Strona 11 z 38
: 09 sty 2016, 0:22
autor: Dynamika Ostrza
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Nie chciała jeszcze odchodzić, ani odsuwać się od miękkiego, ciepłe go futra Nixluna... swoją drogą, pewnie nosił teraz już inne imię... i choć była ciekawa, jak ono brzmi, nie chciała na razie przerywać tego momentu ciszy. Z zamkniętymi oczyma wtuliła się nieco pewniej w jego mięciutkie, gęste futro, wciąż jednak nie był to żaden nagły czy gwałtowny gest, a powolny i łagodny. Otworzyła oczy, jedynie na chwilę, by z powrotem opuścić powieki, z łagodnym, ciepłym uśmiechem na pysku. Wręcz nieco... oparła się na smoku, nie obciążając go jednak większą częścią swego ciężaru, nie zrezygnowała bowiem z samodzielnego utrzymywania równowagi. Delikatnie przesunęła ogon, tak, że zawinął się wokół ich obu, jako że byli bardzo blisko siebie, przełożony nad ogonem Nixluna. Pokrywająca ten ogon sierść, choć krótka, na chłodniejszą porę była gęsta i miękka.
Nie znała dotąd uczucia z którym można by porównać to jak dobrze czuła się teraz, pod skrzydłem smoka, którego pokochała, przytulona do jego ciała... mogłaby tak pozostać przez bardzo długi czas. Nawet wzmagający się chłodny wiatr, który przynosił w ich stronę suche, leciutkie i połyskujące płatki śniegu, jedne z pierwszych jakie miały opaść tej pory białych ziem, nie był w stanie zniechęcić ją do pozostania w tym miejscu, jeszcze jakiś czas...
Minęło kilka dłuuugich chwil, w których jedynym wyczuwalnym ruchem młodej smoczycy był powolny, wyczuwalny rytm głębokich, ale spokojnych oddechów. Czy ktoś tam zauważał jej nieobecność? Czy ktoś gdzie indziej mógł jej teraz potrzebować? Czy czekały jakieś ważne sprawy? Być może... nawet bardzo możliwe. W końcu, one nie miały zwyczaju się po prostu kończyć, zawsze było coś do zrobienia. Nie była jednak jedynie przywódczynią. Była smoczycą, bardzo młodą, jeśli chodzi o objęcie tak odpowiedzialnej funkcji... i nieraz, szczególnie z tym piętnem które zostawił na niej pojedynek, przytłaczało ją to wszystko. Choć może to było bardzo egoistyczne z jej strony, nie chciała jeszcze wracać... Ale... chyba musiała.
Powoli odsunęła głowę od szyi Nixluna, zaskakująco wyraźnie odczuwając przerwanie tego kontaktu. Chłodny wiatr owiał jej rozgrzany polik, przez co przeszedł ją delikatny dreszcz zimna. Otworzyła oczy i uniosła wzrok, patrząc z ciepłym uśmiechem w jego ślepia... niczym zauroczona. Kto wie, cóż by się stało, co by zrobiła, gdyby tu nie przyszedł, gdyby nie znalazł czasu by ją pocieszyć. Ale teraz było już w porządku. Nie... nawet lepiej niż w porządku. Wiedziała jednak że ten moment nie mógł trwać wiecznie.
Czyżby była pora się pożegnać? A może jeszcze nie?
–
Nie wiem... nie wiem jak ci dziękować... Nixlunie~ – Nuty jej magicznego głosu wciąż były ciche, śpiewne, łagodne. Opuściła wzrok, jednak jej ślepia miały swoisty... rozmarzony wyraz. Na jej pysku wciąż malował się uśmiech, nie wycofywała się, nie uciekała spod skrzydła kleryka.
–
Chociaż teraz pewnie nosisz inne imię, prawda? ~ w końcu wedle przypuszczeń na pewno był już adeptem, a kto wie, może nawet czarodziejem? Czy to jednak aż takie ważne?
: 10 sty 2016, 20:54
autor: Chór Światła
Przysypiał, kiedy nagle poczuł jak Dynamika się poruszyła. Zastrzygł uszami, po czy otworzył swoje różowe ślepia i popatrzył na swoją towarzyszkę. Ta już wpatrywała się w niego, co odrobinę onieśmieliło samca. Mimo to nie odwrócił od niej wzroku, a jedynie odwzajemnił uśmiech. Nie wiedział że jego czyny były aż tak pomocne, nie rozumiał też problemu jaki dręczył młodą samicę, ale cieszył się że udało mu się jej pomóc, że ta znowu mogła się uśmiechać.
Jedynie westchnął lekko zamykając oczy, kiedy Dynamika Życia zaczęła mu dziękować. Było to dla niego trochę krępujące. Dziękowanie za coś co powinien zrobić każdy inny smok na jego miejscu? Dla Subtelnego było to coś naturalnego. Nie powiedział jednak "nie ma za co" wiedząc że te słowa zostaną zignorowane. W końcu w oczach Alyssy jej naprawdę pomógł, o czym ona już wspomniała.
