Strona 2 z 52

: 31 sty 2014, 20:29
autor: Bławatek

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Po bliższych oględzinach stwierdziła pewne braki w odbudowanym przez nią oku. Ale jakoś pewnie to poprawi. Skinęła głową Esencji Maddary i znowu podeszła do rannego smoka. No, teraz już nie tak znowu rannemu. Tylko z dziwacznym okiem. Ale zaraz to poprawi i będzie w porządku. – Musze dorobić brązową tęczówkę. Poprawić zrenice by była regularniejsza. Musze jeszcze stworzyć ciałko szkliste, i plamkę żółtą. Pogrubić twardówkę. Poprawić ciałko rzęskowe by było lepiej wykształcone. To są główne braki. Jeszcze poprawię osadzenie oka i jego kształt. Powinno być w porządku. – Przyłożyła mu do pyska prawą łapę. No! Do roboty! Póki chmiel zwyczajny nie przestanie działać. Zaczęła naprawiać swe błędy. Po pierwsze na chorym oku stworzyła tęczówkę w kolorze ciepłego brązu. Starała się by brąz jak najbardziej odpowiadał odcieniem tęczówce drugiego, zdrowego oka. Poprawiła także kształt zrenicy. Było to teraz małe czarne kółeczko. Oczywiście była sprawna, oko miało widzieć. Tak samo jak drugie oko, gdy robiło się ciemno zrenica miała się powiększać by wyłapywać więcej światła, a gdy było jasno miała się zmniejszać by nie docierała nadmierna jego ilość. Uzupełniła brak ciałka szklistego,i plamki żółtej. Do tego pogrubiła twardówkę. Poprawiła ciałko rzęskowe. Teraz było wykształcone do końca. Oko miało kształt kuli i było głęboko osadzone w oczodole. Oczywiście nie głębiej ani nie płycej od drugiego. Tylko tak samo. Starała się by stworzone przez nią oko było jak najbardziej podobne d tego drugiego. Przelała maddarę z swego ciała do ciała pacjenta. Magia zdziała resztę.

: 31 sty 2014, 21:24
autor: Esencja Przeszłości
Poruszyłam delikatnie końcówką ogona, poprawiając ułożenie łap, aby siedziało mi się wygodniej. Zamruczałam cicho, wystukując szponami cichy rytm.
To teraz stworzę trzy iluzje. Twoim zadaniem będzie rozpoznanie rany i jej stopnia zagrożenia dla zdrowia smoka. Będziesz musiała powiedzieć jakich ziół byś użyła i wyjaśnić mi, dlaczego. Następnie przygotujesz odpowiednie opatrunki i mikstury, nałożysz je i podasz pacjentom, a potem uleczysz rany. Dobrze? – przemówiłam cichym, spokojnym głosem.
Następnie przed Zapomnianą pojawiły się trzy smoki, dwa pokryte czarną i białą łuską, trzeci porośnięty brązowym futrem. Pierwsze dwie to były samice, jedna wojowniczka, a druga drobna łowczyni, zaś samiec niezbyt duży czarodziej. Wojowniczka miała brzydką ranę na lewym skrzydle, błona została zdarta niemal z całego skrzydła, jakby wypalona. Bieliły się kości, bardzo krwawiło. Łowczyni zaś miała na gardzieli sporą ranę po ugryzieniu, brakowało kawałka ciała, uszkodzona była tchawica, bieląca się pod strumykami krwi. Smok miał trudności z oddychaniem. Samiec zaś miał głęboką ranę na brzuchu, jakby ktoś wbił w niego kolec. Rana krwawiła. Jednak obrażenia były wewnętrzne, przebite jelito i nerka. Treść jelita wypływa do wnętrza brzucha, została uszkodzona tętnica brzuszna.

