Strona 11 z 25
: 21 sie 2017, 13:08
autor: Żar Zmierzchu
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
– Dziękuję mentorko. I przykro mi słyszeć o twojej stracie. W Ogniu też zginęły bądź zaginęły smoki które znałem. Jestem ostatnim ze swojego pokolenia, mogę mieć nadzieję że Śmiały Kolec i jego brat po prostu odeszli i gdzieś żyją sobie szczęśliwie. Marmurowa Łuska ukrywała swoją chorobę aż było za późno... mocno mnie to dotknęło. Co do Czarciego Kolca... nie dogadywał się z moim ojcem, robił mu wbrew i na Szczerbatej Skale poszedł za głosem serca. Tak, był w duszy Cienistym jak jego matka, choć oficjalnie nigdy nie odszedł z Ognia. Jego imię powinno zostać wyryte na waszym kurhanie – powiedział zastanawiając się czy Ogień posiada coś podobnego? Czy ktoś się nim opiekuje i dopisuje nowe imiona? Jeśli nie... to będzie bardzo dużo imion.
Uważnie wysłuchał wskazówek odnośnie doboru ziół. O Erycalu, jaką ona miała obszerną wiedzę niezliczonych księżyców uzdrawiania! Kiwnął łbem pokazując iż rozumie, zapamiętując podane zamienniki. Kiedyś, gdy zapasy Ognia będą mniej przepastne z pewnością je wykorzysta.
– Kiedyś próbowałem leczyć potwornie roztargane skrzydło Brutalnej Łuski. Stary Mistrz podczas nauki u niego kilka księżyców później mnie zrugał na tą wzmiankę i powiedział że miałem dużo szczęścia że nie umarłem z odpływu maddary. Przez te księżyce praktykowania sztuki wiem że trzeba amputować tylko wtedy gdy kończyna jest zmiażdżona lub odcięta tak, że wisi na skrawku skóry. Co bym powiedział... cóż, to samo co Brutalnej. Że niektóre rany są poza zasięgiem smoczej magii, ale niech nie traci nadziei, bo w Świątyni na Terenach Wspólnych znajduje się niepozorny Ołtarz Erycala, gdzie patron uzdrowień osobiście dokonuje cudów w zamian za kamienie szlachetne – wyjaśnił, przypominając sobie wzburzenie Czarciego Kolca na krzywdę jego podopiecznej i stopniowe uspokajanie gdy mu radził co zrobić dalej. Iluzja, którą mentorka przywołała była zagraniem godnym marudnego Mistrza z Górskiej Jaskini. Tylko że ten kazał mu leczyć iluzję siebie samego coraz bardziej poważnie rannego, zwijającego się i błagającego o pomoc.
– Niezła próba... ale iluzja pozostanie iluzją. A choćby nią nie była, przysięgałem uzdrawiać nie patrząc na osobiste animozje. A Morowej nie cierpię lecz Ogień bez niej nie byłby tak mocny – powiedział z cichym westchnięciem. Gdyby nie była uzdrowicielką, naciskałby ojca na wygnanie jej ze stada. Lub sprowokował walkę i zabił ją. Ale nie mógł. Nie darzył jej ani odrobiną sympatii, ale wspólnie pracowali dla dobra stada.
– Co bym zrobił... popełniłem na nauce u Mistrza fatalny błąd. Chciałem przystopować obfity krwotok przez chwycenie serca. Iluzja "zmarła". Wytworzę pierścień z maddary który mocno zaciśnie się na ramieniu pacjentki i zablokuje dopływ krwi. Nieuszkodzona część łapy będzie potem na nowo odzyskiwała czucie, ale lepsze to niż wykrwawienie. Potem podam środki przeciwbólowe z chmielem na czele by odurzyć ją i wprowadzić w głęboki letarg by nie obudziła się i w panice nie zrobiła większej krzywdy, następnie wytworzę cienki, lecz bardzo ostry kryształ z maddary i włożę w jego ruch tyle energii by przeciął jednym ruchem łapę tuż nad łokciem, a z kikutem poradzę sobie ziołami i maddarą jak przy brakującym palcu wywernowego samczyka, którego przed chwilą przywołałaś.
: 21 sie 2017, 13:44
autor: Administrator
Smoczyca uśmiechnęła się mgliście i skłoniła delikatnie. Na wzmiankę jednak o tym, że miał matkę w Cieniu, zmarszczyła lekko nos.
~ Dziękuję ci, zatem niebawem jego imie zalśni na naszym kurhanie. Nasi bliscy mają to do siebie, że lubią odchodzić, chyba po prostu musimy nauczyć się żyć z nieuniknionym. Mówisz jednak, że Czarci posiadał matkę w Cieniu, nie słyszałam o tym. Czy wyjawił kiedyś jej imię? – mówiąc to, przekrzywiła lekko głowę na bok, w geście zastanowienia, może bardziej jednak zainteresowania.
Słuchając jego opowieści, zmrużyła oczy.
~ Mentor miał rację. Takie leczenie może pozbawić cię życia, ponieważ nie potrafimy w takim stopniu przywracać tkanek do pierwotnego stanu. Pochłania to ogromną ilość energii. Ale nie martw się, sama popełniłam raz ten sam błąd, gdy leczyłam Chłód Życia. Nie popełniłam go drugi raz przy Poszukiwaczu Kości – w głosie smoczycy można było dosłyszec coś w rodzaju cynicznego rozbawienia.
Kolejne słowa przyjęła z aprobatą.
