Strona 13 z 34
: 13 kwie 2017, 15:10
autor: Samiec
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
//ooo nie zauważyłam, że odpisałaś, biczuj mnie jak tyle zwlekam q-q
Smok zdecydowanie nie należał do spokojnych, ostrożnych badaczy. Miał w sobie pewien zalążek przezorności, choć zapewne skorzystał z niego bardziej odruchowo, bo trudno było opisać jego działanie jako do końca przemyślane. Światło pędzące przed nim istotnie rozświetliło okolicę, choć sunąc za nim, w łowczej pozie, smok nie był w stanie wyróżnić wielu kształtów. Możliwe, że pomieszczenie było po prostu puste, albo źródło dźwięków ukryło się w samych krańcach pomieszczenia, gdzie jasność jeszcze nie docierała. Przerzedzona ciemność otaczała gada z każdej strony, ale kiedy znalazł się w całości w odkrytej grocie, echo odbijanego po skałach warkotu, podpowiedziało mu, że z tego pomieszczenia nie odchodziło już więcej odnóg. Puszczone wgłąb korytarza światło rozbiło się po paru ogonach o ścianę, znikając natychmiastowo, skoro wypełniło swoje zadanie. Nozdrza smoka, który wparował niespodziewanie na obcy teren, uderzyła intensywnie woń mokrego futra i gnijącego mięsa, z jakiegoś powodu stłumionego poza pomieszczeniem. Dotarłszy już do kamiennej ściany, w towarzystwie jeszcze jednego, wcześniej stworzonego światełka, dostrzegł znajome, błyszczące na niebiesko ślepia. Tym razem, dzięki stopniowo przyzwyczajającym się ślepiom, wyróżnił również kształt stwora.
Młode gryfiątko o brudno beżowym futrze i wypłowiałych brudnych piórkach sterczało przed nim, na ugiętych mocno łapkach i skrzeczało. Wydawało się zaledwie na wyciągnięcie łapy, choć podskakiwało zwinnie z gładkich poduszek tylnych kończyn, na ptasie szpony przednich, gotowe uniknąć ataku.
Z jakiegoś powodu prezentowało przed smokiem swoją groźną postawę zamiast uciekać, jakby chciało odwrócić od czegoś jego uwagę. Futro młodego nie było przemoczone, ani z pewnością nie trąciło zgniłym mięsem, więc musiało się tutaj znajdywać coś jeszcze.
Ślepia gryfa, wielkością dorównującego zaledwie żbikowi, wcale nie były tak niebieskie, jak wydawały się dzięki odbitemu światłu, choć zdecydowanie wyjątkowe.
: 16 kwie 2017, 11:17
autor: Płacz Aniołów
// ja w pierwszym momencie nie zauważyłam, że to w tym temacie mam odpisać xDD
Ostrożność gryzła się z jego pierwotną i dość niespełnioną chęcią na zwykłe rozszarpanie jakiegoś żywego stworzenia, które mógłby uznać za przeciwnika. Wojownik zdecydowanie był pewny swoich zdolności, chociaż wiedział, że te potrafią go zawieść. Uznawał siebie za wyższego ponad inne gady i stwory z prostego względu – jest smokiem. Istotą inteligentną, która potrafiła myśleć kreatywnie, abstrakcyjnie, a do tego była gdzieś na szczycie łańcucha pokarmowego. Czego chcieć więcej? Inne, proste drapieżniki nie powinny się z nim równać. Ale jednak ta ostrożność gdzieś była zachowana. Skąd ona się wzięła, skoro smok jest tak pewny siebie? Może to sprawa myślenia abstrakcyjnego, przewidywania konsekwencji i skutków danego czynu? Bo raczej nie była to sprawa przejmowania się własnym życiem. Nie pasuje to do Płaczu.
Wtargnął do groty bez wyjścia, co było dla niego lekkim zaskoczeniem. Po rozświetleniu pomieszczenia, w którym się znalazł, w końcu zdołał zobaczyć jakikolwiek kształt. Znajdując się tuż przy wypuszczonym płomieniu, zgasił ten, który był najnowszy, wracając do zarządzania jedynie jednym tworem. Zbyt wiele wyobrażeń naraz – nawet, jeśli były to identyczne kopie – było dla Wojownika męczące. Wyszkolił się w skupianiu swoich myśli na zupełnie czymś innym.
Powolnym, leniwym ruchem zaczął unosić się z ziemi, po której szorował brzuchem. Niebieskie plamki, które nękały go jeszcze kilka księżyców temu były własnością kształtu, z którym nigdy wcześniej się nie spotkał. Gryf? Powinien wiedzieć, co to. Może słyszał o tym, lecz nie potrafił sobie połączyć swojej wiedzy z tym, co widzi? Wystarczyła mu jednak wiedza, że zwierze było młode. Może pisklę? Do tego zachowuje się dość agresywnie, jak na takie maleństwo. Płacz pociągnął nosem, czując gwałtowną zmianę zapachu. Z leśnej wilgoci zmieniło się to nagle w odór zgniłego, rozkładającego się mięsa, jeszcze w deszczu. Gryfiątko nie wyglądało na rozkładające się, więc czym to mogło być spowodowane?
Szybko rzucił okiem po ścianach groty, raz jeszcze upewniając się, że prócz nich, nie ma tu niczego innego. Żadnych półek skalnych, żadnych tuneli, ukrytych wejść lub wyjść. W końcu stanął na proste łapy, lecz łeb nadal miał pochylony. Kolorowe ślepia wbił w agresywne młode i postawił dodatkowy krok w jego stronę.
– I cóż ja mam z Tobą zrobić, hmm?... – zamruczał cichym głosem, który i tak został spotęgowany przez kilkukrotne echo. W pierwszej chwili pomyślał, żeby wziąć gryfa ze sobą i ujarzmić go, wychować w taki sposób, by było to na korzyść smoka. Jest młode, więc powinno lepiej się wpłynąć na jego zachowanie. Zwłaszcza w sytuacji, gdzie młode najwyraźniej było same, a rodzice gdzieś zniknęli. Druga myśl była bardziej intuicyjna – przerobić na mięso. I w normalnym przypadku właśnie tak by to rozegrał, ale powstrzymywała go jedna rzecz – to młode. Z jakiegoś powodu Płacz nie chciał krzywdzić piskląt nawet drapieżników, które byłyby w stanie go zranić. Trzecia myśl była najmniej normalna ze wszystkich. Może by tak się z nim pobawić lub podrażnić? Taak, a nienormalne myśli są zawsze najlepsze.
Mimowolnie obnażył kły w uśmiechu, gdy rozmyślał nad swoim planem. Zaczął kierować się w stronę lewej ściany, by przytulić się do niej i podejść stworzenie właśnie od tej strony. Kroki stawiał powoli, łagodnie, nie zmieniając wcześniej przyjętej pozycji. Gdy znalazł się jakieś pół ogona, może nieco mniej od drapieżnika, przednie łapy zgiął na tyle, na ile pozwalały mu stawy i położył się klatką piersiową i łbem na skalnej powierzchni. W tej pozycji zaczął przesuwać się w prawo. Najpierw powoli, łuska po łusce, by zaraz przyspieszyć kroku i dostać się do przeciwległej ściany, by powtórzyć raz jeszcze tą czynność. Czy zachowywał jakieś środki ostrożności? Jakieś tak. Gdyby gryfiątko jednak rzuciło się z mordem w oczach na smoka, ten zwyczajnie odskoczyłby do tyłu, wykorzystując już ugięte przednie łapy. Ale na razie obserwował młode, jak się zachowa. I przy okazji może dojdzie do tego co tak tu śmierdzi.
