Strona 2 z 5
Kapliczka Ognvara
: 12 sie 2023, 10:43
autor: Czarodziejka Śmiechu
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Uwielbiałam zapach świeżego, wilgotnego mchu, tego jak kipiał żywotnością własną, jak i skrywających się pod nim małych stworzeń, tworzących swoje małe skomplikowane społeczności. Zupełnie nie przeszkadzało mi, że kawałki roślinności wczepiały się w odstające łuski na moim łbie, czy grzbiecie.
Chwytnymi palcami skrzydeł wpijałam szpony w to dobro, chłonąc spokój tego miejsca, wsłuchując się w śpiew samej natury, szelest koron drzew pokrytych licznym listowiem, zapachem ziemi.
W którymś momencie tej przedniej zabawy posyłszałam kroki.
Znieruchomiałam w mało chlubnej pozycji na grzbiecie, wyginając szyję wraz z łbem, aby spojrzeć od góry łapami na... smoka, chyba to był smok. Miał przedziwną aparycję, równie dwoistą, jak węgielek. Czy to jakaś cecha tutejszych smoków?
Ale hej, sama miałam białą żuchwę, szyję, pierś i dwie przednie łapy... hm. Heloł, kuzynie!
Obserwowałam, jak zbliża się do ołtarzyka, niby nim zainteresowany, ale też patrzący na mnie. Nie przypominałam go sobie ze spotkania w Słońcu, no i też pachniał inaczej. Pochodził z innej społeczności?
Ah, tyle pytań i ile okazji do odpowiedzi!
Ale najpierw zamierzałam się nieco zabawić.
Przekręciłam się powoli na brzuch, a moje oczy rozszerzyły się trwożliwie.
–
Zaczekaj, robaczku, nie widzisz tego wężydła? – szepnęłam przestrogą, wskazując białą łapą w stronę ołtarza, gdzie stała dumna smocza, wężowa postać, a za nim wąż. Ów wąż poruszył rozwidlonym jęzsorem, puszczając koniec swojego ogona. Syknął, zwijając swe ciało po ramieniu kamiennego bożka, jego łuski przesuwały się z suchym szelestem. Następnie spiął ciało i wystrzelił w kierunku piaskowogłowego, prost w jego pysk. Tuż przed nim rozpadł się na dziesiątki kolorowych, wonnych kwiatków, a ja zaśmiałam się gardłowo, dźwigając się na łapy.
–
Tada daaam, Ilka do usług – wykrztusiłam pomiędzy jednym, a drugim śmiechem..
Czereda Czerwi
Kapliczka Ognvara
: 12 sie 2023, 22:31
autor: Czereda Czerwi
- Na słowa smoczycy Czerw nie do końca wiedząc, co robi, lekko pochylił szyję i wbił pazury do ziemi. Ton ognistej mówił o niebezpieczeństwie, i to jeszcze o którym Keni nie wiedział, co było dużo gorsze od znanego niebezpieczeństwa. Znane można ugryźć, wbić pazury, zacząć uciekać lub spróbować porozmawiać. Jeszcze dodać fakt, że to był jakiś ołtarz, a ostatni nieznany Keniemu ołtarz... cóż. Wężydło jest bardzo blisko gigantycznemu morderczemu demono-insektoidowi.
Dlatego Czereda odrobinkę się spiął i odrobinkę wszedł w tryb walki i ucieczki. Ciupineczkę. Odwrócił się ponownie w stronę ołtarza i faktycznie, był tam wąż. Wąż który się praktycznie od razu rzucił do ataku, zero wytłumaczeń, zero możliwości rozmowy. Smoczyca też musiała zareagować, bo poczuł drgania smoczej maddary w powietrzu.
Z sykiem na pysku smok przeszedł do obrony....
a wąż nagle zniknął. Albo dokładniej mówiąc skwiatkował się. Łapa Czerwia niepewnie zawisnęła w powietrzu, z paroma kwiatkami, które to przypadek rzucił akurat na dłoń żółtołowego, jakby właśnie zaczęła redefiniować swoje cele w życiu jak i priorytety. Powietrze przeszył jakiś dźwięk.
Keni zamrugał, lekko skonfundowany... i nagle wszystko kliknęło.
Smok dołączył się do dźwięku, właśnie zidentyfikowanego jako śmiech, najpierw ciszej, potem już głośniej, z piersi. Opuścił łapę z kwiatkami na ziemię, a całe napięcie w ciele wojownika rozproszyło się, niczym poranny wiaterek.
Potrząsnął łbem, szczerząc zęby w uśmiechu.
-No, ładnie mnie zrobiłaś, hehehe- otwarł oczy, które niewiadomo kiedy zamknął i pochylił lekko łeb-Hah, jesteś czarodziejem, czy po prostu cholernie dobra w magię precyzyjną? Bo zarzekałbym się, że ten wąż jest prawdziwy... I w sumie dalej mogę to robić- przechylił lekko łeb w bok z delikatniejszym już uśmiechem, mrużąc przy tym oczy – Duszki są w końcu dziwne-
Rzucił jeszcze jeden uśmiech i podszedł wreszcie do ołtarza. O. Faktycznie był tam wąż jedzący swój własny ogon.
Przejechał łapą po grawerowanym napisie, Ognvar. Bóg Czasu. Keni nie kojarzył takowego z panteonu wolnych stad.. ale istniał świat poza stadami, a wizerunek był zbyt przemyślany, kolory zbyt dobrane, żeby to było wymyślone od tak. No, ale samo zaakceptowanie istnienia jakiegoś Ognvara, nie znaczyło, że Czereda od razu zaczął go czcić, tym bardziej nie znając żadnej historii z nim związanych.
Opuścił łapę. Ciekawe, kto zbudował ten ołtarz, nawet dla niewprawionego oka ziemnego, wyglądał on... ładnie. Porządnie. Jakby ktoś wiedział, co robi.
-Względnie jest jeszcze opcja, że to ja po prostu jestem tępy, i wtedy na moje wytłumaczenia mógłbym powiedzieć, że iluzje mojego mistrza, jak i moje, są, ah, kiepskie, tak łagodnie mówiąc, i jestem przyzwyczajony do takiej jakości krecji.– Znów zwrócił się do smoczycy -No ale zdecydowanie wolę wersję podkreślające twoje umiejętności, haha!
...
Ej, ale tak na poważnie, wiesz, co to za miejsce? Tak ponad wężowy-smoczy-czasowy ołtarz? – dodał na koniec
Illianah
Kapliczka Ognvara
: 16 sie 2023, 11:08
autor: Czarodziejka Śmiechu
Zmrużyłam ślepia tylko odrobinkę, skupiając się na magii, gdy dostrzegłam spięcie się mojego nowego ziomka. Znaczy się, zrozumcie, naprawdę pieruńsko się nudziłam, a ten maślaczek tak pięknie nadawał się do małego psikusa.
Więc bawiąc się przednie, obserwowałam, co też pan smok wymyśli.
Kiedy w jego łapie spoczęły piękne, wonne kwiatki, nie można było mi się dziwić, że tak troszeczkę parsknęłam śmiechem prawda? No sami powiedzcie, to wyglądało komicznie.
Wielki smok bojący się małego bukieciku.
Zwróciłam swe pomarańczowe, śmiejące się ślepia na Czeredę, uśmiechając się równie szeroko swymi nieco wyszczerbionymi zębiskami. Halo, nic nie poradzę na to, że na arenie bawili się w uzdrowicieli od zębów, a jakoś moja Anamira nie zawsze miała ochotę je potem odrastać.
Oho, jaki komplemen, no panie czarowny, zaraz się tu rozpłynę.
Położyłam chude białe łapsko na piersi, trzepocząc powiekami, niczym zawstydzona młódka.
– Mów mi tak więcej, robaczku, bo czuję, że się niemal rumienię – mrugnęłam do niego ślepiem z rozbawieniem, a następnie podeszłam nieco bliżej, otrzepując się z resztek mchu i trawy, co mogło nieco skapnąć też i na mego towarzysza dzisiejszych zabaw. Nie zamierzałam wypowiadać się na temat jego intelignecji, samiec chyba wiedział lepiej, hm?
