Strona 11 z 38
: 23 lis 2015, 21:37
autor: Azyl Zabłąkanych
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Szła razem z nim, a obok niej posuwała się niewielka, utkana z maddary bańka, w której lewitował znaleziony przez nich szpon. Zachowany w stanie idealnym, nie dotykany przez żadne z nich, wystawiony jednynie na wzrok – tak, by nie pozwolić, by przesiąknął jakimkolwiek zapachem.
Powoli zbliżali się do Zimnego Jeziora, przybywając do niego od strony pewnej wypalonej plaży. Mrużyła nieco ślepia i poruszała niespokojnie łbem, słuchając słów młodszego od niej łowcy.
–
Jedynie ludzie i im podobni używają jakichkolwiek narzędzi – zauważyła niepewnie, powracając do zwyczajnej komunikacji. Teraz byli sami, a nikt inny im nie przeszkadzał. –
Jedyni, którzy są do nich podobni, to elfy... Być może będzie trzeba się do nich udać.
Do jej łba wpadła myśl, iż mogli pokazać im utkaną z maddary wizję, dzięki której elfy mogłyby rozpoznać narzędzie i – ewentualnie – pomóc im w jego znalezieniu, czy też znalezieniu kogoś, kto się nim posługiwał.
Nie był to jednak czas na takie plany, albowiem jej łapy już zaczeły zatapiać się w ciemnym popiele, oblepiając futro.
Odeszła o kilka kroków od Słowika, krążąc powoli po okolicy, szczególnie w miejscach bliskich tafli jeziora. Liczyła na to, że znajdzie jakiś trop, a jej ślepia skupiały się głównie na śladach łap i znaleziskch takich, jak kawałki marmuru czy inne drobiazki, które ktoś mógł tutaj przypadkiem zostawić. Opróćz tego pracował również jej nos, który starał się wychwycić obce wonie.
–
Dziwi mnie to, Pieśni. Dlatego sądzę, iż ktoś musiał mieć wiele powodów, by zrobić coś takiego. Być może w jakiś sposób został skłócony z Patronem Wytrzymałości... – Myślała na głos. –
Szpon znaleźliśmy pod posągiem Kammanora. On kiedyś również miał złe stosunki z Immanorem – szepnęła, jakby do siebie.
–
W Świątyni zauważyłam też, że tablica, na której zostało wyryte imię, również nie była w stanie idealnym. Tak, jakby ktoś nieumyślnie – bądź i umyślnie – ją zniszczył.
: 24 lis 2015, 22:50
autor: Administrator
Wypalona Plaża była bardzo spokojnym miejscem. Obecnie. Nie toczyły się tu żadne nauki, ba, wyglądało na to, jakby od kilku deszczów nikt tego miejsca nie odwiedził. Byliście sam na sam ze swoimi myślami – idealna sytuacja do dyskutowania.
Na tle takiego krajobrazu świeże tropy powinny się bardzo wyróżniać. A jednak tak nie było. Żadne z was nie dostrzegło odłamków marmuru, innych pazurów, czy świeżych śladów. Co więcej, a co mogło okazać się ważną informacją, woń błota podmywanego jeziorem w tym miejscu nie pasowała idealnie do woni błota przyschniętego do znalezionego przez was w Świątyni szponu.
: 25 lis 2015, 18:38
autor: Pieśń Słowika
Pokiwał głową rozmyślając, kto lub co mogło się tak zdenerwować i zdewastować ten posąg.
Podszedł do brzegu jeziora bardzo powoli. Nie chciał się zatopić po pierś w tym błocie pachnącym spalenizną. Ostrożnie stawiał łapy sprawdzając grunt. Zimna woda obmywała mu łapy wypłukując nagromadzone po drodze błoto. Obwąchał brzeg badając woń gleby na brzegu i porównał to z zapachem błota na pazurze znalezionym w świątyni. Zauważył, że zapachy się różniły. Przynajmniej według niego.
–
To nie tu – powiedział odchodząc od brzegu. Gdy grunt pod łapami był już pewny, spojrzał na Azyl unosząc głowę. –
Na mój nos, to nie to miejsce. Może chodźmy dalej. Tu jest jeszcze wiele plaż. Co o tym sądzisz?
Zapytał białą smoczycę. Nie czekając na jej odpowiedź kierował się na północ okrążając jezioro. Trzymali się blisko jego brzegu. Wypatrywali jakichkolwiek podejrzanych śladów łap, okruszków granitu...
// zt –
Jezioro
: 27 gru 2015, 18:57
autor: Zawierzony Kolec
//event
Usłyszał wołanie obcego smoka w jego głowie – przeraził się na samym początku, ale po tym postanowił, że właściwie może pomóc w poszukiwaniach. Szedł po obcych sobie terenach, aż w końcu dotarł na wypaloną plażę. Było tu pusto, wszędzie zalegał biały śnieg, przyjemne miejsce dla takiego samotnika jak Piewca. No, ale teraz nie był tu dla szukania inspiracji, lecz w celu znalezienia zaginionego kamienia. Szedł powoli, rozglądając się uważnie, szukając jakichś dziur w śniegu i połysku promieni słonecznych odbitych od kamyka. Nie wiedział, czy szuka w dobrym miejscu. Możliwe, że się mylił, ale nie dbał o to. Chciał chociaż spróbować pomóc i udowodnić swoją wartość Wolnym smokom. Wciąż sądził, że jako smok spoza bariery był tu obcy i niemile widziany.
