Strona 2 z 31

: 08 lut 2014, 16:21
autor: Esencja Przeszłości

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Czekałam, aż młode zejdą z mojego grzbietu. Wiedziałam, że to będzie dla nich wazny dzień. Zapoznają się nieco z otoczeniem, a także chłodem, ale, aby nie narażać młode na całkowite wyziębienie, zwłaszcza, że były niedojrzałymi organizmami, stworzyłam na ich ciałkach przejrzystą i elastyczną błonkę, przepuszczająca powietrze, ale utrzymującą stałą ciepłotę ciała. Otrząsnęłam się lekko i przysiadłam wygodniej, patrząc na maluchy czarnymi ślepiami. Uśmiechnęłam się leciutko pod nosem.
Dzisiaj się pouczymy, musicie nauczyć się żyć w tym świecie. Ale, nim poznacie zasady panujące w ów świecie, lepiej będzie, jak przyswoicie sobie bieg, który ułatwi wam przemieszczanie się – przemówiłam swym cichym, tym razem łagodnym głosem.
Jak widać, uwolnienie się od źródła ciągłego bólu znacznie ułatwiało mi egzystencję, ale... nie było tak, jak niegdyś.
Aby móc biegać, musicie przyjąć odpowiednią postawę – zaczęłam ponownie cichym głosem i wstałam z zadnich łap, stając na wszystkich czterech. – Spójrzcie – poleciłam.
W tym czasie rozstawiłam lekko łapy i ugięłam je w kolanach, jednak nie za mocno. Szyję obniżyłam i wysunęłam, tak, że tworzyła jedną linię z kręgosłupem. Ogon, rozluźniony, uniosłam, że dopełnił to wrażenie. Skrzydła złożyłam szczelniej, dociskając je do boku.
Teraz wy spróbujcie i ruszcie do przodu, przebierając łapkami tak, jakbyście chodzili, z początku wolno, potem nieco szybciej – zamruczałam jeszcze i skinęłam na nich.

: 08 lut 2014, 18:23
autor: Świt
Biały pisklak miał bardzo dziwne uczucie. Jakby wlazę w wielką pajęczynę i się cały nią pooblepiał. Zaczął instynktownie próbować ją z siebie zdrapać. Z łap, łba czy ogona. Wyglądało to jakby miał pchły, a to była tylko ta dziwna otoczka z maddary, która zapełniała mu jakieś tam ciepło. Po wielu nieudanych próbach w końcu przestał się obdrapywać. Jego siostra też wiedziała, że jej brat nie cierpił pajęczyn. Choć nie było widać ich na łusce to uczucie go bardzo irytowało.
Gdy w końcu zwrócił uwagę na dużą smoczycę usłyszał coś co bardzo go interesowało. To słowo klucz zawsze przyciągało jego uwagę, nauka.
– Biegać? – powiedział cicho od siebie. Raczej nikt nie był w stanie dosłyszeć, że się odezwał.
– Postawa? – kolejne słowo które wydało mu się ważne powiedział pod nosem.
Nie zostało mu nic innego jak ustawić się tak jak mama. Pierwsze co zrobił to przestał leżeć na śniegu. Wstał i przypatrywał się dość mętnym wzrokiem postawie jaką miał sam przybrać. Wszystko chwilowo wydało mu sie tak dziwnie sztucznie, nienaturalnie ułożone. Przekrzywił lekko łeb na prawo. Jaskółka widziała zapewne, że się zainteresował jednak dla Esencji mogło to wyglądać jakby samczyk miał zaraz zasnąć. Zaczął udeptywać pod sobą śnieg jakby zamiast przybierać postawę wskazana przez mamę, nieumiejętnie robił sobie miejsce żeby się położyć. Jednak Świt powoli oceniał jak dokładnie ma rozstawić łapy. Nie zamierzał tam wywinąć szpagatu. Gdy już uporał się z odległością, która była według niego idealna, z ugięciem łap nie miał już takich problemów. Z ułożeniem łba w linii grzbietu. Gorzej było ze skrzydłami i ogonem, bo zazwyczaj nie musiał ich kontrolować, co nie znaczyło że nie umie. Zajęło mu trochę ogarniecie tego. W końcu ogon posłusznie znalazł się też tak jak być miał. Skrzydła cały czas kurczowo przyciskał do boków. Nie był to szczyt jego możliwości, ale bułką z masłem to też nie było.
Miał teraz iść w tej dziwnej postawie. Mama każe to dzieci posłusznie robią. Spróbował ruszyć. Dał jedną łapę do przodu pilnując żeby cały czas choć lekko była ugięta. Potem druga. Nie było tak źle. Zaczął chodzić w koło Esencji w kółko swoim ślimaczym tempem. Właściwie to nieznacznie przyśpieszył. Cały czas kontrolował wszystkie ruchy swojego ciała. Do biegu było to daleko. Nadawało się na powolny spacer.

