Strona 12 z 25
: 27 maja 2018, 2:15
autor: Zmierzch Gwiazd
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Przecisnęła się przez wąski tunel, wkraczając do środka Cichej Jaskini, idealnego miejsca na wszelkie spotkania ważne oraz mniej ważne. Dlaczego? Bo podobno rozmowy, które się tutaj prowadziło, nie były słyszalne na zewnątrz. Kto by pomyślał, że na terenach wspólnych znajduje się takie miejsce. Jakoś nigdy się tym nie interesowała i nie sprawdzała tego...
Chociaż przez całe swoje życie miała aż nadto czasu, nigdy nie czuła potrzeby, aby sprawdzić każdą pogłoskę krążącą pod barierą, nawet, gdy była jeszcze pisklęciem czy też młodą adeptką. Wtedy skupiała się bardziej na nauce, niż na poznawaniu świata.
Rozglądnęła się po wnętrzu groty, znajdując sobie miejsce, aby przysiąść, po czym wysłała wiadomość mentalną z prośbą o przybycie do nowego przywódcy stada Ognia. Nie wiedziała kim on jest, jednak wierzyła, że maddara odnajdzie odpowiednią osobę. Oczywiście, zawarła również miejsce, do którego smok miałby przybyć. Czekała cierpliwie aż się zjawi.
: 27 maja 2018, 13:47
autor: Pióro Krwi
Kiedy otrzymałam wezwanie do czarnych wzgórz zdziwiłam się delikatnie jednak byłam pewna że nie wzywano by mnie z jakiś błahych powodów. Rozpostarłam więc skrzydła uderzając nimi w powietrze i tym samym wzbijając się w powietrze. Przez całą drogę na miejsce spotkania myślałam czego może chcieć ode mnie ten smok. W końcu dotarłam na miejsce, przeszłam przez kamienny korytarzyk i ujrzałam prorokinie.
-Witaj Zmierzchu Gwiazd, po co mnie do siebie wezwałaś?– Spytałam patrząc na nią uważnie.
: 10 cze 2018, 1:46
autor: Zmierzch Gwiazd
Spojrzała się na samicę, którą miała przed sobą, uważnie badając ją wzrokiem. Czy ją znała? Czy kiedyś ją widziała? Próbowała wygrzebać te informacje z odmętów swej pamięci i stwierdziła, że znała ją, jednak chyba pod innym imieniem.
Skinęła jej nieco głową w geście przywitania i docisnęła wygodniej skrzydła do boków, zajmując nieco wygodniejszą pozycję, bowiem rozmowa nie miała być krótka.
– Witaj, Przywódczyni. Widzę, że znasz moje imię, czy zechciałabyś ujawnić mi swoje?
Zwracanie się do niej "Przywódczyni" lub "Ognista" mogłoby być kłopotliwe lub też obraźliwe. Zresztą, Veles lubiła wiedzieć z kim rozmawia.
– Chciałabym porozmawiać o twoim stadzie. Z tego co mi wiadomo, sprawujesz nad nim pieczę od stosunkowo niedawna... Jak sobie radzisz? Czy masz jakieś problemy ze swymi smokami, z czymś sobie nie radzisz? Coś cię martwi?
Zapytała luźno, na początek rozmowy. Od czegoś trzeba zacząć, prawda?
: 20 cze 2018, 1:43
autor: Pióro Krwi
Słysząc iż powinnam się przedstawić zaśmiałam się w duchu. No cóż nie każdy jest informowany o zmianach w pozycjach w stadzie.
-Jestem Pióro Ognia- Przedstawiłam się siadając wygodnie i okrywając łapy ogonem. Słysząc pytania zadane mi przez prorokinie nie musiałam długo myśleć nad odpowiedzią która to sama pojawiła się w mojej głowie. Były to rzeczy przecież tak oczywiste że aż śmieszne.
-W istocie mam problemy z niektórymi smokami w moim stadzie przez nieszczęśliwy wypadek podczas walki z wojowniczką z sojuszniczego stada. Obie zostałyśmy ranne z czego ona o wiele bardziej jednak nie zdążyłam wezwać pomocy gdyż zemdlałam w wyniku otrzymanych ran. Walczyłam jeszcze z swoją przyjaciółką którą jednak udało się odratować dzięki pomocy poprzedniego przywódcy. Na razie radzę sobie ze wszystkim jednak martwi mnie sojusz z wodą. Ten feralny pojedynek oraz wyniesienie mnie na pozycję przywódczyni poważnie nadszarpnął relacje między mną a Nurtem- Powiedziałam dosyć spokojnym tonem głosu jednak wprawny obserwator mógł zauważyć iż delikatnie spięłam mięśnie a końcówka mojego ogona zwijała się delikatnie kiedy to wysuwałam i wsuwałam pazury w nerwowym geście.
: 25 cze 2018, 2:32
autor: Zmierzch Gwiazd
Ogon smoczycy poruszał się delikatnie z boku na bok. Zmrużyła oczy słysząc imię smoczycy. Pióro Ognia? Naprawdę? Wszyscy aż tak się przywiązali do tradycji?
– Kontynuujesz tradycję nazywania się od nazwy stada? –zapytała wprost.
Przysłuchiwała się uważnie jej słowom. Wypadek w stadzie, do tego dwa razy, czyżby smoczyca była aż tak nieuważna? Cóż, nie mogła wpływać nijak na decyzję stada, chociaż pewnie Ogniści nie podjęli tej decyzji z łatwością, prawda?
– Skoro twoje stado wybrało cię na przywódcę, to znaczy, że ci ufają. Rozumiem, że chcesz dbać o sojusz, jednak co jest dla ciebie ważniejsze – zdanie Wodnych czy Ognistych? Stosunki z Nurtem możesz odbudować, próbowałaś już w jakiś sposób to zrobić? Rozmawiałaś z nim?
Wprawne oko łowczyni oczywiście zauważyło nerwowe gesty przywódczyni, jednak Gwiazda nijak nie skomentowała tego.
– Może przejdziemy to przyjemniejszej części naszej rozmowy? Chciałabym polować na waszych terenach oraz ogólnie mieć na nie wstęp. W zamian mogę pomagać wam ze szkoleniami najmłodszych oraz adeptów. Możecie również wzywać mnie do pomocy z drapieżnikami.
Czekała na jej słowa.
: 12 lip 2018, 14:31
autor: Pióro Krwi
Słysząc pytanie kiwnęłam po prostu głową.
-Tak jednak ty także nie zrezygnowałaś z członu który zazwyczaj mają prorocy- Stwierdziłam po prostu. W końcu była to prawda czyż nie? Wysłuchałam jej słów na temat tego że stado mnie wybrało.
-Była to bardziej decyzja poprzedniego przywódcy niż stada. Zdanie ognistych oczywiście a rozmawiała z nim moja zastępczyni gdyż wątpimy by rozmowa pomiędzy nim a mną przebiegła pomyślnie- Odpowiedziałam po czym zastanowiłam się nad propozycją prorokini. Było to w sumie dobre więc czemu miałabym się nie zgodzić?
-Hmm...wydaje mi się że jest to uczciwa oferta. Możesz więc swobodnie poruszać się na terenach mojego stada. Powiadomię go o tym na następnej ceremonii- Powiedziałam spokojnie.
: 23 lip 2018, 2:24
autor: Zmierzch Gwiazd
Uniosła delikatnie jeden kącik pyska. Cóż, trudno było tego nie zauważyć... Veles nigdy nie przywiązywała zbyt wielkiej wagi do imion.
– Prawda... Ta tradycja trwała bardzo długo, przyzwyczaiłam się do niej, można powiedzieć, że nagłe rozstanie się z nią byłoby dla mnie... Niekomfortowe? Tak, to chyba odpowiednie słowo... Po prostu po tylu księżycach nie wyobrażam sobie, żeby prorok nie był "gwiazdą".
Wyjaśniła krótko i szczerze. Nic na to nie mogła poradzić, praktycznie od zawsze była "ziemią", to było całe jej życie. Ta tradycja była silnie obecna w jej życiu, więc musiała ją polubić i się dostosować do niej, tak jak ją uczyli... Przywiązała się do niej.
– Hm, a więc to Żar cię wybrał. Rozumiem. Nie mam prawa cię pouczać ani dawać ci rad, jednak... Nie sądzisz, że to Przywódca powinien rozmawiać o tak ważnych sprawach z innym Przywódcą? Jeżeli boisz się o to, że rozmowa może przebiec niepomyślnie, możecie oboje wziąć ze sobą kogoś, kto będzie takim jakby... drugim głosem? Cóż, ostateczna decyzja odnośnie sojuszu i tak zawsze należy do Przywódcy, nie jego zastępcy, uważam jednak, że powinnaś sama z nim porozmawiać... Skoro nie zerwał jeszcze sojuszu, to znaczy, że jest otwarty na wszelkie propozycje i nie chce tego robić. Wybacz mi, że się wtrąciłam...
