Strona 9 z 33

: 13 wrz 2015, 0:43
autor: Pasterz Kóz

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

//Cholera, ten opis jest dużo lepszy niż mój kiedykolwiek byłby xD

Niepamięć doskonale sobie poradziła z kołującym krukiem, co najwidoczniej było dowodem na jej umiejętności w zakresie podkradanie się. Ta sztuka nie była dla niej problemem, nawet w powietrzu, bowiem kruk dostał się w jej pazury, zupełnie zaskoczony tym skąd przyszła śmierć, czyli z góry. Iluzja nagle się rozwiała, zaś Łowczyni została sama z Bezchmurnym.
-Dobrze Ci poszło. Myślę, że jeśli będziesz pomysłowa tak jak w tej nauce to żadne warunki nie będą dla Ciebie zbyt wielkim problemem. To chyba na tyle z nauki- oznajmił stary smok.


//Let's try, Raport – Skradanie IV

: 20 wrz 2015, 20:35
autor: Niewinna Łuska
Ksz, ksz... wszystkie systemy sprawne. Łączność sprawdzona. Jednostka powietrzna Kashmir prosi o pozwolenie na lądowanie.
Słyszę cię wyraźnie Kashmir. Udzielam pozwolenia.
Przyjąłem, podchodzę do lądowania. Bez odbioru.

Wiatr był silny. Szczególnie na szczycie jednego z najwyższych Czarnych Wzgórz. Czerwonołuski samiec nie słyszał niczego, oprócz miarowego łopotu własnych skrzydeł, mieszających się z hukiem wiatru, kiedy próbował osiąść w okolicy takiego dużego, charakterystycznego drzewa, które przyciągnęło jego uwagę. To było już drugie podejście do lądowania. Za pierwszym razem, rozłożył tylko swoje wielkie skrzydła smoka powietrznego by zwolnić lotu, a silniejszy podmuch wiatru poderwał go znienacka do góry, manewrując nim w locie jak bezwładnym latawcem. Łiiiii... zabawa – pomyślał z ironią, gdy poczuł, jak traci kontrolę i zamienia się w ogromny, gadzi liść, porwany przez wichurę. Nie miał takich przejść od kiedy po raz pierwszy oderwał się od ziemi, by zasmakować przestworzy. Było to dawno temu... I ważną częścią tego wydarzenia, jeżeli nie najważniejszą, była jego siostra. Także Wichura. Niemal zaśmiał się pod nosem, gdy zidentyfikował obecne zjawisko pogodowe z nowym imieniem swojej siostrzyczki. Jednak miał ważniejsze sprawy na głowie niż śmiech. Kilkoma machnięciami lotnych kończyn, obrócił swoje ciało, obierając kierunek "z wiatrem", aby nabrać nieco prędkości. Potem ciasny skręt i znów zmierzał ku upragnionemu szczytowi. Zwlekał z hamującym rozłożeniem skrzydeł aż do ostatniej chwili. Gdy widmo uderzenia w ziemię stało się już krytycznie bliskie, gwałtownie obrócił płachty skrzydeł pionowo, natychmiast nabierając w nie porcję rozpędzonego powietrza, która mocnym szarpnięciem odebrała mu całą szybkość ruchu. Ciężko opadł na ziemie. Ufff... co za pogoda! Robiło się nawet chłodno. Potrząsnął łbem, próbując przywrócić zmierzwioną grzywę do porządku, ale nic to nie dało, gdyż niesforny wiatr uderzył go w pysk, by zastosować własne fryzjerskie wariacje, na temat jego włosów. No cóż... Bywa. I tak wyglądał perfekcyjnie. Jak zawsze. Podszedł szybkim krokiem do drzewa, siadając nieopodal jego pnia.
Jednostka powietrzna Kashmir wylądowała. Uruchamiam systemy łączności naziemnej...
Najtrudniejsze zadanie tego dnia. Musiał teraz użyć magii... Na sam tego słowa przechodził go dreszcz strachu. Okropność! Zamknął oczy i mało delikatnie wymacał wewnątrz swojego umysłu końcówkę magicznej nici, która uciekała mu rusz co rusz jak niesforny wąż. W końcu jednak pochwycił ją swoimi pazurami, tak że zasyczała z bólu. Wtedy wyciągnął ją brutalnie ze swojego umysłu, zaczerpując porcję potrzebnej mu magicznej energii. Przelał ją w myśli o swojej siostrze. Wszystkie wspomnienia i uczucia jakie z nią wiązał ożyły, tworząc w jego umyśle spójny obraz jej smoczej osoby. Teraz wystarczyło tylko pchnąć magię w jej kierunku... Mocniej zacisnął powieki z wysiłku, gdy tworzył stabilne połączenie. Jego maddara w tym czasie pokazała mu język. Ostatecznie jednak, łaskawie zgodziła się na współpracę.
~ Wichura? Mam do Ciebie sprawę... możesz przylecieć? Jestem na wspólnych, na Czarnych Wzgórzach. Przy... jakimś drzewie ~ oznajmił mentalnie, spoglądając ukradkiem na pień, przy którym usiadł. Czerwona kropka przy grubym pniu. Nie sposób przeoczyć.

