Strona 12 z 15
Strzeżony Dąb
: 13 sie 2023, 22:51
autor: Infamia Nieumarłych
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
- Ku jej swego rodzaju zaskoczeniu, jej umysł nie był pochłonięty zbędnymi myślami. Dziwnie czysty, schludny, w pełni umożliwiający jej skierowanie swojego skupienia na znajdującej się w stanie prawie że agonalnym pacjentce.
Palce, chociaż chwytne, to pozbawione już dawnego doświadczenia, polegające zaledwie na delikatnym echu pamięci mięśniowej.
Próbowała jednak. Poniekąd dlatego, że żal było jej sarny, kierowanej niczym innym jak prostą naturą, prostym instynktem. Nie była na tyle rozwinięta, by móc podjąć samodzielnie decyzję, że nie – nie chce potomstwa, więc nie będzie go miała. Próbowała więc jej pomóc. Próbowała.
Bah, z żalu. Z żalu i przez własną dumę – bo nie wyobrażała sobie zawieść teraz, przy świadku, który do tego tak doskonale ją znał.
Działała więc z żalu, z dumy...
I z palącej, żywej nienawiści do samej siebie.
Z trudem było jej bowiem patrzeć na sarnę jak na to, czym faktycznie była. Chwilami obraz trójnogiej, pokrytym krótkim, płowym futrem istoty rozmywał się i przybierał biało-czerwone barwy. Sierść przemieniała się w łuski, z karku wyrastała para skrzydeł, a oczy, miast ciemnych, patrzyły na nią zimną, jadowitą żółcią. W pewnym momencie palce wiedźmy zaczęły drżeć. Poczuła się obrzydliwie młodo, z trudem kontrolując narastającą panikę. Zioła nie działają. Opatrunek nie trzyma się ciała. Magia, zamiast leczyć..
Gwałtownie szarpnęła głową, czując rozlewające się po ciele echo eksplodującej wewnątrz ciała jej własnej mocy. Obraz umierającej ostatecznie wojowniczki zaatakował jej umysł, po czym nagle zniknął, wraz z momentem w którym wycieńczona i zdezorientowana sarna podjęła agresywną próbę uderzenia własnego potomstwa w głowę.
Instynktownie chwyciła Trójnogą za tylną kończynę – nie na tyle, by zadać ból, ale przytrzymać ją w miejscu. Znowu poczuła nienawiść, i znowu do samej siebie. A to dlatego, że nie potrafiła obwiniać Trójnogiej, bo podejrzewała, że w jej sytuacji, w obecnych czasach, zadziałałaby podobnie. Nie chcąc oglądać krwi ze swojej krwi chodzącej pośród żywych. Wyobrażała sobie niejednokrotnie, w chwilach wyjątkowej, zimnej furii, jak rozbija nieistniejące skorupki jaj.
Nigdy nie miała okazji zrobić tego osobiście, ale zrobiła to za nią jej przybrana córka, więc koniec końców i tak miała prawo żywić niechęć do siebie samej, a zarazem rozumieć wszystko i w dziwny sposób to akceptować. Nigdy nie dane było jej być dobrą matką. Trójnoga, jak się okazało, też nią nie będzie.
Może tak miało być od samego początku, a może to pozornie kojąca i lecząca magia czarodziejki wlała się w ciało roślinożercy na tyle intensywnie, by przenieść wraz z ukojeniem wstęgi tych wszystkich podłych cech, jakie Mahvran miała w sobie.
Słysząc pytanie Strażnika skinęła ledwo zauważalnie łbem, nie mając sił na jakiekolwiek słowa. Zaczęła ostrożnie, ponownie wlewać magię do ciała, chcąc pobudzić komórki w ciele do regeneracji, tak, jak robiła bardzo dawno temu, a przy tym pozwolić rozgrzanej sarnie nieco się ochłodzić, by nie ugotowała się we własnym ciele.
Strzeżony Dąb
: 17 sie 2023, 15:47
autor: Strażnik
A zatem w głowach ich obojgu rozgrywało się coś ważnego. Nawiedzały ich osoby umarłe, więc decyzje i zdarzenia pozostawały niemożliwe do naprawienia, grube strupy zaś co jakiś czas otwierały się, by znów krwawić.
Nie wiedział oczywiście czego dokładnie doświadczała wywerna. Nie mógł mieć wobec tego żadnego wyobrażenia, żadnej logicznej teorii. Zdawał sobie jednak sprawę że była odległa, nigdy nie czując się dość bezpiecznie by rzeczywiście udostępnić mu swoje wnętrze. Dziwne że mogło mieć to dla niego jakieś znaczenie w obecnej sytuacji, ale zapewne był to wynik desperackiej potrzeby uchwycenia się czegoś bardziej znajomego, czegoś co przy okazji potrafi mówić, by udzielić mu odpowiedzi.
Słowa Żeru zawsze dudniły mu w głowie, gdy dręczyła go niepewność. Prześladowały tym jak trafnie go definiowały, jak obdzierały z sensu, który próbował sobie zbudować. Bo wcale nie miał nad otoczeniem takiej kontroli, jakiej by potrzebował, ani zdecydowanych przekonań, które pozwoliłyby mu cokolwiek zbudować. Nawet teraz zatem, gdy maleńkie sarny wydostały się na zewnątrz, czuł całkowitą bezsilność i niechęć. Nie chciał brać za to żadnej odpowiedzialności, ale wiedział że musi, toteż owa świadomość paraliżowała go, wlewając w umysł najgorsze scenariusze przyszłości.
Obecność Mahvran w tej sytuacji była kojąca, ale wiedział, że nie mógł wszystkiego zrzucić na jej barki. Cóż by wtedy sobą reprezentował? Jak udowodniłby że jego relacja z obecnymi zwierzętami ma w ogóle rację bytu?
Nie żywił do maleństw takiej niechęci, jak ich matka, choć również nie potrafił dostrzec w nich więcej, jak tylko kolejnego problemu. No bo co dalej? Miałby zmusić trójnogą żeby się nimi opiekowała, bądź karmiła je własnym mlekiem? Co jeśli nie chciała mieć z nimi nic wspólnego? Co jeśli po drodze byłoby jej, żeby po prostu zdechły?
