Strona 2 z 30
: 21 sty 2014, 12:27
autor: Niegasnąca Iskra
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
– Tak się okresla smoka, który ukończył 85 księżyców. – wyjaśniła. O tym, że ta ranga również wskazuje na to, że smok całe swoje życie służył stadu. Bo co? Ten smok, który zmienił stado, ale ma już 85 księzyców, nie może zostać Starszym? Bez sensu!
– No to zaczynamy – oznajmiła entuzjastycznie, cofając się o kilka kroków do tyłu. Nie za daleko jednak, ot tak, aby dobrze słyszeć Dyktatorską. Potem zaatakowała. Posłała w jej kierunku lodowaty podmuch wiatru zmierzający na jej bok. Prawy bok, konkretnie. Miał on się pojawić/ zmaterializować pół ogona od smoczycy, a także "opatulić" resztę jej ciała – niczym pled. Celem było oczywiście zamrożenie/przymrożenie.
: 21 sty 2014, 13:39
autor: Dyktatorska Łuska
-Hmm, fajnie wiedzieć.– wzruszyła ramionami. Tytułowanie starych smoków, też mi coś. prychnęła w myślach, ale nie odważyła się powiedzieć tego głośno. O dziwo czuła się nieco niezręcznie przy Ognistej, tylko nie była pewna, czy to jej wiek, czy może umiejętności tak wpływały na Adeptkę.
Skinęła łbem sztywno, by nie pokazać swojego entuzjazmu. Podczas gdy Niegasnąca Iskra cofała się robiąc sobie więcej miejsca, Dyktatorska odetchnęła głęboko i wyciszyła umysł. Posługiwanie się maddarą szło jej znacznie lepiej odkąd zaczęła więcej ćwiczyć i walczyć, co niezmiernie ją cieszyło. Patrzyła na skupiony pysk Iskierki czekając na atak. Nie dostrzegła go, ale poczuła. Lodowaty powiew wiatru, który jeszcze nie zdążył do niej dotrzeć, ale to może zmienić się bardzo szybko. W skupieniu zaczęła wyobrażać sobie jak z jej łusek wydostają się cieniutkie nitki szmaragdowej maddary. Niedostrzegalne dla oko nitki połączyły się w jedną, spójną sieć, której zadaniem było ogrzewać samicę. Całe swoje ciało pokryła tarczą, która posiadać miała właściwości termiczne. Od wewnątrz ogrzewała przyjemnie samicę dzięki temu, że nadała ona tarczy wysoką temperaturę. Wzorzec czerpała z gorących ognistych płomieni, ale by nie było jej za gorąco i by się nie poparzyć obniżyła nieco temperaturę. Zewnętrzna zaś strona miała za zadanie chronić samicę przed chłodem w taki sposób, że nie miała prawa przepuścić go do wnętrza tarczy. Nie była pewna, czy maddara jej posłucha, bo obrona wydała jej się nieco nieskładna, ale miała nadzieję, że wszystko pójdzie pomyślnie. Tchnęła więc w wyobrażenie nieco więcej magii by podtrzymać tarczę i czekała.
: 21 sty 2014, 19:05
autor: Niegasnąca Iskra
//Rozumie, że chodziło Ci o otoczkę, bo tarcza jest albo półkolista albo coś takiego jak a la mur – zasłaniająca tylko przednią część ciała
Ano posłuchała, czemu miała nie posłuchać, zwłaszcza, że Dyktatorska dobrze wykonała swoje zadanie. Odpowiednio wyobraziła sobie swoją tarczę, tak jak oczekiwała tego ognista. Jej atak bardzo szybko, dzięki wysokiej temperaturze bijącej z bariery ziemnej, został zneutralizowany. A ona sama nie zamierzała tworzyć kolejnych podmuchów. Jeden jej spokojnie wystarczył. Chwilę później, Łuska mogła poczuć drgania ziemi, a także maddarę – a raczej jej aurę – bijącą od podłoża. Tak. Atak miał nastąpić z dołu. Z ziemi miały wystrzelić dwa kolce, oba wycelowane w podbrzusze smoczycy, tyle, że w inne miejsca. Jeden z przodu, bliżej przednich łap, a drugi z tyłu, bliżej oba. Oba kolce były kamienne, i naostrzone – ich czubki były bardzo ostre. Miały się one wbić w ciało smoczycy, uszkadzając to co zewnętrzne – łuski, skórę – i to co wewnętrzne – mięśnie, nerwy, tkanki ...