: 27 gru 2015, 21:27
autor: Przedwieczna Siła
Samotna wyprawa pisklęcia na Tereny Wspólne... niebezpiecznie. Młody samiec postanowił jednak zaryzykować. Przecież tutaj chodziło o wykradziony skarb! Tylko głupiec nie skusiłby się na takie poszukiwanie.
Piewca ruszył pewnie, mimo nieznajomości okolicy. Najpierw dotarł na wypaloną plażę przy Zimnym Jeziorze. Okolica była... spokojna. Tak zwyczajnie, a nie jakoś podejrzanie. Pokrywający wszystko warstwa śniegu, tego pierwszego, w pierwsze tak chłodne dni, nie sprzyjała przyjemnej atmosferze wesołego rozkopywania ziemi i szukania jednego, jedynego kamienia szlachetnego. A może tutaj po prostu nic nie było? Wyglądało na to, że pisklę będzie musiało poszukać gdzie indziej...
// Smok po odejściu z tego tematu, może rozpocząć poszukiwania w innym.
: 06 sty 2016, 11:50
autor: Zawierzony Kolec
Szukał dość długo, by uznać, że tu nic nie ma. No dobrze, po prostu poszuka kawałek dalej. Potarzał się jeszcze w śniegu – ej, był pisklakiem! – po czym ruszył w stronę widocznej stąd całkiem dobrze wysepki. Może tam znajdzie skradziony skarb obcego mu smoka, o którym nie słyszał, ale który wysłał mu wiadomość z poleceniem pomocy? W każdym razie Piewca nie był nawet blisko poddania się. Wstał, otrzepał się ze śniegu i ruszył w kolejne miejsce, by znaleźć poszukiwany skarb. Ciekawe, ile smoków jeszcze szuka tych całych kamieni szlachetnych, o których była mowa..?
//zt
Dodano: 2016-01-06, 11:50[/i] ]
Na chwilę przyszedł w znane mu już miejsce nad Zimnym Jeziorem, by potrenować pływanie – bo lepiej teraz niż gdy będzie tu tłoczno jak tylko stanie się cieplej. Wszedł powoli do wody, zanurzając się w niej aż do szyi, po czym wybił się łapkami, a następnie zaczął płynąć przed siebie, dalej od brzegu, zagarniając łapkami zimną wodę. Skrzydła miał złożone, pysk wysoko nad wodą, płynął powoli, z gracją niepasującą do tego adepta. Ogon swobodnie unosił się na powierzchni wody w ślad za ciałem smoka. No dobrze, czas nauczyć się prędkości w wodzie! Zniżył się, kładąc pysk niemalże na wodzie, ale tak, by nozdrza na pewno były ciągle na powierzchni, a jego łapy zaczęły zagarniać wodę szybciej – palce rozwierały się, gdy łapa sunęła do przodu, a gdy zagarniała wodę za smoka, to palce łączyły się, by zagarniać ciecz skuteczniej. Samczyk wyciągnął się do przodu, nabierając prędkości, po czym wygiął ciało w łuk na lewo, a ogon skierował nieco na prawo. Dla smoka patrzącego z oddali mogłoby się wydawać, że ogon podąża za ciałem gada, ale ta część ciała była tak naprawdę usztywniona, pomagając zachować równowagę skręcającemu ostro Piewcy. Jego ciało uniosło nieco wodę w swoistą falę na Jeziorze, ale Opiewający nie skończył jeszcze, bowiem stopniowo wygiął ciało na prawo, ogon usztywniając bardziej po lewej stronie i, nie tracąc prędkości, zmienił kierunek skrętu. Po chwili znów wygiął się w lewo, po czym ruchem skrzydeł wybił się w górę i w wyskoku wziął wdech, by po chwili wpaść łbem w dół pod wodę, składając skrzydła i płynąc coraz głębiej i głębiej, wstrzymując wciąż wdech. Chciał sprawdzić, na ile go stać. Jego płuca zaczęły wręcz wołać o powietrze, piekąc boleśnie, więc Piewca powoli wygiął ciało w łuk do góry, kierując się stopniowo ku powierzchni. Jego ogon tu, pod wodą, podążał tylko za ciałem, nie usztywniając się nawet na moment. Samczyk wypłynął ponad taflę wody, wziął wdech i popłynął do brzegu już spokojnie. Otrzepał się, po czym rozłożył skrzydła i poleciał do ciepłej groty.
: 18 sty 2016, 22:29
autor: Kruczopióry
Wypalona plaża... dość ponure miejsce. Ale i dzięki temu samotne – takiego właśnie poszukiwał Kruczopióry. Przeszedł się powoli, rozejrzawszy wokół, aby ostatecznie zatrzymać swój wzrok na jeziorze, patrząc gdzieś w dal. Musiał... Tak, musiał się przełamać. Nie można być dobrym w walce, nie wiedząc, co może uczynić twój przeciwnik.
Wysłał sygnał mentalny i spojrzał w niebo. I czekał. Czekał na tego, który całkiem niedawno go pokonał...
: 19 sty 2016, 5:54
autor: Sketch
Zwiastun kiedy się umawiał na ćwiczenia, po prostu przychodził punktualnie. umówili się równo w południe, a więc złoty pysk jeszcze nie zaczął powoli opadać, a on już się pojawił. Miejsce polubił przede wszystkim dlatego, że po wylądowaniu zanurzył swoje łapy w chłodnym piasku i... popiele? To dość ciekawe!
