Strona 9 z 27

: 03 maja 2017, 18:35
autor: Zorza Poranku

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Pomogła zasypać grób Gonitwie w milczeniu. Podeszła za nią też w pobliże Kurhanu Ognia – nie kojarzyła ani jednego z imion, tam napisanych. Epitafia brzmiały bardzo uroczyście i szlachetnie, ale ile z nich naprawdę było napisanych szczerze? Czemu nie chcemy pamiętać złych rzeczy, a pragniemy, żeby w naszej pamięci pozostały tylko dobre? Przecież uczymy się właśnie na błędach, pomyślała. Zycie każdego smoka nie składało się przecież z samych dobrych czynów.
Kiedy smoczyca wymruczała epitafium dla ojca, zamknęła na chwilę oczy. Wydawało jej się, że jest właściwe – ani zbyt patetyczne, ani za bardzo ogólnikowe. Ideane. Chociaż nie uważała, żeby Kurhan Ognia naprawdę zasłużył na to, żeby zdanie to było wydrapane akurat na nim. Ale cóż, nie miały zbytnio możliwości wyboru.
Sądzę że jest idealne – odparła Gonitwie, przytaknąwszy głową aprobująco. Nie sądziła, żeby sama była zdolna w tej chwili wymyślać piękne zdania jak ona – pogrążyła się w swojej małej, cichej żałobie.

: 03 maja 2017, 21:15
autor: Absurd Istnienia
Niektórzy po śmierci reinkarnują się inni trafiają do gwiazd, zdarzają się jednak nieliczne przypadki osamotnionych dusz uwięzionych na ziemi przez ostatnią świadomą myśl. Ostatni przebłysk "Ja".
Co było ostatnią myślą tego nieszczęsnego Istnienia zwącego się kiedyś Rudy?
Dzieci, oczywiście.



Istnienie nie wiedziało ile czasu minęło, wszystko jest takie same a jedyny wskaźnik upływu to coraz mętniejsze wspomnienia, wszystko się zlewa i płowieje a emocje wygasają.
Wpierw Istnienie było zdezorientowane,
ale to minęło.
Później Istnienie było wściekłe,
ale to również minęło.
Następnie przyszła rozpacz,
ona też minęła.
Teraz Istnienie nic nie obchodzi,
tak jak nikogo nie obchodziło Istnienie.

Istnienie wyczuło czyjąś obecność. Istnienie znało tą obecność. Obecność poruszyła suche szczątki. Istnienie nie wiedziało dlaczego było związane z tymi kośćmi,
nie pamiętało.
Znajoma Obecność niebyła sama, doszedł ktoś obcy. Ktoś Obcy przypominał kogoś Istnieniu. Przypominał Przyjaciółkę. Ale to nie jest Przyjaciółka. Kto to?
Wspomnienia powoli ożywały na nowo gdy Istnienie słuchało obecności i obserwowało co robiły.
Okrutni bogowie, Istnienie pamięta, Istnienie widzi jak samice kopią jego grób.



Jego dzieci, Isdnir, jego córka, jego wspaniała córka, pamięta swojego ojca, Swarliwa Łuska i... Gonitwa Myśli, zaszła wysoko, nie wiedział jak wysoko ale wysoko, czuł to. Jakież piękne imię sobie wybrała.
Druga samica, Etain, nie poznał jej za życia córka Przyjaciółki, tyle zmarnowanego czasu którego nigdy nie dostał.
... Synowie?


Gonitwa i Ametystowa mogłaby przysiąc że widzą kształt zmarniałego smoka leżący na świeżo wykopanym grobie. Zarys bardziej przypominał powidok niźli coś prawdziwego. Oczy były smutne i puste, wyblakłe. Zarys smoka spojrzał na córki a w pustych oczach zabłysło coś radosnego na krótką chwilę.
Mogły usłyszeć coś co brzmiało jak szum wiatru a w nim ukryty głos ojca, chociaż zarys się nie poruszył.


j̸̴̢̨͕̫͕̬̹͌͐ͮ̃ͭͣ̈͋̾ͥ͘e̷̵̡̞̖̗̤̩̝̲͓͚̜̝̖͙̻̜ͦ̀̿ͯ͗ͧ̈́͊̓̑̐̃̊̚͢͞ͅs͔̖̠̳̹̜͍̲͚̠̹ͪ̅̿́͂ͧ͊̎ͨ͒̂̌͗ͮ̚͝ͅt̶̨̞̙̝̰̞̭̣͕̻̪̘̫̬̏́̂ͤ͒͂̋̾̀́͜e̸͂̂̀͌ͨͮ͛̓ͭ̒̀̉̅̆͜͢͏̹̯̲̫͝m̴̜͉̝͓̻̪̲ͪ̃ͬ̀̄̂̀̇̾̄͗̈͊̐̄̇̉̀ ̶̵̨̈́̐̃ͥͯ͆͆̒̓̍ͯ̋͐͏̼̪͖̤̠̬̝̫̯̙̞͇z̴͕͎̹͙̭̖͍͔͓̤͎͌̽̃ͮ̑̅̐ͯ́̄̉́͞ ͓̳̗̹̹͍͎͇͔̳̖͂͒̓̀̋ͬ́̕͠͡w͋͐ͧͪ̎ͬ̒̃̈́͒̈̓͋ͯ҉̵̩̗̮͜aͦͭͦ̍́̉̓͆͛̇ͯͦ̈̏ͥ͞͏̹̙̥̭͈͍̺̣̯̪̳̤̳̞s̛̥͍̞̻̱͈͕̱̳̣̙͚̗̭̠͎ͩ͗ͪ͆ͬ̈́ͩ͟͝ ̵ͦ̆ͭ͐ͬ̎ͬͩ̀̑͊̊̑͆͒͌̎͏͈͔̙̟̖͈̜̪̺̩̤͓̣̹̥͍̝̫ͅd̐͑̋̂͘͢͏͓̙̯̯̘̩̘̠̝͓̪͘͞u̡̯͍̟͖̝̻̭̝̘̙̞͓͉ͫ̐ͧ͋̃͛͢͝m̶̨̬̪̮͕͉̖̬̳̲͖͓͚ͫͭͧ̈̄̀̆͂ͮͣ̋̉͒ͫ̈́̉́́ͅn̸̩̱̰̣̠̰̼̖̬͚̪͎̜̰̙͔̣͖̰̎͋ͨ̈ͭ͒͛͌ͣͨ͆ͮ̎́͘y̷̸͕̖͈̩͙̰͓͉͓͇̞̥͖̖̩ͧ̓̂ͫ̽̀͟͝ ̢̠͈̰̳̥̥͋̔̀̊̐͐͑ͫͯ̏́̎̐̿i̵̴͔̰̙̥͖̗͍ͩ̐̅̅̅ͨͮ̓̋ ̻̻̞̮̻̠̘̩̻̃̾̄ͮ̀͐ͣ͌̈́͑ͦ̿͘͜p̸̨̲͕̮̙̠̯̞̱̩̦̟̜͎̰̫̆̏͗̚̕ŗ̶̣̙̺̯͚̖͙̗͆̄̽͌ͨ̂͑̐̈̚͢z̵ͪͦ̐͂ͯ͑ͣ͜҉̛̗̹͙̳͓̩͉̼̫̞̯̖͖̕ṕ̴̧̰̫͉̪̟͍̜̺̬̂̈̉̄̑͒ͩͯ͆̂ͦ̓ͥ̚͜ṟ̴̘̜̠̣͔̮̱͔͉̭ͦ̉̉ͫ͛̉͑̒̆ͣͮͦ̐̊͢͜a̓ͮͯͣ̓ͬͭͩ̀̒͋͂͗͗̈͏̨̕҉̗͚͍̰̪̜̼̮͙̤̥́s̶̿̒͆̄̄̑̋̄̋̎̉͗̐͒͏̮̗͎̦ͅz̶̏̑ͤ̏͑͆ͬͬ̐̓ͪ̓̅ͧ̓̾̑͌͆̕͡͝͏̯͖̹̺̬̙̯̻̘͚̦͍̘á̧̢̭̱͎̳̙̱̯̬͚̯̖̣̣͎̠͚̳̄̈́ͭ̍̌̇̓͋͌̑̉̃̊̐̀m̅͂̑͆̋̊̌̒́̉ͤ͆͊̎͡͞͏͓̘̫̲̭͚̰̗̞͔̫͙̗̰̙.̛̩̭̳͉̳̼̝ͨ͗ͥ͆ͣ̒̄ͤ͑̋͋̈́͂̈́̒̃̉ͬ̀