: 08 lut 2014, 18:54
autor: Jaskółka
Jaskółka od razu skupiła całą uwagę na sensie słów, które wypowiadała matka, a także na tym, co im pokazywała. Z uwagą ułożyła swoje ciało na wzór Maddary, co rusz zerkając to na nią, to na siebie, wciąż z niezmienną, kamienną miną.
Podreptała chwilę w miejscu, by się rozluźnić, po czym ugięła lekko łapy. Strzepnęła skrzydłami, gdy te nie chciały się układać, po czym złożyła długie ramiona przyciskając je ciasno do boków, złożone na trzy. Ogon był trochę cięższy do ułożenia – był strasznie długi i nie chciał się cały podnieść, gdyż jego biczowata końcówka z uporem opadała na ziemię. W końcu uniosła go względnie wysoko, po czym zniżyła łeb, wyciągając długą szyję przed siebie.
Zaczęła przebierać łapkami, zwyczajnie, jakby szła. Przyspieszenie przeniosło ją do spokojnego truchciku, w którym automatycznie starała się zachować rytmikę małych podskoków. Ciężko jej było nie zerkać pod łapy i choć bardzo starała się tego nie robić, to co jakiś czas jej wzrok uciekał w dół. Mama kazała przyspieszać, więc Jaskółka przyspieszała – w pewnym momencie jej rytm zmienił się dość naturalnie i, sama nie wiedząc kiedy, zaczęła biec na trzy takty. Wybicia przy odbiciach od ziemi sprawiały, że jej długie ciało falowało jak flaga na wietrze.

: 08 lut 2014, 19:29
autor: Esencja Przeszłości
Z uwagą obserwowałam młode, przysiadając w śniegu. Były na tyle małe, że miały dosyć sporo miejsca na bieg, by nie przejmować się tym, że się nie pomieszczą.
Patrzyłam czarnymi ślepiami, jak przybierają pozycję, którą im pokazałam, a na moich gadzich wargach odmalował się nieznaczny uśmiech. Kiedy ruszyły do przodu, skinęłam lekko głową.
To teraz skręcanie. Aby skręcić, musicie przechylić się lekko w stronę skrętu, wyginając delikatnie ciało w łuk, zaś ogon odbija nieznacznie w przeciwną stronę. Pamiętajcie o tym, aby skrzydła mieć zwinięte, a ogon dostatecznie rozluźniony – mruknęłam cicho, nachylając lekko głowę w ich stronę.

: 11 lut 2014, 10:15
autor: Jaskółka
Zauważyła, że przy biegu lekka końcówka jej ogona sama unosiła się do góry pod wpływem rozpędu, co bardzo jej pomagało. Usłyszała, jak mama daje im nowe zadania. Wpierw przeanalizowała ich treść – miała przed sobą jeszcze kawałek, nim dotrze do przeszkody w postaci drzewa, a chciała wszystko zrobić na raz i dokładnie. Lekko też zwolniła. Skręcamy w tą, ogon w tą, ciało w tą, łapy pewnie pójdą tak...
Jaskółka przeniosła myśli do rzeczywistości. Wygięła swoje ciało w mały łuczek w lewą stronę, tym samym odbijając ogonem w prawą. Starała się tak jakby zagarniać ziemię od wewnętrznej strony skrętu, by choć lekko zacieśnić półkole, które właśnie obiegała.
Nie zapomniała też o pozie. Wciąż myślała o tym, by mieć ściśnięte skrzydła, uniesiony luźno ogon, ugięte łapy. Nic jej nie mogło umknąć.

