Strona 13 z 33

: 18 sie 2016, 20:13
autor: Subtelny Gniew

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Finezyjny zareagował na słowa samca osobliwym zdziwieniem. A może była to ciekawość rysująca się demonstracyjnie na jego pysku. Przez chwilę patrzył w oczy rozmówcy, by nagle zwrócić łeb w stronę jak mniemał Obozu Elfów. Jego pysk otworzył się przy tym, jakby miał westchnąć na jego słowa. Wyraz jego pyska mówił, że teraz rozumie, dlaczego ognisty się tu znalazł.
Trafiłem zatem w odpowiednim czy nieodpowiednim momencie? – spytał po chwili znów zwracając się do niego z uśmiechem. Nigdy nie widział elfów i chętnie poznałby je, zwłaszcza po tym, co obwieścił im w ich sprawie ojciec. Do tej pory wydawały mu się tajemniczą i skrytą rasą. – Niewiele wiem o elfach oprócz tego, co opowiedział nam prorok. Ponoć przyniosły tu Drzewo Odnowy, które pozwoliło wiecznej zimie przerodzić się w wiosnę. Od tej pory tu mieszkają, czy nie? – poprawił łapy na których przysiadł i pomachał końcówkami skrzydeł. Potrzebowały rozciągnięcia. Wciąż czuł się obolały po upadku i miał wrażenie, że cały pokryty jest lepką, owocową substancją.
Być może. Ale sądzę, że bez problemu udałoby się dotrzeć do Obozu Elfów. Oczywiście jeśli po drodze nie postanowią zaatakować – odpowiedział nie do końca rozumiejąc sens żartu. Starał się jednak szerzej uśmiechnąć, by nie okazać ignorancji. – Kim w takim razie zamierzasz zostać, Czarci Kolcu? – spytał szykując się mentalnie do podniesienia zadu i wycieczki. Nie lubił zbyt długie przesiadywania w jednym miejscu. Chociaż dzięki temu mógł rozglądnąć się po okolicy i ułożyć jakiś poemat zainspirowany tym osobliwym miejscu.
W jastrzębia wpadłem lecąc w dół
I spadłem, huk, w czereśnię dziką.
Och co za pech! Och co za ból!
Spadłem przed czarcią publiką
– zaczął nucić w myślach.

: 20 sie 2016, 13:06
autor: Czarci Kolec.
Wiśniowy nie do końca rozumiał jeszcze zachowanie Finezyjnego. Próbował wyczytać z obserwacji jego pyska jakieś emocje i myśli, które mogły mu siedzieć w głowie, bo przecież oboje jakby zachowywali dystans i ostrożność... ale nic nie rozumiał! Oboje siebie jakby nie rozumieli. Rozmawiali, ale coś nie do końca grało.
– Nie wiem, czego spodziewać się po tych dwunogach. Moglibyśmy tam pójść razem, jeśli chcesz. – zaproponował ochoczo, w momencie wstał i podszedł dwa kroki bliżej samca. Uśmiechnął się do niego szeroko, a na informacje, którymi podzielił się z nim nowopoznany, postanowił także powiedzieć co wie, choć nie było tego wiele więcej. – Ja wiem, że elfy żyją w stadzie, jak my. Potrafią używać magii i run, no i zamiast atakować pazurami czy kłami, to używają jakichś narzędzi czy tam broni. Noszą na sobie jakieś materiały, żeby chronić skórę, bo nie mają łusek, jak my. Z samego opisu, nie licząc tego posługiwania się magią, wydają się być mali i słabi. Co o tym myślisz? – zapytał, sam się zastanawiając. Nigdy żadnego elfa nie widział i korciło go, żeby tam pójść. Pójdzie tak czy inaczej, z Finezyjnym czy bez – ale jakoś raźniej byłoby we dwójkę. Oboje mogliby się czegoś nauczyć i lepiej się poznać, może nawet sobie zaufać?

Ah, a gdyby tylko Czarci mógł usłyszeć wierszyk ułożony przez Finezyjnego... Cudowny!

