A: S: 1| W: 2| Z: 3| I: 2| P: 1| A: 1
U: MA,MO,Pł: 1| M,MP,W: 2| B,S,Skr,L,Śl,O,A: 3
Atuty: Zwinny; Oporny magik
Tak. Historia lubi się powtarzać i jeśli Chłód Życia nigdy nie postanowił ziać ogniem, to Fasolka z pewnością poczuję chęć parsknięcia śmiechem, gdy jego północne dzieci popełni taki sam błąd, jak on.
Fasolka nie rozumiał jednak o co chodzi. Był zbyt młody i naiwny, by spostrzec różnicę między nim, a innymi smokami. Dym który wypluł wcale nie był dymem tylko jakby mgiełką. Może dlatego mu nie wychodziło – nie wiedział, czym może ziać.
– O tak, chcę być tancerzem! – odpowiedział. – Tak jak dziadek! – nie ukrywał fascynacji czerwonołuskim smokiem, który pewnie zdziwił się, gdy po pobudce ujrzał, że Fasolki nie ma. Być może zauważył w nocy postać Chłodu Życia i poczuł jego zapach, gdy obudziły go pierwsze promienie słońca.
Decyzja wydawała się dziecinna, ale nie mogło być innej. Choć samczyk był wytrzymały, a jego mięśnie coraz mocniejsze, nie nadawał się na smoka siłowego. Nie miał odpowiedniej wagi. Jego chude ciało nie miało szans uzyskać odpowiedniej masy, jeśli w ogóle stanie się bardziej smukłe niż kościste. Nie staranowałby nikogo. Za to był zręczny i precyzyjny. Tak, miał w sobie jakąś finezję, pozwalającą mu zostać tancerzem, jak jego dziadek, może nawet lepszym.
Rzeczywiście miał na końcu języka pytanie, gdy ojciec powiedział, że powinien pomyśleć o lodowatych górskich strumieniach. Ale słowo zostało zdławione, gdy Chłód natychmiast na nie odpowiedział. Fasolka poczuł się, jakby połknął coś niewłaściwego. Albo próbował wstrzymać czkawkę.
Posłuchał ojca do końca nie okazując więcej zaskoczenia, ani zdenerwowania. Na szczęście Chłód nie postanowił parsknąć śmiechem, co mogłoby zranić rozbudowane pisklęce ego.
Podniósł się, by stanąć w pozycji jak do biegu. Pomyślał o wszystkim co zimne. O chłodnych porankach, mroźnych nocach, ostrych kroplach deszczu. O orzeźwiającej wodzie w strumieniach. Nic więcej nie przychodziło mu do głowy, więc pozwoliły by te uczucia zapełniły jego głowę. Nie tylko obraz, nie tylko szum, a przede wszystkim temperaturę, którą czuł, gdy ich dotykał.
Zerknął ojca, jakby niepewny, czy powinien to robić. Ale nie czekał na jego zachętę. Spojrzał przed siebie, na połyskującą rosą trawę.
Wziął wdech. Głęboki, taki który zapełni całość jego płuc. Strumień, strumień, strumień powtórzył w myślach, a przed jego oczami stanął czerwonołuski, przedstawiający mu swój domowy strumień. Przymykając oczy dmuchnął. Lecz wciąż widział przed sobą tylko szybko znikającą mgiełkę. Speszył się, na szczęście tylko na chwilę.
Znów wziął głęboki wdech i znów pomyślał o chłodzie w jego ustach, gdy pił wodę ze strumienia. Dziadek zaśmiał się, gdy zauważyli, jak zimna jest woda. Dmuchnął z całej siły, lecz nic się nie stało.
Wtedy się zdenerwował. Nie ze wstydu. Zdenerwował się na coś innego. Na swoją nieudolność.
Na błędy, które popełniał.
Boisz się mnie synu? przypomniał sobie zachrypnięty, spokojny głos ojca. Chłodny i obcy. W świetle pysk pełen blizn. Skąd wiesz o mgle?
Smoczyca o pomarańczowych ślepiach. Jej sceptycyzm, leniwe ruchy. Myśl, że kiedy odpycha, tym bardziej jego serce do niej lgnie.
I wreszcie ona. Smoczyca o białej piersi. Jej liliowe tajemnicze oczy i błękit w jej piersi. Jej słowa rzucone nocą. Atmosfera chłodu.
Zebrał w piersi całą swoją siłę i dmuchnął. Otworzyły się gruczoły. Poczuł, jak mróz przepływa prędko przez jego gardło. Szczypie skórę i wlewa się do paszczy. Jego zęby zadrżały. Jego pysk otworzył się instynktownie, tak samo jak jego oczy, w ostatniej chwili, by ujrzeć jak z jego paszczy wydobywa się strumień lodu i trafia w trawę, która natychmiast pokryła się błyszczącymi kryształkami.
Odetchnął. To nie było przyjemne. Jak szybkie uszczypnięcie w policzek. I może dlatego było tak piękne, że Fasolka z zachwytem i zaskoczeniem spojrzał na swojego ojca, a potem uśmiechnął się.
– To piękne! – dodał. – Niesamowite – postanowił jednak, że nie powie ojcu o czym myślał, gdy się udało. Nie chciałby tego usłyszeć.
Licznik słów: 607