Strona 2 z 24
: 27 lut 2014, 20:38
autor: Krzyk Honoru
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Odwróciłem się w kierunku, z którego dobiegł mnie twardy, donośny głos. Przede mną stał wielki, masywny smok. Jej.
-T-tak.– uśmiechnąłem się niepewnie nie wiedząc, czego mogę oczekiwać.
-Witaj, jestem ojcem tego młodzika.– przywitał się mój tata. Uśmiechał się łagodnie. Gdy stał przy Płonącym Orle wyglądał na takiego małego i niepozornego. Może byli równi wzrostem, ale nie posturą.
-Czy to ty nauczysz mnie podstaw obrony?– zapytałem nieco pewniej. Miejmy to już za sobą- mówił mój wzrok. Nie lubię, gdy coś mi nie wychodzi, a domyślam się, że skoro jestem fatalny w atakowaniu fizycznym to i z obroną będę miał problemy.
: 01 mar 2014, 12:38
autor: Płonący Orzeł
Siła rzeczy nie mógł usłyszeć kogoś, kogo tu nie było, dlatego nie odpowiedział na przywitanie ja młodzika – po prostu go nie słyszał, nie widział – nie miał pojęcia o jego obecności lub tez w ogóle istnieniu.
– Tak, jestem Płonący Orzeł, Wojownik – odpowiedział na pytanie smoka, spoglądając na niego taksującym, oceniającym wzrokiem. – Przyjmij postawę gotowości – polecił od razu. Nie ma co sterczeć na mrozie.
: 01 mar 2014, 13:24
autor: Krzyk Honoru
-Tak jest!– powiedziałem z zacięciem wymalowanym na pysku. Rzecz jasna nie do końca jestem pewien jak owa postawa ma wyglądać, ale instynktownie rozstawiłem szerzej łapy, by być bardziej stabilnym. Uniosłem też nieco ku górze ogon, delikatnie, tak, by pomagał mi w zachowaniu równowagi.
-Synu, skrzydła. –rzucił tata znudzonym głosem. Przysiadł kawałek od nas i przyglądał się moim poczynaniom. Jego wzrok był skupiony na mojej osobie, intensywnie się we mnie wpatrywał, co trochę mnie dekoncentrowało.
-Cicho, nie podpowiadaj!– warknąłem i spróbowałem wyłączyć swój mózg na jego obecność. Wyobrażałem sobie, że jego nie ma, nie chciałem sb tata mi pomagał, mam się uczyć z Płonącym Orłem, więc lepiej żeby to on mnie poprawiał. Mimo to, chcąc nie chcąc posłuchałem rady taty i przycisnąłem do siebie skrzydła, by nie latał luźno nastawiając się na atak.
: 02 mar 2014, 20:35
autor: Płonący Orzeł
Obrzucił pozycje Pięknego Kolca krótkim spojrzeniem,,
– Pochyl głowę, ale tak, by nie odsłaniać karku. ogon unieś wyżej, niemal na jednej linii z kręgosłupem. Luźno, nie usztywniaj go. Łapy ugnij lekko, by krok pozostawał sprężysty i byś szybciej mógł reagować na atak. W pozycji gotowości prawe łapy znajdują się odrobinę przed lewymi – polecił Adeptowi. poza tym wszystko wydawało się być w porządku.
: 04 mar 2014, 19:28
autor: Krzyk Honoru
-Yhmmm- poprawiłem pozycję tak, jak mi nakazał. Uniosłem ogon jeszcze wyżej, ale nie usztywniałem go, a puściłem luźno. Latał teraz swobodnie, a jego końcówka od czasu do czasu poruszał się w chaotycznym, niekontrolowanym ruchu. Ugiąłem łapy jeszcze bardziej, a prawe wysunąłem ku przodowi. No i opuściłem niżej łeb, choć nie podobało mi się to. I tak jestem mniejszy od Płonącego, a w ten sposób czułem się jeszcze mniejszy i jeszcze bardziej nieporadny.
-No przecież się tak ustawił.– zaoponował tata. Zerknąłem na niego kątem oka. No cóż, może i poprawki były tylko kosmetyczne, ale najwyraźniej ważne, skoro Płonący zwrócił na to uwagę. Nie odezwałem się do taty skupiając na swym nauczycielu.