: 01 lut 2014, 14:23
autor: Bławatek
Przyjrzała się szybko trzem iluzjom. Rany były paskudne. Ale zdawała sobie sprawę że w rzeczywistości takie przypadki mogą się zdarzyć. Westchnęła by dodać. Po krótkim namyśleniu odpowiedziała. – Wojowniczka ma ranę średnią. Da się ją uleczyć. Brak błony nie zagraża życiu, ale smoczyca może się wykrwawić. W jej przypadku zastosuje babkę lancetowatą. Zadziała jako opatrunek i odkazi ranę. Jemiołę która zatamuje krwawienie. Lulek czarny jako środek przeciwbólowy. Łowczyni ma ranę ciężką. Istnieje zagrożenie życia, poprzez uduszenie. Z babki lancetowatej stworzę wstępny opatrunek. Wystarczy ona by zatamować krwawienie.Usypie ja chmielem zwyczajnym.Zastosuję lubczyk który działa na rany dróg oddechowych. Lulek czarny przeciwbólowo. Czarodziej ma ranę krytyczną. Jest najpoważniejsza wiec nią zajmę się najpierw. Istnieje zagrożenie życia. Poważne. Usypie go chmielem zwyczajnym i zatamuję krwawienie babką lancetowatą. Jemioła zatamuję krwawienie dodatkowo ponieważ jest w tym mocniejsza od babki.Tasznik pospolity przeciwbólowo. – Potem szybko zabrała się do pracy. Najpierw czarodziej. W szponach zgniotła sporą ilość babki lancetowatej. Gdy ta już puściła dobroczynne soki ułożyła ją jak najdelikatniej na ranie. Do miski nalała wrzątku i wrzuciła tam cztery kwiaty chmielu. Po chwili odcedziła kwiaty i dała wywar do wypicia. Liście jemioły ususzyła za pomocą maddary i wrzuciła do drugiej misy. Gdy gęsty napar był już gotowy, podzieliła go na cztery części przelewając substancję do drugiego naczynia a w pierwszym zostawiając tylko trochę. Tą większą część podała smokowi do wypicia, ta mniejsza nałożyła na ranę. Z taszniku pospolitego oddzieliła korzeń. Z pomocą gorącej wody którą polała korzeń został on odpowiednio sparzony. Następnie położyła go na ranę. Potem przyłożyła mu do brzucha łapę. Z pomocą maddary oczyściła wnętrze brzucha z zalegających tam substancji która wypłynęła z jelita. Usunęła z tamtąd bakterie i możliwe zakażenia. Usunęła zalegającą tam krew ( oczywiście nie tą w żyłach). Złączyła i zespoliłą tkankę jelita by było one już szczelne i dobrze pełniło swoja funkcję. Odbudowała także przebitą nerkę. Naprawiła tez tętnice brzuszną. Naprawiła wszystkie uszkodzone i naruszone narządy w brzuchu smoka i sprawiła ze skóra na brzuchu odrosła i zespoliła się. Odrosło także brązowe futro w takim samum odcieniu jak reszta. Zadbała o to by nie było widać blizny. Tu już zrobiła wszystko co można było uczynić. Chyba ze Esencja zauważy jakieś nieprawidłowości. To był najtrudniejszy przypadek. Teraz łowczyni głęboka raną na gardle. Najpierw wzięła babkę lancetowatą i rozgniotła ją porządnie w szponach. Następnie ułożyła wygniecione liście na ranie. Do miski z wrząca wodą wrzuciła cztery kwiaty chmielu. Odczekała moment i odcedziła kwiaty, napar zaś dała pacjentce do wypicia. Znajdujące się na dole łodygi lubczyku liście szybko zerwała i wrzuciła je do gorącej wody. Naczynie postawiła przy łbie Łowczyni do inhalacji. Gdy tamta zdążyła się zaciągnąć kilka razy napar wystygnął nieco a Zapomniana wyczarowała miód ( z wszystkimi jego właściwościami), dodała do naparu i kazała powoli wypić rannej. Oddzieliła nasiona lulka czarnego i sproszkowała je za pomocą magii. Potem dodała do wody i podała smoczycy do wypicia. Gdy tamta to już uczyniła przez sen Zapomniana Łuska dotknęła jej pyska by maddara mogła odpowiednio zadziałać. Oczyściła ranę z zakażeń i infekcji bakteryjnych, a potem odbudowała uszkodzona tchawicę i wszystkie żyły i nerwy w gardzieli. Lubczyk powinien już ułatwić Łowczyni oddychanie. Uzupełniła braki w skórze i ciele na szyi smoczycy. Odrosły jej łuski i nie pozostała żadna blizna. Skończone. Teraz skrzydło Wojowniczki. Rozgniotła w szponach odpowiednia ilość babki lancetowatej. A dokładniej jej liści. Ususzyła liście jemioły i wrzuciła je do gorącej wody.Gdy napar już zgęstniał podzieliła go na części. Tą mniejszą nałożyła na ranie skrzydła,a ta większą dała do wypicia. Sproszkowała trochę nasion lulka czarnego i dodała je do wody w misce i zamieszała. Potem kazała wypić Wojowniczce. Dotknęła boku rannej smoczycy. Zapuściła w jej ciało macki swej maddary i usunęła z niego infekcje, zakażenia i wszelkie szkodliwe dla zdrowia bakterie które mogły się dostać do rany. Oczyściła z tamtąd zaschła krew. Odbudowała wszelkie tkanki takie jak żyły, mięśnie, ramiona tego skrzydła. Oczywiście z wszystkimi ich funkcjami. Skóra odrosła razem z łuską w takim samym kolorze jak na reszcie ciała. Zadbała też o brak blizn na ciele. Odbudowała błonę skrzydła tak ze nie miała ona ani jednej dziurki. Miała ona taki sam kolor jak błona na drugim skrzydle. Uznając leczenie trzech iluzji za zakończone odsunęła się od pacjentów. Była zmęczona. Zużyła dużo maddary.