: 28 kwie 2017, 12:05
autor: Samiec
//ughhh słowo mentalnego harcerza, już nie pozwolę ci tyle czekać q~q
Pisklę nie wpatrywało się w niego tyle z nienawiścią, co ostrzeżeniem, a w jego ruchach, choć był zwinny, dało się odczytać pewną sztywność, jakby wszelkie czynności realizowało wbrew sobie. Co by nie było, zachowanie smoka zupełnie wytrąciło go z tropu. Żaden możliwy drapieżnik nie zachowałby się w ten sposób, chyba że młode miało jakąś lukę w informacjach i prezentowany przez samca taniec, był jakimś przygotowaniem do ataku. Przez chwilę gryfiątko nawet się nie poruszyło, analizując jego działania z otwartym dziobem, ale prędko przypomniało sobie o swojej misji i powróciło do obronnej, groźnej pozycji.
Jeśli mowa o zakamarkach jaskini, spokojniej poruszający się smok miał szansę wypatrzeć więcej szczegółów, które choć niewyraźne, mogły być właśnie źródłem smrodu. Na przeciwległym krańcu groty, za grzbietem małego gryfa prawdopodobnie znajdywał się uskok albo kolejna, ogromna szczelina. Wyróżniwszy samą krawędź skały, smok mógł dostrzec także ciemne, sterczące pióra. Jakaś postać, duża szansa że właśnie rodzic lub inny dorosły krewny gryfiątka leżał w zagłębieniu, kryjąc się przed drapieżnikami. Jaskinie zdecydowanie nie należały do środowiska przyjaznego tym stworzeniom i nawet smok, który miał z nimi styczność po raz pierwszy, nie mógł tego nie zauważyć. Zmarniałe skrzydła małego gryfa nie wydawały się użyteczne, ale za kilka księżyców, jeśli oczywiście dane mu będzie tyle przeżyć, mógłby władać przestworzami, niemalże na równi ze smokami.
Zapach zgnilizny mógł sugerować, że kryjący się stwór był nieżywy od jakiegoś czasu, ale wodny zdołał dostrzec jak pióra unoszą się i opadają, wraz z jego zwolnionym oddechem.
Gryfiątko zaś obserwowało smoka, na ugiętych lekko łapkach, ale nie atakowało go w żaden inny sposób, jak tylko irytującym sykiem. Z odwagą godną smoczych wojowników utrzymywało pozycję i stroszyło pióra, kiedy smok znajdywał się nieco bliżej. Gdyby zdecydował się ruszyć w stronę leżącego w szczelinie cielska, z pewnością rzuciłoby mu się z furią na łapę.
: 23 maja 2017, 10:19
autor: Płacz Aniołów
// ...
przepraszam q_q
Wyszczerzył pociesznie kły, gdy spotkał się z reakcją gryfiątka, ale zaraz schował zębiska. To mogłoby być odebrane jako znak ataku, a Płacz jeszcze nie chciał tego robić. O ile w ogóle by to zrobił. Więc po co ten cały taniec?
Raczej miał na celu zdezorientowanie stwora, a może nawet na tyle, by z młodym się... pobawić? Jeśli tak drapieżnicy okazują uległość i dobre zamiary, to Wojownik z pewnością do drapieżników nie należy. Prócz tego, że ma w zadzie smocze zwyczaje i kulturę, to jeszcze nie obchodzą go zwyczaje po prostu gadzie?
Mimo wszytko, pozwoliło mu to na wychwycenie pewnych szczegółów, dość istotnych. Zapach zgnilizny najpewniej dochodził zza gryfiątka, ze szczeliny, którą chroniło. Sterczące, pomierzwione pióra sugerowały o czymś ptasim. Czymś, co chowało się lub zostało ukryte w bezpiecznym miejscu. Cóż, skoro gryf się tam zmieścił jakoś, powinien i smok. Nie sądził, że jest tutaj inne wejście. Zapewne młode by broniło tego wejścia, przez które wszedł tam rodzic, a nie tylnego, o którym nawet mógł nie wiedzieć...
– Ej, młody... co Ty tam kryjesz za sobą, co? – mruknął, w ogóle nie oczekując odpowiedzi.
Nadal jednak stał w miejscu. Jeśli chciał dostać się do gnijącego źródła, musiał w jakiś sposób odsunąć młode, które stało na przeszkodzie. Nie wiedział nawet jak dokładnie ono zareaguje na kontakt fizyczny ze smokiem – czy zrobi mu krzywdę, czy się zacznie miotać, czy się wystraszy.
Gdy znajdował się w miarę naprzeciwko gryfiątka – nie po boku, powolutku zbliżał się do niego drobnymi kroczkami. W końcu zadecydował oderwać powoli swoją łapę od ziemi i odchylić ją w prawo, a następnie przybliżyć ją do pisklęcia. Trzymał ją tuż przy ziemi, a pazury miał schowane tak, by nie zrobiły krzywdy młodemu, ale i w razie konieczności obroniły łapę, gdyby została zaatakowana.
W międzyczasie Płacz podtrzymywał wyobrażenie źródła światła. Migotało nad nimi bladym światłem, które jednak wystarczyło do oświetlenia znacznej części jaskini, no i nich samych. Zerknął szybko na swój twór, po czym poruszył nim powoli w kierunku uskoku. Być może ujrzy tam coś jeszcze? Albo zwierze, które się tam kryje samo da o sobie znać? Albo to też odwróci uwagę gryfiątka, które zostałoby "atakowane" z obydwóch stron.
: 23 maja 2017, 13:07
autor: Samiec
O ile światło nie było intensywne, nie było w stanie rozświetlić całej groty, choć zbliżenie go do szczeliny, znacznie zwiększyło prawdopodobieństwo, dostrzeżenia ważnych szczegółów. Oczywiście rozpoznanie ciała wymagało podejścia pod sam uskok, ponieważ to przez skałę było niewidoczne, a nie samą ciemność. Jasność pomogła smokowi jedynie w lepszym określeniu barwy zniszczonych piór i nie okazały się one czarne, a brudno brązowe, bliższe nieco jaśniejszemu ubarwieniu pisklęcia. Stworzenie wyciągnięte w szczelinie, mimo że niewątpliwie żyło, nie reagowało na skrzeki, ani nadlatującą nad jego ciało maddarę.
Żywiej zachowało się gryfiątko, które widząc przesuwającą się po ziemi łapę odskoczyło energicznie,
skupiając się na niej, jakby była niezależnym od smoka stworem, który pragnie zaatakować. Spokój samca niestety niewiele zmieniał, bowiem powolny ruch kojarzył się małemu z czającym się drapieżnikiem, który pierw ostrożnie się ustawia, by potem z szybkością węża zaatakować.
