Strona 13 z 34

: 15 sty 2016, 19:15
autor: Dynamika Ostrza

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

W jej ślepiach rozjarzyła się ciekawość, gdy zaczął opowiadać o maddarze... szczerze mówiąc, nigdy nie patrzyła na to w ten sposób, ale im bardziej się nad tym zastanawiała, tym bardziej dochodziła do wniosku, że ma to sens. Bo w końcu, jak to jest że potężnych czarodziejów maddara może zawieść w każdej chwili, a byle pisklak potrafi stworzyć dopracowaną iluzję podczas swej pierwszej nauki? Czy jednak maddara żyła własnym życiem? Smoczyca zawsze postrzegała ją jako ich własną energię... w końcu gdy zaczynało jej brakować, smoki słabły.
Wiesz... jak podejrzewałam... nie ma w tym nic zwariowanego. To by w końcu wiele wyjaśniało, czemu maddara jest tak nieposłuszna w walce. Czy to jednak... czy to znaczy że walczący czarodzieje są podłymi smokami? – Zapytała, a w jej magicznym głosie brzmiała wątpliwość. Skierowała swój wzrok na horyzont. Może raczej nieświadomymi smokami. Czy jednak używanie maddary do walki w obronie stada było czymś złym? Czy przez to ranga czarodzieja jako wojownika stada nie miała prawa bytu...
Uświadomienie smokom jak bardzo okrutnym było użycie maddary do zadawania innym ran i próba zmuszenia ich żeby tego zaprzestali poruszyłaby jeden z fundamentów tradycji stad.
Czymże jednak była tradycja jak nie jedynie zwyczajami przodków? Czyż nie można było dopisywać nowych?

Wracając jednak do rozmowy... już dawno cioci Wichury nie widziała, ale teraz, kiedy rozmowa zeszła na jej temat, Dynamika faktycznie dostrzegła podobieństwo... szczególnie ślepi ognistego. Uśmiechnęła się delikatnie, pogodnie.
Tak, znam ~ jest siostrą mojego ojca... i uczyła mnie niegdyś walki fizycznej ~ – Odpowiedziała na jego pytanie, oczywiście, nie otwierając pyska. Widać było po ekspresji jej pyska, że miło wspomina tę smoczycę.

: 15 sty 2016, 19:42
autor: Przedwieczna Siła
Przedwieczna obserwowała poczynania Suntruxa. Taa... Najpierw omało nie upadł przez zaśnięcie, ale w końcu się ogarnął i wykonał polecenie. Ostatecznie wylądował całkiem niebrzydko – liczyło się to, że nie zarył pyskiem w glebę. Poczekała, aż odpocznie.
Dobrze. Tyle wystarczy z tej nauki. Chcesz czegoś jeszcze? – zapytała od niechcenia.

// raport Lot I i II

: 15 sty 2016, 20:11
autor: Martwy Kolec
Sapiąc ze zmęczenia i z uśmiechem na dziobie patrzył na Nieustępliwą i powiedział pierwsze co mu przyszło do głowy-Pić...-lecz uświadomił sobie dopiero później, że chodziło jej o naukę. Przecież nie można się uczyć praktyki cały czas. Czasem trzeba odpocząć. Myślał sobie smok. Po chwili opadł na brzuch uginając kończyny i leżąc przed smoczycą dyszał z otwartym dziobem.

: 15 sty 2016, 21:27
autor: Przedwieczna Siła
Skrzywiła się nieco. Nie będzie go niańczyć, co to, to nie. Siedziała niewzruszona z obojętnym wyrazem pyska. Wiedziała, że nie ma co oczekiwać po Suntruxie zbyt wiele.
O to musisz już zadbać sam. Skoro nie potrzebujesz więcej nauk, muszę wrócić do swoich obowiązków. Wezwij mnie, kiedy będziesz potrzebował mięsa lub szkolenia. – odparła, po czym wstała i odwróciła się od niego. Skoczyła do góry i rozłożyła masywne skrzydła, mocno nimi machnęła raz, drugi i piąty, i już była wysoko w powietrzu. Odleciała niespiesznie, zmierzając w stronę terenów Cienia... zapewne, by udać się na kolejne polowanie.

: 16 sty 2016, 14:02
autor: Martwy Kolec
Gdy Nieustępliwa odlatywała smok starał się przyjrzeć dokładnie jej technice. Nie potrafił dostrzec nic, co robił inaczej, a mimo to smoczyca leciała z taką lekkością. Poruszała skrzydłami tak rzadko, a mimo to z takim brakiem problemów pokonywała tak wielkie dystanse. Westchnął do samego siebie i pomyślał, że pewnie potrzeba lat wprawy. Spuścił z niej wzrok i zmęczony nauką smok postanowił wrócić do swojej nory. Nie wiedział jeszcze, że spotka tam kogokolwiek poza rozkładającym się ciałem bliźniaczek. Myślał by tam polecieć, ale jego mięśnie aż go bolały i się całe trzęsły ze zmęczenia. Tak więc musiał iść na piechotę. W sumie i tak wolał zawsze iść, aniżeli latać. Ziemia byłą dla niego pewniejsza.

