Strona 13 z 24

: 28 lis 2015, 11:21
autor: Pieśń Słowika

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Pieśń Słowika przyszedł na opustoszałą polanę o wschodzie słońca. Jak też podejrzewał, nikogo tutaj nie było. Trawę pokryły białe kryształki porannego przymrozku. Pokryta nim trawa chrupała pod łapami młodego smoka, kiedy zmierzał na środek pustkowia.
Przyjął pozycję podobną do skoku. Ugiął lekko przednie łapy, tylne trochę mocniej. Skrzydła przyciągnął bliżej boków, a ogon rozluźniony oparł na ziemi. Głowę pochylił w dół, do przodu.
Nagle odbił się od ziemi. Najpierw tylne przednie łapy, potem odepchnął się przednimi przenosząc środek ciężkości do tyłu. Przód naturalnie się uniósł do góry, a smok przeskoczył kilka szponów do tyłu. Unik może się udał, ale on chciał spróbować czegoś jeszcze. Przyjął taką samą pozycję jak poprzednio i znowu odbił się łapami od ziemi. W momencie, kiedy oderwał się od ziemi, skrzydła podniosły się do góry i otworzyły, a następnie opadły w dół zagarniając w wpół rozciągniętą błonę duże masy zimnego powietrza. Pojedynczy zamach skrzydłami nadał mu pędu i smok ostatecznie wylądował ponad jeden ogon dalej niż poprzednio. Przy okazji nadepnął sobie na ogon, który zbytnio rozluźniony podwinął się pod niego i upadł jak kłoda pod smoka prawie doprowadzając go do potknięcia.
Skrzywił się lekko i podszedł do przodu, aby uwolnić swój zmaltretowany ogon.
Potem kilka razy powtarzał ćwiczenie. Za każdym razem potykał się o ogon, którego nie wiedział jak ustawić, żeby mu nie przeszkadzał. Dopiero za którymś razem udało mu się unieść go i odgiąć w bok, tak, że przy opadaniu miał go nadal za sobą. Wtedy uznał, że ćwiczenie ma za sobą.
Następnie przyszła kolej na przećwiczenie uników. Sam zauważył, że był za wolny i nie działał intuicyjnie. Czas to zmienić. Wyobraził sobie przeciwnika, który stał przed nim w odległości jednego ogona i zamachnął się na jego pysk prawą łapą. Na początku przećwiczył schylanie, potem oddalanie do tyłu. Za każdym razem starał się to robić coraz szybciej. „Utrudnił” sobie to ćwiczenie wyobrażając sobie znienacka inne cięcie z boku, z tyłu, albo znowu z przodu, następujące po sobie natychmiast po zakończeniu poprzedniego. Od czasu do czasu rzucał się w bok, turlając po trawie. Robił to tylko wtedy, kiedy uznawał, że nie ma innego wyjścia. Przećwiczenie turlania też było ważne. Nie oszczędzał się. Poza tym taki wysiłek rozgrzewał.
Na koniec przećwiczył jeszcze obronę przed atakiem z powietrza. Doskonale pamiętał jego ostatnią przygodę z harpią. Drapieżnik miał nad nim przewagę, a on nie potrafił się bronić przed latającym wrogiem. Wyobraził sobie tą samą harpię, co wtedy. Drapieżnik latał mu nad głową starając się ciąć pazurami po pysku i grzbiecie. Za każdym razem schylał się, albo odskakiwał na boki. Zawsze starał się ustawiać przodem do swojego wyobrażonego wroga. Trwało to dość długo. Trening zajął mu prawie pół dnia. Robił sobie krótkie przerwy na odpoczynek. Zbliżało się już południe, a złota tarcza osiągnęła połowę swojej drogi nad horyzontem. Wtedy postanowił wrócić już do obozu. Zmęczony, ale zadowolony.

: 06 gru 2015, 1:10
autor: Kruczopióry
Przybył na polankę, rozglądając się i z rozrzewnieniem wspominając dawne czasy. Bardzo, bardzo dawne czasy... Czasy, kiedy był Cienistym, kiedy rozmawiał tutaj ze swoim przybranym ojcem, a nawet objechał go za domaganie się cytrynów. Czasy, kiedy jeszcze nie zdawał sobie sprawy, jaka jest przywódczyni jego byłego stada, kiedy po prostu był pyskatym pisklakiem, którego mowa może i należała do odważnych, ale wobec braku argumentów siły bywała po prostu głupia. Spacerował powoli rozglądając się; znalazł skałę, na której wówczas leżał Koszmarny, i podskoczył, po czym przysiadł na niej, rozłożywszy się nieco. Nie, to nie był dobry pomysł; szybko podniósł się z powrotem, jako że zimny wiatr nie sprzyjał wylegiwaniu się, po czym zaczął się po prostu przechadzał wokół. Ot tak, bez powodu; lubił spacery. Czasami na takim spacerze można znaleźć jakiś interesujący element przyrody, czasem kolorowego motylka, a czasem po prostu innego smoka. A czasem i nic, pogrążając się w myślach; choć dlugo bał się powrotu na tereny wspólne, wszystko wskazywało na to, iż Cieniści o nim... zapomnieli? Nie wiedział się z żadnym z nich, nie licząc Kravsaxa, od czasu ucieczki do Stada Ognia, zaś gdyby chcieli wyrządzić mu krzywdę, zapewne uczyniliby to już dawno. Z drugiej strony – to nawet nie dziwne, kiedy Ogień i Cień to sojusznicy, mieliby narażać unię na zerwanie, krzywdząc go? Pełnoprawnego adepta Ognia, który zdążył złożyć tam przysięgę... i chyba nawet zyskać jakąś sympatię przywódczyni? Nie, nei trzymałoby sie to kupy; w razie potrzeby zresztą po prostu próbowałby uciekać. Albo wezwał przyjaciół.

I tak rozmyślając o przeszłości przechadzał się po okolicy, rozglądając. Ciekawe, co... albo kto go teraz spotka...?