: 04 mar 2014, 19:32
autor: Płonący Orzeł
Tym razem wszystko było poprawnie. rzecz jasna Płonący nie słyszał żadnego oponowania ani nic w tym guście, więc niczym niezrażony kontynuował naukę.
– jakie znasz rodzaje obrony? – Zapytał. W końcu trochę teorii się przyda, zanim przejdą do praktyki. A praktyka może być nieco intensywniejsza, niż Piękny Kolec mógł podejrzewać.
: 04 mar 2014, 20:24
autor: Krzyk Honoru
-No to przede wszystkim mamy blok, czyli bezpośrednie zablokowanie ataku. Potem jest jeszcze unik, czyli odskoczenie w bok, tył, pad na ziemię. Rodzajem obrony jest też poniekąd kontratak.– wyliczałem nie zwlekając.– Co jeszcze...– zawahałem się. Prawdę mówiąc e tym momencie nie miałem żadnego innego pomysłu. Ale muszę sam przed sobą przyznać, że nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Używając zawsze magii, jakoś nie rozmyślałem o tym, jak mógłbym bronić się fizycznie. -Nie mam pojęcia co jeszcze. – przyznałem po chwili z lekkim grymasem na pysku.
: 09 mar 2014, 13:33
autor: Płonący Orzeł
Skinął łbem, przynajmniej przy pierwszych odpowiedziach Pięknego Kolca.
– Kontratak nie jest obroną. To atak. Nie broni cie w żaden sposób przed urazami, zadając obrażenia przeciwnikowi, dlatego nie możesz zaliczać go o obrony. Poza tym istnieje jeszcze odtrulanie się, czyli padniecie na ziemie z późniejszym przemieszczeniem się w lewo lub w prawo. I sparowanie ciosu, czyli zbicie go z jego toru lotu własna kończyną, nie czynią krzywdy przeciwnikowi – wytłumaczył Adeptowi.
– Z których z obron powinieneś korzystać, a których unikać ze względu na swoje mocne i słabe strony? – Zapytał.
: 09 mar 2014, 14:31
autor: Krzyk Honoru
-A to sparowanie to nie jest to samo co blok? – zapytałem spoglądając na nauczyciela pytająco. -No bo blokując też może dość do czegoś takiego, że tor uderzenia zostanie nieco zmieniony, prawda? To znaczy tak mi się wydaje.– zerknąłem niepwenie na tatę szukając u niego potwierdzenia tych słów. Ten patrzył jednak gdzieś przed siebie zupełnie odłączając się od naszego treningu. No tak, znów buja w obłokach.
-Hmmm mam trochę siły, więc może parowanie ataków i bloki byłyby dobrym rozwiązaniem. A ponieważ jestem niezłą łamagą i kiepsko u mnie ze zwinnością i zręcznością to pewnie powinienem unikać tych wszystkich padów, odskoków i doturlań, tak?
: 10 mar 2014, 19:14
autor: Płonący Orzeł
Pokręcił głowa.
– Nie. Blokowanie ciosu nie zbije uderzenia z jego toru lotu. Blokując cios zatrzymujesz go na swoi ciele. W przypadku ciosów pazurami nie jest to wskazane, bo zwyczajnie wbiją się w twoje ciało. przy bloku ustawiasz własna kończynę na torze lotu kończyny przeciwnika. Zatrzymujesz ja zanim uderzy w twoje ciało. oczywiście ustawiasz ja pod odpowiednim kątem tak, aby nie uszkodzić własnego ciała. parując cios masz z nim tylko krótki kontakt. uderzasz w kończynę przeciwnika, by zmienić tor jej lotu, ale nie zatrzymujesz jej, a tym samym nie blokujesz – wyjaśnił Adeptowi. Słysząc kolejną odpowiedź Pięknego skinął łbem.
– Dobrze, na razie powinieneś skupić się na obronie bazującej na sile. To co,gotowy na praktykę? – zapytał.
: 10 mar 2014, 22:04
autor: Krzyk Honoru
Słuchałem uważnie słów Płonącego Orła.– Ah...– westchnąłem słysząc wyjaśnienie. A więc moje rozumowanie było błędne. Dobrze, że przynajmniej teraz wszystko się wyjaśniło.
