Strona 11 z 35

: 20 cze 2016, 21:07
autor: Administrator

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Uzdrowicielka posłała samcowi uroczy, szczery zawadiacki uśmiech, unosząc jednocześnie z godnością złoty, trójkątny łeb, patrząc na niego nieco z góry lazurowym błyszczącym ślepiem otoczonym czerwoną twardówką.
Wydawała się rozbawiona, a końcówka ogona podrygiwała delikatnie tuż za nią to w prawo, to w lewo, kiedy przyglądała się z zainteresowaniem swojemu nieco gorszemu sobowtórowi.
Jednocześnie musiała podziwiać piękne, czerwone łuski przypominające rubiny oraz granaty i te na szyi podobne do topazów i cytrynów.
Pociągnęła nosem, zadowolona.
Widziała, jak ranka zasklepia się, pozostawiając jednak po sobie strupek z zaschniętej posoki.
Przewróciła ślepiami, gdy wspomniał o ukrwieniu.
Ależ oczywiście, inaczej jak mogłabym leczyć? Na dobrą sprawę każdy mógłby się uczyć o swojej anatomii, czy po prostu smoczej. Moja Maddara nie różni się niczym od twojej. Gdybyś chciał, mógłbyś przestudiować, jak wygląda wnętrze smoka zwykłymi sondami. Ale skoro pytasz, najbardziej ukrwiony jest łeb oraz tors, wszakże to tam kryje się serce, które pompuje krew. Trzecie w kolejności są skrzydła. Mało kto zdaje sobie sprawę, że są bardzo unaczynione i unerwione, walcząc wystarczy celować w nie właśnie, bo sprawiają najwięcej bólu i szybciej smok się wykrwawia – odpowiedziała z lekką wyższością, jakby to było oczywiste.
Kiedy zaczął ją obwąchiwać, odsłoniła zębiska, a następnie kłapnęła nimi tuż koło jego pyska.
Prychnęła, zdegustowana.
Nie musiał przecież badac jej aż tak dokładnie!
Kiedy iluzja się poprawiła, zacmokała nie całkiem ukontentowana.
A ruch klatki imitujący oddech, a para wodna tworząca się z oddechu? A ruch oczu, ogona i skrzydeł? – wymieniła, przekrzywiając krytycznie łeb na bok.
A następnie tuż przed ślepiami iluzji rozbłysło ostre, białe światło, gorące, parzące.
Była ciekawa, jak iluzja się zachowa, jak samiec nią pokieruje.

: 20 cze 2016, 23:20
autor: Kruczopióry
Pysk Kruczopiórego nieco spoważniał, kiedy słuchał odpowiedzi Kaliny, zdawał sobie jednak doskonale sprawę, iż jeżeli chce osiągnąć postęp, musi okazać się wobec swego tworu krytyczny. Zapamiętał każdy szczegół wymieniony przez uzdrowicielkę, a następnie zaczął wypełnić tymi szczegółami maddarowy posąg. łeb momentalnie zaczerwienił się i zarumienił, gdy wypełniła go od wewnątrz większa doza ciepłej, szkarłatnej cieczy, tak samoż tors, czarodziej pomyślał też o oddechu i o biciu serca. Heulyn mogła zauważyć, jak klatka piersiowa jej kopii zaczyna delikatnie poruszać się w górę i w dół, rozszerzać i zmniejszać, rytmicznie, jednostajnie urealniać wymysł. Skrzydła zadrżały; rozprostowały się znienacka, powolnym ruchem uniosły się ku górze, rozkładając szeroko, odstąpiły od ciała powoli, najpierw gwałtownym szarpnięciem odrywając od czerwonych boków, a następnie spokojnie, majestatycznie odginając się, zmierzając ku górze niczym otwierający się właz, jakby zapraszały pod spód, ku smoczycy. Gdy wreszcie znalazły się u celu, niemal równolegle do podłoża – choć ugięte w lekki łuk za sprawą siły grawitacji – razem z resztą ciała zaczęły nieznacznie kolebać się naprzemiennie ku górze i dołowi, mniej przy ciele, bardziej na zewnętrznej, wrażliwszej na wszelkie drgnięcia stronie.

Kalina mrugnęła. Ta maddarowa, rzecz jasna. Mrugnęła, potem zaś, nie poruszając łbem, zaczęła rozglądać się na boki. Zielone ślepia wędrowały wte i wewte, spoglądając raz na drzewo, raz na jakąś kępę trawy... aż wreszcie zatrzymały się na swoim pierwowzorze. Jeszcze raz twór Kruczopiórego mrugnął... i dało się słyszeć cichy szum – oto bowiem magiczna Heulyn rozwarła pysk i nabrała powietrza! Paszcza otworzyła się nieznacznie, z gracją, ale pewnie, odsłaniając intensywnie czerwony język, który w tym samym momencie nieznacznie odsunął się od podniebienia, zajmując pozycję pośrodku między nim a żuchwą. Lekko zakołysał się, a potem... powietrze wydostało się z ust wymysłu czarodzieja! Dużym, głębokim haustem Kalina wykonała wydech, klatka piersiowa opadła, tak samoż skrzydła, jakby figura rozluźniła się, zaś przed pyskiem pojawił się spory obłoczek ciepłej pary wodnej, pary, którą wcześniej Kruczopióry – czego nie można było zobaczyć – zagrzał we wnętrzu czerwonego ciała smoczycy, aby uzyskała podobne do tej prawdziwej właściwości. Nawet zdawała się nieco cieplejsza, aby obłoczek rzeczywiście pojawił się, a nie rozmył w powietrzu niezauważony.

