Strona 2 z 8
: 31 lip 2020, 23:28
autor: Zorza.
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Zorza lubił przebywać na grzbiecie taty od kiedy raz tego spróbował i teraz chętnie na niego wskakiwał... choć ze schodzeniem było trudniej. Na dodatek całą drogę Szakłak wiercił się tuż przed nim i czasem szturchał go zadkiem. Różowo-niebieski smoczek miał ochotę ugryźć go w ogon, by przestał. Powstrzymał się jednak, bo nie chciał zachowywać się niegrzecznie przy rodzicach, szczególnie przy tacie.
Obecność wielu smoków nieco go przytłoczyła, co widać było po minie na jego pyszczku, która sprawiała wrażenie jeszcze bardziej naburmuszonej. Mimo to gdzieś w środku obudziła się ciekawość, dlaczego zostali tu przyniesieni. Ufał rodzicom, na pewno nie zostawiliby ich w jakimś...
niebezpiecznym miejscu. Położył długie uszy po sobie, niepewnie zeskakując z grzbietu taty i zerknął na Żabę, a następnie zorientował się, że większość braci zostawiła go w tyle. Nie chcąc zostawać sam nadgonił Szakłaka i Pełnie, decydując się orbitować gdzieś w ich okolicy i nie oddalać za bardzo. Przy okazji rozejrzał się po smokach i różnych dziwnych stworzeniach które wypełniały otoczenie. Stosunkowo szybko dostrzegł siostrę, Chaotyczną Łuskę. Poza nią nie wiedział które smoki skąd były, ani kim był ten, przed którym wszyscy się zbierali. Wyglądał trochę jak kora drzewa.
Odwrócił głowę ku bratu, gdy usłyszał swoje imię. Dopiero wtedy się zorientował, że rodzeństwo rozmawiało z jakimś kolorowym smokiem. Zorza spojrzał na niego niechętnie, a następnie na swoje skrzydła, na których powoli pojawiał się kolor zielonkawy, różowawy oraz dziwne blade punkciki. Niechętnie przyznał w duchu, że faktycznie obcy smok był bardziej kolory. Nawet bardzo ładny w oczach młodzika. Nie powiedział jednak tego na głos, zamiast tego dalej wyglądając jakby połknął coś wyjątkowo gorzkiego. Trudno powiedzieć czy celowo robił taką minę, czy to jego puchate brwi nad oczami dawały taki efekt.
: 31 lip 2020, 23:31
autor: Legenda Samotnika
Ze spokojnego, leniwego snu wybudziło mnie coś, czego nigdy w życiu nie spodziewałbym się dostać. Początkowo wezwanie wydało mi się jedynie częścią snu, a jednak organizm zorientował się, że po południu nowe sny już raczej napływać nie powinny. Dlatego też dłuższą chwilę później przebudziłem się, marszcząc z zdumieniu brwi i próbując zrozumieć niespodziewany napływ ciepłych emocji. A nawet nie emocji, aż trudno to nazwać... Bardziej przypominało... miejsce! Jakieś miejsce, które ku mojemu zaspanemu zaskoczeniu wydało mi się bardzo znajome. Tereny Wspólne już dawno przestały być mi obce, toteż szybko skojarzyłem podaną lokalizację z niejednokrotnie odwiedzanym już miejscem. Nadal jednak targały mną pytania – dlaczego ta wiadomość była tak eteryczna, tak mało podobna do zwyczajnego mentalnego przesłania?
Dopiero gdy zacząłem swoje kocie rozciąganie, nienaturalnie wywijając się między gałęzie drzewa, na którym spałem, zaczęło do mnie docierać, czego mogę być świadkiem, jeżeli przybędę na wezwanie. Toż to najprawdziwsze Spotkanie Młodych! Takie, o jakiem mówił mi ojciec, w którym zawsze marzyłem uczestniczyć! No, może lekka przesada z tym marzeniem, w końcu ze słów ojca nie miał stamtąd najlepszych wspomnień, ale wciąż – NA BŁĘKITNE ANTYLOPY, ILEŻ TO SMOKÓW! Ze wszystkich stad! Wszyscy młodzi i z pewnością chętni na historie! Jaka publika!
Świadomość tego uderzyła we mnie niczym piorun z nieba, w skutku czego poderwałem się zbyt szybko i boleśnie wykręciłem łapę między gałęziami. Jęknąłem z zaskoczenia i spróbowałem ostrożnie wyjąć łapę, co na szczęście wyszło mi bez trudu. Przez pewien czas jednak pokrzywdzony nadgarstek mocno pulsował – aż żem się zastanawiać zaczął, czy bym sobie nie wywichnął go przypadkiem. Na szczęście jednak ból zdawał się powoli zanikać, a ogarnąłem się pospiesznie – umyłem pysk w czarnej wodzie, starannie wyskrobałem śmieci gałązką między śnieżnobiałymi zębami, przetarłem łuski, wypolerowałem szpony i rozczesałem grzywę pazurami – a i tak zajęło mi to znacznie więcej czasu, niż bym chciał. Wszakże piękność wymaga ofiar, nieprawdaż? Umiarkowanie zadowolony z efektów pracy nareszcie wzbiłem się w niebo – nie było chwili do stracenia, tak też obrałem drogę powietrzną miast zwykłej sobie przechadzki.
Moje umiejętności lotnicze znacząco się poprawiły, a wszystko dzięki fioletowofutrej, która znienacka wrzuciła mnie w wir wyzwań. Choć wtedy daleko mi było do pozytywnych uczuć, teraz byłem wdzięczny jej za to nagłe wtrącenie się w mój spokojny dzień. Małe skrzydła ciągle nie mogły się równać z tymi u Powietrznych czy nawet Pustynnych, ale wciąż radziły sobie nieźle, intensywnie waląc po powietrzu.
