Strona 8 z 27
: 27 sie 2017, 17:52
autor: Ostatnie Ogniwo
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Zaśmiałem się kiedy to smoczyca cały czas próbowała wyjść na swoje. Mnie nie okłamiesz. Potrafię wyczuć kłamstwo na kilka skoków, zawsze coś jest podejrzane.
–
Nie okłamałem cię. Powiedziałem, że mam futro co było prawdą o łuskach nie wspomniałem, a tajemniczość od kłamstwa się różni. Za to ty zmieniłaś temat, nadal nie odpowiedziałaś czemu pytałaś się mnie czy mam łuski czy futro? Oboje dobrze wiemy, że kłamiesz – chciała brnąć w te dziwną gierkę, dobrze niech tak będzie. Łuski rzucono na ziemię to zaczynajmy więc.
–
Nie musisz na mnie patrzeć, żeby wiedzieć co mi chodzi po łbie. Gdybyś wiedziała co mi chodzi po łbie każdy atak byś dała radę uniknąć, a dawanie forów nie przystaje wojownikom. To coś jak byś tchórzyła.
Czyżbym ją przejrzał? Coś to kłamanie ci nie wychodzi koleżanko. Próbujesz unikać prawdy, ale dobrze wiesz, że mam rację, ale skoro wolisz dyskutować o tym, że to ja kłamię no cóż.
–
Unikasz odpowiedzi na wiele pytań, coś ukrywasz.
Stwierdziłem uśmiechając się.
: 27 sie 2017, 20:58
autor: Brutalna Łuska
Och, nie był taki głupi, nie dał się wywieść w pole. Trochę szkoda, bo to oznacza, że zarówno Brutus, jak i autor posta musieli się bardziej wysilić lub z owej Ognistej adeptki zrobić gorszą. A przecież nie mogła tak szybko przegrać, musiała to ciągnąć, jak już zaczęła.
– Aż tak ci na tym zależy? – zapytała jedynie, mierząc go surowym wzrokiem. Uznała, że podejdzie do tej rozmowy na poważniej. Aż tak bardzo chciał wiedzieć, czy była ślepa? Proszę bardzo, wystarczy przejść przez kilkanaście pytań i kontr.
– Widać, że nie skosztowałeś wojowniczego życia – zamlaskała z udawanym niesmakiem. Na uderzenie serca napięła mięśnie przednich łap, nim się prędko uspokoiła. Jedynie końcówka ogona drgała lekko. Nie była tchórzem. Nie była! I nigdy nie będzie. – Nawet, kiedy wiesz, co twój przeciwnik zamierza zrobić, nie zawsze dasz rady tego uniknąć. To jest walka, mały, a tym bardziej ja nigdy nie unikam. Ja biorę na klatę – Na te słowa nieznacznie się wyprostowała. Nie tak łatwo było Brutalną przejrzeć, a zmieniać temat to ona naprawdę lubiła. Bo czemu by nie utrudniać?
– A ty nawet nie podałeś swojego imienia. Zasada wymiany, dzieciaku – ostatni wyraz powiedziała wyraźniej, specialnie go akcentując i jakby z siebie wyrzucając. Pochyliła się, by ich spojrzenia znalazły się na tym samym poziomie, ale w jej złotych ślepiach nie było widać żadnych przyjacielskich iskierek.
: 27 sie 2017, 21:25
autor: Ostatnie Ogniwo
Smoczyca chciała brnąć w to dalej i dalej. Dyskusja coraz bardziej się rozwijała i ona jak i ja byliśmy pewni swojego słowa.
– Tak bardo tego chcę, prawda jest lepsza, a kłamstwo nie popłaca. Dlaczego to się stało i kto ci to zrobił? Wiem, że to dużo pytań, ale lubię historyjki – uśmiechnąłem się do Brutalnej. Chyba trochę przeholowałem, ale ja nie potrafię trzymać języka za zębami co będzie to będzie.
Potem wstała i wyprostowała się. Brała wszystko na klatę? Po co? Wystarczy trochę sprytu, żeby mieć przewagę nad innymi. Wtedy to ja wstałem i wyprostowałem się, podszedłem trochę bliżej i spojrzałem prosto w jej oczy.
– Walczyłem wiele razy, dwa razy wygrałem i jeden remis z tobą. Potem w dwóch następnych dostałem dwie rany krytyczne, w jednej rozpruli mi brzuch, a w drugim krtań. Pierwszy może i przeżyłem uzdrowiciel mi pomógł, ale drugi nie poszedł dobrze. Zamknąłem oczy i się nie obudziłem. Poczułem chłód, chłód który zawsze towarzyszył Ateralowi i wtedy zobaczyłem go jak przez mgłę i znowu ożyłem. Myślisz, że jestem tylko marnym adeptem nie wiedzącym nic o życiu, ale pod tym kłębkiem futra kryje się więcej blizn niż myślisz – powiedziałem chłodnym, obojętnym głosem i wtedy odsunąłem się siadając pod drzewkiem. Spokojnie patrzyłem na smoczycę, która przed chwilą mnie obraziła. Zapomniałem się przedstawić no cóż czasem się zdarza.
– Nazywam się Krwisty Kolec, nazywasz mnie dzieciakiem bo jestem młodszy, a czy ty zostałaś już pełną wojowniczką czy nadal jesteś tylko adeptką?
: 27 sie 2017, 22:12
autor: Brutalna Łuska
Wpierw nie zamierzała nic a nic mu mówić, a tylko zbyć wymownym milczeniem w parze z niedowierzająco-sarkastycznym spojrzeniem. Jasne, czuła się dotknięta. Tchórz i Brutalna, wybierz jedno. Jakkolwiek ciepłą kluchą być mogła, to tchórzem w żadmym wypadku. Tchórz, też coś!
Potem jednak postanowił pochwalić się swoimi wspomnieniami. Cóż, a więc tak działamy? Opowieść za opowieść? Dobrze. Gdy skończył, smoczyca potrzebowała chwili, any zebrać myśli. Poruszyła jednym ze zdrowych skrzydeł, uważając, by nie zruszyć pnączy przytrzymujących drugie.