: 26 wrz 2015, 14:52
autor: Tejfe
Nadciągająca z trudem wyłapała wiadomość przekazywaną jej przez Kaszmira. Nie mogła czarować, także komunikowanie się z kimś w sposób telepatyczny był dla niej niemożliwy. Jednak kiedy to druga strona próbowała się z nią skontaktować to było to możliwe. Tyle, że było to zadanie nie lada łatwe. Jedyne słowa, które zdołała zrozumieć to jej imię, czarne i drzewo. Resztę musiała sobie dopowiedzieć. Nie dając bratu odpowiedzi wysunęła się z groty, wpierw upewniwszy się, czy Błysk będzie mógł zostać z małą. Z tą informacją wzbiła się w powietrze i zaczęła kierować się w stronę Czarnych Wzgórz. Z gracją wymachiwała swoimi małymi, wręcz młodzieńczymi skrzydłami, tworząc zgrabne okręgi. Leciała powoli, z uśmiechem wymalowanym na wąskim pysku i lekko drżącym ogonem. Nie spieszyło jej się nigdzie, jeżeli to coś ważnego to jej brat poczeka. Chciała się trochę nacieszyć tą jesienną pogodą, tym wiatrem który omiatał jej ciało i długo wyczekiwanym chłodem, który po gorszących upałach wreszcie nastał. Tak rzadko nie padało. Kiedy wreszcie znalazła się nad Wzgórzami, obniżyła lot i zaczęła szukać wyróżniającej się, czerwonej plamy, która miała być jej bratem. Mgła jej to utrudniała, jednak po długich staraniach, wreszcie go znalazła. Złożyła skrzydła, ciało przechyliła w przód i zapikowała. Już po chwili znalazła się przy bracie. –Wybacz, że tak późno, ale nie czułam potrzeby by się pospieszyć. A i następnym razem wezwij mnie rycząc, bo czarowanie wychodzi Ci słabo.– rzuciła wesoło i szturchnęła Kaszmirowego barkiem o bark. –A teraz powiedz, o co chodzi?– spytała poważniej, wbijając pazury w ziemię. Miała nadzieję, że to nic związanego z Iskrą, czy Bezchmurnym.

: 03 paź 2015, 19:56
autor: Niewinna Łuska
Najpierw omiatał spojrzeniem szczyty wystające z mgły snującej się ospale w kotlinach, ciesząc się niecodziennym widokiem. Wiatr uderzał co jakiś czas o jego pysk, miło łagodząc rozgrzane lotem ciało. Niósł ze sobą TEN zapach. Zapach kojarzący się z dekadentyzmem przyrody, chowającej swoją głowę w piach na czas nieubłaganie nadchodzącej zmiany. Nadciągającego chłodu. Każde żywe stworzenie czuło to w kościach. Potrzebę by schować się w najgłębszej jamie, wykopać głęboki dół i wcisnąć tam swój tłusty zadek, aby przeczekać ciężkie czasy. Kaszmirowy też to czuł. Dziwny ucisk w żołądku, kiedy patrzył na ten wiejący wilgocią i chłodem krajobraz, oplatający jego umysł długimi palcami niepewności. Pomimo to siedział i cieszył się widokiem. Tym smoki różniły się od zwierząt. Potrafiły myśleć ponad swoimi pierwotnymi żądzami. Ale ja niekoniecznie potrafię się opanować – podsumował bezgłośnie swoje przemyślenia, po czym wziął głęboki oddech, chłonąc całą tą atmosferę. Wtedy poczuł... że okropnie zaczyna go nudzić ta monotonia dookoła. Było tak beznadziejnie spokojnie, wszystko wiało taką stabilnością i pokojem, jakby zaraz te wzgórza miały przewrócić się na drugi bok i zacząć głośno chrapać. Mgła w jego oczach jawiła się jak ogromny ślimak, który obrzydliwie powoli sunie po nierównym terenie. Uderzył ogonem w ziemię na znak sprzeciwu. Nienawidził nie mieć niczego do roboty. Już poważnie rozważał, czy nie naostrzyć sobie pazurów o swojego milczącego, drzewnego towarzysza, ale właśnie wtedy nadeszło wybawienie. To była...
– Wichura! – krzyknął radośnie, właściwie ignorując całą jej pierwszą wypowiedź. – Musisz mi pomóc. Chodzi o... walkę. Ktoś bardziej doświadczony musi mi pokazać co zrobić ze sobą na arenie.
Stając na piasku areny czuł się z jednej strony jak w domu, bezkarnie mogący siać zniszczenie, a nikt nie weźmie mu tego za złe. Lecz z drugiej strony... Ta ilość możliwości! Przygniatała go, nie wiedział czy biec w prawo, czy w lewo, czekać, czy atakować. Chciał być wszędzie na raz. A musiał wybrać tylko tą jedną, najlepszą opcję.
– Ostatnio co raz więcej smoków wzywa mnie na pojedynki. Muszę być lepszy – stwierdził twardo, patrząc na swoją siostrę z błyskiem na dnie ślepi. Mogła już się domyślić, co ją czeka. Wyglądał bardzo podobnie, kiedy po raz pierwszy dowiedział się o tym, że będzie latać. Nieodparta chęć działania emanowała z samca jak światło eksplozji supernowej. Niespokojnie poprawił skrzydła na swoim grzbiecie, patrząc wyczekująco.
– To jak, pomożesz mi? – zapytał możliwie słodkim głosem, jaki potrafił wydobyć ze swojej niezbyt już młodej gardzieli. Pisklęcej aparycji już nie miał. Ale jego oczy emanowały naiwnym zaufaniem do mentorki. Ciekawe, czy robił to specjalnie?

: 04 paź 2015, 11:11
autor: Tejfe
Odetchnęła z ulgą kiedy dowiedziała się, że powód dla którego wezwał ją jej brat był dużo mniej poważny, niż myślała. A więc chodziło o naukę, o trening? Bardzo dobrze, że mi się nie spieszyło.– pomyślała. I nie było w tym nic złośliwego, Nadciągająca cieszyła się po prostu, że zdołała zregenerować swoje siły podczas latania. Bo jeżeli nauka miałaby być dokładna i przeprowadzona w przyjemnej atmosferze, ona musiała być wypoczęta. Kaszmir zresztą też, ale chyba taki był, bo przecież nie chciałby tego treningu po trzech, nieprzespanych nocach. Ale kto tam wie? Jej chaotyczny brat wydaję się zdolny do takich rzeczy. –Jasne. Pewnie, że Ci pomogę.– odpowiedziała na jego pytanie. Ona podczas walki nie miała takich problemów jak jej brat. Jasno określała swoje cele, nie robiła żadnych udziwnień. Po prostu walczyła najlepiej jak umiała. –Wpierw mi powiedz w czym leży problem, o ile takowy masz. Czego chciałbyś się nauczyć, bądź co poćwiczyć. Co Ci sprawia problemy, a w czym Ci idzie najlepiej.– poleciła, przyglądając się swojemu dorosłemu już bratu. Wciąż ciężko jej było uświadomić sobie fakt, że ten rosły czerwonołuski wojownik, to ten sam, mały Kaszmir, którego uczyła skakania i biegania. Ten sam, który ciągle sprzeczał się z Oczkiem i nie bardzo lubił, kiedy lizała go po łbie, zaślinionym językiem. Uśmiechnęła się smutno w poczuciu nostalgii.

