A: S: 3| W: 3| Z: 4| M: 4| P: 3| A: 1
U: A,O,Kż,M,MA,MO,B,L,Pł,W,Skr,Śl:1|MP,Lcz:3
Atuty: Kruszyna; Szczęściarz; Niesprawiedliwy; Wybraniec Bogów; Utalentowany
– Dziękuję. Minęło sporo czasu gdy zdobywałem u ciebie pierwsze szlify. Kilka księżyców temu zostałem ojcem! Mam syna, którego nazwałem Obsydian ze względu na jego czarne, błyszczące łuski i pióra na skrzydłach. Uczy się bardzo szybko i niebawem zostanie adeptem. I... mój ojciec wyznaczył mnie na następcę gdy przyjdzie na niego czas. Ale to odległa przyszłość – powiedział, nie wiedząc iż ten dzień przyjdzie zbyt szybko, gdy nie będzie czuł się gotowy. Nikt się nie czuje, nikt nie jest wychowywany na przywódcę od wyklucia. Wziął głębszy wdech. Pierwsza część nauki nie wydawała się trudna, ale byłby naiwny sądząc iż ukochana mentorka nie zrobiła tego wyłącznie by wybadać postępy.
– Amputacje. Próbowałem je ćwiczyć pod okiem starego Mistrza, ale z kiepskim rezultatem. A muszę to umieć, bo od tego zależy czasem czyjeś życie – powiedział, po czym zwrócił łeb w stronę wejścia. Do groty weszły dwa smoki, wiekowy prowadzona przez młodszą, z którą na pierwszy rzut oka było widać że jest bardzo niedobrze. Dusiła się i ksztusiła, to bardzo zaniedbana choroba. W najgorszym wypadku... Czarcia Grypa, która posłała w objęcia Aterala niejednego smoka.
– Witaj Czcigodny i ty, piękna nieznajoma. Oczywiście że się zajmę tym, co was męczy. Pozwólcie proszę że wpierw uleczę chorobę, która cię trawi, nieznajoma – skłonił łeb na powitanie starszemu smokowi uśmiechnął się na widok pięknej samicy, wiedząc że w przypadku iluzji może sobie na to pozwolić. Niewinna Łuska nie byłaby zła, z resztą chyba poza jednorazowym zbliżeniem nic ich nie łączyło. Podziękował w duchu staremu Mistrzowi za przeszkolenie z chorób, gdyby nie on, nie wiedziałby co teraz zrobić. Część ziół zniknęła, będzie musiał szukać zamienników w przypadku Starszej.
Niech to Erycal pochłonie, nie było lubczyku. Z czego przyrządzi napar łagodzący obrzęki dróg oddechowych. Mięta! Dobrał ze stosiku najlepsze listki, po czym napełnił wodą miseczkę i odrobinką maddary podgrzał aż ciecz zaczęła parować i bulgotać, po czym wrzucił liście, obserwując jak zmienia się kolor a w najbliższej okolicy rozchodzi przyjemny, wręcz kojący zapach. Gdy uwolnił maddarę i napar zaczął się studzić odczekał stosowną chwilę aż temperatura pozwoli spokojnie go wypić. Tak przygotowany podał samicy w łapę i trzymał swoją lewą by spazm kaszlu nie wytrącił naczynia z lekarstwem z ręki.
– Upij łyk, przepłucz nim gardło, a dopiero później przełknij. Wiem że to nie będzie łatwe bo masz obrzęk, ale nie poddawaj się – polecił, pilnując by nie wypuścić miski gdy nieznajoma zakaszle, aż całe lekarstwo zniknie w jej żołądku. Wtedy odłożył miskę na bok i wziął czystą, do której wsypał szczyptę nasion lulka czarnego. Odrobina maddary stworzyła w jego łapie podłużny, acz zaokrąglony na końcach kamyk. Tłuczek długi na dłoń, twardy jak podłoże tej jaskini. Wraz z jego pojawieniem się rozszedł się cichy odgłos chrobotania kamień o kamień gdy ucierał nasiona na proszek, zaś gdy skończył, dolał wody i porządnie zamieszał, uzyskując gotowy, chłodny napój.
