Strona 13 z 39
: 27 gru 2015, 12:14
autor: Kruczopióry
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Spokojnie spacerował po wielkiej polanie, rozglądając się. Czuł, jak jego łapy zagłębiają się w śnieg, kiedy broczył przez mgłę, niewiele widząc. Wszechogarniająca pustka była dla jego zmysłów... kojąca. Cisza i spokój, jakie tutaj panowały, stanowiły doskonały pretekst do przemyśleń, a że niewiele dało się dostrzec w tej pogodzie, Kruczopióry mógł nie obawiać o niechciane towarzystwo. To znaczy... chyba? Wszak nie on jeden chadza sobie od czasu do czasu po terenach wspólnych... czyż nie?
: 27 gru 2015, 13:05
autor: Nocna Łuska
...Nie jedyny, to było pewne. Zimowy krajobraz wolała jednak podziwiać z powietrza. Przelatywała nisko nad drzewami układając skrzydła w zagięty ku dołowi łuk. Szybowała kołysząc się na prawo, aby wytrenować omijanie przeszkód z prawej, albo z lewej strony. Przecinała powietrze położona na prawym skrzydle, którym to zahaczała o zaspy rysując zakrzywionym szponem idealny krąg wokół osamotnionego świerka. Wydawała się płynąć w powietrzu, jak olbrzymia czarna płaszczka, krążyła wokół drzewa, podnosząc do góry wirujące tumany śniegu. Biała zawieja zakryła ją na moment, aż wreszcie wypłynęła na jej powierzchnię przechylając się ówcześnie na lewą stronę, dla przeciwwagi zarzucając ogonem w dół, który siłą rozpędu wyprzedził samicę, gdy ta wykonała popisowy numer wylądowaniem na czubku drzewa. Drzewo ugięło się od jej ciężaru. Kilka gałęzi trzasnęło i pękło nie dając jej podparcia. Onyksowa samica machała skrzydłami zrzucając śnieg z sosny. Wyglądało to jak walka. Nawet jeśli trwało to zbyt długo, było w tym coś pięknego. Miło było patrzeć na pełną napięcia scenę, gdy onyksowa samica obejmowała skrzydłami całą koronę drzewa, jakoby swą kształtną formą miała zamiar ją wchłonąć.
Uspokoiwszy się i zaczepiwszy pazurami o gałęzie, zabujała się w górę i w dół. W nozdrza uderzył ją charakterystyczny zapach żywicy, którą uwolniła zdzierając korę i łamiąc słabsze gałęzie. Lądowanie na drzewach było trudną sztuką, która tak naprawdę dopiero pierwszy raz jej się udała. Zdecydowanie wolała skaliste zbocza gór, ale tych na neutralnych terenach jej brakowało i musiała znaleźć inne zajęcie.
Powoli podniosła skrzydła rozłożone w połowie ich rozpiętości. Uniosła je nad siebie balansując ciałem, aby nie stracić równowagi. Konar, którego była uczepiona był zbyt cienki, żeby utrzymać jej ciężar. Protestując trzaskaniem zaczął się uginać. Nadeithscallieth opuściła gwałtownie skrzydła w dół i odczepiła się od świerku. Te z niewymowną ulgą powróciło do pionu wyrzucając jak z katapulty bielutką mgiełkę w stronę samicy.
Zanim nabrała wysokości zamierzając wzbić się wyżej, zanurkowała w dół czekając na odpowiedni moment do wyrównania lotu. Tym momentem okazał się być widok szarego smoka, który zjawił się zupełnie niespodziewanie. Rozłożyła masywne skrzydła przelatując tuż nad jego głową. Głuchy szum powietrza i cień jaki rzuciła na niego robił wrażenie. Śnieg zawirował pod nią zostawiając Śmiałego Kolca na moment bez możliwości dostrzeżenia jej przez tą kurzawę. Chwilę potem usłyszał powolny huk z prawej strony, a gdyby odwrócił głowę spostrzegłby czarnego smoka, większego zdawałoby się, o potężnych czarnych skrzydłach, które wolno wznosząc się i opadając rozwiewały śnieg spod miejsca nad którym właśnie się zatrzymał. Nadeithscallieth opadła miękko na łapy lekko je uginając. Niemal natychmiast zaczęła iść w stronę nieznanego jej osobnika. Przez krótki moment wyczuła jego woń, lecz woń ta była ledwie strzępkiem informacji na jego temat.
: 28 gru 2015, 1:48
autor: Kruczopióry
Spojrzał przed siebie, na zmierzającą ku niemu nieznajomą. Trochę zaskoczony, iż w tym mglistym pustkowiu kogoś napotkał – ale przecież nie był jedynym smokiem żyjącym w tych okolicach, czyż nie? Kiedy zaczęła się przed nim wyłaniać ciemna sylwetka, zmierzył ją dokładnie, począwszy od głowy, na łapach zaś skończywszy. Niewątpliwie po raz pierwszy spotkał tę smoczycę, nie przypominała żadnej jemu znanej. Odczekał, aż podejdzie na mniejszą odległość, aż będzie ją miał na tyle blisko, aby uzyskać stabilny kontakt wzrokowy.