– Ano, czaruję troszeczkę, ale do tych iluzji to daru aż tak wielkiego nie mam, musiałbyś zobaczyć, jaszczureczko, moją Anamirę w akcji. Ta to dopiero cuda na kiju ci wyczaruje, coś niecoś mi pokazała, tej prostej mej łepetynie – przystanęłam tak na wyciągnięcie skrzydła od lewego boku samca, kierując tym razem spojrzenie na ów kapliczkę.
Ładne dzieło, nie ma co, ktoś się postarał w każdym detalu, kamień pięknie obrobiony, nawet barwniki dodane. Prawdziwe dzieło artysty, lub boskiego fanatyka. Z trudem odcyfrowałam runy na tabliczce, marszcząc w skupieniu nos. Podrapałam się po policzku, wznosząc ślepia ku koronie drzew, jakby tam szukając odpowiedzi.
Wzruszyłam w końcu barkami.
– Nie, nie kojarzę ani trochę podobnego bożka. Ale świat mamy wielki, co nie? Więc kto wie, co się skrywa jeszcze w niebiosach, poza tym bywam w tych stronach dopiero – uniosłam białą dłoń, odliczając na palcach – jakieś trzy księżyce? Jesteście jeszcze dla mnie tajemnicą, jak widzisz – zachichotałam i dotknęłam lekko łapy ów wężowego bożka.
– Hej, zostawmy wiadomość, może twórca by się z nami skontaktował? Posłuchałabym dobrej opowieści, chociaż te o bogach są dosyć przewidywalne, nie sądzisz? – zwróciłam pysk w stronę kompana do rozmów, z konspiracyjnym uśmiechem.
Aż mój ogon zatańczył nad ziemią.
Pociągnęłam nagle nosem. Nie, to nic nie iwaniło, tak tylko pachniał inaczej...
– Czekaj, a ciebie skąd przywiało?
Czereda Czerwi
Kapliczka Ognvara
: 17 sie 2023, 12:39
autor: Czereda Czerwi
- Na odpowiedź smoczycy (Ilki. Cholera, Imiona ciężko było zapamiętywać, będzie musiał się skupić) zaśmiał się bardziej, pochylając i kręcąc łbem, po czym nagle wyprostował się i tocząc widoczną walkę z uśmiechem na pysku (na razie Keni wygrywał i udało mu się przybrać poważny wyraz mordy) Skrzydła leciutko podniósł do góry, stanął lżej na nogach, bardziej opierając się na paliczkach i z gracją zwinął szyję. Jedna łapa powędrowała do przodu, podstawa pod następny ruch, a mianowicie pełen gracji półukłon -Ah, ależ oczywiście, słowo pani czarodziejki jest moim rozkazem- zaczął, prostując się, a w jego oczach tańczyły rozbawione ogniki. Batalion z próbującym wydostać na wolność uśmiechem trwał. Zakręcił łapą, dodając swojej przemowie przesadzonego dramatyzmu, którego i tak już było sporo, według Keniego – Łuski twe są niczym lekki powiew zefiru, który znalazł swoje miejsce nad pogożeliskami wielkiej puszczy. Odbijający makowy ogień łuny oraz zapraszający do tańca pełne życia złote iskierki jak i kościstą biel popiołów, wielkich tajemnic, niezgłębionych i niewyjawionych. A wszystko to obleczone idealnie komponującymi się łatami trawiastej i mchowej zieleni... – uśmiech wyrwał się ze swoich więzów, a smok opadł na pełne słonie -które to pewnie znalazły się tam przypadkiem, pewnie gdyby wiatr się tarzał, to uznałbym, że w ten sposób, ale jako, że tak nie jest, musi to być ...magia- przed ostatnim słowem zrobił dramatyczną przerwę, a gdy wreszcie zakonczył... coż, zbyt długo wstrzymywane rozbawienie zaatakowalo go z krwiożercą wściekłością, a Czereda zaczął chichotać do łap, z gracji ruchów pokazanej wcześniej nie pozostało absolutnie nic. -Wybacz, wybacz, musiałem – udało mu się wykrztusić między oddechami.
W końcu się uspokoił i wstał. -Wybacz, hehe- rzucił jeszcze raz, szczerząc zębiska w uśmiechu.
Też się otrzepał z przekazanaych źdbeł trawy; nie żeby mu one za bardzo przeszkadzały, nie takią roślinność miał utkniętą między łuskami, a ta przynajmniej była wolna od bagiennych stworzonek, o czasem dość... ciekawej aparycji. Przechylił łeb -Mmmm, jeśli tak ją pięknie reklamujesz, to zapewne bym musiał, kimkolwiek ona jest. Zobaczyć prawdziwe iluzje, skoro podobno to, co ty przedstawiłaś, jest proste... W Ziemi nie mamy dużo czarodziei. Tak... nie kojarzę, żeby przez całe moje życie był moment z więcej niż jednym czarodziejem na raz w stadzie, o takiej ilości magów mówię, heh... więc każde spotkanie z kimś płynnie władającym maddarą jest... magicznebadum tsss, hehe –
Trzy księżyce? To by tłumaczyło lekki zapach. -No, ja też nie kojarzę, więc na pewno nie jest bogiem wolnych stad. I mimo że raczej dobry w legendy i historyczne fakty nie jestem, jestem prawie pewien, że tutejszych bogów wszystkich znam. Ale wystarczy przejść za granicę i moja wiedza na temat istot ponadnaturalnych robi puff, i jestem jak pisklak, heh.
Na słowa o wiadomości ślepia Czeredy zalśniły. Wiadomość? Z teoretycznym otrzymaniem opowieści? Oj tak, chciał tego. -Hah, no ja tam nie wiem, na ile przewidywalne, tym bardziej jeśli w historii pojawiają się zwykłe śmiertelne smoki. Smok wprowadza chaos. Same opowieści o bogach... nie wiem, nie znam takich aż tak dużo, chyba spałem zbyt dużo za pisklaka, haha! – wskazał łapą na oltarz -I apropo wiadomości: Co proponujesz? Mamy... drzewa w okolicy, dużo drzew, heh, ale nie polecam nic zrywać, bo jeszcze Alaleya się pojawi-
Zamrugał, trochę zdziwiony pyatniem. No ale tak, trzy księżyce w wolnych, nie każdy się tu urodził. -Przywiało to trochę za dużo powiedziane. Stado Ziemi, wolne stada, heh. Całe życie tutaj – poklepal grunt łapą -No, może nie koniecznie tutaj, bo tutaj to nawet jeszcze nie byłem, ale wiadomo o co chodzi – przyjaźnie przymróżył oczy.
Illianah
Kapliczka Ognvara
: 17 sie 2023, 17:13
autor: Czarodziejka Śmiechu
Oooh, a cóż to za powaga zarysowała się na samczym pysku? A co to za drgnięcie kącika warg? Czyż ja widzę psotny błysk w oku, gdy tak pompatycznie zgiął łapę, aby następnie kark pokłonić w kurtuazyjnym geście?
Im dłużej się przyglądałam samcowi, tym bardziej końcówka mojego ogona podrygiwała, wiła się, niczym u kota, co spostrzegł swoją ofiarę.
Ah, ty gagatku jeden, ty jaszczurko dwubarwna, tak się chcesz bawić?
Ogólnie to miałam ochotę wznieść okrzyk: "NARESZCIE KTOŚ Z POCZUCIEM HUMORU, KTOŚ KTO DOCENI TĄ FINEZJĘ ŻARTÓW!", jednak taktownie się wstrzymałam, poczekajmy jeszcze, bo może dziad jeden mnie tylko nabiera i koniec kija jednak wysunie mu się z czeluści... pewnego otworu.
Ekhem.
Rzucając mu zaciekawione spojrzenie pomarańczowych ślepi, zadarłam dumnie szczękę, otrząsając się, niczym dumna branka, co jej niewieście serce w konkury podbijać chciano. Czy jakoś tak.
Słuchałam go z równie wyniosłym obliczem, należycie spłonionej damy, nawet przekrzywiłam lekko głowę, unosząc białą łapę i machnąwszy nią zwiewnie, jakbym chciała rzec:
No już przestań, bom spłonę!
A w głowie, no praw mi tak, praw, bo mało!