: 21 sty 2014, 20:43
autor: Dyktatorska Łuska
//Kwestia semantyki :P nie chodziło mi ani o tarczę w sensie mur, ani o tarczę półkolistą.
Drżenie ziemi to nigdy nie jest dobry znak. Dyktatorska wiedziała o tym doskonale. Wręcz czuła maddare bijącą spod jej łap. Coś się działo. Samica nie tracąc ani chwili na dalsze rozważania i odpędzając nawroty wspomnień, zaczęła tworzyć wyobrażenie w swojej głowie. Szło jej na prawdę szybko. Dyktatorska, wiedziała skąd przychodzi atak, nie było więc większej potrzeby chronienia góry swojego ciała. Samica wyobraziła sobie grubą powłokę chroniącą ją tylko od spodu i po bokach. Była prawie niczym druga skóra z tym, że odstawała od ciała jakieś pół szpona, tak aby amortyzować potencjalne uderzenie. Powłoka wnikała w ziemię nawet pod jej łapami. Nie wiedziała czy mistrzyni zechce uderzyć ją właśnie tam. Bezpieczeństwo, bezpieczeństwo i jeszcze raz bezpieczeństwo, przecież to właśnie o nie chodziło w obronie.
Ale sam kształt i grubość nie wystarczył. Musiała dodać kilka cech. Nie wiedziała co wyskoczy na nią spod ziemia. Postanowiła więc nadać powłoce twardość, wielką twardość prawie taką jaką posiada diament. Ni sądziła, że z dołu zaatakują ją żywioły typu lód czy ogień. Dlatego skupiła się głównie na twardości i wytrzymałości.
Tchnęła w wyobrażenie maddarę i czekała.
: 22 sty 2014, 9:38
autor: Niegasnąca Iskra
//Wiem kotku, ale ja uczyłam pewną osobistość, która myliła te pojęcia, i dlatego jestem wyczulona :P O wiele lepiej brzmi bariera, "tarcza" (nie nalezy tego wtedy traktować tego dosłownie xD)
Obrona była dobra, ale nie idealna. ~ Mała rada. Jeśli coś atakuje Cię z dołu, nie musisz wcale tworzyć aż tak grubej bariery, która sięga w głąb ziemi. Bo to jest nieco maddarożerne. Jeśli czujesz, że coś ma się wynurzyć z ziemi, to niekoniecznie musisz tworzyć bardzo grubą powłokę – wystarczy na kilka/kilkanaście łusek. W dodatku, jeśli dodasz swojej maddarze rozkaz, że ma nie dopuścić do siebie kolca, to nawet cieniutka warstwa kamienia czy diamentu będzie w stanie Cię ochronić. tak właśnie działa maddara. Na komendy. – podpowiedziała, ale nie była to żadne wytykanie niewiedzy Dyktatoskiej tylko mała podpowiedź. Jak czarodziej czarodziejowi. Jednak ogólnie ognista była zadowolona i to było nawet widać. I jej spojrzenie i gest – uśmiech konkretnie – wyrażał pełne zadowolenie.
