Strona 12 z 35
: 29 lis 2016, 11:22
autor: Administrator
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Heulyn z rozbawieniem obserwowała poczynania swej iluzji. Cóż, to było dosyć dziwne wrażenie, patrzeć tak na siebie, chociaż nie doskonałą w czyichś oczach.
Z zadowoleniem mruknęła, gdy iluzja zareagowała, a następnie zaczęła skakać, próbując utrzymać równowagę, umknąć spod zawalającej się ziemi.
ślepia Uzdrowicielki nagle się zmrużyły z ironią, kiedy w oczach iluzji pojawiły się łzy.
Rzuciła samcowi rozbawione spojrzenie, mówiące:
Serio?
Zakołysała ogonem, kiedy iluzji udało się uciec spod walącej się ziemi, ale nie zamierzała dać spokoju ani jej, ani Czarodziejowi.
Nagle nad iluzją pojawił się piękny, dorodny orzeł bielik. Brązowy korpus i biały łeb, złote łapy i dziób, mądre brazowe oczy, czarne pazury. Zwierz machając skrzydłami zapikował nagle, wystawiając pazury, aby dziabnąć iluzję w nos.
Wargi smoczycy wykrzywiły się złośliwie, gdyż z drugiej strony smoczycy wyrosły pnącza, tworzace zwartą ścianę, aby nie mogła umknąć.
: 27 gru 2016, 23:06
autor: Strzegący Kolec
//Dawno nie było tu odpisu, a bardzo trudno ostatnio o wolny temat na Wspólnych; mam nadzieję, że nie będziemy przeszkadzać
Młody drzewny zaszedł aż tutaj nie bez powodu. Już z daleka, gdy spacerował puszczą dostrzegł ten górujący nad drzewami biały pagórek. Wspiął się na samą górę, a chłodny wicher ślizgał mu się po łuskach. Przymknął fioletowe ślepia. Wiatr był mocny i z pozoru nieprzyjemny, unosiły się w nim ciężkie białe płaty śniegu, ale tego dnia dziwnie mu to nie przeszkadzało. Otworzył skrzydła, jakby mocując się z siłą żywiołu i zapierając tylnymi łapami o znajdujący się za nim głaz, by nie zostać przewróconym. Zamachał dwa razy, co niemal doprowadziło go do utraty równowagi. Pośpiesznie je złożył i przywarł do podłoża, z trudem ratując się przed połamaniem kości. Musiał w końcu nauczyć się latać. Wróci do Obozu i poprosi brata, ojca lub matkę. Albo najpewniej usłyszy, że wiatr wieje dziś zbyt mocno i nie ma warunków do ćwiczeń... Ale tak bardzo chciał, żeby to było właśnie dzisiaj! Ponownie wstał, przymierzając się do otworzenia skrzydeł. Spojrzał w niebo, jakby chcąc wypatrzyć jakiegoś ptaka i spróbować ułożyć się tak jak on, dzięki obserwacji dojść do tego, jaką należy zastosować technikę, ale niefortunnie żadne skrzydlate zwierzątko nie zaszczyciło go swoją obecnością.
: 27 gru 2016, 23:39
autor: Samiec
// czy ja wiem, żeby tak trudno, ja do tej pory widzę masę wodnych tematów xD
Zwierzątek w prawdzie nie było, ale jeśli samczyk przypatrywał się wystarczająco długo, w końcu mógł dostrzec jak z gęstych chmur wyłania się jakaś jasna sylwetka o bordowych, więc na tle bieli bardzo jaskrawych skrzydłach. Postać nie zmierzała nigdzie konkretnie, szybowała sobie swobodnie w kierunku ziemi, a potem znów wzbiła się wyżej wbijając się w puch.
Samiec nie spodziewał się, że Woda zawieszona w Przestrzeni może być taka przyjemna. Kiedy zobaczył ją pierwszy raz była ciemna i złowieszcza, w dodatku ciskała jaskrawymi promieniami o mocy tak wielkiej, że z bliska gotowe były ogłuszyć, a także wywołać ogień. Musiał przyznać przed sobą, że bał się Nieba przez pewien czas, odkąd zobaczył je w takim stanie, ale teraz rozumiał już, że miało swoje humory jak Woda i jeśli to uszanuje, nie powinien obawiać się krzywdy.
Kiedy wynurzył się z Wody po raz kolejny, dostrzegł na Lądzie, na jakimś niewielkim wzniesieniu złotą postać, którą chyba już skądś kojarzył. Zaciekawiony zapikował ku niej, już w połowie orientując się, że to Młody, z którym przecież umówił się dawno temu.
Pikując skierował się ku jego grzbietowi, ale przed samym lądowaniem na pagórku, wyhamował gwałtownie skrzydłami, żeby ostatecznie zdecydować się na opadnięcie około ogona za mniejszym smokiem. Podrósł już, rogi mu się wydłużyły, ale nadal był tylko Młodym.
–Jak dobrze cie widzieć!– powiedział głośno, kiedy już wyprostował się po lądowanie –Zostałeś już świetnym łowcą, który zdobywa tyle kamieni ile mu się podoba?– dodał uśmiechając się. Nie mógł wiedzieć jak szybko rozwija się samczyk, więc musiało to być szczere pytanie.
: 28 gru 2016, 0:26
autor: Strzegący Kolec
Cofnął się o krok i zmrużył ślepia gdy zobaczył zbliżający się na niebie... punkt. Złożył skrzydła, jakby chcąc ukryć swoje naiwne i nieudane próby wzniesienia się w powietrze. Dopiero gdy smok wylądował i odezwał się do niego, Evaris rozpoznał w nim swojego dawnego partnera biznesowego. Pohamował wstręt, jakim go darzył. Pozbawiony sumienia dręczyciel piskląt, który zrobi wszystko, żeby tylko wszystko im odebrać...
