Strona 2 z 8
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 14 lut 2025, 19:15
autor: Żarłoczna Łuska
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
O, a co to? Jakieś spotkanie?
Kolczasty łeb Ywen wyjrzał zza jednej ze skał, obserwując dziwne zbiegowisko. Było tu sporo smoków, które coś wieszały na jakimś dziwacznym, różowym drzewie.
Zaciekawiona zbliżyła się, omijając inne smoki, ślepo idąc w kierunku rośliny, która wyglądała, jakby nie rosła tu wcześniej. Okrążając ją z każdej strony jak drapieżnik ofiarę, trąciła ogonem koszyk z rzeczami smoka, który obok niego siedział, i—
o ile ten nie pozbierał swoich szpargałów szybko—zadeptała kilka włóczek czy wstążek.
Zadarła głowę, kiedy coś otarło się o jej łeb. Jakaś... plecionka? Zawieszona na gałęzi? Hmpf! To pewnie jakiś dziwny owoc! Wolała co prawda mięso, ale tym też się na pewno naje. Obnażyła kły i kłapnęła na nią zębami, zawieszając się na wianku, po czym próbowała go pożreć.
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 14 lut 2025, 19:39
autor: Zjawa Eteru
__
__Nie wnikała w dziwaczne potrzeby swojej podświadomości, które skłoniły ją do tego, by przybyć w to miejsce i dołożyć coś od siebie. Nie wdawała się w żadną interakcję z nikim; nie weszła w niczyją, prywatną przestrzeń. Bezszelestnie lądując pośród soczysto zielonych traw przejechała wzrokiem po niemożliwych do pojęcia ilościach różnorodnego kwiecia, wybierając ten, którego nazwy nie znała, ale który po prostu wpadł jej w oko. Biel skropiona czerwienią w środku zdawała się być odpowiednia, toteż ostrożnie zebrała kwiaty i zaczęła wplatać je w delikatne gałązki. W absolutnym skupieniu i ciszy.
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 14 lut 2025, 23:42
autor: Znośny Ziąb
Bogowie mieli doprawdy dziwne sposoby na wtykanie nosa w interesy smoków. Czy traktowali to jako jakąś formę rozrywki, czy wierzyli, że to wyraz ich dobrej woli? Pomocna łapa? Dobre pytanie. Może kiedyś pokwapi się osobiście je zadać przed posągami.
Tak jak Ziąb wydawał się pogrążony we własnych myślach, nieczuły na otoczenie, tak Klara chłonęła wszystko wielkimi ślepiami. Uniosła skrzydło w powitalnym geście do Seisei, gdy ją dostrzegła, a poza tym... jakby była w swoim żywiole. Zataczała piruety w kwiatach, zrywała te, które akurat jej się spodobały; łypała z dziwnym zrozumieniem na wiśnię, której... chyba nigdy tutaj nie było.
I to harpia zaczęła pleść wianek.
– ... To będzie twój? – zapytał niezbyt inteligentnie Trzmiel, przypatrując się, jak zaskakująco zręcznie operuje zarówno palcami stóp, jak i szponami. Harpia łypnęła na niego, jakby postradał zmysły.
– Będzie twój, i dołożysz do tego swoją łapę. Ja mogę trafić tylko na tamtego napuszonego dandysia, a nie mam na to ochoty. – Nie kryła lekceważenia w swoim głosie. – A nie pozwolę, żeby coś takiego mnie zupełnie ominęło.
– ... Mm. – Nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Czy naprawdę chciał się angażować w coś... takiego? Wyglądało na to, że kompanka nie pozostawiała mu wyboru, ale w ostateczności nie miała nad nim żadnej władzy. A on chętnie pozostałby jedynie obserwatorem.
Niereformowalna Barakuda
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 14 lut 2025, 23:49
autor: Rytm Słońca
Rytm również przydreptał na tę sposobność, bo czemu by nie! Lubił te zdarzenia organizowane przez wpływ Uessasa, bo działały kojąco na myśli. Siedząc gdzieś na uboczu, oczywiście witając się ze znajomymi pyszczkami jeśli te by zwróciły na niego na chwilę uwagę, zaczął pleść swój własny wianek! A co! Ciekaw był strasznie, po odłożeniu go na drzewo, z kim tym razem będzie mu dane spędzić miłe popołudnie. Jeśli by kto zagadał tak po prostu, bez problemu by podszedł i mile poplotkował na wszelakie tematy.
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 14 lut 2025, 23:57
autor: Rytuał Pokotu
Wezwanie wybudziło go z płytkiego snu, przez krótką chwilę mieszając się z nim i napełniając smoka dziwnym rozkojarzeniem. Przybył na miejsce jak ćma zanęcona do ognia, jak pszczoła wiedziona z daleka zapachem pyłku. Czuł, jakby wciąż śnił, unosząc się na najcieplejszych prądach powietrznych, jakie było mu poczuć od tak wielu, wielu księżyców.
Widząc już znaczne zbiegowisko smoków, wylądował na uboczu i przyczaił się. Poczuł się mocno speszony.
Tematyka miłosna była mu tak bardzo obca, że czuł się jak pisklę stawiające pierwsze, chyboczące kroki. Przyznanie się nawet przed sobą samym, że zaczyna coś odczuwać, interesować się innymi smokami w sposób inny niż czysto praktyczny, koleżeński lub rodzinny... Nikt go do tego nigdy nie przygotował. Nie był już wcale aż tak młodziutki, a jednak stał tu, owiany różowymi płatkami wiśni, mrugający w zdumieniu ślepiami i stojący jak kołek wbity głęboko w glebe.
Nie wiedział co powinien zrobić, dopóki nie podpatrzał inne smoki, jak te zbierają kwiecię, zawijają jedno wokół drugie i przymierzają, czy pasuje na ich własny łeb.
Zobaczył Hissetha pracującego nad swoim i... Zamiast zwyczajowo dziarsko się uśmiechnąć zaczepiając go – spłonił się jak niewiasta, nawet zaszedł drzewo od innej strony, z bijącym sercem... Chowając się przed kolegą?? O co do kurki jasnej tu chodziło? Co się z nim działo?
Kiedy uplótł już własny wianek, powiesił go na gałęzi, witając się po drodze ze znanymi, lub napatoczonymi smokami, starając się nadrobić miną tą nieśmiałość, która go obezwładniła. Udało mu się na chwilę złapać uwagę i poznać się z Yamim, zachwycając się jego strojem. Będzie musiał kiedyś zagadać go o to na prywatności, chciałby nauczyć się szyć coś więcej, niż peleryny i przepaski.
Kiedy usiadł na uboczu i przypatrywał się dalszemu przebiegowi ceremonii – przegrał ze sobą. Jego spojrzenie zabłądziło na najeżone kolcami barki i świecące jak nocne niebo skrzydło Mglistego. Gdy spotkał się z nim wzrokiem, zmięknął, wysyłając mu dziwnie łagodny uśmiech.
Skowyt Wierchów Niebanalnie Kuszący
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 15 lut 2025, 0:35
autor: Jarzmo Brzasku
Mimo że oferta Boga Miłości zaukła ją w serce bardzo personalnie. Jara nie przyznałaby się do chęci zbadania magicznego kwiecia i pragnienia kontaktów, dlatego skrycie ucieszyła się gdy Lamba postanowiła ją tam zaciągnąć. Nie powiedziała jej tego oczywiście. Zamiast tego na jej pysku dominowała fasada wiecznego spokoju.
Gdy już znalazła się na kwiecistej łące, poczuła się niezręcznie wśród tych wszystkich smoków. Stała sztywno, dostojnie, z wyprostowaną sylwetką, ale nie wiedziała co ze sobą zrobić. Rozejrzała się po okolicy. Widząc Arel, uciekła od niej wzrokiem, chyba że ta akurat na nią spojrzała – wtedy wypadało się przywitać uprzejmym kiwnięciem głowy.
Lamba natmiast była w swoim żywiole i bawiła się świetnie. Gdy młoda samica zawiesiła różową kokardę na jej rogu, Jara dyskretnie zwróciła się do niej z mentalnym pytaniem.
