Strona 2 z 4
: 14 lut 2018, 18:02
autor: Przedwieczna Siła
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Przez myśli Uzdrowicielki przebiegła tylko jedna myśl:
wojna.
Odpowiedziała na wezwanie, oczywiście. Podążyła za Przywódcą, któremu przysięgała wierność i lojalność stadu. Obiecywała leczyć, nauczać, ale niestety... także walczyć. Nie była w tym mistrzynią, ale niech wrogowie jej stada wiedzą, że w Wodzie hart ducha jest wielki. Że nawet Uzdrowicielka nie boi stanąć się ramię w ramię z braćmi i siostrami, z sojusznikami, we wspólnej walce.
Opowiadania smoków Ognia i Wody o szalonej Przywódczyni Cienia nie rokowały dobrze na jakiekolwiek negocjacje. Nie uda się uniknąć przelewu krwi, była tego pewna. Choć nie znała jej jeszcze osobiście.
Wylądowała zaraz za Wodnymi. Rozejrzała się wokół... Nie znała zbyt wielu smoków z Ziemi. Nie znała też smoków z Cienia, oprócz Intencji, którą zdarzyło jej się leczyć i rozmawiać parę razy przy okazji.
Nie widziała znów Zarazy... Zaś Grzmot wcale nie stał po stronie Ziemi! Stał między Ognistymi, jak jeden z nich... Szczerze mówiąc, mogła odetchnąć z ulgą. Czuła, że Ogień to dobre i bezpieczne stado. Uśmiechnęła się do niego, a potem rozejrzała się po pozostałych Ognikach. Dostrzegła też Tnącego. Martwiła się o niego... Wiedziała, że sobie poradzi, na pewno potrafił walczyć. Byle tylko nie był zbyt porywczy i impulsywny, jak chociażby Krwisty, którego tyle razy musiała łatać.
Skinęła łbem z szacunkiem Nurtowi, a potem Płomieniowi. Uniosła łeb, patrząc mężnie w ślepia tych, którzy ich tu wyzwali.
: 14 lut 2018, 20:02
autor: Szczyt Potęgi
Na wezwanie wodza nie mogło zabraknąć Szczytu Potęgi. Wojownik długo odsypiał ostatnie patrole, ale ta sytuacja wymagała natychmiastowej interwencji. Gdy tylko padło hasło, moloch podniósł łeb znad miękkiego mchu i ruszył w stronę miejsca zbiórki. O co mogło chodzić? Nie wiedział, ale bez względu na wszystko, składał kiedyś przysięgę. Musiał słuchać.
Kiedy przybył na miejsce, z daleka omiótł spojrzeniem całe zgromadzenie, z czystym obrzydzeniem snując kolejne domysły co tym razem mogło zebrać w jednym miejscu wszystkie stada. Oficjalne wypowiedzenie konfliktu. Tak tutejsi honorowo załatwiali sprawy- w sumie trochę podobnie do krasnoludów. W momencie gdy jeden klan zagrażał bezpośrednio drugiemu, zwoływana była narada, na której starsi próbowali negocjować warunki konfliktu. Jeszcze niezbyt dobrze znał tutejsze zwyczaje, niemniej jednego mógł być pewien- nie będzie pokojowych rozmów. Od ostatniej walki w jakiej brał udział, jakoś ciężko było mu w to uwierzyć. Skoro taka wola niebios...
Wojownik wylądował nieopodal reszty Ognistych, a gdy już to uczynił, zmówił pod nosem krótką modlitwę do Kamanora. Wierzył, że bóg siły obdarzy go nie tylko siłą w walce, ale też siłą do powściągnięcia gniewu, tak bardzo typowego dla górskich smoków- zwłaszcza tych, które nosiły znamię panów podziemnych fortec.
"Baruk Khazad!"
: 14 lut 2018, 20:03
autor: Feeria Ciszy
Wyciszona się nie spieszyła. I tak po prawdzie... Nie tylko dlatego, że nie miała walczyć, a jedynie leczyć. Po prostu – taki niewielki okaz buntu, bowiem to wszystko jej się nie podobała. Owszem, Krwisty miał się znaleźć poza barierą, a nie pod nią... Ale czy na prawdę konieczna była wojna? Czy bogowie obdarzyli smoki mową tylko po to, by te pluły sobie w twarz? To nie miało sensu...
Brązowołuska nie postawiła łapy na Skałach Pokoju. Przycupnęła w pobliżu, w miejscu, gdzie miała dobry widok na zgromadzenie, jednocześnie tam nie będąc. Ją samą przy tym można było dostrzec... Ale tym się nie przejmowała. Musiała mieć dobry punkt widokowy, by wiedzieć, kiedy padnie pierwsza krew. Skądś musiała wiedzieć, którego idiotę z powrotem skleić do ku.py.
Wśród zebranych Elesair wypatrzyła Płomienia... Oraz Piętno Klątwy. Najwyraźniej, Woda również stawiła się na miejsce, co tak po prawdzie wcale jej nie dziwiło.
Czy oni też będą leczyć? A może dwójka Uzdrowicieli będzie walczyć? Jeśli tak... Jeśli tak, była tutaj sama.
" Uzdrowicielstwo jest skomplikowaną ścieżką, która nieraz wystawia na próbę twoją lojalność wobec stada."
Wyciszona miała świetną pamięć słuchową. Inaczej, ciężko byłoby jej spamiętać całe te nauki oraz słowa, wypowiadane przez innych... Ale te konkretne, należące do jej Mistrza, wypaliły sobie szczególne miejsce.
" Jesteśmy spadkobiercami smoków które jako pierwsze otrzymały dar Erycala i stosowały go by nieść pomoc gdziekolwiek zdołały. "
Co miała zrobić? Będzie leczyć tylko smoki Ziemi oraz Cienia, czy też pomoże Ogniowi i Wodzie?
Sfrustrowana, zamknęła ślepia. Wypuściła z nosa gęsty kłąb czarnego dymu... I czekała. W jej głowie kotłowało się to jedno, ciężkie pytanie.
Choć wciąż się wahała, w głębi siebie wiedziała, że decyzję podjęła już dawno.
: 14 lut 2018, 21:22
autor: Szabla Kniei
Trzymała się wystarczająco blisko zebranych, by słyszeć co mówią, ale na tyle daleko, by specjalnie nie rzucać się w oczy. Nie będzie brała udziału w walkach. Mogła tylko przyglądać się z boku. Oprócz Ziemnych i przywódczyni Cienia znała tu tylko parę smoków z Wody i Ognia. Nie czuła się dobrze z myślą, że już niedługo zaczną się okładać magią i szponami – a wszystko dlatego, że Grzmot wrócił pod barierę. Czy bratu uda się wyjść cało z tej sytuacji?...
Zacisnęła zęby z nerwów. Błyskawica otarła się o jej łapy, mrucząc pocieszająco. Nagietkowa pochyliła się, żeby trącić kompankę końcem pyska – bardzo doceniała jej wsparcie. Szkwał kręcił się gdzieś w okolicy, bo nie dał rady usiedzieć w miejscu.
Smoczyca uniosła łeb i w napięciu obserwowała dalszy rozwój wydarzeń.
: 14 lut 2018, 21:53
autor: Popiół Przeszłości
Za to adept od samego początku mknął niezauważalnie na niebie. Mial z tamtond bardzo ładne widoki i bez wątpienia w razie czego będzie mógł coś komuś przekazać. Na razie nie chciał zdradzać swojego położenia, nie machał prawie skrzydłami by nie rozganiać maskujących go chmur. Przykro było patrzeć na szykującą się wojne, ale co oni mogli? Bardzo chciał spotkać Grzmota, ale to pewnie jeszcze trochę potrwa. Większość smoków znał, nawet cień i woda się przyłączyli. Nocny unosił się delikatnie w prądach powietrznych, tu można było wyczuć tylko żeźki zapach wiatru mknącego razem z ciałem czarnego smoka. Czyli jednak to nie koniec, to dopiero początek... Nie planował walczyć, a los to zagadka. Niech bogowie nad nimi czuwają. Wtedy przypomniał sobie coś istotnego, musiał szybko wracać...
/(ZT)
: 15 lut 2018, 0:54
autor: Uśmiech Szydercy
Przybył również Wojownik Cienia. Nie śpieszył się. Przeleciał tylko fragment drogi, resztę pokonując pieszo, na własnych łapach. Ani trochę mu się nie śpieszyło. Wiedział, co będzie tu miało miejsce. To, co zwykle – obrzucanie się błotem, wywyższanie jednego Stada nad drugie, "my jesteśmy tacy, a wy sracy", och, bogowie. Miał to głęboko w rzyci. Nie zastanawiał się, kto ma rację, a kto się myli. Nie było to ważne.
Wyszedł spomiędzy drzew i leniwym krokiem skierował się ku swym współplemieńcom. Skinął krótko łbem Keezheekoni, a potem Dirlilith.
Przysiadł przy reszcie swojego stada po prawej stronie Przywódczyni i zmrużył szkarłatne ślepia. Potrząsnął leniwie łbem, jego czarne kolce leżały płasko na ciele. Sapnął, wypuszczając z nozdrzy czarny obłok dymu. Ze spokojem i bez zainteresowania przyglądał się obecnym smokom. Naprawdę miał nadzieję, że te rozmowy nie będą się przeciągać.
: 15 lut 2018, 13:05
autor: Obnażony Kieł
Gdy wybuchła poprzednia wojna nie było mnie na tych terenach. Nie było mnie, żeby bronić swojego stada i rodziny. Po powrocie obiecałem przywódcy, a zarazem ojcu, że to się więcej nie stanie. I obietnicy zamierzałem dotrzymać. Właśnie dlatego, kiedy tylko tata zebrał ognistych stawiłem się wraz z nimi i udałem się na miejsce wezwania. Wylądowałem z łoskotem rozglądając się dookoła. Wśród zebranych dojrzałem wiele znajomych pysków, które nie kojarzyły mi się negatywnie. Wszystkie te smoki lubiłem i szanowałem, dlatego perspektywa walki z nimi niezbyt mnie zachwycała. Jednak gdzieś w moim wnętrzu powoli wzbierał gniew, że zdecydowali się zagrozić mojej rodzinie. Nawet jeżeli wiedziałem, że to była głównie decyzja ich przywódczyń. Przymknąłem delikatnie ślepia czekając na rozwój wydarzeń. Może jeszcze stanie się coś, co powstrzyma rozlew krwi?
: 15 lut 2018, 14:55
autor: Zmora Opętanych
___Głupota. Cóż za brak oryginalności w myśleniu. Dlaczego w tak znaczącej większości przypadków swojego wroga określa się jako głupiego? Zmora nie czytała nikomu w myślach, mogła mieć jedynie podejrzenia. I wysuwać wnioski. Przez całe swoje życie, od pierwszych księżyców lubowala się w badaniu smoczej psychiki. Na coś to jej się czasem przydawało. Dla niektórych mogło to być nudne podejście do życia... Ale lanie się po pyskach i pływanie w krwi to nie wszystko. Czasem jest potrzebne. Ale nie zawsze.