Uśmiechnął się sztucznie. Umowa to umowa.
– Witaj, Bezimienny Smoku. Sprowadza cię tu przypadek, czy wybrałeś już może jedną z czterech rzeczy? – zainteresował się, przekrzywiając łeb w prawo. Dla niego Niewidoczny wcale się nie zmienił, choć zdawał sobie sprawę, że on sam wyglądał dużo inaczej. Nie był już piskliwą złotą kulką, a szczupłym, rozwijającym się ade... Cóż, pisklęciem.
– Jeszcze nie, ale jestem na dobrej drodze – zapewnił, unosząc wzrok do ślepiów rozmówcy. – Nie jestem już młodym Evarisem, teraz nazywają mnie w stadzie Strzegącym Kolcem – stwierdził dumnie. Nie była to do końca prawda, właściwie nie miał jeszcze adepckiej ceremonii, ale był przekonany, że stanie się to niedługo. Z pewnością będzie już nosił takie imię nim jego morski przyjaciel spyta o to jakiegoś innego Wodnego lub ponownie się z nim spotka. – Niestety nadal jest mi obca zdolność latania. Może zechciałbyś mi nieco pomóc? – spytał.
: 28 gru 2016, 0:53
autor: Samiec
Smok wdrapał się na pagórek siadając jeszcze bliżej złotego samczyka. Zapamiętał jago imię, tak jak zapamiętywał każde, ale sam raczej nigdy go nie użyje, więc nie miało to większego znaczenia. Mimo to, kiedy już było mu wygodnie, pokiwał w zrozumieniu łbem. Trudno stwierdzić czy zauważył sztuczność w uśmiechu towarzysza, choć gdyby tak, zapewne drobna wrogość z jego strony by go nie zdziwiła.
–Mogę ci pomóc, a kiedy skończymy, zdradzę ci co musisz dla mnie zrobić. W zamian za kamień oczywiście, za naukę niczego nie chcę– zapewnił od razu. Jakikolwiek obraz Młody wyrobił sobie na temat Samca, w kwestii dzielenia się swoją wiedzą był raczej szczery. Lubił czerpać korzyści z interakcji, ale wynikały one raczej naturalnie i nie musiał się o nie specjalnie prosić. Nauka była zaś jedną z nielicznych momentów w którym obcy ufali sobie wzajemnie, wykonywali swoje polecenia i odpowiadali na pytania. Niektóre z tych rzeczy były naprawdę wystarczającą zapłatą –A co ci sprawia trudności?– zapytał, gotów od razu skupić się na nauce.
: 29 gru 2016, 23:25
autor: Strzegący Kolec
Kiwnął krótko łbem. Nauka, potem zdradzenie pierwszego z warunków wykonania rzeczy. Brzmiało jak dobry plan. Przypomniał sobie coś jednak.
– Mówiłeś, że na następne nasze spotkanie przyniesiesz Nauragiusa, żeby mi go pokazać. Ale spotkaliśmy się przypadkiem, więc pewnie go tu nie masz? – przekrzywił łeb; podświadomy gest wykonywany przy pytaniach lub po prostu zainteresowaniu.
Nauka. Oczywiście – trzeba się było skupić. Interesy zostawią na potem. Z resztą już ustalili, że Niewidoczny przekaże mu pierwsze z poleceń gdy już skończą latać. Pokręcił skrzydłami, aby się nieco rozgrzać. To samo zrobił z nadgarstkami; nie chciał sobie niczego uszkodzić podczas treningu.
– No, właściwie to wszystko. Nie wiem, jak się za to zabrać. Zwyczajne machanie skrzydłami niewiele daje, po prostu wzbija w powietrze kurz... – zastanowił się chwilę. – A nikt nigdy nie przekazał mi tajników ułożenia ciała, sztuki lotu – nie było okazji.
: 30 gru 2016, 14:40
autor: Samiec
Kiedy Młody skończył, Samiec zeskoczył z pagórka, zatrzymując się od niego na tyle daleko, żeby objąć wzrokiem całą sylwetkę złotego. Latać uczył tylko raz i choć metoda była skuteczna i niezmiernie mu się podobała, wiedział że nie może zastosować jej przy nim, żeby go nie zrazić. Pomimo swoich aspiracji, nie miał z pisklętami większego doświadczenia i mógł jedynie polegać na zaufaniu, które miał do siebie.
–Nie mam go przy sobie, ale kiedy skończymy, mogę po niego polecieć– zapewnił. Nie miał powodu kłamać, jeśli zależało mu na usłudze Młodego prawda?
