Strona 13 z 21

: 12 mar 2020, 22:31
autor: Strażnik

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Jakże inna była perspektywa Perły od emocji, które sam doświadczał. Miało to pocieszającą stronę, bo wiedział przynajmniej, że rzeczywiście darzyła go szacunkiem i sympatią, lecz przygnębiało tym bardziej, gdy myślał o tym co oferuje jej w zamian. "Co wtedy czułeś", powtórzył w myślach, ale nawet nie zagłębiał się we własne wspomnienia, zbyt dobrze znając odpowiedź. Chciałby aby jego umysł zawsze wypełniał komfort i radość albo żeby potrafił je aktywować samodzielnie choć troszkę częściej, lecz na marne było to pragnienie. Jeśli moc Sennah była niedostateczna, aby go uratować, nic innego nie pozostało. Nic poza udawanym szczęściem, pojedynczymi angażującymi impulsami. Parła dobrze radziła sobie z ich odtwórstwem, ale nie mogła przecież siedzieć w jego głowie cały czas. Wiele by dał aby potrafiła
Stres– odparł zgodnie z prawdą. Jej magia zdołała go uspokoić, więc ponownie wydał się ospały i zrezygnowany, choć jego głos był bardzo wyraźny – Niepokój, wyrzuty sumienia, irytację– westchnął – Wdzięczność– Mniej więcej to samo, co czuł teraz – Wolałbym nie czuć nic, jeśli nie potrafię naturalnie mieć tego co ty. Niestety jest to niemożliwe– Nie cierpiał być taki "enigmatyczny", ale zwyczajnie nie wiedział jak lepiej ubrać w słowa swoje myśli. Czasami miał ich zbyt wiele, czasami łeb wypełniała zupełna pustka – Nie musisz się starać, wystarczy, że będziesz blisko– Nie, nie wystarczy, ale było to coś. Mógł wtedy powracać skupieniem do jej osoby, co myśli, co czuje. Nie byłoby to bezbolesne, ale zadziałałoby lepiej niż myślenie o śmierci.

: 14 mar 2020, 9:57
autor: Wieczna Perła
  To co wymienił niepokoiło, prawda, ale ona to czuła obecnie. Nawet często. No, poza tym ostatnim, a przedostatnie nie zawsze... Może to dlatego, że za bardzo przejął się tym co będzie? Zwyczajnie nie potrafił zatrzymać się na tej jednej, pozytywnej chwili? Może to przez Zefira? To on pochłonął to wszystko, a późniejsze wydarzenia wymusiły takie a nie inne myślenie o kolejnych pisklętach. Tak, to ma sens i może nawet być możliwe.
  Późniejsza wypowiedź również niepokoiła, ale inaczej. Dalej chodzi mu tylko o sytuację z młodymi, czy jednak o te wszystkie chwile jakie mu przelała? A w sumie, co to za różnica? Może to zwyczajnie Wasze przeżycia i wychowanie wpłynęły na odbiór świata?
   – Obecnie ja się tak czasami czuję będąc z nimi – zaczęła nieco smętnie. – Może zwyczajnie przez swoje doświadczenia zacząłeś się obawiać przedwcześnie, aby i im nie dać złego dzieciństwa? Już raz przeżywałeś wyklucie swoich piskląt, więc nie było to dla Ciebie czymś nowym i niespotykanym. To też może być powód – mówiła delikatnie, starając się nie naciskać, tylko co najwyżej sugerować. Oby to go nie rozdrażniło...
  A jego następne słowa były... urocze. I kochane. Tak bardzo nie strażnikowe. Co się dziwić? Na ich poprzednim spotkaniu też był nieco inny i przejawiał podobne, hm... zachowania. Otarła się więc o niego delikatnie głową, z uśmiechem. Dobra, nie musi się starać w sprawie tego co czuje, więc zacznie nowy temat. Co prawda te poprzednie słowa mogły o niego haczyć, ale nie musi w końcu na nie odpowiadać. I tak już zdarzało mu się przemilczeć parę jej kwestii...
   – Skoro już przy tym jesteśmy, to jak tam twój kontakt z młodymi? – Co prawda wiedziała jak to wygląda z Estrel, ale nie wiedziała co czuł podczas spotkania z nią, albo co o niej ogólnie myśli. No i nieszczęsny Hebzen w Ziemi, do którego nie miała dostępu...

: 15 mar 2020, 22:04
autor: Strażnik
Czy "będziesz blisko" zawierało w sobie jakiś podtekst? Zdawało mu się, że wypowiedział zdanie proste, fundamentalnie podstawowe wręcz, a Perła i tak zdołała wykrzywić jego znaczenie. Próbował zrozumieć, że zwyczajnie starała się pomóc, a zmianę tematu potraktowała przy tym za odpowiednią strategię, ale oh borze jak bardzo się z tym myliła. Czy to przez to, że była samicą pisklęta zalegały na jej myśli tak intensywnie, że nie potrafiła wykluczyć ich obecności, nawet z dyskusji na temat gniewu i nienazwanej, przepełnionej boleścią przyczyny, która sprawiała że leżał w lodowatej wodzie, orząc grunt dolną szczęką? Jak bardzo niedomyślną musiała być osobą, żeby pomyśleć iż skierowanie jego myśli na temat kolejnych problemów okaże się właściwe? Był takim przepełnionym goryczą egoistą, że nie potrafił otworzyć się w pełni na wdzięczność, która przecież jeszcze chwilę temu była jedną z emocji, o której wspomniał właśnie w tym celu. Na nic magia Perły i jej zdolność do oczyszczenia umysłu partnera, jeśli zaledwie parę słów później wszystko wracało do normy. Stan domyślny był stanem obrzydliwym
Rozumiem, że martwisz się dziećmi, a jednocześnie nie mogę wyjść z podziwu – jak mogłaś uznać mówienie o nich TERAZ za odpowiedni moment. Powiem ci wprost Perło Wieczności, wybrałaś najgorszy z momentów– uniósł łeb, przy okazji jednym krokiem odsuwając się od samicy. Spojrzał na nią tak jak wtedy, gdy krytykował ją po raz pierwszy, ale jego głos był nawet bardziej przesiąknięty jadem i rozgoryczeniem, a ze ślepi bił bolesny chłód. Jeśli nie odpowiedziała nic od razu, wessał powietrze ze świstem i ponownie rzucił łeb na brzeg. Zachowywał się jak pieprzone pisklę i nie miał narzędzi aby to powstrzymać, ponieważ jego przeklęty łeb nie należał już tylko do niego!

