Strona 13 z 37
: 13 mar 2016, 12:36
autor: Szkarłatny Księżyc
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Obserwował ją jak wyciera gile z ogona niezbyt przejęty, obrzydzony czy zażenowany. Zdarza się. Samica wyglądała na dość energiczną i może ciut nieogarniętą. Na jej entuzjazm młody zareagował krótkim przedstawieniem. A chyba krócej już się nie dało.
– Szkarłatny z Wody – posadził swoje dupsko na ziemi. Był to chyba pierwszy raz, kiedy sam wychodził z inicjatywą poznania kogoś i średnio mu to wychodziło. Dotychczas wystarczało mu towarzystwo siostry i taty. No ale chyba nie można być wiecznie uzależnionym od rodziny, prawda? Tak przynajmniej wydawało się młodzieńcowi.
//Wybacz, że krótko. Brak pomysłów, a nie chcę na siłę pisać.
: 13 mar 2016, 22:52
autor: Wilcza Pani
Fao, wyczekujaca na odpowiedź, była straszliwie rozczarowana. Pewnie, ona sama dużo mówiła ale lubiła też słuchać innych! Zwłaszcza takich, którzy nie wydawali się zrażeni od pierwszego spojrzenia. Podniosła się powoli, przecigajac jak rozleniwiony kot, i z gracją zeskoczyła z pnia. Przy lądowaniu trochę śniegu wzbilo się w powietrze, otaczajac ja migoczacymi w słońcu drobinkami. Miało się to wyczucie stylu!
– Sam się tak nazwales, czy to twoje pierwsze imię? – zagadnela. Usiadła naprzeciwko samczyka, oglądając wzory na jego luskach. Spodobały się jej. Może powinna namalować sobie podobne? Hmm, tylko czym... błoto lub krew zdecydowanie nie wygladalyby ładnie, a innych substancji które by się tak dobrze przyczepić, nie znała. Jeszcze!
– Lubisz Wodę? Jesteś tam od wyklucia? Twoja rodzina tam jest? Masz rodzeństwo? – jedno pytanie nastepowalo tuż po drugim, toteż Wodnik dopiero na końcu miał szansę odpowiedzieć.
: 14 mar 2016, 11:43
autor: Mistrz Gry.
Przeziębienie, które dopadło młodą Faolitiarnę brało się pewnie z tej bardzo brzydkiej pogody, która obecnie zstąpiła na Smocze Ziemie. Choć może nie brzydkiej, bo przecież powoli wychodziło słońce! co kapryśnej i wątpliwej. Mimo tego, że wydawało się ciepło, wciąż wiał chłodny wiatr, a z nieba sączył się mały kapuśniaczek, który moczył nie tyko wodą, ale czasem i deszczem. Iście wspaniale warunki na to, by się rozchorować! Samiczka Cienia jednak nie zraziła ta pogoda i chociaż dręczył ją katar wyszła na zewnątrz. Wkrótce dołączył do niej jej rówieśnik Szkarłatny Kolec, ze stada Wody. Niedoświadczony samczyk chciał, by go spotkała przygoda, chciał napotkać jakiś problem. Niestety jego brak doświadczenia wychodził w tej chwili na jaw. Nie sądzę, by tak naprawdę pragnął prawdziwego kłopotu. Dwójka maluchów rozpoczęła dosyć niemrawą pogawędkę, kiedy nagle oboje usłyszeli cichy, ale jakże piękny i dźwięczny śmiech. Do kogo mógł należeć?
: 14 mar 2016, 13:42
autor: Szkarłatny Księżyc
– Najpierw nazywałem się Grzech. Teraz jestem Szkarłatny Kolec – wyjaśnił mając nadzieję, że to wszystko wyjaśni. No, ale mamy jakiś progres – młody wypowiedział więcej niż jedno zdanie. No i nie miało się na tym skończyć!
– Lubię. Tak. Mam siostrę Lazurową Łuskę oraz ojca Ciche Wody – żeby rozgadać młodego, Fao musiałaby się nieco bardziej postarać, niż zwyczajnie zacząć zadawać wiele różnych pytań. Szkarłatny nie chciał być niegrzeczny, więc na końcu dodał:
– A ty? – potem usłyszał śmiech. Postawił kołnierz i podniósł zad z ziemi, oglądając się w stronę, z której doszedł do jego uszu dźwięk. Ożywił się nieco i zrobił kilka kroków. Trudno było powiedzieć czy był zaniepokojony czy podekscytowany.
– Słyszałaś to? – stanął obok Fao i delikatnie pacnął ją wierzchem łapy, aby zwrócić jej uwagę na to, co właśnie się działo.
: 15 mar 2016, 21:36
autor: Wilcza Pani
– Aaa, czyli jesteś Adeptem! – zawołała triumfalnie, jakby właśnie odkryła jakąś tajemnicę. – To..Co właściwe robią adepci?
Była naprawdę ciekawa. Była starsza od Szkarlatnego, a jednak posiadała dość mała wiedzę o smoczych regulach i społeczeństwie. Na razie! Fao, licząc że z kolejna odpowiedzią Wodny udzieli jej trochę wiece informacji, o mało nie westchnęła. Wolała tego nie robić, zważywszy na swoje zapisane ozdobą, ale mimo wszystko. Zdecydowała się na przywrócenie oczami. Już otwierala pysk, aby zapytać dlaczego ojciec samca nazywa się jak stado, gdy przerwał jej inny dźwięk – podobnie jak Szkarłatnemu, który wreszcie się odezwał!
Niespodziewany śmiech zbil ja z tropu j sprawił że czujnie rozejrzała się wokół. Na pierwszy rzut oka niczego nie spostrzegła, dalej przeszukujac wzrokiem łąkę.
– Aha, słyszałam – odpowiedziała, odruchowo odwzajemniajac pacniecie Grzechu. I, jak to ona, stwierdziła że nie będzie czekać na nie wiadomo co. Wyrażeniem tej emocji było głośne wolanie:
– Ejjj, jest tu ktooo? – Tu zapadła krótka cisza. – Masz ładny głos!
: 16 mar 2016, 15:17
autor: Mistrz Gry.
Tak jak można się było spodziewać młode smoki zainteresowały się niecodziennym dźwiękiem dobiegającym z bliżej nieokreślonego miejsca. A przynajmniej wcześniej nie wiedzieli skąd dochodzi śmiech. Teraz mogli zorientować się, że dobiega z niedużego lasu przy skałach, a dźwięk jego mocy dobiega, aż tu. I się zwiększa. A wiec ten kto jest posiadaczem tego głosu zbliża się do Was. Dźwięk przybierał na sile i już wcale nie wydawał się śmiechem, a jakąś radosną piosenką wydobywającą się z czystego, pięknego głosu. Czy jednak to ujmujące wrażenie nie jest mylne? Może do Was zbliża się jakiś wróg?