: 06 gru 2015, 13:06
autor: Pierwotny Instynkt
Keith także odpoczywał od swoich obowiązków Łowcy. W sumie to już był tym wszystkim znużony. Zwłaszcza tym, jak Życie się zachowuje. Czy w innym stadzie byłoby mu lepiej? Teoretycznie w sumie nie wiedział tylko jakby przyjęli go w Ogniu. Ale czy go to obchodziło? Kheldar jasno krzyczał za nim, że w Ogniu nie ma czego szukać, ale to było wtedy, gdy żył. Teraz przewodziła Ankaii, a ta smoczyca tak szkodziła Cieniowi, że wątpił, aby Ogień długo pozostał z nimi w sojuszu. Podczas tych rozmyślań do nozdrzy Łowcy przywędrował znajomy zapach, ale jakby...stłamszony. Przechylił z zainteresowaniem łeb, węsząc intensywniej, nie...to zdecydowanie woń Cienia, ale...i Ognia. Interesujące, mimo to, zawsze warto sprawdzić. Korzystając z kamuflażu Keith zaczął się podkradać do zwietrzonej zwierzyny, a raczej smoka. Szedł ostrożnie i cicho, jak to miał w zwyczaju. Bezszelestny chód łowcy...coś majestatycznego. Keith wkrótce dotarł do miejsca, skąd widział pogrążonego w rozmyślaniach Adepta. Zmrużył swoje dzikie, żółte ślepia, by przyjrzeć mu się dokładnie. Po czym ponownie zaczął się ku niemu skradać, a gdy był już na odległość skoku przystanął na chwilę, by w następnej chwili skoczyć na młodzika, przygwożdżając go do podłoża skalnej polanki i patrząc na niego z nienawiścią.
– A teraz powiesz mi, czemu miałbym cię nie zabijać.
Wysyczał z drapieżnym uśmiechem. Zabijanie, okaleczanie jednego po drugim, zanim staną się bardziej niebezpieczne. Idealny plan, by osłabić Cień.

: 06 gru 2015, 14:12
autor: Kruczopióry
Kruczopióry wrzasnął głośno i zasyczał z bólu, czując, jak jakaś sylwetka przygważdża go do ziemi, pojawiając się dosłownie znikąd nie dając pisklakowi żadnych szans. O, naiwności! Czyli jednak Cień nie zapomniał, jednak go szukali! Jednak chcieli się pozbyć niewygodnego smoka, po prostu czekali, aż zostanie adeptem, aby móc to uczynić bez łamania Smoczych Praw! Jaki on był głupi, naiwny, bezmyślny! To jego koniec, teraz już na pewno! Po co się pchał na tereny wspólne...?

Wziął kilka głębokich oddechów. Ostatnie słowa, tak? Na to jeszcze chciał mu pozwolić oprawca? Czy może pobawić się z nim, ponaigrawać z niego? Kruczopióry warknął wściekle; nie, niech go lepiej po prostu załatwią, nie będzie płaszczył! Kto – on?! Phi! Cienie mają, czego chciały. Ale nei, tego tak nie zostawi; juz miał wysłać sygnał mentalny do Ru ny i Oddechu z wołaniem o pomoc, kiedy... No właśnie.

Ten smok nie pachniał Cieniem – to było... Życie...? Na pewno Życie, znał kilka smoków tego stada, wszystko zgadzało się co do joty, tym bardziej więc zaskoczyła go reakcja tajemniczego jegomościa. Zaraz, zaraz, musiał zebrać fakty do kupy; oby ten smok się za bardzo nie niecierpliwił! Nie był Cieniem, więc nie chodziło o zemstę za ucieczkę; w Życiu... W Życiu chcieliby go zabijać, po co?! Nie zrobił krzywdy nikomu! Nie, nie rozumiał, nic nie rozumiał! A żeby zrozumieć, sposób był tylko jeden...

– A dlaczego niby miałbyś chcieć mnie zabijać?! – warknął i syknął z bólu raz jeszcze, nie mając za bardzo jak odwrócić się ku swojemu oprawcy. – O co ci w ogóle chodzi, zrobiłem ci krzywdę?! Albo komukolwiek z twoich przyjaciół?! Nie rozumiem tego, wyjaśnij mi to! – dodał i parsknął gniewnie. Gdyby smok rzeczywiście chciał go zaatakować, gotów był się bronić, ale na razie jeszcze wierzył w siłę słowa. Jeszcze. – Powiedz mi, jaki może być powód, że rzucasz się znikąd na obcego smoka, który po prostu spaceruje po terenach wspólnych?!

: 06 gru 2015, 14:21
autor: Pierwotny Instynkt
Pierwotny przycisnął mocniej smoka, gdy się zaczął wiercić i rozluźnił nieco, gdy przestał. Po prostu chciał się jeszcze nieco podroczyć, nim okaleczy to stworzenie, niech będzie wiadomością dla Cienia. Gdy zaś padły jakże naiwne pytania, Pierwotny zacmokał, jakby zdegustowany, zniżył pysk i wysunął swój czarny jęzor, przejeżdżając nim po policzku Adepta.
– A no widzisz mały...urodziłeś się w Cieniu...to nie twoja wina, ale uwierz mi...lepiej będzie, jeśli przestaniesz żyć, niż wspomagać to stado. Będziesz swego rodzaju...wiadomością dla mojego starego stada.
Powiedział grobowym, cichym głosem, sycząc mu nad uchem, po czym przejechał pazurem łapy, po szyi Adepta, żłobiąc w łuskach rysy, jednak nie nacinając skóry...jeszcze.
– A więc jakieś ostatnie słowa?
Widać było, że młodzik nie przekonał swoimi histerycznymi pytaniami Keitha, któremu bez przyczyny nie nadano miana Brutalnego...Aczkolwiek Cień już się go wyzbył, cóż trudno. Nie zmieni tego, jaki jest. Dziki, nieposkromiony i...żądny zemsty, lubił jednak popatrzeć na cierpienia swoich ofiar.

: 06 gru 2015, 14:41
autor: Kruczopióry
– Po pierwsze, nie urodziłem się w Cieniu! – warknął głośno adept, starając się złapać oddech. – Po drugie: tak, przebywałem w nim, ale już Cienistym nie jestem! Choć nie wiem, jakie ma to znaczenie w kontekście tej dyskusji! – wrzasnął... i zacisnął zęby. Musiał choć odrobinę odwrócić uwagę przeciwnika, jeśli miał uzyskać jakiekolwiek szanse na ucieczkę. O walce nawet nie myślał, nie ten poziom. – Po trzecie: zapewniam cię, że moje ostatnie słowa to będzie sygnał mentalny do Runy, Dynamiki, Kaszmirowego i wszystkich innych smoków Ognia i Życia, które znam, aby wiedzieli, gdzie mnie szukać. Jesteś smokiem Życia; na pewno poznają twój zapach i wytropią tego, który zabija bez powodu! – dodał... i teraz nastał czas na jego ruch!