Gdy wreszcie zobaczyłem polanę, ujrzałem zbiorowisko chyba większe, niż było mi dane zobaczyć w całym moim dotychczasowym życiu. Ileż to różnorodnych kolorów kręciło się tam w dole! Szybko te jaskrawe kropki zaczęły się powiększać wraz z moim zniżaniem lotu. Widziałem jak jedni bawią się jakimś dziwacznym przedmiotem, inni zbierają się w grupkach, a jeszcze inni najzwyczajniej rozmawiają. Nad wszystkimi ich głowami majestatycznie siedział smok, którego nietrudno mi było rozpoznać – Strażnik Gwiazd, bogów i prorok, łączący zwyczajne smoki z ich twórcami. Im niżej zlatywałem, tym więcej twarzy dawałem radę rozpoznać. Dostrzegłem Fille, wyróżniły się także łuski Kwariego, a niepowtarzalny blask szybko wskazał mi miejce pobytu Zorzy. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu dostrzegłem aż dwie hydry, a także dwa białe gryfy. W oczy rzuciły mi się także inne smoki, a najbardziej z nich chyba dwoje dorosłych oraz jakiś energiczny kolorowy samiec. Wyszczerzyłem się radośnie i przygotowałem do lądowania.
Wpierw wyłapałem wzrok Strażnika i przywitałem się z nim radośnie, ale jedynie uśmiechem i kiwnięciem głowy – pośród tego gwaru małe było prawdopodobieństwo, że zdołałby mnie usłyszeć. Następnie pomachałem wesoło Fille i udałem się w stronę Rozkwitającej wraz z całym jej wielkim towarzystwem. Po drodze, oczywiście, rzuciłem wesołe "Cześć" także Kwariemu, wypatrując z ciekawości gdzieś u niego piórka, które mu podarowałem. W końcu udało mi się jakoś dotrzeć do opalowołuskiej i równie radośnie co z innymi przywitałem się.
– Witaj, Zorzo, ogromnie miło cię zobaczyć! – po czym zwróciłem uwagę na smoka, siedzącego najbliżej niej. Był doprawdy piękny, a tuż obok czuwał jego niezaprzeczalnie groźny ochroniarz, łypiąc w moją stronę niezliczoną ilością ślepi. Moją uwagę przykuła wielka kropa, zdobiąca czoło nieznanego płcią smoka. Była zbyt okrągła i wyraźna, aby uznać ją za kolejną z pięknych plam, barwiących jego łuski. Aż zacząłem zastanawiać się, czy może być ona znakiem rodzinnym, jednak jej kolor nie pozwalał mi pozbyć się wątpliwości, przeszkadzających w ustaleniu jednoznacznej opinii. Chyba więc zostaje mi zwyczajnie zapytać, miast snuć wątpliwości, nieprawdaż?
– Ciebie również miło poznać, choć wstyd mi przyznać, iż nie potrafię określić twojej płci, Ogniku. Mógłbyś zdradzić, jak cię zwą? Na mnie wołaj Delavir! Och, i jeszcze pytanie – czy ta kropka na czole jest może znakiem rodowym czy wzrok mi płata figle? – spytałem zaciekawiony, jednak zupełnie nie napierając, gdyby nieznajomy nie zechciał udzielić odpowiedzi.
Po wymianie zdań z białołuskim, jeżeli takowa nastąpiła, zwróciłem się w końcu do jaskrawego smoka, który od początku mnie bardzo zaciekawił. Aż promieniował pozytywem, a to niewątpliwie przyciągało!
– Zapewne słyszałeś, ale na imię mi Delavir! A jak zwą ciebie, kolorowołuski? Wiesz, bardzo mi wyglądem przypominasz pewien owoc, którego dane mi było spróbować w lesie deszczowym. Chciałby kto może posłuchać o tym lesie? Pełno tam niezwykłych roślin i zadziwiających stworzeń, a drzewa są tak wysokie, że widać z nich całą okolicę, a nawet dalej! – ostatnie dwa zdania powiedziałem już bardziej w stronę pozostałych młodych smoczków, które siedziały tu od początku lub postanowiły przyłączyć się do towarzystwa. – Mogę opowiedzieć o tęczowych papugach i motylach, płomiennoskórych tygrysach i wysokich żyrafach, o groźnych gorylach i potężnych słoniach! – nawoływałem coraz głośniej, czując się jak w najprawdziwszym raju dla barda. Chcąc przykuć nieco więcej uwagi wyczarowałem iluzję wielkiego – rozmiarem z mój pysk! – motyla, który trzepocząc skrzydłami rozrzucał wokół iskrzący się pył. Fruwał najpierw tylko wokół mnie, a po chwili zaczął zataczać już większe kółka. Aż zdaje się, że zapomniałem, iż uwaga nie powinna skupiać się na mnie, lecz na tym, co do przekazania miał brązowołuski samiec, oczekujący najwyraźniej przybycia większej ilości smoków. Dla mnie tylko lepiej – im więcej słuchaczy, tym większy rozgłos!
: 01 sie 2020, 0:10
autor: Bogini Piękna
Nim otrzymał odpowiedź od Rozkwitającej na Skały Pokoju zleciały się kolejne smoki i wkrótce wokół Mango zaczęła się zbierać grupka wodnistych piskląt. Pierwszy pojawił się Pełnia, który doprawdy wiedział, jak zwrócić uwagę kolorowego Mango. Głowa owocka zwróciła się w stronę samczyka z nastawionymi uszami, po usłyszeniu, czegoś, co według niego zdecydowanie było komplementem.