~
Lamba... co powinnam zrobić...~
MENTALKOWA ROZMOWA JARY I LAMBY POD SPOILEREM
Lamba pisze:Lamba była zajęta pleceniem swojego pięknego wianka ale jak już podzieliła się kokardką to przekręciła z zastanowieniem głowę.
~ No… to co wszyscy tu. Wianuszek pleciesz. ~ wyjaśniła mentalnie
~
Ale... jak jak powinien wyglądać...~ zapytała niepewnie.
Lamba pisze: ~ Hm.. jaki lubisz kolor Jarusia?
Jara zacięła się, wewnętrznie mając swego rodzaju kryzys egzystencjalny. Czy kiedykolwiek się nad tym zastanawiała na poważnie? Lubiła złoto i... jedyne co teraz widziała przed swoimi ślepiami to piękny głęboki róż łusek swojego partnera. Coś w niej znowu pękło, a chociaż ślepia ją zaswędziały, nie pokazała nic po sobie. Jedynie troche bardziej wbiła pazury w ziemie i zgniotła trawę.
~
Złoto... czerwień... i róż ~ odpowiedziała.
Lamba pisze:
~ No to zobacz — odparła mentalnie Lamba, biorąc do łapki trochę maków o czerwonych, ślicznych płatkach, podkradła troche złotej wstążeczki z koszyczka Yamiego ((którego nie znała ale jak dał to brała)) a na koniec pozbierała więcej różowych płatków kwiatu wisni i położyła wszystko przed jej towarzyszką ~ Teraz musisz to wszystko połączyć. W sumie dobrze jest dobrać jakąś trawkę ale za pomocą wstążki też to zrobisz! Będzie w tych kolorach co lubisz hihihi
~
Mam... je po prostu zapleść? Powinien mieć jakiś konkretny wzór? ~
Lamba pisze: ~ Mhm! Żeby się wszystko trzymało! A wzór.. no niby nie ale zawsze możesz dać jak chcesz! Wtedy będzie się bardziej wyróżniał! ~ puściła jej oczko.
Po tej cichej rozmowie z Lambą, starsza smoczyca podziękowała jej lekkim skinieniem łba i spróbowała coś upleść z kwiatów i wstążki podarowanych jej przez młódkę. Nie wiedziała co zrobić z rozsianymi płatkami wiśni, więc zostawiła je w spokoju. Sama dodatkowo sięgnęła po krwawnik, jako symboliczną podstawę jej wieńca. Później... rozejrzała się za różowym kwiatem, mimo że zakuło ją przez to serce.
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 15 lut 2025, 1:15
autor: Uessas
Na rozległej planie pośród tańczących na wietrze kwiatów, smoki zebrały się licznie i splatały fantazyjne wianki z pachnących ziół i barwnych płatków, czasem posługując się też dodatkami przyniesionymi przez Niebanalnie Kuszącego. W samym sercu tego miejsca rozłożyste drzewo kwitnącej wiśni stało dumnie, otulone delikatną, migoczącą aurą tajemniczej magii. Gdy smoki zawieszały na jego gałęziach swoje misternie uplecione wieńce, świetlista energia zdawała się zacierać ich kształty i barwy, sprawiając, że nikt nie mógł dostrzec własnego dzieła. Dopiero gdy ostatni wianek znalazł swoje miejsce, zaklęcie opadło, a smoki mogły wreszcie podziwiać splątane w harmonijną całość własne i cudze dzieła. Wianki uplecione mniejszymi łapkami wisiały dużo niżej, jak gdyby tylko pisklęta mogły znaleźć te pisklęce zaś inne wisiały wyżej ale łączyło je jedno – Każdy z nich czekał na wybranie..
Ten wianek sprawia wrażenie bardzo delikatnego – niczym skrzydła motyla, które mogą rozerwać się przy minimalnie zbyt nachalnym dotyku. Po podniesieniu czuć, że jest niezwykle lekki – gałązki, z którego został stworzony jego fundament są giętkie, acz kruche, zupełnie jak gdyby jego stwórczyni nie chciała nadwyrężać dóbr natury bardziej, niż było to absolutnie koniecznym dla nadania wiankowi podstawowej stabilności.
Owa delikatność widoczna jest także w kwieciu samym w sobie. Głównym elementem wianka, mieniącego się bielą są bowiem egzotyczne, jasne hibiskusy o czerwonym wnętrzu i falowanych, również niezwykle delikatnych płatkach, które zdają się walczyć o przetrwanie przy jakimkolwiek silniejszym powiewie wiatru.
Pośród tego delikatnego piękna ukryta jest jednak nieprzyjemna niespodzianka – przypomnienie o tym, że natura, w swoim pięknie, skrywa też znacznie bardziej nieprzyjemne oblicze. Jeżeli wianek zostałby źle pochwycony, w opuszki palców – lub wnętrze pyska, zależnie od formy podjęcia go – ryzykuje się spotkanie ze starannie ukrytymi w gałązkach cierniami, odebranymi z łodyg róż. Delikatne płatki białych hibiskusów także dobrze je ukrywają.
Wianek jest oznakowany zapachem swojego twórcy, który nie zamierza się ukrywać.
Wianek był dość ładnie i dokładnie stworzony z dłuższych, szpiczastych i zielonych liści rośliny, których brzegi były wyraźnie jaśniejsze i do tego kłujące. Wplecione weń symetrycznie dookoła były słodko pachnące, podłużne i żółte kwiaty, które wszystkie tak na prawdę pochodziły z pojedynczej rośliny. Te, które pochodziły z osobnych, a były one wplecione między żółte, miały białe płatki i żółty środek, nie przypominały one jednak kwiatów rumianku czy stokrotek, tylko takie bardziej egzotyczne. Wianek niby prosty, jednak widać było, że twórca mocno się starał, aby wyszedł ładny!
Tymczasem wianek który ciamkała Żarłoczna Łuska był delikatny i niewielki, Zatracona Tożsamość szybko poznała że był to jej wianek lecz gdy cokolwiek mogła zrobić, biedny przepadł w paszczy młodszej samicy. Był nawet smaczny bo akurat łowczyni Ziemi nie użyła żadnych dodatków, które nie były roślinami a nawet dodała kilka płatów wiśni, przez co Mglista miała teraz bardzo przyjemny oddech.. aż jej się odbiło jednym płatkiem. A potem znów zebrało ją na beknięcie i z pyska wypadło jej kilkanaście kolejnych. A potem kolejne beknięcie, wypuszczające kolejną salwę kwiatków. Samica czuła jak zaczynają piec ją gruczoły.. o.. o nie.. zaraz będzie.. ziać o...
Jeżeli Mglista rozwarła paszcze, zamiast pięknego strumienia ognia, wypuściła strumień.. ślicznych różowiutkich kwiatów wiśni.
Żarłoczna Łuska – Zieje Kwiatami Wiśni (do odwołania)
Już zabrane wianki:
Na pierwszy rzut oka wianek był skrupulatną naprzemienną kompozycją czerwieni maków, bieli krwawnika i złota migoczących wstążek. Wianek był ściśle ze sobą spleciony, lecz mimo prób i wielu poprawek widocznych w splotach, forma była krzywa i zrobiona bez wprawy. Przynajmniej się nie rozpadał, ale kwiaty wyglądały na wręcz uduszone przez to jak mocno były ze sobą związane. Główną bazą był zielony krwawnik o pierzastych listkach, a wokół niego powtykane delikatne maki, które już teraz zaczęły tracić płatki. Jeden jedyny tylko krwawnik wyróżniał się – swoim intensywnym różowym kolorem. Całość wianka dopełniała złota wstążka ciasno zawiązana na kwieciu.
Pozbawione listowia łodyżki oliwne splecione były w gruby okrąg. Tworzyły stabilny rdzeń wianka, szepcząc coś nieśmiało o
Wypalonej Nadziei oraz
Przemijaniu. Na nich jednak, jakoby gęstym pióropuszem, ścieliły się wciąż zielone liście dębu o soczystych odcieniach, jakie stały na straży
Niezłomności oraz
Odwagi, których czule wijące wianek łapy nigdy się nie wyrzekły, nawet jeśli na długo o nich zapomniały.
