Strona 8 z 30

: 02 cze 2015, 18:49
autor: Zorza Północy

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Chaos.
To było idealne słowo. Piękne, ale i przerażające, jednocześnie najlepiej oddające charakter jej życia i wydarzeń, których była świadkiem, ale też i prowodyrem. Sny, tak dawno ich nie doświadczała, ostatnio bombardowały ją bezlitośnie. I nie wiedziała, czy to jedynie majaki zagubionego umysłu, czy echo dawnego istnienia. A jeżeli tak... To jej życie nigdy, ani teraz, ani w poprzednich wcieleniach, nie było łatwe. Pełne zdrad, intryg, bólu i niespełnionych marzeń. Wyrzeczeń, ale też dobra, współczucia i mądrości. A jednak, żyjąc już któryś raz z kolei, nie czuła się ani o krok bliska odpowiedzi na odwieczne pytania, które gnębiły jej duszę.
Zacisnęła kurczowo szczęki, słysząc zgrzyt ocierających się o siebie zębisk. Morska grzywa łopotała na letnim wietrze, ale ta cisza i samotność nie przynosiła jej pełnego ukojenia. Nie, dopóki nie uporządkuje kilku spraw, nie dociągnie ich do końca. Ale co wtedy? Jaki będzie miała cel?
Wtedy też, ledwie dosłyszalny dźwięk, chrobot szponów o skałę, niczym przekradająca się po jadło mysz, dotarł do jej uszu.
Uniosła smukły łeb i spojrzała ponad prawym barkiem.
I dostrzegła ją, widmo dawnego życia i nieucieleśnionych pragnień. Kompankę i przyjaciółkę, która nigdy tego nie pragnęła – nie otwarcie.
Spojrzała na nią i patrzyła, bo naprawdę ją widziała. A także te nieustępliwe złote ślepia i rany zdobiące jej ciało, niczym bezcenne, acz bolesne trofea. Również nic nie wyrzekła, bo i co można było powiedzieć? Być może wiele, a może i nic.

: 02 cze 2015, 19:02
autor: Dwuznaczna Aluzja
Milczała. Wpatrywała się w falujące na delikatnym wietrze, liliowe futro, okrywane przez grzywę barwy błękitno-lazurowej. Chciała odejść, jakby jej tutaj nie było, jakby jej nie znała. Zupełnie ją zignorować.
Ale nie mogła.
Na Immanora, czemu nie mogła? Coś w tej psychopatycznej głowie kazało odejść, ale ciało odmawiało posłuszeństwa. Nigdy tak nie było, a teraz zalewała ją fala wspomnień. Ulotnych wspomnień, które wróciły wraz z nowym, silnym podmuchem wiatru. Wewnątrz toczyła walkę, pełne furii warkoty starały się wyjść na świat. Lecz na zewnątrz była milcząca. Tylko jeden, pojedynczy, krótki syk był na tyle silny i zdeterminowany, by wydobyć się z tej plugawej paszczy wraz z rozwidlonym jęzorem.
– Czemu wspomnienia, które odleciały wraz z wiatrem, wracają do mnie jak Śmierć przychodzi po Życie – słowa te były wyraźne, lecz słabo słyszalne dla smoka oddalonego o tyle metrów. I nie były skierowane do czarodziejki, lecz do umysłu Aluzji. I chociaż mogły zostać w głowie, ukazały się światu. I nadal czuła, że nie może postąpić kroku w żadnym kierunku...

: 02 cze 2015, 19:08
autor: Zorza Północy
Miała wrażenie, jakby czas na tych kilka uderzeń serca zatrzymał swój bieg, a sami Bogowie wychylają swe pyski nad zasłoną zbliżającej się nocy, aby zerknąć na to, co zdawało się nie możliwe. Rozterkę tak głęboką, iż rozdzierała nie tylko umysł, ale i ciało, które chciało uciekać i zostać jednocześnie.
Czarodziejka znała ten stan doskonale, doświadczała go tyleż razy! Dlatego obserwując spokojnym wejrzeniem fioletowołuską smoczycę, jakby licząc świetlne refleksy, które kładły się u jej łap. Szept, ledwie tchnienie, a jednak ona słyszała, bo rozumiała ich znaczenie.
Wargi Czarodziejki drgnęły, gdy ruszyła wolnym krokiem w dół. Zniwelowała odległość między nimi zaledwie na skrzydło, mówiąc cicho:
Choćby najwspanialszymi szponami, nie możesz wycisnąć krwi z kamienia.
Tak, bo chociaż wzdragała się przed tym, czego pragnęło wielu i ona chciałaby być zrozumiana. Ailla nie kłamała, bo chociaż rozumiała ją w wielu sprawach, nadal nie pojmowała wiele aspektów z życia smoczycy. Nikogo nie da się poznać tak naprawdę. Ale akceptowała ją, nawet gdy się nie zgadzały. Jednocześnie ją kochała i nienawidziła.