-Ahoj Pełnio. Jestem Soczysty Kolec lub Mango i owszem jestem bardzo kolorowy – powiedział, prostując się nieco w dumie –Nie każdy w ziemi jest tak barwny jak ja, ale wiele smoków jest kolorowych – odpowiedział zgodnie z prawdą do już nie jednego, a trzech piskląt, które przybyły razem, ale w minimalnie różnych odstępach czasowych. Każde z nich powinno dosłyszeć jego imię, więc nie zamierzał się z tym powtarzać.
Kiwnął głową na przedstawienie Szakłaka i oczywiście dosłyszał szeptaną wiadomość, lecz ta go nieco zdezorientowała. Młody na pewno mówił o Zorzy, ale w formie samczej, co nie pasowało do jego koleżanki. Przechylił łebek w zamyśleniu, zerkając na ostatnie pisklę, które nic nie powiedział i zaczął zastanawiać się, czy imię to po prostu się powtórzyło.
-Myślę, że prorok da nam jakąś lekcje. Nie wiem dokładnie na jaki temat, ale pewnie wyniesiecie z tego nową wiedzę – odpowiedział na pytanie Szakłaka, jednocześnie powracając do niego wzrokiem. Zagadka imienia nadal siedziała mu w głowię, ale nie chciał odpływać w trakcie rozmowy.
Następnie pojawił się kolejny nowy smok, ale tym razem to nie było pisklę, a ktoś w jego wieku. Lustrując go wzrokiem, jak witał się z Ognistymi, Mango musiał przyznać, że był to smok o wyjątkowej urodzie. Nie był może tak kolorowy i jaskrawy jak on, ale mimo to przykuwał wzrok.
-Mnie zwą Soczysty Kolec lub Mango. Miło cię poznać Delavir. Owoc? Co wygląda jak ja? Oh z chęcią posłucham więcej! To brzmi jak naprawdę kolorowe miejsce. Pochodzisz z poza bariery, prawda? Myślisz, że kiedyś mógłbyś mnie tam zaprowadzić? – zapytał zafascynowany obrazami, jakie przywoływał samotnik. Motyl to był świetny początek, bo tylko pogłębił zaciekawienie Mango, który już praktycznie zadecydował, że musi się tam udać.
: 01 sie 2020, 0:25
autor: Chwila Prawdy
Przytaszczył się tutaj na własnych łapach. Po co latać, skoro można się przespacerować? Powiem tak, dobra wymówka jeśli ktoś jest równie leniwy jak Kwari dnia dzisiejszego. Dosłownie nic, a nic mu się nie chciało. Czekajcie! Jednak chciałoby mu się jednej rzeczy. Zostania w legowisku i leżenia do góry brzuchem. Tak, to właśnie marzenie Kwarka w tym dniu.
Cóż, jego siostra była zbyt przekonująca i fakt tego, że "inni idą". Gorszy nie chciał być, o nie! Mimo wszystko, jeśli siostra myślała, że Skwarek jej pomoże w opiece nad młodszymi to zapewne się grubo myliła. Przecież to młodzian z krwi i kości, każda okazja do knucia nikczemnych rzeczy była dobrą okazją, kto młody ten wie.
Zauważył wreszcie tłum młodszych i starszych. Adeptów i piskląt, a nawet piastunów. Przynajmniej tak mu się wydawało. W końcu spotkanie młodych, nie starszych, a to już dawało coś do myślenia.
Rozejrzał się po bokach w poszukiwaniu siostry, która dużo wcześniej przybyła na miejsce. Tak myślał Kwari. Jak było? Na pewno nie przybyła jako pierwsza!
Mimo wszystko, podniósł tylko łeb wyżej ku górze aby Rozkwitająca go zauważyła po czym, jakby nigdy nic, ruszył w całkiem inną stronę. Integracja międzystadna się przyda, to na pewno.
W pomarańczowe ślepia rzucił się mu jeszcze Delavir, którego również przywitał krótkim, ale nie mniej serdecznym, skinieniem łba.
Wracając do wątku, który na myśli tutaj miałam, Kwari zawędrował do znajomego mu północnego z Plagi. Szturchnął go od tyłu łbem wciskając się tuż obok. Uśmiechnął się zadziornie jak to on potrafił do Heboga po czym usiadł. Spojrzał na jego pysk szukając emocji. Był podekscytowany? Zażenowany? Może zdezorientowany? Przestraszony? Nic nie mógł wywnioskować.
– Cześć Hebogu, jak tam co tam? Wszystko gra? – zadał kilka podstawowych jak dla niego pytań po czym przekrzywił łeb na lewo – Dużo tu smoków, nie? Widziałeś tyle naraz? – pokręcił łepkiem powoli przymykając ślepia.
– Chodź! Przedstawię cię mojej siostrze i jej kolegom, tam o siedzą! – mruknął wesoło i nie czekając na kolegę ruszył przez tłum smoków zasiadając przy siostrze. Przywitał wszystkich, którzy znajdowali się w niemałej odległości i wreszcie sam usiadł.
– Cześć! Jestem Kwari, a wy? – przywitał się, a jego kiełki wyszczerzyły się w uśmiechu – To jest Hebog! Z Plagi, poznałem go na drugiej wycieczce, na tereny wspólne! – dodał po chwili nawet nie patrząc czy futrzasty za nim poszedł. Nie zwracał już na to po prostu uwagi, teraz skupił się jedynie na obcych smokach.