: 01 lut 2014, 14:33
autor: Esencja Przeszłości
Rozsiadłam się wygodniej, otrząsając się lekko. Łapy drętwiały mi od długiego siedzenia, ale nie przeszkadzało mi to. Słuchałam słów córki i nie odzywałam się, kiedy ta przyrządzała zioła i leczyła za pomocą magii. Mój pysk nie wyrazał żadnych emocji, tak więc Zapomniana nie mogła wiedzieć, czy robi to dobrze, czy źle. Gdy smoczyca skończyła, zneutralizowałam swe twory, patrząc na nią z uwaga.
Przy krytycznej musiałas użyć jeszcze kaliny, gdyż doszło krwotoku wewnętrznego. Skupiałaś się na ogółach, zapominałaś o właściwościach poszczególnych tkanke, zwłaszcza żył i tętnicy. Są to jednak błędy wybaczalne, ponieważ wszystko przyswoisz sobie podczas praktyki. To tyle, znasz już wystarczająco materiału z zakresu leczenia i magii precyzyjnej, aby zostać Uzdrowicielką. Nim to się jednak stanie, będziesz musiała wykonać prawdziwe leczenie. Zgłoś się do mnie, gdy znajdziesz rannego smoka, którego będziesz mogła uleczyć, wtedy nadzoruję twój test. To wszystko. Wracaj do groty, musisz odpocząć – odezwałam się cichym, spokojnym głosem.
/Lecz, MP II i III

: 15 lut 2014, 17:48
autor: Zachodząca Łuska.
Biało-granatowa smoczyca spacerowała spokojnie po Terenach Wspólnych, a dokładniej w Szklistym Zagajniku – było to miejsce uwodzące swoim pięknem niemal każdego, zaś ona uwielbiała odwiedzać to miejsce. Co prawda nie spotkały jej tu najmilsze rzeczy, ale i tak je lubiła.
Po pewnym czasie łapy zaniosły ją do miejsca zwanego Szmaragdowym Ustroniem – teraz przykrytego śniegowym puchem, wśród którego trudno było dostrzec Jutrzenkę. Naturalny kamuflaż, co?..., na samą tą myśl prychnęła. Coś takiego bardziej przydałoby się jakiemuś Łowcy, nie jej. Na przykład nie żyjącej już Baśniowej, siostry Promienia. Zaś ona jako jedna z dwóch pozostała przy życiu.
Lawirowała bez celu między nagimi pniami drzew, a jej złote ślepia, wiecznie żywe i rozbiegane, nabrały teraz smutnego wyrazu. Jak zawsze, gdy przebywała sama. W czyimś towarzystwie nie pozwoliłaby sobie na coś takiego.