: 05 lut 2016, 15:23
autor: Zawierzony Kolec
Dotarcie na miejsce zajęło mu dużo czasu i zabrało wiele sił. Nie mógł latać, więc musiał dać sobie radę o własnych łapach przemierzając całe tereny Stada Wody, by zajść na Tereny Wspólne. Wiatr nieraz przywiał w jego stronę kuszącą woń Ognia, ale wiedział, że jeśli pójdzie od razu na miejsce, w które zawołał go Obrońca, nie będzie miał chwili wytchnienia od swoich myśli. Samiec wspiął się na najwyższy punkt Bliźniaczych Skał, skąd spojrzał na tereny Życia i...
... wydawało mu się, że z jego gardła wydobył się ryk przerażenia. To jego głos, prawda? To jego serce przyspieszyło tak bardzo, jak wtedy, gdy obudził się widząc Wieczne Ukojenie, Marionetkarza ze Stada Wody, przy swoim boku? Ryk trwał i trwał, a pełen był smutku i cierpienia, których samiec nie zaznał od czasu sądu bożego i straty siostry...
Gdy zamilkł, usiadł na śniegu, który nagle przestał przynosić mu radość. Ziemie Stada Życia, Stada, które stało mu się nowym domem po utracie prawa do pobytu na terenach Klanu, przepadły w gęstej śmiercionośnej mgle, która póki co nie sięgała mackami po tereny innych smoczych grup, ale Opiewający wiedział dobrze, że to tylko kwestia czasu. Wziął kamień i spisał na nim kilka zdań. Jak będzie musiał – przepisze całe Kroniki na nowo... Ale póki co chciał notować obecne wydarzenia na kolejnym fragmencie skały. Gdy pisał runy, zdawało mu się, że to nie dzieje się naprawdę – to było jak baśń, a on był jej narratorem. Wiedział, że gdy przestanie pisać, baśń się skończy. Opisał spotkanie z Migoczącą i ucieczkę z pomocą Nauczyciela na Tereny Wody. Opisał, jak niósł ją na grzbiecie i jak uleczył go Marionetkarz. Opisał wszystko do momentu, w którym się znalazł. Spojrzał w drugą stronę, na tereny Ognia. Musiał tam iść... Będzie musiał tam pójść już, zaraz, teraz, by Chłodny się nie martwił. Ale... Co zrobi, jeśli okaże się, że nie ma tam wszystkich smoków Życia? Pomyślał o ojcu, Oczywistookim, o Dzikim Agreście, o Dynamice Życia. Och, gdyby tylko nie znalazł się na przeklętym Torfowisku, to nic by się nie stało! To miejsce przyniosło mu pecha! A może... A może to on przynosił pecha..? Czy jego przeznaczeniem jest nie mieć domu...? Zamarł, ale gdyby tylko było to możliwe dla gadów, pewnie zapłakałby teraz za tym, co utracił. To fatum... Musiał teraz odpocząć, a potem... Zmierzy się z prawdą.

: 05 lut 2016, 19:44
autor: Szczerbata Łuska
Po nieprzyjaznym świecie wędrowała młoda, pozbawiona domu istota – jej łapy zatapiały się raz po raz w skrzypiącym miękko śniegu, a oddech obłoczkami unosił się z nozdrzy. Mróz powoli przeżerał się przez łuski i grubą skórę, coraz bardziej spowalniając samiczkę, jednak nie śmiała się zatrzymać. Napędzał ją strach. Strach przed czyhającym w oddalających się górach niebezpieczeństwem, przed dziwną barierą, zielonkawą mgłą, zapachem smoków – dlatego uparcie szła przed siebie, nawet gdy wszystko przed oczyma zaczynało się zlewać w jedno.
Z otępienia wyrwał ją dopiero donośny, pełen żalu ryk; zaalarmowana, napięła zmęczone mięśnie i poderwała łeb ku górze, bo stamtąd właśnie dochodził. Zobaczyła... cóż, smoka. Stał na skale, sam, i jeszcze jej nie zauważył, ale z przerażenia Ząbek odniosła wrażenie, że straciła czucie w łapach. Zaczęła się nieskładnie cofać, szukając schronienia, lecz żadnego w pobliżu nie dostrzegła – kucnęła więc w śniegu, podwinęła ogon i zwinęła szyję, chcąc wykorzystać kamuflaż, który już wielokrotnie ratował ją przed uwagą innych smoków. Z trudem powstrzymywała drżenie.

: 05 lut 2016, 19:55
autor: Zawierzony Kolec
Mimo swego żalu, dostrzegł kątem ślepia samiczkę o barwie koloru ciemnego piasku – może kamienia? Ale nieco za jasną, by w pokrytej śniegiem scenerii ukryć się całkowicie. Wciąż przepełniały go negatywne emocje: smutek, żal, strach, poczucie tego, że to on przyniósł Życiu klęskę. Mimo tego zaintrygowała go ta obca istotka. Wiatr nie przyniósł mu jej woni, ale wiedział na pewno, że nie należy ona do Ognia, ani do Życia, ani do Wody. Smoki z tamtych Stad były teraz zajęte mgłą. Został... Cień. Ale ona nie wyglądała jak jeden z tych niekoniecznie przyjaznych smoków o dziwnych charakterach. Powoli obrócił łeb, patrząc tak, by wiedziała, że to na pewno na nią patrzy, ale uśmiechał sie do niej ciepło, by przekonać ją o swoich dobrych zamiarach. Nie ruszył się, siedział nadal, by nie spłoszyć wyraźnie przestraszonej samiczki – kolejny dowód, że nie należała do Cienia. No i jej próba ukrycia się wśród śniegu... Dziwne.
Nie obawiaj się mnie, obca smoczyco.
Opiewającym Kolcem jestem zwany.
Niech się rozchmurzy już twe młode lico,
Nie są wrogie moje wobec cię plany.