A nawet powiem więcej, w tym momencie zastanawiam się, jak mogłem myśleć w tak błędny sposób! No ale cóż, po to mam tutaj nauczyciela, by moje błędy poprawiał.
-Ano gotowy.– skinąłem łbem. Może moje słowa nie były zbyt entuzjastyczne, ale mimo to zabrałem się za wszystko w sposób bardzo profesjonalny. Skupiłem wzrok na Płonącym Orle, ustawiłem się w pozycji wyjściowej i czekałem.
Tata odsunął się od nas kilka kroków.
-Tylko nie zrób krzywdy mojemu synowi.– polecił grożąc pazurem Wojownikowi. Gdybym mógł zapewne spaliłbym w tym momencie buraka, co za wstyd. Pewnie sobie teraz pomyśli, że jestem rozpieszczonym ,miękkim pisklaczkiem.
: 11 mar 2014, 18:17
autor: Płonący Orzeł
Gdyby widział ojca Pięknego zapewne tak by pomyślał. jednak nawet bez tego nie zamierzał robić krzywdy uczniowi – w końcu nauczyciel uczy, nie zadaje rany. Uczeń może je odnieść jedynie ze względu na własne błędy. Na dodatek błędy karygodne, nie niewielkie pomyłki. Płonący skinął zatem Pięknemu głowa, po czym sam przybrał pozycje gotowości. W następnej chwili skoczył w kierunku smoka, by znaleźć się tuz przy nim. Zamierzał przejechać pazurami prawej przedniej łapy po piersi smoka, cięciem poziomym, od prawej do lewej na wysokości jego mostka.
: 12 mar 2014, 13:08
autor: Krzyk Honoru
Dobra, wiem, że miałem swoją obronę opierać na sile, ale jak mam tutaj zastosować blok, jak on rzucił się na mnie z pazurami!?– przeszło mi przez myśl, gdy odskakiwałem w tył.
Widząc jak Orzeł doskakuje do mnie i macha łapą, by mnie podrapać nie miałem czasu na to, by wymyślić cokolwiek innego, dlatego uskoczyłem w tył tak szybko, jak to było możliwe. Mówiłem co prawda, że jestem pokraką, ale jakoś udało mi się nie stracić równowagi i wylądować w odpowiedniej odległości od Wojownika, a dokładnie na tyle daleko, by jego łapa mnie nie dosięgnęła. Odetchnąłem z ulgą.
: 12 mar 2014, 17:00
autor: Płonący Orzeł
Najwidoczniej Piękny miał bardzo krótka pamięć. A co z drugim sposobem obrony siłowej? Jednak Płonący powstrzymał trochę łapę, dzięki czemu jego atak nie był tak szybki, jak mógłby być i Adept odskoczył. W końcu to nauka, nie walka. Zaraz potem Orzeł zakręcił się na łapach, prostując ogon. ów ogon ze świstem przeciął powietrze, nisko nad ziemia, celując w kostki łap Pięknego Kolca. gdyby trafił mógłby je połamać, co z pewnością nie byłoby zbyt przyjemne.
: 14 mar 2014, 19:28
autor: Krzyk Honoru
//Przepraszam za opóźnienie.
No dobra, chyba muszę być wyjątkowym antytalentem, bo jakoś nie mam pojęcia jak mam się bronić. Ogon Orła świsną i leciał w moją stronę, a ja stałem chwilę zesztywniały zastanawiając się co dalej.
– Kontruj! usłyszałem głos taty. Był nieco spięty i jakby niższy. No cóż, chyba moja sytuacja faktycznie wygląda fatalnie skoro tata się włączył.
Nie pozostało mi nic innego jak spróbować skontrować atak. Napiąłem mięśnie przedniej łapy i ustawiłem ją tak, by zderzyła się z ogonem Wojownika. Chciałem odbić go zbijając z toru lotu i chroniąc przy tym resztę łap, które był narażone na atak. Swoją łapę ustawiłem pod takim kontem, by zderzenie z Wojownikiem zabolało mnie jak najmniej .Z całej siły napinałem mięśnie, gdy łapa szybko wyszła naprzeciw ogonowi i uderzyła w niego z dużą siłą.