Zarys spojrzał za siebie na kurhan... to było jego imię, Absurd Istnienia. Ze smutkiem jednak zauważył że nikt nie dba o kurhan, nikt nie dopisuje nowych imion, a smoki umierają, czuje to. Ogniści nie dbają o pamięć, on był tym jednym co skrobał tą skałę. I tak teraz pozostanie.



b̸̶̢̘̜̪͔̲̗̜͕̫̳̹̪̎̃ͨ͛ͬ̍̑ͬͫ̄ͥͮͪ̅̓͋̋͒̀̚ͅę̢̢̬͕̺͕̠̤̻̮̻̰̻̗͈͉̖̖͚͐̏̐̃͐͛̋̈́̋̍̔̀ͅͅd̴̷̜̝̹̘̝̐̾ͯ͒̏̐͐̀͌͘͢͡ę̸̩̲̲̖̳͕ͪ͛̄̃͆̈ͦ̊̆̓ͫ͞ ̶͛ͭͦ̓ͣ̊͆̑̽̌̍̀ͥ͟҉͕̩̖̣̤̤̞̠͇̳̼͚̟͘͠ẗ͍̺̙̮̖͉̹̺̺̪̤̗̭͎̦̖͍͓͐ͣͩ̔ͧ̓̀́͠u̓͌̐͑ͬ̈́̄ͪͮͧͨ̓͟҉̸̢̫̦̟͔̜̭̬̙.̫͎͕̝͇̪̲̜̮̄ͯ̃́̚
kkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkk I zniknął.

: 04 maja 2017, 19:42
autor: Gonitwa Myśli
Na jej pysk wstąpił krótki, blady uśmiech, gdy Ametystowa zaaprobowała jej propozycję epitafium. Zmrużyła oko, skupiając się, by następne słowa wyskrobać równie starannie co imię.
Zajęło to moment, aż smoczyca w końcu odstawi łapę. Przekrzywiła pysk, patrząc krytycznie na swoje dzieło. Odstąpiła krok. Mniej więcej równo, czysto... chyba aż tak bardzo nie odstaje na tle innych.
Poczuła dreszcz, a spojrzenie mimowolnie zawędrowało z powrotem na grób.
I nie była pewna, co widzi. Kształt? Cień, który nie chcąc ustać na ziemi wzniósł się w trzeci wymiar i nabrał smoczej budowy. Smoczyca zamrugała lewym okiem, ale zarys nie znikł. Poruszyła się niespokojnie, podniosła z miejsca, w małych kroczkach przesuwając się bliżej nieznanego... Znanego? Gdy przezroczysta sylwetka podniosła wzrok, przez grzbiet Ziemnej przeszedł kolejny dreszcz. Ślepiom zjawy towarzyszyło coś żywego. Pasującego do teraźniejszości, do oddychającej przyrody, a nie cieni.
Podmuch chłodniejszego wiatru przyniósł szept. Słowa skrzętnie ukryte były w szumie obijającym się o kosmate uszy smoczycy, ale wychwyciła ona ich sens.
J-ja... – wydukała, a głos niebezpiecznie jej się załamał. Nie wiedziała, co chciała powiedzieć. Ale coś musiała.
Podeszła kolejne kilka kroków, chociaż wydawało się jej to wiecznością, gdy wpatrywała się w smoczycy zarys. Już wiedziała, czyje to było widmo, ale paradoksalnie nie mogła w to uwierzyć. No bo jak, jakim prawem? Dlaczego, po co? Akurat teraz, gdy już wyskrobała imię, miała składać modlitwę do Aterala i Immanora i odejść, by dać ujście emocjom we własnym legowisku...

Runęła ciężko na ziemię obok grobu, przewalając się na bok. Uniosła łapę, głaszcząc powietrze w miejscu, gdzie powinien znajdować się widmowy grzbiet Absurdu Istnienia. Spróbowała okryć skrzydłem wymizerniałe ciało. Ale jego już nie było. Nic nie dało się poczuć, ani zobaczyć. Smoczyca złożyła łeb na ziemi, patrząc tępo przed siebie. Nawet nie zauważyła, gdy ślepie zwilgotniały od łez. Ojcowy duch zniknął. Za krótko, za mało, za szybko. Otworzyła pysk, nie mogąc dalej oddychać przez nos, którym pociekły łzy, nie znalazłszy ujścia w prawym oczodole. Chociaż nawet i spod przymkniętej prawej powieki pociekły strużki słonej cieczy. Ciężki, drżący oddech zmienił się w zduszony ryk, a potem w brzydki, nienaturalny wręcz dla takiej smoczycy jak ona szloch. Ciało unosiło się w spazmach łkania, a łapa, którą chciała dotknąć choć raz ojcowskiego barku opadła na ziemię.
Będziesz – powtórzyła głosem zniekształconym przez pełne goryczy zawodzenie. Skuliła się w sobie, przywierając do ziemi.

: 07 maja 2017, 12:06
autor: Zorza Poranku
Przez chwilę patrzyła, jak smoczyca wydrapuje napis, po czym skierowała wzrok na grób. Westchnęła. Nie umiała nazwać tłoczących się w niej emocji; czy była to... tęsknota? Ból? Melancholia? Smutek? Odczucie nieuchronności losu? A może wszystko po trochu?
Zamknęła na chwilę oczy. Miała wielką ochotę po prostu odciąć się; od swoich myśli, od swoich uczuć, od swoich oznak słabości – łez, które nieuchronnie, jedna za drugą, skapywały na ziemię. Od całego świata – może nie należało się przywiązywać do niczego, skoro utrata tak boli...
Nagle jej uszy wyłapały szept. Był na tyle cichy, że przez chwilę nie była pewna, czy na pewno nie przypisywała urojonego znaczenia szumowi wiatru. Uchyliła powieki i zamrugała niepewnie. Czy to...
Absurd...? – wyszeptała, czując, że głos zaraz odmówi jej posłuszeństwa.
Jestem z was dumny i przepraszam. Czy na pew o to usłyszała? Za co ojciec przeprasza?
Postąpiła kilka kroków do przodu. Wydawało jej się wiecznością, zanim znalazła się kilka kroków od grobu. Z każdą chwilą wszystko, co się działo, wydawało się coraz bardziej nierealne.
Czy Gonitwa też to widziała? Chyba tak, bo również postąpiła kilka kroków do przodu, upadła na ziemię obok zjawy i zaczęła łkać.
Ametystowa stała, jakby wmurowana w ziemię, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że z jej błękitnych oczu wypływa coraz więcej łez. Wręcz oczekiwała chwili, w której nagle otworzy oczy i okaże się, że to tylko zły sen. Tak, to właśnie to było; surrealistyczny koszmar, który na dodatek wcale nie był senną marą i żadnym sposobem nie dało się od niego odciąć, uciec, zapomnieć.
Tłumiąc w sobie szloch, postąpiła jeszcze kilka kroków w kierunku Gonitwy. Paradoksalnie, nagle gula w gardle zniknęła; chyba wypłakała już wszystkie łzy, a w jej wnętrzu zagnieździła się pustka. Jakby ktoś zabrał część jej serca, a zamiast tego pozostawił ziejącą pustką dziurę.
Pomimo tego, nadal chciała okazać wsparcie siostrze. Upadła ciężko na ziemię obok niej i powoli, jakby spodziewając się oporu, okryła ją delikatnie skrzydłem. I tak leżały, we dwójkę, przeżywając swoją żałobę.

