Strona 10 z 24

: 01 sie 2016, 12:57
autor: Chłodny Obrońca

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Chłód odetchnął ciężko bowiem taka zbroja wcale nie była czymś łatwym do stworzenia, a to nie był niestety koniec nauki. Potrząsnął łbem niczym koń i zmarszczył brwi próbując odzyskać swój spokój i gotując się na następną obronę. Musiał najpierw wyczuć skąd nadejdzie atak oraz jakiego rodzaju on będzie. Wyczuł wibracje energii za sobą, coś na kształt kuli? Chłodna i ciężka ale to nie wszystko… coś tworzyło się w środku. Czarodziej uniósł brew, a jego wzrok od razu przeniósł się pytająco na Cichego. Nie musiał jednak nawet otwierać pyska, ponieważ maddara wuja która w końcu przekształciła się w wyładowania zdradziła Chłodnemu wszystko. Lodowa kula z burzą w środku? Majstersztyk. Skinął głową z uznaniem i tyle było by z uprzejmości, trzeba było zadbać przecież o odpowiednią osłonę.

Tym razem samiec postawił na wiatr zwłaszcza, że zawarty w ataku Cichego ładunek zachowywał się nieobliczalnie. Trzeba było go ujarzmić i skierować szybko ku ziemi. Dlatego też najpierw powstał podmuch wiatru, poruszające się cząsteczki ciepłego powietrza, unosiły kurz i piach z ziemi, zachowywały się jak prawdziwe powietrze. Podmuch nie mógł być jednak słaby musiał szybko wirować tak by przechwycić lodową kulę i uderzyć nią w ziemię, zamiast przepuścić. Wiedział, że Cichy nie będzie oszczędzał na maddarze i że kula będzie pędziła na smoka na pewno z dość sporą prędkością. Podmuch przypominał ten z tornada ale Chłód ograniczył go do wielkości ogona, to znaczy w wysokości i szerokości. Był ciepły i miał powstać ćwierć ogona od smoczego zadu, zasysać miał wszystko co znajdowało się po przeciwnej stronie, więc Chłód nie musiał się martwić, że jego własna obrona coś mu zrobi. Gdyby spojrzeć z boku wiatr miał szerokość jakiś dziesięciu szponów. Podmuch wiał w jednym kierunku, po środku „tarczy” nie powstała żadna dziura czy luka przez którą mogło coś sobie swobodnie przelecieć. Całość kręciła się w jednym kierunku jak już wyobraził sobie Chłód i to była kluczowa właściwość wietrznej tarczy. Przechwycona przez podmuch kula lodu miała zacząć obracać się w środku i topnieć od ciepłego powietrza, zanim jednak by pękła miała uderzyć w ziemię. Czemu? To proste, samiec nie chciał by wyładowanie wystrzeliło z powiewów jakie stworzył i uderzyło go w zad, dlatego też kula miała po kilku obrotach w tarczy uderzyć z impetem w ziemię i tam się rozprysnąć uwalniając energię do gruntu. Jeśli jednak Chłodnemu taka sztuczka by się nie udała zadbał też o dodatkowe zabezpieczenie. W końcu ćwiczył mistrzostwo w obronie musiał wziąć pod uwagę nawet pomyłkę we własnych wilczeniach obrotów kuli wewnątrz niby tornada. Pomimo, że obrał kierunek w którym kula miała zostać wyrzuca, to jest w ziemię na lewo od smoka, to istniała też możliwość że piorun nim dotknie ziemi uwolni się i pomknie ku Chłodemu. Samiec odetchnął ciężko, białe obłoki wymknęły się z jego nozdrzy, myślał intensywnie. Jeśli pioruny pomknęłyby ku niemu również musiały zostać przechwycone przez wirujące powietrze. Powstałaby swoista elektryczna burza, okręcając się wokół siebie zagarniała by do wnętrza każdy piorun który zechciałby ją opuścić. Pułapka na wyładowania elektryczne. Tarcza miała powoli wnikać w ziemię by tam zneutralizować wyładowania. Powinno chyba zadziałać…

Czarodziej sięgnął po odpowiednią ilość maddary i tchnął w swój pomysł. Powietrze za jego zadem zaczęło się ocieplać i zaczęło się kręcić. Wkrótce zarówno Cichu jak i młodszy samiec mogli obejrzeć efektowne tornado o kształcie tarczy o szerokości i wysokości ogona. Wiatr wciągał tylko to co za smokiem. Oby tym razem się udało. Podmuch był mniejszy niż wtedy gdy ćwiczył z Cichym i… rozwalił otoczenie.

: 02 sie 2016, 16:05
autor: Cichy Potok
I teraz faktycznie to, co stworzył Chłód było odpowiednie. Faktycznie pioruny uwolniły się, ale nie miały dość energii, aby wydostać się z trąby powietrznej. Po chwili wszystko ucichło, jednakże Chłód poczuł...chłód. Dokładnie mroziło mu łapy. Ale gdy tam spojrzał na pewno doznał dysonansu poznawczego. Bowiem jego ślepia widziały ogień, ale nie tak zwykły ogień. Biały ogień. Otaczał już jego łapy i teraz piął się w górę, powoli lecz nieubłaganie coraz bardziej mrożąc tkanki Przywódcy Życia. Cichy przechylił lekko łeb na bok. Jeśli Chłód myślał, że pozbędzie się tego ognia szybko...to się mylił. Chyba, że wpadnie na jedyny sposób, w jaki można się obronić przed tymi płomieniami.