: 02 cze 2015, 19:16
autor: Dwuznaczna Aluzja
Blisko. Zbyt blisko. Chociaż było to aż skrzydło, to znacząco za mało. Czuła się osaczona. Ona, wojowniczka nie znająca litości, czuła się osaczona. Nie, to nie był strach, przerażenie, niepewność. To był dyskomfort. Poczuła, że może ruszać lewą, przednią łapą. Instynktownie ją uniosła, gwałtownie, jakby właśnie wyciągnęła ją z jakiejś dziury w ziemi. Ale nie postąpiła kroku. Złote szpony boleśnie odbiły promienie słońca, oślepiając na ułamek sekundy samą Cienistą. Odstawiła łapę, stukając pazurami o kamienne podłoże. I znowu została pozbawiona możliwości ruchu.
– Więc dźgnij serce, a krew zaleje kamień, który mimo iż niepokonany, zostanie zakryty całunek posoki... – rzekła, uśmiechając się krzywo lewym kącikiem pyska. Czarne źrenice niemal zanikły, pochłonięte przez szczerozłotą tęczówkę.
– Czy to, że zawsze wracasz jest karą? Czy muszę widzieć Ciebie w najmniej odpowiedniej chwili? Dlaczego to robisz?! – widać było w jej postępowaniu, gwałtowności i zaciętości w słowach, przecinanych pełnym furii warkotem – że chwilowo straciła kontrolę, panowanie nad sobą. Podchodzenie do niej było obecnie równie zabójcze, jak wejście do płonącego lasu, gdy za Tobą zamyka się wejście...

: 02 cze 2015, 19:25
autor: Zorza Północy
Wiedziała, że nie powinna zbliżać się do niej bardziej, nie zamierzała też tego robić. Tych kilka kroków, które ku niej postąpiła, były jedynie świadectwem, że pomimo tego wszystkiego, nie zamierza od niej uciekać. Nie. Nie teraz i nigdy więcej. Miała dość ucieczek i ustępstw, czas wziąć te wszystkie krzykliwe chaosy w swoje szpony i stawić im czoła.
Gdy smoczyca uniosła ranną łapę, zmrużyła powieki, gdy zbłakany promień światła odbił się od łusek. Oddychała spokojnie, unosząc nieco uszy. Kiedy padły ochrypłe słowa, skrzywiła się, patrząc gdzieś w bok.
Te słowa bolały i raniły, bo często oddawały to, co sama czuła względem innych i samej siebie.
Przeszłość i teraźniejszość są naszymi środkami. Tylko przyszłość jest celem – mruknęła nostalgicznie, poruszając barkami.
Spojrzała ponownie na nią.
Czasem też odnoszę takie wrażenie, gdy już myślę, że cię nie ujrzę, pojawiasz się i na nowo rozdrapujesz zasklepiające się rany. Ale – zawiesiła na jedną chwilę głos, jakby coś przyszło jej do głowy. – Ale to może nie tylko kara, ale szansa? Szansa, którą tyle razy odrzuciłyśmy – zakończyła.

: 02 cze 2015, 19:40
autor: Dwuznaczna Aluzja
Nawet nie zwracała uwagi na to, czy zadaje jej ból. Nigdy jej to nie interesowało, nawet teraz. Mówiła to, co cisnęło jej się na usta, nie bacząc na konsekwencje. Uosobienie chaosu, szaleństwa. Głupoty? Nie. Impulsywności.
– Co to za przyszłość bez światła. Wszędzie mrok – odpowiedziała jej tylko, już spokojnie. Ten chwilowy napad furii szybko minął, zaraz po wydobyciu się z pyska ostatnich słów. Nie chodziło o stado, oh Immanorze, w ogóle nie o to chodziło. Miała na myśli to, jak wyglądało jej całe życie. Od narodzenia, gdy radziła sobie sama. Potem gdy spotkała Karkatha. Widziała jak ginie, jak giną wszyscy, jak jej dom znika w ogniu, słyszała ryk prześladowców, rozbrzmiewał teraz w jej głowie...
– One nigdy się nie zasklepią. Nie łudź się nadzieją, bo jest ona zgubna. Jest złudzeniem – mówiła jakby karcąco, niczym nauczyciel do nieposłusznego ucznia. Zmrużyła przy tym ślepia jeszcze bardziej, jakoby posyłała jej złowrogie, niezadowolone spojrzenie.
– Jaka szansa? Nie możemy żyć tak jak chciałaś. Między mną a Tobą jest mur. Nie zburzysz go siłą – stwierdziła jakby ze... Zrezygnowaniem? Jeśli to w ogóle możliwe. Nie czuła żalu, jej głos był stanowczy...

: 03 cze 2015, 18:48
autor: Zorza Północy
Czarodziejka wpatrywała się błyszczącymi, morskimi ślepiami w smoczycę, która kiedyś była jej tak bliska, a która odgrodziła się od niej. Sama Aill nie zrobiła nic, aby to zmienić. Koleje życia rzuciły ją w sam wir burzliwych wydarzeń... przez wiele straciła i jeszcze więcej nie dostrzegała, aż do teraz.
Końcówka ogona drgnęła, gdy usłyszała pierwsze słowa smoczycy. Miała nawet ochotę się uśmiechnąć, ale powstrzymała ten niemądry grymas.
Być może masz rację, ale z czasem przyzwyczaję się do bólu – odpowiedziała na wzmiankę o ranach.
Kiedy zmrużyła powieki, sama otworzyła nieco szerzej własne oczy. Pokręciła lekko łbem, ale nie było wiadomym, czy przeczy jej słowom, czy po prostu robi to nieświadomie.
Zamyśliła się, wodząc wzrokiem po znajomej sylwetce i nagle uśmiechnęła się, tak jak niegdyś.
Nie zawsze trzeba użyć siły, mur można przeskoczyć, czy też go przefrunąć, bo to, co nas dzieli i to co nas różni, nie musi być tym, co sprawi, że nigdy się nie dogadamy. Cóż to byłoby za nudne, nijakie życie, gdyby każdy zgadzał się ze sobą.

