Strona 13 z 30
: 11 paź 2017, 18:27
autor: Podżegająca Łuska
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
___Przekrzywiła łeb na prawo, potem na lewo i znowu na prawo, jakby chcąc przyjrzeć się samczykowi pod różnymi kątami. Nie, żeby pomogło jej to w wydobyciu jakichś nowych informacji. Ot, zlepek nietypowych kolorów, nie do końca ze sobą – według niej – współgrających. No ale jednak genów się nie wybiera. Nie każdy był tak piękny jak ona. Najbliżej była Gonitwa, ale i tak dużo jej brakowało.
___– Pytanie jak każde inne. – Odburknęła, wzruszając lekko barkami.
– Też umiem pływać, ale nienawidzę tego robić. Moje miejsssce jessst na pussstyni, nie pod wodą, wśród wodorossstów. Sssą passskudne. – Odpowiedziała, marszcząc lekko pyszczek, gdy porównano jej cudowny zapach z zapachem... Zwyczajnej ziemi. Cóż za bezczelność. Najwyraźniej samiec nie potrafił doceniać prawdziwego piękna jej zapachu. No bo czym pachniała? Żywicą, lasem, ziemią... No dobra, ziemią też.
___– Bo jessstem ze ssstada Ziemi. Dużo mamy lasssów i w ogóle, więc to pewnie dlatego. – Mruknęła jedynie w odpowiedzi, przecinając powietrze długim ogonem.
– Jessstem Centhvi. I dlaczego masz na imię Amok? Co to w ogóle znaczy "Amok"? – Zapytała z zainteresowaniem. A to, że skłamała... Cóż, nie pierwszy raz! Temu tępakowi, Krwistemu Kolcowi też nie zdradziła swojego prawdziwego imienia. I w ogóle nir czuła się z tym źle. To tylko małe, niewinne kłamstewko. No i jakby coś przeskrobała to wszyscy będą zwalać winę na kogoś innego, a nie na nią. Genialne.
: 20 paź 2017, 15:41
autor: Mgliste Wody
Zdziwił się takim dokładnym oględzinom ze strony samicy. No ale ona w końcu dopiero teraz go zauważyła, a on mógł się jej przyjrzeć wcześniej. Zaśmiał się, słysząc wyznanie samiczki, po czym pokiwał ze zrozumieniem głową.
– A więc zgaduję, że prócz krwi wywernowych, płynie w tobie także krew pustynnych. Interesujące... – powiedział z lekkim zastanowieniem, bo coś mu chodziło po głowie.
On sam był w połowie drzewnym, w połowie północnym smokiem i z reguły też teoretycznie nie powinien lubić wody, a jednak ta mu nie przeszkadzała. Uwielbiał się wspinać, co chyba było już typowe dla drzewnych, a więc zapewne większość genów otrzymał od ojca. Słysząc z jakiego stada pochodzi, delikatnie zmrużył ślepia. Płacz przestrzegał przed tym stadem i stadem Cienia. Teraz młodzik będzie mógł przynajmniej się dowiedzieć czemu. Słysząc miano rozmówczyni nieco się zdziwił, do tej pory nie miał styczności z tak...obco brzmiącymi słowami. Nie był świadom, że ta istotka wcale nie ma tak na imię, ale czy imiona są ważne? Kłamstwo zawsze wychodzi na jaw, wystarczy, że zapamiętał jak smoczyca pachnie i wygląda, to już będzie wystarczające w przyszłości, by ją zidentyfikować. A imiona się zmieniają...
– Amok to amok, takie miano nadał mi ojciec. Znaczy to tyle, co atak szału, czy zatracenie się w gniewie...twoje miano zaś brzmi bardzo nietypowo, w naszym języku nie ma takiego słowa. Ktoś więc musiał mieć dużą wyobraźnię i założę się, że twoje imię nie ma żadnego znaczenia, bo i jakie? Skoro nie ma go w naszym słowniku? – odpowiedział z lekkim, pobłażliwym uśmiechem na pyszczku. Jego ton był neutralny, w żaden sposób nie chciał dokuczyć młodej samicy, jednak jej imię było doprawdy dziwne.
: 21 paź 2017, 9:08
autor: Podżegająca Łuska
___Uśmiechnęła się delikatnie z zadowoleniem, gdy wspomniał także o jej pustynnych genach. Była bardzo dumna z tego, kim była. Mieszanka idealna – dzięki temu, że nie miała przednich łap jako takich też czuła się wyjątkowa i ponad nimi wszystkimi. A to, że każdemu obcemu podawała inne imię to już inna sprawa. Jakoś tak... Lubiła ten smak kłamstwa, wydawało się to w pewien sposób pociągające. Ta szczypta adrenaliny, gdy wyobrażasz sobie, jakie konsekwencje może to mieć w przyszłości. Małą to intrygowało, ciągnęło ją do takich drobnych występków.
___– No to przegrałeś zakład. – Odpowiedziała mu z satysfakcją, chichocząc gardłowo niczym hiena. – Jessst wiele innych języków, bo świat jessst bardzo duży. Mama mówiła mi, że Centhvi oznacza złoto. – Dalej brnęła przez rzekę drobnych, niegroźnych na razie kłamstewek. Nie była w stanie stworzyć większego przekrętu, ale potrafiła zadowolić się tymi umiejętnościami, które na razie posiadała.
___– A tak ssswoją drogą, to ssskoro jesssteś niby atakiem szału, to pewnie umiesz już walczyć? – Zapytała zadziornie, uginając lekko łapki i pochylając głowę, jakby chcąc zachęcić nowego znajomego do... Hmm, teoretycznie niegroźnej zabawy. Bo dwójka pisklo-adeptów raczej nie wyrządzi sobie większych szkód, prawda?
: 14 gru 2017, 20:43
autor: Milknący Szept
Pierwszy raz opuściła Ogień niemal go nie znając. Wychowana w grocie swego ojca dopiero zaczynała mieć ciągoty do zwiedzania świata. I trzeba przyznać... Była to podróż, która wiele zmieniła. Poznała gdy tylko opuściła swój dom. Zapach zmienił się gwałtownie tuż za granicą. Czy może raczej... poczuła obce zapachy? Mieszaninę obcych zapachów. Trzy przewodnie, w tym tylko jej własny łagodzący pozostałe. Wychowana w Ogniu nie czuła siarki i pyłu. Czuła za to subtelne zapachy pozostałych stad. Czuła się z tym źle. Poczuła się osaczona. Czuła się tak, jakby weszła do cudzej groty bez pytania, choć wiedziała, że mogła tu być. Była zmęczona... i zdecydowanie nie miała siły wracać.
Kiedy postanowiła przystanąć, zobaczyła cmentarzysko za rzeką. Korzystając z naturalnych mostów – płytkich miejsc i zwalonego konaru, przedostała się na drugą stronę. Uderzyło ją to. Uderzyły ją słowa, które wyryte były w kamieniach. Słońce stało w zenicie, a drobniutka Rek poczuła ciarki pod chłodnymi, platynowymi łuskami i piórami. Poznała śmierć nie tylko z opowieści, ale zobaczyła jej świadectwo.
W dalszej drodze jej umysł męczyły nachalne myśli i budziła się determinacja. Najwyraźniej czas jej pisklęcej stagnacji dobiegał końca. Liczyła sobie niemal dziesięć księżycy, ale wielkością przypominała może siedmio księżycowe pisklę. Zastanawiała się nad... przemijaniem. I nie chciała by wszystko przeminęło. Pomyślała, że mogłaby chomikować wiedzę. Nawet jeśli to nie to słowo podpowiedziała jej głowa. Gdyby zobaczyła chomika, poznałaby z daleka, że to nie mysz? Wątpliwe, jeżeli byłaby skupiona na czymś innym. Jak teraz.
