Strona 13 z 36
: 19 kwie 2016, 7:33
autor: Dziki Agrest
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Dzika przybyła tu tuż przed świtem. Czyżby nie mogła spać? No cóż... nie do końca. Polowała całą noc i teraz... musiała gdzieś odpocząć. Choć sił miała dość, by wrócić spokojnie do domu to jednak jej chęć zwiedzenia po drodze nowych miejsc była jakoś ważniejsza. Przechodząc się w okolicach Zimnego Jeziora dotarła do miejsca, które zwane było "Rzeką". Tak po prostu, bez żadnej dziwnej nazwy. O tej porze było tu jeszcze trochę chłodnawo nawet jeśli woda wydawała się być całkiem, całkiem odpowiednia do pływania. Panowała dziwna, tajemnicza atmosfera, która w pewien sposób przerażała Dziką. Łowczyni szybko dostrzegła jakieś nisko rosnące drzewo, którego gałęzie sięgały nad wodę w rzece. Samiczka napiła się wody po czym bez żadnych zastanowień weszła na gałęzie potężnej rośliny. Jej łapki trzymały się konaru, a długi ogonek luźno zwisał co jakiś czas muskając swoją końcówką powierzchnię wody. Niby chciała się tu z góry tylko porozglądać, a tak naprawdę nie zauważyła kiedy... zasnęła.
: 02 maja 2016, 14:20
autor: Obnażony Kieł
Adeptka Ognia przybyła w to miejsce w konkretnym celu. W końcu znalazła czas i chęci na podszkolenie się w skradaniu. Trzeba było przyznać ze dawno tego nie robiła. Rozejrzała się dookoła. Ochoczo ruszyła ku jednemu z najbardziej zaśmieconych miejsc w okolicy. Były tam rozrzucone gałęzie i liście. Niestety o tej porze roku trudno znaleźć kałuże dlatego stworzyła jedną za pomocą maddary. Nie była duża tylko taka na jakiej stworzenie pozwalały jej umiejętności. Zaczęła od przyjęcia właściwej pozycji. Ugięła kolana i pochyliła ciało ku dołowi. Pozostawiła jednak taki odstęp od ziemi żeby mieć swobodę ruchów. Przycisnęła skrzydła do boków żeby jej nie przeszkadzały ale nie za mocno. Ogon uniosła do góry żeby nie obijał się o ziemie. Nie był jednak wysoko żeby na jego utrzymanie nie tracić zbyt dużo energii. Na koniec zostawiła łeb i szyję. Ustawiła je mniej więcej w równej linii z kręgosłupem. Mniej więcej na wysokości barków. Upewniwszy się że o niczym nie zapomniała zaczęła sprawdzać kierunek wiatru. Wiało jej prosto w pysk. Nie z boku nie z tyłu tylko w pysk. Po prostu idealnie bo nanosił zapach zwierzyny nie zdradzając przy tym jej obecności. Za cel ustawiła sobie najbliższe drzewo które znajdowało się w sporej odległości od niej. Powoli brnąc wśród traw rozejrzała się uważnie. Rosły tu nie duże krzaki za którymi postanowiła się skryć. Miękko i cicho stawiając łapy ruszyła w kierunku najbliższego z nich. Patrzyła pod nogi i omijała gałęzie. Raz stawiając większe a raz mniejsze kroki. Wymagało to sporego skupienia. Jeden głośniejszy dźwięk i potencjalna zwierzyna ucieknie. Na drodze nie spotkała większych problemów dlatego szybko dotarła do pierwszego krzaka. W między czasie patrzyła w kierunku drzewa do którego się skradała. Wiedziała ze jest to ważna czynność. Wyjrzała zza krzaka obserwując drzewo. Dla potencjalnego przechodnia mogło to wyglądać komicznie. Trzeba było jednak przyznać że przeszła już spory kawałek. Na prawo od niej był kolejny krzaczek. W drodze do niego znajdowała się stworzona przez nią wcześniej kałuża. Przydałoby się ją minąć za nim zniknie. Przyspieszyła kroku dalej bardzo uważając na liście i gałęzie. Szła najprostszą drogą- na ukos. Kiedy dotarła do kałuży zwolniła nieco. Uniosła wyżej łapy i zaczęła stawiać je normalnie dopiero kiedy kałuża znalazła się za jej ogonem. Cały czas pilnowała żeby skrzydła i ogon znajdowały się na swoim miejscu. Reszta drogi nie kryła w sobie większych trudności. Polegała tylko na mijaniu gałęzi, kamieni i liści. Z tego powodu prędko dotarła do drzewa i pacnęła je lekko łapką. Trening uznała za skończony dlatego rozłożyła skrzydła i wzniosła się w powietrze.
: 12 cze 2016, 20:13
autor: Cichy Potok
Cichy ostatnio długo był poza terenami Wolnych Stad. Błądził znów...jakby nie wiedząc, czy faktycznie znalazł swoje miejsce na ziemi. W zasadzie to i on i jego kompani ostatnio znów jakoś łazili zamyśleni. Jednak teraz był czas, żeby pozwiedzać miłe dla serca samca tereny. Zimne Jezioro było więc idealne. Wodny szedł wzdłuż rzeki, która to wpływała do jeziora i wpatrywał się w czystą wodę. Dziwne uczucie...tak tu trwać, gdy w zasadzie wszyscy z jego pokolenia odchodzili jedno po drugim. I na niego niedługo przyjdzie czas, w zasadzie już teraz nie miał sił i chciał w końcu żyć tak, jakby mu się żywnie podobało. W zasadzie te trzy księżyce poza Wolnymi były pouczające...i motywujące do pewnych działań. Rozmyślania smoka przerwało burczenie w żołądku i tępy, pulsujący poprzez więź głód jego dwóch kompanów. Cichy przystanął i westchnął. Zaraz potem przyzwał z zapasów mięso dla swoich przyjaciół. Porcję mięsa dla Dumy (2/4) i porcję mięsa dla Nero (2/4). Oboje, gdy tylko poczuli i zobaczyli smakowite kąski rzucili się na nie, jak wygłodniałe zwierzęta...bo faktycznie nimi byli. Cichy także przyzwał dla siebie posiłek, ale tym razem nie zamierzał żywić się mięsem, przyzwał dla siebie odpowiednią porcję owoców, aby się nie popsuły. Mięso jakoś wolniej się psuło...jak to jest...No...ale mniejsza z tym. Cichy także skonsumował w ciszy, nie tak zachłannie jak kruk i kelpie, swój posiłek. Gdy byli już najedzeni zdecydowali się odpocząć. Ból gruczołów dawał się we znaki Cichemu i w zasadzie pomyślał, że warto by było, gdyby jakiś Uzdrowiciel spróbował go ponownie wyleczyć. Najpierw pomyślał o samcu, który uratował mu życie, ale zaraz potem stwierdził, że już raz mu się nie udało. Dlatego impuls maddary pomknął do innej Cienistej. Czerwieni Kaliny. Impuls zawierał prośbę o przybycie i miejsce, a także miano smoka, który ów prośbę wysłał. Teraz wystarczyło poczekać, czy samica przybędzie, czy nie.