: 08 maja 2017, 22:16
autor: Gonitwa Myśli
Trudno było smoczycy powiedzieć, ile tak leżała. Może księżyce, może zaledwie kilka oddechów serca. Przez gorycz nie umiała uchwycić abstrakcji czasu. Czuła się jak we śnie, smutna rzeczywistość jawiła się fragmentami: wyrwanymi obrazami i ideami, a nie płynną, jednolitą wstęgą łączącą wszystkie drogi poznania.
Spod przymkniętej powieki do ślepia nie docierało już jednak żadne światło. Czyżby Złota Twarz już zaszła?
Zamrugała, budząc zmęczony i nadszarpnięty umysł do pracy, do trawienia nowych obrazów i myśli. Poruszyła lekko łbem, zauważając głowę Ametystowej. Ona nadal tutaj była...
Oczywiście. Wojowniczka czuła ciężar obcego skrzydła na sobie, chociaż dopiero teraz do niej doszło, do kogo ono należało. Poruszyła łbem ponownie, wyciągając go na szyi, by przytknąć swoje czoło do czoła siostry. Odetchnęła z pewną ulgą. Przynajmniej to... przynajmniej jeszcze kogoś mogła dotknąć, kto dzielił z nią krew. Absurd pochowany, reszta zagubiona poza granicami bariery lub w jej obrębie, ale przynajmniej ta jedna osoba pozostawała przy życiu, w jej życiu.
I niech Ateral przygotuje w zaświatach miejsce na istoty, które spróbują i tą osobę z życia Gonitwy Myśli wyrwać.
Po kilku następnych chwilach wygramoliła się spod skrzydła Ametystowej i zaczęła powoli podnosić się na łapach. Spojrzała jeszcze raz na nieuklepany grób, pusty, martwy.
Płacz dobrze jej zrobił. Nadal czuła żal, smutek, ale przynajmniej lżej było na piersi. Absurd... odszedł, ale paradoksalnie był. I będzie. Nawet jeśli tylko w przebłyskach swojego poprzedniego istnienia, w pamięci swoich córek.
Ametystowa? – odezwała się lekko zachrypiałym głosem. Odkaszlnęła, czekając, aż i młodsza smoczyca wybudzi się z tego najgorszego żalu. – Dziękuję.

: 11 maja 2017, 22:29
autor: Zorza Poranku
Nie miała pojęcia, ile tak leżały; przez kotłujące się w środku emocje i myśli zagubiła gdzieś poczucie czasu i po prostu trwała, jakby zawieszona pomiędzy rzeczywistością a snem. Okrywając skrzydłem Gonitwę, czuła się taka... Potrzebna, znacząca cokolwiek dla innych. Zabawne, rzadko to czuła; właściwie, to miała wrażenie że ta emocja pojawiła się u niej po raz pierwszy. Jako pisklę oczywiście czuła się kochana, ale Kalina miała tyle potomków, że niekoniecznie miała uczucie, że jest niezastąpiona lub po prostu potrzebna komuś. Ojca nigdy nie poznała na żywo. W SAP-ie z kolei, jako że dołączyła do grupy już zgranej, również czuła się trochę nie na miejscu, jakby jej nieobecność nic nie zmieniła. Podejrzewała, że w gruncie rzeczy chyba dlatego impulsywnie wybrała profesję Łowcy; chciała wreszcie czuć, że może komuś pomóc, mieć znaczenie w czyimś życiu. I właśnie tu, u boku siostry, odnalazła takie miejsce.
Nie wiedziała, czy cokolwiek innego trzyma ją na tym świecie. Oprócz Chaos i Jaspis, chyba właściwie nic. Niech ktoś tylko spróbuje odebrać jej siostrę; wredy chyba tylko śmierć powstrzyma ją od zemsty.
Miała prawdziwe szczęście, że trafiła na Gonitwę. Pomimo, że ich spotkanie było pełne smutku i żałoby, nie żałowała tego; wiedziała, że ojciec, pomimo że fizycznie, pozornie go nie było, tak naprawdę był; gdzieś w środku, w jej sercu, będzie jej podpowiadał co robić. Jakimś cudem smutek odszedł; miała jednak wrażenie żw to pozory. Tak naprawdę zamknął się gdzieś, w jej głowie, i czekał na odpowiedni moment. Aż czynników będzie na tyle dużo, żdby się złamała pod ich ciężarem i już nie zdołała się podnieść.
Na razie postanowiła jednak o tym nie myśleć. Odemknęła lekko oczy, akurat w tym samym momencie co Gonitwa, i obie wstały.
Na słowa siostry poczuła, jak wzruszenie, smutek i radość jednocześnie ściaskają jej gardło. Była zagubiona we własnych emocjach.
Ja też – odparła cicho. Siostra prawdopodobnie jej nie zrozumie, ale naprawdę dała jej nowy cel, nową kotwicę, której mogła się trzymać, aby nie dać się załamaniu. I to było dla Ametystowej najważniejsze.

: 02 cze 2017, 22:45
autor: Gonitwa Myśli
Ona też.
Dobrze było to słyszeć. Zabliźniony pysk smoczycy odwiedził na moment lekki, blady uśmiech. Spojrzała na Ametystową, z troską mrużąc lewe ślepie. Przystąpiła do niej, otwierając prawe skrzydło i osłaniając nim sylwetkę Cienistej. Przywarła do jej boku, opierając się oń przez kilka oddechów. Mimowolnie przywołało to do pamięci Gonitwy młodsze, pisklęce księżyce, gdzie byle spotkanego smoka już chciała przytulać i dzielić się ciepłem. Gdzież że zniknęła jej skłonność do czułości?
Odstąpiła od Ametystowej, odetchnęła. Spojrzała na ziemię, grób, po czym ponownie na siostrę.
Czas było wracać. Do stada, do ciepła własnego legowiska. Nie oznaczało to końca żałoby, bo ta trwała długo i niekoniecznie składała się tylko na szloch.
Dbaj o siebie – powiedziała, unosząc bardziej kąciki pyska w głębszym uśmiechu. Mogła sobie na to pozwolić, bo szczerze nowo-odnalezione umiłowanie do siostry przyćmiło gorycz straty, która miejmy nadzieję była ostatnia w jej życiu.
Kiwnęła jeszcze jej płytko łbem, po czym lśniącą, przezroczystą wstęgą maddary oplotła rogatą czaszkę Absurdu Istnienia, tak jak wcześniej jego kości. Zawiesiła ją w powietrzu przy swoim boku, po czym odstąpiła na kilka kroków i wyskoczyła w powietrze. Skrzydła ciężko uderzały o powietrze, a smoczyca znikała powoli na ciemnym niebie, aż w końcu brąz jej futra przestał być widoczny nawet dla wprawnego, smoczego ślepia.