Przystanęła godzinę, może dwie później. Oddychała przez usta. Czuła jak jej rzadka krew pulsuje w żyłach. Pokonała zbyt duży dystans. Od wielu godzin była na łapach i maszerowała. Teraz jej chód zwolnił znacznie, aż w końcu się zatrzymała w środku drogi. Spojrzała jak drzewa wyrastają po obu stronach drogi. Ich gałęzie pochylały się upiornie nad wydeptaną ścieżką. Rek nie znała lata, nie potrafiła wyobrazić sobie jak piękne musiało być to miejsce. Nagie krzewy róż ostrzegały przybyłą kolcami.
Przymrużyła oczy i czując, że napływają do nich łzy, zamrugała kilkukrotnie. Wiedziała skąd przyszła, ale nie miała dość siły by wrócić. By wrócić choćby na cmentarz. Pochyliła głowę, pozwalając krwi dotlenić zmęczony umysł. Gdy go podniosła, przed oczami miała mroczki. Jej ogon drgnął. Zachwiała się. Usiadła. Potrząsnęła głową, żeby odegnać od siebie to uczucie. I zrozumiała, że przeforsowała się. Jej mięśnie były ciepłe i nieco zesztywniałe. Oddech płytki i nieregularny. Wystraszyła się o siebie. To nie pierwszy raz. I wiedziała, że zaraz będzie zmuszona osunąć się na ziemię i odpocząć. Zawsze jednak była w pobliżu groty.
Położyła się w miejscu, w którym stała. Była chuda, a jej wzrok nieco zdezorientowany. Oparła podbródek na łapie i zamknęła oczy. Na brzegu wydeptanej ścieżki, latem pełnej kwiatów, jesienią – kolców i suchych gałęzi. To dlatego jej małe ciałko tak kontrastowało z obecną rzeczywistością. Słońce, które czasem przebijało się przez chmury, oświetlało ją. A jej gładkie, delikatne – a przez to miękkie łuski, odbijały blask promieni Złotej Twarzy. W cieniu wydające się białe, teraz pokazywały swój platynowy pigment. Zarówno one jak i pas platynowych piór ciągnący się od łba po ogon znaczyły błękitnawe i fioletowe refleksy. Błękitne lśnienie charakteryzowało jej głowę oraz najbliższe otoczenie piór. Również kilka z największych lotek, teraz tak bezwładnie leżących skrzydeł, błyszczały błękitem. I w całej tej mozaice niewiele było ich fioletowych. Acz te wydawały się ciepłe w porównaniu do reszty jej platynowo-błękitnego ciała.
To rozluźniło się dość szybko. Wyglądała jakby spała...
: 14 gru 2017, 21:16
autor: Ostatnie Ogniwo
Rozpoczął się kolejny dzień, było coraz bliżej białego zimna. Niedługo spadną pierwsze białe płatki śniegu, moja pierwsza zima na terenach wolnych stad. Mam nadzieję, że też nie ostatnia. Wstałem wcześnie rano jak zwykle na spacer, rześkie powietrze uderzyło w moje nozdrza. Tym razem nie wyruszyłem razem ze swoim kompanem, w razie czego mógłby przybiec, był przecież wilkiem, a sam chyba też sobie poradzę w razie ataku.
Wyszedłem z groty i rozprostowałem skrzydła, machnąłem nimi kilka razy dla rozgrzewki i wzbiłem się w powietrze. Im wyżej tym było coraz chłodniej, ale futerko i piórka bardzo dobrze mnie ocieplały, więc nie miałem problemu z chłodem. Najpierw zacząłem krążyć po terenach ziemi szukając smoków, które potrzebują pomocy. Ostatnio dziki były coś bardzo agresywne, a przypominając co zrobiły z Zaranną to kto wie co by zrobiły kimś słabszym.
Kiedy skończyłem krążyć nad terenami ziemi, przeniosłem się na tereny wspólne. Z rana przeważnie mało smoków tutaj było, ale nim przeleciałem całe ziemie mojego stada minęło trochę czasu. Wpierw zatrzymałem się nad Zimnym Jeziorem, tutaj zrobiłem krótką przerwę i ułożyłem dokładnie roztrzepane futro. Następnie wzbiłem się z powrotem w powietrze i poleciałem dalej. Kolejnym przystankiem był teren zwany Aleją Zakochanych, zawisłem w powietrzu i na dole widziałem leżącego smoka o kolorze przypominającym biel. Zniżyłem swoją wysokość i usiadłem na jednej z grubszych gałęzi. Samica była chuda i jak wyczułem przybyła z terenów ognia. Ciekawe tylko czemu tutaj tak po prostu leży, jest zimno i zamarznie. Za pomocą maddary wytworzyłem iluzję swojego głosu, była niewidzialna i bezwonna, nie dało się jej dotknąć i miała pojawić się tuż przy smoczycy, z jej prawej strony. Tchnąłem maddarę w twór i zacząłem mówić.
~ Nic ci nie jest? ~ zapytałem i zszedłem drzewa. Podchodziłem pomału do nieznajomej uważnie się jej przyglądając. Z tego co widziałem była smokiem zwyczajnym połączonym z północnym. Miała piórka na skrzydłach i niektórych miejscach na ciele, nigdy jej tutaj nie widziałem, może dlatego, że pierwszy raz tutaj była? Tego do końca nie wiedziałem, ale lepiej sprawdzić czy na pewno nic jej nie jest, bo częściowo wygląda jakby nie żyła. Jedyne co dawało mi pewność to oddech, jej klatka poruszała się to góra i dół dzięki czemu wiedziałem, że nie uszło z niej życie. Usiadłem tuż przy niej i szturchnąłem ją lekko nosem w celu obudzenia jej. Odczekałem chwilę i zrobiłem to jeszcze raz dla pewności, po czym poprawiłem maddarą twór.
~ Wszystko w porządku? ~ zapytałem jeszcze raz, nie chciałem, żeby komukolwiek pod barierą stała się krzywda, a szczególnie pisklakom, więc musiałem się upewnić, że wszystko z nią w porządku.
: 14 gru 2017, 22:06
autor: Milknący Szept
Usłyszała głos. Przytłumiony. Poczuła, że nie może teraz pozwolić sobie na takie osłabienie. Mimo to jej umysł uciekał bez jej woli. Gdyby mogła, zacisnęłaby szczęki. Ale jedyne, na co było ją stać, to zmarszczenie brwi. Te się rozluźniły. Pomyślała, że nie zna tego głosu. Czy to dobrze...? Czy źle...? Jak trafiła? Nie była pewna z kim może mieć do czynienia...
Krwisty ją dotknął i mógł poczuć, że mała samiczka ma bardzo zimne łuski. Mimo tego jej pierś wciąż płytko unosiła się i opadała. Refleksy na jej łuskach wciąż przesuwały się, dając tego świadectwo.
Nie ważne kim był... Starała się walczyć ze sobą. W końcu nie odpłynęła całkiem. I otrzymywała kolejne pobudzające bodźce. Dotyk zdecydowany ale łagodny. I zmartwiony głos. Krwisty mógł zauważyć jak powieki samiczki zaciskają się trochę. Po chwili otworzyły się lekko. Miała intensywnie błękitne ślepia... zimne, jak ona sama. Lecz jej pyszczek nie był tak chłodny. Wyrażał dezorientację i niepewność. W pierwszej chwili niemal lęk, ale potem tylko niepewność. Poznała bardzo niewiele smoków. Za to z widzenia znała paru burzliwych osobników.
Przechyliła łeb tak, że położyła go bokiem na łapie. Przez chwilę patrzyła swoimi chłodnymi oczyma, mrugając często, jakby nie mogła zobaczyć wyraźnie. Jej skrzydła poruszyły się delikatnie, jednak tak tylko, że przesunęły się tylko o łuski po ziemi.