Licząc na to, iż przeciwnik podczas jego wypowiedzi skupi się na słowach, nie zaś na akcji, postarał się z sprawą maddary wygenerować szybki, krótki błysk tuż przed oczami Instynktu; coś jak błyskawica, niewielki, okrągły, całe światło miało zostać skierowane wprost w ślepia smoka, pojawić się na ułamek sekundy i zniknąć, dezorientując go. Nie chciał uderzać, to bez sensu; liczył na to, że w chwili nieuwagi przeciwnika zdoła szybkim ruchem wyrwać się spod jego łap, aby rozmawiać... w trochę bardziej komfortowych warunkach. Albo próbować uciec, jeśli ten nie zechce odpuścić. No ale najpierw musiał się wyrwać, pytaniem było, czy Instynkt mu na to pozwoli...

: 06 gru 2015, 16:23
autor: Pierwotny Instynkt
Pierwotny warknął głucho. Mały tchórz jednak nie był głupi...próbował kłamać, by ratować swoje marne życie...no cóż, a więc skoro nie pozostawiał mu wyboru, jak go po prostu zabić i nie wdawać się w dłuższe dyskusje. Keith już mocniej zaciskał łapę na szyi stworzenia, gdy nagle coś go...zatrzymało, coś co nie było broń boże marnym pokazem umiejętności Adepta, choć trzeba było mu przyznać, oślepił łowcę na krótką chwilę, ale jaki doświadczony łowca puściłby swoją ofiarę, bo mu coś wpadło do oka? Czucia w łapach go nie pozbawił, więc jedyne, co zrobił, to rozzłościł swojego oprawcę. Keith potrząsnął łbem, po czym warknął gardłowo. Potem bez zbędnych ceregieli, gdy już odzyskał wzrok mocno zatopił palce w skórę nieszczęśnika.
– A co Runę Ognia będzie obchodzić cienisty chłystek?
Oczywiście już wiedział, bo w końcu młody faktycznie powierzchownie pachniał Ogniem, być może tak jak i on zwiał z Cienia, by szukać schronienia gdzieś, gdzie smoki nie są tępymi narzędziami. A może i nie?
– Spróbuj jeszcze raz takiej sztuczki, a nim wyślesz impuls do kogokolwiek, twój łeb będzie leżał ogon dalej.
Powiedział swoim melodyjnym, dźwięcznym głosem. Gdyby Adept mógł się przyjrzeć smokowi zdecydowanie zdziwiłby się, że tak miły i przyjemny w słuchaniu głos idzie w parze z tak dzikim, niezbyt urodziwym smokiem.

: 06 gru 2015, 17:10
autor: Kruczopióry
– Nie jestem Cienistym, powtarzam ci to – wycedził przez zęby, coraz bardziej zirytowany. Kolejny ksenofob, jeszcze tego mu brakowało! Jeżeli chodziło tylko o to, iż należy do Cienia... no cóż, jaki by nie był jego rozmówca, szacunku sobie tym u adepta nie zyskał. Choć w sumie mógł go nie obchodzić ten szacunek, kiedy był zwyczajnie silniejszy.

– Runę Ognia obchodzą jej dzieci, kocha swoje stado i nie myślę, żeby zamiotła moją sprawę pod dywan – dodał po chwili powoli, dużymi haustami próbując złapać oddech. – A jeśli chcesz mieć pewność prawdziwości moich słów, możesz pytać swoich, proszę bardzo! Dynamika Ostrza, Zimowy Kolec... Oni znają historię niejakiego Kruczopiórego. Którym jestem ja – rzekł jeszcze, próbując się uspokoić. Wolał nie drażnić już napastnika, który miał nad nim ewidentną przewagę, ale z każdym kolejnym słowem Instynktu adept utwierdzał się w przekonaniu, że tutaj nie chodzi o nic innego jak o stado. Wiedział, że dla niektórych smoków nie liczy się nic poza stadem... nad czym ubolewał, ale niewiele potrafił z tym zrobić. Ale może jeśli nie on, przekonają go ci, którym ufa, lub też sam fakt powołania się na nich.

: 06 gru 2015, 22:31
autor: Pierwotny Instynkt
No i jak widać jego słowa były prawdziwe. Nie zamierzał sprawdzać prawdziwości słów młodego. W końcu jaki smok tuż przy groźbie śmierci łże? Keith warknął niezadowolony z tego, że dziś nie poleje się krew, po czym cofnął się puszczając jak się przedstawił? Kruczopióry? A może jednak go zabije, skoro łże w żywe oczy nawet jeśli chodzi o rangę? Mimo wszystko Instynkt spojrzał jedynie z niesmakiem na Adepta, po czym oblizał pysk, jakby właśnie widział smakowity kąsek.
– Cóż, może i dba, ale nie może być wszędzie, więc myślę, że jedyne co by później mogła zrobić, to rozpaczać nad faktem twojej śmierci.
Oznajmił sucho, po czym przysiadł. Zupełnie lekceważąc rozmówcę, bo w końcu ten mógł się na niego rzucić, czyż nie? Ale jakoś się tym nie przejmował.
– To może mnie oświecisz, jaka jest twoja historia, skoro czuć wciąż od ciebie Cień?
Zapytał po chwili namysłu, mrużąc drapieżnie ślepia. W sumie gdyby młodzik miał bardzo wyczulony węch i od Pierwotnego wyczułby bardzo słabą woń Cienia.

: 06 gru 2015, 23:00
autor: Kruczopióry
Kruczopióry wziął kilka głębokich oddechów, kiedy został wyswobodzony przez Instynkt, po czym natychmiast odwrócił się ku niemu, wciąż ciężko dysząc. Po raz pierwszy zobaczył swojego oprawcę; smukły, ciemnozielony... i bezskrzydły. To ostatnie od razu odnotował we łbie, jako że w tych okolicznościach właśnie lot byłby najrozsądniejszą drogą ucieczki, ale postanowił dać łowcy szansę. Jeszcze jedną. Na przekonanie go, że jednak nie jest tak tępy, aby nie można było próbować normalnej rozmowy.

