Strona 10 z 30
: 15 cze 2015, 19:01
autor: Tejfe
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Tehanu naprawdę była osobą wrażliwą, płaczliwą i zdecydowanie nie radzącą sobie z emocjami, które zawsze w niej narastały kiedy napotykała jakiś, choćby najmniejszy problem. A, że tym razem problem był ogromny, a ona i tak była obciążona, po prostu nie potrafiła zachowywać spokoju. Jednak ciepły, uspokajający głos brat pozwolił, aby jej jęki trochę ustały. Lecz miała w sobie też trochę skłonności do przesadzania i dramatyzowania, więc kiedy brat poprosił ją o oddychanie, ona z trudem łapała powietrze, tak jakby zaraz miała upaść. Mimo tragizmu tej sytuacji, wyglądało to doprawdy śmiesznie. –Ona... Ona... Jej nie ma od dawna w grocie. Jest moją najstarszą córką, ale jeszcze nie zdobyła rangi adepta. Jest bardzo młoda, nie widziałam jej od półtorej księżyca. To długo. A ostatni raz to była nasza wspólna nauka lotu. Potem już jej nie widziałam. I teraz szukam jej od rana, a widzisz, że się ściemnia... I... i nigdzie jej nie ma! Och, moje maleństwo!– I znowu wybuchnęła płaczem.
: 15 cze 2015, 21:30
autor: Niebieski Kolec
Słuchając słów siostry tylko jedno przyszło mi do łba: nie żyje, lub uciekła... na zawsze. Jednak mimo to, że jestem realistą nie chciałem o tym jej mówić. To by ją dobiło. ~ Nie wiem jak to jest i nie wiem jak ci pomóc. Sam nie miałem piskąt... Na pewno się znajdzie. Pomogłbym ci, ale nie wiem co robić.~ Powiedziałem tuląc siostrę skrzydłem. Byłem bezradny...
: 21 cze 2015, 12:23
autor: Tejfe
–Nie rób nic! Jesteś nieczuły i nie obchodzi Cię to co czuje. Miałeś kiedyś pisklęta, co się z nimi stało?! Może to Ty coś zrobiłeś mojej córce?!– wykrzyczała, odsuwając od niego pysk. Jej pysk wyrażał bezradność, ale i furię. W tej chwili czuła się najbardziej nieszczęśliwą istotą na całym smoczych ziemiach. Poczuła ten sam ból co kiedyś jej przybrana matka, Iskra. Minęła chwila, nim Tehanu pojęła co powiedziała. –Wybacz mi, bracie. Ja tak wcale nie myślę!– i ponownie wybuchnęła płaczem. –Po prostu ja wiem, że już jej nie znajdę. To się czuje w kościach. Jej nie ma nigdzie!– załkała, patrząc smutno na brata.
: 22 cze 2015, 21:16
autor: Niebieski Kolec
Słowa siostry ugodziły mnie prosto w serce. Wszystko powróciło... Moje dzieci... Ich śmierć i krótkie życie... ~ Nic jej nie zrobiłem! Wiesz co się stało z moimi dziećmi?! Zdechły co były słabe! Kochałem je, a one umarły na moich oczach!~ Powiedziałem delikatnie unosząc głos. ~ Skoro wiesz, że nie wróci to pomyśl, że znalazła dom równie dobry jak ten tu. Może ktoś ją przygarnął tak jak Iskra nas.~ Powiedziałem spokojnie patrząc w ślepia siostry.
: 23 cze 2015, 18:57
autor: Tejfe
Samica przybliżyła się do Głosu. Chciała go przytulić, pocieszyć. Może to egoistyczne z jej strony, ale cieszyła się, że nie tkwi w tym jedyna, że ma kogoś kto ją rozumie. –Przepraszam Cię, jeszcze raz. – powiedziała zapuchnięta od płaczu. Uśmiechnęła się smutno, kiedy usłyszała jego słowa pełne pociechy. Były niczym kojący opatrunek na jej potworne rany. –Ale to tak boli... Czemu odeszła? Myślała, że jej nie kochamy? A może się zgubiła? Och, chociaż jedno słowo od niej sprawiłoby, że czułabym się spokojniejsza. Gdybym tylko wiedziała, że żyje, że jest jej dobrze. Wiesz... Ta niepewność to najgorsze co może być.
: 23 cze 2015, 21:02
autor: Niebieski Kolec
Okryłem siostrę skrzydłem starając się ją pocieszyć. Cóż nie znałem jej bólu do końca... Ja swoich piskląt prawie nie poznałem. ~ Pomyśl jak było z Lilią. Wszyscy myśleliśmy o najgorszym, a jej syn mówi, że czuje się świetnie. Miej nadzieję.~ Powiedziałem ze szczerym uśmiechem patrząc na siostrę.
: 24 cze 2015, 16:14
autor: Tejfe
Zapomniany miał po części rację. Nie wiedziała co się działo z Lewitacją, ale powinna mieć nadzieję. Tak jak to było z Lilią. Gdyby tylko zostawiła jakiś znak... Jednak ból, który czuła tak naprawdę nie pojawiał się ze względu na to, że bała się o córkę; świetnie wiedziała, że ta da sobie radę, o ile jeszcze żyje; a raczej ze względu na to, że tak strasznie chciała mieć ją przy sobie. Chciała ją tulić, całować... To dałoby jej pewnego rodzaju ostoję, nie musiałaby tęsknić. –Dziękuje Ci. – szepnęła Tehanu, odsuwając się nieco od starszego brata. –Mam nadzieję, że Nenya będzie ją miała w swojej opiece. Ale teraz powinnam chyba już iść. Na nic zdadzą się moje dalsze poszukiwania, wiem o tym. Powinnam porozmawiać z partnerem. Jestem egoistką myśląc, że tylko ja cierpię. Jej zniknięcie sprawiło ból wielu osobom, a ja myślę tylko o sobie. Powinnam być z nimi. Jeszcze raz dziękuje Ci za rozmowę, dużo mi ona dała, ale teraz lecę. Mam nadzieję, że niedługo spotkamy się znowu.– rzekła, po czym mocnymi uderzeniami skrzydeł wzbiła się w powietrze. Po jakimś czasie jej niebieska sylwetka całkiem zniknęła w chmurach...