– Jakże by inaczej moja droga? Chyba nie zakładałaś że ciągle mam rangę pisklęcia? – Zapytał, uśmiechając się przebiegle. Po chwili jego jego uśmiech znowu przybrał łagodną, trochę pobłażliwą formę. – Subtelny Kolec. Lecz pewnie za księżyc czy przyjmę nowe imię. – Odpowiedział już miłym głosem, bez śladu dumy którą mogło by sugerować jego wcześniejsza wypowiedź. To mogło by się wydawać dziwne, miał już ponad trzydzieści księżyców, a ciągle był adeptem. Chociaż, patrząc na to że musiał nagle zmienić kierunek swojej edukacji był pewnym usprawiedliwieniem. Gdyby został na swojej starej drodze mógłby pewnie być już Czarodziejem. Ale nie to było tym czego pragną. Nie miał zamiaru odbierać życie innym smokom w imię czegoś takiego jak stado. Miast tego, postanowił ratować to co było najważniejsze. Życie. Będąc Uzdrowicielem będzie mógł pomagać innym nie szkodząc przy tym nikomu. Dla Nixluna było to coś wspaniałego
– A jak brzmi twoje imię? – Zapytał wracając na ziemię. Pewne było że ta tutaj pisklęciem już nie była. Tak więc kim?
: 11 sty 2016, 0:16
autor: Dynamika Ostrza
Widząc przebiegły uśmieszek na pysku Nixluna po prostu nie mogła powstrzymać cisnącego się na jej własny pysk figlarnego uśmiechu.
–Ależ skąd ~ Subtelny... pasuje do ciebie, czyż nie? ~ Zapytała, swym magicznym głosem, przechylając lekko głowę na prawo, uśmiechając się, teraz już po prostu łagodnie, spokojnie. Zaś ten stworzony z maddary dźwięk, głównie spokojny, melodyjny, zawarł w sobie, w pewnym momencie, nikłą nutę rozbawienia. Oczywiście, zauważyła jego onieśmielenie, te minimalne zmiany w wyrazie pyska kiedy spojrzała mu prosto w ślepia, nim się zwyczajnie łagodnie uśmiechnął. Poza tym... nie mogła powiedzieć żeby spotkała kiedyś smoka delikatniejszego czy bardziej wrażliwego w swoim postępowaniu. Zdecydowanie był subtelny. Łagodny. Miły. Bardzo go ceniła za te cechy. I za to że mimo iż są z wrogich sobie stad, poczuł najwyraźniej potrzebę pocieszenia jej. Takich smoków w wielu miejscach brakowało. Które patrząc na smoka widzą smoka, a nie obraz jego stada. Ale... ugh, znów sobie tym zawracała głowę. A już myślała że ten tok myślenia się tego popołudnia nie zapląta w jej głowie. Że może całkowicie zapomni o jej zmartwieniach... nie, nie miała się czym przejmować. Cóż za głupia myśl, martwić się, teraz? Jakoś się kiedyś ułoży. W końcu zawsze wszystko jakoś się układało, czy teraz mogło być inaczej? Takie naiwne z niej stworzenie, że chyba w to wierzyła.
Jej uśmiech przybrał pogodniejszy wyraz, po tej krótkiej chwili rozmyślań które mimowolnie wdarły się do jej umysłu, w której na ten niewielki moment znów posmutniała.
Wtedy jednak, jak mogła się spodziewać, padło pytanie o jej imię. Tylko... jak łatwo byłoby jej się teraz przedstawić, gdyby była Dynamiczną Łuską? Ale nie była. Opuściła spojrzenie, jakby w zakłopotaniu. Jakby była Dynamiką Ostrza. Westchnęła cicho. Uśmiech na jej pysku osłabł znacznie, ale nie zanikł.
– Mnie na imię... Dynamika Życia... – Ponownie uniosła spojrzenie do poziomu wzroku różowookiego, jednak jakby niepewnie, nie wiedząc, jak Subtelny zareaguje na wieść... że ma pod swym skrzydłem Przywódczynię stada Życia... miała nadzieję że to nie sprawi, że jego uczucia... a bynajmniej wyobrażenie różowofutrej o ich treści, które zapewne pod pewnymi względami rozbiegało się z prawdą... że się nie zmienią...
: 11 sty 2016, 22:05
autor: Chór Światła
Zamrugał zdziwiony.
– Dynamika Życia? – Powtórzył niepewnie, jakby nie wierząc własnym uszom. Drugi człon tego imienia sugerował dość jasno kim jest smoczyca którą jeszcze chwilę temu pocieszał. Kto by pomyślał, że ta szczebiocząca malutka kulka różowego futra zostanie w przyszłości przywódcą! Pragmatyzm Subtelnego gdzieś w głębi umysłu samca odczuwał satysfakcję z powodu korzyści jakie może osiągnąć dzięki tej znajomość. Jednak ta ciemna strona charakteru została przyćmiona przez troskę jak i nadzieję. Kleryk był zaskoczony pozycją Alyssy, martwił się czy inne smoki nie będą nią gardzić przez jej młody wiek. Ciekawe czy była to decyzja jednogłośna, czy może podzieliła wewnętrznie stado Życia. Czy teraz inne stada nie będą patrzeć na Życie z góry? Nie, nie powinny. Dynamika Życia była może młoda, ale na pewno nie była słaba. Według Subtelnego ta młoda przywódczyni posiadała wystarczająco siły, by być w stanie poprowadzić swoich podopiecznych. Nie chodzi tutaj o coś tak przyziemnego jak siła fizyczna. Mowa tu o determinacji. Może i chwilę temu miała w sobie pewne wątpliwość, może i nie do końca w siebie wierzyła, ale wystarczyło parę pokrzepiających pieśni by postawić ją na równe łapy. I, jak wierzył Nixlun, już nic nie zasieje w niej wątpliwość. Uśmiechnął się, dymny z kryształoworogiej.