~ Tak. Nie ingerujemy w serce. Zatrzymując je, czy próbując zwolnić, uśmiercimy pacjenta. Serce to jeden z tych organów, które są zbyt delikatne, aby w nie ingerować. Dlatego sam zacisk jest idealnym wyjściem. Możesz go stworzyć tak, jak mówiłeś, ponad raną, jakiś szpon nad nią, dokładnie rzecz biorąc. Lub zacisnąć elastyczne tasiemki na dużych żyłach. Podczas amputacji możesz też spróbować w podobny sposób zablokować kanały bólu. Chmiel jest silny, ale amputacja to prawdziwy gwałt na ciele, środki uśmierzające mogą nie zadziałać. Kanały bólu to coś podobnego do nerwów. Nimi przebiegają impulsy o bólu. Musisz je wyczuć, a potem zaciskasz na nich obrączkę na czas operacji. No dobrze, przejdź teraz do swojego dzieła – zakończywszy, zamilkła, pozwalając mu się skupić na trudnym, bądź co bądź, zadaniu.
: 27 sie 2017, 22:13
autor: Żar Zmierzchu
– Nigdy nie wyjawił jej imienia ale... raz Przedwieczna Siła poprosiła mnie o uzdrowienie jej i wiernej kompanki, wtedy wyczułem w jej aurze zapachowej część woni Czarciego Kolca. Gdy ją o to zapytałem odpowiedziała że Czarci jest po części synem Cienia. Dodałem jeden fakt do drugiego i wszystko wskazuje na to że był jej potomkiem. Czy w przeszłości jacyś synowie bądź córki Cienia zostali oddani przed wykluciem do Ognia? – wyjaśnił jednorazowe spotkanie z potężną łowczynią i zadał swoje pytanie. Następnie kiwnął łbem słuchając instrukcji mentorki, nie dziwiąc się na jej wzmiankę o błędach. Była w jego oczach kimś równym bogom ten jeden raz, gdy po raz pierwszy przybył przypadkiem za zapachem ziół do Rubinowej Niecki. Dawne czasy. Piękne czasy, był wtedy taki... niewinny i nieskażony rzeczywistością świata codziennego. Zabrał się za wykonanie polecenia.
Delikatnie dotknął lewą łapą pyska niby-Morowej, prawą zaś jej bicepsu. Niewidzialna nić wypłynęła ze źródła płynąc niczym spokojny strumyk ograniczany kamieniami którymi były kanały energetyczne Onyksa i przeniknęły przez palce wskazujące do ciała iluzji, lewa sonda przeniknęła łuski, spenetrowała naskórek, wniknęła w skórę właściwą i kość by opleść czaszkę siecią grubości włosa smoka północnego i rozciągliwości skórzanego rzemienia, która wyłapywała wszelkie zmiany w funkcjach życiowych tworu. A te były słabe i słabły z każdą chwilą. Druga sonda z prawej łapy oplotła ramię i wniknęła wgłąb niego po drożnych i wyćwiczonych kanałach energetycznych. Tam, niczym łowca przyczaiła się na uderzenie serca i rozdzieliła na kilka nitek. Największa z nich przeniknęła tkanki kierując się natychmiast do tętnicy, którą oplotła niczym więź jaką założył ongi Charonowi i zacisnęła się na głównym naczyniu, ściskając je szczelnie dwie dłonie nad łokciem i nie dopuszczając do dalszego wycieku pulsującej, jasnoczerwonej krwi. Kolejna zacisnęła główną żyłę, owszem mógł ją zostawić, ale nie chciał by krew która normalnie powracała do serca mogła swobodnie wypłynąć. Dwa miniaturowe zaciski, nie większe od łuski, a mocne niczym mięśnie tylnych łap trzymały żyłę i tętnicę, a reszta wniknęła jeszcze głębiej, w sam układ nerwowy. Uważnie badał połączenie po połączeniu, starając się wykryć te najbardziej nadwyrężone w tym momencie, by odnaleźć to, co mentorka nazywała kanałem bólu. Skanował komórkę po komórce, połączenie po połączeniu, aż wreszcie natrafił na pojedynczą nitkę która była w tej chwili najbardziej nabrzmiała i pociągała za sobą wszystkie następne. Oplótł niewidzialną energią niczym pająk tamtą komórkę nerwową, odcinając ją od reszty ciała, przerywając połączenie niosące za sobą uczucie rozrywającego bólu. Zadziwiające jak mało energii to pochłonęło, mentorka naprawdę znała się na rzeczy.