***
Kolejny jej atak był związany z powietrzem. Konkretnie tym wokół pyska cienistej. Tak zmanipulowała powietrze tak, że obniżyła o kilka stopni dwutlenek węgla. Resztę pozostawiła bez zmian. To miało doprowadzić do powstania "mroczków" przed ślepiami, zawrotów głowy, szumów w uszach, osłabieniach mięśni. W dodatku, jej czaru nie można było zdmuchnąć – wiatr nie mógł mu zrobić żadnej "krzywdy"
: 22 sty 2014, 12:09
autor: Dyktatorska Łuska
//Zapamiętam na przyszłość misiu :)
Skinęła łbem słuchając z uwagą słów Iskierki. -W sumie, masz rację.– przytaknęła. Słowa te wyleciały z jej pyska zanim jeszcze zdążyła o tym pomyśleć, dlatego zaskoczyły ją niezmiernie. Przyznaje komuś rację? Nie, tak nie może być. By zatuszować trochę swoje zachowanie wyprostowała się jeszcze bardziej i spojrzała wyniośle na Ognistą.
Spoglądała na Niegasnącą Iskrę oczekując kolejnego ataku. Była zdeterminowana i pewna swoich umiejętności, ale....cóż nie spodziewała się, że Ognista wykona tak sprytny atak. Stojąc i czekając na atak poczuła się nieco nieprzyjemnie. Nie był to jeszcze stan, w którym miałabym mdleć, ale czuła się niepewnie. Dlatego uznała, że coś musi być nie tak z powietrzem. Nie było czasu na kombinowanie. Na jej pysku pojawiła się tarcza-skóra. Powłoka z maddary miała na celu odgrodzić samicę od "trującego" powietrza. Była tak skonstruowana by nie przepuszczać go do środka, ale filtrowała jego cząsteczki by te niewielkie ilości czystego tlenu przedostawały się do środka. Szybko zaczerpnęła więcej maddary i tchnęła w wyobrażenie oczekując szybkiej ulgi.
: 22 sty 2014, 17:27
autor: Niegasnąca Iskra
//Dziękuję :mrgreen:
Uśmiechnęła się do Dyktatorskiej. W zasadzie nie musiała jej przyznawać żadnej racji, spokojnie by jej wystarczyło, gdyby choć udała, że ją słucha. przekazała swoją wiedzą, to co się dowiedziała i to co doświadczyła, a to co się będzie działo w przyszłości już od niej po prostu nie zależało. Niemniej jednak, coś poszło nie tak, a przynajmniej nie tak jak zaplanowała sobie Dyktatorska. Bo choć ognista obniżyła zawartość dwutlenku węgla, to on dalej był składnikiem powietrza, i powinien brać udział w procesie oddychania. I tak, do poprzednich objawów dołączyły nowe. Poczucie duszności (na skutek zwiększenia ciśnienia we krwi) niepokój, pobudzenie ośrodka oddechowego i zwiększenie częstości oddechów. Chyba ignorowanie "trującego" powietrza – dwutlenku węgla, nie było mądrym rozwiązaniem.
: 22 sty 2014, 17:51
autor: Dyktatorska Łuska
Gdyby nie fakt, że czuła się coraz gorzej, zapewne warknęłaby albo ryknęła. Nie chciała jednak robić głębokich wdechów by nie zatruć się jeszcze bardziej. Zamiast tego powtórnie wykonała obronę. Tym razem zamiast stosować maddarę na skórze, postanowiła wytworzyć wokół swojego łba coś na kształt bańki. Okrągła tarcza miała być szczelna i ciągnąć się od miejsca pod kryzą do góry nad uszy samicy. Celem przezroczystej bańki było odseparować pysk samicy od przekombinowanego powietrza. Zewnętrza jej warstwa miała nie przepuszczać do środka mieszanki Iskierki, zaś zmienione właściwości powietrza, które i tak znalazły się wewnątrz, w momencie, gdy samica zamykała bańkę, teraz zostało oczyszczone tak, by znajdowały się tam tylko pierwiastki niezbędne do prawidłowego oddychania. Oczywiście zadbała o to, by ich ilość nie przekraczała dopuszczalnej normy, czyli by nie było ich ani za dużo, ani za mało. Miała nadzieję, że tym razem obrona wypali, bo czuła się coraz gorzej i potrzebne jej było trochę świeżego powietrza. Zaczerpnęła szybko maddarę i tchnęła ją w swój twór.