No i stało się. Cienka linia pomiędzy zachowaniem bojowego nastroju, a atakiem w końcu została przekroczona, a tracący cierpliwość gryf wystrzelił z tylnych łapek, szpony przednich wyciągając w kierunku niebieskiego stwora. Zamierzał wbić w nią dziób, a pazurami ptasich szponów przejechać po ukrytej pod niebieskim futrem skórze. Tuż poniżej wysokości łokcia, lecz oczywiście od frontu, rozciągając po sześć czerwonych pasków wzdłuż smoczej kości. O ile oczywiście powiodłoby mu się to zagranie, gdyż mały furiat, nie był tak wyszkolony jak gad, a jedynie w desperacji bronił, najprawdopodobniej umierającego krewniaka. Poza samym zrywem, na który smok zapewne po części się przygotował, dorosły musiał zmierzyć się jeszcze z przejmującym skrzekiem oraz trzepoczącymi szaleńczo skrzydełkami, których pióra były wystarczająco długie by smagnąć go po nosie.
: 26 maja 2017, 16:45
autor: Płacz Aniołów
Z jakiegoś powodu rozpaczliwy atak gryfiątka wydawał mu się uroczy. Istota niezdatna do przeżycia samemu, która rzuca się na dużo większego od siebie smoka, który byłby w stanie z niedużą trudnością zabić nawet dorosłe osobniki... Było to rozczulające. Lubił obserwować takie sytuacje, a nawet sprawiało mu to przyjemność. Być może świadomość tego, że to on jest tutaj silniejszym osobnikiem oraz fakt, że to on w tej chwili niejako decyduje tak naprawdę o życiu gryfiątka napawała go podobnym uczuciem.
Atak? Taak, spodziewał się brutalnego i krwawego ataku młodego. Odruchowo odsunął łapę w bok na zewnątrz, a to samo poczynił z łbem. Widział skupienie stworka na jego kończynie, co dawało mu niejako pole do działania. Stworzątko zajęte jego prawą łapą mogło nie widzieć lewej łapy, która zdolność do ataku miała taką samą, co jej prawa siostrzyczka. Zaś "siostrzyczka" agresywnie wbiła rozcapierzone szpony w ziemię, a następnie szurnęła z piskiem w przód, udając groźne zwierzę, które zaraz zabije młode. Dzięki temu zaś Płacz mógł podeprzeć się na tej łapie, by unieść lewą. I błyskawicznym ruchem móc złapać gryfa za kark i przycisnąć je pyskiem do dołu, by nie miało się jak bronić. Nie chciał go krzywdzić, dlatego uważał, by szpony nie zrobiły mu krzywdy. Chciał tylko unieruchomić. O ile duży ptaszek się już wcześniej nie zorientował o podstępie...
: 02 cze 2017, 13:18
autor: Samiec
Na szczęście dla nich obojga, dla smoka, bowiem nie został ranny i gryfa, ponieważ dodatkowo go nie rozjuszał, pisklę nie było wyszkolone na tyle, żeby móc poprawnie wyprowadzić atak, czy uniknąć nadlatującej w kierunku jego grzbietu łapy. Zdołał w prawdzie sięgnąć kończyny gada, mimo nieprzyjemnego dźwięku jaki wydała szurając po skale, i zarysować ją powierzchownie swoimi dziecięcymi pazurkami. Powstała rana była jednak na tyle niewielka, że zapewne zniknie bez konieczności wizyty u Uzdrowiciela.
Przygwożdżone do ziemi gryfiątko nie przestawało machać wściekle skrzydłami i mimo siły Wodnistego, utrzymanie go wcale nie było takie proste, przy użyciu jednej łapy. Palce smoka ślizgały się po jego suchych, wyniszczonych piórkach, a pisklę wrzeszczało przeraźliwie, wypełniając całą grotę nieprzyjemnym echem. Nie przyczyniło się to do odzewu postaci w szczelinie.
Dopiero dłuższa chwila zmusiła energiczne młode do zaprzestania swoich okrzyków. Choć zaniechało wierzgania, nie przestawało syczeć, a jego mięśnie były napięte, zarówno w łapkach jak i skrzydłach, które ułożyły się rozwinięte na zimnej skale. Właściwie jedynie od smoka zależało jak zakończy się to niecodzienne spotkanie.
: 04 cze 2017, 23:59
autor: Płacz Aniołów
Mimo wszystko nie chciał krzywdzić gryfa. Nie widział w tym żadnego pożytku i ani nie miałby z niego jakoś wiele mięsa, ani satysfakcji z zabicia. Wiedział, że pisklę broniło czegoś, co kryło się w szczelinie i samo nie chciało umierać. Skąd w nim tyle litości? Bogowie.
Jednak to, jak faktycznie skończy młode, zależało w większości tylko od niego. Jeśli będzie sprawiać Wojownikowi zbyt duży kłopot w zaspokajaniu swojej ciekawości, w końcu pozbędzie się pierzaka. O ile to, co kryło się w uskoku było warte zabójstwa młodego życia.
Trzymał go za kark i tak przygwoździł go do ziemi. Płacz szybko ocenił jak daleko z tego miejsca znajduje się szczelina, by móc samemu tam zajrzeć – z pomocą jego niezawodnej kulki światła, która ciągle towarzyszyła mu w grocie. Czasem świeciła mocniej, czasem prawie w ogóle, gdy Wojownik się rozkojarzył, ale nadal tam była. Ku niezadowoleniu Łzawego, miał za małą łapę, by móc objąć nią cały kark i szyję gryfiątka. Jednocześnie chciał obejść się bez kolejnego używania maddary, bo znał swoje granice. Wiedział, że dwa osobne twory będzie mu dość trudno utrzymać. Musiał wymyślić coś innego...
– Nie będziesz spokojny, prawda?... Ja tylko zobaczę, czego tak bronisz, potem sobie pójdę. – zapewnił, choć doskonale wiedział, że młode go nie zrozumie.
Nie mogąc wpaść na lepszy pomysł, zdecydował się na ... dość okrutne działanie. Trzymając gryfiątko przygwożdżone do ziemi, lekko i starając się delikatnie, zaczął przesuwać się wraz z nim do szczeliny. Mając nadzieję, że stworek nie wymknie mu się z łapy doczłapie się na taką odległość, by móc w pełni zobaczyć co kryje się za szczeliną. Źródło światła wiernie trzymało się go i wędrowało tuż nad jego głową, a po chwili, jeśli wszystko poszło po jego myśli, zajrzał między skały, skąd dochodził smród i wystawały brudne piórka.