Nie stąd pochodzisz, czy mam ja rację?
Wyglądasz tak, jakbyś śniegu nie znała,
Wśród skał wykazujesz niezwykłą grację,
Ale czemu byś się mnie lękać miała?

Mówił cicho, spokojnie, ale gdyby obca samiczka się wsłuchała, na pewno dałaby radę uchwycić nutę smutku w głosie Piewcy, gdy ten zerkał na tereny swojego dawnego domu.

: 05 lut 2016, 21:27
autor: Szczerbata Łuska
Zmarznięta samiczka ani drgnęła, gdy poczuła na sobie spojrzenie smoka; nie ruszyła się z miejsca, gdy tamten się odezwał. Dopiero po dłuższej chwili niepewnie uniosła łeb i spojrzała na nieznajomego, mrużąc lekko ślepia – trudno było ocenić, czy to z podejrzliwości, czy przez wszechobecną, rażącą biel. Opiewający Kolec... cóż to za dziwne imię? Poruszyła szczęką, jakby zamierzała coś powiedzieć, ale zaraz zacisnęła z powrotem wargi. Nic nie przychodziło jej do głowy, w końcu samczyk i tak wszystkiego się domyślał. Nie czuła się przekonana jego urokiem osobistym i piękną mową – a może raczej nie chciała dać się przekonać, bo obie te rzeczy razem wzięte sprawiały naprawdę... przyjazne wrażenie.
Idź sobie – bąknęła niewyraźnie po długim milczeniu.

: 05 lut 2016, 21:50
autor: Zawierzony Kolec
Miał sobie iść? Poczuł, jak go to zabolało, ale tylko utwierdziło w przekonaniu, że zgadł wszystko i że ta samiczka wcale nie należała do Wolnych Stad. Powoli zszedł na dół skały, znikając pomiędzy głazami dosłownie na kilkanaście uderzeń serca, po czym wyłonił się na tym samym poziomie co obca samiczka, zbliżając się do niej naprawdę łapa za łapą. Normalnie może by dał jej iść w świat, ale teraz... Zerknął znów na mgłę i już wiedział, że nie zaryzykuje zostawienia najwyraźniej zagubionej młodej smoczycy w miejscu, które lada chwila mogło zostać pochłonięte przez coś tak strasznego i niemożliwego do uniknięcia jak ta dziwna mgła, która przecież nawet magiczne twory pochłaniała, jakby były czymś błahym, a nie potężnym... Zatrzymał się dwa ogony od niej, uśmiechając się przyjaźnie, lecz smutno, po czym znów przemówił cichym, spokojnym głosem, niczym do przestraszonego koszmarem pisklęcia, a nie samiczki prawie w jego wieku:
Nie bój się mnie, bowiem nic ci nie zrobię,
Ba przed mgłą ochronić cię pragnę, miła.
Może gdy opowiem ci coś o sobie
Zobaczysz, że w grupie jest większa siła?

Zwali mnie Piewcą w mej dawnej krainie,
Tam, gdzie śnieg wieczny pokrywa gór szczyty.
Myślałem, że życie mi tam upłynie,
Lecz to nie dla mnie były te zaszczyty.

Miałem ja siostrę, Ordalią nazwaną,
A matka nasza w grzechu nas rodziła.
Ordalia pragnęła być szanowaną,
Więc ku boskiemu prawu się skłoniła.

Gardziła tym, że byłem ja kochany
Bardziej niż ona za sprawą wyglądu,
A kiedy wyjawiła matki czyny
Doszło rychło do boskiego osądu.

Oboje byliśmy winni w tej sprawie,
Oboje karę ponieśliśmy wtedy
Ona zginęła w wód lodowych stawie,
A ja żałuję mej kary niekiedy.

Zostałem wygnany z klanu mojego
Z zakazem powrotu pod groźbą śmierci.
Błądziłem, szukając domu nowego
Taki był mój przesmutny los bękarci.

Szukając trafiłem na Wolne ziemie
To tu, gdzie teraz oboje stoimy
Dom odnalazłem, rodzinę... I ciebie!
Wyrwano mnie z objęć rozpaczy zimy.

Więc dołącz do Życia, nowego domu!
Nauczę cię tego, co umieć musisz.
Nie będziesz tu wadzić sobą nikomu,
Bezpieczną ostoją się może skusisz...?

