Strona 13 z 20

: 04 sty 2020, 23:13
autor: Gasnący Wiciokrzew

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Już nie była roztrzęsiona. Przełknęła ciężar goryczy i zmogła się, aby wstać i pójść... cóż, najpierw pod starą granicę z Wodą i tam przypomniała sobie, że fakt, coś było mówione, coś się zmieniło, i fakt – pachniało Plagą. A nie znała Uzdrowicieli Plagi. Infamia! Czy Infamia miała się dobrze? Ostatni raz słyszała o niej, gdy Dar wspominał jej niesforną maddarę, i tyle, znając jak przewrotne mogą być te ziemie istaniała szansa, że byłej Cienistej już nie było, a i przecież – co tam! Hah, wstała już i przyszła tu, kulejąc widocznie, to i dojdzie wszędzie indziej, czołgała się przecież tam na wyspie, to nie doczołga tutaj, w znajomych terenach? Tak, nie była roztrzęsiona. I jeśli ktokolwiek kiedykolwiek widział Dziewannę, co to wiecznie drgała i trzęsła się na tych swoich komicznie chudych nóżkach, to dopiero było niepokojące. Ale mniejsza. Wzięła zioła, w niezbyt ładnie zacerowanej torbie i kuropatwę, wiernie kroczącą tuż obok aby nie przeciążać na grzbiecie trzech nóg samicy.
A samica zaszła aż pod Ciemną Grotę. I przesłała wiadomość wraz z obrazem miejsca do Echa Istnienia.
Echo, najmilsza, najkochańsza Echo, złamałam!... łapę, haha, musisz pozwolić mi zachować szczegóły, po prostu, jest zmiażdżona, wisi bezwładnie, ale-ale-ale-ale, nie martw się mam... torbę, a jeśli ty masz chwilę, to przyjdź, proszę, bo sama sobie z tym... poradzić nie potrafię, to jasne, a Daru nie ma, granic też nie, możemy się spotkać pod Ciemną Grotą, albo, jak ci nie pasuje, od razu powiedz, ja mogę dojść gdzieś bliżej ciebie.
I położyła się na boku, westchnęła ciężko, a łeb trzymała sztywno w górze, wypatrując na horyzoncie tak upragnionego teraz szkarłatu, doprawdy, nikogo innego teraz nie miała.

// 1x ciężka

: 05 sty 2020, 1:16
autor: Echo Istnienia
Poczuła wiadomość. Uzdrowicielka Ziemi – jak jej tam było, (tyle razy już był przez nią leczona, a ona dalej nie pamiętała)... Wonna Dzieweczka, nie, nie – nieważne. Liczyło się to, że potrzebowała pomocy, i to że Echo sama wielokrotnie prosiła o leczenie właśnie uzdrowicieli Ziemi i nigdy jej nie zawiedli.
Założyła więc szybko swoją torbę i bukłak i ruszyła pędem do miejsca wskazanego przez Ziemną. Feniks oczywiście wyleciał za nią.
Gdy przybyła posłała tylko spojrzenie smoczycy wraz ze szybkim skinięciem i od razu przeszła do oględzin rany. Trzy rodzaje ziół powinny wystarczyć. (Chociaż sama ziemna miała ze sobą więcej ziół niż zapasy całej Wody)

Najpierw wybrała cztery jagody jałowca, które podała drugiej uzdrowicielce z leciutkim, prawie niewidocznym uśmiechem, który chyba nie trwał nawet jednego uderzenia serca. Ziemna na pewno potrzebowała uzdrowiciela, żeby jej przygotował akurat to zioło. Szła ze złamaną łapą taki szmat drogi, aby zjeść sobie jagódki podane przez innego smoka.
Wyciągnęła ze swojej torby miseczkę, nalała do niej wody i wrzuciła do niej liście melisy. Tancerz oczywiście zajmował się ogniem.
Gdy napar z melisy parzył się, Echo wybrała jeszcze liście nawłoci pospolitej, które następnie zgniotła w łapach i nałożyła na ranę.
Następnie ochłodziła już gotowy wywar z melisy i podała go ziemnej... chyba tyle ziół powinno wystarczyć.

Położyła łapę na uzdrowicielce i rozpoczęła leczenie magiczne.
Najpierw wypłukiwała obcą maddarę, nie użyła ślazu, więc ta operacja zajęła jej dużo czasu. Swoją drogą ciekawe co się stało, nie żeby Echo się zapytała...
Gdy zakończyła to, zajęła się ogólnym oczyszczeniem rany. Cały pył, kurz, brud ze śniegu i inne szajstwa nie mogły zostać. Sprzątała wylaną krew i odłamki kości zbyt małe, żeby mogły się do czegoś przydać. Zabijała też małe żyjątka, które zdążyły już się dostać do okaleczenia.
Następnie zaczęła ustawiać kości i odłamki kostne mniej więcej w jedną całość, którą potem cały czas podtrzymywała maddarą, gdy zaczęła pobudzać naczynia krwionośne. Łączyła to, co zostało przerwane, powoli i dokładnie odbudowywał całą sieć. Gdy uporała się z tym, ponownie przeszła do kości. Tym razem zaczęła zachęcać je do wzrostu i regeneracji, pilnując, aby te zrosły się prawidłowo.
Potem przeszła do mięśni i ścięgien, które także leczyła i także kierowała ich wzrostem, łącząc je odpowiednio między sobą oraz z innymi częściami ciała.
Następne były nerwy. Regenerowała je i przy okazji powstrzymywała impulsy bólowe. Po drodze też niwelowała ogniska zapalne, jeśli na jakieś jej impusl natrafił.
I tak Echo leczyła, zaczynając głębiej, i wspinając się coraz wyżej, aż natrafiła na skórę. Tu zajęła się skórą głębszą wraz ze wszystkimi gruczołami, a następnie namnażała komórki naskórka, żeby zakończyć całe leczenie.