– Witaj Delavirze! Popatrz, piórko od ciebie zawiesiłem sobie na szyi po długich próbach znalezienia czegoś, na czym będę mógł go zawiesić. Ale jest, o! – cały dumny z siebie podzielił się krótką historią ze swoim kolegą, który równie co on lubił mówić. O wszystkim i niczym.
Zły dzień, ale Kwari najwyraźniej cały rad, że takie towarzystwo ma tutaj!
: 01 sie 2020, 9:30
autor: Echo Zbłąkanych
Mały był w niebo wzięty, chaos jaki wywołał radował jego młoda duszę. Powoli nauczył się sterować żabiskiem, naciskając w odpowiednich miejscach żaba wykonywała skręty, oraz w jedyne miejscu tylnym grzbietu jak się nacisnęli to dawała wielkiego susa. Jestem niepowstrzymany, z żabcią zdobędziemy cały świat!, pomyślał Świetlik, sterując chaotycznie swoją żabą dookoła otwartej przestrzeni. Wtem zobaczył jakieś poruszenie, coś bardzo ciekawego postawiono przed Wielebnym, jakaś ciekawa puszka. To będzie pierwszy łów rycerza Żabiego!
Nacisnął przycisk żabiego skoku, to co potem się wydarzyło było dość nieoczekiwane. Żaba walnęła sus roku, to nie był skok, to był lot. Troszkę zle wymierzył nasz bohater, i zleciał z wierzchowca ładując głowa w puszce, natomiast żaba pięknie przydzwoniła w podskakujacą gęś przy obiekcie, była to żaba ogromnych rozmiarów, wiec staranowała nieszczęsne stworzenie. Świetlik wypił nieco zawartości puszki, resztę rozlał na całe otoczenie. Zakręciło mu się w główce, świat nabrał iście ŚWIETLISTYCH barw.
–Cio to takie kolojowe?, zapytał głupkowato na głos, po czym zasnął, pijany dość mocno.
: 01 sie 2020, 10:43
autor: Zgubna Słodycz
Zdecydowanie za dużo się tu działo i Zorza po prostu nie ogarniała. Kiedy ktoś ją wołał, ta szukała wzrokiem kto mógłby ją wołać. Jakieś pisklę? Wyglądało na to, że jednak imię się chyba powtórzyło, bo chyba chodziło o różowego smoka z wody. Rozkwit uśmiechnęła się delikatnie do niego i przeniosła spojrzenie na Mango i Delavira, którzy przyszli do nich. Smoczyc odsunęła się odrobinkę, aby Mango mógł usiąść na spokojnie. Robiło się ciasno.
– Witaj Mango, znajdzie się. – Odpowiedziała i spojrzała na Delavira, który przybył. Skinęła mu tylko głową, bo robił się harmider, który powoli przytłaczał smoczycę. Bardziej, niż się tego spodziewała. Tyle piskląt wokół, połowa coś krzyczała, a znajomych smoków był bardzo mało. Zorza wbiła spojrzenie w podłoże i przesunęła szponami po nim. Dopiero obudziła się, gdy Kwari podszedł. Skinęła mu głową i uśmiechnęła się do plagijczyka. Spoglądała na niego zaciekawiona, ale nic więcej nie dodała. Smoczyca znów wbiła spojrzenie gdzieś w bok. Za dużo, po prostu za dużo.
: 01 sie 2020, 11:33
autor: Szarża Rekina
Nieuchwytna ogólnie rzecz biorąc leżała na trawie, przyglądając się osobom które przychodziły w to miejsce. Podnosiła głowę, widząc trochę znajomych mordek. Czy to były inne młode smoki z stada wody, czy na przykład taka Zorza, z którą walczyła. Jej grzebień od razu się wyprostował, podniosła się i pomachała jej –Heeeeeeeeeej! -Zawołała jak nigdy nic. Potem podniosła się, kręcąc się trochę w miejscu. Rany, tyle kolorowych smoków i tyle osób z różnych stad że ciężko było jej skupić uwagę. W pewnym momencie położyła się ponownie na ziemi, machając nerwowo ogonem na boki, nawet możliwie przy tym bijąc Davha. Chyba do niej dopiero teraz dociera, że w razie czego będą musieli bronić najmłodszych członków stada, jakby coś jednak poszło nie tak. Może powinni do nich się zbliżyć? Spojrzała się na kolegę przy okazji. Może on zadecyduje.
: 01 sie 2020, 12:44
autor: Symbol Pustki
(Świetlik, na SWS nie ma zmutowanych żab na których pisklę wielkości żbika – lub wręcz większe – by mogło sobie jeździć... ;p)
___Bjallvar siedział praktycznie nieruchomo, zerkając na Ragana, który przysiadł się przy nim. Sam nie widział do tej pory takiej zbieraniny wszystkiego i niczego jednocześnie, nie przepadał za tłumami. Matka wychowała go na uboczu, wyrastał na porządnego socjopatę. Jednak podobno to 'cierpienie' spędzania czasu z innymi miało mu się opłacić, a że był chciwy z natury, jak to w jego rodzie bywa... musiał zobaczyć o co w tym chodzi.