–Witaj, przyjacielu...-Zaczął zanim jeszcze dobrze złożył skrzydła. W jego mniemaniu mógł już nazwać Śmiałego przyjacielem- smok w żaden sposób nie okazywał wrogości wobec niego, ani nie dał mu powodów do zwątpienia w jego ewentualną pomoc. Dlaczego więc miałby go nie zwać przyjacielem?
–Rana dobrze się zagoiła?-Zagaił jeszcze na inny temat z lekkim uśmiechem, chociaż pustynny smok czuł w kościach, że nie został tutaj wezwany na pogaduchy. Dlatego też wypowiedział swoje przypuszczenia na głos, aby nie przedłużać i nie tracić czasu Śmiałego.
–Cóż mógłbym dla Ciebie zrobić?
: 20 sty 2016, 21:45
autor: Kruczopióry
– Witaj, Assuremithie! – rzekł Kruczopióry i uśmiechnął się do przybysza, wyciągając ku niemu łapę. – Z raną mogło być gorzej, nie narzekam, już się czuję dobrze. Zresztą nie po to zostaje się czarodziejem, żeby potem płakać z powodu byle zadrapania – dodał, mrugnąwszy porozumiewawczo ślepiem do smoka. I... cicho westchnął. Cóż, Zwiastun Światła całkiem nieźle rozczytał jego intencje.
– Po ostatniej naszej walce trochę myślałem o tym, w jaki sposób zostałem pokonany – zaczął, momentalnie poważniejąc. Jego wzrok był teraz wlepiony w ślepia wojownika, biła zaś z niego lekka niepewność, jak ten na prośbę zareaguje. – A przede wszystkim o tym, co mógłbym zrobić, aby w przyszłości radzić sobie lepiej – dodał. – No i... wypada mi keidyś dobrnąć do dorosłej rangi – dopowiedział jeszcze, mrugnąwszy ślepiem. – Bo widzisz... o ile magią udaje mi się posługiwać całkiem nieźle, o tyle walka fizyczna... Jak by to ująć... Nie należy do moich najmocniejszych stron – stwierdził i wzniósł pysk w górę, przewróciwszy oczami, następnie zaś znów skupił swoją uwagę na Assuremithie. – I choć nie jestem fanem pojedynkowania się z użyciem mięśni, o tyle nie mogę ty usprawiedliwiać swojej ignorancji w temacie, a poza tym... dobrze czasem wiedzieć, czego można spodziewać się po przeciwniku – zaznaczył, uśmiechnąwszy się szelmowsko. – Dlatego mam do ciebie prośbę, Assuremithie: otóż pokazałeś mi niedawno, że na swoim fachu się znasz. Ja zaś chciałbym uczyć się od kogoś, kto wie, o czym mówi – mówił spokojnie, cały czas obserwując reakcje smoka. – Czy chciałbyś więc pomęczyć się przez chwilę z biednym czarodziejem, który ma do tego dwie lewe łapy, instruując go, jak powinno się bić kłami i pazurami, nie zaś magią? – zapytał. – Jeśli jesteś gotów... byłbym ci za to niesamowicie wdzięczny.
: 21 sty 2016, 19:30
autor: Sketch
Przez całą wypowiedź Śmiałego, Assuremith po prostu się w niego wpatrywał z lekkim uśmiechem. Milczał, ale mina mu nie zrzedła, a wręcz uśmiech się powiększał.
–Zaiste, czas najwyższy zrobić krok w stronę dorosłej rangi. Oczywiście, że przekażę Ci chociażby i podstawy, abyś wiedział przynajmniej trochę na temat walki... I zacznijmy od tego, że siłą swoich mięśni raczej bym Cie nie pokonał... Ale o tym za chwilę.
To dopiero popis zmiany tematu. Zanim Śmiały chociażby zdążył wyrazić swoją wdzięczność, wojownik już przeszedł do nauki.
–Zacznijmy od postaw. Wy- czarodzieje- myślicie, że pozycja gotowości służy tylko do skradania! A więc... pokaż mi swoją postawę...
Jego głos diametralnie się zmienił. Z przyjemnego i miłego na ironiczny, jak u elfiego strażnika, który nie zamierzał tak łatwo wpuścić do swojego obozu każdego smoka.
–I powiedz mi czym atakowałem i jak się broniłem przed Twoimi atakami w walce.
: 22 sty 2016, 18:08
autor: Kruczopióry
Cóż, Zwiastun się nie ceregielił – od razu przeszedł do rzeczy, najwidoczniej wychodząc z założenia, iż Kruczopióry okaże się pojętnym uczniem. I dobrze! Smok właśnie tego oczekiwał – kogoś, kto dobrze zna się na rzeczy. I kto nie poda mu odpowiedzi na tacy, zaś zmusi do myślenia.
– Atakowałeś łapą. A broniłeś się... odskokami? Przewrotami? – zaczął, namyślając się. Zaraz, zaraz... Coś zaczynało mu świtać... – Kiedy tak pomyśleć... wszystko, z czego korzystałeś, opierało się na szybkości. Na zręczności, na tym, aby mnie uprzedzić, zanim moja maddara sięgnie celu albo zanim wytworzę swoją obronę. Dobrze mi się wydaje...? – zapytał, uśmiechnąwszy się nieco. – Jednocześnie w tej szybkości starałeś się o dokładność, o wykonanie kombinacji ruchów, która mnie zaskoczy. Nie potrafiłem przewidzieć każdego twojego posunięcia – dodał. – Rzeczywiście, nie była to siła... Dopiero po twojej wypowiedzi zwróciłem na to uwagę – zaznaczył, mrugnąwszy ślepiem. – Co do postawy... Rozumiem, że chodzi o postawę obronną, czyż nie? – kontynuował, wpatrując się w Assuremitha. I nie czekając, zaczął układać swoje ciało...
