Strona 12 z 27

: 10 sie 2016, 15:44
autor: Subtelny Gniew

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Finezyjny otworzył szeroko oczy. Tego się nie spodziewał.
Jeździec Apokalipsy – powtórzył, a pysk, który otworzył się, by wypuścić cichy głos, pozostał rozwarty. – Słyszałem o niej! To jedna z najlepszych wojowników na terenach wolnych stad. Ponoć przebiegła cały Cień, by złapać w swą paszczę mordercę jej córki! – zawołał z przejęciem. Jeździec była dla niego legendą. Właściwie tak bajeczną, że nie wiadomo czy nie był zdziwiony samym faktem, że ona pozostaje żywą legendą!
Czy coś jej zrobili, że postanowiła zmienić stado? – spytał. Historie łączyły się w jedną całość. Osobne nitki okazywały się rozwidleniem tych samych, o których słyszał wcześniej. Czyż to nie było niesamowite? Dziwił się, że Jeździec postanowiła znaleźć swój azyl w Wodzie. Wyobrażał ją sobie jako smoczycę, mogąc roznieść setki smoków w proch.
Na dodatek dostrzegał w tym wszystkim ironię losu. Kiara, choć nie wiedział, że tak miała wtedy na imię, najpierw uciekła z Życia wraz ze swoim ojcem, który spowodował rozpad stada. A potem wraca do Wody, które było jej ojcu drogie. Ciekawe co myślała o Słowie? Czy ona mu wierzyła?

: 10 sie 2016, 22:06
autor: Cichy Potok
Zaśmiał się szczerze rozbawiony reakcją Finezyjnego. Tak, zdecydowanie była to reakcja warta przekazania jego partnerce. Zaraz potem uśmiechnął się, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. – Mam chyba nieodparty urok, tak mi się wydaję. – rzekł rozbawiony, po czym nagle spoważniał. – A tak naprawdę to po prostu nie może się już w tym stadzie odnaleźć. Po śmierci jej córki stwierdziła, że Cień wcale nie gwarantuje jej i jej bliskim bezpieczeństwa i nie czuje się dobrze w miejscu, gdzie jej pobratymiec zabił jej pisklę. Może i ja też miałem faktycznie w tym swój udział. W końcu miłość nie wybiera... – oznajmił z lekkim zadumaniem, które towarzyszyło mu podczas tej konwersacji co jakiś czas.

: 12 sie 2016, 17:59
autor: Subtelny Gniew
A więc to ktoś z Cienia. Czyli jednak te smoki zabijały pisklęta... Nie mógł w to uwierzyć. Po poznaniu garstki z nich doszedł do wniosku, że dziadek opowiadał im bajki. Jak mogło się to okazać prawdą? Zmrużył ślepia. Po drodze dotarł do niego sens słów Cichego. W tej chwili niemal szczęka mu nie opadła. Znać legendę wolnych stad – dobrze, ale być z nią – to już chyba niemożliwe!
To... – nie wiedział, co powiedzieć. – Nie wiem jak to jest w relacjach między samicą a samce. Nie poznałem mojej matki... Właściwie nie znam żadnej pary smoków – dodał. Nie miał wzorców idealnego związku. Było to odrobinę przytłaczające. Zwłaszcza, że w takim wieku samiec potrzebuje się dowiedzieć, co to znaczy ta cała miłość. On znał ją tylko z romantycznych pieśni. Sam czasem układał. Zazwyczaj jeden smok śpiewał z rozrzewnieniem o swojej lubej, o nieszczęśliwym i nieodwzajemnionym uczuciu. Nie zawsze potrafił to zrozumieć.
Czyli to prawda, że w Cieniu zjada się pisklęta? Myślałem, że ktoś inny zamordował córkę Apokalipsy... Dlaczego mordują własne dzieci? – spytał. A jednak nie dawało mu to spokoju.