: 19 mar 2020, 0:48
autor: Wieczna Perła
//Każde z tych "nie" było pisane ręcznie~
  Nienienienienienienienienienienienienienienienienienie! Nic nie poszło po twojej myśli! Nic! Kompletna katastrofa! To miała być zwykła rozmowa! Chociaż ten krótki moment mógłbyś nie zwracać uwagi na drażniące tematy! Martwisz się, więc się tym z kimś podziel, porozmawiaj o tym, może zmienisz spojrzenie na sytuację... Najwyraźniej jednak dla Ciebie było to aż nazbyt drażliwym tematem, jednym z dołów po drodze, do którego wpadła Perła. Czy zdoła się z niego jakoś wydostać i odbudować tę rozmowę? Miała nadzieję, chociaż w to wątpiła, tym bardziej patrząc na to co planowała zrob... w sumie możesz zawsze pominąć te słowa i przejść do konkretu. Kto Ci zabroni?
   – To o czym chciałbyś porozmawiać? Rozmowa o czym poprawi Ci humor, uspokoi Cię, sprawi że zapomnisz o problemach? Skoro już tu jestem, możemy wykorzystać tę chwilę... – Nie mówiła jakoś agresywnie, co jak zawsze spokojnie, teraz nawet nieco pokornie. Nie była pewna czy powinna poprzedzić to "przepraszam". Adira zauważyła wcześniej parę razy, że zazwyczaj wtedy się trochę krzywił, a nawet sam jej parę razy powtarzał, że nie musi; zakładała więc, że teraz będzie podobnie. Albo się wkopie w większy dołek i Strażnik odleci, albo się przekona i podejmie jakiś temat. Obecnie co prawda wierzyła bardziej w to drugie, ale... wolała już zaryzykować

: 25 mar 2020, 21:54
autor: Strażnik
Nie odpowiedział nic, kiedy zapytała, więc nastała pomiędzy nimi kolejna, dłużąca się cisza. Jedynie chłód i nerwy sprawiały, że Strażnik nie dostrzegał jej niezręczności, wpatrując się przed siebie, jak ranne zwierzę czekające aż jego oprawca pozwoli mu w końcu zdechnąć. Bardzo głupie określenie, ale czuł jakby z determinacją się poddawał, czyli trwał w stanie udręczenia, a jednocześnie nie bronił przed kolejnymi dawkami bólu, a wręcz przyjmował je posłusznie, tak samo jak obalony roślinożerca, godzący się ze swoim przeznaczeniem. Oh na litość boską, o czym mieliby teraz rozmawiać?
Nie wiem Perło– mruknął, tym razem wypowiadając jej imię nieco łagodniej. Nie chciał aby widziała w nim furiata bez dyscypliny tylko dlatego, że coś poszło nie po jego myśli. Śmierć nie była oczywiście byle jakim wydarzeniem, ale nie usprawiedliwiała jego kolejnych słabości –Zazwyczaj kiedy jestem zły, medytuję albo kłócę się sam ze sobą. Zaangażowanie ciebie było...– oderwał łeb od ziemi, tak wolno że czuł każdy napięty mięsień swojej szyi –Niepotrzebne. Ale skoro już jesteś... Pozwoliłem się zabić w pojedynku– przyznał z goryczą, ale wyraźnie kierowaną do samego siebie – Zachowałem się nieodpowiedzialnie– podkreślił z narastającą irytacją, wpatrując się w horyzont, jakby mierzył się ze swoim najgorszym wrogiem –I nie wiem jak we własnej głowie zamknąć ten temat– choć z ostatnich słów dało się wyróżnić z nutę żalu, Strażnik utrzymał przesiąknięty zimnym gniewem wyraz pyska. Wyjątkowo długo nie patrzył na rozmówcę, nie konfrontując się z Perłą nawet na uderzenie jednego serca, jakby nawet nie mówił do niej.

: 29 mar 2020, 23:54
autor: Wieczna Perła
  Nie wie? Oh, cudownie, więc będą tak milczeć? Hm, w sumie byłoby okej, gdyby chwilę temu się od niej nie odsunął... Jest jednak blisko i to się liczy, a bliskość można rozumieć na wiele sposobów. Chociaż... pomaga mu medytacja? Więc mogą tu sobie być i nic nie robić w takim razie. No, co prawda potem dodał, że jest tu niepotrzebnie, al... zaraz, co?!
  Serce niemal jej stanęło, co dla niej było szczególnie dotkliwe. Jak to dał się zabić? Że samobójstwo? Ale... czemu? Jak? Po co? Gdzie? To stąd te ślady i obroża? Ale... nie są to typowe ślady po wskrzeszeniu, a już na pewno ta biżuteria (uproszczenie, bo normalnie nie zna tego słowa). Do tego co znaczy to zachowanie się nieodpowiedzialnie? Jednak nie jest to samobójstwo, a przypadkowa śmierć przez jego błąd? Jak znaczący? Czemu w ogóle walczył? Nie widziała go nigdy na Arenie...
  Zaraz potem jednak dotarł do niej cały sens: on chce, aby ona mu w tym pomogła. Inaczej by tego nie mówił, a już na pewno nie tak.Ma szansę odwdzięczyć się za pomoc z ojcem – było to dla niej tak samo ważne jak ta śmierć jest dla niego. Jak się za to zabrać? Co mu powiedzieć? Zwyczajne "nie przejmuj się!" nie przejdzie. Jest perfekcjonistą dbającym głównie o swój wizerunek, a skoro według niego umarł ze swojej winy, nie może się nie przejmować. Zrozum... nie, na pewno go nie rozumie. Może się go popytać o rzeczy pokrewne? Niekoniecznie o samo wydarzenie, co przynajmniej w jakim sensie chce to zamknąć, jak się z tym czuje...
   – Co to znaczy, że nie wiesz jak zamknąć ten temat? Jak się z tym pogodzić? Jak zaakceptować to, że w ogóle do tego doszło? – pytała się na tyle spokojnie na ile mogła, ale niepewność dało się wyczuć. Zbliżyła się do Strażnika o tyle, o ile on sam się odsunął. Nie dotykała go jednak, zwyczajnie była bardzo, bardzo blisko. Patrzyła się na niego ze spokojem. Co prawda spojrzy w jego oczy gdy ten się odwróci, ale jedynie na krótko.