___Nagle podeszła do niego jakaś grupa piskląt. Albo raczej jedno pisklę, do którego przypałętało się drugie. Miał ochotę jęknąć z bólu na ten potok słów jaki wyrzygała z siebie Goździk. Nie znosił rozmawiać, nie znosił też słuchać. Powstrzymał skrzywienie. "Mamusia" tego czegoś puściła się – jak to określała Mahvran – z kimś z Ziemi? Ohyda. Na całe szczęście myśli Bjallvara pozostały tylko myślami, jego pysk był równie niewzruszony co jego serce. Miał wszelką ochotę kazać tym smarkaczom się odczepić, jednak z drugiej strony... gra pozorów była istotna. Obłuda i sprawienie, że ktoś ci zaufa również miało się podobno opłacać. Jeszcze się tego wszystkiego uczył, jednak powoli łapał jak działało życie.
___– Mhm. – Przytaknął gardłowo na jej pytanie. Zerknął na jej... brata, z tego co zrozumiał. Każdego dnia co raz bardziej się cieszył, że nie miał rodzeństwa. Ragan mógłby pod nie podchodzić, ale wszyscy widzieli, że daleko im do pokrewieństwa lub podobieństwa. Nie był jednak szczególnie rozmowny, choć wpatrywał się w Goździk z pozornym zainteresowaniem.
___Usłyszał fuknięcie hydry i uśmiechnął się delikatnie. Dobrze, że to nie Mork go eskortował, w przeciwnym razie z piskląt które podeszły zostałaby mokra plama zanim ktokolwiek by zdążył zareagować. Żywiołak ziemi nie znosił smoków, tym bardziej tych głośnych.
___– Nie jest dziś w nastroju. – Powiedział do małej smoczycy, zadzierając łeb i wskazując na jedną z pięciu głów która wpatrywała się intensywnie w tę gromadkę.
: 01 sie 2020, 16:21
autor: Ariesme
Działo się... zdecydowanie za dużo. Przyprowadziła ją Zorza, toteż w momencie w którym pojawiło się jeszcze więcej pisklaków, Ariesme po prostu przykleiła się do jej łapy i postanowiła tam zostać. Nikogo tutaj poza rodzeństwem nie znała i chyba po prostu była troszeczkę nieśmiała. Wysunęła jednak szyję niczym wąż, starając się dopatrzeć kto tu jest. Wszyscy wyglądali tak... Interesująco! Aż się chciało pobiec ku przygodzie i się wszystkim przedstawić, ale jeszcze by się śmiali z jej seplenienia. A jeden z pisklaków wyglądał wyjątkowo groźnie. I siedział z jakimś dziwnym stworem! I wyglądał na popularnego. Wgapiła się w Bjallvara zza bezpiecznej kryjówki obok siostrzanej łapy.
: 01 sie 2020, 17:18
autor: Defekt Świadomości
Aki przybyła na miejsce spotkania bez żadnego towarzystwa. Ot, usłyszała wezwanie i po krótkim zastanowieniu zdecydowała się na opuszczenie groty i skierowanie we wskazanym kierunku, licząc na to, że podobnie jak w przypadku ceremonii – nie okaże się to żadnym oszustwem, a jedynie zebraniem, które być może okaże się całkiem przydatne.
Był tylko jeden problem... smoki.
Westchnęła głośno, gdy zobaczyła ilość zebranych piskląt i adeptów, jednak nie wycofała się. Serce zabiło szybciej, a samiczka na moment odwróciła wzrok, starając się zebrać w sobie siłę na to żeby wejść wśród grupę zebranych, lecz jak zwykle nie było to takie proste. Ale przecież nie wycofa się po całej tej drodze, którą przebyła, prawda?
Szybko rozejrzała się po obecnych, starając się wyłapać kogoś znajomego. Jako pierwszy w oko wpadł jej Poszept – Piastun z ich stada, z którym miała już styczność zarówno na ceremoniach jak i podczas spotkania z pisklętami Ognia. Bez zbędnego zastanawiania się ruszyła w jego stronę, a następnie zajęła miejsce u jego boku, usadawiając się niedaleko Brzasku. Skinęła mu łbem, jednocześnie posyłając mu krzywy uśmiech, a następnie oplotła jedną z przednich łap końcówką ogona i... czekała, jednocześnie skrycie obserwując zebranych, bo najwidoczniej część z nich nie miała ochoty oczekiwać w ciszy i zajęła się innymi sprawami.
: 01 sie 2020, 17:25
autor: Pikujący Upiór
I kolejne nowe smoki! Najpierw kilka pisklaków ze stada Wody, z których parę było zaciekawionych papuzią mordą, no i jeszcze piastun Ognia, robiło się ciekawiej. Później dotarł młody samotnik i też poleciał do kolorowego, przed tym jednak się zainteresował pisklakiem z Plagi, to już coś. Hebog już nawet przez chwilę zaczął zastanawiać, czy na serio nie ma ani jednego z zebranych, który nie zwrócił zbytniej uwagi na tą dumną papużkę?
Po chwili zjawił się kolejny Plagijczyk i... O! Czyżby to ten kolega z Ognia? To miłe, że ktoś zwrócił na niego uwagę, bo już dosłownie nie mógł więcej znieść tej całej popularności Soczystego Kolca. Czy był wystraszony? Pff! Skąd?! Wszystko było dla niego ekscytujące, choć dalej czuł się trochę nieswojo przy takiej liczbie smoków. Bardziej był nastawiony na pogaduchy w gronie kilku osób.
– Witaj, Kwarhi! – przywitał się z lekkim uśmiechem – Cerhemonia u mnie tuż tuż, chyba zostanę wojownikiem! Imię... Cóż, po chwili namysłu stwierhdziłem, że może będę Sokolim Kolcem, bo morhdę mam podobną do tych ptaków. – dodał, po czym kontynuował odpowiadać na pytania – Cóż, owszem, rhobi wrhażenie, ale rhaczej nie ma się czego bać. Rhodzeństwo? No w sumie to czemu nie, nowych znajomości nigdy za dużo nie bywa! – zaśmiał się, podążając za złocistym i usiadł koło niego, widząc przed sobą różowo-niebieską smoczycę.