– Oto napój z nasion lulka czarnego. Działa przeciwbólowo i poradzi sobie z chorobą twojego gardła – wyjaśnił, podając go do wypicia, pilnując by nie rozlała przez przypadek bezcennego zioła. Teraz pora na dziwnie usztywniony ogon, tak typowy dla chorego mięśnia. Kolejna woda w miseczce zawrzała i wrzucił do niej pojedynczy kwiat dziurawca, do kolejnej sporą ilość liści ślazu, które gotował i gotował, tak długo by wytworzył się gęsty syrop. Dobrze że wpierw zajął się wywarami na chore gardło, będzie łatwiej samicy przyjąć ostatnie zioło jadalne w całości. Sięgnął po nakrapiany kapelusz muchomora.
– Zjedz proszę tego grzyba, on, okład i napar który zaraz podam ci do wypicia pomogą na sztywny ogon – objaśnił, podając cały kapelusz do zjedzenia, a gdy nieznajoma była zajęta żuciem i próbami przełykania, sięgnął po gęsty syrop ślazowy, w którym zamoczył palec wskazujący i środkowy prawej łapy by sprawdzić konsystencję. Ukontentowany roztarł wywar na poduszkach i ujął miskę w wolną łapę, po czym rozprowadzał delikatnymi ruchami lek po miejscu zarażonym zaniedbaną, acz pewnie dawno wyleczoną raną. Gdy zaś skończył. Sięgnął po ostatnią z misek, której zawartość powinna się już schłodzić do temperatury picia. Koniuszkami pazurów wyciągnął sparzony kwiatek i płatki które mogły odpaść, po czym napoił chorą małymi łykami, niepewny czy nie przedawkuje i nie oszpeci czasowo jej pięknej aparycji. Nigdy nie miał pewności czy dobrze dobierał ilość dziurawca. Nikt nie był pewny, może poza jego mentorką, która w oczach Onyksa była niczym awatar Erycala.
– Teraz użyję maddary by zmierzyć się z tą przypadłością od środka i ją zwalczyć. Możesz się poczuć trochę dziwnie, ale to normalne gdy uzdrowiciel pracuje – posłał jej lekki uśmiech, przytykając łapy do podgardla. Kojący strumień energii, niczym strumyk w Diamentowych Górach podczas słonecznej pogody, wypłynął ze źródła i podążył kanałami energetycznymi łap, gdy zaś dotarł do ciała pacjentki, delikatnie przebił naturalną barierę, kierując się wpierw do podniebienia, gdzie niewidzialne nicie otoczyły początek zaczerwienienia niczym sieć pająka i wniknęły w podrażnione tkanki, łagodząc obrzęk wraz z uczuciem lekko chłodnej mięty, które nadał wspomagając działanie ziół. Komórka po komórce reperował podrażnione końcówki nerwów, kierując się wgłąb przełyku, kontynuując swoją pracę, aż dotarł na rozstaje drogi oddechowej i pokarmowej. Jedna szybka myśl przekierowała energię wgłąb tchawicy, usuwając po drodze zakrzepłe fragmenty krwi przez upłynnienie ich i skierowanie do żołądka. Wniknął jeszcze głębiej, do umęczonych płuc, gdzie rozdzielił nicie na kilkanaście mniejszych, które najdelikatniej jak były w stanie wnikały w pęcherzyki płucne i naprawiały uszkodzone naczynka krwionośne tak, by przywrócić ich elastyczność i niebywałą