// zt

Dodano: 2017-06-02, 22:45[/i] ]
Zdecydowanie zbyt szybko tu wróciła.
Ciężkie łapy smoczycy stąpały głośno po ubitej ziemi, gdy ta zbliżała się do kurhanu. Wydawała się zmęczona, co widocznie odbijało się w jej ruchach. Były mniej zgrabne, mniej płynne. Jak kroki zwierzęcia, którego nogi obciążała choroba, poprzednie rany lub zwyczajna starość.
Oh, jak przeklinałaby się w myślach za chociażby próbę nazwania się starą. Ale nie robiła tego, być może nie chcąc przywiązywać wagi do takich błahych rzeczy. Albo pogodziła się z tym, że księżyce mijały a wraz z nimi przemijało życie drogich jej osób? Może, może nie.
Stanęła przed kurhanem Ziemi. Wcześniej nie miała szansy się przyjrzeć monumentowi pamięci. Imion było dużo. Smoczyca uniosła lewa łapę i przesunęła nią po nierównej powierzchni kamienia, odgarniając pył i kurz. Niektóre napisy były "świeższe". Poznawała po gładszej rysie, a także po imionach, które mogła pamiętać. Chłód, Ciemny, Subtelny.
Szkoda, że nie przyszła tu tylko na refleksje.
Odetchnęła ciężko, a z nozdrzy uniosła się smuga zimnego powietrza. Opierała jeszcze łapę przez moment na kurhanie, niepewna, jak zacząć. Co w ogóle mogła powiedzieć o córce, którą... ledwo znała. Bo nie miała czasu poznać.
Ostatecznie wojowniczka zaczęła pracę, dłubiąc pazurem w zimnym kamieniu. Pysk poruszał się, bezgłośnie dyktując łapie drogę.

Nie była zadowolona z tego, co powstało. Za krótko, za mało... Ciekawe. To samo mogła powiedzieć o czasie, który spędziła z pierworodną.
Gonitwa Myśli spojrzała za kurhan Ziemi, wyglądając gdzieś za posąg Ognia. Zamrugała lewym ślepiem, mrużąc powieki. Otworzyła pysk, jakby chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie tylko skinęła lekko łbem, chyba sama do siebie. Nie musiała nic mówić. Widział, skądś, być może rozumiał. I tak nie istniały słowa, które w odpowiedni sposób przekazałyby to, czym być może chciała podzielić się z istnieniem.
Spojrzała ostatni raz na kurhan swojego stada, po czym obróciła się i odeszła we wschodnim kierunku, znowu prosząc w myślach bogów, aby nie musiała tu znowu zbyt prędko przychodzić.

// zt

: 10 cze 2017, 15:19
autor: Administrator
Nie przyszła tu z żadnej palącej potrzeby, po prostu by zaopiekować się kurhanem Ziemi, wyczyścić go, może przynieść jakieś nowe kwiaty. Takie małe, nieciekawe zajęcia, ale ktoś je musiał robić. Pamięć o zmarłych była ważna. Zastanawiała się jednak czy Ziemia nie skupia się zbyt na przyszłości. W końcu rozpamiętywanie lepszych czasów nie przyniesie im żadnej prawdziwej korzyści.
Dzień był ciepły i słoneczny, jednak odrobinę wietrzny. Idealna pogoda na spacer albo zabawę. Ona jednak jakoś nie była w nastroju do niczego wesołego. Dziwne, ale czasami tak się dzieje.

: 11 cze 2017, 15:12
autor: Absurd Istnienia
Istnienie rozumiało aż za dobrze co Córka chciała przekazać. I było z tego powodu bardzo smutne. Istnienie jednak nie wyczuwalo młodej duszy. Pewnie powedrowala już do następnego ciała, to dobrze.
Gonitwa mogła poczuć delikatną bryze na grzbiecie, dającą dziwne wrażenie jakby ktoś otulił ją skrzydłem.


******

~~~~
Smoki wrażliwe na świat nadnaturalny mogą widzieć duchy zawsze i prawie tak jak wyglądały kiedyś. Nie mają nawet problemów z zrozumieniem dusz tułających się po świecie od bardzo dawna.
~~~~

Ktoś przyszedł w miejsce pamięci by uczcić przodków. Istnienie było można powiedzieć że zaskoczone, ponieważ emocje żywych nie były dobrymi odpowiednikami stanu ducha Istnienia. Istnienie nie znało osoby która przyszła, Istnienie nawet nie wiedziało czy ona wie że Istnieje. Istnienie spojrzało na kurhan Ognia, smutny, zaniedbany i zapomniany jak smoki które stąpały kiedyś po ziemi pokrytej siarką. Pewnie wina Idioty. Istnienie powolnie zbliżyło się do Osoby by jej się przyjrzeć a potem zbadac kurhan Ziemii.

– Ogień tak nie robi...
Ogień zapomniał.
Istnienie pamięta...


...zapiszesz imiona?

– Osoba usłyszała cichy szept, choć pewnie kto inny słyszałby tylko niezrozumiały szum.



//Zgaduje ze to do mnie, a nawet jeśli nie to i tak mój cmentarz x)

: 20 sie 2017, 18:58
autor: Zmora Opętanych
___Pamiętała tą chwilę, gdy przyszła tutaj po raz pierwszy, jeszcze jako młoda samica. Razem z Subtelnym Gniewem, pogrążeni w milczeniu, wspólnie niosąc ciało smoka znienawidzonego przez wszystkich. Starego, schorowanego, porzuconego Słowa Prawdy. Zmora nie sugerowała się tym, co mówił jej głos matki, nie nienawidziła kogoś bez powodu, z czystego kaprysu. Nie znała tego samca osobiście, nie zdołał jej zaszkodzić. Dlaczego więc miałaby nim gardzić?
___W takiej zimnej skorupie jak ty nadal są uczucia. Kto by pomyślał.
___Wywerna zacisnęła zęby. Ciało Aileen nie było aż tak ciężkie. Była ona raczej delikatnej budowy, szczupła. Samica wysłała do Kaliny wiadomość mentalną tuż po znalezieniu ciała, prosząc o przybycie na cmentarz, by pochować zmarłą. Zwłaszcza, że to była córka Heulyn. Maddara Zmory delikatnie i nienachalnie musnęła umysł uzdrowicielki, nie chcąc jej denerwować. I tak nie będzie w dobrym humorze.
___Łowczyni delikatnie ułożyła ciało srebrzystołuskiej na ziemi obok siebie. Spojrzała na wyryte imiona zmarłych smoków, jakby zahipnotyzowana, patrząc na miana tych, których nigdy nie miała okazji poznać. O niektórych słyszała. O innych nie. Patrzyła na kurhan, stojąc obok martwego ciała piastunki.

