Strona 13 z 36

: 08 lis 2016, 17:36
autor: Zmierzch Gwiazd

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Nareszcie, chociaż na chwilę deszcz ustał, dzięki czemu można wyjść z groty na mały spacerek, choć może to jednak nie jest dobre słowo. W końcu, tu nie chodziło o spacer a o spotkanie rodzinne. Doskonała pora, aby bliżej poznać tych, których się już zna oraz aby zobaczyć tcyh, których widzi się pierwszy raz. Nefrytowa bardzo lubiła swoją rodzinę, szczególnie że rodzina ma to do siebie, że lubi się często powiększać. Nigdy niw jest za mało krewniaków, czy to bliższych, czy dalszych.
Ziemista nieśpiesznym krokiem przybyła na tereny wspólne, chyba źle zrobiła nie spiesząc się, bowiem zebrała się już całkiem spora grupka, pewnie zdążyli się już przedstawić, a Szpon niestety nie znała ich ani z widzenia, ani ze słyszenia. Może jakoś uda jej się wybrnąć z tej niewiedzy. Ku jej radości, pojawiło się również jej rodzeństwo, które znała aż za dobrze. Niepotrzebnie się bała że będzie tu sama.
Podeszła bliżej zbiegowiska i stanęła obok swego rodzeństwa. Powitała wszystkich skinienie łba, zarówno tych znajomych jak i nieznajomych. Jej wzrok zatrzymał się natomiast na smoczycy Cienia, która wyglądała zdecydowanie na najstarszą. Od zawsze ją uczyli, że smokom starszym należy się wielki szacunek, więc bez zawahania skłoniła się przed uzdrowicielką. Gdy natomiast się wyprostowała, w końcu zdecydowała się odezwać.
– Witajcie wszyscy. Nazywam się Nefrytowy Szpon. – Nie poddawała swego stada ani funkcji jaką pełniła, bo nie wydało jej się to ważne. Co bardziej uparci, rozpoznali by po jej zwinnych ruchach to, że jest łowczynią bądź wojowniczką, a jej charakterystyczny zapach wręcz krzyczał o jej przynależności do Ziemi. Woń nieco stłumiona przez Wodę, ale jednak.

: 08 lis 2016, 18:11
autor: Kwiatek
Zdecydowałam się pójść na spotkanie. Ucieszona biegłam drogą którą wysłała mi mentalnie mama co jakiś czas machając skrzydełkami i rozglądając się na boki. Kiedy dotarłam do grupki smoków pierwsze co zobaczyłam to mama Figlarna i ciocia Nefrytowa. Podbiegłam do Figlarnej szczerząc ząbki i warcząc na nieznane mi smoki. Kiedy dotarłam do smoczycy usiadłam przed nią nie dając po sobie znać że jestem zaniepokojona nadal warcząc i rozkładając skrzydła tym samym chcąc stać się wizualnie większą.

: 08 lis 2016, 19:21
autor: Tejfe
Jadł, spał i rósł. Tym przez pierwsze dni swojego życia zajmował się mały samczyk i tym także miał zamiar się zajmować przez następne kolejne. Czasami robił kilkukrokowe spacery wokół legowiska. Czasami. Leżenie przyjemnie wtulonym w matkę, czując jej ciepło i ciepło pozostałego rodzeństwa było czymś czego najbardziej młody smok potrzebował. Tego poczucia bezpieczeństwa, jak i pożywienia. Daimon rosnął naprawdę bardzo szybko. Każdego dnia stawał się coraz większy. Ale nie na tyle, by wychodzić poza obręb swojego posłania. Jeszcze nie zaczynały się w nim pojawiać pytania na temat świata i własnej osoby. Ufnie przyjmował wszystko co go otaczało. Był naiwny. Jak to nowowyklute pisklę. Więc kiedy też jego matka wzięła go na grzbiet i wyszła poza obręb pomieszczenia, które było dla niego całym światem- nie doznał szoku. Swoimi dwukolorowymi ślepkami niewinnie patrzył na otoczenie, chłonąc całym sobą wszystkie te bodźce. Przyjmowanie nowych informacji jednak było trochę męczące i już na początku spaceru zasnął. Obudził go dopiero kontakt z ziemią. Przeciągnął się intensywnie, by się przebudzić, a podczas tej czynności- popluł sobie brodę. Nie przejmował się jednak cieknącą mu po brodzie śliną, tylko patrzył pytająco na całą to gromadę przeróżnej wielkości i maści stworów przypominających jego rodzinę, ale nie będących nią. Nie znał ich. A było ich tak wiele. Zaskrzeczał lekko chcąc zwrócić na siebie uwagę.

: 08 lis 2016, 20:10
autor: Szept
Podążał spokojnie za matką, starając się dotrzymać jej tempa i rozglądając się na wszystkie strony, zaciekawiony otoczeniem. Widok drzew i szum ich liści działał na niego niezwykle kojąco. Zdążył już zauważyć, że zieleń zdaje się najbardziej go do siebie przyciągać. Najchętniej w tej chwili powędrowałby wzdłuż zielonej doliny nie bacząc na kierunek, byle tylko zaznać błogiego spokoju i może pobuszować pomiędzy drzewami, potarzać się w opadłych liściach. Niestety, tam gdzie zmierzali znajdzie coś z goła przeciwnego.
Gdy w oddali jego zielone ślepia namierzyły sylwetki smoków, poczuł, że nie będzie to najprzyjemniejsze doświadczenie. Już na sam początek powitał ich widok obcej dla niego gromadki. Nawet ich zapach się wyróżniał, co w cale nie pomogło niepewnemu pisklęciu.
Nie zdawał sobie sprawy z rozterek jego matki, a gdy ta w końcu zatrzymała się i odstawiła najświeższego członka rodziny na ziemię, przystanął tuż przy niej. W przeciwieństwie do swojego rodzica nie miał zamiaru się socjalizować, usiadł więc i skłonił tylko łeb, jak wymagała kultura. Oczywiście nie uniósł go już w obliczu znacznie większych smoków Cienia.
Jakby tego było mało, owych smoków zaczęło przybywać. Najpierw nieznajomy czarny samiec, który od razu ku niezadowoleniu małego zbliżył się do Figlarnej – a więc tym samym do niego samego. Dyskretny Kolec, tak się przedstawił. Chcąc zapamiętać nowego smoka, jak również zająć czymś swój umysł i ukoić nerwy, zaczął mentalnie powtarzać te dwa słowa. Imienia cienistej nie zapamiętał, nie słuchał wtedy co się wokół niego działo.
Ale to nie był jeszcze koniec, o nie. Następna pojawiła się kolejna smoczyca, na domiar złego z arsenałem piskląt na grzbiecie, z czego jedno się przebudziło. Od nich również dało się czuć jakąś zupełnie nieznajomą woń, ale młody smok nie potrafił jej zidentyfikować. Była po prostu inna. Przybycie kolejnego smoka, tym razem bogom dzięki znajomego nie sprawiło mu tak nieprzyjemnej niespodzianki, ale wciąż zaczynał powstawać spory tłum. Prawie jak podczas tej ceremonii, na którą zabrała go mama. Z tą różnicą, że teraz wszyscy wydawali się być bliżej. Niepokojąco bliżej.
Przybycie jego starszej siostry przelało czarę goryczy. Smoków było zdecydowanie za dużo. Szept uczynił więc jedyną właściwą rzecz, jaką w tej sytuacji mogło uczynić zakłopotane pisklę. Najpierw rozłożył szeroko skrzydła, co mogło przykuć niemile widzianą uwagę. Czasem cel uświęca środki. Następnie położył się, kurcząc swoje ciało najbardziej jak potrafił. Ogon owinął wokół siebie, łapki zgiął do granic możliwości, chowając je przy okazji pod tułów, łeb ułożył na ziemi. Gdy już nie mógł wydawać się mniejszy opuścił rozłożone skrzydła na swoje ciało, wykorzystując ich rozmiar by przykryć się jak kocem, lub jeszcze lepiej, peleryną niewidką. Oczywiście pióra musiały całkowicie zasłaniać mu pysk, skutecznie powstrzymując kogokolwiek od spojrzenia mu prosto w jaskrawozielone oczy. Z tych tylko jedno wyglądało czasem zza szpary zostawionej pomiędzy skrzydłami, obserwując ze zgrozą czy smoków przybywa jeszcze więcej i od czasu do czasu wodząc po już zebranych, starając się zapamiętać jakieś cechu szczególne. Uszy też były w pełnej gotowości by wyłapać jakieś łatwiejsze do zapamiętania rzeczy. Jak imiona. Albo po prostu zbliżającego się ciekawskiego natręta.
Przy odrobinie szczęścia kolejni nadchodzący wezmą go za kamień. Dziwnie kolorowy, niezwykle upierzony, kolczasty, porośnięty sierścią kamień, ze świetlikiem w środku.