– Uciekłem ze swojej ceremonii. Przed śmiercią – zaczął gniewnym głosem; mimo wszystko wciąż wolał traktować tajemniczego przybysza z dystansem, nie wiedział, czego się po nim spodziewać. – Całkiem niedawno, więc pewnie dlatego wciąż pachnę bardziej Cieniem niż Ogniem. Co do szczegółów... powiedzmy, że Aluzji nie spodobało się, że mi się nie podobają zasady obowiązujące w stadzie – stwierdził i nabrał powietrza. Nadal nie ufał nieznajomemu na tyle, aby wdawać się w szczegóły. – To cię zadowala? I co, i zaatakowałeś mnie tylko dlatego, że czuć ode mnie Cień? – zapytał, mrużąc ślepia i spogladając na smoka surowo. Wolał się upewnić, że dobrze zrozumiał intencje napastnika, nim będzie rozmawiał dalej. Oj, bardzo chętnie by mu wygarnął, co sądzi o podobnym postępowaniu... ale przewaga siły była po stronie przeciwnika.

: 07 gru 2015, 16:29
autor: Pierwotny Instynkt
Pierwotny podrapał się pazurem po nosie, jakby coś go tam swędziało, po czym zlustrował dzikimi ślepiami tego przybłędę, która mu się napatoczyła pod pazury. Po chwili na jego pysku pojawił się drapieżny uśmieszek, jakby triumfu?
– A więc Aluzja choć tak stara, widać nadal myśli ciałem, a nie mózgiem...
Zamruczał pod nosem, jakby do siebie, ale na tyle głośno, by Adept go zrozumiał, po czym nagle zaśmiał się gwałtownie.
– Czyli jest tak, jak powiedziałem, po śmierci Kheldara Anakai zniszczy wszystko to, co on stworzył. I bardzo dobrze.
Powiedział uradowany, ponownie teraz patrząc na swojego hmm...rozmówcę? Zaraz potem rzucił mu cierpki uśmiech.
– Owszem, bo nie tylko ty nie zgadzałeś się z tym, co się dzieje w Cieniu i powiedzmy, że mam swoją małą vendettę na tym stadzie.
Odparł po chwili jakby znów zamyślony i mlasnął zdegustowany jęzorem, co się kryło pod łepetyną tego Łowcy? Ano...iście diaboliczny plan.

: 07 gru 2015, 20:09
autor: Kruczopióry
Kruczopióry spojrzał na smoka badawczo; nie rozumiał ani słowa z tego, co mówił, po prawdzie z jego perspektywy przypominało to bardziej rozmowę Instynktu samego ze sobą niż z nim. Wyczulił wszystkie zmysły, gdyż zachowanie ciemnozielonego napastnika, a zwłaszcza jego tak nagła zmiana, wzbudziły u Śmiałego podejrzenia. O cóż mogło chodzić? Czy we łbie tępej, żądnej krwi Cienistych bestii miała prawo się kryć jakaś skomplikowana logika? patrzył cały czas, nie odrywał wzroku od smoka. I bardzo, bardzo m długo zastanawiał się, co i czy w ogóle powinien powiedzieć.

– U władzy w Cieniu jest zła smoczyca, ale to nie znaczy, że każdy Cienisty jest zły – dodał po dłuższej chwili, mrużąc swoje ślepia. Niezmiennie miał się też na baczności, gotów uciekać, gdyby Keith wykonał choć jeden podejrzany ruch. – Jest tam kilka bardzo silnych smoków, które kontrolują stado, ale nie znaczy to, że należy je od razu wyrzynać całe. Każdy zasługuje na osąd wedle swoich uczynków, nie zaś cudzych. Ja znalazłem się w Cieniu przez przypadek – i niejeden inny smok zapewne też. – Mruknął ponuro. – Ja uciekłem, ale nie każdemu było to dane...

Jeszcze raz zmierzył Instynkt badawczym wzrokiem. Czegóż ten smok Życia teraz od niego chciał? Nie był taki jak Dynamika, jak Zimowy albo jak Kaszmir – żadne z nich nie rzuciło się na Kruczopiórego, czując zapach Cienia, nawet nienawidzący go całym sercem ten ostatni. Ale Instynkt najwidoczniej wyznaczał nową granicę na skali nienawiści do tej grupy w Wolnych Stadach. Zabijać młodszego od siebie, będącego bez szans w starciu smoka tylko dlatego, że źle pachniał?

– Masz coś jeszcze do dodania? – zapytał, nie spuszczając wzroku z ciemnozielonego. Mimo wszystko... wolał nie ryzykować, że po jakimś czasie znowu mu odwali. – Czy skoro już wyjaśniliśmy sobie, że nie masz powodu, aby mnie zabijać, mogę sobie stąd iść?

: 07 gru 2015, 20:21
autor: Pierwotny Instynkt
Keith popatrzył ponownie na Adepta, jak na zdechłego karalucha, z widocznym obrzydzeniem.
– Tak? A ktoś stanął w twojej obronie, jak nie zgodziłeś się z Ankai? Czy ktokolwiek ci pomógł? W końcu coś musiało cię zmusić do ucieczki, a nie sprawiedliwego osądu, hm?
Zapytał z lekkim uśmiechem. On pamiętał, że ktoś mu wtedy pomógł, ktoś, kto był im potrzebny, dlatego nie wyegzekwowali żadnych kar dla niej. No i wtedy u władzy był nieco mądrzejszy Kheldar, Ankai bowiem była tylko i wyłącznie maszynką do zabijania, a nie przywódczynią. Zaraz potem uniósł lekko łuk brwiowy ku górze.
– Wyszczekany, zapewne za to przy okazji oberwałeś po łbie.
Zaśmiał się, młody przypominał mu takiego jednego krnąbrnego pisklęcia...no ale mniejsza. Ciekaw był, jak odpowie na jego pytanie mały obrońca uciśnionych.

: 07 gru 2015, 20:52
autor: Kruczopióry
– Tak. Stanął – odpowiedział stanowczo, spoglądając gniewnie na Keitha. – Mój przybrany ojciec, Koszmarny Kolec. Do samego końca jasno powtarzał, że mnie będzie bronił, mimo że wiedział, że Aluzja może go za to zabić. I jestem przekonany, że mówił prawdę. A obydwaj żyjemy nie z powodu jej nagłego nawrócenia, a z powodów politycznych, których nie znam i znać nie chcę, a wręcz mam je głęboko w swoim zadzie. – Zmierzył Keitha surowo. – Wiem tylko tyle, że chodzi o jakieś knowania niejakiego Słowa Prawdy, ale co siedzi w jego łbie, to chyba nawet Ankaa nie wie.