przepustowość, potrzebną do transportu powietrza. Pęcherzyk, po pęcherzyku, w trudzie i znoju naprawiał wpierw jedno, później drugie płuco, gdy zaś skończył, wziął głębszy wdech i przekierował nicie w podrażnione komórki nerwowe gdzie łagodził napięcia między nimi i pobudzał do regeneracji tam, gdzie były nieodwracalnie zniszczone. Temperatura opadnie wraz ze złagodzeniem efektów choroby, nie chciał się mieszać w gospodarkę energetyczną organizmu pacjentki, wiedząc iż ciało posiada niesamowite mechanizmy obronne, które zadziałają z pełną siłą gdy tylko skończy. A teraz przyszła pora na mięśnie. Maddara skierowała się do mięśni klatki piersiowej, gdzie niczym delikatne dłonie elfów rozmasowywały bolące mięśnie, zmuszone do ruchu przy każdym oddechu, a teraz tak bardzo zmęczone kaszlem, kontrolując sondami stopień obrzęku, gdy zaś opadł do minimum i nie przeszkadzał w oddychaniu, wycofał część nici z powrotem do lewej dłoni, którą zdjął z podgardla i dotknął ogona w miejscu nałożenia syropu najdelikatniej jak umiał. Tam, przez przebitą osłonę wniknął w chory mięsień i przekształcił swoją maddarę w niby-falę, która przetoczyła się przez komórki, zmiatając ze sobą mikroby odpowiedzialne za ten stan, rozprowadzając zarazem poczucie ulgi, porównywalne z napiciem się po długim okresie pragnienia. Bezlitośnie likwidował intruzów, wyrzucając ich na zewnątrz organizmu, gdzie ginęły na niewidzialnym wietrze, potem zaś rozpoczął proces naprawy. Łagodził naprężone połączenia komórek nerwowych, naprawiał podrażnione końcówki nerwów, zaś sondą przesyłał impulsy zwrotne by mieć pewność iż prawidłowo przywrócił czucie, a także zdolność motoryczną
– Wybacz, że pozwoliłem czekać, Czcigodny. Pozwól proszę że przyjrzę się temu, co ci dolega – poprosił starszego samca, oglądając go z każdej strony. Był sceptyczny co do odtwarzania zębów, ale gdyby chociaż odtworzył kilka z nich, te najważniejsze by mógł odrywać i przeżuwać pokarm... to da się zrobić i nie pochłonie to tyle energii co bardziej zaawansowana regeneracja jak ten nieszczęsny palec który postanowił poświęcić u poprzedniej iluzji. Niedowidzi... to choroba oczu czy starczy wiek? Ale kim on jest by odmawiać pomocy. Skóra, nie było tu nic trudnego, spotykał się z tym wielokrotnie przez ostatnie księżyce. Najpierw ostatnia przypadłość. Ponownie, utrudnienie przez brak macierzanki. Będzie musiał poradzić sobie tak, jak niegdyś, gdy zapasy Ognia świeciły pustkami.
Sięgnął po ulistnione gałązki lawendy, które umieścił w przygotowanej zawczasu miseczce z wodą, która zawrzała. Po grocie rozszedł się zapach parzonych liści lawendy, który Onyks zagonił łapą do nozdrzy, sprawdzając czy poprawnie się gotują. Zadowolony z woni, zaczął go studzić, a gdy osiągnął pożądaną temperaturę, wyrzucił niepotrzebne już zioło i podał napar samcowi.