: 15 mar 2014, 16:15
autor: Płonący Orzeł
//nie szkodzi
Zatrzymał cios, aby Piękny nie zrobił sobie krzywdy.
– Co to ma być? kontratak, blok, parowanie ciosu? Zdecyduj się – rzucił w kierunku Adepta. – Jeśli atakujesz w ten sposób – bo to był atak, nie obrona – uszkodzić i mnie, i siebie. Aby sparować atak musisz uderzyć na przykład od dołu lub góry, gdy cios leci z boku. Lub z boku, gdy cios leci z góry. To najlepsze wyjście, by zbić uderzenie. A ty uderzyłeś na wprost. Gdyby nie było tam uderzenia, a jedynie odpowiednie ustawienie kończyny w celu zablokowania ciosu mogłoby ci się udać. Ale ty za bardzo kombinujesz. musisz zdecydować, co chcesz zrobić – potrząsnął łbem. ponowił atak ogonem, dokładnie tak samo, jak poprzednio. Zobaczymy, czy Adept coś wyniósł z tej lekcji.
: 16 mar 2014, 9:52
autor: Krzyk Honoru
Stałem wyprostowany wpatrując się w Wojownika. Gdybym mógł zapadłbym się pod ziemię, al nie mogłem, więc tylko spokojnie słuchałem jego kazania. Tak, wiem, że ma rację, ale co ja na to mogę, że nie potrafię się bronić!
Widząc lecący w moją stronę taki sam, jak poprzedni atak znów się zawahałem. Czyli co ja mam zrobić? Nie, nie zamierzam już kontrować, jak widać tego nie potrafię. A więc stanąłem mocniej na nogach i ustawiłem łapy sztywno szykując się na zablokowanie ataku. Napiąłem z całej siły mięśnie i ustawiłem je pod kątem, tak, by zderzenie z ogonem samca było jak najmniej bolesne.
: 16 mar 2014, 15:55
autor: Płonący Orzeł
Cios tuz przed uderzeniem został osłabiony, dzięki czemu Piękny zdołał go zablokować bez szkody dla siebie a także dla Orła. Wojownik skinął głowa.
– No, podstawy poznałeś – stwierdził, skinąwszy Adeptowi głową. Jednocześnie w jego spojrzeniu pojawiło się coś na kształt pytania. Czy Piękny Kolec będzie chciał od niego czegoś jeszcze, czy tez na tym zakończy nauczanie go?
//raport
: 17 mar 2014, 20:17
autor: Krzyk Honoru
Odetchnąłem z ulgą. A więc to koniec męczarni.
-Dziękuję ci bardzo.– powiedziałem na prawdę wdzięczny. Nie każdy byłby na tyle cierpliwy, by doprowadzić ze mną tę naukę do końca. Wiem, że się do tego nie nadaję i nie zamierzam udawać, że jest inaczej.
-Nie będę ci już więcej zawracać głowy. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję.– uśmiechnąłem się przyjaźnie.