Rozluźnieniu towarzyszył ruch ogona; tenże przesunął się delikatnie z jednej strony na drugą, powiódł po ziemi, wywołując delikatny szum wysokiej trawy. W pierwszej kolejności, rzecz jasna, pozycję zmieniła jego nasada – najmocniej umięśniona, dalszą część swoistej kończyny pociągnęła za sobą niczym bicz, choć Kruczopióry starał się uczynić to z gracją, spokojnie obserwując poruszający się ogon, który ułożył się na ziemi na coś w kształt litery "S". Uśmiechnął się nawet sam do siebie, widząc efekt, dalej chciał tym samym ogonem maddarowej Heulyn otoczyć swój twór wokół, ale nagle...

...błysk!

Kruczopióry wzdrygnął się, w zupełnym zaskoczeniu tracąc skupienie, o mało co nie stracił też panowania nad tworem – skrzydła opadły, oddech ustał, cały niemal natychmiast znów stał się posągiem, nie podobną prawdziwej smoczycą. Magiczny wymysł nie drgnął nawet – ach, gdyby nie skupiał się na nim tak mocno, na pewno zauważyłby ruch cudzej maddary! Warknął nieprzyjemnie, zły sam na siebie, po czym popatrzył na prawdziwą Kalinę... i westchnął cicho.
– Wybacz. Zaskoczyłaś mnie – stwierdził, powoli przywracając wymysł do porządku. Wrócił oddech, skrzydła uniosły się, powróciło drżenie, pojawił się też delikatny ruch końcówki ogona. – Nie powinienem tak bardzo myśleć o swojej figurze, zapominając o otoczeniu. Tutaj to bez znaczenia, ale w walce... mogłoby sprowadzić na mnie zgubę – zaznaczył, przybierając kwaśny wyraz pyska. – Myślisz, że jesteś w stanie... znów ją zaskoczyć? – zapytał, spoglądając na Heulyn uważnie. Teraz... będzie bardziej przygotowany na sztuczkę, to prawda, czegokolwiek smoczyca nie obmyśli. Ale może to też okaże się dlań całkiem sensowną lekcją...?

: 04 sie 2016, 15:12
autor: Złoty Bażant
Adept zawędrował na Ziemie Niczyje, wkroczył do puszczy i kiedy tylko dostrzegł ten pagórek, natychmiast się na niego wspiął. Nie było to może wysokie wzniesienie, ale dla smoka który nigdy nie pofrunie było to coś dość wysokiego.
W pewnej chwili uniósł łeb i ryknął głośno, chciał zwrócić na siebie uwagę kogoś kto będzie mógł go czegoś nauczyć.

: 08 sie 2016, 21:29
autor: Cichy Potok
Cichy już jakiś czas po prostu wędrował po terenach wspólnych, bez jakiegoś konkretnego celu. W zasadzie to nawet nie był samotny. W końcu towarzyszyło mu dwoje kompanów. Czarny kruk Nero i czarna kelpie, Duma. Dwoje mrocznych towarzyszy, złoto-miedzianego smoka. Ich spokojny pochód przerwało donośnie ryczenie. Cichy spojrzał z zainteresowaniem na pagórek. Siedział tam bezskrzydły z jego stada. No...z ich stada. W końcu należeli do niego wszyscy. Z zainteresowaniem ruszył w jego kierunku, a gdy już był na długość ogona, przechylił z zainteresowaniem głowę. Nero zakrakał głośno, siedząc na rogu smoka, zaś Duma. Duma miała całe to towarzystwo gdzieś i po prostu legła sobie spokojnie, gdzieś w cieniu krzewu. – Czy coś się stało, że tak ryczysz panicznie? – zaśmiał się, zagadując do samca. W końcu wcale panicznie nie ryczał.

: 09 sie 2016, 7:04
autor: Złoty Bażant
Kiedy młody spostrzegł nadchodzącego smoka, poczuł ulgę że ktoś się zjawił, ale oczywiście nie spodobał mu się komentarz miedzianego
-Wcale nie ryczałem panicznie, gdybym potrafił używać już maddary, użyłbym tego a nie wydzierał się, ale ryknąłem, bo szukam kogoś kto pouczyłby mnie, akurat w tym przypadku mediacji. Niestety muszę to znać– powiedział spokojnie, miał oczywiście nadzieję że dawny przywódca go tego nauczy, ale bezpośredniej prośby do niego nie wypowiedział.