: 20 sie 2016, 19:53
autor: Subtelny Gniew
Finezyjny mówił czasem tajemniczo, a może błędnie odgadywał myśli swoich rozmówców. Wydawało mu się, że Czarci szuka elfów, a zatem nie wiedział czy nie znalazł się tu w odpowiednim momencie. Być może była to samotna wyprawa, w której on mógłby jedynie przeszkadzać. A jednak wiedział co mówi, bo po chwili niezdecydowania Czarci Kolec zapytał go o to samo.
Chętnie się z tobą wybiorę – odpowiedział wesoło. Dawno nie przeżył żadnej przygody. Mitycznych stworzeń nie spotykał, jedynie śpiewające ptaki, a przecież elfy były właśnie mitycznymi stworzeniami. Podniósł z napięciem zad, kiedy adept nagle postanowił się przybliżyć. Z tej perspektywy samiec mógł tego nie widzieć. Finezyjny szybko się wstrzymał, gdy uświadomił sobie, że nic mu przecież nie grozi. Podniósł wyżej jeden z kącików ust, jakby do samego siebie chciał się zaśmiać – ach te wojownicze nawyki!
Cóż – wzruszył barkami siadając z powrotem wygodnie. – Ja też nie mam łusek a na dodatek nie przepadam za magią. Można sobie jakoś radzić – zaśmiał się, choć oczywiście wiedział, co Czarci ma na myśli. Słyszał co nie co o elfach, choć jego wyobrażenia z pewnością odbiegały od rzeczywistości. – Chętnie bym zobaczył jednego, zanim przyjdzie mi z nimi współpracować – dodał jakby do siebie. Mieli z nimi wyruszyć na mgłę. Smoki różnie podchodziły do obcej rasy. On sam miał zbyt dużo wątpliwości, by ufać im albo ich nienawidzić. Dobrze byłoby się przekonać jacy są teraz, nim sytuacja jest dość spokojna.
Czarci choć wpadł w pobliski krzak
Spokojnie wstał, nie dał mi w kość.
Och co za smok! Och co za takt!
Gniewnych napadów mam już dość.
– zanucił drugą zwrotkę, która w międzyczasie przyszła mu do głowy. Cicho i wyraźnie, ale mimo wszystko na głos. Przy okazji podniósł się i rozciągnął. Spojrzał w jedną i drugą stronę, po czym wskazał w kierunku, jak mu się wydawało, północnym. – W tym kierunku, nieprawdaż? – spytał i nie czekając na odpowiedź ruszył traktem pod górę.

: 30 wrz 2016, 22:32
autor: Absurd Istnienia
W przerwie od polowań Absurd postanowił przejść się po terenach wspólnych. To ciekawe, tak mały skrawek terenu ale każdy jego skrawek był doskonale znany. Każde drzewo, każde wzgórze, każdy strumyk ma tutaj nazwę i wiele smoków je odwiedziło. A tereny stad? One były dzikie. Tylko duże lasy, równiny i pustynie miały nazwy. A nawet jeśli tereny były zwiedzone całkowicie, to w dużym odstępie czasu. Pewnie dlatego tutaj na terenach wspólnych było tak spokojnie, tak bezpiecznie. Wszystko tutaj pachniało smokami, nie konkretnym stadem a po prostu smokami. Rudy wędrował przez dziką puszczę, po dziwnej ścieżce do dziwnego drzewa. Nie polował ani nie przyszedł nikogo karmić. Ot tak po prostu tu przyszedł. Jakie jest prawdopodobieństwo że kogoś spotka? Pewnie duże, tereny są malutkie a odwiedza je każdy.

: 01 paź 2016, 11:58
autor: Gonitwa Myśli
To był dopiero las! Puszcza nawet. Isdnir brnęła dziarsko przed siebie, podążając wyklepaną przez smocze łapy ścieżką. Chociaż, "wyklepaną" to mogło być za dużo powiedziane. Trakt ledwie był widoczny, czasami urywał się, kręcił i w ogóle skomplikowany był. A fakt, że wokół panował praktycznie cały czas półmrok wcale nie pomagał. Niemniej, Ziemnej bardzo upodobało się to miejsce, trochę upiorne, ale o bardzo urokliwej dla młódki atmosferze.
Wzrok miała wbity w swoje łapy, badając uważnie za każdym krokiem, czy nie zbacza zbytnio ze ścieżki. Zależało jej aby zbadać, gdzie ona prowadzi. Zwykle przecież w lasach nikt ścieżek nie depcze, a skoro taka jedna tu była, to niewątpliwie prowadziła do czegoś niezwykłego. Łeb miała pochylony, a między prawym uchem a rogami wczepiła sobie zielone pióro podarowane jej przez matkę. Ostatnio częściej poruszała się drogą powietrzną, a lotek ze skrzydła nadal ubywało, więc zrezygnowała z chowania pióra pomiędzy swoimi własnymi piórkami na skrzydłach. Nie chciała go przecież zgubić. Szczególnie, że Pawiookiej nie widziała od kilku księżyców. Smutno jej było z tego powodu czasami, ale udawało jej się jakoś odwieść umysł od ponurych myśli, znajdując pocieszenie w znajomych smokach i naukach.
Idąc tak i niezbyt uważając na to, czy nie wyrośnie przed nią nagle jakieś drzewo czy inny smok, siłą rzeczy w końcu musiała na jedno czy drugie wpaść. Padło na smoka. Samiczka zatrzymała się gwałtownie, a raczej to ją coś zatrzymało, gdy władowała się łbem w czyjąś łapę.
Ojć – mruknęła tylko, odstępując nagle na krok do tyłu. Przycupnęła na zadnich łapach, przytykając prawą przednią łapę do czoła. Uniosła łeb, spoglądając wysoko na smoka przed nią. Duży był! Chociaż, taki duży jak i każdy inny dorosły. Ale dla Isdnir to nadal duży, ona sama była raczej drobna.