: 19 lip 2014, 8:28
autor: Zwiastująca Łuska
Adeptka musiała przećwiczyć obronę magiczną, skoro chce zostać czarodziejką. Oprócz tworzenia magicznych ataków musi też umieć się bronić w chwili zagrożenia czy chociażby walki na arenie. W każdym razie na początek wyobraziła sobie że nieopodal stoi jakiś wrogo nastawiony smok i atakuje ją na różne sposoby. To jedyny sposób, by móc samodzielnie poćwiczyć tą umiejętność. Mogła też poprosić o naukę innego smoka, ale jeśli ma do wyboru trening samodzielny, to woli go wybrać. No dobrze, na początek niewidzialny wróg miał ją zaatakować kolcem z ognia, a jak się przed nim najprościej obronić jeśli kolec skierowany był w szyję samicy? Po prostu Zwiastująca stworzyła przy swojej szyi, będącej celem ataku, dość grubą i na tyle wysoką ścianę z kamienia aby nie tylko ją ciała ukryć, ale i także głowę i klatkę piersiową, bo gdyby ogień rozprysnął się to mógłby ją poparzyć. Skalna ściana była prosta i gładka, odporna na przebicie oraz co najważniejsze na wysoką temperaturę na którą była przecież narażona. Pewnie gdyby atak był prawdziwy ta obrona powiodłaby się, a teraz była po prostu odporną na ogień skałą, ale adeptka mogła być pewna, że ścianę z kamienia stworzyć już umie. Teraz wyimaginowany wróg atakował Łuskę bezpośrednio, tworząc na jej ogonie odporną na zmywanie i rozcieńczenie plamę żrącego kwasu, ale i przed tym smoczyca dała się radę obronić. Wytworzyła na powierzchni swojego ciała tuż pod powierzchnią wyobrażonego kwasu odporną na jego żrące właściwości powłokę, ale to nie wszystko. Musi się przecież pozbyć owej żrącej substancji. Tak więc Zwiastująca zaczęła powoli odrywać od swojego ogona tę przejrzystą powłoczkę odpychając tym samym od swego ciała niebezpieczną substancję. Bo jeśli czegoś nie da się zmyć to najlepiej jest to po prostu odepchnąć. To teraz przyszła kolej na obronę przed stalową linką. Adeptka słyszała już nie raz że niektóre smoki lubią z ich pomocą odcinać kończyny albo inne przydatne części ciała, a może tylko to wymyśliła. W każdym razie nie mogła się oprzeć pokusie spróbowania obrony przed takim atakiem. Kiedy wymyślona lina z metalu miała zaciskać się na jej prawej przedniej łapie ona pokryła ją całą przejrzystą, cieniutką ale piekielnie wytrzymałą powłoczką o właściwościach diamentu, odporną na pęknięcie czy przecięcie. Dzięki temu w realnej walce łapa samicy pozostałaby nienaruszona a lina tylko by ją może zarysowała. Ale nic poza tym. Obrona się powiodła, więc smoczyca postanowiła wrócić do swojej groty.
: 17 wrz 2014, 18:27
autor: Pradawna Łuska
Następną nauką był trening ataku i zadawania bólu. Jakże wspaniałe. Smoczyca z dziką rozkoszą przystąpiła do treningu. Bez zbędnego gadania wzięła za cel swojego ataku drzewa. Będąc w odległości mniej więcej ogona od pierwszego z nich dwoma susami znalazła się tuż przy nim. Wtedy też ponownie skoczyła. Miał to być daleki skok, podczas którego Azlopea leciała nieco na skos. Wyciągając lewą przednią łapę zostawiła na pniu drzewa poczwórne, długie, niezbyt głębokie ślady po szponach. Tylko cztery, gdyż samica miała jedynie tyle palców. Dziwny był fakt, iż używa ataków zręcznościowych, zamiast siłowych, ale robiła to celowo – czemu by nie poćwiczyć szybkości. Siłę i tak miała całkiem niezłą. Następnie miękko wylądowała i postanowiła wykorzystać swoją umiejętność ziania ogniem. W tym celu nabrała powietrza w płuca i na chwilę je zatrzymała. Wtedy też mięśnie gruczołów wytwarzających owy gaz napięły się. Czując nieprzyjemny smak w pysku, będący mieszanką ciepła i gorzkiego posmaku, samica wypuściła powietrze, a długa wiązka ognia po chwili dotknęła drzewa. Wtedy kora stała się czarna i spopielona. Porzucając tymczasowo taktykę ziania ogniem starsza adeptka postanowiła