: 30 wrz 2017, 15:10
autor: Ukryta Intencja
Czemu wybrała akurat to miejsce na spotkanie z tym smokiem? Ból po stracie ich obydwojga, symbolika, śmierć... myślcie sobie co chcecie, Dirlilth nie zamierzała się tłumaczyć. Łapy poniosły ją właśnie tu i tu chciała z nim pomówić. Była już po spotkaniu na Urwisku z przywódczynią i po leczeniu u uzdrowiciela. Jedne rany wyglądały lepiej inne gorzej. Za pazuchą za pomocą maddary trzymała dla niego pewien podarunek. Szanowała swoją matkę choć przywódczyni dosyć mocno zamieszała jej we łbie. Była jeszcze młoda, starała się wszystko jakoś w sobie poukładać i wynikało z tego tyle, że nie powinna dbać o swoją rodzinę. Może faktycznie jako herald Kamanora będzie jej lepiej? Odda się bogom, a stado i rodzina będą gdzieś w tle.
Uniosła zmęczony łeb i ryknęła, a jej młody ryk wzywał na spotkanie jednego konkretnego smoka – złotego samca, który pomógł jej zanieść matkę na granicę. Złoty samiec który sprawił, że na pysku Heulyn pojawił uśmiech.
Siadła powoli przed wielkim głazem na którym widniały imiona poległych. Powinna napisać coś na kurhanie Cieni, ale co... nie była na to jeszcze gotowa. Nie teraz gdy w jej łbie szalał chaos. Pysk młódki rozdzierało cierpienie zmieszane z chłodnym gniewem. Skoro miała być godna reprezentowania Kamanora to musiała podsycać ten gniew... w tej chwili skierowany ku przywódczyni...

: 01 paź 2017, 0:29
autor: Szlachetny Nurt
Przechadzał się całkiem niedaleko, bez większego celu oczywiście. Zresztą... nic ostatnio nie miało dla niego większego sensu, to też spacer był taki, a nie inny. Po prostu chodził sobie przybity, rozmyślając nad wszystkim co się ostatnio wydarzyło. Nadal nie wie co ze sobą zrobić po śmierci Kaliny, nie wie co ma powiedzieć swojemu synowi. Dlaczego wszystko musiało się posypać, właśnie w momencie gdy zaczął czerpać radość z życia?
Usłyszał ryk, pochodzący raczej od kogoś młodego. To było dziwne uczucie, jakby był skierowany właśnie do niego. Udał się w kierunku z którego dochodził, po prostu czuł, że musiał to zrobić.
Okazało się iż dobiegał z cmentarza, czyżby już postradał zmysły z tego wszystkiego? Podszedł bliżej, a na miejscu zobaczył znaną mu już smoczycę. To ona go tutaj wezwała? Cóż za ironia, cmentarz jest dość pasującym miejscem, patrząc na to co się wydarzyło. I dosyć przygnębiającym przy okazji, jeżeli mógłby być w tym momencie jeszcze bardziej zasmucony.
Całkiem niedawno był razem z nią gdy umierała Kalina, potem pomógł jej przenieść jej ciało na granicę.
Nie wyglądała najlepiej, niektóre rany chyba jeszcze się trzymały, zresztą z nim samym było podobnie. Fizyczne rany jeszcze do końca się nie zagoiły, nie mówiąc już o tych psychicznych.
– Witaj... chciałaś się ze mną spotkać, prawda? – Powiedział, w jego głosie nie zmieniło się nic od ich ostatniego spotkania, był tak samo smutny i przybity tym wszystkim. Nie próbował nawet udawać, że tak nie jest. Stracił tylu bliskich w swoim życiu, a mimo to każda kolejna działa na niego tak samo, a teraz... jest jeszcze gorzej.
Siadł obok niej, przy wielkimi kamieniami na których wyryto imiona smoków. Oboje stracili teraz tą samą osobę, przynajmniej ona mogła go teraz zrozumieć.
Nigdy nie potrafił jakoś się zebrać i udać się chociażby na Kurhan Wody, po prostu nie potrafił. Wiedział jednak, że powinien... pożegnać tych wszystkich, którzy umarli. Swoją siostrę, brata, dziadka... i każdego innego.

: 01 paź 2017, 12:59
autor: Ukryta Intencja
Na szczęście nie musiała długo czekać, zobaczyła samca który powoli podchodził w jej kierunku. Czy to przez otoczenie, humory, a może zachmurzenie jego łuski jakoś nie chciały tym razem mienić się złotem. Z resztą podobnie jak jej jasne łuski przechodzące w czerwień i czerń. Westchnęła ciężko widząc jego minę i słysząc ton głosu. Cierpiał tęskniąc za partnerką... ciekawe jakie to było uczucie. Dirlilth nie wiedziała czym była taka miłość, ona po prostu tęskniła za mamą która opiekowała się jej jajem, a potem nią samą.
Skinęła łbem przymykając lekko powieki.
-Tak. Kochałam swoją matkę i wiedziałam co sądzi o wojnie, jednak to nie ona podejmuje decyzje, a przywódca. Tak jest zapewne w większości stad. W każdym razie nie o to mi w tej chwili chodzi... rozmawiałam z nią zanim to wszystko się zaczęło. Obiecywałam jej, że dopóki ja oddycham to i ona będzie oddychać, nawet po śmierci, tylko że moją piersią. Rozumiesz co chce powiedzieć?– niby taka młoda, ale cóż.. tragedie potrafiły zmieniać, a Dirlilth nie potrafiła znaleźć w sobie iskry wcześniejszej nadgorliwej młódki.
-Skoro obdarzyła cię uczuciem, skoro posłała ci ostatni uśmiech i podarowała swoje jajo... nie mogę grozić tobie. Zapewne w przyszłości będzie to kolidowało z postanowieniami alfy, ale nie mogę złamać obietnicy danej zmarłej. Skoro choć cząstka niej ma żyć w moim sercu, nie mogę zrobić ci nic złego chociażby mnie do tego zmuszano ze wszystkich stron. Pewnie marnie to teraz brzmi. W końcu kimże ja jestem w porównaniu do ciebie.– rzuciła marszcząc nieznacznie pysk. Widziała przecież, że jest jeszcze młoda, ale młoda przecież wiecznie nie będzie. Żołądź na początku był jedynie małym nasieniem, potem stał się cienkim drzewkiem jakim była teraz samiczka, by na koniec pokazać światu swoją twardą korę.
-Skoro jednak moja kochana matula coś w tobie zobaczyła to znaczy, że nie możesz być byle smokiem. Heulyn nie zadawałaby się z byle kim.– dodała opuszczając łeb by spojrzeć pod swoje biały łapy. Łapy które miały leczyć... potem miały chwytać pożywienie dla stada, a koniec końców zostały zmuszone do tego by mordować. Na szczęście jednak nie miała jeszcze na sumieniu niczyjego życia.
Westchnęła i sięgnęła maddarą za swoją pazuchę. Przed pyskiem samca pojawił się wisiorek z dolnym kłem Heulyn.
-Swoją drogą nie wiem nawet jak się nazywasz... a ten wisior jest dla ciebie. Skoro byłeś dla niej ważny, powinieneś to mieć.– dodała poważnie.

