać głębsze wdechy, żeby poczuć, że płuca w ogóle pracują. A powietrze było nagrzane i wisiało w powietrzu. Jeszcze trochę, a będzie je można kroić pazurami. – Bo o ile to jest w pewien sposób święta ziemia – Naprawdę, zwyczaj tubylców by chować swoich zmarłych w glebie zamiast oddawać im falom był okropny. – to jednak nie przyszłam szukać inspiracji na imię zgodne z tutejszymi zwyczajami.Tylko szukać jakichś nieznajomych bóstw, które będą na tyle łaskawe, by przywrócić mi pełni zdrowia. Ale tego nie zamierzała dodawać na głos.

: 15 cze 2019, 16:59
autor: Wieczna Perła
  Co tu dużo ukrywać, podejście cienistej ją zaskoczyło. Spodziewała się bardziej filozoficznego podejścia, jakie miała kiedyś z jednym wariatem, ale najwyraźniej nie ta liga. Aczkolwiek słowa obcej zmusiły ją do lepszego przyjrzenia się tym napisom. Nie zwróciła uwagi na to, że inni mogą mieć do tego różne podejścia. Jedni podziękują za zainteresowanie, drudzy przemilczą, a jeszcze jacyś się nie podpiszą. Znaleźć tu można smutki, wypisywanie pięknych chwili w życiu zmarłego, jego cechy, zalety, wady, jak ważny był dla kogo i inne drobne, niewielkie różnice, nadające przekazowi inny sens, wydźwięk i brzmienie. Zupełnie inaczej czyta się smutne wiersze, inaczej radosne pieśni, a zakończenie może wprawić smoka w inny nastrój, po zapoznaniu się z dziełem.
  Jednak morska miała do niej inną sprawę. Wychodziło na to, że samica nie chciała tu trafić. Czyżby zabłądziła? Innego powodu nie widzi. Równie dobrze mogłaby tędy iść właśnie do świątyni, ale nie pytałaby się o drogę. Ognistej nie pozostało nic innego, jak tylko wskazać kierunek. Z jej skrzydła wystartowała biała sokolica i poleciała gdzieś w głusz.
   – Adira za chwilę znajdzie drogę. Pokierować Cię słownie, czy ma cię poprowadzić? – spytała się na koniec, dając wybór ścieżki. Skoro można to rozwiązać na wiele sposobów, to czemu ma się ograniczać?
  Adira jak zwykle siedziała nieruchomo na lewym skrzydle i przyglądała się obcej. Krople wody, kształt łusek i ogon mogły podsunąć sokolicy to, że jest morską. Czystym, niezbrukanym inną krwią. Może i widać to jak na łapie, ale lubiła znajdować drobne różnice w budowie, które widać dopiero z bliska. Samo zagubienie się tu, jej możliwy wiek pokazują, że przybyła zza bariery. Możliwe, że niedawno. Nie mogła stwierdzić po zapachu, co po zachowaniu. Jednocześnie też może tu już egzystować jakiś czas i zwyczajnie rzadko wychodziła poza tereny swojego Stada.
  Drgnęła niezauważalnie, kiedy Biel zakłóciła jej spokój. Ma znaleźć stąd drogę do świątyni. Nic trudnego. Od razu wystartowała, nie kłopocząc się możliwymi skutkami długiego, sztywnego siedzenia – była wprawiona w locie. Wleciała do puszczy i kierowała się znaną jej drogą. Tu przelecieć koło zwalonego pnia, tu minąć czerwoną skałę, tam oblecieć drzewo z mchem, tam zrobić coś jeszcze innego, tu gdzieś w oddali majaczy jakiś znany jej szczyt. Była tu parę razy, to i zapamiętywała podobne rzecz. Już z oddali, pomiędzy drzewami, wypatrzyła znane jej drzwi. Zatrzymała się przed nimi i czekała na dalsze instrukcje. Ma przesłać drogę bezpośrednio jej, czy jednak wrócić się i powoli ją zaprowadzić? Czekała na ziemi na znak, w spokoju porządkując pióra pod skrzydłem.

