Strona 8 z 24

: 29 gru 2015, 19:46
autor: Zawierzony Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Tu też nic? No trudno, przynajmniej był śnieg. W każdym razie, samczyk pobył tu jeszcze dłuższą chwilę, po czym poszedł dalej, w kolejne miejsce przy Zimnym Jeziorze. Gdyby ot tak miał się poddać, mógłby to zrobić już po pierwszym niepowodzeniu, ale każda kolejna porażka tylko zachęcała go do dalszych prób. Niebieskołuski skierował się teraz w stronę bardziej... Zasmoczonych miejsc? Tak, tak to można było ująć. Widział gdzieś w oddali dwa rozmawiające smoki. Były zajęte sobą, nie chciał im rozmawiać, ale najłatwiej jest znaleźć to czego się szuka tam, gdzie są inni – bo inni patrzą, ale nie widzą.

/zt

: 20 sty 2016, 11:18
autor: Nocna Łuska
Porywy wiatru przybierały na sile z godziny na godzinę. Widoczność spadła niemal do zera przez gęstniejącą śnieżycę. Trudno było nawet oddychać swobodnie przez ten wszędobylski śnieg, który wciskał się w nozdrza.
Czarna samica siedząca na pagórku w wyprostowanej pozycji, wyglądała jak pozbawiony konarów martwy pień drzewa. Niewidoczny pod śniegiem ogon owijał jej łapy utrzymując ciepłotę ciała.
Oczy miała zamknięte. Wsłuchiwała się w niezrozumiałe szepty wiatru i szelest jaki wywoływał sypiący śnieg.
Masywny grzbiet smoczycy, pofałdowany od mięśni, które malowały się pod cienką warstwą świeżo osiadłego na miękkiej łusce śniegu. Przepiękna ciemnogranatowa wstęga po obu stronach jej ciała podkreślała jej wspaniałą figurę, wykutą dzięki wyselekcjonowanym genom.
Gdyby obok stała jej siostra, byłaby spełniona. Uwielbiała z nią medytować, chociaż Lilliathreven szybko się nudziła.
Nadeithscallieth nie lękała się ani piekielnego mrozu, ani burzy śnieżnej. Jej ciało było dostosowane do trudnych warunków panujących w górach. Tak po prawdzie do szczęścia brakowało jej tylko rozrzedzonego powietrza, bo wciąż jeszcze odczuwała skutki przetlenienia.
Korzystając z okazji poświęconej medytacji ćwiczyła maddarę. Przepuszczała ją przez palce umysłu szepcząc drobne zaklęcia w języku jej rodzinnych stron. Kilka wyrazów pojawiło się przypadkiem, nie nazwane jeszcze. Onyksowa smoczyca nadawała im znaczenie, obserwując reakcję maddary, gdy je wypowiadała.
Powietrze wokół niej nagrzewało się. Ogrzewało jej skórę. Coś przypominającego bańkę zabłysło tuż przed jej oczyma. Nie była stworzona z ognia, ale faktycznie na tyle gorąca, żeby przepalić skórę nawet do kości. Czym więc był jej twór? Wypełnionym od środka płomieniem zamkniętym w ognioodpornej bance o bardzo cienkiej ściance. Promieniowało od niego ciepło i błękitne światło.
Samica bawiła się nowym tworem. Wymyślała na bieżąco nowe zaklęcia, które między innymi wprawiły pocisk w lot po lekkim łuku zmierzający w wymyślony w jej głowie cel na ziemi. Bańka w zderzeniu z ziemią rozprysła się, a uwolniony z niej płomień wybuchł i znikł po kilku sekundach pozostawiając na śniegu mokry krater.
Nadeithscallieth planowała utworzyć kolejny atak, który mógł pomóc jej w ucieczce. Jak zwykle, kiedy wprawiała w ruch swoją moc, jej grzywa jarzyła się jaskrawą bielą, a jasne łuski na błękitnym pasie wzdłuż szyi migotały jak gwiazdy. Nie panowała nad tym, bo nie odczuwała takiej potrzeby. Lubiła to nawet.
Tym razem tworzyła nowe zaklęcie. Powtarzała słowa, przekręcając końcówki, zamieniając zgłoski. Czasem wychodził z tego bezużyteczny bełkot, ale coraz częściej wyczuwała reakcję maddary na powoli składane zdania.
Obserwowała zadowolona, jak ze śniegu wybijają się czarne kolce. To było dokładnie to, co chciała osiągnąć. Kamienne szpikulce, ostre na końcach, wysokie na pół metra. Solidnie osadzone w podłożu, żeby nie przewrócić się od wiatru. Kamień był gładki na brzegach, więc mógł przebić skórę, a może i nawet łuskę. Łącznie było tych szpikulców sześć. Wysunęły się z ziemi szybko – tak jak chciała.
Wymamrotała zaklęcie, które zniszczyło jej twór. Nie chciałaby, żeby ktoś się na to nadział, kiedy spadnie więcej śniegu.
Korzystając z okazji, że nie kręcił się tu inny smok postawiła na kolejny atak. Tym razem nakazała maddarze utworzenie dwóch obręczy. Płaskich, cienkich, naostrzonych po zewnętrznej stronie. Zbudowane z dobrze jej znanego metalu. Kruszec bardzo popularny w jej stronach. Nawet widziała jak go się wytwarza. Odwiedziła kiedyś odlewnie.
Ale wracając do ćwiczenia.
Obręcze miały wirować wokół własnej osi. Wirujące ostrza miały kręcić się także wokół siebie i polecieć z dużą prędkością do przodu, a potem rozproszyć się. Pół metra nad ziemią, mogły wręcz odciąć łapę. Twarde, o średnicy kilku łusek brzęczały świdrującym metalicznym dźwiękiem, kiedy tak wirując posłała je jednym zaklęciem do przodu. Wyczuwała wibrującą maddarę, której delikatna nić łączyła ją z jej tworem.
Samicy to nie wystarczyło. Zawsze z chęcią uczyła się nowych zaklęć, które podsuwała jej wyobraźnia. Kolejny atak miał służyć unieszkodliwieniu przeciwnika. Długo szukała nowych słów opisujących twardą powłokę o średnicy kilku metrów, która miała pojawić się nad ziemią i zaokrąglonymi brzegami dotykać śniegu szczelnie przylegając do zmarzniętej pod niej ziemi. W skrócie miała to być kopuła. Przeźroczysta, aby mogła obserwować zamkniętego w niej nieprzyjaciela i w odpowiednim momencie odwołać zaklęcie.
Sama struktura kopuły była dość prosta. Była gładka, odporna na zarysowania, czyli diamentowa. Musiała wyglądać pięknie i ważyć nawet tonę. Ciężko byłoby ją podnieść, albo się przez nią przebić. Jej powierzchnia odcinała dostęp tlenu od zewnątrz, co sprawiłoby, że ktokolwiek znalazłby się pod nią, straciłby przytomność z powodu braku tlenu.
Idąc za ciosem popracowała nad pomysłem, który kiedyś podpatrzyła przelatując nisko nad areną. Tutaj jednak zadziałała nieco subtelniej. Najpierw ułożyła w głowie odpowiednie zaklęcie, a potem je... wyśpiewała. Jej czysty głos przebijał się przez ryczący wiatr. Miękko akcentowała każdą ważniejszą zwrotkę. Wiatr zmienił kierunek.
Zaklęcie polegało na stworzeniu pioruna, który miał uderzyć w ziemię, gdzie potencjalnie mógł stać nieprzyjaciel.
Samica obserwowała błyskawice. Pojmowanie żywiołów natury było dla niej kiedyś ulubionym zajęciem. Nie skupiała się jednak na tworzeniu jonów ujemnych, czy dodatnich. Jej celem było stworzenie samego pioruna, a nie powodowania, żeby narodził się sam.
Zatem wytyczyła mu ścieżkę i miejsce na ewentualne zakrzywione odnóża. Promień elektryczności miał być jasny, skierowany w dół, a w styczności z każdą przeszkodą – w tym nawet z powietrzem – emitować bardzo wysoką temperaturę.
I stało się. Błysk oślepił na moment onyksową samicę, ale dopiero nagły huk wywołał u niej mimowolne poruszenie skrzydłami. Spłoszona swoim nowym odkryciem, musiała zrobić kilka uspokajających wdechów i długich wydechów.
Zawróciła maddarę z powrotem do siebie. Jej grzywa i łuski na szyi zgasły, gdy samica skończyła bawić się magią. Wyciągnęła długą, szlachetną szyję w górę i zadarła łeb ku górze. Lodowaty wiatr owiewał jej ciało całkiem nieszkodliwie. Od czasu do czasu tylko wstrząsała szyją, gdy zebrało się na niej zbyt wiele śniegu.