: 04 cze 2015, 17:12
autor: Dwuznaczna Aluzja
Parsknęła jedynie z kpiną, gdy usłyszała jej słowa. Ulotna, chociaż była dorosłą smoczycą, to nadal miała nieco pisklęcy tok rozumowania. Słuchała tego, co mówią starsi, a potem to powtarzała.
– Te brednie o przyzwyczajaniu się do bólu... Nie da się. Zawsze go czujesz, tylko zgrywasz silną – syknęła z niezadowoleniem. Wciąż nie postąpiła ku niej żadnego kroku. Stała tam gdzie przedtem. Widząc jej uśmiech po jej ciele przeszedł niewielki dreszcz. Znowu wracały do niej te przeklęte wspomnienia, które miały nigdy nie wracać, a jednak to robiły.
– Możesz próbować, ale ja nie jestem częścią Twojego świata. Nie należę do niego. Mój umysł jest zamknięty na takie osobistości jak Ty. I nigdy się nie otworzy – rzekła do niej ponuro, ale nie z przykrością. Po prostu, jak zwykle.

: 05 cze 2015, 20:29
autor: Zorza Północy
Westchnęła cicho, uginając zadni łapy tak, aby mogła na nich przysiąść. Ogon z cichym szemraniem przesuwał się po skale, zgarniając suchy pył, który ronił. Deszcze, zimno, ciepło i wiatr uszczuplały z każdym księżycem kamienne ciało, które roniło suche łzy.
Wiedziała, że smoczyca nadal patrzy na nią przez pryzmat tego, kim była jako pisklę, ale czy można jej było zarzucić, iż nadal miała to niewinne spojrzenie na świat? Nie, zdecydowanie nie. Straciła swą młodzieńczą energię i ciepło, którym obdarowała każdego, kogo poznała. Stała się nieufna, ale też impulsywna, jednak nie w radosny sposób, a... zaprawiony gorzkim gniewem i rodzącą się w sercu nienawiścią. Miała wrażenie, jakby się zatracała i czasem kroczyła na samej krawędzi, gdzie królował Pan Śmierci.
Nadal nosiła rany po tym niefortunnym wydarzeniu, gdy nurt rzeki Falar porwał ją kawałek za granice Cienia. Mogła wyjść z tego cało, gdyby tylko ugięła kark, ale nie potrafiła, nie w tamtej chwili, gdy ledwo uniknęła jednej śmierci. Gdy dopuściła się haniebnego uczynku na partnerce najlepszej przyjaciółki i swej niespełnionej miłości. Gdy zrozumiała, że musi zostawić swoje młode, a ich ojciec zrobi wszystko, aby te ją znienawidziły.
Obwiodła jęzorem pysk, słuchając jej słów i naprawdę współczuła smoczycy, na równi z tym, jak ją kochała i nienawidziła – to współczuła nią i nią gardziła. Tyle różnych sprzecznych emocji, ale największa była uraza, bo i ona ją odrzuciła, jak każdy, którego pokochała, dopuściła do swego serca. Ale czy wojowniczka nie ostrzegała jej, iż może mieć tylko jej szacunek? A teraz, widziała to wyraźnie, straciła i to.
Rozumiem to i nie zamierzam na siłę próbować stać się jego częścią. Ani nikogo więcej – mruknęła, a następnie wstała i wróciła na swe miejsce, odwracając się tyłem do smoczycy.
Nie, wiedziała, że to, co było nie powróci. Teraz już wiedziała, że nie da się zmienić przeszłości, a w co wierzyła, jako pisklę.

: 05 cze 2015, 20:42
autor: Dwuznaczna Aluzja
Aluzja nadal patrzyła na Ulotną przez pryzmat wspomnień. Wielu księżyców, wielu wspomnień, które nie uleciały. I pierwszy raz w życiu mogła stwierdzić, że czuła coś w rodzaju żalu. Nie chodziło o to, że straciła Ulotną, nigdy nie uznawała jej za kogoś bliskiego. Po prostu, to wszystko jakby ją przytłaczało. Cienista wojowniczka mogła przyznać, że jest niepewna, niezdecydowana.
– To, że nie możesz być częścią mojego świata nie oznacza, że masz odrzucać te należące do innych. Jesteś młoda, masz przed sobą ponad połowę życia. Korzystaj z niego bo nie wiesz, czy bogowie pozwolą Ci przeżyć kolejne. Daj innym szansę – mówiła spokojnie, ale w głosie słychać było tą ostrość, jakby nie znosiła sprzeciwu. Nie pasowało to zbytnio do sytuacji, ale Dwuznaczna nie zwracała uwagę na coś takiego jak tembr głosu.
I nagle zrobiła coś, czego sama się po sobie nie spodziewała. Postąpiła kilka kroków, by znaleźć się z boku Ulotnej, nieco z tyłu. Uniosła lewą łapę i wbiła szpony w lewy bok szyi. Krew płynęła wartką linią, zataczając prosty wzór na jej ciele. Położyła białą łuskę o złotych wzorach przed łapami czarodziejki.
– Próbowałam o Tobie zapomnieć, ale wiem że nie dam rady. Więc i Ty nie zapominaj o mnie – rzekła, i to były jej ostatnie słowa. Krew cienistej utworzyła obok smoczycy Życia niewielką kałużę. Ale wojowniczki już nie było. Zniknęła we mgle, na horyzoncie, przecinając skrzydłami powietrze.