: 10 sie 2016, 13:33
autor: Cichy Potok
Cichy uśmiechnął się lekko widząc oburzenie Zbuntowanego. Cóż, smok ten był specyficzny. To na pewno. Zaraz potem pokiwał ze zrozumieniem łbem. – To jeśli nie chcesz uczyć się tej umiejętności, wcale nie musisz się jej uczyć. W końcu lepiej uczyć się tego, czego się chce uczyć, niż na siłę poznawać tajniki mediacji. To dość skomplikowana umiejętność. – oznajmił z lekkim uśmiechem. Przysiadając na zadzie. Nie zamierzał przecież stać jak jakieś drzewo. Musiał trochę odpocząć po tych wędrówkach. Jego błękitne ślepia uważnie przyglądały się Zbuntowanemu.

: 10 sie 2016, 19:36
autor: Złoty Bażant
Smok ten faktycznie był przekorny, tak więc prychnął cicho i powiedział:
-Jakto nie chcę ? Oczywiście że chcę się uczyć mediacji, przyszły piastun musi to umieć, przecież nie mogę rozdzielić kłócących się ze sobą pisklaków ziejąc na nie ogniem, albo innymi siłowymi technikami bo ten...ponoć mediacja to zdolność rozwiązywania problemów bez użycia siły, znaczy ten, no, na drodze pokojowych negocjacji a nie walki. Mam rację, prawda ? Tak więc widzisz Leśny Szepcie, bo...od kiedy nie jesteś przywódcą to takie nosisz imię, racja ? W każdym razie ta umiejętność choć okropna do nauki to dosyć potrzebna jak tak na to spojrzeć– powiedział przechodząc od jednego tematu do drugiego, dobrze że Cichy miał sporo cierpliwości do młodych bo niejeden nie wytrzymałby tej dziwacznej, poplątanej gadaniny.

: 10 sie 2016, 22:12
autor: Cichy Potok
Oj tak, Cichy był naprawdę cierpliwy. Przechylił tylko uprzejmie głowę na bok i przypatrywał się Zbuntowanemu z pobłażliwością w ślepiach. Ach ci młodzi...Zaraz potem zaśmiał się cicho. – Widzisz. Samemu sobie przeczysz. Najpierw mi tu wzdychasz, że niestety musisz się tego uczyć, co brzmi jednoznacznie, że nie chcesz się tego uczyć. Potem mi tu zaprzeczasz, że nie chcesz. Oj....chyba sam nie jesteś pewien, co powinieneś zrobić. – rzekł Cichy równie zawiłym językiem, co Zbuntowany, by nie czuł się samotny w tej swojej plątaninie. Zaraz potem jednak spoważniał. – Ale masz rację. Jako piastunowi przyda ci się ta umiejętność, która faktycznie pozwala na rozwiązywanie sporów bez udziału siły. Ale pozwala czasem także manipulować...w końcu aby obie strony były zadowolone, należy przedstawić im takie wizje, by były one satysfakcjonujące dla jednej i drugiej strony konfliktu. No dobrze...niech ci więc będzie. Masz jakiś pomysł na problem, nad którym chciałbyś się zastanowić i go rozwiązać? – zapytał po chwili namysłu. Chciał najpierw zobaczyć, co Zbuntowany wymyśli. W końcu nie znał jeszcze w pełni tego smoka i poznać poprzez taką rozmowę, wyszukiwanie problemów i tym podobne...pozwoli mu spojrzeć głębiej na samą osobę Adepta.

: 11 sie 2016, 20:41
autor: Złoty Bażant
Samiec skrzywił się nieznacznie, ale niczego nie powiedział, zamiast tego podrapał się po łbie zakrytym gęstą czupryną zastanawiając się nad możliwą odpowiedzią, albo raczej nad jakimś problemem
– Problem, problem, hmm...Jeśli chodzi o to kim chcę zostać to chyba najbliźsze będą mi właśnie problemy z pisklakami, ale jakie one mogą mieć problemy bo u przywódcy na przykład może to być kłopot czy skazać kogoś na śmierć czy nie, a taki łowca na przykład kogo powinien nakarmić, albo uzdrowiciel kogo uleczyć ale z pisklętami...Można mieć problem że będą się chciały oba albo więcej nawet pisklaków bawić się czymś, czymś co ma się jedno, jakąś taką zabawką, której nie da się podzielić, mogą się też kłócić o coś i trzeba ich jakoś rozdzielić. No ale zostanę przy pierwszym problemie, kiedy pisklaki kłócą się o jakiś przedmiot, albo gdzie pójść. – powiedział, wciąż jeszcze się zastanawiając