Kiedy wymieniał zacnie każdą część mego ciała, najpierw nastroszyłam i tak sterczące łuski na swym ciele, ukazując tą pięknie pobliźnioną skórę, musnęłam nawet białą dłonią swoją szczękę, podkreślając to popielate piękno bieli? Gubiłam się już troszeczkę.
Na wzmiance o zieleni kąciki moich warg zadrgały zdradziecko, chociaż moje ślepia jak nic aż gorały nietłumioną uciechą.
Zachichotałam w końcu, przymrużając ślepia, by zaraz nimi wywrócić, strzepując dwoma parami skrzydeł.
– Pff, oczywiście, że to magia, magia mego piękna biorąca się znikąd – potrząsnęłam głową, jakbym dziwiła się, że tego nie wie.
W końcu jednak i ja wybuchłam niepohamowanym śmiechem, aż nawet uroniłam jedną lub dwie łezki. Zgarnęłam je ruchem palca.
– A cóż tu wybaczać, ty domorosły poeto? Zawsze docenię dobry humor i żart, już dawnom się tak nie bawiła, chociaż – podeszłam nieco bliżej, trącając go ledwie wyczuwalnie barkiem i zawiesiłam głos, obrzucając go zamyślonym wejrzeniem – chociaż dotąd myślałam, a księżyców już nieco hulam po tym świecie, że samce to raczej darmozjady jedne, bez krzty wesołości w sercu, ino o chędożeniu myślące i dobrej bitce, lub lenieniu się na skórach, niczym pan i władca, co mu wszyscy podlegli – westchnęłam trochę tylko cierpiętniczo na całą tą litanię. – Ale jak widzimy, nawet tutaj znajdę małe perełki. Zatem me serce się raduje, oby tak dalej, oby tak dalej – zacmokałam językiem.
Hm, czyli mało czarodziejów znał w życiu? No w sumie to ja też, tam gdzie spędziłam połowę życia baby lały się ciałem, nie magią. Byłam takim troszkę chwaścikiem, co wyrósł na polu szlachetnych kwiatów.
– Historie samych boków są miałkie, dosyć przewidywalne, ale bogów i śmiertelnych? Ha, śmiertelni bywają zabawnie pokręceni, więc może i masz rację – przyznałam, kontemplując ten posążek.
Sama nie byłam jakoś specjalnie wierząca, chociaż mój lud, z którego się wywodziłam, był dosyć... skostniały w zasadach i pewnych prawach, i w ogóle we wszystkim.
– Ale czekaj, czekaj, czyli i tutaj wyznajecie jakieś bóstwa? Jakoś nie przyszło mi to do głowy – zaśmiałam się lekko myśląc sobie:
Ilka, Ilka, ty konarze opadły.
– Alaleya to ten wasz b ó g? No, w sumie drzew za bardzo ranić nie lubię, ale hm... mam kawałek wyprawionej sarniej skóry, można tam nabazgrać coś... piosenkę jaką? I podpisy nasze? – burza mózgów to było to, co lubiłam najbardziej, bo nigdy nie wiedziałam, kto też wpadnie na genialniejszy i bardziej absurdalny pomysł.
Zerknęłam na niego, grzebiąc łapą w swojej małej sakiewce.
– A tak, węgielek coś mi mówiła, że są tu trzy społeczności, o Mgłach wiem, tam moje słoneczko ukochane jest, którą chciałam odwiedzić, ale jeszcze się jakoś nie złożyło, aby poinformować ją, że ciotka przybyła. Ale co się odlwecze to nie zwieje, co nie? Czekaj, gdzie ja to.. – ah, pochwyciłam palcami mały rulon, który rzuciłam na trawę i rozwinęłam, przytrzymując od góry i dołu.
– Co myślisz? Nada to się?
Dumnie wskazałam nosem na rulon, a potem spojrzałam na Czeredę, poruszając zabawnie żółtymi łukami brwi.
Czereda Czerwi
Kapliczka Ognvara
: 21 sie 2023, 17:28
autor: Czereda Czerwi
- Keniemu ciężko było opanować smiech, bo jakże to tak nie spojrzeć zażenowanym spojrzeniem. Spojrzeć jak na debila, który mówi za dużo i to jeszcze na dodatek same głupoty. To było dobre spojrzenie, na pewno wpierało uspakajanie się. Nie tak jak dołączenie się do wygłupów, oj nie nie. Dołączenie tylko pogarszało stan rozbawienie, pogrążało Keniego w.... dobrej zabawie?
Czy to głupie, że w tym momencie czuł dziwny rodzaj braterstwa z dopiero co spotkaną smoczycą? Tylko dlatego, że ta miała podobne poczucie humoru co on?
Wreszcie się uspokoił i pokręcił tylko łbem -Ha! Poeta! Jedyne co mnie łączy z poetą,nawet takim wyciągniętym spod większego kamienia, to że i taki poeta, i ja, używamy dużej ilości słów. Tylko ze słów poety coś wynika. mają jakieś znaczenie. Ja się muszę przyznać, że łączyłem tylko przypadkowe słowa, hah-
Po następnej wypowiedzi, gdyby Czerw miał jaśniejsze oczy, to Ilka mogłaby zauważyć, że wzrok smoka odbiega gdzieś w bok. Żółtoglowy trawił słowa smoczycy. Ile znał samców? Z Pożeraczem dawno się nie widział (trzeba będzie o zmienić), tak samo z Rosami (także do zmiany). Rosy był przyjacielem za pisklaka, potem... potem za często się spało. Albo Keni, albo Gaesai... Jego mistrz. Ha! Jego mistrz był przeciwieństwem typowego samca opisanego przez Ilkę. Ale Syn był Synem, i chyba Keni nawet by go nie położył koło kogoś "typowego"... Jeszcze Światła, ale on był po prostu straszny. To że już nie był uzdrowicielem bynajmniej nie ujmowało mu punktów straszności, one jak najbardziej zostały. Jedynie uśpione brakiem konieczności pojawiania się i tłumaczenia, że no heeeeej, kąpałem się w bagnach i teraz mam grzybicę, pls pomóż, bo swędzi jak pięć piekeł. (Ale Czerw nie potrafił sobie wyobrazić wesołych Świateł. Szyderczo śmiejącego się z kogoś: jak najbardziej. Wesołego? Jakoś tak ciężko)
...Czy on, Keni, się zaliczał do tego opisu?...
-Wiesz, dobra bitka nie jest zła, a lenić się, coż, wolę dobrą rzekę, albo jakieś nie za-głebokie jezioro- khe khe, bagno, khe khe – A wesołość w sercu, ha! Musiałabyś spotkać Syna Przygody. Ale bardzo się cieszę, że zaliczasz mnie do takiej elitarnej grupy – uśmiechnął się. Część o chędożeniu została przefiltrowana i uznana za niewystarczająco ważną, żeby ją nawet rozważać. Być może to była jakąś reakcja obronna organizmu, gdy pół stada to twoje kuzynki?
Pokręcił łbem– Nie, nie, nie. Alaleya to jedynie duszek. Duszek uhhh obrony natury? Czy tam roślin? Ładu roślin? Wiem, że jeśli skrzwdzisz tutaj roślin lub zerwiesz przedwcześne owoce... czyli w sume skrzywdzisz roślinę, no to się pojawi Alaleya i pewnie skopie ci tyłek jakimiś magicznymi wilkami, albo nawet własnoręcznie. Mamy.. chyba pięc duszków tutaj, Katamu, Dadu, Naquima, Riromi, ale on jest mega złośliwy i właśnie Alaleya. Poza granicami spotkałem jeszcze innego duszka, Alzali, był śnieżnookim kotem. – podrapał się po łbie -No i są jeszcze bogowie, ale tam są jakieś bardziej skomplikowane i legendy i nie aż tak dawne dzieje zwązane z uhhh iskarami, cośtam cośtam Tarram, rodzina i w sumie nie wiem. Znam ich imiona i czego są patronami, ale dokładniejszych historii nigdy nie studiowałem. Miałem pójść poczytać je z Nowym Porządkiem, ale coś nam nie pykło. Jest cała świątynia poświęcona własnie naszym bogom tutaj, na terenach wspólnych. Gdyby ciebie to zainteresowało, to mogę pokazać gdzie ją znależć.– poprawił skrzydła i przymróżył ślepia -W sumie jest tam też Warsztat z kryształami, więc nawet jeśli bogowie ciebie nie interesują, to warto odwiedzić świątynię. Użycie jest dość drogie, ale pozwala szybko nauczyć się przydatnych rzeczy- zakończył, po czym roześmiał się delikatnie -Hah, wybacz za wywód. Po prostu wydawało mi się, żę akurat to jest dość przydatna wiedza na wolnych stadach. I tak z mojej strony bardzo podstawowa, hah.