: 24 cze 2015, 22:58
autor: Niebieski Kolec
Uśmiechnąłem się jeszcze raz do siostry. To prawda jej partnerowi pewnie też jest trudno, więc może lepsza byłaby rozmowa z nim niż ze mną. ~ Nie ma za co. W końcu jestem twoim: "ulubionym starszym bratem".~ Zażartowałem i obserwowałem siostrę znikającą w chmurach. Przez chwilę obserwowałem jeszcze niebo i zachodzące słońce. ~ Znów się spotykamy Zmierzchu...~ Powiedziałem z lekkim uśmiechem, a po chwili na nocnym niebie rozbłysła para złotych skrzydeł.
: 26 lip 2015, 20:19
autor: Chybiona Łuska
Ponure miejsce. Mruknęła w myśli, gdy tu przyszła. Zastanawiała się, co tutaj w zasadzie robi. Kiedy opuściła brata przyszła tutaj. Nie chciała od razu wracać do obozu, musiała pomyśleć o tym, co chce zrobić. Usiadła wśród traw w cieniu jednej z chmur, która za kilka minut przesunie się gdzieś dalej, aby ustąpić miejsca całkowitemu słońcu. Dolina była odsłonięta i rosły tu tylko trawy, mimo tego szmaragdowołuska nie była zbyt widoczna. Kolor roślin i jej własny zlewały się. Nie widziała nikogo, dlatego postanowiła posiedzieć o podstawy jednego ze wzgórz okalających dolinę. Zaraz się przesunę. Pomyślała, gdy zobaczyła, że cień szybko się przemieszcza. Słońce powoli zachodziło, przez co jedna strona doliny powoli pogrążała się w półcieniu. Zamyślona zaczęła patrzeć jak ten rośnie.
: 26 lip 2015, 20:30
autor: Tejfe
Melancholijna Wichura również przybyła do Doliny Rozpaczy. Odkąd odbyła tu ze swoim bratem tą przejmującą rozmowę, to miejsce nie kojarzyło jej się już ze strachem. Teraz przyjemnie było tu przybyć znowu. Tym bardziej, że w jej życiu doszło do kolejne straty. Na jej pysku odbijały się ślady łez i nieprzespanych nocy, bezradności, krzyków desperacji i rozpaczy. Musiała odpocząć. A to miejsce było do tego idealne. Niczym lecąca strzała zapikowała w dół, po czym gładko wylądowała na uschniętej trawie. Oby tylko nikogo tu nie było. Chciała być sama. Tak się jednak nie stało. Od razu zobaczyła, że parę ogonów od niej stoi bardzo ładna, młoda samica w kolorze malachitów. Wichura wygulgotała coś na powitanie i podeszła bliżej. Może jednak dobrze jest z kimś porozmawiać? O byle czym. Takie spotkanie pozwoli jej choć na moment zapomnieć.
: 26 lip 2015, 21:01
autor: Chybiona Łuska
Z oddali dojrzała kształt. Smok. Uznała. Obserwowała owe srebrno-niebiesko-błękitne cudo natury, dopóki to nie wylądowało. Wtedy wstała sama, a wiatr zaszeptał jej do ucha. Usłyszała wybąkane przywitanie i podeszła do tamtej, tak jak ona podchodziła do zielonej. Och... Pomyślała w połowie drogi. Zauważyła bowiem, że samica zdecydowanie nie była w najlepszym stanie. Nie powinnam pytać co się stało. Pomyślała, chociaż zrobiło się jej żal, zwłaszcza, gdy słońce odbiło się od smug zdradzających wcześniejsze łzy. Przygotowane przed chwilą lodowe spojrzenie stopniało. Jest starsza ode mnie. Sporo. Co mogło się wydarzyć? Oczywiście Noc miała kilka usprawiedliwień tego stanu rzeczy. Ale postanowiła nie domniemywać. – Witaj. Jak się nazywasz? – Mruknęła spokojnym, przyjacielskim tonem. Być może Wichura mogła usłyszeć w nim nutkę czułości, czy sympatii... w każdym razie czegoś pozytywnego i miłego. Ślepia przybrały barwę spokojnego, jasnego, letniego nieba. Dosyć ciepłego i klarownego. – Jestem... w zasadzie nazywam się Ostatnia Noc. W Życiu nazwałam się Chybiona, jako adeptka. – Zagaiła do starszej smoczycy. Czuła od niej zapach spalenizny, więc uznała, że to smoczyca Ognia.
: 27 lip 2015, 18:44
autor: Tejfe
Tamta również podeszła o krok dalej, a więc teraz znajdowały się już naprawdę bardzo blisko. Usłyszała, że tamta coś mówi. Głos miała przyjemny i jakby łagodzący, pocieszający. Czy aż tak ze mną źle, że na odległość widać, że cierpię? Wichura nie chciała współczucia. Nie teraz. Lubiła się nad sobą użalać, być w centrum uwagi, móc się wypłakać na ramieniu tych co są jej bliscy. Albo wraz z innymi "cierpiącymi" płakać nad wspólnym losem i rozmawiać o przeżytej tragedii. Ale tym razem było inaczej. To co się stało trzeba było przejść i nie roztrwaniać nad tym. Rozmawianie o tym nieszczęściu tylko pogorszyłoby sprawę. Nie należy zapomnieć, ale wspominać to co dobre. Jednak póki co, trzeba pogodzić się z żałobą. –Tehanu.– wymruczała w odpowiedzi, nie patrząc na rozmówczynię. Jej wzrok utkwił gdzieś daleko, daleko w przestrzeni. Samica była jakby nieobecna duchem. Jednak wiedziała, że musi powrócić do rzeczywistości. Przecież ma możliwość choć na chwilę uciec od tej gorzkiej rzeczywistości! Ma możliwość zająć myśli czymś innym. –Trochę smutne to Twoje imię. Ostatnia... Czemu ostatnia?– spytała bez większej ciekawości. –Ja również jestem z Życia.– dodała po krótkiej chwili.