–Jeśli się tym interesowałeś, to dziwne, że jeszcze nie zdążyłeś nauczyć się tego na podstawie obserwacji– westchnął –Trudno być dobrym łowcą, kiedy nie potrafi się obserwować wiesz?– zapytał z przekąsem, uczepiając się wcześniejszego stwierdzenia samczyka. Za moment wybił się delikatnie z tylnych łap, w powietrzu uderzając wcześniej rozłożonymi skrzydłami. Nie wzbił się wysoko, a jedynie z gracją 'przepłynął' przestrzeń obok pagórka, a potem wylądował na przednich łapach. Odwrócił łeb energicznie do pisklęcia i wyszczerzył się do niego, kontynuując nieco przyciszonym, ale podekscytowanym głosem –Gdyby jakiś zwierz próbował dogonić cie i zabić, myślisz że w trakcie ucieczki nauczyłbyś się latać?–
: 30 gru 2016, 16:28
autor: Strzegący Kolec
Nie do końca podobała mu się fakt, że będzie musiał czekać nie wiadomo ile czasu na mrozie na powrót Niewidocznego, gdzieś w środku puszczy. Cóż, przynajmniej będzie już potrafił latać, będzie mógł pewnie poćwiczyć albo po prostu się dzięki temu rozgrzać. Nie wiedział, jak daleko od nich znajdował się Obóz Cienia; bo wyczuł zmianę w zapachu samca, zauważył jego brak w Obozie Wody, a ogłoszenie o niebezpiecznym zdrajcy zostało już im przekazane przez Wzburzonego, na jednej z ceremonii. Postanowił jednak nie poruszać tego tematu, nie interesować się więcej, niż wymagała sytuacja.
Posłał mu gniewne spojrzenie. Jak zawsze zuchwały i bezczelny! Ciekaw był, ile to Niewidoczny nauczył się w życiu sam, bez pomocy nauczyciela. Wszędzie spotykało się starsze osobniki pokazujące młodszym pokoleniom jak latać, walczyć, pływać, a nawet wykonywać tak z pozoru banalne czynności jak bieg czy skok. W dodatku błędnie zinterpretował słowa samczyka. Nie mówił, że spędzał całe dnie usiłując dojść do tego, jak się lata. Gdyby miało tak być, to zwyczajnie poprosiłby kogoś o pomoc... Tymczasem to dziś naszła go nagła ochota na zgłębienie tej sztuki. Postanowił nie skomentować zaczepki.
Cofnął się o krok na kolejne słowa nauczyciela, bacznie go przy tym obserwując. W ogóle nie podobał mu się ten dziwnie podekscytowany ton; nie w połączeniu z taką treścią.
– Nie wiem – przyznał szczerze. Trudno było sobie wyobrazić, do czego byłoby się zdolnym w obliczu zagrożenia życia. – Na szczęście nigdy nie będę się musiał o tym przekonać, bo już dziś zgłębimy tę technikę, a jeśli w trakcie treningu coś nas zaatakuje, to z pewnością pomożesz młodszemu, słabszemu koledze, prawda?
Postanowił od razu przejść do działania, chociaż Cienisty nie przedstawił mu żadnej teorii, jak mieli w zwyczaju dobrzy nauczyciele. Nie był pewny, czy ma czekać na jakieś instrukcje, czy ten krótki przelot miał być dla niego okazją do obserwacji i wyciągnięcia wniosków.
Ugiął lekko wszystkie cztery łapy, jak do skoku, po czym wybił się w górę, skupiając się na tylnych łapach; to od nich poszła cała siła wyskoku. Gdy znalazł się w najwyższym punkcie i poczuł, że zaraz zacznie opadać, rozłożył gwałtownie skrzydła, choć zrobił to zbyt późno. Nim rozwinął je do pełnej szerokości, spadał już ku dołowi i na nic zdały się dwa silne uderzenia nimi. Dodatkowo zawiał wiatr i przechylił go do tyłu, przez co Evaris wylądował boleśnie na grzbiecie.
: 31 gru 2016, 11:26
autor: Samiec
–Jaaa bym po prostu odleciał, ale całym sercem wierzyłbym, że w porę się nauczysz– odpowiedział rozbawiony, akurat w chwili kiedy jego towarzysz runął nieszczęśliwie na grzbiet. Może wcale nie zależało mu na dokuczeniu młodszemu, tylko miał specyficzne poczucie humoru? Podszedł do niego żywo i zatrzymał z jego prawej strony. Nie pomagał mu, ale samczyk był już na tyle duży, że przecież nie wypadało, a sam świetnie sobie poradzi. Zresztą bliskość nauczyciela z pewnością go do tego zmotywuje –Musisz zacząć bardziej wczuwać się w co robisz, wtedy będzie ci łatwiej. Nie tylko w lataniu– zamierzał poczekać, aż Młody wstanie i dopiero wtedy kontynuował, nie dając mu wcześniej dojść do głosu –To oczywiste, że nie starczy ci czasu na rozwinięcie skrzydeł, kiedy tak mizernie się wybijesz. Najlepiej, żebyś najpierw sprawdził na ziemi jak szybko je rozkładasz i zapamiętał to, żeby móc potem instynktownie wykorzystać– teraz wyjaśniał powoli, jak przy mowie do pisklęcia przystało. Jeśli miał taki cel, w jego głosie ani pysku nie sposób było znaleźć śladu drwiny. Następnie znów zademonstrował wybicie, nieco dalsze i wyższe, dlatego Młody mógł widzieć wyraźnie jak smok rozkłada skrzydła już przy wyskoku, choć nie robi tego gwałtownie, żeby go nie spowolniły. W najwyższym punkcie nie otwiera ich do pełnej rozpiętości, żeby nie marnować czasu, ale jest to zdecydowanie wystarczająca powierzchnia, żeby przy mocnym zamachnięciu go wznieść. Tak też zresztą czyni, uderza skrzydłami pod sobą, tak że końcówki długich palców muskają o ziemię, a potem odrobinę się wznosi. Przy wzbijaniu się w powietrze, machnąć trzeba zdecydowanie więcej i z większą siłą, żeby oddalić smoka odpowiednio od ziemi i jednocześnie wyrównać jego pozycję.
Samiec pozwolił sobie wznieść się na kilka ogonów, a potem na rozłożonych skrzydłach doszybować z powrotem do Młodego, lądując niedaleko na tylnych, lekko ugiętych łapach.
