Strona 12 z 32
: 24 sty 2017, 0:29
autor: Szkarłatny Księżyc
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Szkarłatny przybył tutaj wraz ze swoim nowym uczniem – Ciemnym. Postanowił kontynuować jego naukę nie ze względu na to, że ktoś go o to poprosił. Sam do końca nie wiedział, dlaczego zaproponował dalszą edukacje malcowi. Tym bardziej, że miała to być nauka samodzielna. Przywrowadził młodszego samca, w pewnym momencie zatrzymując się bez ostrzeżenia. Polanka, na której się znajdowali, będzie odpowiednim miejscem na trening lotu, w o który prosił go Ziemny. Szkarłatny wlepił w niego ślepia, przez dłuższą chwilę milcząc i po prostu przyglądając się jego osobie chłodnym spojrzeniem.
– Ile wiesz o lataniu? – zapytał, niemalże od razu przechodząc do nauki.
: 24 sty 2017, 11:25
autor: Ciemny Kolec
Podążał on za Szkarłatnym księżycem. Gdy tylko usłyszał o nauce latania poczuł się wniebowzięty. Motywy jego nauczyciela dlaczego to robi pozostawały mu nieznane, nie prosił go o to, a jednak sam ją zaproponował. Może czegoś od niego zażąda? Może tak naprawdę wyprowadza go w ustronne miejsce, by go zabić i zjeść? A może Ciemny jak zawsze histeryzuje. Przecież był piastunem, i nie zrobił mu jak dotąd żadnej krzywdy.
Zatrzymali się na małej, ośnieżonej polance. Wydawała się niewielka, lecz do nauki latania małego pisklaka powinna w zupełności wystarczyć. Ziemisty spojrzał się na Wodnego, oczekując pierwszego pytania dotyczącego ćwiczenia. W niemalże identycznym momencie Szkarłatny uczynił ponownie i wlepił swe ślepia w młodego samczyka, po czym zadał swe pytanie.
–Wiem, że aby to robić, na... należy machać skrzydłami. Po... podczas samego lotu nie trzeba jednak robić tego t... tak intensywnie. – Odpowiedział, mając nadzieje że wiedza nabyta z obserwacji będzie zadowalająca, nawet jeżeli była ona nikła. Samo latanie wydawało mu się proste, smoki robiły to, jakby były do tego stworzone.
: 25 sty 2017, 21:35
autor: Szkarłatny Księżyc
Oh, gdyby sam wiedział jakie były jego motywy. Może po prostu polubił malca? Trudno powiedzieć. Znał go w końcu tak krótko. Zauważył, że Ciemny jest raczej niepewnym siebie smokiem, skorym do wycofywania się, kiedy coś się dzieje. Jąkał się, zacinał, przerywał wypowiedź. Posiadał w sobie cechy, których Szkarłatny w sobie nigdy by nie zaakceptował. Osoby z takimi przypadłościami również nigdy nie trafiały w jego gust. A mimo to... mimo to coś sprawiło, że samiec sam zaproponował kontynuację nauki pisklęcia. Szkarłatny wysłuchał jego wypowiedzi, uważnie obserwując sposób, w jaki ten się zachowuje. Kiedy już można by się spodziewać komentarza ze strony starszego samca na temat słów malca, brązowy zrobił coś zupełnie innego. Trącił go łapą w pierś – pewnym ruchem, ale nie sprawiając młodemu bólu.
– Wyprostuj się – rzekł oschle, chłodnym spojrzeniem lustrując malca. Zdecydowanie nie pomagało to w nabraniu pewności siebie. No, ale Szkarłat już taki był.
– Nadchodzą ciężkie czasy. Jak sobie poradzisz, kiedy w tym momencie udajesz ciapę? Dalej, nie spoglądaj tak na mnie. Nie jesteś gorszy od nikogo innego. Patrz jak równy na równego – była to swego rodzaju krótka lekcja, którą samiec bezinteresownie spróbował przekazać malcowi. Zastanawiał się, czy Ciemny ma kontakt jakikolwiek z ojcem. W końcu jego matka była Przywódczynią Ziemi. Chcąc nie chcąc, nie była w stanie poświęcić wszystkim potomkom równie dużo uwagi.
Potem nadszedł czas na rzeczywistą naukę. Wracając do lotu, Szkarłatny podniósł zad i delikatnie rozłożył skrzydła, zatrzepotawszy nimi. Rozłożył je, ukazując ich majestat, po czym ponownie złożył.
– Co do Twojej wypowiedzi... masz poniekąd rację – zaczął, spoglądając gdzieś na horyzont. Zaraz potem zerknął na niebo, uważnie oceniając warunki pogodowe panujące tam na górze.
– Wszystko Ci dokładnie wytłumaczę. Całą technikę. Pamiętasz lekcję skoków? – zapytał. Była to istotna umiejętność przy nauce lotu.
– Najpierw zamachaj skrzydłami. Uderz nimi raz, stojąc na ziemi. Rozłóż, a potem złóż. Zobacz, jak zachowuje się twoje ciało, kiedy nimi poruszasz. Co się z nim dzieje, kiedy machasz. Kiedy tylko skończysz, dokładnie przypomnij sobie to, czego nauczyłeś się na lekcji skoków. Wyskocz do góry, a kiedy znajdziesz się w powietrzu, rozłóż szeroko skrzydła. Nie machaj nimi. Przytrzymaj je nieruchomo. Sprawdź, co się stanie. Kiedy zaczniesz opadać na ziemię, wyląduj tak, jak gdybyś zakończył skok – wytłumaczył malcowi wszystko, spoglądając na niego uważnie. Jego kolej na wykazanie się. Samiec nie popędzał malca, po prostu siedział cierpliwie.