Czując wypełniającą ciało magię, trójnoga uspokoiła się odrobinę, choć wciąż oddychała krótko, przyglądając się skrzydłu obrońcy, jakby w obawie przed ponownym odsłonięciem czarnych potworów. Być może nie zdołałaby ich kopnąć, ze względu na smoka stojącego obok, ale przynajmniej mogłaby obserwować ich kolejny ruch.
Nie miała żadnych planów na przyszłość, a przynajmniej takich które wybiegałyby dalej, poza jej chęć oddalenia się z tego miejsca. Nie widziała swojej przyszłości z młodymi, których nie uznawała jako swoich.
Dlaczego jednak inni postrzegali je za tak ważne? Dlaczego kozioł patrzył na nie, zamiast na nią, dlaczego obrońca osłonił je skrzydłem? Czy para obkrwawionych ciał miała wartość większą od niej samej? Czyżby dopełniła właśnie swoją rolę, przekazując znaczenie kolejnym istotom?
Dlaczego zatem wciąż nie umierała? Dlaczego musiała przyglądać się temu wszystkiemu, w bezsensownym zawieszeniu?
Młode nie wstawały jeszcze, drżąc i dysząc zdezorientowane. Przy kolejnej próbie zjednoczenia się kozła z koźlętami, drzewny ustąpił mu trochę przestrzeni, samemu nie potrafiąc podjąć żadnej sensownej akcji. Skrzydło także w końcu zwinął, choć żeby nie stresować samicy widokiem jej dzieci, pozwolił sobie odrodzić ją i młode resztą swojego ciała. Kozioł zostawił trójnogą samej sobie, być może zniechęcony albo wystraszony z powodu jej napięcia, ale przynajmniej zaczął czyścić nowonarodzone stworzenia językiem.
Dreszcz zażenowania znów przebiegł drzewnemu po kręgosłupie, gdy w końcu spojrzał na Mahvran. Co takiego sobie pomyśli? Jak nieodpowiedzialny musiał być, jak nieczuły i odrealniony, czy egoistyczny, żeby sprowadzić na trójnogą taki los.
Wessał powietrze ze świstem.
– Będzie musiała je karmić – rzekł cierpko, spoglądając na trójnogą. Jej ciemne ślepia rozszerzyły się, jakby go zrozumiała, a choć nie było to możliwe, poczuł się jeszcze gorzej z perspektywą skazywania jej na coś takiego.
Jeśli nie zadziałał jej matczyny instynkt, czy nie czułaby się równie okropnie, gdyby jakieś dwie obślizgłe mordy podczepiły się pod nią, żeby zassać trochę mleka?
– Co jeśli nie będzie chciała? – zapytał, odchrząknąwszy krótko. Zmusi ją?
Strzeżony Dąb
: 18 sie 2023, 22:39
autor: Infamia Nieumarłych
- Nie poświęcała uwagi samcowi, skupiona na sarnie i samej sobie; na własnych myślach, traktując proroka jako element otoczenia, który co jakiś czas musiał się odezwać z męczącym pytaniem. Czuła się, jakby znów była z elfami, wypytującymi ją o tak proste, banalne z jej smoczej perspektywy rzeczy. Nie była fanką małych dwunogów, i czasem rzeczywiście zaczynała się irytować. Teraz było podobnie, ale była zbyt zmęczona, by podsumować swoją frustrację związaną z niewiedzą Strażnika w sposób jakikolwiek inny od długiego westchnięcia.
Przymknęła na moment ślepia, by skupić się wyłącznie na przepływie magii ze swojego źródła wgłąb ciała roślinożercy. Nie była w stanie przywrócić jej do pełnej świetności, bowiem minęła istna wieczność, odkąd porzuciła uzdrowicielstwo na rzecz rzucenia się w wir brutalnych morderstw, ale było to lepsze niż nic. Nie była pewna, czy sarna przeżyłaby bez tego rodzaju wsparcia.
Zamruczała cicho, jakby w ten sposób powracając uwagą do ogółu sytuacji, poświęcając ją także samcowi, który przecież zadał jej pytanie.
– Wtedy byłbyś zmuszony do zebrania mleka samodzielnie. Niekoniecznie od sarny, ale od jakiegoś roślinożercy już owszem.
Wypuściła Trójnogą z delikatnego objęcia, gdy zakończyła procedurę ograniczania szkód i normalizowania jej temperatury ciała, po czym przeniosła wzrok na dwójkę ciemnych młodych, patrząc na nie przez dłuższą chwilę. Wysunęła ostrożnie szyję do przodu, zauważając, iż jedno z nich ma niepokojąco białe gałki oczne.
Bardzo ostrożnie spróbowała podnieść podbródek nowonarodzonej istoty opuszkiem środkowego palca, uważając, by nie uszkodzić głowy szponem. Złoty, zakrzywiony pazur był znacznie większy od głowy malucha.
– Kostā ūndegon daor.Jesteś niewidzący. – skonstatowała beznamiętnie. – Okrutne.
Skrzywiła się nieco, chcąc nie chcąc przysuwając się bliżej samca, by także zyskać dostęp do dwójki młodych, próbując oczyścić je z pomocą magii.
Strzeżony Dąb
: 19 sie 2023, 5:40
autor: Strażnik
Zacisnął szczęki odrobinę, słysząc jej pełną obojętności odpowiedź. Jasne że musiał zebrać mleko! Pytanie może nie sugerowało tego wprost, ale powinna się domyślić, że zagubiony był względem kwestii technicznych, a mianowicie JAK miał się za to zabrać, nie zaś czy w ogóle.
Wypuścił powietrze powoli, spoglądając na drżącą pod wpływem przypływu nowych emocji trójnogą.