: 16 sie 2016, 13:52
autor: Cichy Potok
Cichy wysłuchał rozważań Zbuntowanego, po czym pokiwał łbem. – Pisklęce problemy czasem są trudniejsze, niż te, związane z panowaniem nad stadem, czy pojedynczymi dylematami poszczególnych smoków. Dobrze więc, uznajmy więc, że mamy znaleziony przez jedno z piskląt kamień szlachetny. Niech to będzie opal, który to mieni się różnymi barwami. Kamień ten bardzo spodobał się też drugiemu pisklęciu, które do tej pory bawiło się zwykłym, szarym kamieniem. Ty w swoich zapasach nie masz żadnych kamieni szlachetnych. Jedno z piskląt jest starsze, drugie młodsze. To młodsze znalazło kamień, a to starsze zabrało mu tą zabawkę, chcąc się nim bawić. Młode wpadło w płacz. Co zrobisz? – zapytał Cichy, przechylając nieznacznie łeb na bok. Ciekaw był, jak na taką sytuację zareaguje bezskrzydły.

: 16 sie 2016, 21:39
autor: Złoty Bażant
Najchętniej to obydwu dałby po łbie i wysłał do kąta jeśli można tak było nazwać "kąty" jaskini, ale nie mógł tego tak rozwiązac bo to było rozwiązanie siłowe a nie na tym polegać miała mediacja, pomyślał więc trochę dłużej szukając innych rozwiązań
– Trzeba by wykombinować coś co pozwoliłoby rozstrzygnąć ten spór...odebranie opalu starszemu i oddanie go młodszemu nic by nie dało, wywołałoby większą kłótnię i zazdrość, a nie o to w tym chodzi. Pozbawienie ich obu kamienia mogłoby być rozwiązaniem na krótko, a zresztą nie jestem pewien czy nie wywiazała by się kłótnia o to że to przez wrzaski młodszego odebrano im obu kamyk. Rozłupać kamienia się nie da, no może by się i dało ale po co niszczyć szlachetne kamienie które są cenne. Tworzenie iluzji drugiego kamienia jest bez sensu...W takiej sytuacji proponuję jakiś mały konkurs. Na przykład zgadywanki, ten kto zna odpowiedzi na pytania otrzymałby kamień. Można by też kamyk ukryć w jaskini i ten kto go znajdzie by się nim bawił, no a przy okazji zająłbym czymś pisklęta na pewien czas

: 17 sie 2016, 10:46
autor: Cichy Potok
Cichy uśmiechnął się lekko. Niby taki zbuntowany, a jednak wiedział czego pisklętom potrzeba. Gdy samiec oznajmił, że aspiruje na Piastuna na początku nie chciał się na to zgodzić. Jednak teraz dostrzegał w tym smoku i łagodną naturę. Miał wrażenie, że ten cały bunt, jest po prostu formą zwrócenia na siebie uwagi i tyle. Pokiwał powoli łbem, gdy uczeń skończył. – Ale przecież młodszy samczyk już raz znalazł ten kamyk. Powiedzmy, że podniósł głos sprzeciwu, że znów ma go szukać, gdy raz już go znalazł i powinien należeć do niego.... – powiedział z lekkim uśmiechem. Nie, ten problem pomimo, że był z pisklętami, wcale nie był łatwy. Wszak nie ważyły się tu losy stada, ale żeby pojednać pisklęta...cóż, trzeba nie lada pomysłów. – Rozłupanie i iluzja faktycznie byłyby głupimi pomysłami. Zagadki...cóż, zagadki są dość dobrym pomysłem. Jednak wciąż młodsze pisklę podnosiłoby głos sprzeciwu, że to on znalazł kamień, więc jest jego. Jakie inne rozwiązanie proponujesz? – zapytał ze spokojem, ciekaw jak teraz zareaguje zielonołuski.

: 17 sie 2016, 13:22
autor: Złoty Bażant
Ta sytuacja zbiła go z tropu.Milczał dłużej niż poprzednio, starając się cokolwiek wykombinować
– A więc tak...młody wciąż drze się ze to do niego powinien należeć kamień, opcja zabawy nie podziałała, rozwiązania siłowe nie wchodzą w grę...Można by w ogóle odebrać kamień obojgu i stwierdzić że albo podzielą się w taki sposób że na przykad jeden będzie bawił się ileś czasu, potem drugi, albo nie dostaną kamienia wcale – powiedział jedyne rozwiązanie które mu przychodziło do łba.

: 18 sie 2016, 19:40
autor: Cichy Potok
Cichy przechylił łeb na prawą stronę, a na jego pysku widać było delikatny uśmiech, rozbawiony uśmiech. – Dobrze. A który ma się bawić pierwszy? – zapytał z rozbawieniem. – Niezależnie od odpowiedzi, wymyśl kolejny problem. Tym razem związany z konfliktem międzystadnym. Może być też związany z pisklętami bądź adeptami. – podpowiedział.