___Tym razem nie można było od tego uciec.
___Przejeżdżała znudzonym wręcz wzrokiem po przybyłych. Wściekłość, albo beznamiętność. Nic specjalnego. Jej pysk jak zwykle nie wyrażał emocji. Zupełnie, jakby i ona nie czerpała radości z przybycia tutaj. Bo tak było. Wojny tego typu były... Zwyczajnie bezsensowne w jej mniemaniu. Wychowywano ją inaczej, niż całą tutejszą resztę. Miała inne poglądy na świat... Bo pochodziła z innego świata.
___– Valar Morghulis. – Powitała zebranych zimno, mrukliwie, bez cienia rozbawienia. Niewątpliwie jednak jej powitanie było czystym przyzwyczajeniem, aniżeli faktyczną potrzebą. Spojrzała na chwilę na zachmurzone niebo. Zbliżał się wieczór. Zimny, jak wnioskowała po chłodnych podmuchach.
___– Wezwałyśmy ciebie tutaj równo księżyc temu, żądając wydania dwóch zdrajców. Feridy oraz Krwistego Kolca. Mamy dowody na to, że oferujesz im schronienie. W przypadku tej pierwszej zapewne dosyć długo, bo i od jej wygnania minęło sporo czasu. Udało ci się utrzymać to w przed nami w tajemnicy przez wiele księżyców. Winszuję. – Przerwała na chwilę i lekko schyliła przed Płomieniem rogaty łeb, zaś na jej pysku zamajaczył cień cynicznego uśmiechu. Oblizała wargi, zlizując z nich krople czarnego, nieszkodliwego jednak zupełnie jadu. Widząc smoki Wody jedynie pokręciła delikatnie głową z dezaprobatą. Nie, jakby spodziewała się czegoś innego. Ogień słynął z kiepskich decyzji, a narażanie już i tak znajdującego się na skraju wymarcia sojusznika było kolejnym, który mógł zostać dopisany do listy. Widać było, jak bardzo zależy im na Wodzie. A Ferida? Jej tak naprawdę też nie poświęciła zbyt wiele uwagi. Odwzajemniła spojrzenie, znudzone. Oczywiście, że wyrosła, minęło sporo czasu. Zaskoczeniem to nie było żadnym. Tak samo jak jej obecność tutaj. Zmora była zadowolona, że samotniczka zrobiła jej przysługę i podała się na tacy. Łowczyni nie uśmiechało się przedzieranie wgłąb terenów Ognia, by dostać się do Feridy. Nienawidziła zapachu siarki. I piasku pod łapami.
___– Dałyśmy ci szansę. Mogłeś ich wydać, bez konsekwencji, co najwyżej licząc się z naszymi nieprzychylnymi spojrzeniami ukierunkowanymi na ciebie. Ale pakt, jaki ustaliłeś z Nieugiętą nad moim ciałem obowiązywałby nadal. Postanowiłeś jednak spróbować sobie zrobić z nas przygłupie młódki. Na Feridzie oraz Grzmocie ciąży wyrok śmierci za to, że złamali – i to nie po raz pierwszy – dane słowo i zawrócili. Dałam tej młodej pokrace szansę. Dwa razy. Za drugim do tego wszystkiego nos wściubił oczywiście Znamię Burzy. Wiemy przecież, że ingerowanie w sprawy innych stad macie idealnie wyćwiczone. Ogień i Woda. – Przerwała na moment swój przecudowny monolog i westchnęła cicho. – Nie chciałeś się przyznać, nie chciałeś zakończyć tego pokojowo. Najwyraźniej dalsze krzewienie wzajemnej nienawiści wydawało ci się atrakcyjniejsze. Zapewne wiedziałeś, do czego to doprowadzi. Rzucamy Ogniowi wyzwanie do wojny. Ogniowi, nie Wodzie, która postanowiła znowu zabawić się w piątą nogę u konia. Dałabym im możliwość odejścia stąd, ale wiem, że to spełzłoby na niczym, więc niech już walczą. – Wykonała przysłowiowe machnięcie łapą, a raczej skrzydłem, po czym sięgnęła do swojego źródła maddary – chaotycznie poruszających się wiązek czarno-czerwonej materii. Pomiędzy czwórką przywódców pojawiła się iluzja mapy wolnych stad. Niezbyt szczegółowa, raczej uogólniona. Wiadomo bowiem, że nikt nie zna w pełni ziem innych stad. Byłoby to co najmniej podejrzane.
___– Jeżeli wygramy, Cień zagarnie tereny Ognia graniczące z Wodą, tereny nadmorskie i morze aż do bariery, kończąc przy ujściu reki Hilin i skraju Górskiego Lasu. Jeżeli to wasze kły i magia okażą się skuteczniejsze, oddam wam naszą część pustyni Nerani, część rzeki Tyral i trzy-czwarte Puszczy Perimer, a także równiny graniczne. – Czarne źrenice zwęziły się nieznacznie. – Nie muszę chyba wspominać o tym, że po zwycięstwie Ferida należy do mnie, bo to rozumie się bez słów. Jeżeli odrzucisz wyzwanie, będzie to dla mnie i Nieugiętej równoznaczne z dobrowolnym oddaniem wspomnianych terenów oraz dwójki zdrajców. – Powiedziała z nutą niechęci, jakby samo wymawianie imienia młódki przyprawiało ją o mdłości. Godna następczyni Chaosu, doprawdy.
___Zmorze nie uśmiechała się kolejna wojna. Wcale. Nie walczyła dla samej walki, bo gardziła tym sposobem rozwiązywania problemów. Strata czasu, żadnej rozrywki. Wolała... Po prostu podejść do kogoś w nocy i poderżnąć mu gardło. Zabić we śnie, szybko, skutecznie.
: 15 lut 2018, 17:11
autor: Gonitwa Myśli
Chociaż głownie jej uwaga skupiona była na południu, skąd miały przylecieć płomieniści, to nie umknęło jej przybycie jej strony konfliktu. Odwzajemniła uśmiech Miedzianej, teraz już pewnie nie-Miedzianej. Cieszyła się, że siostrzenica była, że nie wydawała się zgorszona wizją wojny. W jednym słowie, "wzajemnie", również życzyła jej sprzyjających bojów.
Popatrzyła także krótko po Wieczornej, z iskrą uznania w ślepiu. Wiedziała o rodzinie łowczyni w Ogniu, myślała, że skomplikuje to nieco sprawę jej udziału, ale... Wieczorna Aura stawiła się, skora użyczyć szponów w bitwie. Uśmiechnęła się do Zarannej, gdy ta przybyła, pokrzepiająco. Zanotowała przybycie wojowniczki Cienia, chociaż dłużej uwagę skupiła na Wieczornej Paproci, która przybyła moment za nią.
Gonitwa ściągnęła łuki brwiowe, zmartwiona, lustrując pysk poprzedniej przywódczyni. Czy powinna była proponować Matronie Stada udział w wojnie? Wieczornej Paproci coraz bliżej było do zagrzania miejsca na nocnym niebie, wśród przodków. Może Starsza powinna była przez te następne księżyce cieszyć się spokojem w obozie stada, które tak długo budowała i któremu przewodziła...
Może, może. Nieugięta zamrugała ślepiem, nie poświęcając więcej czasu tej myśli. Nie było już czasu ni miejsca na wątpliwości. Odliczyła w myślach, ile jeszcze powinno się ich tu zebrać, gdy czarny samiec wylądował na Skałach Pokoju.
Zmrużyła ślepie, ostatecznie nie zawieszając na nim dłużej wzroku. Ani na pozostałych ognistych, którzy przybyli po nim. Nie interesowali jej, nie teraz. Nie, dopóki nie przyjdzie jej walczyć z którymś z nich.
Ostatnią Ziemną, Wybraną, powitała szybkim skinieniem łba, Cienistych uprzejmym spojrzeniem.
Spięła się delikatnie, gdy przybyły i pośredni winowajcy tego całego zbiegowiska. Spojrzała na siostrzenicę, chcąc zaobserwować jej reakcję na obecność Feridy. Rozmawiały o tym. Wtedy Gonitwa nie sądziła, że Ferida znajduje się pod barierą. Ale oh, jak dużo zmienić może te kilka księżyców.
Zmarszczyła pysk, z wrogością patrząc na Feridę. Jak kiedyś, pod Białym Drzewkiem, nie miała powodów czy chęci czynić Feridzie krzywdę, tak teraz była... urażona. Zorza wyszła za barierę, poszła i nie wróciła. Być może, zapewne, chcąc dogonić Feridę. Ale ona oszukała ją, oszukała Cień, Gonitwę, wracając się i chowając się jak szczur pod skrzydłem Płomienia Świtu, który niewątpliwie pewien był swojej racji. Jak kiedyś Kruczopióry, gdy odcinał łeb Kapłance Cienia.
Zagłębiła szpony w ziemi. Czy to nie z winy tej godnej pożałowania Feridy nie ma tutaj już siostry Gonitwy? Ostatniej z jej rodzeństwa?
Grzmotem zdawała się nie przejmować.
Odetchnęła, potrząsnęła łbem, wyprostowała się. Spojrzała na Płomień Świtu, uśmiechając się cierpko.
–
Zobacz, Uzdrowicielu! – zawołała, prawie wesoło. –
Kolejna Ziemna, którą przepędziłam. A obok nie kto inny, jak smok, którego łba i reszty ciała nie widziałeś od... Lasu Pekeri? – przywołała jego własne słowa.
Oh, jak ją irytował. Jaki był prawy, jaki sprawiedliwy i mądry. Jak ładnie jej łgał w pysk jeszcze księżyc temu. –
Kłamstwo ma krótkie łapy, co? – pozostawiła pytanie wiszące w powietrzu, wypuszczając z nozdrzy chłodną mgiełkę.
A potem razem z resztą Ognia przybyła... Woda. Nieugięta pokręciła nosem na ich zapach. Woń Ognia była bardzie fizycznie drażniąca niż zapachy Wodnych, ale to do tych drugich smoczyca żywiła większą urazę, kultywowaną od długich księżyców. Wyciągnęła szyję, wyglądając za Płaczem Aniołów. Sapnęła, nie znajdując jego brzydkiej gęby wśród Wody. Zamiast tego na przód Wodnego Stada wyszedł jakiś smok, którego Gonitwa nie kojarzyła. Znaczy, może, może gdzieś widziała samca, ale bynajmniej nie znała jego imienia.