: 26 sty 2017, 12:25
autor: Ciemny Kolec
Gdy tylko poczuł na sobie "uderzenie" łapy piastuna, wyprostował się intuicyjnie. Zaiste, nie było to zbyt miłe doświadczenie dla Ciemnego, zważywszy na ton jego wypowiedzi, oraz dalsze uwagi dotyczące jego zachowania. W szczególności nazwanie go "ciapą", co bardzo godziło w jego "godność". Można by powiedzieć, że Szkarłatny szybko ostudził jego zapał do nauki... a nawet nie przeszedł do opisywania ćwiczenia. I jak mógł by mówić, iż nie jest gorszy od kogoś? Co przez to młody ziemisty miał rozumieć? Przecież w walce z nim nie miał by żadnych szans, więc na pewno nie byli sobie równi, ani umiejętnościami, ani fizycznymi rozmiarami. Ale cóż innego miał zrobić, jak nie usłuchać się jego polecenia. Uniósł swój łeb wysoko i spojrzał się na piastuna, oczekując dalszych instrukcji.
Spojrzał się, jak ten prezentuje swoją trzecią parę kończyn, po czym przeszedł on do słuchania jego uwag, oraz szukania odpowiedzi na pytania. Pamiętał swoją lekcje skoków, pamiętał że matka była dumna z jego postępów, i co najważniejsze: pamiętał jak wyglądał przebieg tej lekcji. Tylko co samiec rozumie poprzez "pamiętasz"? Czy spodziewa się, by opisał mu jej przebieg, czy też ma to zademonstrować? Czy też może ma po prostu przytaknąć? Ale wtedy dlaczego w ogóle by o nią pytał? Przecież ta zdolność była kluczowa, jeżeli ktoś planował oderwać się od ziemi. Po prostu połączy wszystkie trzy możliwości w jedną spójną odpowiedź.
–Tak, pamiętam. – Powiedział po dłuższym zamyśle, zachowując posturę, którą nadał mu Wodny, minimalizując w jego mniemaniu ryzyko bycia "ciapowatym". Po tym przeszedł do prezentacji swych zdolności (mając nadzieje że nie popisze się ich brakiem).
Wykonał swoje skoki, pokazując zwykły skok do góry, odskakując potem w bok, a na koniec w tył. Cała czynność zajęła bardzo krótko, z pewnością demonstracja była szybsza niż powolne tłumaczenia. Ale aby w pełni wyczerpać temat:
–Podczas skoku należy przyjąć pozycje podobną jak do biegu, ugiąć swe łapy, jak i ciało, po czym szybko je wyprostować, odbijając się od ziemi. podczas tego, należy w szczególności baczyć na równowagę. Podczas lądowania, należy użyć własnych łap do amortyzacji uderzenia o podłoże, w celu uniknięcia obrażeń. – Dopowiedział po dość sporym okresie milczenia wymaganym na odpowiednie złożenie zdania tak, by nie brzmiało one jak wypowiedź jakiejś "ciapy".
Przeszedł teraz do drugiego etapu ćwiczenia: zgodnie z zaleceniem Piastuna, miał za zadanie sam wywnioskować, czym charakteryzuje się lot. Pierwsze pytanie tyczyło się zachowania skrzydeł podczas ich rozkładania, i trzepotania nimi. Sama prezentacja wykonywania tego ćwiczenia nie była konieczna, gdyż samczyk znał odpowiedz na to pytanie, jednakże dla spokoju wykonał ją. Ku jego (nie)zaskoczeniu prawa natury nie zmieniły się przez ten czas: Skrzydła stawiały większy opór powietrzu, przez co poruszanie się, czy bieganie stawały się dość sporym wyzwaniem. Trzepotanie nimi skutkowało odczuwalną utratę masy ciała pisklęcia, zaś rozłożenie ich przy wietrznej pogodzie pozwalało na ich mimowolne unoszenie się ku górze.
Kolejną jego częścią miało być odbicie się od ziemi, i sprawdzenie jak zachowują się one w powietrzu. Jak zdołał wcześniej zaprezentować, pamiętał skoki. Ugiął wiec swe łapy, zniżył ciało, po czym szybko wyprostował je, odbijając się z dość spora energią od ziemi. W powietrzu szybko rozprostował swe skrzydła, i starał się je utrzymać nieruchomo. Spowolniło to znacząco prędkość z jaką opadał na ziemię, co zdążył zauważyć, mimo iż w powietrzu spędził tylko krótka chwilę. Po opadnięciu na ziemię, ugiął swe kończyny w momencie przyziemienia, aby jeszcze płynniej wyhamować i zamortyzować upadek.
Po tym wyprostował się dumnie i spojrzał swymi ślepiami na Piastuna, wszystko po to by ponownie nie został wyzwany przez niego od "ciapy".
–Rozłożone skrzydła zmniejszają moją prędkość. W powietrzu zmniejszają prędkość z jaką upadam, zaś na ziemi gdy je rozkładam, i wieje wiatr samoczynnie unoszą się one ku górze. Podczas machania nimi czuje się jakbym był lżejszy. – Zdał po dłuższym namyśle raport swemu nauczycielowi. Starał się unikać jąkania, głos jego brzmiał stanowczo, ale nie ukazywał niemal żadnych emocji... poza lekki zdenerwowaniem. W środku był natomiast kupką nerwów, które przed ich ucieczką z zewnątrz ciała były powstrzymywane przez jego chęć wywarciu na innych jak najlepszego wrażenia, i nie przyniesieniu wstydu rodzinie.
Po skończonej przemowie stanął wyryty w niego jak kamień, oczekując z jego strony uwag i krytyki dokonanych obserwacji.
: 26 sty 2017, 13:56
autor: Szkarłatny Księżyc
Samiec dostrzegł, jak młody wyprostował się nagle, biorąc do siebie słowa Szkarłatnego. Na jego pysku pojawił się delikatny, szczery uśmiech. Coś nowego. Starszy samiec nigdy nie był najdelikatniejszym ze smoków i bywał dość szorstki, ale trzeba było mu to wybaczyć – w końcu nie robił tego złośliwie ani z premedytacją. Chciał w końcu tylko pomóc.
– Widzisz? Od razu lepiej. Nie zjedzą Cię tak szybko. – rzucił swego rodzaju, zapewne nietrafionym żartem. Nie miał też na myśli dosłownego zjedzenia, czego młody mógł nie zrozumieć.
– Nie bój się mówić tego, co myślisz – dodał jeszcze tylko, kiedy młody nic nie odpowiedział na jego uwagę. A zapewne coś do powiedzenia miał.