Teraz pora na zioła. Przygotował szybko wrzątek który zagrzał samym spojrzeniem. I odrobinką maddary włożonej w ten czyn. Dobrał ze stosu trzy szyszki chmielu, łapa nawet mu nie zadrżała, nie zastanawiał się nad dobraniem czwartej. Iluzja to iluzja, poza tym składał przysięgę Erycalowi. Wrzucił je do gotującej się wody i zostawił na chwilę by się parzyły i nabrały mocy. Rozciął na pół korzonki tasznika jednym, pewnym pociągnięciem pazura i ugniótł je ze sobą by puściły soki a potem wrzucił do drugiej miski z wrzątkiem, niech się spokojnie sparzą. Przywołał do siebie kolejną miskę do której wrzucił kilka szczypt nasion lulka i roztarł je na proszek podłużnym kamieniem, po czym dolał wody i zamieszał by proszek rozszedł się równomiernie po cieczy. Postawił go obok chmielu. Następnie dobrał kawałki kory topoli czarnej, które wylądowały w kolejnej kamiennej misce z wrzątkiem i zostawiły odłożone na bok by się zaparzyły. Trzymał połączenie nicią maddary z tym wrzątkiem by podnosić temperaturę kilka razy gdy spadnie a woda przestanie bulgotać i dymić. Kolejnym wyborem były listki jemioły które wrzucił do kolejnej z misek i zagotował, cierpliwie mieszając by roztwór nabrał aromatu i gęstości, a tak przygotowany odlał do kolejnego pojemnika wyliczając dokładnie jedną czwartą. Podstawił pod pysk niby-Morowej wywary i uniósł go w górę, blokując maddarą tchawicę i mięśnie przełyku, po czym bez żadnych przeszkód wlał do brzucha wywar z którego odcedził zawczasu szyszki chmielu, napój z lulka czarnego i gęste trzy ćwierci odcedzonej jemioły. Sięgnął po ostatnią miskę z której odrzucił niepotrzebne kawałki topoli czarnej, a napój podawał powoli, cały czas sprawdzając zmiany w temperaturze iluzji by nie przesadzić i nie wykończyć jej z wychłodzenia. Gdy ostatnia kropla spłynęła do niby-żołądka zwolnił blokadę przełyku i dróg oddechowych. Sięgnął po jeszcze dwa zioła. Sporą garść babki lancetowatej i nie mniej liczną nawłoci. Liście babki ugniótł aż kropelki pociekły mu po knykciach i skoncentrował maddarę w źródle. Nadszedł czas. Utworzył cienki na ćwierć łuski, lecz bardzo ostry i wytrzymały, niczym obsydian, kryształ z maddary, szeroki na dwie dłonie tuż za łokciem iluzji i skierował bo pionowo w dół wkładając w ruch większość energii by jednym ruchem przeciął tkanki wraz z kością bez zostawiania odłamków w ciele poszkodowanej. Gdy to nastąpiło czym prędzej przyłożył szczelnie liście babki i podsunął pod siebie miskę z połówkami tasznika i ćwiartką jemioły. Liście babki zaczynały przesiąkać. Odchylił je na krótką chwilę by ściągnąć mięso i skórę do siebie przyciskając je jedną łapą, a drugą rozprowadził resztkę gęstego napoju z jemioły po krwawiącej ranie. Skorzystał z lepkości i wilgoci by przyłożyć korzonki tasznika, a całość zakrył listkami nawłoci, słynącymi ze słabszego, ale dłuższego efektu.
Łapy które trzymał na zaciśniętym kikucie przebiły naturalną osłonę niby-Morowej. Nadal sprawdzając czynności życiowe poszkodowanej siecią którą wytworzył wcześniej wniknął nowymi nićmi do ściągniętego ze sobą mięsa i tam odbudowywał od zera połączenia nerwowe pobudzając do regeneracji mosty między komórkami by połączyć je ze sobą zachowując ich naturalną wytrzymałość i rozciągliwość, udrażniając ich metafizyczne zdolności transportu sygnałów. Potem przyszła pora na powiązanie ze sobą końcówek tętnicy i głównej żyły. Odtwarzał rozgałęzienia od zera pobudzając niemal suche naczynia do regeneracji by kikut pozostał odpowiednio ukrwiony i połączył drogi dla posoki by uszczelnić układ krwionośny, zamykając możliwość ponownego krwawienia. Potem zlepiał ze sobą naczynka krwionośne przywracając im elastyczność, rozciągliwość i drożność niezbędną do ukrwienia tkanek. Przekierował część energii wyżej przyczepiając mięśnie do kości aby nie latały swobodnie, zasklepiając luźne nitki, zaś uciętą końcówkę kości zasklepił pobudzając komórki kostne do całkowitej odnowy i uważnie wyszukał odłamków które mogły się uwolnić podczas cięcia, po czym przemieścił je na swoje miejsce. Jeszcze wyżej. Połączył komórki skóry zasklepiając permanentnie ranę pamiętając by tamto miejsce utwardzić, ale zachować też jego elastyczność gdyż... usunął łuski które zostałyby wciągnięte wgłąb podczas ściągnięcia skóry i powodowałyby drażniący ból. Dzieła dokończyło zwolnienie ucisków na żyle, tętnicy i kanale bólu. Stopniowe, nie gwałtowne by organizm nie doznał szoku.
Odetchnął i przyłożył łapę do czoła iluzji, sprawdzając jeszcze raz czy funkcje życiowe są w porządku. Otarł pot z czoła i spojrzał pytająco na mentorkę.
: 13 paź 2017, 21:06
autor: Zmora Opętanych
___Na kolejną wyprawę pozbawioną większego celu wybrała się jak zwykle po zapadnięciu zmierzchu, gdy mogła rozkoszować się ciszą, ciemnością i chłodnym powietrzem. Spojrzała na niebo, na jasną tarczę Srebrnej Twarzy oraz chmury leniwie przepływające po nieboskłonie. Nie potrafiła docenić piękna tego widoku, chociaż gdzieś w głębi duszy czuła, że to, co teraz widzi ma w sobie jakiś nieokreślony czar.