: 15 lut 2014, 22:38
autor: Błędny Ognik
Śledził ją.
Śledził od czasu dziwnego wydarzenia nad dziwnym stawem przy powstaniu jeszcze dziwniejszego boga. Oczywiście z przerwami na polowania. Czarodziejów i wojowników łatwo jest wyśledzić. Zadziwiająco łatwo. Nie zacierają śladów, chodzą głośno i sapią. Można ich słyszeć z kilometra.
On tym razem podążał głównie za wonią. Była jedyną samicą poza Mrokiem, która była przy tym dziwnym wydarzeniu.
Widział jak chodzi slalomem między drzewami. Dostrzegał ją bez problemu mimo jej pięknego kamuflażu którego tak bardzo jej w tym momencie zazdrościł. On był ciemno zielony.... nieco pomarańczu. Dobry kamuflaż na wszystkie pory roku oprócz tej.
Zwęził w szpary swe czarne oczy.
Kłamca! Kłamca! Kłamca!
Zakrzyknął jego umysł gdy zobaczył zmianę nastroju Jutrzenki kiedy była sama. Tak jak on... Ha ha ! Ale on ukrywał swoje uczucia nawet gdy był sam... Wiedział jak łatwo jest śledzić.
Przyspieszył kroku. Wciąż się skradał, ale był w tym dość dobry. Niemal biegł. Długo ćwiczył taki sposób poruszania się. Wyprzedził Promień i wyskakując zza zaspy zastąpił jej drogę.
Wygiął szyją i uśmiechnął się do niej. Ciekawe czy go pamiętała. Nie odezwał się.

: 22 lut 2014, 15:10
autor: Zachodząca Łuska.
Lawirując między drzewami, nie była świadoma obecności innego smoka, jednak... poczuła zapach. Zapach, który z pewnością nie należał do Ognistego, Wodnego, czy Ziemnego. Obcy, ale znajomy – nie mógł to być nikt zza bariery. Pozostaje jedno wytłumaczenie – Cień. Oblicze Jutrzenki przybrało czujny wyraz, kiedy zaczęła się rozglądać wokoło. Nic. Nim zdążyła zrobić jeszcze coś, przed nią wyskoczył smok. Tym razem na pysku Północnej zagościło zaskoczenie, zaś w następnej chwili przybrał standardowy obojętny wyraz. Po wcześniejszym smutku nie widać było teraz żadnego śladu.
Promień zmrużyła ślepia, przypatrując się Cienistemu. Pamiętała go. Była na Skałach Pokoju razem z innymi członkami swojego stada, a także przy tym jeziorku, z którego zrodził się Ateral.
Jak długo mnie śledzisz? – spytała wymijając go i spoglądając nań z ukosa. Łatwo było się domyślić, że śledził albo przynajmniej podążał za nią od pewnego czasu. Każdy Cienisty był dosyć... specyficzny.

: 23 lut 2014, 20:59
autor: Błędny Ognik
Analiza. Analiza. Analiza.
Samiec wodził po niej wzrokiem kiedy mówiła.
Kłamca z niej. Uśmiechnął się w duchu gdy zobaczył zmiany jej pyska. Tak szybkie i wyćwiczone. Niemal takie jak jego.
Aiden przekrzywił głowę i uśmiechnął się przyjaźnie. Być może nawet to zachowanie było szczere.
– Wybacz mi. To niegrzeczne. – oznajmił lekko przepraszającym głosem, ale i pełnym wesołości.
Nie ma co jej oszukiwać, poruszał się zbyt cicha aby mogło to podpaść pod nie śledzenie. Śledził ją. To było jasne jak słońce, a on nie miał tym razem na groteskowe bezczelne żarty. Chciał być subtelny. Tym razem właśnie to spróbuje uczynić. Samica musiała nie znać jego imienia. Nikt go nie wymienił nikt go w obu przypadkach nie zawołał. Ze skał pokoju samica musi pamiętać jego siostrę nie jego, on chował się z boku w cieniu pod kamuflażem z czarnej magii. Nie odsłonił swych łusek do końca.
– Od pięciu minut.– przyznał ze skruchą. Oczywiście fałszywie. Śledził ją przecież dłuższy czas.
– Byłaś taka smutna... – spojrzał jej w oczy zaczynając delikatnie.