: 03 paź 2017, 21:29
autor: Szlachetny Nurt
To iż to właśnie przywódca podjął w tej sprawie decyzje dobrze wiedział, kto inny mógł wpaść na tak absurdalną głupotę? No ale cóż, młoda wojowniczka miała racje, nie czas na rozmyślania na ten temat.
– Rozumiem. – Odpowiedział krótko, jednak nadal swoim przygnębionym tonem. Chciałby być teraz "tym silnym", który niczym się nie przejmuje i wszystko znosi tak jak powinien, ale nie może. Współczuł młodej wojowniczce, będąc młodym przeżywał coś podobnego. Najpierw śmierć dziadka, potem rodzeństwa i do tego jeszcze inne wcale nie milsze wydarzenia. I co z niego to uczyniło? Obraz nędzy i rozpaczy, inaczej się tego nazwać nie da.
Zapewnienia, że wojowniczka nie będzie mu grozić w przyszłości nieco podniosły go na duchu. On sam nie chciałby zrobić jej krzywdy, bo przecież ona jest córką Kaliny. Jak sama zauważyła... cząstka matki jest w jej sercu.
– Też nie zrobię Ci krzywdy z bardzo podobnych powodów, możesz być tego pewna. – Przerwał na chwilę. – Idąc bronić terenów stada myślałem tylko o Kalinie, że staniemy po przeciwnych stronach. Ja jednak nie potrafiłbym zrobić jej czegokolwiek. Nadal żałuje, że nie potrafiłem wtedy zapanować nad swoim ciałem i padłem na ziemie. Czuje się w jakiś sposób winny, gdyby tak się nie stało, to może zdążyłbym wezwać kogoś na pomoc. – Zamilknął na chwilę, a potem wrócił do jej reszty jej słów. – Marnie? Przecież wcale tak bardzo się nie różnimy, wydaje Ci się, że jesteś nic nie znaczącą młódką, ale tak nie jest. – Dodał po chwili, tym razem nieco mniej smutnym tonem, jakby to robiło jakąś różnice.
Ona mówiła o swojej obietnicy względem Heulyn, on z kolei sam jej coś przysiągł. Powiedziała mu o dwójce dzieci, dał jej słowo, że o nie zadba.
– Ja też jej coś obiecałem... że zadbam o dwójkę naszych dzieci. Mogłabyś mi coś o nich powiedzieć? Nazywają się Fia oraz Shetani. – Zapytał dość niepewnie, teraz po wojnie był dość ciężki moment na spotkania z nimi, ale chciał chociaż coś o nich usłyszeć. Młoda wojowniczka jest chyba teraz jedyną osobą, którą może o to zapytać.
Kalina coś w nim zobaczyła... zawsze ciekawiło go co też to było. Na jej miejscu wybrałby każdego innego smoka, a nie takie smutne i przygnębione coś, czym był od dłuższego czasu. Wrócił wspomnieniami do chwili gdy spotkał się z nią pierwszy raz... Lustrzany Las. Tak bardzo mu wtedy pomogła, tak bardzo on pomógł jej. Uśmiechnął się do swoich myśli i wspomnień, a potem zwrócił uwagę na to coś co pojawiło się przed jego pyskiem. Wisiorek z kłem Kaliny.
– Pozłacane Milczenie, dziękuje Ci za ten naszyjnik. Ten gest... naprawdę wiele dla mnie znaczy. – Powiedział, tak samo poważnie, a potem sięgnął łapą po ów podarunek i delikatnie założył go na swoją szyję.

: 08 paź 2017, 14:26
autor: Ukryta Intencja
Wyczuła jego słabość i nieco załamany głos. Strata Heulyn musiała bardzo mocno odbić się na jego całym jestestwie, podobnie jak i na duszy Dirlilth. Samiczka jednak nie mogła sobie pozwolić na okazywanie słabości, okazała ją raz kiedy pobiegła ratować to co zostało z jej stada. Została za to ukarana. Musiała zapamiętać tą lekcję i skupić się na tym by wzmocnić charakter i ciało. Wyrzucić rozpacz, schować wspomnienia o matce gdzieś głęboko. Zakończyć ten rozdział w swoim życiu właśnie rozmową ze smokiem który kochał jej matkę jak i ona kochała jego.
-Nie mów tak.– powiedziała może nieco zbyt ostro czując jak piasek pod jej łapą zaciskany jest przez nią stanowczo zbyt mocno.
-I co byś niby zrobił. Moje stado pragnęło waszych ziem. Mógłbyś prosić o spokój, o zaprzestanie walk, mógłbyś nawet stanąć pomiędzy moją matką a tym który ją zabił i wiesz co by się stało? Historia mogłaby wyglądać inaczej, Zmora mogłaby nie paść, Licho mógłby żyć i to oni wtedy by cię dopali.– pokręciła łbem chcąc by zrozumiał, że jej bracia i siostry nie przejmowali się czymś takim jak miłość. Sama jeszcze nie rozumiała tego słowa, było obce... poza tymi chwilami szczęścia z Huelyn. Czymże jednak była miłość pisklęcia do matki w porównaniu do miłości jaką czuły między sobą dwa dorosłe smoki.
Poczuła faktycznie różnicę, złoty samiec nieco pozbierał się w sobie, subtelnie ale jednak. I dobrze... zawsze była otoczona przez silne samice widząc więc jak słaby może być samiec, wcale nie napawało ją to chęcią do poznawania innych.
-Jesteś albo miły, albo na prawdę tak uważasz co jest... dziwne, ale dziękuje.– rzuciła krótko nie wiedząc co o tym sądzić. Była młoda i brakowało jej jeszcze pary w łapach. Udowodniła na wojnie, że mogła stać dłużej niż inni ale nadal nie czuła się prawdziwym championem.
-Shentani to słaby samczyk który cały czas ukrywał się między łapami mojej matki lub siostry. Jeśli nie weźmie się w garść...– urwała nagle i chyba dobrze. Z resztą czy musiała kończyć tę myśl?
-Fia jest obiecująca, jest bystra i niezwykle podobna z wyglądu do Heulyn. Więcej nie powiem ci na ich temat bo nie spędzam z nimi aż tyle czasu. Muszę być silna.– dodała ostatnie zdanie jakby zupełnie abstrahujące od reszty. Nie miała czasu dla stada skoro musiała stać się jego obrońcą, nie miała czasu na rozmowy i zabawy skoro musiała umieć bronić słabszych. Czyż to nie ironia losu? Oddawać całą siebie stadu którego członków się nie zna?
-Nie musisz dziękować Pozłacane Milczenie. Więcej ponad to i ponad obietnicę nie mogę już dla ciebie zrobić.– rzuciła spokojnie, nie potrafiła jednak przyzwać na swój pysk uśmiechu podobnie jak wcześniej samiec. Wspomnienia rozwiewał wiatr teraźniejszości... upokorzenie jakie zadała się Keez, słabe ogniwa w stadzie, mylne pojęcie miłości. Dirlilth była w tym wszystkim jedynie zagubionym młodym które wiedziało, że umie walczyć. Skoro umie walczyć i o to nikt nie ma do niej pretensji będzie więc upuszczać krew perfekcyjnie.