: 12 cze 2016, 21:16
autor: Administrator
Kalina opuściła legowisko młodego Adepta Ognia, gdy tylko upewniła się, że jego łapa powróciła do stanu używalności.
Cóż, była wręcz w stanie idealnym i musiała sobie przyznać, że z czasem szło jej coraz lepiej.
Czuła, że to dzięki szkoleniom Mistrza. Od jakiegoś czasu znacznie się zmienił, zatem szlifowanie umiejętności, które już posiadała, przebiegało sprawniej, przyjemniej. Ale przede wszystkim nie czuła, że coś jednak ją omija.
Ledwo przekroczyła granicę Wielkiego Ognistego Pustkowia, aby móc nacieszyć się gorącym, suchym powietrzem pustyni, gdy do jej umysłu wdarła się obca jaźń.
Wiadomość była jednak kusząco zaskakująca, bo pochodziła od tego, którego nie spodziewała się nigdy posądzać o podobne ciągoty.
Mrużąc złociste powieki zastanawiała się, co też miedzianołuski Czarodziej, z którym miała nie wyrównane rachunki sprzed księżyców, mógłby od niej chcieć.
Wątpiła, aby rozchodziło się o leczenie, wszakże posiadali zaprzyjaźnioną uzdrowicielkę, niejaką Azyl Zabłąkanych.
Skrzywiła lekko pysk na wspomnienie smoczycy, która wcześniej była jej obojętna, zaś teraz imię jej wywoływało pewną antypatię, a może rozbawienie?
Ach, tyle opcji i nie wiedziała, z której skorzystać.
Tak, czy inaczej będąc istotą raczej po Tarramowemu ciekawską, skręciła na wschód ku rzece Tyral, aby udać się nad Zimne Jezioro.
Swego czasu chętnie pojawiała się w tamtych rejonach, skuszona niecodzienną formacją wysokich skał, a także niewielką gorącą zatoczką.
Teraz jednak bliskość tej dziwnej mgły wywoływała niepokój smoczycy, a także coś w rodzaju frustracji związaną z niewyjaśnioną zagadką, jaką był ów twór.
Korzystając z ciepłych kominów termicznych szybowała w przestworzach, lazurowymi ślepiami śledząc ziemię w dole, usłaną zielenią traw, skrzących się w promieniach Złotej Twarzy rzek i źródeł.
Dotarcie na miejsce zajęło jej nieco czasu, jednak w końcu dostrzegła rdzawą plamkę, której towarzyszyły te dwa... stworzenia.
Jakiś czas wcześniej dołączyła do niej Alastriona, wabiona obrazami stworzeń, które pojawiały się w umyśle smoczej kompanki, która oddawała się wspomnieniu pamiętnej walki koło lasu Yraio.
Obniżyła pułap, krążąc przez chwilę nad miejscem spotkania, aż opadła jakiś skok od samca na ugiętych karminowych łapach. Pierzaste skrzydła załopotały ostatni raz, aż złożyły się w płynną gracją po bokach.
Złoty trójkątny łeb uniósł się, gdy błyszczące akwamarynowe ślepia spoczęły na sylwetce miedzianego Czarodzieja.
Zbliżyła się do niego wolnym, nieskrępowanym krokiem, uśmiechając się pod nosem samymi kącikami gadzich warg.
– Nie sądziłam, że nastanie dzień, gdy Przywódca Wody zechce się ze mną widzieć – przemówiła z czymś w rodzaju nieco kpiącego rozbawienia, chociaż jednocześnie zachowując powagę, gdy skinęła mu leciutko łbem z uznaniem.
Wszak to on i jego kompani tak bohatersko w trójkę pokonali ją samą.
– Witajcie zatem.
Samica feniksa zaś zaszczebiotała przenikliwym, zaciekawionym głosem, aż w końcu opadła lekko na barki swej smoczej kompanki, czarnymi ślepiami przypominającymi onyksy wpatrując się w nieznane sobie osobniki.
: 13 cze 2016, 13:25
autor: Cichy Potok
Cichy zanurzył końcówkę ogona w wodzie, delikatnie nią machając i rozchlapując wodę. Cóż, z takich zabaw to on chyba nigdy nie wyrośnie. Lubił patrzeć jak słońce sprawia, że w rozchlapującej wodzie pojawia się dużo wielobarwnych blasków. Kelpie także nie zamierzała siedzieć na lądzie, gdy to woda była jej żywiołem. Samica uważnie wpatrywała się w wodę, z przednimi łapami zakończonymi pazurami, nie jak zwykle, gdy miała tam kopyta. Teraz polowała na ryby. Ale czy jakieś się pojawią, skoro w zasadzie Cichy robił tyle hałasu? Najwyraźniej Dumy to nie obchodziło. Z całej trójki tylko Nero był czujny i kołował nisko nad ziemią, jednak uważnie przyglądając się otoczeniu, zarówno lądowemu, jak i powietrznemu. Gdy dostrzegł sylwetkę zakrakał i zniżył lot, lądując na rogu samca. Cichy odwrócił lekko łeb w momencie, gdy kształt przybrał już smoczą sylwetkę...i nie tylko. Samiec zmrużył ślepia, po czym dostrzegł i rozpoznał feniksa. Trzeba było przyznać, że ptak prezentował się imponująco, jednak uwagę samca przykuła samica...dawno nie widział tej istoty i trzeba było jej przyznać...wyładniała. Nie powalała urodą tak, jak samotnik, którego dawno temu spotkał i wtedy wręcz go zatkało na jego widok. Jednak trzeba było samicy przyznać, była ładna. Na pysku Cichego pojawił się lekki uśmiech, po czym uznał, że warto wstać i się przywitać, odwrócił się więc frontem do samicy i skinął jej łbem, pozwalając sobie jednak przysiąść. Ogon teraz falował zgodnie z leniwym prądem rzeki, chłodząc smoka. – A czemu miałbym nie chcieć cię widzieć? – zapytał po chwili, przechylając lekko łeb na bok. Czyżby kolejna z serii Cienistych pod tytułem "Nienawidzę Wody dla zasady, choć nie mam powodu?". Cichy zawsze patrzył pobłażliwie na te istoty, które po prostu lubiły nienawidzić. Takie głupie emocje wtedy nimi targały....były tak...nielogiczni w tym, co robili, a mimo to brnęli w zaparte. Może i Wolne Stada się zmieniły, może i większość smoków także, ale i tak były jednostki, które zostały zatrute wizjami starszych, zamiast myśleć samodzielnie i szybko pobłażliwość zmieniała się u Cichego we współczucie dla ich ograniczonych umysłów. Ale teraz Cichy był po prostu ciekaw tej samicy, w końcu samica była bardzo dobrą Uzdrowicielką, większość z nich była raczej łagodna, nie szukała zwady. Czy i tutaj było tak samo? A może jednak nie? Błękitne lodowe ślepia wciąż uważnie przypatrywały się samicy, podczas gdy on sam czekał na jej odpowiedź, ciekaw czemu powitała go w taki dziwny sposób.