: 22 sty 2014, 18:17
autor: Niegasnąca Iskra
I wlasnie o to chodzilo. o przywrocenie odpowiedniego skladu powietrza. Nie bylo wazne co Luska zastosowala, czy to pierwsza bariere czy druga, obie byly poprawne, bo tak naprawde chodzilo o unormowanie stanu dwutlenku wegla. Tu byl caly szkopul. Ale i tak cienista wyszla zwyciesko z tego pojedynku. Obronila sie. Tym razem ognista zaatakowala kulami. dwiema. Obiema ognistymi – jedna wycelowala w jej pier a druga w jej bok. Zmaterializowac sie mialy pol ogona od smoczy z pyknieciem. Mialy leciec szybko. ale nie najszybciej. ~ Pamietaj, prosze, o tym, zeby Ci woda jesli ja zastosujesz, nie splynela z tarczy,bo zadziala na nia grswitacja ...
Juz z czyms takim sie spotkala, ale na szczescie woda u jej uczennicy caly czas sie uzupelniala. Na jej szczescie
: 22 sty 2014, 21:08
autor: Dyktatorska Łuska
Ciągnęła głęboko powietrze rozkoszując się nim. Złe samopoczucie minęło tak szybko, jak przyszło, a sama Łuska mimo złości na siebie, że za pierwszym razem jej się nie powiodło, teraz, czuła się nawet dumna z tego małego sukcesiku. Zmrużyła ślepia skupiając się na Ognistej. Tej białej samicy nie wolno ufać, atakuje znienacka, a jej posunięcia są nielada wyzwaniem.
Dostrzegła dwie kule, dostatecznie daleko, by miała czas na porządną obronę, ale też nie mogła się guzdrać. Skinęła łbem, by pokazać Niegasnącej, że przyjęła do wiadomości jej słowa. Dyktatorska miała jednak inny plan. Wszędzie walały się zaspy śnieżne. W końcu z czymś musiała zlewać się ta biała samica. Dlatego też Dyktatorska zaczerpnęła nieco maddary i wyobraziła sobie ja silny wiatr unosi do góry owe zaspy. Wielkie kupy śniegu, którego płatki wcale nie rozlatywały się tworząc białą mgiełkę, o nie, one trzymały się ściśle siebie, tak jakby połączone były niewidzialną nitką. Samica uniosła więc dwie zaspy i pchnęła je z ogromną mocą. Jedna na jedną kulę, a druga na drugą. Owe zaspy miały na celu pochłonąć ogień. Pod wpływem zderzenia zmarzniętej wody z ogniem, ten drugi powinien wyparować. A ponieważ unosząc zaspy śnieżne do góry użyła lodowatego wiatru, który miał podtrzymać temperaturę śniegu, więc nie powinien on w trakcie lotu ani stopnieć, ani się rozwiać. W teorii atak wydawał się niezły, ale jak to będzie w praktyce? Tchnęła maddarę w wyobrażenie, gdy kule były jeszcze w miarę daleko od samicy.
: 24 sty 2014, 19:45
autor: Niegasnąca Iskra
Dyktatorska, a jakże, obroniła się. Można rzec, że jak zwykle, pomijając tylko jeden, malutki błąd, który jej się przydarzył. ~ Naturalizacja, brawo! Mało który czarodziej z tego korzysta, a i nie zawsze wiedzą co to pojęcie oznacza – przesłała mentalnie smoczycy, zadowolona jak nie wiem co. Choć to nieco ryzykowana obrona, i trzeba tu naprawdę być nie szybkim, ale błyskawicznym, to i tak cienista uzyskała od niej aprobatę. Pełną aprobatę. Ma pomysł ta cienista, a to się chwali – pomyślała z uśmiechem.