– Witaj, smoczyco – zaczął spokojnie, obserwują reakcję nieznajomej. A kiedy znalazła się wystarczająco blisko, wyciągnął łapę w geście powitania. – Kruczopióry – przedstawił się... i z zaskoczeniem stwierdził, że zupełnie inaczej, niż miało to miejsce w przypadku wszystkich innych smoków, nie jest w stanie określić od razu, którego stada nieznajoma jest członkiem. – Skąd przybywasz? – zapytał, wlepiając w nią wzrok. – I do jakiego stada należysz? – drążył dość spokojnie, choć nie do końca był pewien, jak powinien w tej sytuacji zareagować.
: 28 gru 2015, 21:45
autor: Nocna Łuska
Szła z prawdziwą gracją. Stawiając łapy na śniegu z pewnością siebie. To był jej żywioł. Śnieg, zamieć, lód, mróz. Przystosowane do takich warunków łapy nie odczuwały niewygód mrozu i wilgoci. Czepne, zakrzywione pazury utrzymywały ją w miejscu nawet na lodzie.
Stanęła dopiero w odległości jednego skoku od Śmiałego Kolca. Jej dumna pierś i szlachetna szyja były niczym w porównaniu z pełną dostojeństwa postawą. Linia białych kropek na ciemno-granatowym pasie wzdłuż jej boków mieniły się jak małe diamenty, zaś onyksowa skóra pokryta drobną, gładką łuską była jak wydarta sklepieniu nocy.
Przyglądała się Śmiałemu Kolcowi przeciągając moment odpowiedzi, jakby rozważała odejście w dalszą podróż. Było jednak w szarym samcu coś co ją intrygowało. Pysk samicy otworzył się, lecz nie padło ani jedno słowo.
Nadal się wahała.
Wzięła głębszy wdech i odpowiedziała:
– Jestem Nadeithscallieth. Przybyłam z krain zwanych górami Kira, na północ i wschód od tego miejsca.
Jej głos był miękki i ciepły. Przywodził same miłe skojarzenia.
Złote oczy samicy skupione były bezpośrednio na nim.
– Rozłóż skrzydła, proszę – poprosiła nagle. Miała dziwne przeczucie...
: 29 gru 2015, 20:39
autor: Kruczopióry
Kruczopióry popatrzył uważnie na nieznajomą, mierząc ją wzrokiem. Trzymała dystans... Dziwny dystans. Nie lubił dystansu, wolał rozmawiać wprost, otwarcie, nie przejmując się konwenansami. A poza tym...
– Nie odpowiedziałaś na jedno z moich pytań – stwierdził spokojnie, nie odrywając od niej wzroku. To ciepło głosu było dla samca... nieco podejrzenie. Najpierw dystans, a teraz odwrotnie? Kim ona była? – Nie musisz się martwić, ja nie patrzę na pochodzenie stadne; chcę tylko wiedzieć, gdzie o ciebie pytać, gdyby kiedyś zaistniała taka potrzeba – dodał, mówiąc całym czas miarowym, pozbawionym specjalnych emocji tonem. – I dlaczego chciałabyś, abym rozłożył skrzydła? – zapytał, wlepiając swoje ślepia w pysk samicy. – To dosyć... niecodzienna prośba. Aż się zastanawiam, czy nie powinienem się jej bać.
: 29 gru 2015, 21:31
autor: Nocna Łuska
Jeśli Śmiały Kolec odebrał jej ton głosu jako jakiś wyraz zaufania, czy czegoś podobnego, to na szczęście był w błędzie. Nadeithscallieth utrzymywała wygodny dla niej dystans od obcych, z racji tego, że nigdy wcześniej nie czuła takiego zapachu, który, jak sądziła, był mieszaniną jego i jego stada. Była od niego wyższa, może to dzięki starannie wyćwiczonej postawie, albo po prostu tak była zbudowana.
Nie dała Śmiałemu Kolcowi, żadnych powodów do traktowania jej jako zagrożenie. Może oprócz swoim wyglądem. W końcu napatrzyła się już na piękne, kolorowe smoki różnych ras i wielkości. Jej wygląd był odmienny, monotonny i mógł wzbudzać niepokój.
– Nie należę do żadnych stad. Jestem bezstadna – odpowiedziała mu spokojnie. Chciał wiedzieć, to już wiedział. Był podejrzliwy, ale przynajmniej umiał się ładnie przywitać. Nadeithscallieth była ciekawa, czy to koniec jego repertuaru uprzejmości.
Nie traktowała czarnego samca jak zagrożenia. On sam raczej nie zrobiłby jej krzywdy, lecz woń jego stada była jej obca i nie wiedziała z kim ma do czynienia.
– W moich stronach po kształcie skrzydeł, ich rozpiętości i barwie rozpoznajemy się na odległość. Poza tym są miarą wieku, pokrewieństwa i wyznaczają płeć osobnika – wytłumaczyła czarno-łuskiemu samcowi.