: 16 sie 2016, 13:38
autor: Cichy Potok
Cichy pokiwał powoli łbem. Wiedział dobrze, że Chłód i Azyl od dłuższego czasu nie są już związani. Przynajmniej tak na logikę. W końcu nieobecność Azyl był bardzo widoczny, być może nawet samica ta zdechła, a może odeszła? Nie wiedział, nie interesował się aż tak bardzo jej losami, a powinien. W końcu samica ta była Uzdrowicielką, kimś bardzo ważnym dla stada Życia, ale i całych Wolnych. Uzdrowicielstwo jednak najwyraźniej było bardzo trudnym fachem i nie każdy zdołał przetrwać tą próbę. Tak, bardzo wiele młodych Uzdrowicieli znikało w niewyjaśnionych okolicznościach...Cichy spojrzał współczująco na Finezyjnego. Cichy w zasadzie także długo nie miał okazji pobyć z własną matką. No...później okazało się, że wcale nie była jego matką. Ale czy to ważne? I tak traktował swoich przyszywanych rodziców, niczym prawdziwych. Bo mimo więzów krwi, łączyły go z nimi silniejsze więzy. Tak samo z jego siostrami. I ich potomkami. Bo to była jego rodzina. Prawdziwa rodzina. – Faktycznie, jeśli chodzi o związki. Takie udane. Do końca życia...mało który się taki zdarza. Niestety w naszym świecie zdarza się tak, dość często, że jeden z partnerów umiera zbyt szybko, bądź też odchodzi z terenów Wolnych Stad, uważając, że znajdzie szczęście gdzie indziej. Takie życie...jednak jak już się znajdzie partnerkę, bądź partnera...to faktycznie świat staje się bardziej...przyjazny. – oznajmił z lekkim uśmiechem. Miłość czasem po prostu także zaślepiała. Zaraz jednak powrócili do poważniejszych tematów. Cichy pokręcił łbem. – Nie całe stado. Jednostki. Nie wiem czemu, ale rodzą się tam dość...szalone jednostki. Może zatracając się w tym szaleństwie poświęcają jednostki, które nie potrafią się przed tym obłędem chronić. I nie, raczej nie zjadają piskląt. To zrobiły dwa smoki, równie obłąkane. Smutne jednak jest, że w tym stadzie najwyraźniej poszanowanie Smoczych Praw jest czymś obcym. Nie wiem czemu Bogowie, czemu reszta stad na to zezwala. Czemu do tej pory nie postawiono pewnego ultimatum temu stadu. Czemu jego Przywódca, choć teraz bardzo młody, nie może narzucić pewnych kar na tych, którzy łamią Smocze Prawa. Może danie przykładu po prostu zniechęciłoby innych, którzy chcą te Smocze Prawa łamać. Ale Cień na to nigdy nie zezwolił...jakby był ponad Prawem. – powiedział z lekkiim grymasem rozczarowania na pysku. Cień...nie zawsze był zadrą w łapie Cichego. Jednak odkąd stanął na czele Wody, właśnie takim się w jego ślepiach jawiło.

: 18 sie 2016, 20:29
autor: Subtelny Gniew
Pokręcił głową nie mogąc uwierzyć w słowa Cichego. Nawet jedno zamordowane pisklę byłoby wielką zbrodnią. Co dopiero dwa. Jeździec Apokalipsy miała rację, gdy postanowiła dopaść tego, który zamordował jej córkę. On, Finezyjny zrobiłby chyba to samo.
To niewyobrażalne – pokręcił łbem. – Czy rodzice nie domagali się ich głów? Zabiłbym tego, kto skrzywdziłby moje pisklę. Tak jak Apokalipsa – powiedział. Spuścił łeb rozważając to jeszcze. Pomyślał o zasadach, zasadach, które wydawały mu się takie oczywiste. Ciche Wody sam o nich wspomniał, o Smoczych Prawach. Kiedy słuchał opowieści o tym, co kiedyś się stało, miał wrażenie, że Smocze Prawe były jedynie legendą.
Chciałbym znaleźć odpowiednią smoczycę – westchnął, choć nie do końca mógł pojąć na czym to polega. Wiedział mniej więcej czym jest uczucie i jak powstają pisklęta, ale miał wrażenie, że brakowało mu w tym doświadczenia. Poza tym, gdy myślał o swojej wybrance widział przed oczami Kózkę... – Znam taką smoczycę... Nie wiem czy czuję do niej coś takiego, co ty czujesz do Jeźdźca Apokalipsy. Ale bardzo mnie intryguje. Chociaż ona... nie okazuje zbyt wielu uczuć – wyznał zastanawiając się czy Cichy mógłby domyślić się o kogo chodzi. Miał nadzieję, że nie. Jeszcze nikomu nie wspomniał o swojej znajomości z Keezheekoni. Gdy się otworzył natychmiast część jego umysłu tego pożałowała.