: 08 cze 2017, 15:01
autor: Samiec
Prawdopodobieństwo, że smok zdoła doczłapać do szczeliny wraz z pisklęciem zależało od różnych czynników. Gładkość skały na przykład, gdyby była bardziej chropowata i tarcie o nią raniłoby gryfiątko, młode wpadłoby w jeszcze większą furię, powodowaną strachem o własne życie. Oczywiście jego świadomość nie była jeszcze tak wyrobiona, by potrafiło z pełnym zaangażowaniem walczyć o przetrwanie, ale jego instynkt nadrabiał pewne zaległości. Podłoże jednak okazało się gładkie, więc pisklę miało większe szanse na skupienie, w którym zdecydowało, że bezpieczniej dla niego będzie, jeśli przez jakiś czas pozostanie posłuszne, a potem znajdzie odpowiedni moment aby się wyrwać. Od jednego rozluźnienia mięśnia lub potknięcia smoka zależało, czy napięte barki gryfa rozprostują się, a to odskoczy jak oparzone i trzepocząc znów skrzydłami, zacznie go atakować. Drapieżnik z pewnością wiedział o tym i właśnie dlatego, zamiast puścić go wolno, musiał trzeć nim o skałę, jakby było jakąś pierzastą szmatą.
Dotarł w ten sposób do szczeliny i tam już wyraźnie dostrzegł ledwie mieszczące się cielsko dorosłego gryfa. Umaszczeniem był bardzo podobny do młodego, choć lekko rozchylone ślepie było żółte. Może tylko ten mały urodził się wyjątkowy? Wodny nie miał większego porównania, więc zarówno złote, jak i błękitne ślepia mogły być u gryfów zupełnie zwyczajne.
Wklęsły brzuch i chude łapy zdradzały długotrwałe niedożywienie, nawet jeśli przy pysku leżało parę nagryzionych ryb, myszy oraz szkieletów nietoperzy. To zapewne one tak cuchnęły. Jak się okazało, tylna, prawa łapa gryfa była nienaturalnie wykręcona, a widoczne dla smoka skrzydło miało zmierzwione i połamane pióra, ubrudzone już dawno zaschniętą krwią. Zapewne z samą lotną kończyną też było coś nie tak, ale trudno było się tego dopatrzyć.
Nie dało się wyróżnić śladów zębów, ani pazurów więc mogła być to sprawka maddary albo potwornego pecha tego biednego stworzenia.
Gdy smok wychylił się nieco w stronę szczeliny aby zerknąć, gryfiątko wrzasnęło żałośnie, jedną z łapek wymachując na tyle, że w końcu zadrapało bok drugiej kończyny smoka, a właściwie jego wewnętrzny palec. Kolejna niezbyt głęboka rana, ale zdecydowanie irytująca, tym bardziej że zadały ją brudne szpony.
: 08 cze 2017, 16:01
autor: Płacz Aniołów
Na tyle, na ile zdążył, nim gryfiątko wyrwało się z jego łap i zaczęło atakować, chciał dokładnie przyjrzeć się znalezisku. Bez wątpienia był to dorosły gryf, lecz ranny i w dość złym stanie. Przyszło mu do głowy, by w jakiś sposób pomóc większemu gryfowi, ale... jak? Nie wyleczy go, nie pomoże mu w sposób fizyczny. Drugą kwestią jest to, że te stworzenia raczej nie są sprzymierzeńcami smoków i przy innej okazji, podejrzewał, że taki rosły gryf nie myślałby długo nad tym, czy zaatakować smoka czy nie.
I w tym momencie maluch zaczął się wściekać. Płacz na dostanie kolejnego zadrapania charknął zirytowany. Ale cóż miał się dziwić? Młode absolutnie nie miało powodu, by mu zaufać. Teraz czy kiedykolwiek. Płacz właściwie zaczął się zastanawiać, czy ma tu coś jeszcze do roboty. Ciekawość, która wcześniej go napędzała już została zaspokojona, a pomaganie drapieżnikom, które raczej nie odwdzięczą się mu w żaden sposób wydawało mu się bez celu.
A jednak... to chyba jego "nudzi mi się" zdecydowało, że tutaj zostanie dalej.
Nadal jednak nie rozwiązał swojego problemu. Co ma zrobić? Półprzytomny gryf sam nie wyjdzie ze szczeliny, a małe nadal będzie się rzucać. Świecąca lampka zamigotała nad łbami smoka i młodego, jakby chciała przypomnieć Płaczowi o tym, że istnieje. Zaświeciła jaśniej dopiero wtedy, gdy on przypomniał sobie o podtrzymywaniu tworu.
Coraz bardziej skłaniał się ku temu, by wyczarować klatkę, która zamknęłaby w sobie małe gryfiątko. Nie decydował się na to sam nie wiedząc czemu. Być może, jako Wojownik, nie chciał używać daru maddary nawet wtedy, kiedy nie sprawia mu to większych problemów...
Stał nadal między szczeliną a gryfiątkiem i wcale nie zamierzał się ruszać. Jeśli młode nadal będzie go atakować, Płacz zwyczajnie będzie go blokować. Ale teraz nawet nie wiedział czy pisklę jest wściekłe za podchodzenie do jego rodzica, czy za to, jak Płacz go potraktował.
Aż w pewnym momencie rozluźnił się i odpuścił postawę bojową. Źródło światła, które utrzymywał przy istnieniu, nieco przygasło. I powędrowało tuż obok małego, za jego karkiem i przejechało mu delikatnie po skrzydłach, nie wyrządzając mu żadnej krzywdy. Może, jeśli znowu odwróci jego uwagę czymś, to tym razem mu się uda...?
Korzystając z tej chwili, Płacz raz jeszcze odwrócił łebek w stronę szczeliny i zajrzał tam. Może nie uda mu się uleczyć w żaden sposób tego dorosłego, ale... może coś uda mu się zrobić. Widząc śmierdzące resztki pokarmu, Płacz chciał wygrzebać je łapą ze szczeliny, o ile pisklę zaraz się na niego nie rzuci – dlatego światełko miało za zadanie odwrócić jego uwagę. Następnie postanowił... z pomocą maddary, to jest niewidzialnej i wytrzymałej liny zawiązanej wokół lewej tylnej łapy gryfa, wyciągnąć go ze szczeliny. O ile w ogóle mu się to uda.
: 16 cze 2017, 14:26
autor: Samiec
dlaczego czas leci tak szybko, powiedz mi ktoś xD
Jeśli smok oczekiwał, że jakąś lampką odwróci uwagę młodego od jego – prawdopodobnie – rodzica, zdecydowanie się mylił. Istotnie była dezorientująca, ale działała bardziej jako dodatkowy rozdrażniacz, niż pomoc mająca pozwolić gadowi skupić się na drugim gryfie. Niewykształcony pierzak, który zdołał wyślizgnąć się spod łapy smoka nie zamierzał atakować, ale stał w odległości połowy ogona, z wygiętym w łuk grzbietem i nastroszonymi piórami. Skrzydła stworzenia utworzyły kształt dwóch odwróconych kołysek, które miały optycznie zwiększyć jego rozmiar. Nic to nie dawało, bo smok wiedział już, że ma do czynienia z nieporadnym pisklęciem, ale młode nie traciło nadziei, że w końcu odstraszy intruza. Chociażby za tę postawę należał mu się szacunek.