: 03 kwie 2020, 18:54
autor: Strażnik
Nie wycofał się od niej, nawet jeśli zbliżenia były prawdopodobnie ostatnim czego w tej chwili potrzebował. Nie potrafił sam z siebie ich docenić, jak czynili to inni, nie osiągał przy tym komfortu, poczucia bezpieczeństwa, ani nie czuł się szczery wobec samego siebie, gdy na nie przyzwalał. Ale nie miał również siły opierać się, jeśli sądziła, że jest to dobry pomysł.
Zaakceptowałem to wydarzenie. Zaakceptowałem, że byłem naiwny i słaby. Rozumiem również, że trzymanie w sobie żalu, gdy nie można zareagować w związku z nim jest bezcelowe. A jednak nadal...– Zawiesił się, patrząc w przestrzeń. Perła oczekiwała od niego odpowiedzi, które posiadał, lecz nie satysfakcjonowały go, przez co dalej chodził w kółko. Czuł jak zawód samym sobą wyłącznie narasta, ale nie było to coś, czemu partnerka mogłaby zaradzić. Dlaczego nie?
Gdyby go pochwaliła, uznałby że kłamie, bądź słodzi, gdyby skarciła, nie chciałby kontynuować rozmowy, gdyby odeszła, wróciłby do okropnych myśli, które wyżerały mu głowę. Utknął zwyczajnie, wił się w tym przeklętym paradoksie godności splecionej z gniewem i upokorzeniem. Samotnością.
Co z twoimi kompanami?– raptem odwrócił się do niej i dopiero wtedy, ich spojrzenia na chwilę się spotkały –Czy czujesz ich emocje? Czujesz gdy są szczęśliwi albo smutni? Słyszysz ich myśli?– Więź z Sennah sprawiała, że nieco częściej się kontrolował, ale ponadto nie naprawiała go, a ciepło które miała m do zaoferowania, wygasło niemal zupełnie po jej narodzinach. Nawet jeśli mógł w każdej chwili się z nią porozumieć, wciąż była niedosięgła i odległa, była autorytetem, a nie jego opiekunką. On musiał samodzielnie naprawić swoje problemy. No, choć może nie w pełni samodzielnie
Czy oni są... czy wydaje ci się, że są szczęśliwi z tobą? Z waszą więzią?– Ciekawość aż wylewała się z jego paszczy, ale wciąż starał się utrzymać pewien emocjonalny dystans od pomysłu, na który wpadł.

: 04 kwie 2020, 17:15
autor: Wieczna Perła
  Dobra, próbę samobójczą może wykluczyć. Chyba. Raczej. No, ale nie to jest najważniejszym wnioskiem jaki powinna wyciągnąć. Ważniejsze było to, że Strażnik to akceptuje, więc to nie jest powodem czemu to mu tak zaprząta głowę. A może to samokrytyka? Może za bardzo siebie za to obwinia? Zaakceptował to, wie że się wydarzyło i nie ma nic przeciwko temu, ale dalej może mieć do siebie żal, że w ogóle do tego doszło. To nie wydaje się takie głupie, ale też i jednocześnie trochę bezsensu, bo może temu łatwo zaradzić zwyczajnie nie walcząc.
  Nim jednak odpowiedziała, poruszył inny temat. Temat, który jakiś czas temu poruszyła Aank. Przez ten czas niewiele się zmieniło, mimo dodatkowych obowiązków i marudzenia Fio.
   – Czuję i słyszę, bardzo często, ale umiem zapanować nad intensywnością i vice versa – zaczęła na spokojnie, próbując sobie przypomnieć jak to było przed nimi, aby wyłapać różnice. Przyzwyczaiła się do tej podwójnej więzi, nie ma co. – Mogę też patrzeć ich oczyma co obecnie robią. Nie dzielimy jednak wszystkich myśli i nie zawsze widok z oczu jest dla mnie dostępny, parę rzeczy jest osobista tak dla mnie, jak i dla nich. Mogę ich zmusić do otwarcia się przede mną całkowicie, ale nie chcę naruszać ich prywatności. Chcę, aby mi ufali. – Mogłaby jeszcze wspomnieć o możliwości zsyłania na Fio bólów głowy, ale tę kwestię woli sobie podarować.
   – Sądzę że są dosyć często szczęśliwi. Nie zawsze jednak. Fio przykładowo nie lubi pilnowana piskląt, ale i tak to robi. Jest lojalny, ale zwyczajnie marudny. – Uśmiechnęła się na krótko, wracając zaraz po tym do przemyśleń i odpowiedzi – Do tego pewnie się już do mnie przyzwyczaili, ale skoro do tego czasu mnie nie opuścili i nie mieliśmy jakiejś poważniejszej kłótni... to sądzę że są zadowoleni z tej więzi. Do tego w końcu dostają jedzenie za nic, tak naprawdę, co może być kolejną korzyścią. A czemu pytasz? – zagaiła z ciekawości. Powtarza się to o czym mówiła za wodospadem – porusza nagle jeden temat, pewnie w jakiejś sprawie, a nie tak o, żeby porozmawiać.

: 11 kwie 2020, 18:03
autor: Strażnik
Czemu pytasz?
Chciał zmienić temat, żeby poczuć się choć odrobinę bezpieczniej we własnej głowie, ale gdy o to zapytała, ponownie zajęła go wątpliwość. Czy byłby gotów stać się hipokrytą na taką skalę, żeby po księżycach niechęci wobec posiadania kompanów, rzeczywiście rozważał... więź?
Nie wiem– warknął, nie chcąc przyznać się do własnej słabości, a w następnym odruchu zaparł się przednimi łapami o brzeg i chlapiąc na boki, wydostał ciało na powierzchnię. Jego mięśnie były rozluźnione, a łeb w pierwszej chwili zwieszony nisko, podobnie jak ogon. Nie patrzył na nią, nie mówił nic. Tylko myślał.
Nie sądzisz, że to złe, tak po prostu chcieć kompana? Związać ze sobą inne stworzenie, dzielić z nim myśli, potrzeby... gniew– odwrócił do niej łeb, ale jego tułów, czy łapy ani drgnęły –Czy to nie egoistyczne?– Nie pytał, żeby podważyć jej światopogląd czy zaatakować. Pytał ponieważ chciał wiedzieć, nawet jeśli prawdopodobnie i tak nie był gotów na zaakceptowanie jej słów.