Na ciemnozielonych barwach wybijały się jaśniejsze i weselsze – szafirowe granaty należące do bardzo drobnych chabrów. Niosły uskrzydlający zapach
Wolności, a głębia ich kolorytu od zawsze szła krok w krok z psią
Lojalnością i
Oddaniem. Jednakże... coś jeszcze zdawało się przebijać spod z pozoru skromnej, nudnej i niewyróżniającej się formy.
Gdyby ciężkie liście dębowej Odwagi unieść nieco wyżej, a szponem zranić chabrową
Wierność, okazałoby się, że ta nosiła drugą twarz –
Pomsty, pod którą spoglądały na Ciebie czerwone od
Gniewu trujące jagody cisu.
Wiszący wianek już z daleka przyciągał wzrok swoim nietypowym i zarazem harmonijnym połączeniem barw. Upleciony został z kłosów zbóż, które artysta z niezwykłą precyzją i zaangażowaniem ciasno splecione w misterny warkocz z długich złoto zielonych łodyg. Widać było, że w jego wykonanie włożono wiele pracy i serca. W sam rdzeń warkocza, niczym rubiny w koronie, wpleciono czerwone maki polne, których płatki krwawiły na tle żywej plecionki, dodając jej rumieńców i życia.
Główną warstwę wianka tworzyły śnieżnobiałe rumianki, których pęczki, zebrane w bukiety, wpleciono w górnej części wianka, tworząc koronę czystości i niewinności. W ten delikatny splot, niczym drogocenne kamienie, wpleciono również pojedyncze kwiaty niebieskich chabrów, których intensywny kolor pięknie kontrastował z bielą rumianków i złotem zbóż. Złote nawłocie, ułożone promieniście, niczym promienie słońca, ocieplały wygląd całego wianka, dodając mu blasku i radości. Zaś drobnym, ale jakże znaczącym akcentem wianka były delikatne, fioletowe dzwonki.
Wianek jest grubiej upleciony i bogatszy z przodu, z drugiej strony cieńszy, co ułatwia nałożenie go na głowę. Podstawę stanowią szare i fioletowe elastyczne gałązki splecione z kwiatami: malutkimi, czerwonymi różami, różowymi pięciornikami i fiołkami, gdzieniegdzie poprzetykane są białe goździki. Spomiędzy kwiatów wyglądają liście różnych rodzajów bluszczu. Całość dekoracji dopełniają drobne, mgliste perełki.
Wianek ten został wykonany z najwyższą starannością. Każdy kwiat dobrany idealnie pod względem wielkości łodygi, jak i piękna korony. Widać było, że smok, który go stworzył miał w tym doświadczenie. A jakie kwiaty się w nim zawierały? Otóż podstawę stanowiły proste stokrotki, wraz z o wiele barwniejszymi frezjami, choć i tu w większości były białe. Dzięki temu fioletowe fiołki dodane w następnym kroku wybijały się fenomenalnie. Tu i ówdzie znajdowały się też konwalie jako akcesoria nienadające się do głównej struktury.
Wianek nie był jakiś duży ale był bardzo solidnie zrobiony – Źdźbła traw ściśle przylegały do siebie tworząc zwartą konstrukcje i wzorek nawet a w większe przerwy powtykane zostały stokrotki oraz przebiśniegi, raczej te mniejsze okazy by wianek nie rzucał się aż tak bardzo w ślepia. Delikatne płatki wiśni były miłym dla oka akcentem, przełamującym w kilku miejscach stały kolorystyczny schemat.
Raczej drobny wianek, który zmieściłby się także na łbie niewielkiego smoka. Jego barwy oscylowały głównie między intensywnym błękitem, a bladym fioletem, z pojedynczymi przebłyskami pomarańczowych nagietków. Najwięcej było niezapominajek, których drobne główki stanowiły swojego rodzaju bazę – spomiędzy nich ledwo wybijały się ostre płatki chabrów i cykorii, zaś najdłuższe, wystające łodyżki fioletowych i różowawych wrzosów nadawały całości intensywnego aromatu. Za trzon wianka odpowiadał zwinięty w okrąg puchaty i gęsty kłos trawy pampasowej, tworząc beżowe, miękkie tło dla całości kompozycji.
Baza wianka utworzona została z kilku giętkich gałązek, związanych w kształt koła. Do nich przymocowanych zostało parę pozbawionych cierni łodyg róży oraz kwiatów dalii, o żółtych, przechodzących bliżej środka w czerwień płatkach, wraz z ich ciemnymi listkami. Do kompozycji dodane zostały również rumianek i rozgałęziające się pędy z drobnymi, białymi kwiatuszkami gipsówki. Gdzieniegdzie, spomiędzy splecionych kwiatów wystają niewielkie, białe piórka. Część wianka obwiązana jest cienkim rzemykiem, na którym zawieszony został rubin.
(szybki szkic poglądowy?)
Wianek miał podstawę wykonaną z młodych, cienkich i giętkich gałązek, z małą pomocą i domieszką lawendy, dla wzmocnienia podstawy, no i dla wyglądu. W końcu fioletowa podstawa może być ładniejsza, niż zwykłe gałązki drzewa, prawda? Gdzieniegdzie przeplecione były kwiaty fiołków. Oczywiście, zaraz obok nich, znajdowały się kwiaty róż, jakby przytulały się z fiołkami. Do przymocowania tych ostatnich wykorzystano lawendę i długą trawę, żeby lepiej się to wszystko trzymało. Kwiaty róż były młode i elastyczne, dla ułatwienia wplatania. Ah, no i ich barwa oczywiście była czerwona. Tył wianka, a zresztą, to co powinno być jego tyłem, został przyozdobiony trzema zielonymi wstążkami. Po założeniu na łeb miały opadać na grzbiet noszącego go smoka.
Wianek był raczej nieumiejętnie wykonany, choć widać było że jego twórca próbował. Na pierwszy rzut oka wydaje się raczej chaotyczną mieszaniną barw, dopiero po bliższym przyjrzeniu można zauważyć ognisty motyw. Bazę stanowiły pojedyncze zawilce, dookoła nich pozawijane były żółte kwiaty mlecza i nagietka. By na sam koniec wystawały z niego pojedyncze kwiaty maku. Wianek jest delikatny i w kilku miejscach wygląda jakby miał się zaraz rozpaść, ale trzyma się całości, mimo wszystko.
Wianuszek ten był wręcz koroną z kwiatów, gdzie główne skrzypce grały zaplecione ciasno chabry, połączone łodyżkami. Na samym przodzie za pomocą kawałeczka traw ułożone na różnej wysokości zostały trzy fioletowe tulipany, tworząc coś na kształt tiary. Po bokach każdego z wianków, samica wplotła zrobione ze wstążki różowe kokardeczki, które nadały większego kunsztu całości.
Wianek spleciony jest z giętkich pędów bluszczu, które tworzyły mocną, ale elastyczną podstawę. Między nimi osadzono wysuszone kwiaty w odcieniach głębokiej purpury i ochry, ich delikatnie postrzępione płatki nadawały całości dzikiego uroku. Wplecione w strukturę dwa rodzaje piór, jedne zielone i przypominające liście, długie złociste, które lśniły subtelnie w świetle, dodawały kompozycji harmonii. Między nimi osadzono nieregularne kawałki kolorowego szkła w barwach bursztynu, szafiru i przydymionego fioletu, których gładkie powierzchnie łapały światło, migocząc delikatnie.
Baza wianka upleciona była z długich kłosów traw, które jednak nie wychylały się znacząco z całej konstrukcji. Imponujące były całe rzędy ułożonych nieco pod skosem, obsypanych kwieciem łodyg niebieskiego żmijowca. Spomiędzy nich wychylały się pomarańczowe kwiaty nasturcji, a jej okrągłe liście opadały w dół wokół wianka. Do tego do wianka przymocowanych było kilka sznurków, na których wisiały przywiązane drobne kości.