: 15 cze 2016, 19:34
autor: Administrator
Kremowy, ksztłatny drobny łebek samicy feniksa przekrzywił się płynnie w prawo, a czarne ślepka otoczone fioletową obwódką zalśniły, gdy wpatrywała się z zaciekawieniem w kurka, który przycupnął na zagiętym rogu dużego gada-nie-będącego-kompanem.
Zaświergotała pytająco, otwierając złocisty dziób, a potem to wzleciała ogon nad nimi trzepocząc skrzydłami.
Zatoczyła koło nad taplającym się koniem-który-koniem-nie-był.
Heulyn zerknęła na Alastrionę z ulotnym uśmiechem błąkającym się w kąciku gadzich warg.
Zaraz potem zwróciła lazurowe ślepia na samca, ślepia które powinien rozpoznać, chociaż sama Uzdrowicielka o tym nie mogłaby wiedzieć.
– Ale, gdzie moje maniery. Zwą mnie Czerwienią Kaliny, a to jest moja towarzyszka, Alastriona – przemówiła po chwili, jakby nie słyszała pytania samca.
Przymrużyła leciuteńko powieki, obserwując jego sylwetkę pokrytą miedzianą łuską, gdzieniegdzie przebłyskującą złotem, a nawet brązem.
Promienie płąnącej kuli igrały na delikatnych fasetkach wokół jego ślepi.
Wyglądał całkiem krzepko, równie... dostojnie, jak wtedy, gdy ujrzała go po raz pierwszy, nim starli się na polu walki. Chociaż miała wrażenie, że nie ma w nim już tej płąnącej nienawiści i wściekłości, co wtedy.
Wydawał się spokojny.
Przycupnęła na zadnich łapach, układając ogon przy przednich.
– Ostatnim razem, gdy mieliśmy okazję się spotkać na terytorium mego Stada, nie pałałeś większą chęcią zapoznania, raczej chciałeś zapoznać mnie z samym Ateralem – odpowiedziała z rozbawieniem, przekrzywiając leciutko pysk na lewo. – Znam też trochę opowieści z twojego spotkania z Kiarą, z jej słów wynikało, że życzysz nam wszystkim śmierci? Chociaż minęło już tyle księżyców i może sytuacja się zmieniła? – zawiesiła pytająco głos, uśmiechając się uprzejmie.
: 16 cze 2016, 17:47
autor: Cichy Potok
Nero także był zaciekawiony tym pierzastym kompanem. Szybko po więzi dowiedział się, że to feniks. Mądry ptak był z Nera, jednak nie na tyle, by mówić w smoczym języku, choć wiele rozumiał. Ale teraz...teraz w zasadzie nie czuł zagrożenia, a gdyby coś poszło nie tak...i tak mieli przewagę liczebną. Nero więc wzbił się z wesołym krakaniem w powietrze, udając pogoń za samicą feniksa. W promieniach słońca, jego ciemne, czarne pióra pięknie mieniły się w fiolecie i granacie, a czarne, paciorkowe ślepia utkwił w latającym kompanie, których nie często spotykał. W zasadzie znał jeszcze jednego kruka, ale tamten był biały...i zdecydowanie zbyt poważny jak na jego gust. Duma uderzyła łapą w taflę wody, rozpryskując ją i nadziewając na szpony jakąś płotkę. Zbyt małą, aby się posilić, ale wystarczającą, aby uzyskać satysfakcję. Czerwone ślepia spojrzały wrogo na kolejne ptaszysko, a z jej chrap wydobyło się rozgniewane parsknięcie. Duma nie lubiła towarzystwa, a zwłaszcza tych pierzastych istot. Znosiła Nero, bo już do niego przywykła. W kącikach pyska Cichego wciąż tkwiło rozbawienie, gdy tyle emocji przelewało się poprzez więź, tak sprzecznych od obu kompanów. Gdy tak patrzył na Uzdrowicielkę to faktycznie zastanawiał się nad tym, jak wiele potomków jego siostry żyło. Czy wiedział, że to córka Jesieni? Tak. Rozpoznał to w jej ślepiach już dawno temu i choć sam nie był zbytnio zainteresowany swego czasu Cienistymi, tak teraz...w zasadzie był ciekaw jak jeszcze wiele z rodzinnych powiązań jeszcze go spotka we wszystkich stadach. Cichy skinął powoli łbem. – Wiem kim jesteś, Kalino. Ale bardzo miło mi poznać twoją kompankę. Mnie chyba nie muszę przedstawiać...ale moi kompani to Duma, kelpie i kruk, Nero. – rzekł krótko, cicho. Zaraz potem przechylił lekko łeb na bok. – Na terenach Cienia? Wybacz...ale raczej nie przypominam sobie, abym odwiedził te tereny. Musiałaś mnie więc z kimś pomylić... – powiedział szczerze zaintrygowany słowami Kaliny. W końcu ani razu nie udał się na tereny stada Cienia. Na wspomnienie zaś Kiary, uśmiech Cichego poszerzył się. – Ach tak...Kiara...Powiedzmy, że spotkaliśmy się wtedy o niewłaściwej porze... – rzekł z rozbawieniem, po czym mrugnął wesoło do Uzdrowicielki. – W tamtych czasach żyło u was kilka smoków, którym faktycznie życzyłem śmierci i jak wiadomo...ta śmierć spotkała ich. Teraz więc nie widzę sensu, by tym, co nie zrobili krzywdy mnie i mojemu stadu życzyć złego. – powiedział i przechylił lekko łeb na bok. – Jednak co do was nie mogę być tego taki pewien...w końcu wśród was jest paru takich, którzy nienawidzą nas dla samej zasady...bez powodu, po prostu nie mają najwyraźniej zbyt ciekawego życia i próbują je sobie nieco....urozmaicić. Chociaż moim zdaniem, w nieco pokraczny i dziwny sposób. – wyraził swoją opinię, bo w zasadzie to do tej pory niektórzy Cieniści mieli dość...odstręczającą postawę.
