A: S: 1| W: 2| Z: 1| I: 1| P: 3| A: 1
U: M,MA,MO: 1| B,A,O,Śl,Skr,W,MP: 2| L,Pł.S: 3
Atuty: Szczęściarz, Kruszyna
Bardzo miłe miejsce. Kaszmir z aprobatą przyglądał się zostawianym w tyle kępkom wierzb, zbitym w większe i mniejsze grupki, zajmując się jakimiś drzewnymi sprawunkami. Na przykład kwitnieniem. Gdzieniegdzie widać było wyraźnie pierwsze oznaki wiosennej pogody. Płaczące damy lasu wypuszczały pierwsze, bladożółte pączki. Oczywiście, mógł się tylko domyślać jak wyglądają owe wiosenne ozdoby, gdyż drzewa obserwował pod sobą. Po raz pierwszy leciał na spotkanie z Pożeraczem. Szczerze mówiąc, wolałby przejść lasem, obserwując naturalne procesy następujące tuż po stopnieniu ostatnich śniegów. Wciągnąć w nozdrza zapach trawy, nieśmiało wyglądającej spod namokłej ziemi. No, ale zabrakło mu trochę czasu, na takowe przechadzki. Ostatnio przyśpieszył swoje treningi, gdyż w swoim przekonaniu, już dawno powinien otrzymać pełną rangę. Broń boże, nie winił za to przywódcy, czy jakiejś niesprawiedliwości systemu awansu! Winił za to tylko i wyłącznie siebie oraz swoje lenistwo. Dlatego właśnie po raz kolejny prosił znajomego smoka spoza stada, by przyspieszył jego proces edukacji. Dobrze, że Pożeracz zgadzał się na to bez większych oporów. Może to ze względu na jego nie biologiczne pokrewieństwo z Hipnotyzującą? Albo po prostu uważał za słuszne, by ich stada współpracowały ze sobą. Kaszmir na przykład uczyłby podstawowych umiejętności pisklęta z dowolnego ze stad. Nawet Cienia. W gruncie rzeczy, wszyscy byliśmy zgromadzeni po jednej strony bariery. My, kontra reszta świata. Tymczasem prowadziliśmy wojny, przypominające wzajemne poszturchiwania piskląt, walczących o kilka centymetrów miejsca w ciasnym gnieździe. Po prostu żałosna krótkowzroczność. Ale skoro machina wojenna już raz została wprawiona w ruch, to nie dało się jej tak po prostu zatrzymać. A może by się dało? Potrzebujemy tylko jakiegoś dobrego sposobu...
Z rozmyślań wyrwał go nagły ryk samca z ognia, który aż przyprawił go o delikatną utratę równowagi. Prawe skrzydło drgnęło mu w skurczu zaskoczenia i cały zapikował w dół, opadając właśnie w rzeczona stronę. Panicznie wyrównał lot dopiero nad koronami drzew.
– I tak chciałem obniżyć – wymruczał pod nosem, rozglądając się w poszukiwaniu źródła dzikiego ryku. Samiec raczej nie należał do tych subtelnych typów, eh?
Zatoczył spory okrąg nad niepozornie wyglądającą kępą wierzb, próbując przewiercić wzrokiem ich rzadkie, jeszcze łysawe gałęzie. Najpierw dostrzegł dwie samice, prowadzące konwersację w cieniu drzew. Miło, ale to nie ich szukał. Chłodek na szczęście nie spoczywał dużo dalej. wyglądał jakby drzemał (znowu) pod jednym z osamotnionych, daleko wysuniętych drzewek. Kaszmirowy zapikował w dół, widząc przed sobą cel swojego spadku. Prześwit między drzewami, idealny, żeby upchnąć w nim smoka z rozłożonymi skrzydłami. Wpadł prosto w leśną przerwę, rozkładając gwałtownie skrzydła i długim, obszernym ruchem wytracając swoją prędkość. Poczekał, aż będzie ledwie ogon nad ziemią i złożył spore skrzydła, opadając miękko na wyciągnięte przednie łapy, do których zaraz dołączyły tylne, a miejscem jego lądowania okazał się grunt tuż przed pyskiem Pożeracza. Z lądowania gładko przeszedł w delikatny ukłon, o którym trudno było powiedzieć, czy był wyrazem szacunku, czy może po prostu popisem zwinności, jaką szczycił się przed samym sobą i wszystkimi innymi młody. Do wszelkich akrobatycznych sztuczek, a lot uważał za jedną z nich, podchodził bez strachu i zwykle wykonywał je dokładnie i efektownie.
– Witaj, dawno się nie widzieliśmy – rzucił od razu z uśmiechem. – Coś nowego w ogniu?
Obejrzał się przez ramię, na rozmawiające smoczyce, których tożsamość już zdążył zidentyfikować.
– I co u Hipno? – dodał szybko, spoglądając w jej stronę z przejawem troski w dużych oczach.
Była mu przecież taka bliska, a teraz widział się z nią raz na kilka księżyców.
Licznik słów: 557