Wziął kilka głębokich oddechów; złość mu już trochę przeszła, ale i przeszedł strach, ten smok chyba nie chciał go zabić... przynajmniej na razie. Choć Kruczopióry ciągle niewiele rozumiał z tego, co siedzi w głowie Instynktu... i zdecydowanie mu się nie podobało.

– Wyszczekany? – powtórzył za zielonołuskim nieco spokojniejszym tonem. – Nazywaj to, jak chcesz, po prostu zawsze mówię to, co myślę. W przeciwieństwie do ciebie. – Spojrzał na Instynkt surowo. – Nie zabiłeś mnie, ale i nie pozwalasz mi odejść; dwa plus dwa równa się cztery, czegoś chcesz – dodał i nabrał powietrza. – Więc może teraz ty mi będziesz wyjaśniał, dlaczego w ogóle rozmawiasz z jakimś adeptem Ognia, kiedyś pisklakiem Cienia, hmmm...?

: 07 gru 2015, 21:02
autor: Pierwotny Instynkt
Uśmiechnął się lekko, półgębkiem.
– No tak...jeden smok, no i gdzie cię to doprowadziło?
Zapytał z rozbawieniem.
– Cóż, przynajmniej byłeś na tyle mały, że od razu się na ciebie nie rzucili...
Wzruszył barkami.
– Ja nie miałem tyle szczęścia, ale miałem przynajmniej bardzo wierną podopieczną.
Uśmiechnął się drwiąco. Bo w zasadzie dzięki niemu Cień stracił wtedy jedyną, dobrze wyszkoloną Uzdrowicielkę, bo Kalina w tym okresie była ledwie...kleryczką o wątpliwych umiejętnościach. Słysząc o Słowie warknął gardłowo i splunął na ziemię między nimi.
– Ten padalec nie wie, kiedy zamknąć pysk.
Oznajmił szczerząc złowrogo kły. Nikt, w całym jego życiu nie podpadł mu tak bardzo, jak ten drzewny niby-smok. Zaraz potem w dzikich ślepiach pojawiła się nagła złość, a potem...rozbawienie? Cóż, skrajne emocje dziś targały łowcą.
– Hmm...powiedzmy, że nauczyłem się trzymać język za zębami, kiedy jest to potrzebne.
Odpowiedział ze spokojem, ale pozornym, w jego melodyjnym głosie była zawoalowana groźba, albo ostrzeżenie? Trudno określić. Bezskrzydły zdecydowanie nie lubił dawać rad. Zastanowił się nad tym, czy warto ujawniać, czemu w ogóle poświęca swój cenny czas dla takiego chłystka.
– No cóż, już dawno nie miałem kontaktu z tym, co się dzieje w stadzie Cienia, po tym jak moja przyjaciółka stamtąd odeszła...Powiedzmy, że jesteś dość dobrym źródłem informacji o moim poprzednim stadzie.
Oznajmił z błyskiem w oku, zdecydowanie niebezpiecznym błyskiem. Jednakże sylwetka samego Łowcy wydawała się być odprężona...nie szykował się do ataku.

: 07 gru 2015, 21:41
autor: Kruczopióry
– Poprzednim stadzie...? – powtórzył za Instynktem Kruczopióry, spoglądając na niego tym razem... badawczo. Puzzle zaczynały się powoli układać w jedną całość, choć nadal brakowało zbyt wielu elementów, aby czarny smok czuł się usatysfakcjonowany. – Muszę cię zawieść; zrobiłem jedną rzecz bardzo źle – dodał znacznie spokojniej, widząc zmianę postawy swojego rozmówcy. – Nie poznałem swojego byłego stada dobrze, a kiedy przyszedłem na ceremonię, Aluzję zobaczyłem pierwszy raz na oczy, nie wiedząc o niej nic. Być może dlatego uciekałem przed śmiercią, a nie prostu skłamałem, żeby potem udać się do Życia i tam poprosić o azyl. – Spojrzał głęboko w oczy Instynktu; miał trochę racji, może od czasu czasu adept powinien powstrzymać swój niewyparzony język. Ale taki już był... – Bo już wtedy znałem całkiem nieźle kilku członków twojego stada i wiedziałem, że udzielą mi pomocy bez wahania; niestety, wyszło jak wyszło, a jedyną drogą, która nie doprowadziłaby mojego życia do kresu, był Ogień. Więc jestem Ognistym, co wcale nie znaczy, że nie stoję po waszej stronie.

– Wracając jednak do pierwotnego tematu: z moich własnych obserwacji, które potwierdziła kiedyś Dynamika Ostrza, w Cieniu są cztery silne smoki, od których zależy całe stado – Cień Otchłani, Słowo Prawdy, Jeździec Apokalipsy i Przedwieczna Siła. Jeśli zająć się nimi tak, aby straciły możliwość decydowania o stadzie, resztę pewnie można by lepiej lub gorzej zasymilować z innymi Wolnymi. Ach, gdybyś kiedyś słyszał o Białym Kolcu... – wtrącił, zawiesiwszy głos na moment – ...to jest Słowo Prawdy, Aluzja go zdegradowała za knucie, czego byłem osobiście świadkiem. To jednak mniej ważne; ważne jest to, aby Cień utracił pewność siebie i kontrolę nad swoimi własnymi smokami. Tam już powstają wewnętrzne konflikty, które wystarczy po prostu wyostrzyć. – Spojrzał na Pierwotnego wymownie. Nie mówił za dużo? Może... Ale raz, że tego Instynkt chciał, dwa – że im więcej sam powie, tym więcej zapewne będzie mógł się domagać w rewanżu. A przynajmniej na to liczył. "O moim poprzednim stadzie"... Choć chwilowo zostawił ten wątek w spokoju, wiedział, że w którymś momencie do niego z pewnością wróci.

– Podobno niektóre smoki Ognia same nie są przekonane co do sojuszu z Cieniem, ale nie zdążyłem jeszcze z nimi wiele porozmawiać – kontynuował po chwili, przy czym zmarkotniał nieco i westchnął cicho. – Krótko jestem w stadzie, dopiero co zakończyła się moja ceremonia. Choć powiedziałem na niej, dlaczego opuściłem Cień – dodał. – Ale w Ogniu tak naprawdę każdy sam decyduje o sobie, dlatego na cuda bym nie liczył. Na razie mnie za to zabili, więc chyba jest nieźle – wtrącił z ironicznym uśmieszkiem. – No, chyba tyle, jeśli chodzi o informacje. A teraz... chciałbym małego rewanżu.