: 07 lip 2019, 23:34
autor: Infamia Nieumarłych


Cmentarz był opustoszały i unosiła się nad nim delikatna mgła, lśniąca delikatnie w promieniach księżyca, walczącego z ciemnymi chmurami. Wywerna przybyła tutaj po zmroku, czując ciężką aurę i chłód. Przyjemny i niepokojąco zarazem.
Wiedziała, z czym wiązało się przybycie w samo serce krainy zmarłych. Nie zdziwiła się więc, gdy usłyszała chór wyimaginowanych śpiewów z tyłu swojego łba; mimo to wzdrygnęła się instynktownie. Każdy głos miał inną tonację, inną barwę. Niektóre były piękne, melodyjne. Inne charczące, ociekające jadem.
Zdawało jej się, że niektóre poznaje, jakby były jej szczególnie bliskie, chociaż nie słyszała ich nigdy wcześniej.
Ominęła z zimną arogancją kurhany nie mających dla niej znaczenia stad, zatrzymując się dopiero na obrzeżach cmentarzyska, gdzie widniały wyryte imiona Cieni. Wielu brakowało. Od dawna nikt tutaj nie przybył, nie uzupełnił luk. Brakowało imion smoków do trzech pokoleń wstecz. Mahvran poczuła ścisk w gardle, ale nie zamierzała uzupełniać braków. Dusze jej rodu i tak nie należały do tych ziem. Ich stąpanie po terenach "wolnych" stad było czysto gościnne.
Nie mniej jednak stała, wpatrzona w imiona, skupiona na tych na samej górze, wyrytych jako pierwsze. Miała w sobie tę krew, więc miało to dla niej większe znaczenie niż dla reszty rodziny. Para pustych ślepi wpatrywała się w każdą rysę. Widziała różne style żłobienia napisów w skale – niektóre ostre, brutalne wręcz, inne bardziej wysublimowane, delikatne. O dziwo, tych drugich było więcej.
Ktoś kiedyś musiał rzeczywiście dbać o przeszłość.
Gdybyś tylko wiedziała...

: 08 lip 2019, 8:33
autor: Dyskretny Sztych
Koniec wojny.
Wreszcie mógł opuścić ten przeklęty obóz.
Znając jedynie część finiszu zdarzeń znad urwiska, ale tę która mu całkowicie wystarczała, od razu ruszył na tereny wspólne. Nie było sensu łazić po złupionych przez Wodę ziemiach. Musiał szukać gdzie indziej. Pierwsze co przyszło mu na myśl było najczarniejszym scenariuszem. Niemniej – jak tu niczego nie znajdzie, nieco odetchnie.
Rosły smok wędrował w pośpiechu. Wdrapał się na kurhan i szukał spojrzeniem kamieni z wyrytymi imionami. Cień, cień. Gdzieś tu musiały być. Mgła ograniczała widoczność, nie wspominając o dziwnej aurze rozsiewającej mało przyjemny zapach. Prawie jej nie wyłapał.
Prawie.
Mimo, że widział ją przez krótki czas, to rozpoznałby ten zapach wszędzie. Serce przyspieszyło, lecz nie z radości. Był zdenerwowany. Uznał, że to zapach zwłok, że tutaj gdzieś mogli porozrzucać martwe ciała pokonanych Cieni. Banda hipokrytów, półgłówków. Z tym czerwonym przygłupem na czele. Ależ go irytował. Na samą myśl, że miał nim ktoś taki przewodzić miał odruchy wymiotne. Na szczęście, wiedział jak temu zaradzić. Tym jednak zajmie się później.
Jakiż był zaskoczony kiedy trafiwszy na ten odpowiedni grób zobaczył ją. Większą, doroślejszą. I do tego w jednym kawałku. Stała do niego tyłem, wpatrywała się w swoje dziedzictwo. Już teraz martwe. Tylko na jak długo?
Nie myślał o tym by zachować się właściwie. Najwyżej ich spotkanie rozpocznie się w bardzo nieprzyjemny sposób. W nosie to miał. Ruszył do niej i korzystając z faktu, że był po prostu w fachu lepiej wyszkolony niż ona, przyszpilił ją częściowo do ziemi. Oparł obie przednie łapy nad jej barkami, skąd wyrastały skrzydła. Tylne łapy rozstawił po bokach jej ud, zawisnął nad nią. Uwięził ją pod sobą w ten sposób, choć z pewnych względów nie było w tym nawet krztyny perwersji.
Potrzebował chwili dla siebie by ją zbadać.
Nosem wodził przy szyi, czuła jedynie jego zimny oddech. Nie dotykał jej. Wąchał, zapamiętywał zapachy jakie na sobie nosiła. Na górnych partiach ciała niczego nie znalazł. Dopiero przy lewym skrzydle. Pewnie też boku, które zakrywało. Poczuł jak sztywnieje mu żuchwa, miał ochotę zazgrzytać w złości zębami.
Mahvran – syknął niby to z wyraźną ulgą, która narastała powoli w gniew. Może i wyrzuty sumienia?
Och tak, powinien był tam zostać. Z drugiej strony, nie mógłby wtedy osiągnąć wielu innych rzeczy. Cofnął się, aby oddać smoczycy swobodę. Usiadł, choć wzroku z niej nie spuścił. Połączył jednak ich umysły, muskając jej własny w pewien subtelny sposób, aby przekazać obrazami kilka spraw. Rozjaśnić wiszące nad nimi chmury. I może chęć wybicia mu zębów, z pewnością ją miała nie od teraz.
Abraxxas zaś stał z tyłu. Demon był widzialny dla samicy, spośród mgieł. Obserwował okolicę, raczej nikt kto by chciał ich podsłuchiwać lub zaskoczyć, nie przemknie się przez demona u szczytu jego zdolności tkania maddary.

