Strona 13 z 37

: 15 gru 2015, 16:41
autor: Tejfe

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Już nie przesadzajmy, nie taką wiekową. Była dopiero przed sześćdziesiątką, nie była taka stara. No, ale w porównaniu z Kruchym... Była dużo starsza. Wojowniczka zauważyła jego powściągliwość, a nie lubiła prowadzić nauki kiedy wokół była atmosfera sztywności. –Mów mi po prostu Wichuro.– powiedziała wesoło, próbując rozluźnić nieco aurę. Miała w sobie coś takiego, że zwykle smoki ufały jej prawie, że od razu po zapoznaniu się. Miała nadzieję, że zadziała to i na Kolca. A jeśli nie, trudno. Zrobi co musi, bo nie będzie się wycofywać i już. –Nie wymagam zapłaty, więc nie będziesz miał żadnego zobowiązania.– dodała jeszcze, po czym cofnęła się o krok w tył. –Atakuj.

: 15 gru 2015, 19:15
autor: Sketch
Dziękuję...
Odpowiedział z uśmiechem na pysku, po czym płynnie przyjął pozycję gotowości i obserwował samicę przez chwilę, wstrzymując się od ataku. Jej mięśnie kryły się pod futrem, jednak nie miała szerokich barków, a to oznaczało, iż jest bardziej skierowana na szybkość, niż siłę. Tak więc dzięki temu mógł już wystosować odpowiednią 'linię' ataków, które będą dla niej nieco bardziej problematyczne.
Postanowił jednak zacząć od klasycznego ataku skupionego na zręczności.
Ugiął łapy i po wyprostowaniu ich w odpowiedni sposób, po prostu znalazł się przy lewym barku samicy. Już podczas skoku wyciągnął łapę, aby spróbować przejechać ją łapą po barku, pod lekkim skosem. Jednak kiedy wylądował, łapa skręciła pod innym kątem. Próba dobra jak każda inna. Była bardziej na zbadanie poczynań samicy...
Niemniej dał z siebie wszystko, próbując wycelować w bark samicy. Czy uderzy ją łapą bez wyciągniętych pazurów? Wątpił. Samica była lepsza od niego. Zresztą większość wojowników miała lepsze wyszkolenie w dziedzinie ataku i obrony, niż on.

: 19 gru 2015, 16:06
autor: Tejfe
//Jakby co to Wichura ma łuski.

Wojowniczka nie odpowiedziała na komentarz młodego adepta, bardziej chcąc się przygotować do uniku, aniżeli zawracać sobie głowę czymś innym. Oczywiście wiedziała, że uda jej się obronić, ale po postawie i samym zachowaniu ucznia widziała, że jest bardziej pewny swoich umiejętności, niż inni jej uczniowie. I dobrze. Kiedy ktoś chciał z nią potrenować technikę ataku, a nie uczyć się od podstaw, zwykle liczyła, że ma jakąś wiedzą co do tego co miała z nim ćwiczyć. A niestety rzadko tak bywało. Smoczycy niezbyt podobało się, że samiec mierzy ją swoim chłodnym spojrzeniem, ale była to bardziej nieświadoma niechęć, gdyż bazując własną, świadomą inteligencją zaliczyła mu to jako plus. Tehanu już wcześniej spostrzegła, że Kolec jest smokiem, który wykorzystuje przede wszystkim swoją zwinność i precyzję ruchów. Po księżycach doświadczenia umiała coś takiego po prostu wywnioskować z samej postury przeciwnika. Toteż nie zdziwiła się bardzo kiedy zobaczyła, że samiec chce wykonać tradycyjne cięcie. Ona jednak już była na to przygotowana. Pozycję miała idealną do skoku, musiała się tylko wybić w tył i już po wszystkim. Odskoczyła prawie, że w momencie kiedy łapa samca chciała spocząć na jej barku. A fakt, że wykorzystywał jakieś utrudnienia, nie miał teraz zbyt wiele znaczenia. Po prostu była szybsza. –Bardzo dobrze Ci poszło.– powiedziała kiedy było po wszystkim. –Widzę, że już nieraz wypróbowywałeś cięcia. – zauważyła, podchodząc do niego bliżej. –Jednak, kiedy chcesz zranić przeciwnika jeszcze lepiej, ustaw inaczej palce.– powiedziała, po czym wysunęła swoją prawą kończynę w przód, odwróciła ją wewnętrzną strona do góry, po czym na połowę swoich możliwości rozstawiła palce i zgięła ja lekko w przednich kosteczkach, których nazw nie znała. Łapę przysunęła do samca. –Mniej, więcej tak. Jeszcze raz cięcie.– powiedziała, odchodząc do tyłu.

: 20 gru 2015, 21:50
autor: Sketch
Smok po ataku nieco skrzywił się, ale wysłuchawszy słów samicy, po prostu kiwnął łbem i patrząc na wyciągniętą łapę, sam ustawił swoją łapę w ten sam sposób i dwukrotnie upewnił się, iż zrobił to dokładnie w ten sam sposób co wojowniczka.
To najprostszy możliwy atak, jeśli opieramy się na naszej zręczności. Może nie zmiażdżymy tym kości, ale jeśli dobrze trafimy... i dobierzemy się do czułego miejsca...
Zaśmiał się cicho, chociaż nie myślał raczej o walce przeciwko smokowi. Tą walkę traktował bardziej jako zabawę, pojedynki jako poważniejszą formę treningu... A walka z drapieżnikami była dopiero prawdziwym wyzwaniem. To dobrze czy źle? Assuremith nie zamierzał zabijać żadnego smoka. Teraz, a ni później.
Odsunęła się, a więc znów do niej doskoczył, tym razem od przodu, gdzie smok miał większe problemy z widzeniem przeciwnika.
Rozcapierzył prawą łapę dokładnie tak jak mu nakazała Wichura i szybki, zręcznościowy atak pomknął z dołu po skosie w okolicę pyska, a dokładniej celując w łączenie szyi i łba. Tym razem nie markował uderzenia. Mknęło dokładnie po swoim torze, próbując sięgnąć celu.

: 29 gru 2015, 14:33
autor: Tejfe
//Przepraszam za spóźniony odpis. Raz jeszcze.