: 30 sie 2016, 10:48
autor: Chłodny Obrońca
Odetchnął ciężko czując jak kolejna porcja maddary opuszcza jego ciało. Cichy dawał mu naprawdę niezły wycisk i nie zamierzał ukrywać, że jest inaczej. Delikatny dym uleciał z nozdrzy przywódcy ale nie przez nerwy, a właśnie zmęczenie. Czy zamierzał się teraz poddać? Cóż to było za niedorzeczne pytanie?! Potrząsnął grzywą i spojrzał na ziemię pod łapami, spodziewał się zobaczyć zimnego oparu, nie ognia. No proszę jego wuja trzymały się żarty.

Skupił się by wymyśleć jakąś obronę co nie było najprostsze, musiał założyć że ogień na pewno odporny był na zdmuchnięcie czy zalanie wodą. W końcu do nauka wyżej obrony, nie podstawy. Po pierwsze Chłód potrzebował aury ciepła wokół swojej skóry, inaczej zamarznie. Wyobraził sobie temperaturą podobną do tej jaką osiąga nagrzane od słońca ciało, jak przyjemnie paruje, a powietrze na obiektami w oddali faluje. Ciepło miał wydobywać się z ciała smoka i owijać każdą łuskę jego kończyn i podbrzusza by chłód nie zmroził jego tkanek. Wyższa temperatura wędrowała sobie pomiędzy jego włosiem, przyjemnie ogrzewając zmarznięte już łapy. Czy to jednak miało być wszystko? Oczywiście, że nie… trzeba było jakoś pozbyć się ognia w końcu nie chciał by osiadł mu też na pysku i skrzydłach.
Aura ciepła była tylko pierwszą częścią obrony, jej składową ponieważ Chłód chciał by aura tworzyła swoistą barierę. Jak działać miała rzeczona bariera? Miało być to zagęszczone, ciepłe powietrze które miało zebrać po drodze wszystko co nie było mieszanką tlenu i dwutlenku węgla oraz trawą pod jego łapami. Każdy obcy twór miał zostać porwany przez barierę i odepchnięty od smoka na ćwierć ogona. Bariera miała powstać z aury ciepła, pomiędzy łuskami Chłodu i nagle zacząć wędrować od jego ciała ku przestrzeni jak najdalej od niego. Całość musiała wyglądać dość ciekawie, jakby ogień został zagarnięty przez niewidzialną siłę od smoka i wypchnięty w dal. Dodatkowo obrona mogła zniweczyć połączenie maddary Cichego z jego tworem ataku, im dalej twór znajdował się od źródła tym dla niego gorzej, czyż nie? Chłód starał się wykorzystać całą zgromadzoną dzięki wujowi wiedzę. Aura ciepła, ogrzała mu kości a następnie bariera wypchnęła płomienie z najmniejszych zakamarków jego ciała z dala od niego.
Przywódca sięgnął po maddarę i skupił ją wokół siebie. Mgła magii zagęściła się przy łuskach i futrze po czym utworzyła to co wyobraził sobie Chłód. Oby tylko wszystko poszło zgodnie z planem…