–To takie proste, że chyba nie idzie się zgubić, prawda?– znów zadrwił, jakby jednak nie mógł się powstrzymać, choć niewątpliwie była to jakaś motywacja.
: 01 sty 2017, 14:00
autor: Strzegący Kolec
Nie skomentował zaczepek Niewidocznego. Nie miał zamiaru się z nim użerać. Był tu żeby nauczyć się latać, a nie kłócić z jakimś zdrajcą. Uważnie śledził każdy ruch nauczyciela, starając się zapamiętać każde jego posunięcie, kolejny etap wzbicia się w powietrze. Ugięcie łap, wybicie, skok z ostrożnym rozkładaniem skrzydeł. Po znalezieniu się na wystarczającej wysokości, takiej, aby nie zahaczyć skrzydłami podłoża – uderzenie nimi, następnie machanie według własnego uznania, na tyle często, aby nie opadać, a wzbijać się wyżej. Powrót na ziemię na szeroko rozstawionych skrzydłach, bez dodatkowych uderzeń. Niedowidział jedynie samego momentu lądowania, układu łap; działo się zbyt dużo i zbyt szybko, a jedno ze skrzydeł lądującego zasłoniło mu nieco widok na łapy.
Był naprawdę skupiony. Był wciąż stosunkowo młodym osobnikiem i być może za pierwszym razem chciał "udowodnić" Niewidocznemu, że skoro nie dał mu jasnych instrukcji i nie omówili najpierw lotu w teorii, to nici z praktyki, nie wyjdzie mu, a morski jest złym nauczycielem. Poległ i teraz chciał pokazać coś innego; że potrafi obserwować i łatwo przyswaja sobie wiedzę! Obyło się oczywiście bez zbędnych słów, a cała nauka wydawała się być przeprowadzona w wyjątkowo napiętej atmosferze. Coś w samej obecności jego towarzysza niezwykle go irytowało.
Evaris poczekał w ciszy kilka uderzeń serca, czekając, aż wyjątkowo silny w tej chwili wiatr skierowany prosto w niego ustąpi. Nie chciał, aby jego pierwszy lot odbył się w warunkach, które nawet doświadczonemu lotnikowi mogłyby przysporzyć niemało problemów. Nie rozczarował się. Już po chwili wiatr złagodniał tak, że nie miał tak dużego wpływu na ciało samczyka.
Lekko ugiął łapy, po czym wybił się mocno z ziemi, głównie dzięki sile masywniejszych, tylnych kończyn. Teraz rzeczywiście lepiej wyszła mu koordynacja rozkładania skrzydeł z wyskokiem. Poruszył nimi już przy wybijaniu, a w najwyższym punkcie były wystarczająco rozwinięte, aby wykonać nimi pierwsze z uderzeń. Nie czekał długo, wraz z końcówką wyskoku machnął silnie do dołu, dzięki czemu wzbił się wyżej. Już wtedy zauważył, że jego ciało zachowuje się w powietrzu inaczej niż ciało Niewidocznego. Był mniejszy, ale i szczuplejszy, niezwykle lekki i bardzo podatny na wszelkie podmuchy.
Załopotał skrzydłami jeszcze dwa razy. Nie był to przejaw pewności siebie, przekonania, że dobrze mu idzie. Zwyczajnie czuł, że jego wysokość maleje i nie bardzo wiedział, co innego mógłby zrobić aby nie spaść z hukiem na ziemię. Obejrzał się za siebie i z przerażeniem spostrzegł, jak daleko od wzgórza z zielonołuskim się znalazł!
Łatwo odkrył jak zawisnąć w powietrzu. Jego ciało wisiało w pionie, a on równomiernie wykonywał kolejne uderzenia skrzydłami, zawijając je do dołu, wyczuwając siłę wiatru i starając się do niej dopasować, stawiać jej opór. Uśmiechnął się z satysfakcją. Naprawdę latał!
Dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę z tego, że jest w potrzasku. Owszem, unosił się w powietrzu, ale nie wiedział, jak zmienić pozycję. Jak unieść zad z dołu do góry nie tracąc przy tym równowagi, nie dając się zepchnąć podmuchom wiatru i bezpiecznie doszybować do ziemi.
: 01 sty 2017, 14:33
autor: Samiec
–Zooobacz jednak potrafisz się wznieść!– rzucił do niego, kiedy podbiegł, żeby znaleźć się tuż pod jego łapami. Młody dobrze poradził sobie z opanowaniem sił Nieba, choć Samiec nie miał problemu ze zrozumieniem, że nie jest to wszystko co powinien wiedzieć. Potrzebował nieco więcej wsparcia, więc tym razem, zamiast zrównać się z nim w locie, co w tym przypadku mogło zapewnić trochę więcej pewności, bo obserwacja z góry była wygodniejsza, smok ponownie usiadł i zaczął głośno tłumaczyć –Nie jesteś w stanie unieść zadu do góry, jeśli chcesz lecieć przed siebie bardziej z własnej woli, niż popychany przez wiatr, musisz zacząć zagarniać powietrze do tyłu. Ustaw je pod kątem, żeby błona mogła przeciwstawić się powietrzu, ale nie zbyt dużym, żebyś nie zaczął tracić na wysokości– znów wstał, jakby gotów był podążyć za samczykiem, kiedy ten zdecyduje się ruszyć. Nie zapowiadało się by chciał wytłumaczyć sposób lądowania, więc póki co będzie Młody musiał poradzić sobie z tym co dostanie –W Przestrzeni twoje ciało samo zacznie dostosowywać się do lotu, ale nie możesz pozostać wiotki. Napnij mięśnie, wyprostuj ogon. No i skup się, żeby rzeczywiście lecieć bo jeśli teraz spadniesz...– tłumaczył poważnie, nie tracąc czasu na uśmieszki czy prześmiewczy ton, choć pod koniec zębato się uśmiechnął –Nawet nie wiesz jak łatwo połamać palce skrzydeł jeśli źle wylądujesz!– prędzej czy później będzie musiał mu wytłumaczyć jak to się robi prawda?