: 20 sty 2016, 23:32
autor: Chór Światła
Rzadko kiedy Nixlun wpadał na tak "genialne" pomysły, jak spacer po zmierzchu. Wydawało mu się że usłyszał coś w tej wichurze. Zwalił by to na wiatr, gdyby nie drgania w maddarze oraz delikatny rozbłysk pół skoku od pudrogrzywego. Zaintrygowany tym zdarzeniem kleryk poszedł w stronę delikatnego światełka. Nagle te zaczęło kręcić się poruszać, po czym uderzyło z wybuchem w ziemię. Światło które pojawiło się wraz z wybuchem padło na postać, której wcześniej samiec nie zauważył. W pierwszej chwili mógłby wziąć ją za pień drzewa, gdyby nie migotanie pasów na skórze smoczycy, oraz nie lśnienie jej grzywy, która teraz wyglądała niczym promienne księżyca. Zaskoczony Nixlun zdziwił się że ktoś o takiej porze ćwiczy magię, ale bardziej był zainteresowany urodą nieznanej mu samicy. Usiadł ma śniegu, przedtem odgarniając go dużymi skrzydłami, i patrzył na cały "pokaz" Nadeithscallieth. Kochał magię, nawet jeżeli była ona używana do tak bezsensownych celów jak walka, tak więc bez problemu docenił kunszt nieznajomej. Ta nieświadomie zapewniła mu ciekawe przestawnie, którym o dziwo dla Subtelnego to nie zaklęcia były krótką atrakcją, a ona. Lśniła niczym rozgwieżdżone niebo, a jej czysty, miękki głos przebijał się przez wycie wichury. Subtelny Kolec zastawiał się czy przypadkiem nie ma przed oczami jeden z awatarów Nybty. Czyżby ta postanowiła zaszczycić pięknisia swoją obecnością. Ach, ależ arogancki się stałeś Nix, przecież bogini ma własne sprawy na głowie. Nie umniejszyło to jednak zafascynowania sylwetką która stała parę skrzydeł od niego dalej. Naglę w ziemię uderzyła błyskawica, rozświetlając na sekundę cala okolicę. Łuski nienajmowej zalśniły wtedy jeszcze mocniej.
Piękne. – Wymsknęło się różowookiemu, który zapeszony swoim brakiem złożył po sobie duże uszka. Ale pewnie nie usłyszała jego komentarza, w końcu w tej wietrznej pogodzie trudno było usłyszeć cokolwiek. Subtelny nie znał samotniczki, tak więc nie mógł wiedzieć iż jej percepcja jest rozwinięta niczym u doświadczonego łowcy.

: 21 sty 2016, 19:30
autor: Nocna Łuska
Tajemnicza smoczyca nagle obróciła swój łeb w stronę przybysza jednocześnie podrywając do góry potężne ramiona. Onyksowa samica zamarła w bezruchu gotowa opuścić parę olbrzymich skrzydeł zawisłych po jej bokach niczym dwa sięgające do nieba filary. Sprężysta błona strzelała szarpana przez wściekły wiatr, ale samotniczka zdawała nic z tego nie robić. Para złotych, świecących punkcików w cieniu czarnej sylwetki budziły grozę.
Jeszcze nie teraz. Jeszcze niech nacieszy swe oczy widokiem zastygłej w pozie do zrzucenia na ziemię huraganu.
Lecz kimże był ów nieznajomy? Pysk samicy był opuszczony, tak, że dotykała podbródkiem swej piaskowej szyi. Gładkiej i ciepłej, gdyż była pokryta skórą – nie łuskami.
Jej wzrok przebiegł po falującej od wiatru powierzchni ciała. Więc futro. Naprawdę?
Przezwyciężyła odruch wyciągnięcia głowy w jego stronę, ale nie mogła powstrzymać przekrzywienia jej pod kątem. Ciekawość wzięła górę.
Za grzbietem nieznajomego, albo obok niego, ale tak naprawdę wokół niego, rozbrzmiał ciepły, bardzo, bardzo wyrazisty głos.
– Neiiut tale.
Onyksowa samica przekrzywiła głowę w drugą stronę. Dwa świecące punkciki w cieniu skrzydeł zniknęły na chwilę, gdy zamrugała.
– To znaczy, "bądź pozdrowiony". Jakie są twoje intencje? – zapytała ostrożnie. Po ostatnich gwałtach zaczęła się trochę obawiać samców. Póki co, oprócz gościnności nie spotkało jej w tej krainie nic miłego.
Aksamitny płaszcz maddary nakrył ich okolicę hamując rozpraszający huragan, który docierał do nich w postaci delikatnego wietrzyku. Leciutkie płatki śniegu wirowały wokół dwóch smoków w strefie ciszy.
Mogła teraz lepiej się mu przyjrzeć.