: 08 lip 2019, 8:49
autor: Infamia Nieumarłych
Poczuła jedynie drgnięcie wiatru. Silniejsze, niż te dotychczas, wiedzione niemalże nieistniejącym wiatrem. Ciężko jej się oddychało, aura cmentarza przytłaczała nawet ją, która wśród umarłych była w pewnym sensie wychowana. Jedyną jej reakcją na ostrzeżenie otoczenia było minimalne odwrócenie łba, ze wzrokiem bardzo powoli odrywającym się od imion na kurhanie, zupełnie, jakby sprawiało jej to pewien ból.
Potem ból przyszedł w formie fizycznej, bowiem wyraźny ciężar przygniótł ją do ziemi, naruszając też skrzydło. Wciąż ranne, dziesięć księżyców później. Rana była stara, zasklepiona prymitywnie, w naturalny sposób, ale otworzyła się znów, sprawiając że krew po raz kolejny popłynęła po błonie, nakrapiając ziemię pod cienistym kurhanem. Nie wiedziała, czy to zadowoli przodków, czy wywoła u nich niesmak.
Wkrótce jednak tego typu myślenie zniknęło, bo na miejsce rozumu wstąpiły dzikie instynkty zaatakowanego drapieżnika. Zjeżyła łuski szyi i grzbietu, wydobywając z siebie głośny syk rozwścieczonej żmiji, przydługim ogonem próbując boleśnie chlasnąć oponenta, nie ważne gdzie, byle zadać ból i osłabić uścisk. Wygięła długą, giętką szyję, by spojrzeć na Obcego, witając go zimną furią w pustych ślepiach i szeroko rozwartą, gotową do wbicia się w gardziel paszczę.
To nie był dobry sposób na powitanie, ale Sztych raczej zdawał sobie z tego sprawę.
Nie uspokoiła się, czując na sobie jego oddech, chociaż powoli rozumiała, kim był; czuła się brutalnie zaatakowana, a naruszanie jej prywatnej przestrzeni w sposób tak perfidny tylko jeszcze intensywniej ją podjudzało. Zasyczała znowu, szeleszcząc czterema pasmami ciemnych błon rozciągających się po jej ciele, Gdy rozluźnił uścisk, ta wręcz się spod niego wyślizgnęła, niczym w końcu uzyskująca wolność, pochwycona jaszczurka, chcąca czmychnąć z powrotem do szczeliny w skale. Kleryczka odwróciła się, w trakcie manewru bezczelnie ocierając się cielskiem o Cienisty kurhan, jakby chcąc w ten sposób pozbyć się uczucia bycia zniewoloną, które wciąż na niej ciążyło.

– Kretyn. – Wycedziła przez zaciśnięte zęby, nie będąc w stanie wymyślić żadnej głębszej obrazy, mogącej bardziej chwycić za serce niż słowa urażonego pisklęcia. Otrzepała się, wciąż zjeżona, stojąca na ugiętych łapach, jakby gotowa do walki, wpatrując się w samca parą pustych oczodołów.
Syknęła znów, gdy ten naruszył jej umysł, rozpraszając wszystkie myślowe procesy. Odwzajemniła się jednak tym samym, odpowiadając mu; w słowach, mimo że zniekształconych magią, nadal grzmiała lodowata furia.

– Jesteś tacy, jak oni. Pięknie się dopasowałeś. – Warknęła, oblizując spierzchnięte wargi, muskając łuskami zimną skałę nagrobka.

: 08 lip 2019, 9:09
autor: Dyskretny Sztych
Może gdyby Sztych był z tych delikatniejszych, uczuciowych smoków... miałby na względzie jej stan zdrowotny. I psychiczny. Ale tak nie było. Prawdopodobnie w pewnym sensie lubił denerwować innych, sprawdzać granice ich wytrzymałości czy komfortu. Nie przejmował się też potencjalnymi konsekwencjami. Czemu miałby?
Cały czas gdy się wierciła, znosił to cierpliwie. Mogła i go kąsać, atakować, nie wzruszyłby się w żaden sposób. Bo to ona pierwsza? Sam pewnie by chciał dać w mordę osobie która by go tak witała. Ale on tak okazywał sympatię. Z czasem to zrozumie, jak pozbędzie się uprzedzeń które z pewnością do niego żywiła.
Zmrużył ślepia kiedy przemówiła. Nareszcie. Jej głos. Nic go tak nie irytowało, a jednocześnie spełniało jak słuchanie tych syków. Czuł się jakby rozmawiał z wężem, tylko w większym wydaniu i wyposażonym w skrzydła.
O, nauczyłaś się w końcu poprawnie mówić. Brawo – uśmiechnął się perfidnie, doskonale pamiętając jej wadę wymowy. Przynajmniej teraz nie będzie miał problemów z komunikacją. Chyba.
Znosił bombardowanie jego umysłu, ale tej ostatniej obelgi już nie. Parsknął jedynie pod nosem, kręcąc głową na boki. Dziecię małej wiary. Był jednak cierpliwy. Straciła dom, stado, została zmuszona do życia w sytuacji w której być nie chciała.
I naprawdę sądzisz, że niewyszkolony wtedy do walki smok mógłby coś zmienić? – przechylił głowę, ale to nie była pełna część jego wypowiedzi. Nadal naruszał jej umysł, tym razem nieco większą dawką wrażeń. Rozmowa niewerbalna była z całą pewnością mniej wygodna, ale przecież nie chciał ryzykować bycia podsłuchiwanym.
Kątem oka zerknął w kierunku demona, któremu ta sytuacja mniej się podobała. Ciągle myślał o Awanturze. Co za wrzód na zadzie.