***
Potem znowu wybrała ziemię. Z podłoża miały błyskawicznie wystrzelić kilka pnączy, mające za zadanie pochwycenie co poniektórych punktów na ciele smoczycy i je zaciśnięcie. Ani nie lekko, ani nie mocno. W dodatku, ich wewnętrzną stronę pokryła haczykami. Ostrymi i diamentowymi. Samych pnączy nie dało się jednak rozerwać, choć wyglądały jak zwykle – elastyczne, niezbyt długie i nie za grube ... Pysk, ogon, łapy, skrzydła – to one byly zagrożone.
: 24 sty 2014, 21:20
autor: Dyktatorska Łuska
Przekrzywiła łeb na bok przyglądając się Iskierce. -Cóż, najwyraźniej mało który Czarodziej jest dobry w swoim fachu.– skomentowała chłodnym, sztywnym głosem. Ona nie jest każdy, wie jak się bronić i wie na ile ją stać. Zwyczajne, nudne tarcze- to nie dla nie.
Jedyne co przyszło samicy do głowy, gdy spoglądała na zbliżające się ku niej pnącza to powlec się cała maddarą. Tak też uczyniła. Wyobraziła sobie jak jej łuski na całym ciele pokrywają się cienką, delikatną siateczką maddary. Jej szmaragdowy kolor wybijał się nieco na tle łusek samicy. Dyktatorska nie myśląc długo nadała owej tarczy właściwości kamienia. Miała być twarda i niezniszczalna dla kolców. To była tylko jedna warstwa, zaś drugą, tą najbardziej zewnętrzną podpaliła. Tak, gorące płomienie tańczyły na niej łasząc się i liżąc jej łuski, ale nie mogły jej zranić. Ogień miał atakować tylko pnącze, a samica miała być nietknięta. A dlaczego? Bo niewielka warstwa maddary oddzielała ogień od jej ciała. W ostateczności tarcza składała się jakby z trzech części. Najbardziej zewnętrza- ognista miała zniszczyć pnącza, środkowa- kamienna miała działać ochronnie gdyby nie zadziała ogień. Miała zatrzymać kolce. Zaś najbardziej wewnętrzna chroniła samicę przed gorącymi płomieniami i pozwalała na wymianę gazową. I w taki oto twór tchnęła maddarę.
: 25 sty 2014, 13:13
autor: Niegasnąca Iskra
Zmrużyła nieco ślepia, ale tylko lekko. – To raczej chodzi o błędne myślenie. Neutralizacja to neutralizowanie czegoś czymś. Również w walce fizycznej, można się spotkać ze stwierdzeniem, że posłanie lodu na ogień, lub odwrotnie, jest kontratakiem. A to przecież jest neutralizacja. Gdy jednak jeden z tych walczących, na ogień odpowiedział ogniem, lub też ryzykując własne zdrowie, skoczył w kierunku przeciwnika, zamierzając mu rozharatać gardło, wtedy można było to nazwać kontratakiem. Obrona magiczna z wykorzystaniem ognia, to także jest obrona. A nie coś innego, na przykład – westchnęła, otwierając na pełną szerokość swoje ślepia i wykonując kolejny atak. Obrona Dyktatorskiej była niezawodna, znowu.
***
W pewnym momencie, Łuska poczuła, że od łap aż po sam czubek łba, zmierza zimno. Przeraźliwe zimno. Nie sposób było go zobaczyć. każda część, która się spotkała z tą substancją, miała zdrętwieć, a także pozostawić po sobie przymrożenie.