: 13 paź 2017, 23:33
autor: Szlachetny Nurt
Słabość... jeszcze kilka księżyców temu rozmawiał o tym ze swoim i uczniem i był przekonany, że coś takiego wcale nią nie jest. Ta cała sytuacja bardzo go dotknęła, to wszystko stało się w momencie, w którym nareszcie zaczął być szczęśliwy, niestety trwało to tylko chwilę.
Cierniowa miała rację, nie powinien w tym momencie przypuszczać co mogłoby się stać, równie dobrze wszystko mogło się zakończyć jeszcze gorzej. Kiwnął jej łbem.
Po prostu w takich chwilach zawsze próbował zwalić wszystko na siebie, jakby to mogło pomóc w czymkolwiek. Z jego perspektywy po prostu łatwiej było obwinić siebie, jednak z tyłu głowy zawsze wiedział, że jest to bezsensowne rozwiązanie.
No cóż, miły... jego słowa skierowane do smoczycy nie były tylko przejawem uprzejmości, po prostu mówił otwarcie, to co uważał. Według Obojętnego była to kolejna z jego wad i no w tym przypadku nie mógł się nie zgodzić, na szczęście potrafił jeszcze ocenić przed kim może się nieco bardziej otworzy.
– Po prostu otwarcie mówię to co myślę. A znaczysz chociażby więcej niż ta wasza przeklęta Przywódczyni, jako jednostka, ranga w tym przypadku nie ma znaczenia. – Skomentował jej odpowiedź.
Na pewno spore znaczenie miała w tym Kalina i sposób w jaki wychowywała swoje dzieci, zaobserwował to już wcześniej u Tiernana.
Nie musiała kończyć słów, gdy opowiadała o jego synu. Skoro wcześniej miał problemy, to teraz bez Heulyn... nie, nie mógł o tym myśleć. Fia... podobna do Kaliny, z tego co opowiedziała mu przed chwilą smoczyca, to wdała się w swoją matkę.
Po prostu musiał ich obu odszukać, zapewne Płaczowi, by się to nie spodobało, ale to przecież są jego dzieci. Mógł prosić o pomoc Cierniową, tak żeby się nimi zajęła... jednak i tak już za dużo dla niego zrobiła. Teraz musi się po prostu wziąć się w garść, już i tak za długo z tym zwlekał.
– Zapewne potrzebują teraz wsparcia bardziej niż ja sam, pewnie nie będzie to dla mnie najkorzystniejsze możliwe rozwiązanie, ale spróbuje się z nimi spotykać. Chociaż tyle mogę zrobić. – Powiedział spokojnie, miał tylko nadzieję, że do tego momentu nic im się nie stanie. Strata dzieci... to byłoby już dla niego za dużo.
– I tak zrobiłaś już dla mnie za dużo. – Przerwał na chwilę. – I do tego się naraziłaś, jak wspomniałaś na początku... Zmorze się to raczej nie spodoba. – Odpowiedział, podejrzewając jednak iż mało ją teraz obchodzi zdanie Przywódczyni, przynajmniej po tym co widział już na samej wojnie. Znając Upiorną... musiała się naprawdę nieźle wkurzyć na Cierniową.

: 20 paź 2017, 21:35
autor: Ukryta Intencja
Jej mały świat wywrócił się do góry nogami. Matka do której mogła się przytulić ją opuściła. Licho którego postrzegała za wzór wojownika nieomal idealnego prawie ją zabił. Przywódczyni której ufała i wpatrywała się w nią jak w obraz zabrała jej rangę pełnoprawnego członka stada. Młoda Ferida odeszła mówiąc otwarcie, że jest za słaba... Wojna na której nie mogła walczyć tylko z jednym smokiem, a dwoma lub więcej i to na śmierć i życie. Ileż miała księżyców? Patrzyła teraz na obwiniającego się Pozłacanego i marszczyła lekko brwi. Nie, nie chciała być taka. Żuchwa drgnęła jej mimowolnie, zacisnęła więc zęby i wbiła wzrok w ziemię pomiędzy łapami samca. Jeśli będzie musiała, przeleje morze krwi by pokazać, że jest inna.
Demony jej młodej duszy rozszarpywały jej niewinne jak dotąd serce. Keez chciała wojowników, nie pchanymi uczuciami smoków. Pusty wzrok uniósł się na starszego samca. Tak potwornie pozbawiony współczucia... proces jednak dopiero się rozpoczął, może nie było dla niej jeszcze za późno.
Przeklęta przywódczyni? Serce młodej zabiło mocniej, źrenice zwęziły się wyrazie gdy patrzyła teraz wprost w pysk samca.
-Nie rozśmieszaj mnie.– odważyła się rzucić choć przecież smok był od niej starszy. Patrzyła na niego wzrokiem pełnym bólu i złości
-Dopóki nie zyskam mocy by ją zabić, nie znaczę więcej. Dopiero gdy poczuję jej zastygającą krew...– przerwała nagle.
-Nie ważne.– syknęła marszcząc brwi. Była tu by uświęcić imię swej zmarłej matki. Nie sądziła, że będzie to aż tak trudne. Mamo... czemu opuściłaś mnie tak szybko. Zdawała się mówić jakaś część jej jaźni.
Rozmowa zeszła jednak na pisklęta należące do samca. Dirlilth mogła przepędzić z łba myśli dotyczące Keez choć te prześladowały ją non stop.
-Czemu miałoby to nie być dla ciebie najkorzystniejsze? Ja swego ojca nie znałam mimo iż podobno uciekł z Ognia do Cienia i wiesz co? Nie obchodzi mnie co się z nim stało. Zjadły go hieny, równinni czy choroba. Naszczałabym na jego czaszkę. Jeśli nie chcesz by tak o tobie myślały twoje pisklęta... lepiej zaistniej w ich życiu. – powiedziała poważnie marszcząc brwi. Nie wiedziała o problemach Pozłacanego niemal nic. Wyraziła jedynie własne odczucia.
-Zmora się nie dowie chyba że ty jej powiesz. Dlatego niech to spotkanie pozostanie w tajemnicy jak i każde kolejne jeśli tylko będziesz takowego chciał. Może jest stara i sprytna, ale nie sprytniejsza ode mnie.– rzuciła nieco chłodniej niż dotychczas. Tak młoda... tak psująca się.

: 27 paź 2017, 22:47
autor: Szlachetny Nurt
A więc i ona nie darzyła szczególną sympatią Zmory. A przecież niedawno, gdy ich wszystkich wezwał prorok... wydawało się, że łączyły je bardzo dobre stosunki. Oczywistym był fakt, że Rytuałowi nie spodobał się przebieg wojny. Nie był świadkiem wszystkich wydarzeń, które miały tam miejsce, jednak widział dostatecznie dużo. Młodą smoczycę, która nawet nie powinna w tej wojnie brać udziału, opłakującą śmierć matki, zamiast walczyć dalej. Jej nienawiść do Zmory nie mogła brać się z niczego, to też podejrzewał, że coś później musiało się wydarzyć. Kara? Tylko jak duża...
Nie chciał o to pytać, bo zapewne byłby dla niej to dość nieprzyjemny temat.
– Coś już masz. – Stwierdził, przez chwilę patrząc się na smoczycę. – Nienawiść, jak sądzę. A takowa tnie bardziej, niż pazury czy kły. Rani mocniej niż smoczy oddech, czy cokolwiek innego. – Powiedział dość poważnie. Sam zawsze starał się opanować to uczucie, jednocześnie nie stając się przy tym zobojętniały na wszystko. Ale cóż... sam nie doświadczył czegoś takiego jak ona.
– Nie tylko ty chciałabyś poczuć jej krew. – Rzucił po chwili, nie mając jednak na myśli tylko konkretnie siebie, a też wielu innych. I to właśnie czyniło z Cierniowej kogoś więcej.
Po następnych słowach smoczycy, mógł już wiedzieć, że nie patyczkowała się w słowach. Nie mógł jednak zaprzeczyć temu co mówiła. Tak właściwie, to nie do końca chodziło mu o niekorzystności wynikające z samego spotkania, a raczej jego ewentualne późniejsze konsekwencje.
– Po prostu moje stado mogłoby nie być z tego faktu zadowolone. Zwłaszcza po wojnie. Jednak mało mnie to teraz obchodzi, praktycznie wcale. Dlatego właśnie się na to zdecydowałem. – Powiedział, jednak nie wyrażając przy tym jakichś szczególnych emocji.
– Stara jest, owszem. Nie przesadzałbym jednak z nazwaniem jej sprytną. – Powiedział, a kąciki jego warg delikatnie się uniosły. – Teraz? Nie dowie się o tym, wybrałaś dość ustronne miejsce. – Znów na chwilę przerwał. – Myślałem raczej o czasach późniejszych. – Dodał po chwili, chcąc nieco uściślić swoje poprzednie słowa. Nie podejrzewał, że Zmora się o tym dowie. To było trochę dziwne, jednak po prostu nie chciał, żeby młoda cierpiała jeszcze bardziej.
– Tak jak mówiłem, sporo dla mnie zrobiłaś, nie tylko czynami, a chociażby zwykłymi słowami. Nie mogę więc tego nie odwzajemnić. – Znów na chwilę przerwał, zastanawiając się nad swoimi następnymi słowami. – Jeżeli ty będziesz potrzebowała chociażby zwykłego spotkania czy rozmowy... możesz na nie liczyć. – Dodał po chwili, dość spokojnym głosem.