Wojowniczka bez trudu uniknęła ataku młodszego smoka, lecz zamiast skupiać się na swojej obronie, jak wcześniej większą uwagę przykuła do tego w jaki sposób młody obierał atak. Była zadowolona z tego, że nie zlekceważył jej wskazówki, tylko z niej skorzystał. Będzie dobrym członkiem swojego stada.– pomyślała, na chwile wspominając Życie. Szybko z tym jednak skończyła. –Poszło Ci dobrze.– powiedziała, uśmiechając się. –Faktycznie jest to najprostszy z możliwych ataków, dlatego tak ważne jest, by wykonywać go dobrze.– odpowiedziała, nie bardzo wiedząc czy to miała być riposta, czy zwykła odpowiedź. Nieważne. –Teraz zaatakuj mnie, próbując zadać mi ranę szarpaną. – poleciła i odsunęła się. Może i on uważał, że walki z drapieżnikami są bardziej ekscytujące, ale według niej bardziej niebezpieczne były walki z innymi smokami. Warto zauważyć, że nawet na zwykłej nauce miała szansę wrócić do domu z rozoraną kończyną. Ale o takich sprawach, wojownicy nie powinni dyskutować.

: 29 gru 2015, 20:53
autor: Sketch
A więc dalej szlifowali atak pazurami? W końcu rana szarpana to nic innego jak znacznie mocniejsze złożenie łap, tak, aby zahaczając pazury o skórę przeciwnika- można było 'wyszarpać' jej kawałki. Trudny atak, ale jeśli jest skuteczny to rana będzie paskudnie wyglądać...
Oboje jednak wiedzieli, że chociaż atakował poważnie, to nie dawał z siebie stu procent, jakby walczył o życie... Ale to fakt. Czasami łapy mógłby nie powstrzymać i zranić nauczyciela. Na pewno nie raz się coś takiego zdarzało.
I znów jak za każdym razem przeszedł płynnie w pozycję gotowości i doskoczył do samicy, tym razem do jej lewego boku- Wyciągając łapę mocno do przodu i robiąc nią lekki łuk ku dołowi( z lewej do prawej) przez bark. Jego pazury prawej łapy ułożyły się jakby w haczyki, które podczas ataku miałyby lecieć po ciele oponenta, a kiedy zagłębią się w ciało, samiec pociągnąłby łapą do siebie, aby rozerwać ją ze skutkiem szarpanym...
Po ataku lekko odskoczył i poprawił swoją pozycję, stając na wprost do samicy ognia.
Wydaje mi się, że to bardziej kieruje się na sile ataku... Gdybym trafił na mocno opancerzone łuski, zapewne miałbym małe szanse na znalezienie luki pomiędzy nimi...
Rzekł ostrożnie, niezbyt pewnym tym razem swojej odpowiedzi.

: 02 sty 2016, 15:24
autor: Tejfe
Atakujesz: pazurami, kłami, oddechem, z rzadka jakąś inną kończyną np. ogonem. No jeszcze jest magia, ale przecież ani ona, ani Zwiastun nie są czarodziejami. Wojowniczka już wcześniej wychwyciła, że jej uczeń walczy opierając się na swojej zręczności. A w walce zręcznościowej walczysz pazurami. Są na to dwa sposoby, które mogą mieć setki różnych wariantów. Póki co, wojowniczka ćwiczyła z młodym samce podstawy tych ruchów. Przed kolejną próbą ataku wojowniczka ponownie zdołała się obronić. Choć wiedziała, że jej przeciwnik nie daje z siebie wszystkiego, nie chcąc jej zbytnio uszkodzić, instynktownie wykonała szybki odskok do tyłu, nim jego pazury zetknęły się z jej ciałem. Zdołała się jednak przyjrzeć jego sposobowi ataku i dzięki temu mogła odpowiedzieć na jego cenną uwagę. –Zadawanie rany szarpanej jest dużo trudniejsze, niż zwykłe cięcie. I chodzi tu tylko o technikę, jak pewnie zauważyłeś.– powiedziała smoczyca, po czym nagle przed nimi wyrósł miękki, dosyć gruby blok z założoną na nim, rozciągniętą skórą. Wojowniczka podskoczyła do wyczarowanej przez siebie konstrukcji, wyciągnęła łapę, a pazury zgięła w haczyki tak jak poprzednio zrobił to Światło. Lekko przejechała po skórze, aż w końcu wbiła w nią pazury i pociągnęła łapę do siebie, naśladując ruchy młodszego smoka. "Rana" powstała na skórze nie byłą rozległa, przypomniała kłutą, gdyż do niej było jej najbliżej. –Tak to zrobiłeś Ty i nie było to złe, gdyż przeciwnik został zraniony. Wykorzystałam jednak swoją siłę, jak słusznie zauważyłeś. Teraz jednak, opierając się na swojej zręczności zadam temu czemuś– uśmiechnęła się rozbawiona, po czym znowu spoważniała -ranę szarpaną.– dokończyła i na nowo doskoczyła do bloku. Zatrzymała się przed nim i momentalnie wystawiła prawą łapę do przodu. Uginając ją w łokciu i nadgarstku wycelowała, by zaatakować w miejscu, które chciała dosięgnąć. Zgięła palce i lekko je rozstawiła, jak w przypadku ataku zręcznościowego. Pazury skrzywiła. Delikatnie zaczepiła nimi o skórę i gwałtownym ruchem, spontanicznie szarpnęła łapą do dołu (nie w przód). Jej prezentacja trwałą króciutko, ale dawała miłe dla oka przedstawienie. Za pomocą magii naprawiła swój rozszarpany bloczek i odsunęła się do tyłu. –Jest różnica.– rzekła z samozadowoleniem. –Teraz Twoja kolej.