– Gratuluję. Dobrze wiedzieć że stado Życia znalazło się pod dobrymi skrzydłami. – Powiedział, po czym ugryzł się w język. Nie powinien w takim momencie wspominać o stadzie. Najpewniej to z jego powodu Dynamika była taka przybita. Pewnie miała wątpliwość czy nadaję się na przywódcę. W końcu była taka młoda, taka niedoświadczona. Czy na pewno sobie poradzi?... Tak, na pewno. Nixlun nie mógł sobie pozwolić by jego troska zasiała by niepewność.
: 13 sty 2016, 20:05
autor: Dynamika Ostrza
Widząc jego wyraźne zdziwienie, którego z resztą raczej się spodziewała, opuściła lekko pysk, uśmiechając się delikatnie.
–Tak...– Odpowiedziała, jej magiczny głos był cichy, szumiący. To było pewnie ostatnie miano, jakiego Subtelny mógł oczekiwać, że posiada. Jednak słusznie zauważył, że nie do końca w siebie wierzyła. Choć przyjmując to stanowisko, będąc jeszcze sporo młodszą, była pewna tego że sobie poradzi... a potem przyszła wojna. I wewnętrzne spory w jej stadzie... choć akurat ona była tą jedną, która miała powodować żeby się wszyscy nie pozagryzali... zwłaszcza jeśli chodziło o tych których "adoptowali" do swego stada... może była za mało konsekwentna? Za delikatna? Może powinna wymagać większej dyscypliny? Ale czy to nie pogłębiłoby tylko frustracji chętnych do bójki samców zamiast rozładować emocji? Zawsze wierzyła w to, że warto przebaczać winy... tylko ile razy można postępować łagodnie żeby nie stracić autorytetu?
Westchnęła. Przynajmniej nie miała kłopotów w kontaktach z innymi przywódcami. No, cóż, wyjąwszy tą przywódczynię cienia. Z nią nie miała zbytnio ochoty się zadawać, wystarczyło jedno spotkanie.
Pochyliła głowę i delikatnie oparła podbródek na barku samca, pokrytym miękkim, puchatym futrem, biorąc głęboki wdech, a następnie spokojnie wypuszczając nozdrzami powietrze, bez nawet najmniejszego szumu...
–Nie wiem... ~ Te dwa słowa, o dźwięku uplecionym z maddary, były ledwo słyszalne. Chwilę po tym jednak, ocierając lekko bok pyska o futro na jego szyi, cofnęła głowę, unosząc ją na lekko zgiętej szyi, a łagodny uśmiech na jej pysku poszerzył się.
–Ale teraz... mam nadzieję... wszystko będzie dobrze... ~ W tych słowach pobrzmiewało ciepło... i trudne do bliższego zdefiniowania szczęście. Zmrużyła lekko ślepia, odwinęła również ogon który dotąd zawinięty był luźno wokół nich obydwu, na poziomie ziemi, delikatnie muskając nim pokryty dużo bardziej puszystym futrem ogon samca, by następnie zwinąć tenże ogon w ciasną spiralę po jej drugim boku...
Nie zmieni swojej drogi... tak postanowiła. Nawet jeśli niektórzy mogli pomyśleć że przez to jest słaba... wierzyła, chciała wierzyć że dobroć też ma swoje miejsce na tym świecie...
: 19 sty 2016, 22:19
autor: Chór Światła
Subtelny nie był w stanie usłyszeć słów zwątpienia, a to za sprawą swojego dość słabego słuchu. Tak samo mógł tylko zgadywać jakie myśli krążyły po zmartwionym łebku Dynamiki. Kiedy ta oparła swój żółty podbródek na jego barku Nixlun bez słowa delikatnie potarł swój policzek o jej.
– Tak...Też mam taką nadzieję. – Przytaknął niemrawo skupiając się na emocjach jakie towarzyszyły magicznie stworzonemu głosowi. Wydawał się szczęśliwy. To dobrze. Poczuł jak końcówka jego futrzastego ogona została dotknięta przez Dynamikę, która po chwili zawinęła swój wokół własnej łapy. Uznał to za subtelny znak zwiastujący ich rozstanie. Leniwym ruchem rozciągnął się niczym kocie, po czym już z gracją stanął na równe łapy. Spojrzał z ukosu na swoją towarzyszkę, uśmiechając się przyjaźnie.