: 19 sie 2016, 9:29
autor: Złoty Bażant
Samiec skrzywił się, dużo więcej mogło być kłopotów z pisklakami niż ten adept się spodziewał
– Uznajmy że dałbym kamień jako pierwszemu młodszemu, bo on go miał w końcu pierwszy, no i może przestałby się wreszcie wydzierać, tak czy siak potem ten drugi by się bawił. A inny problem mówisz, to...No nie wiem, załóżmy że mamy dwa smoki, jednego z Ognia, drugiego z Życia, wybali się na wspólne polowanie jako dwaj najbliżsi przyjaciele, obaj są załóżmy łowcami, znaleźli kamień, jeden upiera się że zauważył go pierwszy, drugi oczywiście też mówi że znalazł go pierwszy. Chociaż....nie, nie to nie jest dobry przykład – powiedział i zamyślił się raz jeszcze
– A więc mam nowy pomysł, mam nadzieję że trochę lepszy niż ten z łowcami...Może trochę typowy ale zawsze...A więc młody smok, adept wybrał się na polowanie, ale z racji swojego nikłego doświadczenia w tych sprawach, zawędrował zbyt blisko granicy Stada Cienia, zabłądził i wszedł na ich ziemie. Wywołało to konflikt między przywódcami obu stad, załóżmy że nieostrożny adept był z Życia. Zastanawiam się co w takiej sytuacji mogliby zrobić obaj przywódcy, no bo Życiowy nie chce stracić adepta, który dajmy na to jest juz prawie zupełnie wyszkolonym Wojownikiem, natomiast Cień chce śmierci smoka który wtargnął na ich ziemie. Może jakieś zadośćuczynienie w postacie kamieni albo mięsa ?

: 29 sie 2016, 21:24
autor: Cichy Potok
Cichy uśmiechnął się tylko na odpowiedź Zbuntowanego. Po czym pokiwał łbem. – Ależ ten problem z łowcami był bardzo dobry. Tylko zamiast kamienia, może można byłoby powiedzieć, że znaleźli truchło żubra. No i kłótnia, co z tym zrobić. W końcu polują na terenach Ognia. Jak byś to rozwiązał, jako Przywódca Ognia, na którego terenie poluje ten zaprzyjaźniony obcy? – zapytał z rozbawieniem, po czym zastanowił się nad problemem, który podał bezskrzydły. – Hmm...to ciężkie. Jednak za przekroczenie granic wcale nie grozi śmierć. Jako przywódca tego smoka, który poniósł winę za nieumyślne przekroczenie granicy faktycznie zaproponowałbym pewną zapłatę. Niech to będzie rekompensata za to, że obcy naruszył ich granicę. W zależności jak daleko zabrnął, taką kwotę bym podał. – rzekł ze spokojem, zgadzając się na pobieżny pomysł Zbuntowanego.

: 03 paź 2016, 9:37
autor: Złoty Bażant
– A więc martwy żubr na terenach Ognia...hmmm. Zawsze można by podzielić mięso po połowie dla każdego ze smoków, no bo w niby polują na terenach Ognia ale polują tam razem więc obu należy się mniej więcej tyle samo. No kamienia nie dałoby się podzielić, ale żubra już się da...No chyba że kłóciliby się który chce którą część -skwitował