: 25 sty 2014, 13:24
autor: Dyktatorska Łuska
Wzruszyła barkami, coś w tym jest. Nie zastanawiała się jednak nad tym zbyt długo bo przeszyło ją niewyobrażalne zimno. Aż się wzdrygnęła. Nie lubi zimna, woli jak jest ciepło i przyjemnie. Najlepiej było dla samicy wyobrazić sobie maddarowy kombinezon, który powlekłby całe jej ciało i ochronił przed tym przerażającym chłodem.Tka też zrobiła. Wyobraziła siebie jak maddara pokrywał całe jej ciało, od podbić łap przez skrzydła aż po czubek łba. Owa maddara miała wydzielać przyjemne ciepło, dzięki któremu samica nie zamarznie. Dodatkowo, po zewnętrznej stronie warstwa maddary nie pozwalała, na to, by lodowate, zamrażające powietrze przedostało się za "kombinezon". Obrona była prosta, ale raczej skuteczna. Wydzielanie przyjemnego ciepłą pozwoli jej się przynajmniej chwilowo zagrzać bo i tak nieco już zmarzłą stojąc pośród śniegu. A dzięki zewnętrznej warstwie chłód nie przedostanie się do niej. Tchnęła w całe wyobrażenie magii wiedząc, że to musi się udać.
: 25 sty 2014, 13:30
autor: Niegasnąca Iskra
//Nie chcesz może jeszcze jakiś nauk? Ewentualnie nauki? :mrgreen: Mam zastój we wszystkich naukach, a ty tak ładnie odpisujesz xD
Ale to nie było żadne, zwykłe zimno. to było coś innego. Coś, na co trzeba było zastosować coś innego. "Kombinezon" Dyktatorskiej, owszem się pojawił, ale na pewno nie spowodował, że zimno ognistej zniknęło. Co to to, nie! Za proste to by było. Ono wciąż tam było, i wspinało się dalej. I wyżej, i wyżej.
: 25 sty 2014, 13:38
autor: Dyktatorska Łuska
//Ucz mnie tyle ile jesteś w stanie. Najlepiej wszystkiego na 5 lub 6 :D Odpisuję, bo mi zależy na czasie poza tym lubię się z tobą uczyć :D
Coś poszło nie tak. Albo może inaczej, kombinezon pojawił się, ale nie zadziała, tak jak się tego spodziewała. Potrzebne jest coś innego. Miała wrażenie, że zimno, które wspina się po jej łapach, po grzbiecie jest w niej. Tak, jakby jej krew zmieniła się w lód powodując, że zamarza od środka. Na to miała tylko jeden pomysł. Nie tworzyła już tarczy na zewnętrza. Wystarczy jej maddara, którą ma w sobie. Wyobraziła sobie, jak kłębiące się w jej wnętrzu szmaragdowe nitki zaczynają rozprzestrzeniać się w całym jej ciele. Do tej pory skumulowane w większej ilości pod serce, teraz cienkimi, wijącymi się niteczkami oplatały narządy wewnętrzne, wspinały się do góry prowadzone szlakiem naczyń krwionośnych i żył. Owe nitki miały rozprowadzić po jej ciele ciepło. Ciepło, które miało stopić ten "lód", który rozchodził się od łap do góry. Najwięcej nitek posłała właśnie dolne partie ciała, bo to tam, skumulowało się najwięcej zimna, ale nie omieszkała posłać ich także do góry. Wyobrażając sobie taką oto obronę rozkazała maddarze działać.
: 23 lut 2014, 20:36
autor: Błędny Ognik
To dziwne... Znudzony smok, który z nosem przy ziemi przewędrowywał Dolinę. Nagle do jego wyczulonych przez treningi nozdrzy dotarł znajomy zapach... Atia!
Przyspieszył modląc się aby nie zgubić zapachu. Z tej całej ekscytacji zapomniał całkowicie o sprawdzeniu intensywności tego zapachu.. Z resztą wydawał mu się niezwykle ostry. Osoba postronna jednak stwierdziła by, że niemal go nie czuć. Był niewiarygodnie wątły.