: 16 mar 2016, 15:41
autor: Szkarłatny Księżyc
– Szkolą się – powiedział dumnie. Wydawało mu się, że potrafił już całkiem sporo. Potrafił skakać, znał słabe miejsca przeciwnika, umiał ziać ogniem, biegać... i tyle różnych innych rzeczy! Chciał się jakoś pochwalić, ale bez jej konkretniejszego pytania nie zamierzał próbować. Zamierzał iść ścieżką wojownika i postawić na siłę. Chciał móc obronić siostrę i tatę, kiedy zaszłaby taka potrzeba. Chciał umieć ziać ogniem i walczyć, żeby jakoś przysłużyć się stadu. No, ale nie powie przecież tego na głos, nie? Wlepił szkarłatne ślepka w Fao, kiedy zaczęła nawoływać i postawił kołnierz nieco zaniepokojony.
– Nie wołaj jej! – krzyknął szeptem (tak, tak się da).
– A co jeśli nie powinno nas tu być? – zapytał. Nie chciał wyjść na tchórza, ale nagana od ojca była jeszcze gorszą myślą, pojawiającą się w jego łebku. Cichy był dla niego ogromnym autorytetem i młody nie wyobrażał sobie co by zrobił, gdyby ojciec na niego – o matko – nakrzyczał. Co prawda miał już te swoje osiem księżyców, no ale wiecie jak to jest. Bardzo mu zależało na rodzinie i jej zdaniu.
– Lepiej stąd chodźmy – odparł i podniósł zad z ziemi. Miał nadzieję, że Fao też tak uczyni. Intuicja mu podpowiadała, że jednak będzie nieco inaczej.
: 28 mar 2016, 0:06
autor: Wilcza Pani
Szkarłatny miał bardzo dobra intuicję. Na sugestię odwrotu Cienista otworzyła szerzej ślepia i zmarszczyla pysk.
– Żartujesz! – powiedziała, tonem który jasno dawał do zrozumienia że ona wie, że Szkarlatny nie zartuje. Koncept opuszczenia łąki tylko dlatego że był tam ktoś inny, wydawał się jej śmieszny. Nie było tu jakoś nadzwyczajnie – ot, połac roztapiajacego się śniegu z wielkie pniem pośrodku. Z nieba kapał uparty deszczyk, a ona miała nozdrza wypełnione uporczywa mazia.
I właśnie obudził się w niej duch upartosci. I ten właśnie duch sprawił że owinęła ogon wokół prawej łapy Wodnego, zaciesniajac sploty na tyle, żeby musiał się nameczyc przy ich poluzowaniu. Albo ciągnąć ja za Fao.
– Proooosze, Szkarlatny! – powiedziała prosząco, patrząc na samczyka smutnie. Nie chciał jej chyba sprawiać takiej przykrości? Poza tym, miało się jeszcze trochę tej pisklecej charyzmy! – Powiedziałeś "jej"? Wiesz kto to? – zbystrzala nagle, patrząc na brazowoluskiego z intensywniejszym zainteresowaniem niż wcześniej.
Pozostała wierna nakazowi Szkarlatnego i nie zawołała ponownie nieznajomego głosu, za to słuchała go bardzo uważnie. Chyba nie był smoczy?
: 29 mar 2016, 18:12
autor: Mistrz Gry.
U Szkarłatnego, któremu wydawało się, że wie więcej niż Faolitiarna i najprawdopodobniej tak było odezwała się nutka bohaterstwa. Nieświadomie zaczął wydawać rozkazy młodszej koleżance i szeptem mówić jej co ma robić. Ta chociaż się mu opierała i wracać nie chciała, mimo wszystko czuła, że tamten chce dla niej dobrze. Dlatego też prosiła go o zgodę na zostanie tutaj. Ot, taka moja ocena obecnej sytuacji między młodymi smokami z Cienia i Wody. To czy jednak adept chciał wracać czy nie, teraz nie miało znaczenia. Teraz musieli tu zostać, albo zwiewać. Albo zrobić cokolwiek innego. Może nic. Samczyk bowiem dobrze przeczuł, że posiadaczem głosu jest istota żeńska. Dokładniej driada. Choć tych na świecie jest pełno, rzadko kiedy pokazują się smokom. Czemu więc ta nieostrożna piękność Wam się ujawniła? Może niechcący? Gruby, ciemny warkocz zapleciony z pierwszymi wiosennymi kwiatkami zdobił jej nagie plecy. Drobne ciało, delikatniejsze, niż u elfa poruszało się z niezwykłą precyzją i gracją. Śpiewała. Nie zwracała uwagi na otaczający ją świat. Teraz była śpiewem. Może była obłąkana.
: 30 mar 2016, 17:12
autor: Szkarłatny Księżyc
Zaskoczyło go tak z początku pewny i silny ton Faolitarnej. Uniósł aż brwi w geście zdziwienia, kiedy ta podniosła głos. Nie spodziewał się aż takiej reakcji z jej strony. Zaraz potem dostrzegł zbliżającą się driadę. Nie wyglądała groźnie, wręcz przeciwnie: brakowało jej jakichkolwiek obronnych elementów. Rogów, kłów, pazurów. Nawet jeleń wyglądał bardziej groźnie. Coś jednak podpowiadało mu, że istota ta nie jest jednak tak niewinna na jaką wyglądała. Wydawało się, że ich nie dostrzegła i Szkarłatny chciał, aby tak pozostało.
– A co Ci tak zależy? – mruknął cicho, widząc, jak Fao owija ogon wokół jego łapy. Wsunął pazury drugiej łapy pomiędzy jej ogon a swoją łapę ostrożnie, żeby przy tym nie zadrapać samicy, ale jednocześnie na tyle pewnie, aby jakoś podważyć ogon młodej. Zerknął ponownie na driadę, która wciąż tylko i wyłącznie śpiewała. Zaraz potem wrócił wzrokiem do rówieśniczki, która zielonymi ślepkami błagała go o pozostanie. Nie wiedziała jednak, że samcowi tak łatwo serce nie mięknie. Póki co jedynie jego siostra potrafiła sprawić, że delikatnie chłodne serducho samca nieco się ogrzewało.