: 05 sty 2016, 21:27
autor: Sketch
Zwiastun obserwował poczynania samicy i kiwnął najpierw łbem, aby dać jej do zrozumienia, że właśnie tak chciał zaatakować, potem zobaczył kolejną technikę ataku. Oh... O takim czymś nawet nie pomyślał! Toż to wręcz było genialne!
Nadciągająca wręcz widziała jak mruży oczy w geście zastanowienia, a potem znów kiwnął łbem i się uśmiechnął. Spojrzał na skórę i płynnie przeszedł w pozycję gotowości, następnie doskoczył klasycznie do bloczku od przodu i wyciągnął prawą łapę w szybkim ataku... Jednak nie wyprostował jej całkowicie, pozwalając sobie na zgięcie. Tak samo stało się z nadgarstkiem. Pazury zgiął już i nieco rozszerzył, przygotowując je do ataku.
Zaczepił o skórę nimi- wbiły się gwałtownie, jakby była zrobiona z czegoś niezbyt wytrzymałego, a następnie gwałtownie szarpnął łapą w dół, powodując tym razem bardziej naderwanie skóry, niż jej dalsze cięcie. Oczywiście w pewnym momencie pazury przebiły i skórę wreszcie uwolniły łapę, jednak dla wojownika... No cóż. To była chwila czasu.
Efektowne... z pewnością. Jeśli jednak zahaczymy o łuskę, albo coś twardszego, to możemy zaklinować sobie na chwilę łapę... Niemniej jednak jeśli łapa wejdzie nam tak głęboko w ciało, aby się zaklinować to zapewne przeciwnik nie będzie myślał o kontrataku, a po prostu zaleje go fala bólu...
Rzekł w końcu patrząc dokładnie na to co zrobił ze skórą. Osobiście był sceptycznie nastawiony do swoich umiejętności. Uważał, że jeszcze brakowało mu wielu umiejętności, ale przynajmniej umiał wytknąć sobie błędy, albo słuchać porad innych smoków.

: 08 sty 2016, 19:24
autor: Tejfe
Podobał jej się taki uczeń jak Zwiastun. Cierpliwy, zadający pytania i naprawdę coś wyciągający z prowadzonego treningu. Uczyła z przyjemnością, każdego. Ale jej zadowolenie byłoby większe, gdyby jej uczniowie dawali z siebie więcej zaangażowanie, jak stojący przed nią młodzik. Z uwagą śledziła jego ruchy, tak jak on poprzednio śledził jej. –Nie wbijaj pazurów głęboko, lekko nimi zaczep. To zaklinowanie jest istotną sprawą, gdyż jeżeli tak faktycznie się stanie, znaczy, że źle wykonałeś atak. Walka to krótkie, trwające parę sekund, powtarzające się chwile. Twój przeciwnik będzie mógł wykorzystać chwilę słabości i kontratakować. Nie wbijasz szponów w ciało, ale lekko w skórę, w futro, czy łuski. Atak nie zadaje bardziej poważnych obrażeń wewnętrznych, a rozległe zranienie. Jeżeli zrobisz to tak jak trzeba, i wykorzystasz większą część swoich możliwości możesz nawet zedrzeć część skóry z przeciwnika. Jeżeli walczysz np. z chochlikiem przejedź mu tak po twarzy, ale jak ze smokiem, to zwykle wybieraj klatkę piersiową. Masz wtedy gładkie i szerokie pole do ataku. – Wichura starała mu się to wytłumaczyć najlepiej jak potrafiła. Wydawało jej się, że Zwiastun cały czas myli zadawanie rany szarpanej z atakiem siłowym, a chciała być dobrą nauczycielką i starała się mu pokazać tą różnicę. –Myślę, że tak będzie Ci lepiej. – zmieniła lewitujący blok ze skórą na taki sam wyczarowany blok, ale z grubym, łuskowatym pancerzem na wierzchu.

: 14 sty 2016, 20:26
autor: Sketch
//To teraz ja proszę o wybaczenie ze zwłoką//


Słuchał jej słów nieco przekręcając głowę w bok. Jego mrużące się ślepia wyrażały zamyślenie.
Tym razem nic nie powiedział, a jedynie kiwnął łbem na znak, iż prawdopodobnie zrozumiał jej przesłanie.
Płynnym ruchem ponownie wrócił do pozycji gotowości i doskoczył do bloczku. Chwilę wcześniej ocenił wygląd bloczka, starając się uderzyć precyzyjnie pomiędzy nachodzące na siebie łuski. Jego prawa łapa z (wysuniętymi pazurami w kształt haka) zatoczyła lekki łuk, a pod koniec jego prawa łapa praktycznie szła równolegle do bloczku, z lekką tendencją do zbliżania się. Może ciężko było sobie to wyobrazić, ale atak wyglądał jak znacznie przyśpieszone lądowanie kaczki na wodzie, tyle że zetknięcie się z bloczkiem spowodowało zupełnie inne efekty. Uderzenie z pewnością mogło być znacznie bardziej precyzyjne, jednak Assuremith dopiero się uczył- nie ma powodów do obwiniania go za nietrafienie w miejsce nie większe od łuski.
Dlatego też jego wysunięte pazury ześlizgnęły się po łusce, ale zjeżdżając po następnej- zahaczyły i odgięły łuskę, a pazury gładko weszły pod nią. Assuremith poczuł opór, a więc nie 'pchał' bardziej swojej łapy w bloczek. Uderzenie serca później, kiedy płytka rana powiększyła się o kilka łusek, skręcił nadgarstkiem i pociągnął łapą w dół, od razu po szarpnięciu nieco prostując paliczki, a więc zarazem powodując, iż pazury się nieco wyprostowały... Łapa wyszła z bloczku bez większego problemu.
Czy teraz było lepiej?
Zapytał, kiedy spojrzał na to co uczynił...


//Sama oceń czy było dobrze i sama też oceń 'skalę' obrażeń, nauczycielko :) //

: 19 sty 2016, 17:49
autor: Tejfe
Łuski po których samiec przejechał na wyczarowanym bloczku odpadły, a przynajmniej większość, a wnętrze konstrukcji, mające imitować grubą skórę zostało lekko naruszone. –Dużo lepiej. – pochwaliła wojowniczka, lekko się uśmiechając. Cieszyła się, że ten zdolny samiec wreszcie zrozumiał o co jej chodziło. –Mogłoby być jednak lepiej. Następnym razem zrób to szybciej. Nie wykorzystałeś pełni swoich możliwości. Dopiero się jednak uczysz, więc rozumiem.– powiedziała, po czym wyczarowała przed samcem niedużego, nieco niekształtnego (wszak czarodziejką nie była) wilka. –Zabij drapieżnika. Nie jest z krwi i kości, ale i tak może atakować.– poleciła smoczyca i odsunęła się na bok, by móc kontrolować poczynania magicznego drapieżnika i Zwiastuna. Sama mogłaby z nim zawalczyć, ale wtedy walka trwałaby dłużej. Wojowniczka chciała tylko zrobić krótki test i zakończyć sprawę. Światło był na tyle dobry, że więcej nie potrzebował.