: 08 lis 2016, 22:44
autor: Zaciekły Kolec
Był bardzo zadowolony z pomysłu swojej mamy. Jakby nie patrzeć, jej pomysły były zawsze świetne, jednak dziś przeszła samą siebie. Od dawna chciał zobaczyć swojego ojca. Był bardzo ciekaw jak wygląda, a przede wszystkim jaki jest z charakteru. Jego bujna wyobraźnia podsuwała mu mnóstwo pomysłów które spokojnie zastępowały potrzebę zagospodarowania przestrzeni w jego umyśle oznaczoną jako "tata".
Tak więc podczas podróży wiele razy się odzywał, zadawał mnóstwo pytań a czasami mówił coś tylko żeby coś powiedzieć, dla przykładu zaczepiając Yskiel. Akurat ona zawsze była obiektem jego zaczepek, tak się złożyło że gdzieś swoją energię musiał rozłożyć. Częściowo pomagała w tym Alastriona która również miała nastrój na zaczepki. Samczyk jednak nie miał ochoty na gonitwy, jednak z wielką przyjemnością miał ochotę ją trzepnąć przy najlepszej okazji, wyczekiwał więc momentu kiedy tylko zbliży się wystarczająco blisko, by oduczyć ją zaczepiania. Król zaczepek był tylko jeden!
Na szczęście dla feniksa, Fáelánowi nie udało się go pacnąć, aczkolwiek same próby nastąpiły i malec nie raz podskoczył w jej kierunku.
Oczom nie wierzył gdy zobaczył te wszystkie smoki które się zebrały. Ze względu na to że był tu już od samego początku, doskonale widział każdego kto po kolei przylatywał, nic więc go nie ominęło, o ile ktoś czegoś nie szeptał tylko po to żeby jego uszy nie usłyszały. Takiego jednak wypadku nie brał pod uwagę.
Stał tuż przy swojej mamie, jako oczywiście najważniejszy z jej piskląt. Wyglądała jakby czekała na resztę aż się zbierze, właściwie to było całkiem logiczne. Samczyk przyglądał się jej uważnie, lubiąc z szczególną uwagą patrzeć na to jak się zachowuje, jakie emocje wywierają na nie inne smoki, to co mówią, czy po prostu nawet spoglądać na sposób w jaki obserwuje. Jego matka była dla niego idealną dorosłą osobą, bardzo poważną smoczycą dla której chciał pokazać się od jak najlepszej strony. Chciał by wiedziała jakiego ma wspaniałego syna!
Tuż obok Yskiel i Porywisty. Yskiel znał, może nawet za bardzo, ale musiał ją znać bowiem w końcu była jego siostrą. Nie mieli idealnego kontaktu, ale istniał. Gorzej z Porywistym który był bo.. był. Przez większość czasu samczyk miał nieodparte wrażenie jakoby był on tu na siłę. Zamierzał przyglądać się jemu, by dokładniej go ocenić. Ta okazja będzie idealna.
Bardzo brakowało mu obecności Freigona. Będąc szczerym, chował swój niepokój wyłącznie dla siebie. Miał wrażenie że odszedł gdzieś daleko, a na jego nieszczęście więź jaka łączyła go z jego bliźniakiem była na tyle silna, że potrafił poczuć czy coś faktycznie mu się stało. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ani nie chciał wierzyć że jest to dar. Jednak jego przeczucie było nieomylne i zawsze dobrze się przepowiadało. Tym razem jednak występowała cisza, tak jak gdyby nigdy nie istniał.
Figlarna Łuska, której imienia oczywiście nie znał mimo wszystko wyjątkowo go zaintrygowała już przez samo futro. Pisklę bardzo lubiło jakikolwiek miękki materiał, a po spotkaniu ze swoją siostrą, Nefrytowym Szponem wiedział jak smocze futro potrafi być czasem przyjemne. Poznając tak przyjemne doświadczenie, nie mógł pozbyć się ciekawości czy i jej futro jest również tak miękkie. Cóż, jego futro nie było najmilsze w dotyku, chociaż też swoją miękkość posiadało. Oprócz tego zastanawiało go kim jest. Była duża, ale wyglądała na młodszą niż jej wzrost. To przede wszystkim podpowiadało, że powinna być miłą smoczycą.
Następny był czarnołuski samiec, mniejszy od reszty, ale wciąż większy od Fáelána. Wyglądał z początku na skrytego w sobie smoka, krótko po tym jak się przedstawił, jego zachowanie zaczęło kojarzyć mu się z Piórkiem Nadziei. Oboje zdawali się być bardzo mili, a nawet mieli podobny sposób wymowy. No, Dyskretnemu było bliżej do bycia sobą niż piastunem ze Stada Ognia, aczkolwiek wrażenie podobieństwa pozostało. Fáelán nie zamierzał się teraz mu przyglądać. Zapamiętał go jako godnego uwagi, by po chwili jego uwagę przyciągnęła..
Wilcza Pani, czy po prostu jego siostra Fao. Uwielbiał ją, a więc na jej widok od razu uśmiechnął się, odwzajemniając tym samym ten sam gest który i ona mu przesłała. Wraz z nią przyszły inne smoki. Absolutnie już nie wiedział kto jest dla niego kim. Szczególnie pisklęta były dla niego jednym wielkim znakiem zapytania.
No dobra, były również potwornie słodkie. Mimowolnie przeszło mu przez myśl czy i on również był taki mały i nieporadny..
Ucieszył się wielce również na widok Nefrytowego Szponu! Obiekt prawdziwego aksamitu. Niesamowicie go korciło by wcisnąć się i ponownie wtulić się w jej futerko, aczkolwiek wolał udawać jak gdyby nie miało to już dla niego żadnego znaczenia. Cieszył się na jej widok i nie mógł się doczekać aż każdy opowie coś więcej o sobie. Bardzo chętnie usłyszałby o Nefrytowej z ust kogoś innego. Kto wie, może usłyszy nawet coś śmiesznego?
Nastąpiła cisza którą Fáelán zamierzał niezwłocznie wykorzystać. Hycnął do przodu i natychmiast zabrał głos.
A ja jestem Fáelán! – Przemówił, unosząc łebek do góry.
I tyle. – Stwierdził, wracając do szeregu. Co miał więcej powiedzieć? Nie jest tu po to żeby się przechwalać, niech inni się wykażą!

