Strona 2 z 6

: 23 lip 2019, 20:05
autor: Dymiące Zgliszcza

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Stęknął lekko, gdy Zwierzątko go potrąciła, ale odwzajemnił się drapieżnym uśmiechem. Ognisty futrzak zdobył jego sympatię już księżyce temu. Może zapyta po wszystkim, czy samica chce nadrobić zaległości?
Zachwiał się, otrzymując podobne powitanie od Sztorm, ale wyszczerzył się dziko do samicy, mimo bólu, który przeszył jego ciało.
Nie jeszcze – odparł, pochylając się ku jej uchu, ciesząc się delikatnym łaskotaniem grzywy smoczycy i jej zapachem. – Dowiemy się niedługo, zapewne – dodał, nieco ironicznym tonem, wskazując dyskretnym gestem łba na Dziką, tym samym dając przyjaciółce do zrozumienia, że nie darzy sprawczyni zamieszania zbytnią sympatią. Przewrócił oczami na komentarz o jego zapachu i poruszył się, machinalnie dotykając łapą delikatnie piersi.
Przyszedłem z Areny – odpowiedział niechętnie, po czym zdjął iluzję, która zasłaniała rany, które zadał mu Ziemny samiec. Całą pierś i część szyi wojownika pokrywały głębokie poparzenia, zwęglone łuski, a gdzie ogień był słabszy, wielkie bąble. Nasada jednego ze skrzydeł była opuchnięta i ewidentnie kość została złamana. Rany nad nadgarstkami nie były zakryte, ale te też zademonstrował, podsuwając Sztorm jedną z łap pod nos. Wszystko to wyglądało nieco drastycznie i widać było, że wojownik ma trudności z oddychaniem, jednak nie powstrzymywało go to od wyglądania na dumnego z ran.
Chowam je, bo nie wiem, ile tu będzie pisklaków – dodał, nakładając iluzję z powrotem. Nie było to wprawne użycie maddary, zapach spalenizny i krwi pozostał, ale Zgliszcza był zadowolony. Przynajmniej nikt nie będzie komentował i sugerował mu, żeby szedł do medyka, jakby nie wiedział, że musi. A że co jakiś czas kręciło mu się w głowie z bólu – trudno. Wytrzyma.

: 23 lip 2019, 20:29
autor: Sztorm
Iluzja opadła, a Sztorm zdusiła w sobie potrzebą zamruczenia. Zapach krwi, potu, dymu i spalonego mięsa owiał ich oboje, na moment na tyle krótki, by złapała go pełne płuca. Zmrużyła ślepia, beznamiętnie obserwując jego rany i kiwając łbem nad stanem nadgarstków. Przekręciła łeb na bok, kiedy nałożył ponownie zasłonę pozorów, notując w myślach, że stał się całkiem wprawny w operowaniu maddarą.
Dobry ruch, bo walisz jak no... Smocze zgliszcza. – uśmiechnęła się półgębkiem do niego, lekko ironicznie jak zwykle, po czym rzuciła obojętnym tonem, przesuwając wzrok na resztę zebranych smoków, jakby ze znudzeniem obserwując, kto przybywał – Wnioskuję, że nie wygrałeś tej potyczki. Kto?
Krótkie pytanie, bardzo wyraźnie podkreślone, ale dalej rzucone dosyć niedbale. W środku jednak przez umysł Stulecia przechodziły zupełnie inne myśli. Nie gotowała się, o nie. Opanowała ją chłodna i wykalkulowana żądza krwi. Ktokolwiek to zrobił zatańczy z nią na Arenie zanim ten dzień dobiegnie końca. Poczuje jak jej szpony rozrywają czyjąś łuskę, jak jej kły rozszarpują mięśnie, usłyszy chrzęst łamanych kości. Chociażby miała sama paść w moment po tym, to zapozna tego smoka dogłębnie ze znaczeniem słowa "ból", z podaniem przykładów, źródła pochodzenia oraz translacji na języki wszystkich typów tkanek.
Poza jednak chłodnym spojrzeniem nie było tego po niej widać. Jedynie ogon miarowo uderzał w ziemię za jej plecami, chłoszcząc grunt jakby to on był winny stanu, w jakim znajdował się Dymiący.

: 23 lip 2019, 20:45
autor: Dymiące Zgliszcza
Wystawił smoczycy język w odpowiedzi na komentarz o jego zapachu. Sama nie była lepsza, pachniała jak obrzydliwe wodorosty, woda, sól, pot, sierść... Ech, obrzydliwie! Dymiący pokręcił łbem, błyskając zębami w uśmiechu.
Przegrałem – odparł rezolutnie, wzruszając barkami, czego zaraz pożałował, bo ból zapulsował okropnie. Powstrzymał jęk, zaciskając szczęki. – Ale jakbyś zobaczyła tego drugiego... – mrugnął do niej, dalej nieco skrzywiony. Zadał Aretnoxowi dużo gorsze rany niż sam otrzymał, więc przegrana była tylko kwestią szczęścia tamtego. Ciało Dymiącego po prostu poddało się szybciej. Może był wtedy niewyspany.
Zignorował pytanie, od niechcenia odbijając ogonem ogon Sztorm, który najwyraźniej miał coś do gleby, na której siedzieli. Spojrzał na smoczycę znacząco, uśmiechając się lekko, jakby ironicznie i udał, że obserwuje inne smoki z wielkim zaciekawieniem, zanim zdążyła odwzajemnić spojrzenie. Był w stanie przejrzeć ten chłodny ton, którym się teraz posługiwała. O Sztorm mógł wszystko powiedzieć, ale nie to, że jest dobrą aktorką.