– I co, mam ci współczuć? – zapytała w końcu, po raz kolejny uderzając grubym ogonem w podłoże. Miała nieodgadnione spojrzenie, a między różnymi negatywnymi emocjami... prześwitywało jakby ledwie odrobinkę zrozumienia? Pozornie nic sobie z niczego nie robiła. Nie umiała w relacje i niczym dziwnym by nie było, gdyby tak totalnie tylko i wyłącznie przykładowo nie rozpoznała własnego, rodzonego syna.
– Nazwałam cię dzieciakiem, bo nim jesteś – prychnęła. – Ranga nie ma tu nic do rzeczy. Dorosły może być tak samo adeptem, jak i ledwo chodzący młodzik wojownikiem. To już zależy od umiejętności i przywódcy – odparła, po czym głośno chrząknęła i znów zmniejszyła odległość między nią a samczykiem. Z pewnością się przestraszył, nie ma bata!
– Wiesz, że Cień i Ziemia mają sojusz, prawda? – zaczęła odchrząkując oraz czekając chwilę na odpowiedź i zerkając na niego nagląco. – Tak jak Ogień z Wodą. Była wojna międzystadna. Słyszałeś o niej?
: 27 sie 2017, 22:37
autor: Ostatnie Ogniwo
Smoczyca najwyraźniej chwilę nad czymś myślała potem zadała kolejne pytanie. Współczuć?
– Czemu masz mi niby współczuć? Ja nie współczuję tobie ty nie współczuj mi.
Nadal nie odpowiedziałaś mi na pytanie. Czemu tak się boisz dać mi odpowiedź miałabyś spokój,
dobrze o tym wiesz? – no chyba, że nie wie wtedy to by zachowała się głupio. Za kogo ona mnie uważała?
Znowu jej ogon uderzył o podłoże, zaraz chyba ją zdenerwuję tak mi się wydaję. Ale cóż ja nie wiem kiedy przestać. Skinąłem głową na kolejną wypowiedź, miała częściowo rację jestem dzieciakiem i nim będę. Z takim charakterem to nigdy z niego wyrosnę. Jestem zbyt pewny siebie i zbyt głupi.
Potem chrząknęła i szybko zmniejszyła odległość między nami. Ani drgnąłem już kiedyś mnie to spotkało dwa razy. Wtedy to nawet mnie zaatakował, ale on był inny niż Brutalna nie bał się atakować, nie to co ona. Wstałem spokojnie patrząc prosto w jej oczy kiedy do mnie mówiła.
Cień i Ziemia mają sojusz? Tak wiem. Skinąłem potwierdzająco łbem. Potem powiedziała o wodzie i ogniu.
– Słyszałem o wojnie, podobno to ogień zaczął? Tak mi mówiono nie wiem jaka była prawda ani co się działo. Mi nie zrobili nic, więc nie mam złych relacji do ognia. Nie widziałem tego, a każdy mówi inaczej. Myślisz, że mnie czymś przestraszysz? Mylisz się – powiedziałem uśmiechając się lekceważąco w jej stronę i kontynuowałem. – Do czego zmierzasz?
: 27 sie 2017, 23:21
autor: Brutalna Łuska
– Wiem – odparła treściwie, biorąc kolejny głębszy wdech, ale nie dało się ukryć, iż jej głos stał się bardziej zniecierpliwiony, zezłoszczony. Nie komentowała już nic więcej, od razu przeszła do zaczętego przez nią samą tematu.
– Weź. Zamknij. PYSK – wywarczała wchodząc mu w słowo, tym swoim donośnym, nieznoszącym przeciwu tonem. Zgromiła go wzrokiem, choć była niemalże pewna, że jego uśmieszek zostanie. – Odpowiadaj na pytania, nic więcej! – dodała, nagle zamachnąwszy się na boki do tej pory spokojnie unoszącym się tuż nad ziemią ogonem. Jak w ogóle można mieć takie słowotoki?
– Po pierwsze, to Cień zaczął, a dokładniej ich tamtejsza przywódczyni. Zerwała sojusz z Ogniem! – odparła rozeźlona tym, że Krwisty mógł mieć tak niepoprawne informacje. Chwyciła łapą za jego dolną szczękę, zaciskając na niej szare szpony tak, by nie mógł się zbyt łatwo wydostać i musiał patrzeć w jej oczy. Co zresztą cały czas robił, nawet przed jej reakcją.
– Ale to nieważne. Pewna wielce honorowa łowczyni, Zmora Opętanych postanowiła zaatakować tuż po wojnie i wybić wrogów. A dokładniej zakraść się do mnie OD TYŁU Z DWÓJKĄ KOMPANÓW. Ci ostatni przytrzymali moj... mojego... – zacięła się na chwilę, odwracając rozgniewane oblicze od adepta Ziemi i gorączkowo szukała odpowiednich określeń, jednak ani na chwilę się nie uspokoiła. Na pysk wystąpił grymas, gdy znów na niego spojrzała. – Uch, tego uzdrowiciela z Wody! W międzyczasie ta wredna gnida się mną zajęła! Chociaż próbowałam odeprzeć jej atak z zaskoczenia, wystarczyło tylko czekać AŻ WBIJE SWE ZDRADZIECKIE SZPONY W MOJE ŚLEPIA! PORZUCIŁA MNIE I GDYBY NIE SZCZĘŚLIWY LOS ZGINĘŁABYM! Ale fata wiedziały, że muszę się zemścić. Nawet losem tych tutejszych bożków, którzy USILNIE PRÓBUJĄ chronić Cień! – nie martwiła się już tym, że wrzeszczy i drze się niemiłosiernie, machinalnie raz to luzując ucisk szponów, to zaciskając jeszcze głębiej. Ale nie tak, żeby poważniej zranić.Nieco drżała, przywołując to wspomnienie.