Przebierało łapkami, szurając przy tym szponami po skale i nie spuszczało wzroku ze smoka. Gdy światło podlatywało nieco bliżej, gryf odskakiwał, jakby w obawie że twór go poparzy, a potem znów skupiał się na skrzydlatym, skrzecząc i sycząc na każdy jego ruch.
Lewa kończyna była tą zewnętrzną, bliższą smokowi, zaś prawa, tą na której spoczywał gryf. Ułożył się tak zapewne, ponieważ ból w prawym skrzydle był intensywniejszy i to je wolał zachować z dala od kontaktu z twardą powierzchnią. W każdym razie zdeterminowany gad podszedł do krawędzi i zaczął wprowadzać swój plan w życie, podczas gdy młody nadal z groźbą w ślepiach go obserwował.
Tylna łapa wysunęła się za krawędź, przy czym jedyną odpowiedzią ciągniętego gryfa, było wprawienie lwiego ogona w powolny, posuwisty ruch, prawie niezauważalny. Zad zwierzęcia przysunął się do ściany szczeliny, a bezwładna, wykręcona kończyna zaparła mimowolnie o skałę, uniemożliwiając linie, wytarganie stworzenia. Było ciężkie, a smok potrzebował nieco lepszej strategii niż oplątanie kończyny i ciągnięcie za nią do skutku. Skutek takiego działania mógłby być bowiem nieco krwawy, wiążący się nie tyle z wyciągnięciem gryfa na zewnątrz, co dodatkowym poturbowaniem go w jego kryjówce.
Widząc to, gryfiątko podskoczyło wystraszone. Działanie smoka musiało skojarzyć mu się z próbą wytargania rannego, aby móc go zjeść. Na to nie pozwoli z pewnością!
Tym razem zamiast rzucać się ślepo na łapy drapieżnika, młode wybiło się jak najwyżej potrafiło i trzepiąc skrzydłami, jakby miały być jakąś dodatkową osłoną, pokierowało szpony na owłosiony zad i nasadę ogona smoka. Tym razem już nie na żarty zamierzało przeorać po nim pazurami albo wbić zakrzywiony złoty dziobek.
: 07 lip 2017, 12:42
autor: Płacz Aniołów
//
*just płaczing here*
Utkniętą nogę, przy odrobinie spokoju, mógłby ułożyć inaczej – w taki sposób, by gryf bez większego problemu mógł wydostać się ze szczeliny na zewnątrz. Ale właściwie to co by mu to dało? Nie wiedział do końca.
Utrzymanie dwóch maddarowych tworów nie było marzeniem wojownika, ale w jakiś sposób udawało mu się podtrzymywać wyobrażenie ich obu bez specjalnego problemu. Raz patrzył na swoją świetlistą kulkę, która odciągała uwagę – a przynajmniej miała to robić – młodszego gryfiątka, a raz patrzył na domniemanego rodzica, ciągnąc go za kończynę. W momencie, w którym ciało gryfa napotkało opór przez zablokowaną kończynę, Płacz musiał się na chwilę rozproszyć. Zapomniał o dalszym odwracaniu uwagi pisklaka, a to wykorzystało okazję i zdecydowało się na atak. Kątem oka dostrzegł, jak młode nagle wyskakuje w powietrze i wystawia wszystkie narzędzia do bicia i drapania, jakie miał, a to wystarczyło Płaczowi by uznać, że teraz może faktycznie stać mu się krzywda większa od zadrapania skóry. Zdążył w odpowiedzi charknąć mimowolnie, co bardziej wyglądało na zachłyśnięcie się powietrzem. Płacz ugiął wszystkie swoje łapy, by przygotować je do uniku, przechylił swój ciężar ciała na przednie łapy (przyjmując, że stał bokiem do młodego) i to nimi odepchnął się od ziemi w tył, w puste miejsce, by uniknąć ataku. Było ślisko, skała była zdradliwa, dlatego musiał szczególnie uważać na to, by jego łapy się nie poślizgnęły. Przy lądowaniu jakieś pół ogona za sobą, wbił pazury w skałę i rozszerzył kończyny, by móc złapać niezbędną równowagę, a to poskutkowało niemiłym piskiem. W tym samym momencie zgasło światło i lina "puściła" kończynę dorosłego gryfa, bo Płacz zwyczajnie się rozproszył. Zaklął cicho i natychmiast przywrócił do istnienia źródło światła – takie samo, jak wcześniej. Radzić sobie w ciemności z takim małym agresorem nie służyło niczemu dobremu... chociaż coraz bardziej się zastanawiał, czy po prostu nie zabić tego brudnego sierściucha.
– Nie radzę Ci, młody... – mruknął ostrzegawczo, choć doskonale wiedział, że gryfiątko go wcale nie zrozumie. Jego postawa zmieniła się na bojową, gotową do ewentualnego ataku. Kły subtelnie wyszczerzył, a te zamigotały w bladym świetle maddarowej kulki, a skrzydła dociśnięte były do boków. I w przeciwieństwie do młodego, Płacz nie robił z siebie wizualnie większego, niż w rzeczywistości jest.
: 10 sie 2017, 14:42
autor: Ostatnie Ogniwo
Sprawa wygląda jasno. Wyszedłem z groty jak jeszcze świtało? Nie chyba wschodziło dopiero słońce. Rano i wieczorem jest fajnie wyjść, jak coś cię zaatakuje to trzeba sobie poradzić przetrwają najsilniejsi czy jakoś tak. No i tak sobie szedłem i znalazłem grotę, ciemna cicha i groźnie wyglądająca grota pof skałą. Wszedłem do środka jak gdyby nigdy nic, bo co może się stać w ciemnej strasznie wyglądającej grocie. Wszedłem do środka i wyczarowałem małą okrągłą, bezwonną i nie na macalną czerwoną kulkę, która dawała dość światła, żeby oświetlić drogę przede mną. Znalazłem idealne miejsce do położenia się. Zgasiłem światełko i kulka, która była, ale stała się niewidoczna, nienamacalna i bezwonna, kiedy ktoś się będzie zbliżał wyśle bezbolesny impuls do mojej głowy, który nie wyda żadnego hałasu. Położyłem się i kiedy ślepia przyzwyczaiły się do mroku rozejrzałem się po jaskini widząc, niewyraźne kontury obiektów.