: 17 cze 2016, 11:59
autor: Administrator
Samica feniksa zaszczebiotała raz jeszcze, tym razem weselej, kiedy czarny towarzysz wzleciał znad rogu miedzianego gada, uszczęśliwiona ze spotkania. Wszak nie miała zbyt wiele okazji, aby poznać istoty inne, niż smoki, jak pokazywała jej pani smocza kompanka, dająca jedzenie praktycznie za nic. Przecież szukanie dziwnych roślin wcale nie było ciężkie. Mogła to robić, skoro i tak towarzyszyła jej niemal wszędzie.
Tak, czy inaczej wzleciała wyżej, machając sierpowatymi skrzydłami, a długi ogon błyszczał w promieniach płonącej kuli dającej ciepło. Rzucała mu wyraźnie wyzwanie, ignorując ponure stworzenie taplające się w wodzie.
Sama Heulyn nie zdawała sobie sprawy, iż mogłaby przypominać kogoś, kogo znał ten samiec.
Kiedyś, dawno temu dostała piękny wianek od tego Łowcy, który na szczęście padł już całkiem dawno. Wianek, który musiał należeć do jej mistrzyni, bo wyraźnie wyczuwała na nim jej woń, ale nigdy nie miała okazji, aby zapytać ją za co ten podarek. Nim to się stało, sama odeszła w niepamięć, ku Przodkom.
Nigdy też nie posądziłaby ją o rodzicielstwo. Od zawsze za swą krew uważała Uśmiech Cieni, bo czyż to nie w jego leżu przyszła na ten świat?
Odpowiedziała uśmiechem, kiedy samiec oznajmił, że ją zna.
A jakże, musiał o niej słyszeć, czyż nie raz i nie dwa ratowała jego smoki przed kalectwem i chorobami? Czyż nie okazywała im łaski, pomimo tego, że zdradziecko sięgnęli po tereny jej Stada? A on sam próbował odciąć jej głowę przy tej okazji?
Mimo to, nie byłaby sobą, gdyby nie rzekła:
– Cieszę się słysząc, że i ty o mnie słyszałeś, chociaż nigdy nie mieliśmy okazji się bliżej poznać, prócz tego dnia, gdy przy Pustyni Celeri wraz ze swą bandą próbowałeś ukrócić moje ciało o głowę – zaśmiała się przy tym cicho, bezwiednie dotykając szyi, gdzie znaleźć można było zabliźnione ślady po kolcu, który zaserwowała jej owa Duma, na którą zerknęła kątem ślepia, gdy schwyciła małą rybkę.
Przymrużyła powieki, kierując spojrzenie na Przywódcę, który najwyraźniej stroił sobie z niej żarty.
– Jak możesz nie pamiętać zajścia, gdy chcąc ratować nasze pisklę z łap Pieśni Słowika, sami zaatakowaliście zdradziecko nasze plecy? Ach, ale w tej chwili to nie jest już takie istotne. Jak widać karma wraca, skoro ta dziwna mgła nadeszła zabierając po stokroć więcej, niż sami straciliśmy. Mimo to jest wszystkich zmartwieniem – westchnęła równie cicho, patrząc w dal, gdzie majaczyła zielona zawiesina.
Skinęła powoli łbem, uśmiechając się do samca z jakimś zrozumieniem, przynajmniej na to wyglądało.
– Powiedzmy, że wbrew pozorom i mnie ucieszyło kilka zgonów w tamtym czasie. Zwłaszcza jeden, bo ten kto sprowadza może nierychłe niebezpieczeństwo na Stado, ale zawsze jednak, zasługuje na karę
Ślepia samicy zabłysły, słysząc ostatnie słowa, które opuściły samczą paszczę. Przekrzywiła głowę na bok, może nieco wbrew sobie, epatując czymś na kształt kpiny i fałszywego zdumienia.
– Doprawdy? Odnosiłam podobne wrażenie, jakiś już czas temu, spotykając na swej drodze nie tylko twoich kompanów, ale i sojuszników. Sądzę zatem, że nienawiści te podzielone są po równo, czasem równie abstrakcyjne, co i nasze, czy też tych nieszczęśników, którzy wydając wyroki nie znają prawdziwej sytuacji. Ale odnoszę wrażenie, że zbiegiem księżyców trochę więcej rodzi się w nas racjonalności, chociaż łatwo ją zagubić, gdy chodzi o naszych bliskich – wzruszyła lekko barkami.