–
Ty kto? – wymruczała, sama do siebie. Zdawać by się mogło, że Nieugięta Ziemia była... rozczarowana. Gdzie jej przeciwnik? Jeśli nie tu, to pewnie... w ziemi. Burknęła coś warkliwie, niezadowolona.
Głos zabrała Zmora, więc naturalnie Gonitwa nie obrażała się już na martwego, albo przynajmniej zaginionego wojownika, słuchając słów Przywódczyni Cienia.
–
Mhm – mruknęła po monologu partnerki. –
Miałam zamiar ugadania ewentualnych strat czy zysków terenów z Ogniem, ale skoro Woda tu jest – popatrzyła krótko po złotym samcu. –
W razie wygranej Ziemia weźmie tereny do rzeki Ferbor – zakreśliła szponem odpowiednie miejsce na mapie wyczarowanej przez Keezheekoni. Dawno nie była na ziemiach Wody, ale pamiętała układ ich ziem jako tako, nazwy ważniejszych miejsc również. –
W razie przegranej... Woda otrzyma ziemie do Nawiedzonej Puszczy, z północną granicą wyznaczoną przez Falar. Z rzeką włącznie – przesunęła szpon, zahaczając tym razem o skrawek terenów Ziemi. –
Jeśli chodzi o Grzmota... W razie wygranej Ziemi, ma on trafić z powrotem na tereny mojego stada. Cały lub nie, głównie zależy mi na jego łbie. – wzruszyła delikatnie barkami.
//
https://i.imgur.com/e8J1VRR.png
: 15 lut 2018, 17:40
autor: Żar Zmierzchu
Przekrzywił lekko łeb słuchając w skupieniu co wywerna miała do powiedzenia. Nic się nie zmieniła. Popełnił wielki błąd wiele, wiele księżyców temu, gdy przyniósł pomoc ginącemu Cieniowi na Szczerbatej Skale.
– Wystawiasz na próbę moje przysięgi uzdrowicielskie odkąd pamiętam, Upiorna. Jak śmiesz mówić o zdradzie, ty, która odwróciłaś się zadem od Szaleństwa Cieni i opuściłaś swoje stado w dzień własnego pasowania na Adepta? – powiedział głośniejszym tonem, by wszyscy zgromadzeni mogli dobrze usłyszeć lekcję historii której udzielił mu niegdyś Kruczopióry, jeden z nielicznych Ognistych których wrogowie naprawdę się bali. Charon wychynął zza skrzydła łypiąc na przywódczynię gorejącymi czerwonymi ślepiami.
Złam ich ciała, złam ich ducha!
– Cała ta awantura nie jest wynikiem moich działań, lecz twoich. Uznałaś że masz prawo decydować czy smok ma opuścić Wolne Stada. Ferida chciała jedynie żyć w pokoju na Terenach Wspólnych. Krwisty nie chciał by Ferida została potraktowana w taki sposób, jaki została. Po raz kolejny próbujesz zwalczyć problem i wrogów których sama sobie narobiłaś. Co więcej, narażasz Ziemię na krzywdę. Czy może raczej powinienem powiedzieć "drugi Cień?" – mówił z nieprzeniknionym wyrazem pyska, rozglądając się powoli po zgromadzonych. Wielu było młodych, niektórych nie było na świecie podczas tchórzliwej napaści na Wodę księżyce temu
Tysiąc śmierci!
– Wydanie kogoś na pewną śmierć nie jest rozwiązaniem pokojowym. Nie uznaję pojęcia pokój za wszelką cenę. Ile czasu minie nim zażądałabyś życia kogoś następnego w imię twojego wypaczonego obrazu pokoju? Mój ojciec miał rację, Równinni są nam niepotrzebni, sami całkiem nieźle sobie radzimy, chociaż jesteśmy wielką rodziną. Krew Stad wymieszała się przez te niezliczone księżyce. Twój kat jest w połowie synem Ognia. Wieczorna jest w połowie córką Ognia,
a jej syn, Prędki w jednej czwartej synem Ziemi. Nie będę wymieniał wszystkich tu obecnych. Nawet Grzmot jest w połowie Ogniem – był ciekaw czy wszyscy nadążają za tym, co mówi. Nie spodziewał się że argumenty dotrą do naczelnej krzywdzicielki Wolnych Stad. Nie spodziewał się że dotrą do zapatrzonej w nią partnerki. Spojrzał wywernie głęboko w ślepia.
Jedność z wiecznością! Przynieś mi krew pisklęcia!
– Z wyjątkiem ciebie. Nie czuję tutaj żadnego młodzika noszącego twój zapach. Nie narażasz swojej krwi. Wysługujesz się innymi, których omamiłaś obietnicami chwały, jak wtedy gdy poprowadziłaś swoje stado na śmierć pod Lasem Pekeri. Zaś co do ciebie, Nieugięta Ziemio. Nie ze mną złamałaś pakt, lecz z Bogami na których się klnęłaś, a to był jedyny powód dla którego uratowałem życie tej, która na każdy akt dobroci ze strony Ognia odpowiedziała złem. Dwa razy wyrwałem ją z łap Aterala, raz zawróciłem zza bram śmierci połowę Stada Cienia. Uratowałem wam życia, więc należą do mnie. Oddajcie życie Feridzie i Grzmotowi, a obejdziemy się bez rozlewu krwi i zakończymy ten nonsens – powiedział, mając cień nadziei iż przynajmniej niektórzy przemyślą wszystko co tu się dzieje. Że wyciągną wnioski z tego co wydarzyło się w przeszłości. A jego od wielu księżyców intrygowało czemu Upiorna wycofała się po cichu z wyprawy za Mrocznymi Elfami nim przekroczyli Barierę. Teraz już wiedział. Bariera nie wpuściła by jej z powrotem.
"Patrz Wyciszona Łusko. Patrz i ucz się, bo to prawda o losie i konsekwencjach pracy Uzdrowicieli" subtelna wiadomość mentalna rozległa się pod czaszką jego Ziemnej uczennicy, w której widział spadkobierczynię technik Krwi Mandragory.
– Zaś gdybyście mimo wszystko wykazali się brakiem rozsądku i chcieli krzywdy Smoków Wolnych Stad, warunki są nierówne. Gdy Ogień wygra, los Upiornej znajdzie się w łapach Feridy i wraz z Grzmotem zostaną zostawieni w spokoju. Choć nie wiem na co macie dać słowo skoro nie szanujecie słowa danego Bogom.
: 15 lut 2018, 19:10
autor: Brzytwoskrzydły
Stał blisko Płomienia, był gotów w każdej chwili go obronić. Dużo mu zawdzięcza, samiec się nim interesował odkąd Lorem był małym i bezprobnnym pisklakiem. Nauczył go więcej niż ktokolwiek inny, pomógł uleczyć każdą ranę czy chorobę. A kiedy dowiedział się, że nie raz a dwa uratował Keez przed śmiercią, a ta dalej miała to w rzyci, jeszcze bardziej się wkurzył. Nie wykonywał niepotrzebnych ruchów, był jedynie częścią tła za Płomieniem. Nic nie warte ścierwa, wyrżnąć to i będzie po kłopocie
– Płomieniu, dla niej to nie ma znaczenia. Wmawia wszystkim, że Feirda złamała prawo, kiedy nic takiego nie miało miejsca. Ja też chętnie bym sobie poszedł ze stada którym kieruje taka szurnięta samica jak ta Cienista i przywódczyni Ziemi która liże jej zad
Warknął w końcu Tnący. Nie udało mu się przekonać Płomienia, by wyrzucił Feridę z ich terenów, więc teraz musi to jakoś ze sobą pogodzić. Adept trzymał stronę samotniczki tylko dlatego, że widział w niej wzmocnienie szeregów stada Ognia. Grzmota nie znał, więc się nie odzywał w jego sprawie.
: 16 lut 2018, 21:26
autor: Szlachetny Nurt
Usłyszał słowa Pozłacanej i momentalnie skierował na niej swój wzrok. Była tutaj nowa, praktycznie przed chwilą przybyła w tereny szukając schronienia, skierowana słowami swojej matki. Jednak jej matka zapewne nie powiedziała jej o tym, jak wyglądają stosunki między innymi stadami. Jak często dochodzi do bezsensownych wojen. A może po prostu nie wiedziała?
– Im? Jest to prawie niewykonalne, ale warto spróbować. – Szepnął do smoczycy.
Przyglądał się Nieugiętej, która wypatrywała... no właśnie, kogo? Czuł, że była zaskoczona jego widokiem i w pewnym stopniu rozczarowana. Kogo oczekiwała tutaj zobaczyć? Wzburzonego? A może Płacza. Zabawne, że Przywódczyni Ziemi wiedziała o takich drobnostkach, jak ślady obecności dwójki wygnańców, a nie zdawała sobie sprawy, że Stadem Wody od kilkunasty księżyców przewodzi ktoś inny, a dwójka jej najbardziej zajadłych wrogów odeszła.
– Nie ma go tutaj. – Stwierdził jedynie. – Wybacz, że musiałem cię rozczarować. – Dodał, jednak jego ton nie zdradzał niczego. Oj, łamał biedaczce serce. Płacz z pewnością ucieszyłyby się na to spotkanie.
Nie musiał długo czekać na rozpoczęcie monologu Przywódczyni Cienia. Nim to się stało, przybyło jednak kilka smoków. Między innymi Szczyt Potęgi, którego nie widział już od bardzo. Dobrze, że obudził się we właściwą porę.
Jeżeli chodzi o same słowa Rytuału... coraz bardziej utrzymywał się w przekonaniu, że tak na dobrą sprawę wcale nie chodzi tutaj o Feridę, czy Grzmota. Być może przywódczynie oszukiwały same siebie i członków własnych stad, ale na dobrą sprawę chodziło tutaj dokładnie o to, co na poprzedniej wojnie. Rozbawiło go określenie "5 nogi u konia" bardziej trafnie pasowałaby do tego Ziemia. Chociaż nie, ją bardziej przyrównałby do ogona, dyndającego za końskim zadem.
Oczywiście musiało dojść do ustalania podziału terenów, które to trafią do wygranych bądź zostaną odebrane przegranym. Czyli prawdziwego powodu, dla którego wszyscy się tutaj zebrali. Nie mogło zabraknąć też podobnej propozycji ze strony Przywódczyni Ziemi, która podobnie postąpiła w stosunku do Wody. Czyżby chciała realizować swoje skryte pragnienia?