: 07 wrz 2016, 2:36
autor: Czarny Lis
Kilkanaście skał dalej, na jednej ze wspomnianych skał wylądował pewien czarny smok. To był nasz bohater. Był zbyt daleko by ktokolwiek inny mógł go wyczuć czy zobaczyć. Zasadnicze pytanie brzmi, co tu w ogóle robił? Otóż postanowił Samodoskonalić swoje nabyte zdolności. Przez długi czas szukał odpowiedniego miejsca i w końcu je odnalazł. Gdy tylko wylądował na szczycie jednego ze skał spojrzał na przepiękny krajobraz pomyślał
Idealne miejsce do przemyśleń jak i doskonalenie lotu – chciał udoskonalić tę umiejętność, ponieważ, lot dawał u znaczącą przewagę nad zwierzyną nad którą będzie polował. Dodać do tego idealne warunki pogodowe, na które niecierpliwe czekał. Sprawdził je, chuchając mały strumień lodu i obserwował gdzie ta chmura zmrożonej wody się skieruję. Uznał, że lekki wiatr może mu dopomóc w tym zadaniu. Tak więc rozejrzał się uważnie nad terenem i poszukał sobie jakieś idealnej trasy i miejsca końcowego. Postanowił na kółko, zacznie i skończy tam gdzie w tej chwili siedział. Potem obleci wszystkie skały w ruchu zgodnie z ruchem wskazówek zegara, warunek jest taki by przynajmniej dotknął skały gdy tam doleci i wszystko w najkrótszym możliwym dla niego czasie. W tym ćwiczeniu poćwiczy szybkość i swoją wytrzymałość, musi dokonać wszystkich czterech skał nim wyląduje na tej której stał czyli piątej. Gdy miał już przygotowaną trasę, okazyjnie odpoczywając w tym czasie. Rozłożył swe skrzydła unosząc je w gorę, ugiął wszystkie cztery łapy napinając tym samym mięśnie i wyskoczył w górę. Zaczął machać swymi skrzydłami by nabrać wysokości, użył ogona by obrócić się w stronę innej skały, ugiął w łuk w lewo i gdy obrócił się wystarczająco mocno, wyprostował ogon i zmierzał w dobranym kierunku. Przyległ swoje łapy do ciała i lekko pochylił się do przodu wciąż machając skrzydłami w gorę iw dół. Zajęło mu to nieco długo, ale w końcu dotarł i tknął łapą skały i obrócił się do kolejnego punktu kontrolnego. znów zamachał ogonem aby obrać kolejny kierunek. Tutaj Dyskretny miał problem, to ciągłe machanie sprawiło, że był zmęczony. Czuł jak mięśnie tych kończyn zaczynają piec. Nie mógł jednak przerwać. Gdyby to zrobił to skończyło by się to kąpielą i to ostatnią w jego życiu
Może trzeba było dokończyć podstawy w tym wypadku pływania? – mimo tych przemyśleń było za późno na żałowanie. Leciał w stronę skały coraz wolniej. W końcu miał dość i rozłożył swe skrzydła poziomo, równolegle do brzegu. Kolec czuł, że pewnej niedługo zleci w wprost do wody. Ku jego zdziwieniu nieopodal tylko wciąż leciał, tylko nieznacznie tracił na wysokości, niemal niezauważenie. Dyskretny w ten sposób odkrył, że może szybować. Oho to znacznie ułatwi mu podróże, no i polowanie rzecz jasna. To było niesamowite, teraz mógł i podziwiać krajobraz, który wokół niego się roztaczał rozmyślać dlaczego jest to takie piękne, najlepsza forma wypoczynku przy minimalnym wysiłku. Musiał się jednak skupić na swym celu. Szczęśliwe kolejna skał była niżej, więc lot czy raczej szybowanie spadkowe było jak najbardziej wskazane. Tym razem jedynie muskał skałę. Trzeci punkt by ciut trudniejszy, ponieważ się wznosił. Dalsze szybowanie do tego punktu uniemożliwiło by kontynuowanie lotu, Teraz musiałby naprzemiennie machać i szybować by utrzymać i pęd i wysokość. Teraz to jednak nie sprawiło problemu Mięśnie skrzydeł nieco odetchnęły dzięki nowo odkrytej technice. Tym razem w czasie szybowania zmienił kierunek tym razem w prawo, użył ogona jako ster i wciąż szybował w stronę kolejnej skały, gdy zauważył jak za skala niebezpiecznie się unosi postanowił zamachać swymi skrzydłami by poprawić wysokość i utrzymać pęd. Gdy był wyżej od czubku skały znów przestawał machać ustawił skrzydła równolegle i co jakiś czas poprawił ustawianie. Wiatr boczny co jakiś czas zbijał go z kursu. Ogon trochę za bardzo przeszkadzał i utrudniał zmianie kierunku. Sam nie wiedział co robić, aż zatrze poziomo skrzydłami przez co drgnął. To dało mu do pomyślenia, może jak będzie odpowiednio ustawiał skrzydła to będzie mógł poprawiać swoją trasę precyzyjniej bez ciągłych wymachów. Po wielu minutach tego zmiennego latania dotarł. Chwile przysiadł na skale, odwrócił się i znów wyskoczył, był już bliski samej mety czy skale na której zaczął. Tutaj znów wykorzysta wszystkie techniki jakie nabył w trakcie spełniana kołka. Tym razem odkrył jak wiatru może poprawić wysokość bez koniecznego machania skrzydłami. Leciał prosto i w górę, dzięki lekkiej bryzie, która unosiła jego skrzydła i jego ciało ku górze. Tak się tym przejął, że niemal zapomniał o ustawianiu wysokości, że niemal przeleciał nad swoja metę, tutaj ustawił skrzydła ku górze i mocno upadł na skale kończąc swoje ćwiczenie. Czuł zmęczenie, ale w przyjemny sposób, obejrzał swą trasę i wszystkiego czego się sam nauczył. Czuł, że nauczył się więcej, czy jednak potrzebował kolejnych ćwiczeń? Dał sobie chwile by to sobie przemyśleć.

: 07 wrz 2016, 12:35
autor: Cichy Potok
Faktycznie, obrona Chłodnego dała mu pewną ulgę. Było mu teraz zimno, ale nie tak przyjemnie zimno jak podczas pory Białej Ziemi. Nie...był to wciąż dotkliwy chłód, ale już nie mrożący tkanki. Mimo to ogień, jasny, biały wciąż lizał łapy i podbrzusze północnego. Cichy przechylił lekko łeb na bok. Ogień w najmniejszym stopniu się nie ruszył. Jakby przylepiony do ciała Chłodnego. Nie...taką drogą nie dojdzie do mistrzostwa, choć pomysł...był interesujący.

: 08 wrz 2016, 16:57
autor: Chłodny Obrońca
Chłód zmarszczył krzaczaste brwi i przyjrzał się temu co go chłodziło. Ogień wcale nie odsunął się od niego jak tego chciał, intrygujące… usiadłby sobie i pogładził po brodzie ale może lepiej było czym prędzej wymyślić obronę? Zerknął na sędziwego Cichego i westchnął w zadumie. Dobra, już miał.

Musiał zassać ten ogień do bańki którą by stworzył, musiała być odpowiednio duża by pomieść cały ogień i tylko ogień. Wyobraził się sobie bańkę o ściankach cienkich niczym skrzydła motyla ale niezwykle elastycznych, takich by nie mógł przebić się przez nie ogień, nawet tak lodowaty jak ten. W bańce stworzonej z pajęczej sieci trzeba było stworzyć właściwie ciśnienie które mogłoby zwykle ale i magicznie wciągnąć coś w siebie. Chłód marszczył brwi starając się ignorować zimno, co nie było najłatwiejsze. Elastyczna bańka miała całkowicie odseparowane od świata zewnętrznego wnętrze, dzięki temu miał właściwe ciśnienie, musiał jednak dać bańce jeszcze coś… coś magicznego co wciągnie do środka płomień. Chłód pomyślał o energii która czasem unosiła do góry jego futro podczas burzy. Hmm potrzebował właśnie czegoś takiego, nienamacalnego, coś co wciągnie płomyki. Wyobraził więc sobie czystą energię która miała za zadanie wciągnąć do pajęczej bańki ogień. Wiedział, że zadanie nie będzie łatwe ale w końcu uczył się na mistrza czyż nie? Musiał eksperymentować. Tak więc niewidzialna siła miała zacząć zasysać ogień tak jak… wir zasysa do swego wnętrza liście spadłe z drzewa do wody. To było właśnie coś w guście tego czego potrzebował. Niestety był tylko smokiem i fizyka kwantowa (XD) była mu nieznana.