Jak miałby znaleźć roślinożercę, który ma dość mleka, a jednocześnie jakąkolwiek ochotę by wykarmić obce koźlęta? Młode potrzebowały jedzenia jak najprędzej, a przecież znajdywanie ciężarnych samic to nie kwestia kaprysu i paru godzin intensywnego rozglądania się.
Jakie miał zatem alternatywy?
Uśpić ją w jakiś sposób albo samą magią ułatwić oddawanie mleka, które w osobnym naczyniu czekałoby na wygłodniałe sarenki?
Plan wydawał się bezbłędny, gdyby nie fakt, że używałby tedy jej ciała jak publicznie dostępnego zbiornika z paszą.
Absurdalne porównanie, to przecież były jej własne dzieci.
Dzieci, których w ogóle nie chciała, ani nie miała pojęcia że powstaną. Nawet jeżeli miała jakąkolwiek odpowiedzialność wobec ich wykarmienia, jaki autorytet miał on, żeby ją do tego zmusić?
Co zresztą uznałaby Mahvran, gdyby dowiedziała się, że wykręcał mleko z kompanki, jak gdyby była mokrą szmatą?
Zapewne nic. Co obchodziło ją jak postępował ze zwierzętami, które widziała tak rzadko?
Dostrzegł akurat, jak wywerna unosi podbródek jednego z dygoczących malców, patrząc na niego, jak na popękany kamień szlachetny. W pierwszej chwili nie zorientował się nawet, że coś nie tak z jego wzrokiem, ale dłuższa inspekcja nie rokowała nic dobrego.
Świetnie, dwójka niechcianych młodych, które bez torturowania matki nie będą w stanie przeżyć, z czego jedno z nich ślepe.
Drzewny wbił pazury w grunt, czując jak drżą znów pod wpływem emocjonalnego napięcia.
Jasne, nie przez niego był upośledzony, lecz nie narodziłby się, gdyby opiekun trójnogiej nie był takim tępym, pieprzonym idiotą. JAK mogło nie przejść mu przez myśl, że samiec zechce pokryć samicę? Jak, jak, jak, skoro wiedział że Kazesowi na niej zależy. Cholerny, rudy gwałciciel! Czemu nie widział że partnerka nie nadaje się do reprodukcji?! Czy to nie oczywiste, czy fakt że był sarną usprawiedliwiał go z każdej chorej decyzji?
A jednak, w ostateczności to nie przygłupi ssak zastanawiał się nad perspektywą wykorzystania bezbronnej sarny, żeby zaspokoić swoją potrzebę zbawiciela. Może w ten właśnie sposób myśleli gwałciciele, skoro już tak nad tym rozważał. Może czuli że mieli prawo do czyjegoś ciała, tak jak on czuł, że jako opiekun ma zarówno moralne zobowiązania, jak i przywileje wobec autonomiczności dorosłego zwierzęcia. Była dla niego jak brakujący element do fałszywej układanej rodzinki.
Że też nie mdliło go, ilekroć przeglądał się w tafli jeziora.
Już i tak oczekiwał od Mahvran zbyt wiele. Przybyła tutaj, choć wcale nie musiała, niczego nie kwestionując. Miałby teraz żebrać o dodatkowe rozwiązania albo gniewać się, że łaskawie nie miała dla niego planu mogącego magicznie rozwikłać wszystkie problemy?
Powinien sam do cholery ruszyć głową.
– Pytałem bardziej... – mruknął, na wpół zirytowanym tonem, ale w porę ugryzł się w język.
Odchrząknął znowu, czując jak z nerwów aż pulsują mu skronie. Może to mózg chciał w końcu uciec na wolność.
– Znam smoka za granicą który zajmuje się owcami. Wspomniał, że ma ich... chyba około setki, więc istnieje drobna szansa, że któraś samica jeszcze karmi młode – wyjaśnił, stępiając ton do bardziej suchego niż wrogiego.
Nie była jej to potrzebna informacja, skoro młode nie były jej odpowiedzialnością, ale wolał żeby wiedziała iż nie zamierzał ich zostawić.
Kozioł nieco niechętnie dopuścił smoka do pomocy przy czyszczeniu młodych, ale gdy zobaczył że jest w tym całkiem skuteczny, odsunął się nieco, żeby odszukać wzrokiem partnerkę. Nie zmieniła jak dotąd swojej pozycji, więc obejrzawszy się raz jeszcze na koźlęta, w końcu ruszył do niej, żeby ocenić jej stan.
– Dziękuję, że jej pomogłaś – rzekł, spoglądając na wywernę z bliska, jako że nie zmienił pozycji. Nie brzmiał zupełnie szczerze, lecz nie dlatego że był fałszywy, a ponieważ przerażała go perspektywa, że plan z owocami może nie wypalić.
– Chciałem być dla niej lepszym opiekunem, ale ją zawiodłem – wyznał gorzkim tonem.
– Ale to bez... – urwał, spoglądając na samicę pytająco, jakby spodziewał się od niej jakiegoś werdyktu. Był takim paranoikiem, że sam już nie wiedział co było, a co nie było oczywiste także dla innych.
Strzeżony Dąb
: 19 sie 2023, 13:15
autor: Infamia Nieumarłych
- Ostrożnie czyściła ślepe młode, starając się to robić możliwie jak najdelikatniej. Palce nadgarstków miała długie – zaś szpony na tyle duże, by na tle nowonarodzonego ciała wszystko wyglądało wprost karykaturalnie; jakby w złocistych pazurach zamykała małą sarnę, niczym ptaka w mosiężnej klatce. Obrzydliwa świadomość, że mogłaby rozerwać młode w pół jednym nieostrożnym ruchem, tak samo jak żałośnie łatwe byłoby oddanie się mięsożernej chęci zaciśnięcia mocnych szczęk na darmowym posiłku, nie przestawała jej w jakiś sposób drażnić. Wierzyła w wartość i sens łańcucha pokarmowego i generalnej, twardej, stałej hierarchii, ale świadomość tego, że niektóre istoty istnieją tylko po to, by być pożywieniem dla innych, wydawało się absurdalnie idiotyczne od strony natury. Albo nie. Nie tyle idiotyczne, co absolutnie tyraniczne.