– To było wspaniałe spotkanie Alysso. Miło było spędzić z tobą trochę czasu. – Oznajmił, patrząc w przestrzeń, po czym skierował łeb w stronę smoczycy, wpatrując się w jej ślepia. – Na pewno zapamiętam to spotkanie na długi czas. – Powiedział z uśmiechem, zamykając jakby z zadowolenia ślepia. Po chwili przyszedł mu do głowy pewnie ciekawy pomysł. – Co ty na to bym odprowadził cię pod granice stada? Tak jak po pierwszym naszym spotkaniu. – Zaproponował ochoczo, ale nie nachalnie. Nie chodziło o to że Subtelny traktował Dynamikę jako słabe, niepotrafiące o siebie zadbać pisklę. Był to po prostu zwykły takt, którym powinien wykazać się każdy w takiej sytuacji. Mogli by wtedy jeszcze chwilę dłużej pobyć razem, cieszyć się wspólnym towarzystwem i umilać sobie czas rozmowami. Subtelny najpewniej w końcu by popytał z ciekawość o jej rodzinę, jak jest liczna i czy wszystko z nimi w porządku. Oraz z przyjemnością usłyszał by parę historyjek. Był to intrygujący temat dla kogoś, kto nie wiele w życiu doświadczył ciepła ogniska domowego.
: 02 mar 2016, 11:29
autor: Bezsensowny Kolec
Nad spokojne, opuszczone i zamarznięte jezioro spokojnym krokiem przybył młody smok. Mimo wyglądu sugerującego mu 10-12 Bez wyglądał tego dnia wyjątkowo dojrzale. Przybył tu w konkretnym celu więc czuł się pewnie; miał zamiar udoskonalić swoje umiejętności biegu.
Gdy znalazł się w takiej odległości od jeziora by mieć je w zasięgu wzroku, ale jednocześnie nie obawiać się o możliwość przypadkowego zmoczenia się w lodowatej wodzie, bez zwłoki zabrał się za trening.
Smok zaczął, tak jak go wcześniej uczyła siostra – od przyjęcia odpowiedniej do biegu pozycji. Jego nieposłuszne łapy ugięły się, twardo spięte, niżej niż chciał. Chwilę zajęło mu uspokojenie płaczących od wcześniejszego wysiłku mięśni, tak, aby tylko delikatnie obniżyły jego ciało, gwarantując mu miękki krok w biegu. Z resztą pozy było łatwiej. Ogon uniósł się do wysokości bioder, wyprostowany do tyłu, tak jak i wyprostowana ku przodowi była szyja. Skrzydłami strzepnął uprzednio, aby się ładniej ułożyły na jego zmordowanym grzbiecie. Postanowił trzymać je dość luźno, na tyle tylko spięte, żeby mu się nie plątały między łapami, gdy pobiegnie.
Westchnął ciężko. Miał się ruszać! Ach, katorga!
Czując nieprzyjemne ciągnięcie jego zastanych mięśni, odepchnął się łapami od ziemi. Zrobił to gwałtownie, wbiwszy wcześniej w ziemię pazury tylnych łap. Co się będzie patyczkować, truchtać – łatwiej od razu pogalopować.
Kolejno, w rytmie, stawiał łapy jedna przed drugą, raz na trzy uderzenia łap odrywając się zupełnie od ziemi. W swoim trzytaktowym biegu starał się, po wyciągnięciu do przodu łapy, stawiać ją na śniegu z rozłożonymi palcami, aby łatwiej było utrzymać równowagę. Dodatkowo dbał, by stawy zginały mu się miękko, nie za mocno, przy zetknięciu z podłożem, bo nic nie bolało bardziej niż niefortunne stąpnięcie na wyprostowaną łapę.
Kolejną chwilę mu zajęło, nim zorientował się, że nie oddycha równo. A do tego przez pysk... Zamknął go zaraz ze szczękiem, zmuszając się do oddychania przez nozdrza. Wydawało mu się to mniej wydajne, ale podobno tak się smoki mniej męczyły. Rytm oddechów przystosował do tempa biegu i wydychał powietrze przy stawianiu przednich łap na ziemię, a wciągał je, gdy miał je uniesione ponad ziemię.
A teraz to, czego tak nie lubił! Zakręty!
Bez przechylił na bok łeb, aby go skierować w stronę pobliskich skałek, przy których miał zamiar zaraz poćwiczyć. Szyja zgięła się mu z automatu, a grzbiet zaraz za nią, stanowiąc przedłużenie tego łuku. Łapki zaczęły go odpychać od ziemi w lekkim przechyle po zewnętrznej stronie skrętu, a ów przechył samiec skorygował ogonem, który odrzucił dla równowagi w tym samym kierunku, aby mu stanowił przeciwwagę. Drgał on do tego, raz po raz, pomagając Bzowi przezwyciężyć małe, niechciane odchyły.
Wrócił zaraz do normalnej pozy, prostując szję, grzbiet i ogon w jeden opływowy, wyprostowany kształt, który falował tylko trochę od ruchów łap.
Był już teraz nakierowany na jedną ze skałek. Równy bieg przybliżył go do niej, a po chwili smok znalazł się już w pozycji, która wydała mu się dogodna do rozpoczęcia okrążenia.