...sęk w tym, że bardzo szybko w tymże układaniu się pogubił... Choć pamiętał względnie walkę, to wszystko, co przychodziło wojownikowi banalnie łatwo, czarodziejowi jakoś... nie chciało przyjść. Nawet nie wiedział, jak powinien działać; przygotować się na odskok? No, niby trochę umiał skakać. Trochę; tatuś nauczył go tylko absolutnych podstaw... Ale tylko to mu przychodziło do łba – więc ugiął nisko łapy. Jego kolana obniżyły się tak, iż prawie dosięgały ziemi, podbrzusze zaś ustawił się do niej równolegle. Schylił łeb, umiejscowiwszy go niedaleko gruntu, szyja wygięła się w coś na kształt ucha, kręgosłup zaś przypominał teraz łuk. Ogon powędrował w górę – w razie ewentualnego skoku miał "strzelić", dodając mu energii. Całe ciało pozostawało naprężone, w gotowości do wykonania nagłego ruchu... i już po chwili Kruczopióry musiał cicho syknąć. Ech, kiedy on się ostatnio musiał tak gimnastykować?! Spojrzał błagalnie na Zwiastuna; już wiedział, że wcale nie będzie tak różowo...
– Emmmm... Czy o to chodziło...? – zapytał, przebrawszy marsową minę. No na pewno nie o to, nie o tę drżącą jak osika parodię będącego w gotowości do obrony wojownika! Ale czy Assuremith nie był temu trochę winien? Przecież powiedział mu tylko, że ma przyjąć postawę! Nie wytłumaczył jak...
: 25 sty 2016, 21:31
autor: Sketch
Nie miał żadnych wątpliwości co do tego, iż Śmiały szybko załapie pewne fakty...
–To prawda. Starałem się opierać swoje ataki na zręczności, ale musisz również pamiętać o tym, iż siła również gra ważną rolę w pojedynku. To jednak zależy... Patrz na mięśnie przednich łap. Jeśli wojownik nie ma ich zbyt wielkich jak ja, to możesz spodziewać się ataków i uników zręcznościowych...
Potem zamilkł patrząc na postawę ucznia.
–Nazywa się to "postawa gotowości". To po pierwsze...– Assuremith ruszył powoli, aby obejść dookoła Śmiałego. Nie uśmiechał się, a wydawał się wręcz skupiony. W pewnym momencie podszedł bliżej i pchnął ramię samca od góry, przez co zarył on brzuchem o podłoże. Nie był gotowy na to...
–Łapy za nisko, brzuch za nisko... Wyżej łeb. Masz patrzeć na przeciwnika i być gotowy do ugryzienia go...
Ogółem było widać, iż samiec nie za bardzo łapie podstawową pozycję. Assuremith łapał się na tym, że często stawał w niej bez powodu- ze zwykłego przyzwyczajenia.
–Masz tylko lekko ugiąć łapy, grzbiet prosty, ale luźny! Ogon niżej, ma być tylko lekko uniesiony, ale nie masz go usztywniać... Skrzydła dociśnij do boków!
Próbował nanieść na niego poprawki zarazem dotykając części ciała o których mówił, ażeby poszło szybciej... Na razie nie mogli przejść dalej... Najpierw samiec musiał załapać tą podstawę.
: 26 sty 2016, 21:27
autor: Kruczopióry
Kruczopióry zacisnął zęby, padając na glebę, nieprzyjemnie mruknąwszy na każde kolejne pchnięcie Assuremitha. Cóż, nie było to przyjemne... ale sam tego chciał, czyż nie? Doskonale zdawał sobie sprawę, że nauka ataku i obrony do lekkich należeć nie będzie, zwłaszcza dla smoka, który trudnił się nie pojedynkami fizycznymi, lecz czarodziejstwem!
– Zapewne wyglądam teraz wyjątkowo komicznie... – stwierdził, przewróciwszy oczami, po czym zaczął przybierać żądaną przez Zwiastuna pozycję. Najpierw łapy – słuchając polecenia smoka, ugiął je lekko, bardzo delikatnie, aby w razie potrzeby móc natychmaist wyskoczyć... do przodu? Chyba o ataku mówił ten smok, wtedy raczej do przodu! pysk skierował na wprost – przed siebie, tam gdzie wyobraził sobie przeciwnika. A właściwie to... czemu tylko wyobraził? Uśmiechnął się sam do siebie, na moment przerywając ustawienie i przelewając maddarę w wizerunek Dwuznacznej Aluzji wprost przed sobą, ha! Wielka, fioletowa smoczyca szczerzyła groźnie swoje zęby, cicho warcząc i spogladając na adepta spode łba swoim jedynym widzącym okiem. O, teraz miał motywację! Przede wszystkim dużo łatwiej było mu patrzeć przed siebie, kiedy miał tam cel, nie zaś powietrze!
Następny krok obejmował resztę ciała – tutaj postanowił już darować sobie udziwnienia. Wyprostował grzbiet... i rozluźnił?! Że niby co?! Może i Assuremith wiedział, o czym mówi, ale Kruczopióry tego zupełnie nie czuł – wyprężył plecy do góry, zrównoleglając kręgosłup z podłożem, ale nijak, no po prostu nijak nie potrafił tego uczynić tak, aby nie było "sztywno"! Delikatnie poruszył bokiem na lewo i prawo i poczuł, jak rzeczywiście zrobiło się może ciut lepiej... ale jakoś nie potrafił grać w jednym rytmie ze swoim nieprzystosowanym do walki ciałem.