//4x jałowiec, melisa, nawłoć pospolita

//wybraniec bogów na drugi etap leczenia

: 16 sty 2020, 2:43
autor: Błysk Przeszłości
Czy to było dość niecodzienne miejsce, jak dla niego na zaproszenie kogoś na spotkanie? Z jednej strony tak, ale z drugiej... jego własna jaskinia również nie należała do tych najjaśniejszych. Z resztą... takie miejsce, jak to nawet trochę pasowało do jego osobowości. No, ale już nie przedłużając, Mętny siedział ładne parę minut w środku groty, przypatrując się niewielkiemu jeziorku znajdującego się na środku tejże cudownej kreacji natury. Czy on na pewno chce to zrobić...? Czy tego właśnie potrzebuje, czy to mu pomoże? Nie wiedział sam, ale miał na prawdę wielką nadzieję, że każda z odpowiedzi na jego męczące go pytania była pozytywna. Wziął jeszcze dwa głębokie wdechy i wydechy, a następnie wysłał wiadomość mentalną do pewnej złotołuskiej smoczycy ze stada Ognia...
– Witaj, um... Perło. Jeśli... nie przeszkadzam, czy moglibyśmy się spotkać w Ciemnej Grocie na Błękitnej Skale? Sami ze sobą? To znaczy, jeśli masz czas, bo pewnie masz mnóstwo ważniejszych rzeczy na łbie od spotykania się z takim kimś, jak ja... Daj po prostu znać, czy czekać, czy nie, ja już tam jestem. Chciałem tylko... spędzić z Tobą trochę czasu... – przesłał ją z cichą, wręcz lekko nieśmiałą intencją, jakby nadal nie podjął tak na prawdę decyzji w sprawie tego, czy powinien zrobić to, co zamierzał zrobić... Ale... co złego może się wydarzyć? Najwyżej zostanie postrzeżony przez samicę jako wariat, to nic takiego. Powie o wszystkim Świadkowi, ten powie innym, i... nie, stop. Na razie trzeba czekać. Tak, czekać, nic nie gdybać. Samiec zawinął się w kłębek po drugiej stronie jeziorka od wejścia, wsłuchiwał się w kapiącą z sufitu rytmicznie wodę ze struktur skalnych i robił to, co mógł. Czyli czekał.

: 18 sty 2020, 17:15
autor: Wieczna Perła
  Podczas drzemki, gdzieś na terenach Ognia, przy ogrzewającym ją Fio, dostała mentalność wyrywającą ze snu, a raczej drzemki. Małymi zajmowała się albo Adira, albo Strażnik. Ona teraz chciała odpocząć chwilę, a że zaklęcia nie działają podczas snu, wzięła ze sobą ogrzewacz.
  Warto jednak skupić się na samej wiadomości. Nie była ona jakoś krótka, chociaż pewnie dałoby się z niej usunąć parę słów i zostawić sam szkielet... Dziwne tak po prawdzie, że po Strażniku przejął martwienie się o czyjś czas. Słodkie, ale i nieco dziwne patrząc na biologiczne aspekty. No nic, warto chyba odpowiedzieć, racja? Mętny w odwecie dostał jakby pozytywnym, wyrażającym zgodę uczuciem. Krótkie i niezbyt mocne, jednak odczuwalne.
  Sama przybyła na miejsce dość szybko. Nie weszła z Fio, ale że nie miał gdzie się podziać, był niedaleko, pilnując wejścia gotów na interwencję. Sam się uparł, więc niech mu będzie, a nuż to pomoże – nie wiadomo w końcu co się może stać.
  Weszła do środka, podchodząc do smoka. Właściwie zatrzymała się nieco bliżej wejścia, ale i tak zrobiła to parę kroków. Oczywiście skinęła mu łbem, jak każdemu (poza dwoma smokami). Usiadła spokojnie, ciekawa do takiego wymyślił. Mogłaby się zapytać, ale liczyła że sam za chwilę wszystko wyjaśni. Chociaż wydawał się taki nieśmiały... może warto spytać? Hmm... obecnie nie, chyba że cisza będzie się przedłużać.

: 18 sty 2020, 18:32
autor: Błysk Przeszłości
Nie słysząc żadnej odpowiedzi samiec zamierzał już wstać i opuścić to miejsce, ale czując to dziwne... uczucie, jakby Perła rzeczywiście na propozycję się zgodziła postanowił zaczekać. Nigdy jeszcze nie dostawał mentalnej wiadomości zawierającej same uczucia, to było coś... niesamowitego, przynajmniej dla niego.
Trochę się zdziwił, że wzywana samica zjawiła się tutaj na prawdę szybko. Cóż, może po prostu gdzieś później się spieszy i dlatego wolała nie marnować czasu? Ech, mniejsza o to. Morski gad wstał ze skały i podszedł do Perły, siadając mniej więcej w odległości połowy skrzydła od niej.

– Hej... – przywitał się dość niestandardowo, jak na swoje standardy, po czym zamilkł na parę sekund. Wadził wzrokiem gdzieś mniej więcej po przednich łapach złotołuskiej, przez co można było się domyśleć, że nadal nie był pewien co do tego, o co chciał się zapytać. Przecież to było takie przyziemne, pisklęce, że i nawet i dwadzieścia księżyców temu powinien był się wstydzić o to zapytać, kogokolwiek.
– Umm... Ehh, z resztą... co ja będę przedłużać... Już i tak cię tu wezwałem, i przyszłaś, więc... – wstał w końcu z miejsca i zrobił jeden, mały krok w stronę starszej. – Może to zabrzmi naprawdę pisklęco, ale... Mogłabyś mnie... Wiesz, wtedy, jak rozmawialiśmy ze Strażnikiem, ty... wtedy...Każde następne słowo wychodziło z niego coraz ciszej, coraz wolniej, aż w końcu przestał mówić. Jego spokojny oddech odrobinę przyspieszył tylko na samą myśl o bezpośrednie przedstawienie tego, czego pragnął, a było właśnie przed nim, na wyciągnięcie łapy. Stał tak w ciszy w miejscu i z lekkim niepokojem wpatrywał się w złote ślepia smoczycy, która przecież tak po prostu może się teraz głośno zaśmiać, okazać zniesmaczenie czy wyjść i już nigdy się nie odzywać do przecież i nadal nieznajomego dla niej smoka. Przecież ile razy się w życiu widzieli, raz? Cóż, to i tak więcej, niż z "prawdziwą" matką, ale Zefira.
Spuścił w milczeniu swój wzrok, stojąc jak słup soli. Tak, na pewno zaraz go okrzyczy za to, że tylko zabiera jej czas wolny, którego pewnie mało miała. W końcu nie wiedział dokładnie, jak wygląda wychowanie nowych pisklaków u tej dwójki, wiedział tylko z rozmowy, którą podsłuchiwał, że je mają, i tyle. Może Perła właśnie z nimi siedziała, a on, egoista, wezwał ją tylko i wyłącznie dla spełnienia swojej zabawnej zachcianki, której brakowało mu od samego początku życia? Głupiś Mętny, głupiś, będziesz tego jeszcze żałował.