//Robimy tylko atak, rozumiem. Do 4, czy 5 poziomu? ;) A i czemu wciąż masz Kolec w imieniu, skoro Kaszmir jest już wojownikiem? :P

: 04 paź 2015, 11:34
autor: Niewinna Łuska
// Cofnęli mi rangę, bo nie mam MA i MO. I już 3 osoba z rzędu mówiła, że mnie nauczy i nie odpisała mi nawet na pierwszy post w nauce >.< Jak Ci się chce, to możesz uczyć i do 5. Nie mam absolutnie nic przeciwko :P

O tak! Stare, dobre czasy powracają. On i Wichura pokazująca mu jak oderwać się od ziemi. Uśmiechnął się szeroko na tą myśl. A potem siostra zadała mu bardzo trudne pytanie. No bo... on chciał zmienić wszystko! Chciał być szybszy, dokładniejszy, lepiej uderzać, szybciej planować następny ruch, celnie trafiać we wrażliwe punkty, wyprowadzać bardziej nieoczywiste ataki, lepiej radzić sobie z czarodziejami i...
– Wszystko idzie mi dobrze – stwierdził rozbrajająco szczerze, jakby ograniczenia schował gdzieś w swojej grocie i dawno o nich zapomniał. – Ale mogłoby być dużo lepiej.
Spiżarnia zawsze do połowy pełna, no cały Kaszmir. Zastanowił się chwile, patrząc na obrazy swoich dotychczasowych walk, przewijające mu się w głowie jak raczej krótki film. W walce z Oddechem atakował świetnie. Tam miał tylko problemy z odpowiednią obroną, ale to nie na tym mięli się teraz skupić. Oczko... To tutaj leżała wskazówka. Gdy walczył z bratem, po prostu nie mógł go dosięgnąć. Za każdym razem wywijał mu się z łap jak śliski węgorz. Czy coś w tym rodzaju. Oczywiście, wtedy po prostu trenował więcej od niego i różnica w prędkości ruchów była niekwestionowana, lecz pomimo tego....
– Najbardziej chciałbym popracować nad tym, jak znaleźć się szybko przy przeciwniku, zanim ten znajdzie czas na obronę. No wiesz, czy lepiej skakać, biec, zrobić jakiś ślizg. Można też od razu atakować frontalnie, albo od boku, lecz wtedy daje się wrogowi więcej czasu. Można też podlecieć i zaatakować z góry! O, tego kiedyś muszę spróbować – zatonął w dywagacjach, odchodząc już nieco od tematu. Nie zajęło mu przy tym dużo czasu, aby się z tego otrząsnąć. – No tak, ale wracając do tematu, to jeszcze co myślisz o samym uderzeniu? Zęby, pazury... może ogień?
Pytań miał aż za dużo i bez trudu mogłaś dostrzec, że powstrzymuje się od zadania ich wszystkich naraz.

: 07 paź 2015, 18:14
autor: Tejfe
-To chyba będziemy musieli tu siedzieć do następnego wieczora, skoro chcesz poprawić wszystko.– zażartowała Wichura, widząc jak na pysku jej brata pojawia się jednocześnie frustracja, zdenerwowanie, ale i radość z ekscytacją. To chyba było typowe dla rodziny Bezchmurnego, wszystkie jego dzieci przeżywały emocje dużo mocniej, niż "zwykłe" smoki. Wojowniczka wysłuchała dalszej wypowiedzi Kaszmirowego. Jego rozterki i dylematy nieco ją bawiły, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Szanowała swojego brata i wiedziała, że dla niego są to poważne problemy. Poza tym w jego słowach nie było wcale nic śmiesznego, to tylko wesołość Tehanu sprawiała, że wszystko, cokolwiek było dla niej takie rozbrajające. –Po pierwsze musisz określić jak chcesz walczyć. Opierając się na swojej sile, czy zręczności. Widząc Twoje wątłe mięśnie, stawiałabym na to drugie.– powiedziała, po czym szybko pożałowała swoich słów. Nie chciała być przecież dla niego niemiła. –Wybacz, tylko żartowałam.– załagodziła sytuację. –Podczas walki nie możesz się zastanawiać nad unikiem, czy atakiem. Musisz mieć to wyćwiczone, nie myśląc, wiedzieć co należy zrobić. Podczas walki nie kombinuj co robić, a po prostu działaj. Nie masz być we wszystkim dobry po trochu, ale masz mieć kilka manewrów, które są dla Ciebie niczym pestka. Masz być w nich idealny. Twoje ataki choć nie są pokazowe i efektowne, a nudne, przewidywalne i monotonne, to bardzo skuteczne.uch, co za przemowa. – pomyślała, zaskoczona samą sobą. –No i teraz na serio, walczysz opierając się na zwinności, czy na sile mięśni?

: 08 paź 2015, 20:48
autor: Niewinna Łuska
Gdy pokazała nadzwyczajną wesołość, oczy adepta zwęziły się. Od razu zauważył, że nie traktujesz go do końca poważnie. A potem na wspomnienie o jego wątłych mięśniach... No cóż, "żartowałam" w ogóle nie załagodziło sytuacji. Czerwonołuski siedział, słuchając Cię z wyrazem pyska, jakby od razu chciał przejść do praktyki na żywym modelu. Pomimo to, chyba do niego dotarło. Ta całą przemowa, która właściwie okazała się bardzo użyteczna. Kaszmir szurnął ogonem po ziemi, a potem przejechał pazurami po ziemi, powoli, z namysłem, jakby to z wykopanej brei miał odczytać odpowiedzi na wszystkie pytania świata. Manewry, w których będzie na prawdę dobry? Chyba już miał takie... Jego przewrót przez plecy nieraz ratował mu zadek przed pazurami, kulami ognia i tym podobnymi niemilcami. A jeśli chodziło o atak? Ukośne cięcie, kiedy wstawał po przewrocie. To zawsze wychodziło mu najlepiej! Zapamiętał to. Będzie musiał wyćwiczyć te manewry jeszcze lepiej, żeby nigdy już nie powinęła mu się łapa.
– Oczywiście, że stawiam na szybkość – oznajmił bez zastanowienia, poruszając niespokojnie złożonymi skrzydłami. – Przecież moje... w ą t ł e m i ę ś n i e, nie pozwoliłyby mi na nic innego.
Spojrzał na nią z wyrzutem, ale nie utrzymał tego wyrazu pyska zbyt długo. Prychnął tylko, wstrząsając łbem, jakby pozbywał się swojej własnej irytacji. Czasem go to śmieszyło, kiedy łapał się na braku kontroli. Tak i teraz, uśmiechnął się pod nosem.
– Przepraszam, kontynuujmy – stwierdził po chwili, głosem minimalnie łamiącym się od czającego się gdzieś na dnie klatki piersiowej chichotu.