Spoważniał i podszedł bliżej Instynktu; znacznie bliżej. Nie tak, aby mogła go dosięgnąć jego łapa, ale na tyle, aby wzrok Kruczopiórego mógł lekko przytłoczyć. O ile wzrok młodego adepta miał prawo przytłoczyć wyszkolonego łowcę.
– Powiedziałeś, że twoim poprzednim stadem było Stado Cienia – rzekł, wspomniawszy te słowa Keitha, które najbardziej zapadły mu w pamięć. – Chciałbym wiedzieć... jak to się stało, że teraz do niego nie należysz.

: 07 gru 2015, 22:30
autor: Pierwotny Instynkt
Wyszczerzył w iście rozbawionym uśmiechu zęby, gdy zaskoczył swoim wyznaniem tego Adepta. No i o to mu chodziło. W sumie przeszła mu ochota na zabijanie go, w końcu...mógł się jeszcze przydać. Może i nie żywił do Cienia sympatii w pełnym tego słowa znaczeniu, ale miał tam...wejścia. A to już bardzo Keitha pobudziło do myślenia. Słowo zdegradowany za knowania? No proszę...znając Aluzję, to by go najchętniej zabiła, a może...zadurzyła się w tym padalcu, tak jak niegdyś w jego ojcu? Kto tą smoczycę ogarnie? No właśnie...Jedyny smok, który to potrafił, gryzł ziemię i wąchał kwiatki od spodu. Ale to i lepiej, o jednego wroga mniej, jeszcze tylko troje...W końcu i na nich przyjdzie kres. Zaraz jednak z tych krwiożerczych rozmyślań wyrwał go ruch. A mianowicie zbliżenie się świeżutkiego Ognika. W sumie mógł i tutaj być bardzo dobrym informatorem, ale on już miał wejścia w tym stadzie, jedyną obecnie dla niego niewiadomą był Cień i co tam się wyrabia.
– A więc ponownie stchórzyłeś i udałeś się tam, gdzie nikt nie dobierze się do twojego zadu...
Zaśmiał się drwiąco z głupoty pisklęcia. Jeśli Aluzja uparłaby się, aby go zabić, zapewne by czatowała na niego w odpowiednich miejscach. Ale Keith już dawno stwierdził, że pozbawianie życia tak zwanych przez nich zdrajców im nie wychodzi. W końcu on ciągnął już spory czas poza Cieniem, mając się bardzo dobrze w Życiu. No i zdecydowanie miał o wiele większe tereny do łowów, niż miał do dyspozycji w Cieniu. Tu trzeba było mu przyznać, opłaciła mu się zmiana. Słysząc o silnych smokach pokręcił łbem.
– A Spojrzenie Mroku?
Zapytał zastanawiając się, czy pisklę cokolwiek wie na temat tego łowcy. W zasadzie sam Keith stwierdził kiedyś, że filarami Cienia są trzy smoki: Kheldar, Anakai i Antrasmer. Jak widać to się zmieniło, teraz jeszcze doszedł do tego grona padalec, a także dwie, nieznane mu smoczyce, a przynajmniej nie skojarzył ich pełnych rang. Bo przecież widział tą małą, z tym padalcem, gdy Kheldar przyjmował go do stada...Wyrosła więc na silną wojowniczkę i teraz trzymała Cień. Cóż...Ale sam Pierwotny tego nie wiedział...jeszcze. Słysząc wzmiankę ponownie, o Słowie wywrócił ślepiami.
– A przed chwilą jak myślisz, o kim mówiłem? Ten padalec, Słowo Prawdy...jest najbardziej zakłamanym, tchórzliwym gadem, jakiego znam. Do tej pory głowię się, czemu Kheldar przyjął go do stada, do tej pory zastanawiam się, czemu Aluzja toleruje go, zamiast go zwyczajnie zabić, jak to chciała wiele razy uczynić...i czemu tak pobłażliwie go traktuje, skoro każdego innego po prostu by zgładziła, gdyby knuł za jej plecami.
Mówił gardłowym, lekko warkliwym tonem, a w jego ślepiach widać było istną furię. Mięśnie szczęki Pierwotnego drżały, gdy je zaciskał. Trzeba było jednak przyznać, że dostał sporo świeżych informacji i choć ten młody smok zapewne nie wiedział, jak wiele dodały mu do jego planów, on sam wiedział, że skorzysta z nich w najbliższym czasie. Gdy Adept zdecydował się zbliżyć, Pierwotny drgnął, jakby w ostrzegawczy sposób informując go, że jeszcze kawałek, a znów będzie w obliczu zagrożenia. Nie należy podchodzić do takiego smoka, chyba że życie mu niemiłe. Dzikie, żółte ślepia smoka uważnie obserwowały ruchy młodzika. W zasadzie nie odzywał się teraz przez dłuższy czas, a gdy wyjawił co chce w zamian, poważnie się nad tym zastanowił. Czy chce o tym opowiadać smokowi, którego w zasadzie chciał zabić? Czy w ogóle wart jest strzępienia języka? Wzruszył barkami.
– Wiesz...to długa historia. W skrócie nie zgodziłem się, by przyjąć tego padalca, Słowo Prawdy w szeregi Cienia, stwierdziłem, że wolałbym odejść z tego stada, niż przebywać w nim z tą pokraką udającą smoka. Kheldar, ówczesny przywódca stada oczywiście uznał to, jako bunt. Ja nie zamierzałem dłużej brać udziału w tej farsie, bo mimo tego, że pytał się nas, czy mamy coś przeciwko i tak nie zamierzał brać pod uwagę naszego zdania, decyzja już zapadła i Słowo był członkiem stada Cienia, ja więc zamierzałem opuścić to zebranie. Najwyraźniej Uśmiech Cienia uznał to za jawny przejaw zdrady.
Tutaj Keith parsknął zdegustowany.
– No i kazał mnie zabić Aluzji. W mojej obronie stanęła Uzdrowicielka stada, moja wychowanka, a ja...zbiegłem, bo wiedziałem, że nie mam szans w walce z wyszkolonym wojownikiem. Wiedziałem też, że nie przemówię do rozumu Kheldarowi, nie liczył się on z niczyim zdaniem, więc zabrałem cały swój dobytek i przeniosłem się do Życia. To tak w wielkim skrócie.
Odparł ze spokojem. W końcu cała historia była o wiele dłuższa. Nie raz udowadniał swoją przydatność na wojnach i w łowach, nie raz ratował rzyć Kheldara, Ankai i innych i jak mu się odwdzięczyli? No cóż. Ale to były już stare czasy.