Zmarszczyła lekko czoło, słysząc wzmiankę o smoku zajmującym się... Owcami? Mimowolnie przekrzywiła łeb nieco bardziej w stronę drzewnego samca, jakby nie była pewna, czy słyszy dobrze, więc próbuje skupić się jeszcze intensywniej – jakby w tych prostych słowach rzekomo czaiło się ukryte, drugie znaczenie, które musiała samodzielnie wyłuskać.
– Smok hodujący owce? To ludzki zwyczaj. – stwierdziła cicho z nutą zdziwienia, by po chwili westchnąć i prychnąć, jakby nagle zdała sobie z czegoś sprawę. – Ah, tak. Przecież nawet tutaj mieliście w swojej historii dwóch Pasterzy, z czego jeden żyje nawet obecnie.
Nie brzmiała nawet wybitnie antagonizująco, jak już to głos miała znudzony i niechętny. Sztuczne próby ucywilizowania się smoków były w jej mniemaniu absolutnie żałosne, ale nie miała przesadnie ochoty wdawać się teraz w dyskusję na ten temat. Delikatnie musnęła opuszkiem palca głowę malucha. Nie wróżyła mu długiego życia. Właściwie to była prawie pewna, że zginie w przeciągu najbliższych kilku godzin lub dni, ale nie miała serca ot tak oddawać go w łapy tego losu. Wolała oszukiwać i udawać, że wszystko jest w porządku, traktując małego jak istotę w pełni zdrową i ze świetlaną przyszłością.
Nie, żeby maluch mógł jakkolwiek to zrozumieć i docenić.
– Mhm. – zamruczała tylko krótko w odpowiedzi na podziękowania. W jej opinii nie powinny zaistnieć, bo to, co byłoby najuczciwsze i najbardziej pomocne dla Trójnogiej, to poderżnięcie jej gardła i zakończenie tej parodii życia, ale darowała sobie wypowiadanie tego na głos.
– Gotowe. – powiedziała, zostawiając młodzika w spokoju i zerkając na tego, którym zajmował się teraz Strażnik. – Więź jest niesamowita w całkowitym rozpieprzaniu logicznych, kluczowych elementów, składujących się na harmonię w naturze. Mógłbyś nawiązać ją z sarną i z wilkiem, istotami, które są ściśle połączone ze sobą prawami ofiary a drapieżnika, a zarazem całkowicie eliminując ten element. Ale ustaw przy sobie dwie sarny, a okazuje się, że szkodzą sobie bardziej, niż jakiekolwiek wilcze szczęki by mogły, tylko dlatego, że popęd seksualny nadpisuje wszelkie inne myśli, logikę i zapotrzebowania, przebijając się nawet przez barierę magii.
Prychnęła cicho.
– Mniejsza. Wybadaj, czy matka będzie zainteresowana karmieniem młodych. Jeżeli nie, szukaj alternatyw, możliwie jak najszybciej. Albo oszczędź im cierpień, jeżeli wiesz, że nie podołasz. – podsumowała, po czym zaczęła chować puste miski i bukłak po wodzie z powrotem do skromnej, podróżnej torby, szykując się do odejścia. Jeżeli samiec zdecydowałby się jednak na litościwe zabicie nowonarodzonych saren, nie chciała być tego świadkiem.
Strzeżony Dąb
: 19 sie 2023, 20:19
autor: Strażnik
Wolał żeby go skrytykowała, niż tylko sucho podsumowała rzeczywistość.
Może nie miała ochoty uczestniczyć w jego fetyszu. Zapewne zdążyła się już domyślić, że nie mogłaby powiedzieć nic, czym już sam nie przezwał się kilka razy.
Niemniej słyszenie tego z czyjegoś pyska było inne. Jego własna opinia nie mogła mu pomóc, bowiem nigdy nie wiedział czy zakorzeniona jest w prawdzie. Albo chociaż czy jest logiczna, czy jedynie takową mu się wydaje.
Nie brzmiała jednak jakby rozważała zabieranie sarnie mleka za wszelką cenę – wręcz wprost akceptowała zabicie młodych jako bliższą alternatywę.
Nie uważał że to uczciwe, ale nie miało to teraz większego znaczenia, zwłaszcza że równie nieuczciwym byłoby zmuszanie trójnogiej do karmienia.
Odruchowo znów spojrzał na kompankę, wciąż czując buzujący w jej ciele lęk i niechęć. Ignorowała obecność kozła, mimo iż co jakiś czas dotykał nosem jej barku, jakby w ogóle nie istniał.
– Odziedziczył je w spadku po swojej matce, która zamieszkała niegdyś u niziołki – odparł mechanicznie, nie zastanawiając się nawet nad możliwą opinią wywerny.
Pogłaskał wylizane przez ojca i obsuszone magią młode, choć nie poczuł w reakcji żadnego przypływu empatii. Obecnie dwójka malców stała się dla niego ciężarem, o który musiał zadbać, jeśli nie chciał pozwolić by zajęła się nimi natura.
– Zadbam o to by przetrwały – rzekł do pakującej się Mglistej, wlewając w swój ton trochę fałszywego przekonania. Jakby chciał udowodnić jej coś, mimo że przecież o nic się nie zakładali.
Nastrój wciąż miał żałosny. Nie potrafił wykrztusić z siebie dłuższego zdania, na przemian zmagając się z dreszczem zimna lejącym się po kręgosłupie, a płytkim brakiem tchu. Jeszcze ten dyskomfort, jakby usiadł krzywo, ale z jakiejś przyczyny nie mógł poprawić pozycji. Wszystko było takie suche, chłodne, irytujące i niewłaściwe, a oficjalność między nim, a przywódczynią w żaden sposób nie pomagała.
Zacisnął wargi nerwowo, powstrzymując się od jakiegoś niepotrzebnego komentarza.
Nie miał jak jej zatrzymać, toteż w razie czego pozwolił by odeszła.