: 21 sty 2016, 21:00
autor: Chór Światła
Samica po raz kolejny uraczyła go pięknem, tym razem w bardziej majestatycznej postaci. Wyglądała niczym posąg ze świątynia. Cień wielkich skrzydeł nie pozwalał na dogłębniejszą analizę wyglądu, ale teraz bez problemu mógł dostrzec złocisty kolor ślepi, które zdawały się błyszczeć tylko trochę ciemniej niż grzywa.
Przekręcił niepewnie łbem, nie rozumieją co ta samotniczka chce mu przekazać. Wzbudziło to w samcu jeszcze większą ciekawość. Kim że była ta smoczyca? Skąd przybyła? Czy w ogóle zna ona język tutejszych smoków? Okazało się że tak. Bezpośrednie pytanie zaskoczyło samca, który rzadko widział by smoki zapytały tak oczywiste pytania, przy którym za razem najłatwiej było skłamać. Subtelny uśmiechnął się pod nosem, po czym ukłonił nisko przed obsydianową samicą.
Nie bój się o pani, nie mam złych zamiarów. Nazywam się Subtelny Kolec. Przez zrządzenie losu przechodziłem w okolicy, kiedy ujrzałem twój pokaz. Musiało być to przeznaczanie. – Mrugnął z uśmiechem do samicy. Nie do pomyślenia, by nieśmiały Nixlun tak się zachował! Ale jednak to zrobił. Wiedział że samce by zaskarbić sobie przychylność samic mieli w zwyczaju zachowywać się zupełnie inaczej niż normalnie, by przykuci uwagę i stworzyć pozory "męskość". Niedorzeczne i zidiociałe. Lecz trzeba było sprawdzić czy działa to w praktyce. Fasada samca może z zewnątrz była doskonała, ale już po wypowiedzeniu tych słów zapeszony Nix przeklinał swoje zachowanie. Nie powinien być taki bezpośredni w stosunku do nieznanej mu osoby. Jeszcze pomyśli że jest dziwny czy coś...
Jak brzmi twoje imię, moja pani? – Jak już zaczął tą "nonszalancką" grę, to powinien dociągnąć ją do końca. Mimo faktu, że z każdym kolejnym słowem było to coraz głupsze...

: 21 sty 2016, 23:13
autor: Nocna Łuska
Samica słuchała śnieżnobiałego przybysza przyglądając się mu uważnie. Nie miała powodów, żeby mu nie wierzyć. Była ufna, ale nie ślepa.
Rozluźniła mięśnie skrzydeł, które zaczęły powoli opadać w dół. Długie palce połączone błonami ustawiły się do tyłu, gdy zginała nadgarstki lotnych kończyn.
Zdecydowała, że teraz kolej na jej ruch, aby wymienić z nim uprzejmości. Ruszyła ku niemu wyżej nad śniegiem unosząc łapy. Nie miała w zwyczaju torować sobie ścieżek. Każdy jej ruch był płynny. Długi, czarny ogon ciągnął się za nią rozluźniony. Na jego końcu zamiatała śnieg puszysta, czarna kita.
Zdumiewająco szybko i z gracją podeszła do samca, a potem ukłoniła się mu nisko. Tak jak przystało i jak została wychowana. Nisko zwieszając łeb, kierując brodę ku dołowi. Krótki gest. W dół, a potem z powrotem w górę.
– Na imię mi Nadeithscallieth – przedstawiła się.
Wpatrywała się w jego przepiękne futro. Wciąż miała wrażenie, że okaz, który przed nią stoi jest jakby oderwany od rzeczywistości. Urodą ją urzekł. Bez dwóch zdań. Był pierwszym tak przepięknie białym nitkowatym jakiego widziała. Gęste, śnieżnobiałe futro, beżowe przy łapach i brodzie, nadawały mu łagodności.
Te jego oczy... Mogłaby nie odrywać od nich spojrzenia. I dużo siły kosztowało ją, żeby to zrobić, by przypadkowo nie wyjść na niegrzeczną.
– Zawsze miło jest spotkać przyjaciela, o każdej porze dnia i nocy. Dobrze, że nie stanąłeś za blisko, bo mogłeś dostać błyskawicą. Chyba, że jesteś czarodziejem i umiesz się bronić – przekrzywiła głowę.
Ciemnogranatowa grzywa na jej szyi kołysała się na słabym wietrze. Śnieg, który się z nią stykał nie topniał od razu, czasami zbierało się na niej sporo lodu, który udawało się usunąć tylko przez podgrzanie.
Gdy tak patrzyła na smoka, którego całe ciało pokrywało jednolite, gęste włosie, doszła do wniosku, że on to dopiero ma ciężko.