: 07 gru 2015, 23:24
autor: Kruczopióry
– Stchórzyłem...? – powtórzył za Instynktem Kruczopióry, mrużąc ślepia. – Pośrednim powodem sprawiającym, że nie sprzeciwiałem się decyzji Aluzji, która wygnała mnie do Ognia, była chęć ochrony twojego własnego stada. Wolałem nie zostać pretekstem do wojny lub czegoś w tym stylu – stwierdził, obserwując uważnie ruchy Keitha. – Pomijając fakt, że choć dobrze umrzeć w chwale, chyba jednak jeszcze lepiej nie umrzeć, a przynajmniej nie w tak głupi sposób – dodał stanowczo. – Paradoksalnie, moja obecność w Ogniu działać może tylko na niekorzyść Cienia; raz, że mimo krnąbrności mnie tam tolerują, dwa – że w Życiu byłbym po prostu kolejnym ich przeciwnikiem z wielu... a w Ogniu, który sam niekoniecznie jest pewny swojego stanowiska, mogę być jakimś głosem. Teraz, jako adept, jeszcze głosem słabym, ale już dość sporo nieszczęść mnie w żywocie spotkało, abym wolał się szybko wyszkolić. Nawet bardzo szybko. – Zmierzył ciemnozielonego wzrokiem. A następnie przeszedł znów do komentowania poczynań innych smoków.

– O Spojrzeniu Mroku nic nie słyszałem, nawet mi się to imię nie obiło o uszy; widocznie się rozminęliśmy, o ile w ogóle żyje – zaczął. – Co do tego, co mówisz o Słowie Prawdy i co gadają o nim różne smoki, coraz bardziej zastanawiam się, jak to jest, że dalej stąpa po tym świecie; z kimkolwiek rozmawiam, to właśnie on jest przedmiotem największej nienawiści, ale widocznie nie trafił dotąd na nikogo dość mściwego, aby skończyć w grobie. Diabli swego nie biorą – skwitował i westchnął cicho. – I widzę, że choć nasze historie są różne, to jednak wykazują pewne podobieństwa... Każdy z nas na coś się nie zgadzał; ty na przyjęcie słowa, ja na zabijanie w imię stada i na ślepe słuchanie Aluzji. Każdy z nas miał kogoś, kto go wspierał... i każdy z nas ostatecznie stchórzył, jak to określiłeś – zakończył i uśmiechnął się. – Wobec czego obydwaj mamy swoje porachunki.

Przewrócił ślepiami i usiadł na zadzie, jako że poczuł się już wystarczająco pewnie; cały czas wpatrywał się w Instynkt, który... był nawet bardziej stanowczy w swoich wyrokach od niego. Znacznie, znacznie bardziej stanowczy, aż adept się tego trochę bał. Z jednej strony rozumiał historię Keitha, z drugiej... czy sam nie dał mu się zbytnio nakręcić?

– Jak się nazywasz? – zapytał, wzdrygnąwszy się. No cóż, czy.... nie nastał już właściwy czas na to pytanie? Kruczopióry delikatnie poruszył ogonem, niezmiennie nie odrywając wzroku od Keitha – Trochę zgubiliśmy chyba etap powitania w tych... niecodziennych okolicznościach – dodał, przewracając oczami. – Ja jestem Kruczopióry, jak już przebąknąłem, ewentualnie Śmiały Kolec, bo to moje adepckie imię; a poza tym...

Powinien czy nie? Nie znał historii Instynktu, więc przełknął ślinę, wiedząc, że kolejnym pytaniem może stąpać po lesie pełnym demonów. Że jeśli skończyło się dobrze, będzie to po prostu kolejne pytanie; że jeśli źle... Keith może nieprzyjemnie zareagować. Że mógł uderzyć w niezwykle czuły punkt łowcy. Dlatego jego skóra na moment ścierpła, a on sam mimowolnie znów przyjął nieco obronną postawę.
– Uzdrowicielka, o której wspomniałeś... – zaczął powoli i spokojnie, śledząc wzrokiem ślepia smoka. – O ile oczywiście nie jest to zbyt śmiałe pytanie. Kto to był... i co się z nią później stało?

: 08 gru 2015, 16:05
autor: Pierwotny Instynkt
Uśmiechnął się lekko na słowa Adepta, po czym pokiwał powoli łbem, jakby potwierdzając to, co już powiedział, że stchórzył i taka była prawda.
– Wierz mi, ja nie stchórzyłem. Zrobiłem...taktyczny odwrót.
Zaśmiał się wcale nie wesoło, po czym oblizał znów drapieżnie kły. W zasadzie nie był głodny, ale żałował, że nie okazało się, że ma do czynienia z Adeptem Cienia. Wielka szkoda...
– Widzisz, ja ruszyłem do największego wroga Cienia, aby dobić ich tym, jak postąpili, wzmacniając szeregi wroga. Ty...zasiliłeś tylko i wyłącznie ich sojusznika. Jak myślisz, jak twój przywódca potraktuje cię, gdy przyjdzie walczyć Ogniowi przeciwko Życiu? Czy myślisz, że jak się wyszkolisz...bardzo szybko, jak to ująłeś, nie przyjdzie ci zatopić pazurów w twoich przyjaciołach?
Zapytał z rozbawieniem. Chyba ten smok nie za bardzo wiedział, co robi, ale co się dziwić? Był tylko świeżo upieczonym Adeptem. Co za różnica...Cień, czy Ogień? Jedynie w Ogniu smoki nie były nastawione jedynie na spotkać – zabić, to je tylko różniło od Cienia. Na wzmiankę o dawnym łowcy pokiwał powoli łbem ze zrozumieniem, czyli było tak, jak mówiła Aura. Spojrzenie zwiał zaraz po zabiciu pisklęcia.
– Och, na pewno żyje, takie ścierwa szybko nie umierają
Powiedział z pół-uśmiechem, po czym wzruszył barkami, taki był jego komentarz wobec teorii o Słowie Prawdy. Sam zachodził w głowę, co się wydarzyło, że ten padalec wciąż żyje i Keith wiedział, że bardzo dużo smoków ostrzy na niego szpony, czy maddarę. Ale i tak póki co smok ów żyje. Zaraz potem na pysku Łowcy ponownie zagościł drapieżny uśmiech.
– Keith Brutalny, choć wolne stada znają mnie raczej pod imieniem Pierwotnego Instynktu.
oznajmił bez cienia wahania. W zasadzie co za problem z przedstawieniem się? Jeśli chodzi o miano smoka, w zasadzie nie zdziwiło go to, że inaczej chce się nazywać, a inaczej na niego wołają. Wolne stada pod tym względem, wymogiem pewnych imion...były zabawne. No i gdy w zasadzie rozmowa miała się ku końcowi, Adept poruszył faktycznie niezbyt przyjemny dla Keitha temat. Spojrzał na niego z góry, z widocznym w jego oczach wahaniem. Powiedzieć mu, czy nie?
– A czemu interesuje cię ktoś, kogo już tu nie ma?
Odpowiedział pytaniem na pytanie. No bo niby po co mu ta informacja? Wiedział, że nie poznał tej samicy, w końcu odeszła...zanim ten w ogóle pojawił się w Cieniu.