– Nie mam pojęcia, ale słychać, że to samica – mruknął cicho, dalej męcząc się z jej ogonem. Po chwili zrezygnował i przesunął łapę tak, aby pociągnąć tamtą za ogon. Coś czuł, że złota nie odpuści tak łatwo i prędzej driada dostrzeże smoki, nim ten namówi Fao do ucieczki.
– Chodź, schowamy się chociaż – wskazał łbem najbliższe krzaki, za którymi mogli znaleźć schronienie. Przesunął się nieco do tyłu i pociągnął ponownie zielonooką za ogon. Nie robił tego mocno i gwałtownie, ale na tyle pewnie, żeby tamta chociaż poczuła.
: 31 mar 2016, 21:24
autor: Wilcza Pani
//jakiej, kurde, młodszej :c Faoś trzy księżyce starsza od Grzesia! btw – moje ostatnie spotkanie z driada na dawnej postaci skończyło się walka... A też była wtedy z Grzechem >3
Nie zwróciła zbytniej uwagi na próby Szkarlatnego w uwolnieniu się od jej ogona, pochlonieta obserwowaniem driady. Jeszcze nigdy nie widziała stworzenia innego niż smok! No, przynajmniej takiego bardziej rozumnego niż smok. Nie licząc bogów! Chociaż oni byli na zupełnie innej skali. I też przypominali smoki, przynajmniej wtedy kiedy się ukazywali Wolnym Stadom. A tu – dwunozna, smukła i zielonoskora driada z piękną grzywa... która była zapleciona! Fao chętnie przyjrzalaby się dokładniej, gdyby nie nagle szaroniecie. Zirytowana, obejrzała się na Wodnego.
– A czemu miałoby nie? Mamy szansę ja poznać, dowiedzieć się kim jest i może pozyskać sympatie.. Albo informacje! Czy te, no... eee, to chyba driada... driady nie są powiązane z tymi... eee, natura? Drzewami? Może mogą wchodzić w mgle? – odpowiedziała własnymi pytaniami. – No i co ci szkodzi? Spotkałeś już tyle istot że kolejna cie nudzi? A może boisz się ryzyka?
I ona uniosła luki brwiowe, patrząc na Szkarlatnego z nieukrywanym zdziwieniem. Mówił, że się szkoli. To pewnie kilku rzeczy, w tym pewnie walki, się nauczył! Chyba że był taki jak ona, i znajdował sobie ciekawsze zajęcia. Jakoś w to watpila.
– Dobra, dobra... ostrożny adepcie. – Uśmiechnęła się zadziornie. Niemniej, tak samo jak Wodny, mówiła ciszej i nadal nie czynila żadnych ruchów w stronę istoty – ba, wręcz przeciwnie, razem ze Szkarlatnym przyczaila się za niewysokim krzakiem, zginajac łapy by by bliżej ziemi. Lekko poluzowala ogon, by samiec mógł zrobić to samo.
: 08 kwie 2016, 15:45
autor: Mistrz Gry.
//Przepraszam za późny odpis i za pomyłkę, Fao. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba jak odpisywałam wcześniej miałaś niezaktualizowany wiek pod avatarem, a na wiek stada nie patrzyłam. ;–)
Choć może to nie było wiadomym dla wszystkich, ale wszystkie driady to samice. A raczej w języku humanoidów kobiety. Lecz ta idąca kobietą nie była. Ledwie wyrośnięta dziewuszką. O tym jednak też nie musieliście wiedzieć. Wrażenie jak pomyślał Szkarłatny, iście sprawiała łagodnej. Ale sam wiedział, że to mogło byś tylko pierwsze spostrzeżenie. Albo coś innego. Bo ta niebezpieczna raczej nie była, ale ta co niedługo po tym jak się schowaliście, choć Cienista samiczka przystała na to niechętnie, pojawiła się tutaj... Już chyba tak. Nie wiedzieliście wcześniej o jej obecności, gdyż ta w przeciwieństwie do tamtej nie śpiewała. I poruszała się zadziwiająco cicho. Nawet biegnąc. Białe włosy, rozpuszczone spływały po jej ramionach. Na ciele miała krótką spódniczkę z paskiem, u którego przywieszone miała strzały. Przy sobie miała też łuk. Chociaż nie było widać tego na jej twarzy, wydawała się zdenerwowana. Teraz dla Was zagrożenia nie stanowiła, ale gdyby Was zobaczyła... Może lepiej nie próbować się dowiadywać czegoś o ich kulturze i zwyczajach? Czy to nie zbyt ryzykowne. Starsza driada dobiegła do tej mniejszej i zaczęła ją szarpać.
: 15 kwie 2016, 9:42
autor: Szkarłatny Księżyc
Bardziej rozumnego niż smok? Szkarłatny obserwując Driadę, która jakimś cudem ich nie zauważyła nie powiedziałby, że należy ona do inteligentnych. Może się mylił? Zamiast tego można by użyć słowa "mało spostrzegawcza". Młody musiał się jeszcze wiele nauczyć o świecie. Kiedy Fao opowiadała o driadzie, Grzech nie odpowiedział. Nie znaczy to, że ją zignorował. Po prostu był na tyle skupiony na swoim zadaniu, że nie miał najprościej czasu, aby to zrobić. Czujna wreszcie zdecydowała się schować, a Szkarłatny wywrócił oczami na jej uwagę dotyczącą jego ostrożności. Potem pojawiła się nowa Driada.
– Widzisz? Jest zła – powiedział niezbyt przekonany, odkąd kobiety nie wyglądały na szczególnie groźne. No, ale nigdy nic nie wiadomo. Sam nic nie zareagował na sprzeczkę pomiędzy driadami. Uważał, że to sprawa pomiędzy nimi. Coś czuł jednak, że Faolitarna będzie miała inny pomysł. Chciał temu zapobiec, włażąc na jej łopatki przednią częścią swojego ciała i tym samym próbując ją jakoś, ewentualnie, unieruchomić. Czy mu się uda? Ciężko stwierdzić.
– Siedź – burknął niczym gburowaty dorosły. Nie chciał jej zrobić krzywdy, dlatego był delikatny, ale stanowczy. Przecież i tak Szkarłatny nieco się ożywił w towarzystwie Czujnej.
: 02 maja 2016, 13:16
autor: Wilcza Pani
– Oooj tam, jaka tam zła, pisklę jej uciekło to się przestraszyła! – odpowiedziała cicho, obserwując bacznie całą scenę. Rozumiała małą zieloną! Ona sobie chodzi i śpiewa a tu za nią wlecze się opiekunka i jeszcze strasznie brutalna. Fao byla bardzo zadowolona ze jej tak smoki z Cienia nie pilnowały. W ogóle, to była wolna i nie ograniczona przez nikogo i nic, i zaraz zamierzała wyleźć z krzaków i oznajmić tej starszej żeby zostawiła młodą w spokoju! Gwałtownie ruszyła się do przodu i...
