Strona 9 z 30
: 31 paź 2015, 20:30
autor: Chór Światła
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Czując ruch maddary zrozumiał, że mała zmodyfikowała swój twór. Wiedząc to, zbliżył łapę do łodygi rośliny i delikatnie ją chwycił. Była twarda, taka jak powinna być. Następnie dotkną jednego z kamieni, a dokładnie tego, który przybrał barwę pastelowego różu. Był taki, niczym prawdziwy kamień. Twardy. Nos pięknego smoka zakomunikował że przyszła jeszcze jedna zmiana, był to zapach. Oczywiście, został jeszcze jeden detal. Alyss nadała twardość łodydze oraz klejnotom, ale nie dała jej listkom. Tak więc, gdy miękka łapa różowookiego zahaczyła o jeden z nich, nie poczuł zupełnie nic. Po prostu przeszedł przez ten detal, jakby go tam nie było. Ale czy Nix będzie zwracał na to uwagę? Uśmiechną się pobłażliwie. Nie. Uważał że bezsensowne było wytykanie tak małego błędu kiedy uczą się tylko podstaw. Można było by też zastanowić się nad temperaturą, bo kamienie chyba zwykle są chłodnawe w dotyku. Ale to nawet pięknisiowi nie przyszło do łba.
– Teraz wszystko jest prawidłowe. Ćwicz więcej, eksperymentuj z kształtami i cechami, a będziesz naprawdę dobra. – Nagle zrobił bardzo smutną minę.
– Oznacza to, że nic tu po mnie. A więc żegnaj, Alysso Kryształowy Rogu. Może jeszcze kiedyś będzie dane nam spotkać się ponownie. – Powiedział teatralnym, przepełnionym goryczą głosem, po czym wstał i zaczął odchodzić, powoli, by różowa samiczka mogła go zatrzymać, jeśli chciała.
: 03 lis 2015, 7:04
autor: Dynamika Ostrza
Zamerdała wesoło ogonkiem kiedy Nixlun stwierdził że tym razem wszystko jest dobrze. Obdarzyła go najsłodszym pisklęcym uśmiechem na jaki potrafiła się zdobyć. A przecież jako urocze pisklę miała do tego naturalny talent.
Niestety z tej całej radości zdekoncentrowała się i cóż... roślina zniknęła.
–Dziękuję że mnie nauczyłeś! – Powiedziała do niego radośnie, ale zaraz uderzył ją smutek na jego pysku, gdy ten stwierdził, że już będzie szedł. Ale jak to? Już sobie idzie?
W sumie, taki był miły, nie chciała żeby sobie poszedł, ale jakoś nie mogła wymyślić w swym małym łebku powodu, dla którego powinna by go jeszcze zatrzymywać. A może ma jakieś ważne sprawy? Ale zaraz! Zawsze mogła pójść z nim! Przynajmniej do końca wąwozu!
– Hej, poczekaj! – Zawołała do niego, zrywając się do szybkiego truchtu, by chwilę później już podbiec do różowookiego, a następnie kontynuować chód przy jego boku.
–A ty... będziesz czarodziejem? Musisz bardzo lubić magię! – Zagadnęła, wnioskując z tego z jaką pasją i znawstwem jej o magii opowiadał.
: 08 lis 2015, 15:44
autor: Chór Światła
Uśmiechną się przebiegle, kiedy różowa kulka podbiegła do niego, próbują co zatrzymać. Tak zabawnie było manipulować pisklętami. Bogowie wybacza mu tą nietypową rozrywkę, w końcu to tylko psotliwa zabawa. – Żartowałem Kryształowy Różku. – Powiedział, wystawiając różowiutki język.
Nie zastanawiał się długo nad odpowiedział na pytanie samiczki. Od tak dawna chciał zostać czarodziejem, szkolić się w zakresie posługiwania maddarą. Jednak jego plany nie były związane z używaniem magii w celach militarnych, nawet nie brał tego pod uwagę.
– Tak, aspiruję do rangi Czarodzieja. W ten sposób będę mógł rozwijać swoje zainteresowania, jednocześnie przydając się reszcie stada. – A, racja. Stado. On i Alyssa znajdowali się w zupełnie innych, wręcz wrogo nastawionych do siebie środowiskach. Nie wróżył to dobrej przyszłość dla ich kontaktów. Nie zdziwi się, jeżeli w najbliższym czasie wybuchnie, a oni będą musieli popuścić te sielankowe spotkanie w niepamięci. Smutne, ale prawdziwe. Niech w takim razie uczynią te chwile radosnymi wspomnieniami, których ponura przyszłość nie będzie w stanie zagłuszyć.
– A ty? Zgadując po twoim żywiołowym charakterze, wolała byś zostać łowcą? – Zapytał w rewanżu, zastanawiając się im ta chce zostać. Ci prawda Nix wolałby żeby ta została czarodziejem, w końcu tworzy tak piękne rzeczy, że szkoda by ten talent zmarnował się.
: 09 lis 2015, 22:12
autor: Dynamika Ostrza
–Ja? Ja chciałam zostać Wojowniczką, jak mój tata! – Odpowiedziała wesoło, chociaż na chwilę na jej pysku pojawiło się zwątpienie.
–Chociaż... być łowcą też musi być fajnie, słyszałam że na polowaniach znajduje się te błyszczące kamyki które raz znalazłam u mamy. Też mogłabym takie mieć! – Rozmarzyła się, uśmiechając się do ciebie, dalej dreptając koło Subtelnego, zupełnie nieświadoma tragicznej rzeczywistości w jakiej przedstawiały się stosunki pomiędzy ich stadami.
–A ty jak myślisz? Fajniej by było być łowcą czy wojowniczką? – Zapytała nagle.
–Tak to mogłabym być jak dziadek i karmić głodne smoki! – Dodała nagle z jeszcze większym entuzjazmem, za nią ogonek kołysał się wesoło, a "kryształowa" końcówka pobłyskiwała w słońcu. Nigdy nie myślała żeby być czarodziejem... nie wiedziała dlaczego, ale nie wydawało jej się ładne tworzyć z magii rzeczy które by kogoś bolały. No, do żartów to jeszcze, ale żeby nią walczyć jak zamiast tego można tworzyć różne ładne rzeczy?