– Ja... – Odezwała się słabym głosem. Był całkiem przyjemny jak na tak młoda personę. Pisklęta zwykle mówiły głośno i przez to trochę piszczały. Ale głos platynowołuskiej samiczki był bardziej dojrzały. Jej oczy... też skrywały mądrość niedostępną najmłodszym pisklętom. Dzięki temu Krwisty mógł zdiagnozować, że Ognista nie wygląda jak na swój wiek. Że jest zdecydowanie zbyt drobna. Smukła i delikatna, jednocześnie zbyt niewielka jak na wiek jaki powinna reprezentować.
– Ja zaraz... zaraz wstanę. – Czuć było onieśmielenie w jej głosie. Może zawstydzenie. Brzmiała, jakby dopiero się obudziła. I... faktycznie spróbowała wstać. Podniosła głowę, przesunęła przednie łapy bliżej siebie, uginając je tak, by przy prostowaniu podniosły trochę jej tors. Ale gdy spróbowała się dźwignąć i uniosła się na więcej jak pół szpona, wydała z siebie cichutkie sapnięce, a jej wątłe łapki wróciły do pozycji wyjściowej. Jej chłodne oczy wlepiły się w przestrzeń tak, jakby kompletnie nie widziały.
: 15 gru 2017, 0:17
autor: Ostatnie Ogniwo
Cały czas spoglądałem na smoczycę, czekając na jakikolwiek ruch, znak życia. Kamień spadł mi z serca, kiedy usłyszałem jakiekolwiek słowa, były ledwo słyszalne, więc prawdopodobnie samica była osłabiona, ale pytanie czemu? Obejrzałem ją dokładnie jeszcze raz czy na pewno nie ma żadnych ran, jak się okazało nie było nic.
Po chwili dopiero zauważyłem, że otworzyła oczy, były błękitne i ładnie komponowały się razem z łuskami i piórkami.
Kolejne słowa zmniejszyły trochę moje obawy, lecz nadal wiedziałem, że coś tutaj nie gra. Samiczka próbowała wstać, lecz kiedy zachwiała się i upadła, znowu szturchnąłem ją nosem.
~ Hej! Nie zasypiaj mi tutaj, kim są twoi rodzice? Zaprowadzić Cię na tereny stada? Przecież widzę, że coś Ci jest i nie dasz rady wstać ~ rzekłem spokojnym i kojącym głosem, musiałem jej jakoś pomóc, obiecałem nieść pomoc każdemu potrzebującemu! Wstałem i zacząłem intensywnie myśleć co teraz robić, stąd do terenów ognia jest kawał drogi, a może lepiej wezwać jakiegoś uzdrowiciela?
Nie wiedziałem w ogóle co ze sobą zrobić, czas mijał, a ona leżała tak jakby całe życie z niej odeszło, na ziołach i chorobach się w ogóle nie znałem, a teraz taka wiedza by się przydała. No cóż trzeba się z nią spróbować dogadać.
~ Jestem Krwisty Kolec, przybyłem by ci pomóc, jest zimno nie możesz tu zamarznąć. Miałaś już tak kiedyś? Wiesz jak mogę Ci pomóc? ~ zapytałem nieznajomej, miałem nadzieję, że mi odpowie co robić, muszę chociaż spróbować jej pomóc.
: 15 gru 2017, 20:20
autor: Milknący Szept
Nikt nie szturchał jej tak często. Poczuła się z tym dziwnie. Tak, jakby dotyk był zarezerwowany tylko dla jej rodziny. Za każdym razem gdy poczuła dotyk jego nosa, nachodziła ją silna nieśmiałość. Słowa stawały się drugorzędne, choć działały na nią z dużą siłą. Silny ton pobudzał ją, skupiał na sobie jej uwagę. Nie przywykła do takiego. Nezurii krzyczał, owszem, ale był nadpobudliwy. Zwykle wiązało się to z jego radością. Tymczasem ten karmazynowy smok przemawiał z... troską. Zawołał ją, owszem. Ale ton jego zaraz się zmienił. Było to nietypowe... ale w żadnym przypadku nie wiązało się z negatywnymi odczuciami.
Platynowołuska skupiła na nim spojrzenie błękitnego oka. Drugie zamknięte było przez to, że kość policzkowa opierała się o łapę. Nie było sensu próbować go otwierać. I tak nic by nie zobaczyło. Nie odpowiedziała od razu na jego pierwsze pytania. Była zdezorientowana. Ponadto nie miała w zwyczaju mówić zbyt wiele i zaakceptowała fakt, że samiec wstał i oddalił się nieco. Zaczęła mu się przyglądać. Dostrzegła drobne łuski pokrywające jego podgardle i brzuch. Potem mignął jej też i niebieski ogon. Była to naprawdę przedziwna mieszanka. Wpatrzyła się w nią. Dostrzegła jak pod futrem poruszają się potężne, twarde mięśnie, kształtujące naprawdę czarującą sylwetkę.
Krwisty wrócił. Jej wzrok na moment padł na jego oczy. Speszyła się niemal od razu. Jego oczy były... przyjazne. Ich kształt sprawiał, że mogła mu zaufać. W pierwszym momencie wydały się nawet ciepłe mimo swojej barwy.
Samiec szybko przywrócił ją do rzeczywistości.
Jego słowa rozproszyły warstwy swobodnych myśli i nieco bardziej oprzytomniała przymrużyła oczy. Źle zrobiła, że próbowała uciekać. Nie wyglądało na to by była nieproszonym gościem. Wręcz przeciwnie. Zdawało się, że nie ma się czego obawiać. Pomyślała więc racjonalnie. Jej oczy, pewne niepewności, wyrażające jej przytłoczenie stały się chłodniejsze. Nadal wyglądała na zmieszaną, lecz bardziej dzięki mimice.
– Tak, to... normalne. – Powiedziała cichym od stresu i osłabienia głosem. Był jednak wyraźny i całkiem pewny. – Przepraszam. – Szepnęła, uciekając wzrokiem. Znowu sprawiła komuś kłopot. W końcu starała się z tym kryć, by nie zwracać na siebie tak dużo uwagi. Tymczasem najwyraźniej sprawiła komuś kłopot. – Za chwilę powinnam poczuć się dobrze. Tylko moja głowa... powinna pozostać nisko. – Zauważyła, że wtedy szybciej dochodzi do siebie. Krew spływała do jej głowy, dotleniając ją. Adept mógł zauważyć, że słowa sprawiły, że pogłębiła swój oddech.
– Jestem Rek... z Ognia. – Pierwszy raz poczuła swoją przynależność. To nawał myśli sprawił że się nieco zawahała. W końcu smok z innego stada może nie znać członków jej własnego... ale prawdopodobnie wie, gdzie leży jej dom. Matki prawie nie znała, a nie chciała doprowadzić ojca do wyrzutów sumienia, gdyby ktoś nagle ściągnął go z polowania. No tak... magia. Krwisty mógłby wezwać Świt. Jego obecność podnosiła ją na duchu. Tylko on potrafił doraźnie jej pomóc. Ale czy ma wybór? Teraz bała się wrócić do Ognia sama. Zbeształa się w myśli. Co też ją naszło?
– Ja... będę wdzięczna jeśli zostaniesz przez chwilę... – Była wyraźnie zawstydzona mówiąc o tym. Jej wzrost zdecydowanie nie pasował do słów, jakie wypowiadała. – Um... Odprowadziłbyś mnie do domu? – Wciąż jeszcze musiała być zbyt młoda na nieufność. Gdyby smoki mogły się rumienić, Rek pewnie byłaby czerwona z zażenowania. Uciekała swoimi chłodnymi oczyma, polegając na smoku, który wśród swoich mógł uchodzić niemal za zdrajcę.
: 15 gru 2017, 22:06
autor: Ostatnie Ogniwo
Cisza może sama nie trwała zbyt długo, ale czułem jakby to była wieczność, nie lubiłem czekać w niepewności, szczególnie kiedy chodzi o czyjeś życie. Niestety nie mogłem popędzić smoczycy, najwyraźniej musiała zebrać siły na odpowiedź. Cały czas obserwowała mnie swoimi błękitnymi ślepiami, a ja czekałem, aż w końcu się odezwie.