: 28 sie 2017, 0:09
autor: Ostatnie Ogniwo
Smoczyca coraz bardziej się denerwowała, aż w końcu wywarczała, że mam się zamknąć. Hmm chyba udało mi się ją rozłościć, ale jeszcze żyję, więc jest stabilnie. W jej oczach zauważyłem burzę, która często widoczna sygnalizowała złość, albo to mi się coś wydawało.
Wtedy to chwyciła moją dolną szczękę wbijając w nią szpony. Poczułem ukłucie. Cały czas patrzyłem jej w oczy kiedy mówiła. Uśmiech zniknął z mojego pyska lecz cały czas panował na nim spokój. Nie bałem się jej, gdyby chciała coś zrobić już dawno by to się stało.
– Będę odpowiadał na twoje pytania wtedy kiedy będę chciał i uznam, że zamierzam na nie odpowiedzieć.
Brutalna opowiedziała swoją historię jak straciła zwrok. Zachowanie Zmory było okrutne, ale ona już taka była. Widać to po jej charakterze, że jest zdolna do wszystkiego.
– Mam ci współczuć? – powtórzyłem słowa smoczycy, które wypowiedziała przedtem, kiedy to ja opowiadałem swoją historię. Na moim pyszczku znów zagościł uśmiech.
– Każde stado mówi inną wersję, ja często słyszałem, że to ogień zaczął, ale co ja mogę wiedzieć. Jestem tylko głupim adeptem jak większość adeptów – jej szpony zaciskały się to mocniej to lżej. Widać, że nie chciała ni zrobić krzywdy. Nasze stada się nie lubiły, jest na mnie zła, a i tak nie daje mi lekcji, kary. Po prostu jest słaba, wie że nie potrafiłaby tego zrobić. Ale po co wtedy byłoby w niej tyle agresji?
: 30 sie 2017, 19:06
autor: Brutalna Łuska
O nie, nie, nie. Trzeba tu coś sprostować – Brutalna musi mieć powód, żeby zaatakować. Póki co nie dawała się ponieść żadnym żądzom krwi, aczkolwiek to wcale nie oznaczało, że ot tak pozwoli mu sobie pójść. Miała złowróżbną minę, ale wiedziała, że nie powinna przekraczać granic. Przynajmniej nie teraz, kiedy Krwisty nie przeginał. Dawało się go póki co znieść.
– Jeśli będę musiała to siłą zamknę ten twój futrzasty pysk – posłała mu spojrzenie mówiące coś w stylu "lepiej, żebyś nie kusił losu, bo nie zawaham się użyć siły".
Po opowieści odetchnęła przez nozdrza, wzbudzając maleńką smugę ciemnoszarego dymu. Na chwilę przymknęła złote, wiecznie niezadowolone ślepia, jakby przypominając sobie to uczucie bezradności, które nią targało przez długi czas po niezaplanowanym pojedynku. Gdy jednak na powrót je otworzyła, wydawały się jeszcze bardziej rozszalałe, nieprzewidywalne.
– NIE – podniosła odrobinkę ton. Oswobodziła szczękę tylko po to, żebyś móc go złapać w równie silnym, acz bez przesady, uścisku szponów na barkach, ale nie przybliżała się do niego. Potrząsnęła nim gwałtownie. – Ale to twoje stado pomagało tym... tym... – splunęła jedynie w bok, znów nim trzęsąc. Mówiła z wyrzutem,choć doskonale wiedziała, że to nie była jego wina. Ani niektórych innych Żelków aka Ziemniaków. Co jednak poradzić na to, że i tak ich wszystkich nie lubiła, bo sprzymierzyli się z Cieniem?
– Każde stado? – prychnęła z widoczną niechęcią. – A kto ci opowiadał o wojnie? Ziemni? Cieniści? Hm? – wyrzuciła gniewnie, a pod wpływem nawrotu negatywniejszych emocji puściła go, jedynie lekko popychając do tyłu. Jeśli był wyjątkową niezdarą, miał jakieś tam minimalne szanse na zrobienie wywrotki do tyłu. A co się ograniczamy, od razu mógł sturlać się w bardzo widowiskowy sposób ze wzgórza.
Tak przynajmniej wyobrażała to sobie Ognista adeptka. Gdyby tylko użyła więcej siły... ale nie wykorzystała okazji. Widocznie będzie musiała z rozczarowaniem patrzeć, jak nie robi na nim wrażenia jej wielka wrogość. Znów zawodziła samą siebie, a w jej myślach wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Groźniej. Niebezpieczniej.
: 30 sie 2017, 20:38
autor: Ostatnie Ogniwo
Wyprowadzałem Brutalną w dalszym ciągu z równowagi. Widziałem jej złość w oczach. W sumie polubiłem wojowniczkę, nie chciałem się z nią kłócić, ale moja wewnętrzna natura mi nie pozwalała przestać. Czasem tak bywa.
Kiedy to poluźniła lekko uścisk już chciałem jej się wyrwać, ale sama puściła odpychając mnie do tyłu. Starałem się utrzymać równowagę, ale ugiąłem szybko łapy i przeniosłem cały ciężar ciała na prawą stronę wykonując szybkie wyprostowanie lewych łap przeturlałem się w prawo. Wtedy to wstałem i lekko oraz bardzo szybko doskoczyłem do Brutalnej. Starała się być groźna, ale coś jej nie wychodziło.
– Dlaczego nie mam ci współczuć, przecież to było bardzio bardzio smutne. Jak to jest nie widzieć? – zapytałem bez uczuciowo. Ciekawe jak to jest, wiesz że żyjesz, ale wszystko jest... no właśnie jakie? Nie chciałbym się przekonać, ale w sumie ciekawie by było. Potem znowu poleciała groźba. Tyle w życiu ich słyszałem, jak nie od cienistych to od ognistych potem przechodziło na wodnistych i jeszcze ziemiści. Tyle gróźb, a nikt ich jeszcze nie spełnił.