: 24 lip 2019, 10:07
autor: Sztorm
Zmrużyła ślepia, przenosząc je z powrotem na Zgliszcza. Następnie pochyliła łeb i gwałtownie obwąchała ukryte pod iluzją rany. Wciąż przebijał się przy nich słaby zapach obcego smoka. Zaciągnęła się i prychnęła, próbując skoncentrować szare komórki. Znała ten zapach, kiedyś wylądowała w Obozie, który pachniał zwodniczo podobnie. I granica, patrolowała ostatnio granicę... Gdzie to było?
Ziemny...? I tak się dowiem. – mruknęła i ubodła go złośliwie w ranę, stosunkowo lekko, ale odczuwalnie.
Następnie wyprostowała się i przeniosła wzrok na resztę. No dalej, niech to się w końcu zacznie. Stulecie miała teraz na rozkładzie inne, ważne sprawy, które wymagały dopilnowania. Arena na ten przykład.

: 24 lip 2019, 22:16
autor: Gasnący Wiciokrzew
Krzyk rozniósł się po ciepłych ziemiach i smoczych uszach – w tym także tych Honi. Niewprawiona jeszcze do końca we wszelkie wolnostadne obyczaje, choć zaznajomiona częściowo, zaciekawiła się tajemniczym zaproszeniem i podreptała żwawo w kierunku nawoływacza.
Sunęła płynnie, całkiem zgrabnie jak na tak całkiem nieproporcjonalne łapki, kołysząc wachlarzami u boków i chudym ogonem, z postawionymi na baczność uszyma i ciekawskim, choć spokojnym spojrzeniem.
I nagle błony na ciele postawiły się i niemal złączyły nad grzbietem, te u szyi sięgnęły pionowa nieba, a i same uszy zapragnęły się urwać i wystrzelić, a oczy wypaść – tyle smoków! Nigdy w życiu nie spodziewała się tylu smoków! Wszelkie barwy i kształty i rozmiary i zapachy – jak pięknie, jak różnorodnie!
Kucnęła, niepewna, co zrobić i gdzie podejść – i komu przedstawić się najpierw, przecież trzeba wszystkim! Pociągnęła nosem, jakby chcąc zdać się na szczęście, los, instynkt, cotamkolwiek – i w tym samym momencie, co poczuła ziemistą woń, dojrzała i dwie spore sylwetki. Przyjaciele! Ziemiści! Rodzina! Smoki! Z siadu od razu przeszła w pojedyńczy sus i z niego dopiero w chód – i podeszła do Pokrzyk i Spękanego Kamienia, którzy istnieli dla niej jedynie jeszcze jako obce, ale nie na długo osobistości. Usiadła pośrodku z tyłu ich obu.
Hej! Hej, kochani. Przysiądę się, dobrze? Piękne nieba ostatnio zagościły nad Wolnymi, prawda? – mówiła przyjaźnie, ale trochę niepewnie i wysunęła łbem w przód, chcąc go wsunąć w przestrzeń pomiędzy samicą a samcem i przerzucając wzrok ze strony na stronę patrzyła po kilka sekund na każdego z nich, uśmiechając się delikatnie pyskiem i aż przesadnie prawie czarnymi oczyma.

: 24 lip 2019, 22:37
autor: Dymiące Zgliszcza
Kosmyki grzywy Sztorm połaskotały czubek jego nosa, co spowodowało pojawienie się kolejnej chmury dymu dookoła pyska Dymiącego w następstwie potężnego kichnięcia. Stęknął, czując to kichnięcie we wszystkich ranach, które posiadał, ale robił dobrą minę do złej gry. Przecież nie położy się i nie zacznie płakać.
Może i Ziemny – odmruczał, nie chcąc, by zabrzmiało to jakoś bardzo pewnie. Właściwie to nie wiedział, dlaczego tak bardzo nie chciał, by smoczyca wiedziała, kto go poharatał. Ale coś w fakcie, że najwyraźniej dotknęło ją to, że jest poraniony, sprawiło, że na pysk wojownika wypłynął głupi, lekko rozmarzony uśmieszek. Miło było być obiektem czyjejś troski.
O rany, które TY mi zadajesz jakoś się tak nie dopytujesz – dodał, nie wytrzymując i odpłacił się smagnięciem ogona w jej udo, lekkim, ale zaczepnym. Spotkanie sie nie zaczynało i rubinowemu zaczęła doskwierać nuda.