Samica najwyraźniej postanowiła odpowiedzieć na moje pytania, mówiąc, że to normalne jednak nadal byłem zmartwiony jej stanem. Nigdy nie spotkałem się z czymś takim, wyglądała bardzo bezradnie w dodatku przepraszała mnie sam nie wiem za co.
~ Nie masz za co mnie przepraszać, chcę tylko wiedzieć czy nie jest ci nic poważnego, jakieś rany, choroba lub sam nie wiem ~ czasami żałowałem, że nie wybrałem drogi uzdrowiciela, znanie wszystkich chorób i ran było bardzo przydatne, szczególnie w takim momencie, a walki może nauczyć się każdy.
~ Twoi rodzice wiedzą o tym, albo Płomień Świtu? Może on będzie wiedział jak to wyleczyć lub nawet Morowa Zaraza. Ogień ma dużo dobrych uzdrowicieli, którzy potrafią uratować życie, no przynajmniej się starają ~ oczywiście nie winiłem Płomienia za moją śmierć, próbował mnie uratować, ale rana była nieuleczalna i zbyt poważna.
Cały czas myślałem jak mogłem pomóc tej małej istocie, nie lubiłem stać bezradnie, zawsze musi być jakieś wyjście z sytuacji.
Uśmiechnąłem się na następne słowa i tylko przytaknąłem łbem, jeśli tego potrzeba zostanę przy niej, zawsze mam pewność, że nic jej nie będzie. Kiedy usłyszałem następne słowa o odprowadzeniu do domu mój ogon zaczął stukać nerwowo o ziemie, wejście na teren ognia było złym pomysłem, mam nadzieję, że Rek wie o granicach.
~ Obawiam się, że nie mogę wejść na tereny twojego stada to by było niebezpieczne jeśli ktoś by się dowiedział, sam nie wiem ~ powiedziałem lekko zakłopotane to wszystko wydawało się szalone, lecz wykonalne, ale jeśli ktokolwiek by się dowiedział o moim wejściu na tereny. Najgorzej mogłoby to rozpocząć wojnę, a tego to już Gonitwa by mi nie wybaczyła.
: 17 gru 2017, 21:43
autor: Milknący Szept
Przechyliła łepek. Czuła, że jej jestestwo wytwarza problemy. Z jakiegoś powodu Krwisty zatrzymał się by jej pomóc. I zmartwił się. Nie chciała być powodem do zmartwień. Nawet jeżeli był to objaw empatii czerwonofutrego.
– To tylko... Świt też nie wie do końca. Tak jest od wyklucia. Tata mówił, że wyklułam się za szybko. – Wyznała, kwitując swoje słowa zażenowanym uśmiechem. Opuściła wzrok, patrząc na pazurki swojej platynowołuskiej łapki. Wciąż były niewielkie i nie wydawało się, by mogły zrobić komuś krzywdę. Nie były zbyt mocno zagięte w dół, nie były też zbyt szerokie. Mogłyby być co najwyżej ostre, ale ścierały się przecież w kontakcie z podłożem.
– Płomień kiedyś mi pomógł, bo tata trochę spanikował. – Uśmiechnęła się na to wspomnienie, ale wciąż wydawała się być zażenowana. – Tylko że nie może tego wyleczyć. Dlatego nie chcę go wołać za każdym razem. – Jej ton trochę się ściszył. Smoki muszą mierzyć się z własnymi demonami. Najwidoczniej dla Rek był to jej własny.
Poczuła nadzieję i mięśnie, które się spięły wcześniej, teraz się rozluźniły. Nie chciała kłopoczyć Krwistego, ale trudno było zdobyć jakiś kompromis pomiędzy własnym komfortem i bezpieczeństwem, a (jak sądziła) komfortem adepta Ziemi. Zaraz potem to zniknęło. Jakkolwiek przed chwilą podniosła na chwilę wzrok, teraz ten znów wbił się w ziemię. Tereny stada... Pamiętała wyraźną linię zapachową. A przynajmniej pamiętała gdzie zapach terenu się po prostu zmienił. No tak. Stada Ziemi i Ognia nie powinny do końca za sobą przepadać. Mimo to Wodni wkraczali na ich tereny. Skomplikowane! Krwisty mógł dostrzec konsternacje na jej pysku.
– Przepraszam. Nie pomyślałam. Po prostu... kiedyś rozmawiałam ze smokiem z innego stada. Musiał być z Wody. – Trochę drażniła ją przynależność stadna. – To trochę... denerwujące. Przecież wszystkie smoki są sobie równe. – Wyglądała jakby chciała powiedzieć coś więcej. jakby chciała przepowiedzieć całą tyradę. Ale mięśnie okalające oczy rozluźniły się, a ona zamilkła.
– Chyba po prostu trochę boję się wrócić sama. – Powiedziała po dłuższej pauzie. Nie myślała jeszcze zbyt naturalnie o magii. A przez to, że często odwracała wzrok i nie spodziewała się, nie zauważyła że Krwisty mówi za jej pomocą. Za pierwszym razem była zbyt nieprzytomna by zlokalizować źródło dźwięku. A teraz po prostu nie wiedziała że powinna doszukiwać się nieprawidłowości. Teraz też po prostu spoglądała w jedną z platynowych łusek.
: 18 gru 2017, 0:09
autor: Ostatnie Ogniwo
Sam już nie wiedziałem co robić w tej sytuacji, jeszcze po chwili dowiedziałem się, że Świt nie wie jak ją wyleczyć, więc i ja pewnie nic bym nie zdziałał. Ogon przestał uderzać w ziemię, czyli wychodzi na to, że trochę się uspokoiłem. Nadal myślałem nad rozwiązaniem sytuacji przeniesienia jej do ognia, Płomień chyba nie byłby zły gdybym ją doniósł, sam wie w jakim jest stanie. No chyba, że bym go wezwał to by było rozsądne i nudne.
~ Nie ma rzeczy niemożliwych, wszystko da się zrobić i wyleczyć, musi być sposób i chęci ~ rzekłem z prawej strony utrzymując chmurkę z głosem.
Młoda bardzo dobrze mówiła, że wszystkie smoki są sobie równe to była prawda.
~ Wezwać Płomienia? Albo odprowadzę cię pod granicę i wezwę tatę? ~ zaproponowałem kolejny nudny pomysł. Lubiłem przygody, a to zawsze coś, adrenalina towarzysząca ukrywaniu się przed innymi, to było coś, ale miałem teraz ważniejsze rzeczy na głowie.
Podszedłem bliżej smoczycy, rozprostowałem skrzydła i używając maddary wsunąłem smoczycę ma grzbiet. Wtedy wyobraziłem sobie niewidzialne i bezwonne pole otaczające mój grzbiet i chroniące smoczycę przed upadkiem. Tchnąłem maddarę w twór i spojrzałem jeszce raz na Rek.
~ Wezwać Płomienia czy odprowadzić cię na granicę?
: 20 gru 2017, 5:25
autor: Milknący Szept
– Erycal na pewno mógłby to zmienić. – Wypaliła od razu, gdy Krwisty uznał, że gorliwość może pomóc Rek. Ale wyraz jej pyska nie świadczył o tym by była przekonana. Skierowała spojrzenie swojego lodowo-błękitnego oka na zielone oczy Ziemnego. Ten kolor z czymś się jej kojarzył... z Życiem. To był kolor życia nim zastygło ono w zimowej hibernacji. – Ale czy nie byłoby arogancją prosić bogów o zmianę tego co zostało przez nich wykreowane? – Zmrużyła oczy i odetchnęła jakby przez zaskoczenie. To chyba były najtrudniejsze słowa jakich użyła w swoim dotychczasowym życiu. Po prostu wydały się jej... na miejscu. Jej ton wydawał się być bardzo poważny. W końcu mowa była o bogach. – Myślę... że mogę teraz tylko zapytać, czy uważają to zachowanie za niewłaściwe... – Pomyślała na głos niepewnym siebie tonem. Wyglądała jakby nie podobał się jej ten plan.