zostać przy ataku fizycznym. Tym razem skoczyła do góry, wybijając się na tyle wysoko, by dosięgnąć jednej z gołych gałęzi drzewa. Następnie wbiła w korę swoje śnieżnobiałe kły. Wszystko poszłoby dobrze, gdyby nie fakt, iż zacisnęła szczęki za wcześnie. Gałęzi dotknęły tylko pierwsze zęby, po czym przyszła wojowniczka zaczęła spadać w dół, w skutek czego kły ześlizgnęły się z drzewa, powodując niemały ból szczęki. Chyba lepiej odpuścić sobie technikę ataku kłami. Wróciła więc do szponów, ale najpierw wykorzystała swój długi, biczowaty, mięsisty ogon. Doskoczyła więc do innego drzewa i obróciła swoje ciało, aby nie uderzyć ogonem swojej klatki piersiowej. Następnie zamachnęła się swym narzędziem ataku, a już po chwili ogon uderzył w korę, nie robiąc większych obrażeń. Drzewo jedynie lekko się zachwiało. Chyba jednak pazury będą najlepszym wyjściem. Dlatego też zamachnęła się prawą przednią łapą a szpony skierowała w stronę pnia. Miały to być długie cięcia, ciągnące się wokół dzieła Matki Natury. Samica słyszała w głowie lamenty smoków Życia, które pewnie miałyby ochotę zabić ją za takie marnotractwo natury. Uśmiechnęła się drapieżnie na tą myśl. Po wykonaniu ataku opuściła łapę, i przystąpiła do następnego natarcia. Przyjęła pozycję do skoku, czyli ugięte łapy, pochylona głowa, skrzydła przy ciele a ogon wyprostowany i wybiła się daleko do przodu. Lewą przednią łapę miała wyciągniętą w stronę kory bezbronnego drzewa. Lądując odwróciła się i spojrzała na korę. I ku jej zdziwieniu nic na niej nie było. Widocznie spudłowała. Sapnęła cicho i w celu uspokojenia się nabrała powietrza w płuca, zatrzymując je na pewną chwilę. Wtedy też wypuściła gaz, który okazał się być wiązką ognia. Długą, ale nie szeroką, która po chwili uderzyła w drzewo, zostawiając na nim kolejną czarną plamę, która z pewnością osłabiła drzewo. Nie czekając samica wzięła za cel kamień. Zamierzała zaatakować go z lotu nurkowego, więc zbiła się w powietrze kilkoma machnięciami skrzydeł i uniosła się na wysokość jakichś dwóch ogonów. Wtedy też zanurkowała składając skrzydła i przyciskając łapy do ciała, podczas gdy ogon mimowolnie leciał za nią. W ostatnim momencie rozłożyła swoje narzędzia lotu ponownie przyjmując poziomą pozycję. Wyciągając łapy zostawiła na kamieniu kilka małych zadrapań. Wiązał się z tym nieprzyjemny zgrzyt. Azlopea wylądowała, szukając łatwiejszego celu do nauki. Rozglądając się po otoczeniu znalazła gałąź, należącą do jednego z drzew. Adeptka pochyliła głowę i wzięła ją w szczękę, zaciskając w korze kły. Gałąź była długa ale cienka, więc nawet dwuksiężycowe pisklę dałoby radę ją złamać. Dlatego też owy przedmiot roztrzaskał się na pół w paszczy samicy. Ostatnim celem było poprzednio atakowane drzewo, które chciała całkowicie zniszczyć. W tym celu wykorzystała atak siłowy. Napięła mięśnie karku, ugięła mocno łapy, skrzydła przycisnęła do ciała i wybiła się w przód, trafiając rogami drzewo. To zachwiało się i z hukiem runęło na ziemię. Teraz czas na obronę.
___________________________
Obrona. Każdemu może się przydać. Także bez zbędnych wstępów smoczyca wyobraziła sobie iż drzewa to w rzeczywistości zabójcze istoty, chcące wyrwać jej życie. Przygotowywała się do uników i ewentualnych kontrataków. Pierwszy przeciwnik skierował w jej stronę szpony lewej przedniej łapy, chcąc pozostawić na jej szyi głębokie cięcia, mające dotrzeć do tchawicy i udusić ją. Ugięła więc łapy, pochyliła głowę i złożyła skrzydła, po czym odskoczyła do tyłu. Nie mogła jednak liczyć na wypoczynek, gdyż za nią był kolejny wróg, który wykorzystując to, iż adeptka jest do niego ustawiona tyłem obrócił się i skierował w niej stronę kolczasty ogon, którego kolce miały boleśnie wbić się w jej łapy. Samica tym razem czekała