: 27 sty 2016, 19:51
autor: Chór Światła
Z zainteresowaniem przyglądał się jak samica powoli się rozluźniała. Poruszała się ruchem pełnym gracji, jakby nie chciała naruszyć śnieżnobiałego puchu. Niezwykłe
W końcu ta znalazła się tak blisko by Nixlun mógł bez problemu ujrzeć samotniczkę w pełnej postaci, która po prostu była... przeciętna? Cóż. Po bliższym przyjrzeniu się jednak samica odrobinę straciła. Nie chodzi o to ze Subtelny uznał ją za brzydką czy coś. Każda samica była ładna! No, ale właśnie tylko ładna. Co prawda miała atrakcyjne, umięśnione acz szczupłe ciało, ładnie przemiennie ułożone łuski oraz grzywę, ale nie przyciągała aż tak wzroku. Niebyła kimś kto szczególnie zapada w pamięci niczym Dynamika czy Czerwień Kaliny. Ich uroda przyćmiewała wszystkie inne samice jakie kleryk kiedykolwiek widział. Nawet tą egzotyczną piękność. Nix zastanowił się przez chwilę czy takie myśli nie były przypadkiem niemiłe i niekulturalne. No ale dla młodego kleryka była to prawda. Tak samo jak fakt, jaka piękna była podczas czarowania i śpiewania. Ach, jakże zjawiskowa była ta grzywa. Aż wrócił do niej wzrokiem, jakby szukając śladu jej wcześniejszego blasku. Miast tego zobaczył jedynie parę płatków śniegu osiadłych na ciemnogranatowej grzywie. Uświadomiło to Subtelnemu jak on może teraz wyglądać. Podczas wspinaczki na te skały skupił się bardziej na zapewnieniu łapom przyczepność, niż ochrony futra przed zmoknięciem. Teraz pewnie był pokryty swoistą zbroją składającą się ze wpółstopniałego śniegu. Jakże to tak się prezentować przed nieznajomą? Wyciszył swój umysł, po czym sięgnął po magię by oczyścić swoje gęste futro z topniejącego powoli śniegu. Miał on opaść z samca delikatnym, powolnym ruchem. Otworzył piękne ślepia, po czym spojrzał na samotniczkę.
Cóż, nie oznacza to że stracił zainteresowanie tą samicą. Może i cenił sobie piękno, ale nie był aroganckim narcyzem, uważającym że tylko uroda się liczy. Ciekawiło go kim była, skąd pochodziła. Nie chciał jednak o to teraz zapytać. Kultura wymagała by pytania tego typu zostały zadane w trochę późniejszym czasie.
Cóż, swego czasu aspirowałem do rangi czarodzieja, lecz zaprzestałem edukować się w tym kierunku na rzecz zostania Uzdrowicielem. Leczenie ran wydaje mi się bardziej interesujące niż ich zadawanie. Nie powiedział bym jednak że jestem bezbronny. – Oznajmił, przyglądając się z lekkiego ukosu obcej, uśmiechając się ni to miło, ni to przebiegle. Nie wydawało mu się by Nadeithscllieth chciała by mu zagrozić. Mimo to, nietypowe było dla różowookiego by wprost oznajmiać o swoich umiejętność, nawet jeżeli był to tylko niejasny zarys. Uważał że wszystkie swoje atuty powinien kryć do ostatniej chwili. Tak więc dlaczego na swój sposób ostrzegał Nadeithscallieth? Na pewno posiadała jakieś umiejętność magiczne, pewnie nawet pod względem bojowym bardziej rozwinięte niż Subtelny. Była więc zagrożeniem. Mimo to postanowił obdarzyć ją pewną dozą zaufania. Może to dla tego że nie wydawało mu się by taka samica jak ta oto samotniczka chciała by go zaatakować.
Chociaż wątpię by moje zdolność mogły by uchronić przed twoją kreacją. Posiadasz intrygującą medodę kreacji. Pierwszy raz widzę by ktoś używał śpiewy przy używaniu maddary. – Przyznał, nie kryjąc zaintrygowania. Chciał wiedzieć czy w jej rodzinnych stronach jest to popularne, a może to jej indywidualna metoda czarowania.

: 27 sty 2016, 22:12
autor: Nocna Łuska
Piękno nie zachwyca się przeciętnością. Ktoś taki jak biały, przepiękny samiec pokroju Subtelnego Kolca, nie spojrzałby nawet na samicę z jej stron. Była przeciętna. Nudnie ubarwiona. Za jedyną ozdobę służyły jej dwa ciemnogranatowe pasemka na bokach, przypominające rzekę pośród nocy w której wielokroć powtórzone zostało wspomnienie przeglądającego się w niej księżyca w formie tak małej i błahej jak choćby lekkie mrugnięcie falujących na skórze drobnych białych cętek. Przeciętna to raczej samica, jak na Wolnych Stad standardy.
Jednak Nadeithscallieth nadrabiała swoje braki w wyglądzie manierami oraz lojalnością.
Kłębki pary ulatywały z jej nozdrzy, kiedy wypuszczała nim powietrze.
Jej złote oczy uniosły się w górę w czasie, kiedy nieznajomy zaczął manipulować czarami. Wszystkie jej zmysły zachowywały czujność. Ten dreszczyk pod skórą był dla niej jednoznaczny.
Z zaciekawieniem przekrzywiła swój łeb obserwując jak samiec skrywa swoje śliczne oczka pod zasłoną powiek. Pozostało jej cierpliwie zaczekać na efekt jego czaru.
Po tym jak śnieg spadł z futra nieznajomego samica odkrywając przepiękne, gęste futro, wyprostowała głowę i cofnęła ją do tyłu. To była dla niej nowość.
– Pierwszy raz widzę, żeby smoki używały maddary do czyszczenia futra. Tam skąd pochodzę za taki czyn groziło to zesłaniem na ciężkie prace, albo piętnowano. Kara była zależna od stopnia sprofanowania tej prastarej sztuki. Każdy smok zaczynający naukę magii musiał wpierw złożyć oficjalną przysięgę. Jedno z praw zabrania używania magii w sposób wyręczający nas od pielęgnacji własnego ciała.
Starała się jakoś uśmiechnąć, ale głęboko zaszczepione w niej twarde zasady spowodowały, że poczuła się nieswojo zarzucając Subtelnemu Kolcowi nierozważne zachowanie. Zrozumiała swój błąd. Pochyliła głowę w geście przeprosin.
– Proszę o wybaczenie.
Podniosła wzrok, żeby utkwić spojrzenie w jego oczach. Nie ważne co by w nich zobaczyła, oburzenie, albo zrozumienie.
– Jeśli maddara słucha naszych myśli, to może posłuchać i śpiewu. Nauczyła mnie tego jedna elfka.
Nadeithscallieth nie miała niczego do ukrycia przed zupełnie jej obcym samcem. Uważała, że nie będzie ukrywać tajników swojej umiejętności, która miała przecież te same korzenie, co te, które właśnie przed chwilą zaprezentował jej Subtelny Kolec. Tym bardziej chciała kontynuować z nim tą pogawędkę, skoro zdradził jej swoją profesję.