Chyba trochę za bardzo zaczęła ingerować w to wszystko... Nie to było jej celem, ale wypowiedzianych słów już nie cofnie. Nic na to nie poradzi.
– Dziękuję.
Jej ton głosu był ciepły, miły, spokojny, aż dziw pomyśleć, że ma na karku prawie sto dwadzieścia księżyców, gdy wygląda na młódkę tryskającą energią.
: 30 paź 2018, 8:57
autor: Remedium Lodu
___Dlaczego ta jaskinia tak doskonale tłumiła dźwięki?
___Kobalt przeczesał ją wzdłuż i wszerz, wypalił cały zapas swoich prowizorycznych pochodni, zbudował parę prostych systemów lin i bloczków do wrzucania kamieni i wywoływania innych dźwięków pochodzenia niemagicznego na odległość…; słowem- uczynił wszystko, co tylko mu przyszło na myśl. Zeszłą mu na tym prawie cała noc i teraz korzystał z bielejącego w końcu słońcu poranka, by lepiej przyjrzeć się krawędziom szczeliny skalnej stanowiącej odrzwia Cichej Jaskini. Doprawdy nie rozumiał, jak można się lękać tak interesującej okolicy tylko i wyłącznie z powodu jakiegoś wydumanego „mrocznego klimatu”.
___Stał więc na tylnych łapach, przednie oparłszy najwyżej jak to było możliwe i obserwując strukturę skalną. Napięta do granic możliwości niebieska struna jego ciała dobrze odcinała się od okolicy, szczególnie gdy jeszcze pomagał sobie rozłożonymi skrzydłami w utrzymaniu równowagi. Ależ by zaliczył teraz pięknego fikołka w tył, gdyby ktoś go zaskoczył…
: 30 paź 2018, 9:56
autor: Iluzja Piękna
Wędrowałem sobie po terenach wspólnych stad nie obawiając się o zaatakowanie przez jakiegoś drapieżnika bo ich przecież tam nie było. No chyba że natknąłbym na smoka z innego stada. Będąc na czarnych wzgórzach z zaciekawieniem obserwowałem otoczenie mając nadzieję znaleźć coś ciekawego. W końcu mi się to udało bo już po chwili jak najciszej wchodziłem do groty łapiąc w szponki kamienie ja których opierałem swój ciężar. Kiedy już wślizgnąłem się do groty poczułem zapach swojego stada uśmiechnąłem się radośnie.
-Hej!–Przywitałem się głośno wchodząc głębiej do groty gdzie mój wzrok napotkał niebieską postać smoka który wydawał mi się znajomy. Może widziałem go już na jakiejś ceremoni?
: 30 paź 2018, 16:38
autor: Remedium Lodu
___Kiedy Kleryk już leżał rozpłaszczony na nierównej posadzce po zaliczeniu fikołka o dokładnie takiej trajektorii, jaką przewidział żartując sobie w myślach o hipotetycznej sytuacji bycia zaskoczonym, westchnął dla skwitowania i zrugania swojego nadmiaru nieuwagi. Coś takiego zdarzyło mu się po raz pierwszy i oby ostatni. Ale co poradzić, gdy ten smok umiał się skradać? Musi zacząć montować jakieś potykacze nim w przyszłości odda się badaniom w takich miejscach.
___Wyczuwając po zapachu przybysza, że również pochodzi ze Stada Wody wykorzystał przynajmniej tą minimalną zaletę swojej obecnej pozycji, że mógł łatwo obrócić się bokiem do oświetlonego wejścia z groty. Dzięki temu miał dobry widok na smoka… którego chyba kojarzył z… tak, chyba ze spotkania stadnego. Ile on miał wtedy księżyców? Trzy? Cóż, w końcu wszyscy kiedyś popełniliśmy grzech dzieciństwa, prawda?
___– Cześć. Kobalt, kleryk. Mogę spytać o twoje imię? – Kobalt zaczął zbierać się niespiesznie na równe łapy. Imiona nie były może kwestią priorytetową, lecz mimo wszystko coś mówiły o ich posiadaczu, szczególnie w świecie, w którym każdy sam je obierał. No… większość. – Potrzeba ci czegoś? – Nikt rozsądny nie krzyczy w jaskiniach bez wyraźnej przyczyny, czyż nie?
: 31 paź 2018, 11:45
autor: Iluzja Piękna
Uśmiechnąłem się przyjaźnie kiedy to samczyk przedstawił mi się. Ja także postanowiłem to zrobić.
-Rionnag, adept na wojownika- Oznajmiłem z dumnym uśmiechem na pysku. Kiedy to według mnie młody kleryk zaproponował pomoc w czymś zamachałem z radości ogonem na boki przez co jego grot uderzył parę razy o jakieś skały.
–Wydajesz się by wiedzieć trochę o różnych rzeczach pod barierą. Chciałbyś może podzielić się tą wiedzą? Jeśli wiedziałbyś coś więcej o bogach to chętnie o tym posłucham– Powiedziałem po czym zaczałem czyścić swoje łuski które zabrudziły się odrobinę podczas wchodzenia do jaskini. Miały zbyt piękny kolor by je zaniedbywać czyż nie?
: 01 lis 2018, 14:44
autor: Administrator
Kobalt kojarzył jej się z bezpieczeństwem. Już raz uratował jej życie, dlatego miała prawo sądzić, że jest do niej przyjaźnie nastawiony. Na dodatek był Wodnym i wyglądał stosunkowo podobnie. Chyba też był po części morskim. Zauważyła go jeszcze w obozie, ale był zbyt zamyślony by zareagować na jej subtelne pociągnięcie ogona kleryka. Malutka, która uznała milczenie za znak zgody, wślizgnęła się pod miękkie, ciepłe skrzydełko jak ogórek posmarowany smalcem. To także nie wywołało żadnych objekcji. Mimo że nie zamierzała tam zostać na dłużej, pisklęta mają zwyczaj zasypiać w dziwnych pozycjach i miejscach, szczególnie tych miękkich, ciepłych oraz przyjemnych. Tymczasem Kobalt udał się na Czarne Wzgórza.
***
Obudziła ją rozmowa. Ciekawa o czym konwersuje Kobalt i jakiś inny smok, znów z gracją wyślizgnęła spod bezpiecznego okrycia. Spojrzała na zebranych dwóch dżentelmenów.
– Ojej – westchnęła. Chciała tam wejść tylko na chwilę! – Chyba zasnęłam. Przepraszam. Mam na imię Lulal – przedstawiła się odrobinę niezręcznie. Oby Kobalt ją pamiętał.
: 03 lis 2018, 1:45
autor: Remedium Lodu
___Z obycia Rionnaga emanowało wiele… narcyzmu. Niemniej jego nastawienie wobec Kobalta było pozytywne, więc kleryk przeszedł odrobinę niemiłego zaskoczenia, gdy fioletowy ni z gruszki ni z Nurta zaczął tłuc ogonem po ścianie w odpowiedzi na niewinne pytanie niebieskołuskiego. Skrzywił się lekko na ten niespodziewanie ekspresyjny przebłysk entuzjazmu przyszłego wojownika a jednocześnie uważnie śledził, jak ostry grot uderzał w ścianę o żałośnie małe odległości pojedynczych łusek od jego naciągów.
___– Ostrożnie z tym ogonem, Rionnagu. Jeśli przetniesz przypadkiem którąkolwiek z tamtych trzech lin, skończymy z deszczem kamieni sypiącym się nam na łby. Szczerze wątpię, żeby zostało z nas w takiej sytuacji dostatecznie wiele, by skompletować z tych marnych resztek jeden smoczy szkielet. Odsuń się proszę, zdemontuję to. – ton głosu był beztroski, jakby Kobalt właśnie opowiadał o swoich zapatrywaniach na jutrzejszy posiłek. Zaraz wysłuchał jednak prośby starszego adepta o naukę, przekręcając przy tym w zaskoczeniu łeb. – „Różnych rzeczach pod barierą.” Hmm… nie wiem większości rzeczy, które sam chciałbym wiedzieć, ale sądzę, że był…
___W tej chwili miejsce miały dwie sytuacje, które wespół odebrały na chwilę zszokowanemu Kobaltowi zdolność mowy. Rionnag począł czyścić sobie łuski z jakichś praktycznie nieistniejących pyłków, zaskakując kleryka swoim brakiem przemyślności. Spod jego własnego skrzydła natomiast nagle wyślizgnął mu się kawał ciała, zaskakując kleryka swoim brakiem spójności z resztą organizmu. Notując w myślach, by wspomnieć adeptowi o nonsensie czyszczenia łusek wewnątrz zapylonej jaskini, niebieskołuski spojrzał pod ramię skrzydła by ocenić, co tu się właściwie wydarzyło i z pewnym przerażeniem odkrył, że oto spogląda na młódkę, którą razem ze Szkwałem odciągnął znad brzegu Naksary. Przez ułamek sekundy w jego wzroku można było wyczytać wahanie, która alternatywa jest gorsza: samoistnie odpadający od ciała kawał mięsa czy przemycone nieświadomie daleko poza Obóz pisklę.