: 10 sie 2017, 16:22
autor: Ukryta Intencja
Życie piskląt czy to z Cienia, Ziemi czy Wody wyglądało zapewne podobnie. Młoda samiczka przespała sobie smacznie całą noc przy ogonie swojej pachnącej goździkami matki. Zbudziła się jeszcze przed wschodem słońca i spojrzała na sporych rozmiarów, przyozdobiony kamieniami szlachetnymi pysk Heulyn. Spała jeszcze głęboko, więc może młoda obsłuży się sama? Wstała przeciągając się mocno i ruszyła najpierw po jedzenie. Wiedziała gdzie był składzik matki, więc dosyć szybko napełniła burczący brzuch. Co dalej? Jak to każda młoda dama podeszła do sadzawki i zanurzyła się w niej by obmyć ciałko po nocy. Tak bardzo pragnęła być jak Heulyn, że naśladowała ją w niektórych sprawach. Ostatnią rzeczą przed opuszczeniem groty było kilka kropel podarowanego jej przez matkę olejku z peonii na łuski. Nie umiała używać maddary, więc wzięła pojemniczek w zęby i wylała troszeczkę zawartości na przednie łapy. Następnie natarła nimi swój pysk i szyję oraz nasadę ogona jak to robiła mama. Uśmiechnęła się do siebie w odbiciu tafli wody i nastroszyła kolce na polikach. Była gotowa do wyjścia! Teraz już nieco mniej jak dama wybiegła po prostu z groty machając ogonem na boki. Bądź co bądź nadal był jedynie pisklęciem. Co prawda umiała coraz więcej i miała prawie 9 księżyców, jednak nadal nie pozwolono jej nazywać się Łuską (ku jej olbrzymieniu niezadowoleniu). Podreptała ku ziemiom wspólnym obserwując przy okazji jak wstaje słońce. Jej geny pustynnych smoków rozochociły się, chociaż szczyt jej aktywności i tak przypadnie dopiero gdy słońce będzie w zenicie.
Ścieżka jaką podążyła doprowadziła ją do Bliźniaczych Skał, a następnie pod jakąś grotę. Dobrze się składało bo mimo wysokiej temperatury samiczka zauważyła ciemniejsze chmury idące z nad teren Ziemi ku jej lokacji. Czyżby miało padać? Może lepiej zwiedzi sobie tę grotę? Przecież mogła natrafić na kamienie szlachetne albo kryształy! Te tak pięknie się mieniły i pasowały do dam prawda? Uśmiechnęła się pod noskiem i wkroczyła dumnie w ciemności, a im dalej szła tym duma malała zastępowana niepewnością. Może... to nie był najlepszy pomysł pod słońcem? Przełknęła ślinę rozglądając się w ciemnościach. Mrużyła ślepia, ale prawie nic nie widziała. N.. nie... spokojnie, przecież była już tak duża. Nie mogła się bać! Okłamywała samą siebie rozglądając się wokół i starając się coś usłyszeć. Ale jeśli uda jej się zdobyć te kryształy... wyprawa wydawała się być warta chwili strachu. Szkoda, że jeszcze nikt jej nie powiedział o bestiach takich jak Cienie czy... Żbiki! Pewnie nigdy by tu nie weszła, a tak parła powolutku naprzód.
: 10 sie 2017, 17:16
autor: Ostatnie Ogniwo
Znowu nie mogłem sobie poleżeć lub pospać, zawsze ktoś musiał przeszkodzić mój odpoczynek. No dobra czemu by się trochę nie rozerwać w takim razie. Poczułem piękny zapach nigdy go nie wyczułem, a potem kula wysłała mi falami obraz postaci. Pisklak? Miała piękny karmazynowy kolor i ten zapach! Widać było, że im dalej szła tym bardziej chciała chyba wyjść z jaskini. No dobra wyobraziłem sobie żbika, który stał przy wejściu do groty, miało padać na niego światło, a sam był niegroźny, ale dało się go dotknąć. Kiedy ktoś go dotknie on sam zniknie, ale sam też nikogo nie zaatakuje. Pomału szedł za smoczycą. Ja sam wyczarowałem sobie na swoim ciele krew w okolicach brzucha i leżałem obserwując ją. Ciężko oddychałem i mówiłem ochrypiałym głosem.
– Uważaj za tobą jest żbik! Musisz go pokonać!
: 10 sie 2017, 19:27
autor: Ukryta Intencja
Nie czuła pewności siebie bo jakby nie patrzeć nie była jeszcze bogowie wiedzą jak dobrze wyszkolonym smokiem. Nadal karmiła ją matka! To chyba wystarczające potwierdzenie, że w zetknięciu z grozą sytuacji raczej będzie się trzęsła. Nie była jednym z tych nieustraszonych, a głupich piskląt. Głupich, tak! Bo strach to naturalny system obronny piskląt który pozwalał im dłużej przeżyć, bez niego pakowały się w kłopoty, a ich żywoty nie trwały za długo. Dlatego też kiedy zobaczyła za sobą dziwny kształt zjeżyła wszystkie swoje czarne kolce. Krwisty raczej nie był mistrzem magii precyzyjnej i żbikowi daleko pewnie było do jego realnego wyglądu... ale samo widmo podświetlone przez światło sprawiło, że samiczce serce zaczęło galopować w piersi. O nie... tylko nie jakaś potwór. Podkuliła ogon i... wystawiła zęby. Owszem cofała się wgłąb jaskini jak to przystało wystraszonemu pisklęciu, ale przecież w jej żyłach płynęła krew przyszłego wojownika.
-Nie zbliżaj się.– syknęła złym ale i wystraszonym głosem w stronę żbika jakby to miało pomóc. Stała więc przodem do potwora, a tyłem do leżącego smoka który sprawił sobie charakteryzację niczym prawdziwy aktor. Nie wyczuła obcego samca za bardzo skupiona na tym, że żbik uniemożliwiał jej ucieczkę z jaskini. Zasyczała niczym książkowa kobra jednak zamiast jadu z jej pyska nie wydobyło się nic... nie znała jeszcze tajników ataków oddechowych. Wtem odezwał się nieznajomy, mówił strasznie dziwnym głosem. Dirlilth wygięła szyję, a ślepia miała wielkie jak księżyc w pełni kiedy patrzyła spłoszona na rannego smoka. Ona...? Pokonać?! Przecież nie umiała się jeszcze bić! No i instynkt podpowiadał jej, że ma małe szanse by przeżyć.
-Wybacz.– jęknęła nadal cofając się zadem do tyłu wgłąb jaskini. Mijała teraz nieznajomego patrząc na niego turkusowymi tęczówkami. Może... nikt się nie dowie co tu zaszło. Przecież nie miała szansa obronić tego czerwonego który krwawił! Odwróciła się nagle i czmychnęła jakby nigdy nic! Nie zwracała uwagi, że jest ciemno, a ona nie zna tej groty, po prostu biegła na ślepo przed siebie. A biegać już potrafiła! Krwisty mógł słyszeć echo oddalających się łap. Sama Dirlilth czułą wstyd, ale nie była gotowa na walkę. Z tą myślą potknęła się w ciemnościach o jakiś kamień czy bogowie sami wiedzą co i przewróciła się płasko na ziemię. To jednak nie koniec! Zaczęła zjeżdżać w dół wydając z siebie przy okazji okrzyk przerażenia! Zjeżdżając tak w dół uderzyła łepkiem o stalaktyt i dopiero teraz zrobiło się ciemno... bezwładne ciałko zjechało na sam dół i upadło na wilgotne kamienie. Wokół samiczki wyrastały z ziemi fluorescencyjne, niebieskie grzybki, bo jak wiadomo każda mroczna jaskinia takie posiada. Dirlilth nie mogła się jednak im przyjrzeć. Z policzka ściekała jej smużką krew, a sama smoczyca była nieprzytomna.