: 01 sty 2016, 18:06
autor: Kruczopióry
Kruczopióry mruknął cicho i spojrzał baczniej na Nadeithscallieth. Nie należy do żadnych stad? Więc... co tutaj robi? Do tej pory myślał, iż wszystkie smoki przebywające w tych stronach muszę mieć swoje miejsce zamieszkania, aczkolwiek samica najwidoczniej zadawała kłam jego tezie. Nie miał powodu jej nie wierzyć; sam zapach wystarczył za argument, zresztą teraz potrafił go sobie jakoś wytłumaczyć. I choć niekoniecznie skradła jego serce od pierwszego wejrzenia, to jedno wypowiedziane przez nią zdanie wystarczyło za argument do zainteresowania się smoczycą.
– Na ten moment nie jestem nikim więcej niż napotkanym przez ciebie przypadkowo podczas lotu, obcym smokiem – zaczął, chcąc nawiązać do wątku poruszonego wcześniej. – Nie wiem, z jakiego powodu miałabyś chcieć mnie rozpoznawać. Ale intryguje mnie coś zupełnie innego... – Spojrzał wprost w oczy samotniczki, posyłając jej bacznie, przenikliwe spojrzenie. Nie był do niej wrogo nastawiony, ale też nie traktował jej jak nikogo ponad innego smoka, ot, spacerowiczka, która być może ma coś ciekawego do powiedzenia. Sam wątek bezstandności był jednak wystarczającym argumentem, aby poświęcić na tę rozmowe dłuższą chwilę.
– Nie wiedziałem, że okolicę zamieszkują smoki bez stad – rzekł spokojnym, wyważonym i dość neutralnym tonem, nie spuszczając wzroku z Nadeithscallieth. – Czy może jesteś tu po prostu przelotem, na krótko? – dodał po chwili, choć... samica Wolnymi Stadami trochę już zdążyła przesiąknąć. Na tyle, iż Kruczopióry mógł stwierdzić, iż spędziła w nich jakiś czas, choć na pewno nie całe życie. – Nikt nie ma obiekcji do samotnego smoka? – dodał jeszcze, a w jego oczach malowała się ciekawość. Wiedział, jak niektórzy potrafią podchodzić do członków innych stad... ale do neutralnych postaci? – Jak sobie radzisz pod barierą, skoro nie masz stada? – dopytał jeszcze, po czym zaczął oczekiwać na odpowiedź. Nie spuszczając wzroku z Nadeithscallieth.
: 01 sty 2016, 22:16
autor: Nocna Łuska
Jej czarny ogon przemieszczał się z prawej strony na lewą i z powrotem. Przewracał śnieg, tłamsił go, przesiewał, na powrót zbierał i wycierał, aż zmieszał go z brudna glebą. Czasem zapominała o nim, albo dawała mu zbytnią swobodę w wyrażaniu swoich emocji. Nie raz, nie dwa, oplatała go o jakąś przypadkową przeszkodę.
Samica nie wyglądała ani na chorą, ani na zaniedbaną, co mogłoby się zdarzyć smokom wydalonym ze społeczności. Wręcz przeciwnie! Przed Śmiałym Kolcem stała zadbana, zdrowa i jak najbardziej o zdrowej psychice. Nie wyczuł od niej woni stada jakiego znał, toteż musiał przyjąć, że woń, którą roznosiła – chociaż już niewyraźna, trochę zatuszowana przez zapachy miejsc, które odwiedziła w Wolnych Stadach – wskazywała na to, że samica mówiła prawdę określając się jako samotniczkę.
Zrobiła pół kroku do tyłu, żeby przysiąść w miękkim śniegu. Z przyjemnością przyjęła uczucie zimna szczególnie w tej chwili...
Miała już do czynienia z wieloma mniej lub bardziej agresywnymi smokami płci tej samej, albo innej. Ich spojrzenie miało zazwyczaj charakter groźny, albo po prostu nieufny. Przypadek Śmiałego Kolca był czymś nowym, bo nie był ani agresywny, ani przyjazny, ani nieufny. Nie wiedziała jeszcze jak go określić.
Gdzieś, kiedyś, kiedy ich spojrzenia się spotykały, miała wrażenie, że dostrzegała w jego białych oczach, przeciętych cienką, czarną źrenicą, cień zainteresowania. Takiej ciekawości.
– Jestem tutaj czasowym gościem, ale nie wiem kiedy odlecę. Najpierw muszę nauczyć się leczyć. W moim kraju smoki umierają nawet na zwykły kaszel. Ich jeźdźcy, nie wiedzą jak im pomóc. Może to jakaś epidemia? Nie wiem. Szukam odpowiedzi.
Ogon samicy powędrował do jej przednich łap owijając jej tylne łapy dwukrotnie.
– Nie wszyscy są w stanie mi zaufać, ale większość mnie toleruje. Mam już zgodę przywódcy Wody i Życia na wstęp na ich tereny, w zamian za oddawanie części skarbów jakie uda mi się odnaleźć. Już liczą korzyści z tej decyzji. Przed przybyciem tutaj byłam szkolona do wyszukiwania kamieni szlachetnych z racji tego, że zraniłam mocno pierwszego rekruta przed nauką lotu. Wysłali mnie na graniczne szczyty, gdzie miałam przydać się jako zbieraczka. Okazałam się bardzo zdolna w tej profesji, tak, że nigdy później mnie już nie zmuszali do noszenia jeźdźca.