: 08 lip 2019, 9:31
autor: Infamia Nieumarłych
Zakołysała się, skrobiąc złotymi szponami tylnej łapy szramy w wilgotnej, miękkiej ziemi. Wciąż analizowała możliwe scenariusze, zastanawiając się, w jaki sposób będzie jej najłatwiej wyjść zwycięsko; problemem było to, że Mahvran nie dysponowała takim stopniem obiektywnego myślenia, jak jej przodkinie, przez co to wszystko na dłuższą metę było bezwartościowe. Emocje i tak brały górę.
– Jak się nie przymkniesz, to ty nie będziesz w stanie w ogóle mówić. – Odszczekała, traktując pyskówkę jako swój mechanizm obronny. Był on nieco... Lepiej rozwinięty niż za czasów pisklęcych. Lepiej w tym sensie, że jej pyskowanie nie było aż tak żałosne i prostolinijne, jak niegdyś, chociaż nadal było zupełnie zbędne i brzmiało jak czcze pogróżki. Może i byłaby w stanie powoli wrócić do siebie, uspokoić się, ale Sztych popychał ją dalej ku szaleństwu, wobec czego łuski jak były zjeżone, tak takimi pozostały, zdradzając ciągłe spięcie i niezdrową chaotyczność procesów myślowych.
– Mógłby, bo większość z tych, którzy teraz zgrywają uciśnionych wśród Ognia to właśnie tacy idioci, którzy po trzydziestu, pięćdziesięciu księżycach życia potrafili co najwyżej zarżnąć zająca. A jednak udało im się coś zmienić, wyimaginuj sobie. – Odparła już nieco chłodniej, choć nadal nieco drżąc, walcząc z szalejącą pożogą emocji. Nadal była roztrzęsiona, wracając pamięcią do wydarzeń sprzed dziesięciu księżyców; nadal odczuwała głęboka nienawiść, nawet jeszcze większą, niż była w stanie z siebie wydusić będąc pisklęciem. Ślepiami powędrowała na ułamek sekundy ku stojącemu w mroku i mgle demonowi. Nie był jednak czymś godnym jej zainteresowania.
Znów szarpnęła boleśnie liną łączącą ich umysły, kontynuując niewygodną, acz niezbędną rozmowę mentalną.

– Ach, jeszcze jedno. – Odparła, w końcu podchodząc bliżej, unosząc przyozdobiony rogatą koroną łeb. Białe czułki zafalowały nerwowo, zdradzając to, co wydarzyło się chwilę później – prawe skrzydło wywerny uniosło się z zamiarem chlaśnięcia samca po pysku, tak by złoty szpon rozorał jego lewy polik, o ile ten nie zareaguje w jakiś sposób.

: 08 lip 2019, 9:45
autor: Dyskretny Sztych
Obserwował ją w zaciekawieniu. Nie była już tą samą, niewinną samicą. Zabawne jak można się zmienić przez okres kilku, kilkunastu księżyców. Huh, naprawdę minęło aż tyle?
To nie oni wam rozebrali stado, tylko smoki za których ogonami się schowali – przypomniał jej.
Nie spodziewał się aby podchodziła by go przytulić lub wykonać inny, równie bzdurny gest czułości. Zamachnęła się. Oho! Nie zamierzał tego unikać, choć mógł to zrobić bez problemu. Blizny nosiło się z dumą, jeszcze jej ją kiedyś przypomni. Zmrużył ślepia kiedy rana na poliku zapiekła, a z niej ściekała odrobina krwi.
Nawet jej nie starł. Uśmiechnął się kątem pyska. Biedne dziecię. Pokręcił pyskiem, a potem znów przedstawił jej poprzez mentalne przekazy pewne rzeczy. Słowa, a także figury jeżeli obecnie tego wymagała sytuacja. Pazurami w ten czas grzebał w ziemi, musiał zawsze zajmować czymś łapy, takie jego personalne zboczenie.

Mam nadstawić drugi policzek? – zapytał złośliwie, ciekaw czy chociaż odrobinę zmieni swoje nastawienie.