: 01 paź 2016, 15:22
autor: Absurd Istnienia
Rudy szedł dalej przez ten przyjemny półmrok, a mimo wszystko widział dobrze. Również dobrze słyszał więc usłyszał w niedalekiej odległości od niego jakiś szmer i kroki. Uszy mu drgnęły, a mięśnie napięły gotowe do ataku lub obrony. Coś co wydawało dźwięk było małe i chodziło na czterech łapach. Jest spora plejada drapieżników która podpadała pod te kryteria. Absurd zerknął w tamtą stronę kontem oka i od razu się rozluźnił. Było to tylko pisklę... chociaż może już adept. Kontynuował wycieczkę, ale uszy miał nastawione w stronę młodego smoka i wtedy, bah! Coś uderzyło w jego zadnią łapę. Samiec wydał z siebie krótki niezadowolony pomruk, przymrużył oczy i nastroszył pióra. Przesunął się w bok i machnął swoim łuskowatym ogonem zakończonym piórami. Westchnął, a jego spojrzenie złagodniało. Głupie i naiwne pisklęta, sprawiają radość i dają miłość a potem znikają bez zapowiedzi zostawiając po sobie bezlitosną pustkę w sercu i kilka dobrych wspomnień.
– Uważaj jak chodzisz bo na polowaniu będziesz miała spore problemy. – powiedział spokojnie samicy, patrząc swoimi szafirowymi ślepiami w jej... równie szafirowe ślepia. Zaczął się jej przyglądać zaciekawiony. Futro w odcieniach brązu, dwie pary rogów i. i... czerwone piórko na końcu ogona. Czerwone piórko które widział tylko u swojej matki, siostry i siebie. Czyżby...?
– Jestem Absurd Istnienia, łowca stada Ognia, a ty? – zapytał samiczkę. Nie do końca mógł określić z jakiego stada pochodzi młoda. Woda czy Życie?

: 01 paź 2016, 17:50
autor: Gonitwa Myśli
Postawiła łapę z powrotem na ziemi, gdy już tępy ból w czole po zderzeniu ustał. Podniosła zadek z ziemi i odstąpiła kolejny krok w tył, żeby już nie musieć zadzierać tak łba w górę, aby chociaż musnąć spojrzeniem pysk smoka. Bo lubiła utrzymywać kontakt wzrokowy z rozmówcą, była z gatunku tych śmielszych.
Do polowania nauczę się chodzić – zapewniła, odsłaniając kiełki w lekkim uśmiechu. Jednocześnie odeszła gdzieś na moment spojrzeniem, jakby rozbawiona własnym komentarzem. Gdy wróciła spojrzeniem do smoka nie umknął jej fakt, że ten przyglądał jej się z czymś, co spokojnie mogłaby nazwać zaciekawieniem. Zaintrygowało to Isdnir, której w sumie nikt nigdy się jakoś nadzwyczajnie nie przyglądał. Zawsze to było na odwrót, to ona znajdowała w smokach coś, czemu musiała koniecznie się przyjrzeć i zapamiętać. Z tym smokiem tutaj to nie był wyjątek. Chociaż w tym świetle (czy jego braku), opierzenie samca wydawało się bardziej brązowe niż rude, to raz po raz gdy promieniom Złotej Twarzy udawało się przebić przez gąszcz, ów rudość można było dostrzec. Spodobała się ona Isdnir. Taka... nietypowa. Nikogo jeszcze z rudymi barwami futra, łusek czy piór nie spotkała. Ale z szafirowymi ślepiami spotkała, taką siebie na przykład. Ciekawe, ciekawe. Czerwone piórko też by może dostrzegła, gdyby nie to, że akurat nie miała zwyczajów podziwiać cudzych ogonów. No pech.
Z Ognia? Wspaniale! – rzekła, bardziej do siebie niż do smoka. Dodatkowo wciągnęła powietrze przez nozdrza, smakując nowego zapachu. Nie miała okazji jeszcze wąchać nikogo z Ognia, wszak nikogo stamtąd nie spotkała. Aż do teraz, znaczy się. – Ja jestem z Ziemi, Isdnir – przedstawiła się zaraz, swoim zwyczajem wypinając pierś nieznacznie w przód.