: 22 sty 2020, 15:50
autor: Wieczna Perła
  Niewiele się zmienił od ich ostatniego spotkania – dalej był głównie milczący i cichy. Przywitanie było niemrawe, ale przynajmniej coś powiedział, nie to co ona... Właściwie, czemu zwraca na to uwagę? Bo są w paru tam aspektach podobni? Tak, to może być to. W zasadzie, nie jest pierwszym takim jakiego spotkała, z czego się nawet cieszy – nie jedyna może odstawać od reszty smoków. A może to nawet jest inna norma u smoków? Może istnieje jakiś podział podejścia do społeczeństwa? Ciche i nieśmiałe lub charyzmatyczne i towarzyskie?
  Zaraz potem jednak znów się odezwał. Jejku, mówił bardziej urywanie i niepewnie niż ona kiedykolwiek... No, może poza tą jedną rozmową ze Strażnikiem, ale wtedy ogólnie się bardzo wstydziła. Czy z nim jest podobnie? Innego tropu nie ma, więc chyba tak. O, wstał i podszedł. Jego następne słowa były... dziwne, niejasne. Co niby mogłaby zrobić? Jedyne co jej się nasuwało, to przytulenie. Było pisklęce, to na pewno. Do tego w końcu już raz to zrobiła, podczas rozmowy ze Strażnikiem, do której nawiązuje, chociaż wyłapanie tego pod koniec było trochę wyzwaniem. Cóż, może się zapyta o to? Najwyżej doprecyzuje... jakoś.
   – – Przytulić? – spytała się nieco niepewnie, nie dodając nic więcej. Może tak będzie lepiej? Byli podobni, więc patrzyła przez pryzmat siebie, a ją samą taka odpowiedź mogłaby zadowolić. No, teraz czekać na ciąg dalszy.

: 22 sty 2020, 16:26
autor: Błysk Przeszłości
Podniósł lekko opuszczony pysk słysząc słowo wypowiedziane przez Perłę oraz nadstawił swoje morskie uszy. Przytulić... Tak, to była jednocześnie dobra odpowiedź, ale... nie do końca. Nie była kompletna. Ale może lepiej o tym później, jak samiec będzie w stanie wyczuć, czy w ogóle smoczyca ma na to ochotę.
– T-tak... – zrobił jeszcze jeden kroczek w przód i patrzył się dalej na samicę, jakby mimo wszystko wstydził się do tego przyznać – To znaczy... Też, ale... zgodzisz się? A jak tak, to obiecasz, że nikomu o tym nie powiesz? – zniżył tym razem szyję, wyciągając sam łeb do przodu i przekrzywiając go na bok. Nie uśmiechał się, ale też się nie smucił. Jedyne jego srebrne ślepia były pełne pytającego, pragnącego litości wzroku.

: 26 sty 2020, 8:32
autor: Wieczna Perła
  Więc nie dość, że ma go przytulić, to i jeszcze nikomu nie powiedzieć, tak? Niby banał, niby nic takiego, niby może to zrobić, ale... czemu? Aż tak mu tego brakuje, że musi wzywać po to ją, a jednocześnie będzie się tego wstydzić? Jeśli tak, to jaki jest sens teg... chwila. Przecież sama odbyłaś rozmowę z pisklęciem, uderzyłaś obok niego piorunem i nie chcesz, aby inni o tym wiedzieli, racja? No taaak, ale to trochę co innego. Tu on to wszystko chce zrobić od początku, a tam zwyczajnie jakoś tak wyszło... Chociaż, co Ci szkodzi? Czemu Tobie to przeszkadza? Prośba łatwa do spełnienia, a nawet jeśli ktoś się dowie, to chyba on będzie to bardziej przeżywać. Eh, pisklę (takie prawdziwe pisklę, nie taka Rakta czy Mahvran) w skórze dorosłego smoka to miła odmiana... Oraz – czemu teraz to zauważyła? – może jakoś mu to pomoże w walce z jego przeszłością? Taka bliskość? Mogłaby pomyśleć tak od razu, a nie narzekać na to jak to mocno może być przez to skrzywiony... Chociaż czy to odpowiednie słowo? Raczej nie, ale na szybko znalazła jedynie to.
   – Nie miałabym w ogóle powodu, aby komuś o tym mówić... – Westchnęła. – Jeśli naprawdę tego chcesz, to czemu nie? Nikt poza nami nie będzie o tym wiedział. – No i kompanami, oczywiście, ale ona wliczała to do siebie.

: 26 sty 2020, 9:02
autor: Błysk Przeszłości
Malstrom nie zdawał sobie sprawy z tego, że jeden z kompanów znajdował się na zewnątrz groty. Może to i lepiej? Świadomość tego, że ktoś inny będzie o tym wiedział jeszcze bardziej by go zastopowała. To chyba pierwszy raz w życiu, kiedy czegoś się wstydzi. Zawsze, jak miał coś do powiedzenia, dostawał na to szansę, to mówił wszystko, nawet do tłumu, bez żadnego zająknięcia. Trochę to dziwne, aczkolwiek cała ta sytuacja jest jeszcze dziwniejsza zapewne dla Perły.
Słyszał, że złotołuska wypowiada swoje słowa, jakby... była zmuszona do zrobienia tego wbrew swojej woli? Jeszcze to westchnięcie... Morski samiec po prostu odczytał to jako niechęć do tego. Zrobiło mu się trochę smutno, ale... no zgodziła się, prawda? To chyba znaczy, że ma zezwolenie? Bo w końcu on to chciał, po co innego by wzywał ją w takie konkretne, zaciszne miejsce?
Bez słowa i z niepewnym, wolnym krokiem zbliżył się do smoczycy, nie spuszczając jej ślepi z oczu.

– Po prostu... Chciałbym chociaż raz w życiu poczuć się, jakbym miał na prawdę kochającą mnie matkę... – jeśli Perła pozwoliła, to mówiący cichym, coraz bardziej wzruszonym głosikiem Malstrom nieśmiało wtuliłby bok swojego chłodnego łba w pierś Ognistej smoczycy.
– Ja... ja się przyznam... Od kiedy znalazłem swoją grotę, zawsze, jak zasypiałem, sam, tworzyłem Jej iluzję... Tak dobrze pamiętam Jej wygląd, a nie pamiętam nawet głosu... Tulę się do Niej, ale... Nie czuję Jej ciepła, wiem, że Jej nie ma, a kiedy mocniej przyciskam się do Niej, Ona... znika... bo Jej nie ma... Nie ma jej, od tak dawna Jej nie ma... – zamknął oczy i pociągnął nosem nerwowo powietrze, sprawiając wrażenie, jakby powoli zaczynał szlochać. W trakcie, gdy to mówił ocierał niepewnie swój łeb o pierś starszej, a ta mogła poczuć, że znajduje się na niej coraz więcej czegoś mokrego. Ślina? Nie, nie było to lepkie. To coś innego.
Błyska nie obchodziło już, czy Perłę w ogóle interesuje jego los. Przecież nie należy do niej, a spotkali się wcześniej tylko jeden raz. Nie powinien nic dla niej znaczyć. Sam fakt, że zgodziła się na to, co dopiero się rozpoczyna był krokiem milowym dla rozwiązania, choć na chwilę, niespełnionych marzeń z dzieciństwa. Przecież tak niewiele trzeba, aby kogoś otulić, pogłaskać, choćby zamruczeć mu jakąś wesołą melodię czy ukołysać do snu blisko przy swoim boku. Tak prosto, a zarazem tak trudno...
To znaczy... zawsze Perła może złamać obietnicę i się z tego wycofać. Jeszcze przez taki kontakt nasiąknie zapachem Ziemi, i co będzie? W końcu nic ją tutaj nie trzyma.