: 08 gru 2015, 21:46
autor: Kruczopióry
– Oczywiście, że sam nic nie zdziałam – skwitował krótko pierwszy komentarz Keitha, mrużąc ślepia. Może i Kruczopióry był naiwny, ale nie głupi. – Ale słyszałem z plotek, że w Ogniu i tak są spore wątpliwości co do tego sojuszu. Choć co będzie, nie wie nikt... – dodał i westchnął. Dlaczego on w ogóle myślał o jakichś sojuszach, kombinacjach i układach? Świat nie powinien być tak skomplikowany; smok to smok, ocenia się smoka, nie stado. Pierwotny widocznie tego ciągle nie rozumiał. – Gdyby Ogień miał mnie zmusić do skrzywdzenia przyjaciół, zwyczajnie ucieknę praz drugi. Mam już wprawę – dopowiedział jeszcze z ironicznym uśmieszkiem, niemniej... była to dla niego daleka perspektywa, zwłaszcza że oprócz samych swoich przekonań miał obietnicę Runy, o czym jego rozmówca nie wiedział. Może naiwną była wiara w nią, ale i tak wciąż ufał danemu przez nią słowu.

I uśmiechnął się, kiedy smok podał mu swoje imię; bał się, ze może mieć jakiś opór, ale najwidoczniej niepotrzebnie, skoro Instynkt przedstawił się bez wahania. Lepiej czuł się, wiedząc, z kim rozmawia. Potem zaś...

– Bo się o nią martwiłem – rzekł krótko i sucho, a wszelka złość i entuzjazm nagle opuściły smoka niczym powietrze spuszczone z balona. Wypowiedź Keitha, choć krótka, była dla adepta bardzo jednoznaczna. – Tak jak martwię się o swojego ojca, który został w Cieniu; martwię się, że kiedy przestanie być potrzebny stadu – tylko dlatego Aluzja zachowała go przy życiu – przywódczyni szybko przypomni mu moją ucieczkę... – dodał i westchnął długo i przeciągle. Wziął kilka głębszych oddechów i spuścił łeb, przymknąwszy oczy. Nie śmiał już drążyć wątku, nie śmiał dowiadywać się, czy odejście tej uzdrowicielki miało związek z ucieczką Pierwotnego, czy też nie... – Rozumiem jednak, że nie mam o co pytać – dodał powoli, mając wciąż wzrok tępo wbity w ziemię. – Przykro mi.

: 09 gru 2015, 20:05
autor: Dynamika Ostrza
Dynamika wracała akurat z nieco odleglejszego miejsca w tej okolicy kiedy z daleka dostrzegła charakterystycznego, bezskrzydłego smoka, który, choć był częścią jej stada, zjawiał się na ceremoniach, tak na prawdę nie był jej znany. A to nie był dobry stan rzeczy, kiedy Przywódczyni nie znała każdego jednego spośród podległych sobie smoków, prawda? Najwyższa pora zmienić ten skandaliczny stan rzeczy.
Skierowała się więc w stronę skalnej polanki, niespiesznie co prawda, dopiero później rozpoznając drugiego obecnego tu smoka, który mniej wyróżniał się sylwetką. Kruczopióry. Z jej perspektywy wyglądało to jakby normalnie rozmawiali, nic dziwnego, bowiem dotarła tu w momencie kiedy tak właśnie się działo.
Wyszła zza jednego z dużych drzew okalających polankę, ze spokojnym uśmiechem na pysku, jednak spojrzenie miała zamyślone, wręcz analityczne. Ten nieznajomy z jej stada wyglądał na muskularnego, ale nie tym rodzajem muskulatury co niewzruszeni siłacze- miał ciało wyszkolonego, zręcznego łowcy, bądź wojownika bazującego na szybkości. Teraz akurat mogła zająć się obserwacją, nie to co na ceremoniach, kiedy trzeba było formułować przemówienia.
Ten rodzaj spojrzenia jednak zniknął gdy zbliżyła się na tyle by wypadało się już przywitać. Zerknęła wtedy przyjaźnie na czarnołuskiego adepta
Kruczopióry, witaj! – Powiedziała najpierw do adepta, choć... powiedziała to może nieco przesadzone stwierdzenie. Wyczarowała słyszalny dźwięk słów który był synchroniczny do ruchów jej pyska, tak jakby naprawdę to mówiła. Ale kto kiedyś słyszał jej dawny głos poznałby różnicę.
Witaj również ty, nieznajomy. Widuję cię na ceremoniach od dawna ale nie pamiętam, bym poznała twe imię. Jeśli nie masz nic przeciwko chciałabym je poznać. – W taki sam sposób jak kilka chwil przedtem "przemówiła" zwracając się do zielonołuskiego bezskrzydłego. W sumie, jakby się tak zastanowić, czy kiedyś ktoś jej nie przedstawiał tego smoka?
Nah, dziura w pamięci, nie potrafiła sobie przypomnieć. Musiała być wtedy jeszcze bardzo młoda jeśli faktycznie ktoś jej mówił.
Po powitaniach mimowolnie spojrzenie przywódczyni powędrowało w przestrzeń pomiędzy dwoma smokami. Ostatnio bardzo intensywnie o czymś myślała. Tylko o czym?