Siła przyciągania która podczas burzy unosiła jego sierść ku górze teraz miała przyciągnąć jedynie płomyki i zamknąć je w pajęczej bańce. Twór miał pojawić się na szpon od niego bliżej tylnej lewej łapy, miał mieć pięć szponów średnicy oraz małą klapkę bez jakichś zawiasów, ot kawałek materiału miał się nagle unieść tworząc otwór o średnicy szpona przez który miały wlecieć płomienie a potem miał się zasklepić. Ciekawe co też się stanie, sam w sumie naprawdę nie wiedział co takiego tworzy. Może stanie się coś, a może nie stanie się nic.

Maddara wysączyła się z niego i po chwili mogli podziwiać kulkę. Tylko czy energia przyciągania w niej skryta zadziała?


/nie pytaj co to takiego.. zmęczona jestem ,_,

: 18 wrz 2016, 13:19
autor: Cichy Potok
//wybacz długi czas oczekiwania

Cichy uważnie obserwował to, co robił Chłodny. I trzeba było przyznać. Poradził sobie dobrze. Cichy pokiwał z uznaniem głową, gdy ogień faktycznie wchłonięty przez pajęczą bańkę już nie trzymał się ciała Chłodnego i go nie chłodził. Ogień nagle zniknął. Jednak na jego miejscu pojawiła się mgła. Czarna, o smolistym zapachu. Wysączyła się z pajęczej kuli za nic mając sobie jej właściwości i otoczyła Przywódcę Życia...a raczej Ziemi. Mgła owionęła się wokół pyska Czarodzieja, zasłaniając mu wszelką wizję, oślepiając go...ale i dusząc. Bowiem mgła ta strasznie zaczęła gryźć Chłodnego, drapać go w nozdrze, gardło. Każdy kolejny oddech był kolejną porcją drapiącego dymu w nozdrzach. Aż trudno było powstrzymać się od kaszlu. Cichy zaś siedział i lekko zmrużonymi ślepiami obserwował ucznia.

: 28 wrz 2016, 14:39
autor: Chłodny Obrońca
Cóż miał zrobić duszący się dymem smok jak nie… zakaszleć? Przez ten ruch nieco więcej paskudnego oparu wsunęło się do jego płuc ale nie mógł nic na to poradzić, uzdrowicielem nie był więc kaszlał sobie dalej starając się przy okazji skupić umysł na maddarze. Cichy jako nauczyciel jak zwykle okazał się niezwykle wymagający, kto wiedział czy nie bardziej wymagający niż sam stary smok z Górskiej Jaskini.
Skup się Chłodny, oczyść umysł i stwórz coś na miarę mistrza inaczej padniesz tu jak adept.
Skarcił się w myślach po czym zabrał się za obmyślanie obrony, a ta wcale nie była taka prosta do wymyślenia. Najbardziej oczywista okazała się być osłona przed magmą i dymem, inaczej nie był pewny jak wytworzyć dwie różne obrony na raz, nie chciał też przecież paść przez zużycie zbyt wielkiej ilości maddary. Tak więc cały Chłód, a zwłaszcza jego głowa i łapy miały zostać obleczone całunem ze świeżego powietrza, bariery stworzonej z chłodnego wiatru, jakby zefiru. Pomysł nie był łatwy bo i żywioł wiatru nie należał do najbardziej posłusznych, musiał jednak spróbować. Wziąć w łapy wiatr i ujarzmić go, uformować z niego coś co będzie zbierać w sobie dym oraz magmę, a potem wypychać z dala od smoka. Wietrzy całun drgał jak to wiatr, miał kolor prześwitująco-błękitno-szary zależy co akurat zbierał z ziemi czy nieba. Wirował sobie tworząc rzeczony całun o objętości trzech szponów od ciała Chłodu, łącznie z wnętrzem jego pyska. Wiatr owijał smoka, otulał, zbierał dym w swoje drobne wiry i wypuszczał dalej od smoka. Działał tylko w jedną stronę bo tak wyobraził to sobie Chłód. Zbierał szkodliwe rzeczy od strony smoka i wydalał je na zewnątrz. Przepuszczał jedynie tlen by czarodziej się nie udusił. Z dymem nie było tak ciężko… wokół łap jednak Chłód musiał zbudować o wiele mocniejszy wiatr by ten po prostu odgrodził go od czarnej magmy. Nie mógł pozwolić by ta przepłynęła przez całun i osmoliła jego skórę. Wiatr więc wiał u stóp o wiele mocniej nie pozwalając magmie przedostać się do futra. Oczywiście Chłód nie czuł że coś chce go przewrócić, niezbyt mądrym było tworzenie czegoś co miało cię obronić, a w rzeczywistości tylko wpakowałoby cię w większe problemy. Tak więc trzy szpony wiatru wokół łba i pięć wokół łap, powinno wystarczyć.

Czarodziej kaszlnął raz jeszcze po czym skupił się na swojej maddarze, wezwał ją by znów pomogła mu obronić się przed Cichym. Zacisnął pazury na ziemi i czekał.