: 11 lis 2016, 10:48
autor: Administrator
Czerwień Kaliny nie zamierzała poddawać się nadmiernym emocjom, przynajmniej nie w tej chwili. Księżyce praktyki sprawiły, że idealnie opanowała swój umysł, ale także odruchy. Wiedziała, co robić, aby uzyskać postawiony przed sobą cel oraz wymagania, była perfekcjonistką, tak więc nic dziwnego, że nim dotarli na polanę, wyglądała tak, jak zawsze. Dumna, dostojna o igrającym na gadzich wargach nieco sardonicznym półuśmieszku, ledwie dostrzegalnym na tle złotych łusek.
Lazurowe ślepia, dziwne połączenie wyrazistego błękitu z odrobinką seledynu, iskrzyły zaś wyraziście, gdy miast swej córki, dostrzegła pośród paproci znaną sylwetkę Kleryczki Życia.
Przymrużyła lekko powieki, a końcówka jej ogona drgnęła raz jeden jedyny i była to jedyna oznaka innych uczuć, niż te, które malowały się na jej trójkątnym pysku.
Pociągnęła nosem, wyczuwając zapach piskląt.
Co ważniejsze, dostrzegła ich trójkę. Jedno starsze od pozostałej dwójki, tak na oko.
Jej uwagę przykuło pstrokate pisklę, dziwne połączenie bieli, błekitu, czerwieni oraz czerni. Był to zaskakujący dobór barw, dlatego zgadywała, że musiało to być młode jej uczennicy, która sama charakteryzowała się ciekawym zestawieniem kolorów. Następnie był błekitny samczyk oraz... samiczka, mała drobna, przypominającą drzewną złoto biała.
Uśmiechnęła się pod nosem lekko, lustrując uważnie maluchy lazurowymi ślepiami otoczonymi czerwoną twardówką.
Przekrzywiła nieznacznie łeb na prawo, w geście zainteresowania, kiedy uczennica jasno dała jej do zrozumienia, iż coś ją trapi, musiało to być na tyle poważne, że odważyła się nawiązać z nią teepatyczną myśl.
Ni to prychnęła, ni odchrząknęła, wypuszczając powietrze zmieszane z dymem przez nozdrza, rzucając jej badawcze spojrzenie.
Zaraz potem na polanie pojawiła się smoczyca, którą spodziewała się tutaj dostrzec. Najstarsza córka, która stanęła po jej prawicy, wyraźnie dając innym do zrozumienia, że stanowią tutaj zespół. Z trudem powstrzymała uśmiech rozbawienia, gdy musnęła ją lekko polikiem w odpowiedzi na jej powitanie.
Dotąd nie odezwała się ani słowem, stojąc nieopodal zbierających się smoków. Było ich całkiem sporo, ale nadal przybywały. Czarnołuski samiec, mianujący Figlarną siostrą, oraz zielono biała samica, również rodzeństwo.
A więc to musiały być latorośle Chłodu.
Co jakiś czas wracała spojrzeniem do piskląt, które przyprowadziła Figlarna, przypatrując im się z niejakim zaciekawieniem, jakby szukając w nich czegoś, jednak, jakby rozczarowana, uniosła dumnie łeb na jedno uderzenie serca skupiając się na jasnej kulce, która właśnie zjeżdżała z grzbietu Faolitiarny.
Zamrugała zaskozona powiekami, zniżając nieco łeb, aby niuchnąć za uciekającym maleństwem, które skryło się pomiędzy przednimi łapami Fao, a potem spojrzała na nią ze zdumieniem i swoistym skonsternowaniem.
Zerknęła na Faeana, który wystąpił do przodu, chcą się przedstawić. Rozejrzała się ukradkiem za Yskiel. Zdążyła tylko zobaczyć jej szarawy kuper, który niknął w zaroślach.
Westchnęła.
To spotkanie mogło okazać się wyzwaniem.
Docsineła skrzydła do boków i wyprostowała się, przywlekając na pysku nieznaczny uśmiech, gdy skupiła swą uwagę na zebranych.
Witajcie, dziękuję, że zgodziliście się z nami tutaj spotkać. Zwę się Czerwień Kaliny, jestem Uzdrowicielką pośród Cienistych, chociaż zdarza mi się świadczyć usługi też pośród innych – zaczęła swym spokojnym, śpiewnym, chociaż delikatnie chrapliwym głosem.
Przypominał coś słodkiego, lepkiego z nutką goryczy.
Zapewne, jak wiecie, lub nie, złączyłam się z waszym ojcem w partnerstwie. Słyszałam o was i postanowiłam, że ważnym krokiem będzie okazja do zapoznania się ze sobą, a także abyście mieli okazję poznać przynajmniej część swojego rodzeństwa. Nie od dziś wiadomo, że ostatnimi czasy wielu zapomina o więzach rodzinnych, lub też nie są one tak dla smoków ważne. Sama jednak wychodzę z założenia, że wiedza o swych korzeniach jest istotnym skarbem na przyszłość – zerknęła na Rankora i Faelana, nieco zawiedziona, że nie ma tutaj Freigona, Flygo i Yskiel. – Ten tutaj rezolutnik to Faelan, jeden z synów moich i Chłodu. Niestety Freigon i Flygo nie wykazali chęci wędrówki, a także Yskiel, ale zapewne z czasem i ich uda wam się poznać – czuła się nieco nieswojo, jednak nie zamierzała tego okazywać.

/Wydaje mi się, że nie ma potrzeby ustanawiania kolejki, przynajmniej jeszcze nie w tej chwili. Ważna informacja: ważne, aby wszystkie odpisy pojawiały się do 48h od mojego postu, który zaczyna turę, w ten sposób zachowamy jakąś płynność.