: 04 sty 2017, 19:44
autor: Strzegący Kolec
Kiedy usłyszał, że Niewidoczny coś mówi, mocno się skupił, a skrzydłami machał już niemal mechanicznie. Świst wiatru starał się utrudnić mu wyłapywanie poleceń, ale jakoś dawał radę. Adept tak przecież uwielbiał wnikanie do cudzych umysłów za pomocą maddary... Dlaczego akurat w takich warunkach musiał zdecydować się na tradycyjną mowę?
Oczekiwał co prawda instrukcji odnośnie lądowania; to miał być próbny lot, a dopiero później powinni przejść do dokładniejszych ćwiczeń! Tymczasem Evaris został podstępnie zwabiony na głęboką wodę i zupełnie do tego nieprzygotowany musiał latać. Postanowił sobie, że jeśli on będzie kogoś kiedyś uczył latania (pod warunkiem, że zaraz nie skręci sobie karku), to najpierw przekaże uczniowi wszelkie techniczne informacje, a dopiero później wyśle go w powietrze.
Ostrożnie zmienił ustawienie skrzydeł. Napiął mocniej mięśnie. Zauważył wcześniej, że nie może tak po prostu machać samymi skrzydłami i do utrzymaniu się w górze potrzeba mięśni całego ciała. Zresztą nawet gdyby chciał, to nie mógłby się teraz rozluźnić. Gdzieś w podświadomości zakorzeniła się myśl, że gdyby tak zrobił, to by spadł i się połamał, a na to jego ciało mu nie pozwoli.
Wyprostował ogon, używając go do utrzymania równowagi. Zgodnie z poleceniem zaczął zagarniać skrzydłami powietrze za siebie. Nie miał jeszcze wyczucia, więc pierwszy ruch wykonał nieco zbyt mocno i gwałtownie, przez co miał drobny problem z utrzymaniem równowagi, ale szybko go opanował. Zwolnił, przekrzywiając skrzydła bliżej pierwotnej pozycji, w której to wisiał w jednym miejscu. Po chwili jednak powtórnie spróbował przyspieszyć, kręcąc kończynami lotnymi i przesuwając powietrze za siebie. Przesuwał się do przodu! Co jakiś czas przestawał nimi machać, pozwalając swojemu ciału na zwyczajne szybowanie. Czyli jeszcze pewnie nauka skrętu, zmiany wysokości i lądowania?
: 09 sty 2017, 22:01
autor: Samiec
Wpatrywał się w jego delikatną błonę łopoczącą z każdym uderzeniem skrzydeł. Skupił się bardziej na niej niż uczniu, jej napięciu i wydawanych dźwiękach, zestawiając je odruchowo z odgłosami wydawanymi przez opierzone kończyny. Różnica była kolosalna, choć nie potrafił stwierdzić dlaczego, skoro ledwie różniły się powierzchnią. Przecież pióra również musiały stawiać opór, dlatego dźwięk powinien rozchodzić się na podobnej zasadzie. Nie widział ich z bliska, ale nabrał ochoty by je zbadać i zrozumieć to zjawisko.
Ah, ale w górze wciąż był ten Młody. Samiec miał ochotę na trochę ruchu, może jakiejś adrenaliny, ale ponieważ wciąż myślał o swoich kwalifikacjach na piastuna, nie mógł rezygnować z nauki. A jak inaczej zmobilizować ucznia do przyswajania wiedzy, jak nie przez pobudzenie jego zmysłów?
–Uważaj na paluszki!– zapowiedział na wszelki wypadek, gdyby złoty za bardzo skupił się na locie, a potem skoczył w jego kierunku. Młody wzleciał już na pokaźną wysokość, dlatego Samiec musiał rozłożyć skrzydła i wznieść się nimi kawałek, jednak nie na tyle by się zderzyli. Wyglądał jak rekin zamierzający sięgnąć po kończyny niczego nieświadomej istotki. Pionowo wzbił się prosto na jego brzuch i otworzył masywny pysk, błyszcząc szeregiem cienkich, ale ostrych jak brzytwy zębów, którymi najwyraźniej nie na żarty zamierzał dziabnąć swojego towarzysza. Miał on zaledwie parę uderzeń serca na reakcję i Samiec miał nadzieję, że instynkt podpowie mu jak zareagować. Gdyby ruszył naprzód, ryzykowałby kontuzję ogona, więc nadszedł czas na zmianę wysokości... Lub atak, choć zestawiając siły Samca i Młodego, złoty raczej niewielkie miał szanse, żeby osłonić się przed rozpędzonym smokiem.
: 13 sty 2017, 18:25
autor: Strzegący Kolec
Chyba nie mówił poważnie? Jasne, że nie, nie mógł przecież tak po prostu...
– Czy ty jesteś jakiś nienormalny?!