: 29 sie 2016, 21:41
autor: Cichy Potok
Cichy westchnął ponownie ciężko. – Cóż...stado Cienia przybyło spoza bariery. I mam wrażenie, że do tej pory nie chcą się z nami zasymilować. Nie zamierzają przestrzegać naszych praw, mając w poważaniu całą historię Wolnych Stad, widząc tylko swoje stado. Jak rozumiem chęć pozostania odrębnymi, tak zezwalanie, nie respektowanie Smoczych Praw, kiedy im to nie odpowiada...cóż, to już jest coś nie tak. – powiedział z lekkim rozczarowaniem w głosie. W końcu wszyscy, którzy trwali w Cieniu do jego powstania już dawno odeszli. A jednak...mimo to, ich trucizna wciąż krążyła i Cichy miał wrażenie, że pomimo pewnych okresów poprawy, to oni wcale nie są godni zaufania. Cichy wysłuchał z zainteresowaniem słów Finezyjnego i uśmiechnął się lekko, porozumiewawczo. – Cóż, a więc kuj żelazo, póki gorące. W końcu samice, gdy nie widzą zainteresowania swoją osobą...szybko uciekają tam, gdzie to zainteresowanie dostaną. W tym mam wrażenie tkwi sekret. Jak byłem mniej więcej w twoim wieku, także podobała mi się pewna smoczyca. Szkoliliśmy się razem na Czarodziejów. Potem ona...znalazła sobie kogoś innego. Samicę. Cóż...jednak i tak szczęście się do mnie uśmiechnęło, bowiem obie...tak, obie...pokochały także i mnie. – powiedział z lekkim rozrzewnieniem w głosie. Jakie to były już stare wspomnienia....Tak, Cichy powoli zaczynał odczuwać księżyce przeżyte na tym padole łez.

: 31 sie 2016, 12:08
autor: Subtelny Gniew
Zachował słowa o Cieniu dla siebie i nie kontynuował tematu. Co stało się ze smokami wolnych stad, że nikt już nie respektował praw, które rządziły tą krainą. Łamano je non stop, a Finezyjny miał wrażenie, że nie tylko w stadzie, o którym wspomniał Cichy. To nie mogło się spodobać bogom. Z pewnością wszystko widzieli i szykowali karę. Być może tą karą była właśnie mgła.
Okazałem jej zainteresowanie, lecz ona milczała. Raz tylko okazała emocję. Ale był to niestety gniew. Jest bardzo wrażliwa, choć udaje twardą – odpowiedział Finezyjny nie mogąc powstrzymać podnoszącego się kącika ust. Kózka, Górska Kózka. Nieomal nie wyrwała mu ślepi za to określenie. Nie zamierzał jednak się poddawać.
Samica pokochała samicę? – oniemiał słysząc te słowa. Posiadanie dwóch samic było naturalną chęcią powiększenia potomstwa. – Przecież nie mogły mieć jajek... – zauważył lekko zawstydzony.

: 31 sie 2016, 20:36
autor: Cichy Potok
Uśmiechnął się lekko i pokiwał ze zrozumieniem głową. Dużo smoków udaje twardych przy innych, zwłaszcza obcych. Tak naprawdę każdy z nich miał swoje słabości, które po odnalezieniu mogły zaszkodzić ich twardym skorupom, odsłaniając to delikatne wnętrze. Zaraz potem wybuchnął rozbawionym, gromkim śmiechem. I znów pokiwał głową. – Owszem. Pokochały się. I faktycznie, same nie mogły mieć jaj. Do tego, by mieć jaja potrzebny jest samiec i samica. No i tu wkroczyłem ja. – odpowiedział z zawadiackim mrugnięciem oka. Ach, te czasy młodości. Te igraszki! Ileż to się zrobiło w życiu i dobrego i złego. Aż żal patrzeć na to z takiego już dystansu.

: 02 wrz 2016, 15:36
autor: Subtelny Gniew
Zmrużył ślepia troszkę nie dowierzając. Był zbyt młody i zbyt naiwny, by zrozumieć moc namiętności, która króluje nad chęcią posiadania potomstwa. Nie odziedziczył po babci nastawienia, które sprawiło, iż porzucała jaja. Kto wie ile jej dzieci pałętało się po tych terenach, nie widząc kto był ich matką? On nie mógł sobie tego wyobrazić. I nie wierzył, by ktoś mógł tak zrobić. Zresztą kto wiedział, że taka była Jesień Bzów? Jeśli istniał ktoś, kto miał taką wiedzę, z pewnością był sam na świecie.
Czyli można kochać wiele samic – powiedział jakby do siebie. Dużo się nad tym zastanawiał. Mimo że najbardziej intrygowała go Kózka, znał też wiele innych samiec, które w pewnym stopniu go pociągały. Tak, to słowo było najlepsze. – Robi się późno – zauważył nagle, spoglądając na zachodzące słońce. – Czy nie powinniśmy wrócić do Obozu?