: 08 lip 2019, 10:24
autor: Infamia Nieumarłych
Z jednej strony nerwy powoli ją opuszczały, z drugiej nadal była sfrustrowana, a bezczelne zachowanie Sztychu podjudzało ją jeszcze bardziej. Och, bardzo miała ochotę wbić mu szpon w gardziel, już nawet nie ze względu na to, co zrobił w przeszłości, ale za sam fakt oddychania w tym konkretnym momencie. Wybrała to miejsce, licząc na ciszę, a otrzymała coś zupełnie odwrotnego.
– Och, tak, bo na pewno ktoś z nich wzgardziłby wizją zdobycia bez żadnego oporu części ziem i dodatkowego upokorzenia nas. To, że nie wszyscy stali na czele inicjatywy nie znaczy, że nie brali w niej udziału. – Jej pysk wykrzywił się w nieprzyjemnym grymasie, gdy skupiła się na kolejnej porcji mentalnych wiadomości, znacznie dłuższych niż poprzednie. No proszę, faktycznie brał sobie do serca perspektywę bycia podsłuchiwanym. Widać było, że wulgarność w pewnych częściach zdań samca ją mierzi, co z pewnością odziedziczyła po matce, ale nie skwitowała owej niechęci w żaden sposób.

– Możesz nadstawić zad, żebym mogła cię w niego kopnąć i cię stąd wyrzucić. – Burknęła, marszcząc łuski pyska, wdychając przesączony wonią Ognia zapach Nepharrara. Odwróciła się od niego, wracając do Cienistego kurhanu, znów wodząc ślepiami po wyrytych tam imionach, skupiając się nawet na tych pisklęcych, zupełnie nieistotnych dla kogokolwiek.

: 08 lip 2019, 10:39
autor: Dyskretny Sztych
A dla niego jej furia była niczym mięso dla głodnego. Karmił się nią. Lubił stąpać po cienkim lodzie.
Sami postąpilibyście tak samo, trudno potępiać kogokolwiek w takiej sytuacji, nieprawdaż? – a może i ona była hipokrytką. – Choć nie wiem po co komu tyle ziemi. Mają ich tyle, że na połowie nie czuć żadnych smoczych zapachów, nie widać śladów przebywania. Sztuczne wzmocnienie swojej siły na tle innych stad, lub chęć zapisania się w historii jako zdobywcy. – Tak o tym sądził.
Kto wie, być może nie tyle wizja bycia podsłuchiwanym co dzielenie się uwagą Mahvran mu się nie podobała? Cwaniak z niego, zawsze wybrnie z trudnych sytuacji. Więź mentalna z samicą była silna, bo i ona i on wlewali w swoje wypowiedzi dość sporo... emocji. Głównie negatywnych.
Kolejna groźba, oh rety, rety.
Myślę, że te dwie małe nóżki nie mają na tyle siły – uśmiech nie spełzł mu z pyska, nawet jeżeli on się tylko droczył a dla niej to było poważne. – Ale mogę ci w tym pomóc, skoro tego sobie życzysz. – Skłonił się niby to kpiąco, a jednak przyszło mu to zadziwiająco łatwo.
Podniósł się jak na zawołanie, choć dopiero po jakimś czasie. Tak, wpierw znowu odpowiedział na jej mentalne pytania. Ależ on nie lubił tyle gadać, zdecydowanie wolał działać. Parsknął cicho i odwrócił się do niej tyłem, że niby spoglądał na Abraxxasa, który dalej patrolował okolicę kurhanu. Sztych nawet nie obejrzał się za siebie. Jeżeli go kopnie – mocno czy też nie – faktycznie sobie pójdzie, a wraz z nim jego wspaniała oferta towarzyska. Raczej tego się po niej spodziewał, nie miał więc wygórowanych oczekiwań.

: 08 lip 2019, 11:09
autor: Infamia Nieumarłych
Jego dosyć bystrą uwagę skwitowała cieniem perfidnego uśmiechu, który był odpowiedzią samą w sobie. Każdy o zdrowych zmysłach skorzystałby z okazji, gdyby się taka nadarzyła, samica nie zamierzała próbować nieudolnie kłamać.
– Nieważne czy będą zdobywcami, zawsze będą też zdrajcami. Setki księżyców temu oderwali się od Życia, doprowadzając do rozłamu. – Wzruszyła barkami, oblizując spierzchnięte wargi. Czy faktycznie interesowały ją tak stare dzieje i reputacja innych stad? Nie, ani trochę, Sztych mógł potraktować tę ciekawostkę jako wybitnie krótką lekcję historii. Woda z całą pewnością nie przepadała za opowiadaniem o swoich prawdziwych korzeniach, bo kiedyś było to źródło setek problemów, które ciągnęły się bardzo długo.
Znowu nieprzyjemnie szarpnęła mentalną linką, najwyraźniej nie ceniąc sobie zbytnio subtelności. Tym razem było to jednak w celu zerwania owej więzi. Ostatnie umysłowe wypowiedzi Nepharrara skwitowała tylko bardzo oszczędnym, nieprzystępnym fuknięciem. Duma przeszkadzała jej w przyznaniu mu racji, ale była to też ostrożność. Nadal nie łykała całości tego, co jej powiedział. Zbyt bardzo wybijał się z tym do przodu.
Odwrócił się do niej zadem w momencie, w którym ona odeszła z powrotem do kurhanu. Zerknęła na niego z politowaniem i irytacją. Idiota nadal traktował wszystko jak żart. Nie była w stanie znieść tego podejścia i szczerze zapragnęła rozerwać mu tętnicę.