: 11 lut 2014, 18:37
autor: Świt
Gdy Jaskółka już w miarę normalnie biegała, jej brat właściwie jeszcze truchtał. Niby robił jakieś tam kółka. Jednakże nie wymagało to od niego żadnej wiedzy na temat zakrętów ponieważ biagł zbyt wolno. Malec westchnął w głębi siebie. Nie mógł zostawać w tyłu. Były wtedy zbędnym bagażem dla siostry. Nie chciał aby tak było. Postanowił przestać trzymać się matki i ruszył prosto przed siebie, o wiele szybciej niż wcześniej. Teraz przypominało to właściwie bieg, a nie chodzenie w miejscu. Jednak po chwili zwolnił. Esencja zaczeła wydawać im kolejne instrukcje a malec wolał ich posłuchać. Cały czas pamiętał o stosownej pozycji. Łapy miał czały czas ugięte. Nie zabardzo wiedział dlaczego tak, ma być, ale się sprawdzało. Do tego pamiętał o skrzydłach cały czas złożonych. Poza tym ogon. W pełnym pędzie co prawda nie było z nim zbyt dużych problemów, jednak i tak go pilnował. Ponad to trzymał łeb uniesionyrowno z linią grzbietu.
Ich mama zaczeła wydawać kolejne instrukcje więc Świt zwolnił powoli a w końcu się zatrzymał, aby w spokoju jej wysłuchać.
Malec miał w pełnym biegu wyginać ciało w stronę skrętu i przechylić. Ogon miał mieć swobodę ruchu.
Biały samiec ruszył powoli do przodu, przyśpieszając szybko. Gdy osiągnął ostatnie tępo przeszedł do aktualnego ćwidzenia. Tak jak jego siostra wybrał skręt w lewo. Gdy tylko przechylił się w tą stronę poczuł, że dzieje się coś niepokojącego. Trochę spanikował, lecz pomimo wszystko jego ciało wygieło się w ten łuk a ogon zrównoważył całe jego przedsięwzięcie tak, że udało się mu z względną łatwością powrócić do pionu. Udało się to w pełni dlatego że instynkt samozachwawczy poinstruował jego ciało jak się nie wywalić.
Po chwili malec spróbował skrętu w prawo. Ten drugi raz był o wiele prostszy. Co prawda strach był nadal, ale o wiele mniejszy tak, że pisklak był w pełni świadom tego co robił.

: 12 lut 2014, 21:27
autor: Esencja Przeszłości
Jaskółka, jak zauważyłam, jako pierwsza zabrała się do wykonywania ćwiczenia, dlatego też skupiłam na chwilę na jej małej, czarnej sylwetce uwagę, zaraz jednak przeniosłam ślepia na białego samczyka i trąciłam go lekko nosem, gdy ten nadal truchtał dookoła mnie z pobłażliwym uśmiechem. W końcu i on zabrał się do pracy, dlatego też poruszając miarowo ogonem śledziłam ich bieg i skręty. Skinęłam lekko łbe.
Bardzo dobrze, to teraz ostatnie ćwiczenie – przemówiłam swym cichym głosem i stworzyłam trzy drewniane kije oddalone od siebie o około pół ogona, może mniej, ustawione w jednej równej linii.
Waszym zadaniem jest skręcać pomiędzy nimi, najpierw w prawo, omijając pierwszy słupek, potem w lewo i tak dalej, spróbujcie – rzuciłam i kiwnęłam ku nim, że mogą zabrać się do dzieła.

: 12 lut 2014, 22:38
autor: Jaskółka
Jaskółka od razu zabrała się za ćwiczenie. Obiegła luźne kółko wokół toru, by zacząć od strony bliżej matki. Nie zatrzymując się, pobiegła umiarkowanie szybkim, trzytaktowym biegiem w stronę pierwszego słupka. Wykręciła ciało w lewo, odbijając ogonem na prawo, jednocześnie przypominając sobie o pozie: zacieśniła trochę skrzydła, które przy truchciku rozluźniła, a przy wyrzucie ogona w bok uniosła go tym samym na wysokość bioder. O łapach już mogła zapomnieć, ich ugięcie zaczęło być dla niej naturalne jak oddychanie. Gdy dobiegła do miejsca, gdzie zrównywała się z pierwszym kijkiem, zmieniła ustawienie ogona i ciała na lustrzane. Uważnie obserwowała odległości – będąc dokładnie na linii słupków, w połowie drogi między nimi, znów odbiła i znów zmieniła kierunek: zaczęła robić półkole w prawo, wyginając w tą stronę ciało, a ogon odchylając na zewnątrz. Mniej więcej w tym samym miejscu co przedtem, między drugim a trzecim kijkiem, znów odbicie, ostatnie już – znów dokładne lusterko pozy. I voila. Koniec toru.
Podbiegła do mamy żywym sprintem i zwolniła przed nią tylko troszkę, by móc wbić się z wesołym rozpędem w miękkie futro mamy na piersi. Przysiadła sobie potem obok niej, zakopując grzbiet w puchu. Czekała na jeszcze tylko na brata. Gdy znalazł się w pobliżu, uniosła w górę łepek i postanowiła poświęcić się i wydać z siebie ten dźwięk, mimo że tak bardzo nie lubiła mówić.
Dziękujemy~! – pisnęła wesoło swoim lekko chrapliwym głosem.