: 11 lis 2016, 18:38
autor: Mimoza
Mimoza nie była aktywna przez kilka ostatnich księżyców, czuła się dziwnie zmęczona i przytłumiona, widziała że coś się dzieje w grocie Figlarnej, jakieś nowe smoki, ale dziwnie nie chciała rozmawiać. Kilka dni temu poczuła się jednak lepiej i znów ćwiczyła chodzenie na zewnątrz groty. Tym razem zauważyła że jej matka gdzieś wychodzi, ona też oczywiście chciała ale nie od razu! Podeszła do swojego małego legowiska i chwyciła wargami dziką róże którą dostała od Sekrecik. Była ona już wyschnięta, ale Mimoza była dumna że udało jej się ją tak zakonserwować że się nie rozpadła ani nie zgniła. Przy pomocy pazurków na skrzydłach wpięła sobie w krótką karminową grzywę suchą szeleszczącą roślinkę o wciąż pięknym różowym kolorze. Gdy była gotowa wybiegła z groty kierując się zapachem mamy. Bardzo lubiła biegać wydawała się wtedy mniej niezgrabna niż zwykle a i jeszcze tak było szybciej!
Zauważyła spore zbiorowisko kolorowych smoków. Zwolniła bieg i przeszła do chodu. Niezgrabnie dokuśtykała do reszty jakby speszona swoim spóźnieniem. Zaszła od tyłu i wtuliła się pod skrzydło Figlarnej na przywitanie. Jej futerko było takie miłe i puszyste. Zaraz potem podeszła troszkę do przodu by móc się dobrze przyjrzeć, kto to tu był. A widziała bardzo ładną smoczycze o złoto-czerwonych łuskach i ślicznych rogach. W sumie były one podobne do jej własnych tylko mniej pogniecione. Podniosła łeb by spojrzeć swoimi lazurowymi ślepkami w ślepia smoczycy i przyjrzeć się innym.
Dzień Dobry, jestem Mimoza. – przedstawiła się raźno nieznanym sobie smokom. – Przepraszam za spóźnienie. – powiedziała już troszkę zawstydzona. Po chwili usiadła koło matki.

: 11 lis 2016, 21:10
autor: Figlarne Serce
Przywitała każdego z przybyłych uprzejmym uśmiechem i skinięciem głowy. Tak jak się spodziewała Mimoza również przybyła na miejsce spotkania, więc niestety nie było już szansy, aby wcześniej poruszyć kwestię młodej i spróbować dojść prawdy przed jej przybyciem. Figlarna odetchnęła głęboko i delikatnie przytuliła do siebie samiczkę spoglądając na nią, a później na Kalinę, naprawdę były do siebie podobne nawet mimo kalectwa i szpetności Mimozy. Zastanawiała się przez dłuższą chwilę od czego zacząć, aż w końcu zdecydowała się przedstawić swoje młode.
– To są Dyptam, Szept i Daimon, a to Kwiatek i Mimoza. Mimozo Kochanie i ty Czerwieni Kaliny jeżeli to nie problem to chcę zamienić z wami parę słów. To ważna sprawa, więc pomówmy proszę tak bardziej na uboczu, a potem wrócimy do reszty. O ile oczywiście nikt nie ma nic przeciwko? – zagadnęła pod koniec swej wypowiedzi.

: 12 lis 2016, 12:09
autor: Kwiatek
Słysząc głos dużej smoczycy uspokoiłam się i złożyłam skrzydełka.Czerwień Kaliny bo tak się smoczyca przedstawiła wzbudziła we mnie zaufanie. Zbliżyłam się do niej delikatnie przyglądając jej się z zaciekawieniem. Przypatrywałam się jej całej nie zwracając uwagi na innych.

: 12 lis 2016, 14:40
autor: Zmierzch Gwiazd
Coraz więcej smoków przybywało na spotkanie. Czy jej rodzina aż tak się powiększyła, od czasu odejścia jej matki? Najwyraźniej tak. Nefrytowa nie miała nic przeciwko nowym krewnym, wręcz przeciwnie. Bardzo się cieszyłam z tego, że ma nową markę oraz dużo rodzeństwa, nie ważne że przybranego. Miała nadzieję, że jakoś zaprzyjaźni się z cinistymi, że znajdą wspólny język oraz że będą mogli raze m rozmawiać o wszystkim i o niczym.
Słuchała uważnie słów Czerwieni. Uzdrowiciela wydawała jej się taka dumna, wyniosła. Od razu widać, że należy jej się szacunek i to wielki. W końcu, leczenie innych smoków nie jest prostą rzeczą. Spojrzała się na pisklęta cienistej.
– Miło mi was wszystkich poznać – Powiedziała miło i delikatnie uniosła kąciki ust. Powiedziała to do wszystkich, zarówno do Fao, jak i do reszty dzieci Kaliny. Przeniosła wzrok na cienistą uzdrowicielkę i oczekiwała nanjej dalsze słowa. To ona "kierowała" tym spotkaniem więc jej słowa powinny być teraz najważniejsze.

: 12 lis 2016, 20:54
autor: Szept
Dobrze mu było w swojej ochronnej, pierzastej powłoce. Nawet jeżeli ktoś wbił w niego swój wzrok, czuł, że osłania go ona jak wielka tarcza przed uderzeniem włóczni. Ale... atmosfera nie była tak ciężka, jakiej się spodziewał przy tak dużej zbieraninie. Wszyscy grzecznie się przedstawiali i wymieniali powitania jak gdyby nigdy nic.
Jak to robił do tej pory, w zupełnej ciszy słuchał z mniejszym bądź większym zainteresowaniem każdego osobnika, któremu zebrało się na mówienie, samemu nie dodając nic od siebie. Przysłuchiwał się introdukcji czarnego jak noc, całkiem już sporego pisklęcia, oraz przemowy smoczycy o imponującym wyglądzie, złotawych łuskach i krwistoczerwonej grzywie. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu przypominała mu ziemię skąpaną w pomarańczowych promieniach zachodzącego, wieczornego słońca. Widok fascynujący, ale na swój sposób niepokojący.
Mówiła językiem, którego młody smok jeszcze w pełni nie rozumiał, więc niektóre z jej słów wyleciały prawym uchem równie szybko jak wleciały lewym. Część z nich utkwiła mu jednak w głowie. Najważniejszym, i w zasadzie jedynym co go z tego wszystkiego zainteresowało, a przy tym udało mu się to zrozumieć, był fakt, że wszystkie smoki tutaj zebrane... to rodzina?
Na dobre czy na złe, była ona ogromna. I prawdopodobnie nie jest to cała rodzinka w pełnym komplecie. Zastanawiał się, jak bardzo liczna jest ta gromadka, ilu swoich krewnych jeszcze znajdzie w szerokim świecie w odległej przyszłości. Przerażająca myśl.
Nagle ukrywanie swojej osoby zdało mu się odrobinę niewłaściwe. Jeżeli te smoki to rzeczywiście w jakimś stopniu jego bliscy, a on im się przysłuchuje i obserwuje ich twarze chowając przy tym swoją, to trochę nie fair. Powinien się pokazać, żeby chociaż mogli go na przyszłość rozpoznać. Nie, żeby chciał dawać im po temu dużo okazji, ale cóż poradzi.
W końcu, i to dość niechętnie, złożył skrzydła kładąc je z powrotem na swoim grzbiecie, tam gdzie ich miejsce. Wstał przy tym z ziemi, przeciągnął się lekko aby przywrócić czucie w nieco odrętwiałych kończynach i zwyczajnie usiadł, skłaniając lekko głowę gdy matce przyszło dokonać przedstawienia za niego. Poza tym siedział dalej, trzymając gębę na kłódkę, czekając na dalszy rozwój wypadków i z zaciekawieniem wodząc oczyma po zebranych, przynajmniej gdy był pewny, że oni nie kierują swoich własnych ślepi na niego.