: 12 kwie 2020, 20:49
autor: Wieczna Perła
  No tak, klasycznie nie wie. Jakiej odpowiedzi oczekiwała od smoka, który nie potrafi się pogodzić z popełnieniem jednego błędu na aren... uh, daruj mu. Znasz go, niejednokrotnie tak mówił, powinnaś więc się do tego przyzwyczaić, a poza tym ta pomyłka nie była jakąś drobnostką. No i powinnaś się też oswoić z tym, że ma krótsze granice bliskości od Ciebie. Nieco posmutniała widząc jak wychodzi, ale nic nie odpowiedziała. Sama została w wodzie, bo tak jej było zwyczajnie wygodnie.
  Również dlatego, że zaskoczyło ją jego pytanie. Czy to źle? Nie, na pewno nie, każdy w końcu potrzebuje towarzystwa, nawet takiego. Nie jest to też egoistyczne; zwierzęta same się na to jakby zgadzają. Mogą w końcu w każdej chwili uciec lub przerwać więź podczas jej nakładania. Ba, jak smok w ogóle dostanie szansę jej nałożenia, to znaczy że zwierzę najpewniej się nim zainteresowało. Do tego smok musi o niego dbać i pilnować, aby kompan nie zerwał więzi.
   – Nie jest to egoistyczne. To jakby obustronna umowa między smokiem i zwierzęciem. Smok obieca dbać o kompana, karmić, chronić, a ten w zamian będzie jego towarzyszem do końca życia, na dobre i na złe, zawsze rozumiejąc co go trawi, pomagać w wyprawach lub na polowaniu. Nie należy jednak opierać wsparcia tylko na nim, bo taka cisza i samo wewnętrzne pobolewanie po czasie stają się nie do wytrzymania... – Mówiła z autopsji. – Poza tym Ty sam również odczuwasz Jego emocje. Obaj nie będziecie nimi nigdy przytłoczeni, istnienie jednego nie wymaże drugiego. Poza tym od kompana zależy jak bardzo wpłyną na niego twoje emocje. Podda się im lub nie, jego wola. Fio często popiera moją złość, lecz Adira niejednokrotnie miała to za irracjonalne wkurzanie się na drobnostki. Fio marudzi na wiele osób, ja marudzę wtedy na niego, a sokolica ocenia z boku dla siebie, nie dzieląc się tym ze mną. Raz nawet nie chciała mi zdradzić czego się o kimś dowiedziała, mimo że bardzo tego potrzebowałam. Każde stworzenie ma swój własny charakter, a więź wcale go nie tępi. – Nie wiedziała ile z tego było dla niego oczywistością, ale wolała już powiedzieć całość.

: 18 kwie 2020, 18:32
autor: Strażnik
Perła zdawała się w zupełności przekonana co do słuszności swojej więzi, lecz on tak długo uzasadniał sobie jej szkodliwość, że nie był w stanie tak po prostu zaakceptować nowej wersji. Możliwe zresztą, że jej wady wcale nie była uniwersalne, a wiązały się zwyczajnie z nastawieniem pewnych smoków. Z ich wolą i odpowiedzialnością, czego on być może wcale nie posiadał. Nie do zwierząt przynajmniej
Musze zostać sam– odparł, po kolejnej dłużącej się ciszy, ale tym razem pewnie uniósł łeb i spojrzał przed siebie –Skontaktuję się z tobą niedługo... bądź później– Nie chciał zostawiać jej bez niczego, tak po prostu oddalając się, gdy prawdopodobnie rzuciła wszystko, żeby odpowiedzieć na jego wezwanie. Nie chciał jednak dłużej wywierać na niej ciężaru, którego nie była zdolna odeprzeć, wyłącznie własnymi łapami. Musiał wziąć się w garść i nad sobą popracować. Rola Perły nie była w tym zupełnie obojętna, lecz Strażnik zawsze z trudem ofiarowywał podziękowania, dlatego nie dostrzegł potrzeby, aby jakiekolwiek teraz sformułować. Ustaliwszy poniekąd swój cel, zostawił ją w jeziorze i truchtem ruszył przed siebie, już się nie oglądając. Mogła oczywiście podążyć za nim, ale obie decyzje miały swoje konsekwencje. Ostatecznie, nie wiedziała przecież wszystkiego.

//zt chyba że go powstrzymuje

: 09 lip 2020, 0:08
autor: Nieustająca Zamieć
  Ahhh, deszcze... z jednej strony fajnie, bo chłód, z drugiej nie, bo futro jej możne zmoknąć! Ale na to miała sposób, pokryć się powłoką antydeszczową i tyle! Lecąc nad wspólnymi któryś już raz, dopiero teraz dostrzegła... zlodowacenie! ojatojednakjesttujakiślód?! Czym prędzej zniżyła lot i wylądowała niej.
  Od razu przeszył ją ten północny dreszcz. Oooo, jak przyjemnie, jak dobrze! Wzmocniła jedynie krę i bardziej wyziębiła okolicę, aby jej jedyne skojarzenie z domem się nie rozleciało; było takie kruche... Po upewnieniu się, że bryła wytrzyma dłużej, położyła się na środku. Deszcze leniwie skapywał po przylegającej osłonie, Arien leżał koło niej... Przed nimi widok na szare drzewa. Aaaah... żyć nie umierać!