– Ej! – syknęła z oburzeniem. Szkarłatny wybrał ten moment żeby unieruchomić jej barki swoim ciężarem, przyciskając ją do ziemi. Fao próbowała go z siebie podnieść albo nawet pójść z nim, ale jej łapy oznajmiły że Wodny jest po pierwsze za ciężki i po drugie nieco silniejszy od niej.
– Szkarłat! No co ty! – wyjęczała z wyrzutem, nadal poruszając barwami w próbie strzasniecia z siebie luskowatego, ciepłego ciężaru. Nie poszła jej po myśli i była teraz praktycznie rozplaszczona na ziemi. – Szkarłat. Serio? Tak ja zostawmy? Przecież jesteśmy od nich więksi, i jak nie zaatakujemy to i one tego nie zrobią – dodała, w przedziwny sposób wyginajac szyję by popatrzec na swego towarzysza i robiąc blagalna minę. Niestety, tym samym zahaczyla rogami o krzak za którym się chowali, który wyraźnie zaszelescil.
: 06 maja 2016, 17:44
autor: Mistrz Gry.
Młode smoki takie jak Fao i Grzech mogą bywać nieroztropne. I tak się stało w tym przypadku. Wodny samczyk nie uważał, by driady był wielce groźne, ale chyba podświadomie wiedział, że nie wie jeszcze wszystkiego o świecie i lepiej przeczekać tą kłótnię niewiast na obserwacji ich zza krzaków. Jednak Cienista samiczka była trochę bardziej ryzykowna i narwana, niż jej kolega z innego stada i choć na początku mówiła cicho, to gdy Szkarłatny przycisnął ją trochę chyba się zapomniała, bo wiercąc się zaszeleściła krzakami i tym samym zwróciła uwagę starszej z driad. Gdyby któreś z młodych smoków przyjrzałoby się jej teraz, mogłoby zauważyć, że ręką daję znak młodszej, by została, a sama kieruje się w stronę zarośli. Złapała uwieszony u spódnicy łuk, wyraźnie zaniepokojona. Zaraz do Was dojdzie. Co z tym fantem zrobicie?
: 09 maja 2016, 14:02
autor: Szkarłatny Księżyc
Być może i przyciśnięcie Fao do ziemi nie było najlepszym pomysłem. Samica zaczęła się wiercić i hałasować, co ostatecznie zwabiło driadę, która nie wyglądała na przyjaźnie nastawioną.
– Tak samo jak jesteśmy więksi od węży. Mimo to ich jad jest w stanie zabić największego smoka – odparł, już nie próbując się szczególnie kryć. Po prostu podniósł się, zostawiając w spokoju Czujną. Wyszedł zza krzewów i delikatnie zniżył łeb, aby ukazać Driadzie swą uległość. Nie chciał niebezpiecznych sytuacji a podświadomość podpowiadała mu, że taka może nastąpić. W końcu dwaj adepci bez wiedzy o tych stworzeniach byli i tak już w nieciekawej sytuacji. Miał tylko nadzieję, że Fao nie palnie czegoś głupiego. Była inteligentna, ale nieco naiwna. Sam Szkarłatny nie mówił nic, będąc w razie czego gotowym, aby bronić samicy. Ewentualnie do powstrzymania Czujnej, gdyby chciała zrobić coś nieostrożnego. Szkarłatny obserwował uważnie driadę, jedynie co jakiś czas zerkając na Faolitarną.
: 14 maja 2016, 2:13
autor: Wilcza Pani
– Mądrala się znalazł – mruknela, wyraźnie niezadowolona z tej celnej odpowiedzi. Już miała powiedzieć raz drugi apelowac do chęci odkrywanie Szkarłatnego, gdy ten zlazl z niej bez dalszego przekonywania. Zaskoczona i jednocześnie ucieszona, zerwała się na równe łapy obok samca i uśmiechnęła doń promiennie.
I zobaczyła driade.
Przez chwilę malachitowe ślepia wędrowały od Szkarłatu przez starsza driade aż do młodszej. W końcu zatrzymały się na starszej a Fao i jej poslala uśmiech, ignorując to że tamta mocno trzyma swa broń.
– Witaj! Ja jestem Faolitiarna, a ten tu milczek to Szkarłatny. Ja z Cienia, Szkarłat z Wody. Jesteśmy adeptami! – Nisko pochyliła łeb przed driada, a potem wyrzuciła z siebie potok podekscytowanych słów.
– A wy jak się nazywacie? I wasze stado? – zapytała, wyraźnie bardzo zainteresowana uzyskaniem odpowiedzi. Ba, widać to było w całym jej ciele, skierowanym w stronę kobiety jakby nie mogła się doczekam co tamta jej odpowie.
– To takie niesamowite że się spotykamy! Nigdy jeszcze nie poznałam żadnego nie-smoka. A wy znacie jakieś smoki? – odezwała się. Rzuciła swojemu towarzyszowi zachęcające spojrzenie. Niechże nie będzie gburem i też się przywita! To, że go przedstawiła, nie znaczy że grzecznosc już nie obowiązuje.
: 22 maja 2016, 12:56
autor: Mistrz Gry.
Wysoka driada o zaciętej twarzy odsunęła dłonią zarośla i nagle odskoczyła jakby oparzona. Tą chwilę niewiadomej dwójka młodych smoków mogłaby wykorzystać na swoją korzyść, gdyby zechciała walczyć z dzikuską, ale Ci, a przynajmniej jeden z kompanii starał się zachować spokój. Szkarłatny Kolec zachowywał się opanowanie, mając nadzieję, że tamta nie zechce się pojedynkować. I pewnie, by tak było, gdyby nie stojąca za samczykiem, Czujna Łuska. Ta chociaż podobnie jak jej towarzysz pochyliła głowę przed driadą, zaczęła mówić. I chociaż smoki odebrałyby to pewnie za wielką ekscytację z jej strony, podekscytowane drżenie ciała i niezrozumiały dla kobiety potok słów ze strony Cienistej wydał jej się niepokojący. Sama jednak nie była pewna swoich zdolności, albo tez nie miała ochoty na walkę, bo otworzyła tylko szeroko wiśniowe usta, prezentując całą gamę ostrych zębów, tym gestem przygotowała dwójkę smoków na możliwość obrony, choć pewnie wolałaby tego nie robić. Krzyknęła ogłuszająco, przenikliwym wrzaskiem i zaczęła uciekać w stronę z, której przybyła, w drodze porywając i szarpiąc za rękę młodszą dziewczynę. Oczywiście jeśli nie została zatrzymana przez którego z dwójki smoków.