//przepraszam ze tak krótko ale jakoś wyszłam z wprawy

: 14 lis 2016, 21:57
autor: Obnażony Kieł
Krucjata wyszła dzisiaj z groty razem ze swoim kompanem, żeby go czegoś nauczyć. Usiadła wygodnie na trawie i przyglądała mu się mrużąc oczy i myśląc jednocześnie od czego zacząć. W końcu zdecydowała się na śledzenie. Umiejętność bardzo potrzebną w czasie polowania. Nie wiedziała jak się uczy kompanów, dlatego stwierdziła, że będzie do niego po prostu mówić i kazać m wykonywać poszczególne zadania. Kiedy i Kadilimar usiadł wygodnie na ziemi zaczęła swój monolog.
– Śledzenie jest umiejętnością szczególnie potrzebną na polowaniach, dlatego najwięcej w tej dziedzinie umieją łowcy. Mimo to coś o tym wiem i przekażę ci tą wiedzę byś w radzie potrzeby mógł samotnie udać się na polowanie. Na początku trzeba odnaleźć ślady, a później za nimi podążać aż odnajdzie się ofiarę. Świeże ślady łap są widoczne zimą, bo znikną dopiero kiedy zasypie je śnieg lub zawieje wiatr. Jednak kiedy jest jesień bądź wiosna widać je tylko przez krótką chwilę zanim podniesie się trawa po której stąpała przyszła ofiara. Jednak ślady w postaci odcisków można znaleźć też na gołej ziemi. Te ślady są dużo trwalsze ale przez to, że nakładają się z innymi starszymi trudniej je rozczytać. Świeżość takich odcisków można też wyczuć po zapachu. Im mniej od niego czuć tym jest starszy i nie warto iść jego tropem. Innymi śladami są połamane gałęzie drzew i krzewów, kępki futra, ślady zapachowe, zdarta kora z drzew, krew i odchody. Przydatne są też ślady po żerowiskach. Oprócz wzroku możemy też korzystać z innych zmysłów. Nasłuchując możemy usłyszeć wydawane przez zwierzęta dźwięki, ryki dzięki czemu będziemy wiedzieć w jakim kierunku się udać. Z pomocą przyjdzie nam też węch. Podążając za śladem zapachowym będziemy trzymać pysk blisko ziemi i będziemy węszyć dolnym wiatrem. Ale jeżeli nic nie będziesz mógł znaleźć uniesiesz pysk wysoko do góry i będziesz węszył górnym wiatrem. Wiatr niesie ze sobą wiele zapachów z bardzo daleka, dlatego po krótkim węszeniu możemy natrafić na jakiś ślad i zacząć za nim podążać. Tylko pamiętaj o tym, że aby tak węszyć trzeba iść pod wiatr. W przeciwnym razie to nie ty wywęszysz zwierzynę tylko ona ciebie i z polowania nic nie będzie. – Przerwała na chwilę i nakazała mu się obrócić pod wiatr. Chciała, żeby przez więź powiedział jej jakie zapachy wyczuwa. Nie musiała długo czekać na odpowiedź. Kadilimar przekazał jej, że czuje zapach wody, padliny, zwierzyny, miodu i kwiatów. Krucjata tylko skinęła mu łbem na potwierdzenie poprawności jego słów i podjęła urwany wątek.
– Jeżeli podążasz już za śladem, a ten się nagle urywa to nie oznacza, że trzeba udać się na poszukiwania innego tropu. Po prostu w jednym miejscu ziemia mogła być za twarda, żeby odcisk się odbił. W tedy podchodzisz do ostatniego odnalezionego śladu i odchodzisz od niego o dwa kroki. Potem po prostu zataczasz wokół niego kręgi, a z każdym następnym odchodzisz o jeden krok w bok. Dzięki temu będziesz miał pewność, że niczego nie ominąłeś. Jeżeli przez tę metodę nie odnajdziesz kolejnego śladu to możesz iść szukać innych tropów. – Po tych słowach za pomocą maddary przygotowała dla gryfa miejsce do ćwiczeń, a sama ukryła się za krzakiem, żeby mu nie przeszkadzać ale wciąż mieć na niego widok. Kadil od razu pojął o co chodzi i zajął się tropieniem. Na początku uniósł łeb, żeby węszyć górnym wiatrem. Na jego nieszczęście wiatr nie niósł ze sobą interesujących go zapachów. Jednak on nie należał do tych którzy łatwo się poddają. Zwiesił łeb i zaczął szukać wzrokiem śladów na ziemi. Na początku dostrzegł tylko połamane gałązki przy których nie było żadnych śladów, dlatego poszedł dalej. Przy jednym ze znajdujących się nieopodal krzaczków zauważył małą kępkę futra. Podszedł do niej i wciągnął powietrze. Ślad pachniał tak intensywnie jakby zwierze niedawno tędy przechodziło. Zwrócił łeb w stronę w którą prowadził go zapach i niemal od razu rzuciły mu się w oczy pierwsze ślady. Wyglądały jak odciski racic, dlatego prędko przyjął, że śledzi sarnę. Długo podążał za dobrze zachowanym tropem. Jednak ten w końcu się urwał. W tedy lekko podenerwowany odszedł od niego o dwa kroki i zaczął zataczać wokół niego kręgi. Okazało się, że ślad miał przedłużenie, dlatego dalej szedł jego tropem. Po niedługim czasie dostrzegł w krzakach piękną sarnę. Ucieszony ze znaleziska i z wielką chęcią rzucenia się na wytropione zwierze wydał z siebie złowrogi dźwięk, a w tedy maddarowe stworzenie zniknęło. Przez więź wyczuł, że to jeszcze nie koniec treningu, co go lekko zirytowało ale ponownie zaczął poszukiwania. Uniósł pysk i wciągnął powietrze. Tym razem również nic nie poczuł. Nawet się tego nie spodziewał, bo wiedział, że Krucjata nie da mu tak łatwego zadania. Ponownie opuścił łeb i zaczął szukanie śladów na ziemi. Na początku nie dostrzegał niczego szczególnego. Widział tylko stare kłębuszki sierści, zatarte, wywietrzałe odciski łap i nic nie znaczące połamane gałązki. Jednak po dłuższych poszukiwaniach los się do niego uśmiechnął i poczuł tak przez niego lubiany zapach krwi. Od razu stanął w miejscu i zaczął się rozglądać dookoła. Jego wzrok błądził na początku po pniach ale tam nic nie zauważył. Potem przyjrzał się głazom, kamyczkom i pozostałością po ściętych drzewach. Kiedy i tam nie zauważył niczego co mogłoby wydzielać ten zapach skierował swój wzrok jeszcze niżej. Dłuższą chwilę przyglądał się ziemi wokół siebie nim zauważył mały ślad krwi. Oblizał się na myśl o jedzeniu ale po chwili znowu skupił się na poleceniu. Podszedł do śladu i ponownie wciągnął powietrze do nozdrzy. Był pewny, że to krew i co bardziej mu się spodobało świeża. Spojrzał nieco dalej w kierunku który wskazywała mu plama krwi i dostrzegł odbity ślad łapy. Podszedł do niego i zaczął mu się uparcie przyglądać. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że już gdzieś go widział. Bizon. Mruknął zadowolony, bo to było duże zwierze. Ruszył za śladami, co chwilę napotykając plamę pięknie pachnącej krwi. Zauważył też, że stawiane przez bizona kroki były bardzo nieregularne i ciężkie jakby rana zaczęła mu ciążyć. Przez łeb Kadilimara przemknęła myśl, że zwierze mogło już paść, dlatego przyspieszył kroku. Ślady kopyt znajdowały się już coraz bliżej siebie jakby zwierzęciu było coraz trudniej iść. Zresztą ślady krwi były częstsze, a kałuże większe. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że się zbliża. Po chwili w miejscu gdzie powinien dostrzec kolejny ślad zobaczył wgłębienie w ziemi. Była tam też częściowo rozgrzebana ziemia. Kadil zbliżył swój pysk do dołka i zauważył w nim sierść. Po zapachu stwierdził, że należała do śledzonego przez niego zwierzaka. Zauważając kolejne odbite w ziemi kopyto ruszył w dalszą drogę. W jego łbie uformował się już obraz sytuacji. Bizona zaatakowało zwierze i zdołało go zranić. Zwierzęciu ostatecznie udało się uciec ale rana okazała się głębsza niż na początku mogłoby się wydawać. Długofutry ruszył w stronę lasu z nadzieją, że uda mu się przeżyć. W końcu stracił siły i padł na ziemię. Jednak miał silną wolę życia, dlatego wstał i szedł dalej. Kadil nie miał wątpliwości, że jego wędrówka zaraz się skończy. Minął jeszcze parę śladów krwi i kopyt zanim zauważył wielkie cielsko bezwładnie leżące na ziemi. Po chwili iluzja zniknęła, a u jego boku zjawiła się Krucjata. Wystarczy tych treningów na dziś.