: 09 lip 2020, 0:44
autor: Pasterz Kóz
Cholerny deszcz... Znaczy, był morskim, prawda? W zasadzie powinien lubić wodę, ale to nie działa w ten sposób. W jeziorze czy zbiorniku było inaczej, bo mógł swobodnie pływać, obserwować rybki i tym podobne. Gdy za to padał deszcz, robiło się błocko, łuski się brudziły, zwierzyna chowała, a jeszcze można poślizgnąć się i sobie ten głupi pysk rozwalić. Co by nie mówić, taka pogoda miała też swoje plusy, jak chociażby obniżenie temperatury, schłodzenie rozgrzanych ciał i takie tam. Z drugiej strony, robiło się duszno i parno. Czy istniał idealny środek, gdzie pogoda pasowałaby każdemu? Pewnie nie.
O, kra! Nie, nie chodziło o marudzenie towarzyszącego mu Brodacza z mokrych piór, a o to zlodowacenie w dole pod nim, które zauważył przelatując nad Wspólnymi. Jeśli wzrok go nie mylił, to widział też leżącego na niej... smoka? Ciekawe, ciekawe... Może warto podlecieć, zagadać, zakolegować się i takie tam co robią normalne osoby w społeczeństwie.
Zniżył swój lot wraz z Brodaczem, powoli kołując nad krą, aż w końcu miękko wylądował na lodowej bryle. Oczywiście Poranek nie ukrywał swojego przybycia ani też niespecjalnie przejmował się wytrzymałością platformy. Wyraźnie wyczuł za to ochłodzenie dookoła, była to przyjemna odmiana. Stojąc w miejscu z ogonem oplatającym łapy, patrzył na nieznaną mu smoczycę z widoczną ciekawością w oczach i z przekrzywioną na bok głową. Odchrząknął cicho, aby zwrócić na siebie uwagę, jak gdyby jego przybycie było okryte jakimś niewidzialnym całunem.
– Em, cześć! Jestem Gwieździsty Poranek, ale mówią na mnie Astralny... Co tu robisz? – spytał, starając się swoją postawą oraz głosem udawać całkowicie wyluzowanego. Tak naprawdę przejmował się robieniem pierwszego wrażenia, lecz doskonale to ukrywał pod szerokim, przyjaznym uśmiechem. Być może sprawiłby wrażenie sympatycznego, gdyby szala nie przechyliła się na komicznego w momencie, gdy Brodacz usiadł mu na głowie, głośno kracząc z niezadowolenia. Kruk nie chciał tutaj być, wolał jaskinię i jakąś osłonę nad sobą, do tego najlepiej michę żarcia i podpaloną kłodę drzewa do ogrzania się.

: 11 lip 2020, 0:34
autor: Nieustająca Zamieć
  Neira leżała sobie w najlepsze, ignorując świat wokół niej. Teraz liczyła się dla niej jedynie ta chłodniutka, pachnąca domem kra... Ariena zresztą też pochłonął ten lodzik, bo nie wyczuł zbliżającego się smoka.
  Smoczyca początkowo zastrzygła uchem słysząc, jak ktoś się odzywa. Następnie leniwie otwarła oczy i tak samo niespiesznie podniosła głowę. O, ktoś przed nią stał! Tym razem zreagowała szybciej. Wstała otrzepała się, poprawiła futro wiatrem magii i już była gotowa.
   –
Witaj! Jestem Neira, Uciecha Mrozu! – przedstawiła się entuzjastycznie. – Astral to twoje prawdziwe imię, czy to taki skrót tytu... pełnego imienia? – spytała się, poprawiając błąd w ostatniej chwili. Wychodzi na to, że to taki sam przypadek co Khardah (a może Kahdrah? Khahdrhah? No, jakoś tak).
  Hm? Co tu robi? Rozejrzała się wokół. Właściwie niewiele by mogła...
   –
Leżę, odpoczywam, delektuję się wspomnieniami z domu... – Podeszła do krańca od strony wody i się położyła. Zaczęła jeździć pazurem po tafli, tworząc zamarznięte linie tam gdzie nim przejechała. – Mój dom nie był tak upalny jak te tereny tutaj... Widok takiej lodowej kry był dla mnie wybawieniem. Ah, jak tu zimno, jak tu dobrze! – zachwycała się, wzdychając. – Skąd masz tego kruka? – spytała się nagle, odwracając głowę w jego stronę. Wskazała frędzlem ptaka na głowie smoka.
  Kiedy Neira zaczęła się budzić, Arien wraz z nią. Ich reakcje były skrajne. Neira zagadała wesoła, lisek uciekł przerażony. No dobra, wycofać się na kraniec przy lądzie, boczkiem, licząc że kolorowa smoczyca zaabsorbuje wzrok (miejmy nadzieję) dojrzałego samca. Jeśli nie zwróciłby uwagi na białą plamkę na białej krze, oddaliłby się do granicy z lądem. Tam miałby gdzie uciekać, więc czuł się bezpiecznie... Neira pewnie by go zgarnęła gdyby uciekł.

: 11 lip 2020, 1:57
autor: Pasterz Kóz
Już miał się zbierać do dalszego lotu, widząc jak leniwie smoczyca reaguje na niego. Nie chciał przeszkadzać w odpoczynku czy słodkim lenistwie, wiedział, że takie wylegiwanie się to świętość, a zakłócenie błogiego spokoju powinno być zakazane odgórnie w smoczym prawie. Skoro jednak Neira wstała to było już za późno na wycofanie się.
– Em, Astralny to moje Adepckie imię. Za pisklaka nazywałem się Niebo, ale nie używam tego imienia. Odzwyczaiłem się od niego – wzruszył lekko barkami mówiąc to. Dla niego imię to tylko imię, ktoś mógł się nazywać bardzo groźne, a być łagodnym jak baranek. Lepiej by było być nazywanym za zasługi czy wygląd, o. On może byłby Błękitną Pręgą ze względu na widok albo Chodzącą Porażką jeśli brać pod uwagę arenowe wyczyny.
– Twój dom? Czyli nie jesteś stąd! – spostrzegawczy był, nie ma co. – Skąd jesteś? Jak tam było? Daleko to? Czemu jesteś tutaj a nie tam? – szybko zaczął zasypywać pytaniami i przechylił łeb w lewo w geście zainteresowania, nadal stojąc tam gdzie wcześniej. Końcówka ogona energicznie uderzała o lodowate podłoże. Kiedy słyszał coś o terenach poza Wolnymi Stadami to coś przestawiało mu się w mózgu, wyłączała moralność, a włączała dusza odkrywcy. Chciałby wiedzieć wszystko, zobaczyć na własne oczy, a to, że pytając może poruszyć niemiłe wspomnienia... Tym się będzie przejmował później, gdy już spyta! Mógłby tyle zobaczyć, tyle nowych istot poznać!
Rozmarzone i nieobecne spojrzenie mogło zdradzić, iż myślami jest gdzieś indziej, ale z tego letargu wyrwało go dziobnięcie w grzywę przez kompana.
– Hm, co? Kruk? A tak, Brodacza poznałem niedaleko lasu Nilim. Zawsze chciałem mieć takiego towarzysza... No może nie tak złośliwego... – dziob w grzywę. – Bardziej spokojnego... – kolejny dziob. – Czasami mam wrażenie, że to on wybrał mnie, a nie ja jego – powiedział Gwieździsty z lekkim uśmiechem, a Brodacz tylko głośno kraknął na potwierdzenie jego przypuszczeń. Poranek dał mu tylko lekkiego pstryczka na uspokojenie, w końcu nie są u siebie, ale kruk odwdzięczył się kolejnym dziobnięciem, no bo jaśnie pana nie można było tykać na swoim tronie, co to to nie.
Lis ostrożnie wycofywał się, nie niepokojony przez niezbyt uważnego Gwieździstego, ale Brodacz był wyszkolony do wypatrywania ruchu i znajdywania kolorów niepasujących do otoczenia. Jego bystry wzrok przykuła biała plamka, oddalająca się powoli. Puścić wolno czy sprawdzić co to... Wybór był prosty. Czarny ptak wzbił się w powietrze i zaczął latać w miejscu nad lisem, oczywiście będąc na takiej wysokości, aby nie dać się złapać. Kręcił łbem na boki, obserwując zwierzę, a gdyby te zechciało uciec, czy to w panice czy bezpiecznie się wycofując, to ruszyłby w pogoń i zaczął dziobem chwytać za ogon i ciągnąć, sprawdzając jak zareaguje istota oraz czym właściwie jest to białe, ruchome coś.