: 28 sty 2020, 1:07
autor: Wieczna Perła
  O? Więc jednak się zdecydował? To... chyba dobrze? Obecnie jednak trochę wątpiła w to co wtedy mówiła. Tam nie miała jeszcze piskląt i nie wiedziała jak będzie to odbierać, próbować o nie dbać i jak to ostatecznie by wyglądało. No, ale skoro powiedziała i on z tego korzysta, to głupio byłoby jakkolwiek myśleć o wycofaniu się...
  Wtem, niespodziewanie wtulił się w nią. Tego to się w ogóle nie spodziewała... Ale tu znów jedynie lekko drgnęła, ostatecznie siedząc jak siedziała. Czy czuła dyskomfort? Trochę. Ostatnimi czasy jednak o wiele częściej łapie kontakt fizyczny, więc już się z tym oswajała. Do tego kontakt z innym, tak różniącym się od niej gatunkiem to zawsze jakieś nowe doświadczenie...
  Nie spodziewała się, że w ogóle coś powie, a tym bardziej że akurat to... Czy się dziwiła? Średnio, jest w stanie wyobrazić sobie taką tęsknotę, szczególnie do matki. Do tego nieźle, że mimo tylu księżyców, wciąż ją pamiętał. Smutne, że więcej się nie spotkali oraz że tuli się do jej podobizny... Hm... na to już coś może zaradzić...
   – Mógłbyś mi ją pokazać? Mam pewien pomysł – odparła cicho, nie chcąc go ani płoszyć, ani zagłuszać zbytnio tej ciszy, ani przerywać jakoś mocno płaczu. Co prawda słyszała ciche syki Fio, ale chyba tylko i wyłącznie z powodu więzi. Tak, zdecydowanie daje się ostatnio dotykać zbyt sporej licznie smoków. Dobrze więc, że ptaszysko już aż tak się nie piekli z tego powodu, bo inaczej byłoby ciężko...

: 29 sty 2020, 20:45
autor: Błysk Przeszłości
Czuł na swoim policzku pokrytym gładkimi jak spokojna tafla wody łuskami, że smoczyca była lekko spięta tym jego dziecinnym posunięciem. Zakuło go coś znowu lekko w klatce piersiowej, ale się nie wycofywał. Zacisnął zęby mocniej, jak i również swoje przeciekające ślepia. Nie wydawał jednak żadnego odgłosu płaczu, po prostu w błogiej ciszy przerywanej sporadycznymi, gwałtowniejszymi pociągnięciami powietrza przez nozdrza smoka czule wręcz wpychał prawy bok swojego pyska w pierś smoczycy, bojąc się otworzyć oczy. Bał się, że spotka go wzrok obrzydzenia, zniesmaczenia, odrzucenia i wyśmiania. Zupełnie tak, jakby po otwarciu ślepi spodziewał się zobaczyć nie Perłę, a Strażnika. Ten to w ogóle ochrzan by mu wlepił i już nigdy więcej nie chciałby się z nim widzieć.
Dopiero słysząc jej cichy głos otworzył szklące się ślepia. Zamrugał kilka razy i łzy przestały mu cieknąć w kilka sekund. Wziął spokojniejszy wydech i wdech, odsunął łeb, ale tylko na kilka łusek i w końcu odważył się złapać kontakt wzrokowy. Milczał przez kilka sekund, pozostając znów w bezruchu i zamyśleniu.

– ...Tak, tak. M-mogę... – powiedział skromnie i odsunął się powoli jeszcze na jeden krok. – Wybacz, potrzebuję... się wyciszyć. Trudno mi się czaruje, jak jestem... no wiesz. – Wziął jeszcze dwa głębsze, spokojniejsze oddechy i zamknął swoje ślepia. Zaczął ją tworzyć.
Po lewej stronie szarołuskiego samca zaczęła materializować się drobna, smocza sylwetka, wysokością wręcz odpowiadają Zamąconemu.
Pierwsze, co oczywiście rzucało się w ślepia był podstawowy kolor jej drobnych, lekko połyskliwych, blado-kremowych łusek. Tuż pod i za ciemnozielonymi ślepiami stworzenia niektóre, losowo porozrzucane łuski miały jednak inny kolor. Jedne były tak samo niebieskie, jak wszystkie błony, które posiadał Malstrom, a drugie truskawkowo-pomarańczowe. W trochę większych odstępach od siebie znajdywały się również na udach i na grzbiecie samicy, jednak te ostatnie były gorzej widoczne z powodu złożonych, spoczywających, niewieklich skrzydeł.
Jej łeb kształtem był prawie że idealnym odwzorowaniem tego, należącego do Zamąconego. Błona rozpoczynająca się od nasady nosa, para rogów. Jedyną, mocniej widzialną różnicą było to, iż jej błony rozciągające się między uszami łączyły się z tymi znajującymi się na jej linii szczęki, co sprawiało wrażenie, jakby miała wręcz za wysoko włożony na siebie kołnierz.
Najbardziej zadziwiającą rzeczą był jednak, znów, sam kolor wszystkich błon. Każda z nich, na przemian, co jeden segment, zmieniała kolor z niebieskiego na czerwony (te same, co łuski sprawiające wrażenie dwukolorwoej posypki). Wliczały się również w to i błony między palcami jej łap oraz ogromny, błoniasty latawiec, którym kończył się jej ogon. Rogi również były dwukolorowe! W znaczeniu, że jej prawy był czerwony, a lewy niebieski. Pewnie to musiało wyglądać dość śmiesznie dla innych, ale... no cóż. Nie wybierasz, jakim się rodzisz.
Po stworzeniu siedzącej w bezruchu smoczycy, która z przyjaznym uśmiechem wpatrywała się w Perłę, Zamącony otworzył ślepia i powoli skierował swój łeb w stronę swojej skomplikowanej iluzji. Co jak co, ale nie wiedząc czemu stwarzanie jej przychodziło mu z zadziwiającą łatwością. Nic innego równie skomplikowanego nie potrafił zmaterializować. Tylko nią.
Uśmiechnął się do niej, i wpatrywał się w jej bok z wyraźnie widoczną tęsknotą w ślepiach.

– Mama... – wymruczał cicho, nie odrywając wzroku od swojej kreacji. Podniósł powoli swoją lewą, przednią łapę i położył ją delikatnie na prawej, należącej do sztucznej iluzji. Ta nie drgnęła, ale to przez to, że Zamącony nie chciał, aby wizja, którą stworzył stała się niewyraźna. Milczał potem, wpatrując się w nią, dopóki Perła nie powie czegoś, albo w inny sposób zwróci na niego swoją uwagę.