– Jeśli możesz zamknąć mój pysk siłą to zrób to. Tylko jest mały problem,
że jesteś za wolna – uśmiechnąłem się szyderczo. I wtedy uświadomiłem sobie, że jestem zły, bardzo zły mówiąc takie rzeczy. Ale cóż nie potrafiłem trzymać języka za zębami.
Potem zaczęła znowu temat wojny. W sumie każdy to spostrzegał inaczej, więc zawsze będzie inna wersja. Nie uwierzę jak było dopóki czegoś nie zobaczę. Zawsze ktoś coś mówi, a czasami prawda okazuje się zuuuuupełnieee inna.
– Każdy po trochu, ziemiści, cieniści, wodniści i ogniści, ale każdy miał inną wersję. W żadną nie uwierzę dopóki nie zobaczę. Tylko większość cały czas mówiła, że to stado ognia zaczęło wszystko rzeź i w ogóle – znowu powtórzyłem zasłyszane informacje, które na pewno powinny ją zdenerwować, ciekawe co postąpi tym razem.
– Czemu jesteś taka niemiła i agresywna dla mnie? Ja się tu staram być miły, a ty mnie wyzywasz ciągle, może to co mówili o stadzie ognia jest prawdą?
: 03 wrz 2017, 21:54
autor: Brutalna Łuska
Bywa i tak, że Brutalna razem z Krwistym oraz Krwawą (zbieżność imion z pewnością nie jest przypadkowa) powinna założyć klub Nieusatysfakcjonowanych Wojowników Zbierających Krytyki. Niemniej smoczyca w życiu by tego nie zrobiła, bo z tym pierwszym nie zamierzała więcej się spotkać, a tą drugą znała jedynie z widzenia.
Uch, dobrze, że przynajmniej synowie jej nie widzieli. Z pewnością uznaliby ją po całości za słabą. Ale przecież ona czuła się bardzo silna! Nawet nie starała się go skrzywdzić. A to, że postanowił poturlać się po wzgórzu nie zależało od niej. Brutalna jedynie go, no, delikatnie wypuściła z uścisku szponów.
– Bo nie umiesz współczuć – warknęła, znów dostrzegając jego obojętność i licząc na to, że chociażby tymi słowami go zagnie. Nie odpowiedziała. Nie zamierzała nic a nic opowiadać akurat jemu. Szczególnie, iż miała wrażenie, że mógłby to wykorzystać. A co, jeśli ten Ziemisty Kult Immanora postanowi zastawić na nią pułapkę razem z Cienistym Stowarzyszeniem Aterala? Jakkolwiek nie czuła się zbyt ważna, to jednak kto wie. Byli wrogami, a Brutalna miewała coraz więcej takich chwil, kiedy czuła się zagrożona i zamartwiała bezpieczeństwem swoim i Ognia wraz z sojuszem. Stała się bardzo, wręcz skrajnie w porównaniu do wcześniejszego zachowania, ostrożna i uważna.
– Zrobię to. ZROBIĘ – posłała mu zmieniony pod wpływem wkurzenia nieprzyjacielski wyszczerz, ponownie podchodząc. O ile samczyk się zorientuje, co się ma stać, bardzo możliwe że uda mu się zrobić unik. Wracając do planów adeptki Ognia – postanowiła podejść jak najbliżej, z nieco na ukos, bliżej jego prawej strony. Zamierzała chwycić jedną, bliższą łapą górną szczękę, a drugą dolną i używając swojej siły zamknąć mu pysk, tak, jak mówiła. To jak, Ziemisty adepcie, załatwiamy to bez stawiania oporu czy z oporem?
– Mam nadzieję, że poczujesz smak wojny i nieźle dostaniesz po zadku – mruknęła jedynie, choć w rzeczywistości były to słowa rzucone na wiatr i nie chciała by jacyś denerwujący ledwo potrafiący walczyć adepci wałęsali się po polu walki z niewiarygodnie ciężkimi ranami. Osobiście nie skarżyłaby się na kolejny rozlew złotej posoki, jednak nie każdy był taki jak ona. Ale w sumie jak tak sobie przypomniała wojnę... to czy ona nie była nawet młodsza, kiedy walczyła?
– Nie widać, byś próbował być miły – sapnęła karcąco. – Jeśli mówili, że Ogień jest wybuchowym, potężnym stadem, to to się zgadza – dodała po chwili poważnie.
: 03 wrz 2017, 23:10
autor: Ostatnie Ogniwo
Obserwowałem cały czas Brutalną. Była zdenerwowana ja tylko lekko się uśmiechałem. Ach, gdyby nie zaczęła tej kłótni to byłaby normalna rozmowa, a tutaj takie coś. Tylko po co dalej to ciągnie?
– Ja nie potrafię współczuć? – powiedziałem wstając i przybliżając się do smoczycy. – Wiem więcej o współczuciu niż ty! To twoja wina, że zaczęłaś tę durną gierkę, ja tylko jestem jej graczem w każdej chwili możemy ją skończyć – powiedziałem uśmiechając się. Cofnąłem się trochę kiedy smoczyca wykrzyknęła, że to zrobi. Może i była silna, ale nie szybsza ode mnie. Kiedy podeszła do mojego prawego boku, a raczej tak z ukosa poczekałem chwilę i kiedy próbowała zamknąć mi pysk poturlałem się szybko w lewo. Wstałem i uśmiechnąłem się podchodząc pomału do jej przodu. W każdej chwili gotów byłem na unik.
– Za wolno – powiedziałem, a kiedy byłem dość blisko wyobraziłem sobie lód łączący jej wszystkie łapy. Miał być bezwonny i bez smaku, przezroczysty miał zlepić jej wszystkie łapy. Twardy jak diament, możliwy do usunięcia przeze mnie lub przy użyciu siły, bardzo dużo siły. Nie miał uszkodzić smoczycy, nie był więc zimny, ale wyglądał jak lód. Wlałem maddarę w twór i usiadłem przed smoczycą.