: 13 lut 2014, 1:15
autor: Świt
Młody samiec poczekał ponieważ jego siostra zaczęła już wykonywać ćwiczenie. Przyglądał jej się z ukrywaną ciekawością.
W końcu przyszła jego kolej. Tak więc ustawił się na przeciwko tych powstałych znikąd trzech kijów. Przybrał postawę której nauczyła go wcześniej matka. Dokładnie rozstawił i ugiął łapy. Przycisnął skrzydła do boków, a także utrzymywał ogon i łeb w odpowiednim ułożeniu. Gdy wszystko wreszcie było gotowe ruszył do przodu. Pierwszy kij miał po swojej prawej. Gdy był już blisko nieznacznie zwolnił. Wygiął soje ciało w łuk i przechylił lekko w prawo dając ogonowi lekki luz. Dzięki temu zakręt wyszedł bardzo sprawnie. Zaraz po nim wyprostował się. Miał po swojej lewej kolejny kij do ominięcia. Tym razem powtórzył całą sekwencje z drobną zmianą. Ciało wygiął i przechylił w lewo, a ogon powędrował dobrowolnie w prawą stronę. Na koniec właściwie okrążył ostatni kijek robiąc dość długi skręt w prawo. Powrót był już prosty. Jeden skręt mijając kijek z lewej i jeden mijając z prawej. Potem prosty trucht z powrotem do mamy. Zwalniał powoli tępo, aż znalazł się koło siostry.
On tylko lekko się uśmiechnął na początku ale Już razem powiedzieli.
– Dziękujemy.

: 14 lut 2014, 11:20
autor: Esencja Przeszłości
Uśmiechałam się pod nosem patrząc na swe najmłodsze pociechy. Żałowałam tylko tego jednego, co mnie ominie wraz z ostateczną decyzją. W sumie ta została już podjęta, ale...
Widząc, jak Jaskółka pędzi ku mnie, lekko otworzyłam ramiona skrzydeł dla zachowania równowagi i wygięłam szyję, czekając, aż malutka wpadnie w moje objęcia. Zniżyłam głowę i liznęłam córeczkę za lewym uchem, a zaraz zgarnęłam też bardziej nieśmiałego samczyka, pocierając nosem o jego polik. Zamruczałam cicho, a następnie pozwoliłam im na swobodę. Nie każde młode lubiły czułości, moje szczególnie, chociaż były... trzy wyjątki?
Spojrzałam na maluchy, przekrzywiając łeb.
Może teraz dowiemy się czegoś o świecie. Co was najbardziej interesuje,maluchy? – przemówiłam swym cichym głosem.

: 14 lut 2014, 11:31
autor: Jaskółka
Jaskółka zaśmiała się cicho pod nosem i wtuliła łepek w ramiona, gdy mama liznęła ją za uchem. Łaskotało! Wwierciła się jeszcze trochę w puszyste futro mamy, po czym uniosła w górę łepek. Patrzyła na przez chwilę na pysk mamy z tej dziwnej perspektywy, przy czym zaczęła rozmyślać. Czy ona chce coś wiedzieć? Na pewno chce coś wiedzieć! Ale trzeba przecież liczyć słowa. Co jest najważniejsze? Jaskółka zgubiła się na chwilę we własnych myślach, rozważając możliwości.
Gdzie jesteśmy? – rzuciła.
Po chwili zastanowienia uznała, że pytanie zabrzmiało dość głupio. Cóż. Nie chciała się poprawiać. Nie lubiła mówić. Miała tylko nadzieję, że mama zrozumie jej pytanie.

: 16 lut 2014, 15:39
autor: Świt
Świt nie chciał zalewać matki masą pytań. Póki co starczy jedno od Jaskółki. Z resztą to ona zawsze była ciekawska. Jego to po prostu interesował. Czasem mniej, aczasem bardziej. Postanowił wysłuchać odpowiedzi, bo zawsze, każda wypowiedź może nieść ze sobą coś ciekawego. Dlatego odzywał się, gdy pytanie było skierowane bezpośrednio do niego. Zazwyczaj po prostu słuchał. Siedział tak , prawie jak biały posążek smoka patrzącego gdzieś tam w górę, w pysk Esencji. Czekał na odpowiedź.