___– Lulal, dobrze. Ja jestem Kobalt, może pamiętasz? Hmm… w porządku, nie spodziewałem się, że wędrowałaś ze mną przez cały czas. – Ogon zafalował lekko w akcie poddenerwowania. Co robić? Z jednej strony powinien odstawić młodą do Obozu jak najszybciej z drugiej strony już w zasadzie zdążył zadeklarować pomoc Rionnagowi. No i musiał rozmontować te ostatnie pakunki kamieni zawieszone u powały jaskini, nim ktoś sobie zrobi krzywdę. Choć, do Tarrama z tym. Obóz zaczeka. Kamienie również nie spadną, w końcu plótł mocne liny. Uśmiechnął się lekko. Może i jemu przyda się odrobina przerwy od badań, zaznanie przyjemności którą czerpie się z dzielenia się własną wiedzą. Kto wie, może i w tej dwójce wypuści kiełki sadzonka wrażliwości, którą u niego tak pielęgnował Ojciec?
___Sięgnął do swojego źródła, po czym pojedynczym włóknem maddary odciął i przyciągnął z krzewu nieopodal zroszoną ciemnofioletowym kwieciem gałązkę. Intensywny zapach bzu rozniósł się po jaskini. – Lulal, proszę. Ostatnim razem spodobał ci się, tak samo jak żuczek, taki jak ten. – Kobalt wyciągnął w kierunku małej fioletowy pazur, po którym spełzł na gałązkę wspomniany owad. Zwrócił się teraz do obojga nieoczekiwanych towarzyszy. – Usiądźcie sobie wygodnie tutaj przy ścianie, naprzeciwko tego obłego wybrzuszenia w posadzce. Lulal, właśnie miałem opowiedzieć Rionnagowi parę ciekawostek. Zostaniesz i posłuchasz? Później wrócimy wspólnie do obozu, dobrze?
___Naukę czas zacząć.
___Cicha Jaskinia była skąpana w gęstym półmroku, który zaburzało wyłącznie mleczne, wilgotne światło wczesnego świtu Liściastych Dywanów oraz pojedyncza pochodnia, którą kleryk zatknął wcześniej między skałkami. Maddara opuściła jego źródło i pochodnia zgasła, pozostawiając ich w głębszej ciemności. Stanął naprzeciw dwójki w pewnej odległości, by być słabo widocznym i przymknął ślepia, skupiając się na wypowiadanych słowach… i czymś jeszcze. Nad podłożem jaskini, przed pisklęciem i adeptem, narodziły się emanujące własnym światłem niematerialne włókna. Ich czysty blask wyciągał cienie z kamiennych zmarszczek i porowatości tworząc mikroświat grot, równin, wzgórz, jaskiń rzek…; ich kontur zamykał tak w sobie nieregularny obszar. – Jesteśmy smokami Wolnych Stad. Stad tych jest czwórka i wszystkich nas łączy wspólna więź z bogami, którzy nam patronują: każdy z bogów każdemu jednemu smokowi z osobna, jak i jeden szczególny boski patron dla każdego Stada. – Z mineralnego gruntu uniosła się chłodna smuga wodnego dymu, który zaczął bezgłośnie spływać ku lewej stronie lśniącego konturu, tworząc żywą miniaturę rzeki i jeziora Naksary, z gęstszymi prądami wodnymi tańczącymi w lepkim świetle. Dym zaczął rozlewać się leniwie, formując symboliczne wybrzeże i ocean, niepewnie zatrzymując się na wydzielonym obszarze. Kształt wód kleryk uczynił dokładnie takim, jakim on sam widział go podczas swoich swobodnych lotów wysoko ponad ziemią.
___Oto jednak na dopływie jeziora do rzeki zaczęła się kształtować utkana jakby z odległych gwiezdnych drobin złączonych fioletową nicią sylwetka smoczycy o smukłej sylwetce i srebrnych ślepiach. – Naszemu Stadu Wody patronuje Naranlea, bogini maddary i twórczyni tej mocy, jak również Pani odpowiedzialna za powstanie bariery, która przez długi czas chroniła nas przed napaścią smoków Równin, nie dopuszczając ich do środka. Niestety obecnie z barierą dzieją się rzeczy dziwne, ten temat jednakże odłóżmy na razie na bok. Woda obejmuje w swoim posiadaniu obszar od Torfowiska na południu, przecina rzekę Pekeri oraz las Pekeri aż do rzeki Falar wzdłuż której biegnie dłuższy czas. Dalej nasza granica odbija no północ i biegnąc wzdłuż podnóża gór przecina Łagodne Szczyty, rzekę Ataiur oraz zawija na wschodniej ścianie Małego Lasu, położonego zaraz za Wzgórzami Yanaha. – Kobalt wysunął się nieco wprzód by sunąć szponem po swojej „mapie”. Wraz z gestem pojawiała się następna, tym razem niebieska linia świetlna wytyczająca teren Wody a także mgliste iluzje kolejnych wspomnianych obszarów: jasnoszare, falujące obszary dla wód, zielonkawe pierzaste kontury różnych drzew dla terenów zielonych oraz zawiesista, zestalona w granie i przełęcze szarość symbolizująca góry i wzgórza. – Przeciąwszy Naksarę i Tyral dociera aż do rąbka pustyni Nerani, skąd cofa się do delty Tyralu, ostatecznie wpadając do morza. Zachodnią część wytycza granica bariery oraz zewnętrzne wybrzeża zbiorowiska wysp, których jeszcze nie zwiedziłem w stopniu dostatecznym, bym mógł powiedzieć wam o nich ze szczegółami. Nie wątpię, że o samej słonej głębi morza opowiedziałby wam Syreni Śpiew, nasz łowca, jeśli go poprosicie. Poza tym jednak, charakterystyczne są jeszcze następujące rejony naszych terenów: Łagodna Łąka odcięta od reszty przez odnogę Tyralu zwaną lewym Tyralem; lasy Trimar, Naksary oraz lad Graniczny otulający Łagodne szczyty, ponadto Wierzbowy Bór. Od Falaru odchodzi rzeka Ferbor, która wpada aż do mniejszej głębi, wytyczającej wraz z zatokami Falar, Naksary oraz Tyralu naszą linię brzegową. Na razie to tyle w tym temacie chyba, że macie jakieś pytania odnośnie któregoś z tych rejonów. Ale zachęcam was, by samemu zwiedzić jak najwięcej z nich. Sam byłem zaledwie w kilku i żadna opowieść nie zastąpi własnego doświadczenia, zapewniam was. – Utrzymywanie właściwego kształtu tylu kłębów dymu i rozrastającej się sieci świateł jednocześnie wymagało tak wiele skupienia, że niebieskołuski z ulgą zredukował w końcu detale iluzji. Odpowiedziawszy na ewentualne pytania kontynuował. – Dalej… pozostałe Stada. Tutaj niestety nie jestem wam w stanie powiedzieć praktycznie nic o ich terenach, więc pokażę wyłącznie ich patronów i przejdziemy do tematu bogów i historii. – Nim Kobalt cofnął się ponownie w cień, ślepia błysnęły mu radośnie. Snucie opowieści podobało mu się coraz bardziej. Rzucił okiem na Lulal: czy wciąż zajmowała się bzem i żuczkiem, które dał jej celowo w formie sprawdzianu, czy jego opowieść jest dostatecznie ciekawa?