Skrzydła docisnął do boków – to akurat nie okazało aż takie trudne, choć że były wielkie, chwilę mu to zajęło. Kilka razy wzdrygnął się też, poprawiwszy ich ułożenie – to już kiedyś robił, chociażby przy nauce biegu. Luźny ogon, lekko uniesiony... Ech, i co znowu temu wojownikowi chodziło?! Uniósł go lekko nad ziemię, trójkątny kraniec odchylał się do góry pod nieznacznym kątem, kiedy całość tworzyła delikatny łuk tuż nad ziemią. Ciekawe, czy kiedy ruszy do przodu, nie skończy się to tak, ze strzeli niczym bicz, zarywszy o ziemię... Ech...
Westchnął długo i przeciągle – już chwila nauki wystarczyła, aby adept poczuł się zmęczony. I uśmiechnął się, ucieszywszy, iż jednak nie wybrał sobie roli wojownika na profesję.
– No, gadaj, co tam jeszcze jest nie tak. Pewnie wszystko – mruknął, cały czas trzymając pysk na wprost, z doskonałym widokiem na maddarową Aluzję. Ech, przynajmniej nagroda w postaci rozprucia jej flaków była... mobilizująca.
: 30 sty 2016, 17:23
autor: Sketch
–Nie gadaj tylko działaj...
Po chwili zobaczył iluzję jakiejś dużej samicy. Przez chwilę stał zdziwiony, starając się zapamiętać jej wygląd. Po pewnym czasie jednak podszedł do iluzji i zdzielił ją po wyimaginowanym pysku, aby ją rozwiać.
–Przyjdzie jeszcze na to pora! A teraz skup się na pozycji.
Potem przypatrywał się... Skrzywił się już na samym początku, aż w końcu Śmiały sam odnalazł znaczenie słowa 'rozluźnić'. Potem złapał za jego ogon i nim lekko potrząsnął, aby sprawdzić czy nie jest sztywny. I widocznie nie był zadowolony, ponieważ za niego pociągnął i powoli ustawił po swojemu. Prawie nic się nie zmieniło, ale ogon nie był teraz napięty, a końcówka nie unosiła się w górę, a trzymała się przy ziemi.
–Łeb w tył... Trochę...
Potem spojrzał nieco ze skwaszoną miną, jakby jego posąg nie był zbyt piękny.
–No dobra... Patrz uważnie.
Samiec ustawił się płynnie w pozycję gotowości, a następnie zaczął chodzić z ugiętymi łapami prawie jak podczas skradania- jego ruchy były płynne, łapy nigdy sobie nie przeszkadzały i nie uderzały o ciało. Najpierw chód w prawo, potem w lewo. Następnie kilka kroków w tył i do przodu.
–Zanim zapytasz po co Cie uczę chodzenia w walce... Pomyśl o tym, że wszyscy stoicie jak kołki i czekacie, aż wasz przeciwnik do was podejdzie... Teraz powtórz to. Kroki mają być niewielkie i bardziej instynktowne. Staraj się utrzymywać stabilną pozycję, a więc pod żadnym pozorem nie przystawiaj łapy do łapy. Najpierw prawe łapy przesuwasz, a potem lewe dostawiasz... Jak idziesz w lewo jest przeciwnie... Próbuj...
Samiec przestał chodzić w trakcie mówienia i usiadł na zadzie czekając na jakiekolwiek efekty swojego gadania. Chyba, że na darmo strzępił sobie język.
: 30 sty 2016, 21:37
autor: Kruczopióry
Aluzja... rozpłynęła się. Kruczopióry mruknął niezadowolony, aczkolwiek nie narzekał, gdyż Assuremith miał w swoim zachowaniu całkowitą rację: smok powinien skupić na nauce, a nie na jakiejś maddarowej zabawce. Tym samym więc postanowił podjąć kolejną próbę przybrania pozycji bojowej zgodnej z wymaganiami wojownika.
Posłusznie poddawał się każdemu ruchowi samca, zgodnie z poleceniem przesuwając łeb nieco w tył, kiedy ten mu wydał polecenie. Poczuł, jak jego szyja lekko się przy tym napina, doprowadzając do nieprzyjemnego bólu, niemniej był na to jakoś przygotowany. Zresztą teraz ważniejszy był chód... Ech, Zwiastun może i był w swoich zachowaniu sprawny, zgrabnie i miękko poruszając się na łapach, niemniej Kruczopióry stanowczo wolałby jakąś... dokładniejszą instrukcje słowną. Ech, no trudno – ze skwaszoną miną postanowił spróbować...
– Stabilnie... Stabilnie... – powtórzył szeptem sam do siebie smok, przemilczawszy uwagę o staniu jak kołek, i zaraz zerwał się z miejsca, rozpoczynając marsz. Niewielkie kroki? A może... skoki? Czego to on w ogóle chciał?! Cóż, Kruczopióry rozpoczął swój ruch zgodnie z poleceniem, wykonując mniej więcej to, co przed widział w wykonaniu Zwiastuna. Z naciskiem na "mniej więcej"... Zaczął od ruchu w lewo, jako że ten jakoś wydał mu się bardziej naturalny. Odsunął lewe łapy w bok... i oczywiście od razu wylądował na brzuchu! Ech! Warknął sam do siebie z niezadowolenia i powoli podniósł się, po czym potrząsnął ciałem, aby otrzepać się ze śniegu. popatrzył na Zwiastuna... i westchnął głośno. Ech, trzeba próbować dalej!