: 28 lip 2016, 15:54
autor: Chłodny Obrońca
Ponoć dorosłe smoki nie miały tu prawa wstępu ale kto dorosłemu zabroni, zwłaszcza jeśli ten dorosły mógł pochwalić się taką rangą jak Chłód. Oczywiście nie zamierzał się nad sobą puszyć, po prostu był głodny… a u niego w jaskini ciągle ktoś był i jak tu zjeść spokojnie? Mógłby się zapytać nie jeden smok. Czarodziej westchnął ciężko kiedy w końcu udało mu się tu dolecieć z wielkim połciem mięsa, nieco zaniedbał swój brzuch… Położył się wygodnie i niewiele więcej myśląc zatopił zęby w mięsie . Już nieco leżało w jego jaskini przez co wyschło i… nie było tak krwiste jak lubił. Co prawda dzięki temu nie będzie musiał czyścić przez pół dnia sierści na pysku ale uczucie świeżej, ciepłej krwi opływającej szczęki… będzie musiał w końcu wybrać się na polowanie. Ciamkał jakichś twardszy kawałek i dumał nad istotą mięsa. Takie chwilę chyba potrafił docenić każdy lubiący mięsiwo smok. Po skończonym posiłku podniósł się powoli i przeciągnął. Teraz ciekawe jak niby z takim brzuszyskiem doleci do groty…
/zt
Dodano: 2016-07-28, 15:54[/i] ]
Mgła miała sporo wad chociaż z dnia na dzień jedna z nich wydawała się Chłodnemu coraz gorsza. Brak miejsca! Otóż to, gdzie by nie zwrócił swoich łap okazywało się iż nie będzie sam. Cud, że na polowaniach smoki nie wpadały na siebie podczas skradania. Parsknął na tę myśl i przysiadł pośrodku pięknego obszaru obok sporego pnia, nic dziwnego że pisklęta upodobały sobie to miejsce. Zielono, mnóstwo kwiatów no i pień do zabawy. Smok jednak nie przyszedł tu by podziwiać przyrodę, musiał wszakże ukończyć swój trening czarodzieja. Dziwne uczucie, kiedyś sądził że to obronę wyćwiczy do perfekcji jako pierwszą.
Chłód przymknął ślepia i zaczął wyobrażać sobie atak, bardziej skomplikowany niż zazwyczaj. Pierwsze co pojawiło się w jego umyśle to dżdżownica. Ot mała, nieszkodliwa, obła i nieco zaróżowiona dżdżownica. Baza zaklęcia. Jej segmentowe ciało było niezwykle, potrafiła kurczyć się i rozciągać dzięki niemu, miało też kilka innych zalet ale to ta była na razie do Chłodnego najważniejsza. Przyjrzał się budowie dżdżownicy, jej segmentom, zaokrąglonej głowie, kształtowi ciała. Nie chciał wgłębiać się bardziej w jej anatomię, jak oddychała, wydalała i jadła bo przecież nie ćwiczył magii precyzyjnej. Robak więc w jego wyobraźni przestał się poruszać, był jakby skorupą siebie. Śliskie i lepkie ciałko dżdżownicy zaczęło nagle rosnąć. Tak, Chłód potrzebował czegoś większego niż maleńki robak. W pewnym momencie odciął i pozbył się większości ciała robaka. Nie musiał być aż tak długi, kilka segmentów starczy, jakieś pięć na oko. Robak osiągnął ćwierć ogona długości i osiem szponów średnicy, nadal miał główkę ale jego ciało było ucięte po piątym segmencie. Chłód zasklepił ranę lepką tkanką dżdżownicy i umieścił robaka w ziemi. Zakopany był w niej na kilka szponów, jakieś dwa. Twór nie musiał bowiem rzeczywiście siedzieć w glebie, po prostu tak wyglądało to lepiej. Wyglądało jakby gigantyczna nieżywa, wilgotna dżdżownica wystawiła głowę z częścią ciała z ziemi. Do rzeczy jednak, nagle główka robaka zaczęła pękać na czubku, tam Chłód wyobraził sobie otwór przez który można było dostać się do wnętrza, zamykał go i otwierał za pomocą myśli. Dobrze… Teraz otwór o średnicy smoczej łapy wypełnił się ostrymi zębiskami. Ułożone były jeden obok drugiego, dwa rzędy ostrych kłów podobnych do smoczych, stożkowatych i o długości dwa szpony każdy, a szerokości podstawy łuski. Paszcza robaka wyglądała więc przerażająco. Chłód upewnił się, że zęby zatopione były w tworze i stały się jego integralną częścią. Nie chciał przecież by po ugryzieniu wszystkie wypadły. Co to, to nie! Giętkie i elastyczne, nieco lepkie i chłodne ciało robaka także nie mogło pęknąć. Przecież normlanie taką biedną dżdżownicę mogła rozciąć nawet sikorka. Dżdżownica Chłodnego była o wiele bardziej elastyczna więc próba gryzienia i rozerwania jej ciała raczej nie zdałaby się na wiele. Nie mógł nadać jej więcej wytrzymałości na przykład na ogień bo sam twór był już mocno skomplikowany. Robak miał znajdować się pod ziemią aż do momentu gdy centralnie nad nią nie znalazłaby się smocza łapa. Atak nie działał jak pułapka, bo przecież Chłód i tak stworzyłby robaka tuż pod smoczą łapą. Po prostu tak było to sobie łatwiej wyobrazić. W każdym razie twór miał wystrzelić z ziemi i połknąć całą przednią smoczą łapę. Nie dość, że sam w sobie robak był paskudny dzięki czemu obrzydziłby niektórych przeciwników to jeszcze jego zęby mogły bardzo dotkliwie poranić. Czy to miało być wszystko? Ot robak z ziemi który połknąłby łapę i zacisnął zęby u jej nasady? Nie. Chłód wiedział, że trening mistrzowski wymaga czegoś więcej. Kiedy łapa znalazłaby się we wnętrzu śliskiego, obłego tworu w jego wnętrzu miała nastąpić zmiana. Elastyczne ścianki miały wypuścić z siebie igły ostre jak z diamentów. Nie musiało ich być wiele, ot ułożone jeden nad drugim odległości szpona każdy od siebie i tylko na jeden ze ścian, tej tylnej. Wszystkie igły były wbudowane w ciało robaka więc nie powinny pęknąć, czy odpaść, miały pół łuski średnicy, a długości dziesięć szponów, miały wystrzelić równocześnie. Wbijając się w tył łapy miały przebić ją na wylot i wystawać po drugiej stronie, z przodu łapy. Co prawda we wnętrzu robaka nie byłoby tego widać, ale właśnie tak to wyglądało. Nawet jeśli igły przebiłyby skórę tworu, nie szkodzi, w końcu zrobiły co do nich należało, czyli przebiły łapę w wielu miejscach na całej długości łapy, w odstępach szponu od siebie. Twór więc nie był śmiertelny, ale był obrzydliwy i na pewno mocno zraniłby oponenta Chłodnego. Rany kłute które utworzyłyby okrąg na łapie u jej nasady, oraz wzdłuż jej całej długości. Przez kilka uderzeń serca, kończyna obcego smoka byłaby wręcz w potrzasku uwięziona w robaczym, obślizgłym ciele.