: 13 lip 2020, 10:29
autor: Nieustająca Zamieć
  Niebo? Odzwyczaił? co. Jej drobniutki umysł analizował usilnie to co usłyszała... JAK MOŻNA NAZWAĆ SWOJE DZIECKO NIEBO?! Nie dziwi się jego odzwyczajeniu, ale z drugiej – JAK MOŻNA SIĘ ODZWYCZAIĆ OD SWOJEGO IMIE- a, kultura, no tak... To właściwie była odpowiedź na większość dziwów tutaj.
  Szybko jednak jej to zrekompensował pytaniami. Kolejny Ziemisty, który się nią zainteresował!
   –
Ano, nie jestem! – zawtórowała mu w tej oczywistości. – Pochodzę z dalekiej północy, Heimru dokładniej. Jest to miejsce o wiele zimniejsze od tego, a ja jestem tam księżniczką znaczy to, że jestem córką władców i dziedziczę po nich władzę. Było tam fajnie, mogłam robić co chciałam przez swoją pozycję! Ale, jak widać, coś mnie stamtąd wywiało! – Przed samcem pojawił się... szary liść. Taki zwykły liść, tyle że w szarej barwie. Po chwili zniknął, był jedynie na demonstrację. – Nie rozróżniam kolorów. Nie jest to coś groźnego, ale mimo to rodzice uznali, że lepiej się odnajdę gdzie indziej. Wyruszyłam w świat i dotarłam tu, a dokładniej do Stada Wody. – streściła krótko.
   –
Zauważyłam, że macie tu... nietypową tradycję z imionami. U mnie zmiana imienia była niepojęta! A już na pewno na takie coś! – Tu miała na myśli te dorosłe... Ciekawe czy się skapnie. – Mógłbyś sobie wymyślić jakieś lepsze? Ten poranek jest za długi, a Niebo to no... niebo, nie imię! – poskarżyła się i rozkazała mu wymyślić nowe miano. Oj tak, rządziła się teraz, nie ma co...
   –
Uuuuu, a ja swojego znalazłam w jakiejś norze. Dałam jeść, polubił mnie, to go wzięłam. U mnie takie lisy były oznaką prestiżu! Nazywa się Arien. Powinien gdzieś tu być... – Rozglądała się za nim, ale jak można się domyślić, widzenie wszystkiego niemal jednako nie ułatwiało sprawy...
  Ufff, jest bezpiecz... Nie, jednak nie, zdecydowanie nie! Rzucił się do ucieczki po zorientowaniu się, że jest przez kogoś obserwowany. Biegł co sił w łapkach, a patrząc na jego niewielkie rozmiary, za proste to nie było...
  Kiedy jednak doszło do tego jeszcze szczypanie, ten zaczął piszczeć. Najlepiej tak, aby ten niebieski smok usłyszał....

: 15 lip 2020, 0:38
autor: Pasterz Kóz
Gdyby miał jakiś miękki kamień to ryłby w nim, spisując całą historię Neiry. Realia jednak były takie, że co najwyżej mógł próbować naskrobać coś w lodzie pod łapami, ale jaki był tego sens, skoro cała opowieść rozpłynie się przy gorętszym słońcu? Nie pozostało mu zatem nic innego jak przekrzywić łeb na bok w zaciekawieniu oraz chłonąć każde słowo.
Daleka północ, Heimer... Czy też Heimr. Zimne miejsce (hm, szkoda, że nie miał futra), księż... Że co?
– Czy "księżniczka" pochodzi od słowa "księżyc"? Znaczy, że ktoś z Twoich rodziców to księżyc? – zapytał jak na jakimś przesłuchaniu, mrużąc trochę oczy w niedowierzaniu. Być dzieckiem czegoś tak dużego... Z drugiej strony, czyż na enty nie mówiono dzieci natury czyli ziemi? Czy w takim razie smoki, a przynajmniej w przypadku Neiry, pochodzą z góry, z księżyca? To by tłumaczyło konieczność posiadania skrzydeł. Właściwie, nigdy nie próbował wzlecieć tak wysoko, nawet z ciekawości, ponieważ nie przepadał za lataniem. Kiedyś spróbuje.
Och, jaki fajny liść... Trochę taki inny... Czyli tak pewnie widziała świat Uciecha. Musiało to być strasznie dziwne, gdy ktoś mówił "patrz, jakie piękne błękitne niebo!", a nie było się w stanie zobaczyć tego samego obrazu jak inny smok. Miało to też pewnie inne wady, nie tylko estetyczne.
– Więc w tym całym Heimrze wydalono Cię, znaczy, oddelegowano na nieznane ziemie z powodu tej... dysfunkcji? To trochę... Okrutne – powiedział ze współczuciem w głosie. Co stado to inna tradycja i kultura, a co dopiero w obcej krainie. Ciekawe jak tam było.
– Dla mnie to tylko imię. Nie przykładam do niego za dużej uwagi, jedynie pozwala łatwiej kogoś, no nie wiem, zawołać, a bez różnicy dla mnie czy on chce się nazywać Wielką Górą czy Niszczycielem Saren – stwierdził wzruszając barkami. – Chyba za późno na zmianę imienia, a przynajmniej musiałbym zapytać Przywódczyni. Z resztą, jak Niebo to nie imię? A Uciecha Mrozu to imię? Jak Mróz może się cieszyć! Albo to Neira. Co to znaczy? – zapytał, niemal prychając z oburzenia. Wymyślić, lepsze, tez mi coś!w – I jak Ty byś mnie nazwała, hm? – spytał. Chciał jeszcze skomentować sprawę "prestiżu" przez posiadanie lisa, ale wtedy zaczęło się zamieszanie.