: 30 wrz 2016, 14:43
autor: Cichy Potok
Obronił się. Poszło mu to sprawnie i Cichy po prostu skinął łbem. Teraz jednak to nie był koniec nauki. Nie, jeszcze nie. Miedzianołuski przechylił na chwilę łeb na bok i przyjrzał się uważniej Chłodowi. Ten zaś...poczuł jak włoski jeżą mu się na całym ciele. Po chwili małe wyładowania zaczęły szaleć wokół niego. Uderzając co chwila w ziemię obok niego małymi piorunami. Małymi...ale zostawiającymi po sobie zniszczenie – osmoloną trawę, wypaloną ziemię. Jak Chłód nie będzie miał szczęścia, zaraz taki piorun może trafić w niego...

//po swoim odpisie napisz samodzielkę i raport z MO VI

: 05 lis 2016, 20:11
autor: Niezłomna Cisza
Bolało. Nieważne co by zrobiła, nie była Uzdrowicielką i to bolało.
Szept leciała szybkim tempem między Grzbietami. Za pomocą maddary stworzyła tymczasowe opatrunki, aby nie wykrwawić się w drodze do Jaskini Złotego Potoku. Mimo to jednak, szczęka bolała. Do tego zaczynała mieć wrażenie, że zaczyna się z nią dziać coś złego. Czy ona... ropiała? No pięknie. Zgniła będzie miała trochę roboty!
Przy okazji jednak czuła trochę satysfakcji i nie mogła powstrzymać uśmiechu, który mimo bólu, co jakiś czas wypływał na jej twarz. I nie chodziło tutaj o sam fakt wygranej, ale o walkę. Była ona w prawdzie dość długa i nie każdy smok mógłby tak długo walczyć, jednak szarołuskiej to nie przeszkadzało. Była dość wytrzymała, a też tą nieznośną ranę otrzymała dosłownie na koniec, kiedy Gorączka nieoczekiwanie zrobiła kontrę. Cała walka była dość ciekawa... Choć fakt, że kiedy się skończyła, Burza jednak zaczynała odczuwać lekkie zmęczenie. W miarę jak leciała coraz mocniej przybliżając się do obozu, czuła się coraz gorzej. Czy to przez maddarę? Sama krew nie leciała teraz z jej pyska nieprzerywanym strumieniem. Za pomocą swojego źródła stworzyła coś w rodzaju opatrunku. Jednak co jak co, ale Wojowniczka nie była najlepszym Czarodziejem. Zdecydowanie wolała walkę wręcz, a korzystanie z maddary nie szło jej tak dobrze jakby sobie tego życzyła. Stworzenie tego materiału i "wymienianie" go co jakiś czas, kiedy całkowicie przesiąkał krwią, było dla niej męczące. Mimo to jednak, powstrzymała chęć wylądowania i zatrzymania się. Wolała wytrwale lecieć do celu.
Dlatego też, nie zważając na powagę rany i ból jej towarzyszący, uparcie parła na przód.

: 05 lis 2016, 21:48
autor: Kruczopióry
// Musiałem wprowadzić trochę... dramaturgii, bo Kruczy nie może teraz latać, mam nadzieję, że się nie obrazisz xP.

Leciała czym prędzej, ile sił w skrzydłach, leciała, aby się uleczyć, niemniej taki lot – bez cienia wątpliwości – nie był czymś, co nie forsowało smoka. Wręcz przeciwnie – pędząc, w którymś momencie Szept poczuła, jak robi jej się słabo. Jakby rany zaczęły działać nań z opóźnieniem... Ach, Gorączka mimo wszystko nieźle ją poharatała! Zachwiała się; znienacka musiała obniżyć lot, prawie że uderzając łapami o powierzchnię, ledwo pozostała przy zmysłach. I wtedy... I wtedy zdała sobie sprawę, zenie jest tutaj sama!

Na samym środku jej drogi, krocząc bardzo powoli, tyłem do smoczycy znajdował się smok. Smok o czarnych jak noc łuskach i olbrzymich, nieco rozłożonych skrzydłach, który snuł się niczym lunatyk podczas snu, kiwając ogonem na boki. Nie widział Szeptu; nie miał prawa zauważyć pędzącej ku niemu kuli armatniej, kuli, która sama chyba nie zdawała sobie do końca sprawy, co się właśnie dzieje! Może poza faktem, że dostrzegła przed sobą przeszkodę... i co teraz?!

: 06 lis 2016, 21:05
autor: Niezłomna Cisza
//Nie przeszkadza mi ;) Może to i lepiej niż żeby Kruczy nie wiadomo po co wołał w górę :P

