OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Czy powiedziała coś, czego Kruczopióry nie wiedział? Cóż, czarodziej często posługiwał się magią do tworzenia, zjawisko to doskonale rozumiał i pojmował, toteż jedynie potakiwał łbem, gdy Kalina opowiadała o swoich odczuciach. Pewną pasję, skrzętnie skrywaną pod łuskami, dało wyczuć się w głosie samicy, co na pysku smoka wywołało nieznaczny uśmiech; magia... używana do tworzenia. Czarując w celu pojedynkowania się, trochę zaczynał już zapominać, jak wielkie cuda czynić potrafi dar Naranlei i jak wielka moc spełniania marzeń w nim tkwi. Czasami wprawdzie ćwiczebnie stworzył jakiegoś motylka czy inną śnieżkę, aby dać radość pisklęciu, ale... dawno już nie rozwijał się w tym kierunku. Ważniejsza była walka. Krew. Obrona siebie i najbliższych. Zwłaszcza w obliczu ciągnącej sie bez końca chmury, która napierała na tereny Wolnych Stad, grożąc smokom swoimi mackami.– Myśląc o maddarze, łatwo jest zatracić myśl o jej pierwotnym przeznaczeniu – rzekł wreszcie, choć głos miał na wpół przytomny,, jak zwracał się trochę do Kaliny, trochę do świata, trochę zaś do własnych myśli. – Zazwyczaj posługuję się nią do walki... ale gdybym chciał po prostu walczyć, zostałbym wojownikiem, mei czarodziejem. A tymczasem... to przecież piękna moc tworzenia cudów! – dodał, nagle ożywiając się i kierując wzrok na samicę. Zlustrował ją spojrzeniem bacznie i mrugnął kilka razy; zachowywał się, jakby próbował odczytać jej reakcję. – Leczenie też jest swego rodzaju cudem; cudem, który pozwala właściwie znikąd odtworzyć coś utraconego. Że można przy pomocy tej magii walczyć? Nie wiem, magia służącą uzdrawianiu smoków to dla mnie niezgłębiona tajemnica... choć nie mam powodu ci nie wierzyć – zaznaczył, nie spuszczając z Heulyn wzroku. – To prawda, że w walce także można posługiwać się nieszablonowymi ruchami, jak przykład oślepiać albo uwiązywać przeciwnika. Może powinienem próbować częściej... a może nie? Nie wiem – stwierdził, parsknąwszy krótko śmiechem. – Wiem za to coś innego...
Odwrócił się nagle od samicy, która mogła dostrzec żwawy ruch jego ogona, gdy Kruczopióry wzniósł łeb ku górze, ku niebu, przez moment obserwując leniwie posuwające się po nim obłoki. Westchnął, zamknął ślepia, lekko spuścił łeb... i nagle posmutniał. Ale dlaczego...?
– Jak na ironię, jestem czarodziejem, choć wiem, że dar Naranlei nie służy do walki; że jego podstawowym celem jest właśnie cudotwórstwo, przeobrażanie w rzeczywistość piękna smoczej wyobraźni. I dopóki nie jest to konieczne, unikam używania go w ten sposób; oczywiście muszę czasem pojedynkować się, aby w obliczu prawdziwego zagrożenia mieć wprawę, tak jak muszę walczyć, gdy napadnie mnie drapieżnik albo od czasu do czasu upolować pożywienie... ale zawsze gdzieś na dnie mojego łba tkwi wówczas świadomość, ze zupełnie w innym celu pragnę tkać maddarę. Pokochałem ją nie za możliwości bitewne, lecz za cuda. I czasami chciałbym być w tym lepszy... ale zawsze wygrywają treningi pod katem pojedynków, zawsze wygrywa świadomość, że w kluczowym momencie może mi się okazać konieczna do walki. – Westchnął. – Uzdrowiciele chyba lepiej rozumieją tę moc od czarodziejów; lepiej wiedzą, jakie cuda z niej uczynić. Czy się mylę? – zapytał, nagle odwróciwszy ku Heulyn wzrok. Znów zmierzył smoczycę badawczo, pragnął ją spojrzeniem dosłownie prześwidrować, zrozumieć, odczytać, pojąć umysł Kaliny. Ale czy ta pragnęła mu na to pozwolić? I... I co uważała na temat poruszony przez Kruczopiórego?