Wcześniej robił już dokładnie to samo, więc nie wymagało to od niego aż tyle przemyślunku. Odgiął całą długość kręgosłupa w łuczek, tak, jakby chciał przywrzeć cały w poprzek do skały, ale zrobił to w oddaleniu takim, aby go żadne zachwianie nie wpakowało w twardą powierzchnię przeszkody. Ogon już trochę machinalnie odskoczył dalej od kamienia, trzymając równowagę. Ale, co najważniejsze, pisklak docisnąl też do siebie bardziej skrzydła, które odstawały do tej pory nieco od jego ciała, co mogło grozić urazami. A nie w smak mu było tracić łusek w tak żałosny sposób.
Po wykonaniu sporo ponad trzystu sześćdziesięciu stopni obrotu wokół skały, odpadł od skały i na powrót wyprostował do zwykłego, prostego biegu. Kątem oka dostrzegł, że ma zaraz obok kolejną dogodną do okrążenia skałkę. Smok podbiegł do niej z ciałem ułożonym w lekki łuczek, a znalazłszy się zaraz obok swojej nowej przeszkody, zacieśnił go, znów pamiętając o wszelkich technikach mających go uchronić przed upadkiem, łącznie z podkurczeniem skrzydełek. Patrząc przed siebie zauważyl jednak, że skała ta nie jest jednak taka prosta, jak mu się wydawało. Z tamtej perspektywy wyglądała na w miarę okrągłą, a teraz okazało się, że kryje się za nią kamienny ogon – dla małego na tyle duży, że można by go uznać za kamienną ścianę. Jako że nie umiał jeszcze ani skakać, ani latać, pozostało mu tylko skręcić gwałtownie w przeciwnym kierunku, aby pobiec wzdłuż tej ściany. W tym celu dosłownie zarzucił łbem na bok a plecy zgięły mu się w prawie największą krzywą, która była anatomicznie dozwolona. Łapy zaryły aż ziemię, ratując się mocnymi odepchnięciami od śniegu przed wpadnięciem na kamień.
Smok, tym sposobem, ledwie się wyratował. Brzeg jego złożonego skrzydła obił się trochę o przeszkodę, ale nic więcej poza tym nie ucierpiało. Dumny z wyczynu, a jednocześnie zły na świat, postanowił już skończyć ten trening i zaczął wytracać prędkość. Zacząl od drobnostek – powolnego uniesienia łba, lekkiego nadstawienia skrzydeł na wiatr i uniesienia ogona. Biodra mu się przy tym ciut obniżyły, aby tylne łapy mogły lepiej hamować. Stąpając coraz to bardziej pod sobą, lekko z przodu, zabierał swojemu pędowi siłę. Nie odpychał się już tak mocno, przez co sam ciężar jego ciała i opór powietrza sprawiły, że już wkrótce kroczyl spokojnie, idąc prosto w stronę obozu.
: 05 mar 2016, 20:47
autor: Mistrz Gry.
Srebrzysty Staw okazał się być następne w kolejce. Szaro-zielona mgła, która do tej pory zdążyła pożreć tereny Życia, a teraz rozpoczęła ekspansję na tereny wspólne powoli wylała się na gładka, zamarzniętą powierzchnię. Rozlała się po niej równo, rosnąc, gęstniejąc i nabierając złowrogiej potęgi. Wkrótce jej macki dosięgnęły drugiego brzegu Srebrzystego Stawu, kierując się dalej wgłąb terenów należących do smoków.
: 31 mar 2016, 18:15
autor: Brak Słów
Wrzos już była na to wszystko zła. Tak próbowali, tyle się już wywiedzieli... A to ciągle, jakimś sposobem, było za mało! Obok mgły bezsiła zżerała Wolne Stada, a ci we mgle pewnie się aż z nich wszystkich śmiali – z tego, jak sobie bardzo nie radzą.
Bo byli tam przecież, prawda? Mówił tak i Cichy, i Piórko, i ktośtam jeszcze, nie pamiętała. Ale nieważne. Ważne było, że to potwierdzona, przynajmniej w mniemaniu Wrzosu, informacja.
Nie mówiąc nikomu, dokąd zmierza, przybyła do Szklistego Zagajnika. Żwawym truchtem mijała wszystkie krzaki i drzewa, przedzierając się wgłąb lasu. No, gdzieś tu musiała być...
I była. Mgła kotłowała się między drzewami Zagajnika w okolicy Stawu.
Serce jej mocniej zabiło, ale ciągle sobie wmawiała, by nie panikować. Jest szybsza od mgły. Chyba.
Zwolniwczy krok, zaczęła się zbliżać do gęstych oparów kryjących w sobie resztę smoczych terenów. Brakująca słyszała, że całe Życie zjadło, a teraz i nawet pół Cienia.
Zatrzymała się dwa ogony przed mgłą, prężąc pierś i prostując grzbiet.
– Hej! – krzyknęła w eter, jakby chciała zwrócić na siebie uwagę.
Odczekała krótką chwilę.
– Jestem Brakująca Łuska... I przyszłam z pytaniami! Smoki próbują pozbyć się mgły, a ja pytam was – czym ona jest? Po co? Kim WY jesteście i po co idziecie? Chcecie naszych terenów, naszej śmierci? Czy czegoś dalej za nimi?
Wrzos, przynajmniej w jej mniemaniu, idealnie udawała odwagę. Jej głos rozbrzmiewał stanowczością i, choć mówiła głośno i wyraźnie, starała się włożyć w swój ton trochę szacunku.