Strzeżony Dąb
: 29 wrz 2023, 20:47
autor: Biały Mak
Szukała tego mało charakterystycznego smoka już od jakiegoś czasu. Pałętała się ze swoją starą torbą wśród drzew, szukając tego odpowiedniego. Jedno przykuło jej uwagę już z góry i szła w jego kierunku. Nie okazywała strachu ani niepewności, które towarzyszyły jej przez większość życia. Cieszyła się nim. Jej dusza stała się wolna i lekka. Gudrun ze swojej groty cicho obserwowała poczynania kompanki, zajmując się ich skarbem – jajem. Tymczasem Erkal'Zirra, już wydoroślała i nie wychudła jak niegdyś, nie rpzestraszona jak na Spotkaniu Młodych, zatrzymała się przy Dębie. Gęste listowie utrudniło jej wypatrzenie brązowego smoka, więc zaczęła rozglądać się za sarnami.
– Strażniku, jesteś tutaj? – Zawołała swoim miękkim głosem. Odziedziczyła go z pewnością po swojej matce...
Strażnik Gwiazd
Strzeżony Dąb
: 02 paź 2023, 16:55
autor: Strażnik
Mimo iż dało się w otoczeniu wyczuć obecność saren, nigdzie nie było ich znać. Być może istniało jeszcze inne miejsce w którym smok zostawiał swoich kompanów?
O ile sam prorok również nie wylegiwał się na swym drzewie każdego dnia i nocy, Erkal'Zirra miała szczęście by natknąć się na niego, akurat gdy strugał coś między gałęziami. Istotnie jednak, nie był widoczny w gęstej koronie, za co szczególnie szanował drzewa. Nie każdy je lubił i nie każdy potrafił się na nich poruszać, więc zwiększały poczucie prywatności. Nie tak jak sekwoje co prawda, ale one nie rosły w samym centrum Wolnych.
Odłożywszy poroże sarny gdzieś przed siebie, skrzydłami, ogonem i kończynami uczepił się okolicznych gałęzi, by następnie wyłonić daleko wyciągniętą szyję spomiędzy dolnych gałęzi gęstej korony.
Rzadko witał smoki do góry nogami, ale tak o, teraz miał na to ochotę.
Spojrzał na samicę badawczo, z zapytaniem przekrzywiając łeb.
– Czego potrzebujesz? – szorstki, zdecydowany głos mało przypominał osobę, która mogłaby przed chwilą relaksować się wspinaczką.
Biały Mak
Strzeżony Dąb
: 06 paź 2023, 2:23
autor: Biały Mak
Właściwie to zawieszony do góry nogami łeb nie współgrał już z szorstkim tonem. Erkal wydawało się, że gdy była mała, Strażnik był milszy. Najwyraźniej miał słabość do pisklaków. Czy dało się to wykorzystać? Nie mogła skupić teraz na tym myśli, gdy przyszła w oczywistym celu. Spojrzała w górę z powagą i cichą determinacją.
– Mam kilka pytań i prośbę. – Chciała dodać, że prośba jest dla niej istotniejsza, ale się powstrzymała. – Nie znam tutejszych zwyczajów poza tradycjami Mgieł. Nigdy się nimi nie interesowałam. Czy jest odpowiednik Alaleyi ale w stosunku do niewyrośniętej fauny? – Nie mogła oczywiście zapytać czy chodzi o smoki. Powiedzmy, że chodzi o małe króliczki, tak, małe króliczki. Na wypadek gdyby zły czarny królik postanowił się rozmnorzyć.
– Ale co ważniejsze... Jest w moim Stadzie smok, o którego chcę zadbać. Wierzę że nie pozostaniesz głuchy na prośbę Wolnego. – Podjęła. Miała czysty głos. Po Sekcji... – Muszę nauczyć się preparować futra i skóry oraz szyć. Gdy była młoda dałeś nam igły i nici, przez co mam nadzieję, że posiadasz te umiejętności. Czy zechcesz się nimi ze mną podzielić? – Zapytała. Jej ton, nieco. Wyzuty z uprzejmości, przybrał teraz bardziej neutralną, proszącą formę. Chciała pokazać mu jak bardzo jej zależy, jednocześnie nie korząc się.
Strażnik Gwiazd
Strzeżony Dąb
: 06 paź 2023, 6:16
autor: Strażnik
W miarę gdy zaczęła się wypowiadać, drzewny zdecydował, że ostrożnie zmieni pozycję, poprawiając chwyt tu i tam, by skierować tułów ku górze, tak jak powinien wylegiwać się każdy normalny smok. Zyskawszy nową perspektywę, ułożony wzdłuż mogącej utrzymać jego ciężar gałęzi, wysłuchał Mglistej aż do końca.
– Duch którym możesz być zainteresowana zwie się Naqimia – patronka macierzyństwa. Sam byłem świadkiem jej wsparcia okazanego wobec pisklęcia. Czy ową troską otoczy także nie-smocze młode zależeć będzie najpewniej od specyficznych okoliczności, w których się znajdują. Możesz się do niej pomodlić w świątyni, tak samo jak do bogów – wyjaśnił cierpliwie, a choć jego ton pozostał nieco surowy i techniczny, był też prowadzony po prostu grzecznie. Nie sądził w każdym razie że Naqimia zajmuje się ochroną każdego młodego, zwłaszcza że niektóre zwierzęta polegały głównie na nich, w ramach własnego przetrwania.
– Jeśli chodzi o tę drugą kwestię – rzekł wolniej, zwieszając prawą, długopalczastą łapę z gałęzi.
– Jako prorok pozostaję do dyspozycji was wszystkich, niezależnie od stada. Mogę nauczyć cię oprawiania skór, choć wytłumacz mi, w jaki sposób pomoże to smokowi w twym stadzie. Chcesz mu sprawić konkretny przedmiot? – skoro to ona oczekiwała przysługi od niego, nie sądził by chęć poznania dodatkowych szczegółów była niewskazana. Nic nie wskazywało jednak na to, że okoliczności mogłyby sprawić iż zmieni zdanie.