– Myślałem, że przybyłaś tu ze względu na Grzmota... jednak widzę, że masz nieco inne plany. Chcesz upolować dwie zdobycze. Co jednak będzie głównym daniem, a co przekąską? Co jest głównym powodem naszej obecności tutaj, a co jedynie dodatkiem? Przybywasz tutaj chcąc łba Grzmota, kiedy na dobrą sprawę jest to jedynie pretekstem do zdobycia terenów. – Skierował słowa do Nieugiętej, zatrzymując na niej wzrok. On dobrze znał odpowiedź. Grzmot był jedynie powodem, dla którego Nieugięta odważyła się tu przyjść i ustalać podział terenów. Nie chodziło jej o niego, zapewne był dla niej obojętny. Pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że było to dla niej jak najbardziej korzystne. Dobrze wiedziała, że Krwisty decyduje się na rzeczy, których inne smoki nie odważyłyby się zrobić. A jednak po prostu go puściła, licząc że grzecznie jej posłucha. Ciekawe tylko co powiedziała reszcie Stada Ziemi. Zapewne, że przybywają tutaj w ważnej misji, bo w końcu zły Ogień może przetrzymywać groźnego zbiega. Tak naprawdę chodziło po prostu o więcej terenów.
– Kim jestem, by móc decydować o losie Grzmota? Nie przebywa na terenach Wody, to też nie jestem za niego odpowiedzialny. Może jak ładnie go poprosisz, to przyjdzie do ciebie sam? – Choć jego słowa mogły wyglądać na kpiące, tak jego ton głosu wykazywał tak mało emocji, jak zwykle.
Gdy Płomień zabrał głos, skupił swoją uwagę właśnie na nim. Starał się przemówić im do rozsądku. Cóż, podziwiał go. Próba dokonywania rzeczy niemożliwych, nie należała do najczęstszych. Podsumowanie krwi Ognistych w innych stadach było tak trafne. Jego zdaniem bycie w pewien sposób "jedną wielką rodziną" prowadziło jedynie do jeszcze częstszych konfliktów i jeszcze większych pokładów nienawiści. O krwi Wodnych nie musiał dodać... wszak Ziemia chyba najbardziej zdawała sobie o tym sprawę. A i w Cieniu znalazłaby się taka. Choćby jego syna i córki, o ile ta jeszcze żyła.
– Tak długo, jak będzie to dla ciebie korzystne, prawda? Będziesz toczyła wojny, zasłaniając się poczuciem sprawiedliwości. Do czasu aż pokój faktycznie nastanie. W momencie gdy wrogowie przestaną istnieć. – Skierował swoje słowa tym razem do Cienistej Przywódczyni. Pokój w którym przez krew pozostanie tylko ona. Gdzie nie będzie mogła już z nikim walczyć... no właśnie, cóż to za świat? W takim wypadku pozostałoby im już tylko powybijać siebie nawzajem, o ile nie zdążyłaby utonąć we własnej krwi.
Nie spodziewał się, że głos zabierze nowy Zastępca Ognia.
– Nie warto. – Powiedział jedynie do Tnącego. Próbował doszukiwać się logiki wśród działań Cienistych. Oczywistym był fakt, że coś takiego nie miało miejsca. Cień miał swoją własną sprawiedliwość i zasady. Zasady, które obowiązywały wtedy, gdy było to dla nich korzystne. Sprawiedliwość, która była usprawiedliwieniem ich działań, do momentu gdy nawet sami przestają w to wierzyć. Wtedy przychodzą inne metody. Wszystko jednak sprowadzało się do naginania formy, na swoją własną korzyść.
: 16 lut 2018, 21:33
autor: Zmora Opętanych
___Tak, jak do tej pory udawało jej się utrzymywać beznamiętną maskę i nie ukazywać emocji, tak w końcu coś puściło. Gdy usłyszała pierwsze słowa Płomienia, najzwyczajniej w świecie parsknęła śmiechem, prawdopodobnie pierwszy raz w życiu. Na jej pysku pojawił się uśmiech – który, o zgrozo, można by było uznać nawet za prawdziwy, nieskalany cynizmem czy kpiną.
___– Samcze, kto ci udzielał lekcji historii? – Zapytała nadal z wyraźnym rozbawieniem, odwracając łeb w kierunku Szyderczego. Jakby instynktownie, chociaż wiedziała, że nie był świadkiem tamtejszych wydarzeń. Wciąż... Przypominał jej Kerrenthara. – Gdyby sytuacja wyglądałaby tak, jak ty ją teraz przedstawiłeś, nie byłoby mnie tutaj. Moje kości leżałyby na dnie urwiska od blisko dziewięćdziesięciu księżyców. – Zmora nadal nie mogła uwierzyć, by ktoś aż tak ostro nagiął fakty sprzed... Ponad osiemdziesięciu księżyców. W liliowych, lśniących ślepiach dosłownie tańczyło rozbawienie. Nie, nie przedstawiła zebranym faktycznego biegu wydarzeń. Z czystej ostrożności. Samiec może i nie miał okazji jeszcze kiedykolwiek skutecznie popisać się zdolnościami manipulacji, ale to nie znaczyło, że go lekceważyła. Nie. Było ryzyko, że cała ta akcja miała być jedynie wabikiem. Tak, niech podła, plugawa przywódczyni Cienia mówi jak najwięcej. Na pewno wymsknie jej się jakaś cenna informacja.
___– Zgodnie z kodeksem Cienia powinnam była ją zabić. Nagięłam zasady mimo obecności kogoś, kto miał pełne prawo mi wtedy splunąć w pysk, wierząc, że młódka postąpi rozsądnie i odejdzie za barierę. Ale powinnam była się domyślić, że młode błyskotliwością nie grzeszy. Cóż, wszyscy popełniamy błędy i dopuszczamy się nieprawidłowych kalkulacji. – Wzruszyła delikatnie, niemal niezauważalnie barkami. Demonica stojąca po prawicy Zmory zachichotała niczym hiena, zaś czerwone, wygłodniałe ślepia wodziły wzrokiem po smokach znajdujących się po drugiej stronie niewidzialnej barykady. Pegaz zachowywał stoicki spokój, a czarne oczy i cała jego postawa wręcz biły arogancją i niechęcią wobec zebranych. Parsknął, jakby chcąc w ten sposób pokazać obrzydzenie smoczym gatunkiem i tymi ich bezsensownymi spotkaniami.
___– Jakie ma dla mnie znaczenie to, że krew przodków Ognia płynie w żyłach Cieni? – Zapytała, przecinając powietrze rozwidlonym jęzorem. Krople czarnego jadu spłynęły na ziemię, ciemne krople rozlały się po białym śniegu. – Nie mam jak narażać swojej splugawionej krwi, jestem jej jedyną godną nosicielką. – Skłamała bez mrugnięcia ślepiem. To stało się dla niej tak normalne, jak oddychanie. Poza tym, czy to było kłamstwo? No właśnie, zależy jak na to spojrzeć. Bez wątpienia określenie "godna" było kluczowym atrybutem owego zdania. Na wzmiankę o Bogach, skierowaną do Nieugiętej, nie zdołała powstrzymać znużonego westchnięcia.
___Wola jednego smoka...
___– Życie Feridy należy do Cienia, uzdrowicielu. – A raczej do niej. Obecnie to ona była Cieniem. Tak jak niegdyś Karathas, po nim Kalhair, Kheldar. Nawet przeklęta Ankaa wzniosła się na szczyt i przewodziła Cieniowi. A Zmora? Tak, mamiła, manipulowała. Każdym. Tak ją ukształtowano. I póki co przynosiło jej to korzyści, więc nie zamierzała rezygnować. Tak, przegranie ostatniej wojny również coś jej dało.
___– Warunki są nierówne, powiadasz? – Stwierdziła, unosząc lekko prawy łuk brwiowy. – Wyrównajmy je więc. Nie chcesz rozlewu krwi wszystkich tu obecnych, w takim razie ogranicz to do dwójki smoków. Lub czwórki, jeżeli Nieugięta pokusi się o podobny ruch. Tu i teraz, niech Ferida wystąpi naprzód i zawalczy o swoje życie, lub odbierze moje. Co za różnica, czy dojdzie do tego teraz, czy gdy wszyscy nawzajem zaczną się mordować? Zobaczymy, czy przepowiedziana mi śmierć ma paść właśnie z jej łap. Jeżeli Otchłań wpuści mnie na swoje łono, Cień nie zaatakuje, lecz wróci na swoje ziemie. – Powiedziała, unosząc wyżej rogatą głowę. Nakazała swoim kompanom uczynić symboliczny krok do tyłu. Spojrzała też na swoje smoki, wyraźnie dając im do zrozumienia, że to co właśnie usłyszeli to był rozkaz. Gdy jednak nagle głos przejął jakiś przygłupi smok, spojrzała na niego bez zainteresowania.
___– Po pierwsze, znasz powód jej odejścia? Po drugie... Kim jesteś, błyskotliwy samcze, emanujący niesamowitymi pokładami elokwencji? Widzę, że lubisz zabierać głos. Powiedz dla odmiany coś, co ma znaczenie dla tej całej sprawy, a nie jest wyłącznie prymitywną, subiektywną opinią głupca. – Powiedziała chłodno, wibrującym głosem z syczącą nutą. Chociaż Zmora na powrót zachowywała stoicki spokój widac było, że Tnący ją obrzydził swoją postawą. A Szlachetny? Pokręciła tylko łbem na jego słowa.
___– Nie masz pojęcia, dlaczego przybyłam tutaj, na te przeklęte ziemie, blisko dziewięćdziesiąt księżyców temu. Uwięziona niczym ptak w diamentowej klatce... – Wyharczała niemalże szeptem, zaciskając szpony na skalistej półce. Widziała przed sobą swój dom. Jedyny, prawdziwy, do którego chciała wrócić. Od zawsze. Oni wszyscy byli ograniczeni, zaślepieni. Zniżali ją do poziomu zwyczajnego antagonisty, który jest zły dlatego, że chce, że sprawia mu to chorą przyjemność.
___Źle zapamiętałaś przepowiednię, córko.
___Przecież twoja śmierć ma paść z twoich własnych łap.
: 16 lut 2018, 21:59
autor: Szczyt Potęgi
Starał się przysłuchiwać dyskusji i milczeć, przynajmniej tak długo, na ile pozwalały mu na to nerwy. Prawdę powiedziawszy, i tak nie miał tutaj nic do gadania. Był obcym smokiem, wychowanym przez obcą rasę, który żył na obcym gruncie, na ziemi niczyjej. Ta mimo iż go przyjęła, dalej nie stanowiła spadku po krasnoludach. Ale poza żalem wiedział też czym jest poświęcenie oraz zaufanie, bo nauczyły go tego Ogień oraz łaska Kamanora, Pana Siły.
Usłyszawszy gwałtowny wyskok Tnącego, posłał młodszemu karcące spojrzenie- na tyle wyraźne, że gdyby mógł, Szczyt ciął... nie, on rąbałby nim powietrze na kawałki.