: 01 paź 2016, 23:30
autor: Absurd Istnienia
Zaśmiał się krótko gdy samiczka mu odpowiedziała.
Dobrze, bo inaczej coś by cię zjadło – powiedział weselszym głosem przy okazji odsłaniając swoje białe kły. Samiec poruszał jednostajnie ogonem, spokojnie i trochę hipnotyzująco. I nagle usłyszał coś bardzo ciekawego od młodej smoczycy. Uszy mu drgnęły, jakby ktoś właśnie w nie pstryknął. Przekręcił pytająco łeb, trochę jak ptak.
Z Ziemi? – zapytał zdziwiony. – Ziemia istniała wiele księżyców temu, a po tym jak Ogień i Cień rozbili Wodę, Ziemia przerodziła się w Życie. – zabrzmiało to trochę poetycko. Smok skłonił się teatralnie Isdnir. – Więc witaj Isdnir, przybyszu z przeszłości. – zażartował z drobnym szelmowskim uśmiechem na pysku.
...
Ostatni raz robił coś podobnego ze swoją ukochaną, pierworodną Arylidią. Czy ona wciąż żyje?

: 02 paź 2016, 16:47
autor: Gonitwa Myśli
Parsknęła z niedowierzaniem na komentarz smoka. Ją by coś zjadło? Niedoczekanie, za dobra jest na to! To ona już prędzej by to coś zjadła. Bo w końcu po to się polowało, by jeść. Niemniej ucieszyła się, że i smok uznał jej odpowiedź za w jakimś stopniu zabawną. Na pyskach niektórych dorosłych tak rzadko widniało coś więcej, niż tylko grymas zmęczenia.
Reakcja Absurdu Istnienia na stado pochodzenia Isdnir wcale jej nie zdziwiła. Rozumiała, że jej stado dopiero niedawno zmieniało nazwę. Już w głowie miała ułożone całe wyjaśnienie, przyzwyczajona do wyjaśniania właśnie.
Ziemia, no bo wiesz, teraz znowu jest Woda i w ogóle... – urwała, gdy dopiero teraz zrozumiała teatralność gestu smoka i sens jego żartu o byciu z przeszłości. Klapnęła zadkiem na ziemi, unosząc przednie łapy i machając nimi niespokojnie, jakby chciała gestami zaznaczyć, że wcale a wcale nie próbowała przed chwilą nic wyjaśniać i od razu zrozumiała żart. Zaśmiała się krótko i nerwowo, odchrząkując po chwili.
Znaczy, fakt. Z przeszłości, tak. Kiedyś to było lepiej, nie to co tutaj teraz macie, no – powiedziała, unosząc pysk wyżej i przymykając ślepia z dramatyzmem.

: 02 paź 2016, 23:42
autor: Absurd Istnienia
Grymas zmęczenia z dodatkiem znudzenia, smutku i nostalgii, faktycznie zwykle Rudy ma taką miną na pysku, jednak teraz uśmiechał się ciepło. Isdnir wydawała się być bardzo ciekawą osobą z którą dobrze się gada. Rudy się się zaśmiał gdy zobaczył jak życiowa wymachuje łapkami a potem podłapuje jego żart.
– Pozdrów Nieśmiertelny Ogień i Marzenie Ziemi gdy wrócisz to swoich czasów. – odpowiedział wciąż z uśmiechem na pysku. Poruszył łbem tak że można to było przyrównać do węża i przymknął na chwile ślepia.
Ciekawe czemu Życie nie zmięli się na Ziemie zaraz po tym jak zdradziecka Woda się odłączyła – prychnął z pogardą wspominając o Wodzie. Cóż, teraźniejszej Wody nie ma prawy osądzać za przewinienia przodków skoro pewnie większość ze zdrajców zdechła. Spojrzał w ślepia Isdnir, takie jak miała jego matka i babka. – Hmm... Może z szacunku dla moich dziadów? Iskra Nadziei i Bezchmurne Niebo byli z Starej Wody a z tego co słyszałem zostali wierni Życiu. – Rudy żałował że nigdy nie spotkał swoich dziadków, ale skoro odciął się od swoich rodziców... czy powinien wspominać dziadów? Nie czas jednak na przemyślenia o przeszłości, ważne było co się działo teraz, a właśnie teraz Rudego zżerała ciekawość. Czy ma racje co do pochodzenia młodej?
Isdnir, pozwól że zapytam. Kim są twoi rodzice?