Przyglądał się Ciemnemu, jak przykładał się do nauki. Większość jego uczniów była skupiona i chętnie się uczyła, ale nikt nie robił tego w taki sposób, w jaki robi to Ciemny. Naprawdę, naprawdę się starał... i co ciekawsze, wychodziło mu to dobrze.
– Dobrze – powiedział, kiedy pisklę opowiedziało mu o skoku i zaprezentowało w zgrabny sposób. Obserwował go też, jak badał działanie swoich skrzydeł oraz to, jak zachowywały się już w powietrzu. Jego spojrzenie było jakoś dziwnie łagodniejsze, nieco bardziej skupione na uczniu. Delikatnie uniósł krezę i zmrużył ślepka, szukając jakichkolwiek błędów. Takich jednak nie dostrzegł. Póki co.
– No, gotowy przejść do rzeczywistego lotu? – zapytał i podniósł się. Bieg w tym śniegu będzie nieco utrudniony, dlatego starszy samiec wziął głęboki wdech i zionął ogniem na długi dystans, aby zrobić swego rodzaju tor do rozbiegu. Siły miał sporo, więc i jego płomień był sporej wielkości. Wszystko oczywiście zrobił w bezpiecznej odległości od Ciemnego.
– Będziesz musiał uważać, bo rozpuściłem śniegi ziemia będzie teraz mokra, a co za tym idzie – może być ślisko. Przygotowałem to miejsce, abyś mógł wziąć rozbieg. Nawet jeśli sam lot Ci nie wyjdzie, to wylądujesz w miękkim śniegu. Dostaniesz teraz nowe zadanie. Postaraj się ruszyć biegiem, a potem odbić wykonując skok do przodu. Kiedy będziesz w najwyższym punkcie skoku, rozłóż skrzydła. Twoje ciało będzie musiało być przechylone do przodu, jak gdybyś chciał się położyć. Zaczniesz szybować do przodu. Po chwili zacznij wykonywać uderzenia skrzydłami – w górę w dół i nieco do tyłu, zagarniając powietrze pod siebie. Siłę poczujesz sam. Postaraj się sprawdzić, co będzie się działo, jak zaczniesz machać skrzydłami mocniej lub słabiej. Potem postaraj się wykonać uderzenia tak, aby utrzymać się na jednym poziomie. Aby zwolnić lub się zatrzymać, wyprostuj ciało, ustaw się pionowo. Lądowanie będziesz wykonywać tak, jak podczas skoku. Dalej, spróbuj – rzekł odsuwając się, aby dać młodemu szansę na wykonanie ćwiczenia.
: 28 sty 2017, 15:04
autor: Ciemny Kolec
Nie był pewny, czy jego postura ma jakiś wpływ na to czy potencjalny drapieżnik zje go, czy też nie. Uważał że takie prezentowanie się tylko zachęca potencjalnego agresora do ataku, wydawał się wtedy większym, bardziej zyskownym celem. Ale czy piastun może kłamać w takich sprawach?
Zaś odnośnie mówienia tego, co myśli... to nie o strach chodziło, a o to, czy jego słowa wniosą coś sensownego do dyskusji. Mógł przecież mówić bez zastanowienia wszystko, co mu się niesie na jęzor, ale tego nie robił. Ciemny z natury nie odzywał się do starszych niepytany, nie widział potrzeby zwierzania się ze swych przemyśleń nikomu. Zwłaszcza jeżeli te przemyślenia nie były związane z aktualnym tematem rozmów, w tym wypadku: nauki latania.
–Nie boje się... Ja... po prostu uważam że to co myślę jest bez znaczenia dla naszej nauki. – Powiedział, starając się unikać swej naturalnej "ciapowatości".
Zdziwił się że Piastun nie miał do niego żadnych zastrzeżeń. Niczego się nie doczepił, rzekł tylko w jego kierunku "dobrze", po czym przeszedł do omawiania kolejnego ćwiczenia. Nie szło to wszystko za łatwo?
Nie zamierzał spędzać jednak całego swego czasu na zbędnych przemyśleniach. Wsłuchał się w kolejne polecenia piastuna. Analizował i starał się zapamiętać każdy drobny szczegół z jego wypowiedzi, który wydawał się istotny dla powodzenia całego zadania. A do zapamiętania miał dość sporo informacji. Z podziwem oglądał jak stopił swym oddechem cały śnieg przed nim, tworząc swego rodzaju otwartą przestrzeń. Może była pokryta lodem, ale przynajmniej nie będzie musiał brodzić w głębokim śniegu. Teraz jednak nastał czas, w którym będzie mógł spełnić swe marzenie: Wzbić się w powietrze (albo skręcić kark, gdyby to pierwsze się nie udało).
Przygotował się do rozbiegu. Zniżył się on, ugiął łapy, po czym ruszył z miejsca przemieszczając się efektownymi susami. pędził przed siebie po przygotowanym przez Szkarłatnego torze. Czarne szpony ślizgały się po lodzie, grożąc wywróceniem się, ale młody ziemisty był uparty. Nie poddawał się, i robił wszystko byle nie stracić równowagi: starał się balansować ciałem i wbijał swe pazury w lodową posadzkę. Gdy uznał że nabrał odpowiedniej prędkości, wyskoczył nieco wyżej niż normalnie, przy lądowaniu zgiął się, kumulując w kończynach więcej energii, po czym szybko odbił się od podłoża, wystrzeliwując swe ciało w powietrze. Jak na razie udało mu się: nie wywrócił się na lodowej posadzce.
Teraz jednak nastał na kolejny etap ćwiczenia. Gdy odczuł jak grawitacja ściąga go na dół, rozłożył swoje biało-zielone opierzone skrzydła w całej swej okazałości i smoczym majestacie. Pamiętając o uwagach piastuna, przechylił się również ku przodowi. Prędkość z jaką opadał znacząco zmalała, a on bezwładnie począł szybować przed siebie.