: 01 kwie 2016, 23:56
autor: Mistrz Gry.
Czyżby białołuska myślała, że mgłą jej odpowie? Chyba tak, bowiem nikogo innego tu nie było, zatem słowa samiczki musiały być skierowane właśnie do sinych obłoków, które teraz leniwie falowały w powietrzu, to wirując, to po prostu unosząc się nad ziemią. Ni wiatr, ni deszcz nie ruszały szarości, która zraniła wielu i zabrała wiele, podobny brak reakcji ze strony tajemniczego oprawcy zaobserwowała Brakująca, gdy skończyła mówić. Mgła delikatnie wysunęła jedną z macek w stronę samiczki, ale nie dalej niż na szpon w jej stronę, więc mogłoby to umknąć jej ślepiom... Ale zapewne nie umknęło, w końcu smoki Cienia słynęły z sokolego wzroku. Mgła ani nie zaatakowała, ani nie odpowiedziała, ale nie zatrzymała się ani na chwilę w swych chaotycznych ruchach.
: 02 kwie 2016, 13:33
autor: Brak Słów
Siedziała tak długo. Ze swoim oślim uporem wpatrywała się zacięcie we mgłę, szukając w niej jakiegoś ruchu, jakiejś ręki czy czegoś innego. Ale gdzieś tam poruszała się tylko dziwaczna macka, jedna z tych, które już widziała na granicy z Wodą.
I nic poza tym. Nieprzyjemny zapach mgły mierził ją w nadwrażliwy nos, dając wrażenie, że w okolicy jest duszno mimo zimna i wilgoci. Jakoś tak... Dziwnie jej tu było. Miała przed sobą największego aktualnego wroga Wolnych Stad, lub jego twór, a nie czuła ni krzty strachu.
Mgła się jej wydała niegroźną zarazą, od której trzeba odejść po prostu kilka kroków, a już nie jest w stanie nikomu nic zrobić.
Odwróciła się więc już bokiem do białozielonej ściany dymu. Chciała odejść, ale jeszcze z cichą nadzieją spoglądała weń z nadzieją i nasłuchiwała odpowiedzi. Ale odpowiedź nie nadeszła. Mlasnąwszy z niesmakiem, wolnym krokiem odeszła w stronę Zimnego Jeziora.
Czy Piórkowy kłamał?
: 02 kwie 2016, 23:44
autor: Mistrz Gry.
Gdy samiczka odeszła, mgła zawirowała niespokojnie, a w chwilę później spadł deszcz. W taką pogodę można było łatwo wpaść w kłęby sinego zabójcy, czego doświadczył właśnie zabłąkany ptak miotany przez silne porywy wiatru zwiastujące nadchodzącą burzę. Szum wody i roślin budzących się do życia wypełniał całkowicie okolicę, ale odpowiedź nie nadeszła nawet po tym, jak białołuska już całkowicie zniknęła za widnokręgiem. Mgła nie należała do gadatliwych, to jedno było pewne. Po chwili sine obłoki znów się uspokoiły, natura nie miała na nie wpływu, co przy tej pogodzie było świetnie widoczne, tyle że... Nikt nie patrzył.
: 11 kwie 2016, 19:30
autor: Elf
Dużo później zjawiła się tu samotna sylwetka elfa. Amarion zatrzymał się przed mgłą w takiej odległości, by nie mogła go schwycić. A co t za odległość? Wypadałoby ją sprawdzić. Ostrożnie przybliżał się do zielonkawo-szarej chmury. Krok za krokiem, czujnie obserwując magiczny obłok, gotów w każdej chwili odskoczyć. Mgła falowała, ale dopiero gdy zbliżył się za bardzo z jej wnętrza wysunęły się ku niemu paskudne macki. Amarion natychmiast odskoczył w tył, obserwując, dokąd sięga ich zasięg. Zaznaczył to miejsce, rysując linie w ziemi przy pomocy swojej włóczni. Co prawda mgła nie była nieruchoma, ale dzięki temu miał jaki takie pojecie na temat jej zasięgu. Rozejrzał się dookoła, ale nie widział tu nikogo. Zmarszczył brwi ponad ciemnobrązowymi oczami. to niezwykłe, ze smoki nie pilnują tego terenu kto wie, co mogłoby się czaić w tym oparze? On z pewnością nie pozostawiłby tego bez dozoru. Cofnął się jeszcze o krok, po czym oparł się o włócznie i w zamyśleniu przyglądał się mgle. Czego by tu spróbować? Na początek po prostu cisnął w środek mgły kamień. Zwykły kamyk, jakby z frustracji, że musi być tu sam. A może był to test?
: 04 maja 2016, 23:02
autor: Grayvrag
Wędrujący pisklak chyba nie powinien tak daleko wychodzić poza tereny swojego stada...
Tylko od kiedy to on słuchał kogokolwiek? Mgła była ciekawym zjawiskiem, które Zatruty chciałby bliżej poznać. Może dałoby się ją obrócić na do użytku w przyszłości?