– Cześć, jestem Hebog, a wy jak się zwiecie, drhoga panno? – odparł żartobliwym tonem, po czym wyszczerzył kiełki i ponownie zerknął na kolorowego. Chciało mu się z nim pogadać.
Po chwili postanowił coś tam krzyknąć ziemniakowi:
– Witaj wśrhód innych smoków, w tym plagusów, papuzia morhtko! – nic więcej już nie chciał mówić. Skierował ponownie swóje ślepia na siostrzyczkę jego kolegi w milczeniu,
: 01 sie 2020, 19:03
autor: Bandycka Groźba
Na zad Khagara, co tu się działo? Cóż to była za kolorowa gromada? To jest to słynne spotkanie młodych smoków? Takie myśli przelatywały przez bandycką łepetynę, gdy dotarła na Skały Pokoju. W kolorowym tłumie wypatrzyła kilka charakterystycznych sylwetek – Burdiga, Ulfhedinna, smarka od ciotki i Heboga. Zatoczyła ciasny krąg i szumiąc skrzydłami wylądowała na obrzeżu tej zgromadzenia. Jej czerwona grzywa falowała, kiedy przechodziła pomiędzy smokami, by podejść do Plagowej grupki. Nie była przy tym specjalnie delikatna – jak ktoś nie uważał i wlazł jej pod łapy, to dostawał z bara albo zostawał odepchnięty na bok.
Mir pierwszy raz w życiu widziała tyle smoków na raz i nie był to dla niej widok przyjemny. Pośród Siewców czuła się bezpiecznie, tutaj byli niemal sami obcy. Przedostała się i zajęła miejsce po prawej Bjallvara, przynajmniej częściowo odgradzając go od kolorowego tłumu. Położyła się na ziemi, obserwując jak młoda samiczka próbuje zaczepić ciotkową pociechę.
– Ej, wiesz, że jak złapiesz Burdiga – to ten z czerwoną grzywą – wskazała łapą na postać plagisjkiego piastuna. – za ogon, to wyleci mu z nosa gwiazdka? – zagadała. Była ciekawa czy uda jej się odwrócić uwagę małego ziemniaka. – Bardzo to lubi, bo zbiera te gwiazdki, ale nie może o tym nikomu mówić bo inaczej gwiazdka zniknie. Ja o tym wiem, bo przypadkiem ugryzłam go w ogon. Na pewno bardzo się ucieszy i cię pochwali jak pójdziesz to zrobić.
: 01 sie 2020, 19:20
autor: Bagienna Gawęda
Zaproszenie od Strażnika bez problemu dotarło do Rucze. Smoczyca odebrała ten smoczy telegram i nie chcąc się spóźnić, natychmiast wzbiła się w powietrze. Ta droga była szybsza, a Kokatrysa i tak nie zamierzała ze sobą zabierać. Nie była do końca pewna, czego się spodziewać, więc może lepiej, aby ten nadpobudliwy Kurczak został razem z resztą Fal... Choć Lulka nie zdołała tym samym sposobem powstrzymać. Hipogryf leciał tuż za nią i nawet jeśli nie zamierzał zanadto zbliżać się do tłumu, na pewno będzie kręcił się w okolicy. Przecież nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć, prawda?
Może Czapla do najlepszych lotników nie należała, ale zdołała w miarę nieinwazyjnie wylądować w takim miejscu, by nikomu nie przeszkadzać i mieć jak najprostszą drogę do Proroka. Skoro nie odpowiedziała mu wiadomością mentalną, to zamierzała przywitać się wprost! Tu i teraz.
Z zaskakującą zręcznością ruszyła na spotkanie Strażnika, przy okazji lokalizując wszystkie pisklęta Wody oraz sprawdzając czy wszystko w porządku – również z tymi, z innych stad. A skoro już przy sprawdzaniu obecności to dostrzegła kolejnego dorosłego smoka oraz... Burdig! Czyli Prorok i dwóch Piastunów. W takim razie dorosły smok, siedzący w otoczeniu gryfic zapewne też był Piastunem...
– Zitojta, Proroku. Możysz liczyć na moje wsparcie – przywitała się pogodnie, kiwając mu łbem. Na tyle cicho, by nie robić wokół większego rumoru. Potem stanęła obok Burdiga, do którego od drzewnego miała już niedaleko. – Trochu księżycy minęło – wciąż w dobrym humorze mruknęła na przywitanie i wróciła do przyglądania się młodym. Nie w sposób chłodny, czy oceniający, ale łagodny i pogody niezależnie od tego, jaką odpowiedź mogła otrzymać od Proroka. Z drugiej strony, raczej nie zrobiła niczego, czym mogłaby pogorszyć jego sposób postrzegania stada Wody...
: 01 sie 2020, 19:54
autor: Ostatni Uśmiech
-Możesz...przestać..lać mnie..ogonem?
Warknął i kłapnnął zebami na jej zad. Zamruczał niezadowolony. Dla niego taka ilość smoków była nieco..zatrważająca, ale widział spojrzenie swojej koleżanki. Ehhh. Dobrze wiedział co chodzi jej po głowie. Ciężko by bylo nie zgadnąć.
-Dobrze. Jednego smoka możemy poznać. Jednego. Ty wybierz.
Trajkotała mu o tym całą drogę więc tak czuł że o to chodzi.