: 13 lis 2016, 10:25
autor: Czarny Lis
Los dla Dyskretnego faktycznie miał plany. To nie był przypadek, że akurat tego dnia postanowił polatać sobie. Pogoda się zmieniła by mógł to zrobić i akurat lecieć w tę stronę. To było wielkie spotkanie rodzinne. Po tym jak przyleciał i się przedstawił, dotarło więcej smoków. Dyskretny będzie miał okazje poznać kolejnych członków jego rodziny. Oczywiście powitał także młodsze pokolenia. I pomyśleć, że kilka księżyców temu sam był taki mały jak pisklaki, które były na miejscu. A teraz jest wujkiem i to dosyć sporej gromadki smoków. Ta sytuacja fascynowała Kolca. Miło jest poznać nowych członków rodziny. Lubił oczywiście samotnie kontemplować filozoficzne aspekty życia. Jednak towarzystwo, a zwłaszcza rodzina też dawała mu radość. W tym momencie odezwała się smoczyca, była ze stada Cienia. No w końcu ma okazje poznać to stado. Czerwień Kaliny wyglądała i mówiła bardzo dostojnie. I dowiedział się, że tata się z nią związał tu musiał spytać jej
Czy to znaczy, że jesteś dla nas Matką? – Dyskretny nigdy nie poznał swojej mamy zawsze tata się nim zajmował i jak już tę rolę przejmowały siostry. A Figlarna prowadzona tym doświadczeniem też została matką. A teraz możliwe, że stoi tuż przed nim. I do tego z pewną lekcją.
Ten dzień zapowiadał się coraz lepiej nie tylko pozna obecne gałęzie jego rodziny, ale także korzenie tego drzewa. Dobra analogia, która wykorzysta. Wpierw powitał oczywiście każdego z maluchów. Miło było widzieć jak każdy dokazywał. Zwrócił uwagę na tego schowanego. Przypominał mu jego gdy zawsze się ukrywał przed wzrokiem i czekał aż rozpozna miejsce i smoki nim wystąpi. Ech tylko jedno mogło mu popsuć humor. To, że sam nikogo nie znalazł by móc przekazać swą wiedzę młodszemu pokoleniu i oglądać jego pisklak wchodzi w dorosłe życie. Albo mu to nie pisane, albo jeszcze nikogo nie znalazł. Cóż będzie się martwił tym kiedy indziej.

: 13 lis 2016, 15:18
autor: Tejfe
Nikt nie zwrócił na niego głębszej uwagi, mimo jego "głośnych" popiskiwań. Właściwie to nawet zapomniał, że chciał być na moment w centrum uwagi, gdyż zaintrygowały go ciągle bełkoczące coś duże smoki. Próbował je zrozumieć, ale i to mu nie wyszło, więc szybko przestał. Usłyszał tylko imię, którym nazywała go mama i spojrzał w jej stronę pytająco. Nie zwracała się do niego, ani nic takiego. Postanowił więc nie zajmować się tą sprawą. Bo zaszła w nim jaką nagła zmiana, jakby ktoś nacisnął pstryczek. Nagle zainteresował go otaczający go świat. Zaczął więc oglądać z głębokim zdumieniem otoczenie Szumiącej Doliny i śmiał się sam do siebie widząc te wszystkie usychające już z zimna rośliny i wielkie duże brązowe pnie drzew. Podszedł do jednego z nich i łapą zaczął dotykać brązową korę, która w dotyku była chropowata. A potem zaczął bawić się ziemią. Łapami grzebał w podłożu, zastanawiając się czemu w jego domu podłoże jet twardsze i jaśniejsze. I dlaczego tam nie odczuwał na grzbiecie takiego dziwnego powiewu? Tyle pytań na, które nie miał odpowiedzi. Prawdziwe zagadki wszechświata dla młodego pisklaka. W końcu zmęczył go całe to obserwowanie świata, wzrokiem poszukał swojej opiekunki i niezgrabnie ruszył w jej stronę. Brudny i zmęczony pozwolił sobie uczepić się jej przedniej łapy i natychmiast zasnąć.

: 15 lis 2016, 10:37
autor: Rwący Wicher
Z lekkim znudzeniem oglądał przyjście każdego nowego smoka i wysłuchiwał jego słów. To nie oznacza mimo wszystko, że nie słuchał, co to to nie. Naturalne, że wysłuchiwał ich wszystko bardzo dokładnie, ale tak jakoś nie był zbytnio zainteresowany ich osobami. Tym bardziej, że to spotkanie przeszkodziło mu w spędzaniu chwil sam na sam z matką, której tak dawno nie widział. Oczywiście nie dał nic po sobie poznać. Dopiero na przyjście Wilczej Pani ożywił się. Zdecydowanym krokiem podszedł do niej i bezceremonialnie czule i troskliwie otarł się pyskiem o jej pysk.

Czujna! Siostrzyczko jak ja dawno Cię nie widziałem. A to, co to za szkraby?

Dopiero teraz uważniej przyjrzał się pisklętom na jej grzbiecie i z zaciekawieniem przybliżył do nich swój ogromny pysk. Delikatnie, choć bezceremonialnie obwąchał je i obadał. Nieco dłuższą chwilę zajęło mu zaznajomienie się z nimi poprzez węch i dotyk. Kiedy już to skończył dopiero wtedy zwrócił się w stronę ziemistych.

Jestem Porywisty Kolec. Syn Czerwieni Kaliny. Miło mi was poznać.

Stał tak przed nimi wyprostowany dumnie wypinając pierś i pokazują wszystkie swe najlepsze walory. Oczywiście nie obyło się od strużek dymu wydobywających się z jego nozdrzy. Nic to nie oznaczało, a na pewno nic złego, po prostu czasami tak miał już jak nieco zbytnio się podekscytował. Od razu wyszła na jaw jego natura, gdyż nawet na chwilę nie mógł ustać w miejscu bez ruchu. Jego ogon, co rusz szurał po ziemi, a i nie obyło się bez przestępowania z łapy na łapę i ciągłego poruszania szyją i głową na prawo i lewo.

Rozumiem, że to ważna sprawa, która nie jest przeznaczona dla wszystkich uszu, ale nie sądzisz, że to można by było załatwić nieco później? Dlaczego mielibyście się oddalać i w skrytości omawiać wasze sprawy skoro dopiero, co się pojawiliśmy? Nie sądzisz, że to nieco niegrzeczne z Twojej strony?