Instynkt o zmianie wysokości mówił jedno – uderzaj skrzydłami mocniej. Być może Evaris, gdyby się dłużej zastanowił i popróbował, wpadłyby na coś więcej. Niestety nie miał czasu na dłuższe zastanowienia. Ba! Nie miał nawet czasu na te krótsze, a jeszcze krótsze od krótkiego zastanowienia się był już chyba tylko instynkt. Z nim nie było co się kłócić i nie było też czasu na wybrzydzanie. Trzeba było wzbić się wyżej i nie stracić palców – na ich końcach były przecież szpony, a czym jak nie nimi wydłubie w przyszłości ślepia Niewidocznego?
Machnął skrzydłami pierwszy raz, dużo mocniej niż przedtem. Szybko zorientował się o popełnionym błędzie; przesunął się bardziej do przodu niż w górę. Ogon. Musiał działać ogonem. To przecież on był swego rodzaju sterem smoka, to do określania kierunku służył podczas nauki biegu czy pływania. Z tą zdolnością nie mogło być inaczej.
Oczywistym stało się, że musi pójść nieco w dół, jak podczas wiszenia w powietrzu. Tylko teraz trzeba było wykorzystać więcej energii. Evaris skorygował ułożenie ogona obniżając go stopniowo ku ziemi i prostując ciało bardziej do pionu, uderzając skrzydłami coraz mocniej i mocniej. Gdy poczuł, że wzniósł się wystarczająco, a środek ciężkości przesuwa się ku grzbietowi, ponownie uniósł swój "ster" i wyrównał lot, oglądając się za siebie i starając się określić, czy uczący go dziwak podjął dalszy pościg.
: 14 sty 2017, 17:11
autor: Samiec
Zęby Samca kłapnęły daleko od łap Młodego, który zwinnie i co najważniejsze, instynktownie, oddalił się od zagrożenia. Najskuteczniejszym nauczycielem był strach, obawa że coś się straci, za czymś nie nadąży albo po prostu zginie. Zdaniem morskiego nie było nic złego w przekazaniu uczniowi tej świadomości. Był smokiem, więc powinien zdawać sobie sprawę, że aby żyć w przestrzeni, musi przyswoić i dostosować się do jej warunków, a chociaż była wspaniała, to także groźna i nie wybaczała błędów.
Smok wylądował i z zadowoleniem przyjrzał się złotemu punkcikowi nad sobą. Zdecydowanie tęsknił za posiadaniem piskląt.
–Nie nienormalny!– odpowiedział, kiedy znalazł się nieco bliżej samczyka. Wybił się prędko w jego kierunku, ale żeby już go nie straszyć wyhamował wcześniej i teraz jedynie utrzymywał się w powietrzu niedaleko niego –Mówiłem ci, ze szukam doświadczeń, nie powinieneś mieć mi za złe, że chcę paroma podzielić się z tobą– trzepot skrzydeł zagłuszał w prawdzie część jego słów, ale nauczył się już mówić na tyle donośnie, że trudno aby ich sens umknął Lądowemu.
–Teraz się przyglądaj– nie czekając już na odzew samczyka zarzucił łbem w prawo, a za nim skręcił resztę tułowia, jednocześnie odpowiednio ustawiając skrzydła. Wcześniej uderzył nimi całą powierzchnią, żeby rozpędzić ciało, żeby je wypoziomować, a potem zaczął ustawiać je do zakrętu, jedno z nich układając niżej i odrobinę składając, a drugie unosząc szeroko otwarte, żeby kierowało jego ciałem. W powietrzu ustawienie kończyn i grzbietu miało znaczenie, ale zdecydowanie najważniejszym była sterowność ogona oraz dostosowany ruch skrzydeł. Samiec bez większego wysiłku zaczął krążyć wokół samczyka. Kiedy już nadało się ciału rozpęd, a ogon wyginał się swobodnie w stronę zwrotu, nie trzeba było często machać skrzydłami, a jedynie raz na ile regulować nimi wysokość.
Zasady były więc proste, jeśli Młody dobrze się przyglądał. Nie trzeba było tego tłumaczyć, ponieważ tak jak poprzedni unik, była to kwestia wyczucia i instynktu. Jednym skrzydłem machało się wolniej, drugim szybciej, więc w rezultacie ciało musiało zmienić pozycję i podobna rzecz miała się kiedy występowała różnica między powierzchnią skrzydła i wywieranym oporem na powietrze.
–Dołącz to może powiem ci jak wylądować!
: 20 sty 2017, 23:28
autor: Strzegący Kolec
Wisząc w powietrzu i podtrzymując swój poziom lotu regularnymi machnięciami skrzydeł, obserwował dalsze poczynania bezimiennego nauczyciela. Skupił się przede wszystkim na obserwacji i zapamiętaniu kluczowych ustawień poszczególnych części ciała. Widział, że należy obniżyć skrzydło znajdujące się po stronie, w którą chciało się skręcić. Nie umknęło też jego uwadze to, że to ogon odgrywał kluczową rolę w wyznaczaniu kierunku lotu. Podobnie jak przy biegu, linię ogona, grzbietu i szyi ułożyć trzeba było w łuk.
Rozłożył szerokie skrzydła w poziomie, łapiąc wiatr i szybując przez chwilę, mocując się z siłą żywiołu i niemal nie tracąc wysokości. Delikatnie uniósł tylną ich część ku górze, pozwalając skierować łeb w dół i zacząć tracić na wysokości. Odkrył, że lot wymaga cierpliwości, a każdy, niemal najmniejszy ruch powodował zmianę w poruszaniu się. Walczyło się z wiatrem, ale czasem pozwalało się mu na to, aby pomógł smokowi. Można było nawet powiedzieć – choć było to wyjątkowo śmiałe stwierdzenie – że latanie jest prostsze od chodzenia. Silne, umięśnione kończyny lotne, przebywanie dużych odległości w krótkim czasie, wykorzystując stosunkowo mało energii. Naturalny przepływ, przemieszczanie się w trzech wymiarach, a nie tylko dwóch, szybowanie, nurkowanie, przyspieszanie, wzlatywanie... Niesamowite możliwości obserwacyjne, ale tylko w przypadku dużych, odległych rzeczy. Nie wyobrażał sobie, aby mógł zobaczyć stąd kamień, czy trop zwierzęcia. Natomiast samo stado zwierząt, odległy ląd, jezioro lub dym – proszę bardzo.