: 11 lis 2015, 14:26
autor: Chór Światła
Och, a więc jednak aspiracją tej małej było zostać wojownikiem. Nie podobało się to zbytnio Nixlunowi, ale w końcu to jej życie, i to ona powinna decydować kim chce zostać.
– W takim razie musisz dużo ćwiczyć, bo obecnie jesteś chucherkiem. Byle wiatr może cie przewrócić. – Mówiąc to, zaczepnie pchną ją delikatnie od boku, by ta straciła równowagę. Nie było to może tak silne, ale jako że malutka chyba się tego nie spodziewała, jest duża szansa że fiknie koziołka.
– Łowca jest ciekawą opcją, bo możesz pomagać innym zdobywając dla nich jedzenie, masz wolną łapę, i smoki nie wymagają od ciebie za dużo. A, i te kamienie szlachetne o których wspomniałaś, czyż nie są piękne? Do tego ciągle możesz latać gdziekolwiek chcesz. Dla mnie brzmi to fajnie. – Stwierdził, po czym zastanowił się nad przed ostatnim zdaniem. Latać gdziekolwiek... Cóż, w końcu uświadomił sobie że nigdy jeszcze nie latał... Dość dziwne, zważając że jest już prawie dorosły, a jako pisklak uwielbiał czuć wiatr we grzywie. Będzie musiał w końcu zająć się tym błędem. Ale czas wrócić do pytania Alyssy.
– Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do bycia wojownikiem. Od wojownika oczekuje się posłuszeństwa, siły i wytrzymałość. Ja jestem trochę zbyt rozleniwiony, walczyć za dobrze nie potrafię i nie mam ochoty. Ale myślę że u ciebie nie będzie z tym problemu. – Powiedział, przeciągając zgrabne ciałko. Wyraz jego pyska jednak nie by zrelaksowany, a zamyślony. Był jeszcze jeden powód: nie uśmiechało mu się zabijać inne smoki. Patrzeć jak te umierają z jego łap, jak z ich oczu uchodzi światło. Może na tym świecie istniały smoki którym sprawia tą przyjemność, może cały Cień jest właśnie taki. Ale nie Nixlun. Może była to oznaka lekkiej hipokryzji, bo jako czarodziej też będzie musiał używać swojej magi do krzywdzenia innych, ale wtedy będzie mógł przynajmniej nie patrzeć na to z bliska. Martwił się jak poradzi sobie z tym Alyssa. Czy będzie to dla niej instynktowne, tak jak dla Krwiożerczej, czy może też nie będzie jej podobał się ten pomysł. Cokolwiek przyniesie jej przyszłość, niech ta różowa kulka nie utraci swojej dobroci i determinacji.
– Jak nazywa się twój tata? – Zapytał, zmieniając kierunek myślenia na jakiś pozytywniejszy. Ciekawie jaka była jej rodzina. Miał tylko nadzieję, że nie będą mieli nic przeciwko kontaktom między Cienistym a pisklęciem z życia... Patrząc jednak na to co zwykle wynikało z takich spotkań, raczej nie będą spokojni.
: 11 lis 2015, 16:26
autor: Dynamika Ostrza
– Hah, wcale nie jestem! – Sprzeciwiła się, po pisklęcemu, stwierdzeniu że jest chucherkiem. Byle wiaterek jej nie przewróci, o nie! Ale ten drobny protest wyglądał raczej pociesznie, tym bardziej że kompletnie nie spodziewała się, że zostanie popchnięta na bok i faktycznie straciła równowagę, przewalając się przy tym na bok, lądując na szczęście nie na twardej skale jaka zwyczajowo była w takich miejscach, a na wyścielającym cały wąwóz miękkim mchu. Szybko jednak przeturlała się i wstała, potrząsając szyją i opuszczając łebek... chyba jednak była chucherkiem. Nawet się nie spodziewała takiego "ataku"! Jej tatuś na pewno nie dałby się tak zaskoczyć.
–Wiesz... może jednak będę łowcą. Będzie fajnie! O, i będę miała dużo pięknych błyszczących kamyczków! – Wrócił jej humor po chwili refleksji nad swoją karygodną nieuwagą. Może jednak się na wojownika zwyczajnie nie nadawała?
–Wymaga się posłuszeństwa? A mój tata jest wojownikiem i się nikogo nie słucha... no, w każdym razie nie mamy! – Zaśmiała się wesoło. Pamiętała jak matka ją z braciszkiem zaprowadziła do groty ojca, bo miał się nimi zajmować, a tata przyszedł dopiero pod wieczór bo był zajęty walkami! Ale i tak świetnie się bawili, najpierw sami, potem z tatą.
–Ma na imię Kaszmirowy Dotyk. – Odpowiedziała jeszcze na pytanie odnośnie jej taty, machając przy tym wesoło ogonkiem, wciąż utrzymując tempo by nadążać za starszym i większym od niej smokiem.
Już niestety zbliżali się do końca wąwozu, a w dodatku chyba będzie musiała wracać, bo złota twarz już zachodziła. Tatuś tatusiem ale mama to by na pewno ją pogoniła za nocne spacery z dala od obozu.
–Hej, a zobaczymy się kiedyś jeszcze? – Zapytała wesoło, spoglądając w górę tak by popatrzeć się na pysk różowofutrego. Był jej pierwszym poznanym przyjacielem spoza jej stada, przynajmniej malutka różowofutra za takiego go uważała. Później zerknęła na zachodzące słońce, jakby nerwowo. Nie chciała jeszcze iść, ale nie chciała być też zrugana przez mamę...
