Strona 2 z 39

: 24 sty 2014, 19:10
autor: Zaklinacz Cieni

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Kalhair również spojrzał w górę. Jego matka powiedziała mu, że gdy smok odejdzie do zaświatów, jego dusza zalśni jako gwiazda na nocnym niebie. Odtąd nie potrafił się zachwycać tym widokiem. Wydawał się mu on przygnębiający.
– Cieszę się, że ci się podoba. Rozejrzyj się uważniej. Na wschodzie znajduje się stado Ziemi, na północnym-zachodzie stado Ognia, a trochę dalej stado Wody. – Wskazał mu kierunki łapami. – Zauważysz od razu, że najwięcej lasów jest po stronie Ziemi, pustyń w Ogniu, a rzek w Wodzie. Stąd wzięły się ich nazwy.
Uśmiechnął się lekko do syna, widząc, że ten bardziej troszczy się o członków stada niż o siebie.
– Bez obaw, młody, dla nich też znajdzie się miejsce. Każdy wybierze taką grotę, jaka będzie mu pasować.
Dolina Smoków Cienia obfitowała w rozmaite jaskinie i jamy. Kalhair nie wątpił, że każdy z nich znajdzie dla siebie idealne schronienie.
– Masz rację, nic nie trwa wiecznie – powtórzył, mrużąc bladoczerwone ślepia. – Dlatego musimy być gotowi. Co do naszych terenów, tak, nie mamy ich wiele. Poszerzenie granic nie tylko ułatwi nam polowania, ale też polepszy pozycję Cienia wśród innych stad.
Niech Ant poczeka, a sam sobaczy, co szykuje Kalhair. Wolne Stada czekają naprawdę... ciekawe czasy.
– Smoki z naszego rodu są krzyżówką północnego z pustynnym. Dlatego możemy mieć zarówno łuski, jak i futro. Twój dziadek dokładnie jak ty. – Dobrze, że Antrasmer był za młody, żeby podejrzewać swojego wuja o swoje ojcostwo. Tylko tego by brakowało... Nie, Kalhair za bardzo ufał Talaith i nie dopuszczał do siebie tej myśli, nawet jeśli w rzeczywistości Antasmer przypominał bardziej Mawgana niż swojego dziadka.

: 24 sty 2014, 20:08
autor: Spojrzenie Mroku
Pisklak słuchał słów ojca. Po chwili jednak powiedział:
-Mama mi o tym mówiła.
Zachował się trochę niegrzecznie tak krótko podsumowując temat, informując przy okazji że był on niepotrzebny. Po chwili przyszedł mu do łba pewien pomysł.
– Tato? Dziadek był przywódcą, ty jesteś przywódcą, a wujek zastępcą... Czy to oznacza... że ja zostanę przywódcą albo zastępcą?!? -zapytał się nagle.
W sumie było to logiczne. A może to tylko zbieg okoliczności?

: 01 lut 2014, 18:16
autor: Zaklinacz Cieni
Kalhair sapnął cicho, powstrzymując się jednak od wywrócenia oczami. Nie zdziwi się, jeśli jego roztargnione młode zapyta o to jeszcze jednego członka rodziny, a potem oświadczy, że to było niepotrzebne, bo od dawna wszystko wie.
Zaklinacz nie przypuszczał, że Antrasmer zacznie się tak szybko interesować przywództwem w stadzie. Płowy przechylił łeb na bok, zastanawiając się nad odpowiedzią. W Stadzie Cienia władza od zawsze należała do jednej rodziny, ale nie musiała przechodzić z ojca na syna.
– Niekoniecznie – powiedział wprost. Kalhairowi zdecydowanie brakowało delikatności. – Równie dobrze władzę może objąć twoje młodsze rodzeństwo albo dzieci Kheldera.
Uśmiechnął się chytrze.
– Rangi przywódcy nie dostaje się za nic, trzeba sobie na nią zasłużyć. I nie jest to coś, co można określić w paru zadaniach do wykonania. Po prostu żyj tak, żeby stado mogło być z ciebie dumne.