Dalej już po prostu nadstawiał uszu na słowa cienistej i w sumie nie zaskoczył go jej wyniosły ton. Wystąpienie skomentował krótko, w niemal ojczystym języku, głośno, a jak na siebie- bardzo pewnie i kompletnie bez wyrazu, jakby właśnie stwierdził, że niebo zaczynają pokrywać ciemne chmury.
– Ishkhaqwi ai durugnul.
Ponure oblicze poruszyło się jednak na wzmiankę o rzekomej przepowiedni (choć równie dobrze mógł po prostu coś przekręcić- mimo wprawy językowej, dalej nie rozróżniał niektórych słów) i tym jakoby Ferida miała walczyć o swoje życie, skalny moloch stanął bliżej Płomienia i nachyliwszy nad nim szyję, szepnął przywódcy do ucha:
– Jeśli będzie tego wymagać sytuacja, mogę wyjść na pojedynek za tę samotniczkę. Powiedz tylko słowo.
Skąd ta nagła chęć poświęcenia? Ognik już dawno nauczył się czym jest rodzina. Nauczył się też, że pomimo chęci zachowania pokoju i pogody ducha, należy czasem zaostrzyć szpony. Nie znał Feridy i nie miał pojęcia, iż była wojowniczką, być może nawet silniejszą od niego- zakładał swoja wersję- wyjście w obronie słabszego. Skoro Onyks ufał samicy, on również był na to gotów.
No, pod warunkiem pozwolenia na walnięcie komuś w ryj. Dawno tego nie robił.
Krasnoludzka namiastka charakteru Szczytu zawrzała cicho, a runa ochronna na szyi samca rozbłysła bladym, ledwie zauważalnym światłem.
: 17 lut 2018, 0:58
autor: Dzika Gwiazda
Siedziała, słuchała i obserwowała. Parę pysków znała, jednak większość przybyłej menażerii z każdej strony pozostawała jej obca. Żółte ślepia badawczo przesuwały się po każdym przybywającym. Nie patrzyła wrogo, raczej z ciekawością. Ostatni raz tyle smoków w jednym miejscu zebrał tu Prorok. Początkowo Zaranna nie zamierzała się wtrącać, wszak więksi i silniejsi od niej załatwiali swe sprawy, zresztą niegrzecznie jest przerywać przywódcom. Jej uwaga skupiła się w większości na osobie Płomienia, który mówił dużo i z sensem. Jednak im dłużej go słuchała, tym mniej dziwiła się, że Grzmot uciekł właśnie tam. Retoryka Przywódcy Ogników była bardzo podobna do argumentów czerwonofutrego – pomijał pewne fakty, eksponował to co było dla niego korzystne i zwodził, czarował. Niemal była gotowa mu uwierzyć, podziwiała jego elokwencję i talent oratorski. Cały misternie zbudowany czar jednak prysł, gdy czarnołuski stwierdził, że ich życia smoczyc które uratował nie należą już do nich. To zdanie było dla niej jak kubeł zimnej wody. To ten sam uzdrowiciel, który podczas Szaleństwa Szczerbatej skały leczył wszystkich bez wyjątku? Tylko po to by móc ich później szantażować, wymagać posłuszeństwa, wykorzystywać to jako argument w dyskusji? Ranny, umierający smok nie ma pojęcia i wpływu na to kto, jak i za jaką cenę go łata. Ona wolałaby umrzeć niż żyć, ze świadomością, że jej życie stanie się towarem, którym można kupczyć jak mięsem i kamieniami szlachetnymi. Wzięła oddech, mrugając żółtymi ślepiami. Widać każdy, nawet największy bohater odnajdywał w końcu właściwą dla siebie walutę i cenę.
Potem odezwał się przywódca Wody. Zielonołuska również była zaskoczona, spodziewając się raczej kolejnej słynnej figury – Płaczu Aniołów. Poczuła nawet pewną ulgę, gdy dotarło do niej, że największy przeciwnik jej matki prawdopodobnie już nigdy jej nie zagrozi. Chwała niech będzie Immanorowi! Nie znała złotłuskiego samca, jednak i jego wysłuchała uważnie. Nie spodobały się jej wymuszone prztyki, choć rozsądnie postanowił nie wypowiadać się w sprawie Grzmota. Grzmota. Ta Ferida była mu już obojętna?
Potem odezwała się Upiorna, parskając śmiechem. Zaranna zacisnęła szczęki w bezwiednym odruchu złości. Charakter Cienistej Przywódczyni był paskudny i choć w jej zielonej osobie wzbudzała podziw, nie dziwiła się, że pozostali przywódcy chętnie dobraliby się jej do gardła. Może po jej matką, która ich ubiegła i dobrała się do jej serca. Niemniej jednak jej propozycja była rozsądna. Przynajmniej w tym by powstrzymać rozlew krwi do niezbędnego minimum. A więc jest jakaś nadzieja. Zadziwiające, że wyszła ona właśnie od znienawidzonej Upiornej, która w rozlewie krwi miała się wszak lubować.
Zaranna była karną smoczycą i początkowo nie planowała się odzywać, jednak słowa przywódców, które tu padły nie pozwoliły jej milczeć. I skoro ten dwunóg z Ognia miał prawo wycharczeć swoje obelgi, to dlaczego ona nie miałaby wyrazić swojego zdania? Nawet jeśli znajdowała się w gronie smoków, które tworzyły historię, a ona była w gruncie rzeczy przybłędą z lasu? Immanorze, dopomóż dodaj mi sił! – pomyślała, wychodząc do przodu i stając po lewej stronie Nieugiętej Ziemi. Przywódców jako tako się nie bała, strach wzbudził w niej wielki dryblas obok Płomienia. Wyglądał jakby mógł posłać ją miedzy gwiazdy jednym uderzeniem łapy. W każdym tego stwierdzenia znaczeniu. Skłoniła się po kolei każdemu z przywódców, pochylając rogaty łeb w geście powitania i szacunku. Wojna wojną, ale nawet do przeciwników zamierzała odnosić się z szacunkiem. Nie chciała powtórki ze Szczerbatej Skały do której doprowadziła właśnie smocza arogancja.
– Płomieniu Świtu, Przywódco Wody, Upiorny Rytuale, matko. – czarnołuskiego miała okazję poznać wiele księżyców temu, jednak złotego samca przewodzącego Wodnikom nie znała, więc użyła po prostu jego tytułu. Mówiła spokojnie i wyraźnie, choć serce podchodziło jej do gardła. – Jestem Zaranna Iskra, córka Nieugiętej Ziemi. Słucham was i patrzę, zapamiętując, bo oto jesteśmy świadkami historii, która później zostanie przekazana naszym potomkom. Tak samo jak opowieści o napaści w Lesie Pekeri – żółte oczy spoczęły na Upiornym Rytuale, przesunęły się na złotołuskiego, a potem zatrzymały się na Płomieniu. – Tak samo jak opowieści o Szaleństwie Szczerbatej Skały. Każde z was walczyło, raniło i wiernie służyło swemu stadu, widziało śmierć swoich przyjaciół i bliskich. Nie jestem jednym z was, nie przewodzę stadu, nie jestem nawet zastępcą, tylko prostym łowcą, który jest tu, bo tak trzeba. Bo tak nauczyła mnie nie tylko matka, ale i Ateral, tu – śnieg zachrzęścił, gdy wskazała prawą łapą na skałę pod sobą – w tym samym miejscu. Opowiedział nam czym jest zdrada i kogo należy mianować zdrajcą. – przymknęła lekko oczy i biorąc lekki wdech po chwili podjęła ponownie. – Zdrada to przede wszystkim każda czynność, która działa na niekorzyść stada. Zdradzeniem istotnych informacji, szpiegowaniem, zabiciem członka własnego stada, brakiem rozwoju, niewypełnieniem swych obowiązków czy odejściem. Najgorszą jednak rzeczą jest opuszczenie swojego stada. Odejście ze stada nigdy nie jest uzasadnione, chyba że stado wyraziło na to zgodę. – otworzyła oczy szerzej, ponownie przetaczają nimi po zebranych. Nie tylko po Przywódcach, ale także innych, który pyski dostrzegała pomiędzy nimi. – Takie były słowa Pana Śmierci, takie są smocze prawa. Które z was odwiedza świątynię? Panuje tam dotkliwy chłód, zimno, a bogowie zdają się być głusi na nasze modlitwy. Nieliczni dostają jakiekolwiek odpowiedzi. – pokręciła głową. – Rozmawiałam o tym z Prorokiem. Twierdził, że bogowie odwrócili się od nas, bo w swej bucie i arogancji nie przestrzegamy ich praw, wierząc, że stoimy ponad nimi. – smoczyca poruszyła głową wypatrując krwistoczerwonego futra. – Nikt ani nic nie powinien stać ponad prawem, niezależnie od tego jak szlachetne lub nie kierują nim pobudki. Smok winien jest swojemu przywódcy posłuszeństwo. – urwała na moment, jakby przygotowywała się do wypowiedzenia najgorszej części. – Grzmot został osądzony na stadnym zebraniu, gdzie został oskarżony o złamanie przysiąg danych na ceremonii, zignorowanie rozkazu przywódcy, narażenie sojuszu oraz wtrącanie się w sprawy nieswojego stada. Zgodnie z prawem został skazany na śmierć. Wyjaśnił kierujące nim pobudki, przedstawił swoją linię obrony. Nieugięta zamieniła wyrok na wygnanie. Miał odejść poza Barierę i nigdy nie wrócić, co sam wybrał i na co sam dał słowo. Słowo, które po raz kolejny złamał. – żółte ślepia twardo wpatrywały się w Przywódcę Ognia. – Nie został skazany według naszych wewnętrznych praw, nie został potajemnie zaciągnięty w głęboką puszczę bez świadków. W naszym stadzie to do przywódcy należy ostateczne słowo, a nim wydała wyrok, Nieugięta wysłuchała każdego, niezależnie od tego jak silne targały nim emocje. – urwała, biorąc głębszy wdech. Zaschło jej w gardle, a napięte jak postronki nerwy nie ułatwiały zadania. Ważyła każde słowo, wierząc, że najmniejszy błąd może doprowadzić do kaźni. – Więzy krwi... Jestem przybłędą Przywódco Ognia. Przybłędą odnalezioną w lesie przez Gonitwę Myśli, z którą nie wiążą mnie żadne więzy krwi. A jednak jest ona mi matką i stoję przy jej boku tu i teraz. Nie tylko dla tego, że jest jest dla mnie rodziną, ale także dla tego żeby wypełnić swój obowiązek i aby smocze prawa mogły się dopełnić. Krew nie ma tu żadnego znaczenia. – dodała. Dla niej poczucie obowiązku i lojalność wobec swoich była ważniejsza nawet od własnej rodziny. Dlatego też nie zmieniła zdania na procesie Grzmota, choć wiedziała, że będzie ją to kosztować zaufanie Nocnego, jej brata. Dlatego była tu, tak samo jak jak każdy inny smok, którzy w przeciwnym stadzie posiadał rodzinę, a ze słów Płomienia wynikało, że takich jest sporo. Jej wzrok przesunął się z czarnołuskiego na jasnobłękitne oczy złotego Wodnika, a potem w beznamiętne, liliowe ślepia Upiornej, na końcu zaś po raz pierwszy odkąd zaczęła mówić, spojrzała w jedno oko Nieugiętej. – Zróbmy to, czego oczekują od nas bogowie, nie patrzcie na ziemię, nie patrzcie na to co jest między wami. Ograniczcie rozlew krwi. Mieli odejść, a wrócili, łamiąc dane przysięgi. Niech wywalczą więc swoje miejsce. Honorowo, na ubitej ziemi. Ustalcie reguły pojedynku. Z eliksirami, runami, z kompanami lub bez, na śmierć i życie lub do omdlenia. Wybór należy do was. – zakończyła, przymykając na uderzenie serca oczy. Immanorze, Naranleo, Ateralu, nie opuście mnie w tej chwili!