: 11 lis 2015, 17:38
autor: Chór Światła
Szczerze, Nix nie spodziewał się że Alyssa tak łatwo się przewróci. Kiedy zobaczył jak ta traci równowagę wzdrygał się. Przez chwilę przestraszył się, co się stanie jeżeli ta uderzy o jakiś kamień. Powinien poświęcać więcej uwagi otoczeniu, kiedy ma zamiar robić takie psikusy, by te nie skończyły się przypadkiem nieprzyjemnym finałem. Na szczęście zamiast kamieni malutka natrafiła na miękki mech. Subtelny zaśmiał się z ulgą, jednocześnie najzwyklej rozbawiony tą sytuacją. Chciał podać jej pomocny ogon, by łatwiej było jej wstać, ale zaradna samiczka po chwili już stała na równych łapach. Doprawdy, zabawne stworzenie. Ta pisklęca radość, którą znowu po chwili promieniowała udzieliła się też Nixlunowi, który nie mógł powstrzymać swojego szczerego, miłego uśmiechu. Był to dość rzadki widok, który chyba tylko jego siostra i brat byli w stanie widywać, ponieważ przez większość czasu na pysku różowookiego gość arogancki, złośliwy uśmieszek. Teraz jednak zastępowała go szczera wersja.
Mina nie rzedła mu nawet kiedy poznał imię ojca Alyssy. Daszmirowy Dotyk. Jeżeli nie jest to dorosłe imię Kaszmirowego kolca, to Nix pozwala odciąć sobie uszy. Z czego co mówił Słowo prawd, ojciec uszatka, Kaszmir i jego brat, Oczywisty, byli jego uczniami. A przynajmniej tak zrozumiał to młodzieniec. Wiedział też, że nie dogadywali się za bardzo ze Słowem... Razem z Jesienią kazali mu abdykować... Teraz pewnie ich kontakty były jeszcze gorsze, po tym jak ojciec sprzedał ziemie Życia Cieniowi. Nie trudno było się więc spodziewać, jakie nastawienie Kaszmirowy będzie miał do syna zdrajcy. Nie zapowiadało to miłego przyjęcia. Ale to nie powodu by się martwić, chyba.
Wyszli w końcu z wąwozu w którym tak miło i beztrosko spędzili razem czas. Był to naprawdę miły powrót do dzieciństwa dla Nixluna, który miał wrażenie że znalazł sobie przyjaciółkę w tej różowej istocie. Spojrzał na nią, zstrzygąc uszami na jej pytanie.
– Nie ma najmniejszego problemu, wystarczy że się ze mną skontaktujesz maddarą. Więc nie bój się wołać, kiedy będziesz mnie potrzebować. – Odpowiedział uśmiechnięty, po czym po chwili niezastanowienie dodał. – Chcesz bym cię odprowadził, czy sama trafisz? Kaszmir mnie zabije jak dowie się że lekki wiatr porwał jego drobną córeczkę, a ja nic nie zrobiłem. – Zapytał, wyraźnie rozbawiony tą wizją. Co prawda pisklęta nie są tak nierozgarnięte by nie pamiętać drogi powrotnej, ale robiło się już późno, a oni mogli by jeszcze spędzić chwilę razem, gadając o codziennych sprawach.
: 13 lis 2015, 10:13
autor: Dynamika Ostrza
Mała odwzajemniła uśmiech Nixluna, jakby szybko zapominając o tym że to właśnie on ją przed chwilą popchnął. Pewnie nie było przy tym bez znaczenia to, że uśmiech różowooki miał przecudny. Aż się go chciało przytulić! No, ale Alyssa aż tak wielkim rzepem nie była od kiedy wyrosła z wieku w którym mogła bezkarnie ujeżdżać opiekunów nie narażając ich na problemy z wypadającym dyskiem. Po prostu wesoło skakała coraz to wyżej kiedy wspinali się nieco pod górkę wychodząc z wąwozu, machając przy tym wesoło koniuszkiem ogona.
–O! Odprowadzisz mnie? Fajnie! Ale chyba tylko do granicy, nie? Bo nie jesteś z mojego stada...? – Zaczęła się zastanawiać. Wcześniej jakoś o tym nie wspominali, skąd są, ale Nixlun pachniał podobnie do piskląt z cienia z którymi kiedyś się bawiła.
–Nie bój się! Nie powiem tacie jak się przewrócę! – Dodała żartobliwie, szczerząc kiełki w sprytnym uśmieszku, dalej drepcąc przy boku adepta.
– A kim jest twój tata? – Zapytała nagle, chcąc też coś się dowiedzieć o jego rodzinie, jak już on się zapytał, korzystając z okazji że jeszcze z nią pospaceruje.
: 15 lis 2015, 23:22
autor: Chór Światła
Zastanowił się przez chwilę, czy na pewno powinien mówić małej prawdę. Jak Kaszmir się dowie że synalek jego "nauczyciela" zadaje się z jego córką to nie będzie chyba zbyt szczęśliwy. Chociaż, kto wie, może nie jest aż tak uprzedzony... Nie ważne jaki by nie był, Nix powinien ograniczyć kłamstwa. Jeszcze wejdzie mu to w nawyk.
– Cóż, mój tata tak jak twój jest wojownikiem. Niezwykle sprytnym i szybkim, potrafiącym uderzyć niczym żmija w najczulszy punkt przeciwnika. Co prawda miał kilka porażek, ale mimo przeciwność on niezłomnie dąży do zrealizowania swoich marzeń. Bardzo go za to szanuje. Ale... – Westchną w tym miejscu ze zrezygnowaniem. – W dążeniu do podniosłych idei, zapomniał o przyziemnych wartościach. Za nic ma coś takiego jak przyjaźń, rodzinne ciepło czy miłość. Patrzy na wszystko jak na potencjalne narzędzia, które może wykorzystać. A przynajmniej mam takie wrażenie. Możliwe, że on po prostu nie potrafi okazywać troski... – Nie chciał jednak by małej zrobiło się smutno czy coś. – Nazywa się Słowo Prawdy. – Dodał pod koniec, czując lekką ulgę że w końcu powiedział komuś o swoim lekkim zmartwieniu, jakim był jego ojciec.
– W takim razie chodzimy, chyba pamiętam drogę. Ale jak coś to mnie popraw, dobrze? – Poprosił, odwracając na powrót ładny łepek w stronę Alyssy, ponownie uśmiechając się delikatnie. Zauważył, jakby dopiero teraz, pewne podobieństwo pomiędzy tą małą a Kiarą. Obie zachowują się bardzo podobnie, będąc w podobnym wieku. Siostra, mimo że bardziej zadziorna i złośliwa była tak samo radosna, kochana i niewinna jak ta różowa kulka. Mimo początkowych zgrzytów już po paru dniach mogli całe dnie spędzać na spólnej zabawnie w grocie, czy poza nią. Subtelny westchną na te nostalgiczne, piękne wspomnienia. Dla niego ta, która była zwana już Krwiożerczą Łuską wciąż pozostanie tą małą, głupią, głośną, cudowną Kiarą, jaką była w czasach ich dzieciństwa.