Samiec z oczyma pełnymi szczerej radości dotarł do celu...Do łuski. Samotnej zielonej pękniętej łuski.
Usiadł ciężko na zadzie.
No tak. Czego się spodziewał? Że wróciła?
Nie. Ona nie wróci. Zostawiła go samego. Był niczym niewolnik cienia. Samotny, traktowany inaczej. Gdyby próbował zrobić to co ona zapewne bo go zabili.
Poczuł beznadzieje.
Jego oczy nagle wbiły się w horyzont z taką intensywnością, jakby na niego polował. Pełne skupienie.
Ruszył. W pozycji skradania. Wciąż przyspieszał i przyspieszał. Niemal biegł. Jego mięśnie i stawy błagały o litość. Bolały i paliły, czuł jak więzadła delikatnie się nadrywają. Zaciskał szczęki i biegł dalej.
Oto jego sposób na żal i ból. Szaleńcza, wykańczająca i niepotrzebna praca.
Nie potrafił już płakać. Zapomniał jak się to robiło...
: 23 lut 2014, 20:55
autor: Krzyk Honoru
-Wiesz tato... myślę, że nie ma sensu go szukać.– westchnąłem patrząc w dal. – Właściwie, po co miałbym to robić? Na pewno mnie nie pozna, poza tym, on ma Atię, ma swoje stado. Sam mnie uczyłeś, że nie ładnie jest się narzucać. – szliśmy już jakiś czas przez ponurą, nędzną dolinę. Słyszałem, że nazywają ją Doliną Rozpaczy, trafna nazwa.
-To twój przyjaciel.– zauważył tata spokojnie. Jak zwykle szedł kilka kroków przede mną, dumnie wyprostowany, patrzył na mnie łagodnym, pocieszającym spojrzeniem. On nie wie jak to jest. – A o nich się nie zapomina. Powinieneś go odnaleźć, po to tu wędrowaliśmy, by go odnaleźć i w końcu zaznać spokoju. – jak zwykle tata miał rację. Szliśmy tutaj tylko dlatego, że chciałem odnaleźć Aidena.
-Tak, tak, oczywiście...– westchnąłem. -Ale...Ał!– krzyknąłem. W pierwszej chwil nie wiedziałem co się dzieje. Poczułem tylko silne uderzenie, a zaraz potem leżałem na ziemi przygnieciony czymś wielkim i ciężkim. Gdy w końcu mgła sprzed moich oczu znikła dostrzegłem, że leży na mnie smok, nie byłem w stanie się jednak odezwać. Spojrzałem na tatę, stojącego nad nami. Wpatrywał się w nas z politowaniem, ale jakoś nie kwapił się, żeby pomóc nam wstać.
-Mógłbyś się ruszyć.– warknąłem patrząc na ojca nieco zirytowany jego postawą oraz faktem, że dalej ktoś mnie przygniata.
: 23 lut 2014, 21:27
autor: Błędny Ognik
Aiden przez impet uderzenia stracił orientację. Nawet nie zauważył kiedy leżał.
Widział niebo.
Dopadł horyzont! Na jego pysku pojawił się nikły uśmiech. Wyciągnął łapy do góry, jakby chciał pochwycić niebo... po czym. Czar mocnego uderzenia w łeb prysł i smokowi wróciły zdrowe zmysły. W kogoś uderzył, albo ktoś w niego uderzył. Nie był pewny. Pewny był natomiast, że na kimś leżał. Warknął donośnie i zamachał mocno ogonem i łapami. Przeturlał się na bok zsuwając równocześnie z ciała napotkanego smoka.
– Uważaj jak leziesz łamago! – wrzasnął nawet na niego nie patrząc.
Właśnie i to był błąd. Kiedy poskładał się do kupy i wstał ciężko. Zachwiał się na łapach... obrócił pysk z wyszczerzonymi w groźnym grymasie zębami. I zamarł.