Niestety w tym wypadku górą wzięła jego natura, kiedy wypowiadał te słowa kierują je wprost do najstarszej smoczycy Ziemi. Zapewne było to niegrzeczne z jego strony, ale nie podobało mu się to, że wszyscy wokoło chcą mu zabrać czas, który mógłby spędzić z matką. Pomimo tego, że już jest tak wyrośniętym smokiem nadal miał w sobie coś z tego niesfornego dziecka, którym zawsze był. A ta wieź pomiędzy nim, a matką nigdy nie zniknie, tak samo jak nigdy nie znudzi mu się wtulanie i wyczekiwanie od pieszczot ja miało to miejsce, kiedy był jeszcze pisklakiem. Nic dziwnego, że to wraz z faktem o jego naturze sprawiło, że nieco go poniosło zachowując się w ten sposób.

: 15 lis 2016, 10:51
autor: Administrator
Czerwień Kaliny wiedziała, że może minąć wiele czasu, nim pewna sztywność, którą wyczuwała w ich atmosferze, przemieni się w pewnego rodzaju swobodę.
Było to raczej dziwne doświadczenie, patrzeć tak na młode Chłodu. Widziała w nich jego, zwłaszcza w jego córkach. A także świadectwo ich matki. Tylko Dyskretny zdawał się nie pasować do tej futrzastej rodziny.
Przymrużyła nagle powieki, gdy rozległ się chrzęst gałązek oraz szelest liści trącanych przez czyjeś niezdarne łapy.
Nagle spośród krzewów wychynęła tak karykaturalna postać, że nie powinna mieć prawa bytu.
Nozdrza Uzdrowicielki drgneły, a ogon poruszył się za nią, kiedy przyjrzała się przybyłemu stworzeniu, nie pewna, czy to samica, czy samiec. Czy to smok, czy nie smok. Ciało stworzenia porastały nierówne łuski, nie stykające się ze sobą. Gdzieś na łapach mignęła szczecina czerwonego futra, wyrastajacego kępkami bez ładu i składu. To samo działo się z czymś, co miało uchodzić za grzywę, wyleniałą w miejscach, ukazując różową skórę nie krytą przez łuski. Pysk stworzenia był paskudny, wypukły, karykaturalny. lewe ślepię wypukłe, jakby miało zaraz wypaść z oczodołu. Raziło znajomą barwą, jakby się z niej naigrywało. Rogi, które mogłobyby piękne, złotawo czerwone, również znajome, wyginały się, jakby nie wiedziały jak powinny rosnąć. I ten wól na szyi, mało sprężysta skóra zwisająca, jak u jakiegoś starca. Skrzydła o chorej nierównej błonie porośniętej tu i ówdzie złoto czerwonymi piórami i łapa... czy też jej część.
Wzdrygnęła się, kierując spojrzenie na Figlarną, która skupiła się na niej, jak na winowajczyni. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, które zaczęły kołatać się w jej głowie, jednak dowody były zbyt twarde. Chyba, że to nie była jej córka – przecież nie mogła wydać na świat czegoś tak paskudnego! Możliwe, że w Ziemi byli jacyś jej krewniacy, przecież nie znała swych rodziców.
Nim odpowiedziała, odsuneła od siebie wszelkie emocje z nimi związane, a następnie przemówiła do grona:
Mam dla was zadanie, nim przejdziemy do dalszej części spotkania. Dobierzcie się w grupki po dwa do trzech smoków, wazne aby starsi zajęli się pisklętami. Ruszycie wgłąb Doliny szukając roślin, glinki oraz żuczków, które można wykorzystac do zrobienia barwników. My ruszymy zaraz za wami, dobrze? – zerknęła na Dyskretnego, słysząc jego pytanie.
Pokręciła głową, powstrzymując rozbawione parsknięcie.
Nie, to nie oznacza, że jestem waszą matką, chociaż możliwe, że pośród was znajdzie się dwójka z mej krwi, jako że oddałam na wychowanie dwa dwa jaja waszemu ojcu – odpowiedziała.
Spojrzała na Rakora, któremu nie spodobała się propozycja Ziemnej Kleryczki. Musnęła nosem jego polik, pchając go jednocześnie na przód.
Warto omówić to, co kogoś trapi od razu, niż zostawiać to na potem, Rankorze. Wolałabym również, abyś nie starał się decydować o moich własnych decyzjach. Idź z resztą na przód, to czas, abyście mogli się poznać i nieco rozerwać od szarej rzeczywistości, gdy Mgła zgarnia wszystko i nikt nic z tym nie robi – a następnie odeszła kawałek dalej, wskazując drogę Figlarnej oraz Mimozie.
Przystanęła pod jednym z drzew i odwróciła sie ku Kleryczce, patrząc na nią lazurowymi ślepiami, ignorując młodą samiczkę.

/Dobierzcie się w praty-trójki i zacznijcie poszukiwania, będę wam MGować. Ważnym jest, że tutaj nie liczą się umiejętności, bo nie będzie rzutów, a jakoś opisu poszukiwań ;) I znowu macie 48h na odpis.

: 15 lis 2016, 11:57
autor: Figlarne Serce
– Najmocniej przepraszam Porywisty Kolcu, ale uważam, że im szybciej rozstrzygniemy tę sprawę tym lepiej. Nie martw się, to nie potrwa długo. – odparła. Widząc reakcję Kaliny i słysząc jej słowa westchnęła głęboko już nieomal pewna co do swoich przypuszczeń, choć bardzo chciałaby się mylić. Powoli podążyła za Czerwienią i zatrzymała się naprzeciwko niej.
– Jest coś o czym powinnaś wiedzieć, obie powinniście. – przeniosła wzrok na Mimozę. – Wybacz mi Skarbie, że wyznam ci to dopiero teraz, ale jesteś już dość duża, by zmierzyć się z prawdą. To było może jakieś osiem księżyców temu...spacerowałam po obozie i nagle spotkałam swojego ojca Chłód Ziemi. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że jednocześnie tuż przy nim leżały skorupki niedawno rozbitego jaja i dopiero co wyklute pisklę, mała samiczka, która miała trzy łapki takie jak wszystkie młode, a jedną znacznie krótszą, inną. Spytałam ojca co to ma znaczyć, a on odpowiedział mi jedynie, że właśnie znalazł to biedne maleństwo w trawie i poprosił mnie, żebym zaopiekowała się znajdką, po czym szybko się oddalił. Stan małej był bardzo zły i wiele wskazywało na to, że nie przeżyje, ale mimo to wzięłam ją do siebie. W trawie znalazłam też jajo, które nie było jeszcze wyklute, a nie chciałam zostawiać go na pastwę drapieżników dlatego również zabrałam je do swojej groty. To niewyklute jajo wkrótce potem tajemniczo zniknęło z mego gniazda, jakby ktoś je stamtąd zabrał kiedy byłam zajęta przygarniętą przez siebie samiczką. Wówczas nie miałam żadnych podejrzeń co do zaistniałej sytuacji, myślałam, że mała przypuszczalnie jest sierotą, więc uznałam ją za swoją przybraną córkę i nadałam jej imię Mimoza. Tak, to właśnie byłaś ty Kochanie. Było ciężko i musiałam w to włożyć mnóstwo wysiłku, ale było warto. Młoda ostatecznie przetrwała najgorsze dni i przeżyła. Nauczyłam ją chodzić, a nawet biegać na trzech łapach i jak widać radzi sobie nieźle. Podejrzenia co do jej pochodzenia podsunęła mi Nefrytowy Szpon, ale wtedy nie chciałam w to wierzyć, zawsze czułam się blisko związana z ojcem i z moją matką Azylem, więc odpychałam od siebie myśl, że mógłby mieć młode z kimś innym, a co gorsza okłamać mnie. Ale kiedy poczęłam i zniosłam własne jaja zaczęłam rozumieć pewne sprawy i na nowo snuć przypuszczenia. Tym bardziej, że jak jakiś czas temu chciałam odwiedzić ojca, on nie pozwolił mi wejść do jaskini. Do tego zaczęłam czuć jego mocny i wyraźny zapach od ciebie Czerwieni, a teraz gdy zobaczyłam jak zareagowałaś na przybycie Mimozy jestem już prawie pewna, że jednak się nie pomyliłam. A to oznacza, że ta tutaj młódka jest twoją córką, a moją przyrodnią siostrą. Chciałam jeszcze tylko powiedzieć, że nie mam do ciebie żalu Kalino, miałaś prawo związać się z moim ojcem i szanuję to. Boli mnie jednak, że on nie powiedział mi prawdy. Ja może też nie do końca dobrze postąpiłam nie mówiąc o tym wcześniej, ale wolałam zaczekać, aż Mimoza będzie wystarczająco duża na tę rozmowę. – zakończyła i zamilkła, po czym spojrzała na obie smoczyce z bijącym sercem oczekując ich reakcji.