Nadeithscallieth spojrzała uważnie na Śmiałego Kolca sprawdzając jego reakcję na jej krótką i bardzo okrojoną ze szczegółów odpowiedź. Nigdy nie wiadomo jak smoki, zareagują na takie wyznania. Miała nadzieję, że nie zniechęci się do niej przez jej zbytnią gadatliwość.
: 02 sty 2016, 17:25
autor: Kruczopióry
– Jeźdźcy...? – powtórzył za Nadeithscallieth Kruczopióry, jakby to jedno z jej wypowiedzi zdecydowanie najbardziej wryło mu się w głowę. – Czyli... Czyli że pochodzisz z krainy, gdzie dosiada się smoków? – zapytał, a jego niezmiennie zaciekawione ślepia rozszerzyły się, coraz bardziej zaciekawione historią samotniczki. – Teraz też rozumiem, dlaczego nikt nie ma co do ciebie wątpliwości; uzdrowicieli szanuje się nawet wtedy, kiedy należą do wrogiego stada – dodał, nie odrywając oczu od Nadeithscallieth. Zaintrygowanych oczu
– Czy możesz opowiedzieć mi więcej o swoich stronach? – zapytał, łaknąc coraz większej ilości wiedzy. – Nawet nie wiem, co to mogą być za stworzenia, które... dosiadają smoków. Dlaczego zresztą ktoś miałby dosiadać smoków? – drążył temat, będąc wyraźnie podekscytowanym. – Po co? Jak wygląda życie w tak... dziwnej krainie?
: 02 sty 2016, 19:19
autor: Nocna Łuska
– Nie jestem uzdrowicielką. Chcę tylko nauczyć się leczyć choroby i rany – odrzekła spotykając się wzrokiem z Kruczopiórym. W ich głębi zauważyła podekscytowanie, kiedy poruszyła temat dosiadania jeźdźców. To był bardzo delikatny temat, dlatego nie rozpowiadała wszystkim w koło z jakiego zakątka na świecie pochodzi.
Onyksowa piękność wpatrywała się w samca słuchając pytania.
– Na pewno chcesz wiedzieć? Nie obrzydza cię to, że rozmawiasz z wierzchowcem ludzi? – zapytała spoglądając na niego niepewnie. Zdradzając jemu więcej szczegółów, mogła na zawsze stracić szanse na jego sympatię. Podejście smoków do bycia związanymi z istotami ludzkimi było różne. Nadeithscallieth przeżyła całe życie z nimi, dlatego być może bała się reakcji smoków z Wolnych Stad. Mogli ją stąd przepędzić.
: 02 sty 2016, 19:54
autor: Kruczopióry
– Nawet jeżeli inaczej to nazywasz, można cię w pewnym sensie uzdrowicielką określić. Wszak nadal twoją rolą pozostaje leczenie chorób i ran, czyż nie? – stwierdził na pierwszy komentarz Kruczopióry, mierząc Nadeithscallieth bacznym wzrokiem. Cóż, określenie jej profesji jednym słowem, nawet jeśli nie do końca chodziło o to samo, było zwyczajnie... prostsze. – I nie bój się, nie obrzydza mnie to – kontynuował, przechodząc z powrotem do tematu jeźdźców. – Nie wiem, dlaczego miałoby mnie to obrzydzać, ale nawet jeśli za sprawą twoich słów się dowiem... – Spojrzał głęboko w oczy samotniczki. Bardzo, bardzo głęboko. – Nawet jeżeli pragniesz mi opowiedzieć coś rzeczywiście okropnego, nie boję się prawdy. Prawda, choćby najokrutniejsza i najbardziej niewiarygodna, zawsze pozostanie prawdą, czy tego chcemy, czy też nie. Lepiej znać ohydną prawdę, ale prawdę, niż chować się pod kloszem samooszukiwania, nieświadomym, co rzeczywiście się dzieje. Możesz mówić – rzekł stanowczo, cały czas okazując zaciekawienie. I teraz... trochę też niepokój. – I możesz być pewna, że bez względu na to, co teraz opowiesz, nie będę cię traktował z tego powodu inaczej.
: 03 sty 2016, 19:58
autor: Nocna Łuska
Robiąc pół kroku do tyłu przysiadła na tylnych łapach zagłębiając tył w miękkim śniegu, uodporniona na chłód, wolała usiąść, bowiem zapowiadała się dłuższa rozmowa. Miała nadzieję, że jej przyjaciel mówił prawdę i nie odwróci się do niej ogonem.
– Jak chcesz. To może zacznę od tych ludzi. Są to istoty chodzące na dwóch tylnych łapach, które nazywają nogami. Przednie nazywają rękoma. Są prawie bez futra. Mają włosy na głowie i trochę w innych partiach, ale ogólnie są prawie łysi, dlatego noszą okrycie zwane ubraniem. Mają jedną odmianę, którą nazywają elfami. Wyglądają bardzo podobnie, ale można ich rozróżniać po uszach. Elfy mają lekko szpiczaste na końcu, a rasa zwykła – zaokrąglone. No i elfy są szybsze, cichsze i... Trudno to opisać – zawahała się zamyślając. – Elfy mają bardzo przyjemne głosy, są wrażliwsi i potrafią spędzić całe dnie przy tobie, żeby dotrzymać ci towarzystwa. Ludzie są mniej cierpliwi, zawsze zabiegani, częściej się złoszczą. Nie są tak delikatni jak elfy.