No, tak... Miała nadzieję, że uda jej się najpierw dolecieć do Zgniłej. Wtedy mogłaby nawet mdleć! Ważne, że Powiew mogłaby fachowo opatrzyć jej ranę... Tak swoją drogą, to przy spadaniu jej opatrunek spadł, a rana. Oh, nawet jeśli miała jakieś szanse na zasklepienie się to i tak i tak by się teraz otworzyła. Strumyk krwi na nowo trysnął. Ale nie to była najgorsze. Najgorsze było to, że określenie "kula armatnia" istotnie, coś w sobie miało. Burza tuż po upadku potoczyła się w stronę smoka. Ale czy w ogóle miała szansę go zobaczyć? Niestety nie. Ból upadku w połączenie ze znów krwawiącą raną sprawił, że miała przed oczami czerwone plamki. Do tego upływ krwi był niczego sobie i Wojowniczka była osłabiona. Nie zauważyła Ognistego, a na zapach nie zwróciła uwagi. Spróbowała przezwyciężyć ból i podjęła samodzielną próbę zatrzymania się... Co nie do końca jej wyszło. Bo owszem, ostatecznie się zatrzymała, ale nie doszło do tego tak jak by sobie tego życzyła. Dlaczego? Ano, dlatego, że Szept z impetem wpadła na tył kroczącego przed nią smoka! Znów znalazła się na ziemi. Rana krwawiła, a ona czuła się słabo. I och! Całe to zdarzenie dodało mnóstwo siniaków i kolejnego bólu. A co, poza bólem i zmęczeniem, czuła Wodna? Z łatwością można to nazwać dezorientacją. Za dezorientacją natomiast, szedł problem ze skupieniem się i ponownym skorzystaniem maddary. Mimo to jednak, Szept podjęła daremną próbę skorzystania ze źródła.
Natomiast na Ognistego nie zwróciła jeszcze zbytniej uwagi. Jedyne co wiedziała to to, że na kogoś wpadła. Powoli do jej nosa dochodziła woń siarki, jednak smoczyca była zbyt mocno pochłonięta zatrzymaniem potoku krwi, aby zwrócić na to większą uwagę.

//Chciałeś dramaturgię, to masz! xP

: 07 lis 2016, 0:10
autor: Kruczopióry
Poczuł silne uderzenie, wrzasnął na cały głos i już toczył się bokiem do przodu, gdy z wielkim impetem postać Wodnej wpadła nań z powietrza niczym grom z jasnego nieba, nie bacząc na jego wiek, rany czy savoir-vivre. Jękną, warknął wściekle i potrząsnął łbem, nim wstał i energicznym ruchem ciała strzepał z siebie drobinki kurzu, jakie oblepiły jego ciało. Zaraz potem ujrzał Szept Burzy... to jednak co najwyżej wzmogło jego złość!

– Patrz, jak fruwasz, idiotko, ślepia ci odebrało?! Chcesz mnie zabić?! Chyba powinnaś wpaść do świątyni i poważnie porozmawiać sobie z Lahae! – burknął i ponownie warknął nieprzyjemnie. Zdecydowanie nie był zadowolony ze znalezienia się przez chwilą w pozycji górą do dołu, wiele szczęścia miał jednak w nieszczęściu, iż niczym poważnym się to nie skończyło. No, chyba że za chwilę rzuci się na wojowniczkę. Dopiero teraz dostrzegł na jej pysku ranę; ropiejąca, doszczętnie rozwalona szczęka nie wyglądała najprzyjemniej, zdecydowanie przykuwając uwagę czarnołuskiego. Właściwie to gdyby nie fakt, iż zaczął się jej przyglądać – nadal jednak mierząc Szept gniewnym wzrokiem – prawdopodobnie jeszcze długo miałaby wysłuchiwać jego tyrady na temat bezpiecznych lotów. A tak... miała chwilę na odpowiedź.

Ale dosłownie chwilę.

: 18 lis 2016, 23:41
autor: Niezłomna Cisza
Jak długa ta chwila nie była, w końcu jej się udało. Prowizoryczny opatrunek pojawił się na szczęce, a Wojowniczka mogła odetchnąć w duchu. Teraz jednak musiała skupić się na rozmowie. Jak zareagowałaby w jej sytuacji większość smoków? Część pewnie by się zirytowała. Ona jednak, była spokojnym smokiem – czasem może nawet, zbyt spokojnym – i na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że w ogóle się nie przejęła wściekłym Czarodziejem. Miała poważniejszy problem, czyż nie? Najlepiej szybko to sobie wyjaśnić i oboje rozejdą się w swoje strony. Ona poleci do Zgniłej, a on... Gdzieś tam sobie pójdzie. Jednak najpierw trzeba pogadać... Choć w gruncie rzeczy, to nie widziała nie wiadomo jak ważnego powodu, aby się tłumaczyć.
~ A ty jak byś się zachował w mojej sytuacji? ~ przekazała mentalnie, ponieważ niekoniecznie mogła teraz mówić. Sama wypowiedź z resztą, pewnie jeszcze bardziej go rozjuszy... Ale co tam! Co będzie dbać o jakieś stosunki z nieznanym sobie smokiem Ognia? Teraz przede wszystkim jej głowę zawracał problem powstały po pojedynku z Gorączką. I tu już nawet nie chodziło o to, że ciągłe porozumiewanie się wiadomościami mentalnymi zbytnio ją nie pocieszało. Raczej chodziło o to, że... Była to po prostu rana. I jak przy każdej ranie: krew, boli, jak najszybciej do uzdrowiciela! Wizja chodzenia tak przez parę księżycy nie była dla niej zbyt kolorowa.
Czyli podsumowując: szybko się dogadać lub rozwiązać sprawę na tyle, aby móc odejść, zrobić to, dolecieć w jednym kawałku do Zgniłej... I tu już można poddać los pod uzdrowicielskie łapy Powiewu. Może nie były one nie wiadomo jak wprawne, ale jednak były uzdrowicielskie.

: 04 gru 2016, 10:56
autor: Kruczopióry
// Wybacz, ze tak długo xP.

Parsknął głośno i otworzył szeroko pysk, wznosząc swe oblicze i ślepia ku niebiosom w geście niedowierzania połączonego z rezygnacją. I że jeszcze ta chciała się usprawiedliwiać?! Pfff, też coś! Przez dłuższą chwilę tkwił w tej pozycji, jakby chciał dac do zrozumienia, iż odpowiedź Szeptu jest idiotyczna, potem zaś znów zwrócił się ku niej.