: 20 cze 2015, 11:33
autor: Lenifiell
Pisklak przybył do Samotnej skały aby trenować, trenować umiejętność ważną dla niego ze względu na rodziców. Chciał się tutaj pouczyć magii ataku a później może i też magii obrony. Magia ataku czyli wyczarowywanie rożnych rodzajów pocisków na pewno nie była prosta, trzeba było zważać na to w co się celuje by nie dodać zbyt dużej ilości ponieważ pocisk może eksplodować i zadać obrażenia czarującemu. Pisklak postanowił poćwiczył strzelanie pociskami, wolał to trenować na nieożywionej skale niż na drzewach które mogły by przez to spłonąć zamarznąć bądź po prostu zostać roztrzaskane. Pierwszy pocisk jaki chciał wyczarować to miała być lodowa kula. Wyobraził sobie kulę w której krążył ciekły lód miała ona we wszystkich kierunkach około dwóch pazurów szerokości, rozchodziła się od niej zimna mgiełka, wskazująca na to, że kula jest bardzo bardzo zimna, kula wydawała ciche syczenie kiedy powietrze się z nią stykał. Celem tego pocisku było zamrożenie ciała, tutaj skały, nie mogło by ono się poruszać oraz stawało się podatne na roztrzaskanie. Kula miała trafiać dokładnie w zamierzone miejsce. Pisklak przelał w nią maddare i wyznaczył jej cel, w połowie skały była wypukłość w która miała uderzyć. Kula leciała do niej chwilkę a gdy uderzył, biała mgła roztoczyła się wokół miejsca uderzenia, skała w tamtym miejscu od razu zamarzła i oszroniała.
Kolejnym czarem który pisklak chciał by trafił w to samo miejsce miał być kamienny szpikulec, gdyby ten szpikulec miał wbijać się w smoka, jego celem było połamanie kości i doprowadzenie do dużego spustoszenia w narządach wewnętrznych smoka atakowanego. Pocisk miał mieć długość 3 pazurów, miał być odporny na roztrzaskanie i być bardzo twardy. Pisklak przelał w niego maddarę i patrzył jak leci szybko do celu, w trakcie walki ze smokiem pocisk miał pojawiać się tuż przed smokiem i bardzo szybko ruszać z miejsca, tutaj leciał z mniejsza szybkością, bo pisklak wiedział ze skała nie zrobi uniku, pocisk uderzy w zamrożona skałę łamiąc się na niej i ukraszając jej większy kawałek.
Kolejny atak, miał być taki jakiego nauczyła go ostatnio Zabójcza. Miały to być pnącza które posiadały długość dwóch skrzydeł o kolorze jasnej zieleni i grubości połowy pazura. Pnącza miały być odporne na rozerwanie i magię ognia, wody oraz na kwas. Pisklak chciał aby pnącza oplątały się wokół mniejszych skał stojących nieopodal tej dużej. Miały one w zamiarze oplątywać się wokół szyi smoka i jego łap, a te wokół szyi miały się zacieśniać, co mogło by doprowadzić do zemdlenia smoka z braku tlenu, pisklakowi nie zależało na zabijaniu kogokolwiek, a bardziej na eliminowaniu go z dalszej walki. Pisklak przelał maddarę w pnącza i patrzył jak przyglądał się wynikowi swojego czaru. Pnącza pełzły pod ziemią kiedy były w pobliżu małych skał wyskoczyły z ziemi i obwiązały się wokół nich. Tak ten czar jest naprawdę efektowny pomyślał.
Następnym atakiem jaki zaplanował miała być ognista kula podobna do tej pierwszej, miała jednak trzy pazury szerokości, krążył w niej płynny ogień, oświetlać miała okolicę, a gęsty ogień który w niej pływał skwierczał sympatycznie, kula była bardzo gorąca, celem w jej ataku było przypalenie ciała doprowadzenie do dużych oparzeń wewnątrz i z zewnątrz. Ogień w kuli cały czas miał falować, celem kuli znów było to samo miejsce gdzie wcześniej uderzyły lodowa i kamienny kolec. Przelał w nią maddarę i przyglądał się jak z dużą prędkością, skwiercząc, sycząc i rzucając iskry we wszystkich kierunkach leci w tamtym kierunku. Po chwili uderzyła z wielkim impetem weń i wyrzuciła kolejne iskry i ogień i zniknęła. Ta kula nie była zbyt efektywna przy spotkaniu z Kamienną skałą.
Kolejnym czarem jaki wyobraził sobie pisklak, była zimna wichura. Chodziło mu o to żeby wiatr zawiał na przeciwnika bardzo mocno i z ogromna prędkością bardzo zimnym powietrzem, co mogło by zadać obrażenia na całym ciele, odmrożenia i ogólne zaziębienie i zmęczenie. Atak nie był ciężki dla przeciwnika ale mógł być skuteczny. Pisklakowi wydawało się ze chyba go nie użyje nigdy, był zbyt słaby by zrobić większe obrażenia przeciwnikowi. Przelał weń maddarę i przyglądał się jak wiatr zbiera się i uderza w skałę, dopiero teraz się zorientował takie uderzenie morze wywrócić smoka a nawet doprowadzić że jak ten się wywróci coś złamie. Lecz pisklak nadal uważał że jest to nazbyt słaby czar.
Pisklak wiedział ze wyprowadzanie ataków przez smoka jest najważniejsza rzeczą, obrona zawsze się może kiedyś załamać a smok dostanie wtedy obrażenia, przez co może przegrać walkę. magia ataku miała kilka domen z których można było korzystać, ogień lud, roślinność czy kamienie, wydawały się proste ale mogły zadawać naprawdę śmiertelne obrażenia. Magia była bardziej epicką rzeczą w porównaniu ze zwykła walką, a co najmniej bardziej efektowna, lecz była też trudniejsza do nauki, ponieważ trzeba było uważać na używanie maddary, a w dodatku można stracić przytomność jeśli użyje się jej za dużo. Pisklak postanowił ze tym razem naukę trzeba już zakończyć, że wystarczy już na dzisiaj treningu magii, był już bardzo zmęczony, marzył o położeniu się na posłaniu i zaśnięciu.