– Oto napój z lawendy. Pomoże wykorzenić tego złośliwego grzyba który zainfekował twoją skórę. Niestety nie posiadam macierzanki, ale dysponuję zamiennikiem – powiedział, patrząc czy pacjent wypił wszystko, spoglądając na orzechy włoskie. Nie używał ich za często, a samiec przed chwilą podpowiedział mu że poprzedni smok udzielający pomocy stosował maść. Orzechy też działają przeciwgrzybicznie. Pochwycił garść, które ścisnął w mocnych łapach rozbijając skorupki, zaś wnętrza niczym mózgi odłożył na bok, posłużą do sprawdzenia zębów jak już je naprawi. Łupiny włożył do wolnej miski, pochwycił utworzony wcześniej tłuczek i łamał, rozpoławiał, po czym rozcierał na proch, tym razem wkładając w to więcej siły niż przy delikatnych nasionkach lulka. Gdy skończył dodał odrobinkę wody, zaledwie kilka kropel, by proszek uzyskał lekką konsystencję mazi, którą sprawdził palcami, dodał jeszcze kilka kropelek niezadowolony z rezultatu, sprawdził ponownie i dopiero wtedy przeszła jego kontrolę jakości. Tak przygotowany lek rozprowadził po zainfekowanych miejscach, gdy zaś skończył. Postanowił wziąć się za upośledzony wzrok, być może chorobą. Swoją drogą będzie musiał umyć miski po tym leczeniu, gdyż się kończyły. Zawartość kolejnej zawrzała i wziął w łapę kwiat ostróżeczki, który zaczął oskubywać z płatków, które wrzucał do wrzątku by porządnie się sparzyły, gdy zaś wystygły, odcedzał je po kolei palcem wskazującym i środkowym lewej łapy.
– Nie ruszaj się proszę, ułożę teraz płatki wokół twoich oczu, pomogą na opuchliznę. Same odpadną gdy spełnią swoją rolę – wyjaśnił, ostrożnie i z wyczuciem układając płatki ostróżeczki tak, by nie zostawić żadnych prześwitów w umęczonych powiekach iluzorycznego matuzalema. Nie miał żywokostu do zakropienia, nie przychodził mu też do głowy zamiennik. Będzie musiał poradzić sobie maddarą. Pozostało coś, czego wcześniej nie próbował. Sięgnął po dwie jagody jałowca, który lekko przygniótł palcami, by nie utracić soku ani miąższu, ale sprawić że będą łatwiejsze do przełknięcia.
– Oto szyszkojagody jałowca. Służą do leczenia uszkodzeń kości. A zęby to jedne z nich – powiedział, podając samcowi lekarstwo do przełknięcia.
Odetchnął z ulgą. Jeszcze chwilą i ta część nauki będzie skończona. Ponownie zaczerpnął z przepastnych zapasów maddary wyćwiczonych przez księżyce pod kierunkiem dwójki wspaniałych nauczycieli i przytknął łapy do dwóch najbardziej zainfekowanych miejsc na skórze Starszego. Maddara ponownie wypłynęła ze źródła wpływając do organizmu pacjenta, przepływając wzdłuż korzeni intruza tak głęboko osadzonego w ciele. Tam, energia rozplatała połączenia komórkowe grzyba, trzymając je jednocześnie w miejscu by nie przeskoczyły w inną część organizmu, bezlitośnie wykorzeniając i wyrzucając na zewnątrz, gdzie niszczone były niewidzialnym podmuchem energii, niczym popiół na wietrze. Wniknął głębiej, pobudzając do regeneracji skórę by komórki odnowiły się tak samo elastyczne i wytrzymałe jak zdrowe, a przede wszystkim łagodził obrzęki i odnawiał nieodwracalnie zniszczone kawałki w których grzyb siedział najgłębiej. Wraz z odnową naskórną i skóry pobudzał nowo wytworzone cebulki do wyrośnięcia futra odpowiadającego długości i kolorowi, a także wytrzymałości sąsiadującego z nim zdrowego futra. Kontynuował to z mozołem z każdym miejscem zainfekowanym przez grzyba aż odetchnął z ulgą gdy skończył i przyjrzał się krytycznie swojemu