A: S: 1| W: 1| Z: 1| I: 1| P: 1| A: 1
U: Kż,B,S,L,Śl,MP,MA: 1|
Piękna aleja ciągnąca się wzdłuż pionowo wbitych skał. Wyglądała majestatycznie. Skały były porośnięte bluszczem wieczniezielony, a gdzieniegdzie rozciągał się wiciokrzew, który to wciąż kwitł swoimi pięknymi czerwonymi kwiatami zwisającymi w dół. Było to idealne miejsce, aby potrenować. Wszędzie była zieleń, a ziemia była dość miękka, by upadek na nią nie bolał. Dodatkowo rozciągające się skały, które mogły służyć jako idealny cel do wspinaczki, albo przeszkody do ominięcia. Smok nie zastanawiał ani chwili, po czym wybił się z tylnych łap ku górze i uderzył swoimi olbrzymimi skrzydłami i wzniósł się w przestworza. Lubił latać. Z pustyni, z której pochodził latanie było nierozłącznym elementem życia jeżeli chciało się na niej coś znalezć. Z lekka się uśmiechnął i oglądał świat z góry i to jak skały zaczynają maleć w jego oczach. Wiatr, który wiał był jedynie dodatkową pomocą, gdyż mógł korzystać jedynie z prądów powietrza, a samemu szybować na ich przewiewach. Wystarczyło jedno uderzenie, aby smok wzniósł się wysoko ponad wszystko wokół. Jednakże nie chciał. Wyginał swe elastyczne i z lekka chude ciało, aby przypomnieć sobie jak się lata. Słońce, któe świeciło nie było zbyt intensywne, a więc mógł latać w pełnym słońcu, czego nigdy na pustyni nie robił, bo było zbyt gorąco. Na przemian z oddychaniem skrzydła były raz ku górze, raz ku dole. Gdy wyginał swe ciało omijał skały, które się przed nim znajdywały, a gdy tylko był na podobnej wysokości, do ich szczytów, wyciągał łapy i odbijał się od nich, aby wyskoczyć i przeszybować na kolejny szczyt bez niepotrzebnego męczenia się. Wyglądało to z oddali niczym długie skoki z jednej skały na drugą. Smok w ten sposób chciał poćwiczyć trochę dla samego siebie i odprężyć umysł, gdyż nic nie sprawiało, że myślało mu się dobrze, jak wysiłek fizyczny. Gdy tylko zniżał lot, przechodząc w bieg lądował i z wyciągniętymi skrzydłami biegał pomiędzy skałami, aby znalezć jakiś pagórek, lub mniejszą skałę, na którą można było wskoczyć i wybić się w przestworza raz jeszcze. Od czasu do czasu próbował wykonywać jakieś nowe techniki, aby sprawdzić, czy potrafi coś z czego nie zdawał sobie sprawy. Gdy tylko jednak chciał zrobić choćby nagłego fikołka w powietrzu, tracił panowanie i upadał, jednakże odzyskując tylko pion machał kilkakrotnie skrzydłami i znów był w powietrzu. Nie była to jednak zabawa. Gdy tu przybył chciał się udoskonalać. Umysłowo jak i fizycznie. Aby w razie niebezpieczeństw być gotowym do obrony, lub chociaż do ucieczki. Może i widział smoki powietrzne i wiwerny, które górują nad nim w lataniu, jednakże z pewnością są tu i osobniki, które z lataniem mają większe problemy. Należy wykorzystywać słabości poszczególnych ras. Dlatego też trzeba ćwiczyć. Po godzinach latania i odbijania się od skał, smok poczuł zmęczenie w skrzydłach. Był zadyszany. Jednakże nie mógł tak po prostu przerwać treningu. Skoro miał siłę jeszcze w łapach, to przerwał lot i wrócił do biegania. Już tym razem bez wznoszenia się w przestworza. Wybijał się jedynie z łap i biegł przed siebie, skręcając gdzieniegdzie gwałtownie wokół skał. Wówczas kręgosłup z ogonem wyginały się na kształt łuku, w kierunku, w którą chciał skręcić. Ogon pracował wraz z tułowiem, a łeb był nisko, na wysokości ciała, aby współtworzyć jeden poziom. Skrzydła tym razem również były złożone i dociśnięte do tułowia, aby nie stwarzały niepotrzebnego oporu. I tak mijał kolejny dzień. Kolejny dzień przystosowania się do nowego świata, w którym dane mu będzie jeszcze jakiś czas pobyć. Nie było łatwo, bowiem ten klimat znacząco różnił się od pustyni, w której spędził większość życia. Tutaj należy inaczej oddychać, inaczej stawiać łapy i inaczej myśleć. Jednakże smok był jeszcze młody. Przystosowanie się było konieczne, a takiemu osobnikowi przychodzi to z łatwością. Musiał jedynie zapamiętać, aby pazury wbijać w ziemię, aby nie ślizgała się łapa podczas wybijania się z niej. To nie piach, w której łapy automatycznie się zagrzebują. Tutaj nie sypie ci się piach po oczach, aby je mrużyć. Lepiej mieć oczy szeroko otwarte, gdyż lepiej widzieć wszystko naokoło. Lepiej aby skrzydła nie były dociśnięte z całych sił do tułowia, aby powietrze miało przewiew i ochładzało trochę brzuch i biodra. I najważniejsze. być zawsze czujnym i nie wierzyć niczemu, czego się nie poznało, a rzeczom poznanym ufać jeszcze mniej. Taką rzeczą był choćby wiatr, który choć poznał doskonale w swoich stronach, tutaj wiał zupełni inaczej. Zupełnie inne wysokości mają różne prądy. Na dodatek nie tylko ciepłe, ale i chłodne, co utrudnia latanie nowoprzybyłemu smokowi. Musiał się ich jeszcze nauczyć. Dlatego przychodził tu ostatnimi czasy codziennie i starał się okiełznać przede wszystkim ten wiatr. Każdego dnia jednak wydawał się być inny. Dlatego nie oszczędzał się. Wznosił się w powietrze codziennie i niemal codziennie uczył się wiatru, aby nawet przechodząc z jednego nurtu powietrza w drugi nie tracić równowagi. Aby tak jak na początku wręcz szybować z wiatrem i by żaden podmuch z naprzeciwka nie zmuszał do wysiłku. Bo gdy do niego dochodziło musiał pracować całym ciałem, aby się z niego wydostać. Ogon, który służył za sternik i pomoc w utrzymaniu równowagi, oraz wielkie skrzydła, które były wręcz idealne do latania, ale nie w przypadku ostrych wiatrów. Był przystosowany do zupełnie innego klimatu, natomiast tutaj jego wszelkie umiejętności musiały liczyć się od zera. Jednakże w końcu mu się udało. Po tygodniu ciężkich ćwiczeń czuł już jak jego mięśnie samoistnie współpracują z przyrodą. Pomimo pulsującego bólu ze zmęczenia, czuł wielką satysfakcję ze swoich osiągnięć. Oby tylko wiatr był wszędzie na terenach stada taki sam. Gdyż nie chciałoby mu się poświęcać teraz kolejnego tygodnia na kolejny trening.
Licznik słów: 899