: 30 lip 2015, 12:04
autor: Niewinna Łuska
Okrążył skałę raz i drugi, podziwiając jak pięknie wznosi się nad przepaścią wypełnioną urokliwymi, ostrymi jak kły jakiegoś mitycznego lewiatana kolcami. "O nie, jakie okropne miejsce żeby trenować!, Przecież można spaść i się zabić!" – pomyślałby każdy z wyjątkiem Kaszmirowego. Ale ekstra! Czemu nigdy wcześniej mnie tu nie było? – zastanawiał się w duchu, lądując w samym środku kolumny, jedynej ostoi w zasięgu wzroku dla lądowych stworzeń szukających oparcia dla łap. Złożył pośpiesznie skrzydła by nie tracić czasu. Czekało go teraz coś bardzo nieprzyjemnego. Tysiąckroć bardziej wolałby lecieć prosto do szczeliny wulkanu, by tam znaleźć swojego nauczyciela, wśród wojowników ognia. Niestety, zabieg taki zakończyłby się niechybną śmiercią, powyrywanymi skrzydłami etc. etc. Niepotrzebne skreślić, wraz z Kaszmirem widniejącym na liście żywych smoków. Ogniści na pewno dobrze pilnowali wejścia do swojego obozu. Z tego powodu, czekało go TO. Komunikacja... tum dum dum! Telepatyczna. Uh, aż coś przewracało mu się w żołądku na samą myśl o użyciu magii, ale no dobra. Mus to mu. Zamknął oczy, szukając w sobie tego obrzydliwie nienamacalnego CZEGOŚ, nazywanego źródłem. Był trochę jak małpolud klęczący nad ogniskiem z dwoma krzemieniami w ręce, próbujący wykrzesać chociaż najmniejszą iskrę mocy. Ug, ug! – zakrzyknął bojowo w myślach, uwalniając malutką, ledwie wyczuwalną porcję maddary. No dobra, musi wystarczyć. Teraz trzeba zrobić ten czarodziejski sznurek. Musi myśleć o Pożeraczu. Pożeracz Księżyca, Pożeracz Księżyca, Pożeracz Księżyca... Z zamkniętymi ślepiami skupiał się na tym imieniu tak długo, aż poczuł, że fragment maddary ulatuje gdzieś w przestrzeń. O tak, udało się! Otworzył oczy, by zobaczyć przed sobą okrągły, świecący obiekt. Co do diaska... Zmrużył ślepia, patrząc na tajemniczy okrąg przed swoim pyskiem. Chaps! Kawałek odblaskowego kółka zniknął, pozostawiając po sobie tylko ślad ugryzienia. Reszta iluzji zamigotała i zgasła. Adept podrapał się po głowie, przekrzywiając łeb. Bardzo śmieszne moja podświadomości. Bardzo śmieszne...
Jeszcze raz. Chlast, chlast, kamyczkiem o kamyk. Trybiki w jego mózgu przeskoczył ze zgrzytem i znów miał w swoich mentalnych łapkach cząstkę magicznej energii. Skupił się na wytworzeniu połączenia z obozem Ognia. Przerzucił kawał liny w kierunku terenu Grzanek i zaczął szukać umysłu Lunka. Gdzie on jest, gdzie on jest? Nagle trafił na coś zimnego i twardego jak kamień. Hmm... to musi być on. Popchnął swoje myśli przez mało stabilne, magiczne łącze.
~ Halo, halo? Próba połączenia. Raz dwa, raz dwa. Słychać mnie? Odbiór... ~ poczuł, jak telepatyczna nić drga pod naporem jego słów. No cóż, działa! ~ Tutaj Kaszmir z Życia. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w niczym ważnym. Miałbyś chwilę, żeby Poduczyć mnie walki? Jestem na... wielkim, wąskim słupie nad bezdenną przepaścią śmiertelnie niebezpiecznych kolców, gdzieś na terenach wspólnych. Trudno to coś przeoczyć, mówię Ci, niezła jazda!
Nie odkładał słuchawki, czekając na jakąś odpowiedź. Może wybrał zły numer i gada do jakiegoś lodowca? Nie znał się na magii, cholera wie jak działa to ustrojstwo.

: 03 sie 2015, 9:35
autor: Posępny Czerep
Samiec drzemał go jeszcze, gdy coś zaczęło uporczywie mruczeć mu w głowie. Najpierw odgonił łapą "to coś", machając nią koło ucha, jakby spodziewał się, że krąży tam mucha. Usiłował spać. Jednak nawet ten gest obudził go na tyle, by zyskać świadomość, że dźwięk jest głosem, nie koło niego.. A centralnie w jego łbie, Podniósł łeb z łap i skupił się. Po chwili wiedział już co i jak, dlatego uczepił się maddarowego łącza i przekazał odpowiedź Kaszmirowemu: "~ Witaj Kaszmirze. Jedyna ważna rzecz, jaką dziś robię, jest sen, więc nawet cieszę się, że mi przeszkodziłeś. Myślę, że Cię znajdę, tym bardziej jeśli nie będziesz blokował swego umysły. Maddara jest jak wytarty szlak (autostrada! Autostrada!)" Jego cichy, mruczący głos zabrzmiał w głowie adepta, kiedy jego właściciel już rozpostarł skrzydła. Na szczęście ten poranek spędził na Terenach Wspólnych, więc nie miał daleko. Na początku krążył bezskutecznie, usiłując wytropić samca z Życia. Z czasem jednak wszystko ciągnęło go do jednego miejsca i Księżyc wysłuchał impulsu. Kiedy zobaczył czerwoną plamkę o niebieskiej grzywie, zaryczał pozdrawiając i wylądował kilka ogonów przed nim, resztę dystansu pokonując pieszo z wciąż rozłożonymi skrzydłami. Zarzucił łbem i uśmiechnął się nieco dziko.
– A więc walka, tak, mój druhu? – Spytał retorycznie, przyglądając mu się. Po chwili parsknął śmiechem. – Geass.. Wygląda na to, że dorosłą rangę osiągniesz w tym samym wieku, co i ja. – Tu wyszczerzył się nieco głupio, nie chcąc, by przyjaciel źle zrozumiał jego słowa. – Dobrze więc.. Powiedz mi najpierw.. Ile już wiesz i umiesz? Czego próbowałeś? I kto Cię uczył? – Ostatnie słowa wróżyły już tylko ciekawość.