: 14 paź 2015, 14:35
autor: Tejfe
Nie było to tak, że jego traktowała niepoważnie. Dzisiejszy dzień sprawiał, że wszystko było dla niej tak błahe i bezsensowne, miała zbyt dobry humor, żeby przejmować się czymkolwiek, a przez to wszystko mogła się wydać swojemu bratu zbyt nonszalancka, beztroska i trochę egocentryczna. Musiała się uspokoić, spoważnieć i wrócić do świata żywych. Nie chciała, by jej brat myślał, że ma go głęboko gdzieś. Dopiero co odbudowali ze sobą kontakt i nie mogła go zepsuć. Przestała się uśmiechać i udałą głęboko skupioną i zamyśloną, w nadziei, że dzięki temu faktycznie zacznie bardziej zwracać uwagę na Kaszmira. I choć przyszło jej to z wielkim trudem, choć w połowie jej się to udało. –Och, już przestań. Ja mam jeszcze bardziej cienkie mięśnie, a do tego krótkie łapy.– Kąciki warg jej drżały, ale trzymała się twardo swojego postanowienia, by choć przez chwilę wstrzymać się od tępego uśmiechu. –No to szybkość. Od razu Ci powiem, że jest wiele sposobów na walkę, przy użyciu zręczności, ale duża ich część jest niewypróbowana i nie ma się pewności, czy na pewno się udadzą. Ja walczę monotonnie, już wspominałam, że mam tylko kilka, ale bardzo dobrze wyćwiczonych manewrów. Jednak zanim Ci je pokażę, Ty zaatakuj mnie. Nie będę się bronić, chcę zobaczyć Twoją technikę, więc jeśli możesz, postaraj się nie zrobić mi zbyt wielkiej krzywdy.– No i się stało. Mówiąc ostatnie zdanie, już nie mogła wytrzymać i zachichotała lekko.

: 18 paź 2015, 19:59
autor: Niewinna Łuska
Patrzył na nią w skupieniu, przytakując po każdym jej stwierdzeniu. W reszcie będzie mógł się uczyć! Nauczyciel w postaci siostry spłynął mu niczym z nieba, po tylu księżycach oczekiwania na kogoś kompetentnego. Koniec ogona mielił za nim powietrze, gdy całe ciało oczekiwało w napięciu na rozpoczęcie działania... I wtedy Wichura zaczęła chichotać. Ślepia czerwonołuskiego rozszerzyły się w wyrazie niedowierzania. Potem jego ogon sam przysunął się do jego pyska, by uderzyć w niego z głośnym plaśnięciem. Zmierzwiony, błękitny pióropusz zasłonił na chwilę jego oblicze. Gdy po chwili odsłonił kaszmirowy pysk, malował się na nim delikatny uśmiech, którego nie potrafił już na prawdę powstrzymać.
– No dobra, choć mogę nie utrzymać się na nogach ze śmiechu – stwierdził zgryźliwie, ale w jego oczach pojawił się ten pisklęcy błysk, jak wtedy, gdy młode zamierza wgryźć się w ogon swojej matce, albo zapytać jakiegoś obcego smoka skąd się biorą pisklęta.
Ale koniec tego dobrego, w końcu nie chciał tu siedzieć wieczność! Przygotował się. Wstał, unosząc ogon w górę, tak że kołysał się na linii jego kręgosłupa. Łapy rozsunął szerzej, uginając je w stawach, ale przednie odrobinę bardziej tak, że by skoczyć, nie musiał praktycznie nic zmieniać. Potrząsnął skrzydłami, odsuwając je trochę od swojego ciała, by zaraz potem lepiej ułożyć je wzdłuż swoich łusek. To była dla niego podstawa. Gdy ma się tak duże skrzydła, nie można pozwolić, by pałętały się po bokach. Na sam koniec, pochylił łeb, cofając go z lekka do szyi. W ten sposób nie wystawiał na atak podgardla i wewnętrznej, delikatnej strony przedłużenia łba. Wszystko to oczywiście stało się błyskawicznie, ostatnio cały czas walczył z tamtym czy siamtym i postawę przybierał na zawołanie, nawet po obudzeniu w środku nocy.
Poczekał, aż siostra przestanie rechotać niczym hiena i będzie chociaż udawać, że robi to wszystko na poważnie. Jak można było przypuszczać, poczekał na to dobrą chwilę, w której jedynie jego ogon kołysał się powoli i leniwie z jednej strony na drugą, wprawiając całe jego ciało w miękki ruch "wahadłowy", raz uginając bardziej kończyny z prawej, a raz z lewej. Gdy wreszcie mógł zaczynać, stwierdził tylko:
– Uwaga – a zaraz potem skoczył ku wichurze.
Tak przecie zawsze zaczyna się walkę. Ugiął przygotowane już tylne łapy, wspomagając się odrobinę tymi z przodu i wybił się w powietrze jednym, płynnym ruchem, zaraz potem przygotowując przednie kończyny do lądowania. Gdy obie łapy dotknęły ziemi, nie tracił więcej czasu na czekanie by dołączyły tylne. Już wtedy przeniósł ciężar bardziej na swoją prawą łapę, lewą wznosząc do ataku, a reszta jego ciała samoistnie opadła na ziemię, zapewniając już konkretną stabilność. Idealnie, by zaatakować bok Wichury. Wygiął łapę lekko do tyłu, tak by pazury nie wbiły się w razie udanego uderzenia i poziomym ruchem, celując w jej prawy bark, posłał w jej stronę takiego "plaskacza". Jakby na to nie spojrzeć, na pewno nie zrobiłby jej krzywdy. Chociaż z pazurami, to byłoby zupełnie co innego. Rucha łapy miał być wciąż szybki, i włożył w niego trochę swojej niesławnej siły, także impet poprowadziłby jego szpony do rozdzierającego skórę i łuski ataku.