: 27 lip 2015, 21:43
autor: Chybiona Łuska
Może źle zrobiła? Może za bardzo okazała swoje odczucia? Przeklęła się w myśli. Mogłam pogorszyć sytuację. Według Chybionej warto było rozmawiać o nieszczęściach, bo można było się komuś po prostu wygadać. Wiedziała, że tłumienie w sobie uczuć może doprowadzić do nieszczęścia, ale nie mogła wymusić zeznań. Może mogłaby coś powiedzieć w danym temacie, pocieszyć, ale nie zamierzała drążyć, tym bardziej, że się nie znały. Z drugiej strony do obcego łatwiej było zagadać, powiedzieć mu co leży na sercu i odejść. – Tehanu. – Uśmiechnęła się przyjaźnie, gdy powtórzyła nieco głośniej imię tamtejszej smoczycy. – Ale mniemam, że wyrosłaś z rangi adepckiej? – Zapytała. Jedne smoki przedstawiają się imieniem nadanym przez matkę, inne tym, które same sobie wybrały. Hm...
Wojowniczka zadała pytanie, a blask w oczach Nocy zanikł. Zastanawiała się co odpowiedzieć. Koniec końców zamyślenie ustąpiło łagodnej przyjazności. – Ja i mój brat wykluliśmy się z jednej skorupy, dziwne, co? Ojciec nazwał nas Ostatnią Nocą i Nowym Dniem. Zrobił tak pod wpływem... wielu czynników. Ze skorupy najpierw wychylił się mój brat. Symbol przetrwania stada, nie było wtedy samczych pisklątek. Jego imię miało przywodzić na myśl, że mimo utraty naszej matki istnieje nadzieja, a moje, kiedy wyszłam w ślad za nim, miało powiedzieć, że czas smutku się skończył. Miała to być ostatnia noc bezcelowej próby przetrwania. Stado obrało sobie cel i przybyło tutaj. – Przerwała i uśmiechnęła się, tęskno patrząc w niebo. – Myślę, że są szczęśliwi, że we dwóch tutaj dotarliśmy. – Zakończyła. Sama niedawno przeżyła tragedię, a jednak wiedziała, że jest ktoś, na kim mogła się oprzeć. Wzajemnie mogli to robić. Być dla siebie, brat i siostra. Taką osobę... można znaleźć, jeżeli było się samotnym. Chybioną zainteresowało jeszcze coś, co powiedziała Tehanu. – Pachniesz jak smok ze stada Ognia. I nie przebywasz w obozie Życia. – Zauważyła. – Jak to się stało, że jesteś w cudzym stadzie? Nie tęsknisz za rodzimym? – Zapytała nieco ściszając głos. Była zainteresowana, ale trochę bała się to okazać. Nie chciała spłoszyć smoczycy.
: 28 lip 2015, 16:13
autor: Tejfe
To nie było tak, że Wichura lubiła tłumić w sobie uczucia. Wręcz przeciwnie! Zawsze gdy miała jakiś problem zwierzała się z niego i to sprawiało, że rana na duszy mniej bolała. Jednak ta sytuacja po prostu była inna. O tym co się stało nie łatwo było mówić. To była po prostu tragedia z, którą trzeba się było pogodzić. Poza tym większość jej bliskich także cierpiała z tego samego powodu co ona. A Ci w których fakt minionych wydarzeń nie uderzył tak mocno już wysłuchali jej zwierzeń, pocieszyli, doradzili i to pomogło. Ale tylko trochę. Jednak wpierw trzeba było opowiedzieć tą historię, a już samo mówienie o tym sprawiało, że serce rwało jej się na kawałki. Była po prostu zmęczona i chciała uciec od swoich problemów. Obcym łatwiej się zwierzać to fakt, ale wojowniczka liczyła na to, że spotka kogoś kto będzie chciał zwierzyć się jej. Ona nie miała sił mówienia o swojej stracie, ale o stratach innych mogła posłuchać. Była zarówno dobrą mówczynią jak i wspaniałą słuchaczką. Choć może bardziej to pierwsze. Zaśmiała się cicho na komentarz Nocy. –Wyrosłam.– powiedziała siląc się na uśmiech. Jak dobrze jest z kimś rozmawiać! Powiedz coś jeszcze. Spraw bym choć na chwilę zapomniała! Ja nie chcę cierpieć. Chcę się cieszyć, żyć. Czterdzieści księżycy to nie jest dużo. Chcę być szczęśliwa. Jednak czy nie za dużo wymagała od tej nieznajomej samicy z Życia? –Dostając rangę wojownika przybrałam imię Nadciągającej Wichury. Jednak lubię swe pisklęce imię Tehanu.– powiedziała trochę mniej przejmująco. Bardziej swobodnie. Wsłuchała się w jej opowieść. –Czyli rozumiem, że wcale nie jesteś stąd. Jednak masz skrzydła. Nie jesteś równinną.– skomentowała, tym razem z większym entuzjazmem. Opowieść Chybionej trochę ją zaintrygowała. Jednak to wciąż było za mało. Nigdy nie pozbędę się pustki. Kiedyś się pogodzę ze stratą, może nawet nauczę się na nowo śmiać, nie myśleć o tym, może nawet będę najszczęśliwszą samicą w Ogniu, ale ta rana nigdy nie zniknie. Co najwyżej się zagoi. Byle jak najprędzej. Nie chciała tej żałoby. –Dobrze jest kiedy rodzice wiedzą co się stało z ich dziećmi, że nawet jeśli ich przy nich nie ma, są świadomi, że oni są szczęśliwi i mają się dobrze. Wtedy i oni są szczęśliwi. – Przełknęła łzę, która zdradziecko popłynęła jej po poliku. – Od jak dawna tutaj jesteś? Na kogo się szkolisz?– zmieniła temat, właśnie wtedy, kiedy Chybiona zadała swoje pytania dotyczące jej pochodzenia. –To dawna sprawa. Odeszłam z Życia. Tam nie było mojego miejsca, nie czułam się tam sobą, nie pasowałam do nich. Kocham swoich bliskich z tego stada i zraniłam ich odchodząc, ale wszystko się ułożyło, wciąż mam z nimi kontakt i obie strony są zgodne, że dobrze zrobiłam odchodząc. Przynajmniej część. Teraz jestem w Ogniu, nie wiem jak ty to wyczuwasz po zapachu. Ja nigdy nie miałam takiej umiejętności, ale jestem chyba wyjątkiem pod tym względem. W nowym stadzie odnalazłam radość. Dołączyłam właśnie do niego, bo pokochałam pewnego samca. Teraz jesteśmy szczęśliwi. – powiedziała, czując jak piekące łzy spływają teraz strumieniami. Wcale nie była szczęśliwa. Nie teraz. Nie wiedziała czemu tak łatwo przyszło jej się zwierzyć samicy z odejścia z Życia. Przecież ona była całkiem obca, ale skoro tamta opowiedziała jej swoją historię, ta opowie jej swoją. Nie opowiedziała jej jednak o swojej tragedii, a o sytuacji, która wydarzyła się już dawno, dawno temu. Swój ból, który pojawił się całkiem niedawno zostawi dla siebie.