: 17 lut 2018, 6:47
autor: Cień Kruka
Ferida uważnie obserwowała przebieg wydarzeń. Wiedziała, że wszystkie słowa, jakie tu padną będą miały znaczenie... Przynajmniej tak długo, póki Keezheekoni niczym oślizgły węgorz, nie wykręci się znów w inną stronę, zarzucając układy i ustalenia.
Oblizała kły na wieść o rozwiązaniu proponowanym przez szaloną Cienistą. Pojedynek, jedna na jedną. Bez kompanów, eliksirów... Gdyby Keezheekoni naprawdę to zrobiła, szanse byłyby prawie wyrównane.
Kto jednak zagwarantuje, że nie jest to kolejny podstęp, kolejne kłamstwo samicy? Że to nie pułapka, mająca pozbawić ją życia, ułatwić atak z zaskoczenia?
Milczała, choć każdy mięsień rwał się w niej do walki. Stała nieruchomo, choć pragnęła uderzyć już teraz. Nie ufała, nie wierzyła.
Gdy jeden z Ognistych zaoferował się walczyć za nią, pokręciła łbem. Dotknęła jego umysłu, nie chcąc by Cienie dosłyszały jej słowa.
~ Nie wierz w to. Jeśli ktokolwiek przyjąłby to wyzwanie, skończyłby zaatakowany od tyłu. Ona nie będzie walczyć uczciwie. ~ Przemówiła w głowie Szczytu Potęgi.
I tak była skłonna walczyć. Lepszej okazji nigdy nie dostanie... Ta, choć fałszywa, była najlepszym co mogło się zdarzyć.
Czekała jednak na decyzję Płomienia Świtu.
: 17 lut 2018, 10:53
autor: Gonitwa Myśli
Popatrzyła na Przywódcę Wody krótko, gdy ten odezwał się do niej. I wywróciła ślepiami, przenosząc wzrok na Płomień Świtu.
Jaki znowu był prawy, mądry. Jaki elokwentny, ułożony. Jak patrzył, czy wszyscy go słuchają. Oj, jak ją irytował. Znowu gadał, gadał. Chcąc czy nie chcąc musiała słuchać jego słów. Niektóre nawet ją... zaintrygowały.
"Drugi Cień". Obejrzała się na swoje smoczyce. Jak zareagują na Przywódcę Ognia lekceważącego Ziemię, przyrównującego ich jestestwo do innej grupy.
Strzygła uchem, gdy mówił o dzielonej krwi Wolnych Stad.
– O...? – spytała, przekrzywiając łeb. Wyprostowała się, zmrużyła ślepie, patrząc na Ognistego Przywódcę. – Ja też dzielę krew z Ogniem. Ja też jestem "w połowie Ogniem", jak to sformułowałeś. Mój ojciec był Ogniem, z Ogniem, przez wszystkie swoje księżyce. Ale Ogień nie był z nim, gdy umierał. To nie Ogień zebrał jego kości i uhonorował pamięć. Nie nie, wy zapomnieliście o nim. Pozwoliliście ciału zgnić w Dzikiej Puszczy, na Terenach Wspólnych. Wspólnych! Umarł sam, bo to wy pozwoliliście mu umrzeć samemu – zeszła z tematu. Pysk wyrażał złość, ton jej głosu również. Pamiętała jak dziś, gdy znalazła kości ojca, gdy spotkała Zorzę. Nie pamiętała o złości i rozczarowaniu, które wtedy czuła na stado Ognia. Ale uczucie wróciło. – Kilkanaście księżyców po jego śmierci nikt nie ukruszył ognistego kurhanu, by wyrzeźbić imię Absurdu Istnienia. Tak właśnie Ogień dba o swoje smoki, o ich pamięć, o swoją najbliższą rodzinę... Strach pomyśleć, jak zadba o tą większą.
Pokręciła łbem, sapiąc ze złością, gdy jeszcze dalej mówił.
– Do ciebie należą te życia? – parsknęła ze złością. – Mi zarzucałeś, że nie znam swojego miejsca pod barierą, a tu co? Pan życia, ruchu i bijących serc? Zarzucasz mi, że złamałam pakt z bogami. Być może, być może, skoro sam się do nich próbujesz równać. Ale... nie. Jeśli ktoś miał ten pakt łamać, to byłeś ty. Księżyc temu użyłam zbyt lekkich słów. Unieważniłam pakt, a powinnam była wygarnąć ci w pysk, że to ty winien jesteś jego złamania. Uchroniłeś tego zdrajcę – wskazała gestem łba na Grzmota, nie patrząc jednak na samca. – Zapewniłeś mu azyl, siedziałeś przez księżyc na informacji o jego powrocie, podczas gdy moja wiadomość była jasna. Niepoinformowanie Ziemi o powrocie Grzmota będzie uznane za wrogość wobec stada Ziemi, prowokowanie do wojny – ucichła na chwilę. Pierś falowała jej równo, ale szybko.
– Jeśli będziesz mnie ciągał za słówka z tamtego dnia, to sobie daruj. Co Ogień zawinił, to też Woda ma za uszami. Feridę eskortował razem ze mną i Zmorą Wzburzone Wody, który nie miał żadnego powodu być wtedy pod Białym Drzewkiem, niż – znowu – wpychać nos w sprawy nieswojego stada. Tak myślałam wtedy... teraz myślę tak nadal, z tym, że mógł Feridzie pomóc w jej powrocie, mniej lub bardziej pośrednio. Wychodząc naprzeciw życzeniu Przywódczyni Cienia, oszukując ją i jej stado. Grzmot... też mógł wiedzieć o jej powrocie. Już wiem, czemu tak dramatycznie próbował bronić się pod Szczerbatą, prosić o wygnanie, zamiast egzekucji. Bo od razu wiedział, że zawróci. Do Feridy, do Ognia. Lub Wody. Jedno i to samo. Zarzekał się, że chce zacząć od początku, za barierą. Proszę, oto jego nowy początek! Dalsze psucie wszystkim krwi, krzewienie konfliktu i niezgody.
Zwróciła wzrok na jakiegoś Ognistego, gdy ten się odezwał. Kącik pyska drgnął jej w uśmiechu, na krótko. Rozbawił ją, nie ma co. I wcale nie był tak daleko prawdy, ale to swoją drogą.
Gdy Wodny Przywódca się odezwał, wypluwając z siebie więcej niż trzy słowa, spojrzała i na niego, może trochę niechętnie.
– Oh, jak najbardziej przyszłam tu z powodu Grzmota. Nie potrzebuję pretekstu, by rzucić wyzwanie o tereny. To natura Wolnych Stad. Żyjemy pod barierą, pod którą walczymy o lepsze życie, więcej terenów łowieckich dla naszych piskląt – uśmiechnęła się lekko, z pewną satysfakcją. Jak szybko wysuwał wnioski. Mylne wnioski. – I oczywiście, o samego Grzmota, tudzież Feridę moglibyśmy się bić, Ale czy nie macie dość wojen o... nic, samce? – spytała, kierując słowa zarówno do Płomienia Świtu jak i Przewodnika Wody. – Grzmot to jeden smok, jakkolwiek zepsuty i zakłamany by nie był. Jest zdrajcą stada Ziemi, którym został okrzyknięty zgodnie z większością Ziemi. Na którego została nałożona kara śmierci, która została jednak... odroczona – pauza. Minęło kilka księżyców. Już miała swoją odpowiedź na pytanie, czy jej decyzja była słuszna. – Nadal jednak, jeden smok. Zyskałabym niewątpliwie jego głowę i satysfakcję, wygrywając wojnę, ale... to tylko głowa i satysfakcja. Niedużo, biorąc pod uwagę następne kilkadziesiąt księżyców. Dlatego wychodzimy z inicjatywą walki o coś, o tereny, jak to dużo razu odbywało się się na tych ziemiach. Chociaż może wy faktycznie wolelibyście się wojować tylko o łby zdrajców. O nic, by powtórzyć Szczerbatą i Las Pekeri. Ot, dla starych dobrych czasów.
Denerwował ją sposób, w jaki wszyscy antagonizowali wojny. Jakby to było coś skrajnie złego. Nie było. Wolne Stada kiedyś dużo wojowały. Ale wtedy łby latały rzadko. Oj, rzadko. To Ogień i Woda zapoczątkowały rzezie na wojnach, do czego nigdy by się nie przyznali. Denerwował ją ich... brak wiedzy. Głupcy, ignoranci. Smoki o tępych pazurach, wątłych łapach i zamkniętych umysłach. Zapatrzeni w wizję pokoju, którego sami nie chcą utrzymywać. Zapatrzeni w siebie.
Odetchnęła głębiej, a wtedy nadeszła propozycja Zmory.
Spojrzała na partnerkę, unosząc łuk brwiowy.
Jeden na jednego. To samo proponował jej Grzmot, chociaż nie brała wtedy jego propozycji na poważnie. Bo nie znała opinii swojego stada. Nim zgodziłaby się na takie cyrki, musiała wiedzieć, co Ziemia sądziła o zdrajcy. Teraz... wiedziała. Czy chciała godzić się na wyrównanie rachunków szponami swoimi i Grzmota, i nikogo więcej?
Przeniosła ciężar ciała z lewej na prawą, ważąc możliwości. Jeśli druga strona zgodziłaby się na takie rozwiązanie, czy Nieugięta chciałaby stać i patrzeć z boku, jak Keezheekoni staje naprzeciw Feridzie...?