Ślepia Keniego zalśniły jeszcze bardziej gdy Ilka wpsomniała, że ma skórę. Oj, się podekscytował chłop przez te wszystkie potencjalne możliwości oferowane przez jeden kawałek materiału. Ja niestetety wszytsko zostawiłem we Wnęce, nie spodziewałem się niczego potrzebować... Piosenka... ah, potrafisz może zapisywać rytm? Albo czytać, jeśl już o tym mowa? Mam taki jeden śpiewnik, ale ciężko się śpiewa, nie znając melodii- zamachnął ogonem -Ah, ale niepotrzebna dywagacja, nawet jeśli tylko my byśmy znali orgnalną melodię, piosenka brzmi dobrze – wyszczerzył zębiska w uśmiechu -Na pewno zawarł bym w niej fragment o zmieniających się w kwiaty wężach. W sumie to by było moje jedyne wymaganie.Trzeba podkreślic grozę tego wydarzenia.– nagle się wyprostował -O! Albo dadać taką mini ilustrację! Węża to nawet ja bym chyba potraił narsować. Aczkowliek możnaby go wtedy pomylić z dżdżownicą... albo ogonem szczura, względnie tasiemcem, aleeeeee jesli mu dodać takie ładne zęby, to chyba byłoby rozpoznawalne?–
Keni zamyślił się -Niestety z Mgieł znam wielką ilość dwóch smoków.... w sumie ze Słońca to wcale nie lepiej, heh. Ale dobrze się złożyło w takim razie, że pierwsze trafiłaś do Słońca, bo chyba nie powinno być żadnych problemów ze spotkaniami, nagłym wbiciem do jaskini i takie tam. Słońcem ma dobre relacje i z Ziemią i Mgłami.
Słoneczko i Anamira to dwie różne osoby, tak? Wybacz, jeśli trochę się gubię-
Gdy towarzyszka wyciągnęła rulonik na paszczy Keniego pojawił się bardzo szeroki, zębisty uśmiech. Przyległ do ziemi i zarzucił ogonem -Oj tak, to jest to. Haha, chyba nigdy mały kawałek skóry nie byl dla mnie piękniejszy... A to dopiero początek! – finalnie zawinął ogon wokół własnego ciała tak, że mógł sobie spleść końcówkę między łapami -Jak właściwie chcemy pisać? Węgiel może się zmyć przez deszcz, chyba że... – spjrzał na ołtarzyk. W sumie było w nim sporo zakamarków -Jakoś ukryć go w ołtarzu, ale wtedy... hmmmmm.. jakaś piosenko zagadka? Tylko że piosenko zagadki można bardzo łatwo źle odgadnąć, oraz można przegapić notatkę wtedy... Ale plusem jest dodatkowa... zagadkowość. Przygoda, czy coś, haha!– potarł hak z końca ogona pazurami -Można spróbować też wydrapać... albo wypalić? Wyżreć kwasem?–uśmiechnął się konspiracyjnie -i potem schować w ołatrzu?–
//Illianah
Kapliczka Ognvara
: 22 sie 2023, 12:38
autor: Czarodziejka Śmiechu
Dziwnie mi tak jakoś było na duszy? Na sercu?
Jakoś tak miękko, melodyjnie, jakby w moim wnętrzu grała cicha melodia, której rytm gdzieś rezonował wgłąb kości, jakby i on mógł go wyczuć, a może to on go powodował?
Tak odrobinkę tylko poważniejąc, na jedną chwilkę, może dwie, czy czułam taki spokój przy kimś innym, niż przy swoich babkach? Wiecie, może i byłam tylko liściem rzuconym na wiatr, co dryfował trochę koślawo, czasem trafiał w błoto, z którego nie zawsze mógł się poderwać od razu, czasem wracał do wędrówki, przyczepiwszy się do czyjejś łapy, troszkę naderwany, pognieciony...
Co ja tam miałam?
Ah, tak, skup się Ilka. Ciesz się tym, bo księżyce minęły, nim spokój czułaś i nie oglądałaś się za siebie, chociażby ukradkiem. Zagrożenia tu nie ma, tak jakoś swojsko, ciesz się tym.
Zamrugałam szybko powiekami, a mój pysk pojaśniał w uśmiechu. I już, minęła ta chwila nostalgii, nie wiadomo skąd nawiana, pojawiła się radość, chociaż przecież nie znikła, zagrała wesoło. Włączyłam się do taktu.
– Chybaś za surowy dla siebie, uważam, że nawet ten przypadkowy zlepek słów pięknie zagrał – rzuciłam, klepiąc go lekko w ramię.
A tak jakoś to wyszło.
Ale, dobra, dobra, bo tu ważne rzeczy się prawią.
Nie uważałam, abym była w stanie zapamiętać te wszystkie nowe imiona, ale Alalayę zapamiętam. Swój druh, drzewka chroni, tak być powinno. Ależ mój lud dostałby ekstatycznych spazmów, gdyby ją poznać mogli. Khehe, tam to by ta boginka duszek raczej za wiele roboty nie miała, ale wyznawców od liku, co to, to tak.
– Nigdym przyjemności nie miała spotkać jakieś boskie byty, raczej jako mity mi się kojarzyły, ot bajdurzenie staruszków... Ale nie omieszkam sprawdzić, bo ciekawe rzeczy mi tu prawisz, jakbym zupełnie do innego świata trafiła, haha – zaśmiałam się, chociaż tak ociupinkę mi nie swojo było, bo jak to tak... Bogi istnieją? Ale że tak naprawdę i namacalne? A chociażby duszki? Ale świat wielki, rozległy i dziwów na nim wiele, więc co ja się, głupia gęś, tak dziwuję? Mało to dziwnych rzeczy w swym życiu widziałam? Tylko jakoś tak, jak na czarodziejkę, czasami nazbyt racjonalna byłam, nawet jeżeli nie znać tego po mnie tak od razu.
– A jakże, odczytam ci melodię, a nawet zapiszę. Jakiś czas bawił u nas bard, co uwielbiał układać pieśni o abeczkowych wojaczkach. Chociaż tak myślę, że słabość do Upojki miał, ale jakiś taki niewyraźny on był, to i Upojka nim zainteresowana nie była, nawet na jedną noc. Ale oczy maślane robił, jak szczeniak prawdziwy i na muzyce się znał, więc go trochę zajmowałam, coby się pod nogami nie pałętał, bo by go jeszcze baby połaskotały za bardzo – zachichotałam na wspomnienie tego gamonia zastrachanego, mądry był, w jakiś tam sposób, ale toć to cień tylko, co do gwiazdy się równać nie mógł.
A taka Ilka nie pozorna, jak ja? W czasach, co ledwom liśćmi obrastać zaczęłam, a walka jeszcze mi nie szła, trzeba było jakoś zajmować czas pomiędzy jednym, a drugim łomotem, który zbierałam i na skóry mnie posyłał.
Przysłuchiwałam się pomysłom Czeredy, nawet oczy mi się zapaliły, jakoby ryty jakieś dodatkowo nanieść. Ciekawam bardzo była, jak on węglem operuje, a skorzystam, skorzystam, na pewno go zachęcę... Ale o węzu tak, co to w kwiaty się zamienia?
Pomysł rodził się w mej głowie.
Chyba nawet nie przejęłam się zanadto, że mojego Słoneczka nie zna, no, ale to nic, przecież ją znajdę, nawet tutaj.
– Słoneczko to Glizda, Upojka tak na nią gadała, ale ten jej wojownik to na młodą Gafa wołał, chociaż finalnie to Gheina się zwie – ciepły uśmiech aż mi pysk zalał, gdy o swoim fioletowym promyczku prawiłam.