: 24 lip 2019, 23:40
autor: Szabla Kniei
 Zebranie dla wszystkich stad zwołane przez Dziką Gwiazdę na Skałach Pokoju, przy akompaniamencie znikającej bariery. Szabla zajęła miejsce wśród zgromadzonych smoków i posłała Iskrze zębaty uśmiech. Udało jej się, prawda? Nie było innej możliwości. Dzika została prorokiem i będzie żyć wiecznie... albo sześć księżyców dłużej. W każdym przypadku Szabla już na pewno nie weźmie udziału w pogrzebie przyjaciółki. Dobrze – nie miała na to najmniejszej ochoty.
 To co dalej? Pierwsze od dziesiątek księżyców rozdanie tytułów? A może opowieść o tym, jak Dzika nawiązała kontakt z bogami? Jeszcze chwila, a rozpocznie się zebranie.

: 25 lip 2019, 0:15
autor: Kuszenie Diabła
Pokrzyk uważnie obserwowała schodzące się smoki, a do jej nozdrzy docierały coraz to nowe zapachy. Łuski mieniły się na dziesiątki kolorów, kolce, kły, nawet futro u niektórych. Nigdy nie widziała tylu dziwnych bestii, tym bardziej zgromadzonych w jednym miejscu. Trafiła w dziwne, ale z pewnością intrygujące miejsce. Białe ślepia błysnęły, a długa szyja zgięła się w gwałtownym ruchu gdy usłyszała i poczuła wibracje. Ciężkie kroki uprzedziły o właścicielu jeszcze zanim go zobaczyła. Nadchodził srebrzysty wojownik, którego poznała w ciemnej puszczy na terenach Ziemi. Wyglądał znacznie lepiej niż na ich pierwszym spotkaniu, nie widziała ran i sączącej się z nich posoki. Niewątpliwie szedł w jej stronę, co przyjęła spokojnie, a jej zaciekawienie zdradzały jedynie delikatne drgania końcówki długiego, lśniącego ogona. Tak już miała w nawyku i o ile zdawała się panować w pełni nad każdym skrawkiem swojego ciała, to ogon zawsze wymykał jej się spod kontroli. Odstające od ciała łuski i kolce klekotały cichutko, w takt kroku samca.
Obserwowała w bezruchu jego poczynania, jak to nawykła robić, a jej beznamiętnego wyrazu pyska nie zmąciła nawet najlżejsza oznaka emocji.
Mój Obrońco. – Rozbrzmiał aksamitny głos, nie za głośny i nieprzeznaczony dla postronnych słuchaczy. Dźwięczny i jakby podsycony nutą ironicznego rozbawienia.
Zorientowała się, że usiadł tak, jakby nie chciał jej spłoszyć, a jednocześnie tak jakby miał ją przed kimś bronić. Nie czuła się bezbronna, jednak czemu miałaby wzgardzić postawnym samcem u swojego boku? Obecność srebrzystego olbrzyma wzniecała w młodej górskiej iskierki ekscytacji, które tak lubiła czuć.
Długie, cienkie i ostre jak szpilki szpony delikatnie wryły się w pokrytą pyłem skałę, zostawiając na niej delikatne rysy. Mięśnie zadrżały pod pokrywą białych, opalizujących łusek po których ślizgały się ukryte barwy. Odwróciła pysk, obnażając smukły profil przed wzrokiem starszego wojownika. Uroda okrutnego pisklęcia odejmowała samicy księżyców, których przydawały fioletowawe cienie okalające dzikie ślepia. W momencie w którym wydawało się, że gęstość atmosfery sięgała już granic możliwości pojawiła się bezskrzydła samica.
Kolce na karku Pokrzyku stanęły dęba i zaklekotały ostrzegająco, gdy obca sylwetka zbliżyła się do niej zbyt szybko, a wszystkie mięśnie napięły się jakby gotowe do skoku. Ciepło ubarwiona smoczyca mówiła szybko i głośno, a górska nieprzywykła do takiej otwartości milczała chwilę. Po chwili jej pysk ozdobił uśmiech, odrobinę przypominający grymas, w którym lekko odsłoniła swój arsenał czarnofioletowych kłów.
– Oczywiście. Siadaj. – Odparła niezbyt głośno, unosząc jednak łapę, aby zapraszającym gestem wskazać smoczycy ziemię po swojej lewicy. Na uwagę o pogodzie kiwnęła łbem, nigdy bowiem nie przywiązywała do niej zbyt dużej uwagi. – Rzeczywiście, chmury nie zwiastują deszczu pierwszy raz od wielu dni. Jak ci na imię? – Zagaiła uprzejmie, nie spuszczając z bagiennej spojrzenia bez źrenicowych ślepi. Jednocześnie uważnie obserwowała kątem oka srebrzystego olbrzyma wyczekując jego reakcji.