: 01 sie 2020, 20:18
autor: Szarża Rekina
Tak, poniekąd chciała bardzo poznać nowe osoby. Tylko kto tak na prawdę chciałby z nimi rozmawiać? Kłapnięcie Davha sprawiło, że wróciła myślami do tego świata, patrząc się na niego nieco niepocieszona
– No rany, wybacz. Tyle tu smoków dziwnych, że nie wiem na czym skupić uwagę. -burknęła po czym spojrzała się tak. Ona ma wybierać? Jak. Tyle ich tu było! To może wyliczanka? Wyliczanka brzmiała nawet spoko, tak na pewno kogoś wybierze. Przysłoniła sobie łapą oczy tak jak mogła i zaczęła machać pazurem przed siebie
– Pływa śledzik obok brzegu, nie ma płetwy ani grzbietu... -zaczęła sobie wyliczankę. Nie miała zielonego pojęcia gdzie wymachuje pazurem i kiedy wypadło jej, otworzyła oczy... Jej pazur znalazł się w futrze na jego szyi
– Uh, zasłaniasz mi.
: 01 sie 2020, 20:22
autor: Ostatni Uśmiech
Spojrzał na nią podnosząc jedną brew i prychnął. Co poradzić, że on tutaj stał już jakąś chwilę, a tak właściwie siedział sobie w tym miejscu zanim pojawiła się samica. Wywrócił oczami spoglądając na niezadowoloną minę płetwiastej. Powoli podniósl swój zad nie spiesząc się i otrzepał swoje futro od łba aż do ogona. Przeciągnął się z dwa razy i zrobił dwa kroki na lewo by tam usiąść. Pazur Rhys padł na...
: 01 sie 2020, 20:32
autor: Szarża Rekina
Tak jakoś wyszło, że Rhys wycelowała pazurem na Chaotyczną, która niedaleko siedziała. O proszę! Widziała tą smoczycę nie jeden raz na spotkaniach, ale nie miała okazji poznać. Może to i dobrze, to jest dobry moment na zacieśnienie więzów stadnych. Więc, Chyża zerknęła na swojego marudnego kolegę i wstała, podchodząc do niej dość dziarskim ruchem
– Hej! Nie będziesz miała problemu jak do ciebie dosiądziemy? -Zapytała się wpierw. No, może też przecież nie chcieć, bądź mieć inne plany więc to zrozumie. Chciała bądź co bądź być grzeczna!
: 01 sie 2020, 21:10
autor: Maros
Siedziała tak sobie obserwując przybywające smoki, jak i pisklaki wymagające eskorty rodziców lub ich kompanów, jak i tych starszych. Przybyli również zdecydowanie starsze osobniki, w tym piastunka ich stada – którą miała już okazję poznać, w końcu to ona nauczyła ją i brata mediacji. W krótkim czasie zebrała się dość spora gadów, jedni siedzieli na swoich miejscach, inni zaś zbierali się w dość gwarne grupki. Niedługo po niej przybyło również jej młodsze rodzeństwo, od razu podeszli do obcych jej smoków.
Podjeść do kogoś? Przydało by się otworzyć do któregoś z nich pysk, tylko którego? Omiotła wzrokiem całe to różnorodne stadko, można tu było znaleźć chyba każdy gatunek smoka, jak i każdy kolor na łuskach, futrze czy też piórach.
Kompani z którymi przybywali przykuwały uwagę młodych, szczególnie dwie sztuki jednego z piastunów.
Mimo, iż na jej pyszczku rysował się wyraz pewności siebie, tak duże zgromadzenie nieco ją przytłoczyło. Działo się nieco zbyt wiele, więc nie była w stanie na bieżąco wszystkiego obserwować.
Jakieś pisklaki kombinowały coś z jakąś puszeczką, szybko jednak ją straciły. Skinęła łbem jako odpowiedź na przywitanie Delavira, może by tak podejść do niego? Uniosła już nawet lewą łapkę chcąc wykonać pierwszy krok, ten jednak szybko skierował się do jakiejś grupki. Łapka powróciła na uprzednie miejsce.
Oplotła łapy ogonem, puchata końcówka przykryła jej palce. Ze swoistym wybawieniem przybyła różowa samica:
– Tak, jasne. – na pyszczku od razu rozkwitł jej szeroki uśmiech.
– Już myślałam, że będę tak sama siedzieć do samego końca. Tak w ogóle jestem Fille lub Chaotyczna, jak wam wygodniej – mimo, iż widziała tą parkę na ceremoniach, jakoś nie było okazji pogadać. Obróciła się nieco bardziej w ich kierunku.
: 01 sie 2020, 21:21
autor: Legenda Samotnika
Ku mojemu nieznacznemu, ale wciąż częściowo odczuwalnemu zawiedzeniu, niewielu zwróciło uwagę na moje nawoływania oraz iskrzącego się motyla, który wkrótce rozproszył się w fontannie iskier. Jednakże kolorowołuski zdawał się zainteresować moimi słowami, a to wystarczyło mi, abym zapomniał o innych smokach. Wyszczerzyłem się z niewielkim zaskoczeniem, gdy okazało się, że jaskrawy smok nazywał się dokładnie tak, jak owoc, który miałem na myśli! To chyba oznacza, że nie tylko mi przyszło takie skojarzenie na jego widok, ale i jego rodzicom. Zanim jednak zdążyłem odpowiedzieć na pytania Soczystego, do naszej grupki podszedł Kwari, na którego pysk przekierowałem spojrzenie. Podzielając jego dumę z papuziego pióra odpowiedziałem:
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę! Bardzo fajnie to wygląda! – pochwaliłem, a wtedy kątem oka wyłapałem kolejną znajomą sylwetkę, więc mój wzrok odruchowo tam powędrował. Szybko rozpoznałem Aki i pomachałem do niej łapą na powitanie. Przybywały też kolejne smoki, ale żadnego z nich nie rozpoznałem. Dlatego też ponownie zwróciłem pysk do Mango i odchrząknąłem przed tym, jak zacząłem odpowiadać na pytania i snuć swoje historie.