KRA! Na piszczenie futrzastego zwierzaka Brodacz nie miał innej odpowiedzi. Pomyślałby ktoś, że za czasów życia w lesie to on bałby się tego lisa, a tu proszę, jest na odwrót. Jednak trzymanie się z tymi przerośniętymi jaszczurkami ma swoje plusy. Kruk cały czas podążał za ofiarą, złośliwie dziobiąc ją z ciekawości, ale była to całkowicie bezpieczna zabawa! No, przynajmniej w jego przekonaniu.
Nagle poczuł szarpnięcie za więź łączącą go ze smokiem, jakby coś ciągnęło go w drugą stronę, więc spojrzał się tam i wyłapał ostre spojrzenie Poranka mówiące "jeszcze chwila i będziesz pieczonym kurczakiem". Chwilę siłowali się na spojrzenie, w końcu jednak Brodacz ustąpił, więc Gwieździsty tylko spojrzał przepraszająco na Neirę i wrócił do rozmowy. Przekaz był jasny, nie ruszać futrzaka. Co nie znaczyło, że nie można było nad nim latać i go obserwować, co też właśnie czynił czarnopióry, tym razem nie zniżając swojego lotu do ziemi. Ot, wisiał sobie w powietrzu, przecież nikt mu nie zabroni, prawda?

: 15 lip 2020, 16:11
autor: Nieustająca Zamieć
  Hm? Nie. Na pewno nie. Znaczy, ojciec był ciemny (podobno ciemnofioletowy dokładniej!), ale bez przesady. Matka zaś jasna, ale nie biała (a księżyc taki właśnie był!). Chociaż skąd się ono wzięło? Nigdy nad tym nie myślała... ale czemu słowa muszą skądś pochodzić? To skąd w takim razie jest księżyc? Albo inne podobne!
   –
Nie wiem skąd się wzięło, ale żadne z moich rodziców nie przypomina księżyca. To słowo jak każde inne. Poranek, zachód, trawa. Czemu akurat ono miałoby z jakiegoś pochodzić? – spytała się, ale czy retorycznie czy nie, pozostaje w łapach samca.
  Sama musiała się mierzyć z innym zagadnieniem. To było okrutne? Nie nie! Gdyby tak było, nie mówiliby jej gdzie może zaznać szczęścia! Ani tym bardziej nie dawali zapasu na drogę!
   –
Czemu to jest okrutne? Wręcz przeciwnie! Kochani są, że chcą mojego szczęścia! A skoro gdzie indziej może być lepiej, albo mogą być mi podobni... może znajdę gdzieś pełne zrozumienie? Znaczy, nigdy nie miałam problemu z innymi, ale nooo... chcę wiedzieć jak to będzie rozmawiać z kimś takim jak ja! – mówiła energicznie, tylko przy pauzie schodząc na nieco melancholijny ton.
   –
Ale Uciecha Mrozu to też nie imię! Przynajmniej dla mnie – zaczęła. – W Heimrze ma się jedno, nadane przy narodzinach i tego się trzymam. Uciecha Mrozu, Gwieździsty Poranek traktuję jako takie... tytuły, o! A że Niebo nie jest tytułem, to jest imieniem! A jakbym cię nazwała... – tu się zaczęła zastanawiać. – Jak się nazywają twoi rodzice? – spytała się, niby niewinnie, acz było to potrzebne pytanie!
  Kiedy Neira na spokojnie sobie rozmawiała z nieznajomym, Arien przeżywał katusze. Bardziej psychiczne niż fizyczne. No czemu ten ptak tak się na niego uwziął?! Uciekał ciągle chroniąc głowę przed dziobaniem. Piszczał dalej... dopóki ptak nie przestał. A jednak ten smok coś z nim robi! Ha!
  Chociaż nie było jakoś lepiej, bo dalej latał w okolicy... Nic by do tego nie miał, gdyby nie ta mała trauma sprzed chwili. Stał skulony, z ogonem przy sobie, patrząc niemal przerażonym wzrokiem na ptaka.

  Wtem, Brodacz mógł poczuć pojawiający się chłód na prawym skrzydle. Nie była to jeszcze jakaś wielka bryła, póki co samo poczucie mrozu, silnego; ostrzeżenie. Na tym poprzestała, nie patrząc się na niego ani trochę. Czekała żywo zaciekawiona na odpowiedzi smoka.

: 17 lip 2020, 1:08
autor: Pasterz Kóz
Wzruszył jedynie barkami, decydując się uznać pytanie za retoryczne. Koncepcja władzy jako monarchii i ustroju stada jako królestwa były czym całkowicie obcym dla Poranka. Dziedziczenie zwierzchnictwa nad stadem w ramach należenia do rodziny Przywódcy? Nonsens, przecież taki smok mógł się nie nadawać do przewodzenia innym. To taka loteria czy aktualny władca będzie litościwy czy okrutny, kompetentny czy zidiociały. Nie żeby sugerował, iż ma taką opinię o Neirze, co to to nie. Póki co nie sprawiała wrażenie takiej.
– Tylko, że jesteś taka jak inni. W sensie, jesteś wyjątkowa, na swój sposób oczywiście, jak każdy, ale ten... – tutaj zawahał się na chwilę, myśląc nad kolejnymi słowami i tworząc tylko narastającą, niezręczną ciszę. Chodziło to, iż ogólnie wyglądali tak samo, a różnica jedynie polegała na szczegółach, które nie miały aż takiego znaczenia.
– Mam na myśli, że masz tyle łap co ja, jeden ogon jak ja i dwoje ślepi jak ja! Może i widzisz inaczej barwy, no i co z tego? Nie jesteś przecież przez to gorsza ani lepsza. Ja jestem mikrusem nawet wśród morskich, nikt jednak nie każe mi szukać innych podobnych do mnie ani nie wygania z domu – wyjaśnił z lekkim uśmiechem, zadowolony z siebie, bo udało mu się wyjaśnić to co chodziło mu po głowie. Pewnie źle rozumiał złożoność problemu Neiry, w końcu nie każdy smok miał takie podejście jak Poranek. Liczył na wyprowadzenie z ewentualnych błędów w interpretacji, ponieważ być może o czymś nie wiedział albo czegoś nie zauważał.
– No dobra, dla Ciebie to nie imię. Niech będzie – powiedział, choć jeszcze coś tam pomruczał pod nosem, że Gwieździsty Poranek wcale nie jest takie złe, zachował to jednak dla siebie. Co do rodziców... Cóż, ciekawy temat.
– Em, moja mama to Morska Bryza... – zrobił przerwę, uciekając na chwilę wzrokiem na bok. – Taty mojego nie znam. Znaczy, prawdziwego. Moim ojczymem jest Krwawe Oko, a takim... – ponownie przerwa na dobranie odpowiednich słów. – Przybranym tatą, takim zastępczo zastępczym jest mój Mistrz, Zamącony Błysk. Znaczy, jesteśmy w takich rodzinnych relacjach, ale nie łączą nas żadne więzi krwi, o – wzdychnął znacząco, kończąc wypowiedź. Jego relacje rodzinne były trochę pogmatwane i nie były typowe. Właściwie, niemalże odcinał się od prawdziwej rodziny, wybierając życie bliższe samotnikowi niż smoka aktywnego społecznie. Taki miał charakter, no co poradzić.