Biały Mak
Strzeżony Dąb
: 06 paź 2023, 13:57
autor: Biały Mak
A więc miała swoją odpowiedź. Naqimia. Trzeba będzie być ostrożnym, jeżeli przypuszczenia Erkal się sprawdzą... Poza tym Sekcja... a z resztą, Sekcja niech idzie do diabła. Skupiła się na drugiej dziedzinie z tego, po co tu przyszła. Chciała zachować jak najwięcej dla siebie, ale Prorok wydawał się jej na tyle neutralny, że chyba mogła zdradzić tę informację. Zwłaszcza, że Strażnik i tak już o niej wiedział. Pamiętała, że Solaris był na Spotkaniu Młodych.
– Mój partner nie ma futra ani łusek. Jako Uzdrowicielka przypuszczam, że nie reguluje ciepła swojego ciała optymalnie. Chcę stworzyć dla niego okrycie nocne, a jeżeli się da to i ubranie jak noszą dwunogi. Jeden z naszych łowców ma kubrak, chciałabym stworzyć coś podobnego, jeżeli czas i materiały pozwolą. Nie mam przy sobie wiele – skunksy, sroki i bażanty. – Wyjaśniła, wskazując na torbę, którą nosiła na boku. Zdecydowanie dzieło kogoś spoza Wolnych. Do tego była dość stara, przetarta w wielu miejscach. – Wycięłam mięso, pozbyłam się organów i oczu. – Wyjaśniła.
Gdyby zauważyła, że samiec nie ma nic przeciwko, wyciągnęłaby swoje materiały naukowe i rozłożyła przed sobą i drzewem.
Strażnik Gwiazd
Strzeżony Dąb
: 17 kwie 2024, 13:13
autor: Ślepa Sprawiedliwość
// później
Smoczyca usiadła sobie pod drzewem i westchnęła. Wyciągnęła z torby kilka tabliczek, które ułożyła przed sobą. Były czyste.
~ Strażniku, jestem pod twoim drzewem w Dzikiej. Trzeba zająć się spisaniem tego, co wiemy o tej wojnie, zanim nam to uleci z pamięci.
Nie spodziewała się, że będzie musiała długo czekać. Prorok i tak raczej nie miał nic lepszego do roboty. W międzyczasie mogła już sobie na szybko wyskrobać prostą linię wydarzeń.
Strażnik Gwiazd
Strzeżony Dąb
: 17 kwie 2024, 16:24
autor: Strażnik
Miała rację, że nie był niczym zajęty. Niczym ważnym, bo wadliwej introspekcji, czy głaskania sarny nie dałoby się w ten sposób określić. Trójnoga rzecz jasna towarzyszyła mu i tym razem. Był nią przesiąknięty tak samo jak ona nim. Ssak capił kwasem do tego stopnia, że nawet przebywanie z dala od smoka przez wiele godzin nie byłoby w stanie mu pomóc. Tyle zaś i tak jej nie oferował. Była obok praktycznie cały czas, bo mógł nosić jej lekkie, ciepłe ciało jak torbę.
– Nie spodziewałem się, że z twoim czarnym pyskiem oswoję się bardziej niż z zielonym – powiedział na dzień dobry, gdy podmaszerował bliżej, wraz z rozglądającym się po okolicy, sarnim pakunkiem. Nie było w jego tonie znamienia sympatii, ale Sekcja nie tylko znała go dostatecznie, ale i była dość nienormalna, aby tolerować go niezależnie od tego jak się wysławiał.
– Zakładam że nie licząc podsumowania naszej dwójki, przywódcy, czy inni uczestnicy będą musieli podzielić się swoją wersją – nie przysiadał jeszcze, zamiast tego mierząc samicę od stóp do łba, jakby chciał ocenić czy coś jeszcze się w niej zmieniło.
– Jak się to miewa obecnie z twojej perspektywy? – proste pytanie.
Męczył go fakt, że zamierza na nie odpowiedzieć bez ogródek. Bez kłótni. Bez kwestionowania. Nie żeby tęsknił za takim postępowaniem z jej strony, ale fakt że niczego nie mógł zrobić w związku z przeszłością zawsze go...
Co on w ogóle czuł? Niechęć?
Niby tak, ale nie tylko to. Widok Sekcji dawał mu komfort. Dawniej wyłącznie go to irytowało, ale teraz nie miał siły walczyć z samym sobą.
Czarna Łuska
Strzeżony Dąb
: 21 kwie 2024, 10:10
autor: Ślepa Sprawiedliwość
Uśmiechnęła się na komentarz Strażnika.
– Prorok i zdrajczyni bogów. Dość wyjątkowy duet, to prawda. – Tego dnia smoczyca była widocznie w humorze. Mogła w końcu się zająć czymś, co lubiła robić.
– Jeśli chcemy napisać kompletną kronikę, to spytanie się innych o te wydarzenia na pewno nam pomoże. Ja sama planuję porozmawiać później z Wyśnionym Szczęściem. Czytałam jej zapis kampanii iskrowych Viliara i Valanyan, i ciekawi mnie, skąd u niej ta wiedza. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby miała też własne notatki o wojnie z łowcami.
Podrapała się w zamyśleniu po podbródku pazurem swojej metalowej łapy.
– Tak właściwie to ja sama niewiele wiem o tej inwazji, prócz ogólnego zarysu wydarzeń. Nie jestem w fizycznej formie, żeby w tych wydarzeniach brać udział osobiście. Nie mówiąc już o zaufaniu innych do mnie.
Ubolewało ją to trochę, bo bycie świadkiem historycznych wydarzeń było zupełnie czymś innym, niż uczenie się o nich z cudzych opowieści czy kronik.
Strażnik Gwiazd
Strzeżony Dąb
: 04 maja 2024, 20:33
autor: Strażnik
Zastanawiał się właściwie jakiego rodzaju relacje zdołała nawiązać przez ostatnie księżyce, ale najwyraźniej nie miała do nich szczęścia. Kto wie, może jej entuzjazm także w końcu lekko przygasł?