Ciekawam była, co też u tej narwanej ptaszyny6 słychać, oj będzie co opowiadać miała, a w matkę jak nic się wdała. – Anamira była moją kumką, łatała mnie po walkach na arenie – uściśliłam, coby nieporozumień nie zostawiać. – Wybaczone, chociaż nie ma co, trochę zamieszania wprowadzam, czasem zapominam, że znamy się tylko chwilę ulotną, a nie pół życia, roztrzepana jestem, hehe – machnęłam łapą, przecież sprawy nie było, ale gdzieś tam chyba zmieszanie poczułam, przecież w myślach mi nie czyta.
Ilka, ty rozwichrzony krzewie – zganiłam się w myślach.
Cofnęłam nieco ogon, kiedy Czerw się uwalił na ziemi, bądź co bądź teraz to ja wisiałam nad nim, hehe, a nie on nade mną. Tak to ja lubiłam, łba nie trzeba było zadzierać, bo mnie już kurcz jaki łapał.
Uniosłam nieco łapę, gdy zarzucił ogonem i rzuciłam mu krzywe, rozbawione spojrzenie. Taki entuzjazm to ja rozumiem, tak właśnie być winno, gdy się dobre rzeczy przed tobą pojawiały. Ale ja tej skórki nie wyprawiłam, aż tak wprawna nie byłam, tutaj Ekim był pomocny, jeden z niewiele rodzynków, taki pokraczny łowca, ten to się na rzeczy znał.
Ale nieistotne, kawałek skóry miałam? Miałam. Przyda się? Przyda. I to najważniejsze.
Podsunęłam więc rulon do Czeredy, kiwając łbem na jego pomysły, pomrukując cicho. Węgiel miałam, znaczy się usmaloną gałązkę, ale też kamienny rylec i miseczkę. Zanurkowałam do swej sakiewki, wyciągając piaskową miseczkę i czarny rylec. Poruszyłam żółtymi łopatami brwi i splunęłam do miseczki pomarańczową maź, idealny kwas, lepszego nikt nie produkuje.
– No więc i inkaust mamy. To teraz.... Ułożymy piosenkę, a rulon widocznie ułożymy na ołtarzu. Coby widoczny był, jak myślisz? – zbliżyłam się, ustawiając miseczkę ostrożnie obok nas, łapiąc za rylec białą łapą. Zagryzłam lekko końcówkę, mieląc ją językiem, a końcówka mojego ogona zaczęła lekko podrygiwać.
– Słuchaj... może tak:
W puszczy ukryta kapliczka stoi spokojnie,
Bogu czasu poświęcona, jak klejnot świata płonie.
Czereda Czerwi i Illianah wyruszają w podróż,
By twórcę kapliczki odnaleźć, choć szlak pełen trudów.
W kolorowych łąkach, gdzie słońce świeci,
Wąż zaklęty w tajemnice się plącze.
Zmienia się w kwiatki, barwami się bawi,
Magia czasu w tej opowieści – zanuciłam cicho, na sucho, uderzając miarowo końcówką ogona. Zerknęłam na żółtą głowę samca, pochylając się lekko nad nim z wesołym uśmiechem.
– A potem coś w ten deseń:
Bóg czasu czuwa, jak strażnik nad zegarem,
W ręku trzyma sznurki, poranki i wieczory.
Włada sekundami, minutami, latami,
Światu takt czasu daje w darze i łasce
Imiona smoków, czarodziejek i bogów,
Tkają opowieść o czasie, który niczym fale płynie.
Kapliczka w puszczy, jak kropla w oceanie,
Przypomina, że czas jest darem, który trwa wiecznie. – przerwałam i zamyśliłam się na chwilę. – Chociaż to ostatnie jakoś tak dziwnie brzmi, Czeredo – zauważyłam, postukując go delikatnie rylcem po łapie, skupiona na słowach, które wirowały mi w głowie, próbując ułożyć się w jakiś spójny wzór.
Czereda Czerwi
Kapliczka Ognvara
: 27 sie 2023, 23:28
autor: Czereda Czerwi
- Zaśmiał się i mrugnął jednym ślepiem -No, jeśli tak twierdzisz, to tak być musi. Przyjmę komplement i może z nim ucieknę, zanim zdążysz zmienić zdanie- pokręcił łbem. Czy ta smoczyca właśnie użyła jego własnych ruchów przeciwko niemu? Nie dość, że wesołe wygłupy to jeszcze rzuty wszystkimi pozytywnymi rzeczami, które się zauważy u towarzysza rozmów? No, może nie wszystkimi, ale na pewno częścią... No jak to tak to? Wypuścił powietrze nozdrzami w bezgłośnym śmiechu. No jak to tak to...?
-Hej, to jest zaś mega ciekawe, że skąd pochodzisz nie ma aż takiego... nad-naturalnienia, hah. Zawsze myślałem, że wszędzie jest tak samo jak tutaj, tylko ma się inne duszki i innych bogów. Trochę tak abstrakcyjne to dla mnie. Miejsce bez – zakręcił łapą w powietrzu -Bardziej duchowych rzeczy... Albo kamieni szlachetnych pojawiających się w przypadkowych miejscach? Słyszałem, że to też tylko tutaj... Niestety moje sprawdzenie, czy faktycznie ich brakuje, nie jest to końca, jak by to ładnie powiedzieć, miarodajne, heh. Biorąc pod uwagę, że kamyk jest mały i nieruchomy, a ja często zapominam, że ej, miałem szukać, a nie się przechadzać – Nie widział nigdy żadnego leżącego kamienia, gdy był poza granicami. Nie szukał też ich wtedy za bardzo, był skupiony na innych sprawach zazwyczaj, ale jednak nie widział. Będzie musiał to sprawdzić... Chyba że zaraz po prostu się dowie. W końcu miał obok siebie smoka, który spędził całe życie poza Wolnymi Stadami: nie ma lepszego źródła wiedzy od kogoś takiego.
!!!!!!!
Na kolejną odpowiedź smoczycy oczy Czerwia zalśniły, a on sam wyraźnie się podekscytował. Końcówka ogona zadrżała gwałtownie, a sam smok jakby stanął lżej. Usłyszał też część o Upojce i o bardzie układającym pieśni o wojaczkach. Usłyszał, przyjął i zapamiętał, jednak jego uwagę aktualnie miało nie przyczyna, ale skutek. Skutek, którym był fakt, że Ilka umiała i czytać i zapisywać rytm.
-Z nieba mi tu spadasz. Nie masz pojęcia, jak długo próbowałem rozszyfrować znaczenia tych takich znaczków kułeczkowo-linowych. Jak na razie to wiem tylko, że im więcej tych linii, to szybciej, i że kułeczko niżej odznacza głos niżej z piersi. Hah, teraz jak to powiedziałem na głos, słyszę, jak to głupio brzmi, ale trudno. Matko, Ilka, proszę, naucz mnie. W zamian, nie wiem. W miarę potrafię po krasnoludzku, ale ugh, pewnie też potrafisz- stał wyprostowany, a jego ogon kontynuował nie do końca kontrolowane ruchy. Serce też mu zaczęło bić szybciej: czy wreszcie będzie mógł czytać jak należy śpiewnik mamy?
Słoneczko inaczej zwana Glizą, inaczej zwaną Gafą inaczej i chyba oficjalnie zwaną Gheiną. Ok, ok, ok. Dalej w trybie podekscytowania mózg Keniego chyba miał większe możliwości zapamiętywania rzeczy. Przynajmniej na chwilę. Na dłużej to gorzej. Dlatego musisz sobie to powtarzać, Keni. Powtarzaj sobie.... Słoneczko i Glizda, bo te dwa słowa są akurat proste do zapamiętania. Jenak mimo chwilowego kryzysu spowodowanego słabą pamiecią, Czerw musiał dołączyć się do uśmiechu. Tym razem na jego pysku zajęło miejsce coś delikatnego. Uśmiech nie pełen wesołości, ale po prostu spokojnego... zadowolenia? Chyba tak, chyba zadowolenia, że ktoś inny odpływa w dobre myśli. Dobre wspomnienia, jak to zakładał Czereda.