– Ja bym przede wszystkim frunął powyżej pułapu cudzych spacerów – burknął i warknął przy tym cicho, mierząc smoczyce nieprzyjemnie. Dopiero teraz uderzyło go, iż mówi mentalnie... Popatrzył na jej szczękę; no tak, rana. Niezbyt przyjemna. Ale rana wciąż nie usprawiedliwia głupiego zachowania! Obserwował Szept gniewnie, nie potrafiąc dalej skomentować jej reakcji, właściwie to wszystkie łapy mu opadły na tyle, iż nie chciało mu się dłużej ze smoczycą rozmawiać. Równie dobrze dla niego mogłaby sobie pójść.

Właściwie to najlepiej, gdyby ta idiotka zeszła mu z oczu.

: 06 gru 2016, 14:10
autor: Chłodny Obrońca
Małe wyładowania? Nie wyglądało to zbyt ciekawie dlatego też Chłód zmarszczył brwi i ugiął łapy jakby gotów do skoku. Jednak wcale nie szykował się na jakikolwiek ruch... przymknął ślepia by skupić się na wymyśleniu odpowiedniej ochrony która jak się okazało musiała być o wiele lepsza niż poprzednie. Wyładowania uderzały przypadkowo wszędzie wokół, trzeba więc było zadbać o coś większego niż powiedzmy parasol (cokolwiek to było!).
Najlepszą ochroną będzie coś co odciągnie wyładowania od Chłodnego. Skoro uderzały przypadkowo to znaczy, że Cichy nie miał nad nimi pełnej władzy. Gdyby chciał trafić w białofutrego po prostu by to zrobił zamiast wysyłać skaczące iskry. Chłód wyobraził więc sobie cztery bardzo wysokie pałąki. Pałąki? Skąd smok niby miał wiedzieć co to takiego? Chłód widział po prostu elfie włócznie tyle, że bez grotu. Miały mniej więcej szpon objętości każdy, sięgały ponad łeb nawet Cichego. Przewyższały go o dobre pół ogona. Włócznie zrobione miały być z żelaza. Chłód wiedział jak wygląda ten metal dzięki elfom i historiom o ludziach z dalekich krain. Wyczuwał też w nim potencjał jakim było ściąganie na siebie piorunów. On widział to na zasadzie... drzewa tylko z innego tworzywa i chętniej zbierającego błyskawice. Czy jednak to miało być wszystko? Wysokie żelazne włócznie wbite w ziemię? Nie, jasne że nie... każda włócznia miała swój własny ładunek elektryczny... tak jakby już piorun w niej uderzył. Po cóż? Chłód musiał mieć pewność, że atak Cichego zostanie przyciągnięty przez jego włócznie, nie było mowy o pomyłce. Metalowe kije wbite były po przeciwległych stronach od siebie, pięć szponów każdy od ciała czarodzieja. Jeden za ogonem, drugi i trzeci po obu bokach na wysokości klatki piersiowej i czwarty przed pyskiem. Miały za zadanie przyciągnięcie do siebie wyładowań stworzonych przez czarodzieja Wody i ulokowanie ich bezpiecznie w ziemi. Tak jak czynią do drzewa.
Chłód skupił się i uwolnił swoją maddarę by zajęła się resztą.
Spojrzał potem na Cichego czy faktycznie dobrze odtworzył to co wymyślił. Może mistrz będzie miał jakieś uwagi?

: 10 gru 2016, 21:47
autor: Cichy Potok
Pioruny raz za razem uderzały, ale wyłapywane przez pręty spływały do ziemi, nie czyniąc nikomu szkody. Cichy uważnie obserwował wszystko, co tworzył Chłodny. Nie odzywał się, nie komentował do czasu, gdy naukę praktyczną uznał za zakończoną. Teraz mógł wytknąć mu wszelkie błędy, zaczął od tych teraźniejszych, potem miał zamiar przejść do wcześniejszych. Miedziany przechylił zagadkowo łeb na bok, obserwując Chłodnego przez jakiś czas w milczeniu. Potem na jego pysku pojawił się delikatny uśmiech. – No dobra, zacznijmy od początku. Na twoim miejscu stworzyłbym raczej kopułę wyłapującą pioruny, w końcu pręty mogły w którymś momencie zawieść, gdyby piorun jakimś sposobem prześliznąłby się poza jego zasięg wychwytywania rozładowań. Lepiej mieć pewność, że w żadne miejsce na ciele atak nie będzie miał dostępu. Zbyt wiele czasu poświęcasz na wymyślanie misternych obron, w walce postaw na prostotę, bo ta zazwyczaj ratuje skórę. Na proste obrony nie zużyjesz ani dużo maddary, ani nie stracisz dużo czasu na jej wymyślanie. Jednak jeśli chodzi o naukę to dobrze postąpiłeś. Pokazałeś mi, jak się rozwinąłeś podczas tych wszystkich treningów. Czy masz jeszcze jakieś pytania, dzięki czemu już na pewno magia obronna nie będzie miała przed tobą tajemnic? – wyjaśnił i od razu zapytał. W końcu Chłodny na pewno miał jakieś pytania.