Chłód zmrużył ślepia i zebrał w sobie odpowiednią ilość maddary, wsączył ją w ziemie i zaczekał chwilę. Taki twór przecież nie powstawał na pstryknięcie szpona. Magia zagotowała się pod powierzchnią ziemi i obudziła do życia potworność jaką wymyślił czarodziej. Teraz wystarczyło rozkazać jej wywlec się z gruntu i zaatakować gałąź dyndającą z pnia ku dołowi. Podczas prawdziwej walki, robal od razu by wystrzelił, tu potrzebował bodźca. Kilka oddechów później dżdżownica wysunęła potwornie uzębiony pysk z ziemi i zacisnęła go na gałęzi. Był nieco wygięta ale nie szkodzi. Chłód usłyszał jak z trzaskiem wysuwają się diamentowe kolce, wszystkie jednocześnie. Robak w końcu usechł i zniknął, pozostawiając w końcu gałąź w spokoju. Czarodziej podszedł do niej by ocenić nakłucia na korze, nie były takie złe, ważne że przeszły na wylot jak chciał.
Odetchnął ciężko i położył się nagle. Trening był męczący, co tu dużo ukrywać, zwłaszcza że zabrał się za niego zaraz po lekcji u Mistrza. Przymknął ślepia i odczekał aż siły nieco do niego powrócą, chyba mógł powrócić do swojego stada. Powrócić jako ktoś potężniejszy niż dotychczas.
/zt
: 19 sie 2016, 16:25
autor: Dzwonna Łuska
Koral chwiejnym krokiem wkroczyła na teren Łąki, chciała wreszcie wziąć się za swoje umiejętności, dlatego też wybrała trochę późniejszą porę żeby nie zmęczyć się po jednym ruchu. Na początek wzięła się za skok w zwyż, zaczęła od rozciągania się: Kilka razy zgięła kolana, zrobiła trochę małych obrotów oraz nakreśliła odrobinę szlaczków ogonem. Kiedy poczuła że jest już odpowiednio rozgrzana ugięła łapki tylne i przednie (tylne trochę bardziej) tak, aby futro na jej brzuchu delikatnie muskało trawę. Skrzydła przycisnęła do ciała a ogon wyprostowała i przygotowała go do nagłych przekręceń, grzbiet minimalnie wygiął się w łuk. Po sprawdzeniu przez nią czy na ziemi nie ma twardych czy ostrych kamieni czy innych przeszkód, wyprostowała szybko kończyny żeby jak najwyżej doskoczyć, które w powietrzu zgięły się tak aby zeskok na twardą suchą ziemię nie był bolesny. Ogon wychylała za każdym razem w przeciwną stronę gdy tylko poczuła że się przechyla, a skrzydła nadal sztywno trzymały się ciała Koral. Była przygotowana na dotknięcie gleby więc wylądowanie nie było takie trudne, uśmiechnęła się, na razie zaczyna się dobrze! Bez dalszego gadania wzięła się za inny skok, tym razem w dal.
Zrobiła wszystko tak jak na początku: Zgięła tylne (trochę mocniej) i przednie łapki a oczy skupiły się na terenem przed nią, starała się mniej więcej spróbować przewidzieć gdzie wyląduje. Gdy skończyła skrzydła dalej przytrzymywała przy sobie a ogon nadal był gotowy na nagłe przechyły. Wyprostowała nagle kończyny odpychając się najpierw tylnymi a przednimi poprawiając żeby wylądować na pewno przed sobą, tym razem jednak nie pchnęła w dół, tylko po skosie, aby nie jak najwyżej ale najdalej doskoczyć. Łapki już prawie automatycznie zgięła lecz tym razem przygotowała pazury, aby w przypadku poślizgnięcia się mogłaby bezpiecznie wyhamować. Gorzej było z przechyłami, przez większe lub mniejsze podmuchy wiatru nieraz omal się nie przewróciła i ogon naprawdę się przydawał. Niestety nie wylądowała dokładnie w tym miejscu w którym chciała lecz humor polepszało jej to że przynajmniej nie było tak daleko od punktu docelowego. Już lekko zmęczona postanowiła spróbować ponownie skoku w dal, bez zbędnego przemieszczania się ponownie ugięła kończyny powtarzając wszystko z pierwszego skoku, tym razem wszystko jednak zrobiła mocniej i szybciej. Dzięki czemu udało się tym razem wylądować przednimi łapami w wybranym miejscu. Zadowolona z siebie uśmiechnęła się ciepło i soczyście ziewnęła. Teraz czuła się naprawdę zmęczona a chciała zostawić jeszcze trochę sił na w miarę szybkie dotarcie do jaskini, więc postanowiła zakończyć w tym momencie trening i wyruszyć do domu.