: 10 sie 2017, 22:02
autor: Ostatnie Ogniwo
Młoda po prostu sobie poszła. Zostawiła mnie, gdyby to był prawdziwy żbik byłbym skończony, chociaż nie. Przetrwają najsilniejsi i najsprytniejsi, więc pewnie walczyłbym do końca nie miałbym czasu uciec. Wytwór nadal szedł prosto. Wstałem usunąłem krew i pacnąłem to coś i zniknęło. Usłyszałem wrzask i pisklaczek poleciał, albo zjechał na dół? Uderzył o coś bardzo głośno. Coś we mnie pękło, złość blokowana w sercu od czasu kiedy się urodziłem. Obiecałem sobie, że będę spokojny, ale nie zawsze da radę to wytrzymać.
– Czemu to zawsze muszę być ja! – wykrzyknąłem na całą jaskinię i użyłem słów cenzuralnych. Ruszyłem pomału oświetlając teren tą małą kuleczką co wcześniej i widziałem zjazd w dół. Położyłem się i zacząłem zjeżdżać, ale przedtem wytworzyłem coś, jakby tarczę tuż przed moim pyskiem tak, żeby ochraniał mój cały łeb. Bezwonna, koloru czerwonego, twarda jak diament. Tchnąłem maddarę, a kiedy wytwór pojawił się zjechałem na dół.
– Proszę przeżyj nie chcę mieć takiej pięknej samiczki na głowie, nie wiem czy tym razem wytrzymam spotkanie z przywódcą – pomyślałem po drodze i usłyszałem trzask. Coś rozbijało się o tarczę, aż w końcu zjechałem na dół. Zgasiłem światełko, bo tutaj już grzyby oświetlały przestrzeń, było tu strasznie zimno. Przyłożyłem pyszczek do jej pyszczka, oddychała, ale nie mogę jej tu zostawić. Mimo, że ona by to zrobiła, ja musiałem działać, byłem przecież wojownikiem, a zamiast bronić innych to ich raniłem. Śmieszne co nie? Musiałem ją stąd wydostać, bo zamarźnie i umrze. Nie mogę do tego pozwolić. Zacząłem pyszczkiem delikatnie ją szturchać, żeby się obudziła. Potem używając maddary posadziłem ją na grzbiecie i maddarą stworzyłem barierę chroniącą ją przed różnymi obiektami i tym, żeby nie spadła. Kiedy była gotowa, potrząsnąłem jeszcze raz ciałem, może się obudzi i mimo, że było mało miejsca wzleciałem wyżej, chciałem wylecieć stąd. Ocierałem grzbietem o sufit, a po drodze było wiele stalaktytów. Wysunąłem łapę do przodu i każdy kamień obijał się o nią. Chyba nie postoję na niej przez kilka ładnych dni. Kiedy byliśmy już u góry, postawiłem ją i używając światełka dodałem mu trochę ciepła, teraz ta kuleczka wytwarzała światło oświetlające całą jaskinię i dające ciepło do tego. Takie jak dają promienie słoneczne na terenach stad. Cały czas szturchałem mała pyszczkiem, a kiedy spojrzałem na grzbiet zauważyłem długą czerwoną linie biegnącą przez całą długość grzbietu. To pewnie była krew, piekło, a na łapie dało się stać, ale kiedy się przemieszczałem bardzo bolała od obicia.
– Nic ci nie jest?
: 11 sie 2017, 0:20
autor: Ukryta Intencja
Poprawka! Nie poszła tylko uciekła w ogromnej panice rysującej się na pyszczku! Krwisty przeraził ją nie na żarty tym swoim tworem i jeszcze faktem, że upaćkał się w krwi. Małej groziło życie z poczuciem winy, że zostawiła jakiegoś smoka na pewną śmierć. Toż to istne pastwienie się na psychice młodszego o całe 6 księżyców smoka. Niewybaczalne przestępstwo i bycie zwykłym wrednym smokiem. Och ileż paskudnych rzeczy można by było powiedzieć!
W każdym razie samiczka zleciała na dół jaskini jak jakaś kukła. Poobijała się przy okazji i rozcięła jak się później okaże nie po raz pierwszy w swoim życiu, swoje piękne łuski. Cóż było począć... młodzik mógł ją przecież faktycznie zostawić. Nie była z jego stada i może też "nikt się nie dowie". Poza rzecz jasna jej matką która posiadała dość nadnaturalną zdolność dzięki której czuła jeśli coś jest "nie tak" z członkami jej stada i gdzie aktualnie taki smok sobie siedział. Ach te profity bycia Sercem Stada. Na szczęście samej Dirlilth Krwisty okazał się być istnym rycerzem na białym koniu, który to najpierw zdzielił księżniczkę w twarz metalową rękawicą... by potem przyłożyć jej lód do opuchlizny i zabrać do zamku.
Poczuła jak coś czy ktoś trąca jej pyszczek, lecz nie do końca była jeszcze świadoma co się wokół niej dzieje. Niby jęknęła coś pod nosem, niby zamrugała ale ciemność i ból czaszki wcale nie chciały odejść. Chciała już powiedzieć by to natrętne coś ją zostawiło w spokoju. Traciła i odzyskiwała przytomność. Czuła na przykład, że coś milusiego i miękkiego pod głową. Pachniało też jakby mokrą sierścią? Pewnie już miała zwidy nosowe.
Krwisty z pewnością nie miał łatwej przeprawy, nie dość że się poobijał to jeszcze Dirlilth wcale nie była sporo mniejsza od niego. W końcu za mignięcie okiem sama zostanie adeptem, no i wiekiem też tak strasznie się nie różnili. W dodatku wciąż rozkładające się skrzydła zemdlonej smoczycy i jej majtający się za nim ogon. Istna katorga!
W pewnym momencie znów poczuła pod głową zimny kamień, ale i dziwne ciepło bijące od góry. Jakby ktoś włączył słońce w grocie. Coś natrętnego znów tykało jej pyszczek więc zaczęła marudzić pod nosem. Na szczęście otwarła ślepia choć głowa nadal strasznie ją bolała. W dodatku z boku pyska spływała jej krew. Nic co samo się nie wyleczy jednak zajmie to kilka dni. Zamrugała chcąc przyzwyczaić wzrok do światełka unoszącego się nad nimi, było ciepłe ale stanowczo za jasne na bolące głowę. Zasłoniła więc pyszczek łapą i zamarudziła jakby dopiero co wstawała.
-Boli...– jęknęła przedstawiając swój stan zgodny z prawdą. Dopiero po dłuższej chwili analizy sytuacji odsunęła częściowo łapę z pyska i spojrzała kątem oka na samca.
-To ty!– krzyknęła z oburzeniem po czym znów jęknęła czując jak ból świdruje jej czaszkę. Przecież ten smok leżał pół martwy, a teraz pochylał się nad nią? Ale o co chodzi... nie widziała jeszcze, że sam Krwisty był nieco potłuczony i obolały.
-Umarłam?– zapytała nagle. Mama nie opowiadała jej jak to było wrócić... może właśnie wróciła i dlatego widzi też jego? Oboje byli trupami!
Zatrzęsła się mimowolnie i przytuliła do siebie mocniej skrzydła jak i ogon. Wstyd... co by powiedziała Heulyn albo Zmora gdyby ją tak zobaczyły.