: 05 maja 2014, 22:03
autor: Księżycowa Łuna
Słoneczko czuła podekscytowanie. W końcu ktoś miał nauczyć ją tego, czego tak pragnęła. Tak nie wiele jej brakowało do uzyskania chociaż części ze swego celu. Uzyskanie pełnej rangi było tylko początkiem, pragnęła być najlepsza, aby najskuteczniej wspierać Stado, pokazać im, że pomimo tego, iż może uchodzić za dzikuskę – myśli o nich. Przemierzając Szklisty Zagajnik – w końcu poznała jego nazwę! – szukała odpowiedniego miejsca do nauki śledzenia. Nie chciała odsłoniętego terenu, ale coś w rodzaju lasku, gdzie będzie musiała kluczyć i naprawdę się postarać. Kiedy trafiła w to urokliwe miejsce, przysiadła, drżąc z podekscytowania. Wiedziała, że nauczycielka ją znajdzie.

: 05 maja 2014, 22:06
autor: Esencja Przeszłości
Tak, Słoneczko miała rację. Nie musiała na mnie wcale zbyt długo czekać. Kierowałam się własnym węchem, wypatrując jej śladów bytności w tym miejscu. Wcześniej poinformowała mnie, że będzie szukać w Szklistym Zagajniku, a więc wystarczyło tylko jej poszukać. Wbrew pozorom nie zajęło mi to tak wiele czasu. Dostrzegłam jaskrawą sylwetkę smoczycy Życia i zbliżyłam się do niej, uśmiechając sie do niej na powitanie.
Witaj, Tęczowa Łusko – przywitałam się cichym, spokojnym głosem.
Przejdźmy od razu do rzeczy. Interesuje cię śledzenie, a więc powiedz mi, na czym ta sztuka może polegać, na co musimy zwracać uwagę, śledząc – poprosiłam spokojnym głosem, patrząc na nią czarnymi ślepiami.

: 05 maja 2014, 22:09
autor: Księżycowa Łuna
Tym razem Słoneczko słysząc czyjeś ciche kroki, ugniatające przymarzniętą pokrywę białego puchu nie wystraszyła się. Spodziewała się pojawienia smoczycy, tak więc gdy ta tylko wyszła spomiędzy drzew, Słoneczko wstała na równe łapki i skłoniła przed Starszą Uzdrowicielką łebek.
Witaj, Nauczycielko – szepnęła swym nieśmiałym głosikiem, zerkając na smoczycę zielonymi ślepkami.
Słysząc jej pytanie, ucieszyła się, że przejdą od razu do nauki. O niczym innym tak nie marzyła, jak o możliwości doskonalenia się. Nie było to dla niej trudne, mówiła już o tym Mruczącej Łusce, gdy ta uczyła ją kamuflażu. Jednak ostatnio gdzieś zniknęła, może wybrała się po prostu na dłuższe polowanie...
Śledzenie pozwala nam odnaleźć zwierzynę dzięki tropom. Mogą być to ślady w śniegu, jak odciski łap, czy kopyt, racic, mogą być to też odchody. Zapach, bądź podgryzione gałązki czy kora, futro na nich się znajdujące. Może też być to sam dźwięk, i to po nich będziemy mogli dojść do zwierzęcia, które te ślady pozostawiło – wymruczała, kołysząc delikatnie długim ogonem.

: 05 maja 2014, 22:14
autor: Esencja Przeszłości
Uniosłam wolno pręgowane uszy, czując, jak mroźne szpony wiatru muskają mą długą, granatową grzywę przeplataną pierwszymi srebrzystymi nitkami. Samo włosie sięgało już niemal podłoża, było gęste i jedwabiste, byłam z niej dumna. Wiedziałam, że nie zdobyłabym się raz jeszcze na ścięcie ów grzywy przy same skórze, jak niegdyś...
Zamrugałam srebrzystymi powiekami, słuchając odpowiedzi swej uczennicy. Skinęłam nieznacznie łbem.
Tak, masz rację – przyznałam, zadowolona z jej odpowiedzi. – Zatem skup się, rusz w lasek, wsłuchaj się w jego odgłosy, poczuj zapachy, dostrzeż ślady. Zdaj się na instynkt myśliwego – szepnęłam, kiwając jej zachęcająco łbem.