: 27 lis 2016, 22:39
autor: Administrator
Heulyn z niejakim rozbawieniem w ślepiach – widocznym dzięki charakterystycznym błyskom w nich się pojawiającym – obserwowała poczynania smoczej figury, którą stworzył samiec.
Odruchowo raczej, niż ostentacyjnie, wysunęła nieco trójkątny łeb do przodu, przekrzywiając go delikatnie na lewo, aby zerknąć na drżenie ciała iluzji.
Nasłuchiwała, aż usłyszała szmer oddechu figury, a potem wyraźne bicie serca. Dzięki wyostrzonym zmysłom potrafiła wyłapać podobne niuanse, zwłaszcza ów dźwięk organu pompującego krew.
Skrzydła drgnęły, a potem oderwały się od ciała, unosząc się, niemal się rozprostowując. Ogon ułożył się z tyłu, a potem iluzja ziewnęła, ukazując język i podniebienie.
Tutaj odnotowała pierwszy brak, a mianowicie brak śliny, która powinna obejmować wilgocią paszczę oraz język, a także strzępkami odrywać się od zębów.
To sprawiło, że zwróciła większą uwagę na iluzoryczny pysk. Oczy pozostawały nieruchome i matowe, niczym u posągu, powieka również nie mrugała. Do tego. Zmarszczyła nos w poirytowaniu, dostrzegając, jaką barwę ma tęczówka oka. Nie błękitną, jak jej własna, ale zieloną!
Coś innego również rzuciło się w jej ślepia. Przy przeciągnięciu łapy pozostały nieruchome, tak jak i palce, gdzie powinny się rozcapierzyć, wystawiając pazury.
Odnotowawszy te niedociągnięcia pojawił się błysk... a iluzja znowu stała się posągiem.
W kącikach gadzich warg pojawił się rozbawiony półuśmiech.
[color=#99000] To pokazało właśnie twój brak koncentracji, podziału umysłu tak, aby zdawać sobie sprawę z tego, co dzieje się wokół ciebie[/color] – przyznała. – Zapomniałeś o nawilżeniu pyska, ruchu łap i stóp, w tym palców przy przeciągnięciach. O kolorze oczu i ich matowości nie wspominając – rzuciła, a potem znienacka sięgnęła po własną Maddarę. Nagle pod iluzoryczną postacią ziemia miała zacząć drżeć, odpadać i zapadać się, jakby osuwała się ku przepaści.