Teraz nastał jednak etap na najważniejszy moment nauki. Jego trzecia para kończyn zaczęła unosić się i opadać, zagarniając masy powietrza pod siebie. Samo machanie nimi było dość ciężkie dla tak słabego pisklęcia jakim był Ciemny, lecz... o dziwo dawał rade. Leciał do góry, a on czuł się spełniony. Sprawdzał teraz wpływ zmiany prędkości ruchu skrzydeł na unoszenie się. W zależności od częstotliwości trzepotania nimi, jak i zamaszystości ich ruchów siła która utrzymywała go nad powierzchnią rosła lub malała, skutkując jego opadaniem lub wznoszeniem się.
Każdy lot musi się jednak kiedyś skończyć. Aby skutecznie wylądować, musiał wpierw wytracić prędkość. Aby to zrobić (pamiętając o tym, co mówił piastun) wyprostował się, a jego skrzydła przez moment zagarniały powietrze nie pod niego a przed siebie. Gdy ustabilizował lot, lewitował w tej pozycji jeszcze przez chwilę, starając się znaleźć odpowiedni kąt machania swymi opierzonymi kończynami, który zapewnił by mu odpowiednia stabilność. Spojrzał się nawet przez chwilę na piastuna, posyłając mu szczery, pisklęcy uśmiech. Teraz przystąpił do ostatniego etapu zadania: przyziemienia. Zaczął machać wolniej, opadając tym samym powoli na ziemię. Łapy jego były gotowe do amortyzacji uderzenia, tak jak podczas skoku. Wydawało się że wszystko przebiega bez zakłóceń... no właśnie – "wydawało się".
Okazało się że młody samczyk opada zdecydowanie za szybko, by lądowanie było przyjemne. Starał się wyratować z tej sytuacji, jednak było już za późno: przygrzmocił z impetem o lodową posadzkę, a wszelkie próby zachowania równowagi spełzły na niczym, zaś w powietrzu rozległ się głuchy dźwięk uderzających łusek i kupy mięsa. Leżał tak przez jakiś czas niczym ciemno-zielony placek, spoglądając zawstydzony na Szkarłatnego z poziomu ziemi... Ciapowatość w całej swej okazałości.
Dopiero po chwili się opamiętał: Wstał szybko na cztery łapy, zapierając się szponami, by nie poślizgnąć się na lodzie. Stanął tak, cały obolały, udając że nic się nie stało – przecież nie połamał się... chyba. Spojrzał się na swojego mentora, nieśmiało wypinając pierś, po czym otworzył swój pysk:
–Rozłożenie skrzydeł w powietrzu skutkuje spowolnieniem upadku... a przechylenie się w przód pozwala na szybowanie w tym kierunku. Szybsze machanie skrzydłami pozwala na wnoszenie się wyżej. Wolniejsze na utrzymywanie się na stałej wysokości, lub powolne opadanie. Podczas lądowania... trzeba uważać na prędkość... I nie lądować na lodzie... – Powiedział, starając się zachować neutralny ton wypowiedzi mimo bólu rozchodzącego się po jego ciele. Mógł jednak zauważyć że jego pysk trząsł się podczas mówienia, a białe ślepia, mimo iż skierowane w jego stronę, wydawały się skupione na czymś innym niż Piastunie. Mimo tych niedogodności uważał iż należy zdać raport ze zdobytej dzięki niemu wiedzy.
: 29 sty 2017, 13:33
autor: Szkarłatny Księżyc
A Szkarłatnemu nie chodziło właśnie o drapieżnika. Starszy samiec miał na myśli inne smoki. Nie chciał, aby te wchodziły mu na głowę tylko dlatego, bo ten się daje. Ciemny wydawał się charakteryzować brakiem pewności siebie. Nie było to coś, czego nie szło poprawić. A według brązowego była to ważna cecha w życiu.
– Staram się nauczyć Ciebie czegoś więcej niż tylko lotu. Jesteś smokiem, który ma spory potencjał. Nie zmarnuj go – powiedział, spoglądając uważnie na Ciemnego. Miał nadzieję, że nie nudzi tym pisklęcia oraz że ten coś z jego słów wyciągnie. Młody odrzucał wiele z jego słów, ale być może coś zostanie w jego łebku? Bo fakt faktem – był bardzo inteligentny. Może z tego powodu również szło mu dobrze podczas nauk? Może z tego powodu Szkarłatny go polubił bardziej, niż resztę jego uczniów? Ciężko powiedzieć, co tak naprawde kierowało samcem.
Być może i szło zbyt łatwo... ale co samiec miał poprawiać, kiedy Ciemny radził sobie tak, jak powinien? Nie wyglądało to tak, jak gdyby ten lot był jego pierwszym. Inaczej to wyglądało, kiedy Ciemny wylądował. No, na lodzie podczas wyskoku i startu poradził sobie bardzo dobrze. Z lądowaniem było dużo, dużo gorzej. Nie można go jednak winić, kiedy na swoje miejsce do zakończenia lotu wybrał śliską powierzchnię? Samiec obserwował uważnie młodego kiedy startował, leciał oraz lądował. Z początku ponownie nie miał żadnych zastrzeżeń. Kiedy jednak ten stanął ponownie na ziemi... – no, bardziej spotkał się z nią niż zgrabnie wylądował – samiec miał wiele do poprawy.
– Miałem nadzieję, że wylądujesz w śniegu – rzekł podniesionym tonem, aby z odległości pisklę mogło go usłyszeć. Poszedł powoli i obejrzał młodego.
– Wszystko w porządku? Nic Cię nie boli? – zapytał. Nie wydawał się być bardzo przejęty. W końcu różne wypadki się zdarzają. Dopiero potem dostrzegł, że Ciemny prawdopodobnie zrobił sobie krzywdę.
– Poczekaj chwilę, zanim znów wzbijesz się w powietrze. Wciąż czeka nas nauka skrętów, jednak w takim stanie niewiele będziesz mógł zdziałać. Rozruszaj się trochę, co dokładniej czujesz? – zapytał. Nie był uzdrowicielem, ale coś tam zawsze mógł pomóc.
//Wybacz, że Szkarłat nie wytłumaczył mu jeszcze skrętu, ale samiec nie będzie kontynuował nauki, kiedy uczniowi coś się stało.