– Jesteś żałosny. – Mruknęła pod nosem, nie wiedząc, czy samiec w ogóle miał okazję do usłyszeć, po czym wbiła złoty szpon w skałę, malując na niej bliżej nieokreślone wzory, jakby malowała tło do obrazu jakim były imiona starych Cieni. Rysy były delikatne, ale absolutnie potworny odgłos pazura niszczącego kamień boleśnie ranił ciszę.

: 08 lip 2019, 11:20
autor: Dyskretny Sztych
Czy i wy na nich nie wyjdziecie, jak za jakiś czas czegoś nie spróbujecie kombinować? – spytał z czystej ciekawości gdzie leży według niej granica zdrady. Nie miał do końca pojęcia jak działało wsparcie Ognia i Ziemi wobec byłych Cienistych, ale był przekonany o tym że Khagar i spółka coś będą majstrować. Głupiec by tak nie pomyślał.
Wiedział o historii Słowa Prawdy, niemniej nie zamierzał się tym dzielić. Nie widział potrzeby. Zamroczyło go jednak na moment kiedy zerwała mentalną więź. Ała. Potrząsnął łbem i kłapnął szczękami na powietrze przed sobą, co zaalarmowało demona. Wojownik go jednak powstrzymał przed potencjalnym atakiem na Mahvran. Co za furiat z tego kompana.
Czekał, czekał. I się nie doczekał. Był zawiedziony? Może troszeczkę. Zamiast dosłownego kopa w zad, nie dostał nic. Chociaż, nie, nie do końca. Coś tam bąknęła pod nosem. Obraziła się? Fiu, fiu.
Tak, tak – mruknął, na odczepnego przyznając jej rację. Nie słyszał co dokładnie tam mamrotała, ale racej nie było to nic miłego. Pod tym względem była przewidywalna.
Ostatecznie jednak nie poszedł sobie. Miała go kopnąć gdyby tego chciała, a skoro tego nie zrobiła... uznał, że po prostu duma nie pozwoliła jej odpowiedzieć na jego ostatnie słowa. Los chciał zrobić z Nepharrara wrednego chochlika, który nie odpuszczał tak łatwo.
Zawiesił pysk przez jej bark, znajdując się tuż za nią nie wiedzieć kiedy. Nie dotykał jej, po prostu w ten sposób mógł widzieć lepiej co tam bazgrała. Kształty nic mu nie mówiły. Krew ściekała nadal z jego policzka, kilka kropel mogło się zgubić na barku smoczycy nad którym samiec trzymał łeb. Dziwnie spoważniał, co zupełnie nie pasowało do jego charakteru sprzed chwili.
Kto cię zranił? – zapytał ni z tego ni z owego, mając na myśli jej blizny na skrzydle. Dalej nie odwiedziła medyka. Typowa Mahvran.

: 08 lip 2019, 11:44
autor: Infamia Nieumarłych
Na jego pytanie odpowiedziała jedynie spojrzeniem. Długim, boleśnie wwiercającym się w duszę. W nim była zawarta odpowiedź, której samiec nie mógł ani usłyszeć, ani właściwie nie miał prawa poznać. Nie, Cień był ponad to, o co można było go oskarżać, ale w przeciwieństwie do Nepharrara, Mahvran nie ufała mu na tyle, by mówić cokolwiek. On mógł gadać ile tylko chciał; ona zamierzała milczeć.
Wróciła do bolesnego dla uszu skrobania po skale, nie przejmując się tym, że w bezczelny sposób zakłóca ciszę zmarłych. Może dlatego, że jej umysł nie potrafił tej ciszy zaznać – słyszała dziesiątki różnych głosów, z czego każdy nucił inną pieśń i obiecywał jej inne skarby. To też nie działało dobrze na próby ochłonięcia. Sztych wybrał zły moment na spotkanie z nią. Los złośliwie złączył ich akurat teraz, ale on też mógł dokładniej przemyśleć swoje podejście.
Zignorowała go, gdy znowu podszedł bliżej, owiewając ją częściowo swoim oddechem. Miała ochotę znów chlasnąć go po pysku, ale powstrzymała się, zaciskając delikatnie zęby – zostawiając tylko minimalną przestrzeń dla języka, który co kilka uderzeń serca musiał wysunąć się spomiędzy warg i przeciąć powietrze.