Wianek ten cechował się wytrwałością w swojej wstydliwości. Duży w obwodzie, lecz cieniutki, wyróżniał się jedynie swą wątłością. Splot zrobiony łapą niedoświadczoną w rękodziele ledwo co trzymał twór na gałęzi. Baza igliwia, przerośniętych chwastów i gdzieniegdzie długim źdźbłem trawy przepasana.
Drżał nędznie pod własnym ciężarem. I choć w zamiarze były w nim zakotwiczone dwa fioletowe kwiaty, to jeden opadł leniwie, ratując się przed smoczą krytyką. Ostał się jeden samotny chaber, zresztą wybitnie skromny w swym wyglądzie.
Czyżby autor się poddał? Czy może dał z siebie wszystko i z dumą wywiesił swe dzieło? Bowiem kto tylko podniesie ten wianek, rozsypie go w mgnieniu oka.
Bazą dla wianku jest zwykła pętla z trawy, która upleciona jest w formie grubego warkocza w stylu kłosa. W ten kłos wetknięte są ciemne listki bluszczu oraz fioletowe listki śliwy wiśniowej. To wszystko ozdobione jest dodatkowo niebieskimi listkami kostrzewii sinej, aby całości nadać raczej chłodnego wyrazu. Akcentowymi kwiatami są zaś białe kwiaty jaśminu oraz niebieskie zapominajki, które umieszczone są raczej z boku wianka. Szczyt zaś oprawiają fragmenty jeleniego poroża, przy których spoczywają fioletowe kwiaty eustomy. Gdzieniegdzie wciśnięte są małe perełki i inne, białawe kamyczki. Całość gdzieniegdzie jest przewiązana cienkimi paskami ze skóry, aby całość się trzymałą kupy.
Autor się nie hamował. Wianek jest masywny i krzaczasty. Na pierwszy rzut oka wygląda jak jakieś niechlujnie uwite gniazdo kolorów, ale po krótkiej inspekcji można zobaczyć, że konstrukcja jest tak naprawdę bardzo solidna.
Dominują w nim zielone trawy i lawenda (które to właśnie, nielicząc trzonu splotu, sterczą na boki tworząc pozorny chaos) oraz stokrotki, a wśród nich siedzą błękitne hortensje, które swoimi kiściami małych kwiatuszków nadają mu porządnej masy.
Nie jest to z pewnością pierwszy wianek tego smoka.
Okrągły, nieduży wianek na smoczą głowę. Upleciony starannie o wytrzymałym splocie. Największym tu kwiatem były mlecze i jaskry, pomiędzy którymi układały się ala wstęgą obiegającą wianek, drobne kwiecia niezapominajek – od niebieskich po różowe. Z nimi komponowały gipsówki, które zastosowane oszczędnie jako detal, poświecały bielą spośród niezapominajek i mniszków.
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 15 lut 2025, 1:47
autor: Odnaleziona na Jawie
- Chmiel delikatnie zawiesiła swój wianek a potem jej myśli odpłynęły gdzieś daleko, choć niemym spojrzeniem dalej patrzyła na resztę smoków. Nie było tu za wielu ziemistych, na dobrą sprawę mało kogo tutaj chociaż kojarzyła. Jeżeli złapała z nim kontakt wzrokowy, kiwnęła mu jedynie łbem. Czuła się.. przytłoczona i poniekąd żałowała że tu przyszła.
Uderzało w nią tak wiele dziwnych emocji postronnych, których nie potrafiła jakoś fantastycznie odczytać więc stojąc tu jak kołek, czuła się po prostu dziwnie. Jeszcze ta magia..
Sama chciała wziąć jakiś wianek, gdy poczuła że to już czas. Z ciekawości zastanawiała się czy jej własny ktoś zabrał, ponieważ straciła go z oczu, wtedy jej wrażliwe uszy wyłapały chrupanie..
Oh.
Nie wiedziała że była opcja tego iż wianek będzie po prostu zjedzony. Rany, nie rozpoznawała tego smoka ale chyba musiał być bardzo głodny, skoro zjadał.. wianki. Hm.. w sumie.. raczej szansy na zrozumienie miłości już nie ma ale niedaleko jest Valkhi. Wróci się po mięso i da tej samicy, taka łapczywość raczej wróżyła jakieś problemy, hm...
Łowczyni więc bez słowa zabrała się z miejsca zdarzenia.
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 15 lut 2025, 1:47
autor: Żarłoczna Łuska
Zamlaskała. Kwiaty wiśni były całkiem smaczne, trochę ostre, ale smaczne.
Zaczęła się myć jak kot, oblizując sobie łapy, kiedy to nagle coś jej się zaczęło odbijać. Oh? Może to ten szczur z rana, w sumie śmierdział jakimś paskudztwem, ale i tak go pożarła.
Zmarszczyła nozdrza, kiedy po czknięciu wyczuła wokół pyska zapach, który się jej nie spodobał. A gdzie ta zgnilizna i krew?
Odbiło się jej znowu.
I znowu, choć tym razem z jej gardła wypadło kilka płatków kwiatów.
Ożesz!
Sięgnęła łapami do gardła, jakby próbując się podrapać po gruczołach, ale nie dawała rady przez twarde łuski. Zresztą próba wciśnięcia sobie pazurów do mordy też nie zadziałała, Ywen nie miała aż tak szerokiego rozwarcia szczęk.
Nie zionęła, więc jeszcze nie wiedziała o najgorszym, ale zapach, który wyczuła przy wianku od razu pomógł jej namierzyć czarownicę, która rzuciła na nią jakąś dziwną klątwę.
– Phhej... – czknęła – ty! – znowu – cho no tu!
Kiedy jednak Zatracona Tożsamość nadal się nie zatrzymywała, najpewniej nawet nie wiedząc, że to ona jest wywoływana do odpowiedzi, Żarłok zerwała się do biegu, goniąc ją. /zt
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 15 lut 2025, 10:42
autor: Triada Herezji
__
__Jak na kogoś, kogo miano sugerowało absolutne przeciwieństwo, Triada miała zaskakująco... Neutralne podejście do tutejszego panteonu. Nie czuła potrzeby schylania przed nimi karku i składania podziękowań za dar swoich narodzin – mimo, że być może powinna. Przecież to nikt inny jak Sennah zainterweniowała na chwilę przed pierwszym pęknięciem skorupy, kiedy drżące łapy Strażnika Gwiazd rozważały zrzucenie obu jaj ze skraju klifu, skazując pisklęta na pewną śmierć.
O interwencji Sennah jednak najzwyczajniej w świecie nie wiedziała. Bogini nie pochwaliła się. Ojciec, z oczywistego powodu, też nie.
__Nie wierzyła w sens czegoś takiego jak miłość, ale była jednocześnie roztargniona i sfrustrowana – wynik bycia w centralnym punkcie nerwowego dojrzewania, gdy nie wie się jeszcze, czego się właściwie chce, od kogo, dlaczego, po co, na jak długo. Nie przybyła więc nad kwieciste pole z zamysłem znalezienia drugiej połówki, tylko – tak uważała – z czystej, perwersyjnej ciekawości, chcąc obserwować przezabawne próby zalotów innych, pod nosem wyśmiewając ich patologiczną potrzebę bycia kochanym.
__Skrzydła ułożyły się na podłożu po lądowaniu, gdy znalazła się w jakiejś odległości za zbiorowiskiem smoków, leniwie podchodząc bliżej. Widziała rozłożyste gałęzie drzewa obrzucone wiankami, ale gdy znalazła się już
w miarę akceptowalnej odległości, by widzieć je dokładniej, żaden jej nie zaintrygował na tyle, by go zdjąć i zanieść właścicielowi, by stwarzać pozory zainteresowania i w ten sposób wtopić się w tłum, podczas gdy w głębi duszy bez większego sensu kpiła z reszty.
Szukający sensu wzrok brązowych ślepi spoczął na jaśniejszym od odcienia jej tęczówek futrze pokrywającym czyjś grzbiet, przeplatany dorzuconymi chaotycznie nićmi czerwieni. Brak ładu, brak estetyki, dziwaczna kombinacja barw, niedopasowana w ogóle proporcjami.