___Prychnęła sama do siebie, jakby z niechęcią do własnego jestestwa. Nienawidziła przyłapywania siebie podczas tych chwil niepotrzebnej, zaprzątającej umysł głupotami zadumy. Ruszyła na tereny wspólne, przecinając powietrze długimi, acz wąskimi skrzydłami, beznamiętnie patrząc na krajobraz rozciągający się pod nią. Nie szukała towarzystwa, lecz spokoju. Dlatego też na miejsce odpoczynku wybrała jedną z niewielu jaskiń, znajdujących się na ziemiach dostępnych dla każdego. Wylądowała miękko przed wejściem i zagłębiła się w ciemność, wzdychając zapach wilgotnych ścian, czując chłód kamienia pod łapami. Zastukała cicho szponami o podłoże, po czym odwróciła się pyskiem do wejścia i położyła się, ciężko wypuszczając powietrze z płuc i mrużąc delikatnie ślepia. Nie czuła nic, ani żalu, ani goryczy. Wściekłości, szczęścia. Tam, gdzie powinny czaić się jakieś emocje, była tylko zimna, ciemna pustka. Nicość.
___Nie do końca świadomie chwyciła wiązkę swojej maddary, plotąc z niej mentalne wezwanie do tego, który znowu uratował jej życie. Nie była mu za to wdzięczna, ale czy Płomień naprawdę byłby na tyle naiwny by chociażby pomyśleć o tym, że samica okaże mu wdzięczność? Cóż, to się miało okazać. Z jakiej gliny faktycznie był ulepiony. Impuls musnął umysł smoka, wskazując mu miejsce spotkania. Nie było jednak w owym wezwaniu żadnej prośby, a już na pewno nie rozkazu. Czysty chłód.
___Pustka.
: 29 gru 2017, 1:08
autor: Masochistyczny Kolec
Masochistyczny opuścił obóz pierwszy raz od dłuższego czasu.Jakoś nie spieszyło mu się do poznawania smoków z innych stad, a jakimś dziwnym trafem, zawsze gdy wychodził poza swoją grotę, przydarzało mu się kogoś spotkać.
Tym razem jednak zaszył się głęboko na terenach wspólnych, gdzie całkiem przypadkowo natrafił na miejsce, gdzie nie powinno być go widać. Wkroczył do cichej jaskini, chociaż tak naprawdę nie znał jej nazwy. Zagłębił się w jej czeluściach, znajdując sobie miejsce na szarym końcu groty, w ciemności. Mrok mu odpowiadał, tym bardziej, że jego umaszczenie sprawiał, że był prawie niewidoczny dla innych, o ile ktoś się dobrze nie przypatrzył. Zwrócił pysk w kierunku wylotu jaskini, jakby sprawdzając, czy nikt go nie śledził, po chwili jednak położył się, nie dostrzegając niczego podejrzanego.
: 29 gru 2017, 14:31
autor: Popiół Przeszłości
Po chwili przyleciał też i Nocny. Wszedł pewnie do jaskini i zaczął węszyć. Jaskinie były dla niego czymś codziennym. Sam mieszkał w ciemnej jaskini, co prawda jaskiniowe smoku miały dość słaby zapach, ale ku zdziwieniu czarnego poczuł zapach stada cienia. Cóż, znowu cień. Ostatnio Nocny miał na prawdę sporawe szczęście do smoków z tego stada, były na prawdę mądre i takie wyrozumiałem. To nie znaczyło że teraz smok będzie zły do potęgi. Na to też był przygotowany, wpatrzył się w kamienie we wnętrzu jaskini, oczywiście na pierwszy rzut oka niczego nie było, ale po chwili zaobserwował coś dziwnego. Nie był to kamień, ani inny minerał. Czyli jednak jego pysk go nie zawiódł, to smok. Może odpoczywał, może po prostu spał. Sam położył się z boku tak by nie tarasować wejścia jaskini. Lubił jaskinie, było tam tak ciemno i chłodno. Idealnie na wypoczynek tak specyficznego smoka, który cenił w swoim życiu cisze i szczerość. Nie chciał tym razem zaczepiać nieznajomego, już chyba przyzwyczaił się że cieniści sami zaczynali rozmowy. Jeżeli będzie nadal taka cisza to spokojnie zaczeka, nigdzie się nikomu przecież nie spieszyło. Czasu było tak dużo, dziś zapowiadało się na deszcz, tu przynajmniej jest sucho...
: 29 gru 2017, 15:24
autor: Masochistyczny Kolec
Szarołuski zdecydowanie nie był typem smoka, który każdego chce poznać, do każdego zagadać. Nie przybył pod barierę po to, aby zawiązywać przyjaźnie. Nie zwrócił uwagi na kolejnego gościa w jaskini, możliwe nawet, że nie zdawał sobie sprawy z obecności Ziemnego.
Jednak jego purpurowe ślepia były otwarte, sam samiec natomiast wpatrywał się w dal, na świat poza jaskinią, jakby analizując coś, jakby myśląc nad czymś. Nad czym? Nocny póki co mógł się tylko domyślać, bowiem Cienistemu nie spieszyło się, aby odezwać się do przyszłego piastuna. Jednak wkrótce jego rozmyślania zostały przerwane, samczyk prychnął i delikatnie się uśmiechnął do samego siebie, jakby usłyszał jakiś kiepski żart.
Jego naszyjnik stuknął o posadzkę, układając się w swobodnie na zimnym kamieniu, gdy Hidan położył łeb na ziemi. Naszyjnik wykonany z materiału, który nie występował na tych terenach, a przynajmniej sam posiadacz nie widział tutaj czegoś podobnego.
Cisza ciągnęła się dalej, nie przerwana przez nikogo.