na odpowiedni moment, i gdy broń wroga prawie zbiła ją z łap, ta wybiła się w górę, przeskakując przez nią jak przez skakankę. Tym razem ustawiła się przodem do przeciwnika, który tym razem nabrał powietrza w płuca i przez chwilę je przytrzymał, po czym wypuścił z pyska szeroką, ale dość krótką wiązkę lodu, która niezwykle szybko mknęła w kierunku samicy. Więc ta zrobiła to samo i wypuściła wiązkę ognia, która zatrzymała lód i łącząc się z nim zmieniła się w parę wodną, która wkrótce zniknęła. Teraz drzewo będące za nią – czyli przeciwnik, którego ataku uniknęła za pierwszym razem – zacisnął łapę w pięść i skierował ją w stronę mięśni utrzymujących prawe skrzydło samicy, chcąc złamać kość i pozbawić jej możliwości lotu, co z pewnością wywołałoby u niej depresję, jako iż jest smokiem kochającym latanie. Dlatego też ta skuliła się i odturlała na odległość ogona w lewo, unikając ataku o kilka szponów. Następnie błyskawicznie wstała i w wyobraźni zobaczyła, jak drugi napastnik przyjmuje pozycję do skoku i wybija się prosto w jej kierunku, zamierzając zwalić ją z łap i ułatwić sobie zadanie, jakim było pozbawienie jej życia. Dlatego też ustawiła się do biegu, czyli nieco ugięła łapy i pochyliła głowę, po czym sprintem pobiegła ku krzakom, aby przeciwnik wylądował na topniejącym śniegu, a nie na niej. I udało jej się, chociaż były pewne problemy, gdyż w pewnym momencie samica nieco straciła równowagę, wpadając w lekki poślizg. Na szczęście odzyskała równowagę za pomocą ogona, i była gotowa do kolejnego uniku. Tym razem wróg wybił się do przodu z pochylonym łbem, pędząc w jej kierunku. Ostre rogi przeciwnika były skierowane prosto na nią, chcąc zostawić na jej ciele głębokie i piekielnie bolesne dziury. Ta więc kilkoma machnięciami skrzydeł wzbiła się w powietrze, o włos unikając ataku. Następnie wylądowała i wyobraziła sobie tylko łapę, wędrującą ku jej szyi z lewej strony. Przybrała pozycję do odskakiwania, czyli ogon luźny oraz lekko uniesiony, skrzydła przyciśnięte do boków, ale jednocześnie nie krępujące ruchów, obie pary łap nieco ugięte, ale nie dotykała brzuchem podłoża. Wyprostowała swoje kończyny, lekko przechylając je w prawo, dzięki czemu odbiła się od śniegu i uniknęła zmyślonego ataku. Błyskawicznie wystawiła przed swoją głowę zewnętrzną część lewej łapy, blokując wyimaginowaną łapę wroga. Oczywiście, nigdy by tak się nie broniła, bo nie była ani silna, ani wytrzymała, a za to zręczna, ale nigdy nie wiadomo ile czasu będzie na reakcję i warto umieć bronić się w ten sposób. Kolejny cios wypadł z prawej, konkretnie to ogon z kolcami, szybko tnący powietrze w kierunku boku Plugawej. Ugięła swoje lewe łapy, jednocześnie odpychając się prawymi, a skrzydła przycisnęła mocniej do boków, aby nie wadziły. Upadła swoim bokiem na ziemię i przeturlała się lewo, później zaś błyskawicznie wstała, gotowa do dalszego ćwiczenia. Wyobraziła sobie strumień lodu pędzący prosto na nią. Znowu, ale nie miała więcej pomysłów. Podskoczyła w górę poprzez wyprostowanie łap, a potem rozwinęła skrzydła i szybko zaczęła nimi machać, aby wznieść się wyżej. W sumie... Walki w powietrzu też się zdarzają, prawda? Niby wystarczy odpowiednio manewrować swoimi kończynami lotnymi, ale nie zawsze. Wyobraziła sobie pędzącego ku niej zielonego smoka z wyciągniętymi szponami, które miały za zadanie przeciąć jej tętnice na szyi. W takim wypadku najlepiej będzie obniżyć mocno swój lot, aby przeciwnik nie nadążył. Pochyliła się do przodu, złożyła swoje skrzydła i zaczęła jak strzała pędzić ku ziemi, napędzana siłą grawitacji. Ogon miała swobodny, łapy przyciśnięte do ciała, szyję wyprostowaną, a oczy lekko zmrużone, zresztą jak zwykle. Wylądowała z niezbyt dużą dozą gracji na ziemi i ruszyła w kierunku obozu.