Znów zaczął ruch w lewo, ale instynktownie – nie rozumiał czemu – to jego prawe łapy przeniosły się najpierw i dostawiły do lewych, czyniąc dokładnie to, czego Zwiastun kazał mu unikać. Ugiął szyję, patrząc na swoje własne kończyny od spodu; jakkolwiek Assuremnith miał rację w swojej nauce, bowiem takie łapy zbite w jednym punkcie to wręcz proszenie się o podcinkę, tak zupełnie nie rozumiał, jak podobny ruch powinien wykonać. No nic... jeszcze raz! Tym razem spróbował wolniej, może za dużo chciał naraz? Ostrożnie, powoli wykonał... skok! Znaczy skok tylko lewych łap, prawe pozostały w miejscu – tego nie dało się nawet zrobić powoli, bo kiedy odrywał swoją jedną stronę całkowicie od podłoża, musiał się zaraz znów podeprzeć! Jeszcze raz mruknął; coraz bardziej go to wszystko wkurzało. Nie, nie chodziło o Assuremitha – Kruczopióry po prostu się do tego nie nadawał...
Ale spróbował jeszcze raz, tym razem szybciej – najpierw w górę poszły łapy lewe, kiedy te zaś oderwały się od ziemi, natychmiast odepchnął się też prawymi! W powietrzu starał się utrzymać swoją niezdarną pozycję gotowości – pysk trzymał nisko, starając się mieć go na jednej wysokości podczas całej operacji, kręgosłup powinien być w poziomie wyprostowany, tak samo ogon, który gibnął się delikatnie w prawo, kiedy nastąpił ruch smoka. najpierw wylądowały łapy lewe, potem prawe – lekko się przy tym zachwiał, ale... przynajmniej nie przewrócił. Chociaż tyle. Popatrzył na Assuremitha, jakby oczekiwał jakiejś jego uwagi lub sugestii, a następnie... spróbował znowu!
Skoro raz w miarę wyszło, musiało wyjść i za drugim – znów Kruczopióry wykonał dokładnie ten sam ruch, przerzucając w lewo najpierw lewe łapy, dalej odbijając się prawymi, na koniec stawiając na ziemi znów lewe i prawe. Trzymał cały czas ugięte dość nisko, tak, aby były miękkie, pozwalając na zgrabne odbijanie się od podłoża. Po kilku podobnych krokach nawet złapał równowagę – cóż, nadszedł więc czas na ruch w prawo! Najpierw poszły w ruch więc prawe łapy, kiedy te były w powietrzu – odbił się z lewych niczym przy skoku, postawił prawe, potem lewe i w tym samym momencie prawe znalazły się w powietrzu. Z każdym krokiem szło mu ciut sprawniej, coraz lepiej udawało mu się dopasować poziom sprężystości kończyn do faktycznych potrzeb, zaś kręgosłup i ogon – wciąż trzymane równo – coraz mniej gibały się na boki, kiedy Kruczopióry im tego nie nakazywał. Łeb cały czas nisko... Kilka kroków... No dobrze, w miarę... Jak na czarodzieja...
– Co dalej? – zapytał czarny smok, znów kierując ślepia ku Zwiastunowi. Kilka razy westchnął; mimo ze nie był to specjalnie wyczerpujący trening, już czul się trochę zdyszany. A przecież nauka dopiero się zaczynała...
: 31 sty 2016, 8:21
autor: Sketch
Patrzenie na niezdarne ruchy nie sprawiało mu przyjemności, niemniej nie powiedział ani słowa dopóki smok sam nie załapał o co mu dokładnie chodziło. Nauka jest nauką, ale nie można wymagać od ucznia, aby robił wszystko według wyznaczonych norm. Każdy podchodził do tematu inaczej i jeśli tak właśnie było wygodniej się poruszać Śmiałemu z tej pozycji... Tak właśnie będzie mógł robić, bo w końcu to jego decyzja. Polecenia nie narzucały mu jak powinien dokładnie się poruszać...
No ale kończąc sprawę chodu- udało się, chociaż po kilku ciężkich próbach. Assuremith nawet obdarzył Śmiałego uśmiechem.
–Oboje już wiemy, że marny z Ciebie wojownik. Dlatego też wykorzystaj ruch do swojej obrony, nawet kiedy używasz maddary. Tak jak trudniej jest zaatakować ruchliwy cel magią, to samo się tyczy ataku fizycznego. Wojownik musi wtedy przewidywać ruch przeciwnika, a to wcale proste nie jest...
Wytłumaczył zamysł swojego działania, aby ognisty wiedział po co w ogóle się męczy. Teraz samiec westchnął, jakby szykował się na gorszą część... Gorszą dla niego, ponieważ nie lubił zawirowań maddary.
–A więc... Teraz przećwicz tkanie maddary podczas chodu. Będziesz musiał instynktownie się poruszać, aby wystarczająco się skupić na swoim wytworze...
Polecenie proste i zarazem nie narzucające Śmiałemu nic konkretnego. Niemniej stworzenie iluzji nie było tak ciężkie... Dlatego też musiał pośpiesznie dodać coś od siebie...