Zmarszczyła lekko nos przypominając sobie swój "pierwszy raz" z człowiekiem. Wydawał się jej najwłaściwszym kandydatem, bo miał taki ładny zapach... Do głowy by jej nie przyszło, że ów człek używał feromonów, żeby ją usidlić jak jakąś pszczołę. No i skończyło się to źle dla niego i dla niej.
– Góry Kira, to pasmo kilku miast. Jedno z nich jest utworzone w sercu góry. Mieszkają tam dziesiątki ludzi i smoków. Niezliczone ilości poziomów i półek skalnych, przedsionków i korytarzy prowadzących na zewnątrz. Miasta zewnętrzne to królestwo tylko ludzi. Zajmują się czymś co nazywają handlem, czyli wymianą różnych rzeczy między sobą. Smoki mają u nas różne profesje. Niektóre towarzyszą armii ludzi i elfów, noszą płaty z żelaza i uczą się walczyć na wypadek konieczności obrony miasta. Są też wierzchowce dyplomatów. Poszukiwacze i łowcy. Mamy też tragarzy, którzy pracują w kopalniach i pomagają w wydobyciu kruszców.
Przerwała swoją wypowiedź, żeby dać mu możliwość zadania pytań, ale też z innego powodu. Wyczuwała przebudzenie się jej siostry i od dobrych kilkunastu minut jak się zbliża. Zadarła głowę do góry wypatrując znajomej pary skrzydeł na niebie. Końcówka jej ogona drgała ze zniecierpliwienia samicy.
: 04 sty 2016, 16:12
autor: Kruczopióry
Kruczopióry wysłuchiwał Nadeithscaallieth bardzo uważnie, co i rusz potakując łbem na znak, iż słowa samotniczki do niego docierają. Nie przerywał jej, nie czuł takiej potrzeby. Ludzie? Owłosieni tylko na głowie i trochę w innych miejscach, prawie bez futra, na dwóch łapach? Zmrużył ślepia; to chyba jakieś strasznie brzydkie stworzenia musiały być! Ohydztwo! Może właśnie dlatego Nadeithscallieth bala się, że wzbudzi w Kruczopiórym odrazę...? Cóż, nigdy nie widział ludzi – może i na swoje szczęście – więc i tak nie potrafił sobie wyobrazić jeźdźca dosiadającego smoczycy.
Kiedy Nadeithscallieth przerwała swoją wypowiedź, był trochę... zaskoczony. Nie miał pytań, opis wydawał mu się jasny i wystarczająco szczegółowy – ot, społeczność podobna do smoczej, choć o trochę innych profesjach. Jeszcze nie widział w niej nic niezwykłego – oprócz dosiadania smoków, rzecz jasna. Ale czy smoki tak samo nie posługiwały się do pomocy kompanami? Tak w polowaniach, jak i w poszukiwaniach i w walkach? Czy to się czymś różniło? Przecież nikt tych smoków nie zmuszał do pełnienia swojej roli... prawda?
– Mów dalej, Nadeithscallieth – rzekł spokojnie Kruczopióry do smoczycy, uśmiechnąwszy się, kiedy wyczuł, że przerwa trwa nienaturalnie długo. Sam ugiął łapy i przysiadł na śniegu, składając skrzydła i usadawiając się wygodnie. – Bardzo ciekawi mnie, jak dokładniej wygląda ten świat... ludzi.
: 04 sty 2016, 16:24
autor: Lilliathreven
Lilliathreven wciąż była słaba... Wciąż lekko wychudzona, mimo zjedzenia porcji pożywienia. Chociaż nie miała żadnych ran, wszystkie mięśnie ją bolały. Lot był nierówny, nadzwyczaj niespokojny. Ogromne skrzydła same niosły ją do siostry, do ukochanej, jedynej bratniej duszy.
Przymykała ślepia. Mróz kompletnie jej nie przeszkadzał w zasypianiu, nawet w powietrzu. Zacisnęła mocniej powieki i zamrugała kilkakrotnie, to trochę ją rozbudziło. Głośne ziewnięcie dobyło się z gardła, by zaraz potem obniżyć lot. Zupełnie nie orientowała się w tych nowych terenach, ale lokalizacja Nadeith nie była dla niej zagadką. Nigdy. Nawet oddalone o tysiące lotów, mogły się znaleźć.
Lilliath obniżała lot coraz bardziej, aż w końcu zauważyła ją – postać identyczną, co ona sama. A poza nią... jakiś samiec. Nie przejęła się tym. Nie on był teraz najważniejszy, musiała porozmawiać z siostrą. Oczywiście, nie zapominała o kulturze, nie będzie dla niego niegrzeczna! Wylądowała jakieś pół ogona od nich delikatnie i swobodnie. Starała się wyglądać i zachowywać naturalnie, ale zmęczenie i niepokój pośród obcych terenów trochę wprowadzał ją w popłoch. Podeszła do nich, ostrożnie stawiając łapy, najchętniej w miejscach, gdzie śniegu było mniej.