: 25 lip 2019, 19:45
autor: Nierozważny Duch
Reth usłyszał ryk, lecz tak naprawdę nie był pewny czy chcę na niego odpowiadać. Wezwanie to nie prowadziło go do miejsca, gdzie zbierali się Ogniści tylko na tereny wspólne. Nie musiał przybywać. Nie miał tego obowiązku, prawda? Dlaczego miałby rozwijać skrzydła na prośbę prawie obcej smoczycy?
Mimo iż nie był najlepiej nastawiony, to ostatecznie wyszedł z jednej z wielu znalezionych kryjówek i ruszył truchtem na Skały Pokoju. Nie zamierzał przebiec całej trasy, jednak miał dość latania. Jego skrzydła się do tego nie nadawały i nie czerpał z tego zbyt dużej przyjemności. Ostatecznie oderwał się od ziemi tylko na chwilkę i zaraz szybko wylądował z dala od reszty smoków, żeby na nikogo przypadkiem nie wpaść.
Rozejrzał się niespokojnie, sprawdzając czy któryś z obecnych może stanowić zagrożenie. Było to zbiorowisko smoków z różnych stad, więc mógłby się tu też pojawić ktoś niebezpieczny. Po rozpadzie Cienia porzucił zaufanie do tłumu nieznanych gadów, gdyż nie wiedział co się po nich spodziewać, a nie obroni się przed większą ilością przeciwników. Nigdy nie wiadomo kto z kim trzyma, a na nawet najspokojniejsza dusza może być podatna na zły wpływ.
Bujając nerwowo ogonem i jeżąc wypustki na grzbiecie, wypatrzył grupę Ognistych, siedzących w jednym miejscu. Z chwilowym wahaniem skierował się w ich kierunku i usiadł obok brata, czując się trochę lepiej w obecność znajomego pyska. Zerknął pobieżnie na młodą byłą Cienistą, która kiedyś tak zażarcie charczała na niego na Urwisku. Urosła, a jej rany zostały wyleczone, co przyniosło mu tylko niewielką ulgę. Nie skupiał na niej wzroku i szybko przeniósł rubinowe ślepia na starszą Ziemistą, która ich tu zebrała. Milczał, a jego skrzydła podrygiwały od czasu do czasu w niespokojnym tiku. Starał się wyglądać pewnie, ale takie mimowolne odruchy chyba wywoływały odwrotne wrażenie.

: 25 lip 2019, 20:21
autor: Dziadke
Przybył na wezwanie, chociaż zajęło mu to dłuższą chwilę zważywszy na to, że spał po długiej wyprawie. Przetarłszy ślepia, wypełzł z podwodnej groty i raczej niespiesznie poczłapał na miejsce spotkań, wcześniej ubierając futro foki, które tłumiło wstrętne zapachy naziemskiej roślinności, sprawiając jednocześnie, że samczyk wyglądał jak wielka, włochata buka zmierzająca znikąd, donikąd. W każdym razie, dziwadło jak się patrzy.

Nie mógł liczyć na to, iż nie zostanie zauważony, dlatego przycupnął stanowczo na "ziemi niczyjej" będąc gdzieś między ognistymi, ziemnymi i wodnymi, nie stając jakoś szczególnie blisko któregoś z plemion. W ten sposób dawał do zrozumienia, że... no właśnie, co? Że nie ma ochoty rozmawiać? Nie po to tutaj przyszedł.
Spojrzenie błękitnych ślepi błysnęło spod kaptura, zdradzając zainteresowanie postacią prorokini i jednocześnie oznajmiało pełną gotowość do rozpoczęcia obrad. No,czy co to tam miało być.
Jedynie gdzieś głęboko w zakamarkach własnego serca miał cichą nadzieję, iż spęd nie potrwa za długo.
Miał jeszcze tyle rybke do złapania!

: 26 lip 2019, 1:04
autor: Uśmiech Szydercy
Khagar przybył z opóźnieniem. Zaspał. Miał sporo do odespania i wreszcie mógł zrobić to porządnie.
Wylądował nieopodal Dzikiej, zwalając się ciężko na ziemię i wzniecając naokoło piach.
– Mogłaś mnie obudzić – mruknął cicho do partnerki i zgarnął łapskiem Iluna i Eurith, chowając ich między swoimi łapskami. – Nie przeszkadzajcie matce. Będzie teraz zajęta – mruknął do nich.
Podniósł łeb i powiódł wzrokiem po zebranych. Ujrzał w oddaleniu swą gromadkę i skinął jej łbem. Widząc ścierwo, które próbowało zabić jego córkę, oblizał pysk jęzorem, ale powstrzymał się od czegokolwiek tylko ze względu na obecność jego własnych piskląt oraz Dziką, której nie zamierzał przeszkadzać w obowiązkach. Zamierzał jednak zareagować, gdyby ktoś wystąpił przeciwko niej z zamiarem skrzywdzenia jej, chcąc wyładować swą frustrację. Usiadł, nieruchomiejąc, niczym jej osobisty strażnik.