Uderzył dwukrotnie skrzydłami, równomiernie. Przyspieszył, nieco wyrównał poziom skrzydeł, giętki i długi ogon układając płynnie za własnym ciałem, jak ster. Obniżył nieco lewe skrzydło i natychmiast dostrzegł zmianę, minimalny skręt w lewą stronę. Obniżył je jeszcze bardziej i zgiął, prawe unosząc i otwierając jak tylko się dało. Ułożenie to wprawiło go w wirowanie, zataczanie pętli, tak jak Niewidoczny przed chwilą.
Złotołuski zbliżał się do podłoża z coraz to większą prędkością i wiedział, że nie będzie mógł czekać na dalsze instrukcje morskiego. Sam będzie musiał wylądować.
Młody lotnik zdawał sobie sprawę, że jeśli dotrze do pagórka z taką prędkością i wirowaniem, to zostanie z niego co najwyżej mokry placek, a Ihtan i Thahardeum zostaną sierotami. Wyrównał skrzydła i oba szeroko rozwarł, łapiąc tyle powietrza, ile tylko mógł. Błony zadziałały jak spadochron i znacznie spowolniły upadek Evarisa. Gad obniżył tylną część ciała tak, aby to ona jako pierwsza zetknęła się z gruntem. Tylne łapy były silniejsze, bardziej sprężyste, ufał im w takich sytuacjach. Opadł na nie, może trochę zbyt gwałtownie. Prędko dostawił przednie kończyny i poczuł przez krótką chwilę ból, typowy dla zbyt mocnego kontaktu z ziemią. Nic poważnego.
Obrócił łeb, szukając wzrokiem Cienistego.
: 20 sty 2017, 23:50
autor: Samiec
Widząc, że zbliża się do lądowania zastanawiał się czy w jakiś sposób nie zainterweniować, choć i bez tego miał pewność, że samczyk zrobi to w miarę interesująco. Nie grzmotnął jednak o ziemię, tak jak oczekiwał Samiec, choć smok nie miał pewności czy wszystko zostało wykonane poprawnie. Zatoczył jeszcze jedno koło, a potem poszybował w kierunku ucznia. Zamierzał wylądować przed nim, tym razem frontem do niego żeby dokładnie widział co robi. Chwilę przed zetknięciem z ziemią machnął dodatkowo skrzydłami, żeby wyhamować, a potem opadł również zaczynając od tylnych łap, ale uginając je w odpowiedniej chwili, żeby zapobiegnąć bólowi lub nawet ewentualnej kontuzji.
Złożył lotne kończyny i usiadł przed samczykiem posyłając mu uśmiech na który mógł zasłużyć tylko dobry uczeń –Spójrz, praktycznie w ogóle się przy tobie nie zmęczyłem– odetchnął. Szybko tracił energię, a skrzydła paliły go jakby pożerał je żywy Ogień, ale znał swoje granice i wiedział, kiedy przestać, żeby móc jednocześnie wyglądać na wypoczętego. Zresztą znał się już na lataniu i jego ciało nie mogło być dla niego przeszkodą –Wszystko to instynkt i obserwacja. Na nich możesz siebie zbudować– dodał już zupełnie spokojnie.
Nie wspomniał o kamieniu, choć pewien był, że samczyk sam zaraz z tym wyskoczy. Ciekaw był w jaki sposób.
// raport lot I i II
: 23 sty 2017, 15:59
autor: Strzegący Kolec
Obserwował uważnie Niewidocznego, gdy ten lądował. Rzeczywiście mocniej ugiął kolana i kluczowym mogło być to dodatkowe, spowalniające uderzenie skrzydeł przed kontaktem z ziemią. Teraz będzie pamiętał. Nie można też było oczekiwać od niego zbyt wiele; z całą pewnością pójdzie mu lepiej przy drugiej, trzeciej i każdej kolejnej próbie. Postanowił sobie, że do domu wróci na skrzydłach, dla przećwiczenia nowo nauczonej zdolności. Była to niezwykła oszczędność czasu, dzięki temu będzie mógł odbywać dłuższe wędrówki i nie martwić się, że nie zdąży wrócić przed zmrokiem.
Pokiwał powoli łbem. Tak, tak, obserwacja. Będzie pamiętał.
– To dobrze, że się nie zmęczyłeś, bo teraz chyba planujesz polecieć po Nauragiusa? Tak jak ustaliliśmy? – przypomniał. Morski sam to zaproponował, a Evarisowi było to całkiem na łapę. Bardzo chciał w końcu zobaczyć swoją prawdopodobną zapłatę za wykonanie rzeczy.