I tak oto zaczęli odchodzić, razem, w stronę stada, które dla jednego było miejscem narodzin, a dla drugiej domem. Drogę umilali sobie za pewno drobnymi żartami, rozmowami o codziennych sprawunkach czy drobnymi przekomarzankami. Nixlun za pewnie też bez zbędnej nieśmiałość prezentował swój głos, śpiewając piosenki i pytając czy nie powinien czegoś poprawić w tekście.
: 12 gru 2015, 18:04
autor: Lisi Kolec
Przebudzenie. Przebudzenie małego niezdary, rudego pisklaka zakopanego w liściach. A co właściwie się stało? Jakiś upadek? Omdlenie? No już bardziej upadek, ale za o jaki efektowny! Śledząc trasę małych smoczych łap i ciągnącego się po ziemi ogona można by wywnioskować, że malec miał niezwykle ciężki dzień. Najpierw slalom między pomniejszymi drzewami, następnie zawadzenie łapa o kamień, efektowny zjazd na tyłku, odcisk anioła w liściach iiii... no właśnie co dalej? Teleportacja! Rabuś uniósł z bólem łeb i z konsternacją wpatrywał się w miejsce, w którym – jak mu się wydawało – wylądował. Kilka dobrych metrów dalej.
Młody dźwignął się na chwiejących się łapach, rozprostował skrzydło jedno, drugie i rozdziawił pysk ziewając niemiłosiernie. Gdy skończył już rytuał powrotu do życia, dotarła do niego głucha cisza. Dwie skalne ściany zamykały całkiem urodziwy krajobraz – wysokie drzewa, krzewy i dywan z mchu. Przystąpił kilka kroków zatapiając łapy w miękkiej ściółce. Zdecydowanie lepiej by było spać na takim łożu, niż na liściach, które miał okazje przed chwilą wypróbować. Rabuś zwrócił łeb ku niebu – szare, zamknięte w zielonej ramie z liści koron drzew. Całkiem znajomy widok.
: 12 gru 2015, 23:20
autor: Kruczopióry
Nie tylko rabuś przechadzał się w tym czasie po okolicy – niedawno awansowany na adepta przedstawiciel Stada Ognia z uśmiechem spacerował po okolicy, ciesząc się jednym z nielicznych ostatnio dni, podczas których pogoda była znośna. I kiedy tak przemierzał spokojnie wąwóz, jego nozdrzy doszedł delikatny zapach. Czyżby... Woda? Tak, podobny towarzyszył przedstawicielom Stada Wody – tym pewniej więc podążył za nim, jako że jego niepokój mógł wzbudzić obecnie jedynie Cień. No, może jeszcze Keith Brutalny...
Nie minęła chwila, jak jego oczom ukazał się pisklak – mały, rudawy, zamyślony wpatrywał się w niebo. Sam w Dzikiej Puszczy w tym wieku? Parsknął śmiechem; sam nie był swego czasu od niego mądrzejszy. korzystając z zamyślenia pisklaka, podszedł do niego i kiedy znalazł się tuż, tuż za plecami smoczydła, zaczął:
-Witaj! – rzekł spokojnie, obserwując reakcję pisklaka. – Mama ci pozwala chadzać samemu po tej okolicy? Jak się zowiesz?
: 12 gru 2015, 23:47
autor: Lisi Kolec
Niebo, drzewa, liście, szelesty, podmuchy, skrzypienie liści, oddech na karku, cudzy głos... Cudzy głos! Za jego plecami! Alarm, włączamy wszystkie procedury awaryjne!
Rabuś otworzył szeroko oczyska i wykonał manewr obrotu wokół własnej osi połączony z przesunięciem się na bezpieczną odległość.
– Coooo, cooo jest? – Spojrzał góra, dół, prawo, lewo, bez wątpienia smoczysko. I to znowu ten nietypowy rodzaj smoczyska w zbroi z jakiś zesztywniałych piór.
Chwilę gapił się w osłupieniu, w końcu przed chwila serce skoczyło mu do gardła, a szyje ma dość długą.
– Wii... Witaj? – Powiedział rozluźniając nieco spięte mięśnie.
Nieznany mu osobnik był od niego nieco większy. Rabuś wstał, otrzepał się z pozostałych na nim liści i nastroszył nieco futro.
– Nie widziałem mamy już całkiem długo, właściwie to jej szukam! – Powiedział z dumą, bo przecież to nie on się zgubił, tylko jego rodzina się zgubiła.
– Nazywam się Rabuś.
Pisklę wyraźnie nabierało pewności siebie. Rabuś zmarszczył nieco czoło – bez wątpienia niezbyt mu się to upokorzenie spodobało. Przed tobą stoi naburmuszone pisklę, co robisz?
: 13 gru 2015, 0:11
autor: Kruczopióry
– Taaaa, jasne, a tatuś tylko wyskoczył na moment na zajączka i zaraz tutaj wróci – stwierdził adept, podnosząc na moment wzrok i przewracając ślepiami. A następnie znów skierował spojrzenie na młodego.
– Kruczopióry – przedstawił się, wyciągając przed siebie łapę w powitalnym geście. Bo co będzie suszył głowę młodemu, skoro sam swego czasu robił tak samo? – Z Wody jesteś, jak mniemam, zapaszek nieźle czuć – dodał, uśmiechnąwszy się do pisklaka. – I mam nadzieję, że to imię to tylko dla szpanu, a nie jako wyrażenie twojej zbrodniczej osobowości – dopowiedział jeszcze, mrugnąwszy ślepiem. I zmierzył teraz uważniej wzrokiem smoczydło.