: 05 maja 2014, 22:25
autor: Księżycowa Łuna
Słoneczko mimowolnie uśmiechnęła się, kiedy Uzdrowicielka przyznała jej rację. Przebywanie w jej towarzystwie nie przysparzało samiczce większych problemów, chociaż czuła przy niej pewne onieśmielenie. Była najstarszym smokiem, z którym miała styczność, czuła dla niej szacunek i dla jej doświadczenia.
Słysząc polecenie, zakołysała entuzjastycznie długim ogonem, zrywając się na równe łapki. Okazywało się, że nie była wcale taka malutka, ale jakaś niewinność w niej zawarta sprawiała, że zdawała się znacznie młodsza, niż była w rzeczywistości.
Skinęła ochoczo łebkiem, a uszka mimowolnie uniosły się, stercząc zabawnie, tak jak i czerwony, jaskrawy czub na jej łebku.
Przybierając już instynktownie pozycję wyjściową, czyli rozstawione, ugięte łapki, uniesiony ogon, wyciągnięta szyją i skrzydła luźno złożone po bokach, ruszyła całkiem zgrabnym krokiem przed siebie, nieco bardziej na północ, ku linii wiekowych drzew. Łapki stawiała ostrożnie, rozcapierzając delikatnie palce, aby nazbyt nie hałasować. Oddech stał się głębszy i cichszy. Wiedziała, że nie ma zbyt dobrego węchu, ani słuchu, ale ślepka były niezwykle spostrzegawcze, dlatego to też na widocznych tropach skupiła się przede wszystkim. Rozglądała się uważnie na boki, jak i pod łapy, szukając odcisków w białym puchu, ale także śladów bytności zwierzyny. Poobgryzanych gałązek, możliwych kępek futra utkwionych w korze, porzucone piórka, czy śladów wypróżnienia. Nasłuchiwała również, starając się wyłapać dźwięki rozchodzące się po lasku, a różowawy nosek poruszał się, gdy wciągnęła powietrze przez nozdrza, starając się wyczuć jakiś inny zapach, niż żywica.

: 07 maja 2014, 15:56
autor: Esencja Przeszłości
Kiedy samiczka ruszyła na północ, ku drzewom, podniosłam się bezszelestnie i ruszyłam nieco za nią, aby mieć na nią baczenie. Widziałam, że dokładnie rozgląda się dookoła, wypatrując śladów, węszyła i nasłuchiwała, a więc nie zapomniała o innych możliwościach.
Tęczowa Łuska mogła zauważyć, a dokładniej poczuć ulotny zapach, kierujący ją na północny wschód. Zapach jak na razie nie mówił jej konkretnie, do jakiej zwierzyny należy. Było to takie wrażenie, które napłynęło wraz z wiatrem. Nie słyszała jeszcze żadnych dźwięków, ani nie widziała wyraźnych tropów, jedynie korony drzew kołysały się nad nami, szeleszcząc miękko, ocierając się o siebie, obsypując nas lodowym pyłem.

: 07 maja 2014, 16:19
autor: Księżycowa Łuna
Słoneczko ze skupieniem przeczesywała spojrzeniem okoliczne drzewa, połacie śniegu i krzewy. Czasami zatrzymywała się, węsząc, nadstawiając pysk w stronę kierującego wiatru. Nasłuchiwała, strzygąc uszyma, a następnie szła dalej, kiedy nic nie udało jej się dostrzec. Dopiero po kilku długościach ogona zatrzymała się raptownie na ugiętych łapach i zadarła pysk, poruszając różowawym noskiem, kiedy z masą mroźnego powietrza dotarł do niej bliżej niezidentyfikowany zapach. Był bardzo rozrzedzony, być może dlatego, jednak poczuła, jak jej serduszko przyspiesza z ekscytacji. Przez jej grzbiet przepłynął dreszcz, a następnie mrużąc nieco ślepia, gdy opadł na nią lodowy pył, ruszyła na północny wschód, czyli w kierunku, z którego dochodził zapach. Stąpała ostrożnie, węsząc, ale także miała nadstawione uszy, gdyby jednak coś usłyszała, gdyby to zwierzę gdzieś żerowało. Do tego zielonymi ślepiami wpatrywała się w śnieżną pokrywę, szukając odcisków łap, bądź kopyt stworzenia, ale także śladów bytności jego żerowania, poobgryzanych gałązek lub kory drzew, dołków w śniegu świadczących o odgarnianiu śniegu, śladów wypróżnienia. Nie spieszyła się zbytnio, stawiała na skrupulatność.