: 29 gru 2017, 16:08
autor: Popiół Przeszłości
Wszystko było jeszcze przed nimi. Dzień przecież niedawno się zaczął. A Nocnemu brakowało ostatnio odpoczynku i ciszy. Dopiero kiedy szary prychnął, czarny samiec lekko przekręcił się na bok. On też najpewniej o czymś myślał, upór myślowy był na tyle wielki, że znowu ciężkie łuski znieruchomiały. Smok patrzył juz w innym kierunku więc adept cienia nie mógł zobaczyć tych dziwnych przeszywających ślepi. Szponki skrzydeł były spokojnie położone na kamieniu na którym aktualnie leżał adept ziemi. Tylnie zaś szpony u silnych łap zacisneły się ostrożnie. Może myśli Nocnego były całkiem inne niż można byłoby się spodziewać, a może to tylko chwila instynktownego odruchu ciała. Ta cisza była kojąca, niech trwa...
: 29 gru 2017, 16:32
autor: Masochistyczny Kolec
Ponownie Cienisty nie mógł powstrzymać pogardliwego prychnięcia, następnie natomiast roześmiał się dość głośno. Cicha jaskinia przestała już być takim cichym, miłym miejscem do odpoczynku. Szarołuski nie mógł się powstrzymać od śmiechu, aż w końcu umilkł.
Powoli podniósł łeb i spojrzał się na Ziemistego adepta, najpewniej próbującego się odizolować od reszty świata, jednak Hidan dostrzegał w nim coś jeszcze, również całkiem dobrze widocznego. Wzrok jego fioletowych ślepi nabrał drapieżnego, groźnego wyrazu. Medalik zaszeleścił uderzając miarowo o łuski na piersi samca.
– Boisz się. – stwierdził.
Masochistyczny Kolec uśmiechnął się delikatnie, pokazując rzędy brudnobiałych, ostrych jak brzytwa zęby, stworzonych do rozrywania mięsa. Nerwowa pozycja Ziemistego jednoznacznie wskazywała na to, że się boi. Ah, Hidan wreszcie mógł poczuć woń lęku.
: 29 gru 2017, 18:08
autor: Popiół Przeszłości
Dobra, to było dziwne. Rzeczywiście był zawsze na baczności, ale czy to był strach? Hmm... Chyba adept z cienia zbyt pochopnie rzucał słowa na wiatr. Mógłby zaśmiać się i odwarczeć z słowami odgryzienia, tylko po co? Uznał, że nie warto się tym przejmować. W końcu miał przecież brata, który też lubił się popisywać. Gdyby na prawde szaremu chodziło o bitwe, to już by się rzucił. Ta błoga cisza niestety została nieodwracalnie przerwana, ale mówi się trudno. Tak na prawdę myślał o pisklakach z którymi nie za bardzo się ostatnio dogadywał. Niby tylko tyle, ale z jego charakterem to szybko się tym przejął. Czarny pomału się podniusł siadając na chłodnej posadce. Przywykł do strasznych wyglądów, sam nie wyglądał na najmilszego. Jego łeb w końcu odwrócił się do cienistego, lekko się przechylił pytająco. W końcu po krótkim rozeznaniu w sprawie tak po prostu odparł. "Nie mam ani powodów, ani sugesti by się ciebie obawiać" Ton był zimny i bezuczuciowy z resztą jak reszta ciała i gestów Nocnego. Był w sumie zaciekawiony z kąt takie pytanie, przecież nawet mogło być mu zimno... To wszystko wyglądało jak tani żart dziwnego smoka naukowca. Jedyny smok którego kiedyś się bał to szary Wun... To był dopiero straszny smok medyk, aż sam się dziwił jak uszedł z tego cało. Samczyk nie umiał czytać w myślach, ale jeżeli obcemu chodziło o grozę to chyba coś mu nie wyszło. Był diabelnie poważny i spokojny, jego myśli już zeszły z problemów prywatnych i nawet szpony się rozluźniły. Nie miał w zwyczajach wyśmiwania dziwnych zachować nawet tych nie etycznych. Nie bawiła go głupota i brak doświadczenia. Pewnie jak jest starszy to myśli, że wszystko mu wolno, a tu niespodzianka. Nocny jeszcze raz ziewnął znudzony, myślał czy nie wrócić do legowiska. Tam mógł porządnie wypocząć. Pomimo wyglądu, czarny był bardzo skupiony. Chyba nic nie mogło go zdziwić, był gotowy nawet na atak smoka. Chociaż i tak pewnie do tego nie dojdzie. Ciężko było rozkodować przyszłego piastuna. Rzadko kiedy na jego pysku czy na czym kolwiek pojawiały się oznaki emocji. Póki co zerowe wrażenie, nadęty bufon jak brat... Zapewne....
: 29 gru 2017, 19:30
autor: Masochistyczny Kolec
Na stwierdzenie, że nie ma powodów, aby się go obawiać, uśmiechnął się szerzej, wyraźnie rozbawiony. Shadows nie rozumiał, kim był Hidan i po co był na tych ziemiach, ale może to i lepiej dla niego? Nieświadomą niczego zwierzynę łatwiej upolować.
A może po prostu Cienisty śmiał się z tego, jak bardzo błędnie przyszły piastun zrozumiał jego słowa. Dwa słowa, a mogą się odnosić do tak wielu rzeczy. Hidan nie używał żadnych zagadek, łamigłówek, nie mówił szyfrem, stąd też jego rozbawienie.
– Nie powiedziałem, że boisz się mnie. Po prostu wyczułem, że obawiasz się czegoś. Zżera cię strach, jednak nie spowodowany moją osobą.
Jego ton brzmiał obojętnie. Niby nic mu do tego, co dręczy innych, ale jednak obawa czy strach to coś, co dało się łatwo wyczuć. Każdy się czegoś obawiał, mniejszych lub większych rzeczy, rzeczywistych lub tych zmyślonych przez własny umysł.