: 16 mar 2014, 11:50
autor: Złamany Kolec
Chropowata była całkowicie przeciętnego wzrostu przez równoważące się geny drobnych drzewnych i sporych górskich, ale tak czy siak dostanie się do zagajnika drogą lądową było trudny zadaniem. Pytaniem było więc czemu nie posłużyła się skrzydłami zamiast się przecierać przez gąszcze? Ona sama to pytanie zadała sobie dopiero pod koniec trudu akurat w momencie, gdy wreszcie ponownie zyskiwała większy pole manewru i możliwość wykonania łapą uderzenie w swój łeb karą za idiotyzm. W końcu jednak dostała się do zagajnika i przysiadając na jego krańcu po prostu oczekiwała ognistej czarodziejką, która zgodziła się ją uczyć.

: 16 mar 2014, 12:49
autor: Niegasnąca Iskra
Zjawila sie, nawet dosc szybko. Jakby znajdowala sie na terenach wspolnych. Wroc, jakby znajdowala sie wlasnie w okolicach tego miejsca. Dostrzeglwszy smoczyce, ktora miala uczyc, usmiechnela sie, przyspieszajac nieco swoj krok. Nie zeby szla wolno, ale wczesniej szla marszobiegiem, teraz przeszla do klusa. Niemniej jednak, 2 ogony od Chropowatej, zwolnila do marszu. Nie chciala jej przexiez obsypac.Snieg na luskach nie jest fajny. – Witaj, Chropowata, czyz nie? – zapytala retorytycznoe, usmiechajac sie. Jej miano musiala znac, w koncu wezwanie do niej trafilo, dlatego tez tylko skinela glowa. Nie przedstawiala sie. Moze to byl gest przywitania spoznionny, albo wiadomosc niema, "Tak, to ja" – To co zaczynamy? – mrugnela do niej okiem, dodajac. – W takim razie mnie zaatakuj. Pamietaj, ze najsolilniejsze sa ataki blizej przeciwnika – po tych slowach, oddalila sie na kilka krokow do tylu.

: 16 mar 2014, 19:34
autor: Złamany Kolec
Widząc czarodziejkę zerwała się na łapy by z uśmiechem przytaknąć jej zarazem w powitalny i potwierdzający sposób. Dość głęboko i staranie czując szacunek do smoczycy, bo choć może nie należała do starszyzny wodnych to nie robiło jej różnicy. Zawsze czuła respekt do dużo wyższych rangą i poza tym fakt, że była ognistą oraz zgodziła się ją uczyć mimo stosunków stadnych jeszcze zwiększał te odczucia.
-Tak to ja, dziękuje za przybycie- odparła w roztargnieniu ponawiając gest, a po zasłyszanej uwadze zaraz dodała -już się biorę to roboty.– Tak też postąpiła bez zwlekania przystępując do oczyszczenia umysłu z niepożądanych myśli i odczuć by następnie już skupiona zacząć wyobrażać swój twór. Kierując się uwagą nauczycielki zamierzała stworzyć mający się pojawić dość blisko celu atak, ale wracając do jego samej postaci była nim kula wrzącej wody. O średnicy trzech szponów i w całości wypełniona bulgocącą cieczą miała się pojawić nieco nad głową czarodziejki w odległości jednej czwartej ogona. Zlatując na nią pod kątem jej zdaniem było uszkodzić ślepia i oparzyć pysk oraz ewentualnie jego okolice, w tym też celu oczywiście nadała wodzie wysoką temperaturę choć nie przesadzając na tyle by zaraz po pojawieniu natychmiast wyparowała. Właściwie czasu na to i tak powinna mieć niewiele, bo adeptka starała się sprawić by natychmiast po pojawieniu mimo małej odległości atak poleciał z sporą prędkością ku celu skracając jak najbardziej czas na obronę choć wiedząc, że ognista sobie z nim bez problemu poradzi. Nie zmieniało to faktu, że powinna była się postarać. Tak czy siak po tym ostatnim szczególe zaczerpnęła z źródła potrzebnej do wyobrażenia ilości manny po czym tchnęła następnie z uwagą obserwując.

: 16 mar 2014, 22:26
autor: Niegasnąca Iskra
Niegasnaca czekala cierpliwie, az Chropowata sie odpowiednio przygotuje. Korzystanie z maddary podczas furii, niespokojnych mysli, i tak dalej, i tak dalej, moze byc niebezpieczne. Kiedy tylko dostrzegla lecaca kule, postawila przed soba tarcze. Pokolista – chroniaca i jej przod, a takze i jej barki. Tak na wszelki wypadek. Z racji, ze wodna zastosowala cieplo, jej tarcza miala byc zimna. Konkretnie, woda o minusowej temperaturze. Od wewnatrz zas miala byc pokryta warstwa diamentu.
***
Chwile pozniej poslala w kierunku prawej, przedniej lapy – na wysokosci kolan – sopel z lodu. Zmaterializowala go w polowie drogi miedzy nia a Chropowata. Jej twor mial sie wbic w cialo smoczycy przerywajac tkanki, a wczesniej luski oraz skore. Lod mial przymrozic to i owo.