___Na północy konturu, na jednym z miniaturowych kamiennych wzgórz jaskiniowej podłogi wykwitło pomarańczowo-czerwone światło, zalawszy północny-zachód mapy oświetliła od spodu pojawiającą się zaraz obok ognistego wzniesienia drugą po Naranlei smoczą sylwetkę, tym razem jednak przedstawiająca Potężnego: granatowa iluzja zdawała się okoliczny blask światło ciemnością swoich ślepi. – Stadu Ognia, któremu wedle mojej wiedzy przewodzi Szklana Melodia, patronuje Kammanor zwany Potężnym: bóg siły. Granatowołuski ponoć bywa porywczy, choć nie słyszałem by kiedykolwiek odwiedził Wolne Stada. Oczywiście to o niczym nie świadczy, skoro i moja wiedza bierze się od smoków, które jakoś niespecjalnie zdają się kwapić by przechowywać swą wiedzę dla potomnych. – Na pysku kleryka wyłoniły się dwa dołki, gdy na chwilę przerwał opowieść, nie mogąc się powstrzymać przed zaciśnięciem szczęk w przypływie irytacji. Po chwili jednak kiwnął sam sobie łbem i kontynuował. – Patronem Stada Cienia jest Ateral, drugi chronologicznie bóg śmierci. – Kobalt przemawiał, jakby anonsował czyjeś przybycie i faktycznie, centralna i południowa miniaturka masywu górskiego rozbłysła na fioletowo a z jej cienia wyłoniła się podobizna szarołuskiego Władcy domeny Śmierci. – W końcu: Stado Ziemi. Poza naszym Przywódcą Szlachetnym Nurtem, którego przecież oboje znacie, pokazać wam mogę wyłącznie Przywódczynię tego właśnie Stada: Szablę Kniei. Patronem Ziemi natomiast jest nikt inny, jak Immanor. – Własną Matkę mógł bez większego trudu ukazać dwójce w najdrobniejszych detalach jej szelmowsko uśmiechniętej pomarańczowołuskiej osoby, lecz nawet najbardziej realistyczna postać żywego smoka musiała zostać przysłonięta przez utkaną z gwiazd i przestrzennej sieci podobiznę Złotego Boga.
___Po chwili wszystko poza Immanorem rozpłynęło się w niebycie, sam bóg natomiast rozdzielił się na gwiazdy, które uniosły się do góry, oraz złote nici, które rozpleniły się po ziemi tworząc nierównomierny kobierzec. Iluzja przygotowała się na podążanie za opowieścią swego twórcy, głos kleryka przybrał zarazem odmienny ton, symbolizując zmianę tematu. – Cofniemy się teraz w przeszłość nieokreśloną. Początki świata są splątaną zasłoną mitów, które nierzadko przeczą sobie wzajemnie- w tych wersjach przynajmniej, które mnie dane było poznać. Postaram się przedstawić wam opowieść w miarę spójną, lecz pamiętajcie, że nie jest ona jedyna. Jakiekolwiek by nie były fakty, znane zapewne wyłącznie bogom i może ich prorokom, do nas trafiają one niestety wyłącznie w formie ziaren skrytych w wierzeniach. Oto więc jedna z wersji historii o powstaniu bogów i smoków:
__Immanor-Kamma, o łusce złotej niczym ciało zdjęte ze swej matki oraz niebieskich ślepiach jak odjętych z bezmiaru ojca; ten, który wykluł się z połączenia Wielkiej Piaszczystej Doliny oraz Nieba, był pierwszym i największym ze smoków. Wuj jego, Wulkan, ofiarował mu cząstkę swego ognia, pozwalając Złotołuskiemu ziać swym żywiołem.
__Wspaniałego gada przepełniać miała jednak pycha i samouwielbienie tak wielkie, że pewnego razu, gdy przechadzał się on dumnie po świecie, rozerwały mu one pierś na pół. Jedna cząstka pozostała jak dawniej złota i niebieskooka i stała się Immanorem, to jest Wytrzymałym, druga stała się Kammanorem, czyli Potężnym i przyjęła barwę nocy, podczas której miało miejsce to przeistoczenie. Choć byli do siebie podobni w gestach, skrajnie różne były ich temperamenty i między braćmi nieraz dochodzić miało do kłótni i niesnasek.
__Raz więc, działając w gniewie podczas jednej ze swych utarczek, bracia postanowili wspólnie stworzyć trzeciego z boskiego rodzeństwa: mediatora pomiędzy nimi. Jednak emocje które nimi targały powołały do życia boga gorzkiego i przebiegłego o imieniu Tarram, który bezbrzeżnie znienawidził Immanora za powołanie jego duszy do istnienia. Tak oto narodził się pierwszy bóg Śmierci.
__Nie odnalazłszy w zdradzieckim bracie oparcia, dwójka bogów podjęła kolejną próbę, tym razem stworzywszy smoczycę. Powołana do istnienia boginii przyjęła imię Nenya a jej temperament i humor okazały się działać na kłótliwych bogów niczym okład na ranę.
__Następni byli Viliar i Valanyan, ofiarowani przez wodną nimfę. Czerwony smok Viliar o gniewnym i niestabilnym charakterze stał się z czasem bogiem niesłusznej wojny, swoim charakterem uzupełniając się z patronującym rzemieślnikom czarnołuskim Valanyanem. Mimo różnic w charakterach obaj bracia żyli i polowali wspólnie i nie było między nimi większej niezgody…
__…aż do czasu, w którym dojrzała córka Immanora i Srebrnej Twarzy. Piękno Naranlei miało sprawić, że wilki zawyły do księżyca po raz pierwszy ku chwale srebrnego światła które powiło Fioletowołuską, na pochwałę tego cudu stworzenia. Viliar i Valanyan rzucili się wtedy na siebie i rozpoczęła się między nimi walka o względy Naranlei. Nimfa wodna, nie mogąc uspokoić synów, zwróciła się z prośbą o pomoc do Immanora. W tym też właśnie czasie miał powstać najmłodszy z boskiego rodzeństwa Złotołuskiego- Thahar. Bóg łowów o niepozornie pokaźnej tuszy i rozleniwionej natury skrytej pod ciemną zielenią łuski został uczyniony z pazurów, które odciął od swych łap Immanor. Błędne ogniki thaharowych złotych ślepi nie wystarczyły jednak, by wywieść braci ku polowaniom w dziczy, z dala od przyczyny ich niesnasek. W końcu puściły tamy cierpliwości Złotołuskiego i sprowadził on chłód, który wniknął i stał się jednym z krwią obojga braci tak, że w nocy, gdy Słońce nie ogrzewało ich ciał, zapadali oni w sen. Tak ukrócone zostały ich niesnaski, bowiem i Naranlea w swej przemyślności nie stanęła u boku żadnego z braci.
__Nimfa w podzięce dała potomstwo Immanorowi, to jest dwójkę smoków o srebrnych łuskach: Nytbę, boginię urody oraz Uessasa, boga miłości. To jednak Naranlea dała swemu ojcu jego jedyne wnuki. Pierwsza Lahae, patronka Tajemnic, której ojcem jest Ogień. Drugim i prawie najmłodszym spośród smoczych bogów jest Erycal, Pan Uzdrowień oraz ten, w którym zamknięto Tarrama. No właśnie…
__Tarram bowiem niejednokrotnie usiłował sprowadzić zgubę na Immanora oraz smoki, którymi się opiekował, zatem nas. Od zabicia swego brata, przez stworzenie Równinnych, po bezpośrednie szkodzenie Wolnym Stadom. Tak- to właśnie Tarram jest ojcem Równinnych, jego własnym, skrzywionym odbiciem dzieła Immanora. Pierwszy taki czyn zakończył się nawet powodzeniem a jednocześnie miał dać początek istnieniu naszej rasy. Bóg Śmierci namówił do współpracy Viliara i Valanyana, chowających do Złotołuskiego urazę za wyziębienie ich ciał a następnie, pokonawszy i zgładziwszy Immanora, Tarram pozostawił jego ciało na niełaskę promieni słonecznych. Niebo, dostrzegłszy martwe ciało swego syna zaczęło płakać a łzy jego zrosiły ciało syna, najpierw budząc z niego duszki, następnie przemieniając się w pierwsze śmiertelne smoki. Tak właśnie miała powstać nasza rasa.