Niedoszły adept, który czekał na ceremonię, zauważył już z daleka elfa. Dwunożne coś, co było nieco większe od niego! To Ci dopiero! Słyszał o dwunożnych, ale jeszcze żadnego w życiu nie spotkał. Niemniej nie bał się ani trochę podejść.
–Co tu robisz? To chyba dość niebezpieczne!-Rzekł młodzieńczym i hardym tonem głosu. Może ten elf coś już wie? A może uda się go wrzucić w tą mgłę i zobaczyć co się z nim stanie? To byłoby ciekawe!
Niemniej czy taki mały smok mógłby zaskoczyć elfa i pchnąć go we mgłę? Szczerze w to wątpił, niemniej może nadarzy się okazja...
Nie podszedł jeszcze do elfa nawet na ogon, a więc stał skrzydło za nim, więc jeszcze nieco więcej od tajemniczej mgły.
: 08 maja 2016, 10:50
autor: Elf
Amarion spojrzał na smoka czujnym, dość podejrzliwym spojrzeniem. Nie odskoczył jednak ani nie poruszył się nawet odrobinę. Zamiast tego wskazał dłonią w kierunku mgły, nie naruszając jednak "bezpiecznej" granicy pomiędzy zielonkawym oparem a nim samym.
– Ktoś uznał, że skoro smoki nic nie robią, my musimy im dopomóc – odpowiedział. jego głos również brzmiał dość młodo, co w połączeniu z wyglądem sugerowało, że elf może wcale nie być "dorosłym" osobnikiem. Brązowe oczy patrzyły na młodego smoka sceptycznie – zupełnie jakby on sam był dużo starszy. Elfy rozwijały się jednak inaczej niż smoki.
– A ty, co tu robisz? O ile wiem wasze pisklęta nie powinny zbliżać się do mgły – zauważył dość napastliwym tonem. Najwyraźniej obecność tego smoka wcale mu nie odpowiadała.
: 08 maja 2016, 14:05
autor: Grayvrag
Co on tu robił? Zabijał elfa.
Nie no. Szczerze powiedziawszy szukał po prostu jakiegoś ciekawego zajęcia, a zapoznanie się z dwunogami może okazać się na przyszłość bardzo korzystne. Może też coś odkryją oboje? Wątpił to w sumie, ale on zawsze skazywał takie próby na porażkę.
–Jedni się nie przejmują, bo sprawa nie dotyczy ich terenów... Reszta jest w rozsypce i próbują lizać swoje rany. Dlatego też tu przyszedłem!
Starał się być... miły, chociaż najchętniej wrzuciłby tego jegomościa we mgłę. Jeśli udałoby się odnaleźć jakieś rozwiązanie na pewno ktoś wynagrodziłby go za trud, który w to włożył.
–Wiesz... Skoro dorośli się boją to ich pisklęta muszą wziąć wszystko w swoje łapy...-Rzekł szczerze z tym co myślał na temat smoczego nieróbstwa w sprawie mgły. Niemniej chwilę później musiał również skłamać, aby ten cały elf nie uznał, iż będzie miał przez niego problemy.
–Nie przejmuj się, ja nie mam rodziców i nikt nie będzie płakał za mną jak co. Poza tym mam na imię Zatruty... Czekam na ceremonię, tak więc możesz mnie uznać bardziej za adepta, niż pisklę...
: 09 maja 2016, 19:56
autor: Elf
Jedna z brwi Amariona uniosła się ku górze, a w spojrzeniu elfa pojawiła się podejrzliwość. Nadal stał oparty o włócznie, chociaż uścisk jego dłoni stał się mocniejszy, a ciężar ciała przeniósł się tak, by w każdej chwili mógł odpowiednio zareagować. Metalowe elementy jego ubioru zagrzechotały cicho pod wpływem wiatru, ale czająca się niedaleko mgła zdawała się nie reagować na wiatr.
– Nie dostrzegam różnicy miedzy pisklęciem a... Adeptem, tak? Dopiero dorosły smok wygląda inaczej – stwierdził, nie spuszczając wzorku z Zatrutego. Smocze rangi pozostawały da niego zagadką. Ktoś był dorosły lub nie, niezależnie od funkcji, jaka pełnił. Równi dobrze smoki mogłyby nazwać pisklęciem jego, a jednak wśród swoich nie był już uważany za dziecko... Przeważnie.
– Jestem Amarion. Jak widzisz robię to, co ty. Biorę sprawy w swoje ręce – skinął głowa w kierunku zielonkawego obłoku, który kłębił się w oczekiwaniu na kolejne ofiary. Żarłoczna bestia, niemal fascynująca.
– Skoro nikt nie będzie na ciebie czekał możesz poświęcić się w imię wyższego dobra – dodał, ale w jego spokojnym głosie próżno było szukać chociaż cienia ironii czy sarkazmu. Zupełnie jakby mówił poważnie, przypatrując się smokowi z mieszanina ostrożności, ale i zaciekawienia. Może naprawdę coś sugerował? A może jedynie zartował?
: 10 maja 2016, 6:02
autor: Grayvrag
Zatruty się uśmiechnął. To było dość zabawna w jego mniemaniu.
–Tak, adeptem...-Rzekł krótko po czym przeniósł spojrzenie z elfa na mgłę-Co ją w ogóle powstrzymuje przed poleceniem dalej?