: 22 paź 2015, 17:50
autor: Tejfe
Nie, no już koniec. Koniec ze śmiechem, rechotaniem. Masz się skupić na nauczeniu tego tu nie wyrostka, Tehanu!– skarciła samą siebie, co spowodowało kolejne salwy śmiechu. Naprężyła i zgięła mięśnie brzucha, próbując zatrzymać ten niepohamowany atak wesołości. Jednak komentarz jej brata tylko go wzmógł. W kącikach jej oczu pojawiły się łzy, a ona niemal zaczynała się dusić od tego zjadliwego chichotania. Minęły długie chwile nim wreszcie przestała. I może dobrze, że się tak wyśmiała. Dzięki temu są większe szanse, że teraz będzie już spokojna. Poza tym śmiech nieco ją wyczerpał co tylko wzmogło korzyści Kaszmira, gdyby w następnych próbach zamierzała się jednak obronić. Skupiła się na tym co teraz robił jej brat. Przyglądała się jego kocim ruchom, drganiom jego mięśni. Jej wzrok obejmował go całego. Z zadowoleniem spostrzegła, iż jego postawa była idealna, szybko wykonana i odpowiednio wykonana. Nie spodziewała się też czegokolwiek innego. Przecież Kaszmir miał już w tym taką wprawę, że tak jak u niej- ta pozycja przychodziła odruchowo. Teraz patrzyła na jego wyskok. Spodziewała się, że jej brat wykona cięcie. A tu proszę coś innego. Może i ona coś wyciągnie z tej nauki. Wzdrygnęła się lekko, gdy po jej ciele przeszedł delikatny dreszcz spowodowany klepnięciem dostanym od jej brata. –A nie lepiej, by było gdybyś rozłożył atak na większą powierzchnię? Nie jestem pewna, ale wyglądało mi to bardziej na atak siłowy, a nie zręcznościowy. Albo połączenie takiego i takiego. Tak to drugie. Był dobry, ale jakbyś wykorzystał cały potencjał swojej zwinności, czy jak Immanor chciałby to nazwać, atak były lepszy. Poza tym rana byłaby większa, gdybyś ugiął palce. – powiedziała, po czym dodała. –Pokaż mi teraz coś innego.– rzekła i odsunęła się o kilka dużych kroków do tyłu, aby jej brat dla lepszego efektu mógł ku niej skoczyć.

: 02 lis 2015, 0:25
autor: Niewinna Łuska
Wyrostka? WYROSTKA?! Apff! No przecież Kaszmir nie jest o wiele młodszy od Wichury! Chyba, że odnosiło się to do stadium rozwoju mentalnego. Wtedy mógłbym przyznać Ci rację. Gdyby nie niepohamowane napady wesołości Wichury przed paroma sekundami!
– Tylko się upewniałem, że w ogóle zareagujesz – skomentował swój ostatni atak. – Większa powierzchnia?
Przyjrzał się Wichurze uważnie. Nie chciał atakować na oślep w punkty witalne, choć w walce prawdopodobnie tak by zrobił, znając jej bojowe zdolności. Poprawił swoją postawę, pochylając się nieco niżej, jak pantera przyczajona do skoku i ustalając skrzydła na swoich stabilnych pozycjach. Łeb lekko przesunął się ku ziemi. W ten sposób czuł się pewniej. Stabilniej i bardziej osłonięty. Eksperymentował trochę z ułożeniem swojego ciała. W końcu od tego był trening. W czasie gdy Wichura mówiła, on operował swoim środkiem ciężkości, sprawdzając czy lepiej sprawdzi się przesunięty w stronę tylnych łap, czy przednich. Po chwili już był pewien, że pochylony do przodu będzie miał lepszą możliwość ataku, a więc taka postawa o wiele bardziej mu odpowiada. Gdy przemieści swój ciężar na tylne łapy, będzie skazany na odskoki. A przecież nie chodzi o to, żeby oddalać się od przeciwnika. Wręcz przeciwnie!

Kaszmir spiął wszystkie łapy, wybijając się w stronę nauczycielki. Znowu zrobił to miękko, jakby bawiąc się swoją fizjonomią, jakby rozpoczynając jakiś taneczny układ. Przednie łapy wyciągnięte do przodu. Nie podwijał ich jak przy normalnym skoku dla wysokości, bo teraz liczyła się każda milisekunda, od czasu gdy oderwie się od ziemi, a gdy dotknie jej ponownie. Tylne łapy podwinęły się tylko minimalnie, zaraz potem gdy wyrzuciły go w powietrze. Krótki, płaski skok doprowadził go do wojowniczki. Gdy tylko przednie łapy dotknęły podłoża, natychmiast wykorzystał jedną z nich w celu wyprowadzenia uderzenia. Swojego ulubionego z resztą. Dzięki niemu nie tracił czasu na podnoszenie łapy, a było jednocześnie dość trudne do zauważenia. Pociągnął prawą, przednią łapę z ziemi, obracając ją spodnią stroną w kierunku samicy, także ostre pazury miały prostą drogę w kierunku jej ciała. Prostszą, niż mogło się wydawać. Wyprowadził ukośne uderzenie od dołu, z prawa na lewą, prowadząc szpony od lewej łapy siostry, przez klatkę piersiową, aż do prawego barku, markując ciecie przez cały front ciała smoczycy. Gdyby się udało, zostałaby z pewnością długa szrama. Napiął mięśnie łokciu i barku atakującej łapy, aby nie doszło do żadnego, niepożądanego przeprostu. Nadgarstek pozostawił nieco luźniejszy, co też pomogłoby uniknąć kontuzji w razie uderzenia, a w zestawie z ugiętymi palcami, pozwalało ustawić szpony w haczykowatej pozycji, maksymalizującej szansę na wbicie się ostrych krawędzi pazurów w ciało. Oczywiście, jeśli atak sięgnął by celu. Za pewne tak się nie stanie, bo szybkość z jaką przeprowadził go Kaszmir była taka na 50% jego pełnych możliwości. Po uderzeniu, zawiesił na chwilę łapę w powietrzu, pozostając w takiej pozycji, by posmakować swojego ataku. Mięśnie wciąż przerabiały ten ruch, odtwarzając go w kółko i w kółko. Na prawdę często atakował w ten sposób. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.
– Teraz lepiej? – spytał w końcu, opuszczając kończynę. – To byłoby na większej powierzchni. I szybkie, zaraz po skoku. Na prawdę lubię ten atak, bo nie tracisz czasu na podnoszenie łapy. I możesz go wyprowadzić od razu po przetoczeniu się w uniku. Co myślisz?