–Kiedy uznasz za stosowne, stwórz twardy i materialny kamień wielkości trzech łbów, który będzie lewitował, ale nie poruszy się przy dotknięciu...
Niezbyt skomplikowane, ale to podstawa dobrej bariery obronnej. Śmiały to już powinien wiedzieć.
: 06 lut 2016, 0:12
autor: Kruczopióry
– Jasne! – odpowiedział krótko Kruczopióry, czując ulgę, iż to ćwiczenia będzie... łatwiejsze. A przynajmniej tak mu się wydawało, któż bowiem mógł wiedzieć, co chodzi po łbie czerwonołuskiego samca? Cóż, tkanie maddary podczas chodu... nie wydawało mu się niczym trudnym, czynił to już wielokrotnie przy różnych okazjach. Nie miał pojęcia, co takie tkanie ma do ataku i obrony, nawet mimo tłumaczenia Zwiastuna, ale... w końcu to on był tutaj uczony, czyż nie?
Więc zaczął iść; po prostu. jako że nie mogło być to takie oczywiste, a i zwyczajne czarowanie podczas spaceru byłoby zbyt małym wyzwaniem, dodał do ćwiczenia jeden element. Cały czas patrzył na Assuremitha. Cały czas, bez przerwy, bez ustanku, przy każdym kroku. Zaczął spacerował wokół niego, przygotowany na wszelkie niespodzianki. Szedł spokojnie, miarowo, obrał punkt pół ogona przed pyskiem swojego nauczyciela, aby tam wyobrazić sobie kamień. Dokładnie taki, jak to opisał czerwonołuski: okrągły, o średnicy trzech łbów, zbudowany z granitu. Lewitował może szpon nad ziemią, tkwił w bezruchu i zdecydowanie nie miał ochoty poddawać się naporowi czegokolwiek. Tchnął weń maddarę... i zaczekał na to, co zrobi Zwiastun.
Oczywiście cały czas krążył wokół niego, powoli przebierając łapami tak, jak czynił to podczas normalnego chodzi. I gapił się nie na swój twór, a na pysk Assuremitha – jeśli bowiem ten miał jakiś plan, niewątpliwie w którymś momencie wykona ruch...
: 07 lut 2016, 19:28
autor: Sketch
Czyżby? Assuremith nie zamierzał wykonywać żadnego ruchu, po prostu przyglądał się Śmiałemu aż do czasu kiedy ten 'postawił' przed nim kamień.
–Widzisz. To nie takie trudne, prawda? A mimo to w walce stoisz jak drzewo, które nie chce się nawet ugiąć przed wiatrem.
Rzekł nieco rozbawiony powoli okrążając kamień. Nie było w nim nic niezwykłego... Chodziło o dowód na to, że samiec potrafi to uczynić.
–Wracając do tematu. Ataki fizyczne, jak słusznie zauważyłeś, opierają się na naszej szybkości ruchów-zręczności oraz na sile z jaką będziemy uderzać lub ziać... Do poprawnej obrony musisz nauczyć się zauważać jakim stylem walki posługuje się twój przeciwnik. Przed atakami chroni cie maddara, ale nikt z was nie dąży do tego, aby trzymać się dalej od walki. Smoki posługujące się siłą nie odskakują od waszych czarów, tylko próbują was rozproszyć, aby wasz czar nie wyszedł. Jeśli będziesz trzymał się wystarczająco daleko przeciwnika, będzie w stanie jedynie odbić się od ziemi i poszybować w niebo. Dlatego zalecam ataki z góry na takie smoki... Utrudnisz im dzięki temu ucieczkę.
Przerwał na chwilę lekko się uśmiechając.
–A teraz przejdź w pozycję gotowości i trzymając postawę zacznij chodzić... Kamień nadal ma być wytrzymały i lewitować... A kiedy będziesz gotowy... Masz dołożyć do niego kolejne kamienie, aż utworzą dookoła nas ciasny krąg nie większy niż cztery ogony...
: 12 lut 2016, 1:23
autor: Kruczopióry
Wysłuchał Assuremitha uważnie; nie do końca rozumiał sens jego specyficznej nauki, niemniej... nie widział też powodu, aby nie zaufać jego umiejętnościom. Wszak wojownikiem na pewno był lepszym od Śmiałego.
Posłuszny Zwiatunowi, Kruczopióry zaczął wykonywać wokół niego kręgi w pozycji gotowości. Stawiał swoje łapy powoli, ostrożnie, nie spuszczając ślepi ze smoka – kolana nieustannie trzymał lekko ugięte, gotowy do odskoku w każdym momencie. Wędrował przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, cały czas stosując dokładnie ten same schemat: najpierw łapy prawe, zaraz potem w prawie doskoku do nich lewe i znów prawe. Był nieco pochylony, pysk trzymał nisko, kręgosłup zaś miał być giętki, gotowy do nagłego wyprostu, gdyby zaszła taka potrzeba. Trzymany równolegle do ziemi ogon delikatnie kołysał się na boki, kiedy smok wędrował wokół, brzuch prawie że dotykał gruntu, delikatnie się kolebiąc. Mag z czasem coraz lepiej czuł, co Zwiastun rozumiał przez zachowywanie luźnej pozycji... choć i tak nie czuł się w tym mistrzem.