Adept, czy może Wojownik, zadał samiczce pytanie i podszedł do Rek jeszcze bliżej. Poczuła przez to pewien dyskomfort. Niewiele smoków w jej życiu tak się do niej zbliżało. Zaraz potem uniosła się w powietrze, czując pod łuskami unoszący ją opór. Wiedziała co to jest, ale musiała wykazać się siłą woli by przezwyciężyć odruch. Drgnęła. Ale nie poruszyła się znacznie, toteż silny samiec mógł wynieść na grzbiet smoka postury siedmioksiężycowego pisklęcia.
Poczuła jak opór stabilizuje ją, otaczając częściowo. Mimo niego poczuła ciepło Krwistego... a on jej chłód. Gdyby twór był dość elastyczny, samiec mógłby poczuć jak wtula się nieco bokiem głowy w futro przy jego karku, nad barkiem. Nie mógł tego wiedzieć, ale przymknęła oczy. Tęskniła za ciepłem.
Nie odpowiedziała przez to przez dłuższą chwilę. Musiał do niej wpierw dotrzeć sens pytania, a potem musiała znaleźć odpowiedź. Olśniona podniosła na chwilę głowę na szpon w górę.
– Um... A czy magia pozwala wezwać kogoś, kogo jeszcze nie znasz...? – Nie chciała przerywać ojcu polowania. Ostatnio źle wyglądał i wiedziała, że się zanadto martwi. Z kolei Płomień... on po powrocie wygłosiłby tyradę o odpowiedzialności. Ale Aro...? Ufała mu jako bratu. Nie miałby powodów by coś powiedzieć innym, chociaż nie miał też powodów by się nią zająć i odeskortować do domu. Nie wiedziała gdzie był ani czy zareagowałby na magiczne wezwanie. Nie wiedziała w końcu, czy miał z takimi kontakt. I nawet jeśli był... duży, wciąż pozostawał trochę nieodgadniony.
: 20 gru 2017, 22:35
autor: Ostatnie Ogniwo
Erycal, nie raz zaznałem łaski tego Boga. Wiele ran pomógł wyleczyć i już więcej nie przeszkadzały. Na pewno zaradziłby coś teraz.
~ Pewnie, że by Ci pomógł. Erycal leczył mnie wiele razy, teraz też pomoże mi z odzyskaniem głosu, bo jak pewnie zauważyłaś nie mówię normalnie tylko za pomocą maddary ~ opowiedziałem trochę o Bogu, ale smoczyca i tak chyba nie była do końca pewna czy chce to zrobić. Było to widać, może po prostu nie przeszkadzało jej to? Choroba ją kiedyś zabije albo coś ją zabije przez tą chorobę, szkoda takiego smoka.
Teraz trzeba było wcielić w życie kolejny plan. Przedostanie Rek na tereny ognia, już raz przekroczyłem granice, lecz wszyscy o tym wiedzieli, przecież była misja, ale teraz? Byłoby zupełnie inaczej, bez pozwolenia i zgody.
Samiczka zadała pytanie, nad którym nigdy się nie zastanawiałem, ale raczej byłoby to możliwe tylko pewnie zużyje to dużo energii.
~ Chyba tam tylko musisz mi go bardziej opisać, raczej się uda, a kogo wezwać? ~ zapytałem, w głosie dało się wyczuć troskę, spokój. Bardzo chciałem jej pomóc nawet jeśli było to wrogie stado.
: 20 gru 2017, 23:36
autor: Milknący Szept
Wezwijmy wroga by uratować wroga!
Kiedy Krwisty powiedział Rek, że nie mówi, przyjrzała się jego pyskowi i zrobiła wielkie oczy. Końcówka jej ogona uniosła się, pyszczek otworzył jakby chciała coś powiedzieć. Zaraz go zamknęła a końcówka ogona opadła. – Ja... Nie zwróciłam uwagi... – Powiedziała szczerze. Brzmiała na zażenowaną. – Dziękuję... będę musiała pomyśleć czy chcę poprosić o to Erycala. – Powiedziała spokojniejszym już głosem. Wciąż lekko zakłopotanym i onieśmielonym wizją jej samej przed wielkim Erycalem. Bogowie ją taką stworzyli.
– Czasem... czasem widzę w snach smoka, który wygląda jak ja. Patrzy na mnie z wyczekiwaniem, ale milczy... Może... może muszę zasłużyć, żeby Erycal mnie uzdrowił? Może gdy tamten smok przestanie tak patrzyć... – Zamilkła nagle. Jeszcze nikomu nie powiedziała o swoich snach. Pokręciła głową, prosząc tym gestem by Krwisty to zignorował.
Gdy powiedział jej, że może mógłby wezwać smoka, którego nie zna, zastanowiła się głęboko. Płomień zrobi jej tyradę, ojciec omdleje ze zmartwienia, Nezurii opowie co się wydarzyło, a Aro... Ufała Aro. Ale Aro nie znosił dotyku, a to mogło być niezbędne. Poczuła konsternację. Mogła wezwać jeszcze tylko dwa smoki. Krwawą Żądzę, z którą niezbyt dobrze się znała i Gryzącego Kolca. Zaufała mu w dzieciństwie i pokładała w nim wiarę, jak w innych, których znała. To nie tak, że polegała na wszystkich. Ale we wszystkich widziała dobro. W Nezuriim również.
– Znasz Gryzącego Kolca? – A co, jeśli zmienił się od tamtego czasu? Miała nadzieję, że nie. Albo, że Gryzący go zna. Westchnęła. Cieszyła się, że roczki ustąpiły i mogła teraz regenerować siły na ciepłym ciele Krwawego.
: 21 gru 2017, 23:36
autor: Ostatnie Ogniwo
Czyli jednak Rek nie zauważyła tego, że posługuje się maddara, żeby się kontaktować. Albo po prostu udawała i robiła ze mnie głupka. Uśmiechnąłem się widząc, że smoczyca coraz bardziej dochodziła do siebie. Było widać różnicę między tonem, mową i długim sznurem wyrazów jakie mówiła na raz. Nie była też już tak bardzo zmęczona niż przedtem, no chyba, że było tak samo, a mi się to tylko wydawało.
~ Wiesz miałem kiedyś taki sen o drzewie i wyspach, na początku nie wiedziałem o co chodzi, ale jeśli przyjrzysz się dokładnie otoczeniu i pomyślisz przez chwilę nad tym to możesz dowiedzieć się wiele rzeczy. Może musisz iść w miejsce gdzie ten smok stoi, albo to jesteś prawdziwa ty uwięziona przez tą chorobę, która zamknęła twoją drugą ty w swojej pułapce ~ chyba trochę za bardzo filozoficznie, pisklak mógł tego nie zrozumieć, ale jeśli załapie o co mi chodzi to będę naprawdę szczęśliwy, bo nie mam pojęcia jak wytłumaczyć to po pisklęcemu.
Kiedy dowiedziałem się, że mam przyzwać Gryzącego Kolca od razu pojawił się grymas na mojej twarzy. Musiałem sobie go przypomnieć, bo chyba już go kiedyś widziałem. Kto w ogniu mógł nazywać się Gryzącyn Kolcem... Obsydian!
~ Jasne, że znam już go wzywam! ~ rzekłem entuzjastycznie i wysłałem krótką wiadomość do Gryzącego z informacjami gdzie i z kim jestem oraz po co ma przyjść.
Trochę zajmie nim smok tutaj przyleci, a nie będziemy tak siedzieć w ciszy przez ten czas.
~ Są jakieś dni kiedy w dzień nie jesteś tak zmęczona i możesz normalnie z radością szukać przygód? ~ zapytałem spoglądając w stronę terenów ognia, kiedyś się tam dostanę, muszę przecież zobaczyć ojca więcej razy niż tylko ten jeden.