: 05 lut 2016, 23:35
autor: Szczerbata Łuska
Ząbkowi przemknęło przez myśl, że samczyk naprawdę sobie poszedł, podniosła się więc ze śniegu i wyprostowała, gotowa podjąć się dalszej drogi – tyle że znowu zobaczyła Opiewającego Kolca, oddalonego o niemalże skrzydło. Śledziła uważnie jego ruchy, a gdy zerknął w stronę mgły, poczyniła to samo – jej złe przeczucia znalazły zaraz potwierdzenie w słowach obcego. Zmarszczyła pysk. To musiał być nie lada problem, bo odkąd przekroczyła barierę po swojej prawej stronie widziała tylko ów mgłę, nic więcej...
Skupiła się z powrotem na złotookim i wsłuchała w barwną opowieść. Jej ślepia rosły z każdą chwilą, jak gdyby próbowały odnaleźć źródło tych pięknych słów – jak to możliwe, że płynęły z warg smoka, jakim była i ona?
Ale... – urwała, zbierając powoli myśli. Na pysku odmalowała się konsternacja. – Ale czemu mi to wszystko mówisz? Skoro jest tu mgła, czy nie bezpieczniej będzie, jeśli powędruję dalej?
Nie mogła się powstrzymać od wyrażenia swoich wątpliwości, jednak to były jedyne, jakie Ząbek teraz miała – jeśli celem Opiewającego Kolca było przekonanie jej do pozostania tutaj, był na jak najlepszej drodze. Właściwie już ją trzymał w garści, bo kto by nie uległ tak pięknym wierszom?

: 06 lut 2016, 10:23
autor: Zawierzony Kolec
Zadała dobre pytanie, nawet bardzo dobre. Przecież ostrzegł ją, że mgła jest niebezpieczna, więc raczej teraz nie pobiegnie ku niej w podskokach, by sprawdzić, czy słowa Piewcy były prawdziwe. Zawahał sie wyraźnie, po czym zbliżył się jeszcze trochę, ale zatrzymał się już całkowicie w odległości ogona od niej. Starał się wychwycić jej niebieskie ślepia swoimi i uśmiechał się pokrzepiająco – czy do siebie, czy do niej, to trudno było stwierdzić. Już wiedział, czemu miałby ją zatrzymać. Skoro szła z krainy, gdzie nie znała śniegu, to pochodziła pewnie z południa lub ze wschodu... Ale raczej z południa, bo dotarcie tu ze wschodu i pójście w tamtym kierunku było niemożliwe – nie teraz, gdy całe tereny znajdującego się na wschodzie Życia zajmowała mordercza mgła. W takim razie mogła się kierować dalej tylko na północ, bo od zachodniej strony tereny urywały się na wielkiej wodzie, która ciągnęła się zapewne przez setki lotów drogi. Tym razem pewniej spojrzał w ślepia samicy i uśmiechnął się ciepło.
Ta kraina jest azylem dla duszy,
Tam na północy złe sny powracają
Pisklę Wolnych od małego już słyszy,
Że straszne rzeczy się tam wyprawiają.

Tam się zrodziłem i tam wędrowałem,
By na południu znaleźć coś dobrego
Tam ciepła, miłości nie widywałem,
Tam, na północy, rządzą siły złego.

Jeśli krainę chcesz znaleźć bezpieczną,
Niech mgła cię nie zmyli dobrze trafiłaś.
Smoki Stad Wolnych pewnie się już spieszą,
By pozbyć się mgły, której świadkiem byłaś.

Obserwował ją ze spokojem i ciepłem w złotych ślepiach. Chciał, by stała się jego Stadną siostrą, ale nie zamierzał tego na niej wymuszać. Poza tym... Powinien się spieszyć, by dołączyć do Stada Życia na terenach Ognia. Chłodny na pewno się martwił. W końcu skąd mógłby wiedzieć, że Piewca nie mówi mentalnie?

: 06 lut 2016, 15:15
autor: Szczerbata Łuska
Wahanie Opiewającego kolca sprawiło, że się wzdrygnęła – ten nieznajomy nie mógł zagwarantować jej bezpieczeństwa, a już zaczynała mieć na to nadzieję. Sam zapewne nie miał pewności, co się teraz stanie... Ząbek znów nabrała wątpliwości, zapominając o czarze wiersza, i zmrużyła ślepia mimo uśmiechu powracającego na pysk obcego. Zanim znów przemówił, samiczka zahartowała się – złotooki chciał ją tylko zwieść pięknymi słowami, a tak naprawdę nie przekazywał nic wartościowego. Tak, dokładnie tak. To był podstęp. To musiał być podstęp.
Jednak samczyk trafił prosto w sedno, mówiąc o północy – wewnętrzna bariera, którą naprędce próbowała stworzyć brązowołuska, nie była gotowa na taki... cios. Rzeczywiście, im dalej od starego domu brnęła, tym zimniej się robiło. Na początku było jeszcze znośnie, ale tutaj, teraz, przy takim mrozie i wszechobecnym śniegu (choć nie miała z nim wcześniej do czynienia, słowo to znane jej było z opowieści, a barwa z odległych szczytów górskich) trudno było sobie wyobrazić, co się działo na jeszcze dalszej północy. Prawdą też było, że Ząbek chciała wędrować w tamtym kierunku, choć nie wiedziała o morzu rozciągającym się na zachodzie.
Dobrze – powiedziała wreszcie, przymykając na chwilę ślepia. Nie wyglądała na najszczęśliwszą ani na pewną swojej decyzji, ale cóż. Raz sarnie śmierć. – Pójdę z tobą... Opiewający Kolcu.

: 06 lut 2016, 16:02
autor: Zawierzony Kolec
Na jej słowa samczyk uśmiechnął się pogodnie i skierował swój pysk w stronę terenów Ognia.
Teraz w tym kierunku się wybierałem,
Przerwę tylko zrobiłem, bom zmęczony.
To dzięki temu ciebie tu zastałem
I przyznam że jestem zadowolony.