– Jeden z uciśnionych. – Odparła kąśliwie. Przez traumę nie była nawet w stanie stwierdzić, kto to dokładnie był. Była zbyt mała, by móc dopasować źródło maddary do właściciela. Tylko Khagar znał prawdę, bo był na tyle wprawny, by wiedzieć kto był za co odpowiedzialny, chociaż sam nie był czarodziejem i magią szczerze gardził.
– Nie wiesz, kiedy odpuścić, co? – Odezwała się znowu, gdy ten nie wyraził chęci na pozostawienie jej samej sobie. – Jak chcesz się przydać to możesz przynieść trochę kwiatów. – Zasugerowała, z całą pewnością nieszczerze.

: 08 lip 2019, 12:06
autor: Dyskretny Sztych
To wymowne milczenie mówiło wszystko, nie musiała mu nawet niczego potwierdzać.
Szczerze powiedziawszy spodziewał się uderzenia albo kolejnej kąśliwej uwagi. Jednak te nie nadeszły. Czyżby samica miała dość? Cóż, on nie był typem który zważał na uczucia czy samopoczucie innych. Ale i tego nie oczekiwała od niego samica. Niby chciała by odszedł, a jednak gdy dał jej możliwość dokonania tego – odmówiła. Tak jakby. Co jej tam w duszy śpiewało?
Hm – zamyślił się. – To mi wystarczy.
Nie lubił walk z innymi smokami dopóki nie chodziło o życie, ale skoro mógł wybrać sobie na przeciwnika kogoś takiego i przypadkiem go uszkodzić nieco trwale... czemu by nie? W głowie próbował sobie przypomnieć wyglądy smoków byłego Cienia znad urwiska. Miał więc kilka kandydatów i wszyscy znajdowali się w Ogniu. Uroczo. W końcu znajdzie tego gagatka i mu odpłaci.
Nie kazałaś mi ostatecznie spadać – przypomniał jej na ten zarzut, że nie odpuszcza. – Ale fakt, nie wiem. – Zgodził się po krótkim milczeniu.
Zaraz, co takiego? Przesłyszał się? Kwiatów? Obrócił pysk nieco na bok, krawędzią podbródka muskając ramię skrzydła samicy. Przyjrzał się jej licu. Na co były jej kwiaty? To znowu taki nieśmieszny żart, bo potem każe mu je zeżreć czy coś w tym guście?
Kwiaty – powtórzył za nią. Nie, jednak się nie przesłyszał. – Jakieś konkretne? – dopytał, by potem nie zmyła mu łba, że przyniósł białe a chciała czarne.

: 08 lip 2019, 12:26
autor: Infamia Nieumarłych
Pokręciła tylko łbem, zmęczona już rozmową, będącą w większości przerzucaniem się nawzajem docinkami. Dla Delirium może i było to rozrywką, dla jej córki już zdecydowanie mniej; mimo większej wybuchowości i braku obiektywizmu, w przypadku rozmów wolała być bardziej oszczędna. Chociaż była wygadana jako pisklę. Ze wszystkiego się jednak w końcu wyrasta.
– Hmprh. – Parsknęła znowu. Przestała skrobać szponem w momencie, w którym Sztych popisał się po raz kolejny, tym razem faktycznie zainteresowany żartobliwym zadaniem, jakie otrzymał. Samica obróciła łeb w jego stronę, ostrożnie, by przypadkiem nie zbliżyć się za bardzo. Jej pysk już nie wykrzywił się w grymasie, był beznamiętny. Mahvran też była już zmęczona tym wszystkim, a samiec nie pomagał jej w odpoczynku.
– Skąd ty się... – Zaczęła, po czym zarzuciła i pokręciła łbem. Machnęła skrzydłem w geście "ach, nieważne". – Takie, jakie byś chciał na własnym grobie. – Odparła, nie mając już sił wyprowadzać go z błędu. Przy okazji zobaczy, jaką wyobraźnię ma Nepharrar. Zawsze coś. Może przyniesie jakieś białe róże, a może zauroczy ją bukietem ostrych cierni i wysuszonych gałązek.