: 01 lut 2014, 20:51
autor: Spojrzenie Mroku
Ant przysłuchiwał się słowom ojca głęboko się nad nimi zastanawiając. Nie pomyślał że może w przyszłości mieć rodzeństwo. Tak samo nie myślał że Uśmiech też może mieć potomstwo. Nie było to jednak coś, czym pisklak by się przejął. Ojciec bywał często bardzo zajęty, a przecież był magiem, a nie łowcą, którym chciał zostać Ant. Mag ma ciężkie życie, pełne walk, lecz obowiązki nie pochłaniały tyle czasu co obowiązki łowcy, który potrafił spędzić kilka dni na polowaniu bez przerwy. To sprawia że obowiązki łowcy i przywódcy są trudne do pogodzenia
-Rozumiem -rzekł krótko, po czym, wciąż patrząc się na góry, dodał:
-Dam z siebie wszystko tato. Obiecuję że będziesz ze mnie dumny
Antrasmer miał mało czasu by porozmawiać z często zajętym obowiązkami ojcem i powiedzieć mu coś ważnego, od serca. Kochał swojego tatę i lubił z nim spędzać czas.
-Tato? -zagadnął po chwili malec- Ponoć każdym stadem opiekuje się jakiś bóg. A kto opiekuje się nami?
Pytanie nie brało się znikąd. Słyszał dużo ciekawych rzeczy o bogach od Uśmiechu i miał nadzieję że opiekunką ich stada jest Lehea i Nenya. Bardzo spodobały mu się te dwie boginie

: 05 lut 2014, 12:20
autor: Widząca Łuska

Czyż to nie jest okrutne?
Zostawić swoje pisklę w środku puszczy, z góry stwierdzając, że nie będzie z niego pożytku. Z góry uważając, że to co znajduje się w małym jaju, pokrytym niezdrowo białą skorupką, nie wyrośnie na silnego smoka.
Niektórzy postępowali w ten sposób z wieloma potomkami. I prawdopodobnie mieli rację. Smoki nie były istotami zbyt sentymentalnymi, nawet swoich partnerów wybierały bardziej w celach poszukiwania okazji do wzmocnienia stada silnymi genami.
Małe jajo leżało skryte pomiędzy korzeniami wysokiego drzewa od dwóch dni. I nie wyglądało na to, że ktoś się nim zainteresuje.

: 05 lut 2014, 18:47
autor: Uśmiech Szydercy.
Jak dobrze, że to jego rodziciele nie pozostawili samego sobie, gdy jeszcze siedział w jaju, co jednak z pewnością by zrobili, gdyby wiedzieli, jaka bestia się z niego wykluje. I nie byłoby to niczym dziwnym, smoki rządziły się swoimi prawami, lecz stado Cienia miało własne, jeszcze bardziej barbarzyńskie i okrutne. Nie próbowali zwalczyć w sobie zwierzęcych instynktów.
Białe jajo przykuło uwagę Kheldara. Smolisty samiec zbliżył się doń i przyjrzał uważnie. Zbliżył doń łeb i obwąchał, a potem przystawił doń ucho. Ze środka nie dochodziły żadne odgłosy, a zapachu nie znał. Jednak nie sądził, by było smocze – takie są zawsze kolorowe, nieprawdaż? W sumie nie był pewien, znał się na rodzicielstwie jak Instynkt na polowaniu – czyli w ogóle. Jajo było małe, białe... zapewne gryfie. Może miało już jakiegoś rozwiniętego zarodka w środku? Tak czy siak, będzie z niego dobra przekąska. Mały kawałek mięska tudzież jajecznica. Nie pogardzi niczym.
Chwycił jajo w łapę i podrzucił nim kilka razy, zaciskając nań czarne szpony, po czym wzbił się w powietrze, lecąc do swej groty.

zt

: 09 mar 2014, 22:14
autor: Esencja Przeszłości
Wyruszyłam bladym świtem ze swej jaskini, zostawiając w niej Sokoła, a także Lumosa. Nie mogłam wszędzie prowadzać swego najmłodszego syna, musiał nauczyć się żyć w ciężkich warunkach, jakie panowały w Cieniu. W Wodzie zapewne ciągle byłabym przy nim, ale nie w Cieniu. Musiał zacząć naukę usamodzielniania się.
Wędrowałam przez tereny wspólne, zmierzając do Dziekiej Puszczy, do starego drzewa, niezbyt często uczęszczanego miejsca. Moje łapy zanurzały się w śniegu, na który zaczęłam patrzeć z nostalgią. Tak długo już leżał, brakowało mi widoku zieleni traw i koron drzew, pstrych barw kwietnych łebków, ciepłego wiatru i przyjemnego ciepła Złotej Twarzy. Pora jednak nadal nie chciała się przekształcić w to, co powinna. W czas roztopów i odrodzenia pierwszych kwiatów. Czułam głód, a nie chcąc zabierać mięsa z zapasów przeznaczonych dla kompanów i naprawdę potrzebujących jednostek, zgłosiłam się do jedynego smoka, który przyszedł mi do łba – do syna. Czy zechce mi pomóc? Czy już zdążył zmienić rangę i stać się Łowcą? Sądziłam, że właśnie tak było.
Przystanęłam pod osłoną korony drzewa i wysłałam krótką mentalną wiadomość do Wyblakłego Kolca. Jakie miano przyjął? Kim się stał? Czy nadal był tym cichym samczykiem?