: 20 cze 2016, 17:23
autor: Cichy Potok
Trzeba było przyznać, że feniks był szybki. Nero jednak nie miał zamiaru dać się pokonać w przestworzach. Jeszcze czego? To on tutaj latał jak niejeden sokół. Czarne pióra przemknęły tylko przed dziobem feniksicy, a zaraz potem kruk krakał wesoło ponad głową kompanki Czerwieni. Kruk jednak długo nie czekał i zaraz znów zaczął się popisywać, wykonując dość skomplikowane akrobacje w powietrzu. Trzeba było mu przyznać, był bardzo zwrotny. Duma zaś znów skupiła się na lustrzanej wodzie, jedynie unosząc łeb, gdy poczuła wzrok obcej samicy. W jej oczach czaiło się wyzwanie, pamiętała każdego pokonanego przez nią smoka. I pamiętała dobrze, że w zasadzie gdyby nie jej twory magiczne, to by smoki nie miały tak łatwo. Ale to było dawno temu, a Duma zawsze była gotowa do akcji, a teraz...teraz ją interesowały bardziej drobne ryby, które od czasu do czasu przebijały taflę wody. Cichy zaś nie spuszczał wzroku z rozmówczyni, ciekaw jej reakcji i zamiarów. W końcu samica wspomniała o czymś bardzo dawnym, ale wciąż był ciekaw, do czego też zmierzała. Jej słowa bardzo kontrastowały z tym, co było w ślepiach. Cichy więc zmrużył ślepia, ale tylko na chwilę na słowa Uzdrowicielki, po czym uśmiechnął się kącikiem warg. – Ach, masz na myśli tereny Życia, na które wtargnęliście, by rozpętać wojnę, pchani tak błahym powodem, jak zabranie na przechadzkę jednego z waszych piskląt? – zapytał z równym rozbawieniem, jednak nie dotykającym ślepi. Wzruszył jednak zaraz barkami. – Wybacz za tak drastyczne środki, jednak to Aluzja pokazała, że chce zabijać, pierwsza dopuszczając się na mnie ciosu, który miał mnie zabić. Jako wasza Przywódczyni skazała was na taki sam los, jaki nam chciała zgotować. Los był jednak po naszej stronie. Atakując naszego sojusznika i nie przemyślawszy tego, że pójdziemy im na ratunek? To było z jej strony bardzo nierozważne. – rzekł już poważniej, bez śmiechu, po czym pokręcił łbem. – Ale to już bardzo stare czasy. Wojna rządzi się niestety swoimi prawami, dość brutalnymi... – westchnął. Dlatego nie był skory do takich rzeczy jak wojny. Pasował mu stan, w jakim się znajdowali...no poza tą mgłą, co zakryła tereny Życia, ich sojusznika. Cichy przechylił lekko łeb na bok, przyglądając się uważnie samicy, na jego pysku ponownie zawitał lekki uśmiech. -Ach tak? – skwitował stwierdzenie Uzdrowicielki odnośnie zgonu jej pobratymców. Mimo, że i w Wodzie było kilka dość topornych istnień, to ich śmierć nigdy dla Cichego nie była łatwa i nie sprawiała ulgi. Choć może faktycznie w głębi serca cieszył się, że problem rozwiązał się sam? Być może. Cichy wzruszył barkami. – Nigdy smoki Życia, czy też Wody pierwsze nie podniosły łapy. A przynajmniej nic mi o tym nie jest wiadomo. Ta rzeka nienawiści istniała, gdy się urodziłem, trwała, gdy dorastałem i jak widać trwa nadal, mimo tylu zmian. To smutne, ale najwyraźniej wzajemne nastawianie się w taki sposób jest już wpisane we krwi.... – oznajmił, po czym nagle zakasłał, wypluwając na ziemię niezbyt przyjemnie wyglądającą wydzielinę z gruczołów służących do ziania. Cichy skrzywił się i podrapał po gardle, jakby to miało pomóc.
: 20 cze 2016, 21:40
autor: Administrator
Samica feniksa zaświergoliła głośno, całkiem radośnie, jak na zwykłe zwierzę, gdy kruk śmignął tuż koło niej.
Czarne oczka zalśniły, a ona wyciągnęła się ku niebu, kręcąc się wokół własnej osi, skrzydłami zgarniając leniwie powietrze. W końcu zawisła przez chwilę nieruchomo jakieś skok nad krukiem i zapikowała, składając skrzydła. Długi, rozwidlony ogon furkotał za nią, wijąc się, skręcając, aż dołączyła do Nero i zadziornie spróbowała skubnąć go złotym dziobem w sterówkę ogona, która śmignęła koło niej.
Heulyn zaś posłała urocze uśmiech samicy kelpie, zastanawiając się mimowolnie, jak poradziłaby sobie z tym dziwnym, pięknym stworzeniem przypominającym konia sam, na sam. Ot, z czystej ciekawości. Lub z nim.
Tutaj spojrzała na Czarodzieja i widać było, jak tli się w jej ślepiach jakaś ekscytacja, która zrazu przygasła, gdy zrozumiała, że w tej chwili raczej nie będzie możliwe sprawdzić swych możliwości.
Westchnęła cichutko, przymrużając powieki, gdy padły następujące słowa.
– Doprawdy, przechadzka? Ciekawa jestem, Przywódco, jak sam byś zareagował, gdyby smok z wrogiego, bądź co bądź, Stada wzięło twoje pisklę i wywlekło nie wiadomo gdzie. Pisklę ledwie widzące dwa wschody księżyca, które umknęło matce z leża... ach, tak. Nie zrobiłeś nic, gdy pozbawiony honoru Łowca dopuścił się większej zbrodni. My jednak nie mogliśmy popuścić tego płazem, zwłaszcza, że nasza Wojowniczka, a matka porwanego pisklęcia znalazła się sama na obcym terytorium, chcąc uratować swe pisklę. Sądzę, że była to nad wyraz naturalna reakcja, wbrew temu, co o nas myślicie – uśmiechnęła się przy tym słodko, zupełnie niewinnie.
– Dawne to jednak dzieje, niepotrzebnie w tej chwili roztrząsane. A widząc, jak... cierpisz, pozwól że ci pomogę. Uznaj to za moją dobrą wolę – dodała, jednocześnie sięgając po Maddarę, dzięki której stworzyła trzy liściaste miseczki, odporne na działanie wysokich temperatur. Napełniła je rzeczną wodą i rozgrzała ciecz w środku.
Przed nią zaś zmaterializowały się trzy pęki suszonych ziół. Aromatyczne, ożywcze. Do pierwszej wrzuciła liście lubczyku, do drugiej zaś starty korzeń imbiru. Do trzeciej skorupki orzecha.
Parujący lubczyk zawisł przed pyskiem samca tak, że chcąc nie chcąc mógł wciągnąć ich leczniczy aromat.
– To powinno pomóc na twe dolegliwości, Przywódco – oznajmiła, patrząc w jego ślepia.
Zrobiła ku niemu krok, wyciągając w jego stronę palce.
– Pozwolisz?
Zakołysała delikatnie ogonem, unosząc kąciki gadzich warg.
Dotknąwszy go, przelała Maddarę do jego ciała, aby zlokalizować chorobę, która zaatakowała jego gruczoły. Następnie usunęła skupiska bakterii, czy też wirusów, zależnie od tego, o go zaatakowało. Zaczęła regenerować uszkodzoną tkankę gruzołów, naczynia krwionośne i nerwy, chcąc aby działały sprawnie. Zregenerowała też uszkodzoną śluzówkę, aby utrzymać odpowiednie nawilżenie paszczy.
Przelała Maddarę w zaklęcie.