: 22 gru 2017, 23:59
autor: Obnażony Kieł
A co ja robiłem w tym czasie? Cóż... w sumie nic ważnego. Akurat siedziałem sobie w swojej grocie i cieszyłem się miękkością rosnących tam mchów oraz resztek trawy, kiedy poczułem, że ktoś sięga do mojego umysłu i uparcie się do niego wkrada. Wykrzywiłem pysk w nieprzyjemnym grymasie przeklinając w myślach ten rodzaj komunikacji, ale wpuściłem tego smoka pod swoją czaszkę i pozwoliłem mu mówić. W pierwszej chwili w ogóle nie wiedziałem z kim mam do czynienia. Jednak po chwili, owy maddarowy głosik, zaczął mi się wydawać znajomy. Jakbym już kiedyś go słyszał, ale nie koniecznie w tej tonacji. Zupełnie jakby, hm, ten ktoś był teraz znacznie starszy i dojrzalszy. W końcu zamrugałem zdziwiony, kiedy przed oczami pojawiło mi się czerwono-niebieskie cielsko ziemnego pisklęcia. Grzmot! Aż mruknąłem z ekscytacji i poderwałem się na równe łapy... tylko po to, żeby po chwili zastygnąć w miejscu. Przekazane przez niego słowa w pewnym stopniu mnie zaniepokoiły. On i Rek? W Alei Zakochanych? I moja pomoc? Okej, to było... nietypowe. Po chwili, żeby się uspokoić, powiedziałem sobie, że w sumie nie musiało się stać nic złego. Przecież Rek jest jeszcze młoda i mogła się zgubić i dlatego była tam potrzebna moja obecność. Moja. No nie powiem, trochę mi to podbudowało ego. No, ale wracając do tego co ważne. Wybiegłem z groty jakby mnie ktoś gonił i rozkładając skrzydła skoczyłem przed siebie, machając przy tym parę razy kończynami, żeby wzbić się w powietrze. Potem od razu skierowałem się w kierunku Terenów Wspólnych, bo domyślałem się, że to właśnie tam znajduje się ta cała Aleja. No cóż, nic nie mogłem poradzić na to, że jeszcze nigdy nie miałem okazji tam przebywać. Wiele dłużących się chwil wypatrywałem z góry znajomych mi sylwetek, nim w końcu udało mi się dostrzec tych, którzy mnie wzywali. Z uśmiechem wymalowanym na pysku zapikowałem w ich kierunku i najzgrabniej jak potrafiłem wylądowałem tuż przy nich. I faktycznie pamięć mnie nie myliła! To był Grzmot we własnej smoczej osobie!
– Grzmot! Ileż to już księżyców minęło? Dwadzieścia? Może więcej? Jak tam sprawuje się Deidara? Wciąż śpieszno mu do psot? – zagadałem ze śmiechem, nie do końca zdając sobie jeszcze sprawę z powagi sytuacji. No, w każdym razie, już chwilę później w oczy rzuciły mi się niebieskie oczęta Rek, która to była pierwszym pisklęciem, które dane mi było trzymać w swoich łapach. Uczucie raczej nie do zapomnienia.
– Rek! Ależ ty wyrosłaś! Ale najwyraźniej wciąż masz w zwyczaju wciskać się innym na grzbiety! – powiedziałem, nawiązując do naszego pierwszego spotkania od którego też już minęło sporo czasu. Nawet nie miałem pojęcia, czy ta przedwcześnie wykluta samiczka nauczyła się już korzystać ze smoczej mowy. Och, ale mi teraz było przyjemnie na serduszku przez to spotkanie ze smokami, których nie widziałem przez wiele księżyców!
– No dobrze, żarty żartami, ale kto mi powie, co się stało? – dodałem jeszcze po odczekaniu odpowiednio długiej chwilki, którą zostawiłem na powitania i inne tego typu zajęcia.
: 25 gru 2017, 2:58
autor: Milknący Szept
Ciągłe opuszczanie głowy i dość długie dochodzenie do siebie sprawiło, że nie szukała takich nieprawidłowości. Jej młody umysł nie brał pod uwagę takich możliwości jak mówienie maddarą. Była szczerze zaskoczona. Nie była samiczką, która potrafiła perfidnie grać albo udawać. Nie lubiła pogrywania z kogoś.
Kiedy Krwisty podzielił się swoim snem, spróbowała zagłębić się w swoje wspomnienia. Ona. I Rek. Co zabawne... Rek oznaczało właśnie “Ona”, choć jeszcze tego nie wiedziała. Nigdy nie zdążyła zapytać o to ojca. Nie miała istotnego elementu układanki
Tamta samiczka... Jej otoczenie... nie pamiętała go. Zrobiło się jej na moment przykro. Wydawało się, że we śnie są same.
– Na pewno zwrócę na to uwagę następnym razem. Nie mogę sobie przypomnieć gdzie jesteśmy w tym śnie... Pamiętam tylko wzrok jej złocistych oczu. – Powiedziała powoli, z całkiem sporym rozmysłem. – Wygląda, jakby na coś czekała. Ja... będę to sprawdzać. Na pewno. – Zdecydowała, że zbada tę sprawę. Tego dnia była o krok bliżej do poznania ostatecznej odpowiedzi.
Energia w głosie Krwistego sprawiła, że Rek się lekko uśmiechnęła. A więc lubią się. Podziękowała za to bogom w myśli. Cieszyła się. Może to będzie miłe spotkanie? Wtuliła bok pyska w ciało adepta Ziemi. Delikatnie. Żeby nie poczuł z jaką premedytacją to robi. Był taki ciepły.
Kiedy zadał jej pytanie, zamyśliła się głęboko. Takie dni? Odpowiedź wydawała się jej oczywista. Ale przyszło jej na myśl, że ma zbyt mało informacji by mieć jednoznaczne zdanie na ten temat.
– Tak naprawdę nie wiem. Pierwszy raz szłam tak długo tak daleko. Może to dlatego, że jestem nienawykła do takich wędrówek? – Zapytała, przechylając nieco łepek jak miała w zwyczaju, przez co nieświadomie otarła nim o ciało czerwonofutrego między karkiem a jego barkiem. – Bardzo późno zaczęłam interesować się światem. Pierwsze cztery księżyce spędziłam na grzbiecie taty, obserwując wszystko nieruchomo. Wiem, że pisklęta już trzeciego księżyca starają się wymykać. Mój brat tak robił. Ale ja ciągle leżałam w miejscu i jadłam owoce, bo byłam za słaba, żeby jeść mięso. Wiesz, mam już dziesięć księżycy. – Uśmiechnęła się. Była maluczka. Jakby miała z siedem. Do tego była bardzo smukła i odznaczała się nadzwyczajną lekkością. Najwyraźniej owoce jako podstawa żywieniowa dla smoka, zwłaszcza małego, nie jest dobrym budulcem organizmu. Mówiła o tym swobodnie. W zasadzie jej dystans pozwolił jej na pełnoprawne pochwalenie się swoim wiekiem. Miała zamiar usłyszeć zaskoczenie Krwistego. – Będę podróżować częściej. I będę polować! Wtedy na pewno stanę się silniejsza i dorównam innym smokom. Nawet, jeżeli nie będę tak silna i wytrzymała jak one. Jestem pewna, że też mogę być jak inne smoki. Nawet inaczej. Hm... jak by to wyjaśnić... – Zamyśliła się na kilka chwil. – Mój tata jest łowcą. Poluje na zwierzęta. Nigdy nie będę w tym tak dobra jak on, ale myślę, że mam dobre oko. Mogłabym szukać kamieni, żeby wymieniać je na mięso albo owoców, kiedy nadejdzie wiosna. Mogłabym ich szukać dla smoków, które potrzebują nauk u mistrzów, którzy wymagają zapłaty. Albo dla naszej Wojowniczki, żeby pomóc jej nazbierać zapłaty dla Erycala. Sprawne smoki nie skupiają się na tym chyba zbyt mocno. Dlatego ja chcę pomóc im wszystkim. – Wyszczerzyła ząbki w szczerym uśmiechu. Wizyta przy kurhanach i otworzenie się przy Krwawym otworzyło jej umysł. I... zdecydowała.