dziełu. Zdjął łapy z tułowia i przeniósł je na policzki starego samca. Tam, przez ponownie przebitą osłonę skierował niewidzialne nicie do obrzęków powiek, gdzie delikatnie usuwał nadmiar łez z kanalików, wyprowadzał ropę przez pory w skórze, wyrzucając ją na zewnątrz, kropla po kropli, ostrożnie i z wyczuciem by nie zalać gałki ocznej, a nade wszystko ułagodzić napuchniętą skórę i skurczyć ją do dawnego, zdrowego stadium. Gdy skończył wniknął głębiej, do oka, gdzie oczyszczał ciałko szkliste z zanieczyszczeń nagromadzonych przez niezliczone księżyce jego życia, później wyczyścił z mgły tęczówkę, rogówkę i inne miękkie tkanki odpowiedzialne za postrzeganie świata, starając się przywrócić klarowność oczu. Ale to nie wszystko. Gdy uznał że osiągnął zadowalający rezultat, skierował nicie do szczęki próbując zrobić coś, czego nigdy się nie podjął ani nawet nie słyszał w historii uzdrowień. Jagody jałowca powinny zacząć działać. Wniknął nićmi energii w dziąsła pod zębami które się jeszcze ostały i poszukiwał pęknięć bądź częściowych złamań. Gdy takowe znalazł pobudzał komórki kostne do regeneracji by były tak twarde jak zdrowe uzębienie. Łączył pęknięcia, zaleczył złamania, a przede wszystkim odnawiał komórki dziąseł by były mocne i odporne jak nowe oraz były w stanie utrzymać ząb na miejscu mimo wysiłków jakie sprawi jedzenie. Nie było ich zbyt dużo. Poświęci się. Skierował maddarę w część pustych dziąseł i bazując na czubkach komórek kostnych które się tam ostały, pobudził je do regeneracji by odtworzyć całkowicie cztery pary przednich kłów, od korzenia, aż po koronę. Wzmacniał tworzone zęby, komórka po komórce, odtwarzał szkliwo, nerwy i włożył więcej energii w korzenie by nie wypadły przez te ostatnie księżyce które mu zostały. Starał się by były tak samo mocne jak zdrowe egzemplarze które mu jeszcze zostały, po czym powtórzył to samo z trzonowcami na końcu jamy gębowej. Odetchnął ciężko, ale ścieżka uzdrowiciela to nie tylko lekkie przypadki. Spojrzał na swoją mentorkę dając lekko zmęczonym wzrokiem do zrozumienia iż skończył.
Licznik słów: 2066
Atuty:
I: Kruszyna – smok uzyskuje status sytość po zjedzeniu 3 jednostek mięsa zamiast 4
II. I: Szcześciarz – w przypadku akcji rozsądzonej niepowodzeniem (lub akcji utrudnionej) atut daje automatyczny 1 sukces. Do użycia w pojedynczej akcji raz na dwa tygodnie w polowaniu/misji lub raz na pojedynek.
III. Niesprawiedliwy – jeśli Uzdrowiciel ma kontakt fizyczny z ofiarą w momencie wykorzystywania atutu, rozprasza go na jedną turę i raz na walkę może go zaatakować bazując na Magii Precyzyjnej i Inteligencji. Dodatkowo raz na miesiąc podczas modlitwy w świątyni otrzymuje dar od swojego patrona.
IV. Wybraniec Bogów – smok ma dodatkowy 1 sukces przy rzutach na dowolnie wybraną przez siebie akcję raz na pojedynek, misję czy polowanie (w polowaniu łowcy raz na dwa tygodnie, uzdrowiciel może używać tego atutu raz na tydzień bez względu na miejsce w fabule, atut tyczy się wtedy obu etapów leczenia)
Utalentowany – smok może wyuczyć się dwóch umiejętności na poziom 3, ale wtedy może mieć tylko jedną umiejętność na poziomie 2
Posiadane przedmioty:
Kamienie: 4x malachit, rubin, ametyst
Pożywienie: 1/4 owoców
Inne: Kryształ szamana, kryształ mentora (naładowany do 1.06), ognisty kamyk (jednorazowo rana średnia), płatek sasanki (jednorazowo kamyk na polowaniu)
Żetony: 1x złoty(15.10)
Pełny awatarKarta Kompana