– Chcę być miły, ale to ty mi nie pozwalasz, ciągle próbujesz coś mi zrobić.
: 09 wrz 2017, 20:23
autor: Brutalna Łuska
/Atak Brutusa – nieudany
Rozproszenie Krwistego i unik – udane /
Łapy rwały się do zrobienia czemuś temu denerwującemu futrzakowi. Brutalna dyszała ciężko, jakby przebiegła właśnie cały maraton, choć z pewnością nie zmęczenie było jego powodem. Miała zaciśnięte kły, które w wyjątkowo brzydki sposób wystawały spomiędzy drżących warg. Ale cóż poradzić, gdy uzębienie krzywo się zrosło? Stanowczo za dużo bójek w młodości, oj za dużo.
– Coś cię BAWI? – zapytała dudniącym głosem, wpatrując się podłużnymi, jakby węższymi źrenicami w niego. Właściwie... to był wrogiem. W myślach Brutalnej w końcu zapaliła się czerwona lampka. Hej, co się stanie, kiedy w końcu potraktuje go w pełni tak, jak powinna była od razu? Silne łapska złapały powietrze, gdy samczykowi udało się uniknąć jej chwytu. A jakże, jego przewrót udał się bardzo dobrze! Za to Ognista miała powód, by jeszcze bardziej się wściec. Zawyła, a z jej nieprzyjacielskiego uśmieszku nie zostało nic a nic.
I z Maddarą Krwistemu poszło świetnie. Albo samczyk miał więcej szczęścia od smoczycy, albo mgiełka złości przysłaniała Khenii rozum. A może obydwa jednocześnie? Bądź co bądź, ledwo zdążyła ruszyć w jego kierunku, a kończyny odmówiły jej współpracy, oplecione magicznymi wiązkami Maddary. Lód zatrzymał ją w ruchu, przez co dwie łapy miała w górze: prawą przednią i lewą tylną. Pysk jednak wciąż miała sprawny. Wzięła jeden głęboki oddech i mogłoby się zdawać, że się uspokajała, lecz ciemnogranatowa burzowa chmura dopiero nadchodziła. Największy wybuch miał nastąpić lada moment.
– AAARRRGHHH! – wywrzeszczała z groźnie błyskającymi ciemnozłotymi ślepiami. Szaleńczo, niczym ptaszek, którego właśnie wsadzono do klatki i odebrano wolność, szamotała się na boki. – TY MAŁY, CUCHNĄCY FUTRZAKU! ZABIERAJ TO ODE MNIE! WALCZ JAK PRAWDZIWY WOJOWNIK!!! – krzykom, jakby kto ją obdzierał z łusek, nie było końca. Musiała mieć potężne płuca, bo trudno powiedzieć, jakim cudem dawała radę tak długo się wydzierać na jednym oddechu.
Po dłuższym czasie, kiedy w ogóle go nie słuchała i krzyczała, w końcu pierwsze, najbardziej powierzchowne, ale i najniebezpieczniejsze w aktualnej chwili emocje spłynęły z niej bystrym wodospadem. Drżała na całym ciele, spuszczając łeb i cały czas napinając mięśnie. Uderzała w nierównych odstępach grubym ogonem o magiczny lód, nie zważając na to, czy robienie takich dużych zamachów i użycie takiej siły spowoduje ból. Chciała, by w końcu ten cały cyrk się skończył. Co jeszcze miała zrobić, by w końcu przestać mieć tyle problemów? Czy kiedykolwiek załatwi wszystkie niedokończone sprawy? Po raz olejny czuła gorzki smak porażki, okalającą ją otoczkę wstydu.
: 09 wrz 2017, 23:56
autor: Ostatnie Ogniwo
Poczekałem chwilę po uniku, łapy smoczycy zniknęły w powietrzu, a ja stałem obok gdy lód skuł jej łapy stała teraz jak niedźwiedź atakujący od góry. Podszedłem bliżej i usiadłem obok wpatrując się w nią. Wysłuchałem jak zaczęła krzyczeć, a ja czekałem i czekałem, aż w końcu chyba się uspokoiła. Westchnąłem i spojrzałem prosto w jej oczy.
– Zdejmę ten lód, ale obiecuj, że się uspokoisz. Nie chcesz walczyć. Lubię cię, jesteś dobrą wojowniczką i pewnie byś ze mną wygrała. Nie mam nic do ognia, chcę po prostu żebyś się uspokoiła. Naprawdę chcesz znowu przelewać krew o taką błachostkę? Nie będę walczył jak wojownik, bo nie chcę. Chcesz, żebym to zdjął? To się uspokój. Doceń to, że nie zrobiłem ci krzywdy. Mogłem skuć cię lodem i pozbawić wzroku – powiedziałem po czym cofnąłem zaklęcie i dalej siedziałem oddychając spokojnie. Cały czas byłem nie wzruszony i patrzyłem na smoczycę, ciekawe co postanowi teraz zrobić. Uspokoi się, a może znowu wybuchnie agresją i przemocą.
: 30 gru 2017, 13:06
autor: Rhaegranthur
Przylazł na wzgórze razem ze swoim synem. Nie mógł go bowiem spuszczać z oka... Posadził go w jednym miejscu i wskazał niebo. Nie chodziło o świetliki bo tych o tej porze roku już nie było... ale za chwilę na niebie miały pojawić się pierwsze gwiazdy. Rhae chciał by Tial mógł je sobie dokładnie obejrzeć zwłaszcza tu na wysoko położonym terenie.
Nie spodziewał się, że przyjdzie mu powitać pewną nieznajomą która również postanowiła tu przyjść. Z dwojga złego bardzo dobrze będzie się składało. Od jakiegoś czasu szukał łowcy z ziemi Wody lub Ziemi by mogli mu pomóc w pewnej kwestii... odkąd jego syn brutalnie odkrył jego kryjówkę, zrozumiał że musi podszkolić się w umiejętności kamuflażu. Nie pozwoli by smrodek następnym razem znów go zobaczył. A dopóki nie znajdą się pod bezpiecznymi skrzydłami któregoś ze stad nie chciał puszczać syna samego. Albo chociaż dopóki nie nauczy się bić czy gadać z sensem...