__Ostatni z bogów- drugi który przybrał miano Boga Śmierci, lecz zarazem boga Sprawiedliwości- to Ateral. Jego powstanie poprzedził Upadek Tarrama, wydarzenie które prędzej czy później musiało mieć miejsce, skoro przewrotny brat Immanora czynił tak wiele by zaszkodzić bogom i smokom. Gdy więc Tarram został w końcu strącony, esencję jego jestestwa przyjął w siebie sam Pan Uzdrowień Erycal, by ukrócić złowrogie zapędy przewrotnego boga. Wciąż jednak był on dla boskiego panteonu częścią rodziny, więc jego upadek sprawił, że zapłakali oni rzewnie. Ponieważ łzy boskie są przepełnione mocą, zbierając się w jednym miejscu utworzyły one niezwykłe jezioro: tętniące ich jestestwem, pełne świeżego potencjału. Tak jednak jak najsuchsze drewno nie zajmie się samo z siebie ogniem bez iskry która pochodzi z zewnątrz tak to naczynie pełne nieuformowanego boskiego istnienia nie mogło przyjąć ostatecznej formy bez dodatkowego czynnika. Potrzeba było, by smoki każdego z czterech Stad: Wody, Ziemi, Ognia oraz Cienia przyłączyły doń swoje własne łzy, by zapewnić tą iskrę- przypieczętowując tym aktem narodziny Aterala.
__W ten oto sposób powstali bogowie oraz ich smoki; smoki, oraz ich bogowie.
___Kobalt odetchnął i wzruszył skrzydłami. Ich poszarpana krawędź ze szklistych łusek mignęła na chwilę w mroku, nim rozciągnąwszy ciało niebieskołuski powrócił do poprzedniej pozycji. Iluzja, dotychczas wtórująca żywym obrazem i grą cieni snutej przez kleryka historii, teraz cofnęła się do formy prostej mapy. – Według innej znanej mi wersji tego mitu to właśnie pierwsze łzy Nieba opadające na Immanora miały dać początek jego boskiemu rodzeństwu. Jeszcze inna to Immanorowi przypisuje zasługę odrodzenia całego świata, o tej niestety nie wie, praktycznie nic, choć termin „odrodzenie świata” jest niezwykle frapujący. Bardzo chciałbym być w stanie wam opowiedzieć, jak naprawdę powstał świat, czy też „Wielka Piaszczysta Dolina” lub „Niebo”. W jakich okolicznościach naprawdę powstali bogowie, rasa smoków czy też inne rasy rozumne, skoro już jesteśmy w temacie. Niestety, Nie mam takiej możliwości. W zamian jednak mogę wam opowiedzieć historię prawdziwą, bliższą nam w czasie i nieoszpeconą przez ubarwienie nieumiejętnie rozdysponowaną smoczą wyobraźnią. Historię o jednym z kolejnych i bodaj ostatnim spośród znanych Wolnym Stadom zakusów Tarrama. Pierwszy, i niebawem mający stać się byłym, Bóg Śmierci opętał ciało jednego ze smoków Ziemi, Hebanowego Oprawcy, kiedy ten umierał od ran. Pod jego postacią zaczął on szerzyć wśród Wolnych Stad wiele rozpaczy. Pokonał go dopiero czarodziej Nieposkromione Wody Oceanu- pierwszy i jak dotąd jedyny smok, który zasłużył na przywilej otrzymania trójczłonowego imienia. Esencja jestestwa Tarrama nie została jednak zniszczona i wtedy właśnie została uwięziona w osobie Erycala.
___– Nieposkromione Wody Oceanu należał do starego Stada Wody, z którym nasze Stado dzieli już wyłącznie nazwę. Tą historię dawnego Stada Życia jednak już znacie, jeśli tylko pamiętacie Spotkanie zwołane nie tak dawno temu przez mojego Ojca oraz Szlachetnego Nurtu. Co mi przypomina, że Lulal zapewne przydałoby przedstawić różne role przyjęte dla smoków Wolnych Stad. – Głos kleryka zszedł na cięższy ton, posykiwania ich rodzimej mowy stały się schrypnięte. Kiedy więc skończył opisywać funkcje Przywódcy, Zastępcy, Uzdrowicieli, Piastunów, Wojowników, Czarodziei oraz Adeptów wszelkiej maści, Kobalt przeszedł do nieco lżejszej, pokazowej części. Mimo jego starań Rionnag i Lulal też już mogli odczuwać zmęczenie podobnie jak on sam, zatem zdecydował się na odtworzenie pokazu zwierzyny chodzącej, pływającej i pełzającej po ich terenach. Ułożył się wygodnie na kamieniach i skupił się wyłącznie na swoim źródle, wspomnieniach i wyobraźni. Włókna nerwów i prądy umysłu składające się na jego maddarę uniosły się z jego ciała i zaczęły przemyślany taniec w powietrzu, wyplatając iluzoryczne kształty krów i wilków, łosi i węży dusicieli, zajęcy i dzików, borsuków i centaurów. Z cienia natomiast dobywały się tylko krótkie, nienatarczywe komentarze kleryka, pozwalające zmysłom uczniów grać pierwsze smoki. Dalej: daniele, gołębie, delfiny, dzikie kaczki, jastrzębie, kałamarnice, łabędzie, kozice, muflony, tuńczyki, pstrągi, żółwie, harpie, gryfy, demon, hipogryf, feniks, kobold, goblin, mantykora, kotołak, driada, minotaur, lewiatan, ogr, niedźwiedź, salamadra aż wreszcie smakowity żbik. Na koniec pozostawił rasy rozumne: ludzi, elfy, mroczne elfy, krasnoludy, enty, skaveni oraz intrygujących go od zawsze jaszczuroludzi.
___Tym razem mógł sobie pozwolić na stworzenie pełnych iluzji, więc skwapliwie wykorzystał sytuację. W końcu nie miał do czynienia z nieuchwytnymi sylwetkami bogów. Źródło pompowało więc maddarę, przyoblekając wyobrażenia w iluzoryczne ciało, oddające czasem w jaskiniową przestrzeń odbijające się echem ryki bestii lub wonie poszczególnych zwierząt. Ba- kiedy tylko mógł sobie na to pozwolić, starał się prezentować zachowania zwierzyny, ukazać ich drapieżną bądź strachliwą naturę: wilki wyły do iluzorycznego księżyca, którego srebrny glob zawisł na chwilę u powały jaskini oraz podkradały się od boku do dwójki uczniów tylko po to by rozwiać się nagle w środku skoku, wciąż z wyszczerzonymi kłami, warknięciem obijającym się o krtań i zjeżoną sierścią; dziki ryły glebę w poszukiwaniu pokarmu; króliki uciekały do cienistych placków swych nieistniejących nor; barrakudy goniły płynące w powietrzu ławice mniejszych ryb. Kobalt w myślach zastanawiał się, na ile dobrze wypadł przy wspaniałości identycznego pokazu, który już dobrych kilkanaście księżyców temu przeprowadził dla niego Ojciec.
___– Pozostała nam ostatnia rzecz, po której będę miał dla was jedną niespodziankę. Opisanie smoczych ras. – Miał nadzieję, że jego przedstawienie menażerii Wolnych Stad było dostatecznie odprężające dla uczniów, bowiem najzwyczajniej w świecie nie był w stanie zapewnić im tego samego dla kolejnego tematu. Jego źródło nie było dostatecznie rozwinięte, by dalej wytrzymywać ciągłe czerpanie z niego i splatanie w tak precyzyjne struktury.
___– Smoki morskie oraz bagienne, zwykle o niebieskiej lub zielonej łusce, są do siebie bardzo podobne. Morskie nie potrafią ziać żadnym z żywiołów, ale w zamian pełnokrwiste osobniki jako jedyne z naszej nacji potrafią oddychać pod wodą. Bagienne w zamian plują kwasem, ewentualnie zieją ogniem.
___– Są dwie rasy, które wyłącznie plują kwasem. Rasa drzewnych oraz wyvernowych. Drzewne smoki są ubarwione głównie w kolorach lasu, tak wiosennego jak i jesiennego. Wyvernowe nie posiadają przedniej pary łap, w zamian dysponując czterema chwytnymi szponami na końcach swoich skrzydeł.
___– Parę ras jest czysto ognista, jeśli chodzi o oddechy. I w zasadzie nic w tym dziwnego, jeśli należy do nich pierwsza smocza rasa, która dała początek wszystkim innym, czyli smok zwyczajny. Poza nim do tej kategorii należą bezskrzydli, o których warto wspomnieć, że nie są synonimem Równinnych, smoki pustynne, jaskiniowe oraz olbrzymie. Ich określenia chyba dość jasno definiują umaszczenie, czyż nie? No, wspomnieć może tylko należy, że bezskrzydli mają krótsze łapy ułatwiające wspinaczkę i zwykle ciemną łuskę, zwykłe natomiast mają odcienie brązów i zieleni.