Nadeith posłała ciepły uśmiech, a z jej ślepi można było wyczytać, że nie marzyła o niczym innym, niż znaleźć się przy siostrze, od kiedy tamta opuściła dom. Później dopiero spojrzała na nieznanego jej smoka.
– Witaj, nieznajomy. Jestem Lilliathreven. – przemówiła głosem głębokim i melodyjnym. Delikatny uśmiech pojawił się na jej pysku, kiedy bez skrępowania przyjrzała się całemu ciału Śmiałego, jakby to miało jej pomóc w zapamiętaniu jego wyglądu albo... w ocenieniu go.
: 04 sty 2016, 18:10
autor: Nocna Łuska
Nie było mowy, żeby teraz Nadeithscallieth miała głowę do kontynuowania opowieści o mieście ludzi i elfów. Nie teraz, kiedy wreszcie dostrzegła swoją duszobliźniaczkę. Kiedy wyruszyła w swoją podróż od początku czuła wielki, nieopisany lęk i niepokój. Zostawić połowę siebie i odlecieć w nieznane. Nigdy nie martwiła się sobą. Była trochę odważniejsza od Lilliathreven, ale kiedy przychodziło do rozstania sercem i duszą zawsze była przy siostrze.
Ten straszny moment, kiedy poczuła odrętwienie, chłód i ciszę. Ale żyła. Czuła ją. Nawet bez przytomności była wstanie namierzyć siostrę. Była wyziębiona, wycieńczona, leżała pośród zasp częściowo przykryta przez nawiewający śniegiem wiatr. Zabrała ją stamtąd, ogrzała. Zapewniła bezpieczne schronienie na Czarnych Wzgórzach. Zostawiła ją tam śpiącą, odzyskującą siły w jaskini. Nie chciała jej męczyć pytaniami. Pytania zostawiła na później.
Tak więc wylądowała. W oczach czarnołuskiego samca, wierna kopia Nadeithscallieth. Praktycznie niczym się nie różniły pod względem budowy ciała. Ta sam onyksowy odcień skóry, ta sama wielkość, identyczne rogi i grzywa. Dosłownie wszystko. Kondycyjnie jednak Lilliathreven była teraz słabsza, trochę wychudzona. Niepewnie stąpała po śniegu, który tak uwielbiła Nadeithscallieth.
Samica podniosła się ze śniegu i podeszła do drugiej samicy. Stanęła przodem do niej, ale trochę z boku. Czule objęła swoją szyją jej szyję krzyżując je i zawracając pysk, który podsunęła bo policzka bliźniaczki. Stykała się z nią policzkiem, delikatnie zahaczyła kolcami pod policzkiem o jej kolce. To było coś nieprawdopodobnego jak bardzo zdystansowana dla innych smoków, okazywała radość i czułość wobec swojej siostry. Zaglądała nachalnie lewym złotym okiem do jej błękitnego ślepia, jakby chciała ugasić tym głębokim wejrzeniem niewypowiedziane pragnienie.
Nie musiała używać maddary. Nie musiały nic mówić. Obie czuły to samo. Złączone na nowo, dwie bliźniaczki, zostawiły na moment Śmiałego Kolca w dość niezręcznej sytuacji.
Na szczęście Nadeithscallieth była dobrze wychowana, nawet wobec szczęśliwego spotkania i niewyobrażalnej ulgi, wciąż pamiętała, że nie była tu sama ze swoją duszobliźniaczką.
Zupełnie inne spojrzenie dwóch par złotych oczu spoczęło ponownie na mniejszym, czarno-łuskim samcu. Było w nich tyle ciepłych iskier, ile można by zebrać w całość i utworzyć drugą Złotą Twarz.
– Lilliath, to moja siostra – dopowiedziała. Oczywiście trudno było nie zgadnąć, że były siostrami. Za to trudno je było odróżnić.
: 05 sty 2016, 14:50
autor: Kruczopióry
// Lilliath – mam taką delikatną sugestię, żebyś zmieniła kolor używany w wypowiedziach smoka, bo obecny się strasznie zlewa z tłem, zwłaszcza przy pogrubieniu ;).
Mruknął cicho z niezadowolenia, kiedy zdał sobie sprawę, iż Nadeithscallieth nie dokończy teraz swojej opowieści, ale... cóż, bywają rzeczy ważne i ważniejsze. Oczywiście od razu domyślił się, iż dwie stojące przed nim smoczyce łączy nad wyraz bliskie pokrewieństwo, nie przeszkadzając im w ciepłym powitaniu. Dopiero póxniej, kiedy znana mu już samotniczka ponownie skierowała ku smokowi wzrok, ten zdecydował się zabrać głos.