: 08 lis 2015, 11:00
autor: Tejfe
Wyrostka, wyrostka, owszem. Patrząc na to, że kiedy on miał niewiele księżycy, Wichura już miała partnera i oczekiwała na wyklucie piskląt, to tak był dla niej wyrostkiem. Tyle, że potem jakimś niewiadomym sposobem okres starzenia się zatrzymał się dla Wichury i tak to teraz wyglądało. Po prostu wojowniczka była wiecznie młoda i wcale z tego powodu nie narzekała. Tylko z doświadczenia była starsza, niż jej brat. A ci do rozwoju mentalnego, chyba stali na tym samym poziomie. Wichura mruknęła tylko w odpowiedzi na zadane przez niego pytanie, nie wiedziała bowiem czy było ono retoryczne, czy też po prostu jej nie zrozumiał. Ale chyba chodziło o to pierwsza, bowiem to co zrobił Kaszmir świadczyło samo za siebie. Wichura złapała się na tym, że kiedy mówiła jej brat już szykował pozycję. Miała jednak podzielną uwagę i mówiąc w jego stronę, jednocześnie przyglądała się jego ruchom, a także sama szykowała swoją własną pozycję. I w przeciwieństwie do brata, ona przemieściła swój ciężar ciała na tylne odnóża, co był dosyć przewidywalne, patrząc na fakt, że chciała się oddalić od swojego ucznia. Jednak wstrzymywała się z unikiem do ostatniej chwili, chciała bardziej się skupić na Kaszmirze, niż na sobie. Chciała mieć dobry ogląd sytuacji. Jak zahipnotyzowana patrzyła na ruchy brata, który niczym wyszkolony tancerz oddawał się swojej pasji. I kiedy już kończył skok, wojowniczka wiedziała czego ma się spodziewać. Znała ten atak, co prawda nie był jej ulubionym, ale wiedziała co zaraz nastąpi. Odskoczyła do tyłu. Jednak Kaszmir ją zaskoczył i zanim jego tylne kończyny całkowicie dotknęły ziemi, ten już wystawił swoją przednią łapę do zadania ciosu. Rana nie była spora, samiec nie dał rady zrobić swoją łapą całej zamierzonej trasy, ponieważ przeszkodził mu unik jego siostry, ale efekt był. Szkarłatne kropelki spływały po łapie smoczycy, ale ta zdawała się tymi nie przejmować. Zadowolona kiwnęła łbem w stronę swojego ucznio-przeciwnika. –Dużo lepiej. Technika bardzo dobra. Jednak chyba nie wykorzystałeś całego drzemiącego w Tobie potencjału. Spróbuj jeszcze raz, to samo. Skoro już mamy jedną technikę, która wychodzi Ci dobrze, musimy zrobić Cię w niej mistrze. Potem pokaż mi coś nowego.