: 26 lip 2019, 8:09
autor: Nakrapiana Gwiazdami
Znów usłyszała znajomy ryk. Tym razem jednak pamiętała, do kogo należy. Machnęła mocno skrzydłami i wzbiła się w powietrze, kierując się ku źródłu dźwięku z zamiarem powitania starej znajomej. Może chciała podzielić się jakimiś nowościami? Niebieskołuska westchnęła niecierpliwie i przyspieszyła.
W końcu zaczęła zbliżać się do celu, ale z góry ujrzała wiele innych smoków, co nieco ją speszyło. Zmieniła kierunek lotu bardziej w prawo i cichutko wylądowała poza zasięgiem wzroku innych. Podkradła się ostrożnie z tyłu, próbując nie zwracać na siebie uwagi i usiadła z dala od innych, wystarczająco jednak blisko, aby słyszeć, co miała do powiedzenia Dzika.
Nakrapiana rozejrzała się, wyszukując wśród obecnych swoich znajomych. Nieco jej ulżyło, gdy dostrzegła Kaskadę, Zgliszcza i Sztorm. Podniosła jednak pysk, poszukując wzrokiem lawendowych łusek na niebie. Dlaczego nie ma Iluzji?
W końcu jednak przestała zadzierać łeb i skupiła się na spotkaniu. Kilka smoków coś mamrotała, jednak nie zdołała wyłapać z tego przyczyny, dla której zostali wezwani. Smoczyca przeniosła pytający wzrok na Dziką Gwiazdę i zaczekała tak chwilę. Nic to jednak nie dało, więc w końcu ucichła i zastygła w miejscu, czekając na rozpoczęcie.

: 26 lip 2019, 9:50
autor: Echo Istnienia
Echo Istnienia przybyła. Było to jej pierwsze wyjście z groty od dłuższego czasu, naprawdę dłuższego czasu. Po prostu nie potrafiła znaleźć sensu w robieniu... czegokolwiek, cud prawdziwy, że wypełzła z dziury. Dojście też jej sporo zajęło, nie leciała, no bo jak, nie biegła, bo to zbyt męczące, nawet jej się maszerować nie chciało, więc tylko jakoś tak... przesuwała się do przodu. Na szczęście czuła już koniec tego przygnębiającego nastroju w niedalekiej przyszłości. Już wszystko było mniej beznadziejnie, niż powiedzmy dwa dni temu.
Gdy dotarła na miejsce jej oczom ukazała się chmara smoków znanych i nieznanych. Wszystkie wezwane magicznym rykiem. Zauważyła Sztorm, Dymiącego, Przywódczynię, Potworka (się rozrózł, ciekawe czy już kogoś zabił), Aank, Gwieździstą, tego smoka, który ją uczył, gdy była pisklakiem i z którym walczyła na wojnie, pewnego morskiego, który wydawał się jej znajomy i chyba rozpoznawała paru Ognistych. Słowem – tłum. Zdecydowanie za dużo na obecny nastrój czarodziejki. Przez chwilę zastanawiała się, czy podejść do swojej przyjaciółki, ale w końcu wycofała się. Nie miała na to siły. Przycupnęła w miejscu, gdzie miała nadzieję, że nikt na nią nie zwróci uwagi. Spotka się z Perspektywą potem. Myśląc tak obrzucała resztę smoków pustym spojrzeniem. Zbyt dużo w jednym miejscu, kłębią (kłębimy?) się jak muchy wokół padliny

: 26 lip 2019, 10:41
autor: Posępny Czerep
Wciąż nie działo się nic, powiedzmy – wiekopomnego.
A jednak Aank była czujna i ożywiona. Fascynującym było dla niej samo zjawisko poznawania twarzy – uczucie jakiś wywoływały w niej, emocje jakie po jednym rzucie kontrastowego oka wypływały na powierzchnię. Wpierw nic wielkiego. Ot reakcja Dymiącego – naprawdę ucieszyła się, że po takim czasie w ogóle ją pamięta. Z pewną słodyczą obserwowała jego więź z śliczną błękitną samicą, która urodą nieco przypominała mu Wodnego Uzdrowiciela. Nie widziała go tutaj, jak tak samo jak Serca... Czyżby urwali się na schadzki tak ucieszne, że nawet maddarowe wezwanie nie było w stanie się do nich dobić?
Na tą myśl Perspektywa skłoniła nisko pysk, tak by nie rzucać się w oczy i zachichotała. Cieszyła ją bliskość smoków. Nie tylko własna. Właściwie nawet nie zdążyła się dowiedzieć, że smoki czują coś takiego jak zazdość i zawiść. Ona po prostu czuła ciepło. Wyrosła na bardzo empatyczną istotkę.
I tu wlansie zaczęły się ambiwalentne odczucia.
Pierwszy raz od ich walki o tereny, zobaczyła... Tak, to musi być ona! Te niebiańskie łuski przetykane złotem! Presja lekko otworzyła pysk, uśmiechnęła się, lśniąc szeroko otwartym oczami.... I zgasła.
Nakrapiana nawet na nią je spojrzała. Może więc naprawdę dumna smoczyca tak źle przeżyła przegraną w walce?
Zrobiło jej się przykro, a sytuacji nie poprawił widok najbliższej przyjaciółki, Szkarłat, która wydawała się jeszcze bardziej przygaszona niż ona. Znając ją już trochę, widziała, że choć obdarzyła ją spojrzeniem, wyraźnie nie czuje się tutaj dobrze i nawet jej bliskość mogłaby ją zmęczyć.
Obróciła więc głowę w stronę Echa (choć tego jej miana jeszcze nie znała) i korzystając z daru który wykształciła właśnie dzięki przyjaciółce, posłała w jej stronę mały symbol wsparcia.
Wyobraziła sobie biały, lekko świecący punkcik. Było to coś w stylu owada, świetlika, jednak złożone jedynie z kuli średnicy małego szponu, o dwóch parach półprzeźroczystych, błąkowanych, misternych skrzydełek, które w ruchu rozmazywały się w położone blisko siebie, błękitne smugi. Twór leciał od łapy Aank, wprost na czerwony nadgarstek Czarodziejki, wijąc się po drodze i zataczając mały krąg pod jej nosem. Miała ją też owinąć ciepła intencja, uczucie bańki wyciszającej tłum zabranych i niosący delikatny zapach oposowej smoczycy. Tchnęła wolę i moc w czar i posłała Szkarłatnej zębaty uśmiech.
Wszystko było na tyle delikatne i na tyle zebranych, że nikt nawet nie musiał zwrócić na nie uwagi.