A Anamira to przyjaciólka. Lub ktoś z rodziny... Cokolwiek to słowo kumka znaczyło, ale smokowi wydawło się, że taka dobra towarzyszko-przyjaciółka... No, ale ważne, że Anamira i Słoneczko inne osoby. Dobrze, dobrze. Keni powiedziałby, że kropki się łączą, ale chyba na razie nie miał żadnych kropek do połączenia. Jak na razie były one po prostu dodane na pergaminie i podpisane. Co i tak było lepsze od braku kropek.
Pokręcił łbem -Nie, nie, nie. W pełni rozumiem. Też jak zaczynam już coś mówić, to się rozgaduję –
Czereda obserwował z zaciekawieniem smoczycę, gdy ta przygotowywała ekwipunek. Oj, była przygotowana. Gdy splunęła kwasem do miseczki wyszczerzył zębiska w krótkim uśmiechu -Hah, ładny kolor- on pluł czarnym. Ale ta informacja nie była nikomu do życia potrzebna. Po prostu czuł potrzebę wewnętrznego porónania kwasów, które wypluło (badum tsss) wnioski, że kwas Ilki był w ładnym odcieniu pomarańczowego. Głęboka analiza tak zwana, hehe.
Skinął łbem na propozycję drzewnej -Możemy też bok przytrzasnąć od razu potem tą tabliczką. Wiatr wtedy nie powinien niczego zwiać. – dodał tylko. Tabliczka chyba była najcieższą, najbardziej nadającą się do przyciskania płat pergminu, dostępną tutaj rzeczą. I też już była na ołtarzu, więc nie trzeba będzie dodawać byt dużej ilości przedmiotów potencjalnie nie należących do wyposarzenia-na-ołtarzowego.
A gdy czarodziejka zaproponowała wiersz... Cóż, Czerw mógł jedynie patrzeć i leżeć jak wryty w ziemię. Przynajmniej miał nad sobą wystarczająco kontroli, żeby nie rozdziawić pysku w szoku. Gdy skończyła, patrzył na nią jeszcze przez chwilę z niedowierzaniem, po czym wreszcie odezwał się.
-I ty tak... w minutę. Z biegu. Takie coś.– zaśmiał się -Hah, co do brzmienia, to jak dla mnie wszytko brzmi jak najbardziej dobrze. Immanorze, przerażająca z ciebie smoczyca, wiesz?– pokręcił łbem wydychając powietrze, po czym nagle na jego pysku zagościł zaczepny uśmieszek. Chyba powoli wychodził z szoku. -Jednakowoż... jednakowoż miałbym obiekcje merytoryczne- zachichotał. Tak. Już szok przeszedł. Pozostała sama akceptacja straszności smoczycy zwanej Ilką. -Też co do tej ostatniej zwrotki. Czas może i trwa wiecznie, jednak kończy się bardzo szybko. Często go brakuje. Wydaje mi się, że można podkreślić raczej właśnie to, tym bardziej, że wcześniej zostało powiedziane, żę czas jest darem.... hmmm... Chwila,... Darem... Darem... zegarem, gdyby tak... – zbliżył się do jeszcze pustego pergaminu, jakby ten posiadał tajemnice stworzenia -Głupi rym, ale eh, zawsze lubiłem rymy. Gdyby tak po prostu zakończyć zwrotkę słowem "darem"... Przypomina, że czas, w nieskończoności skończony, jest darem... zamysłił się, także skupiony. Słowa. Ciężkie sprawy.
Illianah
Kapliczka Ognvara
: 15 lis 2023, 22:44
autor: Prip
W miejscu kapliczki zjawiła się oto tajemnicza osóbka. Kompletnie przypadkowo. Niesiona wolą Monolitu zjawiła się tutaj wierząc, że takie było jej przeznaczenie. Rozglądała się dookoła przyglądając się nowemu otoczeniu. Szczerze było tutaj nawet urokliwie. Co prawda znajdowała się tutaj też kapliczka. Była z pewnością nieporozumieniem, bowiem od razu można było stwierdzić, że nie wychwalała ona woli Monolitu. To oznaczało, że jego dobroć jeszcze tutaj nie dotarła. Albo że tutejsi mieszkańcy odrzucają jego wole. To by jednoznacznie oznaczało, że wyznawcy wielkiego Monolitu powinni nieść śmierć tym, którzy przeciwstawiają się jego woli. Znaczy tak zazwyczaj bywało. Ktokolwiek protestował ten od razu ginął. Kto naruszał święte ziemie spotykał się z twardym i zdecydowanym oporem. Generalnie tak bywało na świętej ziemi. Prip była raczej typem kapłana. Osoby, która raczej próbowała uświadamiać, że droga Monolitu to prawa ścieżka. Nie tępiła mordowania oczywiście. Niosłaby ochoczo śmierć wrogą, kiedy tylko miałaby okazje. Tutaj była jednak na nowych ziemiach. Nie mogła się tak panoszyć. Była w gościach. Trzeba było zachować kulturkę. Wracając to generalnie krążyła wokół tabliczki próbując zrozumieć herezje kryjącą się za nią.
Yngwe
Kapliczka Ognvara
: 16 lis 2023, 15:21
autor: Pryzmatyczny Kolec
Motyw Muzyczny
....Tym razem spacer był inny. W powietrzu wisiała dziwna atmosfera, jakby cały świat zwiastował nadciągające wydarzenia. Spokojny, ale zarazem zimny wiatr, opatulał moje futro. Bladą twarz zasłaniały chmury, zaś me łapy zaprowadziły mnie tam, gdzie chyba nie powinny. Polana, której próg przekroczyłem, ozdabiał kamienny posąg. Czułem tutaj woń pewnej duszy, którą znałem z dawna. Kolejne kroki postawiłem na już zwiędłej polanie. Dopiero wtedy w moim zasięgu wzroku ukazała się nieznana smoczyca. Dziwna... Szarawa, z czymś na pysku. Stanąłem w połowie między granicą polany a bogiem Horgifell. Patrzyłem na nią, będąc przygotowanym do skoku i ucieczki, jeśli mi zagrozi. Milczałem, czekając na ruch samotniczki.
Prip
Kapliczka Ognvara
: 16 lis 2023, 15:57
autor: Prip
Po oględzinach w pewnym momencie zauważyła, że nie była tutaj sama. Było to do przewidzenia! W końcu była na zamieszkanych nowych ziemiach. Co prawda nie za bardzo się tym przejmowała. Wszak nie znała strachu. Jeżeli kres jej dni nadejdzie to oznaczać będzie, że pełniła wole Monolitu. Zasiądzie obok niego wraz z innymi poległymi braćmi. Dopóki żyła zamierzała zbadać to miejsce. Nowe terytoria dla Monolitu to i bezpieczniejszy Monolit. A go trzeba było ochraniać. Za. Wszelką. Cenę.
– Akh! Novoye litso! – Rzekła do napotkanego pisklaka. Niestety przez maskę trudno było wyczytać jej intencje. Dla niej było to jasne. Byłoby dziwne gdyby nie było. Wracając to Prip nie ruszała się z miejsca. Po prostu wpatrywała się w nieznajomego. – Za Monolit, brat moy! Poraduyemsya, chto po yego vole nashi puti pereseklis! – Rzekła siadając na zadzie. – Yego zovut Prip. – Wskazała na siebie. – a ty? Kak tebya zovut?. –
Yngwe
Kapliczka Ognvara
: 16 lis 2023, 23:34
autor: Pryzmatyczny Kolec
....Patrzyłem na samicę ze zdziwieniem na pysku. Nie słyszałem by ktoś tak mówił. Niby inny język, a zarazem tak podobny do naszego. Wyglądała strasznie w tej masce, a zarazem tak tajemniczo. Jestem ciekaw czy by pokazała swój pyszczek bez tej paski... Monolit? Jaki na Miętę monolit... Wziąłem głęboki wdech i jak nauczała mama, nie. Jak z tego co pamiętałem. Z tamtego Ciała, tamtego czasu. Patrzyłem na nią bez strachu. Lekko ugiąłem kark z szacunku.