: 12 gru 2016, 13:40
autor: Chłodny Obrońca
Na szczęście wszystko poszło po jego myśli więc czego więcej mógł chcieć. Faktycznie nieco zaryzykował z taką formą obrony ale nie chciał być zbyt monotematyczny, w końcu chciał pokazać do czego był zdolny skoro ta nauka miała być ich ostatnią. Zawdzięczał Cichemu tak dużo, że nawet zdanie Chłodnego na temat Wody nie mogło tego przyćmić. Westchnął ciężko i skinął łbem dając znać że rozumie.
-Zawsze podczas pojedynków staram się stawiam na prostotę. Oczywiście nie wszystkim się to podoba, jestem powtarzalny i łatwo przewidzieć czym się obronię ale masz rację... obrony proste o wiele częściej odnoszą sukces niż te wymyślne. Cieszę się że jednak doceniłeś moje wymyślne twory... bardziej chodziło mi o zaprezentowanie umiejętności niż o perfekcyjną ochronę.– powiedział spokojnie i... uśmiechnął się lekko? Tak, Chłód uśmiechnął się do swojego Mistrza, bo wiedzieć trzeba było że Cichy już na zawsze nim pozostanie.
-Czy myślisz, że tworzenie żywiołu przeciwnego do stworzonego przez atakującą mnie istotę to dobry pomysł? Gdybym powiedzmy, że nie chciał tworzyć po raz kolejny tarczy. Często zdarza się bowiem że ktoś atakuje mnie ogniem. Mógłbym po prostu wystosować "atak" w kierunku jego ataku? Oczywiście broniąc się w ten sposób, nie celowałbym przecież w przeciwnika, nie mówię o kontrataku.

: 14 gru 2016, 12:10
autor: Cichy Potok
Cichy pokiwał powoli łbem, przyjmując do wiadomości tłumaczenie Chłodnego. Tak, wiedział doskonale, że nauka, a walk rządziła się swoimi, odrębnymi prawami. W nauce można było pozwolić sobie na eksperymenty, w walce, lepiej było stawiać na to, co sprawdzone, by się potem srogo nie przekonać na własnej skórze o błędach. Chłodny był już jednak praktycznie na tym samym poziomie, co i Cichy. Na pytanie samca także lekko się uśmiechnął, nie wiedzieć czy było to spowodowane uśmiechem siostrzeńca, czy po prostu pytaniem. Cichy bardzo lubił tego smoka, choć ostatnio działy się z nim różne rzeczy. Po chwili jednak odpowiedział na jego pytanie. – Tak, kontra na atak przeciwnika, jeśli to nie jest sam przeciwnik może być skuteczna. Jest to obrona. Tylko musisz pamiętać, aby zdecydowanie zaznaczyć, by twój twór, przeciwstawny żywiołem do ataku przeciwnika oddziaływał tylko i wyłącznie na ten twór, żeby nie mógł być atakiem na innego smoka. Przykładowo, smok atakuje cię kulą ognia, ty tworzysz lodową kulę, która ma się roztopić pod wpływem ciepła kuli ognia i przemieniając się w wodę, zgasić ów ogień. Musisz jednak nadać maddarze takich właściwości, by ani lód, ani potem woda z niego powstała nie była szkodliwa ani dla ciebie, ani dla oponenta, że ma oddziaływać tylko i wyłącznie na twór przeciwnika, a nie otoczenie. – odpowiedział, podając przy okazji odpowiedni przykład, który wydawał się interesować Chłodnego. – Czy masz jeszcze jakieś pytania odnośnie obron? – zapytał ze spokojem.

//napisz jeszcze jedno i po mojej odpowiedzi złóż znów raport.

: 26 gru 2016, 1:01
autor: Zawierzony Kolec
//event "Świąteczne Dzwoneczki", temat zajęty dla renifera: Profesorek – prowadząca: Chaos

Placeholder

: 26 gru 2016, 11:32
autor: Znamię Burzy
Profesorek. Mina renifera wskazywała, że obrał takie imię nie bez powodu. Wzburzony zmarszczył z uśmiechem brwi. Czy ten renifer właśnie do niego przemówił?
Wszystko wskazywało na to, że się nie przesłyszał. Zresztą, zdziwienie samca było krótkie. Najwyraźniej wraz ze śniegiem nad Wolne Stada nadchodziło wiele ciekawych rzeczy.
Gdy tylko Profesorek użył poprawnie jego imienia Wodny otworzył pysk, wyraźnie chcąc dodać coś od siebie, jednak renifer znów go uprzedził. Ha, Wzburzony właśnie został uczniem zwierzęcia. Podniósł jedną z brwi i pokręcił jakby z niedowierzaniem łbem. Na jego pysku wciąż jednak widniał radosny uśmiech, jakby cała sytuacja wyraźnie go bawiła.
– No to... poprowadź mnie. Będę leciał za tobą – rzucił jeszcze, gdy Profesorek zaczął zbierać się do lotu.

***

Smoczy Grzbiet nie znajdował się zbyt daleko od Skał Pokoju. Ostatecznie... Tereny Wspólne były całkiem niewielkie. Wzburzony wylądował chwilę po swoim... nauczycielu. Skierował szybko kroki w jego stronę, aby stanąć obok niego.
Rozejrzał się wokół. Gdyby nie znalazł się w pierwszej szóstce smoków, która miała zyskać pomoc od reniferów to pewnie po prostu zacząłby szukać gdzieś tych dzwoneczków. No ale był tu z Profesorkiem, chyba powinien poprosić go o jakieś wskazówki...?
Spojrzał na renifera – to jaka będzie moja pierwsza wskazówka? – w jego ślepiach widoczna była determinacja, ale na jego pysku wciąż błąkał się nieznaczny uśmiech. Podobała mu się ta sytuacja. Kontakt z... czymś, co można uznać za nadprzyrodzone. I fakt, że mógł działać. To od niego zależało, przynajmniej w dużej części, zależało, jak udadzą się poszukiwania.