: 15 lis 2016, 18:11
autor: Zaciekły Kolec
No przecież! Zawsze wiedział że z całego swojego rodzeństwa tylko on nie ma tak leniwego tyłka.. No dobrze, też ma, ale najmniejszy z ich wszystkich!
To było przykre wiedzieć że właściwie tylko on z czwórki ostatecznie tu zawitał. Nie.. Yskiel musiała gdzieś tu być, przecież jeszcze przed chwilą tu była. Czy jest coś, czego nie wiedział?
Flygo był zawsze jakiś zdystansowany – łagodnie ujmując. Nie rozumiał jednak czemu Freigon zniknął.. Był otwarty tak jak on i nie bał się kontaktów z innymi smokami. Nie wierzył że przytrafiło mu się coś złego.
Nawet to spotkanie ledwo się rozpoczęło, a już mógł wywnioskować kilka rzeczy. Jego początkowe przypuszczenia względem Porywistego Kolca może i miały ziarno prawdy, ale z pewnością zmienił wobec niego swoje nastawienie. Nie czytał mu w myślach, jednakże zgadzał się w pełni z jego wypowiedzią na temat Figlarnej Łuski, która z kolei i mu podpadła. Nie spodobało mu się jej podejście. Jak na pierwsze wrażenie wypadła blado. Mimo wszystko jednak nie zamierzał być surowy, ani też negatywnie już do niej się nastawiać. Owszem, nie podobało mu się to, aczkolwiek nie mógł jej oceniać tylko po tej jednej rzeczy. Może faktycznie była to sprawa niecierpiąca zwłoki.
Na szczęście Czerwień znalazła im przez ten czas zajęcie.. Nie, to było już od początku zaplanowane! Coś takiego, a więc nie przyszli tu jedynie żeby się spotkać i porozmawiać. Bedą w dodatku coś robić! Fáelán był bardziej niż zadowolony, miał nadzieję że nauczy się czegoś ciekawego, ponieważ czymkolwiek były konkretnie barwniki, miał nadzieję że będzie to tylko zalążek tego czego się tutaj nauczy.
A żeby rozpocząć poszukiwania, musiał znaleźć sobie kogoś z kim będzie mógł owe poszukiwania zacząć. Jego spojrzenie natychmiastowo pomknęło w kierunku Nefrytowego Szponu. Jak magnes przysunął się do niej, obrzucając ją rozczulającym spojrzeniem.
Drużyna..? – Zapytał, szczerząc się w nadziei że nie odrzuci jego propozycji. Nawet jeśli ktoś jeszcze chciałby z nią szukać... żuczków – mogą to robić we trzech, jego mama jasno się na ten temat wyraziła!

: 15 lis 2016, 19:24
autor: Kwiatek
Podskoczyłam ucieszona i rozejrzałam się szukając wzrokiem kogoś z kim mogłabym się złączyć w grupę. Podeszłam do starszego ode mnie smoka wesoło machając skrzydłami. Był cały w czerni i szarości a jego oczy miały ładny zielony kolor.
Hej – Przywitałam się szczerząc ząbki w uśmiechu i przypatrując mu się uważnie.
Chcesz być ze mną w grupie ? – Spytałam z uśmiechem machając ogonem na boki.