– Wyglądasz, jakbyś chciał się pobawić, co? – zapytał, zachowując pogodny wyraz pyska. On... On od zawsze marzył żeby to zrobić. Tak... marzył! Nie czekając na odpowiedź Rabusia, wyobraził sobie na jego plecach robaka – oj tak, futrzaki nie lubią robaków! Niewielki, długi na może pazur żuczek o ciemnozielonym, chitynowym pancerzyku, który delikatnie połyskiwał w słońcu, zaczął spacerować po grzebiecie pisklaka, rozmyślnie próbując zagrzebać się w jego futerku, aby młodego trochę zaswędziało. Cóż, maddara czyni cuda – i zaraz żuczek zmaterializował się! – Złap go! – krzyknął adept, parsknąwszy śmiechem. I z zainteresowaniem obserwował reakcję pisklaka, kierując owadem tak, aby uciekał przed jego łapami; no, gdyby zaczął za bardzo irytować pisklaka, niech będzie, że pozwoli mu go schwytać. Ale najpierw niech spróbuje bez pomocy.
: 13 gru 2015, 1:25
autor: Lisi Kolec
Pisklak wypuścił nerwowo mroźne powietrze przez nos, pomachał głową z zażenowaniem i opadł nieco z tonu. Trochę zuchwałe to smoczysko...
Pisklak również wyciągnął łapę, naśladując gest rozmówcy. Przysiadł na miękkim mchu i zlustrował smoka spojrzeniem.
– No, ale z pewnością to nie ja ukradłem Ci te wszystkie krucze pióra, o których mowa... – Odzywka dziecinna, ale zdecydowanie najlepsza ze wszystkich, jakie pisklak miał w swoim arsenale. Z tych bardziej poważnych obelg zasięgnął po wystawienie języka. To się doigrał!
Rozeźloną minę w chwile zastąpiło zdziwienie. Bawić się? Jak to bawić? Chyba walczyć na śmierć i życie za pomocą tych o, tu – groźnych kłów i pazurów! Rabuś podniósł tyłek stając na nogi i rzucił przenikliwe spojrzenie na Kruczopiórego.
Nagle poczuł na plecach łaskotanie. Zwrócił łeb w kierunku owego zjawiska – do jego futra przyczepiło się coś co ewidentnie nie było ani szyszką, ani liściem. Czułki, nóżki i pancerzyk co oznacza, że mamy do czynienia z jakimś robalem. Rabuś wodził wzrokiem za żukiem przebudziwszy w sobie instynkt łowcy. Żuk ucieka – Rabuś za nim. Niezdarne próby poruszania się szybciej niż marszem nieco utrudniały sprawę. Niczym kot (, no może nieco schorowany i do tego stary kot, ) goniący za czerwonym światełkiem próbował chwytać stworzenie pełzające wśród mchu w łapy. Za każdym razem umykało w okamgnieniu. Ojojoj, coś jest nie tak. Rabuś w pewnym momencie zatrzymał się, przysiadł i skierował wzrok w kierunku wielce ucieszonego oprawcy, następnie zwrócił wzrok w kierunku żuka, który zataczał przed nim kółka z zawrotną prędkością.
– To twoja sprawka!
: 13 gru 2015, 11:26
autor: Kruczopióry
// W sumie to mi chodziło o to, że on miał uciekać cały czas po futerku Rabusia, a nie z niego złazić w jakiś mech, ale to w sumie nieistotne :P.
– Oczywiście, że moja! – odpowiedział głośno Kruczopióry, parsknąwszy śmiechem. I udając swoje zaaferowanie, specjalnie sprawił, aby przy kolejnej próbie Rabusia żuczek zareagował wolniej, spóźniwszy się i dostawszy w łapy rudofutrego. Następnie pozwolił pisklakowi jeszcze przez chwilę poprzyglądać się swojemu tworowi, nim nakazał mu magicznie rozpłynąć się w powietrzu.
– Żuczka, którego właśnie zobaczyłeś, wyczarowałem z pomocą magicznej siły, która nazywa się maddarą – dodał spokojnie po chwili, kiedy uzyskał wrażenie, że pisklak słucha go... chociaż trochę. – Szkolę się na czarodzieja, więc nie przepuszczam żadnej okazji do ćwiczeń – dodał, mrugnąwszy pogodnie ślepiem. – A ty co, też się szkolisz? – zapytał, przyglądając się uważnie smokowi. Mały, miał może kilka księżyców, patrząc po jego niezbyt udanych próbach biegu, trudno powiedzieć, żeby jak dotąd ktoś zadbał o jego nauki... – Dobrze się szkolić, bo nigdy nie wiadomo, kiedy te umiejętności się przydadzą – dodał i spojrzał w niebo, westchnąwszy cicho. Oj, on sam swego czasu potrzebował ich dużo szybciej, niż kiedykolwiek by się spodziewał...
: 13 gru 2015, 16:05
autor: Lisi Kolec
/ Haha, to by było trudne do zrealizowania szczerze mówiąc XD
Gdy tylko udało mu się schwytać żuka zaczął mu się bacznie przyglądać. Zdawał się być bardzo lekki, nawet za lekki jak na tego typu stworzenie. Jego błyszczący pancerzyk wyglądał niesamowicie – zielone odbłyski przechodzące w delikatny granat. Robak zniknął równie szybko jak się pojawił – lśniąca mgiełka uniosła się w powietrzu.
Rabuś uśmiechnął się mimowolnie. Żuk był magiczny? To wszystko wyjaśnia... Już kiedyś słyszał o magii, tylko w jego stronach praktykowana była ona przez szamanów, a czy nazywali ten twór maddarą... raczej jakoś inaczej...
– Każdy mógłby takiego stworzyć? Nawet ja? – Zapytał przechylając łeb i szczerząc wesoło zęby. Taki bajer z pewnością by się przydał, choćby po to, by odegrać się na tym spryciarzu.
Gdy jego rozmówca wspomniał o zdobywaniu nowych umiejętności Rabuś pokiwał ochoczo głową. Nawet on sądził, że jego niezdarność wynika z pewnych braków w nauce. Dodatkowo jeszcze bardzo mało wiedział o zasadach panujących w tym świecie – jak mógł nigdy nie spotkać się z maddarą?
– Noooo... jeszcze nie miałem okazji. Chciałbym być trochę... zwinniejszy? Skakać wyżej, biegać szybciej!