: 01 lut 2020, 22:56
autor: Wieczna Perła
  Taak, chyba mogła go zrozumieć. Sama nie była w stanie czarować w konkretnych okolicznościach, a to że jej chodziło o strach, nie tęsknotę, to rzecz drugorzędna – uczucie i tak znała.
  Po chwili w końcu ją ujrzała. No no, bardzo podobna, ale przez te drobne odstępstwa było jednak widać między nimi różnicę. Kontrast w szczegółach przyciągał tu uwagę. Czy znaczy to, że jego ojciec wyglądał tak samo co on? W zasadzie nie musiał, sama nie przypominała swoich rodziców, więc mógł zwyczajnie mocno wdać się w matkę.
  Nie zamierzała się jednak rozwodzić nad biologią, co w jakikolwiek sposób pomóc Mętnemu. Z tego więc powodu sama zaczęła teraz czarować, przyglądając się matce. Stworzyła wpierw jej dokładną kopię na czarze Mętnego. Te same łuski, rogi, wzrost, uśmiech, oczy – wszystko. Nie poprzestała jednak na tym! Jej cel był zgoła inny, wymagał dokładności i nauk Żaru. Zaczęła od dorobienia wszelkich smoczych kości, które czasami widziała w całej okazałości. Po szkielecie, chrząstkach i reszcie tych przyjemności, dołożyła na to wszystko mięśnie. Je z kolei pokryła układem nerwowym. Nie zapomniała oczywiście o całym krwiobiegu i narządach! Uwzględniła również skrzela, jednak je bardziej w formie dodatku, bo nie wiedziała jak są zbudowane. Mózg, serce, płuca i sam proces oddychania również był, podobnie jak odbieranie bodźców. Teraz czas na skórę. Wytworzyła ją na iluzji, równo, pokrywając prawdziwymi, drobnymi łuskami, i błonami tam, gdzie były potrzebne. Finalnie wyglądała niczym żywa – wzrok też nie był pusty! W dotyku zaś byłaby mniej więcej taka jak on, jednak o wiele cieplejsza, niby bardziej kochana. Żałowała tylko, że nie mogła zaimplementować głosu...
   – Spróbuj teraz – powiedziała po chwili, przenosząc wzrok z dzieła na niego.

: 02 lut 2020, 23:56
autor: Błysk Przeszłości
Z jego perspektywy nie działo się nic, po prostu zapatrzony był w swój twór, zupełnie nieświadomy, że Perła coś przy nim majstruje. Może i mógł wyczuć dziwne wibracje maddary, lecz nie skupiał się teraz nad tym. Odtwarzał sobie w głowie znów te dawne, dziecięce czasy, te jeszcze przed straceniem rodziny spowodowanym swoim głupim błędem. Czemu on je tak dobrze wspominał, skoro nawet nie był świadom, czy dzieje się coś dobrego czy nie? Może po prostu były to najmilsze wspomnienia, jakie miał? Nawet nie może, a na pewno.
– Hę? – Odwrócił się w stronę złotej samicy, nie do końca załapując, o co chodzi. Przynajmniej nie od razu. Popatrzył się jeszcze raz na sztuczną matkę i z lekko uchylonym pyskiem wpatrywał się w jej patrzący się ciągle na wprost łeb. Powoli znów przysunął swoją łapę do tej należącej do maddarowej kreacji, chcąc ją na niej położyć. Zrobił to i... rozszerzył swoje źrenice, przenosząc wzrok na miejsce dotyku. Nie krył zaskoczenia, a dodatkowo wziął szybki, głośny wydech i wdech. Zaczął delikatnie "macać" jej łapę, czując ciepło emanujące spod łuski, jakby tym razem na prawdę, prawdę tu była. Czy to Perła zrobiła? Bo chyba nie on. Dla pewności postanowił przestać skupiać się na swoim czarze, a kiedy nie spostrzegł żadnej różnicy, na jego pysku wymalował się szeroki, pisklęcy uśmiech. Wstał, popatrzył się jeszcze raz na Perłę z zaskoczeniem, a potem znów na maddarowe stworzenie. Siedział tak przez chwilę w ciszy, jak słup soli, nie wiedząc, co zrobić. W końcu jednak zdecydował się, że zacznie powoli. Co, jeśli nieruchoma kreacja wciąż nie jest na tyle stabilna, by przezwyciężyć wpływ jego ciała. Podszedł od frontu do niej i lekko i niepewnie zaczął ocierać swój łeb o jej pierś. O rety... czy ona... oddycha? Nie do wiary! Może jeszcze zaraz zacznie się ruszać? Chciałby...

: 03 lut 2020, 10:51
autor: Wieczna Perła
  Obserwowała uważnie jego reakcję. Nie wiedziała czy mu się spodoba. Równie dobrze jego tęsknota mogłaby jedynie wzrosnąć, albo nie pochwalałby ogólnie takiego ożywiania czegoś, co utracił. Jak się okazało, nie było źle. Początkowo jakby nie dowierzał, jakby go tym zaskoczyła. Czyli albo nie wiedział że tak się da, albo nie miał aż tak sporego doświadczenia z nią. W zasadzie jedno i to samo... Nie da się ukryć, że cieszyła się z pozytywnego przyjęcia, ale obecnie wolała się bardziej skupić na utrzymaniu matki. O, wstał i podszedł. Na wszelki wypadek dorobiła trochę ciężaru, utrzymując twór sztywno, aby się nie wywrócił. Morski wyglądał na masywnego, więc lepiej nie ryzykować.
  Kiedy tylko zaczął się ocierać, zwęszyła okazję. Twór zaczął się poruszać i spinać mięśnie. Ostatecznie przytuliła się do niego delikatnie, szyją o szyję, łeb kładąc na grzbiecie (jestem w sumie ciekaw czy to możliwe...). Nic jednak nie mówiła, tylko trwała w uścisku, przesyłając swoje ciepło. Perła dbała też o oddychanie na bieżąco, coby nie stracił tej iluzji jej obecności.
   – Jest niema – rzuciła, zaczynając tłumaczyć, na wszelki. – Nie pamiętasz jej głosu, a nie chciałam dawać innego. Chyba że chcesz...? – Dokończyła i zamilkła. Mówiła cicho, aby nie przywrócić go zbyt gwałtownie na ziemię. Niech dalej śni...