Potem usłyszała bicie skrzydłami. Spojrzała w górę i dostrzegła silną, czarną sylwetkę. Po terenach wspólnych rozniósł się zapach spalenizny i pyłu. To był zapach domu. Jej serce zwolniło, ekscytacja zmieniła się w spokój i zadowolenie. Nie widziała go od dawna. Była tak mała, że prawie nie pamiętała owego spotkania. Ale pamiętała, że był ciepły i godzien zaufania. Okazało się, że zachował też dobry humor i przyjazne nastawienie.
Gdy zażartował z jej tendencji, uśmiechnęła się bardzo delikatnie. Jej zimne oczy pozostawały bystre, a mimika łagodna. Poczuła się miło, poczuła, że jest wśród swoich. Jej platynowa łuska zalśniła delikatnie, gdy oświeciło ją, że ciągle leży na ciepłym grzbiecie. Grzał ją bardzo sprawnie! Ale zrobiło się jej nieco głupio. Poruszyła się wszak, ale nie dość zdecydowanie by zejść. Jeszcze.
– Poszłam trochę za daleko. I zasłabłam. – Żeby zachować luźniejszą atmosferę, wysunęła odrobinę swój bladoróżowiutki języczek. Zaraz go schowała i podniosła głowę. – Krwisty mnie znalazł i pomógł dojść do siebie. Ale nie może mnie odprowadzić, a ja chyba jestem zmęczona... I... Nie chcę wracać sama. – Mimo wszystko jednak czuła zażenowanie w związku z tą sytuacją. W jej głosie dało się w końcu poczuć nieśmiałość i zawstydzenie. – Gryzący... uh... Odprowadzisz mnie do domu? – Zapytała z mieszanką zażenowania i nadziei na drobnym pyszczku. – Czuję się już lepiej! – Zapewniła nieco silniejszym głosem. – Nie trzeba mi już pomagać. Tylko trochę się martwię... no wiesz... – Opuściła wzrok i aby udowodnić swoje słowa, pozwoliła sobie zsunąć się powoli z grzbietu Krwistego. Opadła na przednie łapy, którymi zrobiła parę kroczków by zsunęły się też tylne. Nie stanęła w miejscu, ale zrobiła kilka chwiejnych kroków, by złapać równowagę. Miała podniesiony i sztywny ogon. Czuła się zdecydowanie lepiej i była cieplejsza. Ale nagły ruch wciąż jeszcze jej nieco dokuczył. Stanęła już w zwyczajnej pozycji i swoim spojrzeniem starała się przekazać “widzisz? Wszystko gra”. Tylko, że ten wzrok był chyba skierowany też do niej, bo nie wyglądała zbyt przekonująco.
: 27 gru 2017, 19:26
autor: Ostatnie Ogniwo
Rek pewnie zastanawiała się głębiej nad swoim snem, cisza trwała przez jakiś czas, a ja tylko obserwowałem niebo, szukając na nim Obsydiana. Ostatnie spotkanie było dawno temu jak byliśmy pisklakami, a teraz pewnie jest adeptem albo lepiej! Ciekawe co porabiał przez ten długi czas, na terenach wspólnych w ogóle go nie widziałem, a na granicy tym bardziej. No chyba, że wychodził z groty w zupełnie innym momencie niż ja na przykład w nocy?
Odrzuciłem myśli na bok kiedy usłyszałem odpowiedź Rek. Nie była do końca pewna tego co działo się w jej śnie, ale może kiedyś to odkryje? Na razie pewnie była zbyt młoda i nie wiedziała za dużo o swoich przodkach?
Nie odpowiedziałem nic, jedyne co to spojrzałem na pisklaka i uśmiechnąłem się. Dziesięć księżyców to naprawdę dużo i pewnie tak mało wie o świecie, wszystko przez to, że za każdym razem czuje się osłabiona. Dobrze, że nie lata, wtedy to by było źle gdyby nagle chciało jej się zemdleć. Chociaż w sumie opcja spoglądania na świat z grzbietu taty jest bardzo fajna! Darmowa przejażdżka, a jedzenie owoców zamiast mięsa? Owoce są bardzo dobre!
~ Dziesięć księżyców to naprawdę dużo, myślałem, że jesteś młodsza ~ spojrzałem jeszcze raz na Rek uśmiechając się, pisklaki lubią się przechwalać swoim wiekiem, to takie typowe. ~ Skąd wiesz, że nie będziesz nigdy tak dobra jak inne smoki? Jak na swój wiek jesteś mądrzejsza i rozsądniejsza od pisklaków, no może rozsądna to za dużo powiedziane, ale nie jesteś spokojniejsza niż reszta! Myślę, że kiedyś dorównasz tacie albo nawet będziesz lepsza od niego, każdy ma w sobie talent, chyba ~ dobrze, że nie poddawała się przez swoją chorobę. Starała się i miała chęci, a to się liczy najbardziej!
Nagle usłyszałem tupot skrzydeł, Obsydian zjawił się szybciej niż przypuszczałem.
~ Pogubiłem się w liczeniu! Gdzie ty się tyle podziewałeś, ani na granicy cię nie było, ani na terenach wspólnych, tak po prostu PUF i zniknąłeś? Deidara trochę się uspokoiła od tamtego czasu, ale za to ja przyniosłem więcej problemów niż kompan. Raz mi się umarło i zostałem wskrzeszony przez Aterala! Dasz wiarę? Niedawno straciłem głos, tyle do opowiadania,
ale nie po to cię tu wezwałem ~ Rek zaczęła wszystko wyjaśniać. Nie powiedziała wszystkiego, ale tylko to co jest najważniejsze. Potem poczułem jak młoda ześlizguje mi się z grzbietu, no może i odzyskała trochę sił, ale chyba nie na tyle, żeby wrócić samemu do domu?
~ Leciałem sobie nad terenami wspólnymi i zobaczyłem małą kulkę, Rek leżała tutaj zmęczona, mówi, że ma tak od zawsze i potem chciałem ją zanieść na granice, ale powiedziała, żeby wezwać ciebie i tak sprawa kończy się w tym miejscu. Tylko, że młoda chyba nie ma tyle sił, żeby wrócić na własnych łapach, ledwo co stoi ~ powiedziałem do Obsydiana i cały czas obserwowałem Rek, może i próbowała pokazać, że da radę, ale to tylko pokazało, że nadal nie jest najlepiej.
: 29 gru 2017, 0:21
autor: Obnażony Kieł
Nie potrafiłem przestać się uśmiechać, kiedy przebywałem przy smokach, które darzyłem sympatią. Dlatego też, mój pysk cały czas był wykrzywiony w przyjemnym grymasie, kiedy poruszając z ekscytacji końcówką ogona po kolei słuchałem słów tych, którzy mnie tu wezwali. Niezwykle przyjemnie było mi tu przebywać chociaż powód dla jakiego tu przybyłem raczej nie powinien mnie napawać optymizmem. Jednak moim usprawiedliwieniem było to, że jeszcze go nie poznałem. Zamiast tego dałem się wciągnąć w dłuższą rozmowę o tym, co mi i Grzmotowi przytrafiło się od naszego pierwszego spotkania. No, a warto wspomnieć, że kiedy do niego doszło ledwie odrośliśmy od ziemi! Mimo tego pamiętam to spotkanie jakby odbyło się wczoraj, bo nie dość, że towarzyszyło mu wiele emocji, to było to moje pierwsze samotne wyjście po za grotę. Och, jakiż ja byłem wtedy podekscytowany!