: 13 mar 2014, 15:48
autor: Gra
Wyśniony przybył do Dzikiej Puszczy, gdy tylko usłyszał magiczną wiadomość wysłaną przez Esencję. Nie spodziewał się, że mama będzie go o coś prosiła, ale w końcu był łowcą, dużo smoków zwracało się do niego z prośbą o mięso. Zjawił się w wyznaczonym miejscu, po czym podszedł do uzdrowicielki i skinął jej głową.
Cześć mamo – powiedział cicho.
Usiadł na śniegu, a obok pojawiła się porcja mięsa dla głodnej smoczycy. Przywódca wpatrywał się w nią smutnym wzrokiem i nie odzywał się ani słowem. Wciąż bolało go to, że jego matka zdradziła ich stado, uciekła do Cienia, ale nie był za to na nią zły, nawet pomimo tego, że walczyła przeciw nim podczas wojny. Jeśli chciała zmienić stado i tam być szczęśliwa to nie mógł jej tego zabronić.

: 13 mar 2014, 17:31
autor: Esencja Przeszłości
Czas upływał, a ja nie widziałam syna. Może nie chciał się ze mną widzieć? Ale czy wtedy nie dałby mi jakoś o tym znać? Może nie... przecież ja odeszłam bez słowa. Westchnęłam cicho i wstałam, byłam gotowa odejść, gdy usłyszałam skrzypienie śniegu, świadczące o tym, że ktoś zbliża się w moją stronę. Dostrzegłam młodego samca, już nie pisklę, ale też nie zupełnie dorosłego, chociaż jego poważny, smutny wyraz pyska skutecznie go postarzal. Moje serce drgnęło boleśnie, ale już nic nie mogłam na to poradzić...
Witaj, synu – przywitałam go w odpowiedzi swym cichym głosem, a następnie spojrzałam w stronę martwego zwierza, który się przede mną pojawił. Mój żołądek ścisnął się boleśnie, byłam wychudzona i osłabiona, zbyt wiele czasu minęło od mojego ostatniego posiłku. Dlatego też zębiskami schwyciłam kark zwierzęcia i przysunęłam ku sobie, opierając na nim przednie łapy, aby rozerwać twardą skórę podbrzusza. Posilałam się szybko, czując jak zastygła posoka osiada mi na pysku i łapach, ale tego nie dało się uniknąć, gdy wsadzało się pysk do brzucha zwierza. W końcu wyjadłam wszystko, co mogłam zjeść, zostały jedynie skóra i kości, które przesunęłam bardziej w głąb Puszczy, aby resztkami mogły zająć się drapieżniki, oczyściłam futro i łuski z posoki, a następnie wróciłam do syna. Utkwiłam w nim nieco zmartwione wejrzenie czarnych ślepi, kołysząc lekko długim, pasiastym ogonem.
Czy coś się stało? – spytałam, przyglądając mu się z uwagą.

: 24 kwie 2014, 8:51
autor: Widząca Łuska
Blisko Prastarego Drzewa zjawiła się ślepia, złotołuska smoczyca. Kleryczka Cienia szła pewnym siebie krokiem, sprawdzając magiczną sondą teren tuż przed sobą – żeby się przypadkiem nie zabić, wpadając na drzewo. Wzięła się porządnie za swoje szkolenie, a że nie miała wiele opcji do wyboru... postanowiła nauczyć się podstaw magii ataku i obronnej od smoka Ognia. Nie znała Krzyku Honoru zbyt dobrze, ale nie mogła ciągle zajmować czasu zajętej Esencji Maddary. A więc przybyła. I czekała na nauczyciela.

: 24 kwie 2014, 12:53
autor: Krzyk Honoru
Jak zwykle spóźniony!
-No rusz się tato!– ponaglałem ojca, który leciał za mną i coś tam mamrotał pod nosem. -Trzeba było zostać w jaskini, skoro teraz narzekasz!– warczałem. Coś ostatnio ten mój staruszek jest nie w humorze i odbija się to na mnie. Wylądowałem przed obcą mi młodą samicą.
Witaj, jestem Krzyk Honoru. Czy to ty jesteś Widząca Łuska?– zerknąłem badawczo na złotołuską. Jeśli to ona to na prawdę wybrała sobie ciekawe imię. Bo jeśli mnie wzrok nie myli to chyba ma coś z oczyma, albo po prostu mają tak jasny kolor....No nic, pewnie zaraz się dowiem.
-To od czego chcesz zacząć? – przeszedłem od razu do sedna po tej krótkiej prezentacji. Naburmuszony ojciec siadł gdzieś z dala od nas i nawet nie zerkał w naszą stronę....jak zwykle fochy w nosie.