: 23 cze 2016, 22:48
autor: Cichy Potok
Cichy nie spuszczał wzroku z Kaliny. Bądź co bądź samica pod maską uśmiechu wcale nie była tak milutka, jak pokazywała. W jej ślepiach była pewna...ostrość, która kazała Cichemu mieć się na baczności. Mimo wszystko nie warto lekceważyć przeciwnika, nawet jeśli był nim Uzdrowiciel. Nero folgował sobie w powietrzu, ale zaczepka feniksiscy nie spodobała mu się, fakt faktem, skręcił mocno w lewo, unikając jej dziobu, ale z oburzonym krakaniem podleciał wyżej, zawisając w powietrzu, by po chwili spojrzeć na scenę w dole, zaniepokojony emocjami, jakie dotarły do niego poprzez więź, jak na zawołanie i Duma uniosła łeb, patrząc teraz spode łba na samicę towarzyszącą Cichemu. Smok zaś jedynie na chwilę zmrużył ślepia, po czym wziął głębszy oddech, by po chwili wypuścić z nozdrzy dym, zaraz potem jednak tego pożałował, gdy znów dopadł go napad kaszlu, spowodowanego bólem i niemożnością ziania. Może to i lepiej, bo w zasadzie mógłby zrobić coś głupiego. Gdy już drapanie ustało, spojrzał także spode łba na Czerwień Kaliny i warknął głucho. – Nic nie wiesz o tamtej sytuacji. – powiedział lekko chrapliwie, po czym podniósł łeb i wykrzywił pysk w niezadowolonym grymasie. – Poza tym ten tchórzliwy Łowca nie przyjmował zaproszeń na arenę, nie pojawił się na zebraniu Przywódców, nie wyściubiał nosa ze swojej nory. Byliśmy zbyt słabi, by ruszyć na was wiedząc, że Ogień w razie czego dołączy do całej tej afery...Wy jednak, trzeba przyznać, wyręczyliście nas nieco w tej decyzji. Pozbawiając się głównych sił, mogliśmy wysłać małą grupę spokojnie do waszego obozu, aby w końcu sprawiedliwości stało się zadość. I stała się. Łeb Spojrzenia został przytargany przez Łowcę, który...o ironio, był niegdyś jednym z was.... – oznajmił grobowym, pozbawionym emocji głosem. Zaraz potem pokręcił łbem. – Widzisz...i tu ujawnia się Cieniste wychowanie. Skoro ktoś nie jest waszym sojusznikiem, a wy obarczacie tego kogoś nienawiścią, robicie tak podłe rzeczy, bez pomyślenia o konsekwencjach, mając w poważaniu innych....to myślicie że pozostali są tacy sami jak wy. I tu się mylicie. Życie nie byłoby tak okrutne, aby zabić kogoś, kto jest tak niewinny...tak czysty. W końcu Smocze Prawa mówią jasno, a łamanie ich samo kusi los o uregulowanie długów...o czym się już przekonaliście, prawda? – zapytał, nie bawiąc się w gierkę, jaką podjęła Kalina w udawanie jakiejś słodkiej, naiwnej samicy. Wiedział, że pod tą maską jest wyrachowana Cienista, która pochłonęła stare ambicje tego stada. Cóż, szkoda. Takie marnotrawstwo, patrząc na tak faktycznie ładną samicę. Gdy ta jednak zabrała się za tworzenie jakichś mikstur, wyciągając coraz to nowe zioła, cofnął łeb, gdy pojawiło się przed nim to coś. Mimo wszystko zaraz potem uspokoił się i pokiwał bez słowa głową, gdy Kalina zbliżyła się, aby najwyraźniej go wyleczyć. Trochę myśli w trakcie przewinęło się przez łeb samca...ale czy warto je tu nakreślać? Raczej nie.
: 07 sie 2016, 14:51
autor: Zmierzch Gwiazd
Szmaragdowa Łuska energicznym krokiem przybyła nad rzeczkę. Spojrzała się w niebo. Pogoda nie była sprzyjająca na takie przechadzki a tym bardziej na naukę pływania ale mimo to adeptka zdecydowała się tutaj przybyć. Nigdy nie przestała dążyć do nauki. A teraz miała okazję nauczyć się pływać. Nie zamierzała przegapić takiej okazji. Stanęła nad rzeką i przez chwilę wpatrywała się w jej taflę. Była piękna. Veles uśmiechnęła i i położyła nad rzeką. Czekała na swojego nauczyciela pływania. Już nie mogła się doczekać !
: 07 sie 2016, 15:48
autor: Samiec
// oh weiii, zapewne się domyśla, że ktoś będzie sobie tutaj pływał, ale jak cuś Niewidoczek nigdy się jej nie przestawiał xD!
Zbadał Ląd już na tyle, że w miarę się do niego przyzwyczaił, ale i tak nie przepadał za poruszaniem się w sposób tradycyjnie tutaj przyjęty. Gdyby mógł, wszędzie docierałby rzekami. W nich też czuł się nieswojo, miał świadomość, że z każdej strony występuje jakieś ograniczenie w postaci spadzistej ściany, a pod nim najczęściej znajdywało się kamieniste, płytko osadzone dno, ale było to i tak wygodniejsze niż przemierzanie tych obcych ziem o suchej łapie.
Zbliżył się do gładkich kamieni na dnie i oparł na nich łapy, jakby próbował wymacać coś wartego uwagi. Potem, bardzo powoli dostawił tylne, szurając szponami parę szponów od przednich. Ułamek sekundy zastygł w tej pozycji, a potem wyprostował wszystkie kończyny, wyrzucając ciało ku powierzchni.Nim smoczyca się zorientowała, ogromny obiekt wystrzelił ponad wodę, ochlapując ją i skrawek ziemi w pobliżu. Nie opadł już, żeby spowodować kolejną falę, a zawisł z wysiłkiem w powietrzu, machając średnich rozmiarów, czerwonymi skrzydłami. Sapnął zmęczony przy czwartym machnięciu, a potem powoli opuścił się do wody. Nie wyskoczył szczególnie wysoko, ale zrobił to na tyle gwałtownie, że gdyby tuż nad taflą znajdywał się jakiś ptak, pochwycił by go, zanim tamten zdołałby zorientować się o niebezpieczeństwie.
Łeb i krótka szyja smoka znajdywały się teraz na powierzchni, kiedy reszta ciała unosiła się i opadała, kiedy samiec odbijał się tylnymi łapami od dna.
Wbił w zieloną pytające spojrzenie, jakby zaskoczyła go jej obecność. Powinien już nauczyć się, że Ląd był obfity w smoki, że były dosłownie wszędzie, ale wyglądało na to, że było to na tyle odmienne od tego do czego się przyzwyczaił, że do tej pory go zaskakiwało.
: 07 sie 2016, 16:12
autor: Zmierzch Gwiazd
Wpatrywała się dalej w taflę wody gdy nagle spostrzegła coś czego zdecydowanie wcześniej tu nie było. I to się ruszało ! Błyskawicznie zerwała się na równe łapy i patrzyła uważnie w kształt. Na początku myślałam że to jakaś naprawdę wielka ryba ale gdy to coś wyskoczyło z wody Veles zdziwiona odskoczyła od rzeki i zdziwiona patrzyła na smoka. Teraz już wiedziała że to smok. A ona pomyliła go z rybą !