: 23 lis 2015, 21:09
autor: Niewinna Łuska
Skinął łbem z zadowoleniem. Dobrze, najwyraźniej jakoś potrafił usystematyzować swoje ruchy, gdy zachodziła takowa potrzeba. Wysłuchał wszystkiego, co powiedziała Wichura. No dobra, ale teraz będzie musiała bardziej uważać! Uśmiechnął się i przyjął pozycję, dając ostatecznie od zrozumienia, że zaczyna.
Żadna nowość nie nastąpiła w jego pozycjonowaniu. W końcu miał powtórzyć ten atak, a poprzednio poszło bez zarzutów. Rozstawił łapy, przednie odrobinę szerzej niż barki, uginając je mocno, tak że praktycznie nachylał się na ziemią. Tylna para ugięta była znacznie delikatniej, lecz za to zdecydowanie szerzej rozłożona. Można by to przyrównać do szczeniaka zapraszającego do zabawy. Chociaż nikt najpewniej nie chciałby bawić się z takim szczeniakiem. Głównie dlatego, że nie wyglądał ani trochę niewinnie. Całe ciało pochylało się do przodu, jakby w każdej chwili mógł wystrzelić przed siebie z prędkością puszczonej cięciwy. Ogon uniósł się do góry i wyciągnął za Kaszmira, aby zrównoważyć tą niestandardową pozycję. Może nie tak uczyło się ustawiać młodych adeptów, szkolących się na wojowników ale... w końcu Kaszmir już takim adeptem nie był. Ani nie można go nazwać "standardowym", tak samo jak jego ryzykowny styl walki. Ta pozycja mu odpowiadała, starał się bardzo, b y napięte mięśnie utrzymały go w komfortowym położeniu, by nie czuł, że jest przeważony w jakimkolwiek kierunku. To miało być dla niego przede wszystkim komfortowe. Ułatwił sobie dodatkowo na kilka sposobów ambitne zadanie utrzymania balansu. Skrzydła mocno docisnął do boków, aby nie zawadzały w jakimkolwiek kierunku, a łeb cofnął do tyłu, tak że obserwował siostrę praktycznie z poziomu głowy przyklejonej do klatki piersiowej. Szyja samca zawinęła się do tyłu, jak gotowa do ataku kobra, pozostawiając tylko w miarę twardy kark wystawiony na atak, a ukrywając wrażliwe podgardle. Teraz czuł, że może walczyć. Pomimo, że prawdziwa walka to nie była, to jego serce zabiło szybciej. Oddychał luźno, naturalnie, unikając zbytniego spięcia. A wszystko to w mgnieniu oka. W końcu ile wojownik może się mizdrzyć z dobrym poukładaniem łapek?
Krótkie spięcie wszystkich mięśni Kaszmira mogło dać jednoznacznie do zrozumienia, że w tym momencie podrywa się do ataku. Ciało czerwonołuskiego zadziałało jak dobrze naoliwiony mechanizm, wykorzystując skierowane do przodu ustawienie, dzięki któremu wyskoczył dosłownie jak pajacyk z pudełka. Kilkaset kilo żywej wagi lecące w powietrzu prosto na Wichurę. Tylne łapy były gotowe i wybiły go jako pierwsze, zaraz za nimi para przednich, mocniej wspartych o podłoże. Pazury samca wbiły się w nie, by zapewnić maksimum stabilności. Miał znowu zrobić to samo. Ale mógł z innej strony. Wywinął ogonem w powietrzu, aby ukierunkować ciało w locie. Przednie kończyny wyciągnął przed siebie, gotów na lądowanie. Tylne wciąż nie przeszkadzały, podwinięte bezpiecznie pod smokiem, a całe ciało wygięte w delikatny łuk ,kiedy oddawał się półtora sekundowemu lotowi. A może i krótszemu? W tym wszystkim najbardziej lubił lądowanie. Tym razem, odbyło się ono po prawej stronie smoczycy, gdzie jego instynkt wyrobiony w walkach zadziałał jak należy i para przednich łap ugięła się pod jego ciężarem, przyjmując na siebie całą siłę uderzenia. Zaraz za nią dołączyły tylne, dostawione lekko za pionierkami. Kiedy tylko musnęły one ziemię wiedział, że może zaczynać, bez narażania się na wywrotkę. Lewa łapa poderwała się z ziemi w mgnieniu oka, a ogon zafalował za smokiem, kiedy środek ciężkości przetoczył się nieznacznie na jego lewą stronę. Łapa wystrzeliła w kierunku ognistej, znów czyniąc zagarniający ruch na ukos, od dołu do góry, tym razem z lewa na prawo. Wymierzył ten atak niżej, zawadzający o prawą przednią łapę wojowniczki, i praktycznie nie tykając tułowia, przechodzący na jej lewy bark. Długie cięcie po kończynach, prowadzące zwykle do immobilizacji. Łapa wojownika odwrócona była spodem w kierunku ataku, pazury lekko zagięte, tak by palce nie ucierpiały przez przeprost, w razie potencjalnego uderzenia. Tym razem, zrobił to szybko. Cięcie szponów ze świstem zabrzmiało w powietrzu, kiedy wojownik wprawił w ruch swoją łapę, ciągnąc za nią bark, by zmaksymalizować wykorzystanie swoich dość marnych zasobów siły. Ale to nie było ważne, że nie miał tych sił zbyt dużo do dyspozycji. W końcu nie chciał przebijać się do kości. Sam rozpęd ostrych jak brzytwy pazurów wystarczył, by zmasakrować skórę i wyłączyć z gry boleśnie rozkrwawione mięśnie nieuważnego przeciwnika. Gdy atakował, robił to jakby całym sobą. To nie był jedynie ruch łapy, a przekazanie energii całego ciała w tej jeden cios.
Gdy zakończył akcję, jego pazury mocniej wbiły się w ziemię, by rozmach nie poniósł go przypadkiem w którymś z kierunków, zmuszając do upadku. Spojrzał na wojowniczkę, oczekując jakiegoś komentarza. Albo przynajmniej pozwolenia na ten następny, "nowy" atak, jaki miał wypróbować.

: 06 gru 2015, 12:42
autor: Tejfe
Poczuła się jak widz jakiegoś niesamowitego programu, nierealnego filmu może z sztukami filmu, gdzie główną rolę grał jej brat Kaszmir. Jak urzeczona patrzyła na jego subtelną grę mięśni, na pokaz który jej przedstawiał. W jego zwykłym skoku doszukała się takiego piękna, że musiała się chwilę zastanowić czy tak też jest za każdym razem. Czy każda walka jest tak hipnotyzująca, każdy ruch taki idealny? Czy nie widziała tego zbyt skupiona na tym co ma robić, na swojej następnej zagrywce, na emocjach, które ją wtedy ogarniały? A może to po prostu zagrywka Kaszmira i tylko jej brat potrafi pokazać to w ten sposób? Tehanu wydawało się, że jest z boku, że jest obserwatorem, zapomniała, że bierze aktywny udział w niby pojedynku, a przypomniały jej to dopiero pazury czerwonołuskiego, które przecięły jej skórę na łapie. Syknęła z ból i odzyskała świadomość, która na moment u niej zanikła. Dobrze, że wojownik nie wykorzystał całej passy swoich zdolności, bo inaczej musiały tu wzywać Uzdrowiciela. Wichura przegryzła nieco dolną wargę, licząc na to, że ból z krwawiącej rany nieco ustąpi i spojrzała jasnymi ślepiami na oblicze swojego ucznia. –To było niesamowite, bracie.– pochwaliła, szczerząc kły w lekkim uśmiechu. Starała się udawać, że fakt, iż zrezygnowała z obrony był świadomy. Nie chciała się przyznać, że "zaczarował ją swoim manewrem. Nie przyzna się przecież do takiej dekoncentracji. –Teraz możesz wykonać jakiś inny atak.

//Raport możesz zdać już teraz, ale jeśli napiszesz jeszcze jednego posta to już bez mojego odpisu możesz składać i na 4 i na 5 poziom.

: 27 gru 2015, 19:04
autor: Przyczajona Modliszka
//event
Przyczajona Modliszka zawsze interesowała się niecodziennymi zjawiskami. Takim też był nagły, zupełnie nieznany ryk dobiegających z obcych terenów. Smoczyca jakoś nigdy nie wpadła na pomysł, by zwiedzić te strony... Tym bardziej ryk ją zaciekawił.
Natychmiast ruszyła w tym kierunku zachowując ostrożność, a jednocześnie słuchając wiadomości mentalnej z wyjaśnieniami. W tym momencie zmieniła decyzję, od razu ruszając na poszukiwania. Najpierw przybyła na Czarne Wzgórza, a konkretniej Drzewo na wzgórzu, gdzie zaczęła rozglądać się za skradzionym skarbem, uważnie przeczesując wzrokiem teren.