Z zewnątrz doszło ich... uderzenie pioruna.
: 11 sie 2017, 0:37
autor: Ostatnie Ogniwo
Przeprawa nie była lekka, ale dotarliśmy na górę, odsunąłem i zmniejszyłem światełko, żeby nie raziło jej w oczy. Na szybko poszukałem jakiś gładki kamień i smoczym oddechem zamroziłem go. Przyłożyłem go ostrożnie do łebka pisklaka. Zimno dobrze robi na ból. Kiedy wstlem wstałem poczułem jakby piorun przeleciał przez moje ciało. Wyczułem punkt bólu kawałek kamienia wbił mi się w grzbiet. Nie dam rady go chyba wyciągnąć. Był bardzo mały, gdyby był większy to pchnął bym go skrzydłem.
Później się nim zajme teraz ona jest ważniejsza. Błyskawica rozświetliła grotę. Przez całe życie będę siedział w grocie. Ranię za dużo smoków, przeze mnie ktoś kiedyś umrze.
– Nie umarłaś, nadal żyjesz. Nic ci nie jest? Oprócz głowy boli coś jeszcze? Wezwać uzdrowiciela? Jak mowa sprawia ci ból to nie mów, odpocznij. Nic ci się już nie stanie, będę cię tu bronić – podejrzewam, że jakby przyszło tu stado wilków to długo bym nie wytrzymał z obitą łapą i zjechanym grzbietem i wbitym kamyczkiem. Ale zawsze słowa, które mam nadzieję dodadzą poczucia bezpieczeństwa. Co jakiś czas zmieniłem kamień i cały czas pomału krwawiłem, trzeba będzie to jakoś zatrzymać. Biedny pisklak, leżała sobie cała poobijana na środku grotu, wszystko przeze mnie, jestem jak chodzące zagrożenie dla smoków. Spojrzałem na wyjście gdyby zaczął padać deszcz mógłbym dać jej coś do picia, a tak to nie mamy nic tylko te dziwne grzyby na dole, ale ich wolę nie tykać, kto wie czy nie są zatrute. Usiadłem się obok i jedną łapą przytrzymywałem gładki kamień przy jej głowie czekając na jakikolwiek znak życia od niej, jakieś słowa, cokolwiek.
: 11 sie 2017, 1:34
autor: Ukryta Intencja
Zmniejszone światło samiczka przyjęła z nieukrywaną ulgą, odetchnęła nawet czując się minimalnie lepiej. Oczy jednak nadal wolała trzymać zamknięte, tak było po prostu lepiej. Zaskoczyło ją jednak kolejne nowe uczucie i w dodatku równie miłe co zimna skała pod jej głową. Zimny kamień który ktoś przyciskał do jej czoła. Ulga była nie do opisania, a co ważniejsze dzwonienie w uszach całkiem ustało. Poczuła się na tyle dobrze, że rozchyliła powieki by znów spojrzeć na smoka który owy kamień trzymał.
-Cc... co się stało?– zapytała ze zmieszaniem malującym się na jej pysku. Dopiero później usłyszała serię pytań od futrzastego samca. Jejku tego było ciut za dużo, w dodatku sama nie wiedziała czego chciała. No może gdyby tak powiedzieć "do mamy" to byłoby nawet na miejscu lecz ugryzła się w język. Przecież była już za duża by kwilić o matkę. Odetchnęła starając się zebrać w sobie jak przystało na 8 księżycowe pisklę.
-Czy nic mi nie jest? Ciężko powiedzieć, głowa mnie tylko boli nie wiem czemu... najpierw był żbik, potem ty... a potem coś się stało i boli mnie głowa.– rzuciła niezbyt zadowolonym tonem. Nie pamiętała szczegółów... może później jej się polepszy? Na razie cieszyła się z chłodnego kamienia przy czole i marzyła by być w grocie u Heulyn. Nie! Dość z wołaniem mamy, była przecież małą, przerażoną teraz i obolałą Cienistą. Chciałaby pokręcić głową, ale nic z tego nie wyszło.
-Nie trzeba uzdrowiciela...– rzuciła chyba największą głupotą w swoim życiu. Chciała jednak być odważna niczym te wszystkie głupie i nierozsądne pisklaki. Poza tym samiec powiedział, że ją obroni... chwila, ale przecież... przebłyski pamięci chciały znów wedrzeć się do jej główki.
-Ale... ale przecież to ty potrzebowałeś pomocy.– powiedziała nagle i chciała unieść się na przednich łapach na tyle by tak jakby usiąść ale nadal leżeć. Patrzyła na niego przez przymknięte lekko ślepka. Teraz gdy obraz zaczynał się polepszać, a w grocie zaczęło pachnieć faktycznie posoką Dirlilth zmarszczyła nosek.
-Ty potrzebowałeś pomocy...– zaczęła nagle ostrożnie abstrahując od tego co by od niego wcześniej usłyszała.
-Krwawiłeś i... ty nadal krwawisz.– rzuciła z przestrachem i rozejrzała się po grocie. Co jeśli ten żbik nadal tu był?! Zatrzęsła się z niepewności jaka nią owładnęła. Co miała począć teraz? Dzięki bogom, że chociaż ból głowy dzięki temu kamieniowi nie był już tak silny.
: 11 sie 2017, 12:07
autor: Ostatnie Ogniwo
Młoda otworzyła oczy, najwyraźniej światełko już jej nie oślepiało. Cały czas stałem obok niej, przykucając na obitą łapę.
– Przeszłaś obok mnie zostawiając mnie, bo szedł żbik. Kiedy podszedł bliżej mnie to go capnąłem i się okazało, że to była iluzją. Potem zjechałem tam za tobą na dół, bo słyszałem trzask. Leżałaś tam nieprzytomna to wziąłem cię na grzbiet i poleciałem do góry. Trochę się poobijałem, ale tobie chyba nic nie jest. Oprócz głowy coś cię boli? – musiała mocno uderzyć, oby nie doszło do pęknięcia czaszki czy coś się tam w środku uszkodziło. Nie wiem dokładnie jakie rany może takie coś spowodować, ale skoro nie chciała uzdrowiciela to nie będę wołał. Może to i nie rozsądne, ale skoro nie chce to nie. Rozejrzałem się po grocie i spojrzałem na miejsce, w którym leżałem. Teraz też potrzebuję pomocy, trochę w tym było racji. Przejechałem skrzydłem po grzbiecie i poluzowałem wbity kamyk, który wyleciał. Już nic mnie kuło w środku, ale kamyczek tamował kamienie i znowu krew zaczęła lecieć. Spojrzałem na skrzydło, tak było źle.
– To tylko eee lekkie zadraśnięcie – też tak mówiłem ostatnio na arenie kiedy padłem nieprzytomny na pysk. Nagle zamgliło się przed oczyma, nie teraz nie mdlej. Otrząsnąłem się i już było lepiej, piszczało mi trochę w uszach. I przez chwilę czułem się źle, ale nie zemdlałem. Straciłem za dużo krwi. Spojrzałem z powrotem na smoczycę.
– Jak się nazywasz? Kim jest twoja mama i czy ją wezwać?