: 31 sty 2017, 22:16
autor: Ciemny Kolec
Obolały Ciemny starał się utrzymać równowagę na śliskiej posadzce. Podniesiony ton głosu Wodnego trochę go przestraszył, przecież myślał że zrobił wszystko jak należy (w zasadzie to chyba w ogóle nie myślał), zaś sama powierzchnia z lodu... lądował dla niej by "wyrazić szacunek" dla ciężkiej "pracy" jaką Szkarłatny włożył w jej stworzenie. W końcu powstała po to by nie brodził w głębokim śniegu i z niej korzystał, czyż nie?
...Tak, głupia próba wytłumaczenia się z braku rozwagi w swych działaniach. Piastun nie wyglądał na zadowolonego z nauki. A może chodziło mu o samo lądowanie? Z pewnością nie był on dumny Z NIEGO. Ale jakby nie patrzeć, samczyk przeżył swe pierwsze lądowanie, co można uznać za sukces... Przynajmniej tyle osiągnął.
Na pytanie Szkarłatnego odpowiedział tylko przeczącym kiwnięciem swym łbem. Nic mu się nie stało, to fakt. W końcu żył, był w miarę przytomny, i kontaktował ze światem zewnętrznym. Lecz odnośnie bólu skłamał. Przecież minie on z czasem, zaś jego obecność do końca tego dnia będzie mu przypominała o jego lekkomyślności, głupocie, i... ciapowatości. Chciał go jednak ukryć przed wzrokiem piastuna. Jeszcze wypomni mu jego kolejne słabości, i niską wytrzymałość. Próbował sprawić, by to co czuł nie opuściło jego ciemnozielonej, łuskowatej otoczki, ale nie wychodziło mu to najlepiej.
Nie zmieniało to jednak faktu iż mógł być dość uporczywy przy próbie poprawy etapu lądowania. Przecież chciał mu zaimponować, pokazać że ziemia, jak i inni mogą w nim widzieć godnego i wartościowego członka stada. Na prośbę Szkarłatnego przeszedł kilka kroków próbując sprawić wrażenie, iż czuje się w porządku... kończąc całą tą farsę ponownym poślizgnięciem się i upadkiem.
Nie poddał się, przecież jeszcze przed chwila mówił o nim, jako o smoku "który ma spory potencjał". Doczłapał się na nieco grubsze warstwy śniegu, Po czym wstał ponownie na cztery łapy. Za radą Piastuna, przeszedł tak kilka kroków. może rozchodzi obolałe kończyny. Musi być przecież gotowy do kolejnego etapu ćwiczenia. Tylko te jego łapy...
–Bolą... łapy, tylko trochę... – Powiedział, spoglądając na swego mentora, i lekko mrużąc ślepia. Nadal starał się jednak wypaść na nim jak najlepiej, unikając swej ciapowatości... chyba przesadzał z używaniem tego określenia wobec siebie.
–Ale nie bolą tak bardzo... Mogę latać. – Kontynuował, mając nadzieje że jego nauczyciel wyrazi zgodę na dalszą naukę. Tylko czy w tym stanie nie zaryzykuje dalszym pogorszeniem stanu zdrowia Ciemnego? Ale czy nie rozczarował by młodego pisklaka, gdyby odmówił mu poprowadzenia ćwiczenia do końca?
: 14 lut 2017, 17:40
autor: Szkarłatny Księżyc
//Wybacz, że krótko. Nie chcę wstrzymywać nauki (taaak...), a muszę nadrobić kilka odpisów.
Ciemny był smokiem, któremu zdecydowanie brakowało pewności w swoich poczynaniach. Jego niska samoocena sprawiała, że interpretacja zachował Szkarłatnego była przeważnie błędna. Ale nie można go winić... w końcu ciężko jest ocenić intencje kogoś, kto ciągle zachowuje się jak gbur. Póki co postanowił zaprzestać przekazywania Ciemnemu życiowych mądrości. Czas na skupienie się na nauce. W końcu czekał ich ostatni jej etap.
Była to dla niego nowa sytuacja. Nigdy wcześniej nie przytrafił mu się wypadek podczas nauki i nie bardzo wiedział jak na to zareagować. Z jednej strony nie chciał jej przerywać, bo samcowi niewiele zostało do końca. Z drugiej nie wiedział, jak poważnym był uraz samczyka. Sposób, w jaki ten się często wypowiadał sprawił, że Piastun miał powody, aby wątpić w prawdziwość słów Ciemnego. Chwilę myślał nad tym, co zrobić, po czym znalazł rozwiązanie. Podszedł w miejsce na polance nieco oddalone od "toru" i zaczął tam ogonem zagarniać śnieg, tworząc tym samym dużą zaspę. Szkarłatny był rosły, więc nie sprawiło mu problemu usypanie sporej górki. Tak. To będzie miejsce do lądowania, które nie przeciąży łap Ciemnego. Teraz pytanie, co zrobić z wyskokiem.
– Potrafisz wspiąć się na drzewo? Jeśli nie, to Cię podsadzę – zapytał, dostrzegając niedaleko sporej wielkości lipę o bogatym ugałęzieniu – widocznie mocnym. Skinął w jej stronę łbem, chcąc skupić na niej uwagę Ciemnego.
– Zaczniesz lot z niej, aby uniknąć przeciążenia stawów podczas startu. Przelecisz kawałek wykonując zakręt, a następnie wylądujesz w tamtej zaspie. Pozwoli to na miękki upadek, zapobiegając ciężkiej amortyzacji, która mogłaby pogorszyć twój stan – wytłumaczył swój plan. Będzie to wymagało większego popisu umiejętności ze strony Ciemnego, ale Szkarłatny uznał, że póki co szło mu na tyle dobrze, że poradzi sobie i z tym.