: 26 lip 2019, 11:58
autor: Echo Istnienia
Szkarłatna nie zauważyła magicznego świetlika, dopóki nie znalazł się jej pod nosem. Podniosła łapę, żeby ułatwić tworowi lądowanie, jakkolwiek to nie miało sensu. Gdy otoczyło ją uczucie zacisnęła oczy i zrobiła parę głębokich wdechów. Zachciało jej się płakać.
Dlaczego?
Dlaczego Aank to zrobiła?
Dlaczego jej zależy?
Lepiej by było, gdyby jej nie zauważyła, zostawiła ją samą ze swoimi przeklętymi myślami, za niedługo i tak wszystko wróci do normy, a Bojaźliwa nie musiałaby jej takiej oglądać.
Otwarła oczy i spojrzała na świetlika. Coś jej się w gardle zacisnęło. Nie potrafiła odciągnąć wzroku od światełka. Czy Aank pamiętała o tym, co Echo, jeszcze jako adeptka powiedziała o swoim źródle? Czy blade swiatło było tylko przypadkiem? Wodna opuściła powoli łapę, bo czuła, że zaraz zacznie jej się trząść.
Cholera jasna, Aank, dlaczego obchodzi Cię, takie coś jak ta czerwona, smutna nibyczarodziejka?
Ponownie skupiła się na oddychaniu i wyobraziła sobie, że na Ognistą wieje zimny wietrzyk. Pojawiłby się on zaraz przed nią, a kończył zaraz po niej. Trwał by on tylko chwilę, i nie niósł by ze sobą nic innego tylko chłód. Informacja, że czar się udał. Podziękowanie? Tak, podziękowanie.
Cholera, Aank, ta podróbka smoka zrobiłaby dla ciebie chyba wszystko, wiesz o tym? Wystarczy, że dasz znak.
Przełknęła ślinę i przesłała pasemka bladego światła swojej maddary do tworu. Zaschło jej w pysku.
Kątem oka zauważyła ponownie Raktę, i jak to już zwyczajem się stało, gdy chodzi o Potworka zaczęło jej się chcieć śmiać. Jeszcze parę księżyców temu pieprzyła coś o wolności i wspólnocie. Ha! Popatrzcie na nią teraz.
...
Za niedługo wszystko wróci do normy, Echo to wiedziała. Tak zawsze było. Ale to jeszcze nie było teraz...

: 26 lip 2019, 16:11
autor: Strażnik
Jak na przywódcę Ziemi który cenił sobie punktualność, nieszczególnie się nią dzisiaj popisał. Nie było ku temu dobrego usprawiedliwiania i nawet jeśli odruchowo po takowe sięgał, natychmiast tłumił je i karcił samego siebie za żałosną próbę złagodzenia niewybaczalnej szkody. Fakt, że zbliżał się koniec jego kadencji zdecydowanie zmniejszał jego morale i chęci by gdziekolwiek się pojawiać, jakby chciał w ten nieinteligentny sposób dać wszystkim do zrozumienia, że z upłynięciem jego terminu ważności, każdy powinien wyprzeć z pamięci jego nieistotną osobę. Taką mieli tu tradycję, a z tym nie należało się kłócić. Nie mógł tak jak ojciec paść ze starości jako lider, żeby smoki po ostatni dzień winne mu były szacunek i oddanie. Oh nie, tutaj tego nie było.
Przemógł się by tu przylecieć, ale nie bez przeciągającego się, wewnętrznego konfliktu, toteż dodatkowo spowalniała go obawa, że Dzika zaczęła już przemowę, a on przerwie jej w jakimś istotnym momencie trzepotem swoich skrzydeł. A co wtedy? Wszyscy spojrzą na niego, wyrobią sobie opinię, a zebranie zostanie kontynuowane, tak by drzewny musiał zostać sam ze swoimi przerażającymi myślami. Na szczęście mylił się ze swoim założeniem, więc dotarłszy na miejsce wypatrzył sobie kawałek przestrzeni, na której mógłby wylądować i tam zapikował z wysoka, żeby nie musieć jak idiota przepychać się przez tłum. Skrawek ziemi który uznał za dostateczny miał miejsce obok Szabli, która usiadła sobie gdzieś niepozornie, ale z dostatecznie dobrym widokiem na inicjatorkę zebrania. Nieoficjalnie była w końcu jego partnerką, a z dwojga złego wolał ją niż Dar, który przypominał mu o tym jak nieunikniona była utrata przywództwa.
Jeśli chodzi o otoczenie, Strażnik nie rozglądał się zbytnio, nawet jeśli instynkt kusił wybitnie aby się do tego zmusić, bowiem widok Szydercy obok Dzikiej, dostatecznie zniechęcił go do jakiejkolwiek, nawet wzrokowej interakcji z tłumem. Z pomarańczową nie przywitał się w żaden sposób, choć gdyby zmieniła siedzisko, zapewne ponownie by się do niej zbliżył, tak że utrzymaliby ten jeden niewielki krok oddalenia.