// Polecam maximum nauki, niewiele fabuły, bo chciałabym przede wszystkim wywiązać się z obowiązku póki mogę :D I lepiej nie pytaj go o córki, nie chce, by przypadkiem Cię zabił albo się rozryczał jak baba XD

: 04 sie 2015, 22:25
autor: Niewinna Łuska
Poszukiwania rzeczywiście nie mogły być łatwe. Ucieszył się, gdy usłyszał głos przyjaciela. Jeśli w ogóle mógł go tak nazwać. W sumie nie znali się aż tak dobrze, ale Kaszmir uważał wszystkich, za swoich przyjaciół. No, chyba że byli częścią niechlubnego Cienia. W każdym razie, gdy Pożeracz wspomniał o nie zamykaniu umysłu, adept natychmiast drgnął niespokojnie, a mentalna więź straciła na wyrazistości. Pierwsza myśl o nie zamykaniu umysłu, skończyła się zamknięciem umysłu. Cholera, cholera... ~ Mruczał gorączkowo, próbując przywrócić stabilną więź. Raz wychodziło mu to lepiej, raz gorzej. Zawsze jak ktoś powie, żebyś o czymś nie myślał, to natychmiast pojawia się w twojej głowie. Straszna przypadłość. Fatalny czarodziej odetchnął z ulgą, gdy zobaczył masywną sylwetkę lecącego samca i w końcu mógł zerwać magiczną nić, porzucając maddarę z głośnym "O taaaak...". Bleh, magia. Po co to komu.
Uniósł się na łapach, rycząc głośno na powitanie. Pokazał się przy okazji w całej okazałości, żeby łatwiej go było namierzyć. Niepotrzebnie, przecież podniebna twierdza już go namierzyła. Czy ten trening, to na pewno dobry pomysł? Kiedy tak patrzysz na smoka takich rozmiarów, trochę odechciewa się walczyć. Szczególnie, gdy rozpościera skrzydła na tle nieba i całe jego ciało mówi subtelnym, niezobowiązującym tonem "ZMIAŻDŻYĆ".
Gdy wylądował, wcale sytuacja nie wyglądała lepiej. Uśmiechnął się jakoś tak... niepokojąco. Tak, to chyba było dobre słowo. Ok, ok, skoro jest jak góra, to pewnie też powolny jak ślimak ~ zaczął uspokajać się w myślach. W wyobraźni już miał scenariusz, w którym biega spanikowany dookoła skalnej platformy, a wojownik leniwie macha za nim łapą, która spada tuż za jego puszystym ogonem, zostawiając wielkie wgniecenie w skale. O nie, nie chciał takiego "treningu". Przecież on niczego się nie boi. Co tam doświadczony wojownik. Damy radę!
– Tak, walka – postarał się odpowiedzieć swobodnie i wesoło jak zwykle. Jednak wyszło bardziej coś na kształt zażenowanego szczeknięcia, urywającego temat, zanim na dobre się zaczął. Ile jeszcze smoków, zapyta się o tą jego durną rangę?! Teraz poczuł, że chce rozpocząć ćwiczenia szybko, bo inaczej potnie całą tą skałę własnymi pazurami na plasterki. – To nie moja wina, że w stadzie nie mamy nawet jednego wojownika! Nie wyciągnę tej wiedzy z pod ziemi.
Powiedział trochę głośniej niż planował, co nawet go zdziwiło. Nie poczuł, kiedy nadchodzi cicha fala piekącej złości. Ostatnio coraz słabiej to kontrolował. Powinien więcej walczyć na arenie.
– Ekhem, przepraszam – poprawił się nagle, siadając przed ognistym. – Bardzo się cieszę, że zgodziłeś mi się pomóc. Po prostu mam problemy ze szkoleniem.
Wziął głęboki oddech, zanim kontynuował.
– Uczył mnie Słowo Prawdy. Ale zanim dokończyliśmy szkolenie, uciekł do Cienia, zostawiając całe nasze stado na pastwę losu. Tak jak poprzedni przywódca – wypluł z siebie już spokojniej, jednak wciąż słychać było w jego głosie obrzydzenie całym tym procederem. Jak można tak po prostu z dnia na dzień zmienić stado? To jak wymienić sobie wszystkie łuski, albo wstawić sobie nowe zęby. Albo futerko!
Przynajmniej pocieszyła go wiadomość, że Lunarny też nie został wojownikiem bez przejść i problemów. Tak więc nie miał się obawiać, że ktoś nadszarpnie jego ambitne ego.
– Uczyłem się podstaw. Całkiem niewiele. Słowo uczył mnie i brata, od razu zademonstrował nam standardowe ataki, uniki... Potem wypróbował jak sobie radzimy w praktyce. Było dość ciężko, cały wyszedłem poobijany. A potem już różne były te treningi, raz wlazł na drzewo i nie mogliśmy go stamtąd ściągnąć – zachichotał pod nosem jak złośliwa hiena. Nie miał pojęcia, że jeszcze jakieś wspomnienia ze "Zdrajcą" mogą go rozśmieszyć. – Ale nie wiem, czy dobrze nas przygotował. Nie wspomniał za dużo jak powinno się atakować. Rzecz jasna oprócz tego, że celnie i szybko. Próbowałem poćwiczyć to samemu, ale drzewa to średni cel. Zdecydowanie za łatwo dają się trafić.
Wzruszył barkami, po czym odrzucił łeb do tyłu, wprawiając grzywę w poruszenie. Uśmiechnął się do Pożeracza, w myślach ciesząc się jedynie, że już nie będzie musiał nudzić się samemu.
– A, walczyłem jeszcze na arenie z bratem... – wspomniał nagle, gdy myśli wskoczyły na słuszny tor. – I obydwaj zawaliliśmy.
Skwitował krótko, nie przebierając już w słowach. Ta walka to faktycznie była jego osobista porażka. Skakali wokół siebie jak ślepe kurczaki, nie mogąc się w ogóle trafić. Dopiero, gdy Oczko się przewrócił(!), Kaszmirowemu udało się go zadrapać. Tylko zadrapać. Obydwoje byli po prostu zbyt szybcy.
– To chyba tyle, cóż mam jeszcze powiedzieć. Znam słabe punkty na ciele smoka, wiem jak się ustawić. Potrzeba mi tylko więcej szczegółów. Jak zadać rozleglejsze rany, jak dostać się do krytycznych miejsc szybciej i nie tracić czasu na niepotrzebne ruchy. To wszystko, czego mi trzeba. Reszta wyjdzie na wierzch już na arenie – po tych słowach wstał, ustawiając się przed Pożeraczem na ugiętych łapach. Nie wydawało mu się, żeby samiec od razu zaczął z "grubej rury", ale przy kimś przynajmniej dwa razy cięższym od siebie wolał nie ryzykować. – To jak, zaczynamy? Nie chcę marnować więcej twojego czasu.
Bawił się środkiem ciężkości swojego ciała, przemieszczając go to w jedną, to w drugą stronę. Wydawało mu się, że spokojny z natury wojownik nie zacznie od zepchnięcia go z klifu. "This, is, Fire!". Dlatego liczył, że przezorna gotowość nie będzie potrzebna. Poza tym i tak nie lubił myśleć na siedząco. To strasznie blokowało szare komórki.