: 30 gru 2017, 14:08
autor: Dzika Gwiazda
Tak się jakoś złożyło, że Zaranna ostatnio więcej czasu spędzała szkoląc inne smoki z podstaw łowiectwa, niż rzeczywiście polując. Z ulgą powitała moment, gdy mogła odsapnąć. Postanowiła wybrać się na Wzgórze Świetlików, gdzie zastała ciekawy obrazek. Samotnik, którego kiedyś spoktała i nakarmiła w lesie. Jak mu było? Miał takie długie, warczące imię. Rhaegantur? Rhagerantur? Garnatuła? Nie, zaraz... Rhaegranthur! Wolny strzelec przebywał w tym miejscu w towarzystwie pisklęcia, o rasie, której zielona do tej pory nie widziała. Małe, ale długie to to było, łuska drobna w ciemnych fioletowo-niebieskich barwach. Od razu zauważyła podobieństwo do wolnego strzelca. Pamiętała jego czarujące słowa, czyżby posunął się o jedną przygodę za daleko? Smoczyca weszła pewnie na polanę, skupiając zaciekawione spojrzenie żółtych oczu na samcu.
– Czołem, Wolny Strzelcu. – powitała go. – Życie, widzę płynie ci całkiem nieźle. – powiedziała, uśmiechając się lekko, przyjaźnie i kiwając głową w stronę wężowego smarka usadowionego w miejscu.
: 05 sty 2018, 18:29
autor: Rhaegranthur
-Taaa...– zaczął w odpowiedzi na jej słowa i uśmiechnął się szczerząc zęby.
-Bywało lepiej, ale na niespodzianki nic się nie poradzi.– wzruszył barkami i podszedł powoli do samicy.
-Chociaż jeśli taka niespodzianka miałaby codziennie wyłaniać się przede mną zza pagórka to nie mam nic przeciwko.– dodał uśmiechając się już o wiele bardziej szarmancko. Słabość do płci pięknej kiedyś go zabije... tylko ciekawe jak. Może zęby w gardle?
-Tialdreith to mój syn. Mało rozmowny ale może i lepiej.– zerknął za siebie by sprawdzić czy młody dalej siedział tam gdzie miał. Wystarczy chwila nie uwagi i już będzie robił co chciał. Z pewnością nie poszedł w ślady ojca. To pewnie wina jego zajadłej matki zza bariery. Wrócił jednak wzrokiem do samicy.
-Hmm czy ja dobrze kojarzę, że jesteś łowcą?– uśmiech prawie nie schodził z jego pyska.
-Bo tak się składa, że znów takowego szukam. Ciężko jest samotnemu ojcu zajmować się synem a przy okazji być czujnym na niebezpieczeństwa... w dodatku nie potrafię nawet odpowiednio zakamuflować mojej groty bądź zapachu mego i mojego synka.– westchnął niemal teatralnie i przyłożył wierzch łapy do czoła. Trwał chwilę w tej pozycji po czym opuścił łapę i otarł się o przednią kończynę Zarannej.
-Może tak wspaniała łowczyni jak ty mogłaby nam pomóc, hm? Jesteś naszą ostatnią nadzieją.– rzucił półgłosem, poważnie.
: 07 sty 2018, 19:25
autor: Dzika Gwiazda
Niespodzianka? Niespodzianka to była jak się pośliznęło o kamień szlachetny na polowaniu. Małe, wężowe pisklę siedzące niedaleko nich było konsekwencją, nie niespodzianką. Rogata zachichotała cicho, słysząc pierwszą cześć wypowiedzi samca. Usiadła sobie wygodnie, owijając łapy ogonem, spoglądając na Rhaegranthura żółtymi ślepiami, w których błyszczały figlarne iskierki.
– Och, może i mogłabym wyłaniać się o świcie z twojej groty. – powiedziała, uśmiechając się lekko. – Gdybyś dołączył do smoków Ziemi... To kto wie. – dodała spoglądając mu prosto w oczy, odważnie, zaczepnie. – A co do twojej prośby. Owszem, mogę cię nauczyć kamuflować swoją obecność. Jestem służką Thahara, Pana Łowów, a on pewnie chciałby by każdy łowca stawał się coraz doskonalszy i dawał dobre pokaz na polowaniu. Maddarą potrafisz władać? Ona również nam się przyda. – zapytała, urywając na chwilę, a potem zadając kolejne pytanie. – Zacznijmy od podstaw. Jak zakamuflowałbyś swoje leże? Czym? Co starałbyś ukryć się w pierwszej kolejności?
: 07 sty 2018, 19:42
autor: Rhaegranthur
Słowo konsekwencja nie pasowałoby do jego próby podrywu, więc zostańmy przy niespodziance! Brzmiało to o wiele lepiej no i samiczka była rozbawiona, a o to przecież mu chodziło. Uśmiech smoczycy był cenniejszy niż każdy kamień znaleziony na polowaniu. I wcale nie żartował, kiedyś prawie przez jedną zbankrutował bo oddawał jej tyle złota. To znaczy kamieni... na tych ziemiach to kamienie były cenniejsze.
-Czy to zaproszenie?– wyszczerzył kły patrząc w jej złociste ślepia. Z chęcią wpadłoby do jej groty albo poprowadził Zaranną do swojej. Był tylko jeden problem z Ziemią... nie miała za wiele terenów wodnych no i wszędzie czuł silną woń jej stada. Czyżby Ziemia nie cierpiała przypadkiem na znaczny przyrost naturalny?
Słysząc, że jednak dostanie lekcje kamuflażu machnął długaśnym ogonem po ziemi i siadł na zadku przed Zaranną.
-Dziękuje ci huncwocie.– rzucił puszczając jej w tym samym czasie oko. Jakoś jej dzika jakby lesista natura pasowała mu do tego określenia.