Ogon szarołuskiego delikatnie przesunął się po podłodze. Skrajny położył łapę na łapę, uniósł łeb nieco wyżej. Nawet przez myśl mu nie przeszło, aby atakować bezbronnego Ziemnego. Nie wyglądał na kogoś, kto lubi się bić.
A Hidan? Chętnie by się z kimś pobawił, tak dawno już nie walczył, tęskno mu było do widoku krwi, do adrenaliny. Póki co jednak odłożył swoje żądze na bok, skupiając się bardziej na tym, co jest teraz. A teraz był tylko on i Ziemny.
: 29 gru 2017, 20:02
autor: Popiół Przeszłości
Adept chwilkę się zamyślił, ciągle myślał czy to na pewno to co próbował mu wcisnąć ten cienisty. Niestety, to był strach, tylko taki bardzo specyficzny. Nie wywołujący drgania łap, czy serca. Taka obawa przed tym, że inni mogą być kiedyś przez niego nieszczęśliwi. Czarny pokręcił pyskiem jeszcze rozmyślając i po chwili zapytał. "A ty nie boisz się?" Pytanie było dosyć ogóle, w sumie chyba nie było istoty która nie kryła lęku w sercu. A dzięki tej odpowiedzi będzie wiedział o szczerości smoka o ile uda mu się to dobrze zaobserwować i odczytać. Sam nie czuł się w obowiązku tłumaczenia się, ponieważ przecież żadne konkretne pytanie nie padło w jego stronę. Może to wina miejsca, że jakoś nie spieszyło mu się do wylewności, a może to ten cienisty, albo po prostu nie miał chęci by kontemplować i się znowu rozklejać. W sumie no ile można... Ton nadal pozostawiał wiele do życzenia, nic nie dało się z niego wyłapać. Pomimo tego samczyka nadal interesowała ta szara dziwna osóbka. Była jakaś inna, taka dziwna i niespotykana.
: 30 gru 2017, 0:06
autor: Masochistyczny Kolec
Jego wzrok nadal obojętnie błądził gdzieś daleko poza jaskinią. Hidan nigdy nie miał zwyczaju patrzeć na swojego rozmówcę, nikt nie uczył go manier, to też nie uważał za konieczne utrzymywać kontaktu wzrokowego z drugim smokiem.
W jego purpurowych ślepiach zatańczyły iskierki rozbawienia, gdy usłyszał to pozornie błahe pytanie. Rozmawiali o strachu, o lękach, o obawach, ciekawy temat sobie znaleźli do rozprawiania w głębi terenów wspólnych, w Cichej jaskini
– Teraz? Nie. Nie czuję niczego podobnego do obawy, strachu, czy chociaż zmartwienia czy troski. Nie mam się czego bać.
Oblizał pysk językiem, po czym wstał powoli na równe łapy, wystawił przednie kończyny w przód i iście kocim gestem przeciągnął się, wyginając grzbiet. Jego czerwone pazury przejechały po mamie ku wydając nieprzyjemny dźwięk, srebrny naszyjnik ponownie uderzył o jego łuski z głośnym brzękiem. Cienisty pierwszy raz od dawna przebywał na terenach wspólnych.
: 30 gru 2017, 13:28
autor: Popiół Przeszłości
Czarny smok nadal patrzył na poczynania nieznajomego, może nie wiedział wiele o świecie dlatego też nie miał powodu do obaw. Niewiedza to wielki dar, można żyć wtedy beztrosko do końca swoich dni. Nocny jednak wybrał dobrą drogę, zawsze myślał zgodnie z rzeczywistością. W sumie oprócz swojej misji, która była trochę nierealna. Ale ze wszystkimi z którymi rozmawiał nauczył się, że jak bardzo się chcę to wszystko jest możliwe. Dlaczego nie próbować? Tak na prawdę, nie było w jego życiu czegoś takiego jak próby, on po prostu to robił i tyle. Nie był na ceremonii czyniącej z smoków piastunów, a jednak wykonywał jego obowiązki. Szary był trochę starszy, ale młodemu adeptowi wcale to nie przeszkadzało. Był wyjątkowo zbudowany i miał na prawdę sympatyczne kolory, kojarzące się samczykowi z ciszą, spokojem i skałą. Wreszcie nadeszła pora aby i on się ruszył, nie było to nic wielkiego. Po prostu szponki na skrzydłach jak i tylnych łapach chwilowo się mocno rozszerzyły, a potem z powrotem łagodnie opadły na kamienną płytę. Ogon ułożył się dookoła ciężkich, ciemnych łusek samca. Na głowie tylnie łuski lekko zadrżały zrzucając z siebie ostatnie pyłki które połapał w drodze do jaskini. Milczał, tak lubił tą ciszę. Chociaż ten głos szponów ocierających się o podłoże nie było za fajne nie bardzo Nocny się do tego przywiązał. Nadal znudzony siedział, czekając aż coś ciekawego się wydarzy.
: 30 gru 2017, 17:22
autor: Masochistyczny Kolec
Trafił na małomównego, to dobrze. Teraz będzie mógł w spokoju wykonać to, po co tu przyszedł. Spojrzał ponownie na niebo, które było już ciemne, pomimo wczesnej godziny. A to wszystko dzięki miesiącowi Nadchodzących Chłodów.