: 25 kwie 2014, 6:29
autor: Widząca Łuska
//Jaki ojciec? Wtf?

Kłopot uśmiechnęła się serdecznie jedynie, choć trochę zdziwiło ją to, że dorosły Czarodziej Ognia przybył na naukę... z ojcem. Czy oni wszyscy tacy byli? Przyprowadzali swoich rodziców? Jakoś w to nie wierzyła. Wyobrażała sobie raczej ich jako wielkich, nieustraszonych wojowników. Nie uśmiechała jej się nauka z tym dziwnym towarzyszem. Ale żadnej z tych myśli po sobie nie zdradziła. Jak zwykle ze słodką, zadowoloną minką, wręcz zniewalającą.
– Tak, to ja – potwierdziła krótko. – Najlepiej od magii obronnej, jeśli możesz, Honorze.

: 25 kwie 2014, 8:10
autor: Krzyk Honoru
//Wytwór wyobraźni. Trzeba było poczytać moje kp :P

Westchnąłem ciężko kręcąc łbem. Obrona....tyle się z nią namęczyłem. Na chwilę oderwałem się od tego miejsca i przeniosłem do niedalekiej przeszłości, kiedy to Niegasnąca Iskra się mną zajmowała. Szkoda, że już jej nie ma. Była moją przyjaciółką w tym pełnym wrogości stadzie.
Ale wróćmy do rzeczy. Obrona. Dla Widzącej Łuski.
-Niech będzie. Więc na początek powiedz mi jak możesz się bronić za pomocą magii. Jakich osłon używać, z czego je budować. Wiesz coś na ten temat?

: 25 kwie 2014, 15:55
autor: Widząca Łuska
//Jeju, właśnie chciałam, ale spieszyłam się, 10 minut do autobusu do szkoły... Przepraszam.

Widząca uśmiechnęła się przepraszająco, choć dalej z konsternacją, słysząc westchnięcie Krzyku. Coś się stało, powiedziała coś nie tak? Może to była zła odpowiedź? Lecz samiec był jak widać dość spokojny i sympatyczny (mimo dziwnego zwyczaju chodzenia wszędzie z tatą). Na pytanie przekrzywiła łeb. O jej, znowu jej zadają pytania, na które... cóż. Ciężko odpowiadać, nie mając wcześniej styczności z tematem. W jej stadzie nie było czarodziei. Jedynie Złota Łuska coś ćwiczyła, ale trzymała się wtedy od niej z dala. Nie żywiła wielkiej sympatii do Kadmy.
– Budować za pewne trzeba je... z magii – powiedziała niepewnie. Brzmiało zbyt oczywiście. – Z maddary, znaczy się. Pewnie tworzy się osłony, które są silne i trwałe. Po prostu. Mocne.
Oczywiście, że nie uwzględniła w swojej wypowiedzi wielu faktów. Ale także wiele nie wiedziała.

: 25 kwie 2014, 19:29
autor: Krzyk Honoru
// Przecież nie masz za co przepraszać ;) Bez spiny...