//Opisz dokładnie atak i wykonaj też od razu obronę, tyle że jej więcej uwagi nie poświęcaj. ;) Jeszcze dwa posty na łebka i koniec.

: 25 sty 2016, 19:10
autor: Sketch
//Masakra jak długo musiałem się zbierać do tego odpisu xDD//

Assuremith spoglądał na wilka spode łba robiąc krok w bok, jakby chcąc go okrążyć. Płynnie jednak przeszedł do pozycji gotowości uginając łapy i lekko je rozstawiając, skrzydła dociskając do ciała, pysk nieco cofając, a ogon lekko unosząc, aby nie szurać nim po ziemi- nie sprawiając zarazem, ażeby był sztywny.
Ruszył od razu. Jeden krótki krok dostawny, aby bardziej zwrócić się do przeciwnika, a następnie skok. Samiec nie był głupi i wiedział, iż smoczyca pragnie zobaczyć wyciągnięte wnioski z jej nauki, ale nie byłby sobą, gdyby nie dodał w to swojego elementu...
Dlatego też podczas doskakiwania do prawego boku wilka- wyciągnął od razu łapę w jego stronę. Starał się być szybki, chociaż podłoże było na prawdę zdradliwe( nie raz się o tym przekonał na arenie). Tym razem jednak nie skupił się na wyciągnięciu pazurów i próbować je ograniczyć w zagłębianiu się w ciało. Zrobił to nieco inaczej.
Kiedy jego prawa, atakująca łapa była raptem dwie łuski od wyczarowanego wilka, pazury zaczęły się powoli wysuwać. Kiedy tylko zagłębiły się w magicznym ciele, zaprzestał je wysuwać, a po prostu zacisnął paliczki, powodując ich wykrzywienie. Chwilę później nagle zmienił płynny ruch cięcia, w szarpnięcie do dołu. Pazury wyszły gładko, a dzięki temu łapa szybko została posadowiona na ziemi.
Assuremith nie czekając na jakiekolwiek słowa wojowniczki, po prostu zgiął łapy mocniej i odskoczył w swój lewy bok, zarazem zarzucając zadem, aby po odskoku znaleźć się przodem do przeciwnika.
Gotowy do kolejnej "rundy", po prostu stał w pozycji, oczekując działań.

: 28 sty 2016, 15:26
autor: Tejfe
Uwadze smoczycy nie uszedł fakt, że Zwiastun przedstawił jej nieco odmienny sposób na zadanie ataku, niżby to sobie wyobrażała. Tak jakby połączył dwie techniki, które mu pokazała i wykorzystał ją jako jedną. Nie wiedziała czy wymyślił to na poczekaniu, czy też może wcześniej miał to zaplanowane, ale nie wychodziło mu do czasy, gdy nie pokazała mu poprawnego sposobu zadawania ran szarpanych. Rana, którą zadał wilkowi powstała, może nieco mniejsza, niż gdyby robił to na łuskowatym bloczku, gdyż wilk miał zdolności do obrony, ale krwawe szramy zostawiły ślad na boku czarodziejskiego stworzenia. Tehanu nie skomentowała ataku samca, a tylko aprobująco kiwnęła łbem. Nie sądziła, że ten atak byłby lepszy, niż cięcia i szarpnięcia, ale się udał. Ona jednak wolała nie ryzykować i nie będzie naśladować na arenie techniki młodszego samca. Wilk zaraz po ataku na jego bok, warknął wściekle i rzucił się w stronę smoka, chcąc pazurami przejechać po jego łapie. Nie udało mu się to jednak. Teraz była kolej na Zwiastuna.

: 30 sty 2016, 17:42
autor: Sketch
Unik się udał i stał teraz przodem do przeciwnika. Tym razem postanowił zaatakować znacznie bardziej typowo dla siebie.
Będąc w pozycji gotowości, po prostu zrobił krok w przód i doskoczył do przeciwnika od przodu. Już podczas doskoku wyciągając prawą łapę do ataku. Nie zamierzał się bawić w rany szarpane kiedy chce się zaatakować coś tak twardego jak pysk zwierzęcia. Atak wymierzony był dokładnie w lewe ślepie wyczarowanego oponenta i pociągnąć się aż do samego nosa. Tym razem pazury miały szukać przecięcia skóry, ale nie haczenia o nią. Dlatego też samiec wysunął je maksymalnie mocno i pozostawił proste paliczki. Nie starał się być silny w tym co robił, ażeby też łapa nie zablokowała się chociażby i na oczodole, albo nie uderzyła niepotrzebnie łapą w nos wilka, ażeby jego łeb się obniżył. Precyzja i szybkość były priorytetem.
Wylądował na szeroko rozstawionych łapach i spodziewał się szybkiego zakończenia tej zabawy z magicznym tworem, jednak jak zwykle przezornie ugiął łapy i odskoczył nieco do tyłu(kiedy zakończył atak i łapa jego znalazła się na ziemi), aby zwierzę nie mogło go dosięgnąć swoim pyskiem.
Potem spojrzał na swoją nauczycielkę pilnując jednym okiem wytworu, żeby nie zaskoczył go przedziwnym ruchem, który mógłby go zranić.