: 26 sie 2015, 21:15
autor: Oczywistooki
Piękna noc? Jest. Teren, gdzie mało jest smoków? Jest. Mroczne tereny kojarzące się tylko z Cienistymi? Są. Perfekcyjnie! Oczywisty wylądował na skale, podziwiając jak co noc wielkie i gwieździste niebo. Szukał wszędzie różnych gwiazdozbiorów i wyobrażał sobie różne dziwne kształty, które tworzyły dla niego gwiazdy.
– Aria... Cirrus... Wiem, że gdzieś tam jesteście i mnie słyszycie. Jesteście zapewne tak piękni, jak inne dusze, które już opuściły ten świat. – Rzekł po cichutku sam do siebie wzdychając. Nie był smutny, tylko wspominał dawne czasy, gdzie miał dużo więcej braci i sióstr...

: 26 sie 2015, 21:48
autor: Nathi
Słowo sporo spacerował, również nocą. Teraz sprawiało mu to znacznie mniej przyjemności – ze względu na nowo otrzymaną ranę, na barku. Każdy krok sprawiał mu olbrzymi ból. Pierwsze trzy dni niemal nie wychodził z groty, ale w końcu podniósł zad i wyszedł, zmęczony bezczynnością. Smok Życia, nawet, jeśli były, nie mógł siedzieć otoczony ciemnością i zimną skałą, z dala od natury. A że był środek nocy – nic na to nie poradzi.
Tym razem wybrał lot. Ruch skrzydeł nie wywoływał bólu, jedynie poruszanie łapą – która teraz wisiała swobodnie.
Stojący na skale Oczywisty mógł spostrzec, że część gwiazd zniknęło. Pochłonęła je czerń.
W nocy kształty i zjawiska wyglądają inaczej, niż za dnia. To, co wydawało się być rozszerzającą otchłanią, było w rzeczywistości ciemnymi skrzydłami byłego mistrza Oczka, które na chwilę przysłoniły część nieboskłonu.
Samiec obniżył lot i spokojnie opadł na samej krawędzi skały, przed niebieskołuskim. Gdy postawił na podłożu lewą łapę, syknął z bólu. Powinien był wylądować jeszcze łagodniej.
– Dobry wieczór – przywitał się spokojnie i delikatnie skinął łbem. Zupełnie, jakby został tu wezwany, jakby umówili się na rozmowę. Nie dało się nic wyczytać z jego pyska. Złożył skrzydła, a lewą łapę odciążył.

: 26 sie 2015, 22:00
autor: Oczywistooki
Tego to tutaj się najmniej spodziewał. Zmierzył go wzrokiem mieszanym z milczeniem, kiedy Słowo przy nim wylądował i się przywitał. Oczywisty jakby się na chwilę zwiesił zastanawiając się, czy to czasem nie przyszedł kolejny Cienisty, który zechce mu zrobić krzywdę. Odruchowo odsunął się od przykrego zapachu charakterystycznego dla smoków Cienia na sam skraj skały.
– ...Witaj. – Przywitał się z nim krótko, po kilku chwilach milczenia. Po co on tu w ogóle przyleciał?