Chodź za mną i nie bój się już niczego.
Wkrótce złączymy się ze Stadem Życia.
Obce ci smoki nie zrobią nic złego,
W ich sercach zły duch nie znajdzie ukrycia.

Powoli ruszył w stronę Lasu Valkhi, skąd Chłodny Obrońca wysłał mu sygnał. Powinni się spieszyć, bo nie mogli być pewni, dokąd następnie udadzą się smoki. Miał nadzieję, że byli tak wszyscy z jego stadnej rodziny. Oglądał się, czy oby na pewno nieznajoma za nim idzie, cały czas kierując się na północny-zachód. Czekała ich długa podróż...

//zt

: 13 mar 2016, 20:56
autor: Kruczopióry
Przybył się wyciszyć – odetchnąć, odpocząć, na jakiś czas pozostać w dala od tego całego zgiełku, jaki towarzyszył ostatnim czasom. Mgła pożerała coraz więcej terenów... a on miał coraz mniej pomysłów. Może chwila zastanowienia da mu nadzieję na wymyślenie sensownego rozwiązania? Hmmm...?

Podleciał na górę jednej ze skał i przysiadł na niej, złożywszy skrzydła. Zaczął wpatrywać się w dal, namyślając. Szukając sensu swojego życia... i rozwiązania kilku ważnych spraw. Czy dane mu będzie te rozwiązania odnaleźć...?

: 15 mar 2016, 17:25
autor: Przedwieczna Siła
W przeciwieństwie do Kruczego, Przedwieczna nie miała w tej chwili żadnych problemów. No, może oprócz braku zapasu mięsa, ale to dało się szybko odrobić. Sombre nie wiedziała wiele o mgle, a po ostatniej nieobecności w Wolnych Stadach, braku aktywności łowieckiej, mogła odpocząć. Miała święty spokój i to wyszło jej na dobre – teraz do wszystkiego podchodziła ze zdwojoną siłą. Miała motywację i nie szukała pretekstu, by wymigać się od zadania. Miała pewne plany...
Ile razy była w Bliźniaczych Skałach? Raz może, czy dwa... To miejsce jednak znała – niegdyś uczyła tutaj latania Martwego Kolca, wtedy jeszcze Suntruxa. Dziwny, ptasi smok, który wzbudzał jedynie pożałowanie. Miał skrzydła, którymi zdecydowanie nie potrafił się posługiwać. Nieistotne.
Cienista wkroczyła między skały od razu wyczuwając charakterystyczną woń siarki połączoną ze znaną jej nutką Kruczopiórego... Szykuje mu się niespodzianka. Smoki dawno się nie widziały. Sombre nie miała zamiaru robić takiej szopki, jak kiedyś – samiec nie był już pisklęciem, ani zapewne nawet adeptem, a dorosłym smokiem. Znał jej sztuczki i nie było sensu ich powtarzać albo wymyślać kolejne. Po prostu podejdzie i się przywita... czy coś takiego. W końcu Przedwieczna nie była raczej mistrzynią w kontaktach towarzyskich.
Kiedy przeszła obok kolejnej skały, zza niej wyłonił jej się znany Ognisty... a kiedyś jeden ze smoków Cienia. Złość prawdopodobnie już jej przeszła, ale czy można było być tego pewnym? Przy niej nikt nie mógł czuć się pewnie, tak samo, jak jej intencje i myśli nigdy nie były oczywiste. Parsknęła, wypuszczając gwałtowniej powietrze przez nozdrza i ruszyła w kierunku czarnołuskiego.
Witaj, Kruku. – odparła na to przywitanie, dość oficjalnie, zatrzymując się przed nim – niezbyt blisko. Nie była pewna jego podejścia, w końcu ostatnie rozstanie pozostawiało wiele do życzenia.

: 15 mar 2016, 19:02
autor: Kruczopióry
Zamrugał kilka razy, kiedy ujrzał przed sobą czarną sylwetkę zbliżającej się smoczycy. Popatrzył na nadchodzącą Sombre uważnie, lekko wzdrygając się. Ale tylko trochę; mimo wszystko wiedział, iż teraz w potencjalnym pojedynku nie byłby bez szans. Dorósł... Ona też nie była już Nieustępliwą, jak wtedy, gdy się spotkali nad rzeką Tyral. Całkiem zabawnym zdało mu się, iż jej obecne imię poznał pośrednio, rozmawiając z innymi smokami, choć przecież był obecny na jej ceremonii... Nie uśmiechał się jednak; obserwował. Badał łowczynię Cienia uważnie wzrokiem, nie posiadał bowiem nawet mglistego pojęcia, jakie podejście może mieć do niego dawna nauczycielka po tylu księżycach. Nie wiedział nawet, co Przedwieczna raczy sądzić o sprawie ucieczki – bo przecież tamtego dnia nie poleciała za nim. Dlaczego...?

– Witaj, Nieustępliwa... – rzekł powolnym, nieco mrukliwym tonem, nie odrywając swoich ślepi od smoczycy. – Czy też teraz Przedwieczna, jak mniemam; imiona lubią się szybko zmieniać w Wolnych Stadach. Ja Kruczopiórym jestem już teraz oficjalnie, nie tylko samozwańczo – zaznaczył, cały czas obserwując reakcje czarnołuskiej. I powoli, niespiesznie podniósł się, potrząsnąwszy grzbietem, aby otrzepać ciało ze śniegu.