: 17 mar 2014, 22:20
autor: Złamany Kolec
//Dla upewnienia: atak i obronę pisać w jednym poście?

Po spostrzeżeniu tworu Iskry szybko się wzięła za nieco przypominającą atak obronę. Zamierzała bowiem wysłać w kierunku sopla kule lawy, tak aby jej tor lotu doprowadził do zderzenia obu obiektów. Twór miał mieć takie same wymiary co powszedni, dlatego też z średnicą trzech szponów, ale wypełniony jak wcześniej było wspomniane jarzącą się pomarańczowym blaskiem lawą. Właściwość obiektu były mniej więcej dopasowane do formy naturalnej choć w miarę możliwości starła się nadać jemu jeszcze wyższą temperaturę – wszystko po to aby kolec po wbiciu na miejscu się stopił. Potem, jeśli wszystko poszło by zgodnie z planem kula po wykonaniu zadania powinna stracić prędkość i upaść po między smoczycami nie czyniąc nikomu krzywdy choć szanse na istnienie tego scenariusza było nikłe, gdyż i tak zamierzała odciąć jej po wszystkim manę. Teraz jednak ją oczywiście tchnęła.
***
Później widocznie przyszła pora na jej kolei. Wyobraziła więc sobie dwa kolce, oba identyczne z tymi samymi zadaniami i jedyną różnica był ich umiejscowienie, ale nie gdzie, tylko z której strony. Obiekty miały pojawić się po jednym, z obu boków nauczycielki. Wykonane z kamienia, dość łagodnie się zwężające i o smukłej budowie choć w miarę wytrzymałe miały się w bić w boki smoczycy czyniąc oczywiste szkody. Całość wykonać równocześnie jednym szybkim ruchem, wystrzeliwując pod kątem czterdziestu pięciu i gdyby będąc dłuższe w jakimś momencie się krzyżując. Nie było to raczej planowane, bo ich zadaniem było jedynie zwykłe dźgnięcie, a przynajmniej w wyobrażeniu. Gdy wszystko raczej było gotowe ponownie przelała maddare w twór.

: 18 mar 2014, 13:00
autor: Niegasnąca Iskra
//Yes ;P a tak z innej beczki. nie będzie to dla Ciebie wielki problem, gdybyś MA i Mo oddzielała spacją, gwiazdką :D O wiele lepiej czyta się coś takiego ^^ xD

Dość ryzykowny sposób, ale jednak poprawny. Bo lawa bardzo szybko zneutralizowała kulę lodu. Teraz to ona musiała się obronić. Wybrała najlepszy sposób. Otoczyła się kopułą, a może i bańką, no czymś co było niewidzialne, i odporne na kamień. Na kamienne ataki, konkretnie. Może diament, może coś trwalszego? Sam twór nie mógł jednak pęknąć po wpływem uderzenia, skruszyć się ...
***
Kiedy tylko się obroniła, zaatakowała. Posłała w kierunku podmuch. Bardzo, bardzo, zimny. Został zmaterializowany 4, może nawet i 3 metry, od celu. Celu, czyli adeptki. A wiadomo co robi zimne powietrze, czyż nie? I to właśnie było zawarte w ataku Niegasnącej Iskry.

: 18 mar 2014, 21:31
autor: Złamany Kolec
//Już się robi :P A i jeszcze mam jeszcze jedno pytanie: życzysz sobie bym wpisała Iskrę w rubrykę "Mistrz"?