Oj, jak fajnie było by, gdyby to wszystko potrafił! Rodzice zawsze mówili mu, że jest za młody, że jeszcze nie nadszedł na to czas... Już podrósł, już jest nieco starszy – trzeba zaczynać!
: 13 gru 2015, 16:28
autor: Kruczopióry
// Oj tam trudne do zrealizowania, mam MP III, więc taki turbo żuk popylający po futrze jak zajączek to żadna sztuka :P.
– Każdy mógłby, nawet ty – odpowiedział z uśmiechem Kruczopióry, uważnie mierząc pisklaka wzrokiem. – To znaczy... może jeszcze nie w tym wieku, u młodych smoków maddara jest bardzo niestabilna i nie da się nad nią zapanować, ale kiedy podrośniesz, serdecznie zapraszam – stwierdził, puszczając Rabusiowi oczko. – Inna sprawa, że wypada zacząć od podstaw; widziałem, że w biegu jeszcze mistrzem nie jesteś, więc... powiedzmy, że to byłby dobry początek – dodał. – Hmmm... – mruknął, namyśliwszy się i na moment spojrzał na bok. Wypatrując połaci w miarę równego, a przede wszystkim pozbawionego przeszkód terenu, na którym mógłby szkolić pisklaka.
– To będzie start... – rzekł, malując maddarą niedaleko Rabusia czerwoną, jaskrawą linię – ...a to meta – kontynuował, wytwarzając drugą, zieloną, w odległości jakichś dziesięciu ogonów od pierwszej. Droga była odrobinę nierówna i trawiasta, w kilku miejscach drobna przeszkodę mogły stanowić gałązki, ale w gruncie rzeczy nie powinno to stanowić problemu podczas treningu. – Ale zanim ruszysz, musisz się nauczyć w ogóle, jak wystartować – dodał, ponownie kierując wzrok na pisklaka. – Więc ustaw się przed linią i teraz tak: uginasz nisko kolana, tak, żeby brzuch prawie dotykał ziemi, ale tez bez przesady, bo będziesz nim potem szurał po podłożu. Dlatego grube smoki nie biegają – wtrącił, przewracając ślepiami. – Pysk też nisko, ale nieco wyżej, bo jak się walniesz łbem o grunt to raz, że będzie dla ciebie nieprzyjemne, a dwa, że mnie potem oskarżą o bicie pisklaków. Ogon wysoko do góry; podczas biegu będziesz go już trzymał równo z resztą, ale przy starcie może się przydać, aby uzyskać większą energię. Skrzydła przy sobie. – Uśmiechnął się. – Musisz spróbować je ułożyć płasko, tak, żeby były jakby jedną materią z brzuchem. Od rozwartych skrzydeł nic ci się nie stanie, ale będą cię niesamowicie spowalniać, tak jakbyś cały czas musiał popychać w biegu ścianę. Skrzydła się podczas biegu rozwiera, kiedy chce się latać... – kontynuował, zawiesiwszy na moment głos – ...ale do latania przejdziemy później, bo najpierw to musisz wiedzieć, jak wystartować. No już, na pozycję! – krzyknął z uśmiechem i cicho tupnął łapą, spoglądając na czerwoną linię. – Na razie tylko się ustaw, żebym mógł jeszcze skorygować twoje ustawienie. Kiedy będzie dobre, zabierzemy się do biegu – zakończył, puściwszy pisklakowi porozumiewawcze oczko.
: 13 gru 2015, 17:59
autor: Lisi Kolec
Oho! Czy to nowe wyzwanie? Rabuś bez wątpienia upojony był myślą o szybszej i zgrabniejszej wersji siebie. A skoro ma możliwość stawić pierwszy krok w tym celu... to czemu nie? Pisklę zdążyło już zapomnieć o wcześniejszych zaczepkach ze strony Kruczopiórego. Co tam przeszłość, teraz się dogadują, nie? Z resztą – całkiem mądrze gada... dlatego też piskle nie polemizowało z jego wywodami.
Rudy bez słowa obserwował poczynania smoka. Gdy pierwsza linia pojawiła się na podłożu kiwnął głową i podszedł kilka kroków. Druga linia była całkiem daleko – Rabuś wziął głęboki oddech, by przygotować się na to, co go zaraz czeka.
– Nie ma sprawy!
Pisklak podszedł do linii startu, łapy dostawił doń jak od linijki. Z utrzymaniem głowy na odpowiednim poziomie nie miał większego problemu – skupił wzrok na jaskrawym oznaczeniu mety. Szyję wyciągnął do przodu, dla równowagi unosząc również ogon – mniej więcej tak, aby razem z tułowiem tworzyły linię prostą. Trudnym zadaniem okazało się równe "doklejenie" skrzydeł do ciała. Rabuś wpierw je rozprostował po czym niezwykle dbale, próbując z resztą kilkukrotnie, dopasował je do ciała. Pisklęce pióra nie zapewniają zbyt opływowego kształtu, ponieważ całkiem dużo z nich to miękki puch.
Przy okazji uginania łap Rabuś zauważył, że nieco się chybocze. Tak chyba nie powinno być... Łapy miał ustawione równo... A może właśnie w tym jest problem? Rudy spróbował więc zrobić drobny wykrok, no i perfekcyjnie!
– O niczym nie zapomniałem, prawda?
: 14 gru 2015, 22:09
autor: Kruczopióry
– No, mniej więcej dobrze – stwierdził Kruczopióry i przewróciwszy ślepiami, zbliżył się do pisklaka zaczynając obchodzić go wokół. – Brzuch wyżej – stwierdził, delikatnie podbijając go łapą do góry. – Szyja nie aż tak bardzo do przodu, lekko przesadzasz – dodał i popchnął ją lekko, na moment zatykając nos Rabusia, co zapewne nie należało do przyjemności. – Ładnie zauważyłeś, że wykrok jest niegłupi,punkt dla ciebie. A co do skrzydeł...
Adept spojrzał na dwa płaty rudofutrego i przybrał marsową minę, kiwając przecząco łbem. Nieeee, to nie było to... Rabuś miał utrudnione zadanie ze względu na futerko, ale... od czego jest maddara? Spojrzał na boki smoczydła i wyczarował dwa niewielkie, ugięte, metalowe ostrza, które zaraz poruszyły się wzdłuż jego grzbietu, a trawę pod brzuchem pisklaka w mgnieniu ślepia pokrył puchaty, czerwony dywan.