: 26 sie 2015, 22:19
autor: Nathi
Usiadł powoli, owijając łapy ogonem. Uważnie przypatrywał się swojemu byłemu uczniowi, ale nie było w jego spojrzeniu nienawiści. Można powiedzieć, że zobojętniał. Nienawiść była tak popularną emocją kierowaną wobec niego i przez niego, że stała się zbyt pospolita. Neutralność stała się znacznie bardziej unikatowa. I spokój – chociaż ostatnimi czasy Słowo był w stanie zachować spokój bez względu na odczuwaną emocję. Tak było łatwiej. Łatwiej się rozmawiało, czy przekonywało.
Ziewnął, choć nie chciało mu się spać. Orzeźwiało go chłodne, nocne powietrze, a cykanie świerszczy skutecznie zakłócało niezbędną do snu ciszę.
– Jak mam się do ciebie zwracać? Nadal jesteście adeptami, czy przeszliście już ceremonię? – spytał zwyczajnie. Jakby przyleciał poplotkować.
– Przydzielono wam nowego mistrza? – spytał, może z niemal niewyczuwalną nutą rozczarowania w głosie. Zaczął ich szkolić i wbrew pozorom mile wspominał tamte czasy. Ale nie doprowadził ich do końca.
Cóż, nie z jego winy. Nie ważne, jak sprawni byli fizycznie, jak szybko wyprowadzali cięcia. Przy decyzjach inne cechy były ważne, a ich najwyraźniej pozostała część stada Życia nie miała rozwiniętych na tyle dobrze, jak on. Dali się zmanipulować przez rządną władzy Jesień, przez zdradliwych Wodnych i zapomnieli o wszystkich wyznawanych dotychczas zasadach. O dotychczasowych poglądach. I stracili zaufanie do mistrza, który traktował ich jak własne dzieci. Który im zaufał i pokładał w nich nadzieje. Wszyscy krzyczeli "zdrajca", więc i oni się dołączyli. To zrozumiałe – byli młodzi, nie chcieli odstawać.
– Jesień pewnie została przywódczynią... – mruknął. Trudno powiedzieć, czy było to pytanie.

: 26 sie 2015, 22:30
autor: Oczywistooki
Adept znów przez chwilę milczał.
– Przykro mi, ale nie mogę Ci udzielić takich informacji. Jeśli chcesz szpiegować, to pytaj o takie rzeczy głupszego smoka ode mnie. – Zaczął, lecz bez żadnej nuty nienawiści. Po prostu wyczuwał, że Słowo bardzo chciałby wiedzieć o... pewnych rzeczach. – Mów do mnie jak chcesz. Nie, nie miałem jeszcze ceremonii i wiem, że długo jej nie mam. – Wpatrywał się w niego, jakby obawiając się tego, iż zacznie zachowywać jak typowy cienisty i zechce go zepchnąć ze skały tylko dla przyjemności. – Ah, i jeszcze jedno. Z przyzwyczajenia mogę przypadkiem się jeszcze do Ciebie zwracać "Mistrzu"... Chyba Ci to nie przeszkadza. – Dodał po chwili.

: 26 sie 2015, 22:51
autor: Nathi
Zmarszczył czoło.
– Nie wydaje mi się, aby informacja o tym, kto jest przywódcą danego stada była tajemnicą – oznajmił. – Przywódca reprezentuje całe stado. Ale jeśli nie chcesz, to nie mów – wzruszył barkami. I tak przecież się dowie. A znajomość przywódcy przez smoki innych stad jedynie ułatwiała stadu funkcjonowanie – było wiadomym, kogo wezwać, gdy coś się stanie, na przykład. Nadal bawiło go, że wszyscy obawiali się go – Słowa. Nie miał sojuszników, nie miał planu, był nikim, a teraz jeszcze stał się kalekim. A smoki wciąż obawiały się, że ich zmanipuluje, zdradzi i wykorzysta każde ich zdanie do wbicia im noża w plecy i zrujnowania życia. Nie, żeby mu to przeszkadzało.
– A Kaszmir? Widziałem go ostatnio na granicy – spytał zauważywszy, że Oczywisty wspomniał tylko o sobie. Z drugiej strony, jeśli jego brat był już wojownikiem, to nic dziwnego, że niebieskołuski nie chciał o tym wspominać. Musiałby się czuć z tym strasznie źle.
– Zdaje się, że nie mieliśmy okazji porozmawiać od... zajścia na skale. Możesz zacząć, jeśli masz do powiedzenia coś, czym chciałbyś się podzielić. I nie każę ci zdradzać stada, usiłując wydobyć cenne informacje niezbędne do zniszczenia Życia. Porozmawiajmy o czym chcesz, odkładając na bok to... wszystko – wzruszył barkami. A co?

: 26 sie 2015, 23:08
autor: Oczywistooki
– No dobra... – Westchnął, kładąc się na brzuchu na skale i ciągle wpatrując się tymi wielkimi ślepiami w Słowo. – Z Kaszmirem wszystko w porządku... Tak w ogóle to zawsze się zastanawiałem, jaka jest twoja przeszłość, dzieciństwo i tym podobne. – Odrzekł po chwili, ledwo powstrzymując się od dodania komentarza o treści "...że jesteś takim złym i kłamliwym smokiem.". Na prawdę to go bardzo interesowało! Przy okazji zobaczył dość dużą spadającą gwiazdę na niebie. Była tak cudowna, że adept aż musiał oderwać wzrok od ciemnego smoka, pochłonięty tym inspiracyjnym widokiem.