A: S: 2| W: 1| Z: 2| M: 3| P: 3| A: 3
U: W,B,Pł,Prs,A,O,MP,MO,Kż: 1| L,MA,Skr,Śl: 2
Atuty: Pechowiec; Nieparzystołuski; Przyjaciel natury; Wszechstronny
Ze spokojnego, leniwego snu wybudziło mnie coś, czego nigdy w życiu nie spodziewałbym się dostać. Początkowo wezwanie wydało mi się jedynie częścią snu, a jednak organizm zorientował się, że po południu nowe sny już raczej napływać nie powinny. Dlatego też dłuższą chwilę później przebudziłem się, marszcząc z zdumieniu brwi i próbując zrozumieć niespodziewany napływ ciepłych emocji. A nawet nie emocji, aż trudno to nazwać... Bardziej przypominało... miejsce! Jakieś miejsce, które ku mojemu zaspanemu zaskoczeniu wydało mi się bardzo znajome. Tereny Wspólne już dawno przestały być mi obce, toteż szybko skojarzyłem podaną lokalizację z niejednokrotnie odwiedzanym już miejscem. Nadal jednak targały mną pytania – dlaczego ta wiadomość była tak eteryczna, tak mało podobna do zwyczajnego mentalnego przesłania?
Dopiero gdy zacząłem swoje kocie rozciąganie, nienaturalnie wywijając się między gałęzie drzewa, na którym spałem, zaczęło do mnie docierać, czego mogę być świadkiem, jeżeli przybędę na wezwanie. Toż to najprawdziwsze Spotkanie Młodych! Takie, o jakiem mówił mi ojciec, w którym zawsze marzyłem uczestniczyć! No, może lekka przesada z tym marzeniem, w końcu ze słów ojca nie miał stamtąd najlepszych wspomnień, ale wciąż – NA BŁĘKITNE ANTYLOPY, ILEŻ TO SMOKÓW! Ze wszystkich stad! Wszyscy młodzi i z pewnością chętni na historie! Jaka publika!
Świadomość tego uderzyła we mnie niczym piorun z nieba, w skutku czego poderwałem się zbyt szybko i boleśnie wykręciłem łapę między gałęziami. Jęknąłem z zaskoczenia i spróbowałem ostrożnie wyjąć łapę, co na szczęście wyszło mi bez trudu. Przez pewien czas jednak pokrzywdzony nadgarstek mocno pulsował – aż żem się zastanawiać zaczął, czy bym sobie nie wywichnął go przypadkiem. Na szczęście jednak ból zdawał się powoli zanikać, a ogarnąłem się pospiesznie – umyłem pysk w czarnej wodzie, starannie wyskrobałem śmieci gałązką między śnieżnobiałymi zębami, przetarłem łuski, wypolerowałem szpony i rozczesałem grzywę pazurami – a i tak zajęło mi to znacznie więcej czasu, niż bym chciał. Wszakże piękność wymaga ofiar, nieprawdaż? Umiarkowanie zadowolony z efektów pracy nareszcie wzbiłem się w niebo – nie było chwili do stracenia, tak też obrałem drogę powietrzną miast zwykłej sobie przechadzki.
Moje umiejętności lotnicze znacząco się poprawiły, a wszystko dzięki fioletowofutrej, która znienacka wrzuciła mnie w wir wyzwań. Choć wtedy daleko mi było do pozytywnych uczuć, teraz byłem wdzięczny jej za to nagłe wtrącenie się w mój spokojny dzień. Małe skrzydła ciągle nie mogły się równać z tymi u Powietrznych czy nawet Pustynnych, ale wciąż radziły sobie nieźle, intensywnie waląc po powietrzu.
Gdy wreszcie zobaczyłem polanę, ujrzałem zbiorowisko chyba większe, niż było mi dane zobaczyć w całym moim dotychczasowym życiu. Ileż to różnorodnych kolorów kręciło się tam w dole! Szybko te jaskrawe kropki zaczęły się powiększać wraz z moim zniżaniem lotu. Widziałem jak jedni bawią się jakimś dziwacznym przedmiotem, inni zbierają się w grupkach, a jeszcze inni najzwyczajniej rozmawiają. Nad wszystkimi ich głowami majestatycznie siedział smok, którego nietrudno mi było rozpoznać – Strażnik Gwiazd, bogów i prorok, łączący zwyczajne smoki z ich twórcami. Im niżej zlatywałem, tym więcej twarzy dawałem radę rozpoznać. Dostrzegłem Fille, wyróżniły się także łuski Kwariego, a niepowtarzalny blask szybko wskazał mi miejce pobytu Zorzy. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu dostrzegłem aż dwie hydry, a także dwa białe gryfy. W oczy rzuciły mi się także inne smoki, a najbardziej z nich chyba dwoje dorosłych oraz jakiś energiczny kolorowy samiec. Wyszczerzyłem się radośnie i przygotowałem do lądowania.