Nie było to coś, co mógłby wyczytać z jej mowy ciała albo słów. Nadal była dla niego zagadką, nawet jeśli nie było to wielkie osiągnięcie, odkąd żadnego smoka nigdy w zupełności nie poznał. Skąd zatem wniosek o jej malejących motywacjach? Może jedynie nakładał na nią pryzmat własnego postrzegania? Może zwyczajnie chciał porozmawiać z kimś podobnym do siebie? Czy zmuszała się do akcji, tak jak on, czy rzeczywiście była motywowana czymś więcej, niż próbą dystrakcji od czegoś co wyżerało ją od środka?
Zabawne, że szukał tego akurat u niej.
– Póki nadal żyją świadkowie, podsumowanie wydarzeń już minionych może być łatwiejsze, niż opisywanie własnych doświadczeń. Wszystko jest chłodniejsze i pozbawione napięcia – odpowiedział sucho, najwyraźniej puszczając mimo uszu jej pierwszy, żartobliwy komentarz.
– Powiedz, jak wygląda twój ogólny zarys tych zdarzeń? Gdzie mniej więcej zaczęłabyś formować narrację o nich? W końcu Rathen ma związek z odłamkiem iskry, której sama niegdyś poszukiwałaś.
Sam nie wiem gdzie obecnie są buntownicy, którzy próbowali wpłynąć na losy królestwa i całej tej wojny – wypuścił powietrze powoli, na chwilę odlatując myślami. Szukanie początku takich wydarzeń zawsze było najbardziej męczące. Potem natomiast łączenie dziesiątek różnych perspektyw w jedną koherentną linię czasową.
– Wybierzesz się ze mną, by spróbować znaleźć jednego z reprezentantów ich grupy. Nawet jeśli Wolni biorący udział w konflikcie powinni nam wystarczyć, dodatkowa perspektywa uczyni sprawę jaśniejszą – Nie sądził by zamierzała kiedykolwiek odmówić mu wycieczki, więc pozostawało zastanowić się kiedy i gdzie wyruszyć.
Czarna Łuska
Strzeżony Dąb
: 09 maja 2024, 9:08
autor: Ślepa Sprawiedliwość
Rzeczywiście, trzeba było rozpocząć tą kronikę w jakimś sensownym momencie. Jeśli opisze zbyt wczesne wydarzenia, niepotrzebnie wydłuży kronikę i może zawrzeć rzeczy, które w rzeczywistości nie miały wpływu na samą inwazję. Podobnie w drugą stronę, jeśli rozpocznie kronikę zbyt późnym wydarzeniem, noże ominąć coś co było kluczowe.
– Myślę, że rozpocząć należałoby od trzech pierwszych wydarzeń. Pierwsze usłyszenie o łowcach smoków, pierwsze spotkanie łowców smoków oraz pierwsze starcie z łowcami smoków. To wszystko zawarło by się w opisanych smoczych wyprawach na południe: o Rozalii, o wiosce, w której mieszkała rodzina Błyska, o Kloggu i Kajmanie.
Od tego można przejść do bitew z łowcami smoków, mających miejsce przed samą inwazją. Byłyby to najazd na rodzinną wioskę Błyska, jakkolwiek się nazywała, oraz walka z okrętem przy Wyspie Kła.
Kontynuując opis wydarzeń sprzed samej inwazji, kolejnym byłoby poruszenie kwestii szpiegów, zarówno naszych, jak i tych wrogich.
Ostatnim elementem byłby opis sojuszników, których udało się nam pozyskać jeszcze przed inwazją. Wliczałabym w to też ruch oporu, bo rozmowy z nim działy się jeszcze przed wybuchem pełnej wojny.
Dopiero teraz, gdy tak wyliczała wszystkie wydarzenia, dotarło do niej, jak tytaniczna to będzie robota.
– Teraz przechodzimy do samej inwazji. Łowcy Smoków zdobywają Wyspę Kła, inne wyspy i przyczółki. Przydałby się ogólny opis sił, w tym z jakich frakcji się składały. Była tam armia króla Nezoka, Północna Warta i różnoracy najemnicy, na przykład ci, co zdobyli Wyspę Kła.
Potem przechodzimy do opisów najważniejszych bitew, zmian w kontrolowanym terytorium - tu może jedynje wystarczy powiedzieć, jaki był najdalszy zasięg zdobytych terenów przez ludzi.
Dalej, odłączenie się miasta na Wyspie Kła od wojny, podboje smoków na południe od bariery i ostatecznie samo oblężenie Rathen. Wraca wtedy znowu kwestia iskry, gdzie plany Kalistera doprowadziły do stworzenia tego potwora, co zniszczył twierdzę.
Wraz z końcem inwazji można dodać jej skutki, albo najbliższe wydarzenia po jej zakończeniu. Te, jednak, jeszcze trwają, choć zanim skończymy pisać, to sytuacja powinna się lepiej wyklarować. Z pewnością rozmowy z ruchem oporu rzucą nam więcej światła na sytuację na południu, jak i w samym królestwie Nezoka.
Kiwnęła łbem.
– To znaczy, że tak, chętnie z tobą się tam udam.
Strażnik Gwiazd
Strzeżony Dąb
: 01 cze 2024, 14:13
autor: Udany Połów
Nie chodził i nie szukał od razu po wyjściu ze świątyni. W końcu była noc. Nie chciał burzyć ewentualnego snu. Znając osobę z widoku raczej niż osobistego kontaktu, może i niedobór snu mógł być powodem jego małoenergicznego udziału na ceremoniach. Tego nie wiedział, choć uznawał taką możliwość. Wiedział jednak, że od zaspanego smoka mógł się dowiedzieć mniej niż w warunkach normalnych. Tak więc przeczekał wschód słońca na placu przed świątynią, bo na spanie i tak miał za dużo myśli w głowie, a później, gdy nastał ranek, poszedł pod Strzeżony Dąb.
– Dzień dobry, Strażniku. Masz czas pomówić? –
Zawołał w kierunku koron, gdy zatrzymał się pod owym drzewem.