– Aby zacząć lot, po prostu rozłożysz skrzydła i odepchniesz się delikatnie od gałęzi, rozpoczynając szybowanie. Potem zacznij machać skrzydłami. Jak tylko poczujesz, że wyrównujesz poziom lotu, przestań nimi poruszać. Aby wykonać zakręt, skieruj swoje ciało do wewnątrz. Ułóż skrzydła tak, aby wewnętrzne było niżej niż poziom ciała, zaś zewnętrzne wyżej. Ogon posłuży Ci za ster. Jak tylko zakończysz zakręt, wyprostuj ciało i zacznij ponownie machać skrzydłami. Postaraj się skierować w stronę zaspy, gdzie wylądujesz swego rodzaju upadkiem. Pamiętaj, aby nie zakończyć lotu tak, żeby wymagał on amortyzacji łapami – dał mu instrukcje i wlepił w niego ślepia, ustawiając się mniej-więcej w połowie toru jego lotu. Czekał, aż ten zdecyduje się na rozpoczęcie ostatniego etapu nauki.
– Pamiętaj. Jeśli nie czujesz się na siłach, powiedz. Naukę będziemy mogli zakończyć kiedy indziej. I tak i tak czekać Cie będzie kilkudniowy odpoczynek. Jeśli Twoja matka będzie zbyt zajęta, zajmę się Tobą – odparł tonem nie znoszącym sprzeciwu.
//Okey... jednak nie wyszło tak krótko : P Po twoim poście, jeśli Ciemny zdecyduje się na dalszą naukę, możesz złożyć raport. Zapytaj się admi, czy da radę na wyżej niż I.
: 15 lut 2017, 17:39
autor: Ciemny Kolec
Lustrował swym spojrzeniem Szkarłatnego, zastanawiając się nad tym, o czym właśnie myślał. Czekał na jego decyzje, obawiając się, że ten nie dopuści go do dalszej nauki. Zauważył jednak, że ten nagle wstał z miejsca, i ogonem zagarnął większą kupkę śniegu. Spojrzawszy na jego dzieło, a potem wysłuchawszy jego planu, na pyszczku Ciemnego zagościł uśmiech, przebijający się nieśmiało przez grymas bólu.
Miał więc wspiąć się na drzewo, zeskoczyć z niego, przelecieć do wyznaczonego miejsca, i na sam koniec wpaść w zaspę. Plan wydawał się przemyślany, oraz skuteczny. Skupiał swój wzrok kolejno na lipię, potem zaspie, a na sam koniec Piastunie. Gdy ten skończył mówić, bez chwili namysłu odpowiedział mu:
–Nie do końca potrafię... I n... nie, ja chce się dalej uczyć! – Rzekł, patrząc na wodnego, zaś jego ton głosu był mieszanką bólu i radości wynikającej z tego, iż ten nie zakończy nauki z powodu tak błahej rzeczy jak poobijanie się Ziemistego.
Z pomocą szkarłatnego wdrapał się na drzewo znajdujące się na pograniczu polanki. Ze względu na liczne, grube gałęzie nie miał większych problemów z utrzymaniem się na niej, nawet mimo jego wciąż obolałych łap. Przeszedł tak, starając się stawiać łapy tak, by każda była wspierana na innej gałęzi. Gdy doszedł do momentu w którym te stawały się zbyt wąskie by zapewniały w jego mniemaniu podporę, niezgrabnym ruchem wybił się delikatnie w przód, pochylając się lekko w tym kierunku, łapy na tyle na ile pozwalał mu ból podkurczył do ciała, rozpostarł swe pierzaste skrzydła w całej okazałości, unosząc jego przednią część bardziej ku górze, a tylną w dół. Lotki na ogonie służyły mu natomiast do drobnych korekt w trajektorii lotu. Dzięki takiemu ułożeniu mógł odczuć znaczącą poprawę w zachowywaniu przez niego wysokości w porównaniu do jego pierwszego razu. Poczuł jednak iż wytracał on prędkość o wiele szybciej niż normalnie.
Szybował tak przez chwilę, by oddalić się od korony lipy. Nie chciał poranić się o wystające gałązki, pogarszając już i tak jego marny stan. Gdy odległość była satysfakcjonująca, jego skrzydła poczęły unosić się w górę i dół zagarniając powietrze pod jego łapy i ciało, podtrzymując go w efekcie na stałej wysokości.
Teraz nastał czas na kolejną część ćwiczenia: Jego ciało przechyliło się delikatnie na bok ku wewnętrznej stronie do promienia skrętu, a wraz z nim skrzydła, które zmieniły lekko swe ułożenie względem osi ciała (jedno, właśnie po tej wewnętrznej, opadło ku dołowi, drugie uniosło się lekko w górę). Do pomocy zaprzągł dodatkowo ogon, który służył mu w tym wypadku za przeciwwagę, oraz ster wysokości. Jego prędkość zmalała wraz ze zmianą sposobu lotu, lecz gdy tylko ustawił się tak, iż leciał bezpośrednio na usypaną przez jego mistrza powrócił do poprzedniego sposobu lotu. Szybko i obszernie zatrzepotał jeszcze skrzydłami, by odrobić utraconą w wyniku tego manewru prędkość i wysokość, po czym kontynuował swój lot, ponownie trzymając je w bezruchu.
W kontrolowany sposób obniżał swój lot, posługując się do tego celu opierzonym ogonem. Każda korekta wysokości była dokonywana z jego pomocą poprzez zmianę jego kąta natarcia. Podobnie działały zmiany kierunku, tylko w tym wypadku ten odchylał się na boki, przekręcając go w taki sposób by jego opór działa niczym ster. W ten oto sposób lotem ślizgowym wbił się niczym strzała w zaspę, nie zmieniając przy tym ułożenia łap – te nadal pozostały złożone. Cały łeb i szyja zanurzyły się w białym puchu, zatrzymując się dopiero na skrzydłach i... łapach. Mógł ponownie poczuć ich ból, kiedy masa śniegu i ciała samczyka zaczęła na nie oddziaływać. Jęknął tylko cicho, po czym wypełznął ze śnieżnej górki, wspomagając się niezranionymi skrzydełkami i kładąc się na plecach.
Miał nadzieje że tym zadowoli swego nauczyciela. Spojrzał się na Szkarłatnego i oczekując krytyki, bądź pochwały. Co natomiast myślał o sobie? Nie był dumny z siebie, wprost przeciwnie, do teraz karcił się w myślach za to jego lekkomyślne lądowanie. Gdyby tylko nie popsuł tamtego lądowania, nie musiał by się teraz tak męczyć...