: 27 gru 2015, 21:40
autor: Przedwieczna Siła
Przyczajona Modliszka ruszyła, jak wiele innych, chciwych lub zwyczajnie ciekawych smoków, na poszukiwania zaginionego skarbu. Brzmiało to trochę jak dobra, choć nieco pisklęca zabawa, ale z drugiej strony – co z tego?! Czy dorośli nie mogą się dobrze bawić?
Szkoda tylko, że poszukiwania były samotne, bo choćby w parze byłoby raźniej.
Łowczyni Wody o bystrym wzroku przeczesała pobieżnie okolicę drzewa na Wzgórzu. W pierwszym odruchu nie dostrzegła nic interesującego. Kiedy jednak przypatrzyła się uważniej i spostrzegła więcej szczegółów... coś przykuło jej wzrok. Nie był to kamień szlachetny, o nie. Były to ślady... małych, chochliczych łapek! Tutaj jednak brak było jakiegokolwiek życia – ślady prowadziły w inne miejsce, na pewno nie w okolicach drzewa, ale z pewnością gdzieś na Czarnych Wzgórzach...

// Smok po odejściu z tego tematu, może rozpocząć poszukiwania w innym.

: 29 gru 2015, 14:01
autor: Przyczajona Modliszka
Ruszyła po tropie, starając się za wszelką cenę go nie zgubić. Chochlicze ślady to było już coś! Wdychała charakterystyczną woń w nozdrza trzymając się też wizualnych śladów łapek. Szła tam, gdzie prowadziły, mając nadzieję, że już wkrótce sytuacja się wyjaśni. Była skupiona na swoim zadaniu, wysilając wzrok i węch.

: 31 gru 2015, 13:54
autor: Przedwieczna Siła
Ślady chochlików były coraz mniej wyraźnie. Modliszka traciła czas, zamiast udać się dalej, wciąż tkwiła przy Drzewie... Może jednak na coś się zdało to marnotrawienie czasu? Może nie było aż takim marnotrawstwem? Po chwili Łowczyni dostrzegła, dokąd tak naprawdę prowadzą ślady. Niedaleko zamajaczyła jakaś.. jaskinia? Coś w rodzaju groty... Tam musiały prowadzić ślady!

: 08 lut 2016, 0:45
autor: Wirtuoz Iluzji
Kolejny trening. Kamuflaż.
Szybko zobaczył co się da zrobić. Wskoczył w gęsty śnieg, ale tak by jak najmniej został rozsypany. Maddarą przeniósł go, by wszystko wyglądało naturalnie. Ale co z brakami? Zebrał okoliczny śnieg, ale nie łapami, tylko idealną maddarową podkładką by śniegu ubywał równomiernie. Gdy już posiadał swój materiał musiał go tylko uformować. Położył się w śniegu, podwinął ogon pod siebie, łapy przy sobie, łeb opuścił w dół. Nakierował śnieg wokoło swojego ciała, by przykrył każdą łuskę jak najbardziej szczegółowo. Gdy już to uczynił złożył cienką warstewke wewnątrz tego kamuflażu i ja zewnątrz wzmocniona warstwe śniegu. Ingerował w nim, zamieniajac śnieg na lód ale jak najmniej widocznie. Dzieki temu siedział w czymś w rodzaju baniek, połączonych ze sobą z miesjcem w środku. Ale co po takim kamuflażu skoro nie będzie nic widać? Maddarą odgarnął śnieg sprzed swoich oczu by został tylko te warstewki. Wypolerował je sowicie by można było zobaczyć co jest po drugiej stronie. Mógł sie rozjerzec. I dobrze. Teraz jak sie przemieścić w takim czymś? A i o tym pomyślał. Na moment sprawił że lód który był na zewnątrz i wewnątrz stwardniał bardzo mocno, a on mógł wstać. Zrobił to i śniegiem ktory miał pod łapami obtoczył sobie przestrzeń pomiędzy nimi. Dzieki teku wystawały tylko jego łapy. Wzmocnił cały śnieg i nie przestawał przesyłać do niego maddary. Pokręcił się po okolicznych terenach wyglądając jak chodząca zaspa śniegu. W końcu ułożyl sie gdzieś i maddarą zatarł swoje ślady. Oczywiście gdy beda liście to zwiąże je ze sobą i postąpi tak samo jak ze śniegiem; beda się trzymać. Nie zapominał by trzymać ogon przy sobie. Otrzepał sie ze śniegu.
Wlazł na pobliskie drzewo. Złożyło sie że iglaste. Wszedł na wyższe gałęzie i zaczął tam sie kamuflować.. Zerwał kilkanaście innych gałęzi i "poprzyklejał" je maddarą do swojego lęgowiska, na którym mógł czychać na zdobycz. Nakierował igły tych gałęzi by podniosły sie lekko w góre ziwekszajac powierzchnie na której nie było go widać. Zerwał sporą ilość igieł i namaścił sie nimi, czując jak pachnie żywicą. Położył się na gałęzi, pachnący jak drzewo wsród gestych igiel. Ogon owinął wokół łapy. To chyba wszystko.

: 25 lut 2016, 14:56
autor: Kruczopióry
Znów zawitał na Czarne Wzgórze; coś z jakiegoś niewyjaśnionego powodu lubiło ciągnąc go w to miejsce, choć doskonale zdawał sobie sprawę, i nie zawsze należy ono do bezpiecznych. Spacerował powoli i ostrożnie, rozglądając się; jego uwagę przykuło drzewo. Dorodny, rozłożysty dąb na szczycie jednego ze wzgórz był widoczny już z daleka, toteż smok postanowił podejść bliżej i obejrzeć go ze wszystkich stron. Miał już swoje lata, ale niezmiennie tkwił w tym samym miejscu, zupełnie jakby nie ruszały go mrozy, wiatry i susze. Ciekawe, gdzie tkwiła tajemnica tak rześkiego stanu mimo już niemłodego wieku drzewa...?

Obchodził dąb wokół, z uśmiechem przyglądając mu się; tak, na swój sposób to był cud natury...