: 28 lis 2016, 1:00
autor: Kruczopióry
Heulyn stawiała przed nim coraz trudniejsze wyzwania – ale Kruczopióry nie bał się wyzwań. Wręcz przeciwnie; im więcej wymagała od niego uzdrowicielka, tym bardziej zdeterminowany był, aby pokazać swój kunszt w pełnej krasie, udowadniając smoczycy swoje umiejętności. Zmrużył więc ślepia, spoważniał, zwarł szczęki i zaczął uważnie przyglądać się iluzji. Wstrząsy...? W porządku. Niech będą i wstrząsy.

Maddarowa Kalina znienacka wzdrygnęła się; otwarła z przerażenia pysk, zupełnie jak smok, który nie wie, co się dzieje, rozszerzyły się jej źrenice, zaś łeb zaczął wędrował na wszystkie strony – to na lewo, to na prawo, to na stojącą przedeń prawdziwą Heulyn. Zamrugała kilka razy, obserwując smoczycę, na wpół ze wściekłością, na pół z wyrzutem; no jak to tak, żeby ją traktować zapadającą się ziemią...? Ale przecież nie mogla odpuścić; łuski na jej pysku zmarszczyły się w wyrazie przyjęcia wyzwania, powieki obniżyły, kły zaś wyszczerzyła, te natomiast świeciły się już z daleka od śliny pokrywającej je od góry do dołu, gęstej, białej, delikatnie kapiącej.

Ugięła łapy, zapierając się, jej palce rozszerzyły się, a pazury wbiły w ziemię, chcąc za wszelką cenę utrzymać balans ciała – maddarowa Heulyn nie mogła zachować się jak posąg, który w swej sztywności zapewne przewróciłby się na bok. Podnosiła nieznacznie kolejne kończyny – kolejno lewą przednią, prawą przednią, lewą i prawą tylną – tak, aby przesuwając się tuż nad ziemią, rozdziawić je szerzej, rozkładając swój ciężar na całą sylwetkę. Ale jednocześnie starał się nie przesadzić – źle by było, gdyby jego twór pacnął na brzuch!

W tym samym czasie Kruczopióry aplikował do figury uwagi Kaliny – pokryła ją delikatną warstwa wilgoci, a także odrobiną słonego potu, jaki towarzyszył zazwyczaj wysiłkowi. Źrenice zmieniły barwę na właściwą, błękitną, jednocześnie zaczęły wędrować po białkach oczu na wszystkie możliwe strony, jakby jego postać chciała wypatrzeć w ten sposób niebezpieczeństwo. Serce wyobrażenia zabiło mocniej; temperatura maddarowej Heulyn nieco się podniosła, zaś krew wezbrała, może nie dosłownie, niemniej w kilku miejscach żyły sylwetki wybiły się nieco, stając widocznymi nierównościami na ciele. Ogon uniósł się ku górze, w pionie prostując, zaś w poziomie wyginając; w esowatym kształcie czarodziej balansował nim, reagując na każde zbyt mocne przechylenie jego tworu, aby czym prędzej doprowadzić czarodziejską uzdrowicielkę do równowagi. Łapy co chwilę uciekały z tych miejsc, w których ziemia spod nich osuwała się, raz po raz wbijały swoje pazury w inne miejsca. Oczy zaszkliły się od łez, jak i całe wilgotne ciało delikatnie zabłyszczało w słońcu.

Czarodziej dążył do doskonałości – wiedział, iż zapewne wciaz Kalina będzie w stanie znaleźć w jego wyobrażeniu niedociągnięcia, miał jednak nadzieję, iż tym razem... no cóż, przynajmniej zauważy postęp. Ale piękno maddary zasługiwało na najwyższy poziom szczegółów.

: 29 lis 2016, 11:22
autor: Administrator
Heulyn z rozbawieniem obserwowała poczynania swej iluzji. Cóż, to było dosyć dziwne wrażenie, patrzeć tak na siebie, chociaż nie doskonałą w czyichś oczach.
Z zadowoleniem mruknęła, gdy iluzja zareagowała, a następnie zaczęła skakać, próbując utrzymać równowagę, umknąć spod zawalającej się ziemi.
ślepia Uzdrowicielki nagle się zmrużyły z ironią, kiedy w oczach iluzji pojawiły się łzy.
Rzuciła samcowi rozbawione spojrzenie, mówiące: Serio?
Zakołysała ogonem, kiedy iluzji udało się uciec spod walącej się ziemi, ale nie zamierzała dać spokoju ani jej, ani Czarodziejowi.
Nagle nad iluzją pojawił się piękny, dorodny orzeł bielik. Brązowy korpus i biały łeb, złote łapy i dziób, mądre brazowe oczy, czarne pazury. Zwierz machając skrzydłami zapikował nagle, wystawiając pazury, aby dziabnąć iluzję w nos.
Wargi smoczycy wykrzywiły się złośliwie, gdyż z drugiej strony smoczycy wyrosły pnącza, tworzace zwartą ścianę, aby nie mogła umknąć.