: 16 lis 2016, 22:42
autor: Szept
Słuchał wszystkiego ze zwyczajowym sobie zainteresowaniem, ale rozmowa potoczyła się w kierunku, którego nie śmiał sobie wyobrażać. Mógł przebywać w tym samym miejscu co te wszystkie smoki. Pewnie z trudem zmusiłby się, żeby zamienić z którymś z nich kilka słów. Ale żeby od razu tworzyć grupy, poprzez łączenie się w pary z ledwo co poznanymi gadami? Toż to czyste szaleństwo!
Nagle jego umysł zaczął wariować. Na matce zdaje się nie mógł polegać, odeszła gdzieś na bok ze starszą smoczycą, winowajcą zaistniałej sytuacji. Zabrały ze sobą również jego siostrę, więc zasób znajomych smoków do wyboru znacznie się skurczył. Co począć, co począć?
Zdezorientowany samczyk nie siedział już bez ruchu jak wcześniej. Dreptał w tę i we w tę, jakby nie mógł się zdecydować, do kogo się zwrócić. Widział, jak młode smoki podejmowały już próby znalezienia sobie partnerów do zabawy. Naprawdę chciałby teraz mieć choć cząstkę ich śmiałości. Gdy tamte zagadywały do starszych smoków jak gdyby nigdy nic, on skazany był na tułanie się tu i tam, ogarnięty wątpliwością. Obawiał się, czuł się niezwykle nieswojo, gdy miał się wprosić w nieznaną mu grupkę. Co prawda rozpoznawał co niektóre smoki, ale albo były już one oblegane przez nieznane twarze, albo były za młode by stworzyć z nim parę. Z drugiej strony naprawdę nie chciał zostać sam, jeśli miało to go wykluczyć z tej konkurencji. Perspektywa przeszukiwania wszelkich zakamarków tych zielonych terenów w pogoni za roślinami, insektami czy co tam się napatoczy... nie potrafił wyobrazić sobie nic bardziej zajmującego, czy dającego taką frajdę. Gdy tylko zobaczył to miejsce miał ochotę po nim pobaraszkować, a teraz wręcz proszono, a może kazano im zrobić właśnie to. To był jego żywioł.
W końcu musiał dokonać wyboru i zdawał sobie z tego sprawę. Mógł się przełamać, albo ryzykować, że zabawa go ominie. Trochę to trwało, ale w końcu jego wrodzona ciekawość i żądza eksploracji pokonała lęk i nieufność w stosunku do nieznajomych. Mimo to wciąż musiał sobie wmawiać w myślach, że to wszystko jakaś rodzina. Jak mama, braciszkowie i siostry.
Wybór nie był łatwy, ale jedno było pewne – nie zdobędzie się na to, by wybrać kogoś z innego stada. Chociaż były one dla niego jeszcze czymś względnie obcym, wolał wybrać kogoś, kto emanował chociaż odrobinę znajomą wonią. No i niefortunnie musiał to być ktoś dorosły. Tylko dwa smoki, nie licząc jego mamy, spełniały te warunki.
Jednego z tych smoków już poznał, gdy odwiedził, a raczej odwiedziła ich niegdyś w grocie, niedługo po tym jak mały wyszedł z jaja. Nie pamiętał tego zbyt dobrze, był wtedy malutki i do tego zajęty otaczającym go światem. Pamiętał jednak wrażenie, jakie zrobiło na nim jej zielone futro. Do dziś żałował, że nie dane mu było poczuć go swoją łapką.
Chociaż samica była znajoma, zdaje się, że już ktoś ją sobie upatrzył, co oczywiście nie powinno być problemem, gdyby nie fakt, że był to nieznajomy, czarny pisklak, pachnący zupełnie inaczej niż smoki, do których przywykł Szept. Co prawda obserwował go wcześniej i starszak nie sprawiał wrażenia nieprzyjacielskiego, ale wciąż do pewnego stopnia go onieśmielał.
Drugim wyborem był jego wujek, którego w przeciwieństwie do cioci w ogóle nie znał. Nie wiedział więc, czego może się po nim spodziewać. Również on był już pod atakiem pisklęcia, którym była jego przybrana siostra. Towarzystwo powinno więc być bardziej znajome... ale wciąż nie był pewien. Doprawdy trudny wybór. Chyba wolałby, gdyby został podjęty za niego.
Był jeszcze jego uroczy, młodszy braciszek, ale on raczej pójdzie z mamą, w końcu był naprawdę mały. Nie, musi wybrać kogoś z tamtej dwójki. Przestał więc dreptać bez celu i skierował kroki ku pokrytej zielenią smoczycy i na pierwszy rzut oka przyjaznemu, ciemnemu pisklęciu. Serce waliło mu jak młotem, ale musiał się poświęcić. Czuł, że gra jest warta świeczki.
... Czy mogę... iść z wami? – Wymamrotał pół szeptem gdy znalazł się w zasięgu, z początku rezolutnie zerkając w oczy Nefrytowej, a już pod koniec zdania wpatrując się głęboko w samo jądro ziemi. Jego ogon stał sztywno jakby go do kija uwiązano, a skrzydła drgały co chwilę, jakby miały zaraz rozłożyć się i poderwać małego do lotu, gdyby tylko był w stanie to zrobić. Czuł się jak skazaniec oczekujący na swoją egzekucję i zaczynał żałować, że zdobył się na ten krok.

: 16 lis 2016, 23:02
autor: Mimoza
Mimoza miała nieprzyjemne wrażenie że piękna samica nie wygląda na zbyt zadowoloną. Troszkę jak Nefrytowa kiedy pierwszy raz ją spotkała. Samiczka nie rozumiała czemu smoki lubią jej towarzystwa, przecież poprostu wygląd inaczej i jest troszkę bardziej niezdarna.
Kiedy usłyszała zadanie od Kaliny odwróciła łeb do tyłu wyginając długą kościstą szyje, spojrzała tesknie na inne smoki które miały teraz szukać fajnych rzeczy, trochę zawiedziona że nie będzie mogła w tym uczestniczyć. Nie oponowała jednak i podreptała tam gdzie Kalina kazała, cały czas idąc obok puchatej nogi mamy. Każdy krok Mimozy wydawał się ciężki pewnie przez akompaniament "TUP" zawsze gdy stawiała przednią łapę na ziemi.
Mała karykatura zerkała to na Kalinę to na Figlarną. Nie do końca rozumiała co to wszystko miało znaczyć. Przekręciła pytająco wypukły łeb próbując przyswoić nowe wiadomość. Jeszcze raz spojrzała na Kalinę jakby rozważając podobienstwo.
– Znaczy że ona jest moją mamą? Ale jak może być moją mamą skoro pierwszy raz ją widzę. Ty jesteś moją mamą! – zwróciła się do Figlarnej swoim ciękim ale stanowczym głosem po czym wtuliła się w jej skrzydło.

: 16 lis 2016, 23:26
autor: Zmierzch Gwiazd
Czyli jednak to spotkanie nie było jedynie rodzinną pogawędką, ale i był to czas na małe zabawy. Uważała, że Czerwień Kaliny wpadła na naprawdę świetny pomysł. Przecież, nic lepiej nie tworzy więzi jak lraca grupowa. Szpon delikatnie się uśmiechnęła. Zaczęła się zastanawiać, do której grupy mogłaby się przyłączyć. Nie chciała być nachalna i walczyć o członkostwo, ale też nie chciała zostać sama jedyna. Zabawa zapowiadała się naprawdę ciekawie.
Zanim jednak zdążyła podjąć decyzję, podszedł do niej ciemnofutry. Bardzo lubiła towarzystwo Faelana. Cieszyła się, że będzie z nim razem w drużynie.
– Jasne.
Zadanie wydawało się proste, lecz raczej w rzeczywistości takie nie będzie. Nefrytowa nie znała się zbytnio na barwnikach, więc nie wiedziała z czego można takowe zrobić. Cóż, bądą musieli zdać się na szczęście lub na intuicję.
Z zamyślenia wyrwał ją głos, którego jeszcze nigdy jej słyszała. Cichutki, nieśmiały głosik pisklęcia. Spojrzała się w dół i zobaczyła swego siostrzeńca. Szept bardzo urósł od ich ostatniego spotkania. Może za niedługo będzie mógł już zacząć nauki? W sumie, to nie ważne teraz. Ważne było to co się dzieje tu i teraz, a więc młdy chciał się przyłączyć do ich drużyny. Ziemista nie widziała żadnych przeszkód, więc spojrzała się na ułamek sekundy na cienistego brata, po czym ponownie wróciła do nieśmiałego malucha.
– Oczywiście że możesz.
Po rych słowach, Szpon rozłżyła swe pierzaste skrzydła i delikatnie okryła członków swej grupy. Delikatnie przyciągnęła ich bliżej siebie, aby mogli się wtulić w jej futerko i ogrzać. Zimne dni były już tuż tuż, a Nefeytowa nie chciała aby oni marzneli.