Kruk tylko otrząsnął się, gdy poczuł nieprzyjemne zimno na swoich piórach. Zmierzył nieprzychylnym wzrokiem Neirę, ale koniec końców odpuścił lisowi tortury. Rzucił futrzakowi ostatnie spojrzenie pełne rozbawienia, kraknął na pożegnanie i wrócił do Poranka, lądując za nim. Zacząć bawić się końcówką jego ogona, żeby zająć czymś czas. Ot, zachowywał się jak pisklak, którego mama podczas spaceru spotkała koleżankę i te zaczęły trajkotać. Jeszcze ten deszcz... Najchętniej to wróciłby do jaskini, o!

: 18 lip 2020, 15:12
autor: Nieustająca Zamieć
  Początkowo nie wiedziała do czego to wszystko zmierza... ale w końcu się dowiedziała. I wtedy przetrawiła to raz jeszcze. Czyli sądzi że została "wyrzucona" przez inność? W sumie to... tak, ale dla jej dobra – w końcu chcą żeby znalazła miejsce, gdzie będzie się czuła naprawdę dobrze! A skoro może istnieć lepsze od Heimru, to co jej szkodzi skorzystać?!
   –
Ale czemu to jest coś złego? Skoro tam będzie mi lepiej niż w Heimrze, gdzie to w ogóle miałam dobrze, to chętnie skorzystam! – odparła radośnie. Teraz co prawda była tu, ale to jedynie przystanek... prawda?
  Przy następnej kwestii zaczęła kręcić głową. Ehhhh... to odmienne rozumienie czym jest imię... Ale skoro ojca nie zna, to może być trudno. No, mogłaby wziąć tego ojczyma czy mistrza, aaaale nie dało się jej ocenić który to ten ważniejszy... Chociaż chwila...
   –
O, o, o! A może Obein? Niebo od tyłu! Tak z Arienem zrobiłam! – zaproponowała zadowolona ze swojego sprytu. Ha! To wymyśliła! Najprościej jak się da! Nie wyjaśniła jedynie co zrobiła z lisem, ale wystarczy chwila, żeby samiec zrozumiał.
  Ufff, odleciał... Podziękował swojej obrończyni w duchu i czym prędzej wdrapał się na grzbiet, znikając pośród wyraźnie dłuższego futra. Poczeka aż sobie pójdą, tak będzie lepiej...

: 18 lip 2020, 23:30
autor: Pasterz Kóz
– No ale... W trakcie wędrówki pewnie nie było tak dobrze jak w Heimrze. Z resztą, nie wiadomo czy kiedykolwiek znajdziesz takie miejsce. Chyba, że Wolne Stada uważasz za takowe – odpowiedział, ostatnie zdanie mówiąc z wyraźną kpiną w głosie. Walki, porwania, Bogowie, potwory, giganty, mroczne potwory, duchy, drapieżniki, Plaga, nieakceptacja społeczna, zdrady, morderstwa, brak honoru, nierespektowanie praw i chyba to wszystko. Jedynym plusem jest to, że w Ziemi mają dobrego kucharza.
– Jeśli nie Wolne Stada to na jak długo tutaj zostaniesz? – spytał już normalnym tonem, nawet lekko pokazując zielone zęby w miłym uśmiechu. Pewnie niezbyt długo, skoro szukała miejsca idealnego. Może zgodziłaby się, żeby ruszył razem z nią, choćby kawałek, aby zobaczyć kawałek świata, a może nawet tą utopię.
Hm, Obein, Obein... Nie brzmi źle. Teraz tylko złożyć wniosek do Honi o zmianę imienia i voila! Szkoda tylko, że według smoczych praw nadal będzie Gwieździstym Porankiem. Znaczy, to dobrze, ale nie zmieni tego jak się nazywał za pisklaka... Zatem czy miało to głębszy sens?
– Ładnie brzmi. Jakbym potrzebował nowego imienia to zgłoszę się do Ciebie! – obiecał, nadal szczerząc zęby. -Arienem? Że tym lisem? Czyli to imię jest od... Meneria... Menearia... Menażeria może... A nie, czekaj, Arien. Czyli Neira! – zawołał, jakby co najmniej odkrył lek na wszelkie zło. Całkiem sprytne było obracanie imion. Teraz nazywałby się... Ytsizdźeiwg Kenarop. Kenarop chociaż da się wymówić. A Astralny? Ynlartsa. O bogowie, jeśli imię kończyło się na "y" to wyglądało trochę tragicznie. Przynajmniej te dwa.
Zcadorb, znaczy, Brodacz wrócił na główne stanowisko, czyli na głowę Poranka, bo ten nawet nie raczył pobawić się z krukiem. Ba, albo te imiona albo ta samica tak przykuły jego uwagę, że nie zauważył jak ten futrzak wspina się na grzbiet smoczycy. Obrażone ptaszysko uniosło tylko dumnie dziób i patrzyło się w zachmurzone niebo, czekając, aż w końcu sobie stąd pójdą.