Pociągnął gwałtownie pazurami prawej łapy po podłożu, zostawiając niewielkie, ledwie widoczne ryski. Można by pomyśleć, że sprawdzał ostrość swoich szponów, co w sumie nie było dalekie od prawdy. Zmrużył nieco oczy, czekając przez chwilę, aż oczy przyzwyczają się do wszechobecnego mroku, intensywniejszego niż jeszcze chwilę temu, gdy Złota Twarz ostatnimi promieniami oświetlała tereny wspólne. To odpowiednia pora, aby zacząć rytuał.
Uniósł prawą łapę, zbliżył swoje szpony do lewej kończyny. Nie mógł się powstrzymać i oblizał ponownie pysk, wyobrażając sobie rozkosz, jaka na niego spadnie. Cała reszta działa się szybko. Wbił szpon wskazującego palca w przedramię, z głuchym jękiem zadowolenia. Ból jaki przepłynął przez jego ciało napawał go tym dziwnym uczuciem spełnienia, którego doświadczał za każdym razem. Pazur bez przeszkód przebił łuski, smużka krwi pociekła w dół, pokonując przełęcze jego łusek, barwiąc matową szarość na szkarłatny kolor. Kolejny impuls bólu, gdy minimalnie, przypadkowo poruszył szponem. Delikatnie rozchylił pysk, uniósł kąciki pyska.
Uniósł łeb w górę, napawając się uczuciem, które ogarnęło go całego. Zapach krwi docierał do jego nozdrzy i jeszcze bardziej podniecał.
: 30 gru 2017, 18:24
autor: Popiół Przeszłości
Nie, to się nie działo. Przecież to jakieś mroczne i nie na miejscu. Demon? Duch? Widmo? Zmora? Kurcze, co to było? A co jeśli to w ogóle nie smok tylko coś co chciało go oszukać? Samczyk się cofnął, na początku chciał mu pomóc, ale ten uśmiech. Nie przeraził się, ale obrzydzony poczuł w sobie drgania. Dziwne drgania, nigdy nie czuł czegoś podobnego. Krew, widział ją pierwszy raz, była straszna i taka czerwona. Instynkt tu zadziałał jak nigdy, na jego pysk sam pojawił się diabelny uśmiech. Tych następnych uderzeń ogona nie pamiętał. Źrenice się przymknęły i zaczęła się walka tylko z czym? Grube burknięcia wydobyły się z jego wnętrza, jak bestia obudzona i zabójczo głodna. Szaleństwo już tylko próbujące być opanowane przez rozsądek. Nie, nie będzie jak ci z pustyni, nie obudzi się z krwią na szponach. Walczył dosyć długo, nie chciał już więcej tego czuć. Błagał o koniec dopóki jeszcze był świadomy tego co widzi. Jego łuski się najeżyły, aż w końcu wydobył się z pyska groźny ryk, wielkie przednie i tylne kły wyostrzone i takie nieskazitelnie białe. Szpony... jakby jeszcze się wydłużyły, ogon walnął o posadzkę po której poszedł potężny huk. Potem ciemność, ciało padło, czyżby stracił przytomność? Może... a może i nie... Może zaraz wstanie by zapragnąć śmierci? Bestia się przebudziła....
: 04 sty 2018, 0:17
autor: Masochistyczny Kolec
Powoli przeniósł wzrok purpurowych ślepi na Ziemistego, a widząc to, co robił, nie mógł powstrzymać się od śmiechu, no po prostu nie mógł. Wybuchnął nagłym, niekontrolowanym rechotem, odchylając łeb w tył i przymykając oczy. Co to miało być? Dostał ataku jakiejś choroby, czy co? Drgawki miał? A może jednak bał się i to jak!
Z iskierkami rozbawienia w oczach oraz kpiącym uśmieszkiem na pysku spojrzał na leżącego na posadzce samca. Po tym co widział, był wręcz przekonany, że robi za stadnego błazna, rozśmiesza wszystkich wokoło robiąc z siebie idiotę za każdym razem, gdy kogoś spotka. Adept sojuszniczego stada spadł w jego oczach niżej, niż wydawało mu się to możliwe.
Wyszarpnął zakrwawione szpony że swojej rany, po czym wrócił do swojego zajęcia, czyli zaczął szponem rysować znak widniejący na jego medalionie, szkarłatna posoka na podłodze groty uformowała odwrócony trójkąt w okręgu. Zanim jednak zaczął się modlić, machnął niedbale prawą łapą w jego stronę sprawiając, że na jego pysk spadło kilka samotnych kropelek krwi.
– Ha, ha, wstawaj, kretynie. I ty niby twierdzisz, że się nie boisz? Jesteś żałosną, nic nie wartą, trzęsącą się kupą mięcha.
Prychnął w jego kierunku z pogardą, chociaż nie był nawet pewny, czy Ziemisty go słyszy. Odwrócił się ponownie w stronę diagramu narysowanego na posadzce, po czym zaczął mruczyć coś pod nosem. Składał modlitwę swojemu Panu.