W pierwszym momencie i właściwie trochę schematycznie mimo dopiero drugiego podejścia zamierzała stworzyć gorący podmuch by ten w kontakcie z zimnym razem się jakoś wyrównał. Nie zbyt pewna, bo nie miała o tym zbytniego pojęcia, czy jednak nie wywoła to jakiegoś tornada zrezygnowała tworząc po prostu coś innego. Obroną miała być bariera z bliżej nie określonego materiału, ale trochę przypominającą na pierwszy rzut oka szkło ze względu na swoją przezroczystą postać. Jednak do najważniejszych właściwości należała skuteczna izolacja, ale oprócz tego stabilna struktura i wytrzymałość na wysokie temperatury. Nie dołączyła jednak do tego przepuszczalność powietrza nawet tego normalnego uznając, że te które w sobie pomieści ochrona powinno na tą chwilę wystarczyć. Kopuła, bo ten kształt miała przybrać bariera nie była specjalnie duża, ale wystarczająca dla jednego smoka i pojawić się tak by ten znajdował się dokładniej w jej środku. Ostatnio co określiła to jej grubość, a dokładniej około pięciu łusek by tchnąć następnie w gotowy twór maddare.
***
Teraz wyobraziła sobie metalową obręcz. Miała się pojawić na pysku nauczycielki rozciągając się od nozdrzy do początku czoła z mniej więcej dopasowaną formą, a przynajmniej na tyle by nie dało jej się po prostu strzepnąć ani otworzyć szczęk. Z tego powodu jej grubość w poszczególnych miejscach była różna, ale ogólnie wynosiła z łuskę lub więcej. O szarawej i nieco połyskującej powierzchni, chłodny metal miał za zadanie po pojawieniu zacząć się kurczyć miażdżąc pysk, a wykonać to z silnym, ale równym naciskiem i tym samym nieustępliwym tempem. Nadała obręczy wiec w tym celu pewną wytrzymałość, może trochę większa niż u zwykłego metalu, a przynajmniej to było w jej staraniach. Gdy już wszystko sobie obmyśliła przelała manę w wyobrażenie.

: 22 mar 2014, 12:32
autor: Niegasnąca Iskra
//Dziekuje, i nie ma sprawy. Moge byc twoim mistrzem ;)

NI nie czekala. Czujac drganie powietrza wokol swojego pyska, nie zamierzala sie zastanawiac – co? jak? gdzie? co to? Ona po prostu zareagowala, instynktownie. Stworzyla oslonke odporna na ataki Chropowatej. Czymkolwiek ona by nie zaatakowala***
Z ziemi mial wystrzelic kolec. Tuz pod brzuchem adeptki. Kolec byl kamienny, o ostrym czubku. Mial sie on wbic w cialo wodnej, tnac luski, skore, tkanki ...