: 01 lis 2017, 16:43
autor: Ukryta Intencja
Kim niby była by zaprzeczać starszemu od siebie. Nie wiedziała czym różni się prawdziwa nienawiść od zranionej dumy młodego smoka. Teraz mogła nie myśleć jasno, mogła chcieć jakiejś chorej zemsty bo ktoś dał jej po łapach. To było jednak bardziej skomplikowane. Została ukarana bo rozpaczała nad stratą mentorki, mamy i wzoru bycia wojownikiem. Westchnęła ciężko i skinęła głową jakby od niechcenia. Nienawiść tnie mocniej niż pazury? Nie wydawało jej się... ale nie znała się jeszcze. Emocje były złe, czy nie tak powiedziała Zmora?
-Wiem, znam co najmniej dwa stada które życzą jej śmierci, a ja... ja obiecałam chronić zarówno ją jak i moje stado Pozłacany.– odparła patrząc mu w ślepia. Taka zdrada przekreśliłaby ją nawet w ślepiach bogów, a samiec... czy on jej nieświadomie nie podpuszczał? Młódce ciężko czytało się miedzy wierszami. Czasem czuła się jak narzędzie w łapach starszych.
Co do tematu na temat młodych, wszystko już zostało według niej powiedziane. To, że on chciał się zająć swoimi dziećmi nie powinno mieć znaczenia w jego stadzie. Nadal był im przecież oddany gorzej... gorzej jeśli jego syn w końcu weźmie się w garść i pod okiem Keez stanie się mordercą jak większość z nich. Jasnym było, że Zmora nie była chyba najlepszą matką. Czy jednak Dirlilth to sugerowała? Nie, nawet nie zdziwiłaby się jeśli Shentani zabiłby ojca. Dlatego musiał zaistnieć w jego życiu jeśli tego nie chciał.
Niech inni widzą nas jako słabeuszy... nagle we łbie młodej rozległ się syk. Drgnęła... było to spowodowane słowami Milczącego o tym, że Keez nie była sprytna. Powiedziała mu coś czego nie powinna a on nie uwierzył. Uśmiechnęła się smutno i pokręciła łbem.
-Masz rację.– Keez jest sprytniejsza od was wszystkich... dopowiedziała w myślach. Nawet chcąc kogoś ostrzec... miała ochotę parsknąć.
-Czasy późniejsze? Nie myślę o nich jeszcze. Muszę przeżyć to co życie rzuca mi pod łapy tu i teraz. Nie mam na tyle energii by jeszcze walczyć z przyszłością.– odparła marszcząc brwi. Niektórzy jej rówieśnicy dalej się bawili, a ona?
-Dobrze więc zapamiętam. Wezwę cię Pozłacane Milczenie skoro obiecujesz zapamiętam to.– dodała patrząc mu w ślepia i wstając powoli. I cóż możesz poradzić...
-Dzięki za pomoc i za przybycie tu.– rzuciła nagle i zaczęła powoli odchodzić w stronę kurhanu Cienia.
-Jeśli nie wykrwawię się na arenie, jeszcze się spotkamy.– rzuciła zerkając na niego znad swojego barku i zniknęła we mgle.

/zt

: 05 sty 2018, 18:11
autor: Rhaegranthur
Ciężko było upakować tego małego uparciucha na plecy, albo też ciągnąc obok siebie. Nie wiedzieć czemu, ale chyba nie przepadał za własnym ojcem. I czemu?! Przecież mając do wyboru porzucenie jajka, a zaopiekowanie się nim wybrał to drugie. Może powinien mu kiedyś powiedzieć, że groziło mu pożarcie przez matkę? Ech lepiej nie... pewnie wtedy usłyszy jak bardzo wolałby taką wersję niż teraz mieszkanie z tatą. Zmarszczył brwi obserwując nagrobki obcych mu smoków. Nie było jednak wyjścia, musiał oddać Tiala komuś pod opiekę. Jeden nie potrafiący o siebie zadbać dorosły na ziemiach wspólnych stanowczo wystarczy. Jedyny samotnik na całych wolnych terenach.
-Nie ociągaj się Tial.– rzucił do syna. W sumie nie miał czym się martwić... młodzik pewnie podskoczy do góry z radości kiedy się dowie, że trafi do stada po opiekę innych smoków niż Rhae. Samiec uniósł pysk i ryknął donośnie w stronę jak mu się zdawało terenów Wody. Czemu nie Ziemi skoro stamtąd pochodził jego ojciec? Tę tajemnicę zatrzyma już jednak dla siebie. Wzywał pomocy, wzywał alfę stada nawet z ochroną jeśli tego potrzebował.
Oby tylko przyjął Tiala nie robiąc problemów... zerknął z góry na pysk synka.

: 06 sty 2018, 15:26
autor: Szlachetny Nurt
Ostatnimi czasy dość często był wzywany, tym razem jednak głos pochodził z jak mniemał.... dobrze znanego mu miejsca. Jednak ryk ten nie był mu znany, to też nie wiedział, czego mógł się spodziewać. Nie miał jakichś specjalnie ważnych zadań, to też od razu wzbił się powietrze i ruszył do miejsca, z którego to dochodził ryk. Tajemniczy smok zapewne nie musiał czekać zbyt długo, bo też po chwili mógł ujrzeć powolnie zbliżającą się do niego złotą sylwetkę.
I miejsce to tak jak podejrzewał okazało się Kurhanem Pamięci. Cóż za ironia... cmentarz ten znał już dosyć dobrze, dlaczego tyle smoków wyciąga go akurat tutaj?
Nie mógł ukrywać, że widok czekających na niego smoków nieco go zdziwił. Wyglądali dość... ciekawie, zapewne był to jakiś odrębny gatunek smoków, o którym jeszcze wcześniej nie słyszał. Albo jakaś przedziwna mieszanka ras, jednak nie miało to szczególnego znaczenia... po prostu byli nieco inni.
Był jeszcze jeden istotny szczegół – nie wyczuł żadnej stadnej woni. Co oznaczało, że byli to z pewnością samotnikami, a tym samym nasuwało mu się kilka myśli na ten temat.
Nie bawił się jedna w domyślanie się, co też ten starszy smok mógł chcieć od niego. I tak będzie musiał zapytać, prawda?
– Witaj. – Przywitał się krótko, bez większych emocji. – Zakładam, że ryk który rozniósł się na terenach Wody, pochodził właśnie od Ciebie. – Przeniósł odruchowo wzrok na młodego samczyka... raczej nie był tutaj przypadkowo.
– Co też masz mi do przekazania? – Dodał po chwili... zapowiadało się na dość interesującą rozmowę i być może nawet korzystną dla jego stada. Które niestety w ostatnich czasach nie miało się zbyt dobrze. To też gdyby ten samotny ojciec z synem chciał dołączyć do Wody, to mogłoby być to naprawdę dobrą okazją do chociaż częściowego odbudowania strat.
Jednak równie dobrze mogło być to coś prozaicznego, jak chociażby prośba o przekazanie pożywienia. O co chodziło naprawdę? Tego dowie się pewnie już za chwilę, póki co oczekiwał na odpowiedź ze strony tajemniczego smoka.