: 27 lip 2019, 12:06
autor: Słodycz Życia
Dostałam wezwanie, na które nie chciałam odpowiadać. Dlaczego bym w ogóle miała? W mojej grocie było przyjemniej niż na zewnątrz! Nie musiałam martwić się że moje futro się zbyt nagrzeje czy coś. Naprawdę wolałam zostać w środku jednak w końcu moja ciekawość zwyciężyła. Położyłam się w wejściu do mojej groty obserwując jak obóz powoli pustoszeje. Po co oni odpowiadają na to wezwanie? Co niby może się tam stać? Na pewno nic dość ciekawego bym musiała się tam stawiać prawda? Mimo wszystko jednak byłam samotna więc wyszłam. Nie śpieszyłam się lecąc w kierunku stał pokoju. Moje futro aż tak nie odznaczało się na tle nieba co uznałam za plus. Z góry widziałam już tłumy smoków które się tam zebrały. Były wszystkie trzy stada więc może to jednak było coś ważnego?
-Siostro wiesz co się dzieje?– Spytałam Pacyfikacji lądując tuż koło niej i ocierając się na powitanie z pomrukiem. Nie miałam pojęcia co się dzieje i nie odpowiadało mi to.

: 27 lip 2019, 12:17
autor: Iluzja Piękna
Wezwanie, na skały pokoju. Byłem trochę zajęty z pisklakami żeby odpowiedzieć na nie natychmiast. Kiedy jednak maluchy zasnęły opuściłem grotę. Oczywiście sam bo Somnium postanowiła zaopiekować się młodymi. Poza tym nie odpowiadał jej pomysł przebywania w tak dużej grupie smoków. Po prostu nie i koniec. Leciałem w kierunku mojego punktu docelowego powoli. Watpiłem by to wszystko co miało się niby dziać jeszcze się zaczęło. Nie spóźniłem się przecież aż tak bardzo prawda? Wylądowałem koło Echa, którą z ciepłym uśmiechem liznąłem w czubek głowy. Po tym tak samo zrobiłem oczywiście z Sztorm oraz Dymiącym. W końcu trzeba było wykonać swój rodzicielski obowiązek zawstydzając pisklęta przed innymi. Usiadłem koło Nakrapianej lizać ją w bok pyska na powitanie. Brakowało mi jej kiedy tak nagle znikła. Miała pewnie dobre powody więc nie myślałem o tym za dużo. Po zauważeniu znajomej samicy z ziemi (Dzikiej) zacząłem cicho warczeć patrząc na nią krzywo choć tego pierwszego szybko zaprzestałem. Dlaczego ta starucha jeszcze żyje?! To już powinno dawno się rozkładać w jakimś dole czy czymś takim. Jeśli to ona będzie to prowadzić nie obiecuje ze będę grzeczny. Najchętniej bym ją rozszarpał jednak nie wypada przy tylu smokach.

: 27 lip 2019, 18:06
autor: Milknący Szept
Nikt nie spodziewał się, że babcia będzie na czatach.

Dopiero co przebudzona, dopiero co spotkawszy się ze swoim potomstwem i bliskimi, usłyszała wezwanie. Musiała iść. Hipogryf pozwolił jej oprzeć się na nim skrzydłem i tak szli większość czasu – mozolnie, powoli. Zaczęli się męczyć. Jednak los był im przychylny. Rek dojrzała samotnego smoka zajmującego się własnymi sprawami. Wiatr sprowadził jej niknący zapach jednego z Ognistych pobratymców wśród... odoru własnego. Nie myślała jednak za wiele, wciąż wyrywając się z otępienia wieloksiężycowego Snu.
Sam obcy mógł być nieco zaskoczony widząc tak niewielką smoczycę innego gatunku niż własny, bo sam był od niej większy, nie biorąc pod uwagę różnicę w tym, że ona miała skrzydła, a on nie. Podeszła do niego, zostawiając nieco zziajanego, nadopiekuńczego hipogryfa za sobą, by nie przeraził obcego. Wielokrotnie ten wyższy od Rek kompan robił zamieszanie podczas spotkań z obcymi.
Po wyjaśnieniu gdzie chce się udać i że pieszy marsz ją już zmęczył, on zgodził się na pomoc. Pozwolił jej odsapnąć na swoim długim grzbiecie, dopóki nie poprosiła go o postój. W jego drobnej asyście, z hipogryfem idącym parę ogonów za nimi, weszła na Skały Pokoju, by zaobserwować ogrom zmian, jakie przespała.