: 05 lut 2016, 14:21
autor: Tejfe
Zabawa z magicznym tworem, owszem zakończyła się zaraz po tym jak Zwiastun przejechał pazurami po pysku wilka, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Nie musiał już robić uniku, ale w niczym mu to nie zaszkodziło. Obraz wilka zniknął bardzo szybko po zadaniu ataku, by nie musieć przedłużać tego masakrycznego widoku, którą był jego pysk. Zniknęło. Została tylko, wyraźnie zmęczona Wichura i pewnie również zmęczony Zwiastun. Czarowanie dla kogoś takiego jak niebieskołuska było nie lada wyzwaniem, więc nie ma się co dziwić temu, że drżały jej łapy i ciężko sapała. –No, koniec już tego treningu.– powiedziała do młodego smoka z wymuszonym uśmiechem. –Mam nadzieję, że zdołałam Cię czegoś nauczyć i, że może niedługo zobaczymy się na arenie. Bywaj!– zawołała, po czym piezo ruszyła do swojego stada.

//Raport

: 24 lut 2016, 23:41
autor: Brak Słów
Wrzos znowu się nudziła. Kotłujące się w jej łebku myśli kręciły się wokół jednego – chciałaby pobiec, uciec gdzieś dalej, zwiedzić coś więcej! A jednak… nie mogła. Granice Stad ograniczały ją ciągle, tak że nawet swojej drogiej przyjaciółki nie mogła już odwiedzać w jej siedzibie, gdyż przeniosła ją do obozu Życia. Ale Wrzos… Skoro nie może uciec, to może może się choćby przed światem schować?
Z uśmiechem na ustach przystąpiła do treningu łowieckiego – to zawsze jej poprawiało humor. Najpierw położyła się na śniegu i zaczęła mówić sobie pod nosem, jakby chciała przekazać wiedzę komuś innemu. A chciała ją sobie tylko podsumować, tą wiedzę, której sprawdzić nie mogła.
– Kamuflaż jest sztuką chowania się. W każdych warunkach, nawet w tych skrajnych… W mokrym lesie i na bagnie jest się najłatwiej schować. Na bagnie zawsze gdzieś jest błoto i jakieś chwasty, które sobie na błoto można poprzylepiać do łusek. Błoto dobrze klei i maskuje zapach, a nawet jak wyschnie to się nawet dobrze trzyma. W lesie też łatwo znaleźć błoto, a no i dużo liści… To je sobie można poprzyklejać, najlepiej się w ogóle w nich wytarzać. Jakbym była w iglastym lesie, to bym mogła się wytarzać w igłach albo porozcierać na sobie młode gałązki iglaków, bo one mocno pachną i dobrze kryją Chociaż tam już trudniej, bo nie ma nic do klejenia, chyba że mi się trafi płaczące żywicą drzewko: to dopiero dobry klej! Ale to nic, pustynia to dopiero jest straszna… Ale można się tam zakopać w piasku, bo w nim tak nie widać śladów, jak w śniegu. Jakby się przypadkiem znalazł jakiś kaktus, albo aloes albo agawa, to też by było fajnie, bo są soczyste i się można nimi wysmarować łatwo, a pachną i kleją piasek. Może by się nawet trafił jakiś krzak czy skałka, za którym by się można schować… – mruczała pod nosem swój monolog.
Przerwała swoje słowa nagłym podskokiem. Zostało jej tylko sobie wymyślić, jak się może schować na otwartej przestrzeni, ale że była na właśnie takiej, postanowiła to poćwiczyć praktycznie, wszak praktyka zawsze była jej droższa od teorii.
Zaczęła od rozgrzebania śniegu. Nie szła nigdzie dalej – zaczęła po prostu energicznie kopać pod sobą dołek, szeroki i płytki, taki tylko, aby wydobyć jak największą połać ziemi spod śniegu. Obejrzała swoje znaleziska – jakieś chwasty, trochę ściółki i trochę więcej niż trochę zeschłych i na powrót rozmoczonych liści. Wesoło zdrapała pazurami mieszaninę resztek roślin wraz z glebą i, chyląc łeb, przerzuciła sobie kilkanaście garści „brudu” na plecy. Skrzydła uniosła lekko i ich palce zakrzywiła tak, że uszczelniła niższe miejsca swojego grzbietu, tworząc sobie tam małą misę na ziemię. Potem zebrała też tym sposobem trochę śniegu, wybierając ten czysty i niezbrylony. Trzymała go w łapkach lekko i krótko, aby nie stracił pożądaniej przez nią sypkości.
Z małym kopczykiem na plecach zaczęła iść miękko i wolno, na zgiętych łapkach, aby się jej nic stamtąd nie zsypało. Nie chciała pozostawić za sobą ziemistego śladu, a i swoje własne tropy zamiatała z lekka ogonem, chcąc zniekształcić je choć trochę, aby nie przypominały smoczych.
Dążyła teraz do rozrzuconych nieopodal kilku głazów, które wypatrzyła już z daleka. Były z nich trzy większe ułożone w trójkącie i trochę mniejszych, rozrzuconych wokoło i pośrodku. Wrzos skręciła jeszcze ogon przed głazami, aby ślady jej ogona nie były zbyt oczywiste. Ciągle skręcając nieznacznie w prawo, naznaczyła na śniegu przetarte lekko koło. Momentami rzucała ogonem trochę dalej, po przeciwnej stronie koła, tak, by wyglądało, że ślad prowadzi gdzie indziej.
Ona sama powróciła śladem swojego koła do miejsac najbliższego wcześniej upatrzonej, skalnej formacji. Zgięła mocniej tylne łapy, unosząc tym samym przednie, aby nie zostawiły tutaj śladu zbyt wystającego z okręgu. Ogon, zamiast trzymać uniesiony prosto za sobą, owszem uniosła – ale trochę po boku. Mrugnięcie ślepia po wybiciu machnęła nim po śladach łap, chcąc ukryć dowody jej skoku w stronę kamieni.
Gwałtowny ruch ogona spowodował przy okazji, że się odwróciła w locie, po czym wylądowała łapami na kamieniach – trochę koślawo, trochę niezdarnie, ale wszystko po to, żeby utrzymać zawartość swojego skrzydlastego koszyczka na plecach.
Teraz pozostało jej tylko powyjmować spomiędzy trzech większych głazów wszystkie mniejsze skałki, które bez ceregieli rozszucała na wszystkie strony, w miarę możliwości celując w inne skalne skupiska. Tym sposobem zrobiła sobie trochę miejsca na swoje ciałko. Wlazła w środek i kucnęła tam, rozdymając skrzydła do dwóch małych półkul, które ją miały upodobnić do skałki. Trząsnęła wtedy grzbietem bezpośrednio w górę, aby to, co miała na nim, rozsypało się trochę szerzej po jej ciele. Na koniec zagarnęła jeszcze tylko trochę śniegu, który leżał między kamieniami i rozłożyła go sobie na pysku, chcąc ukryć trochę niepasujący do kamuflażu, żywy brąz jej łusek. Pochyliła go potem i złożyła na skałach, jakby czekała, aż nadarzy się okazja do ataku z zaskoczenia….