: 27 kwie 2014, 16:47
autor: Chwilowa Łuska
Chwila przechadzała się po terenach wspólnych. Może kogoś spotka? Rozejrzała się. Nikogo tu chyba nie było więc raczej nie. Tylko co więc będzie robić? Pomyślała chwilę po czym wzięła w łapę jakiś kamień i rzuciła go w krzaki rosnące między drzewami. Uznała, że jest to jej cel. Czemu cel? Skoro nikogo tu nie było, mogła poduczyć się skradania. Jest to niezbędna umiejętność dla każdego, porządnego łowcy a to nim właśnie chciała jednak zostać. Może i kamień to nie jest prawdziwa istota ale trenować na nim można. Wszystko pokrywał bielutki śnieg, było zimno i wiał wiatr. Nie są to idealne warunki dla smoka morskiego i dla tego Chwila chciała szybko zacząć oraz jeszcze szybciej skończyć. Więc czas zaczynać! Na początek sprawdziła kierunek wiatru. Podniosła łapę i z łatwością poczuła, że wiał od strony kamienia. Nie musiała więc na razie zmieniać swej pozycji. Morska przycisnęła do siebie przeklęte, duże skrzydła, ugięła łapki, ogon nieco podniosła ku górze zaś łeb nieco obniżyła. Pilnowała również by brzuch nie szurał po ziemi robiąc przy tym dużo niepotrzebnego hałasu. Powoli ruszyła przed siebie w stronę kamyka. Musiała uważać. W porze Białej Ziemi czyhało na smoki naprawdę wiele niebezpieczeństw! Na ziemi leżało mnóstwo przeszkód jedynie utrudniających skradanie. Od starych, szeleszczących liści po gałązki i skrzypiący w niektórych miejscach śnieg. Nie mogła wydać nawet najcichszego dźwięku bo gdyby było to prawdziwe zwierzę natychmiast by pewnie uciekło. Nie mogła do tego dopuścić! Ruchy Chwili musiały być więc dobrze przemyślanie i oczywiście wolne. Skoro decyzje adeptki zawsze są takie długie jeden krok zajmował jej nawet trochę czasu. Nie mogła się nawet jeden raz pomylić bo mogłoby to przecież wszystko zepsuć. Szła tak chwilę a następnie zatrzymała się i sprawdziła wiatr. Na jej nieszczęście zaczął się zmieniać i musiała teraz obejść cel po okręgu by nie wyczuł jej zapachu. Wiedziała że to tylko kamyk ale co by było gdyby to było stadko królików lub jakaś sarna? No właśnie. Udała się wiec wolno na drugą stronę. Gdy już udało się jej to zrobić, wyobraziła sobie, że ofiara zaczęła się rozglądać i ją dostrzegła. Samica natychmiast stanęła w bezruchu, tak jak ją uczyli kiedyś w plemieniu. Nie wiedziała kiedy sobie wyobrazi, że kamyk już się na nią nie patrzy. Była akurat wychylona w przód i chciała postawić łapę. Długo w takiej pozycji raczej by nie wytrzymała. Po chwili poczuła, że musi postawić ja na ziemi, zaczęła jej drętwieć, mięśnie domagały się rozluźnienia, odpoczynku. Chwila udała więc niedługo potem, iż kamyk oderwał od niej wzrok i... wrócił do swoich kamiennych czynności. Ot co! Szczęśliwa różowołuska położyła łapę na ziemi czując ulgę i radość, że udało jej się zachować spokój w takiej groźnej sytuacji. Upewniła się jeszcze raz spoglądając na cel czy może już ruszyć dalej. Sprawdziła na wszelki wypadek wiatr. Teraz jej sprzyjał i miała nadzieję, że będzie tak do ukończenia treningu. Na szczęście dużo już jej nie zostało. Poszła więc w stronę jednego z drzew. Wolno i przemyślanie. Postanowiła, iż zatrzyma się przy nim, ukryje przed kamykiem i sprawdzi drogę do ofiary. Dość szybko udało się jej to zadanie wykonać. Spojrzała się na trasę do drzewa. Było na niej jeszcze kilka krzewów i głazów za którymi mogła się ukryć i przemyśleć swoje kolejne działania tak, jak to robiła właśnie teraz. Skierowała się więc do pokrytego śniegiem i gdzieniegdzie mchem, wielkiego kamulca. Nagle usłyszała cichy trzask. Co to było? Czyżby ona... nadepnęła na gałąź! Jak mogła popełnić taki straszliwy błąd?! To było wręcz niewybaczalne. Skarciła się w myślach i ponownie stanęła w bezruchu. Tym razem przynajmniej nie miała żadnej z kończyn w powietrzu i jakby co zasłaniał ją jeden z niewielkich krzaków. Spojrzała się na widoczny między liśćmi kamyk i zauważyła dalej jeszcze jeden, nieco jaśniejszy i większy ukryty w dziupli lezącego na ziemi, starego drzewa. Udała więc, iż to była teraz jego ofiara która po prostu uciekła i schowała się tam. Teraz znów droga się wydłużyła i miała nieco dłuższy dystans do celu niż przed nadepnięciem tej okropnej gałązki! Jednak ona nie włoży do tej dziury łapy. Co więc teraz miała zrobić? Nagle coś przeszło za ofiarą. Mysz? Wiewiórka? A może coś większego? Tego nie wiedziała. Tak czy siak kamyk wypadł z niej po pewnym czasie i leżał kilka szponów od dziupli. Uff... jak dobrze. Chwilę jeszcze samica tak postała by upewnić się, że stworzenie odwróciło od niej wzrok po czym kolejny raz sprawdziła wiatr. Nadal był dla niej korzystny. Poszła kilka kroków w stronę celu. Powoli... powoli... już nawet nie myślała o chłodzie, który zamrażał jej drobne łuski i czułki. Trochę to trwało. Nawet takie dłuuugie trochę. W tym czasie wiatr jeszcze raz i to ostatni raz zaczął zmieniać kierunek. I to akurat w takim momencie, gdy wystarczyło jedynie porządnie skoczyć i zaatakować. Jednak mogła przecież to teraz zrobić. Chociaż... czy lepiej nie byłoby poczekać aż znów będzie wiał od strony kamienia? Ale trzeba zauważyć iż był tak blisko... co więc ma w takiej sytuacji zrobić? Przemyślała to chwilkę i postanowiła. Przecież zna magię i nie musi nawet skakać! Wyobraziła sobie wodę wypełniającą szczeliny kamienia i ogólnie cały kamień. Gdy tylko się pojawi miała zamarznąć. Tchnęła w to cząstkę swojej maddary i tak właśnie się stało. Dumna z siebie samica wyszła z ukrycia i podeszła do rozłupanego przez lód na trzy kawałki kamienia. Udało jej się! Właśnie upolowała głaz! Gdyby to było prawdziwe polowanie może zamiast tego byłaby to krowa lub żubr lub coś jeszcze innego? Tak czy siak trening ukończony. Chwila przyjęła pozycję do biegu i pobiegła z powrotem do Obozu Ognia.