– Nie miałem jeszcze okazji tego zrobić, gdyż zbyt szybko wówczas odleciałaś, ale... dziękuję – rzekł, wpatrując się w ślepia smoczycy. – Dziękuję za to, że uczyłaś mnie nad rzeką Tyral. Szczerze i bez ironii; wiele włożyłaś w moje umiejętności, doceniam to. Nawet mimo faktu, że byłaś w tym trochę... oschła. – Zmrużył ślepia i obniżył nieco ton. Oczywiście nadal obserwując Przedwieczną. – Choć wbrew twoim nadziejom, jednak zostałem czarodziejem; zbyt spodobała mi się maddara, aby to się inaczej skończyło – podkreślił, wyszczerzywszy kły i spoglądając na czarnołuską wyjątkowo pewnie. – A co u ciebie? – zapytał, wciąż nieco uśmiechając się. Nie miał pojęcia, jak Przedwieczna podejdzie do niego... i jak on powinien podchodzić do niej. Na pewno nie była jeszcze skreślona... ale czy on był skreślony dla niej?

: 21 mar 2016, 11:04
autor: Przedwieczna Siła
Powód, dla którego nie poleciała za Kruczopiórym, był całkiem prosty – rozkaz od Przywódcy był największą świętością. Nawet, jeśli niechętnie, nigdy się nie sprzeciwiła. Zauważyła za to, że ruszył za nim i Kravsax, i Biały i Jeździec... ostatnia na polecenie Aluzji. Nie podobało jej się to. Kruczopióry zniszczył tym wybrykiem całą ceremonię i wprowadził chwilowy zamęt, pozostał po nim pewien niesmak, który długo trzymał się gdzieś z tyłu łba Cienistej, ale w końcu... po prostu odpuścił. Swoją drogą, kolejnym powodem było to, że za tym Adeptem poleciała czwórka dorosłych smoków, więc ile jeszcze miało się ich tam nazlatywać? Samiec zapewne uważał się wtedy za pępek świata i myślał, że jest dla Cienia na tyle ważny, że może całe stado winno nad nim obradować. Na szczęście, dostał od Przywódczyni zimną wodą po pysku i oby go to wtedy trochę otrzeźwiło.
Kruczopióry nie mógł jednak poznać tych powodów, bo o nie nie spytał, a to kłębiło się gdzieś tylko w zakamarkach umysłu Siły. I nie zamierzała tamtego dnia wspominać, póki sam zainteresowany tematu nie podejmie. Obserwowała go, póki co, uważnie – słuchając każdego słowa i tonu, z jakim je wypowiadał, łączyła to z wyrazem pyska, ślepiami i postawą całego ciała. Nie wywnioskowała nic innego, niż to, że Kruczopióry po prostu... się nie zmienił.
Gratuluję rangi, Czarodzieju Ognia. – wymruczała, mówiąc dość oficjalnie, a chcąc połechtać jego ego – w końcu kto nie lubi, kiedy tak się go nazywa? Brzmi to, umówmy się, bardzo dumnie.
Nie musisz mi dziękować. Byłeś kolejnym pisklęciem, które potrzebowało nauki, a ja jej nigdy nie odmawiam. Póki nie należałbyś do Życia lub Wody. – skrzywiła się paskudnie, co raczej miało być drwiącym uśmieszkiem, w jej wykonaniu dość nieprzyjemnym.
Co u mnie? – powtórzyła pytanie, pytając samą siebie. Nie lubiła tego robić, opowiadać o samej siebie. Poza tym, ta pogawędka wyglądała, jakby spotkało się dwóch starych, dobrych znajomych...
Zdarzyło mi się trochę narozrabiać podczas kilku pojedynków. Koszmarny na pewno się pochwalił? – paskudny uśmiech poszerzył się znacząco, odsłaniając jednocześnie szereg ostrych zębów. Końcówka jej ogona poruszyła się i zaczęła powoli wić, niczym ranny wąż.
Poza tym mogę powiedzieć tylko tyle, że się starzeję. Tak, jak i Ty. Dobrze wiedzieć w każdym razie, że wspomagasz Ogień swoimi umiejętnościami. – odparła, chcąc wybadać jego reakcję. Co odpowie, jak się zachowa? Czy będzie tak arogancki, jak podczas ceremonii w Cieniu? Czy tak samo mało szanuje Ogień, jak wcześniejsze stado?

: 21 mar 2016, 19:38
autor: Kruczopióry
Jaka była tak naprawdę Przedwieczna? Kruczopióremu od zawsze towarzyszyło odczucie, iż w rzeczywistości... nie znał jej. Owszem, uczyła go nad rzeką Tyral, ale ze swoich własnych powodów czarnołuska nie zwierzała mu się wówczas specjalnie, zachowując dystans i chłód. Dlatego nie wiedział, czego powinien się po niej spodziewać; nie znał jej charakteru, nie wiedział, jaka może okazać się jej reakcja i na ile powinien ważyć słowa. Na pewno irytowała go postawa Sombre wobec smoków innych stad, którą znów podkreśliła... Czyli jednak rasistka, cóż. Ale niewątpliwie piekielnie groźna rasistka.