Wpierw wyłapałem wzrok Strażnika i przywitałem się z nim radośnie, ale jedynie uśmiechem i kiwnięciem głowy – pośród tego gwaru małe było prawdopodobieństwo, że zdołałby mnie usłyszeć. Następnie pomachałem wesoło Fille i udałem się w stronę Rozkwitającej wraz z całym jej wielkim towarzystwem. Po drodze, oczywiście, rzuciłem wesołe "Cześć" także Kwariemu, wypatrując z ciekawości gdzieś u niego piórka, które mu podarowałem. W końcu udało mi się jakoś dotrzeć do opalowołuskiej i równie radośnie co z innymi przywitałem się.
– Witaj, Zorzo, ogromnie miło cię zobaczyć! – po czym zwróciłem uwagę na smoka, siedzącego najbliżej niej. Był doprawdy piękny, a tuż obok czuwał jego niezaprzeczalnie groźny ochroniarz, łypiąc w moją stronę niezliczoną ilością ślepi. Moją uwagę przykuła wielka kropa, zdobiąca czoło nieznanego płcią smoka. Była zbyt okrągła i wyraźna, aby uznać ją za kolejną z pięknych plam, barwiących jego łuski. Aż zacząłem zastanawiać się, czy może być ona znakiem rodzinnym, jednak jej kolor nie pozwalał mi pozbyć się wątpliwości, przeszkadzających w ustaleniu jednoznacznej opinii. Chyba więc zostaje mi zwyczajnie zapytać, miast snuć wątpliwości, nieprawdaż?
– Ciebie również miło poznać, choć wstyd mi przyznać, iż nie potrafię określić twojej płci, Ogniku. Mógłbyś zdradzić, jak cię zwą? Na mnie wołaj Delavir! Och, i jeszcze pytanie – czy ta kropka na czole jest może znakiem rodowym czy wzrok mi płata figle? – spytałem zaciekawiony, jednak zupełnie nie napierając, gdyby nieznajomy nie zechciał udzielić odpowiedzi.
Po wymianie zdań z białołuskim, jeżeli takowa nastąpiła, zwróciłem się w końcu do jaskrawego smoka, który od początku mnie bardzo zaciekawił. Aż promieniował pozytywem, a to niewątpliwie przyciągało!
– Zapewne słyszałeś, ale na imię mi Delavir! A jak zwą ciebie, kolorowołuski? Wiesz, bardzo mi wyglądem przypominasz pewien owoc, którego dane mi było spróbować w lesie deszczowym. Chciałby kto może posłuchać o tym lesie? Pełno tam niezwykłych roślin i zadziwiających stworzeń, a drzewa są tak wysokie, że widać z nich całą okolicę, a nawet dalej! – ostatnie dwa zdania powiedziałem już bardziej w stronę pozostałych młodych smoczków, które siedziały tu od początku lub postanowiły przyłączyć się do towarzystwa. – Mogę opowiedzieć o tęczowych papugach i motylach, płomiennoskórych tygrysach i wysokich żyrafach, o groźnych gorylach i potężnych słoniach! – nawoływałem coraz głośniej, czując się jak w najprawdziwszym raju dla barda. Chcąc przykuć nieco więcej uwagi wyczarowałem iluzję wielkiego – rozmiarem z mój pysk! – motyla, który trzepocząc skrzydłami rozrzucał wokół iskrzący się pył. Fruwał najpierw tylko wokół mnie, a po chwili zaczął zataczać już większe kółka. Aż zdaje się, że zapomniałem, iż uwaga nie powinna skupiać się na mnie, lecz na tym, co do przekazania miał brązowołuski samiec, oczekujący najwyraźniej przybycia większej ilości smoków. Dla mnie tylko lepiej – im więcej słuchaczy, tym większy rozgłos!
Licznik słów: 982
ciiiiiiii
» Pechowiec «
Po każdym niepowodzeniu -1 ST do następnej akcji
» Nieparzystołuski «
-1 ST do Percepcji i Wytrzymałości w czasie nieparzystych miesięcy, +1 ST do Wytrzymałości w czasie parzystych miesięcy
» Przyjaciel natury «
Drapieżniki nie atakują smoka jako pierwsze
» Wszechstronny «
-1 ST do testów umiejętności opierających się na Mocy i Percepcji