: 03 paź 2016, 14:01
autor: Gonitwa Myśli
Pokiwała łbem na znak, że oczywiście przekaże pozdrowienia. Co prawda zielonego pojęcia nie miała, kim mogą być Nieśmiertelny Ogień i Marzenie Ziemi, odejmując sam fakt, że pewnie byli przywódcami. To jednak stare imiona i Isdnir nic a nic o nich nie słyszała. Swoją wiedzę uzupełni kiedy indziej.
Przemilczała kwestię "zdradzieckiej Wody", unosząc jeden kącik pyska w raczej wymijającym uśmiechu. Sama nie miała zbyt wyrobionego zdania na ten temat. Oczywiście nie pochwalała decyzji, aby rozłamać stado na dwa przez ówczesnych przywódców, którzy działali według własnych, osobistych pobudek, nie kierując się dobrem grupy. Ale z drugiej strony cieszyła się z bycia Ziemną. Większe przywiązanie czuła do Ziemi, a nie Życia, wiedząc już, że Życie w gruncie rzeczy było połączeniem Wody i Ziemi. A ona wykluła się w tym drugim. Nie chciała za bardzo wypowiadać się na ten temat, dlatego grzecznie przemilczała kwestie nazw i nie-nazw stad. Nieco bardziej ożywiła się na pytanie smoka.
Pawiooka! – odparła zaraz, potrząsając zarazem lekko łbem. Wprawiła tym piórko wetknięte pomiędzy róg i ucho w ruch, co miało potwierdzić jej słowa. Piórko wszak było zielone, niepodobne do jej własnego upierzenia, właśnie takie... pawie. – Ale mamy nie widziałam od jakiegoś czasu. W sumie taty nie znam – tutaj wzruszyła lekko barkami, patrząc przez chwilę po Absurdzie. Pociągnęła nosem, a zapach stada łowcy podrażnił jej jeszcze wrażliwe powonienie. Właśnie! Pamiętała, jak Chłód mówił, że Isdnir to pisklę Pawiookiej i "kogoś z Ognia"!
Ale ty możesz go znać! Jest z twojego stada, tak słyszałam! Macie tam kogoś podobnego do mnie? – zapytała, przekrzywiając łebek w bok. Zauważyła, że nie była zbytnio do mamy Podobna. Ślepia im podobnie błyszczały w odpowiednim świetle, ale to chyba właściwie tyle z najbardziej oczywistych podobieństw... A Isdnir pomyślała, że skoro nie do mamy, to do swojego taty musiała być podobna!

: 09 paź 2016, 16:36
autor: Absurd Istnienia
Cóż Absurd za to znał te imiona z opowieści, no chociaż Marzenie Ziemi, albo raczej Złudzenie Życia widział dawno temu. Tak naprawdę wybrał te imiona bo były one jednymi z nielicznych które pasowały do okresu z którego miała "pochodzić" Isdnir. Teraz jednak z niecierpliwością oczekiwał na odpowiedź pisklęcia. "Pawiooka" Smok na to słowo jakby zrobił się weselszy, nie ze względu na smoczyce która nosiła to imię a na to że Isdnir faktycznie była jego pisklęciem. Zaśmiał się jakby usłyszał najlepszy żart na świecie gdy samiczka powiedziała że łowca może znać jej ojca. Absurd obniżył łeb tak by być na równo z Życiową z szerokim uśmiechem na pysku.
Ależ znam twojego ojca i podpowiem ci że własnie na niego patrzysz. – powiedział ciepło.

: 12 paź 2016, 18:20
autor: Gonitwa Myśli
Zamrugała z konsternacją, słysząc smoka. Zastrzygła uchem, jakby próbując upewnić się, czy aby na pewno dobrze usłyszała. Jak to właśnie patrzyła na swojego ojca? To znaczy... Absurd był jej ojcem? Ale nie byli podobni! No, na pierwszy rzut oka. Ślepia mieli podobne, rogi nawet zakręcały się u nich w pokrewny sposób. I to jedno dziwaczne czerwone pióro na końcu ogona. Jakieś podobieństwo było. Widocznie Isdnir wdała się w dalszą rodzinę.
Potrząsnęła łbem krótko, układając sobie to w głowie. Tak bardzo chciała się dowiedzieć, kto jest jej ojcem a teraz – miała odpowiedź. Uśmiechnęła się leciutko i uniosła ciało na tylnych łapach, przednie zawieszając na szyi swojego ojca. Zastygła tak przez moment, zamykając Absurd w uścisku, dosyć ciasnym uścisku.
Odstąpiła od smoka dopiero po kilkunastych następnych uderzenia serca. Spojrzała w ślepia ojca z radosnymi iskierkami w ślepiach. Nie odzywała się przez tą chwilę, co było do niej niezwykle niepodobne. Najwyraźniej musiała zebrać myśli. Niecodziennie odkrywa się tożsamość jednego ze swoich rodziców.
Tak bardzo się cieszę! – rzekła w końcu, wysokim i głośnym tonem. Była bardzo podekscytowana. – Myślałam, że nigdy się nie dowiem kim jesteś! Mamy nie ma, nie powiedziałaby mi... Leszczynowa chyba też nie wiedziała. Leszczynowa to siostra mamy, ciocia dla mnie – wyjaśniła zaraz uświadamiając sobie, że Absurd niekoniecznie może wiedzieć, kim ta Leszczynowa jest. – A ty masz jakieś siostry albo braci? – zapytała z nadzieją. Bardzo podobała jej się myśl, że mogła mieć jakąś większą rodzinę.