: 30 lip 2015, 19:27
autor: Chybiona Łuska
Uśmiechnęła się w odpowiedzi na cichy śmiech, zachęcając tamtą do utrzymania raczej pozytywnego nastroju. Jest wojowniczką! – Ach tak. Więc będę ci mówić Tehanu. – Uśmiechnęła się przyjacielsko. – A Ty, jeśli chcesz, mów mi Noc. W zasadzie to też moje... pisklęce imię. – Powiedziała z lekkim uśmiechem. Potem znów skinęła, kiedy tamta potwierdziła, że zielona nie jest równinną, chociaż w oku pojawił się błysk charakterystyczny dla spojrzenia Wichury. I zobaczyła łzę na pysku samicy. I zmartwiła się sądząc, że zaraz dojdzie do wybuchu smutku. Nie wiedziała co powiedzieć, więc to przemilczała. Usłyszała kolejne pytanie, ale nie odpowiedziała, nieco zaaferowana tamtą łzą. Widziała, że tamtej na pysk nasuwają się kolejne słowa, dlatego milczała. Stała, nie mogąc się powstrzymać od ruchu, gdy zobaczyła kolejne łzy.
Podeszła do niej spokojnie, niemal delikatnie stąpając po ziemi jakby bała się, że ją spłoszy. Wyciągnęła szyję i otarła głową łeb niebieskołuskiej niemal z czułością. Wyciągnęła też jedno z poharatanych skrzydeł, chcąc lekko otulić smoczycę.
Zielona wie, jak wygląda ból po utracie bliskich. Straciła całą rodzinę, całe stado. Też czuła ból, ale miała na to sposób... – Więc masz jego. Pamiętaj o nim, gdy pomyślisz o stracie. – Szepnęła cichutko, przytulając czule niebieską. Jak jej pomóc dojść do siebie? Noc wiedziała, że aby nie myśleć o stracie, trzeba zająć czymś innym swoje myśli. Ona zajmowała je bratem, Alyssą i obowiązkami. No tak! Odsunęła głowę powoli, uwalniając smoczycę z utulenia. Skrzydła jeszcze nie. Chciała się upewnić, że jej towarzyszka już czuje się nieco lepiej, o ile to możliwe.
– Wyglądasz mi na dobrego wojownika. – Powiedziała z nieco szelmowskim uśmiechem, cechującym niektórych narwanych adeptów, kiedy czegoś chcą. – Może więc zostaniesz moim mistrzem? Wiem, że stado Życia i Ognia niekoniecznie za sobą przepadają, ale nie złożyłam stadu przysięgi. – Uśmiechnęła się zachęcająco, jej ogon silnie drgnął z podekscytowania. Kto powiedział, że wojownik musi być silny i opanowany? Wojownik też smok! Mógł być wrażliwy jak i łagodny. Noc chyba coś o tym wiedziała.
: 01 sie 2015, 19:56
autor: Tejfe
Polubiła Chybioną. I nie były to czcze słowa, powiedziane pod wpływem chwili, ponieważ dobrze jej się rozmawiało z zielonołuską i sprawiała wrażenie sympatycznej samicy. Naprawdę ją polubiła. Choć praktycznie jej nie znała, poczuła, że jest ona jej bardzo bliska i mają wiele wspólnego. Jak na przykład strata. Wichura stykała się z nią od najmłodszych lat, jeszcze kiedy była w Życiu. I nie była to strata taka jak teraz, utracenie bliskich. Tamta miała inne, bardziej psychologiczne podłoże, które odbiło piętno na umyśle Tehanu. Dlatego też nic dziwnego, że odczuwała głębokie zrozumienie dla Chybionej Łuski. Nie wiedziała jaką tamta miała dokładnie osobowość, tylko po swojej mniemanej opinii, nie wiedziała co tamta lubi, czy tak samo jak Wichura kocha latanie, a może jest doskonałą pływaczką? Woli mięso, czy owoce? Jednak czy te pytania były teraz takie ważne? Och, jakże łatwo można się do kogoś przywiązać! Nic dziwnego, że serce od zawsze mi krwawi.– pomyślała, przypominając sobie swoje młodzieńcze zauroczenie. Co też się z nim stało? –Dobrze. Będę Cię nazywać Nocą.– powiedziała z smutnym uśmiechem, łapą ocierając zamglone od łez ślepia. Nagle poczuła jak młoda samica przybliża się do niej. Poczuła jak jej ciepła szyja, a także szczęka ociera się o jej czoło, a pokaźne skrzydło, wystające z krępej, mocno zbudowanej sylwetki samicy, okrywają ją. Nadciągająca poczuła się jak pisklę, które szukając pocieszenia wtula się w dużo większego od siebie smoka, który dla niego symbolizuje bezpieczeństwo. Ta rola, mimo, że była trochę zażenowana jej teraz bardzo odpowiadała. Chciała, żeby ten uścisk trwał wieczność. Jednak wszystko co piękne kiedyś się kończy i adepta w końcu poprzestała tylko na okrywaniu skrzydłem tej drobnej, dużo starszej od niej wojowniczki. Jednak to i tak był piękny gest, a sympatia do Chybionej zwiększyła się jeszcze bardziej. –Tak. Mam jego.