Dodano: 2016-08-12, 12:26[/i] ]
Ponownie zawitała na łąkę, ponownie też z zamiarem poćwiczenia swoich umiejętności. Miejsce już wcześniej się jej spodobało, spokojne, ciche a do tego jest sporo wolnego terenu który idealnie się sprawdzi w nauce biegu. Żeby się rozgrzać zginała kończyny tak, aby zrobić z trzy kółka, po czym ugięła kolana żeby kilka razy je natychmiast rozgiąć, i ponowić proces. Kiedy skończyła ułożyła łapki w kolejności: Przednia lewa do przodu, prawa przednia do tyłu, tylna lewa do tyłu, tylna prawa do przodu. Następnie wypieła zad do góry a ogon naprężyła i przygotowała do skrętów, ścisnęła kończyny i je delikatnie zgięła, aby nabrać odpowiedniego pędu na start. Pyszczek delikatnie zniżyła, a przydługą grzywkę zawinęła wokół poroża aby nic jej nie przeszkadzało. Spoglądnęła jeszcze czy przed sobą nic nie ma, po czym wystrzeliła, na początku wolno stawiając krok za krokiem, lecz z czasem nabierała prędkości. Starała się chować łapy pod siebie, gdy tylne miały właśnie się odbić, dzięki czemu przez małą chwilę unosiła się w powietrzu. Powoli się rozpędzała, wzrok skupiła przed siebie, a uczy położyła po sobie, pazurkami próbowała zahaczać o ziemię, żeby jeszcze bardziej się odbić. Kiedy bieg utrzymywał w miarę równe szybkie tempo spróbowała skręcić, wiedziała że przy tej czynności nie można zrywać się jak na połamanie karku, więc zwolniła odrobinę aby się nie przewrócić. Za miejsce skrętu wybrała stary pień, którego miała uniknąć, biegła w niego stronę, tym samym sprawdzonym sposobem który wypróbowała już przy pierwszej nauce. Następnie wygięła ciało w znak ), ogon też skierowała w lewo, pazury wbiła w ziemię, a kolana zgięła aby odbić się od podłoża. Łeb dawno był już przechylony w stronę w którą chciała trafić. Tym sposobem uniknęła przywalenia w złowrogiego pieńka, chwilę jeszcze kontynuowała bieg, lecz z czasem coraz bardziej zwalniała, aby potem zatrzymać się, nie potrzebowała nawet zapierania się łapkami, z czego była zadowolona, bo takie hamowanie nie przypadało jej do gustu. Była zmęczona, ale nie czuła aby ten trening miał się skończyć, jak już zaczęła wolała mieć wszystko skończone i zapięte na ostatni guzik. Więc dla pewności postanowiła zrobić jedno większe kółko zakręcone w prawą stronę, ponownie się przygotowała jak na początku: Przednie i tylne kończyny na skos od siebie, zad do góry a kolana ugięte, ogon naprężony, łeb zniżony, grzywka nie zachodzi na oczy. Wszystko zdawało się działać dobrze, więc bez dalszego przedłużania odbiła się od ziemi odbiegając chwilę od miejsca startu, aby nabrać pędu. Następnie zgięła ciało tym razem w znak (, z ogonem zrobiła to samo, łapy skręciła tak aby uderzały o ziemię cały czas na skos. To wszystko sprawiło że dosyć sprawnie zaczęła skręcać w prawo, tworząc coś na kształt karykaturalnego koła z wodogłowiem. Ale liczą się chęci! W miarę zadowolona zakończyła bieg, rozejrzała się jeszcze po łące jakby miało się znajdować tam coś ciekawego, ziewnęła, i uskoczyła w krzaki opuszczając to miejsce.
Dodano: 2016-08-17, 14:58[/i] ]
Jej łapki znów poczuły pod sobą miękką trawę łąki, tym razem jednak przyszła uczyć się czegoś odmiennego! Ataku oczywiście! Tak jak poprzednio, zaczęła od wyobrażenia sobie przeciwnika, ponownie miałby to być smok, to najłatwiej się jej wyobrażało! Będzie odrobinę większy od niej, lecz za to chudszy! Miałby elastyczne miękkie lecz płasko położone po sobie niebieskie łuski, na jego plecach stałby duże lecz cienkie skrzydła, oraz zielone oczy! Taki wymysł stanąłby przed nią, lecz w przeciwieństwie do poprzedniego przeciwnika ten od razu rzuciłby się na nią z pazurami na wprost, Koral musiała szybko myśleć, odskoczyć czy zablokować go porożem? Tak jak poprzednio wybrała unik, wcześniej się to sprawdziło! Przygieła kończyny, a ogon sprężyła, po czym błyskawicznie się wyprostowała, dzięki czemu udało się jej odskoczyć od dość daleko od oponenta. Następnie przybrała pozę do ataku: kolana ugięła tak aby mogłaby odskoczyć i jednocześnie podbiec, ogon z kręgosłupem i głową ustawiła w prostej lecz pochyłej w linij, na koniec położyła uszy po sobie a pazury wyprostowała i przygotowała do ataku. Oczy cały czas pozostawały skupione na niebiesko-łuskim, starała się przewidzieć jego następne ruchy, jednak on najprawdopodobniej robił to samo stojąc bokiem do niej w miejscu. Koral nie chciała zmarnować takiej chwili więc spróbowała do niego podbiec, ugięła tylne i przednie łapy, i je mocno wyprostowała aby nabrać pędu. Następnie przebierając szybko kończynami stanęła na chwilę w miejscu by ugiąć kolana, wyprostować i odskoczyć lądując lewą łapą z pazurami na boku smoka. Przez pewien czas myślała o tym by użyć poroża, lecz ono było lekko zaokrąglone na końcu, przez co nie tak skuteczne przeciwko takim łuskom! Dzięki sile grawitacji i upadku z wysoka pazury zostawiły dość głębokie lecz nie długie szramy, niestety niebiesko-łuski nie pozostawał dłużny i Koral dostała mocne uderzenie z pyska. Samiczka odtoczyła się kawałek, jednak nadal była świadoma tego co się dzieje. Smok skorzystał z jej położenia i przygotował nad nią pazury aby wbić je w jej brzuch, na szczęście w porę wyprostowała kolana i wstała tuż przed jego zamachem odbiegając kawałek od miejsca upadku. Jego szpony świstneły w powietrzu a ona podbiegła błyskawicznie pod jego brzuch planując raz a porządnie wejść pod jego pierś, i uderzyć go z poroża. Następnie od turlać się spod niego, na szczęście się to udało a on zszokowany tym co się właśnie stało, poruszył nagle łbem i kolanami aby podskoczyć w jej stronę. Koral jednak pomyślała że tak się stanie więc odbiegła kawałek by znaleźć się koło boku smoka, ponownie chciała zrobić użytek z pazurów. Na szczęście smok przybrał pozę obronną, dzięki czemu koral mogła ugiąć wszystkie łapy i odbić się od ziemi aby znaleźć się tuż przy nim i zamachnąć się pazurami które zgrabnie wylądowały na piersi zielono okiego. Następnie odskoczyła, lecz tym razem do tyłu, pomagając sobie krótkimi skrzydełkami. Kiedy zmęczona wylądowała, usiadła na ziemi dając sobie czas na odpoczynek, wydawało się jej że już odpowiednio dużo poćwiczyła i mogłaby zakończyć tutaj trening. Kiwnęła takująco pyskiem na swoje myśli, i udała się w stronę domu.