: 11 lis 2016, 23:22
autor: Absurd Istnienia
Rudego bardzo ucieszyła pozytywna reakcja Isdnir. Odwzajemnił uścisk okrywając ją pierzastym skrzydłem. Była taka kochana i... żywa. Była iskierką radości w jego życiu. Przyglądał jej się z ciepłym uśmiechem na pysku. Liznął samice po głowie ciepłym jęzorem. Zastrzygł uszami słuchając co ma młoda do powiedzenia. Prawdopodobnie jej rodzina nie kończy się na jednej ciotce, w końcu jest w Ziemi. Absurd zauważył że w Ogniu tak naprawdę mało smoków ma większą rodzinę i zwykle ogranicza się to do pary i ich piskląt. Ciekawe.
Westchnął na pytanie samiczki.
Tak. Mam. Chociaż równie dobrze mogli już dawno zdechnąć, są daleko za barierą w stadzie założonym przez moich rodziców. A po nich to już od dawna pozostały tylko kości. – powiedział dość chłodno. Nie miał pojęcia co się tam działo i czy jacyś Równinni nie postanowili ich wymordować. Pamiętał coraz mniej.
Ty masz za to rodzeństwo... ale bogowie wiedzą gdzie się zapodziali nie widziałem ich od dawna – próbował zacząć wypowiedź wesoło, ale mu to nie wyszło. Przymknął na chwilę oczy by ukryć w sobie krnąbrne emocje, które znów próbowały wydostać się na zewnątrz i wrócić do rozmowy.
Jeśli będziesz chciała się ze mną spotkać albo czego pouczyć ryknij na granicy z Ogniem. Smoczy ryk ma dziwną tendencje trafiać akurat do tego odbiorcy dla którego był przeznaczony – powiedział z lekko rozbawionym uśmiechem na pysku. Smocze życia składały się z dziwacznych zbiegów okoliczności.

: 14 lis 2016, 16:54
autor: Gonitwa Myśli
Słowa Absurdu dotyczące dziadków i wujostwa Isdnir zabrzmiały raczej ozięble. Zmartwiło to młodą smoczycę, bo ona do każdego członka rodziny, nawet stada, podchodziła z niezwykłym ciepłem i życzliwością. Nie rozumiała, dlaczego ojciec był tak chłodnie obojętny na los swoich rodziców i sióstr czy braci, bo dla niej było to coś zupełnie no... nie do zrozumienia.
Rozpogodziła się nieco na wzmiankę o własnym rodzeństwie, które... w zasadzie nie wiadomo gdzie było! Jaśniejący wyraz pyska został zastąpiony zasępieniem tak szybko, jak się pojawił. Już tak się miała cieszyć. Marzyła o rodzeństwie! Oczywiście, bardziej widziałaby je u siebie, w Ziemi, gdzie mogłaby się z siostrą czy bratem bawić i powędrować, ale tak naprawdę to i rodzeństwo w Ogniu uszczęśliwiłoby ją niesamowicie. Spojrzała na Absurd trochę ze smutkiem a trochę ze współczuciem zauważając, że i on nie był zbyt pocieszony kierunkiem, w którym zaczęła iść ta rozmowa.
Zastrzygła uchem, słysząc o tej dziwacznej właściwości smoczego głosu, a raczej ryku. Przekrzywiła łeb w bok, unosząc kącik pyska w nieśmiałym uśmiechu. Nawet ona nie umiała aż tak płynnie przechodzić ze zmartwienia w rozbawienie.
No to dobrze, wyczekuj mnie w takim razie – zapowiedziała kiwając łbem dwa razy. Teraz, gdy już wiedziała kto jest jej ojcem, na pewno nie da Absurdu spokoju. Musiała sobie jakoś odbijać nieobecność jednego z rodziców.
Zadarła łeb w górę, spoglądając w stronę nieba. W większości było ono przysłonięte gałęziami i liśćmi, ale dało się zauważyć, że coraz bardziej się ściemniało. Złota Twarz już zachodziła, a Isdnir nie chciała próbować się w locie po ciemku. Szczególnie, że jeszcze trudniej będzie jej nawigować z powrotem do obozu Wody. Niby dużo lasów po drodze i większość pamiętała, ale wolała nie ryzykować.
Przeniosła wzrok z powrotem na Absurd, uśmiechając się przepraszająco.
Chyba już się będę zbierać. Pewnie i tak dostane burę za wracanie tak po ciemku od któregoś z Ziemnych, ale trudno. Warto było! – powiedziała ocierając się jeszcze raz z czułością o ojca, po czym rozejrzała się uważnie, mrużąc ślepka ze skupieniem. Dzika Puszcza była trochę nawet straszna o tej porze dla Isdnir.
Ale w sumie z lasu możemy wyjść razem, prawda? – zapytała Absurd, delikatnie nawiązując do faktu, ze sama chyba nie poradziłaby sobie z wydostaniem się z puszczy. Wejść łatwo, z powrotem trudno!