– szeptem powtórzyła jej słowa. –Chyba nie zdziwisz się, kiedy powiem, że w ostatnim czasie straciłam dwie córki. Jedna po drugiej. Nie wiem, czy żyją czy nie. Po prostu zniknęły. A ta niepewność jest najgorsza. – pociągnęła nozdrzami, po czym głośno westchnęła. –Jeśli możesz, powstrzymaj się od pytań. Pewnie mnie rozumiesz, sama musiałaś wiele wycierpieć. To widać. Masz smutne oczy. – stwierdziła ze smutkiem. Jej przenikliwe, jasne jak lód ślepia patrzyły gdzieś w przestrzeń, a ona sama jakby oderwała się od rzeczywistości. Dopiero słysząc słowa samiczki, wróciła do "żywych". Zaśmiała się cichutko, ale z szczerym zadowoleniem słysząc jej pochwałę. –Czy ja wiem? Moi nauczyciele twierdzili co innego. Ale co będę ukrywać, wiem, że nie jestem najgorsza i myślę, że naprawdę dobrze walczę.– powiedziała z nieskrywaną u niej chełpliwością. Nawet w przypływie tak bezdennej rozpaczy, w jej duszy potrafiła się odezwań ta próżna nuta, która świadczyła, że ta wcale nieidealna wojowniczka miała wygórowane mniemania o sobie. Mimo to komentarz Nocy miał na nią zbawienny wpływ, bowiem już prawie całkowicie zatraciła swoje dawne ja, lubując się w swojej melancholii i żalu. Jej kolejne pytanie jeszcze bardziej ją uszczęśliwiło. –Mistrzem? Ojej, nigdy nie byłam niczyim mistrzem. Jednak myślę, że mogłabym spróbować. Co do stad, to się nie przejmuj. Mistrzynią mojej przyjaciółki była najbardziej znienawidzona przez inne stada samica, oraz mój największy wróg. Ja sama nigdy nie miałam swojego mistrza. Podobno był nim Złudzenie, ale z nim mam złe wspomnienia. Poza tym skoro nie złożyłaś przysięgi stadu, to myślę, że nikt się nie musi o tym dowiedzieć. To będzie między nami.– zaczęła mówić z nietypowym dla niej ostatnio ożywieniem. –Ja mogę zaczynać od zaraz, a Ty?/b]
// To uczymy się których, którego w końcu poziomu walki? :P
: 02 sie 2015, 0:14
autor: Chybiona Łuska
Skinęła jej łbem, gdy Tehanu potwierdziła, jak będzie nazywać zieloną. Ta chciała ją tylko pocieszyć, sprawić, by poczuła się lepiej. Zdecydowanie była empatyczną, wrażliwą smoczycą. Do tego młodą, a więc i dość porywczą. Przytuliła nieznaną sobie samice, jak własne pisklę, których jeszcze nie mogła mieć. Słuchała uważnie słów kompanki. Obecność i bliskość drugiej osoby zawsze koiły. Jeszcze bardziej uspokajała świadomość, że jest się wysłuchanym i nie zignorowanym.
Skinęła jej głową, kiedy Wichura poprosiła, by Noc powstrzymała się od pytań. Nie miała zamiaru ich zadawać. Dowiedziała się wszystkiego, a nawet wielu więcej, niż chciała. Nie wiedziała, jak zareagować na komentarz o oczach, po prostu niepewnie się uśmiechnęła i, nadal trwając w uścisku, zaczęła szeptać.
– Musisz mieć nadzieję, że są w bezpiecznym miejscu. Dopóki nie masz dowodu na ich nieszczęście, wierz, że odnalazły radość i nie chcą wracać. – Uśmiechnęła się łagodnie i zachęcająco. – Nie ma sensu się zadręczać, okrutnym będzie zapomnieć, po prostu wierz, jako matka, że są całe i zdrowe. – Znowu się uśmiechnęła. – I pamiętaj, by nie zaniedbać swego ukochanego. – Powiedziała nieco wyszczerzając w uśmiechu kły.
Potem zaczęła mówić o profesji ich obu. Huba nie miała pojęcia, że tak to się potoczy, ale była z tego powodu naprawdę szczęśliwa. W końcu się jej udało. Dobrze, że smoczyca miała wysokie mniemanie o sobie. Pomoże jej to w tej sytuacji. Uśmiechała się, słysząc śmiech niebieskiej. Najpierw szczerze i przyjacielsko, gdy tamta jeszcze odpowiadała na pytanie Nocy, a potem szelmowsko. Cofnęła skrzydło ukradkiem i trąciła nosem bok pyska towarzyszki, tak zabawowo. – Tajemnica, co? – Zaśmiała się cicho i pokręciła głową. – Nie będę pytać cię o twoją przyjaciółkę, chyba, że chcesz zdradzić mi... tę tajemnicę. – Uśmiechnęła się znowu. W jej oczach rozbłysło podekscytowanie. – Bo też mogłabym zaczynać od zaraz. – Rzuciła, a ogon się jej zabujał na boki, spojrzała wyzywająco, ale w całej tej postawie była przyjacielska nuta. Gdyby nie różnica umiejętności, byłyby sobie równe. Ona jako ta silna, Wichura, jako zręczna wojowniczka.
Noc cofnęła się dwa kroki i przybrała pozycję gotowości. Łapy w lekkim rozkroku, miękko ugięte, pazury wczepione w ziemię. Skrzydła przy bokach, nie za ciasno, by nie hamować ruchów zielonej, założone nieco na grzbiet. Ogon na wysokości grzbietu, rozluźniony, ale kontrolowany przez smoczycę. Głowa w naturalnej, lekko obniżonej pozycji, z nosem do dołu, żeby nie odsłaniać gardzieli. – Zaczynaj. – Powiedziała wyzywająco. Wiedziała, że jej przeciwniczka najprawdopodobniej sparuje wszystkie jej ciosy, ale dalej mogła próbować. Na tym polegał trening. Miała nadzieję, że w przeciwieństwie do Pustyni, Wichura nie będzie celować Tylko w miejsca podatne na zranienia i śmiertelnie narażone na groźne rany.
//Trzeci. Chociaż może zrobię na II pod pieczą dwóch nauczycieli w jednym czasie xD To na pół II i III xD Czy coś.