– Wracając do naszego tematu! Masz absolutną rację – pochodzę zza granicy Wolnych Stad, z bardzo odległego miejsca. I owszem, jest niesamowicie kolorowe! Pełno tam pięknie pachnących kwiatów, tajemniczych roślin, majestatycznych drapieżników i jaskrawej zwierzyny. W koronach niezwykle wysokich drzew czają się skowyczące małpy, wielkookie lemury, jaskrawopióre ptaki i dziwaczne owady, w krzewach można natknąć się na zapierające dech w piersi motyle, żabki w kolorowe plamy i jaszczurki, potrafiące zmieniać kolor swojej skóry! W jaskiniach i na niższych gałęziach mieszkają potężne kreatury, takie jak tygrysy czy jaguary, a w cienistych głębinach lasu można napotkać wielgachne nosorożce o twardej skórze w płaty! W rzekach kryją się zębate aligatory i długonogie ptaki. Rośnie tam też mnóstwo przeróżnych owoców, w tym właśnie mango, o przepysznym, słodkim smaku. A to wszystko tylko w lesie deszczowym! Deszczowym się go nazywa przez bardzo częste, ale też bardzo krótkie ulewy. Z jednej strony ów las graniczy ze słonym oceanem, a z drugiej ciągnie się w dal piaszczysta sawanna, pełna suchej trawy, gorzkiej akacji, groźnych lwów i pasiastych zebr. A czy mógłbym cię kiedyś zaprowadzić – oczywiście! Choć nie wiem, czy się nie rozmyślisz po wszystkich historiach stamtąd, jakie mogę opowiedzieć... No i jest to bardzo, bardzo daleko – mi ekspresowa podróż zajęła całe pięć księżyców! – aczkolwiek jeśli wciąż będzie ci się chciało, to możesz na mnie liczyć, chętnie zostanę twoim przewodnikiem! – uśmiechnąłem się wesoło i zaczekałem na jakieś pytania, aby szybko na nie odpowiedzieć. Niezbyt normalnie dla siebie rozglądałem się rozproszony wokół, choć zwykle zawsze skupiam się na słuchaczu i jego pytaniach. Tym razem jednak otaczało mnie tak wiele smoków, że mogłem być pewny, iż ze wszystkimi porozmawiać nie zdołam. Nic jednak nie zdoła powstrzymać mnie przed próbą!
Dlatego też gdy skończyłem rozmawiać z Soczystym, zwróciłem się wesoło do następnego smoka, jaki rzucił mi się w oczy – biało-czarnego i puszystego, którego imię zdołałem usłyszeć skrajem ucha. Chyba zwał się Hebog.
– Cześć! Nazywam się Delavir, miło cię poznać! – wyszczerzyłem się radośnie i zaczekałem, sprawdzając, czy Hebog zechce wymienić ze mną parę słów.
Już chwilę później ogromnie podekscytowany rzuciłem się do kolejnego smoka, pragnąc pogadać z każdym, z kim się da. Moją następną ofiarą okazał się z wyglądu ponury smok, towarzyszący kolorowej bezskrzydłej smoczycy. Gdy się do nich zbliżyłem, zagadali akurat Fille. Cudnie, jeszcze fajniejsze towarzystwo!
– Cześć, witajcie! Mnie zwą Delavir, a jak brzmią wasze imiona? I cześć Fille! Już Chaotyczna, co? Gratuluję awansu! – odezwałem się wesoło po krótkim truchciku. Nie siadałem jednak, bo miałem w planach pogadać jeszcze z innymi smokami.
: 01 sie 2020, 23:56
autor: Dorodny Odyniec
Pyzaty Kolec przybył na miejsce, przywitał się z każdym, kogo znał. Spojrzał jeszcze ukradkiem na Strażnika, a także i na innych piastunów, rozpoznając Chochlika i ciesząc się jego spotkaniem. No i zobaczył też braci i inne znajome pisklęta i w ogóle fajnie. Ciekawe, co się będzie działo? Jak przebiegnie to spotkanie? Czy powinien robić notatki? A może będzie przepytany? W każdym razie usiadł sobie spokojnie obok innych ziemistych, wyprostowany, godnie reprezentując ziemistą piastuńską spółkę.
: 02 sie 2020, 0:04
autor: Bojowy Okrzyk
Bojowy zjawił się na miejscu niedługo po Pyzatym. Uznał za stosowne ochraniać brata podczas wędrówki, jednak w sposób dyskretny – z powietrza. W końcu Pyza zasługiwał na odrobinę spokoju, skoro przez całe dnie pewnie zajmował się pisklętami. Nie był pewien, bo nie dane mu było spędzać z bratem dużo czasu... Ale na pewno robił więcej niż Mango!
I dzięki temu, że wylądował za przyszłym Piastunem nie musiał się już przejmować opieka nad najmłodszymi Ziemistymi. Soczysty ewidentnie się tym nie zajął, jeśli dziwnie zachowujący się Świetlik był tego wyznacznikiem.
Przysiadł niedaleko grupki z Mango w centrum. Rozglądał się za Chaotyczna Łuska, mając nadzieję że i ona się pojawi. Zaimponowała mu podczas ich walki.