: 08 lut 2016, 2:34
autor: Chór Światła
Nixlun słysząc tą uwagę zamarł na chwilę. Nie ze strachu, bardziej z zaskoczenia. Jego pysk szybko przyjął jednak łagodny, pobłażliwy wyraz pyska. Tym bardziej gdy ta przeprosiła. Spojrzał na nią z niewymowną cierpliwością i łagodnością. Takim właśnie wzrokiem obdarzał pociechy jego siostry, kiedy robiły coś nierozsądnego bądź zbytnio przejmowały się błahostkami.
Nie gniewam się moja droga. – Jego aktorski i nonszalancki ton głosu zmienił się na delikatny i opiekuńczy. Ta może i dorosła samica była trochę jak dziecko nieprzyzwyczajone do nowego domu.
Twój lud jak słyszę naprawdę cenni sobie magię. Miło mieć świadomość, że na tym świecie istnieją jeszcze smoki które szanują tą sztukę. – Powiedział z uśmiechem zamykając ślepia, lekko kłaniając się łbem, jakby w geście szacunku. Następnie otworzył powoli swe magentowe patrzałki. Spojrzał na swoje przesiąknięte zapachem ziół futro, które chwilę temu było posklejane śniegiem. Gdzieś wśród tej ciepłej beli chował się amulet, który był podarunkiem od jego siostry i który kleryk "ulepszył". Ta gęstwina zupełnie ukrywała ten cenny skarb. Nixlun odruchowo zagłębił łapę w swojej klatce piersiowej, by upewnić się że naszyjnik z czarnego drewna ciągle na niej spoczywał. Na szczęście tak. – Cóż, muszę przyznać że czasami zbytnio wykorzystuję nasz dar do tych przyziemnych czynności, które równie dobrze mógłbym zrobić łapami. Jakoś lubię to uczucie towarzyszące używaniu maddary, tą energię która wypełnia nasze ciała. Albo po prostu jestem strasznie leniwy. – Dokończył z rozbawionym uśmiechem, podnosząc wzrok z powrotem na Nadeithscallieth.
Musiałaś naprawdę wiele przejść Nade..ith. – Mimo swego elastycznego głosu i dykcji miał lekkie trudność z wymówieniem imienia samotniczki. Nie chodziło tylko o egotyczny wydźwięk, samiec nie był mistrzem w zapamiętywaniu imion. Jakoś prościej było mu zapamiętać smoki po ich wygładzi i charakterze. Oraz oczywiście po okolicznościach pierwszego spotkania.
Infomracja którą właśnie otrzymał była iście fascynująca. Nigdy wcześniej nie słyszał o czymś takim. Może elfy posiadały wiedzę magiczną bardziej rozwiniętą niż smoki? Będzie musiał kiedyś je odwiedzić...
Przepraszam za dociekliwość, ale czy ta elfa przekazała ci może jeszcze jakieś ciekawe spostrzeżenia? Idea, by śpiewać podczas kreowania jest dla mnie czymś nowy i genialnym za razem. Na udaną materializację naszego obiektu wpływa wiele czynników, od starannego zaprojektowania, umiejętność kontrolowania przepływu maddary po zdolność szybkiego skupienia się. Sam mam dość duże problemy z tym ostatnim, dlatego też zawrze podczas czarowania zamykam ślepia by odciąć od ciebie bodźce. Ale TO może być o wiele lepsza metoda... Posługując się śpiewem jako wspomagaczem czarowania może przynieść ciekawe efekty. Na pewno ułatwia skupienie się, poprzez wyciszenie zewnętrznych czynników. Do tego śpiew wyraża nasze emocje, pozwala im swobodnie płynąć. Może to tak samo działo się z maddarą? Ułatwić jej przepływ i zrytmizować ilość zużywanej energii. Najpewniej te dwie zalety można w jakiś sposób połączyć... Jeżeli podczas treningu ułożymy sobie specjalną piosenkę, podczas której będziemy starali się wywołać konkretny efekt, to jest duża szansa że kiedy znowu podczas czarowania zaśpiewanym tą samą pieśń to przypomnimy sobie przynajmniej większość czynników które towarzyszyły nam podczas treningu! W końcu muzyka często przywołuje do nas dawno zapomniane momenty i uczucia. Tym sposobem możemy!... – Przerwał, uświadamiając sobie że pozwolił swojej fascynacji przeobrazić rozmowę w monolog. – Ach, b-bardzo przepraszam. Chyba dość mocno się zagalopowałem. Mehhe... – Spróbował wyjaśnić, lekko zażenowany swoim wywodem. Przez podekscytowanie wynikające z "odkrycia" nowej metody wspomagającej czarowanie nie zauważył nawet jak zaczął zalewać swoją współrozmówczynie stertą informacji, które mogły dla innych brzmieć równie dobrze jak zwykły bełkot. Lekkie potknięcie w kontaktach międzysmoczych. Miał nadzieję że samotniczka nie poczuje się urażona. Przysiadł na tylnych łapach, bawiąc się ze podenerwowania kosmykiem długiej grzywy. Po krótkiej chwili ciszy którą wywołał spojrzał na samotniczkę, po czym zadał pytanie.
Nadeithscallio, czy podczas swojej podróży zasłyszałaś jakieś pieśni? Pod barierą nie dane mi było usłyszeć żadnej muzyki. Jakoś tutejsze smoki nie są nią specjalnie zainteresowane... Czy za barierą jest inaczej? – Zapytał, przyjmując lekko zrezygnowany ton kiedy wspomniał o innych smokach. Jedyną osobą która lubiła muzykę, a którą Nix znał to Dynamika Życia. Swoją drogą, prawie udało mu się trafić imię samotniczki. Prawie.