: 02 sie 2015, 17:06
autor: Tejfe
To nie jest takie proste.– chciała powiedzieć na słowa Chybionej, ale się powstrzymała. Nie chciała zepsuć swojego w miarę dobrego humoru, które kilka chwil temu tchnęła w nią Ostatnia. Może i jej dzieci mają teraz dobrze, są szczęśliwe i się rozwijają. Jako matka chciała w to wierzyć, ale nie było to takie łatwe. Byłaby dużo spokojniejsza, gdyby się dowiedziała, że nie żyją. Wtedy nie byłoby tej okropnej, żrącej dusze niepewności. A może jednak? Nie, to niemożliwe... I tak dalej w ten deseń. Ciał nie znalazła, a obeszła całe tereny. Jednak przecież by jej coś powiedziały, że zamierzają odejść. Czemu odeszły bez pożegnania? Tak po prostu zniknęły. Jak mogą być szczęśliwe, skoro świat jest tak okrutny?... Nie! Tehanu nie myśl o tym. –Tajemnica? Nie-e.– powiedziała drżącymi wargami, unikając jakiejkolwiek odpowiedzi na poprzednie wypowiedzi swej towarzyszki, a raczej uczennicy. Uczennicy! Mam własną uczennicę.– pomyślała z radością i ponownie poczuła jak przez jej ciało przechodzi, przyjemny, uspokajający dreszcz. Mimowolnie liznęła samicę po łbie w czułym, przyjacielskim geście, zaraz po tym jak tamta trąciła ją łbem. –Cienista samica, która powszechnie ma złą opinię i wiele razy się na mnie rzuciła, oraz skrzywdziła moich braci została mentorką mojej najbliższej przyjaciółki, której kiedyś zastępowałam matkę. Nie wiem w jaki sposób doszły do porozumienia.– To dziwne. Jeszcze kiedyś mówiłaby o tym w takim gniewie, że aż by od niej kipiało, a teraz? Chyba pogodziła się z tym cierniem, który przez wiele księżycy utrudniał jej życie, jakim była Dwuznaczna Aluzja. Tehanu pokiwała łbem z wdzięcznością kiedy usłyszała, że Życiowa samica również może już zaczynać. Kiedy tamta szykowała swoją pozycję gotową, Wichura już przygotowywała się do skoku. Swój niedługi, kolczasty ogon podniosła do góry na linię grzbietu. Podłużny łeb pochyliła do przodu. Łapy rozstawiła, po czym ugięła je mocno. Tylnymi kończynami zaczęła napierać na podłoże, a potem wybiła się do góry. "Lecąc" wysunęła przednie łapy do przodu, a tylne podkurczyła pod siebie. Kremowe, nieduże skrzydła rozstawiła delikatnie, nie całkiem, aby przyspieszyć i wydłużyć skok. –Bycie wojownikiem to także stan ducha. Trzeba mieć do tego pasję i lubić to robić. Najlepszy wojownik ma silną osobowość, ale też nie jest zimny jak głaz, może być nawet wrażliwy. Musi wiedzieć kiedy ma przestać i potrafi wyjść z transu. Nie lubuje się w zabijaniu, a odnajduje szczęście w uczciwej, wyrównanej walce.– powiedziała w trakcie manewru. Wylądowała stawiając wpierw na ziemi przednie kończyny, a zaraz po nich tylne. Momentalnie wysunęła prawą łapę do przodu, ugięła ją trochę w łokciu i nadgarstku. Rozstawiła i wygięła palce. Wysunęła szpony. Zamierzała nimi leciutko zaczepić o pierś Nocy, a potem szarpiąc łapą w dół przejechać po jej klatce. Samica musiała się obronić.
: 02 sie 2015, 20:08
autor: Chybiona Łuska
//Ile postów średnio zajmuje nauka na II i III?
Tamten temat był już zakończony i dobrze, że Wichura nie podejmowała go na nowo. Przynajmniej według Chybionej. Nie wiedziałaby co zrobić ani powiedzieć. Mogłaby tylko być, a to sprawiłoby, że poczuje się bezsilna. Uśmiechnęła się, odwzajemniający tym przyjacielski gest smoczycy. Zaczęła prawić o nie-tajemnicy, na co zielona się uśmiechnęła. Chciała poznać imiona, ale skoro Wichura ich nie wyjawiła teraz, zielona sobie odpuściła. Może kiedyś się dowie?
Kiedy przygotowała się do obrony, skinęła swojej nauczycielce. Dla Nocy Wichura była teraz bardziej jak przyjaciel niźli mistrz, ale nie oznaczało to, że nie będzie jej słuchać jako bardziej doświadczonej smoczycy.
Sama uważała, że walka bazująca na doskokach i odskokach nie jest emocjonująca, że nie pozwala na prawdziwe starcie, że tak powinni walczyć zabójcy, którzy nie powinni narażać się na bezpośredni kontakt z ofiarą oraz łowcy. Smoki walczące ofensywnie, dla których ważne jest szybkie i skutecznie powalenie przeciwnika.
Nadciągająca Wichura znalazła się tuż przed zieloną. Ona w tym czasie mocniej wbiła pazury tylnych łap w ziemię, dla lepszej przyczepności. Mocniej również ugięła tylne łapy, a ogon lekko przemieściła, by zachować równowagę. Czekała aż jej przeciwniczka się zbliży. W przeciwieństwie do tej ruchliwej smoczycy, zielona charakteryzowała się powolnością, a za to sporą siłą, którą niegdyś zamierzała wykorzystać, by nie przepuścić zagrożenia, czającego się na jej i cudze młode oraz przyjaciół. W końcu unikając pazurów przeciwnika pozwoliłaby mu na dotarcie do celu obrony... Obserwowała czujnie przeciwniczkę, w końcu ta wylądowała, a lądując przyglądała się celowi ataku. Piersi smoczycy. Więc pewnie zaatakuje łapą. Uznała zielona. Zaletą jej sposobu walki było zmuszanie silnych przeciwników do ochrony przed ciosami sposobem zręcznościowym, a smoki tego typu mogła odrzucać tak, by odsłoniły wrażliwe miejsca. Dlatego nie wahała się ani chwili, kiedy zobaczyła unoszącą się łapę. Smoczyca uniosła swoje obie łapy, zawirowała ogonem i mocniej ugięła łapy, jakby chciała się wybić. Lewa łapa celowała w nadgarstek przeciwniczki, a prawa w przedramię. Wystarczyło, że jedna z łap trafi. Kiedy te się zetkną, smoczyca wyprostuje zadnie łapy i z całej siły odepchnie łapę tamtej, najprawdopodobniej sprawiając jej dyskomfort, gdy ją tak mocno złoży ku piersi przeciwniczki, zapewne też oddychając. Tamta stała już pewnie, więc nie sądziła, że wyprowadzi ją z równowagi. Zielona też zajęła sobie obie łapy, a mięsisty ogon był za daleko.