Bardziej jednak od kolorystyki ciekawiła ją postawa starszej samicy. Przygaszona, lekko zgarbiona. Z wplecionym w gałązki kwieciem wciąż tkwiącym pomiędzy palcami. Wianek, ale niedokończony. Nie zawiesiła go na gałęzi. Stchórzyła.
Wybrała więc na cel tchórza.
Podeszła do byłej przywódczyni Słońca leniwym, spokojnym krokiem, po drodze delikatnie chwytając w onyksowe, stworzone do brutalności zębiska soczyście czerwony kwiat maku. Ostrożnie. W cichym zaskoczeniu, że jej ciało jest w ogóle do takiej delikatności zdolne.
__Bez słowa stanęła u boku Gorzkiego Miodu, górując nad nią, blokując rzucane na nią promienie ciepłego słońca – w zamian oferując chłód swojego cienia, ale i ciepło własnych, przeklętych miłością do tropików łusek.
Wysunęła powoli szyję w stronę samicy, zniżając przy tym łeb, by móc zbliżyć go do trzymanego tuż przy ziemi, w doświadczonej księżycami przeżyć łapie wianka, oferując pomoc w ukończeniu go.
Brązowe tęczówki uniosły się, by spojrzeć na pysk Nieznajomej w wyczekiwaniu.
- ━━━━━━━━━━
:: Gorzki Miód ::
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 15 lut 2025, 13:47
autor: Tonacje Deszczu
Lecz kiedy tylko zawiesiła wianek i cofnęła się, zaczęła myśleć. Przekrzywiła lekko głowę, przyglądając się swojemu tworowi. Podobał jej się. Jak mógłby nie, kiedy wyszedł spod jej łap? Mogłaby go teraz zdjąć, przywdziać i paradować przez resztę dnia, celebrując miłość, lojalność oraz samozachwyt, trochę niczym egocentryk, ale każdy jeden smok nosił w sobie jakiś ułamek samolubstwa.
Uśmiechnęła się pod nosem. Skierowała maddarę na to, co przed chwilą stworzyła. "Właściwie to..." przelała na rośliny historię, jaką w sobie nosiła. Tyle przecież wystarczyło. Otworzyć się. Obnażyć. Ostrzec. Smocza magia skupiła się na jej wianku. Miała odmrozić liście dębu. Odmrozić chabry i jagody. Skute grubą warstwą szronu oraz lotu miały stać się delikatne niczym szkło, by przy ledwie nieostrożnym muśnięciu rozpaść się. "Nic po Tobie nie zostanie."
Wzięła głęboki wdech, wygładziła futro na policzkach i trzepnęła lewym uchem, po czym podniosła się i opuściła zbiorowisko smoków, by powrócić do swoich obowiązków, a te... hm. Tym razem wyniosą ją chyba daleko na południe, aż poza granice wolnych, bo czemu by nie?
//ZT.
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 15 lut 2025, 14:51
autor: Domena Tyrana
Ogrom wszelakich obrzędów rytualnych pozostawał dlań rzeczą w swojej liczbie nieodgadnioną. Musiała przyznać, że spoglądała na kolektyw stad zbyt surowo, klasyfikując ich raczej bliżej barbarzyńskich plemion, cudem jedynie utrzymując te swoje znikome struktury, a tu proszę... Nawet w tak prymitywnym miejscu jawiły się jakieś skąpe zalążki cywilizacji, budowane na przeróżnych tradycjach i obrzędach. Z tego wszystkiego kształtował się interesujący wgląd w proces powstawania wyższych form społeczeństwa, acz gdzieś leżał próg, którego nie pojmowała – bariera nie do pokonania dla tych gadów, która trzymała ich uciśnioną w tych plemionach. Boski aspekt, czy niechęć do przekazywania wiedzy innej niż bazowe umiejętności?
Obrządek podglądała z większej odległości, nie zamierzając burzyć ich porządku rzeczy własną obecnością; obserwowała w sposób podobny gajowemu doglądającemu jeleni na rykowisku i chłonęła zachowania każdego z nich – każde omsknięcie łapy na ich tworach, każde ulotne spojrzenie rzucane ku innym gadom i każdy nietypowy odchył od standardu zachowań.
Główna część ceremonii w końcu wydawała się ustać. Większość plemiennych złożyła swoje twory na gałęziach pulsującej magią wiśni, ta natomiast odkryła pełne spektrum kwietnych kreacji, zapewne działając wedle pobudek sił wyższych, bo żadnego osobnika prowadzącego to wszystko nie dostrzegła. Stosowny moment na zbliżenie się, wedle jej oceny sytuacji, choć zbliżając się dostojnym krokiem do pozbawionej pokrywy białego puchu łąki, widziała gwałtowne reakcje innych gadów – ucieczki, pogonie, dewastacje wianków. Krajobraz odczuć nie był tak stabilny, jak jej się zdawało, ale i tak parła w przód, ze stoickim spokojem ignorując wszystko to, co bezpośrednio jej nie zagrażało.
I tak oto stanęła przed zalanym kwieciem drzewem, wpierw muskając jego goły fragment gałęzi, by poczuć pod palcami jego energię, i zaraz wlać w nie kolejny magiczny impuls, szukając w nim źródła tej pulsującej magii. Czy odnalazła, czy nie, zielone spojrzenie jej ślepi przeniosło się na jeden z pobliskich wianków, rejestrując w nim ogrom kolorów, ale ponad wszystko złoto. Delikatnie złożyła na jego obrzeżu opuszki dwóch palców, muskając precyzyjnie splecione zboże. W lepszym miejscu byłoby to dzieło godne najlepszych krawców, a tutaj... Cóż. Marnotrawstwo niezwykłego talentu.
Dziwny instynkt popchnął ją do ostatecznego objęcia go całą łapą – musiała odszukać jego twórce, choćby po to, by wypytać o całą tą farsę, chociaż intrygowała ją też szkoła, na drodze której nabył takie umiejętności. Raz jeszcze zwróciła się ku pozostałym gadom i uniosła wianek w górę, niemalże zwycięsko, czekając na odpowiedź właściciela.
// @Pan/Pani od tajemniczego wianka niżej.
Wiszący wianek już z daleka przyciągał wzrok swoim nietypowym i zarazem harmonijnym połączeniem barw. Upleciony został z kłosów zbóż, które artysta z niezwykłą precyzją i zaangażowaniem ciasno splecione w misterny warkocz z długich złoto zielonych łodyg. Widać było, że w jego wykonanie włożono wiele pracy i serca. W sam rdzeń warkocza, niczym rubiny w koronie, wpleciono czerwone maki polne, których płatki krwawiły na tle żywej plecionki, dodając jej rumieńców i życia.
Główną warstwę wianka tworzyły śnieżnobiałe rumianki, których pęczki, zebrane w bukiety, wpleciono w górnej części wianka, tworząc koronę czystości i niewinności. W ten delikatny splot, niczym drogocenne kamienie, wpleciono również pojedyncze kwiaty niebieskich chabrów, których intensywny kolor pięknie kontrastował z bielą rumianków i złotem zbóż. Złote nawłocie, ułożone promieniście, niczym promienie słońca, ocieplały wygląd całego wianka, dodając mu blasku i radości. Zaś drobnym, ale jakże znaczącym akcentem wianka były delikatne, fioletowe dzwonki.
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 15 lut 2025, 16:46
autor: Siewca Gór
Przyszedł i on bo jak niby miał się nie pojawić. Wszystko było lepsze od siedzenia w Mgłach gdzie wiało rodzinną nudą. Tu chociaż coś się działo o bogowie, faktycznie się działo. Pomijając już fakt wielkiego drzewa, kwiecia i wianków...
Podszedł do pnia trochę ignorując pozostałych. Przecież mieli wybierać wianki, a dopiero potem się uspołeczniać. Nie zwrócił więc większej uwagi na to, że jedna z Mglistych chyba pomagała pleść wianek Słonecznej. Widział jak Tyraniczna wybierała swój wianek.