: 12 lut 2016, 22:17
autor: Nocna Łuska
Nadeithscallieth z małym uśmiechem wsłuchiwała się w rozpędzone myśli smoka. Pierwszy raz w życiu spotkała kogoś tak otwartego i mówiącego co myśli. To było wspaniałe. Dla kogoś kto nigdy nie pozwalał na kontakty telepatyczne, taka głośne uzewnętrznianie się tknęło ją w środku i wzruszyło.
Pomijając już fakt, że samiec był niesamowicie piękny, taką beztroską i zaufaniem jakim ją zaszczycił zasługiwała na podziękowanie. Zapamięta ten dzień w którym poznała tak wrażliwego samca.
– Ależ mów, Subtelny Kolcu. Wysnuwasz dobre wnioski. Można powiedzieć, że sam odpowiedziałeś sobie na pytanie o technikę czaru. Wydaje się, że to proste, kiedy się słucha, ale to działa tylko, kiedy uzyskasz harmonię w myślach. Jeśli jesteś zły, trudno będzie ci przywołać melodię. Ja robię to tak, że przywołuję w myślach dźwięki natury, które podsuwają mi obrazy, takie jak szumiący wiatr, albo szmer trzcin nad jeziorem lub buczenie łąki w środku gorącego dnia. To pozwala mi na zjednoczenie z maddarą, która wydaje mi się, że słucha takich obrazów i jest ze mną w tym wyobrażonym świecie dźwięków.
Rzekła raźno patrząc na swego rozmówcę.
Jest wiele pieśni, które znam ze swoich krain. Ludzie i elfy lubią huczne zabawy. Mają nawet swoich grajków, którzy posługują się dziwacznymi przedmiotami wydającymi całkiem miłe dźwięki.
Popatrzyła na niego z ciepłym uśmiechem.
Powinieneś, kiedyś zobaczyć jak pięknie potrafią się bawić i posłuchać ich śpiewu i zabawnych opowieści.
Westchnęła rozmarzona. Przed opuszczeniem domu nie sądziła, że będzie jej tego brakowało. Tutaj też było wspaniale. Każdy dzień przynosił nowe doświadczenie i nowe znajomości. Z jednej strony zyskała wolność. Mogła podejmować decyzję i nie miała żadnych obowiązków. Nikt jej tu nie śledził, nikt nie podglądał. Nadeithscallieth nie mogłaby powiedzieć, że będzie tak już zawsze. Była zbyt mocno przywiązana do rutyny. Starała się to zatuszować. Jakże ucieszył by ją widok jakiejś ludzkiej lub elfiej osady.

: 28 mar 2016, 16:18
autor: Sketch
To cudowne miejsce na odpoczynek od całego zgiełku i sprawy mgły. Przyleciał tutaj, aby przemyśleć jeszcze raz swoje życie- kilkukrotnie to już czynił i za każdym razem dochodził do wniosku, że jako wojownik powinien być tarczą całego stada. Czynił jednak coś innego, był jak broń miotana, o której można było zapomnieć po całej walce- chciał wyruszyć jak samotny sztylet pomiędzy przeciwników i po prostu tam przepaść... To bardzo dziecinne podejście wreszcie się zmieniło. Wreszcie pojął co oznacza być obrońcą stada...
Na wszystkie bóstwa, ależ tu pięknie! Poranne słońce jeszcze nie dawało tyle ciepła ile by chciał pustynny smok, jednak było już znacznie przyjemniej niż księżyc temu. Zwiastun wpatrywał się z uśmiechem w dal kompletnie zapominając o swoim wcześniejszym problemie. Było to przeszłością, a on postanowił strawić swoje głupoty w dość wyrafinowany sposób. Teraz nadszedł czas na poważne postępowanie... W końcu był praktycznie w półmetku swojego życia. Zachowywanie się jak pisklak już mu nie pasowało...
Powolnie opadająca mgiełka nad wodą była pewnym zwiastunem najbliższych wydarzeń. Czy uda się im pokonać przeciwników i wrócić na swoje tereny?

: 28 mar 2016, 17:19
autor: Kruczopióry
– Zwiastun...? – mógł usłyszeć niespodziewanie za plecami wydobywający się z dala dźwięk, któremu towarzyszyła powoli wyłaniająca się z bieli postać o czarnych łuskach. Jeżeli Zwiastun oczekiwał ciszy i spokoju, te w jednym momencie szlag trafił, gdyż po kim jak po kim, akurat po Kruczopiórym trudno było się spodziewać milczenia. Ale może Assuremithowi wcale nań nie zależało...? Tak czy tak, już po chwili sylwetka czarodzieja znalazła się tuż obok smoka, racząc go pogodnym uśmiechem

– Miło czasami ujrzeć znajomy pysk, witaj! – rzekł, uśmiechnąwszy się do wojownika. Zaraz jednak lekko spochmurniał; mimo wszystko rozmawiając ze smokiem Życia... nie mógł ominąć trudnych tematów. – Jak się trzymacie, dajecie radę mimo problemów? – podjął temat, spoglądając w ślepia Assuremitha. – Działacie...? – zapytał – Co ja gadam, oczywiście, że działacie! – sam się poprawił, parsknąwszy śmiechem. – Wiecie już cokolwiek więcej na temat mgły? Coś, co pozwalałoby wreszcie w nią... uderzyć? – drążył, nie spuszczając wzroku ze Zwiastuna. Niechże usłyszy tylko jedno słowo... a ruszy naprzód, choćby na śmierć. Ale czy ktokolwiek wiedział, co powinni teraz robić...?

: 28 mar 2016, 18:58
autor: Sketch
Cisza została zmącona bardzo szybko. Za szybko! I zapewne nie byłby szczęśliwy, gdyby miał poznać teraz kogoś nowego. Poznał jednak ten głos. Poczuł również woń stada ognia. Mimowolnie się uśmiechnął obracając łeb w stronę Kruczopiórego. Nie odpowiedział, a po prostu czekał, aż dobrze dojrzy młodszego smoka. Ostatnim razem kiedy się widzieli był jeszcze adeptem. Śmiały Kolec... A jednak darzył go szczególnym uczuciem, którego nie potrafił wytłumaczyć.
Ciebie również miło widzieć, przyjacielu. Dobrze Cie widzieć zdrowym...– Jeśli raptem dzień temu był załamany, teraz był zupełnie odmieniony. Samiec ognia nie pojmie tej odmiany, która w nim zaszła- a przynajmniej nie z początku. Zwiastun dał mu się wygadać w spokoju, aż rozmówca w końcu Dokładnie nie określił swojego pytania.
Wiem tyle, że ogień jest w stanie przełamać mgłę, ale nic poza tym. Poza tym wiem, że przywódcy szykują się do działania, a więc bądź gotowy w każdej chwili do działania... Niemniej na wszystko przyjdzie czas.
Mówił lekko uśmiechnięty i wpatrzony w pysk rozmówcy, aż w końcu odwrócił się, aby znów spojrzeć w dal.
Jest nas bardzo mało. Większość jest w śpiączce... Moja partnerka zostawiła mi na głowie pisklęta, a sama gdzieś zginęła. Martwię się... Czasami wydaje mi się, że bogowie robią mi to na złość. Wyrywają mi życie moich piskląt z łap, okradają z partnerek i przyjaciół... Może powinienem nazwać się jednak "Zwiastunem Śmierci", bo jak na razie tak to wygląda. Aż się martwię o Ciebie.
Niby pół serio i pół żartem, jednak w jednej krótkiej chwili wyżalił się kruczemu i natychmiast mu ulżyło. Komu miał się wyżalić, skoro miał na prawdę niewielu przyjaciół, a ostatnio Chłodny za nim nie przepadał... Swoją drogą to on nigdy za nim nie przepadał, ale Assuremith miał nadzieję, iż z czasem się to zmieni. Szczególnie teraz, kiedy wreszcie załapał na czym polega bycie dorosłym i branie za siebie samego odpowiedzialności.