– Kruczopióry – przedstawił się i podszedł spokojnie do Lilliathreven, podając jej łapę na powitanie. – Jak rozumiem, podobnie jak Nadeithscallieth, nie pochodzisz stąd? – zapytał, choć tak naprawdę nie musiał pytać; zapach smoczycy mówił absolutnie wszystko. – Także przybyłaś tutaj, aby uczyć się sztuki uzdrowicielstwa? – drążył, a jego ślepia były teraz wlepiono głęboko w spojrzenie Lilliathreven. Przyglądał się teraz bardzo uważnie, pragnąc wypatrzeć każdy, choćby najdrobniejszy szczegół jej zachowania. Jeszcze nie znał jej na tyle, aby móc zadawać dokładniejsze pytania, ale... może to przyjdzie z czasem?
: 05 sty 2016, 17:28
autor: Lilliathreven
// oh, naprawdę? Przepraszam, mi się dobrze czytało. Dam jaśniejszy kolorek. :)
Czuły gest ze strony jej siostry był jak wybawienie dla Lilliath. Smoczyca na chwilę rozluźniła się i oswobodniała. Teraz czuła się znacznie lepiej, kiedy w końcu mogła się z nią spotkać, być obok i rozmawiać. Udało jej się dotrzeć aż tutaj – do Wolnych Stad, w pogoni za duszobliźniaczką. Pogoń to mało szczęśliwe określenie – raczej odnalezienie siostry. Co do Śmiałego Kolca, ten nie musiał chyba nazbyt narzekać na chwilowe zakończenie opowiadania ze strony Nadeith, teraz one obie będą mogły mu opowiedzieć jeszcze więcej!
– Miło mi Cię poznać, Kruczopióry. – rzekła z ciepłym uśmiechem, który rozpromienił na chwilę jej pysk. Przyjrzała się mu badawczo, ale nie nachalnie.
– Pochodzę z tego samego miejsca, co Nadeith, oczywiście. – kiwnęła lekko łbem. Oczywistym było, że skoro są siostrami, to nie dość, że obie nie są stąd, to pochodzą z tego samego, odległego miejsca. W jej głosie nie dało się jednak wyczuć irytacji czy kpiny z młodszego od nich samca.
– Przybyłam tutaj za moją siostrą, a czy będę się uczyć uzdrowicielstwa, dowiem się z czasem. Ledwo przybyłam i najpierw chciałabym się trochę tu rozejrzeć, poznać... tutejszych. – zerknęła na Nadeith, a potem znów przeniosła spokojny wzrok na Kruczopiórego.
: 05 sty 2016, 21:35
autor: Nocna Łuska
Nadeithscallieth poczuła irytację siostry. Ach, kochana Lill. Jak zwykle pewna siebie i bezpośrednia. Onyksowa samica rozumiała jej niespodziewany "atak". Ten kto ją znał – a Nadeithscallieth znała ją najlepiej – wiedział, że jej język bywał ostry tak jak jej kły, ale była niegroźna, kiedy obchodziło się z nią delikatnie. Nie pierwszy raz zaśmiała się w duchu, że też potrafiła kąsać jak jej siostra.
Tym razem jednak Lilliathreven była zmęczona podróżą. Pewnie przed jej oczyma wciąż przepływały cienie lądów nad którymi przeleciała, żeby dotrzeć aż tutaj.
Złote oko samicy spotkało się z błękitną tęczówką duszobliźniaczki. Ich źrenice zwęziły się do pionowych kreseczek, gdy wymieniały te bardzo stęsknione czułości.
Odwinęła swoją szyję uwalniając siostrę z uścisku. Tylnymi łapami przeszła w prawo, żeby ustawić się mniej więcej przodem do dwójki. Przysiadła na śniegu zatapiając w bieluśkim puchu swój ogon, którego końcówka wystawała na powierzchni. Czarna kita powiewała na wietrze jak flaga.
– Moja siostra jeszcze nie doszła do siebie po podróży. Jesteś pierwszym tutejszym smokiem, którego poznała. Ja też znam zaledwie kilka osobników.
Posłała Śmiałemu Kolcowi ciepły uśmiech rozgrzewający atmosferę na chwilę ostudzoną przez Lilliath. Obróciła głowę i spojrzała na siostrę.
– Właśnie opowiadałam mu o górze Kira, o ludziach i o elfach – wytłumaczyła.
: 06 sty 2016, 21:40
autor: Kruczopióry
// Wiesz, z tym kolorem może być też tak, że mówimy o tym samym, a widzimy to inaczej, bo mamy np. inne ustawienia monitora :P. Ale nowy kolorek jest w porządku :).
Kruczopióry przytaknął Lilliathreven... i zamilkł na dłuższą chwilę. Czuł się nieco przytłoczony – miał przed sobą dwie obce, zupełnie nieznane mu smoczyce przybyłe z daleka, które siebie znały nawzajem doskonale, a on... no, był dlań kimś całkiem nowym. Ot, po prostu trafił w niekoniecznie właściwe miejsce i czas, kiedy nastało ich przywitanie. Choć... czy na pewno niewłaściwe?