Siadł przed drzewem
– Hm...
wymruczał jedynie czując na lekkim wietrze, że nie każdy twór niósł zapach właściciela. A to ci ciekawe. Może i kusiło by wziąć coś "niepodpisanego". Ale po cóż skoro musiała tu wisieć praca jednej z samic którą miał na oku. Już nawet prawie sięgnął po jeden gdy zatrzymał łapę i spojrzał na zamarznięte kwiecie. Musnął je palcem czując resztki maddary, żadnego zapachu.
Czy to ty lodowa pani?
Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił łbem patrząc jak zamarznięte listki spadają na ziemię. Na ziemię na której smętnie leżał zniszczony wianek i ... bardzo dużo kwiatów wiśni. Co tu się wydarzyło? Uniósł brew ale koniec końców pokręcił jedynie nosem i znów spojrzał na te wiszące na drzewie.
No dobra skoro jedna z opcji odpada to wybierze kolejną.
Wianek który ujął w łapę należał do Vark. Czuł ją na roślinach i rozejrzał się właśnie bo być może właścicielka jeszcze gdzieś tu się kręciła. Wtedy też trafił na znajomy pysk i skrzywił się mocno. Oh na bogów niech Uessas szybko ich gdzieś wyśle bo sam odleci...
// wianek Perły Oceanu stolen
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 15 lut 2025, 17:02
autor: Bezczas Gwiazd
Westchnęła; odłożyła plecionkę na trawę. Przytknęła pysk do szczytu łba towarzyszącego jej Kirima – nie odklejał się od niej, odkąd zadomowiła się z powrotem na Wolnych.
Nie musiała wieszać tego wianka. Nie było w tym nic złego, jeśli nie spróbuje swoich sił, tak naprawdę. Niewielki zamęt w jej łbie szybko opadał, oblewany falami spokoju kocura. Nie musiała być gotowa. Nie musiała zdawać się na los.
Jej wzrok przeskoczył po zebranych; nie zauważyła młodych spojrzeń, które kierowały się ku niej, jako że nie spodziewała się żadnej uwagi. Widziała za to Rytm, był też Połów, Inkluzje... kilka znanych jej smoków. I była Rycerska.
Znieruchomiała. To... nie był pysk, którego się spodziewała – nie zdążyła się jej nawet spytać, czy zostaje tutaj na stałe, czy próbuje znowu, czy też Posąg Aterala był dla niej tylko przystankiem na drodze dokądś. A jednak nadal tu była, w towarzystwie jakiejś podekscytowanej młódki.
Ich spojrzenia się zetknęły; odwzajemniła niemrowo skinienie łbem, ale gdy Jara uciekła wzrokiem, sama nie próbowała oderwać swojej uwagi. Też zamierzała pleść...? Nie pasowało to do stoickiego obrazu górskiej. Mimo to – a może właśnie przez to – nieśmiała myśl rozkwitała w jej łbie. Kirim oparł się ciepłem o jej ramię.
Smoki podchodziły kolejno do drzewa, a ona nadal męczyła swój niedokończony wieniec. Magia zawrzała delikatnie – wiedziała, że było już za późno, lecz donikąd się nie spieszyła. Wtedy padł na nią czyiś cień. Zaskoczona, odwróciła się ku postawnej wywernie.
Zmierzyła ją dużymi, badawczymi ślepiami, zupełnie nieprzygotowana na konfrontację... z kimkolwiek, tak naprawdę. A już z pewnością nie z podrostkiem, jakim niezaprzeczalnie była samica mimo swoich gabarytów.
Przełknęła ślinę. Wyciągnęła ostrożnie łapę po oferowany kwiat, lecz jej ekspresja spoważniała; wybrzmiała zaskakującym spokojem.
– Jeśli stoi za tym jakaś intencja – odezwała się miękko – to mogę cię poznać, mogę spędzić z tobą czas... ale nie dam ci swoich względów. – Wygięła wargi w niezauważalnym wręcz uśmiechu. Chwyciła łagodnie mak i wplotła go w wianek, kończąc kilkoma ruchami całą plecionkę – jeśli tylko wywerna nie wyraziła sprzeciwu wobec jej deklaracji.
Wstała z ziemi. Kirim czym prędzej wkroczył w okrąg wianka i chwycił go w pyszczek, łypiąc błękitnymi ślepiami na Mglistą. Otoczony kwieciem.
– Jeśli pozwolisz, jest smok, który przykuł moją uwagę. Nie chciałabym przegapić tej okazji. Ale wezwij mnie, jeśli chciałabyś się spotkać jeszcze raz. – Jej odrzucenie było łagodne; miękkie i sypkie jak śnieg po nocy mrozu, który wcale nie spieszył się z wżeraniem się w łuski czy futro zimnem. Nie miała powodu, by traktować młódkę szorstko.
Triada Herezji
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 15 lut 2025, 18:14
autor: Triada Herezji
__
__A więc jednak tchórz miał w sobie odwagę; siłę, o którą nie posądzałaby mizernie wyglądającej samicy Słońca przy pierwszym wrażeniu. Brązowe ślepia Triady zalśniły, jakoby z jakąś formą... Uznania. Ale i rozbawienia, które ukazało się w subtelnie unoszącym się kąciku pyska.
– Frasujesz się niepotrzebnie. Nie jest moją intencją zdobywać względy. – odpowiedziała gładko, cofając szyję, przywracając łeb do swojego pierwotnego ustawienia, górującego nad mniejszą, acz znacznie starszą istotą. – Badam grunt pod łapami, ale cel badań jest bardziej... Rozbudowany, aniżeli szukanie ciepła na najbliższą noc.
Odsunęła się o krok, utrzymując uniesiony łeb; jakoby spoglądając teraz na Miód z jakąś dozą aroganckiej wyższości, chociaż ton głosu wywerny wcale na to nie wskazywał. Co więc było prawdą? Arogancja czy pokorna akceptacja?
– Widziałam, że jesteś zagubiona, stąd podarowałam ci kwiecie – inicjatywę. Teraz... Teraz możesz ruszać dalej, tam, gdzie zamierzałaś, a gdzie zabrakło ci początkowo sił. – zakończyła, lekko skłaniając łeb przed Słoneczną, nim ich drogi się nie rozeszły. Czy jej celem było faktycznie pchnąć Arel, nadać jej odwagi? A i owszem, ale jej motywacja ku temu przesiąkała egoizmem, który wcale jednak nie wynikał z chęci zdobycia chociażby ochłapów jej serca.
Nie, motywacje Triady były inne i... Hmm.
Czy na pewno gorsze?
__Podeszła spokojnym, gładkim krokiem do rozłożystego drzewa, okrążając je półkolem, patrząc z bliska na mijane wianki. Zatrzymała się przy tym, który ukoronowany był liśćmi dębu i skrytymi pod nimi, ledwo dostrzegalnymi, trującymi jagodami. Uśmiechnęła się półgębkiem. Urokliwy sentyment. Przyozdobiony brutalnie magicznym szronem, od którego wibracje maddary wciąż zdawały się ulatniać, mieszając z zapachem obcym... Nie, znajomym. Tak, znała tę samicę. Miała nieszczęście stoczyć z nią przegrany pojedynek, wcale nie tak dawno.
__Czarny obłok gęstego, siarczystego dymu umknął jej z nozdrzy, owiewając lodowy wianek. Drobinki żaru uderzające w szronowe liście, wpierw uwalniając je z okowów lodu, a potem i tak skazując na śmierć w krótkim, zabójczym i zdradzieckim ataku gorąca.
Nic po Tobie nie zostanie.
Hmph.
– Nie przybył nikt, by kochać, choć płonęło milion świec... – zamruczała cicho, wyciągając w stronę skutego lodem wianka swoje lewe skrzydło. Trzy chwytne palce owinęły się wokół niego – delikatnie, tak zabójczo delikatnie, a jednak z niezwykłą determinacją.
Okruchy kruszącego się lodu kłuły ją w delikatną skórę pod pazurami.
Piękne.