: 03 lut 2020, 17:44
autor: Błysk Przeszłości
Serce samca znacznie przyspieszyło, ale oczywiście nie ze strachu. Gdy tylko poczuł ruch sztucznie stworzonego ciała dech zaparł mu w piersiach. Znów znieruchomiał, zesztywniał na moment, po czym całkowicie się rozluźnił i wydusił z siebie cichy pomruk, który swoim tonem bardziej przypominał spokojny, długi skowyt szczęścia. Uśmiechnął się tak szeroko, jak nigdy dotąd i ocierał swój cieknący niemymi łzami szczęścia łeb o szyję wtulającej go w siebie samicy. To uczucie jej błon delikatnie smagających bok szyi Malstroma było dlań nie do opisania. Właśnie tego mu brakowało, przez całe życie. Odrobiny czułości ze strony innej osoby, a tym bardziej tej, która nigdy dla niego nie istniała. Dla Perły pewnie to musiał być dość śmieszny widok, że wyrośnięty, potężny wojownik zachowuje się jak pisklę, ale On się tym nie przejmował. Dostał szansę, najprawdopodobniej jedyną w swoim życiu, nie mógł jej zmarnować w żadnym, najmniejszym stopniu. Niech się śmieje, niech się nabija, niech robi co chce, byleby nie przestawała utrzymywać skryte marzenie morskiego przy życiu.
– Chcę... – rzekł wzruszony, głosem górnej granicy szeptu, kilka uderzeń serca po jej wypowiedzi – T-twój... t-taki, łagodny... – zdołał wydusić z drgających pod wpływem emocji ust. Zrobił krótką przerwę, na głębszy, uspakajający go trochę wdech – Proszę... chcę się chociaż raz w życiu poczuć, jak kochane pisklę... Tak naprawdę...– Trudno mu te słowa przechodziły przez gardło, bo brzmiały wręcz żałośnie, jak skomlenie o litość w walce na śmierć i życie. Ale co mu pozostało, skoro zapewne była to jego jedyna na to szansa?

: 07 lut 2020, 11:31
autor: Wieczna Perła
  Obserwowała całe to zajście, zastanawiając się jak to powinna w zasadzie odbierać. Była pewna, że wynika to z wychowania Strażnika bez krzty czułości i miłości, przez co ma chociażby niskie mniemanie o sobie. Jego czułość wobec matki jest urocza bo taka jest, czy jednak współczująca bo wystarczy sztuczna podobizna matki, aby poczuł szczęście, jakby spotkał prawdziwą? Wynika to ze zwykłej tęsknoty, bo była mu bliska, czy może przez Strażnika pragnie bliskości tak mocno, że zadowoli go nawet coś takiego? Brnąć w to dalej czy nie? Trzymać go w iluzji czy otworzyć świat? Zostawić mu tę "matkę" czy jednak pokazać, że nigdy jej nie było? Próbować samej dalej czy nie?
  Odpowiedź przyszła sama. Więc chce... jej głos? Jeszcze nikt jej nie powiedział czegoś podobnego (bo może nigdy nie było tak dziwnej sytuacji?), więc była uradowana. E tam, jak chce to chce, pewnie wie co robi! Wysłuchała jednak do końca i... znowu napadły ją wątpliwości. Widziała teraz wyraźnie tę krzywdę, jej skutki i wpływy na niego. Żałowała, że Strażnik mu to zrobił, ale mniej więcej doszli do porozumienia, więc mimo że nie miał najlepiej, będzie teraz tylko lepiej. A nuż blizny się jakkolwiek zagoją...
  Dobra, a więc do dzieła! Dała już jej swoje struny głosowe, teraz tylko wymyślić co ma powiedzieć... Nie chciała mu dawać żadnych nadziei, ani walić banalnych frazesów. Chociaż te drugie pewnie by mu w zupełności starczyły... O, dobra! Mam to!
   – Zawsze będziesz moim synem, nieważne gdzie jesteś – szepnęła cicho samica, brzmiąc podobnie do Perły, ale jeszcze delikatniej, zachowując jednak tę typową drobinę szeptu. Miała nadzieję że tyle starczy. Kolejne prośby będą coraz to trudniejsze do przemyślenia...

: 07 lut 2020, 23:52
autor: Błysk Przeszłości
Jak Perła pewnie spostrzegła, w naprawdę bardzo prosty sposób można było wprawić wojownika w nieopisywalną radość. Jednak czy to aby na pewno dobre, uszczęśliwiać takiego smoka, jak On? Co, jeśli po wszystkim będzie czuł większy ból, że nie ma w życiu tego, czego od zawsze pragnął? No, ale z drugiej strony przecież dzięki takiemu wydarzeniu może w końcu poczuć się spełniony, i wręcz przeciwnie, będzie się codziennie pocieszał tym jakże wspaniałym wspomnieniem? Na razie nie było to wiadome, ale nawet i Zamącony o tym teraz nie myślał. W tym momencie istniało dla niego tylko Tu i Teraz.
Słysząc ten niby znajomy głos z niedaleka, ale jednocześnie czując, jak coś miło drga tuż przy jego szyi, którą miał wręcz prawie że owiniętą wokół tej, należącej do iluzji samicy, Malstrom nie wytrzymał. Woda ze ślepi przybrała na sile, a on sam zaczął szlochać ze szczęścia, już tak dość słyszalnie.

– Wiem... wiem, mamo... a... a Ty... zawsze będziesz mieszkać w moim s-sercu... – Widać było, że naprawdę bardzo mocno się wczuł w to wszystko. Jego szczęśliwe szczęki delikatnie się uchyliły, a on nawet zaczął czule lizać miejsce, w którym spoczywał jego pysk. To było takie realne, takie piękne... Wiedział dalej, że to tylko iluzja, ale nie zniechęcało go to.
W końcu się od niej odkleił, aby jeszcze raz popatrzyć się w jej tętniące sztucznym życiem ślepia. Łzy zalewały mu teraz policzki, ściekając po nich na skaliste podłoże. Gdyby tylko był ktoś, kto mógłby je zetrzeć...

– P... położymy się razem i... i opowiesz mi bajkę, mamo? Proszę, nikt nigdy mi nie opowiadał żadnej bajki... – brzmiał cicho, ale i również niewinnie, z pełnym nadziei cichym głosikiem. Przekrzywił delikatnie łeb na bok, nie spuszczając tworu ze ślepi. Czy Perła dalej będzie miała ochotę się w to wszystko bawić? Czy nie wybuchnie nagle niekontrolowanym śmiechem słysząc, jakież to pisklęce bzdety wylatują z ust przecież już dorosłego smoka?