: 06 mar 2016, 15:38
autor: Kruczopióry
// Omijanie mgły tak bardzo xDxDxD.

Rudy mógł poczuć, iż znajduje się... gdzie indziej. Gdzie? Trudno powiedzieć na pierwszy moment, jedyne, z czego w pierwszej chwili mógł zdawać sobie sprawę, to fakt, iż ze wszystkich stron otaczało go powietrze. Dużo powietrza. Bardzo dużo. I ewidentnie znajdował się w czymś co go teraz transportowało. Co jest...? Poczuł nieprzyjemny, przeszywający ból w boku, coś wilgotnego zaczęło po nim ściekać, zorientować się tez mógł szybko, iż doskwierało mu kilka braków w futerku. A gdyby otworzył oczy...?

Był w siatce. Był w skonstruowanej z lian, maddarowej siatce o niewielkich, kwadratowych oczkach boku może długości pół szpona, jego prawy bok silnie krwawił, czuł, że nie wszystkie żebra znajdują się na swoim miejscu... i czuł tez delikatny swąd spalenizny. Futerka... chyba trochę mu ubyło i chyba trochę stało się miejscami bardziej czarne niż rude. Och, co się dzieje...?

Gdyby spojrzał w górę, ujrzałby czarnego smoka, który trzymał w łapach swoją siatkę z adeptem, frunąc gdzieś nad polaną pospiesznie. Kruczopióry nie zorientował się jeszcze, iż Lis wrócił do zmysłów; zbyt pospiesznie gnał przed siebie, wyjątkowo poważny jak na ostatni czas. I jego stan nie należał do idealnych; kilka głębokich, osłaniających mięśnie ran pokrywało jego szyję i klatkę piersiową, kropla krwi spadła wprost do oka Rabusia, który delikatnie dyndał w swojej siatce, na szczęście nie aż tak bardzo, jako że nie było wiatru. Cóż się stało, dlaczego...? Przecież jeszcze chwilę temu znajdowali się w dolinie plączących wierzb... prawda?

: 06 mar 2016, 22:20
autor: Lisi Kolec
" To... to było szybkie. Szybsze niż myśli, niż ich zaczątek, niż cokolwiek! Rudy skulił łeb. Na jego pysku wyrysowana była jakaś mieszana ekspresja. Stał ze zmarszczonym czołem i zaciśniętymi powiekami, dryfując gdzieś pomiędzy "Co się tak właściwie stało?" a "Jaką mamy dziś ładną pogodę!". Gdy w końcu zaczął kontaktować, poczuł, że oblepiła go dziwna substancja o konsystencji smarków. Wstrząsnął mimowolnie całym ciałem i z przymrużonymi oczyma zerknął, by zbadać pobojowisko. Tarczy nie było, nie było też ran. Był tylko brud, i to na jego futrze!
Z początku jakby nie zdawał sobie sprawy, że ciemnoszara maź jest jego sprawką – wpatrywał się z nią z obrzydzeniem. "Jakbym chciał, żeby to ze mnie zlazło..."
Jakież było wielkie zdziwienie, kiedy ciecz "zlazła", a tak właściwie rozlała się po śniegu. Rudy otworzył szerzej ślepia, po czym je przymknął... następnie znowu otworzył i znowu przymknął. Maź wyparowała na żądanie.
Emmm... w sumie... – Mruknął, odwróciwszy się w stronę Kruczopiórego.
Co się tak właściwie wydarzyło?
Odpowiedź przyszła natychmiast – w przeciwieństwie do jego gotowości na wszelkie niespodziewane niespodzianki Kruczego. Jednak nie jest tak dobry w odczytywaniu jego intencji... Trudno mu było też zareagować prawidłowo na nagły "atak", tym razem w łagodnym wydaniu. Powinien cofnąć głowę, przymknąć ślepia... cokolwiek! A on nic – gapi się, nawet nie w oczy, a w jakąś przestrzeń, nie wiadomo gdzie.
Lis nie byłby lisem, gdyby... no właśnie...
Rudy otworzył szerzej oczyska, uaktywniając nowe emocje. Powróciło to, co przed chwilą było zakryte przez skołowanie. Podekscytowanie.
Pewnie tak... choć ja jestem z tych zimnokrwistych. – Odpowiedział, uśmiechając się drapieżnie. To może być zabawne!
Uważnie obserwował każdy krok Kruczego – między innymi ze względu na ostrzeżenie, jakie otrzymał z jego strony. Dlatego też spiął się nieco, ujrzawszy gest niezwykle podobny do tego, który ostatnio zwiastował coś niepokojącego. To nieco przerażające, że Kruczy potrafi wywrzeć na niego taki wpływ...

Lis kiwnął głową z niezwykle poważną miną. Skupienie, skupienie, skupienie... Kruczy dobrze dobierał dla niego ćwiczenia! Jako że nie była to jego mocna strona, trochę się pewnie jeszcze z tym pomęczy.
Rudy westchnął cicho. Nie znał się za bardzo na gazach, szczerze powiedziawszy, prawdopodobnie pierwszy raz usłyszał takie pojęcie! Z wypowiedzi jego nauczyciela, jednak dało się co nieco wywnioskować. Gaz unosi się w powietrzu, może mieć zapach, lecz ten konkretny go niema... a skoro nie może go zobaczyć... jest bezbarwny! I tyle chyba wystarczy, by pojąć co dzieje się wokół niego.