To było jego pierwszym i podstawowym pytaniem. Zresztą jako kolejny smok chciał się skupić na skutkach, a nie przyczynach powstania tej mgły.
–Mógłbym...-Powiedział po chwili ciszy i na jego pysku znów pojawił się uśmiech-Ale mnie życie jeszcze miłe. Nie zamierzam umierać w najbliższym czasie.
Potem przyszła dłuższa chwila konsternacji.
–Jakieś pomysły? Wiem, że ogień podziała na mgłę, ale jaki sens ma dmuchanie ogniem w nią, skoro wszystko po chwili wróci do normy...?/b]
Zatryty czekał na pomysły elfa, w końcu tak na prawdę to elf tu był pierwszy i widocznie został członkiem tej "grupy" poszukiwawczej.
: 11 maja 2016, 19:22
autor: Elf
]Przez chwile przypatrywał się smokowi, a raczej jego uśmiechowi. W uznaniu Amariona było to lekko niepokojące zjawisko. Potem przeniósł wzrok na mgłę, ale nie tracił czujności – było to niebezpieczne, zwłaszcza w takim miejscu.
– Gdyby ktokolwiek znał odpowiedź na to pytanie łatwo byłoby znaleźć sposób, aby się jej pozbyć – odpowiedział, pocierając dłonią brodę z wyraźnym namysłem. W drugiej wciąż ściskał włócznię, bo przecież jej nie wyrzuci.
– Rzuciłem w nią kamieniem, żadnej reakcji – stwierdził, odpowiadając na pytanie smoka. Było to jednak nieco sarkastyczne w brzmieniu, gdyż uważał, że rzucenie kamieniem to i tak więcej, niż zrobiło większość smoków.
– A wcześniej, w kilku innych miejscach rozmieściłem kilka run. Jak zapewne mówił wam nasz Najstarszy, runy nie odgoniły mgły. Uspokoiły ją jednak w danym miejscu... Ale chyba nikt z was nie zainteresował się tamtymi miejscami – dodał, spoglądając na Zatrutego z ukosa, zupełnie jakby oceniał jego reakcję.[/i]
: 12 maja 2016, 5:55
autor: Grayvrag
–To dziwne, że nasza maddara i wasza magia na to coś nie działa... Coraz bardziej wierzę w to, iż nie jesteśmy w stanie dowiedzieć się co się kryje pod mgłą, dopóki nie znajdziemy prawdziwej przyczyny tej mgły...
Zatruty szybko stracił swój uśmiech i od razu zabrał za chłodną dedukcję. Przysłuchiwał się elfowi i co jakiś czas kiwnął łbem. Próby elfa do niczego nie prowadziły, tak więc Zatruty musiał zrobić coś, co uważał za skuteczne. Powoli ominął elfa i podszedł nieco bliżej mgły.
–Spróbuję w nią plunąć ogniem...– Być może świadom tego, że to może zadziałać, po prostu zbliżył się do mgły na tyle tylko, żeby plunięcie musnęło ją, ale zarazem nie zagrażała mu. Czy coś się stanie? Zaraz się dowiemy.
Zatruty nabrał powietrza w płuca i plunął ogniem przed siebie, nieco w górę... Było to bardzo niebezpieczne, ale podejrzewał, iż mgła nie jest w stanie zabić go jednym dotknięciem macki... Niemniej mały smok przy pluciu ogniem przymrużał ślepia i jeśli macka faktycznie miała go pacnąć, to z pewnością to uczyni.
: 12 maja 2016, 19:52
autor: Elf
Elf wydawał się zdumiony słowami Zatrutego.
– Co rozumiesz poprzez "nie działa"? – Zapytał, najwyraźniej nie rozumiejąc znaczenia słów użytych przez smoka. Może maja inny słownik niż elfy?
– Nie wiem, co próbowaliście zrobić z mgłą przy pomocy waszej magii... Ale czy nie jest tak, że po prostu nie działa zgodnie z waszymi oczekiwaniami? Bo "nie działa" to mocne określenie. Nasze runy w pewien sposób zatrzymują mgle, uspokajają ją... Czy to również określisz, jako "nie działa"? – Zmarszczył lekko brwi, najwyraźniej intensywnie nad czymś rozmyślając. Czy sposób myślenia elfów i smoków tak bardzo się od siebie różniły? Kwestia magii i mgły coś mu nasuwała do głowy, ale... Nie, jednak nic. A może?
Na razie obserwował, jak Zatruty zieje ogniem. Mgła rozstępowała się przed płomieniami, jakby w obawie przed nimi. Gdy jednak ogień znikał, zielono-szare, kłębiące się opary natychmiast powracały na swoje miejsce. Co innego było o tym słyszeć, a co innego widzieć na własne oczy. Amarion przypatrywał się temu zjawisku uważnie, starając się wychwycić wszelkie szczegóły.
– Czy już tego nie próbowaliście? – Zapytał, nie mogąc ukryć pewnej złośliwości. Powtarzanie w kółko tych samych czynności było równie mądre co rzucanie kamieniem w mgłę... Co sam zresztą zrobił, bardziej w wyrazie frustracji niż prawdziwych badań. Może tak samo było z Zatrutym?