Nie podziękował celowo. Nie zamierzał dawać mu jakiejkolwiek oznaki wdzięczności; nadal się na niego gniewał. Nie podobała mu się jego bezkompromisowość, nastawienie. Gdy złotołuski był młodszy, ten bez skrupułów wykorzystał jego pragnienie i nie zważając na emocje targające pisklakiem dopiął swego. Okaleczył przywódczynię Ziemi, a potem uciekł na tereny wroga. Trudno powiedzieć, co jeszcze przebiegły, wąskooki samiec miał za uszami i co planował. Z całą pewnością powinno mieć się go na baczności. Może najlepszym wyjściem była zasadzka, zaczajenie się na niego i wymierzenie kary, przy okazji pozbawiając go kamieni szlachetnych? Gdyby drzewny potrafił korzystać z telepatii, to mógłby rozważyć wezwanie jakiejś pomocy, dorosłego smoka z Wody, który dotarłby tu szybciej, niż Niewidoczny pokonałby dystans stąd do Obozu Cienia i z powrotem. Schowałby się wśród drzew i zaatakował, niespodziewanie powalając zdrajcę. Evaris zyskałby Nauragiusa, a oprawca sławę i chwałę.
Z drugiej strony w pewnym sensie lubił spotkania z Nizigiem. Mógł być bardziej bezpośredni, posprzeczać się i podroczyć, nawet poczuć niewielką dozę adrenaliny i niepewności, co stanie się dalej. Gdy spotykał inne smoki z Wody zachowywał się spokojnie i uprzejmie. Nie chciał, aby źle o nim pomyślano. Zdawał sobie sprawę również z tego, że pochodzi ze znaczącej rodziny, która sporo osiągnęła i od której członków, w jego mniemaniu, wymagano bycia porządnym.
Morski natomiast w ogóle nie był porządny – dlatego też zapewne nikt porządny się z nim nie zadawał. Złotołuskiego nie interesowała opinia na jego temat wśród nieporządnych smoków. Czy właśnie to dawało mu nieco większą swobodę?
: 23 sty 2017, 22:23
autor: Samiec
Do granicy nie było aż tak daleko, choć wykorzystywanie skrzydeł teraz, kiedy pozwolił sobie na odpoczynek mogłoby okazać się niebezpieczne. Raz tylko doświadczył skurczu w powietrzu i choć wiedział co robić, nie było to najprzyjemniejsze uczucie. Uśmiechnął się do Młodego. Miał już pomysł czego mógłby od niego chcieć, ale wiedział, że samczyk nie zgodzi się na współpracę dopóki nie zobaczy błyskotki na własne ślepia.
–Możesz wyprzedzić mnie lecąc– wskazał pyskiem odległy punkt, część terenów wspólnych, która graniczyła z Cieniem, w linii prostej od miejsca w którym stali –Albo iść tam ze mną, a potem poczekać aż przyniosę ci twój kamień– wstał powoli wzdychając –Moglibyśmy skrzydłami dostać się tam razem, ale mi się nie chce– był wypoczęty ale nie musiał mieć ochoty na latanie prawda?
Bez dalszego wyjaśnienia ruszył niespiesznym truchtem przed siebie. Samczyk mógł go nie posłuchać i zostać przy pagórku, ale nie koniecznie miał pewność, że Samiec znowu tu dla niego przyjdzie.
: 24 sty 2017, 23:34
autor: Strzegący Kolec
Zmrużył ślepia, analizując krótko wszystkie możliwości. Teraz, kiedy już nieco ochłonął, zorientował się, że jego skrzydła również nie nalegały zbyt natarczywie na ponowne wzbicie się w przestworza. Poza tym spacer dobrze mu zrobi. Rozprostuje kości, być może znajdzie po drodze coś ciekawego i porozmawia z Niewidocznym. Właściwie to mogła być to całkiem dobra okazja do dowiedzenia się o paru niejasnych jeszcze dla Evarisa zagadnieniach. Ruszył truchtem, nieco energiczniejszym od wodnego, aby zdołać go dogonić. On sam miał jeszcze dość krótkie łapy i nie był tak wprawiony w ćwiczeniach.
– Za co dokładnie wywalili cię z Wody? – zagadnął.
W jego odczuciu wydalenie ze stada musiało być ogromną zniewagą, najsurowszą z kar. Co trzeba było zrobić, żeby sobie na coś takiego zasłużyć? Wiedział jedynie, że jego morski towarzysz dopuścił się zadaniu ran Opoce Ziemi, nic więcej. Ciekawiło go, jak cała sytuacja wyglądała z jego strony. Jeśli rzeczywiście był bezwzględnym agresorem, to tym bardziej ciekawy był fakt, że przybierał tak z pozoru sympatyczną maskę.
: 04 lut 2017, 10:22
autor: Samiec
Skoro złoty zdecydował się iść z nim, raczej trudno, żeby całą drogę przebyli w ciszy, choć Samca zaskoczyło, że Młody zdecydował się odezwać tak szybko, w dodatku nie skupiając na interesach. Morski uśmiechnął się do siebie i nie spuszczając wzroku z wyszukanego punktu w pobliżu celu ich wędrówki –Jestem podróżnikiem i doświadczam– powiedział dumnie przednią łapę wyrzucając dalej przed siebie, jakby chciał nią uczynić jakiś gest. Może to było jakieś jego motto –Ciebie mogą wyrzucić, lecz ja sam wybieram gdzie chcę być i wśród kogo chcę mieć wrogów– nie zatrzymując się spojrzał na Młodego i zatrzepotał do niego bocznymi grzebieniami, szczerząc się sympatycznie –To taki ekscytujący tryb życia–
Wydawał się szczerze przekonany do tego co mówi, a jakkolwiek wyglądała sytuacja z perspektywy Wodnego, dzięki słowom przewodnika, Samiec nie wydawał się tym przejęty. Wystarczyło mu zapewne to co miał w teraźniejszości, a rzucona przez Błyszczącego groźba obecnie była jedynie pustą pogróżką.