: 27 lip 2019, 18:59
autor: Insygnium Żywiołów
Głos wybudził go z letargu. Nie wiedział co się dzieje. Z nadzieją podniósł wzrok znad księgi, jaką natychmiastowo zamknął. Jej widok... w niedowierzaniu przetarł ślepia. Jasne, pastelowe kolory zatańczyły przed nim w rytm letniego zefiru, ba, wbijały mu się do łepetyny jak natrętny szpon pisklęcia. Oczekiwał odpowiedzi – dostał więcej pytań. Ale ta coś mówiła. Do niego. Cicho, słabiutko, wręcz ostatkami sił. Z jękiem podrapał się po czole, próbując rozszyfrować treść melodii małego stworzenia, jednocześnie za pomocą maddary chowając „czasopismo“. Miał już zamiar odwrócić się od niej i zmienić miejsce posiedzenia, rozpoznając w nieznajomej zwykłego yaraninga albinosa, lecz... dla pewności rozwarł sam sobie lewe oko szponami, przybliżył łeb leniwie do łba smoczycy. Obejrzawszy każdą łuskę pod jej nozdrzami, zaśmiał się chrypliwie.
 Zrozumiał – toteż nie mógł jej odmówić. Nie chodziło o wygląd, bajeczne dźwięki tworzone przez jej grdykę, czy też litość. Nie wiadomo o co chodziło, ale się zgodził.
 Tak oto skończyło się na tym, że pod czujnym okiem hipogryfa szedł z postarzałą kruszyną na plecach... pod górkę. Bez żadnej fajki, ze względu na jej wiek i nieznany stan, oraz bez żadnej morwy w pysku do żucia w obawie przed atakiem z ukrycia. Pełna odpowiedzialność na nim. Puste oczy przeczesywały raz po raz teren, czasem zatrzymując się na co ładniejszym tworze natury, a to na dyndającej torbie przy boku.
 Aż wreszcie, dotarłszy do miejsca docelowego, przełknął głośno ślinę. Prawie upadł na ten widok. Metropolia smocza, wspólne życie, avalar. Mimo galaretowatych łap, Kuhu uśmiechnął się pokornie do niebieskookiej, kierując ją wśród swoich Ognistych pobratymców. Kierował się po zapachu, jaki zresztą znał zbyt dobrze, do najbliższej grupki. Jeden puchaty stwór, skinął temu niechętnie głową, zaś druga kreatura – młodsza, acz groźniejsza z wyglądu – musiała zadowolić się nieprzyjemnym dla uszu warknięciem. Usiadł spokojnie koło przyprowadzonej, gdy tylko ta wygramoliła się z jego grzbietu a jej kompan zdjął wzrok z czarodziejskich czterech liter.

: 27 lip 2019, 21:35
autor: Spękany Kamień
OST

Mój Obrońco echem odbiło się jego głowie. Ironia wskazana dla silnej, górskiej smoczycy nie umknęła jego uwadze. To były dobre słowa. Malowały ją silną smugą. Jej biel dominowała barwy, które mogłyby przykryć ją w tym świecie. Dobrze. Usiadł niedaleko jej boku. I miał zamiar tak trwać dopóki nie zbliży się zagrożenie.
I zbliżyło się.
Nie zareagowałby.
Ale kolce Pokrzyku zaklekotały.
Jego pierś się nadęła.
Szybko.
Szarość zakotłowała się w jego pysku.
Honi podeszła zbyt blisko. Dość, by samica, którą wybrał w dniu przebudzenia, poczuła dyskomfort. I chociaż obca też była samicą, i chociaż jej pysk był ciepły, tchnął. Szary ogień buchnął z jego pyska i uformowany w kulę uderzył w ziemię pomiędzy samicami, gdy Pokrzyk nie zdążyła jeszcze ziścić drugiej części swojej odpowiedzi. Szary ogień gruchnął o ziemię. Spokojny wzrok samca pozostawał kamienny, jakoby posąg strażnika. Jego woń stała się jednak cięższa.
Zbyt blisko. – Powiedział swoim tubalnym, wibrującym głosem. niezwykle spokojnym, ale mającym moc całej ziemi, na której stał. Którą wprawiał w drżenie ilekroć biegł. Na którą wielokrotnie upadał, i która za każdym razem go przyjmowała. Nikt nie będzie straszył i narażał samicy, która dała mu ten dzień.