– Przestraszyłeś mnie – Podeszła bliżej rzeki i uspokoiła się.
Nie spodziewała się takiego wyskoku ! Jak on to zrobił ? To pytanie ciągle zaprzątało jej główkę. Dalej patrzyła się na smoka. Uśmiechnęła się do niego pogodnie.
– Jak to zrobiłeś ? Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałam ! – Zapytała ciekawsko i przysiadła na brzegu rzeki.
Czekała cierpliwie na odpowiedź. Jeżeli jej oczy nie mylą to to jest Smok morski ! Prawdziwy Smok morski ! Nigdy jeszcze nie widziała takiego gada !
: 10 sie 2016, 16:21
autor: Samiec
Samiec również zmierzył ją od stóp do głów, nieco jakby krytycznie, ponieważ pysk wykrzywił mu się w nieprzyjemnym grymasie, chociaż trwało to tylko krótką chwilę, bo zaraz się uśmiechnął. Po prostu już kolejny owłosiony smok, jakby nie mógł trafić na normalnego. Możliwe, że Wodni i ich „polityczni sojusznicy” przyciągali do siebie właśnie taki gatunek, zaś pozostałe dwa, jeszcze nie poznane przez niego grupy, posiadały jakąś przeciętniejszą odmianę.
Nie mógł jej oczywiście skreślać tylko dlatego, że miała futro, zrobił to głównie ze względu na jej Lądowe pochodzenie.
Nie był pewien czy samica nie zareaguje gwałtownie, jak uczynił to jej rasowy krewny, ale nie bał się zaryzykować, ponieważ nie miał wielkiej ochoty by odzywać się na głos.
~ Samiec przyjrzał się smoczycy uważnie. Tutejsi intrygowali go swoim wyglądem, ale ostatnio jeszcze intensywniej głowił się nad ich usposobieniem. Byli przyjaźni wobec każdego, jakby nigdy nie zakładali, że ich nowy towarzysz może się okazać niebezpieczeństwem ~ tę wiadomość przelał jej prosto do myśli, maddarowym impulsem. Jego głos w przekazie był niski, ale ciepły i przyjazny, przypominający tonem to samo zaciekawienie, które występowało u samicy.
~ Samiec nie jest pewien co smoczyca ma na myśli, pytając go o jego działanie. Dla morskiego jest to intuicyjne, dlatego nie sądził, że nawet gdyby opisał jej mechanizm swojego wyczynu, cokolwiek by z tego pojęła ~ kontynuował, nie otwierając pyska. Dalej odbijał się od dna, odrobinę podskakując i poruszał grzebieniami po bokach szyi, jakby to były uszy.
: 10 sie 2016, 19:13
autor: Zmierzch Gwiazd
– Jesteś dosyć... Niezwykłym smokiem. Jesteś chyba jedynym smokiem morskim w całych Wolnych Stadach... A czy się nie boję ? Jestem do ciebie przyjaźnie nastawiona tylko dlatego że wyczuwam twoją woń... Stado Wody jest sojusznikiem mojego Stada. Ale nie myśl sobie że ci ufam bezgranicznie. Każdy ma jakieś sekrety... Jedni mniej lub bardziej mroczne – Odpowiedziała.
Podeszła jeszcze bliżej. Stanęła nad samym brzegiem. Wpatrywała się w smoka z nieukrytą ciekawością. Zaintrygował ją.
– Chodziło mi o to że jak to robisz, że się unosisz na wodzie. Nauczyłbyś mnie też tak robić ? Nauczysz mnie pływać ? – Zapytała z głosem pełnym nadziei.
Czekałą cierpliwie na odpowiedź z jego strony. Veles również odpowiadałaby mu myślami jednak jeszcze nie potrafiła tego robić.
: 10 sie 2016, 21:53
autor: Samiec
Jedynym morskim? Mógł przypuszczać, że tak było, do tej pory nie dostrzegł żadnego w pobliżu brzegu, ani też nie wyczuwał nikogo podobnego pod wodą. O dziwo nie zawiodło go to ani trochę, lubił znikać w tłumie, ale przy rozmowie w cztery ślepia, odmienność zawsze dało się jakoś wykorzystać.
~Samica sugeruje samcowi, że do smoków z pozostałych stad byłaby nastawiona agresywnie? A co jeśli samiec pachnie wodą tylko dlatego, że jest morskim, a w rzeczywistości pochodzi z innego stada?~ znów zdecydował się na myśli, ośmielając się jeszcze bardziej, kiedy samiczka nie wyraziła żadnego sprzeciwu wobec tej formy komunikacji. Tym razem głos brzmiał na równie zaciekawiony, ale też nasycony niepokojem, jakby samiec z jakiegoś powodu obawiał się o reakcję samicy.
Sekrety? Dlaczego już kolejny smok wspomina o sekretach, cóż oni tutaj kryli?
Samiec podpłynął bliżej niej, patrząc prosto w ślepia. Wystawił przednie łapy na brzeg, tuż obok jej, jeśli ich nie cofnęła. Tym razem uśmiechnął się odsłaniając cieniutkie, jasne zęby. Kontrastowało to z odrobinę smutnym tonem mentalnego przekazu – Nauczy, jeśli będzie słuchać. A będzie? Jak masz na imię? – może jednak coś było w tych imionach. Były takie zabawne.
: 10 sie 2016, 22:24
autor: Zmierzch Gwiazd
– Nie. Inne stada czy też nie smoki to smoki i tylko charakter decyduje o tym. Widziałam się już że smokami z innych stad. Nie tylko ze smokami wody ale także że smokami ognia i cienia. Szczerze mówiąc to cień nie jest taki zły jak o nim wszyscy mówią a ogień jest całkiem miły – Wyjaśniła w dalszym ciągu wpatrując się w ślepia samca.
Odwzajemniła jego uśmiech pokazując śnieżnobiałe kiełki. Szmaragdowa owinęła ogon wokół swoich przednich łap i uważnie obserwowała nowo poznanego smoka. Było w nim coś niezwykłego i to nie przez jego rasę. Zaintrygował ją , jego charakter.
– Będę słychać uważnie. – Powiedziała – Szmaragdowa Łuska. Miło mi
Skłoniła się lekko przed nim i czekała na jego odpowiedź.