___– Smoki górskie są wielobarwne i dobrze przystosowane do wspinaczki po górach. Są nieco większe od przeciętnego smoka, co w połączeniu z ich naturalną zwinnością, niezwykle kolczastym ciałem oraz lodowym lub kwasowym oddechem mogą stanowić naprawdę niebezpiecznego przeciwnika. – Tutaj niebieskołuski strzelił ślepiami w kierunku Rionnaga.
___– Smoki wężowe zieją tym, co smoki górskie, lecz są pozbawione skrzydeł i, jak nazwa wskazuje, dysponują wydłużonym ciałem. Posiadają jednak wciąż łapy, choć są one krótkie. Mają również często charakterystyczne wąsy zwieszające się po bokach pyska. Tak jak twoje rodzeństwo, Lulal. – Swoje podejrzenia na temat osoby ojca trójki młodych Kobalt odpędził od siebie. Teraz nie miał na to czasu.
___– Pozostały nam już dwie rasy, których ja jestem mieszanką. Celowo pozostawiłem je na koniec właśnie po to, by wskazać wam, że mogą istnieć tak zwane smoki skrajne, czyli mieszańce paru ras. Choć istotny wpływ ma wyłącznie jedna z dominujących składowych każdego rodzica. Reszta jest… zwykle pomijalnie nikła. W każdym razie ostatnimi z ras są smoki północne, wszystkie ziejące lodem, obdarzone niezwykle twardymi i ostrymi pazurami. Praktycznie całe ich ciało pokrywa futro o różnorodnym umaszczeniu, skrzydła są pierzaste. Pióra również zdobią czasem ich łby i grzbiety. Smoki powietrzne natomiast mają z reguły gładkie ciała pozbawione wyrostków. Skrzydła mają długie i wąskie, ułatwiające akrobacje powietrzne. Z własnego doświadczenia mogę wam powiedzieć, że niezwykle utrudnia to jednak zawiśnięcie w powietrzu. Nawet łuski są trójkątne i nieco elastyczne. Z resztą, sami oceńcie. – Z absolutnie obojętnym wyrazem pyska oderwał sobie jedną łuskę i przekazał pisklęciu i adeptowi do obejrzenia. Akurat te dwie, które wyrwał sobie podczas patrolu zdołały odrosnąć.
___– No! – Wystukał jakiś szalony rytm szponami. Po chwili odezwał się do pozostałej dwójki, lecz teraz za pośrednictwem zmysłu magicznego.
___~ Rionnagu, Lulal, pora rozprostować skrzydła i przywitać ten poranek jak należy! Lulal, zapraszam na mój grzbiet. Chcę wam pokazać coś być może będzie najcenniejsze z tego wszystkiego. ~ Kobalt opuścił przednią łapę ułatwiając pisklęciu wspięcie się na miejsce. Następnie wyszedł na powietrze i zaczekał na fioletowołuskiego. ~ Trzymaj się blisko mnie, Rionnagu. I uważaj, będziemy wznosili się wysoko. ~ To powiedziawszy wybił się możliwie najdelikatniej i zaczął się wspinać w powietrze po łagodnej spirali, coraz wyżej i wyżej, aż cała ziemia pod nimi została odarta z detali.
___Przynajmniej, tak mogło się zdawać. Kleryk przechylił się bardzo nieznacznie, by Lulal wciąż czuła się pewnie na jego grzbiecie, jednocześnie jednak mogła spojrzeć w dół sponad jego barków. Lecieli teraz po obszernej pętli a uderzenia ciemnoniebieskich skrzydeł stały się rzadkie i płytkie, czynione wyłącznie dla podtrzymania pułapu. Upewnił się, czy adept wciąż jest z nimi. Rozrzedzone, przejrzyste powietrze na tej wysokości obdarzało jakąś szczególną i szaloną jasnością umysłu. ~ Przyjrzyjcie się temu dobrze. To, co chcę wam właśnie ukazać nie jest żadną swoistą wiedzą, to jest źródło wszelkiej wiedzy. Przyjrzyjcie się fakturze Dzikiej Puszczy przed nami, Czarnych Wzgórz pod nami, Zimnego Jeziora błyskającego z boku. Nawet ponad nami wciąż przez błękit nieba przebija się firmament gwiazd. Teraz przypomnijcie sobie, jaką fakturę miała posadzka jaskini, gdy oświetliłem ją tak nisko, jak teraz słońce oświetla ziemę ~ Do słów dołączył korowód obrazów… ukazujących nie tylko jaskinię. Pojawiła się faktura drewna, pomarszczona powierzchnia wody wypływającej ze Słonecznego Zakątka, pancerzyk pewnego żuczka i wiele więcej… ~ Dostrzegacie to? Jak podobna z tej odległości zdaje się ziemia pod nami do rzeczy drobnych oglądanych z bliska? Spójrzcie raz jeszcze na Dziką Puszczę, porównajcie z tą wizją zwykłej kępki mchu. ~ Kolejny obraz napłynął do umysłów obu smoków.
___ ~ Teraz odwróćcie to doświadczenie. Pomyślcie, co byście dostrzegli, gdybyście mogli spojrzeć na rzeczy drobne ze znacznie mniejszej odległości. Jakby wasza zwykła odległość oka od ich powierzchni była równie wielka jak nas obecnie od ziemi, w porównaniu z docelową. Jeśli bowiem są tak podobne, to dlaczego i tak nie miałby istnieć świat podobny do naszego? Dlaczego, gdy oddalimy się z kolei o odległości dla nas niewyobrażalne, bardziej nawet niż dla jednej mrówki odległość między nami a Obozem Wody- dlaczego nie miałby cały nas świat, jego słońce i wszystko inne być ledwie pyłkiem w czymś większym, w jakiejś „jaskini”, ona ledwie jednym śmiesznym dołkiem w czymś większym. I dlaczego by nie wznieść tych myśli jeszcze o jeden poziom wyżej? I jeszcze jeden? Na wysokości tak wielkie, że będziemy z nich równie niedostrzegalni co dla nas tajemnice skryte w najmniejszych detalach świata.
___Przez chwilę tylko pracował skrzydłami, samemu oddając się tym rozważaniom. ~ A jednak dostrzegacie, że gwiazdy i słońce są odmienne od błędnych ogników. Że drzewa nie są mchem, jeziora kałużami. Wystarczy zejść pomiędzy nie. Oto właśnie, skąd moim zdaniem bierze się wszelka wiedza: ze zdolności dostrzegania podobieństw, ale też niepowtarzalności wszystkiego wokół. Z gotowości na zmianę perspektywy, nieważne na co jest celem naszej oceny. Bowiem jednego jestem absolutnie pewny: nigdy, przenigdy nie ma jedynego słusznego spojrzenia. Tylko z wysoka dostrzeżemy kształt całego lasu, odnajdziemy jego ukryte polanki, tylko z bliska dostrzeżemy skrytą w jego cieniu zwierzynę. ~ Starał się jak mógł, by przesyłane obojgu smoków wiadomości były jak najbardziej plastyczne, zarówno w słowach jak i towarzyszących im jego własnym wyobrażeniom i uczuciom, którym pozwalał przeciekać na zewnątrz.
___Kobalt podszedł do łagodnego lądowania. Powracał na ziemię kreśląc wcześniej w powietrzu niezliczone ósemki, świdry i wstęgi, ocierając się o zawiłe prądy jesiennych wiatrów. W końcu ponownie znaleźli się przed wejściem do Cichej Jaskini. – To by było na tyle. Dodam więc tylko, że chodziło mi o coś niezwykle ogólnego. To, co przed chwilą chciałem uczynić to przekonać was, żebyście nie obawiali się spoglądać na wszystko tak, by wydobyć ze świata jego esencję. Sądzę, że nikt nigdy nie przekaże wam wiedzy absolutnej, gdyż takowej po prostu nie ma. Czy walczycie, czy polujecie, czy uczycie się dowolnej innej umiejętności, starajcie się odnaleźć i zrozumieć właśnie te cechy swojego przeciwnika, śladów lub zagadnienia, które akurat mogą wam być pomocne. Przykładowo, mnie naukę lotu niezwykle ułatwiło dojście do wniosku, że tak w zasadzie nie różni się ono znacząco od wody, tylko jest rzadsze. Czas nam już chyba wracać, dobrze? O ile nie macie żadnych pytań, rzecz jasna. – Obejrzał się na pisklę i adepta. Czy miał coś jeszcze dodawać? Ach, prawie że zapomniał. – Tak właściwie, Rionnagu. Ja mam do ciebie pytanie. Jaki jest sens czyszczenia swoich łusek wewnątrz jaskini, kiedy zabrudzisz je na nowo podczas wychodzenia ze środka? Nie powiesz mi chyba, że łuski będą ładnie błyszczeć w ciemnej grocie?