: 07 wrz 2016, 12:22
autor: Cichy Potok
Cichy uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi, już nic więcej nie mówiąc. O miłości do wielu można mówić na różne sposoby. Samice kochało się różne. W końcu miłość do matki, do siostry, także była miłością. Ale zazwyczaj smoki łączyły się w pary. Pary, a nie trójkąty. Cichy był przez pewien czas postrzegany więc w sposób nieco dziwny, z resztą nie tylko on, jego partnerki także. Ale czy im to przeszkadzało, póki mieli siebie? Nie. Na wzmiankę o porze dnia, Cichy spojrzał tylko w niebo, przelotnie i skinął łbem. – Masz rację. Chodź...wracajmy do Obozu... – powiedział cicho, z wciąż widocznym lekkim uśmiechem na pysku, po czym automatycznie skierował swoje kroki w kierunku Obozu Wody.

: 23 paź 2016, 11:51
autor: Kruczopióry
Zaszył się gdzieś wśród wysokich traw, skryty w wilgotnych, pełnych błota mokradłach, właściwie nie dałoby się zauważyć, gdyby nie głośny szelest, jaki towarzyszył kazdemu jego krokowi. Prychnął cicho i zmarszczył pysk, czując, jak z każdym krokiem jego ocierające się o zarośla ciało... cóż, boli. Coraz bardziej. Grzybica postępowała, jednak uzdrowiciele jakoś nie potrafił znaleźć czasu dla czarodzieja, który już od dobrych kilku księżyców męczył się z chorobą.

Cóż, przynajmniej mógł to uznać za swoistą lekcję wytrzymałości. Kolejną. Przedzierał się powoli przez sitowie, rozglądając wokół i szukając. chyba sam nie wiedział czego. Może wspomnień? Wspomnień po rozmowie z Chłodem...?

: 25 paź 2016, 21:27
autor: Administrator
//Wybacz, że tak późno

Usiadła, spoglądając na sitowie. Naprawdę zaczynała się martwić. Nie wiedziała, co dzieje się z Rycerskim i czemu jego migrena nie daje się wyleczyć. Najbardziej denerwował ją ten dziwak Undariowy. Czego chce? Kim jest? Czy to naprawdę morderca, czy tylko zagubiony smok? Zamknęła oczy, wzdychając. Cóż Powiewie... Nie możesz matkować całemu stadu. Choć wiadomo, jak bardzo tego chcesz. Nagle zauważyła smoka, który przedzierał się przez sitowie i grymas bólu, który wykrzywiał jego pysk.
Coś się stało? Czy coś cię boli? – zawołała głośno, wstając. Czyżby kolejna zagubiona dusza z jakąś raną lub chorobą?

: 01 lis 2016, 12:04
autor: Kruczopióry
// Kurde, totalnie zapomniałem o tej fabule, przez co mi dzisiaj choroba na nowy poziom wskoczy, wybacz xP.

Cóż, odpowiedź była co najmniej oczywista: tak. Jego stan stawał się coraz gorszy i gorszy, coraz więcej łusek samych z siebie odpadało, zaś smok z biegiem czasu odczuwał coraz silniejszy ból. Każdy krok stanowił kolejny zanurzający go w okrutnych męczarniach... zwłaszcza tutaj, w sitowiu. Zdawał się nieco zaskoczony, ujrzawszy kogoś w tej nieprzyjemnej gęstwinie, niemniej nie był z tego powodu specjalnie nieszczęśliwy. Tylko...

– Oczywiście, że boli. Chyba widać – stwierdził i westchnął cicho, przewróciwszy ślepiami. – Nie mam ostatnio szczęścia do uzdrowicieli; jedni nie maja czasu, inni... znikają na tak długo, aż zaczynam się o nich martwić – stwierdził, westchnąwszy. – Ale zakładam, że pytasz się mnie z troski, a nie z drwin, choć nie przypuszczam, żebyś była mi w stanie jakkolwiek pomóc. Więc witaj, smoczyco. jestem Kruczopióry – przedstawił się, podszedłszy bliżej. Przyglądając się jednocześnie uważnie nieznajomej; ciekaw był, jak się nazywa, czym się trudno... i jakie ma wobec niego odczucia.