– Koszmarny nie chwalił mi się niczym – zaczął odpowiadać, zmrużywszy swoje ślepia i wlepiając je teraz w Przedwieczną wyjątkowo uważnie. – Mniemam jednak, że wyrosłaś na całkiem sprawną wojowniczkę. Wybrałaś swoją drogę... a ja swoją. I to dobrze; każdy powinien zajmować się tym, w czym czuję się najlepiej. – Zrobił krotką pauzę. Chciał wybadać reakcję smoczycy, nim zacznie mówić jej bardziej otwarcie o pewnych sprawach. Ale jednej... jak odczuwał, nie musiał skrywać.

– Ogień jest mi domem; Ogień zaakceptował mnie takiego, jakim jestem – powiedział spokojnie, oddychając przy tym miarowo. – Najpierw Runa, a potem Pustynia nie miała żadnych obiekcji co tych warunków, przez których przedstawienie musiałem uciekać z ceremonii. Jestem im za to wielce wdzięczny; przywódczyni mnie szanuje... i właściwie traktuje prawie jak własne pisklę – zaznaczył, nie spuszczając ślepi z Przedwiecznej. – Dlatego moje serce jest Ogniste i każdy smok tego stada może liczyć na moje pełne wsparcie. Choć... – Mruknął nagle nieprzyjemnie. – Choć pisklakom Życia i Wody pomocy również nie odmawiam. Pisklakom Cienia też nie.

Znów pozwolił sobie na krotką pauzę; uwaga smoka niezmiennie pozostawała skupiona na czarnołuskiej, cały czas usiłował wyczytać z jej pyska myśli, odczucia i nastrój Przedwiecznej. Niekoniecznie obchodziło go, czy podobają jej się jego słowa, czy też nie – nawet gdyby próbował kłamać, i tak szybko wyszłoby to na wierzch.
– Słyszałem, że już jakiś czas temu w Cieniu zmieniło się przywództwo – zmienił nagle temat, choć nadal był w gotowości. – Niestety, nie znam Szaleństwa Cieni, jakkolwiek zwał się wcześniej, wiec nie mam tez pojęcia, czego mógłbym się po nim spodziewać. Jesteś w stanie mi coś o nim powiedzieć...? – zapytał, zaś jego końcówka ogona lekko poruszyła się. Tak, to było pytanie, nad które odpowiedź faktycznie była dla Kruczopiórego interesująca. Ciekaw był, jak Cienista opisze nowego zwierzchnika... i czy będzie to opis podobny do opisu Aluzji.

: 02 kwie 2016, 21:07
autor: Przedwieczna Siła
// przepraszam, że tak długo. Chciałam, żeby to był wartościowy odpis, a ostatnio czas nie pozwoliłby mi na napisanie takiego :<

Przedwieczna nie do końca znała samą siebie, kto więc inny mógłby powiedzieć, że ją zna? Aluzja – własna matka, która nigdy się nią nie interesuje? Może Kiara, przyjaciółka, która obecnie zajmuje się tylko pisklętami, których ma całą gromadkę? Albo na przykład Błysk – Ognisty przyjaciel, którego wciąż zaskakiwała? Zdawało się, że Sombre była zaskoczeniem dla wszystkich, włącznie z sobą. Chociaż nigdy się nad tym nie zastanawiała, tak samo, jak nie obchodziło jej, co myślą o niej inni.
Irytowała ją z pewnością postawa smoków, które nie znały dobrze sytuacji Cienia. Ogień nie miał takiego problemu z innymi stadami – byli tylko sojusznikami Cienistych w walkach z Wodą i Życiem, a ci od zawsze potępiali nie tylko zachowanie jej stada, ale w ogóle ich byt pod barierą. A biorąc pod uwagę to, jak "długo" Kruk był w Cieniu, oraz że nie dotrwał tutaj swej rangi, zdecydowanie świadczyło o tym, że tego podejścia nie rozumiał. A jeśli już być rasistą i obrażać innych – to trzeba mieć argument siły, by się bronić!
Nie jestem Wojowniczką, drogi Kruczopióry. Chciałam, ale stado potrzebowało Łowcy. – odparła, nie ujawniając nawet, że nie wiedziała, iż jego pisklęcym imieniem NIE było to, które nosi teraz. Przecież Kruk od początku przedstawiał jej się mianem, które nosił obecnie. I czy Ognisty Czarodziej doceni w tej rasistce poświęcenie dla stada?
Cieszy mnie, że znalazłeś swoje miejsce pośród Ognistych. – mruknęła, a jej głos wydał się być... szczery. Tak po prostu. Jej ślepia patrzyły na smoka uważnie, natomiast kąciki pyska unosiły się w lekkim rozbawieniu, ale głos wyrażał właśnie akceptację tego, że znalazł się w Ogniu. Tego, że znalazł swój dom i może być tam tym, kim jest. Jego zresztą z chęcią przyjęli by pewnie tak w Życiu jak i Wodzie... Siła raczej nie miałaby takiego wyboru, gdyby już musiała uciekać. A do ucieczki było jej dalej, niż komukolwiek innemu. Naprawdę wiele można było tej smoczycy zarzucić – ale nie brak lojalności wobec Cienia.
Oczywiście. Kerrenthar jest moim młodszym bratem. – uśmiechnęła się drwiąco, przypominając sobie tamtą ceremonię. Zaskoczenie każdego, kiedy usłyszeli, że to nie Sombre, a Kerrenthar ma zostać Przywódcą... bezcenne.
Objął przywództwo we wczesnym wieku, ale widocznie matka uznała, że jest już gotów. Dawno z nim nie rozmawiałam... i szczerze mówiąc nie wiem, co takiego teraz mu we łbie siedzi. – kontynuowała już nieco (z pozoru) swobodniej. Nawet na chwilę pozwoliła sobie odwrócić wzrok i zerknąć gdzieś w prawo, skąd usłyszała skrzek jakiegoś ptaka. Potem jednak jej spojrzenie powróciło do jego ślepi. – Właściwie nie było jeszcze żadnej okazji, by mógł się wykazać szczególnymi predyspozycjami do bycia przywódcą... Ale jeśli wspomni się tu o tym, że matką jego jest sama Ankaa, a ojcem Kheldar, to wydaje się, że ma to we krwi. – parsknęła, mówiąc to raczej z rozbawieniem, bo nie wierzyła w to, że można takie cechy faktycznie odziedziczyć. Przywódca to przywódca... nie każdy mógłby nim zostać. Niezależnie od przeszłości rodziców, czy w ogóle rodziny.