To zadanie wymagało wytrenowania nowej umiejętności – wyczuwania maddary przeciwnika. Jak dotychczas twory Kruczopiórego były widoczne i w dodatku namacalne. Wtedy też wyczuwał pewne osobliwe sygnały, ściśle powiązane z powstaniem czegoś magicznego – jednak jaki to był zmysł? Żaden węch, żaden słuch, żaden wzrok, a tym bardziej smak! Jeśli chodzi o dotyk, można by było się jeszcze zastanowić... chociaż? To było coś w stylu drgań, impulsów.
Impulsy i drgania...
Rudy zamknął oczy. Brwi zmarszczył jak należy, sięgając do głębi umysłu. Istotnie czuł jakiś podejrzany szmer za jego plecami, jednak określenie czym owy gaz jest, było naprawdę trudnym zadaniem. Za pomocą jakiegoś dziwnego zmysłu starał się badać tor ruchu niewidzialnej mgły. Jakby tu wniknąć w jego strukturę... jak nauczyć się okiełznać jego moc?
Gaz początkowo nie miał szczególnie wielkiej objętości, jednak z czasem zajmował coraz więcej miejsca. Lis potrafił wyczuć mieszanie się maddarowego metanu i powietrza – oba gazy cicho walczyły o terytorium. Prawdopodobnie to świadczyło o ich wybuchowym temperamencie...
Sam nawet nie wiedział, jak udało mu się "skopiować" ów gaz. Coś instynktownego, jeszcze niedokońca okiełznanego mu to umożliwiło. Uaktywnił się tajemniczy zmysł, który pozwalał mu "czytać" z maddary, jak z książki...
Tak więc mamy do czynienia z bezbarwnym, bezwonnym, lżejszym od powietrza cichym zabójcą. Rudy uśmiechnął sie szeroko – udało mu się przed czasem! To całkiem spore osiagnięcie, zważywszy na to, że w poprzednim zadaniu nie do końca mu wyszło...

Lis kiwnął głową w kierunku Kruczego i kłapnął ostrzegawczo zębami. Czas zacząć!
Obrócił się w miejscu tak, aby wzrokiem odnaleźć idealne miejsce na wybuch. Wybrał sobie miejsce, oddalone od nich na ogon, maksymalnie do półtorej ogona – idealnie dla oglądania zjawiska z pierwszego rzędu!
Mimo iż płomień jeszcze się nie pojawił, jego błysk wyraźnie odbił się w oczach Rudego. W jego wyobraźni natychmiast pojawił się potężny ogień, jednak, po wzięciu głębokiego oddechu, zmalał do wielkości iskierki – nie chciał w końcu doprowadzić do pożaru całego lasu. Choć znając jego szczęście – pewnie prędzej przypali sobie ogon, niż spali jakiekolwiek drzewo.
Skupisko gazu pojawiło się nisko nad ziemią. Niczym kiełkująca roślina, metan piął się do góry, w ciągu kilku sekund zwiekszając swoją objętość tak, by stworzyć wybuchowa mieszankę. Bezbarwny, bezwonny gaz, zgodnie z planem, zmieszał się z powietrzem. Jednak w planie Rudego nie wszysto okazało się być dopracowane. Tuż przed zapłonem, coś poszło nie tak...
Chmura została wzruszona przez wiatr, a co za tym idzie? Wybuchowa mieszanka zbliżyła się do swojego stwórcy. Jednak co z tego, skoro Kruczy nad wszystkim panuje?
Iskierka w ruch!

Wybuch z początku nie wyglądał zbyt imponująco. Iskierka podpaliła metan w miejscu, w którym miał się pierwotnie skumulować. Nie było go tam zbyt wiele, ale mimo wszystko ogień pojawił się... tyle, że...!
Lis nawet nie mógł nawet porządnie wkurzyć się na mizerny efekt swojego magikowania. Całe szczęście nie zdążył również zareagować, spoglądając w bok – skutek mógłby by być nieodwracalny...

Coś huknęło, tak po prostu, niespodziewanie. Zaczęło mu niemiłosiernie piszczeć w uszach. Kątem oka dostrzegł błysk – a właściwie nawet nie zdążył go dojrzeć, bo jego ślepia natychmiast się zamknęły. Dalej już wszystko działo się poza jego świadomością. Czy to on sam nie chciał już uczestniczyć w tej katastrofie, czy też jakiś kamień, będący odrzutem eksplozji napotkał jego łeb na swojej drodze. Prawdopodobnie ostatnią rzeczą jaka poczuł, był piekący ból. No i... to chyba wszystko..."


(...)
Obudził go niepokojący dreszcz. Było mu jakoś zimno... nie jakoś... trząsł się straszliwie! Pewnie od razu poczuł by piekący ból, gdyby nie to, że rana po oparzeniu była bezustannie chłodzona. Nie mógł jednak powiedzieć, że nic nie czuł. Czuł każdą część swojego ciała. Poobijane, ponacinane. W dodatku jego oddech był niezwykle płytki. Na tym etapie nie obchodziło go zbytnio gdzie jest, wszystkie te bodźce otępiały mu umysł. Jednak stan ten nie trwał zbyt długo, bo w końcu naturalne jest, że pierwszą rzecza, jaką robi sie po przebudzeniu, jest otwarcie oczu!
Oj pożałował otwarcia ślepi, bardzo bardzo pożałował... Nie dość, że ze strachu niepotrzebnie się przewentylował – co przy tym płytkim oddechu mogło niejednego przerazić – to jeszcze coś znienacka zaatakowało go, pozbawiając w ten sposób wizji na jedno oko. Normalnie, w panice, pewnie zacząłby się szamotać, jednak rany szybko przypomniały mu o tym, że to nie jest zbyt dobry pomysł.
Spójrzmy na to trzeźwo – Rudy jest w siatce, nie widzi na jedno oko, jest poharatany, dynda sobie w powietrzu i z trudem oddycha. Brzmi kiepsko... nawet bardzo kiepsko... jednak co jeśli...?
Lis warknął, choć było to bardziej zduszone sapnięcie. Mrugnął kilkukrotnie, by pozbyć się ciała obcego, utrudniającego mu wizje. Czarny smoczy brzuch i coś, co z początku wydawało mu sie być mroczkami przed oczyma. Zmarszczył nos i opadł bezwładnie na siatkę. Niech będzie... powiedzmy, że już co nieco rozumiem...