: 11 lut 2020, 16:40
autor: Wieczna Perła
  W pewnym sensie ucieszyła ją pierwsza odpowiedź – niejako dalej zdawał sobie sprawę, że to nie jest ta prawdziwa. Z każdym kolejnym uderzeniem trzymania zaklęcia obawiała się, że w końcu granica się zatraci. Póki co jest dobrze, spełnia swoje "marzenie" z pełną świadomością. Gorzej jak zacznie wymyślać coś, co będzie ich do siebie zbliżać w jakiś sposób. Żałowała, że nie dopytała się o czas trwania. Ile ma ją trzymać? Kiedy będzie wiedzieć żeby to przerwać? Oj, jak bardzo bardzo chciałaby to wiedzieć...
  Druga wypowiedź jakoś ją tknęła. Bajkę? Chce bajkę? Nie wiedziała czy wypada, ale cieszyła się. Miała jedną w zanadrzu, której nie będzie do tego musiała zmieniać. Plus jest taki, że to pamięta ją z dzieciństwa, opowiedzianą przez wtedy aspirującą piastunkę, a obecnie matkę Perły. Miała nadzieję że po tym uśnie i będzie można to już skończyć... Liczyła też, że nie przeważy to w kwestii dla niej tak bardzo ryzykownej.
  Matka kiwnęła łbem, położyła się, podniosła jedno skrzydło aby miał gdzie się położyć. Zaczęła, kiedy samiec wygodnie się usadowił.
   – Czas na bajkę – powiedziała weselej. – Wiele, wiele lotów stąd, kiedy jeszcze przodków naszych – gwiazd – było niewiele, żyły sobie cztery siostry. Każda z nich była inna, chociaż jaja ich leżały obok siebie. Jedna z nich była drobna i miała złote łuseczki. Druga z nich była bardzo silna, a łuski jej były zielone niczym trawa. Trzecia miała niebieskie łuski, a czwarta była zupełnie biała. Żyły same i pomagały sobie nawzajem przez wiele, wiele księżyców. Więcej nawet niż ja mam. Nudziły się niestety bardzo... – powiedziała to jakby z żalem. Ale zaraz jej ton się rozjaśnił. – I postanowiły wyruszyć na przygodę! Wędrowały tak każdego kolejnego księżyca. Niestety ich brzuszki okazały się szybko puściutkie. I wtedy niebieskołuska samiczka powiedziała, że jest pewna swojego noska i znajdzie dla siostrzyczek jedzenie! I tak też się stało. A samiczka pokochała polować i robiła to już zawsze, gdy siostrom burczał brzuszek. Dzięki temu były szczęśliwe. – Uśmiechnęła się szeroko. – Niestety! – powiedziała nagle ze zgrozą. – Na ich drodze stanęła puma! Tak duża jak one same! Zębiska miała jak smoczy szpon i łypała i groźnie patrzyła na siostry! – zapowiedziała i wzięła pełen przejęcia wdech. – I wtedy zielonołuska dzielnie skoczyła w stronę pumy iii bach! Puma została odepchnięta! – Zamilkła na chwilkę. – Ale to nie koniec... – wyszeptała tajemniczo. – Bowiem złotołuska samiczka poczuła w sercu magię... Prawdziwą magię! – podkoloryzowała wypowiedź radością. – A wtedy... wtedy wyczarowała wielkie białe piórko, na ziemi, na której stały wszystkie siostrzyczki i poderwała je w górę, w góóręę. Taaak wysoko. – Wskazała wyciągając łeb maksymalnie w górę jak tylko się dało. Potem opuściła go i zerknęła szybciutko na Mętnego. – A gdy tak leciały, biała samiczka zobaczyła, że ta niebieska ma bolesne kuku na łapce – powiedziała smutno. – A kiedy to dostrzegła, dotknęła kuku, a ono zniknęło! – Uśmiechnęła się i zapanowała cisza na dwa pełne oddechy.
   – I tak, kiedy już znalazły się nad rzeczką, postanowiły, że będą sobie już zawsze pomagać. Niebieskołuska wypełniała pozostałym brzuszki, zielonołuska prężyła się na niemiłe pumy, złotołuska broniła je wszystkie magią, a białołuska koiła, gdy doszło do kuku. – Uśmiechnęła się z satysfakcją.
   – Pewnego dnia wspięły się na szczyt wzniesienia i dostrzegły na niebie czarny punkt. Zastanawiały się jaki to ptak może tak wysoko latać. Ale nie był to ptak! To był najprawdziwszy smok! – podkreśliła to słowo by zaskoczyć małe. – Ten dostrzegł je i wylądował przed nimi, składając swoje wielkie, upiorne czarne skrzydła! Ciemne miał też oczy i wyglądał strasznie! – powiedziała ze zgrozą w głosie. – Ale wtedy zaburczał mu brzuszek i uśmiechnął się, bo się zawstydził. I siostrzyczki przestały się bać i podały mu mięsko, które miały. I tak się zaprzyjaźnili. – Uśmiechnęła się szeroko, naprawdę uradowana. – Wtedy on pokazał im że biec można szybko jak wiatr! A na niebo można wznieść się o własnych siłach! I można nie tylko pić wodę, ale też iść w niej, nie zagłębiając się w nią! W końcu już nie czuli się tylko przyjaciółmi, ale rodziną. I siostry nazwały go swoim bratem, a one stały mu się bardzo bliskie. I wtedy pokazał im skryte pomiędzy wzniesieniami i rzekami miejsce pełne młodych pisklątek. I tak siostrzyczki i ich nowy braciszek zostali tam. I postanowili, że zielonołuska będzie ich Wojowniczką, żeby broniła pisklęta przed brzydkimi pumami, niebieskołuska będzie Łowczynią polującą dla głodnych brzuszków, zlotołuska nazwała się Czarodziejką i wspierać miała od tej chwili swą zielonołuską siostrzyczkę, białołuską ochrzczono mianem Uzdrowicielki, bo goiła kuku dotykiem. A czarny braciszek był Piastunem i uczyć miał pisklęta. Bo kiedy te maluszki dorosną, udadzą się do jednego z tego rodzeństwa, żeby się uczyć i stać się takie jak one i chronić kolejne pisklaczki i uczyć je. I polować, i latać, i pływać w wodzie, i biegać szybko jak wiatr! Jako, że braciszek ich znał tę dolinę najlepiej i wiedział bardzo dużo, postanowiono, że będzie im przewodził. To on będzie gratulował rosnącym pisklętom i odpowiadał za bezpieczeństwo wszystkich z nich. Tak oto nazwano go też Przywódcą. – Uśmiechnęła się lekko. – Tak oto powstało pierwsze Stado, a pisklaczki po naukach wyruszyły w świat, aby znaleźć swoje miejsce. I tak powstawały następne Stada. – zakończyła delikatnie. Dobra, teraz czekać na jego reakcję.