– E tam! Przecież to jasne, że nie siedziałem cały czas w grocie! To się było tu, to tam... Ale bogowie najwyraźniej nie dali nam się spotkać! A szkoda, bo najwyraźniej wiele się w twoim życiu działo! I aż dziw, że mówisz o tym z takim spokojem. Przecież strata głosu i niedoszła wycieczka w objęcia śmierci, to nie byle błahostka! – powiedziałem, zdecydowanie nie kryjąc swojego entuzjazmu. Mimo to, gdzieś w sercu, byłem nieźle zdziwiony, że Grzmot mówi o swoich doświadczeniach tak, jakby nie były niczym niespotykanym. A przecież nie każdy wraca sprzed ołtarza Aterala! No, ale może samiec opowiadał to już tyle razy, że nie budziło to w nim już tak wielkich emocji jak na początku. Wszak wszystko jest możliwe.
– No, ja na swoim kącie aż takich doświadczeń nie mam, ale za to udałem się parę razy za barierę i wybrałem się na polowanie, żeby zabić gryfa, którego truchło jest moją gwarancją na zyskanie rangi łowcy. No, ale zaatakował mnie wściekły łoś z którym walczyłem tak długo, że aż odechciało mi się ruszać po gryfa. Dasz wiarę? Mogłem zostać zamordowany przez roślinojada! I co on by mi zrobił? Zakopał w ziemi i pielęgnował na moim cielsku plantację zielonej trawy? – powiedziałem, niemal wijąc się ze śmiechu na wspomnienie owego drapieżnego łosia, który w końcu padł pod naporem moich kłów. I dobrze, bo jakbym przegrał, to chyba bym się więcej w obozie nie pokazał. Nabijaliby się ze mnie do końca życia! No, ale dość tych śmiechów. Teraz czas skupić się na ważniejszych sprawach. Gdy Rek się odezwała skupiłem na niej wzrok z radością zauważając, że na jej pyszczku na chwilę zagościł uśmiech i, że w ogóle nauczyła się korzystać ze smoczej mowy. Wszak, kiedy była pisklaczkiem nie dało się jej namówić na tę oznakę szczęścia, a żadne słowa nie opuszczały jej pyszczka. Jednak ta moja chwilowa radość zniknęła po usłyszeniu wiadomości, którą mi przekazała. Za to w moim wnętrzu wykiełkowało uczucie zaniepokojenia. W czasie swojego życia nie słyszałem jeszcze o przypadku zasłabnięcia, ale to na pewno nie było nic dobrego. No, a kolejne słowa Grzmota, też nie poprawiły mi humoru.
– Właśnie widzę – odparłem na ostatnie słowa samca z którymi pod każdym względem się zgadzałem. Rek nie była jeszcze wystarczająco silna by iść bez żadnej, nawet najmniejszej, pomocy. Jeszcze by upadła!
– Oczywiście, że cię odprowadzę Rek. Ale czułbym się lepiej gdybyś pozwoliła mi się chociaż okryć skrzydłem. Wtedy w razie czego zdążyłbym cię złapać – powiedziałem, powoli kierując się w stronę samiczki i zachęcająco wyciągając w jej stronę prawe skrzydło. Czekając na jej reakcję odwróciłem się jeszcze do Grzmota.
– Dziękuję, że się nią zaopiekowałeś. Nie każdy smok postąpiłby na twoim miejscu tak samo. A gdyby nie ty, nie wiadomo jak to by się skończyło – dodałem, kiwając w kierunku samca łbem. W tym jednym geście zawarłem całą swoją wdzięczność i szacunek za jego czyn.
: 29 gru 2017, 20:13
autor: Milknący Szept
Wyszczerzyła lekko kiełki gdy Krwisty pochwalił jej wiek. Ale gdy jej zaprzeczył i zapytał skąd ma pewność, pokręciła powoli głową, przecząc jemu samemu. Znała swoje wady. Ale poznała też swoje zalety. Dlatego mogła mu natychmiast odpowiedzieć.
– Nie będę nigdy tak silna jak one. Jestem niemal pewna. Że nigdy nie zapoluję jak one i nie będę walczyć jak one. Ale mogę być mądra. – Uśmiechnęła się szeroko. Przecież lubiła wiedzę. I nie mijało jej to mimo księżycy! Aż dziesięciu! – Dlatego chyba wiem już co będę robić jak dorosnę! – Powiedziała z dumą, ale nim zaczęła kontynuować, na ziemię spadł Gryzący.
Wyglądał tak, jak go zapamiętała. Duży, czarny i emanujący poczuciem bezpieczeństwa. Prawie jak gdyby wciąż mogła pamiętać ciepłotę łusek jego łap. Gdy zamierzała się jeszcze do zejścia z Krwistego, zaczęła mimowolnie przysłuchiwać się ich rozmowie. Była tak ekspresywna i wesoła. A Rek... zabierała siły. Księżyce uciekała przed energią Nezuriego. I chociaż cieszyła się ich szczęściem i ekscytacją, poczuła się nagle maluczka i niewidzialna. Wiedziała, że nikt jej nie pomija, że to była zaledwie chwila. Ale ona potrafiła tylko zagłębić się w głąb swojego umysłu. Mówiła zbyt powoli, żeby dostać się do rozmowy. Była jeszcze zbyt zmęczona by próbować zabiegać o choć odrobinę atencji.
Zsunęła się z grzbietu Krwistego, przez co bezwiednie na siebie tę uwagę znów zwróciła. Gryzący mógł dostrzec że jej spojówki wydają się bledsze niż zwykle. Miała też delikatnie opuszczony łepek. Uśmiechnęła się jednak wdzięcznie do Gryzącego. – Postaram się pójść kawałek sama. – Jej oczy jasno mówiły, że czuła się jakby przeszkodziła i nie chciała sprawiać więcej kłopotu. Wsunęła się pod skrzydło czarnego samca i zaraz poczuła się lepiej i pewniej, gdy zamknęło ono ciepło ich ciał i zapach. Jej oczy na moment się przymknęły. Zwróciła się do Krwistego.
– Dziękuję Krwisty. Tata mówił, że Erycal leczy choroby, których nie leczą uzdrowiciele. Byłeś u niego? – Zapytała ze sporą, jak na pisklę, troską. Choć było to już tylko na odchodne i czerownofutremu nie pozostało wiele czasu na odpowiedź. – Cieszę się, że cię spotkałam. Dziękuję za wszystko. – Powtórzyła raz jeszcze, by podkreślić, że to dzięki niemu poczuła się dużo lepiej tak szybko.
z/t
: 02 sty 2018, 0:10
autor: Ostatnie Ogniwo
Uśmiechnąłem się kiedy Rek zaczęła opowiadać o tym jak nie uda jej się polować jak inni.
~ Zobaczysz, że będziesz kiedyś tak dobra jak inni, co w sumie nie jest ważne, najlepiej to być zupełnie innym od reszty wtedy wiadomo, że jest się oryginalnym czyż nie? ~ zapytałem, ale nie oczekiwałem odpowiedzi, wiedziałem, że Rek się ze mną zgodzi. Wykazywała się dużą mądrością jak na swój wiek.
Gryzący zjawił się szybko na miejscu, a po krótkiej rozmowie byłem pewien, że jeszcze kiedyś muszę z nim spotkać. Wiedziałem, że ma jeszcze taki sam pisklęcy zapał do zabawy jak ja, no i muszę mu o wszystkim opowiedzieć.
Rek wsunęła się pod jego skrzydło teraz byłem pewien, że trafi bezpiecznie do domu. Gryzącemu można ufać.
~ Wiem, że Erycal leczy rany, których inni uzdrowicieli nie mogą uleczyć. Rozmawiałem z nich i zwróci mi głos za sześć granatów, tylko problem jest taki, że nie chce mi się ich zbierać ~ uśmiechnąłem się i spojrzałem w stronę ziem mojego stada.
~ Cześć ogniaki! ~ krzyknąłem po czym poleciałem do obozu ziemi.
//zt