: 07 maja 2014, 16:27
autor: Esencja Przeszłości
Widziałam, że młoda pochwyciła trop, widziałam, jak się zatrzymuje i węszy. Dobrze, właśnie tak, pomyślałam.
Ruszyła w kierunku zapachu, ale byłam zadowolona, bo zdawała się ponownie nie tylko na węch, ale nasłuchiwała i wypatrywała śladów zwierzęcia, które mogło pozostawić ten zapach.
Przeszła w ten sposób około czterech ogonów, kiedy ciszę rozdarło ciche porykiwanie zwierzęcia. Ciężko było dokładnie okreslić kierunek, ponieważ ryk echem odbijał się od drzew, ale pochodził mniej więcej z kierunku, do któego zmierzałyśmy.
Zakołysałam ogonem, wpatrując się w samiczkę.

: 07 maja 2014, 16:34
autor: Księżycowa Łuna
Słoneczko nie poddawała się, a tym bardziej się nie zniechęcała, kiedy wędrówka za tym ulotnym zapachem przedłużała się. Cieszyła się za to, że go nie zgubiła. Nadal uważnie śledziła ślepiami otoczenie, węszyła i nasłuchiwała, krocząc ostrożnie pośród śniegu, nie chcąc zahaczyć o jakieś korzenie, czy nie wpaść do ukrytej jamy, co było wielce prawdopodobne.
Kiedy przeszła nad wystającym korzeniem drzewa znieruchomiała, nadstawiając krótkie, żółte uszy. Sierść na jej karku zjeżyła się delikatnie, gdy usłyszała ryk. Z początku nie była pewna, czy to drapieżnik, czy coś innego, równie niebezpiecznego. Ale... po krótkiej chwili zrozumiała, że to mogło być zwierzę, które tropiła. Otrząsnęła się i pociągnęła nosem, wciągając napływające ku niej masy powietrza, zastrzygła uszyma i ruszyła dalej, utrzymując stały kierunek. Od czasu do czasu musiała zbaczać, aby wyminąć jakiś pień drzewa, czy przeskoczyć krzew, ale zawsze węsząc i nasłuchując wracała na właściwe "tory". Cały czas też rozglądała się, przeszukując śnieg, krzewy i pnie drzew, szukając kępek futra, odcisków, dołków, odchodów, cokolwiek, co potwierdziłoby, że wcale nie kluczy bezsensu.

: 07 maja 2014, 21:36
autor: Esencja Przeszłości
Śledziłam poczynania Ziemnej samiczki z uwaga, nie wychodząc jednak na plan pierwszy. Trzymałam się z tyłu, poruszając się bezszelestnie w wysokim śniegu. Sądziłam nawet, chyba nawet celnie, że sama samiczka zapomniała o moim istnieniu. Czyżby faktycznie Łowiectwo było tym, co da jej szczęście? Oby.
Była skrupulatna i ostrożna, nie zapominała o niczym, a to dobrze o niej świadczyło.
Słoneczko znalazła się na rozwidleniu dróg, dostrzegła wydeptane ściażki, jedna szła na północny zachód, druga na północny wchód. Były to ścieżki, którymi wędrowały zwierzęta. Widziała wiele odcisków łap, kopyt i racis, nawet piórka i sierść. Tropy były jednak zwietrzałe, częściowo zasypane przez nawiewany śnieg. Poczuła jednak i dostrzegła, że ścieżka zmierzająca na północny wschód nosi całkiem świeże tropy. Dostrzegła kilka żółtych plam moczu, na korze brunatną kępkę sierści i duże odciski kopyt. Teraz mogła stwierdzić, iż był to samotny żubr, a przynajmniej wszystko na to wskazywało i kierował się właśnie tam, gdzie cały czas szłyśmy. Ponownie echem rozległo się porykiwanie zwierzęcia.