Miała jednak nadal pysk i to się liczyło. Noc nie bała się ran podczas treningu, obawiała się tylko specjalnie zadanej śmierci przez silniejszego osobnika. Dlatego nie zawahała się użyć kolejnego aspektu swej siły, zanim nie da przeciwniczce czasu na ułożenie się w wygodną pozycję. To nie był trening dla pisklaków, to miała być płynna bitwa. Cofnęła język i zaczęła sprowadzać gaz do pyska już w chwili, kiedy łapa lub łapy Chybionej sięgnęły celu, by odbić cios. W ten sposób zostawiała przeciwniczce mało czasu na reakcję. Noc pochyliła łeb lekko na lewo i otworzyła pysk lekko, zwijając z jęzora rurkę i zionąc z bliska w Wichurę. Strumień pomarańczowego ognia był więc wąski, ale też szybki i „gęsty” przez siłę wydechu. Wydech miał być krótki, ale obfitować w gaz. Adeptka celowała tak, by przysmolić łuski z prawej strony szyi przeciwniczki i ewentualnie zad, gdyż zionęła nieco pod kątem w dół, aby nie odsłaniać swojej gardzieli. Trening treningiem, ale poważna musiała być cały czas.
: 03 sie 2015, 16:45
autor: Tejfe
///Różnie. Zależy jakiej długości są odpisy. Ale będę wiedzieć kiedy będzie można zdawać raport.
Tak. Tamten temat był skończony. Może jeszcze kiedyś do niego wrócą. Ale nie teraz. Teraz musiały całkowicie skupić się na treningu. Wichura bardzo poważnie podjęła się wyznaczonemu jej zadaniu, jakim było wyszkolenie młodej Chybionej. Ona również nie traktowała jej wyłącznie jako uczennicy. Zielonołuska w tak krótkim czasie stała jej się zbyt bliska, by mogła między nimi nastać relacja wyższego i niższego. Smoczyca po zwinnym doskoku w stronę Chybionej przygotowywała się do tego, że być może w ostatniej chwili będzie musiała cofnąć łapę, aby nie zranić Nocy. Ona ranami również się przejmowała. Nie lubiła kiedy podczas treningu dochodziło do rozlewu krwi, dlatego też wcześniej wspomniany przez nią fakt, że trzeba wiedzieć kiedy należy przestać był teraz taki ważny. Gdyby mogła stworzyłaby ochraniające je magiczne powłoczki, które ciasno przylegałyby do ich ciał, by nie krępować ruchów, ale nie pozwalałyby na żadne większe uszkodzenie ciała. Niestety nie mogła ich wyczarować, bowiem cierpiała na nerwicę, która uniemożliwiała jej używanie "krążącej w jej żyłach" płomiennej siły, jaką była maddara. Dlatego też ryzyko zranienia, jednej, bądź drugiej strony było ogromne. Dlatego też, gdyby nastała taka ewentualność, Wichura miała nadzieję, że nie rana nie byłaby wtedy na tyle mocna, aby trze się było udać do uzdrowiciela. Teraz jednak cofnięcie łapy nie było potrzebne, bowiem obrona Chybionej była bardzo skuteczna. Sprawnie odepchnęła natrętną łapę przeciwniczki i miała rację, Wichura poczuła pewien dyskomfort, kiedy jej ruchliwa kończyna została odrzucona niczym ubity kotlet. Samica już wcześniej po postawie, którą przybrała Chybiona wiedziała, że samica będzie się bronić poprzez odparcie ataku, ale nie spodziewała się, że tamta jest, aż tak silna! Lecz można się było tego spodziewać, bowiem jej krępa, duża i muskularna sylwetka świadczyła sama za siebie. Naprawdę niebezpiecznie było mieć w niej wroga. We mnie również. – pocieszyła się Wichura. –Widzę, że już gdzieś trenowałaś.– zwróciła się do samicy, bowiem jej ruchy były pewne i precyzyjne, a takie rzadko się spotyka u "zielonych". Zaraz po zmarnowanym ataku, samica wiedziała, że jej przeciwniczka nie będzie czekać zbyt wiele i przystąpi do kolejnego ruchu. Widząc że tamta bierze wdech, Tehanu od razu wiedziała co się szykuje. Wichura, która pozostała we wcześniejszej pozycji upewniła się czy wszystko jest jak należy, trochę poprawiła ogon, który w trakcie skoku nieznacznie opadł w dół. Następnie widząc w, którą stronę będzie celować samica, przeniosła ciężar swojego ciała na prawą stronę i prawymi też kończynami naparła na ubitą, gliniastą ziemię. Wcześniej też je mocno ugięła. W ostatnim momencie wybiła się do góry i zgrabnie niczym łania wylądowała na swojej lewej stronie, daleko poza zasięg płynącego z gardła przeciwniczki ognia. Co prawda mogłaby kontratakować w ten sposób, że wyrzuciłaby z gardzieli strumień lodu, ale to nie zdałoby się na wiele. Poznała już siłę Ostatniej i wiedziała, że ognisty jęzor byłby dużo mocniejszy, niż jej słaba lodowa nitka. Po udanej, ledwo na czas wykonanej obronie, Wichura ponownie zaczęła szykować się do ataku. Walka smoków opierających się na swojej szybkości i zwinności z daleka wygląda tak, jakby smok nic nie robił innego poza skakania wte i wewte. Taki ciągły ruch mocno obciążał organizm, więc dobrze, że Wichura była smoczycą równie zręczną jak i wytrzymałą. Ponownie rozstawiła i ugięła kolana, po czym wybijając się tylnymi łapami szybko znalazła się w górze. Lecąc na ukos w stronę Chybionej z odpowiednią ustawionymi kończynami, wystawiła lewą przednią łapę w poziomej pozycji, wewnętrzną stroną zwróconą do przeciwniczki. Ugięła ją w łokciu, wykrzywiając ją pod kątem ostrym, aby lepiej jej było dosięgnąć celu. Rozstawiła i ugięła palce. Wystawionymi pazurami, lądując zamierzała przejechać na górnej części prawego ramienia samicy, zostawiając tam długie cięcia. Łatwiej by jej było dosięgnąć szyi, ale gdyby jej atak miałby się udać to mogłaby poważnie zranić młodą adeptkę. Rana w ramię nie byłaby tak dotkliwa jak cięcie zadane w szyję. Samicę ciekawiło w jaki sposób obroni się Noc.