: 04 sty 2018, 10:25
autor: Popiół Przeszłości
Nie zrobiło mu się nawet troszkę przykro, bo wystarczyło spojrzeć prawdzie w oczy. Kto tu był kretynem? Dobrze, że Nocny nie był do końca świadomy tego co słyszy. Nie miał czym się przejmować, widać było że bezmózgie stworzenie nie jest dla niego ani wyzwaniem ani nikim ważnym. Jego zdanie to proch, śmiech go począł i w śmiechu umrze. Smoki były takie różne, ile duch tyle charakterów. Kto normalny robi takie rytuały i tak się zachowuje? Postanowił jak najszybciej zostawić tego obłąkańca samego. Nie miał wpływu na jego zachowanie, nie mógł już pomóc tej zabłąkanej duszy. Życie jest za krótkie by marnować chociażby jedne uderzenia serca. Niech pozostanie z swoim szaleństwie oby tylko jak najdalej od niego. Nie wstydził się swoich myśli, ale w porównaniu do niego miał swój poziom którego surowo się trzyma. Co by powiedzieli inni gdyby zobaczyli tak dobrze ułożonego smoka z takim... niczym. Jak można było nazwać smoka którego myśli były bardziej irracjonalne niż wyobraźnia pisklaków? Nie jemu to oceniać, szybko pozbierał się z ziemi. Nie wiedział co się przed chwilą stało, ale to był zły znak. Po prostu od niektórych lepiej trzymać się z daleka. Zmierzył smoka wzrokiem godnym pożałowania, życzył mu szczęścia w tej dziwacznej drodze którą sobie obrał. Wyszedł z jaskini i spojrzał na cudne promienie słońca które przebiły się przez czarne chmury. Znowu znak od bogów? Bez wątpienia ten rytuał nie był w zgodzie z nimi, to coś mrocznego i nie dla niego na pewno. Kto wyznawał taką chęcią do krwi i ten szatański śmiech. Odetchnął kiedy tylko stracił go z pola widzenia, to nie temat na rozmyślenia. To nie mieściło się pod sufitem i tyle koniec kropka. Czas lecieć, ciągle brakowało mu nauki kamuflażu by polować. Trzeba było szybko to nadrobić, tylko co to za uczucie wołające z powrotem. Czyż czarny chciałby słyszeć jeszcze więcej obelg... Nawracanie obłąkanych nie jest jego rolą ani powinnością. Pomału przygotował się do lotu, ale nie było widać w tym strachu. Tylko żałobę i niezrozumienie...
: 30 sty 2018, 23:07
autor: Masochistyczny Kolec
Nocny uciekał tak szybko, że chyba nawet nie zauważył tych kilku kropel krwi na swoim pysku. Kropel, które równie dobrze mogły zwiastować, że Ziemisty zaatakował Masochistycznego. Aż dziwne, że zapach posoki nie doszedł do nozdrzy Shadowsa!
Hidan nie zamierzał się uganiać za jakimś samcem, który jest bardziej strachliwy od piskląt. Uciekł z byle powodu, nie odzywając się ani słowem, niech więc ucieka dalej przez życie, ale przed niektórymi koszmarami nie da się uciec. Te najgorsze zawsze będą szły mu za plecami, czekając aż powinie mu się łapą, czekając, aż zawaha się, popełni błąd, aby zaatakować z pełną siłą.
Ciche modlitwy szarołuskiego rozchodziły się echem po jaskini, czego oczywiście Nocny Kolec nie mógł usłyszeć, uciekł zbyt daleko. Hidan miał zamknięte oczy, nie interesowało go, co ten dzieciak sobie o nim myśli. On tylko wypełniał wolę swego Pana, swoją własną misję.
: 31 sty 2018, 10:50
autor: Popiół Przeszłości
Wolał pozostawić to do rozstrzygnięcia bogom, tylko oni mogli sądzić i kierować. Kto wie ile dróg mają bogowie w zanadrzu, nie jemu było komentować słowa towarzysza jaskini. Cieszył się, że wyszedł nie lubił tkwić w sytuacji dla niego niezbyt zrozumiałej. Wolał odejść i mieć już to za sobą, daleko za sobą. Nie życzył nikomu źle, ale póki nie rozgryzł tego woli pozostać w dystansie i to dosyć sporym. Nie chodziło tu o dystans fizyczny, ale o odległość ich wierzeń. Mogli by sobie tylko zaszkodzić, każdy miał w swoim życiu własną misję. Kategoryczne byłoby wmawianie komuś, że jego cel jest nie do osiągnięcia, co gorszę może trochę bez sensu. Po chwili zamyślenia skierował się na ziemie ognia, chętnie zobaczy córkę i resztę rodziny to o nią się najbardziej teraz bał. Wzbił się z hukiem twardych skrzydeł w niebo, uwielbiał latać to dawało mu ukojenie i wewnętrzną harmonie. Na pewno jeszcze kiedyś przyjdzie mu się z tym zmierzyć i wtedy na pewno będzie gotowy...
/// (ZT)
: 27 maja 2018, 2:15
autor: Zmierzch Gwiazd
Przecisnęła się przez wąski tunel, wkraczając do środka Cichej Jaskini, idealnego miejsca na wszelkie spotkania ważne oraz mniej ważne. Dlaczego? Bo podobno rozmowy, które się tutaj prowadziło, nie były słyszalne na zewnątrz. Kto by pomyślał, że na terenach wspólnych znajduje się takie miejsce. Jakoś nigdy się tym nie interesowała i nie sprawdzała tego...
Chociaż przez całe swoje życie miała aż nadto czasu, nigdy nie czuła potrzeby, aby sprawdzić każdą pogłoskę krążącą pod barierą, nawet, gdy była jeszcze pisklęciem czy też młodą adeptką. Wtedy skupiała się bardziej na nauce, niż na poznawaniu świata.
Rozglądnęła się po wnętrzu groty, znajdując sobie miejsce, aby przysiąść, po czym wysłała wiadomość mentalną z prośbą o przybycie do nowego przywódcy stada Ognia. Nie wiedziała kim on jest, jednak wierzyła, że maddara odnajdzie odpowiednią osobę. Oczywiście, zawarła również miejsce, do którego smok miałby przybyć. Czekała cierpliwie aż się zjawi.