: 08 lip 2019, 12:34
autor: Dyskretny Sztych
A on uważał co innego. Skoro łeb samicy zaprzątały przykre lub gniewne myśli, jego osoba mogła wręcz pomagać w chwilowym zapomnieniu o troskach. Może nie wychodziło mu to najlepiej, ale przynajmniej się starał. Czy ktoś inny próbował, hm? Hm...?
Spodziewał się odpowiedzi tego typu. Nie zraziła go jednak. Zamiast tego, postanowił się z nią jeszcze ciut podroczyć i przysunął łeb bliżej jej otworu słuchowego.
Wolałbym abyś ty nad nim czuwała całą wieczność – szepnął do jej ucha niby to uwodzicielsko, a potem cicho się zaśmiał i cofnął łeb zanim zdążyłaby mu wymierzyć kolejny cios. Raz wystarczyło, potem już byłoby to mniej zabawne.
Przyjrzał się kurhanowi. Prawdopodobnie samica i tak nie chciała dekorować go kwiatami, ale zawsze to jakieś zajęcie czasu dla niego. Nie miał nic lepszego do roboty. Machnął końcówką ogona. Nie znał się na kwiatach. Dla niego wszystko to były chwasty, a strasznym wrzodem na zadzie było jeszcze ich szukanie. Pstryknął szponami.
Coś, czego nie znajdziesz nigdzie indziej. Twór z maddary. – Błysnął kłami w uśmiechu. – Niezbyt trwały, ale i kwiaty zwiędną gdy się je tu położy. To chyba gest się liczy. Widziałem jak niziołki tak robiły w miejscu pochówku swoich bliskich. Znosili różne bibeloty... – zamyślił się.
No dobrze, koniec przedstawienia. Samiec przeciągnął się i obejrzał się na Abraxxasa. Demon podszedł bliżej. Łypnął ciekawsko na Mahvran, nie spotkał jej wcześniej. A doskonale wiedział ile przestrzeni zabierała pod czaszką jego smoczego towarzysza. I bez tego nie było jej za wiele. Nepharrar cicho warknął na demona który na zbyt wiele sobie pozwalał. Wrócił uwagą do Mahvran.
No dobrze, to cię już zostawię. Wróć do robienia... – rzucił okiem na kurhan. – ... czegokolwiek, czym byłaś zajęta nim się napatoczyłem.
Odwrócił się i zaczął maszerować w dół. Jeżeli go nie zatrzymała, to faktycznie odszedł w swoją stronę w towarzystwie kompana.

: 08 lip 2019, 12:42
autor: Infamia Nieumarłych
Obnażyła poplamione wargi i koniuszki marmurowych kłów. Tak, pozwalał sobie na za dużo. Nie uległa jemu... Czarowi, jeżeli można było to tak nazwać. Jej łeb wciąż zwrócony był w stronę kurhanu. Ciężko było jednak stwierdzić, gdzie faktycznie skupione były ślepia – nie sposób było zarejestrować ich ruchu. Zaiste, puste oczodoły.
– Najpierw znajdź kogoś, kto zechce ciebie pochować. – Odpowiedziała, wypuszczając z irytacją powietrze z płuc. Gdy jedyne, co jej podarował to ulotny twór z maddary, pokręciła jedynie lekko łbem. Nie była zawiedziona, raczej zmęczona. Zarejestrowała demona, który w końcu podszedł bliżej i skupiła się na nim na moment.
– Współczuję. Na twoim miejscu zerwałabym więź. – Powiedziała do stworzenia, nie licząc na jakąkolwiek formę zrozumienia. Boleśnie przypominał jej o babce, a raczej opowieściach o niej, ale tego Sztych nie musiał już w jakikolwiek sposób wiedzieć. Samca nie pożegnała w żaden sposób, nawet nie uraczyła go spojrzeniem; zgodnie z jego poleceniem, czy też sugestią, wróciła do skrobania mniej lub bardziej artystycznych rys na kurhanie, co zajęło jej jeszcze trochę czasu. Odeszła stąd, gdy skończyła, nie oglądając się już za siebie, idąc ku Dzikiej Puszczy na terenach wspólnych.
Nie znosiła terenów Ziemi i nie zamierzała na nie wracać tej nocy.



: 26 lip 2019, 1:09
autor: Uśmiech Szydercy
Khagar przybył tutaj wraz z Raktą na grzbiecie. Mieli do pokonania spory kawałek, a on nie spieszył się, lecąc spokojnie, by szum wiatru nie zagłuszał jego słów. Opowiadał po drodze młodej historię o jej ojcu, często również z uczestnictwem własnej osoby. Opowiadał o tym, jaki Ogień był kiedyś wielki i jak teraz upadł.
Wylądował ostrożnie jak na siebie, choć i tak jego cielsko grzmotnęło o ziemię. Pozwolił Rakcie zsunąć się ze swojego kolczastego grzbietu i rozejrzał się. Nie ujrzał tu kurhanu proroków, dlatego zbliżył się do kurhanu ognia.
– Te kamienie upamiętniać mają zmarłych – wyjaśnił Rakcie. – Imienia twojego ojca jeszcze tu nie ma. Ale zaraz to zmienimy.
Wojownik uniósł łapsko i szponem wydrapał imię Jadu Duszy w kamieniu obok imion pozostałych ognistych.
– Daj mi swoją łuskę – polecił. Sam chwycił własną, jedną z tych na piersi, i wyrwał ją mocnym ruchem.