Spojrzała na arcydzieło, które powoli umierało w jej uścisku, kochającym tak toksycznie, że aż niszczącym – i odwróciła się, by opuścić drzewo, wzbijając w powietrze.
Uwalniając kruszące się odłamki w przestworzach, oferując im podróż w nowe zakątki świata.
- ━━━━━━━━━━
:: Gorzki Miód :: Tonacje Deszczu ::
[zt]
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 15 lut 2025, 19:52
autor: Naga Magia
- Lamba gdyby mogła, skakałaby z wrażenia na widok Jarusi, która zrobiła bardzo ładny wianuszek! Bardzo dobrze jej poszło, szczególnie że fioletowa domyślała się iż nie zajmowała się tym raczej wcześniej! Już miała ją pochwalić, jednak jej uwagę odwróciło to co działo się wokół, gdy już większość wianków zawisnęła. Ohhh! Miała wrażenie że drzewo jakby.. bardziej rozkwitło? Zaczęła machać wesoło ogonem i gdy ruszyły pierwsze ciała, zbierające wianki mimo iż sama chciała zobaczyć co to tam jest, grzecznie siedziała przy Rycerskiej czekając z niecierpliwością, aż ktoś weźmie jej wianek. Bo oczywiście że ktoś go weźmie. Nawet gdyby Lamba miała bardzo ładnymi słówkami mentalnie kogoś do tego zmusić..
Chociaż nie no, nie będzie pomagać miłości! Pewnie jakaś warta Jarusi też tu gdzieś przyszła, hm!
Już miała zacząć ją znów zagadywać gdy zobaczyła wychodzącego zza krzaczorów samca którego.. bogowie. Poznała. Aż oddech wstrzymała.
Fakt że minęło bardzo dużo czasu i dość mocno się zmienił, wszędzie poznałaby ten kolor kryształów i te rogi. Miała świadomość że on tu gdzieś jest, nawet chciała go iść szukać gdy rozpłaszczą się trochę bardziej na stałe ale tęsknota i księżyce wypieranych o rodzinie emocji uderzyło w nią jak stado rozpędzonych koni. Nie wiedziała czy ma podbiec, czy krzyknąć, czy może czekać aż sam ją zauważy... no, tylko że chyba jej nie zauważył albo ją zignorował. W sumie obie opcje były tak samo prawdziwe..
Jej brat był... jej całkowitym przeciwieństwem. Ale i tak bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo za nim tęskniła i szczerze, choć ruszyła najpierw w przeciwnym kierunku to strasznie chciała go znów zobaczyć. Jednak Lamba była bardzo prostą samicą, która łatwo ulegała natłokowi emocji, więc gdy nieświadomy (chyba, Lamba nie widziała za dobrze) jej obecności Urok nie zwrócił na nią większej uwagi, oczy jej się zaszkliły.
Nie, nie, nie. Lamba jesteś twardą dziewczyną. Jak nie chce to nie! Niech go bies pochędoży, chimera łeb przeżuje a demon na-–
– Ghu.. – wydała z siebie dziwny dźwięk, który usłyszała jedynie siedząca obok Jara a sama Lamba zaczęła się lekko trząść i w żałości zasłoniła się grzywą, łkając sobie cichutko. Co jakiś czas słychać było cichy plask, ponieważ próbowała przywołać się do porządku ale wybitnie jej nie szło.
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 15 lut 2025, 19:57
autor: Bezczas Gwiazd
Przekrzywiła łeb na odpowiedź Mglistej. A jednak – nie były to pisklęce zaloty, na całe szczęście. Świadomość, że jej odmowa nie była czymś raniącym, przynosiła pewną ulgę. Nie lubiła być stawiana w takiej sytuacji.
– Zatem obyś znalazła coś interesującego – pożyczyła obcej, przyglądając się jej z zaciekawieniem. Zdobyła się na bezgłośny śmiech, gdy ta przemówiła o inicjatywie i zagubieniu; nie zamierzała zmieniać jej przekonań, choć pokręciła lekko łbem – jakby do siebie. Poradziłaby sobie bez mowy motywacyjnej, nie miała wątpliwości. Może wywerna uszczknęła odrobinę z tego balastu, jaki wisiał nad Arel, może; faktycznie. To mogła jej przyznać.
Wymieniła spojrzenie z Kirimiem, który już od długiej chwili spodziewał się jej planu. Kocurek utrzymał swoje błękitne ślepia na jej złotych przez kilka oddechów, po czym ruszył przez polanę ku swojemu celowi, cały czas niosąc ze sobą wianek upleciony przez Arel.
Czarodziejka w tym czasie podeszła do drzewa z nutą wahania. Przebiegła spojrzeniem po barwnych plecionkach. Były piękne, różnorodne – część niezbyt wprawna, a część niby efemeryczne dzieła sztuki. Każda przykuwała wzrok na swój sposób. Czuła się trochę głupio, próbując znaleźć wianek należący do bardzo konkretnej osoby... Ten. Skupiła się na splocie krwawników, złota i czerwieni. Uśmiechnęła się lekko – to były zaskakująco jej kolory.
Zsunęła wianek z gałęzi prosto na własne rogi. Poprawiła go łapą, by dobrze leżał i wzięła kilka głębokich oddechów, by oswoić się z własną butą. Nikt w końcu nie wyjaśnił – czy powinna założyć wianek od razu, czy przynieść go Rycerskiej? Wybrała tę pierwszą opcję, jako że wydawała się mieć więcej gracji... ceną większych implikacji. Jakoś to przełknie.
Dołączyła do Kirima kilka ogonów przed Lambą i Jarą. Przelała w swoją posturę wszystkie księżyce wyćwiczonej, prezentowalnej, acz niekrzykliwej elegancji, lecz wyraz jej pyska zdradzał obecność nerwów. Stanęła przed smoczycami; fioletowołuskiej skinęła łbem, ale szybko skupiła się na górskiej, ażeby nie pozostawiać żadnych wątpliwości co do swoich intencji (przez co też nie zauważyła aktualnego rozemocjonowania Lamby). Kirim stanął przed nią, praktycznie pod łapami Jary, oferując jej wianek upleciony przez Arel: długie łany traw przeplecone chabrami, mleczami, sosnowym igliwiem, a w całość powtykana czerwona materiałowa wstążka. Kocur spoglądał wyczekująco na smoczycę.
– Jara – zaczęła. – Em. Mam nadzieję, że nie pogardzisz dziś moim towarzystwem...? – Niepewnie, z nadzieją szukała odpowiedzi na pysku smukłej samicy, gdy jej żołądek supłał się w przygotowaniu na odmowę.
Triada Herezji, Lamba, Rycerska Łuska
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 15 lut 2025, 23:09
autor: Nieskalany Wiatrem
Przyleciał, kiedy ostatni wianek już został powieszony na drzewie. Opadł cicho na gruby śnieg otaczający kwiecisty teren. Z zainteresowaniem przyjrzał się temu niecodziennemu widokowi. Pierwszy raz w życiu widział kwiaty. Były...nawet nie był pewien jak to ująć czym. Wszystko ładnie pachniało aż zakręciło go w nosie. W pewnym momencie też poczuł się przytłoczony od zapachów natury.
Wszedł jednak między smoki. Mijał je aż doszedł do drzewa, gdzie wisiały wianki. Szczerze mówiąc nie wiedział o co tutaj chodziło. Wiadomość boga nie była wiadomością obszerną w szczegóły. Mieli pleść wianki, ale co potem? Poza tym on nie zamierzał. Nie potrafił. Nie chciał. Przyleciał rekreacyjnie. Uznał, że sobie popatrzy.
I tak patrząc spodobał mu się jeden z wianków. Był to bialutki, skromny wianek, ale ślicznie pachniał. Zaciszem. Kwiaty nie były pstrokate, lecz zwyczajnie śliczne, tak jak ich delikatny łąkowo-leśny zapach. Nie wiedział co to za kwiaty, ale ich zapach go ujął. Delikatnie jak na siebie zdjął go z gałęzi.
Wtedy kątem oka ujrzał leżącego pod drzewem wężowego. Uniósł pysk patrząc na niego wprost. Wypadało się przywitać. Znaczy. Zechciał się przywitać.