– Witaj niesnana dusycko. – starałem się brzmieć poważnie. Miałem przecież dopiero, a raczej aż 4 ksiezyce. Nie mogę zachowywać sie jak totalne pisklę. Wskazałem łapą na siebie i lekkim uśmiechem, ponownie otwarłem pysk – Yngwe... – nie spuszczając gardy, lekko się rozluźniłem. Poprawiłem czworo skrzydeł, a mięśnie wyraźnie wróciły do swego naturalnego położenia. Nie widać po mnie było, że chcę uciec. – Co ty tu robic? To zrobić Ciocia Veir – wskazałem jednym z ogonów na posąg nie mego boga. Boga nie Tych Gwiazd i nie Tego Nieba. Widać w moich oczach było zmieszanie, patrząc na ten twór. Wewnątrz czułem walkę o swoje przekonania... Siebie ze wtedy i siebie z teraz
@prip
Kapliczka Ognvara
: 17 lis 2023, 11:54
autor: Prip
Wpatrywała się w pisklaka lustrując jego... nietypowe aspekty. Był stanowczo inny niż można byłoby przypuszczać. Co na Monolit mu się stało? Czyżby tutejsi mieli jakieś problemy? Tego nie wiedziała. To co wiedziała to to, że jedyny ratunek dla niego to oddanie się Monolitowi. On spełnia marzenia. Oczywiście nie takie o jakich myślimy. Ale te, których prawdziwie pragniemy. Czy on zatem żałuje wewnętrznie swojego losu? Czy może nie? Ciężko było jej stwierdzić. Dodatkowo mówił tym dziwnym językiem. Spotykała się już z nim. Co prawda w niekoniecznie miłych okolicznościach, ale spotykała. Zawsze się dziwiła, że inne smoki mogą w ogóle rozmawiać w inny sposób... co los z nimi uczynił? Dlaczego Monolit ich opuścił?
Oczywiście tylko część udało się jej zrozumieć. Co prawda i tak było to dużo jak na nią. Wszak będzie musiała się w przeszłości nauczyć mówić w ich gwarze.
– Ingve... u vas strannyye imena. – Stwierdziła przenosząc po raz kolejny wzrok na posąg. – tetya Veyr. Dolzhno byt', yemu ochen' grustno. Kogda nasha zhizn' ne napolnena Velikim Monolitom, eto privodit k otchayaniyu. Poetomu ona sdelala etu statuyu? Ona obratilas' k lozhnomu bogu? Pochemu? – Nie mogła do końca tego zrozumieć. Dlaczego sama Prip została obdarzona błogosławieństwem Monolitu, a wspomniana Veir nie? Być może Monolit nie może objawić się kiedy ktoś nie wie o jego istnieniu? To by dużo tłumaczyło... musi porozmawiać z tą Veir. – YA khochu pomoch' tvoyey tete. Gde ona? Mogut li oni s ney pogovorit'? YA khochu pomoch'. Uteshayte yeye. –
Yngwe
Kapliczka Ognvara
: 17 lis 2023, 14:33
autor: Pryzmatyczny Kolec
.... Główną parą oczu, patrzyłem w jej oczy, ukryte pod szarawą maską. Nie chciałem, by uciekły mi jej uczucia, co nimi przestawiała. Mniejsza patrzyła na jej ciało, to co ono mówi. Zaś mówiło więcej niż pysk. Rozterki, zdziwienia... Wiele emocji przedstawiało. Starałem się jakkolwiek poprawnie zachować, nie drażniąc jej. Niestety reakcja jej na moje imię była nietaktowna. Prychnąłem mimowolnie. Ponownie spojrzałem niechętnie na posąg. Słyszałem o wierze w niego i kulcie. Ciocia opowiadała trochę. Nie narzucała nic. Dawała wybór. Wziąłem wdech i ponownie przeniosłem wzrok na Prip:
– To być spoza. Nie To Niebo, nie Tych Gwiazd. Papcio mówić, ze ich jest pietnastu. Oni tu są. Mówic w świątyni o tam... Iść pośród nas, żywych... – pokazałem ogonem, kierunek, w którym znajdowała się świątynia naszych bogów. – Ciocia jest szczęśliwa. Ona nie urodzić się tu. Ona modlić się do Horg.. Hurgi... Ughh... Swego boga. – posadziłem kuper na ziemi. Owinąłem ogony wokół łapek i patrzyłem ze swoim stoickim, pisklęcym spokojem. Czułęm, że zły ruch sprowadzi problem więknszy niz pownno...
Prip
Kapliczka Ognvara
: 18 lis 2023, 19:49
autor: Prip
Prip nie drgnęła ani na moment. Słuchała uważnie to co mówi Pisklak. Próbując zrozumieć jak najwięcej. A to co zdołała zrozumieć kompletnie jej nie odpowiadało. Nie zamierzała uznawać wyższości jakiejkolwiek istoty nie będącej Monolitem. Nie obchodziło ją tym samym przejmowanie się nimi. Byli malutcy. Taka była kolej rzeczy. I taka była wielkość oraz wspaniałość Monolitu.
– Ne eto nebo, potomu chto nebo prinadlezhit Monolitu. Ne eti zvezdy, potomu chto zvezdy prinadlezhat velikomu Monolitu. Pyatnadtsat' mrazey, Odin Monolit Spasayet i raduyetsya. – Odrzekła niema oraz zimna maska. Zaraz potem obróciła łeb, aby pokazać namalowane czerwienią symbole. – Govoryat tam. I Monolit seychas razgovarivayet so mnoy. – Zaraz potem skierowała krok pod sam posąg. Przyglądnęła mu się po raz ostatni bardzo uważnie. Aby potem po prostu namalować na nim symbol przedstawiający Monolit oraz oko w jego wnętrzu. Czerwonym barwnikiem, którego użyła ze swojej torby. Zaraz potem po prostu skierowała swój krok w przeciwną stronę. Niosąc wole Monolitu. Monolit się radował. Ona się radowała. Monolit każe. Monolit prosi.
Yngwe
Kapliczka Ognvara
: 18 lis 2023, 23:29
autor: Udany Połów
Hjiga otumaniona dziwną atmosferą siedziała z daleka od smoków. Przerwała poszukiwanie kamieni czy cokolwiek co tam wcześniej zajmowało jej proste myśli i skupiła się na pani od Monolitu. Ciągle słyszała "Monolit", "Monolit" i "Monolit" jako słowo smocze. Reszta słów pochłonęła ją w innym sensie. Mówiła jak jej opiekun nocami. Nie rozumiała tego języka, ale niezaprzeczalnie miała z nim już do czynienia. Oczywiście jej myśli nie były na tyle rozwinięte, aby tak to skojarzyć. Kierowała się prostym instynktem, który miał gdzieś rację podobieństwa do swego opiekuna. Jej instynkt podpowiadał, że smoczyca jest dziwna. Zaś jej aura niepokojąca. Szeroko otwarte ślepia patrzyły na nią jak kruk informacyjny. Jej opiekun wiedział o jej uczuciach i zmartwieniach. Kto wie czy już tu nie zmierza. On albo ktoś inny. W każdym razie ona –
Mokra trawa zaszeleściła cicho pod wpływem jej kroków. Nim się obejrzeli podeszła od prawej strony pisklęcia. Poruszała się na czterech kończynach, jak wszystkie żyjące w tym świecie czteronożne stwierdzenia. Przykucnęła przy Yngwe i otarła się głową o jego bark mrucząc cichutko. Młody mógł słyszeć zmartwienie w jej głosie.– Mruceme. Wruuucymy grruuotaa. Naa neEee. – próbowała mu przekazać prosty komunikat o powrocie do groty. Czy pisklę pojmie znaczenie łagodnych jęków mamuny?