– Tak ci będzie łatwiej – rzekł Kruczopióry, wyszczerzywszy zęby. – I nie przejmuj się, jesteś młody, szybko ci odrośnie. Znaczy... chyba. – Podrapał się łapą po głowie. Może to jednak nie był najlepszy pomysł...? – Nie wiem, nigdy nie byłem północnym... No, po treningu ci wyrównam na całym ciele, żebyś tak głupio nie wyglądał – stwierdził nieco skonsternowany i skierował wzrok na linię mety. Dał pisklakowi jeszcze chwilę na poprawne ustawienie skrzydeł, a następnie znów nieco spoważniał, mając we łbie dalszą naukę.
– Najpierw będzie trucht, żebyś nauczył się panować nad ciałem, potem przyspieszymy – kontynuował Kruczopióry, spogladając znów na Rabusia, aby mieć kontrolę nad tym, czy pisklak go słucha. – Najpierw odbij się się od linii tak mocno, jak tylko potrafisz, potem zaś w powietrzu musisz przebierać łapami "na krzyż", to znaczy: lewa przednia idzie razem z prawą tylną, a prawa przednia z lewą tylną. W ten sposób powinieneś zachować równowagę. – Uśmiechnął się. – Podczas biegu musisz cały czas pilnować brzucha, żeby jego przód i tył były na jednym poziomie, inaczej się przechylisz. No i trzymać go nieco wyżej, żeby się nie obijał o ziemię – stwierdził, mrugnąwszy ślepiem. – Największa trudność w tym sposobie biegu to pysk i ogon, przy każdym zderzeniu łap z gruntem będą uciekać w dół; musisz włożyć w nie trochę siły, przede wszystkim skupiając się na utrzymaniu w równowadze. No i oczywiście pilnuj skrzydeł; to jest najtrudniejsze, bo opór powietrza będzie chciał ci je rozepchać na boki. Hmmm... Cyba tyle. – Znów przewrócił ślepiami. – Dobiegnij do mety i zatrzymaj się zaraz za nią, a potem... będzie ciąg dalszy. – Zakończył, uśmiechnąwszy się szelmowsko. Dla zwiększenia mobilizacji w zatrzymywaniu się niespodziewanie wytworzy mu jeszcze kamień na drodze hamowania... Ale taki udawany, miękki jak poduszka kamień, coby się tylko wystraszył, a nie stała mu się krzywda.
: 17 gru 2015, 18:26
autor: Lisi Kolec
/najsmutniejszy post na świecie RIP 20:49
Mniej więcej dobrze? Temu to zawsze coś nie pasuje... Rabuś począł wodzić wzrokiem za Kruczopiórym, póki ten nie uciekł gdzieś za jego plecy. No i wtedy jego oprawca postanowił go zaskoczyć – najwyraźniej po to, by więcej krwi mu do mózgu dopłynęło... Pisklak jęknął z niezadowolenia i posłusznie podciągnął brzuch do góry. Brzuch zaliczony, co teraz? Gdy Rabuś przyuważył kątem oka swojego nauczyciela, postanowił następnym razem nie dać się zaskoczyć i ewentualnie spiąć zagrożone mięśnie. Jednak skąd miał się spodziewać piątki w nos? Rudy wzdrygnął się wypuszczając przy tym lodowate powietrze, które z pewnością oszroniło nieco łuski na łapie Kruczego. Brzuch i szyja na swoim miejscu, coś jeszcze? Smok raz jeszcze umknął mu z zasięgu wzroku – a to jak już wiadomo, nie zwiastuje nic dobrego. Słysząc uwagę, czy tez jej zaczątek, na temat skrzydeł Rabuś posłusznie "odkleił" je od ciała przygotowując się na mniej lub bardziej brutalne poprawki.
– Co... CO ty robisz!?! – Pisklę najpierw spojrzało pod łapy wzdrygając się okrutnie, następnie odwrócił łeb i spojrzał na futro przycięte równiutko jak trawa na narodowym. Minę miał zdecydowanie nietęgą. Rzucił Kruczemu nienawistne spojrzenie, wypuszczając przy tym mroźną mgiełkę z nosa.
– Łatwiej? Może lepiej było by od razu odciąć mi skrzydła!?! – syknął Rabuś otrząsając resztki futra ze skrzydeł. Z jego perspektywy był jak ryczący lew, natomiast w rzeczywistości bardziej przypominał piszczącą, puchatą kulkę futra.
– A wyrównywać, lepiej nie wyrównuj...
Młody uspokoił się nieco po usłyszeniu słów swojego nauczyciela. Westchnął głośno po czym posłusznie ustawił się na linii startu. Zaczynając od wykroku i ugięcia łap, kończąc na odpowiednim ustawieniu tułowia, szyi oraz uniesieniu ogona. Ostatni element – unieruchomienie skrzydeł – rzeczywiście okazał się łatwiejszy niż podczas poprzedniej próby, ale za to jakie to było nieprzyjemne! Czegoś ewidentnie brakowało...
Rabuś, starając się nie myśleć już o bolesnej stracie, uważnie słuchał wszystkich wskazówek. Łapy na krzyż, brzuch, szyja i ogon, hamowanie – wszystko wydaje się proste i zrozumiałe, wystarczy sobie poukładać w głowie. Pisklak wlepił wzrok w zieloną linię mety, wprowadził ostatnie poprawki, a następnie napiął przygotowawczo mięśnie. Trzy... dwa... jeden...