: 03 lis 2018, 16:30
autor: Administrator
//Każda moja odpowiedź będzie bardzo blada w porównaniu z tym kolosem. Sorki. ;–;
Lulal była absolutnie zachwycona zarówno iluzjami, jak i tym co opowiadał Kobalt, mimo kurczowego trzymania w łapkach bzu, któtego piękny zapach jeszcze bardziej uprzyjemnił pokaz. Otwierał przed nią cały nowy świat, większy niż grota, większy od obozu. Pełen niebezpieczeństw, ale też cudów. Przestraszyła się lekko Aterala, zauważyła też konsternację na pysku Kobalta gdy przeszli do ich tematu. Cieniom najwyraźniej nie wolno ufać. W takim wypadku będzie się strzegła. Ogniści i Ziemni jednak wydawali się w miarę w porządku. Kleryk podczas opisywania tych grup był zrelaksowany, znał nawet ich przywódczynię, a to dobry znak. Na pewno nie utrzymywałby znajomości z kimś złym.
– A kto... rządzi Cieniem? – podczas zebrania Szlachetny Nurt przedstawił przywódców tego stada jako straszliwych despotów, dlatego pewnie musieliby mieć tak wysokie mniemanie o sobie, że każdy smok pod barierą wiedziałby jak mają na imię Czy ja mogę być Czarodziejem? Chciałabym chronić stado przed złem! Uczyłabym się pilnie, a potem stawala w obronie słabszych... – dodała, gdy przyszły uzdrowiciel podał jej zadania smoczych rang. Choć był z niej mały zwinny glutek, czuła że prawdziwa moc (i piękno) tkwi w magii. Chociaż wszystkie profesje brzmiały świetnie (Leczenie smoków? O rany! Opiekowanie się małymi, kochanymi smoczątkami? Świetne. Poszukiwanie pożywienia dla stada? Wyobraźcie sobie, ile mogłaby zobaczyć!) to czarodziej na razie wydawał się najbliższy. Przynajmniej na ten moment.
– Dziękuję, Kobalcie. To było bardzo ciekawe – właściwie to chciałaby więcej, ale nauczyciel wydawał się bardzo zmęczony. Można wręcz było zobaczyć, jak język mu omdlewa, a mózg pracuje na najwyższych obrotach. Lataraka jak nie było, tak nie ma. Chyba został w grocie, leń patentowany. Będzie musiała mu to wszystko powtórzyć.
: 05 lis 2018, 21:45
autor: Iluzja Piękna
Uśmiechnąłem się przepraszająco uspokajając ogon który ułożyłem płasko na podłożu. Zauważając pisklaka uśmiechnąłem się przyjaźnie do niego. Zaraz jednak przeniosłem się na miejsce o którym wspomniał kobalt słuchając uważnie tego o czym mówił smacznym. Było to naprawdę ciekawe! Kiedy to ruszyliśmy na dwór pokręciłem głową z niedowierzaniem kiedy ten przestrzegł mnie przed tym że wzniesiemy się wysoko.
-Opowiedz trochę o rangach w stadzie kobalcie. Jestem pewien że Lulal przyda się ta wiedza a ja chętnie odświeże to co już o nich wiem- Stwierdziłem lekkim tonem.
: 06 lis 2018, 16:50
autor: Remedium Lodu
___I wiedział, że było warto.
___Po postu i najzwyczajniej w świecie widział, że jego starania nie poszły na marne, że był słuchany i że ta dwójka już lepiej wie, w jakim świecie przyszło im żyć. Szczególnie biorąc pod uwagę pytania pisklęcia. Pierwsze było celne, lecz niestety z góry musiało trafić w pustkę jego niewiedzy. – Szczerze powiedziawszy, nie mam bladego pojęcia kto jest obecnym Przywódcą Cienia. – Uśmiechnął się lekko, nieomal bez zakłopotania i wzruszył skrzydłami. – To stado jakoś dotychczas nie wzbudziło we mnie sympatii. Mimo wszystko dobrze byłoby poznać imię obecnego Przywódcy. Ignorancja nigdy nie wychodzi na dobre. Ach, w temacie Cienia: uważajcie na pułapki, które porozstawiali na naszej granicy! Wpadłem na nie, tylko w przenośni na szczęście, podczas patrolu. Część była niegroźna i miała wyłącznie spętać intruzów, ale w górach nie mieli szczególnych oporów przed przygotowaniem sztucznych lawin. Stado które zostawia takie rzeczy na granicy wewnątrz Wolnych Stad… – Niebieski pysk skrzywił grymas zniesmaczenia.
___ – Oczywiście, że możesz szkolić się na Czarodziejkę. – Teraz, skoro już ostrzegł przed zagrożeniem, chętnie zszedł na inny temat. Po chwili jednak machnął ogonem z konsternacją. – Tylko polecam Ci jak najszybciej i mądrze dobierać sobie nauczycieli. Inaczej skończysz jak ja douczając się podstaw praktyki na ostatnią chwilę. – Nie życzył bynajmniej nikomu, by podzielił jego uczucie bezużytecznie przeciekającego przez szpony czasu.
___Następnie przyszedł obuch od Rionnaga. Kobalt przez chwilę patrzył na niego jak na jakieś ulotne a niezwykłe zjawisko, po czym mrugnął. Zewnętrzna, łuskowa powieka strzeliła z chrzęstem o oczodół i ponownie odbiła się ku górze. Złote tarcze kobaltowych oczy wlepiły się z lękiem w Rionnaga zastanawiając się, czy jego braki w słuchu mogą być zaraźliwe. Nie, chyba na szczęście nie. – Rionnagu, wymieniłem i opisałem już wszystkie powszechnie przyjęte role stadne. Poświęciłem na to ładny kawałek czasu tuż przed pokazem zwierząt. Ale w porządku, całość była długa, więc mogłeś odpłynąć. I tak dobrze się trzymaliście. Powtórzę, jeśli sobie tego życzysz. – W zasadzie nie czekając na odpowiedź fioletowołuskiego opisał pokrótce ponownie wszystkie profesje… dodając przy okazji parę słów o Prorokach, którzy jakimś cudem kompletnie mu wcześniej umknęli. Następnie sprawdził serią pytań, czy zarówno Rionnag jak i Lulal wyciągnęli z jego opowieści dostatecznie wiele. Pytania, jak przystało na analityka, układał bezwzględne i dogłębne. Kiedy obie łepetyny wykazywały właściwe odpowiedzi na jego dźgnięcia werbalnymi kijkami, niebieskołuski z ukontentowaniem przeciągnął się w świetle późnego już poranka.
___ -Dobrze, to chyba ostatni z w miarę ciepłych dni! Skorzystajmy z tego i wróćmy sobie bez pośpiechu do Obozu. Jest szansa, że twoja matka mnie wtedy nie potraktuje kulą ognia po pysku. Lecisz z nami RIonnagu, jak mniemam? – Rzucił w stronę dwójki, po czym zapakował sobie młodą na grzbiet i nieśpiesznie opuścił Czarne Wzgórza, kierując się niskim lotem ku terenom Wody.
___Fakt, że dopiero w Obozie przypomniał sobie o pozostawionych w Cichej Jaskini naciągach z głazami i później gnał co sił z powrotem na miejsce, by je rozmontować, to już odmienna kwestia.
//Eteryczny i Lulal: raport z Wiedzy 1
//
: 11 gru 2018, 23:48
autor: Płynący Kolec
Czarne Wzgórza... O ironio, zagrożony i ciężko ranny, skrył się właśnie tutaj. Te tereny znał lepiej nawet, niż ziemie własnego stada. Brocząc krwią z ran na szyi, lecz jakby na nie nie zważając, skrył się w głębi jaskini, gdzie wiatr i śnieg nie mogły go odnaleźć. Chłód jednak nie chciał opuścić jego ciała, mimo że rany fizyczne w niewielkim stopniu pomagały, wybijały się nad ból, który nosił w sobie.
W pewnym momencie po prostu uznał, że nie będzie szedł dalej wgłąb. Pozwolił łapom się ugiąć, padł na ziemię jakby ścięty, niewiele zważając na twardość podłoża i zimno skały. Powoli, jakby każdy ruch stanowił ogromny wysiłek, podkurczył kończyny pod siebie, instynktownie osłaniając nimi pierś. Ta, choć fizycznie nieraniona, wydawała się źródłem cierpienia, jakiego doświadczał. Jakby wewnątrz coś zamarzło, a teraz pękało powoli, promieniując lodowatym bólem.
Nie mogłem postąpić inaczej.