Kiedy stwierdził, że jest pewniejszy w swoich ruchach, zabrał się za tkanie kolejnych maddarowych kamieni. Konstrukcje analogiczne do pierwszej powoli tworzyły spory krąg wokół pary, kiedy Śmiały... no, niekoniecznie czuł się najlepiej w dalszym ćwiczeniu. o ile posługiwanie się magią przychodziło mu z łatwością, o tyle jednoczesne trzymanie postawy szło coraz gorzej – gubił kroki, raz jego łapa poślizgnęła się, raz zahaczył o coś, o mało się nie przewróciwszy, raz z kolei odstęp wykonał zbyt duży krok, w związku z czym prawie upadł brzuchem na ziemię. Ale dalej próbował – nawet uznawał to za swój mały sukces, ze udało mu się nie przewrócić. Jeszcze.
Kiedy ukończył swój krąg, znów zaczęło być prościej – czuł, ze zużył nań sporo swojej mocy, ale i tak mniej niż siły fizycznej. Wykonywał ćwiczenie coraz niedokładnie, kilka razy cicho syknął, czując delikatny ból w nieustannie ugiętych kolanach, kręgosłup zdawał się lekko drętwieć, powoli odmawiając posłuszeństwa, tak samo mięśnie trzymające ogon w równowadze. Ale czekał na ruch Assuremitha – wszak byli już obaj w kamiennym kręgu. Co więc tym razem wymyśli wojownik...?
: 14 lut 2016, 11:28
autor: Sketch
Zwiastun powoli przeszedł się po najbliższych kamieniach i je sprawdził. Śmiały nie oszukał i wszystkie były twarde.
–Wątpię, abyś mógł utrzymać tyle tworów na raz zbyt długo... Niemniej trzymaj je ile wytrzymasz... Skoro już znasz teorię ataków to powiedz mi jak się wojownicy bronią. Co wykorzystują przy swoim działaniu?
Wojownik stał na razie bez większego ruchu, aż w pewnym momencie doskoczył do Śmiałego i...
Nie zrobił nic. Zamierzał zobaczyć jego reakcję na to co zrobił, jak to wpłynie na kamienny krąg no i oczywiście czy samiec w ogóle spróbuje 'odpowiedzieć' na jego doskoczenie. Dla pewności nieco uniósł łapę, ale nie zamachnął się nią nawet, ani nie wysunął pazurów.
Może wydawało się to leniwe, ale robił to szybko, aby samiec miał jak najmniej czasu na wykonanie jakiejkolwiek akcji.
: 14 lut 2016, 15:35
autor: Kruczopióry
Śmiały spoglądał na Zwiatuna bez przerwy uważnie – mimo że jak dotąd wojownik nie uczynił nic zaskakującego, cały czas miał się na baczności. Może dlatego, ze sam stosował podobne metody podczas nauk? Pytanie... Tak, to było dobre pytanie. Trudno zabierać się za obronę, nie znając teorii.
– Kiedy walczyłem z wojownikami, zauważyłem dwie techniki ich obrony przeciwko mnie – zaczął, nieustannie mając wzrok wlepiony w Assuremitha. Kamienie bez przerwy utrzymywały się w powietrzu, choć czarny smok zaczynał powoli odczuwać nieustający odpływ maddary, co charakteryzowało się lekkim zmęczeniem. – Jedna z tych technik polegała na uskoku; próbowali uciec, zanim mój twór zmaterializował się. Ty... też to robiłeś – podkreślił, spoglądając na smoka wymownie i lekko uśmiechając się. – Druga technika to rozproszenie; tak przeszkadzała mi Pustynia. Próbowała podciąć mnie siłą swoich łap albo ogona, abym się zwyczajnie zdekoncentrował. Czasami odnosiło to nawet skutek – stwierdził, mrugnąwszy ślepiem. I na moment namyślił się. – Gdybym miał jeszcze powiedzieć, co mi przychodzi do łba, to starcie dwóch wojowników, z których broniący się posiada więcej siły niż gibkości. Wtedy uskok to nie najlepszy pomysł... ale można próbować powstrzymać przeciwnika. Na przykład zatrzymując łapą jego łapę – podkreślił. – Uczynić ruch, który wymusi zetknięcie części ciała walczących, a ponieważ to defensywny smok jest silniejszy... powinien takie zetknięcie wybrać – powiedział... i w tym momencie zauważył ruch Zwiastuna!
Zadziałał instynktownie – dokładnie tak, jak zadziałałby zawsze. Kamienny krąg w ułamku sekundy zniknął, zaś na trasie markowanego ataku smoka pojawiła się wielka, srebrzysta tarcza z metalu, która miała obronić Kruczopiórego przed konsekwencjami ciosu. Sam smok nie drgnał nawet o łuskę. I w tym momencie spojrzał na Assuremitha, jego odpuszczenie... po czym głośno westchnął z rezygnacją. No tak.
– Niech zgadnę: miałem się obronić fizycznie? – zapytał i przewrócił oczami. – Wybacz, instynkt wziął górę. Prze te wszystkie kamienie zapomniałem, że w tej nauce to nie magia jest priorytetem. Zbyt mocno się do niej przyzwyczaiłem – stwierdził i zmarkotniał. – Co dalej? – zapytał i spojrzał na Assuremitha, mruknąwszy pochmurnie. Był na siebie... zły. Wyjątkowo zły. Nie dość, że zaprzepaścił prawdopodobnie najważniejszy dotąd moment nauki, to jeszcze nie utrzymał nawet w mocy kamieni. Tym bardziej utwierdził się w przekonaniu, iż na woja się nie nadaje... co nie znaczyło, że nie pozostawał zdeterminowany, aby fizyczną walkę opanować choć w podstawach.