@Prip @Yngwe
Kapliczka Ognvara
: 22 lis 2023, 0:14
autor: Pryzmatyczny Kolec
....Wsłuchiwałem się w jej słowa. Zdania, które w jakiś sposób bulwersowało moje małe jestestwo. Czułem, że to co mówi, tutaj jest Herezją. Wpatrywałem się w nią ze swoim miły, standardowym uśmiechem, zniekształconym przez pisklęce ciało i uczucia. Starałem ukryć się co czuję do niej. Milczałem, lekko gryząc język. Chciałem coś powiedzieć. Niestety Ona była silniejsza, starsza. Nawet otwarłem pysk, gdy tylko pojawiła się martwiona Hijiga. Spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem. Otarłem lico o jej łapkę. Widziałem jej zmartwienie, potarłem nos o rękę z uśmiechem i spokojem. Tego mi było trzeba w tej sytuacji. Osoby, która mnie sprowadzi na poprawne tory
– Mhm, Papcio bedzie siem martwic... Skoda, ze go tu nie ma... – przeniosłem wzrok na nią z lekkim uśmiechem. Miałem mętlik w głowie. Nie mym wyznaniem monolit, nie jego miejsce pod Tym Nieboskłonem. Zza chmur wyjrzało białe świata Immanora. Czy to znak? Czy tylko zrządzenie losu w tym ciepłym, ale pochmurnym dniu? – Monolitu nie znac... Znac, widziec i czuc To Niebo, Te Gwiazdy... – czułem potrzebę ponownego spojrzenia w Ich kamienne oczy. Tam wtedy zawsze znajdowałem wieczne ukojenie... Tam czułem kwiat...Tam... Ja... Mogłem poznać jej wiarę i historię. Nie zagości pod mym sercem. Nie rozpali żaru wmiecionego Uessasem. Na Bogów, Miętę... Czułem, że nie powinienem tutaj być. Zrobiłem ostrożny krok w tył, nie spuszczając jej z oczu. Wolałem nadal mieć ją w zasięgu. Muszę wiedzieć więcej. Muszę mieć opcję retoryki...
Prip Przeświadczenie Dobrobytu
Kapliczka Ognvara
: 22 lis 2023, 23:01
autor: Prip
Prip nie za specjalnie zwracała uwagę na przybyłego kompana. Kapłanka i tak stwierdziła, że to co miała zrobić to zrobiła. Ruszyła zatem przed siebie. Musiała ogarnąć sobie jakieś miejsce do tym czasowego bytowania. Generalnie raczej ograniczy się to do jakiegoś dołu czy innej dziury. Nie spieszyła się za bardzo, traktując to wciąż jako spacerek. W każdym razie nie miała po co się śpieszyć. Powoli oraz na spokojnie opuściłaby to miejsce. Niosąc wolę Monolitu! Za Monolit!
// zt
Yngwe Przeświadczenie Dobrobytu
Kapliczka Ognvara
: 25 lis 2023, 20:56
autor: Osąd Gwiazd
Prędzej czy później Siderus natrafiłby na to tajemnicze miejsce kultu. Nawet jeżeli ktoś się tu znajdował, otrzymałby od smoka jedynie zdawkowe kiwnięcie łbem na przywitanie, gdyż cała jego uwaga skupiła się na konstrukcji.
Kolejny pomnik. Ten jednak o wiele lepiej ozdobiony niż jakikolwiek inny ze Świątyni. Do tego oznaczony tajemniczym symbolem, którego znaczenie zdawało mu się umykać.
Przymrużył ślepia, czytając runy wyryte na tabliczkach.
Bóg Czasu. Ognvar. Nie znał go. Czyżby kolejny z nowych bogów?
Wibracje maddary zawirowały w powietrzu, gdy górski smok wysłał telepatyczną wiadomość do swojego stada.
Kapliczka Ognvara
: 26 lis 2023, 18:46
autor: Osąd Gwiazd
Fałszywy bóg. Wolne Stada nie były miejscem dla takiego jak on.
Ni stąd, ni z owąd, samiec rozwarł pysk i zalał pogańską kapliczkę księżycowym ogniem. Blask uderzenia rozświetlił okolicę, odbijając się od jego fioletowych łusek, mieniących się niczym gwiazdy na nocnym niebie. Cały pokaz świetlny rozgrywał się na jego ciele, jakby posypano je brokatem.
Gorejące języki ognia pożerały barwy, jakimi naznaczono kapliczkę, przyoblekając całość w jednolitą smolistą czerń. Część ozdób przemieniła się w popiół, inne zaś topiły się od żaru smoczego oddechu. Te, które pozostały, jaśniały gorącem, będąc w stanie poparzyć każdego, kto by pokusił się ich dotknąć.
Tak oto pośród ciemnej gwieździstej nocy, blask księżyca rozjaśniał na ziemi. Odbijał się w ślepiach fioletowego smoka, spoglądającego z pełną pogardą na miejsce plugawego kultu. Staranne żłobienia i tekst tablicy, zniekształcone w księżycowym ogniu. Jedyne co pozostało to czarna sylwetka, której rysy ciężko było odczytać.
Nie zamierzał jednak na tym poprzestać. Potężnymi zamachnięciami ogona uderzał w osłabiony kamień, krusząc czarne kończyny i obalając pomnik na ziemię. Złote szpony łap zaciskały się na kamiennym wężu, łamiąc go na kawałki z każdym mocnym szarpnięciem. Wszystko inne, czego przewrócić nie zdołał, naznaczył szramami po cięciach pazurów, jak niedźwiedź znaczący swój teren na jakimś nieszczęsnym drzewie.
Dokończywszy dzieła, wojownik uniósł w łapie osmalony, kamienny łeb fałszywego boga, po czym wybił się z ziemi. Uderzenie skrzydeł wzbiło tumany gorącego popiołu w powietrze, a sam smok zniknął po chwili na tle gwieździstego nocnego nieba.
KAPLICA OGNVARA LEŻY W GRUZACH.
Jakże wspaniała myśl. Jakże wspaniały fakt. Nikt nie będzie stawiał pomników fałszywych bogów, gdy on ma coś do powiedzenia. Ani na Terenach Wspólnych, ani na terenach jego własnego stada.
// zt
Kapliczka Ognvara
: 08 gru 2023, 20:50
autor: Ołtarz Wyniesionych
Piękny dzień, ptaki ćwierkały, śnieg padał w najlepsze, a Veir była prawdopodobnie jedyną osobą, której tak surowa zima się podobała. W końcu czuła się jak w swoich rodzimych stronach! Nadal było nieco zbyt łagodnie jak na jej gust, ale darowanej zimie nie zaglądało się w śnieżną zaspę.
Sakralna uznała ten dzień za idealny na odwiedzenie swojej kapliczki, zwłaszcza, że przydałoby się tam trochę poodgarniać śniegu, może to jakoś ładnie zabezpieczyć i tak dalej. W końcu wszystko zaczęło Veir wychodzić, to też humor miała naprawdę dobry jak na nią. Na jej wiecznie neutralnej twarzy prawie można było zauważyć jakiś uśmiech. Vaencair się wybudził, jej partner został przywódcą, a Mahvran oddała mu władzę nad stadem. Lepiej być nie mogło, a to oznaczało, że za to może być tylko gorzej. Kapliczka została zdemolowana, ale horgifellijka nie wiedziała o tym.
~ Gheino? Jestem przed Dziką Puszczą, miałabyś ochotę odwiedzić ze mną kapliczkę? Pokazałabym ci jak wygląda i przeczytałabym poezję, którą tam znalazłam. Może zaproszę kogoś jeszcze. Przy okazji opowiesz mi, jak ci idą twoje nauki. – Przesłała mentalnie do Ostrej Jazdy. Wzięła ze sobą materiały na herbatę, to też surowa zima nie powinna im za bardzo dolegać. Rozgrzeje ich brzuchy. Na Veir czekała jeszcze jedna niespodzianka, bo też nie zdawała sobie sprawy, że Gheina została bardzo pokaleczona przez ludzi.
~ Arel? Miałabyś może wolną chwilę? By pogadać? Będę niedługo przy kapliczce, zabiorę swoją uczennicę. Zabrałam też herbatę, gdybyś miała ochotę. – I chwilę później przesłała także wiadomość do umysłu Powrotów Słońca. Razem odrestaurowywały tę kapliczkę! Można powiedzieć, że prawie była wspólna. Veir oczywiście nie oczekiwała, że obie samice porzucą wszystko, żeby tylko do niej dotrzeć. Jak nie dzisiaj, to jutro. Sakralna miała teraz dużo czasu, odchowała większość swoich dzieci, Vaencair był już nieco większy, zapasy na zimę zostały zebrane. Ponownie, było zbyt pięknie, by ten stan utrzymał się dłużej. Nieświadoma wszystkiego Veir powoli grupowała rzeczy w swojej torbie, materiały na herbatę, kadzidła, upewniała się, że wzięła kawałek poezji, który zostawiono pod kapliczką. Co jakiś czas wyglądała, czy któraś z zaproszonych smoczyc zjawia się na horyzoncie.
Powroty Słońca, Ostra Jazda