: 30 mar 2016, 0:23
autor: Kruczopióry
– Niestety, więcej od ciebie nie wiem – stwierdził ponuro Kruczopióry na uwagę o ogniu, westchnąwszy cicho. – Tez już słyszałem o działaniach, aby się zebrać, mam nadzieję, że wreszcie wyniknie z tego coś więcej niż czcze gadanie. Najgorsza jest bezsilność. – Mruknął nieprzyjemnie. – Już dawno bym coś zrobił, gdybym tylko wiedział co, ale obecna sytuacja to błądzenie na oślep. Nikt nic nie wie, nie ma o niczym pojęcia, żadnej senesowej informacji, tylko strzępki. Ogień przełamuje mgłę... i co? Będziemy przemierzać calusieńkie tereny Życia, otoczeni ogniem, aż nam się w którymś momencie maddara wyczerpie? – Warknął nieprzyjemnie, wzruszywszy barkami. – To odważne, ale zbyt głupie. Wszystkie rozwiązania są zbyt głupie.

Uderzył pazurami o skałę i spojrzał w dal, przed siebie. Zwiastun wyżalił mu się... Cóż, to dobrze, iż się wyżalił. Każdy czasem musi się wyżalić. Kruczopióry... nie mógł wiedzieć, co przeszedł wojownik. Nawet to, co powiedział głośno, stanowiło jedynie strzępek informacji.
– Łączę się w bólu z tobą i ze wszystkim smokami Życia – rzekł wreszcie z marsową miną... i podszedł bliżej. Rozłozył swoje wielkie, lewe skrzydło i upewniając się wcześniej, iż nie sprawia to wojownikowi problemu, objął go, lekko ściskając. – Każdy czasem przeżywa trudne chwile, w których potrzebuje wsparcia... a nawet to wsparcie to niekiedy za mało. Ale to nie powód, żeby się poddawać; pokonamy mgłę, jaki nie będzie na to sposób. Choćbyśm... Choćbym miał oddać za to życie – rzekł, zamknąwszy ślepia i spuściwszy lekko łeb. – Tylko ten sposób... Ech – mruknął, westchnąwszy cicho. – Żeby tylko był sposób...

: 31 mar 2016, 5:32
autor: Sketch
Większość czasu poświęcił nad myśleniem, a przynajmniej wyglądał tak jakby się 'zawiesił' pozostawiając ciało i odlatując gdzieś dalej. Usłyszał jednak pewną wzmiankę w wypowiedzi Kruczego, a na jego pysku pojawił się grymas.
Nikt nie będzie oddawał życia, a z pewnością nie Ty!
W jego głowie nie było gniewu, a raczej zdenerwowanie. Im był starszy tym coraz częściej słyszał o poświęceniu swojego życia. To zaczynało brzmieć jakby ich życie nie mogło mieć większego celu jak po prostu poświęcenie się sprawie.
Znajdziemy sposób i nikt przy tym nie umrze, rozumiesz...!?– Ciężko powiedzieć czy było to jeszcze zdenerwowanie, czy może już desperacja. Zwiastun wziął kilka głębszych wdechów i się uspokoił.
Zmieńmy temat. Ta mgła i tak jest na językach nas wszystkich od kiedy się pojawiła. Mam tego serdecznie dość... Powiedz mi, przyjacielu, jak tam Twoje prywatne życie... Czy w Twoim życiu pojawiła się jakaś samica...?
Humor mu się nie poprawił, ale to tylko kwestia czasu jeśli drugi samiec podejmie temat.

//Fajnie byłoby, gdybym miał czas na odpisy podczas dnia, a nie wcześnie rano >.<//

: 31 mar 2016, 22:09
autor: Kruczopióry
//Nic nie poradzę, że mój mózg pracuje w trybie, w którym odpisy najbardziej chce mi się pisać późnymi godzinami :<.

Na okrzyk Zwiastuna ożywił się; delikatnie wzdrygnął swoją sylwetką, a następnie odstąpił i wykonawszy powoli półkole, stanął przed smokiem, dokładnie na wprost. Uniósł pysk na wysokość pyska czerwonego samca, patrząc wprost w jego oczy. Wyjątkowo pewnie i stanowczo.
– Nikt nie umrze, jeżeli nie będzie to konieczne – rzekł silnym, zdecydowanym głosem. – Ale jeżeli jednak będzie... wolałbym, żebym umarł ja sam niż ktoś inny.

Po ostatnich słowach, nie czekając na odpowiedź Zwiastuna, odwrócił się. Już po chwili stal tyłem do czerwonołuskeigo, jego spojrzenie skierowane było gdzieś w dal, w dół grzbietu. Assuremith mógł zaobserwować, jak ogon czarnego smoka delikatnie zakołysał się na bok... ale nieco niepewnie, wręcz nieco nerwowo. Tak jakby... mimowolnie lekko go ubódł.
– Nie, nie mam jeszcze samicy – stwierdził krótko, nie odwracając się. – A dlaczego pytasz?