Strzeżony Dąb
: 04 cze 2024, 21:27
autor: Strażnik
Z tego tematu wyszliśmy na Skały z Sekcją, ale jeszcze w wolnym czasie napisze posta zamykającego!
***
Choć pod drzewo przychodził o wiele rzadziej niż dawniej, wciąż okazjonalnie dało się go tutaj zastać. Przeświadczenie miał szczęście na właśnie taką okoliczność trafić, nawet jeśli prorok nie był tym faktem zachęcony. Sadzial akurat w gałęziach i skrobał coś szponem w starym porożu Kazesa.
Iskra zażenowania zmieszała się z irytacją, gdy głos Słonecznego rozproszył go niespodziewanie, na tyle że wyżłobił w organicznym materiale o jedną kreskę za wiele. Nie była to rzecz jasna wina czekającego u podnóży drzewa gościa, chociaż musiał chwilę dojrzeć do tego wniosku, żeby odezwać się bez niepotrzebnego jadu w głosie.
Parę oddechów później, samiec zszedł na bardziej dostępne do rozmowy gałęzie, zgrabnie wyłaniając się spomiędzy soczyście zielonych liści.
– Witaj i ty, Przeświadczeniu. Czego potrzebujesz? – odezwał się grzecznym, choć sztywnym, oficjalnym tonem. Brzmiałby może nienaturalnie, gdyby nie sprowadzające go bliżej ziemi zmęczenie i naturalna przy kondycji jego gardła, chrypka.
Przeświadczenie Dobrobytu
Strzeżony Dąb
: 05 cze 2024, 21:35
autor: Udany Połów
Dobrobyt podniósł spojrzenie słysząc uginające się gałęzie. Więc akurat trafiłem. – uśmiechnął się lekko do Strażnika. Zwrócił uwagę, że pozostał na drzewie, choć nie do końca dlatego, że było mu to niewygodne, a z tego, że trochę mu zazdrościł. Przez swoje gabaryty z rozsądku zaprzestał drzewnych wspinaczek i zazwyczaj o tym nie myślał, gdy polował, lecz dziś patrząc na drzewnego wśród drzew to naprawdę – chciałby.
Zdawało mu się, że przyzwyczaił się do głosu proroka słysząc go na ceremoniach. Inaczej jednak było słyszeć ten sam sztywny, oficjalny ton poza stadnym spotkaniem. Jakby brzmiał obco. Poruszył uszami. Zaintrygowało go to, lecz nie skupił na tym uwagi. Spowrotem myślał o tym po co przyszedł.
– Otóż: czy wiesz coś o iskrze Lahae? O jej położeniu czy też co się z nią teraz dzieje? – Mówił unosząc lico ku postaci drzewnego.
Strażnik Gwiazd
Strzeżony Dąb
: 25 cze 2024, 15:01
autor: Strażnik
Podejrzewał, że pozostanie na gałęzi podczas rozmowy mogło zostać potraktowane jako nieuprzejme, ale póki co nie zamierzał tego stanu rzeczy zmieniać. Wolał podtrzymać własną wygodę, zwłaszcza w sytuacji mniej komfortowej wymiany zdań. To też rzecz jasna nie była wina Dobrobytu. Tak się po prostu złożyło, że trafiał na zły czas i zły temat. Ale on jako prorok nie mógł narzekać. Nie miał ochoty na wikłanie Słonecznego w zagadki słowne, więc zmrużywszy już i tak wąskie ślepia, zaczął recytować co wie i pamięta. Nawet jeśli Słoneczny miałby, wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, okazać się czyimś szpiegiem, nie byłyby to informacje, których nie zostałby prędzej czy później wywęszyć.
– Iskra, a właściwie jeden z jej odłamków, powinna znajdywać się wewnątrz potwora, który wciąż panoszy się po ruinach Rathen. Została aktywowana przez Kallistera, dzięki pomocy jednego z Wolnych. Nie wiem jeszcze, na ile oboje zdawali sobie sprawę ze skali zniszczenia, które uczyni stworzenie czerpiące z boskiej mocy, ale odnieśli sukces – zrobił krótką pauzę, stukając pazurami po gałęzi. Wciąż nie miał ochoty spoglądać w pysk błękitnego samca, ale powinien w końcu to poruszyć.
– Choć nastroje w Trundii mogą się zmienić, ich władca, pragnący smoczej śmierci, został zgładzony razem z opiekującym się najemnikami miastem. To już mniej kwestia samej iskry, lecz powinna być istotna. Dwunodzy trzymają się stamtąd z daleka, z obawy o własne życie – potem zamilkł, znów uważniej przyglądając się swojemu długiemu rozmówcy. A może by tak uwzględnić go w dalszym procesie, skoro już zdecydował się zainteresować? Nie wiedział ile smoków, gdzie i kiedy podejmowało jakieś działanie, więc powinien jakoś wynagradzać tych, którzy decydowali się zwrócić bezpośrednio do niego.
– Jak wyglądał twój udział w konflikcie?
Przeświadczenie Dobrobytu
Strzeżony Dąb
: 01 lip 2024, 20:28
autor: Udany Połów
Wyczuwał niechętne nastawienie do siebie. Nie znał jego źródła, którego również się nie domyślał. Może za mało znał proroka? Choć nie pragnął go poznać. Strażnik nie prezentował się jakby chciał być poznanym, więc i on sam nie chciał się za to zabierać. Chciał tylko pomóc Lahae.
Słuchał uważnie. A nawet aktywnie. Na bieżąco przyswajając i trawiąc nowe informacje. Myśli zachował dla siebie, aby po chwili ubrać ich owoce w pytania. Jednak, gdy spojrzał na drzewnego, zamiast otworzyć pysk podniósł uszy. Kiedy odpowiadał patrzył na Strażnika Gwiazd, próbując coś z niego wyczytać.
– Do momentu smoczego snu aktywnie uczestniczyłem w atakach. Starałem się też być zorientowany. –
Strażnik Gwiazd