: 14 mar 2017, 19:36
autor: Wola Przeznaczenia
Samica zapikowała w stronę polanki zaraz przy ziemi rozkładając szeroko skrzydła i miękko wylądowała na podłożu. Rozejrzała się dookoła z złożonymi skrzydłami. Kiedy upewniła się że nikogo tu nie ma położyła się na ziemi z lekko rozłożonymi skrzydłami a jej ogon zaopatrzony w czarne kolce u góry miotał się na boki kiedy samica myślała nad czymś. Była jednak uważna na odgłosy dookoła. Nie mogła przecież pozwolić żeby coś ją zaatakowało z zaskoczenia.
: 14 mar 2017, 22:39
autor: Wirtuoz Szeptów
Miałem coraz więcej sił i coraz więcej chęci by zwiedzać tereny, na których przyszło mi zamieszkać. Wędrówka tutaj zahartowała mnie do dalszych wędrówek, a w domu uczyłem się tutejszego języka coraz bardziej. Nie wiem dlaczego Perła to robi. Pomaga Vorpaalowi nie wiedząc nawet co to oznacza. Uczy mnie i pozwala uczyć siebie porozumiewać się dwoma językami. Tym smoków tutejszych i moim, który znam tutaj tylko ja. W takim razie po co znać język jednego smoka? Przechadając się i myśląc jaka jest moja rola teraźniejsza i przyszła w gromadzie Ognia dotarłem, aż poza jej tereny. Brak znajomego zapachu wydał mi się dziwny, ale też poruszył moją pisklecą ciekawość. Perła mówiła, że istnieją tu inne gromady niż gromada Ognia, i że jej przedstawicieli można spotkać na terenach bez zapachu. Nie zatrzymałem się... Na spotkanie z innym smokiem nie musiałem długo czekać. Brązowołuski smok od tak leżał sobie na polanie. Bez okazywania lęku podszedłem bliżej. ~ Ahnok! Witaj. Zu'u los Vozuriim. ~ Powiedziałem stojąc w bezpiecznej odległości od smoka. Chociaż wątpię, że jest groźny. Groźne smoki nie drzemią sobie na polanie...
: 14 mar 2017, 23:06
autor: Wola Przeznaczenia
Kryształowa na dźwięk czyiś kroków zwróciła w tamtym kierunku swój łeb. Po chwili mogła zauważyć pisklę które pachniało siarką.
-Witaj- Przywitała się z lekkim uśmiechem na pysku patrząc na niego.
-Co tutaj robisz?– Spytała zaciekawiona. Nie znała tego języka. Wstała więc z lekkim pomrukiem i niezadowolonym sykiem po czym usiadła normalnie przed pisklakiem. Obserwowała go uważnie.
: 15 mar 2017, 17:44
autor: Wirtuoz Szeptów
Odchyliłem łepek na lewo widząc, że smok przede mną się obraca. Pierwsze słowo znałem, w końcu sam je wypowiedziałem chwilę temu. Słysząc trzy kolejne uśmiechnąłem się lekko. Tutejsze smoki są na prawdę wspaniałe. Nie zwracają uwagi na wygląd, posturę tylko traktują cię jak każdego innego. Podobało mi się to... Chwilę stałem w bezruchu układając sobie we łbie odpowiedź. ~ Ja... spac... spaceruję i zu'u tovit fah nowe smoki.~ Powiedziałem lekko zawstydzony jeszcze nie dostateczną znajomością tutejszego języka. Jednak jak to mówią ważne, że się staram, a wszystko przyjdzie z czasem. Usiadłem na miękkiej trawie patrząc na smoczycę. ~ A ty?~
: 16 mar 2017, 0:08
autor: Mistycznooka
// Olejcie, samodzielka
Dzisiejszy trening będzie miał na celu doszlifowanie umiejętności, którą Mistyczna zaniedbała przez ostatnie księżyce swojego życia – Skok. Wylądowała zgrabnie na Polance, tuż przy bliźniaczych skałach i rozpoczęła naukę. Zaczęła od rozgrzewki – rozłożyła szeroko łapy, ugięła je w stawach i zaczęła się przeciągać. Najpierw tylne łapy, opierając ciężar ciała na przednich łapach i przechylając się do przodu, następnie zrobiła to samo z przednimi łapami, przenosząc ciężar ciała na tył i przechylając się do tyłu. Zrobiła tak kilka razy, dopóki przestał czuć opór mięśni podczas poruszania i poczuła jak przez rozgrzanie unosi się w nich przyjemne ciepło. Dobrze, może zaczynać! Pozycja – Rozłożone nieco szerzej łapy. Ale nie za szeroko. Tak – teraz było dobrze, było jej wygodnie i mogła dobrze i stabilnie się czuć na ziemi. Łapy ugięte. W końcu nimi będzie pracowała cały czas. Głowa pochylona i wyciągnięta przed siebie. Ogon zwisa luźno, nad ziemią. By nie plątał się pod nogami. Ogonek też będzie jej pomagał w poprawnym utrzymaniu równowagi. Skrzydła złożone i dociśnięte do ciała, lecz nie na tyle, by sprawiało to dyskomfort. Całe ciało było ułożone w idealnie w linii prostej. Zaczęła energicznie przebierać łapami – Najpierw zaczęła od truchtu, coraz szybciej i szybciej aż była w stanie wykonać skok w przód. Ugięła więc łapy mocniej niż podczas rozgrzewki i odbiła się mocniej od podłoża, przekładając na chwilę ciężar na tylne łapy by to nimi się najmocniej odbić od podłoża, a następnie oderwała również przednie łapy i wyciągnęła je jak najdalej przed siebie, a tylne łapy zostały jak najdalej za nią. Tym sposobem zrobiła dosyć duży sus w przód. Kiedy wylądowała – najpierw przednimi łapami, potem tylnymi – kontynuowała bieg i nie zatrzymywała się – utrzymywała dosyć szybkie tempo i przygotowała się do kolejnego skoku – W pewnym momencie biegu ugięła mocniej swoje łapy, po czym odbiła się najpierw prawą przednią i tylną łapą, a następnie kolejnymi, wykonując krótki skok w bok. Wylądowała na swoich przeciwnych łapach, a następnie na tych, którymi się wcześniej odbiła. Na koniec postanowiła jeszcze raz wykonać skok w przód. Zawróciła po czym trzymając dalej dosyć szybkie tempo znów ugięła energicznie i z dużym naciskiem łapy i odbiła się nimi od podłoża, przekładając na ciężar na tylne łapy by to one były "machiną" skoku i by to nimi najmocniej odbić od podłoża, a następnie oderwała również przednie łapy i wyciągnęła je jak poprzednio najdalej przed siebie. Tylne łapy oczywiście pozostawiła w tyle. Kiedy kolejny sus jej się udał, postanowiła zakończyć trening.