: 28 gru 2016, 19:41
autor: Zmierzch Gwiazd
// znowu dzwoneczki
Opoka dalej się nie poddawała. Była zdeterminowana aby znaleźć jakiś dzwoneczek. Ciekawość brała górę, szukała więc dalej magicznych dzwonków.
Szła nieśpiesznie, nie chciała niczego przegapić, nie śpieszyła się. Szukała dokładnie, nie skupiała się na szybkości. Rozglądała się uważnie poszukując wzrokiem magicznego dzwoneczka, lub czegoś co go chociażby przypominała. Starała się dostrzec błyski światła, które odbijają się od jego powierzchni, choć w tej okolicy o takowe światło było trudno. Patrzyła głównie z góry, lecz od czasu do czasu obniżała łeb i patrzyła z dołu, być może zmiana perspektywy pomoże jej. Zaglądała za każdy kamień, buszowała w zaroślach i kępach trawy, zaglądała do dziupli drzew. Była również wrażliwa na dźwięk oraz (w razie gdyby dzwonek takowe wydzielał) drgania maddary. W trakcie poszukiwań, nuciła sobie coś pos nosem, mimo iż nie mogła znaleźć dzwonka, dopisywał jej dobry humor. Może do jakaś świąteczna maddara?

: 03 sty 2017, 16:44
autor: Deszczowa Kołysanka
Wytrwałość Opoki była godna podziwu. Czy to już czwarte miejsce które odwiedziła? Ostatnio nawet jej się poszczęściło i znalazła mandarynki. Jednakowoż, tym razem, Przywódczyni nie udało się dostrzec niczego błyszczącego, ani niczego, co miałoby kształt dzwoneczka. Wsłuchiwała się w wiatr, który również nie przyniósł dźwięku dzwoneczka. Jedynie z daleka było słychać delikatny, cichutki, niesiony z wiatrem śpiew jakiś leśnych stworzeń, o dawnych, zapomnianych już i martwych przodkach lasu, sprawujących nad nim opiekę z niebios. Jednak, po dzwoneczku ani śladu. Zupełnie... No cóż, nie tym razem, ale kto próbuje, ten w końcu zyska, prawda? Uśmiech na pyszczek i idziemy dalej.

Dodano: 2017-01-03, 16:44[/i] ]

//to już nie event

Chaosia wieczorkiem wyszła ze swojej groty, zostawiając siostrzyczkę w bezpiecznym towarzystwie opiekunki. Jaspis prześpi sobie całą noc u Heulyn, a ona w tym czasie się pouczy. Wspaniały sposób na stworzenie większej ilości czasu – zobaczymy czy odpowiedni. Ale, jedna czy dwie zarwane nocki nic nie zaszkodzą, a w razie czego, odeśpi sobie w następne dni. Wychodząc z jaskini od razu udała się na wyznaczone miejsce. Daleko, ale będzie spokojnie. Miała jeszcze troszkę czasu, więc wyruszyła spacerkiem, oglądając nocne niebo. Osłonięte chmurami, ale dzisiaj było widać przez nie księżyc. Pięknie... Nie miała problemów z odnalezieniem drogi do Dzikiej Puszczy. Już tu kiedyś była. Kiedy dotarła do traktu, przystanęła i rozejrzała się. W razie czego miała rozłożone skrzydła, gotowa do lotu. Jeszczepisklę w nocy, w lesie, w dodatku sama... Na razie. Gdyby siostra dowiedziała się o tym gdzie teraz Chaos przebywa, pewnie wpadłaby w panikę. Dlatego, jedyną wiadomość jaką zostawiła, była ta, narysowana przy Faelanie. Na wszelki wypadek, gdyby do rana nie wróciła.

: 03 sty 2017, 16:53
autor: Zmora Opętanych
___Keezheekoni nie była fanką piskląt – odziedziczyła tą niechęć po matce. Nie zmieniało to jednak faktu, że Chaos była częścią Cienia, więc odpowiedzialność za nią była także na barkach fioletowołuskiej, jak każdego innego członka Cienistej Braci. Zwłaszcza teraz, gdy zgodziła się ją uczyć. Jeśli coś stanie się młodej samiczce, to Opętana będzie miała problem.
___Dlatego też mimo wyraźnej niechęci nie ociągała się. Gdy tylko na ciemnym niebie pojawił się księżyc, samica wyszła z Jaskini Zmierzchania i wzbiła się w powietrze. Zimne powietrze przyjemnie owiewało jej chłodne łuski, jakby zachęcając ją do dalszego lotu. Nie potrzebowała zachęty. Do Dzikiej Puszczy dotarła dość szybko, dobrze wiedząc gdzie znajduje się Trakt do Prastarego Drzewa. Jej wyjątkowo ostry wzrok dostrzegł sylwetkę już całkiem sporej Chaos, dzięki czemu wywerna zdołała wylądować trzy ogony od niej. Tak jak zawsze, niezmiennie – zrobiła to cicho, niezwykle miękko lądując na śniegu. Jedynie szum wielkich skrzydeł alarmował o jej obecności oraz wir unoszącego się wokół niej białego puchu. Podeszła bliżej młodej, nieznacznie kiwając jej łbem w ramach powitania.
___– Czego więc chciałaś się uczyć? – zapytała, chcąc od razu przejść do rzeczy i nie tracić zbyt wiele czasu.