: 03 kwie 2016, 2:00
autor: Kruczopióry
// Luuuz, znam to uczucie ;).

Otworzył szerzej ślepia, wyraźnie zaskoczony, kiedy Sombre powiedziała mu o swojej randze. Zdecydowanie się tego nie spodziewał, zwłaszcza kiedy Przedwieczna przyznała mu się do toczenia pojedynków. Zwłaszcza że charakterem zdecydowanie pasowała mu do takiej, która potrafiła się bić. I... chyba potrafiła, nawet jako łowczyni.

– Takie oddanie stadu, aby pełnić rolę inną od wymarzonej, to wielkie poświęcenie z twojej strony – rzekł spokojnie, nie odrywając wzroku od Sombre. – Rozumiem, że wynika to z twojego poczucia odpowiedzialności za nie, nie zaś z przymusu; jeżeli tak... podziwiam cię za to – dodał, niezmiennie obserwując reakcję czarnołuskiej. Nie kłamał; łowcy pełnili w stadzie ważną rolę, sam zresztą swego czasu musiał korzystać ze skarbca Ognistych, gdy potrzebował się posilić. Dzięki nim podczas polowań nie musiał martwić się o pożywienie, a raczej o kamienie szlachetne, które pozwalały mu poprawiać umiejetności. Poprawiać na czas, kiedy to on okaże się potrzebny... Na czas walki. A przeczucie nieustannie podpowiadało mu, iż w związku z mgłą umiejetności bitewne mogą okazać się przydatne.

– Choć jak wnioskuję z wypowiedzi, całkiem z pojedynkowania się nie zrezygnowałaś – dodał, mrugnąwszy porozumiewawczo ślepiem. I nawet nieznacznie uśmiechnąwszy się. Mimo wszystko wciąż nie ufał Przedwiecznej na tyle, aby myśleć o pojedynkowaniu się z nią, ale może kiedyś...

– Nie znałem Kheldara, więc na jego temat trudno mi się wypowiadać – kontynuował, powracając do tematu przywódcy. – Ankai... chyba nie muszę tłumaczyć, że po incydencie na ceremonii nie darzę sympatią – dodał, zmrużywszy lekko ślepia. Pozostawał czujny; zdawał sobie sprawę, iż de facto neizbyt pochlebnie wypowiedział się o matce Sombre. Ale czy mógł uczynić inaczej, kiedy ta za samo posiadanie innego zdania przygważdżała mu łeb do ziemi...? – Tak czy tak, niestety, wszystko wskazuje na to, że już niedługo, chcąc nie chcąc, Kerrenthar będzie się musiał wykazać. Nie tylko on, ale i wszyscy przywódcy... i wszystkie smoki Wolnych Stad. Choć mgła zajęła przede wszystkim tereny Życia, częściowo wtargnęła też do Ognia, a i grozi, jak się domyślam, innym stadom. Mam nadzieję, że udowodni swoją wartość, czego mu zresztą szczerze życzę – podkreślił, znów lekko uśmiechnąwszy się. Podobnie jak Przedwieczna, rozluźnił się już nieco, znów przysiadając na skale. Ale... nie spuszczał z łowczyni wzroku.

Właściwie to chciał jeszcze z nią porozmawiać; dowiedzieć się czegoś więcej o tej nauczycielce, która kiedyś szkoliła go nad rzeką Tyral. Wciąż towarzyszyło mu poczucie, iż największe swoje sekrety skrywa przed Kruczopiórym w swoim naturalnym dystansie, który zresztą poznał już jako pisklak. Ale teraz... nie był pisklakiem. Stanowczo. Więc może...?
– A o czym marzysz... Sombre? – zapytał ni stąd, ni zowąd, natychmaist też zwiększywszy swoja uwagę. Nieznacznie się uśmiechał... nie był jednak uśmiech złośliwy, lecz pogodny. I ciekawski. Wtedy, dawno temu, Przedwieczna – wówczas jeszcze Nieustępliwa – nie chciała zwierzać się przed młodym Krukiem. Ciekawe, czy od tamtego czasu coś się zmieniło...