: 12 lis 2016, 16:15
autor: Administrator
Cierpiący nie zasługują na drwiny... Tylko na ulżenie im w bólu. Jestem Powiew Zgnilizny, uzdrowicielka ze stada Wody. Wiesz, czasem nie mam pojęcia dlaczego zawsze trafiam na chore lub ranne smoki. Te w pełni sił spotykam chyba tylko na ceremoniach – ona naprawdę powinna więcej wychodzić do smoków. Dobrze, że już jest dziwaczna, to przynajmniej ten stan się nie pogłębi – Mogę ci pomóc... Ale wiesz, nic na siłę – już dawno zrozumiała, że na smokach lepiej niczego nie wymuszać.

: 13 lis 2016, 1:15
autor: Kruczopióry
Otworzył nieco szerzej ślepia; uzdrowicielka? Że będzie mu w stanie pomóc? Przez chwilę zastanowił się... a nawet uśmiechnął, nie dowierzając nieco w swoje szczęście. Ale czy tak samo nie poznał Kaliny, gdy zupełnie przypadkiem przechodziła w pobliżu, gdy ten męczył się z bólem głowy...?

– Wygląda więc na to, że mam szczęście – stwierdził, przewróciwszy jednocześnie ślepiami. I znów uraczył Powiew Zgnilizny uśmiechem. – Jeżeli więc jesteś w stanie mi jakkolwiek pomóc, będę ci wielce wdzięczny. O ile, rzecz jasna, nie masz na głowie pilniejszych spraw – dodał. I czekał na odpowiedź... a być może też leczenie. Kto wie w sumie, jak potraktuje go Powiew Zgnilizny...?

: 24 lis 2016, 9:30
autor: Administrator
Dobrze więc, pomogę ci. Zbliż się trochę, to ci się przyjrzę – gdy Kruczopióry był blisko, przyłożyła łapę do jego barku i wysłała delikatny impuls. Ojoj, nie jest dobrze. Szybko oczyściła maddarą jątrzącą się skórę z brudu, kawałków roślin, drobnoustrojów i martwej tkanki. Następnie przywołała ze swojej groty drewnianą miseczkę, która nigdy jej jeszcze nie zawiodła. Jak widać była lepsza od niektórych smoków. Napełniła ją wodą i wrzuciła trochę lawendy, a następnie zagotowała maddarą. Tak przygotowany wywar ostudziła zimnym oddechem, a następnie podała Krukowi do wypicia. Gdy skończył, zmiażdzyła w łapach trochę macierzanki i nałożyła na dotknięte grzybicą połacie skóry. Gdy opatrunek przestał działać, usunęła go. Przyłożyła łapę do barku Kruczopiórego i rozpoczęła leczenie. Z pomocą magii oczyściła skórę, usunęła pęcherze i stan zapalny. Odbudowała naskórek, gruczoły i łuski, upewniając się że będą one mocne i twarde. Gdy skończyła, zabrała łapę i zadała ważne pytanie:
Czy już lepiej?

: 05 gru 2016, 22:19
autor: Cichy Potok
Cichy po tym, jak morski stracił przytomność zabrał go. Nie zamierzał sprzeciwiać się woli Przywódcy. Syn chciał się pozbyć tego smoka, to proszę bardzo. Okaleczony smok może nieco wzbudzał w nim współczucie, ale wiedział też że nie bez powodu syn podjął takie kroki. Cichy rzucił ciało niedaleko wody i chwilę postał nad nim. Później jednak już nic tu po nim nie było. Woda nie była domem tego smoka. Teraz był niczyj. Miedziany rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze, by rozmówić się z synem.

: 20 gru 2016, 21:36
autor: Samiec
Obudził się z cichym warknięciem. Nie było wiele krwi, praktycznie w ogóle się nie pojawiła, a ból był przeszywający. Ni łbem poruszyć, ni w ogóle się podnieść. Tego rodzaju okaleczenie doświadczył w zasadzie dopiero pierwszy raz, a że pewny był wrogości tamtego Błyszczącego, nie mógł jednoznacznie stwierdzić, czy to już jest czas na śmierć, czy jednak musiał jeszcze trochę poczekać. Zadrżał, wyciągając przed siebie łapy i przyglądając się im, aż nie złapał ostrości. Nie mógł zaryczeć wołając o pomoc, tym bardziej że nie chciał alarmować wodnych o swoim stanie, no i że nie usunął się stąd na stałe. Przymknął ślepia i zwinął się w kłębek, chcąc pierw dojść do siebie, przy okazji może nad czymś pomyśleć.
1x średnia (rana magiczna, kłuta, zniszczone tkanki miękkie aż do lekko skruszonych kręgów szyjnych, ból przy jakimkolwiek ruchu łbem, możliwość infekcji, poważne odmrożenia)
Ch: nerwica (nie może używać magii)