-Umiem, znam wszystkie umiejętności smocze poza właśnie kamuflażem.– westchnął.
-Hmm moje leże znajduje się na terenach wspólnych smoków więc starałem się jak najlepiej ukryć wejście. W kanionie nie ma najwięcej materiałów więc zebrałem okoliczne gałązki z suchych krzaków, pędzące przez kanion krzewinki pchane przez wiatr... jest tam też trochę kamieni. W sumie to dumałem czy by nie przywalić po prostu wejścia jakimś wielkim głazem. Zapach było mi gorzej zakryć bo w kanionie ciągle wieje wiatr i wszystko rozprasza. Zawsze staram się nacierać wejście ziemią jakąś znajduję nieopodal. Wysypuję ją przed wejściem i mieszam z ziemią tam już obecną by nie było widać, że coś zostało świeżo zmienione, ale i by zapach był neutralny. Oddaję mocz z dala od leża. W pierwszej kolejności więc zakryłem samo wejście by nikt niepożądany go nie zobaczył.
: 08 sty 2018, 12:38
autor: Dzika Gwiazda
– Możesz tak to potraktować. Jesteśmy otwarci na przybysów z zewnątrz, każdy znajdzie na naszych lasach swoje miejsce. Ja sama jestem tego najlepszym przykładem. – powiedziała, uśmiechając się przyjaźnie. Tak właśnie postrzegała swoje stado: jako jedną, dużą rodzinę. Nikt nigdy nie robił jej problemów z tytułu bycia przybłędą. Gonitwa przyjęła ją pod swoje skrzydła, Opoka oficjalnie przyjęła ją do stada, każdy Ziemniak traktował ją ciepło. Nie mogła marzyć o lepszym miejscu.
Pokiwała głową słuchając o tym jak kamuflował swoje legowisko.
– Kombinujesz dobrze, ale zapominasz o jednej rzeczy. Nasz zapach, smoczy zapach jest bardzo intensywny. Wyczuwamy się nawzajem z z łatwością, możesz widzieć drugiego smoka pierwszy raz na oczy, ale już wiesz do jakiego stada należy. Albo nienależy, jak w twoim przypadku. – mrugnęła do niego. – Sam zapach ziemi, sam w sobie nie jest na tyle intensywny, żeby przykryć smoczy zapach. Maskując łapami wejście do groty jednocześnie zostawiasz na niej swój zapach. Możesz tego nie czuć, bo przywykamy do swojego zapachu, ale każdy obcy smok wyczuje to z łatwością. – podrapała się szponem ze zgięcia skrzydła za jednym z rogów – Zawsze dobrym pomysłem jest użycie odrobiny roślinności, bo ma ona na tyle mocny zapach, żeby zagłuszyć nasz. Zioła, trawy, kwiaty. Zwłaszcza te ostatnie są przydatne, bo pachnie się niczym młody bóg. – zachichotała lekko. – Teraz o nie ciężko, ale nawet mokre liście, czy zeschła trawa to już coś. Ziemia to też dobry pomysł, ale zanim zaczniesz brać ją w łapy, ubłoć sobie trochę łapy. Warstwa błota odizoluje twoje łuski od ziemi, więc nie będzie ona tobą pachnieć. Wielki kamień u wejścia też może być, ale jego przesuwanie mogłoby być męczące i zostawiać dodatkowe ślady. Mógłbyś zamiast tego zrobić coś w rodzaju rusztowania z kawałków drewna, które przykryłbyś mniejszymi kamulcami. Łatwiej byłoby ci to przesunąć, a z zewnątrz wyglądałoby jak skalne osuwisko. – gdy skończyła swój wywód, podniosła się na cztery łapy. – Podstawy jako tako widzę znasz, tylko trzeba je trochę uporządkować. Zrobimy to praktycznie – posłała mu kolejne łobuzerskie spojrzenie – Pójdę sobie na moment z polany. Schowaj się i daj mi mentalnie znać, że jesteś gotowy. Na razie się nie spiesz, zrób to najdokładniej jak potrafisz. – powiedziała, wychodząc wolnym krokiem poza brzeg polany i znikając między drzewami.
: 11 sty 2018, 16:24
autor: Rhaegranthur
Kusiło go nawet by dołączyć do stada swojego dziada, ale szczerze mówiąc średnio chciał należeć do jakiegokolwiek. Jeśli już kiedyś skończy w którymś stadzie to zapewne przez przypadek. Lubił samotność i poczucie wolność, brak jakichś przymusowych spotkań czy liczenie się ze zdaniem innych. Taki już z niego był wolny strzelec. Uśmiechnął się jednak wyrozumiale i skinął jej łbem.
-W sumie coś w tym jest... chociaż na szczęście jeszcze nikt nie wparował mi do groty. Poza jednym pisklakiem jakby się nad tym zastanowić. Malec z Ziemi ale nie chciał się przedstawić.– westchnął drapiąc się w zadumie po brodzie. Skoro pisklę było w stanie go wyczuć to znaczy, że faktycznie miał szczęście.
-Ale jeśli nie uklepię piachu łapami to ten się rozleci chyba, że... sugerujesz użycie maddary.– dodał powoli jakby właśnie coś odkrywał. Po tym jednak umilkł by dalej słuchać samiczki.
-No proszę trafiłem na naprawdę mądrego, a w dodatku pięknego łowcę.– wyszczerzył zęby zbliżając swój pysk do pyska Zarannej. Żarty żartami, ale faktycznie nie pomyślał by nałożyć na łapy błoto by zakamuflowało to jego zapach, a potem dopiero przesypać ziemię. Roślinność też faktycznie miała na tyle mocny zapach, że mogłaby pomóc w ukryciu smoka. O nią jednak ciężko w kanionie i w dodatku podczas pory Białej Ziemi. Zadumał się na moment choć po jego pysku nie było tego widać. Mógłby jednak przynieść nieco gałęzi z lasu i ubrudzić je ciemnym błotem z kanionu, nie rzucałyby się tak w oczy. No i sugestia łowczyni na temat rusztowania. Może jakaś klapa zakrywająca wejście zamiast tego kamulca. Uśmiechnął się lekko.