Czyżby... Czyżby to on. Nie!
On nie żyje! Wszyscy nie żyją! Tylko on musi żyć w ciasnej klatce, jak kanarek!
Zbyt mocno uderzył się w głowę.
Wargio opadły na zęby... a na pysku samca wymalował się grymas zaskoczenia.
: 23 lut 2014, 21:38
autor: Krzyk Honoru
-Nic ci nie jest synu?– tata miał zatroskaną minę. Ha! Teraz mu się na przypomniało o trosce, jak ja już gramolę się z ziemi!.
-Nie, nic mi się nie stało.– warknąłem otrzepując się z grudek ziemi i mokrego śniegu. Dokładnie obejrzałem swoje łapy, pomachałem ogonem, by sprawdzić, czy jestem sprawny, nawet rozłożyłem skrzydła i zamachałem nimi dwa razy.
-Nie przesadzaj, nic ci nie będzie synu, co najwyżej poobijałeś sobie zadek.– zaśmiał się tata. W jego oczach dostrzegłem radosne iskierki. Jasne on się ze mnie śmieje, a mnie tu kości bolą!
-A skąd wiesz? A urazy wewnętrzne? A złamania? Nie wiadomo, co może się przytrafić, z pozoru nic mi nie jest, a tu za kilka dni wyjdzie szydło z worka!– marudziłem. Dopiero teraz przeniosłem wzrok na mojego napastnika, w chwili gdy wypowiadał te jakże przyjemne słowa. Właściwie to i ja uniosłem wargi by warknąć, ale z mojego gardła nie wydobyło się nic.
-Aiden! Miło witasz starego przyjaciela- wykrzyknąłem. Jego widok zaskoczył mnie tak samo jak chyba mój widok zaskoczył jego. – Nic ci nie jest? Przepraszam, zagadaliśmy się...– spojrzałem znacząco na tatę, by jakoś się wytłumaczyć.
: 25 lut 2014, 21:22
autor: Błędny Ognik
To niemożliwe... Samiec znał jedną drugą tego pyska. Znał też ten głos. Na pewno.
To niemożliwe...
Przecież Arligo go zostawił. Tak jak zostawiła go siostra. Tak jak zostawili go rodzice. Przecież był sam. Stał dłuższą chwilę w osłupieniu, nie będąc w stanie zrobić niczego. Zupełnie jakby się zaciął.
Pamiętał go jakby rozdzielili się wczoraj. Wędrowali razem a on potem gdzieś zniknął. Rozpłynął się w powietrzu bez słowa. Musiał mieć zwidy. To przecież nielogiczne, nieprawdopodobne. Świat jest taki wielki... Nie mogli by się spotkać po raz drugi. Nie w tej dziurze.
Zamrugał kilka krotnie gdy samiec zaczął rozmawiać z... no właśnie. Aiden wytężył wzrok. Percepcję miał ponad przeciętną. Powinien kogoś dostrzec. On jednak widział tylko łyse szarawe skały. Żadnego ruchu, znaku życia. Niczego.
Przeszło mu przez myśl, że jego zmasakrowany przyjaciel oszalał. Co zapewne było prawdą.
Ale...
Aiden miał gdzieś jak wyglądał jego przyjaciel. Nie jest przecież samicą, miał głęboko w poważaniu, jak Arligo wygląda.
A to, że prowadzi dyskusję z kamieniami!? Eh! Nic to! Dla niego może nawet chodzić z ogonem w pysku i śpiewać całe dnie pieśni religijne.
Ogon samca poruszył sie gwałtownie. Zaczął merdać. Jak pisklę. W jego oczach pojawiły się wesołe iskierki.
Aiden skoczył do przodu i stając na tylnych łapach przytulił szyję przyjaciela.
Nie potrafił wydusić z siebie ani słowa.