– Tak, to prawda, Nadeithscallieth zaczęła opowiadać mi o waszych stronach – zaczął spokojnym tonem, niezmiennie wpatrując się w nowo przybyłą smoczycę. – O ludziach, o tym, że w tamtych krainach dosiada się smoków... Brzmi jak świat zupełnie inny od tutejszego – dodał, uśmiechając się pogodnie. I wzniósł oczy ku niebu. – Kiedy się już na dobre przywitacie... możecie mi o nim opowiadać dalej – rzekł i mrugnął do smoczyc porozumiewawczo ślepiem, przysiadając na zadzie. – Bardzo chętnie będę słuchał dalej.
: 06 sty 2016, 23:43
autor: Lilliathreven
Uśmiechnęła się raz jeszcze do siostry. W sumie.. Uśmiech nie schodził z jej pyska – na szczęście dla Lill, bowiem to nieco rozpromieniało jej wyraz. Wyglądała na zdrowszą i szczęśliwszą. To drugie na pewno się zgadzało, za to do zdrowia jeszcze dojdzie. Niebawem. Uśmiech skierowany do siostry był bardziej poufały. Cóż... takim chyba nie obdarzała nikogo, oprócz Nadeith i... i Niego. Tęskniła za elfem, a tęsknota stała się bardziej dokuczliwa, kiedy tylko Śmiały wspomniał o ich domu i smoczych jeźdźcach. To właśnie Lilliath trzymało w domu... jej jeździec. Wspaniały elf o złotym sercu, dobrej, nieskazitelnej duszy. Z jego powodu nigdy nie porwałaby się na taką wędrówkę, jak jej siostra, ale ona była wystarczającym powodem, by go opuścić. Ah...
– Kruczopióry, nie poznałam jeszcze tutejszych zwyczajów, smoki dopiero poznaję, a gdzie mi tam, by zupełnie potrafić funkcjonować w nowym otoczeniu. – odpowiedziała uprzejmie. Ona i Nadeith nie potrzebują wiele czasu na przywitania. Ich złączone dusze są zawsze razem, nawet jeśli fizycznie są osobno. Sama obecność jej siostry obok wystarczała Lill, zresztą... trochę sztywno czuła się, kiedy tak czule witała się z bliźniaczką przy obcym smoku – nawet, jeśli byłby najbardziej przyjaznym spośród znanych jej osobowości.
– Z pewnością jednak nasz dom to całkiem inne miejsce. Nadeith zdążyła już powiedzieć Ci o smoczych jeźdźcach, mm? – zerknęła rozbawiona na siostrę. Rozbawienie miało ukryć jej lekkie zdenerwowanie – nie ze złości, ale ze stresu. Prawda była taka, że nie wiedziała, jak odbiorą to tutejsi. Czy nie uznają tego za poniżenie? Bycie wierzchowcem, jak konie dla ludzi może być traktowane jako posłuszeństwo, może nawet niewolnictwo. Kiedy jednak zgłębić by temat... Jeźdźcy nie wykorzystywali smoków tylko w celu przemieszczania się. Oni wszyscy... współistnieli. To coś na zasadzie symbiozy... Każdy czerpał z tego korzyści. Niechętnie opowiadałaby o tym innym smokom, szczerze mówiąc, ale skoro siostra tak już wyparowała z opowieściami, Lill będzie to kontynuować. Ona lubiła słuchać i opowiadać, w przeciwieństwie do błękitnookiej.
– Kontynuuj siostro, nie wiem przecież, na czym skończyłaś. Chętnie także coś dopowiem, a potem, jeśli byłbyś tak miły i opowiedział mi co nieco o waszych zwyczajach, byłabym niezmiernie wdzięczna, choćby za garść informacji. – o tak, i na to właśnie będzie czekać. Informacje – to coś, czego Lilliath i Nadeith potrzebowały, by móc tutaj w ogóle funkcjonować!
: 21 lut 2016, 23:56
autor: Bezsensowny Kolec
Martwe, zmarznięte ruiny wręcz rozbrzmiewały niezmąconą ciszą; przez ostatnie mrozy nie było w nich słychać nawet dźwięku kropel wody spadającej na posadzkę z topniejących sopli. Tą wieczną i idealną ciszę zmącił jednak rytmiczny dźwięk ugniatanego śniegu pod łapami zielonego smoka z cienia.
Bez od dawna chciał zobaczyć ukryte na opuszczonej polance, zarośnięte roślinnością prastare ruiny. Ciekawiły go bo nikt nie mógł udzielić mu odpowiedzi kto je zbudował a młodzian nienawidził pytań bez odpowiedzi.. lub może raczej kochał samemu je znajdywać?
Tak czy inaczej to z tego powodu wybrał to miejsce na spotkanie z potencjalnym nauczycielem. Miał dużo zaległości, ale doświadczenia z innymi smokami mówiły jasno; trzeba na nie długo czekać. Zgodnie z planem Bez miał zamiar wykorzystać ten plan szukając wskazówek do rozwiązania mącącej jego umysł zagadki. Gdy tylko dodreptał do pierwszych znaków kamienia, nie zważając na to jak bardzo zmarznięty był, momentalnie poświęcił się przekopywaniu przez uschnięte zarośla wypatrując jakichś znaków lub hieroglifów.