Odezwała się też Zaranna, stając po jej prawej. Gonitwa obróciła łeb, patrząc na córkę. Chociaż na spotkaniu głos zabierali przywódcy, nie miała zamiaru uciszać smoczycy. Chciała wiedzieć, co miała do powiedzenia. Zawsze chciała mieć czas by wysłuchać tego, co chce Ziemia. Poczuła... dumę. Że jej mielenie jęzorem w obozie, te kilkadziesiąt księżyców temu nie szło na marne. Że udało się uchować Freyę. Czuła się uprzywilejowana, mając kogoś takiego przy sobie. Życie smoków nigdy nie było czymś pewnym. Jakkolwiek nie kochałaby swoich wszystkich dzieci, reszty swojego stada, jej miłość i zaufanie nie mogło utrzymać ich wśród żywych. Ile razy widziała potencjał, ile razy wyobrażała sobie przyszłość stada wśród smoków, które prędzej czy później ginęły w ostępach czy za barierą.
Zamrugała, gdy Zaranna spojrzała na nią, i mówiła dalej. Nieugięta Ziemia milczała potem moment, w zamyśleniu.
– Dobrze więc. Wobec tego Ziemia, ja, stosuje się do sugestii Przywódczyni Cienia. Zawalczę z Grzmotem. Smok na smoka, kły i pazury, i nic więcej. Aż któreś nie umrze lub nie upadnie. W razie tej drugiej opcji, utrzymujący się na łapach ma prawo dobić leżącego, bez niczyjej ingerencji. Niezależnie od wyniku walki, Ziemia zawróci do Wielkiej Puszczy – zadecydowała. Spojrzała na Grzmota, ale nie dało się wyczytać z jej spojrzenia dużo. A potem zerknęła na Przywódców Wody i Ognia. – To jest rozwiązanie Ziemi i Cienia. Bierzcie lub nie. Od was zależy, czyja krew się przeleje i czyje łby polecą dzisiaj na Skałach Pokoju.
: 17 lut 2018, 11:15
autor: Mgliste Wody
Przysłuchiwał się słowom, jakie padały tutaj, na zebraniu, Tyle nienawiści, tyle jadu. Aż niedobrze się robiło. Młodzik, mimo tego, że nie wiedział za bardzo o przeszłości wszystkich stad wyłapał jedno – chcą walczyć o tereny, bo dali ujść z życiem dwóm smokom, które znalazły azyl. Śmieszne. Pokręcił łbem, po czym...bez cienia wahania stanął między jedną stroną, a drugą. Skłonił przed każdym z obecnych tutaj wyższą rangą łeb, po czym odchrząknął. Nie chciał w sumie tak się upubliczniać, ale ktoś musiał w końcu postawić sprawę jasno.
– Wybaczcie, że się wtrącę do waszych rozmów...wiem, że to nietaktowne, zwłaszcza ze strony Adepta. Zwą mnie Niestabilnym Kolcem i chcę tylko powiedzieć kilka słów... – powiedział, chcąc dowiedzieć się, czy w ogóle ma prawo do tak krnąbrnego czynu. Spojrzał wyczekująco na pyski zebranych, po czym westchnął. Nie chciał zdecydowanie się narzucać, jednak nie może być niemy. Nie lubił takiej obojętności.
– Z tych waszych słów płynie jedno – nienawiść. Wszyscy wywlekacie przeszłość, jakby to było kluczem do wszystkiego. Ale czy tak naprawdę jest? Po co powielać to, co było? Nie lepiej tworzyć co jest tu i teraz? To ciągłe obrzucanie się błotem za winy przeszłości...jest dla mnie śmieszne. Bo błędów przodków nie da się odkupić, choćby się chciało. Po co dalsze pokolenia mają cierpieć z winy tych, którzy już odeszli? Czym MY zawiniliśmy? – popatrzył znów w ślepia każdego z Przewodników. Byli śmieszni w tym swoim pozornym, stoickim przekomarzaniu się, niczym pisklęta. Tylko te przynajmniej szczerze wyrażają swoje emocje.
– Z tego co zrozumiałem, to dwie panie tutaj – tutaj skinął ponownie łbem na dwie samice przewodzące Ziemi i Cieniu – chcą zadośćuczynienia za własne błędy? Tak przynajmniej to odbieram. Pozwoliłyście odejść tym smokom, obiecały wszak odejść za barierę...ale nie wyłapałem ani jednego zdania na temat, że nie mogą wrócić już pod barierę. Mogę się mylić, bo w tym natłoku słów łatwo można coś przegapić. Niemniej...same jesteście winne tej sytuacji. Puściłyście ich wolno, Ogień z tego co widzę, dał tym smokom azyl. Powód wojny? Chęć zemsty, bo udało się tym zbiegom faktycznie uciec, czy być może to tylko pretekst? Nie rozumiem... – rzekł kręcąc łbem. Być może był za głupi na to.
Cofnął się o krok, chcąc wrócić do szeregu, jak będzie trzeba walczyć, to będzie. Niemniej, pojedynek jeden na jednego, bez zbędnych dodatkowych trików...wydawał się tutaj najodpowiedniejszym rozwiązaniem.
– Ach, no i według mnie, skoro już chcecie walczyć, to faktycznie to rozwiązanie, które proponujecie wydaje się najrozsądniejsze...Mimo to i tak mam wrażenie, że to wszystko odbywa się na takiej stopie...nienawiści. I w imię czego? Przecież jesteśmy...rodziną, wszyscy. Jesteśmy smokami, a traktujemy się jak ścierwa – tutaj na chwilę wzrok błękitnookiego padł na Stłuczoną Klepsydrę – Brak honoru, zapomnienie własnego jestestwa i praw...do czego to doprowadzi? – westchnął, po raz ostatni spojrzał na Przywódców i usiadł na zadzie niedaleko Nurtu. To wszystko było bez sensu, brakowało tutaj logiki!
Młodzi, czy wy jesteście tak ślepi, że nie widzicie, że to wszystko to bezsens? Krzewienie nienawiści, krzewienie wzajemnej niechęci i po co? Dla rozrywki...przynajmniej takie wrażenie miał Niestabilny przyglądając się czwórce Przywódców. Niczym pisklęta kłócące się o to, kto pierwszy ma się pobawić kamieniem szlachetnym danym przez rodzica...
: 17 lut 2018, 11:26
autor: Brzytwoskrzydły
Słowa Keezheekoni samiec raczył krótkim prychnięciem i taką samą, krótką odpowiedzią
– Do ciebie nie mówię a mam prawo to robić, gdyż jestem zastępcą Płomienia
Spojrzał na Grzmota, smoka w ogóle nie znał, nie miał pojęcia o tym, że to również z jego winy wszyscy są o krok od rzucenia się sobie do gardeł. Kiedy padły słowa, że rzekomo czerwony smok się ukrywał na terenach stada Ognia, Tnący nie wytrzymał. Uderzył nogą w ziemię i nieco podniósł głos
– Ten wasz przeklęty Grzmot nie ukrywał się ne terenach Ognia! Żyjesz fałszywą aluzją, wmówiłaś sobie, że skoro Keezheekoni uważa, że Feirda ukrywa się na terenach Ognia to czemu Grzmot miałby tego nie zrobić. Więc wybij to sobie z głowy bo ja widzę tego smoka pierwszy raz a Płomień na pewno by mi o nim powiedział. Albo chociażby Grzmot był na jakiejś ceremoni a nie był. Więc tak,...
Tutaj przerwał i spojrzał na Płomienia, gdyż to poprzednie skierował do Gonitwy
– Mówiłem ci, że to zły pomysł. Przez jednego smoka narażasz stado Ognia na straty a na dodatek one myślą, że ukrywasz też Grzmota. Niech oni walczą o swoje, skoro są takimi świetnymi Samotnikami. Jak wygrają to zdecydują czy chcą dołączyć do stada czy nie. A jak Ferida i Grzmot zginą, to przynajmniej nie będzie powodu do wojny przez...bo ja wiem. Kilka księżyców bo najpewniej one znowu coś wymyślą w swej wspaniałomyślności
Amoka raczył tylko ironicznym spojrzeniem, takich głupot to on jeszcze nie słyszał.
Tnący od początku nie był za tym, by przyjąć Feridę do stada. Głupota tak wielka, że martwi się w ziemi przewracają. Płomień jednka miał za duże poczucie... a demon wie czego, chyba to bycie uzdrowicielem namieszało mu w głowie. Na dodatek jeżeli ukrywał Grzmota na terenach Ognia, nie mówiąch chociażby jemu, to Tnący uznał to za zdradę. Bo Grzmot jest kolejnym smokiem który potęguje zagrożenie dla stada Ognia. Jeżeli ukrywał się na ich terenach.
: 17 lut 2018, 11:40
autor: Ostatnie Ogniwo
Siedziałem w spokoju i słuchałem, każdy miał coś ciekawego do powiedzenia i co najśmieszniejsze każdy myślał, że mówił to tak jakby myślał, że ma rację. Co najgorsze to tak nie działa.
Zmora powiedziała, że życie Feridy należy do cienia, spojrzałem na smoczycę, która dostała po chwili propozycję walki. Szczyt szepnął kilka słów Płomieniowi, a mi w głowie cały czas rozbrzmiewała informacja, że życie Feridy należy do cienia. W sumie teraz tak nie było, skoro pozwoliła jej odejść to już nie jest cieniem, życie samotników należy do Bogów, oni nie mają przywódcy.
Następnie wypowiedziała się Zaranna, znowu jakieś głupie gadanie o tym czego chcą Bogowie, że niby gniewają się na tę dwójkę smoków co opuściła stada?
– Z tego co wiem Zaranna, Bogowie nie odpowiedzieli nikomu na modlitwy, a na razie mówimy o tym jacy to my nie spełniamy woli Bogów, czyli na moje rozumowanie to nam nie powinny odpowiadać, a wam już tak. Czemu wtedy wam też nic nie odpowiadają? A dlatego, że nie ma smoka, który czegoś nie przeskrobał, więc zanim zacznie ktokolwiek gadać,
że to my sprzeciwiamy się Bogom pomyślcie o sobie, bo to wy też musicie robić coś przez co oni są źli, chcecie kolejnego rozlewu krwi nie ważne czy w pojedynku czy przy zwykłej karze śmierci. Zabójstwo to zabójstwo nie ważne czy w imię dobra czy w imię zła, to sam Ateral powinien odebrać nam życie kiedy jest na to odpowiednia pora i to on razem z Villarem powinni sądzić, kiedy i kto to życie zabierze, a dopóki nikomu nie odpowiadają w świątyni, nie prowadzą nas inną drogą to skąd mamy wiedzieć, że chcą śmierci dwóch zwykłych adeptów? – każdy teraz zinterpretuje to inaczej, niektórzy jak zwykle powiedzą, że gadam głupoty, bo kto by chciał słuchać tego kogo nie lubi. Może kiedyś ziemia otworzy oczy i w końcu się zmieni, powróci do takiego stanu jaki był kiedyś.