: 03 sty 2017, 17:17
autor: Deszczowa Kołysanka
Wpatrywała się w niebo i pewnie tylko dlatego wypatrzyła lecącą Keezheekoni. Starsza smoczyca wylądowała cicho, nie robiąc zbędnego hałasu. To pasowało do nocy... Chaos skinęła ku niej łebkiem na powitanie. Już kiedy się umawiały na naukę, zdążyły się sobie przedstawić, więc młoda też od razu przeszła do rzeczy. Składając skrzydła, odpowiedziała spokojnym ale pewnym siebie głosem.
-Witaj. Chciałabym się nauczyć posługiwać się maddarą.

Nieznacznie przechyliła łebek na bok, przypatrując się nauczycielce. Miała lepiej, już to umiała. A ona, o ile miała już kontakt ze smoczymi czarami w użytku, o tyle nigdy jeszcze nie usłyszała ani słówka o tym co powinna zrobić, aby samemu ich używać. Jej wiedza ograniczała się do tematu "co mogłabym stworzyć z pomocą maddary" (zresztą, do takiego tematu wystarczała wyobraźnia), ale nie znała ani podstaw, a tym bardziej regułek koniecznych do spełnienia aby coś się pojawiło.

: 03 sty 2017, 17:29
autor: Zmora Opętanych
___Opętana uśmiechnęła się z rozbawieniem w duszy, gdy przypomniała sobie o niechęci, jaką maddarę darzyła Jednooka Matka. Najwyraźniej jest to dość popularne u wojowników. I zapewne łowców, bo Sombre również nie przepadała za magią. Tylko Keezheekoni doceniała tą sztukę i nauczyła się ją szanować. Może gdyby Przedwieczną wychowywał ktoś inny, miałaby ona inne podejście. Niestety, padło na Ankaę... No i takie są efekty.
___– Daruję ci teorię. Nie wiem, w co wierzą tutejsze smoki, jak według nich powstała magia. Wyjaśnię ci, co jest ważne przy tworzeniu tworu. Przede wszystkim szczegóły. Każdy szczegół. Wielkość, kształt, kolor. Jeżeli nie jest to iluzja, lecz coś co można dotknąć, to istotna jest także faktura, smak, zapach, ciężar, twardość oraz inne, dodatkowe właściwości, na przykład odporność na ogień lub kwas. Pamiętaj. Ogranicza ciebie tylko twoja wyobraźnia. Dlatego nie każdy zostaje czarodziejem, nawet jeśli chce. Brak kreatywności jest częstym zjawiskiem – ostatnie zdanie wypowiedziała nieco ciszej, jakby bardziej do samej siebie. Nie spuszczała wzroku z młodej smoczycy. Ciekawe, czy nie było jej zbyt zimno na takim mrozie. Opętanej absolutnie to nie przeszkadzało, wychowała się w górzystej krainie w większości pokrytej śniegiem i skutej lodem.
___– Masz jakieś pytania? – odezwała się w końcu po krótkiej przerwie. Czasem uczniowie mają wątpliwości, albo nawet coś do dodania.

: 03 sty 2017, 17:58
autor: Deszczowa Kołysanka
Zimno i chłód nie dotyczyły także Chaosu. Połowa jej genów należała do smoków północnych, w spadku po nich otrzymała między innymi zwiększoną odporność na zimowe warunki. To oczywiste że czuła jaka jest temperatura, ale jej to nie przeszkadzało. Słuchała uważnie tego jak należy tworzyć iluzje i inne maddarowe rzeczy. Nie powinna mieć żadnych problemów z wyobrażaniem sobie tego wszystkiego. Co do pytań zaś, owszem, miała jedno.
-A oprócz szczegółów? Dużo razy korzystam z wyobraźni i nic się nigdy w realności nie działo. Nie udało mi się stworzyć żadnych rzeczy na samej tej podstawie że wiedziałam jak będą wyglądać. Maddara to coś jak taka siła, tylko wewnętrzna, prawda? Jak do niej sięgnąć?
Usiadła, kierując nadal wzrok na nauczycielkę w oczekiwaniu odpowiedzi.