: 08 maja 2014, 18:00
autor: Księżycowa Łuna
Słoneczko przystanęła na rozwidleniu ścieżek, które dostrzegła swoimi zielonymi ślepkami. Zniżyła pyszczek, obwąchując tropy, zwłaszcza piórka i kępki sierści, ale ze smutkiem odnotowała, że były to stare ślady i niczego nowego nie wnosiły. Przeniosła spojrzenie na północny wschód, na ścieżkę, która zdawała się stratowana czyimiś wielkimi nogami. Kiedy ujrzała żółte plamy, obwąchała je uważnie, przyglądając im się. Uszy miała cały czas uniesione, nasłuchiwała, a gdy usłyszała po raz kolejny odległy ryk, drgnęła, czując rozsnącą ekscytację. Te tropy były znacznie świeższe, pomimo tego, że częściowo zasypane przez śnieg, a więc to tędy musiało przechodzić nie dawno stworzenie, które wydawało te niepokojące dźwięki. To właśnie tą północno wschodnią ścieżką ruszyła na ugiętych łapkach. Uniesiony ogon kołysał się, wił za nią, kiedy wpatrywała się w widoczne ślady, szukając dalszych, które potwierdziłyby, że nie zabłądziła. Czuła jednak, że zapach staje się wyraźniejszy, a i odgłosy wydawały się bliższe, niżby się mogło zdawać. Nie chciała zgubić tego tropu, dlatego dawała z siebie wszystko, zachowując czujność.

: 08 maja 2014, 21:52
autor: Esencja Przeszłości
Słoneczko nie dała się zwieść starym tropom, poszła za widocznymi śladami, węchem i słuchem, a to dobrze świadczyło, że nie dała się ciekawości, a celowi, który sobie powzięła. Las zdawał się gęstnieć, ale na szczęście tropy nie znikały, a stawały się coraz bardziej wyraźnie. Zapach był intensywny, odciski w niegu widoczne, a... porykiwanie żubra zdawała się bardzo nieodległe. W końcu mijając krzewy maliny, Słoneczko stanęła na skraju Lasku, w czymś w rodzaju niewielkiego zagajnika, a tam mogła dostrzec masywnego żubra, ryjącego pyskiem w śniegu. Zbliżyłam się do samiczki, stając u jej boku.
Bardzo dobrze, w ten sposób nauczyłaś się śledzić – przemówiłam cichym głosem, patrząc z ciepłem na młodą.

/Raport, śledzenie I, II

: 11 cze 2014, 12:31
autor: Znamię Chaosu
Samotnik. To bylo idealne miano dla tego smoka. Tereny Wspolne Wolnych, acz uciemiezonych, Stad staly sie jego domem i czyms w rodzaju wlasnej ziemi. W zasadzie taki stan rzeczy nie przeszkadzal mu, procz tego, ze sie cholernie nudzil, gdyby nie fakt z tego, ze przewijalo sie tu od groma smokow, zdecydowanie zaczalby rozwalac wszystko na swojej drodze, ot tak, dla kaprysu. Tym razem jednak szukal odpoczynku, odpoczynku po ciezkim dniu, ciezkim treningu ze smokiem, ktory najwyrazniej jako jeden z nielicznych nie dbal o to kim jest, tylko po prostu robil to, co do niego nalezalo, czyli innymi slowy szkolil go. Polnocny do tej pory czul jak jego napiete miesnie drgaja od wysilku, a jego umysl wbrew wszystkiemu byl...zadowolony, spelniony. W koncu dostal to, czego chcial i teraz czul sie wystarczajaco zmeczony by po prostu legnac w tym miejscu, gdzie stal, odpoczywajac na zimnym sniegu.