Rabuś wystartował powoli, niezwykle dbając o kolejność stawiania łap, aby przyzwyczaić się do rytmicznego przebierania nogami. Wraz z pokonaniem dystansu około 1,5 ogona znacznie przyspieszył co znacznie utrudniło panowanie nad łbem i ogonem. Nie był to szczególnie szybki bieg, ale jednak sprawił pare trudności. Ogon musiał miarowo przechylać się z boku na bok odpowiednio w prawo, gdy prawa tylna łapa była w styku z podłożem i w lewo, gdy lewa tylna łapa stawiała krok na podłożu. Łeb zaś musiał być trzymany przez pisklaka nieruchomo, tj. w taki sposób by niwelować niepotrzebne drgania. Dodatkowo Rabuś musiał mocno przyciskać skrzydła do ciała, które jak na złość podskakiwały wraz ze stawianiem kolejnych kroków. Pod koniec trasy zyskał na tyle dużą wprawę, że bez problemu przebierał łapami, tak naprawdę bieg to całkiem naturalna sprawa! Rabuś zaczął się nawet zastanawiać, czemu sam na to nie wpadł. Ano dlatego, że ten konkretny bieg różnił się od wcześniejszych prób między innymi przygotowaniem. Skąd miał wiedzieć, że lepiej biega się ze skrzydłami tuż przy ciele?
Rabuś z uśmiechem na pysku minął linie mety, jednak po chwili coś do niego dotarło... A dokładniej... Jak się u licha hamujee!?! Dopiero teraz zauważył kamień stojący mu na drodze. Nie może przejść nad... nie może przejść pod... nie może go ominąć! Pisklę usilnie starało się obrócić, zaparło się łapami przechylając ciało do tyłu. Skrzydła nie pilnowane już przez ich właściciela otworzyły się i nabrały w siebie powietrza iii... tak właśnie Rabuś wylądował na tyłku.
– Yyyy... Już!
: 17 gru 2015, 21:56
autor: Kruczopióry
– Mogę ci te skrzydła obciąć nawet zaraz, nie ma problemu – stwierdził Kruczopióry i wzruszył barkami, spoglądając obojętnie na Rabusia. – Ale żeby nie było, chcę mieć wcześniej świadka słyszącego twoją prośbę o to – dodał i mrugnął okiem do pisklaka, a następnie skupił się na biegu swojego podopiecznego. No bo wszak o to w treningu chodziło, czyż nie?
Smok delikatnie potakiwał, obserwując pęd malca, który rozkręcał się z każdą chwilą, przyspieszając. Wyglądało to w przybliżeniu tak, jak wyglądać powinno – oczywiście ogon chwiał się nieco za bardzo, a kroki mogłyby być delikatniejsze, ale to coś, pisklak ogarnie wraz z praktyką. Kruczopióry nei widział sensu w potarzaniu tego ćwiczenia, kiedy za chwilę Rabuś opanuje wszystko podczas... trudniejszych.
I parsknął śmiechem, widząc lądującego za meta na tyłku futrzaka.
– Właśnie... Hamowanie – stwierdził, uśmiechnąwszy się szeroko i przyglądając smoczydłu uważnie. – Zależnie od sytuacji, hamwoac można poprzez po prostu zwalnianie albo – co trudniejsze, ale i dużo przydatniejsze – poprzez zaparcie się łapami. Żeby to uczynić, musisz obrócić się w bok i jeśli idziesz do przodu bokiem prawym, wyciągnąć prawe łapy mocno przed siebie, wyprostowując, kiedy dla odmiany lewe mocno uginasz. Oczywiści jesli wolisz hamować lewą stroną, to na odwrót. Mniej więcej tak – powiedział i zaraz sam przechylił się mocno w miejscu, aż prawie się przewrócił. Zaraz też wrócił do "normalnej" pozycji, z oddali spoglądając na pisklaka.
– Teraz będzie druga technika, czyli bieg szybki – rzekł, nabrawszy powietrza. Tak, to dużo przyjemniejsza część. – Tutaj jest trochę inaczej niż w truchcie; nie stawiasz łap "na krzyż", a w parach – przednie, tylne, przednie, tylne. Zalecane na przykład podczas pościgu za zwierzyną; choć technika jest skuteczniejsza, lepiej nie przesadzać, bo można się nieźle zmęczyć – stwierdził, mrugnąwszy ślepiem. – Robisz tak: najpierw wystawiasz do przodu przednie łapy, potem dostawiasz do nich tylne tak, ze prawie że o nie uderzają. I kiedy tylne trafią w ziemię, odbijasz się, a przednie natychmaist podążają za nimi. – Zamruczał cicho i sporządzał w górę. Nigdy nie widział siebie podczas biegu, jak to było...?
– Twoje ciało będzie wyglądało trochę śmiesznie, tak jakby na przemian zaginało się w pół i rozprostowywało – kontynuował, a następnie... wyczarował z maddary małego smoka. I to nie byle jakiego, bo samego Rabusia! Wprawdzie był mniejszy i niedokładny, do tego bez skrzydełek, ale miał tylko zobrazować cały mechanizm ruchu – i zaczął to czynić, pędząc przed swój "oryginał". – Najtrudniejsze w tej formie są łeb i ogon – siła ruchu bardzo mocno będzie chciała je ściągnąć w dół, więc musisz bardzo uważać, żeby się nie uderzyć. Jeszcze więcej niż przy truchcie; kiedy bedziesz biegł bardzo szybko, pęd powietrza powinien w miarę utrzymać ogon w gorze, na głowę uważaj sam – dodał. – Oczywiście skrzydła przy sobie. I... no, chyba tyle, jeśli o czymś zapomniałem, sam się pewnie zorientujesz podczas biegu – zakończył, mrugnąwszy ślepiem. – I na pewno nie chcesz, żebym ci potem wyrównał to futerko? Strasznie głupio wyglądasz – skwitował, przewróciwszy oczami i wymownie spoglądając na dwa plaskate placki pośrodku ciała smoka.
Zakończywszy mowę, Krucozpióry stał w oddali od Rabusia, tuż przy wcześniejszym starcie, gdy pisklak tkwił nadal za metą. Smok bardzo uważnie przyglądał się futrzastemu, oczekując na kolejne podejście, przy czym... no, nie byłby sobą, gdyby nie postawił przed nim kolejnego wyzwania, czyż nie? Skoro rabuś musiał poćwiczyć hamowanie, niech tym razem na jego drodze stanie drewniana kłoda... Oj, nie, nie, za metą nie tym razem, to już przerabialiśmy! Niech się znienacka pojawi gdzieś w trzech czwartych trasy, w odległości może pół ogona – ciekawe, czy Rabuś zdąży się zatrzymać?