: 07 mar 2016, 1:29
autor: Kruczopióry
Frunął dalej. Wiatr w uszach Kruczopiórego zagłuszał swoją mocą dźwięki, on zaś był na tyle skupiony na zadaniu, iż właściwie nie zauważył, co się dzieje. To znaczy... prawie. O ile ciche warknięcie całkowicie umknęło uwadze czarnego smoka, o tyle delikatny ruch, kiedy rudy podniósł na moment swój łeb ku górze, musiał zostać odczuty przez czarodzieja, który wszak do mocarzy nie należał. Pochylił łeb i spojrzał w dół; ach, te strużki krwi cieknące z jego szyi nie należały do najprzyjemniejszych! Ale i tak był w lepszym stanie od Rabusia; ten... Cóż.

"Żyjesz?!" zadał pytanie drogą mentalną, jakby uznał, iż w chłodzie lepiej nie strzępić sobie gardła. Wprawdzie mimo śniegu pokrywającego cała polanę było dość słonecznie, ale... "Wszystko w porządku, odzyskałeś zmysły?!" zapytał znów, obserwując reakcję młodego. "Boli, chcesz odpocząć? Trzeba lądować? Przerwa?"

Nim miał streścić Lisowi bieg wydarzeń, lepiej było upewnić się, iż wróci do siebie. Jakiś uzdrowiciel też by nie zawadził... Ach, a miało być tak pięknie! Wspaniały, epicki wybuch, którym Kruczopióry chciał zademonstrować swojemu uczniowi całe piękno i grozę maddary w jednym tylko zaklęciu! Niestety, przesadził. Bardzo przesadził. Bardzo, bardzo przesadził – zupełnie nie docenił mocy metanu, mimo że miał z nim trochę doświadczenia. Choć patrząc z drugiej strony – czy tych parę ran ostatecznie nie pomoże młodemu trochę się zahartować...?

: 07 mar 2016, 18:56
autor: Lisi Kolec
Rudy skrzywił pysk w grymasie. Lepiej spać, czy cierpieć katusze? Z resztą, co to za pytanie... i tak nie zdoła zasnąć z tak obolałym tyłkiem.
~
Tiaaa... słyszę, żyję, czuję... ~ Ta droga komunikacji jest lepsza nie tylko z powodu jakiegoś zdarcia sobie gardła – jego płuca ledwo wtłaczają i wytłaczają z siebie powietrze, więc tym bardziej trudno mu będzie wypowiedzieć jakiekolwiek słowa.
Lis był zmęczony... nie mówimy tutaj jedynie o fizycznym zmęczeniu, ale także i psychicznym. Zdanie, jakie przed chwila dotarło do Kruczopiórego, było po prostu przekazaniem informacji – Młody nawet nie myślał, by zadbać o jego przyjemny wydźwięk.

Otworzył oczy, by zerknąć na smoka. Ten akurat patrzył w jego stronę, zapewne by sprawdzić, jak się trzyma. Rudy nie miał jakoś szczególnej ochoty na niewerbalną komunikację – jedyne co zrobił, to ledwo widoczne kiwnięcie głową.
Łagodne kołysanie się siatki było całkiem odprężające, jednak mimo wszystko sznurki ocierały się delikatnie o rany, nie dając Lisiemu ani chwili spokoju.
~
Noooo... w sumie przydałoby się.

: 08 mar 2016, 21:19
autor: Kruczopióry
Usłyszawszy odpowiedź Lisa, Kruczopióry nie zwlekał specjalnie – już po chwili rudzielec mógł poczuć, jak siatka zakołysała się nieco mocniej, lekko podrzucił go do góry, kiedy jego nauczyciel wykonał ruch w dół. Sylwetka powietrznego skierowana ku ziemi lekko przyspieszyła za sprawą grawitacji, nim ten tuż przy podłożu wyrównał lot, aby w ruchu poziomym doń delikatnie odłożyć maddarowy twór. Który zaraz zniknął, pozostawiając Rabusia samego na środku polany – tylko na chwilę, nim Kruczopióry zatoczył koło w powietrzu zatrzymując się przed nim. Byli zupełnie sami; może i lepiej, iż nikogo nie było w pobliżu, ciekawe, jak by to... wytłumaczyli.

Delikatnie, ostrożnie dotknął boku rudego w pobliżu rany, aby lekko go obrócić, oglądając jej stan; nie było to pewnie przyjemne dla smoka, ale... no cóż, chciał chociaż wiedzieć, jak bardzo jest źle. Szkoda, że nie trudniąc się uzdrowicielskim, nie bardzo miał pojęcie, jak coś na to poradzić... Podrapał się po łbie; przydałoby się trochę uspokoić myśli. Chociaż trochę...

– Przez chwilę się bałem, że mi jeszcze umrzesz albo coś takiego. Dobrze, że się jednak obudziłeś – stwierdził, zdając się przy tym lekko skonsternowanym. – Chyba odrobinę... Eeee... Przesadziłem – dodał, znów podrapawszy się po łbie. – Ale dalej byś się pewnie chciał nauczyć magii, co? – zapytał. – No to... Hmmm... W sumie nie wiem, czy lepiej najpierw wezwać uzdrowiciela, czy lepiej poczekać, żeby cię poskładał potem... całego. – zaznaczył, znów zamyśliwszy się. – No bo przecież... podczas prawdziwej walki będziesz często ranny! A podczas pojedynku z Dwuznaczną Aluzją czy innym Słowem Prawdy nie ma, że boli! – niemal zakrzyknął, nagle rozpogodziwszy się. – Daj mi wiec po prostu sygnał, Lisie, kiedy będziesz gotowy na... następną część – zaznaczył, wyszczerzywszy kły.

Przesadził; zapamiętał sobie we łbie, aby nigdy więcej nie próbować z młodymi smokami wybuchów. A już na pewno nie poprawiać ich skuteczności swoją własną maddarą. Chociaż... nie, to było zbyt zabawne, aby nie spróbować jeszcze raz, nawet mimo faktu, że sam skończył z poharataną szyją! Ale to w innej nauce... A może w tej, ale później...?