//zt
Dodano: 2016-08-18, 16:40[/i] ]
Ziewnęła wkraczając na dobrze sobie znany teren, ostatnio susze przestały się pojawiać a słońce zaprzestało spalania wszystkiego co żywe. Koral pomyślała że taki układ rzeczy idealnie sprzyja nauce skradania, więc zaczęła od przygotowań: Kolana ugięła tak, aby mogłaby się poruszać a poza tym byłaby nisko przy ziemi aby oczy zwierzyny jej nie zauważyły, pysk i szyję przysunęła do dołu, uszy położyła po sobie a skrzydła mocno przycisnęła do siebie aby o nic nie zahaczały! Ogon zostawiła na koniec, zniżyła go tak aby był jednoczenie przy ziemi i nad nią. Po tym wszystkim wyobraziła sobie cel skradania, krowę. Byłaby cała w biało-czarne placki a na jej głowie znajdowałby się dość małe brązowe rogi, skubałaby trawę spokojnie trzymając wzrok przed siebię, znajdowałaby się tyłem do niej. Zajrzała jeszcze za siebie aby sprawdzić czy na pewno wszystko jest dobrze, i spróbowała przenieść do przodu lewą przednią łapę, oczywiście nie było to takie łatwe żeby jednocześnie być w pozie ''pół-czołganej'' i szybko się poruszać, więc dopiero po chwili nastała pora na prawą przednią. Przed każdym krokiem dokładnie badała miejsce w którym znajdzie się jej kończyna, a grube spody jej łap odrobinę jej w tym pomagały. Kolana zginała tak aby robić, wolne lecz długie przeniesienia, Koral na pewno w przyszłości będzie miała problem z porożem, przez które musi trzymać trochę głowę po skosie. Przeszła tak z trzy-cztery kroki po czym wysunęła na chwilę pysk nad trawę aby sprawdzić w którą stronę wieje wiatr, skuliła uszy i rozwarła nozdrza, wiał na jej tył. Zmarszczyła łuki brwiowe, szybko musiała coś z tym zrobić! Aż dziw bierze że krowa nie wyczuła jej wcześniej! Na pierwszy ogień znów wzięła lewą przednią, i przesunęła ją w swoją przednio-prawą, to samo zrobiła ze swoją drugą przednią, tylko z tym wyjątkiem że ona przesunęła się o wiele więcej. Szybko powtórzyła to z tyłem, po kilku powtórzeniach tych samych manewrów znajdowała się przodem do boku krowy, teraz była szansa! Podeszła szybko kilka ostatnich kroków do zwierzyny przedzierając się przez wysokie trawy, ogon od krowy napięła mięśnie nóg i grzbietu i skoczyła wprost na nią. Kiedy wylądowała, usiadła na zadzie odpoczywając chwilę po czym wstała udała się w swoją stronę.
Dodano: 2016-08-19, 16:25[/i] ]
Znów powitała łąkę swoim przybyciem, rozglądając się pośpiesznie sprawdzając czy na pewno nie ma nikogo oprócz niej. Jak zawsze była sama, wyśmienicie! Dzisiaj postanowiła pouczyć się śledzenia, nie do końca wiedziała jak to zrobić samemu, lecz od czego jest wyobraźnia? Najpierw zaczęła od pozy: ogon delikatnie nad ziemią, kończyny trochę ugięte tak, aby mogłaby iść i w razie zagrożenia odskoczyć. Pysk skierowała odrobinę do dołu, nozdrza rozszerzyła, powieki rozchyliła, a uszy nastroszyła i zgięła je na boki, aby wyłapywały wszystkie ważniejsze dźwięki! Tak przygotowana postanowiła zrobić kilka kroków, długich i uważnych, podobnych do skradania. Łeb co chwila trochę się podnosił i upadał, aby złapać cokolwiek! Po chwili przemieszczania się w taki sposób, wydawało się jej że coś znalazła, hmm... Coś błyszczącego! Podeszła do błyskotki nieśpiesznie, cały czas uważając na pozostałe rzeczy! Lecz kiedy znalazła się blisko obiektu, niestety okazał się być jedynie przetartym kamieniem, trzeba ''szukać'' dalej! Postanowiła udać się w stronę końca łąki, przecież tam zaczynał się las! Po drodze jednak zauważyła coś jeszcze.. Inny przetarty kamień? Nie ważne co to było, to też błyszczało! Podreptała w jego stronę zniżając przy każdym kroku niżej pysk, aby dokładnie się przyjrzeć znalezisku. Kiedy nad nim stanęła, okazał się być czymś jasnym i pomarańczowym, Koral szybko dodała dwa do dwóch określając kamień jako Bursztyn! Schowała znalezisko i zaczęła szukać czegoś innego (Oczywiście bursztyn istniał jedynie w jej głowie!). Po chwili przechadzki dotarła na koniec łąki, nareszcie! Zaciągnęła się powietrzem, uważnie przeglądając przednie krzaki, chyba wydawało się jej że coś znalazła! Przyśpieszyła odrobinę chód, cały czas podążając za dość słabym zapachem, ciągnął się pomiędzy drzewami, należał do czegoś puchatego i roślinożernego, to na pewno mogła stwierdzić. Kiedy dotarła do źródła ze zdziwieniem rozglądała się i zauważyła że z jej miejsca nadal można zauważyć zieloną trawę charakterystyczną dla łąki. Nagle pochyliła się i zakręciła się w miejscu szukając źródła, a okazała się nim królicza nora, niestety po zaglądnięciu w jej środek okazała się opuszczona, pewnie niedawno je opuściły, dlatego zapach pozostał! Trochę zawiedziona przysiadła na ziemi ziewając kilka razy, może to czas żeby pójść już do domu? Raczej tak.. Po chwili uskoczyła w bok, zmierzając w stronę domu.
//zt
: 25 sie 2016, 12:45
autor: Figlarne Serce
Przyhasała sobie w to miejsce jak to zwykle ona radośnie podskakując i ciesząc się ze wszystkiego, co ją otaczało, chłonąc wzrokiem okolicę. Wokół było prześlicznie, cicho i spokojnie co zdecydowanie odpowiadało młodej smoczycy pragnącej się szkolić na uzdrowicielkę. Spacerowała to tu to tam machając wesoło na boki swoją puchatą kitą oraz wąchając różnobarwne kwiatki. Uniosła czujnie uszy i zastrzygła nimi lekko nadsłuchując dźwięków otaczającej ją przyrody, po czym zaczęła sobie podśpiewywać.