: 16 mar 2017, 16:56
autor: Wola Przeznaczenia
Samiczka uśmiechnęła się przyjaźnie do samczyka który chyba dopiero uczył się języka którym tutaj się posługują. Samczyk wydawał jej się rozkoszny będąc takim zawstydzonym i lekko niepewnym.
-Pewnie nie znasz jeszcze zbyt wielu smoków spoza swojego stada zgadza się?– Powiedziała powoli przyjaznym tonem w stronę Vozuriima. Owinęła ogon wokoło przednich łap tak że kolce były na zewnętrznej stronie. Nie chciała się przecież zranić a ni nic. Zasyczała przyjacielsko patrząc ciepło na pisklaka kiedy ten zadał jej pytanie.
-Odpoczywam sobie wygrzewając się na słonku- Odpowiedziała prawie że od razu ale nadal uważając żeby nie mówić za szybko by rozmówca zrozumiał co miała do powiedzenia.
: 29 mar 2017, 18:35
autor: Wirtuoz Szeptów
Gdy ta uśmiechnęła się do mnie jakoś od razu poczułem się lepiej. Ta taka jakby trema minęła, a ja sam odwzajemniłem uśmiech. Spoza stada? Pewnie chodzi jej o gromadę, do której teraz należę. Nie wiedziałem nawet, że istnieją inne niż ta moja, chociaż myślenie, że istnieje tylko jedna było bardzo głupie. ~ Ja znam ciebie od teraz czyli znam jednego smoka, który nie jest w Ogniu.~ Powiedziałem długo zastanawiając się nad tym jak sensownie ułożyć zdanie i nie popełnić żadnej gafy językowej. Odpoczywa na czym? Czym jest to całe słonko? Wtedy doszło do mnie jak wiele muszę jeszcze się nauczyć by nie musieć zadawać głupich pytań. Ale, żeby to zrobić takie pytania muszą padać. Tak jak teraz. ~ A czym jest słonku?~ Zapytałem z lekkim uśmiechem. Ach gdyby smoki mogły się zaczerwienić wygladałbym teraz jak Czarci...
: 29 mar 2017, 19:08
autor: Wola Przeznaczenia
Zaśmiała się słysząc co takiego mówi samczyk.
-Tak masz rację teraz już znasz. Ja jestem w wodzie- Powiedziała z radosnym uśmiechem na pyszczku. Spodobał jej się ten pisklak.
-Słonko to inaczej słońce nazywam tak Złotą twarz na niebie- Wyjaśniła mając nadzieje że jest to na tyle zrozumiałe że ten będzie wiedział co chodzi. Przekręciła głowę delikatnie na lewo intensywnie wpatrując się w pisklaka.
: 03 kwie 2017, 19:57
autor: Wirtuoz Szeptów
Odwzajemniłem uśmiech samicy. Cóż... Czasami wszystko wydawało się takie proste. Spotkać kogoś, porozmawiać, polubić się. A czasem wszystko bywa wręcz odwrotnie. Prawdą jest przecież, że fortuna ma dwie twarze. Tak samo jak to, że bardziej woli tą złą twarz. Nie myślałem nad tym zbyt długo, w końcu nie mam powodów by się martwić czymkolwiek. ~ W Wodzie...~ Powiedziałem podekscytowany wiedząc, że właśnie moja wiedza o tutejszych gromadach się poszerza. Aaa... Więc słonko to to co świeci na niebie za dnia. ~ Krein...~ Te słowa już wypowiedziałem sam do siebie starając się zapamiętać jak wymawia się je w tutejszym języku. ~ Mogę poodpoczywać z tobą? ~ Zapytałem nieśmiało. W końcu ona wcale nie musiała się zgadzać..
: 04 kwie 2017, 18:40
autor: Wola Przeznaczenia
Samiczka uśmiechając się patrzyła na pisklaka. Zamruczała czując przygrzewające promienie złotej twarzy.
-Tak w wodzie- Potwierdziła z śmiechem. Położyła się wyciągając przed siebie swoje przednie łapy. Słysząc pytanie Vozumira spojrzała na niego z zastanowieniem.
-Możesz możesz- Odpowiedziała po chwili układając swój łeb na przednich łapach i kątem oka patrząc na pisklaka.
: 05 kwie 2017, 20:50
autor: Wirtuoz Szeptów
Woda... Ciekawe ile jeszcze gromad tutaj istnieje. Może powinienem o to kogoś zapytać. Nie chciałem jednak zawracać tym głowy Kryształowej, a po drugie myślałem, że mogą mnie uczyć tylko smoki Ognia. Słysząc dane mi pozwolenie ułożyłem się po prawej stronie smoczycy. Dalej lekko obolałe kości o sobie przypomniały wywołując lekki ból gdy układałem się na trawie. W tej pozycji samica miała doskonały widok na mój pysk, a dokładniej na kącik pyska, który znacząco inny niż reszta ciała. Futro na nim było tak jakby świeże i widoczna na nim była dość pokaźna blizna ciągnąca się, aż na wysokość tylnego końca żuchwy. ~ Często tak odpoczywasz? ~ Zapytałem zamykając ślepia. Cóż mi to niezbyt odpowiadało. Chociaż słońce przyjemne to dla futerkowca była to pewna zguba. Może ciut przesadzam... Powiedzmy, że żaden smok z futrem nie lubi ciepła.