: 15 sty 2017, 19:37
autor: Płacz Aniołów
Coś było nie tak z nim od dłuższego czasu. Chodził wiecznie zamyślony, ogarniała go nostalgia i wydawał się być nieobecny. Wszystkie jego uśmiechy, żarty, docinki wydawały się być sztuczne. Tylko kto tak naprawdę mógł to dostrzec? Mistyczna? Wzburzony? Nikomu innemu nie pozwalał na tyle dopuścić się do siebie. A może powinien.
Nareszcie nadeszła zima, której – jeszcze jako Łzawy- nie mógł się doczekać. Opoka mogła pamiętać, jak przy jednej z ich lekcji pokazała mu z pomocą magii jak wygląda śnieg. Mogła również pamiętać jego reakcję. Teraz nie miał aż tak dużej euforii z białego puchu, ale to może przez swój wiek. W końcu już nie jest pisklęciem, nie jest nawet adeptem. Jest dorosły. To powinno wyprzeć niektóre zachowania i zastąpić je tymi bardziej dojrzalszymi.
Spacerował tak wokół Zimnego Jeziora, gdzie miał spotkać się ze swoją ciotką Opoką Ziemi. Przybył na miejsce dużo, dużo wcześniej, właśnie po to, by mieć więcej czasu na spacer. Płacz uwielbiał spacerować w ciszy, sam lub z kimś innym u boku. Czas płynął dość szybko, ale skrajny nawet nie odczuł tego. Powinien spodziewać się lada chwila Przywódczyni Ziemi, ale jakby zupełnie zapomniał o tym, że miała się zjawić.

: 06 mar 2017, 23:09
autor: Zmierzch Gwiazd
Opoka nie kazała na siebie długo czekać. Była wyjątkowo punktualna, nie spóźniała się tak jak kiedyś. Tym razem, dla odmiany, przybyła drogą lądową. Czasami taki spacerek może dobrze zrobić, pobudzić smoka. Już z daleka spostrzegła smoczą sylwetkę, zapewne jej siostrzeńca. Zmienił się i to nawet bardzo. Trochę czasu minęło od ich ostatniego spotkania. Gdy tylko się z nim zrównała, uśmiechnęła się ciepło.
– Witaj. Ależ ty wyrosłeś ! – Zaśmiała się cicho.–
Dobry humor jej towarzyszył. Miała nadzieję, że Łzawemu również się to udzieli. Pamiętała go jako wiecznie wesołego i uśmiechniętego adepta. Ciekawe, czy z charakteru również aż tak bardzo się zmienił?

: 09 mar 2017, 20:49
autor: Płacz Aniołów
Oj faktycznie, minęło spoooro księżyców od ich ostatniego spotkania. Ostatni raz, nie licząc ceremonii, widzieli się ze 20 księżyców temu... to niemal połowa życia Łzawego. Był pod wrażeniem, jak ten czas leci.
Gdy tylko jego oczom ukazała się Opoka, samiec uśmiechnął się dumnie. Jego ślepia dokładnie oglądały Opokę sprawdzając, co zmieniło się w ciotce od ostatniego razu. A gdy ta zbliżyła się do niego, Płacz skinął głową z szacunkiem.
– No cześć, ciociu – przywitał się, puszczając Opoce uśmiech jedną stroną pyska. – Fakt, trochę się zestarzałem. Już nie jestem taki piękny i młody jak kiedyś – rzekł jakby z wyrzutem, ale zaraz po tym uśmiechnął się i zachichotał.
– Co tam u Ciebie, Opoko? Pewnie w cholerę rzeczy zmieniło się od ostatniego razu. Co tam, opowiadaj wszystko – mruknął niemal zadziornie, utrzymując uśmiech i wykrzywienie pyska. Z pewnością Opoka ma wiele do opowiedzenia, a Płacz bardzo chętnie dowie się co u niej słychać. Klapnął sobie na zadku, opierając ciężar ciała na prawej stronie ciała, odciążając swoją lewą łapę. Wprawdzie nie odczuwał bólu, ale czuł dyskomfort przez sam fakt posiadania kości w szczątkach. Przez chwilę chciał nawet spytać Ziemistą, czy wie o błogosławieństwie od boga uzdrowień. Ale z jakiegoś powodu przemilczał to.