– Cześć, Wichrogłosie. Wiesz kogo to wianek? Plotłeś sam jakiś? – Zagadał, zapytał. Wśród kwiatowej woni czuł zapach ziemnego smoka, lecz nie mógł pochwalić się znajomością wszystkich stadnych toteż nie miał pojęcia kogo on jest.
[ Wichrogłos ]
[ Skrytość Motyla ] → zająłem twój wianek
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 16 lut 2025, 0:12
autor: Łaknący Przyjemności
W spokoju obserwowałem, co się działo pod tym drzewem i czułem zażenowanie jak mogą tak zachowywać się smoki. Wszelaki chaos, jaki powstał był ciut ponad nad moje siły. Szczerze myślałem, że będzie to trochę spokojnie, a nie prawie pożoga i dom uciec. Choć widok kary i to boskiej w postaci rzygania kwiatem wiśni zamiast ogniem było nadwyraz zabawne. Tak się kończy stawanie przeciw tym z Tego Nieba i z Tych Gwiazd.
Na chwilę się uspokoiło gdy paru maruderów postanowiło odejść, nim moje serce szybciej zabiło. Widziałem wyraźnie jak nieznana mi duszyczka podnosi w górę mój wianek. Był na tyle unikatowy, że nie mogłem pomylić go z żadnym innym. Szczery uśmiech zagościł na moim pyszczku, a mimowolny radosny trel rozbrzmiał wokół mnie. Pozostało tylko się skontaktować z duszyczką.
Tyraniczny mogła wyczuć wpierw wokół siebie delikatną słodko-kuszącą woń, nim usłyszała w mojej głowie cichy trel
–
Witaj nieznajoma duszyczko. Widzę, że dostąpiłem zaszczytu bycia wybranym przez Ciebie. Może porozmawiamy w bardziej... Spokojnym miejscu? – głos, jaki mogła usłyszeć był melodyjny i radosny... Choć po sobie zostawił jedynie nudę kuszącej słodyczy ciągnącej się niczym wyraźny trop. Może to ją zniechęci na poznanie kilku prawd? Spokojnie siedziałem na uboczu zamieszania, lekko spoglądając na smoczycę z wiankiem w łapach.
- ━━━━━━━━━━
:: Tyraniczny Kolec ::
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 16 lut 2025, 0:34
autor: Wichrogłos
Wtulony sam w siebie, otoczony własnym wężowym cielskiem, Wichrogłos obserwował dalej samicę o brązowej sierści i dwukolorowym łbie. Było coś w niej zagadkowego i poczuł, że się nie myli, gdy tylko jego oczom ukazała się Venhedis Szydercza... która, zadziwiająco, wykazała się sercem. Nieuchronnie w oczach wyobraźni zamigotało mu wspomnienie ich pierwszego, pisklęcego spotkania. Kim była Słoneczna, że jakkolwiek pociągnęła ku sobie ten egzemplarz smoka? Kim była, że po krótkiej wymianie zdań, Venhedis popisała się swoją destrukcyjnością jak gdyby nigdy nic wracając do swego bazującego charakteru, choć przecież się z niego wybiła? Pokazała, że coś pod tą szorstkością istnieje, ba, czeka na odkrycie?
Wąsy zafalowały, uniesione zmarszczeniem nozdrzy. Czyj wianek został zniszczony? Z tym zarysem myśli, różnymi obrazami nieutkwionymi w słowach, pożegnał odlatującą wywernę.
Po chwili wrócił łypiącym ślepiem ku Słonecznej, obserwując bezdusznie. Ukoronowana wianem, przemówiła... ale co? Nie dosłyszał. Do kogo? Widział górską samicę, Słoneczną i fioletową... kwaśny wyraz mimowolnie wdarł się na pysk Pojętnego. Zrozumiał, choć rozumieć nie chciał. Nim jednak zdecydował się na bezruch lub akcję pocieszającą, potrząsnął łbem, wyrzucony z pozycji obserwatora.
Kąciki ust uniosły się łagodnie. Oto i on, jego przyjaciel, towarzysz szpona i maddary jedyny w swoim rodzaju, stał przed nim jak przed wybrańcem.
– Khhhhkhk – basowy dźwięk, niski i łagodny, powitał białego samca. A ten ukłonił łeb na zwieńczeniu, położył błony po sobie by wydać się mniejszym od Nieskalanego Wiatrem i... zamilkł. Wydawało się, że zapomniał o którymś z pytań.
Wichrogłos zamrugał dwukrotnie, a następnie przekręcił łeb. Wianuszek z daleka cuchnął wręcz Stadem Ziemi, lecz dał sobie czas na pozbieranie myśli nim od razu odrzuci, zaneguje, pokręci pyskiem.
Rozejrzał się po zebranych, unosząc wysoko szyję. Niczym surykatka przeczesywał pole kwiatów, tężąc cztery ślepia. Wyglądały jak pstrokate szparki. I widział Ramzego z wiankiem jego siostry, co przykuło jego uwagę (szykuje się kolejny górski w rodzinie), swego mistrza od walki – Hissetha Harmonijnego, a niedaleko Amona Pustelniczego... Althemaris z Łaknącym Przyjemności, więc od razu odstrzelił sobie rajskiego w głowie.
Zgoła nie znał za dużo Ziemistych, był przykładowym członkiem stada Mgieł i ze swoimi obcował najchętniej. Dlatego też na granicy świadomości zawirował obraz podejrzliwości: czemu Ziemisty wypytuje o Ziemistych? Czy to nie tak, że każdy trzyma ze sobą bardzo blisko? Ale ulotnił się prędko, ustępując zaufaniu.
I już miał kręcić nosem, pozostawić Nieskalanego Wiatrem bez odpowiedzi... ale w ostatnim podrygu zaprosił go ruchem szpona, ażeby mu do nosa przytknął wian.
Przymknięte ślepia rozwarły się ze zdziwieniem. Bardzo znajomy zapach, choć niemożliwy do opisania. Czuł to kiedyś, był przy tym kimś kiedyś, toteż spojrzał nagle wprost na pysk białołuskiego ze wzrokiem takim, jakby mu nagle wbito nóż w grzbiet. Odsunął się powoli w jakimś niemym komentarzu. Bulgot uciekł z gardzieli, jęzor smagnął po krzywych kłach i Wichrogłos powrócił do niemalże panicznego lustrowania zebranych. I był, i kliknęło, i nagle wszystkie domysły wbudowały w jedną postać.
Ogon zawirował po ziemi, końcówką machając w pośpiechu.
– Nohhhrikhhho – wydusił ciężko, a na jego pysku zarysowało się szczęście. Uśmiechał się cały nie pyskiem, a oczyma. Wtem capnął przegub przyjaciela i machał nim, wspólnie, białym wiankiem. Począł wołać radośnie, choć z fizycznym bólem: – Nohhriko! Nhrrrr...r-r-riko!
Skrytość Motyla
Nieskalany Wiatrem
Pole kwiatów na Skałach Pokoju
: 16 lut 2025, 0:47
autor: Domena Tyrana
We łbie rozebrzmiały nuty całkowicie obcego głosu o tonie, którego bez znajomości osobnika i tak nie mogła sklasyfikować; być może był to jego naturalny ton wypowiedzi, być może miał głębsze znaczenie, którego nie pojmowała. Woń słodyczy utopiła zaś w kolejnej dawce błogiej ignorancji.
~ Wasze obrzędy są mi całkowicie obce, więc i głębsze znaczenie tego wszystkiego też mi umyka. Wybierałam wedle upodobań i podobał mi się kunszt – piękne dzieło, muszę powiedzieć. Jeśli jesteś skory rzucić mi światło na to wszystko, to nie widzę przeciwwskazań ~ odesłała odpowiedź, rozbrzmiewając w głowie obcego tonem dyplomaty. Jemu pozostawiała oczywiście ostateczną decyzję – kierował ją wyłącznie głód wiedzy, a nie to, co miał pobudzić w niej ten ceremoniał.
Łaknący Przyjemności