Patrzyłem na samicę z lekkim uśmiechem na pysku. Ciekawa istotka, przynajmniej tak wydało mi się po pierwszym wrażeniu.
Słysząc jej odpowiedź zaśmiałem się cicho. Ale nie był to śmiech wredny, o nie, to był taki przyjacielski chichot.
-To, co powiedziałaś jest oczywiście prawdą, jednak trzeba to troszkę sprecyzować.– odparłem. Cóż, ja też nie lubię zaczynać od teorii, ale jak bez niej prowadzić dobrze trening praktyczny? Nie da się!
-No więc od początku. Mamy kilka rodzajów obrony magicznej. Tarcze, czyli zazwyczaj prostokątne, kwadratowe, czy okrągłe, jak tam wolisz, miejscowe twory. To są takie ścianki, które możesz stawiać przed sobą, za sobą, gdzie chcesz. Dalej mamy kopuły. To są takie półkule, które stawiasz nad sobą, by całkowicie cię chroniły. Jest także osłonka na łuskach, to taka druga skóra. Wyższy poziom wtajemniczenia, ale przydatny, gdy bronisz się bezpośrednio przy ciele. Możesz robić też bańki wokół np. samego łba. – mówiłem powoli, tak by ze spokojem mogła sobie wszystko układać. Wiem, że informacji jest dość sporo, ale są istotne i pominąć ich nie można.
-Tarcze robisz ze wszystkiego, co się da. To znaczy, możesz korzystać z ognia- wyśmienity do obrony przed lodowymi kolcami, czy innymi morskimi falami. Możesz korzystać z lodu, czy skały. Najtwardsza obrona chyba powstaje przez użycie właściwości diamentu. Przynajmniej tę najczęściej się stosuje. Jeśli chcesz i zajdzie taka potrzeba możesz korzystać z kwasów, trucizn i innych tego typu substancji. Wszystko zależy od rodzaju ataku. – oznajmiłem i znów na chwilę przerwałem. -Ufff trochę tego dużo.– zaśmiałem się. – Mam jeszcze kilka istotnych wskazówek. Przede wszystkim, to tak na przyszłość tworząc wszelkiego rodzaju kopuły, bańki wokół pyska, osłonki na całym ciele musisz pamiętać o właściwości, która powozili ci na oddychanie. Zawsze musisz dodać przepuszczalność obrony, bo inaczej sama siebie wykończysz. Dalej, jeśli atak jest podwójny, to znaczy składa się z dwóch żywiołów, czy nawet większej ilości. Swoją ochronę nakładaj warstwami. Pamiętaj,że musi cię bronić przed wszystkim. Dajmy na to, jeśli zaatakuję cię lodowym kolcem, a w środku będzie płynna magma, musisz bronić się i przed lodem i przed oparzeniami. Żeby jedna warstwa nie neutralizowała drugiej możesz dodać cienką warstwę ochronną z maddary, która temu zapobiegnie. – zamilkłem zastanawiając się co jeszcze.– Hmmm....Ah! Już wiem! Oczywiście każde tworzenie obrony wygląda tak jak przy magii precyzyjnej. Dokładne, szczegółowe wyobrażenie tego co ma powstać. W którym miejscu, jak grube, jak twarde, jak zimne, gorące, czy co tam jeszcze będziesz robić.... No i tyle z teorii. Chyba, że masz jeszcze jakieś pytania.– zamilkłem dając jej czas na przetrawienie moich słów.
-To teraz ja będę cię atakował, a ty będziesz się bronić. Najpierw oczywiście proste ataki, mało skomplikowane, z jednego żywiołu. Zacznijmy od ognia...– zamilkłem i posłałem w kierunku samicy małą ognistą kulę. Czerwone i pomarańczowe płomienie tańczyły wesoło niszcząc idealny kontur kuli. Z mojego tworu biło gorąco. Kula leciała w kierunku klatki piersiowej samicy. Bardzo wolno, tak, by Łuska miała czas na przygotowanie swojej pierwszej obrony.

: 25 kwie 2014, 21:21
autor: Widząca Łuska
Słuchała w spokoju opowieści Krzyku Honoru, czując zarazem narastającą fascynację jak i zdezorientowanie. Informacji było dużo, choć na szczęście były dość logiczne i uporządkowane. A więc w skrócie... miała przy pomocy magii tworzyć osłony. Mogły mieć różne właściwości przypisane różnym żywiołom. Mogła również łączyć różne warstwy.
– Po co łączy się lód z magmą? Skąd mam wiedzieć, że ktoś ukrył magmę w takim kolcu? – dopytywała się w trakcie, nim Krzyk Honoru zdążył skończyć swoją opowieść. Skubała każdy kawałek wiedzy. Wszystko może się przydać... nie może być przecież bezbronna w przyszłości, nawet jako Uzdrowiciel.
Wysłuchała wykładu do końca i pokręciła głową na znak, że więcej pytań nie ma. Chwilę czasu zajęło jej zorientowanie się, że Krzyk najwyraźniej coś zrobił – nie była w stanie ujrzeć kuli ognia. Słyszała jedynie syk towarzyszący spaleniu, prawdopodobnie spalaniu maddary Honoru. Leciała stosunkowo powoli, a Czarodziej z pewnością nie zamierza jej zranić. Nie stresowała się więc zbytnio. Wszystko na spokojnie.
Skupiła się i sięgnęła po zapasy maddary, skryte w jej małym światku, który wizualizowała jako ogromne jezioro pełne magicznej mocy. Zadanie nie wyglądało na skomplikowane. Wyobraziła sobie kopulę, szczelnie otaczającą ją ze wszystkich stron. Miała przepuszczać powietrze, ale zarazem być (tylko od zewnętrznej strony) na tyle lodowata, aby z łatwością pokonać płomienie. Bez większego wahania tchnęła w swój twór maddarę.