: 04 sie 2015, 2:54
autor: Chybiona Łuska
//Nie widziałam, że napisałaś ;–;
– U równinnych. – Uśmiechnęła się cierpko, ale nadal przyjaźnie. Nie było czasu na wyjaśnienia. Nastąpił jej atak, a przeciwniczka uciekła jej z linii ognia, czego zielona się spodziewała. Tak naprawdę nie do końca lubiła walczyć ze smokami bazującymi na zręczności, bowiem podczas walki lubiła „czuć” przeciwnika, jego siłę i zdolności. To nadal był dobry trening. Trafić coś, co ucieka? Wyczyn dla tak nieruchliwej smoczycy jak Chybiona. Jej mięśnie nie pracowały tak intensywnie jak u skoczka, nadal jednak musiały być dobrze rozbudowane, kiedy próbowała blokować ciosy.
Stała w miejscu, bacznie obserwując poczynania przyjaciółki. Kiedy ta odbiła się od podłoża i wyciągnęła łapę, zobaczyła w oku zielonej drapieżny, zadowolony błysk. Smoki bazujące na swojej zręczności uwielbiają skakać. To oznaczało, że na chwilę tracą przyczepność i bardzo łatwo je poruszyć, zbić z toru lotu, zranić. A Chybiona, skoro nie mogła zmuszać przeciwnika do rodzaju obrony, która smoka nie specjalizuje, szukała każdej okazji, odsłonięć. Zawsze próbowała kontrolować walkę i tak było i w tym przypadku.
Ugięła wszystkie cztery łapy, poza tą przednią, która była najbliżej przeciwniczki. Równolegle, najmocniej ugięła tylną, która była najdalej od Wichury. Nie było to wyraźnie widoczne, ale zaistniało. Ogon zielonej przechylił się w bok, aby wesprzeć skok cięższej samicy. Standardowy typ bloku. Kiedy Wichura była na szczycie, w momencie nim zaczęła spadać, zielona ugięła mocniej łapy i wybiła się wprost na łapę samicy. Podczas treningu sińce i zadrapania są nieuniknione. Jeżeli ich nie ma albo ćwiczy się z geniuszem, albo trening nie jest dostateczny. Siła użyta podczas prostowania łap i mocny zamach ogonem w przeciwnym kierunku do kierunku lotu, sprawiły, że doskok był szybki i miał dużą moc. Zielonołuskiej pomagało także to, że niebieska samica zaczęła na zieloną spadać. Była lżejsza, bo chociaż równie wysoka, to smuklejszej postury. Nie doceniła mnie. Nadal musi być rozkojarzona. Pomyślała nieco smutno. Trochę podkuliła łapę, która gwałtownie zbliżała się do łapy przeciwniczki. Tamta mogła jeszcze wyprowadzić cios, akcja jednak toczyła się zbyt szybko, Chybiona nie pozwoliła sobie zostawić przeciwniczce pola do manewru. Jej bark zaraz spotka się z łapą tamtej, a potem piersią, o ile w ogóle jej łapa stanie w obecnym torze na drodze Chybionej. Skakała z dołu, pod kątem, uderzy więc barkiem w dół klatki piersiowej smoczycy, blokując jej ciało przed agresywnym ruchem i przy odrobinie szczęścia tak wyprowadzając z równowagi, że tamta spadnie na bok.
Jeżeli Wichura zostanie zbita na tyle, że nie uda się jej stanąć na łapy i przewróci się na bok, Chybiona szybko odpowie atakiem. Podczas walki z równinnymi nie mogła się wahać. Po lądowaniu wybije się z tylnych łap, mocno. Przednie wyciągnie krótko. Miał to być zwykły doskok, jaki wykona również w przypadku, gdyby Wichura stanęła na łapy. Sama pewnie nie dałaby rady, ale nie nie doceniała swojego przeciwnika nigdy. Wiedziała, że takowy, bazujący na zręczności mógł wywinąć się manewrowi i stanąć na łapy, by błyskawicznie zaatakować. Jeżeli Wichura będzie leżeć, zielona zamortyzuje dużo mocniej upadek na przednich łapach, niż będzie to konieczne. Wbije pazury w ziemię dla przyczepności, gdy jeszcze nie wszystkie jej kończyny będą na ziemi. W końcu nie chciała być też wytrącona z równowagi, gdyby nastąpił kontratak. Jej ogon wywijał za nią, nadążając za ruchami, żeby jeszcze bardziej wzmocnić własną równowagę. Mocno ugnie łapy, aby jej pysk znalazł się bliżej przeciwniczki. Miała bowiem zamiar ugryźć najbliższą sobie łapę przeciwniczki. Nie mocno, uściśnie łapę, być może nawet do krwi, ale w przypadku, w którym mogła zmiażdżyć kość tamtej, po prostu zamierzała ugryźć, by tamta odczuła cios. Wtedy machinalnie otworzy paszczę i wyprostuje przednie łapy, znów unosząc tylne, żeby się oddalić krótkim odskokiem. Tak dla bezpieczeństwa. Jeżeli smoczyca będzie stać, gdy szmaragdowa zrobi doskok – wtedy również ugnie przednie łapy mocno, ale nie jak w poprzednim przypadku i gdy tylne dotkną ziemi – ugnie i je. Bardzo mocno. Ogon powędruje w dół, wszystkie łapy wyprostuje, najbardziej zaś tylne. Zamierzała powtórzyć gest. Lekko skręci „w locie” ciało, aby móc uderzyć barkiem. Nie zamierzała całkiem wybijać się od ziemi. Pazury tylnych łap wbije w ziemię, żeby się dodatkowo o nią zaprzeć. Nie chciała użyć tu całej siły. Chciała przewrócić być może jeszcze chwiejącą się po ciosie przeciwniczkę. Gdyby użyła całej swojej mocy mogłaby co najmniej wybić bark przeciwniczki ze stawu. Nie, chciała ją pchnąć, by wyprowadzić z równowagi.