: 11 sie 2016, 23:20
autor: Samiec
Wyglądało na to, że sojusze między Lądowymi, rzeczywiście były jedynie "politycznymi zagrywkami", skoro smoki niespecjalnie uważały się za wrogów. Zaintrygowało go jednak, kiedy smoczyca wspomniała o stadach nie należących do tych umownych przyjaźni. Cień był postrzegany przez "wszystkich" jako zły, zaś Ogień był... po prostu miły, chociaż skoro samica zwróciła na to uwagę, zapewne nie była to powszechna opinia. Czyżby mieszkańcy tamtych grup byli jacyś inni w usposobieniu? Bardziej żywi, nieufni, czy może agresywni?
Kiedy się przedstawiła, przez chwilę milczał, jakby to analizując, a potem przednie łapy przysunął jeszcze bliżej jej nadgarstków.
–Rozluźnij się– polecił przyjaznym głosem i odczekał parę uderzeń serca, aż samica zrobi parę oddechów, lub cokolwiek innego, co Lądowi robili żeby się odprężyć. Palcami, które zdołał przysunąć blisko jej kończyn, zahaczył nagle o zgięcia jej łap, zakleszczając na nich krótkie szpony, żeby samica nie mogła się oswobodzić, Zamierzał skorzystać z tego, że podeszła pod sam brzeg, który był odrobinę spadzisty, ukształtowany przez ruch wody, idealnie pod tę sytuację. Wystarczyło, że samica trochę się osunie i już straci jako taką równowagę. Jeszcze wcześniej, samiec zaparł się tylnymi łapami o ziemistą ścianę, żeby potem w odpowiednim momencie wyprostować je z całej siły, odrzucając ciało wgłąb rzeki. Zieloną zamierzał pociągnąć za sobą, szarpiąc jej łapami w kierunku wody i jednocześnie na siebie.
Nie był pewien jak upadnie lub czy zdoła mu się jakoś przeciwstawić, ale ciekaw był po prostu jak zareaguje potem. Nauk jeszcze nigdy nie udzielał, ale jeśli już miał zacząć, nie chciał żeby go nudziły.
Jakby się to ostatecznie nie odwróciło, zamiarem samca było ściągnięcie samicy do rzeki, a potem puszczenie, jeśli udałoby im się odbić w miarę daleko od brzegu. Uścisk samca na jej nadgarstkach nie był zbyt mocny, ale wyswobodzenie się z niego utrudniały szpony, które groźnie opierały się na jej łuskach. Całkiem możliwe, że zdołał je niechcący uszkodzić, przy pierwszym szarpnięciu.
: 11 sie 2016, 23:37
autor: Zmierzch Gwiazd
Uśmiechnęła się szerzej czując dotyk jego łapy na jej miękkim futerku. Rozluźniła się tak jak jej polecił. Jednocześnie uważnie go obserwowała. Po chwili dopiero zrozumiała co Morski chce zrobić. Chciał ją wyrzucić do wody ? Tak bez ostrzeżenia ? Szmaragdowa nie zamierzała dać się tak łatwo. W momencie kiedy chciał się odbić i pociągnąć ją. Veles złapała jego za łapy w taki sam sposób jak on ją. Rozwinęła skrzydła i odbiła się od brzegu, wbijając się w powietrze jedynie odrobinę wyżej. Nie jest przecież łatwo lecieć trzymając innego smoka. Ale ona nie chciała go wyciągnąć z wody i lecieć z nim gdzieś. Chciała go po prostu zadziwić. Poszybowała z nim tak na niedużą odległość po czym puściła go. Sama natomiast zakręciła i wylądowała tam gdzie woda sięgała jej zaledwie do szyji. Z szerokim uśmiechem na pyszczku patrzyła się na wodego i czekała jego słów. Podeszła możliwe jak najbliżej niego sle jednocześnie uważała żeby nie wejść na wodę która ją całkiem zakryje. Wpatrywała się w Niewidocznego Kolca. Ciekawe co teraz powie. Oczywiście nie chciała mu zrobić krzywdy ani go przestraszyć.
: 17 sie 2016, 17:14
autor: Samiec
Całkiem możliwe, że smoki Lądu mają silniejsze skrzydła, niż się spodziewał. Jego tylne łapy były mocno wsparte o twardą, ziemistą powierzchnię, ale kiedy młodsza poruszyła ogromnymi kończynami, zagarnęła taką masę wiatru, że gdyby mogła mieć jakąś fizyczną formę, zalałby samca podtapiającą falą. W pewnym sensie i tak się to stało, bowiem poruszony wbrew swej woli samiec, poczuł się naprawdę zdezorientowany. Nie zamierzał jednak dać za wygraną, nie sądził, że te sztywne liście jakie ma na ramionach skrzydeł będą w stanie ponieść go przez jakąkolwiek odległość. Pazury tylnych łap szurnęły o brzeg, a ogon pacnął wściekle o taflę wody. Kiedy samicy zdawało się już, że zdoła go unieść, smok rozłożył własne skrzydła i zaczął, niczym spłoszony nietoperz wymachiwać nimi, odrywając się od samicy.
W rezultacie nie udało mu się jej wciągnąć do rzeki, ale i ona nie uniosła go na tyle ile zamierzała. Możliwe też, że oboje zranili się nieco w nadgarstki, bo jeśli trzymali się w podobny sposób, szpony zjechały po nich gwałtownie, kiedy się od siebie oddzielili.
Smok zanurzył się ponownie i rzucił samicy, jakby karcące spojrzenie. Trwało to jednak ułamek sekundy, ponieważ zaraz rozpogodził się i znowu zaczął wietrzyć zęby w uśmiechu.
–Nie mówiłem, że chcę się uczyć latać– odbił się od dna i podpłynął jeszcze bliżej, tak że jeśli się nie cofnęła, niemalże zetknęliby się nosami –A ty podobno chcesz pływać– poruszył grzebieniami po bokach szyi, zjeżdżając wzrokiem na klatkę piersiową samicy ~Samiec nauczyłby ją bardzo chętnie, ale nie był pewien czy jest to dla niego opłacalne. W naukę będzie musiał włożyć zapewne wiele wysiłku, no i oczywiście swój czas, a nie miał pewności, że samica byłaby chętna dać mu coś w zamian~ ruszył kolejny krok na przód, wchodząc na podwyższenie, na którym się utrzymywała. Nie zamierzał oczywiście się z nią zderzyć, a stanąć przy jej boku. Jego ruchy były bardzo swobodne, płynne, zdecydowanie inne od zgrabności poprzedniego, spłoszonego samca.
–No. Płyń– spojrzał z ukosa na głębszą część rzeki, z której przed chwilą wyszedł.