: 11 lut 2020, 23:05
autor: Błysk Przeszłości
Cieszący się i wewnątrz, i na zewnątrz morski samiec podszedł do maddarowej kreacji zaraz po tym jak ta uniosła swoje błoniaste skrzydełko, zapraszając go otwarcie do niej. Ostrożnie i powoli zniżył się, a później położył na swoim boku, jak najgłębiej pod skrzydłem wyimaginowanej opiekunki. Powiercił się jeszcze trochę, wpychając się jeszcze bardziej w cielesny twór Perły. Pod skrzydłem było tak przyjemnie... Nikt go jeszcze nigdy tak nie trzymał, co jeszcze bardziej potęgowało ten efekt ciepła. Nim jednak położył łeb, na linii jego wzroku była właśnie stwórczyni tej całej sytuacji. Popatrzył się na nią, jakimś cudem na moment uśmiechając się jeszcze szerzej i radośniej. Obniżył potem swój łebek i ułożył go również wzdłuż linii ciała samicy, trzymając go jak najbliżej jej ciała. Patrzył się tak z dołu na nią w górę, powoli uspokajając swój wodospad łezek.
Błysk szczerze i na prawdę nie mógł doczekać się usłyszenia jakiejś historii. Cała ta gra aktorska, to wypunktywowanie emocji używane przez sztuczną matkę Malstroma wciągała go w fascynującą opowieść o powstaniu stada jeszcze mocniej. Razem z nią uśmiechał się, przerażał w momentach grozy, krzywił łebek i wadził wzrokiem za ruszającą się głową samicy. Na prawdę mu się to podobało i czerpał z tego radość. Leżał, na prawdę mocno i dobrze rozluźniony, nadal szczerze szczęśliwy, ale taki jakby trochę... senny. Ostatnio jakoś nie spał zbyt dużo, a teraz, w takim momencie spokoju ducha... W końcu mógł poczuć się na prawdę bezpiecznie. Że w razie niebezpieczeństwa nie zostanie rzucony na pożarcie dla odwrócenie uwagi od ważniejszych osób. Teraz nie było żadnych ważniejszych osób. Teraz on był ważny... Może i tylko dla sztucznie stworzonej kreacji, ale to wciąż więcej, niż nic...

– Ooh... Czy tak na prawdę powstały Wolne Stada? Łoo... ale super... – mówił cichutko, rozmarzonym głosem. Zaraz po tym ziewnął długo, ale praktycznie bezdźwięcznie. Smyrał łebkiem bok ciała samicy, przy który się znajdował i cicho pomrukiwał, zamykając ślepia czasem na odrobinę dłużej, ciesząc się chwilą.
– ...a... a może mogłabyś coś... ...zanucić? Spokojnego? Jeszcze nikt nigdy przy mnie nie nucił, a ja... ja kocham kojące uszy dźwięki... Jak odgłos kropel wody, kapiących rytmicznie w mojej jaskini, jak lekki szum wiatru, jak chlupot wody w jeziorach, jak... Twój głos... – mówiąc do niej patrzył się oczywiście z dołu na nią, mając nadzieję, że zrobi mu coś jeszcze... sam nie wiedział w sumie co. Na przykład może... pogłaskałaby go po łebku? Polizałaby czule po czółku? Ziewnął jeszcze raz, trochę krócej i czekał znów na odpowiedź. Miał nadzieję, że nie był zbytnio wymagający...

: 16 lut 2020, 13:40
autor: Wieczna Perła
Oto co nuci matka

  Jak to dobrze, że nie zaprząta sobie głowy tym, że nie mogła tego wiedzieć. Chociaż to może przez jego stan... Nie wiedziała, że kiedykolwiek ucieszy się z czyjejś senności. Ziewnięcie na pewno było dla niej dobrą oznaką, a nuż za chwilę się to skończy.
  Nic bardziej mylnego. Musiał wymyślić coś jeszcze. Nucenie. Niby rzecz banalna, ale jednak trudna do zrealizowania... Prawda, to był jej głos – którego swoją drogą lubił słuchać, miło, nawet bardzo – ale zmodyfikowany, nieco przerobiony. Będzie musiała się nagimnastykować, aby utrzymać przekształcenia na innych tonacjach... Ale, jeśli w końcu uśnie, jeśli ta narastająca niezręczność zniknie, będzie dobrze.
  Zaczęła powoli nucić... jakąś melodię. Spokojną, kojącą, rytmiczną. Teraz ta trudniejsza część. Fio na zewnątrz zaczął tkać magię, aby z jej pomocą tworzyć różne, pasujące dźwięki. Delikatny szum wiatru przez całą pieść, szeleszczące liście gdzieniegdzie, a na bardziej podniosłe, głośniejsze zdziebko momenty wchodził wartki strumyczek. Wszystkie te dźwięki były słyszalne tylko dla niego. Nienachalnie muskały jego uszy, płynnie przechodząc z jednego dźwięku do drugiego. Kiedy skończyła nucić, melodia natury również ucichła.

: 16 lut 2020, 23:48
autor: Błysk Przeszłości
Brak wątpliwości w wizję stworzoną przez Perłę mógł wywodzić się najprawdopodobniej z dwóch scenariuszy. W jednym z nich morski wojownik tak bardzo wzruszył się tą sytuacją, że nie wyłapywał już tak oczywistych dziur w logice podpowiadającej, że przecież jego matka nie powinna wiedzieć nic o Wolnych Stadach. Drugi jednak mógł podpowiadać, że mimo wszystko samiec nadal był w pełni świadomy, że wszystko to, co się tu dzieje nie było prawdziwe. Która wersja była tą prawdziwą? Tylko Zamącony o tym wiedział... A może miał jeszcze inny, niewytłumaczalny powód do zachowywania się tak, a nie inaczej?
Dorosłe pisklę, wręcz wpychające się w ciepłe, o drobnej łusce, lekko śliskie ciało sztucznej matki przymknęło swoje ślepia. Oddychając już powoli, rytmicznie i spokojnie, strzygło swoimi morskimi uszami i ostatni raz otarło swój łeb z pełnią miłości o bok łapy samicy. Tak bardzo jeszcze nigdy w życiu się nie uśmiechał. Gdy spokojna melodia zaczęła nawiedzać jego zmysł słuchu, ponownie ciche łzy szczęścia zaczęły się wylewać z jego ślepi. Szczęka drgała, zęby trochę tłukły się o siebie. Tego właśnie mu brakowało... Czuł się nareszcie, jak ktoś ważny, na prawdę ważny. Jak ktoś, za kogo poświęcono by i swoje życie. Na prawdę, nigdy, przenigdy nawet w połowie, w ćwiartce nie przeżywał tego, co teraz.
To, że zasypianie na terenach wspólnych nie było dobrym pomysłem było dla niego nieistotne.
To, że Perłę mogło to w ogóle nie obchodzić, a wręcz denerwować było dla niego nieistotne.
To, że to wszystko, ta cała sytuacja, było kłamstwem również było dla niego nieistotne...
Liczyła się tylko chwila... I zapamiętane wspomnienie, nie sytuacji, lecz uczucia goszczącego teraz w jego sercu.
Uśmiech powoli opadł, ale nie z powodu pogorszenia nastroju. Jego mięśnie się całkowicie rozluźniły, błony delikatnie złożyły, a jego świadomość udała się do krainy snów, pięknych snów. Akurat, kiedy kończyła się piosenka z udziałem jej cudownego głosu i jakże kojących dźwięków samej natury, których pochodzenia również nie kwestionował.
Leżał tak w bezruchu, oddychał bardzo wolno, spokojnie, mocno przyklejony do otulającej go skrzydłem smoczycy, niczym kilkuksiężycowe pisklę.
Po raz pierwszy od na prawdę bardzo, bardzo, bardzo dawna spał... Spokojnie.