: 03 kwie 2016, 22:01
autor: Sketch
A ja wolę zginąć, zamiast patrzeć, abyś to Ty umierał, rozumiesz...?
Rzekł od razu w odpowiedzi, kiedy jego przyjaciel się odwracał. Westchnął więc patrząc na ogon ognistego smoka i porzucił ten temat, aby zmienić go na bardziej neutralny.
Pytam, bo sam miałem już dwie... i dwie mnie zostawiły, po prostu odchodząc... zostawiając pisklęta na pastwę mojego losu... A bynajmniej ich nie było mało...-Westchnął ponownie i przybrał nieco melancholijną postawę.
Ale ból po stracie jest znacznie mniejszy, niż chociażby chwilowe szczęście, które wniosły do mojego życia. Ty również powinieneś znaleźć sobie kogoś dla kogo warto żyć. Jak widzę potrzebujesz tego...
Chcąc, nie chcąc i tak nawiązał do wcześniejszego tematu. Trudno... będzie musiał się pogodzić ze złością Kruczopiórego, jeśli się na niego zezłości za to. Zwiastun jednak nie ugnie się. Jeśli miał się ktoś poświęcać to niech zrobi to jakaś obojętna mu istota- a nie przyjaciel...
Każde życie miało wartość. Jednak czasami nie dało się być zawsze obiektywnym i jak trzeba coś stracić- niech zginie to czego strata najmniej zaboli... to chyba proste myślenie.
Zwiastun za dużo stracił w swoim życiu...

: 05 kwie 2016, 0:19
autor: Kruczopióry
Mruknął cicho; co ten Zwiastun miał na myśli? Że Kruczopióry niby nie ma dla kogo żyć? Miał! Miał wielu wielu przyjaciół, w tym samego czerwonołuskiego, niejednego smoka, którego znał i lubił i którym był warty poświecenia przezeń czasu. Że nie doczekał się własnej rodziny? Trudno – czas jeszcze ma. To prawda, iż własne pisklę korciło... ale też nie czuł, bay było to koniecznie. Skoro całe swoje życie spędził bez rodziny – czy nie da rady przetrwać jeszcze trochę?

– Mam dla kogo żyć – rzekł Kruczopióry, nie odwracając się jednak do rozmówcy. – Brak samicy nie oznacza, że nie ma innych smoków, które są tego warte. Że nie ma smoków, które są warte... nawet najwyższego poświecenia – dodał, wznosząc w górę swój łeb. – Nie mów tak, jakbym miał zamiar zginąć; nie zamierzam, spokojnie. Życie mi całkiem miłe, jeśli o to chodzi, ale to nie oznacza, że kiedyś nie stanie się to konieczne. Mam nadzieję, że nie.. ale drogi losu bywają różne – zakończył ten wątek i zamknął ślepia.

– Ach, jeżeli twoje samice odeszły bez słowa, być może nie były tej miłości warte – dodał jeszcze odnośnie drugiego tematu, choć wciąż na smoka nie patrzył. – A być może uznały, że ty nie jesteś ich wart, co? – zapytał, mruknąwszy cicho. – Choć nawet jeśli, wypadałoby o tym powiedzieć; niestety, taka taka uroda niektórych, że nie mówią wprost, co im na sercu leży – zaznaczył, otworzywszy ślepia i przewróciwszy nimi. – Przykre; świat byłby dużo prostu, gdyby wszyscy pozostawali ze sobą szczerzy.

Odwrócił nagle łeb, spojrzawszy na Assuremitha. Bez specjalnych emocji zmierzył go, zlustrował wzrokiem; od łba, przez szyję, aż do łap i z powrotem.
– Tak czy tak, znajdowanie samicy tylko po to, aby móc się pochwalić jej istnieniem, nie interesuje mnie. I nie interesuje mnie, co będziesz sądził o mojej śmierci, jeżeli tęże śmiercią ocalę ci zad. – Prychnął. – I tak kiedyś umrę i umrzesz ty, jedynie pora pozostaje tajemnicą. No, chyba że któryś z bogów będzie łaskaw jednego z nas uznać za siebie godnego – dopowiedział, przewróciwszy oczami raz jeszcze. – Ale jeszcze za młody jestem, żeby się tym przejmować, zresztą bogowie i tak zrobią po swojemu. A i ta nieśmiertelność, kiedy wciąż można zginąć od fizycznych ran, wydaje się trochę "oszukana" – zakończył i zmrużył ślepia, jednocześnie mruknąwszy cicho. Cóż, jakkolwiek Zwiastuna lubił... tak faktycznie nie do końca podobało mu się, iż w pewnych kwestiach próbuje go pouczać. Zwłaszcza że sam Assuremith... na jego miejscu postąpiłby tak samo, czyż nie?

: 06 maja 2016, 15:27
autor: Melodia Ciał
Błękitna samica przyfrunęła nad Zimne Jezioro. Rozejrzała się po okolicy i w efekcie wybrała Smoczy Grzbiet na odpowiedni miejsce, a na co ? Ano na naukę.
Wylądowała, usiadła, przeczesała pióra łapą i ryknęła donośnie, chcąc wezwać potencjalnego nauczyciela. Nie liczyło się stado, chciała tylko umieć się w końcu kamuflowac, choć bardzo nie lubiła umiejętności łowieckich, to musiała je umieć, co zrobić.

: 06 maja 2016, 15:34
autor: Jeździec Apokalipsy
Dawno nie uczyła.. a w szczególności kogoś spoza stada Cienia. Smoczyca wiedząc, że Życie przechodzi bardzo trudne chwile postanowiła pomóc pewnej młodej smoczycy... Skoro wojowniczka miała czas i chęci, to czemu by komuś nie pomóc, prawda? Gdy otrzymała wezwanie, zostawiła swoje pisklęta z cieniem, a sama zaś dosyć szybko pojawiła się na miejscu. Poruszyła lekko swym rogatym łbem po czym uśmiechnęła się do nieznajomej. Ciekawa była, czy zna ona Zwiastuna..
– Witaj. Zwą mnie Jeźdźcem Apokalipsy. Czegoś potrzebujesz? – Przedstawiła się, domyślając się, że młoda pozna zapach stada z jakiego pochodzi. Drzewna zbliżyła się, pochylając się lekko. Skrzydła mocno przycisnęła do grzbietu, aż w końcu zasiadła nie odrywając spokojnego spojrzenia od młodej adeptki.

: 06 maja 2016, 15:38
autor: Melodia Ciał
-Witaj, jestem Napuszona Łuska, chciałam nauczyć sie techniki kamuflażu. Co prawda nie przepadam za łowieckimi umiejętnościami ale co zrobić...Trzeba znać podstawy – powiedziała swoim zwyczajowym tonem, jakby królewny która jest wszystkim znudzona. Spojrzała na Cienista, oczywiście znała wonie stad, tyle już umiała rozpoznawać, ale nie obawiała się jej, miała to do siebie że jej ignorancja graniczyła z głupotą.