-Wspaniałe pomysły na kamuflowanie wejścia do leża.– skinął głową odsuwając się znów na dawną odległość.
Och pierwsze ćwiczenie pod okiem młodej nauczycielki! Uśmiech prawie nie opuszczał jego pyska, patrzył na jej kołyszący się zadek półprzymkniętymi ślepiami dopóki ta nie zniknęła między drzewami. Dopiero wtedy otrząsnął głowę i westchnął.
-No to do roboty.– rzucił do syna i rozejrzał się co miał wokół siebie. Wzgórze pokrywało mnóstwo mokrej i mizernej trawy, pod nią jednak była ziemia. Dobrze, że nie było ostatnio przymrozków. Długie cielsko Rhae potrzebowało jednak całkiem sporo pracy. Westchnął ciężko marszcząc brwi i zaczął rozdrapywać wilgotną ziemię. Zrobił wokół siebie całej spory bałagan... Rozorana ziemia pozwoliła mu jednak rzucić się na nią i zacząć tarzać. Czuł się... trochę głupio. Tarzał się jednak dokładnie tak by pokryć całe plecy, brzuch i kończyny w ziemi. Następnie ujął ziemię w łapska i wysmarował nią pysk i grzywę.
-Na bogów wolę nie wiedzieć jak wyglądam.– burknął tym razem do siebie. Po umazaniu się w ziemi zaczął wyrywać kępki rzadkiej trawy i przylepiać do siebie. Nieco czasu to zajęło, ale w końcu wyglądał jak jakiś potwór z bagien. Nawet nie było czuć jego zapachu, ale to co zrobił z okolicą... zgroza. Mimo tego dumnie zszedł ze wzgórza, znalazł nieco większą kupkę traw i padł na ziemię. Dokładnie się na niej rozpłaszczył i czekał. Uprzednio tylko upewnił się, że wiatr nie wieje z jego kierunku...
~Możesz zacząć.~ jego głos w formie mentalnej dało się poczuć niemal w samej piersi. Był niski i wibrujący. A może celowo taki był?
: 13 sty 2018, 17:20
autor: Dzika Gwiazda
Rogata siedziała sobie między drzewami, słuchając szumu wiatru i rozkoszując cię przyjemnie chłodnym powietrzem. Nie śledziła specjalnie upływającego czasu, ale dałaby głowę, że Strzelcowi trochę zeszło na kompletowaniu kamuflażu. To mogło oznaczać dwie rzeczy: albo naprawdę się przyłożył i nie zastanie na polance nikogo po za wężowatym pisklęciem, albo przekombinował i szybciutko go znajdzie. Gdy wróciła na miejsce ich spotkania jej oczom ukazało się prawdziwe pobojowisko: rozdrapana ziemia, powyrywane kępy trawy, rozchlapane błoto. Na Immanora, on tu się kamuflował czy z kimś walczył?! Smoczyca westchnęła lekko, pochylając głowę, by lepiej zbadać ślady. Węszyła i wyczuła smoczą woń, zmieszaną z zapachem błota i trawy. Zapach utrzymywał się jednak tylko w miejscu, w którym cały ten bajzel się znajdował. Gdy zaczynała schodzić ze wzgórza woń się urywała, zastępowana zwyczajnymi zapachami lasu.
Chwilę to trwało nim jej uwagę zwróciła podejrzanie duża kępa trawy, o podejrzanie wężowatym kształcie. Pomrukując jak rozbawiony kot, podeszła do niej i chwyciła za jedną z kępek, która okazałą się być... grzywą nieszczęsnego samotnika. Zaranna poczochrała go lekko po grzywie i zaśmiała się głośno, perliście. Biedaczysko wyglądał jakby właśnie wylazł z bagna tworzyć legendy o potworach dla piskląt. Po jego eleganckim zachowaniu domyślała się, że dosyć ciężko było mu poświęcić swoją godność i czystość łusek.
– Haha,aha,aha... – wylgądało na to, że smoczyca jeszcze pogra mu trochę na nerwach. – Dobra, wstawaj Strzelcu. Fachowa robota. Prawie. – dodała po chwili, przypominając sobie o bazjlu pozostawionym na szczycie wzgórza. – Gdybym była zagubioną w lesie sarenką raczej bym cię nie zauważyła, ani nie wyczuła. Ale z pewnością wyczułabym to co zostawiłeś na górze, a to już kazałoby mi uciekać byle dalej. Lub co gorsza, gdybym była drapieżnikiem... – powiedziała zbliżając się do niego i unosząc łagodnie łapę by obtrzepać mu trochę mieszanki ziemi i trawy z pyska. – ... mogłabym zacząć na ciebie polować. – zielona łapa, która przed chwilą delikatnie przesuwała się wzdłuż pyska, teraz pacnęła go w czubek nosa, odpychając lekko. – O ile miałabym ochotę na pieczonego węża. – dodała, odsuwając się i wchodząc powoli na szczyt wzgórza, oglądając się czy samiec za nią idzie. – Jeśli zostawiasz tak wyraźne ślady, to staraj się je jakoś zamaskować. Jak już jesteś pokryty błotem, to uklep trochę ziemię, zgarnij na nią trochę roślinności, liści, niech nie rzuca się tak w oczy, że chwilę temu coś tu coś kombinował. – powiedziała. – Powtórka. Teraz dam ci znacznie mniej czasu i sama wlezę na polanę. Zmodyfikuj też kamuflaż, bo będę zwracać uwagę na podejrzanie długie kępy trawy. – powiedziała, puszczając do niego oczko, a potem odwróciła się i pomaszerowała w las. Zanim zniknęła za linią drzew, odwróciła głowę, by zerknąć na Rhae. – I nie marnuj czasu na głupoty. – sarknęła. Jedno było pewne, granatowy samiec nie miał zbyt wiele czasu.