Jak mantra, powtarzane w kółko z wiarą, że w końcu w pełni w to uwierzy. Nie mogło być inaczej. Musiało być tak, jak było, a każda myśl niezgodna z tym wnioskiem wprowadziłaby chaos. Powtarzał więc, powtarzał to krótkie zdanie w myślach, okłamując sam siebie, wynajdując argumenty, usprawiedliwienia. Choć to chyba nie czyn bolał najmocniej, a świadomość, że nigdy już nie ujrzy przyjaciela, jednego z niewielu, najbliższego. Mimo, że dla Córki byłoby to krzywdzące, gdyby miał wskazać kogoś, kogo uważa za najbliższą rodzinę, wskazałby właśnie jego.
Nie miałem wyboru.
To było najłatwiejsze zadanie – wmówić sobie po podjęciu każdej decyzji, że tak naprawdę żadnej nie podjął, że nigdy nie było innego wyjścia. Doszedł już w tym do wprawy, jako dobry mediator umiał przecież kłamać. A kłamanie przed samym sobą zawsze jest łatwiejsze, niż przed innymi.
Nie ma sensu o tym myśleć. Przecież wiem, co muszę teraz zrobić.
Jakby z gniewem, czarne szpony przesunęły się po posadzce. Gniewem na samego siebie, że leży tutaj, ciężko ranny, zamiast iść naprzód. Marnuje czas, który powinien wykorzystać. Powinien wstać, iść, wywrzeć zemstę na tych, którzy odebrali mu przyjaciela. To Oni byli winni jego śmierci! Te wszystkie wiedźmy, bezkarnie plugawiące ziemie pod Barierą ponosiły winę.
Czas na bycie biernym się skończył. Powinien dźwignąć zad, ruszyć dalej, stanąć do walki ten jeden przeklęty raz w swoim życiu! Za kogo, jeśli nie za Kobalta? Czy był ktoś, kto zasługiwałby na to bardziej?
Ale było mu tak zimno... I czuł się taki zmęczony... I dlatego miast wstać, zwinął się jedynie w pozycji embrionalnej, oczekując świtu. Zbierał siły, lub przynajmniej czekał, aż rany na jego szyi przestaną krwawić. Najbardziej zaawansowanym działaniem, na jakie było go stać było użycie łap, by domknąć połamany pysk i związanie górnej szczęki z dolną za pomocą jakiegoś sznurka.
: 12 gru 2018, 19:51
autor: Iluzja Piękna
Czuajc zapach krwi zaryczałem obniżając pułap lotu mając nadzieję że oto właśnie znalazłem jakieś ranne zwierzę. Mimo iż miałem dosyć jedzenia to byłem pewny że jeśli będę miał go jeszcze więcej to nic złego stać się nie może. Wylądowałem niedaleko od wejścia do jaskini z której dobiegł ten wspaniały zapach po czym najciszej jak tylko potrafiłem wszedłem do środka. Pysk rozwarłem i wypuściłem odrobinę ognia w stronę sklepienia by zobaczyć wnętrze tego miejsca. To co tam ujrzałem zszokowało mnie odrobinę.
-Aeliardzie! Co ci się na Immanora stało? Kto cię tak pokiereszował? – Spytałem zszokowany przystając na środku groty. Krew nadal pachniała nęcąco jednak powstrzymałem swoje zapędy na rzecz próby dowiedzenia się co się stało.
: 14 gru 2018, 18:10
autor: Płynący Kolec
Uszy, zaatakowane nagłym dźwiękiem, głosem, przykleiły się ciasno do czaszki. Nawet w środku nocy, w głębi jaskini leżącej na najrzadziej odwiedzanych terytoriach, nie dane mu było zaznać spokoju? I choć nie miał siły nawet, by wstać, zaraz przyjdzie mu znów udawać, że wszystko jest w porządku.
Chciałby ryknąć, wyszczerzyć kły. Nic nie jest w porządku! Nic już nigdy w porządku być nie mogło! Ale w płucach brakło powietrza, a połamany pysk trzymał się tylko dzięki sznurkowi, zamykającemu go na amen. Choć czy nie mocniej, niż sznurek, trzymało go za pysk przekonanie, że nie zasłużył, by usłyszeć to pytanie, że nie ma dlań spoczynku, ratunku, pomocy? Teraz, chociaż raz w życiu, musiał okazać siłę. Lub chociażby udawać, że ją ma, że widzi sens swych kroków, cel walki.
Tak wiele było specyfików, które mogły wygnać jesień z umysłu. Jednak czy ktokolwiek wynalazł takie, które leczą rozerwane serce, rozdartą duszę? Zapewne spytałby o to Kobalta, gdyby nie jeden drobny szczegół – nie zdoła go już o nic zapytać. Tak wiele zostało tematów, które mogliby razem rozważać, tak wiele słów, których nigdy nie było okazji wypowiedzieć...
Imię użyte przez Rionnaga również kłuło w samo serce, czy raczej w miejsce, gdzie się niegdyś znajdowało. Aeliard... Jakby potrzebował teraz, właśnie teraz, przypomnienia o tamtej wiedźmie. Choć nawet ona w perspektywie ostatnich wydarzeń zdawała się mieć mniejsze znaczenie... Zupełnie, jakby świeży ból zatarł, zagłuszył stary, pozwolił zobojętnieć na wszystko, co minione. Jednak... To jedno, proste słowo, przywodziło też na myśl jedne z ostatnich słów uzdrowiciela. A te już nie dały się zignorować, raniły gorzej, niż szpony. Pragnął im zaprzeczyć z całych sił, zaprzeczyć temu, co czuł pod skórą – że Kobalt mógł mieć rację.
Powoli, nieskończenie powoli uniósł łeb, kierując ślepy pysk w stronę adepta. Uszy drgnęły, uniosły się, a wargi wykrzywiło coś na kształt uśmiechu, krzywego, bo i lepszego nie był w stanie pokazać z połamaną szczęką. Końcem ogona pomachał lekko, jakby bez przekonania, a jednak podejmując próbę pokazania, że wszystko gra. Bo i co innego mu pozostało, niż brnąć dalej w drogę, na której stał? Nie było już odwrotu; nie było go, odkąd splamił pysk krwią. A może droga wstecz przepadła jeszcze wcześniej? Słowa przyjaciela wciąż dzwoniły w uszach, podsuwając wnioski, których rolnik nie chciał znać, myśli, których wolał do siebie nie dopuszczać. Pragnął, tak gorąco pragnął wierzyć, że miał rację. Że to, co robił, było słuszne.
Oczywiście, że było słuszne. Zrobiłem to, co musiałem. Ocaliłem go.
Przecież widział dowody! Widział, jak Feeria morduje! Widział na własne, wówczas jeszcze działające oczy. Czy mógł mieć lepszy dowód? W tym momencie to musiało wystarczyć. Przecież prawdziwość jednego elementu układanki musiała oznaczać prawdziwość pozostałych!
Prawda?
: 14 gru 2018, 21:23
autor: Remedium Lodu
Soundtrack
Gdzieś z daleka, dla Smoka być może nawet z Zaświatów; bądź też z niedostępnych zakamarków i cieni umysłu fałszywego zbawcy odezwał się głos zaszczutego Uzdrowiciela. Cichym, jakże naturalnym sykiem sunął niczym wąż poprzez płytkie meandry czarnołuskiej czaszki.
Drążył.
~ Ślepiec, którego obity nos czuje coraz lepiej gdy zasię krwawi coraz mocniej. Leczony z dobroci serca, wpychający w zamian swe brudne cielsko w gniewie… łatwo wytłumaczalne strachem, czyż nie? Stratą? ~ Słowa kłuły niechcianymi wspomnieniami a wspomnienia kłuły niechcianymi słowami bowiem…
~ Smakowało? ~ Zmysły Smoka zaatakował znienacka aromat, smak, zapach…
obraz krwi Uzdrowiciela.
: 15 gru 2018, 20:18
autor: Iluzja Piękna
Zostałem całkowicie zignorowany przez Smoczego kolca co trochę nadszarpnęło moje nerwy. Warknąłem na niego mając nadzieję że ten trochę otrzeźwieje bo wydawcał się jak pod wpływem jakiś niezdrowych dla umysłu roślin. Podszedłem o krok bliżej do niego węsząc w powietrzu by sprawdzić czy na pewno nie chciał złagodzić bólu z ran jakimś niezdrowym zielskiem. Jako że nie zachowywał się normalnie byłem gotowy do ucieczki z jaskini. W końcu kto wie jakie głupoty byłby zdolny zrobić?