– Powiedziane było, że złamałem przysięgę daną stadu, pamiętam ją do dziś, takich rzeczy się nie zapomina i z tego co mi wiadomo nie złamałem, żadnego powiedzianego słowa. Więc nie wmawiaj innym kłamstw, to do niczego nie prowadzi. Sojusz z cieniem naraziłem tak to prawda, ale czy gdyby Zmora go zerwała to stała by tutaj chcąc wojny? Wystarczy się zastanowić nad tym co się stało, a nie stała się żadna rzecz, która mogła niekorzystnie wpłynąć na stado, ktoś umarł? Straciliście sojusznika? A może ktoś z ognia wie coś o naszym stadzie czego nie powinni wiedzieć, bo pewnie tak myślicie, że zdradziłem cenne informacje czy coś, ale muszę wam powiedzieć, że jesteście w błędzie – zaraz pojawią się krzyki typu "kłamiesz, działasz tylko na swoją korzyść!" na pewno ktoś tak pomyślał, bo nikt nigdy nie rozumiał o co mi chodzi.
Kiedy Gonitwa zaproponowała mi walkę parsknąłem śmiechem, o tak i to bardzo głośno.
– Walczyć?! Boisz się porażki Gonitwo, widzisz tą ilość smoków, która przeważa nad wami i teraz boisz się wojny, bo wiesz, że przegracie. Pojedynek był już dawno proponowany, ale odmówiłaś i to aż dwa razy! Chętnie bym zawalczył, ale odmówię jakoś mi się nie chce, a na dodatek trochę zgłodniałem od tej ciągłej paplaniny – prowokacja, słuszne rozwiązanie przez to inni smok przestaje myśleć i kieruje się złością, jeśli zadziała walka będzie jeszcze łatwiejsza niż myślałem.
Potem głos zabrał jakiś wodny adept, nie znałem go, ale mówił z sensem, zaraz pewnie i tak ktoś go uciszy i powie, że mówi jakieś bzdury, a Tnący? Jemu posłałem tylko krótką wiadomość mentalną.
~ Ta dzięki za pomoc!
: 18 lut 2018, 20:52
autor: Żar Zmierzchu
Przekrzywił lekko łeb, słysząc słowa Gonitwy. Kurhan Ognia? Nigdy nie słyszał o tym miejscu, do tej pory gdy któryś z Ogników umierał, zanosił ciało do jego groty i zawalał wejście aby nikt nie mógł zakłócić jego ostatecznego snu. Wtem odezwała się dwójka młodych smoków, z czego rozpoznawał wyłącznie samicę która przyprowadziła do niego półprzytomnego Nieprawidłowego Elementa, podczas jednego z ataków niestabilnej maddary. Co gorsza, mały Maestu również przejawiał te objawy, a gdzie u licha podziewa się Amarilla, Uzdrowicielka Cienia? Maluch umrze bez ciągłego nadzoru. Przysłuchiwał się w milczeniu dość mądrej wypowiedzi. Ich wszystkich opętała wzajemna nienawiść, lecz kto ją podsycał? Kto odpłacał krzywdą za każdy akt dobra, który nie raz był kwestionowany wobec jego własnego stada?
Zrozumiał. O tym mówiła Krew Mandragory wiele księżyców temu. To klątwa dotykająca każdego uzdrowiciela który chciał podążać ścieżką Pierwotnych Uzdrowicieli, uczniów Erycala leczących każdego który tego potrzebował. Im bardziej się starał zapobiegać śmierciom, tym więcej śmierci spadało na Wolne Stada. Nie każdy uratowany był tego godzien. Czasem trzeba było zostawić rannego swojemu losowi. Mógł zostawić Cień na śmierć podczas Szczerbatej Skały. Mógł nie odpowiadać na rozpaczliwe wezwanie Nieugiętej gdy sparing z partnerką napotkał na tragiczny finał. Nie robił tego dla osobistej chwały, mięsa czy błyskotek. Wierzył, że to co czyni było słuszne i miłe Erycalowi. Co nie zmieniało faktu że każdy wyrwany z łap Aterala otrzymywał kolejną szansę na poprawę tego, co doprowadziło do prawie-śmierci. Teraz starał się wezwać dług, który zaciągnęli na swoje drugie i trzecie życia. Bez skutku. Wszystko czego uczyła go Krew Mandragory właśnie się spełniało. Wszystko co powiedziała mu po swoim powrocie do świata żywych wiele księżyców temu po Szczerbatej Skale sprawdziło się co do joty. Pokręcił łbem do swojego wspomnienia, zaś pazury zacisnęły się mocniej na ziemi.
– Winszuję twojej wszechwiedzy Nieugięta. Nie zdążyłem nawet porządnie porozmawiać z Grzmotem i dowiedzieć się co naprawdę miało miejsce, nie ustaliłem żadnych warunków jakiegokolwiek azylu, gdy ty wraz z Upiorną wezwaliście mnie wraz z Ogniem żądając jak się okazuje nie jego życia, a więcej ziem. Tłumaczysz się lepszym życiem dla Ziemi? Już żyjecie lepiej. Nie musicie korzystać z gościnności Wody, macie najwięcej ziem na których wszyscy mogą polować. Najmniej pustyń na których nie żyje nic pożywnego, nie macie mórz w których polować mogą tylko smoki dzielące krew z Morskimi. I zagrożenie Mgły nigdy nie powróci, zniszczyliśmy wielki szmaragd manipulowany przez Mroczne Elfy. Ty, ja i Mistycznooka. Ogień i Woda pomogły Ziemi zabezpieczyć przyszłość. A teraz słuchaj mnie uważnie. Ogień nie ma żadnego prawa do Grzmota. Zhańbiony wojownik sam zadecyduje czy chce stanąć na udeptanej ziemi i walczyć o swoje życie. Teraz i tutaj. Jako że Ogień nie przyjął go pod swoje skrzydła, Grzmot nie wnosi ze sobą żadnego skrawka ziemi. Ogień nie zapomniał że w Ziemi nadal są krewniacy i przyjaciele. Gdyby zwycięska strona zdecydowała się nie zabijać przeciwnika lub zwycięzca będzie zbyt ciężko ranny, by moja uczennica Wyciszona Łuska czuła się na siłach by spróbować go ratować, zrobię wszystko co w mojej mocy by postawić go na cztery łapy. Tyle jestem dłużny mojej mentorce, Krwi Mandragory – wypowiedział w stronę Nieugiętej, tłumiąc budujący się gniew. Mimo wszystko nadal wiązała go przysięga złożona przed ołtarzem Erycala i swojej mentorce. "Zajmij się nimi, gdyby coś mi się stało". Nie mógł pozwolić sobie na stratę cierpliwości. Nie teraz, nie tutaj. Choć gdyby odbył trening wojowników czy czarodziei... sprawa potoczyłaby się inaczej. Przez okolicę niczym grom przetoczyłby się okrzyk bojowy Ognia, a skały spłynęłyby krwią. Wszystko jedno czyją... zwrócił powoli łeb w stronę tej, która wystawiała go na próby od pięćdziesięciu księżyców. Miała wraz z Morową Zarazą coś wspólnego, co było wręcz parodią relacji dwóch smoczyc.
– Masz rację, nie mam pojęcia, czemu przybyłaś na te ziemie. Ale wiem, że Wolne Stada nie trzymają nikogo na siłę. Nie jesteś w klatce. Świat jest ogromny, możesz lecieć przez siedem dni i siedem nocy, a nie dostrzeżesz krańca świata. Ja również nie pochodzę spod Bariery, moje jajo znalazło się tutaj przypadkiem i przypadkiem było iż odnalazł je Kruczopióry a nie ktoś z Cienia w czasach gdy nasze dwa stada odnosiły się do siebie z przyjaźnią i dzieliły ziemię. Współwychowywała mnie wasza wielka uzdrowicielka, a potem Przywódczyni, Krew Mandragory. Po zamordowaniu jej na Szczerbatej Skale prawie opuściłem Ogień. I to byłby mój wybór a nie przeznaczenie czy rzekoma rola którą miałbym mieć do odegrania w tym życiu. Nie ma przeznaczenia. Nie ma starych przepowiedni, jeśli to próbujesz powiedzieć. Przepowiednie formułowały jak najbardziej żywe smoki a nie bogowie. Każdy formuje swój własny los, w sposób jaki uzna za stosowny. Ty wybrałaś ścieżkę która niszczy a nie buduje. Gdyby Mandragora widziała tą scenę, pękło by jej serce na widok co się stało z Cieniem, który tak ukochała. A życie Feridy, czy też Róży Kresu, nie należy już do ciebie, a do niej samej – zaiste, to był niezaprzeczalny fakt. Przybrana matka coraz gorzej się czuła pod koniec swojego życia widząc do czego Cień zmierza. A pod Lasem Pekeri ostatecznie rozstała się nie tylko z życiem, ale i z Płomieniem w wielkim gniewie, czego nigdy nie potrafił sobie wybaczyć. Ale nie czas teraz na to. Rozmawiał z Feridą w przeszłości o tym ewentualnym zdarzeniu, walce jeden na jednego. Była gotowa, miała dość życia w strachu przed Równinnymi i przed ciągłym ukrywaniem się na Terenach Wspólnych gdyby nie dostała azylu. Ale szanse nie były równe. I na pewno Kammanorowi nie spodobałby się taki pojedynek.
– Ogień wyraża zgodę na walkę jeden na jednego. Obecna tutaj Róża Kresu jest córką Ognia i wnosi ze sobą skrawek ziemi na który masz chrapkę. Walka odbędzie się w sposób miły Kammanorowi, bogowi męstwa i siły. Na kły i pazury. Bez podstępów. Bez kamieni runicznych. Bez eliksirów leczących, chroniących i wzmacniających ciało oraz ducha. Bez niezwykłych kryształów przyznawanych na specjalnych ceremoniach. I bez wplatania maddary w głos – och, niech teraz nie spojrzy takim zdziwionym wzrokiem. Wszak wychowywał go największy Czarodziej swoich czasów który kilkukrotnie używał tej sztuczki nie tylko do ataku, ale też do obrony. I nie umknęło uwadze innego doświadczonego czarodzieja że Przywódczyni Cienia również poznała tą subtelną sztukę.
– Niezależnie od wyniku walki Ogień odejdzie na Ciemne Skały. Różo Kresu, nadeszła pora na którą się przygotowywałaś. Oby Kammanor stanął po twojej stronie – zwrócił się ku wojowniczce Ognia, kładąc łapę na jej ramieniu. Spojrzał samicy głęboko w ślepia, zaś w jego błękitnych oczach malował się smutek i zalążek gniewu. Całe swoje życie chciał uchronić smoki pod Barierą przed rozlewem krwi. Ale Wolne Stada nie potrafią żyć bez wojen.